[ Na początki, chcę tylko zaznaczyć, że to moja pierwsza notka fabularna, więc bądźcie łaskawi. Zapraszam do przeczytania, skomentowania i wytknięcia błędów, jeśli takowe się pojawią :) ]
Dawno, dawno temu, za górami i za
lasami w zamku na wysokim wzgórzu, żyła sobie królewska para.
Rządzili swoim małym królestwem dobrze i sprawiedliwie a w swoim
zamku wszędzie dało się wyczuć bijące od nich uczucie. Nie mieli
tylko jednego – dziecka. Po wielu miesiącach, gdy myśleli, że
ich potomek nie urodzi się, okazało się, że dobra królowa jest w
ciąży. Radości nie było końca.
Dziewięć miesięcy później na
świat przyszła blond włosa piękność o mądrych i błękitnych
oczach. Rodzice obiecali, że będą się o nią troszczyć i że
włos, z jej maleńkiej główki nie będzie miał prawa spaść na
ziemię. Dziewczynka rosła i dojrzewała, a po parunastu latach
wyrosła na równie mądrą kobietę, co jej rodzice.
Niestety szczęście nie trwało
długo. Pewnego słonecznego dnia, gdy rodzina królewska wybrała
się na spacer, Króla spotkało coś złego. Zły Wąż opętał
ciało biednego mężczyzny i zagościł w jego sercu, powodując że
stało się ono czarne i ciężkie jak skała. Król przez bardzo
długi czas zachowywał pozory dawnego siebie. Z czasem jednak dało
się poznać, że jego charakter zmienia się i już nie jest tym
dawnym, sprawiedliwym władcą co kiedyś. Na oczach córki i żony
stawał się aroganckim i złym człowiekiem. Za każdym jego słowem
czy gestem, przemawiała nienawiść do słabszych i uciemiężonych.
W szybkim czasie Królowa znalazła się pod wpływem męża i sama
również się zmieniła. Przestała się uśmiechać. Jej twarz na
zawsze miał już znajdywać się ten sam grymas, który przypominał
uśmiech osoby, która została sparaliżowana przez najgorszą z
możliwych trucizn. Kobieta stała się chodzącym cieniem swojego
męża. Jej serce pozostało jednak czyste i nieskalane mocą Złego
Węża. Księżniczka pozostała jednak niepodatna na wpływy ojca i
opierała się im na każdy możliwy sposób. Była pewna, że gdzieś
tam w głębi Król nadal zachował resztki swojego dawnego siebie i
nie skrzywdzi jej. Myliła się.
Pierwsza łza.
Uciekła. Biegła przed siebie
najszybciej jak tylko mogła. Nie zważała na to, że gałęzie
ranią jej delikatną skórę i drą piękną suknię. Nie chciała
się zatrzymać. Nie chciała oglądać się za siebie. Wiedziała
czym może to grozić. Nie potrafiłaby znieść wężowego piętna w
swoim sercu.
Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy na
swojej drodze natknęła się na małą i drewnianą chatkę, która
przed wzrokiem innych ludzi była skryta w samym środku ciemnego
lasu. Zapikała wtedy do drzwi, które otworzyły się z głośnym
skrzypnięciem. W progu stanęła jasna istota. Księżniczka nie
mogła rozpoznać kim była, jednak wyczuła, że owo stworzenie nie
zrobi jej krzywdy. Okazało się, że znajdywała się w domku Ducha
Lasu, który wskazał dziewczynie drogę, którą powinna iść. Nie
była to łatwa trasa, na której miało pojawić się wiele
przeszkód, jednak na końcu owej drogi czekało na księżniczkę
coś czego życzyła sobie najbardziej na świecie.
Wróciła na Zamek. Nie przyszło jej
to łatwo, ale wiedziała, że tak właśnie musiała postąpić.
Przekroczyła bramę i szybko znalazła się w ogromnej sali, w
której czekał już na nią jej ojciec. Ubrany był w czarną szatę,
która sięgała podłogi. To już nie był Król.
Potwór,
pomyślała podchodząc bliżej.
Wydawało się, że ojciec ją
ignorował. Nie odezwał się. Wpatrywał swoje czarne jak węgiel
oczy w blade oblicze swej córki. Odszedł.
Dziewczyna została sama. Nie poczuła
się jednak lepiej. Drżała. Widziała skamieniałą twarz ojca, bez
żadnych emocji. Bała się. Po raz pierwszy w swoim życiu
doświadczyła takiego uczucia jakim był strach. Wcześniej jej
życie było beztroskie i pozbawione smutków. Poczuła ucisk w
brzuchu. Bez wahania pobiegła do komnaty swojej matki. Nie było jej
tam, nie było jej w Zamku. Nic gorszego nie mogło się wydarzyć.
Znów się pomyliła.
Druga łza.
***
Księżniczka przebywała w swojej
komnacie. Była sama. Na każdym kroku czuła się obserwowana.
Wyjrzała przez okno. Dawniej rozpościerał się z niego widok na
przepiękny ogród, teraz jednak miejsce egzotycznych i pachnących
kwiatów zajęły wysokie kępy suchej trawy. Nie było już nic na
co można byłoby spojrzeć i pozachwycać się widokiem. Wszystko,
co niegdyś piękne i inspirujące, przeminęło. Na jego miejscu
pojawiło się zło w najczystszej postaci. Tak samo złe jak serce
Złego Króla. Wzgórze i cały zamek umarło w dniu, w którym
pojawił się tam Zły Wąż.
Księżniczka położyła się na
swoim łóżku. Nadal pachniało beztroską i najprzyjemniejszymi
momentami. Zasnęła.
****
Obudziło ją głośne pukanie do
drzwi. Podniosła lekko głowę i spojrzała przez okno. Na zewnątrz
było ciemno i cicho. Dawniej rozlegały się odgłosy świerszczy i
innych nocnych stworzeń. Tęskniła za tym.
Podeszła do drzwi i uchyliła je
lekko. Szybko rozpoznała ten obojętny wyraz twarzy i długą szatę.
Wzięła głęboki oddech. Czuła już, jak jej dłonie zaczynają
lekko drżeć, w żołądku pojawił się znajomy uścisk i zaschło
jej w gardle. Spojrzała na ojca.
– Słucham? – spytała, nie dając
po sobie poznać tego, że wewnątrz niej rozgrywa się bitwa, która
na celu miała utrzymanie emocji wewnątrz i nie pozwolenie im
wypłynąć na zewnątrz.
– Chodź ze mną – odpowiedział
nawet nie patrząc na córkę.
– Po co? – dziewczyna zacisnęła
dłoń na drewnianym stoliku, który znajdywał się niedaleko. Ostre
kanty wbijały się w delikatną skórę księżniczki, powodując,
że dziewczyna bardziej skupiała się na bólu niż na strachu.
– Bez dyskusji – usłyszała w
odpowiedzi. Ojciec prawie krzyknął a w jego oczach pojawiła się
irytacja i zdenerwowanie, czyli jedyne emocje na jakie kiedykolwiek
mógł się zdecydować. Pociągnął córkę za rękę i szybko
wyciągnął, a raczej wypchnął, z komnaty. Zeszli po schodach.
Dziewczyna raz za razem odwracała się, aby sprawdzić czy jej
ojciec za nią idzie. Mężczyzna nie odstępował jej nawet na krok.
Szedł po cichu, wtapiając się w ciemną scenerię. Był niczym
cień z tym wyjątkiem, że nie znikał, gdy wchodzili w coraz
mroczniejsze miejsca, to tu stawał się jeszcze gorszy.
Król wprowadził córkę do
tajemniczego pokoju, w którym jeszcze nigdy nie była. Na środku
znajdowało się tylko jedno krzesło, ale nie dane było dziewczynie
na nim usiąść.
– Zapłacisz, za to co zrobiłaś –
usłyszała grzmiący nad nią głos. Nie był to jednak ten dźwięk,
który znała. Ojciec mówił do niej tonem jakiego jeszcze nie
znała. Ochrypły głos bardziej przypominał skrzek niż normalną
barwę, która była charakterystyczna dla Króla.
– Za co? – spytała z
niedowierzaniem spoglądała na ojca próbując wypatrzeć
jakąkolwiek emocję. Jego twarz pozostała jednak z kamienia. Nie
było już na niej nawet dawnej irytacji. Nieposłuszni muszą zostać
ukarani – zagrzmiał. Nie powiedział tego Król. Był to głos
Złego Węża, który już całkowicie przejął władzę nad ciałem
ojca.
Komnatę rozświetliło czerwone
światło a dziewczynę ogarnął ogromny ból, jakiego jeszcze nigdy
w życiu nie czuła. Upadła na zimną i brudną podłogę. Nie mogła
myśleć o niczym innym jak o śmierci. To było straszne. Krzyczała
i błagała ojca o to by przestał, ale tak się nie stało.
Trzecia łza.
Czwarta łza.
Piąta łza.
*****
Księżniczka znów leżała w łóżku.
Byłą wykończona. Nie chciała ruszać się z tego miejsca. Mogłaby
tu spędzić całe życie. Odwróciła się plecami w kierunku drzwi.
Panował mrok, taki sam jak wczorajszej nocy. Dziewczyna wiedziała
co teraz musi zrobić.
Uciekła. Kolejny raz uciekła.
Każda droga ma swoje przeszkody i
utrudnienia, jedno właśnie pokonała. Została jej tylko blizna,
która zapewne na zawsze skazi czyste, jak dotąd, serce księżniczki.
Szósta łza.
KONIEC.
Audrey wpatrywała się w siedzącą
naprzeciwko blondynkę. Dziewczyna przesunęła ręką po szyi,
zsuwając szalik, który odsłonił poprzeczną bliznę. Uśmiechnęła
się.
– I tyle? – spytała Miller.
Chciałaby poznać dalszą część historii. Sama nie wiedziała
dlaczego.
– Sama mi powiedz – odparła
blondynka. Audrey nie lubiła, gdy ta rozmawiała z nią w ten
sposób. Czuła się wtedy jakby jej rozmówczyni wiedziała coś o
czym sama nie miała jeszcze pojęcia. Zapewne tak było. Nie lubiła
tego.
– Lissa, brałaś już swoje leki?
– Miller podniosła lekko brew i posłała Melissie dziwne
spojrzenie.
Dziewczyna uniosła ramiona do góry.
– W życiu nie ma happy endów, ty
wiesz o tym najlepiej, prawda? – Mel przejrzałą ją na wylot.
Wiedziała co grysie Audrey i co chowa przed światem. Ślizgonka
wstała z dotychczas zajmowanego miejsca i położyła dłonie na
blacie stolika.
– Zajmij się swoim życiem a nie
moim – wykrzyczała, co spowodowało, że cała sala zwróciła na
nie uwagi. Pięknie tego jej tylko brakowało. Nie chciała być
teraz w centrum uwagi.
Skierowała się do lochów i po
chwili znalazła się w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Parę uczniów
spojrzało na nią, gdy szybkim krokiem zmierzała do swojego pokoju.
Gdy już się w nim znalazła to rzuciła się na łóżko i
spojrzała na Hekate. Suczka leżała na podłodze i czujnie
obserwowała swoją właścicielkę oczami, które były zbyt mądre,
by mogły należeć do zwierzęcia.
W życiu nie ma happy endów,
prawda?
– Prawda
– zgodziła się.
Setna łza.