1 czerwca 2014



 „Just remember, if you look in the face of evil, evil's gonna look right back at you”



Melissa Montgomery


  Imiona: Melissa
Nazwisko: Montgomery
Wiek: 17
Urodzona: Kalifornia, LA, Stany Zjednoczone
Dom: Ravenclaw
Klasa: VI
Różdżka: 11 cali, cis, włókno ze smoczego serca
Bogin: Ogień
Patronus: Lis


 
 „The devil is real and he isn't a little red man with horns and a tail. He can be beautiful because he's a fallen angel and he used to be God's favourite.”


 || Coś więcej || Historia || Album || Powiązania ||


  „We think that pain is the worst worst feeling. It isn't. How can anything be worse than this eternal silence inside of me?" 


__________________________________________________________________
Nie umiem prowadzić prostych i nieskomplikowanych postaci, więc teraz mam wariatkę. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :)
Prowadzę również: Audrey Miller
Zapraszam do wątków i powiązań. (pisać na gg: 50648548)
FC: Emma Roberts
Cytaty: American Horror Story <3

68 komentarzy:

  1. [mamy już wątek z Audrey, ale tutaj widzę zbyt dużo podobieństw, żeby ich nie wykorzystać :D (próba samobójcza, oboje rysują etc) więc trzeba coś wymyślić^^]

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam Krukonkę o takim samym nazwisku jak przyjaciel Nathana :3 Gdyby była ochota na wątek albo powiązanie, to zapraszam :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Mam słabość do tego imienia, w przyszłości chcę wątek, ale najpierw muszę się ogarnąć z tym, co już mam xD]

    OdpowiedzUsuń
  4. 28 marca' 77
    Pogoda jak na sam koniec marca była wyjątkowo mroźna. Z nieba siąpił zimny deszcz, na ziemi zalegały jeszcze ostatnie zaspy śniegu, a całą i tak już dość ponurą aurę wieńczył porywisty wiatr. Mimo tego na londyńskim cmentarzu zgromadziło się dość sporo ludzi, a każdy z nich ubrany był w długą, odświętną czarną pelerynę. Chłopak stał na uboczu, otulając twarz kołnierzem płaszcza i patrząc na wszystko przymrużonymi oczami. Starał się zachować względny spokój, lecz w takiej sytuacji było to nieco trudne i ciężkie to wykonania.Jako jedyny z tłumu żałobników stał z kamienną twarzą, nie wyrażającą żadnych, choćby tych najmniejszych emocji. Wciąż miał na sobie tak dawno przybraną maskę obojętności, chociaż w środku wszystko krzyczało w nim z bólu. W końcu to on był głównym sprawcą śmierci własnej matki i wyrzuty sumienia co rusz mu o tym przypominały. W każdej kolejnej minucie po jego głowie krążyły stosy zarzutów i oskarżeń formujących się w tylko jeden komunikat: To twoja wina. Tylko i wyłącznie twoja wina. Czuł się niezwykle podle stojąc nad tym dużym okazałym grobowcem, choć zważywszy na fakt, iż jego dzieciństwo nie należało do kolorowych i wartych zapamiętania nie powinien aż tak się tym przejąć. Powinien przyjąć postawę identyczną jak przed laty przyjęła jego matka. Ta sama kobieta, której ciało - blade i martwe - spoczywało teraz na krwisto czerwonym atłasie. Kobieta, dla której własny syn znaczył tyle co nic. Którego chciała się pozbyć i który był dla niej jedynie niepotrzebnym ciężarem. Balastem, który ciążył wszystkim dookoła. Powinien być takim samym egoistą i cieszyć się, że kobieta nareszcie nie będzie zmuszona na niego patrzeć... że tam dokąd się wybrała będzie szczęśliwsza i wreszcie usatysfakcjonowana.
    Ale nie cieszył się. Teraz gdy w jednym czasie na jego barki zwalił się ogrom problemów, czuł się identycznie jak we wspomnianym okresie dzieciństwa. Jak mały zagubiony chłopiec, który nie potrafi znaleźć właściwej drogi. Drogi ucieczki.
    Ian wyrwał się z zamyśleń i obejrzał dookoła, a jego uwagę przykuła stojąca nieopodal blondynka. Melissa Montgomery. Jego daleka kuzynka, z którą nie łączyło go nic poza więzami krwi. Nie rozmawiali ze sobą od dobrych kilku lat, nawet tam - W Hogwarcie - gdzie widywali się dość często na korytarzach czy ucztach w Wielkiej Sali. Mijali się wtedy bez słowa, nie zaszczyczając się choćby jednym spojrzeniem i udawali, że nieznajome sobie osoby. Ślizgon rzucił na nią okiem, a ich spojrzenia pierwszy raz od wieków na jeden krótki moment się skrzyżowały.

    Ian.

    [no to zaczęłam^^]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam kolejną Krukonę :D I bardzo ładne imię ^^ Chyba nie będę życzyć dobrej zabawy, bo pewnie już od dawna się tu zaaklimatyzowałaś, ale weny tuzin :D]
    Jean

    OdpowiedzUsuń
  6. [Świetna postać! Wizerunek Emmy pasuje do jej osobowości. Jeżeli masz pomysł na wątek, pisz :)]

    Kristel / Kathleen

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Evan to z natury bardzo spostrzegawcza bestia, dostrzeże każdy ruch. Więc może niech zauważy jak Melissa dyskretnie łyka kilka tabletek w szkolnej bibliotece? Wtedy z chęcią przyczepi się do niej jak rzep do psiego ogona, póki nie dowie się wszystkiego, co go interesuje. A jeśli rzeczywiście go to zainteresuje, to może wytworzyć się z tej relacji prawdziwa przyjaźń. Co ty na to? :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. - Co? - powiedział lekko zszokowanym głosem. Nie spodziewał się, że osoba, która zazwyczaj traktuje go jak powietrze, złamie swoje dotychczasowe zasady i podejdzie do niego, a na dodatek zacznie dawać mu takie rady. - Wcale się nie zadręczam - warknął dostatecznie cicho, by nikt z obecnych na cmentarzu ludzi nie mógł go usłyszeć. - Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć, Montgomery... - dodał i zlustrował ją wzrokiem pełnym podejrzeń.
    Może i byli rodziną - jedyną jaka mu pozostała - ale w dalszym ciągu nie zamierzał się z nią kontaktować. Był niemal w stu procentach pewien, że gdy tylko znów pojawią się w Zamku, wszystko wróci do normy. Na nowo zaczną traktować się jak obcy ludzie i natychmiast zapomną o łączącym ich powinowactwie.
    Obrócił się do niej plecami, gdyż właśnie w tym oto momencie zamknięta już trumna za pomocą czarów wylądowała w głębokim dole, a na jej wieko posypały się grudki ziemi. Żałobnicy jeden po drugim schodzili się i wrzucali na samo dno bukiety kwiatów, ale Ian wciąż nie ruszył się z miejsca. Stał z tym samym nieodgadnionym wyrazem twarzy i z nienaturalnie ściśniętym od emocji gardłem. Niecierpliwie wyczekiwał, aż cała ta ceremonia się skończy: marzył jedynie o szybkim powrocie do Hogwartu i zaszyciu się gdzieś na błoniach czy wieży astronomicznej, by tam w spokoju i samotności przemyśleć te kluczowe dla niego sprawy. - Chcesz jeszcze dać mi jakieś mądre krukońskie rady, kuzyneczko? - zapytał z ironią w głosie, gdy trumna pokryła się grubą warstwą ziemi, a deszcz rozpadał się na dobre. Wszyscy powoli opuszczali cmentarz, na którym został już tylko Ian, Melissa i jej babcia, stojąca w oddali i patrząca na nich z ukosa.

    Ian.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ja z chęcią poznam bliżej Melissę, zwłaszcza, że ma cudowne nazwisko i trudny do zgryzienia charakter. Te wszystkie blizny, leki... Jo po prostu do niej ciągnie :D
    No i fakt, że są razem w dormitorium, muszą się znać :>]

    Jo Hawkins/Lucek Roy

    OdpowiedzUsuń
  11. [Pomysł całkiem ciekawy :D Zakładam, że to Melissa zaproponowałaby Nate'owi tę grę (nudziłaby się w pokoju wspólnym na przykład, a siedzieliby przy jednym stoliku), więc mogłabyś rozpocząć wątek? :3]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Witam cieplutko! Ojej, i tu wróżbiarstwo! Jak cudownie, Ethel widzi kogoś kto zrozumie nękające ją wizje. Bardzo ciekawie rysujesz swoją postać, mam nadzieję na jakiś wątek, jeśli nie teraz to jak którąś z nas oświeci w kwestii pomysłu :)]

    Ethel

    OdpowiedzUsuń
  13. [Boże, to jest tak słabe, nie znienawidź mnie przez to co tutaj wypociłam hahaha :( ]

    Nikt nie lubi poniedziałków. Nikt, prócz niego. Wiedział, że to dziwne, ale zawsze pierwszego dnia tygodnia miał najlepszy humor, idealny do ogarnięcia dormitorium, potrenowania Quidditcha lub napisania zaległego wypracowania. Dzisiaj zdecydował się właśnie na to ostatnie, więc prężnym krokiem szedł w stronę biblioteki, która o dziwo była niemalże pusta. Cóż, pewnie wszyscy normalni uczniowie byli w tym momencie na błoniach, pogoda była iście czerwcowa. Evan przeczesał dłonią swoje ciemne włosy, które już niedługo rozjaśnią się przez słońce, i zaczął przemierzać alejki regałów wypełnionych książkami w poszukiwaniu tych właściwych, które mogłyby mu pomóc przy wypracowaniu. Zatrzymał się gwałtownie, dostrzegłszy przez szpary między książkami coś jasnego, od czego dzielił go jeden regał. Włosy. Blond włosy należące do jakiejś dziewczyny, którą ledwo kojarzył z widzenia, a która właśnie łykała coś, co leżało na jej otwartej dłoni. Pigułki?
    -Myślałam, że odkąd wyrzucono ze szkoły DeVitto, nie ma tu już więcej ćpunów – powiedział, wyłaniając się zza półek i stając obok dziewczyny. Uśmiechnął się przy tym na wpół ironicznie, na wpół zachęcająco. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?

    OdpowiedzUsuń
  14. [O, bardzo dobry punkt zaczepienia. Może mu się coś stać podczas OPCM (no i się stanie), a potem Lucek zaciekawiony tym, co mu Melissa powiedziała, będzie próbował się dowiedzieć a czemu tak, jak długo tak potrafi i w ogóle, jako że chłopak wróżkom zazwyczaj nie wierzy :>
    A teraz magiczne pytanie: zaczniesz czy mam coś wypocić? :D]

    Roy

    OdpowiedzUsuń
  15. [Cześć ;> A miałabyś pomysł na wątek?]

    Heathcliff

    OdpowiedzUsuń
  16. Wróżbiarstwo było przedmiotem, który zazwyczaj budził w Lucasie coś w rodzaju pobłażliwości. Nie umiał zrozumieć, czemu ludzie, zwłaszcza mugole, tak bardzo chcą poznać swoją przyszłość, płacąc krocie za przepowiednie u podrzędnych wróżek. Sam mógłby otworzyć taki biznes – wypisywałby codziennie piętnaście różnych mniej lub bardziej tragicznych wróżb, a potem udawał, że wyczytuje je z dna filiżanki, albo kryształowej kuli.
    Roy nigdy nie uczęszczał na zajęcia wróżbiarstwa, więc nigdy nie spotkał nauczycielki, która owe lekcje prowadziła. Dlatego kiedy profesor Sprout poprosiła go o zaniesienie nauczycielce jakiegoś zioła potrzebnego do odprawiania magicznych rytuałów, nie do końca wiedział, gdzie się ma udać.
    Jednak w końcu, po niejednokrotnym pomyleniu drogi, kilku wskazówkach od przebywających w pobliżu duchów i co najmniej dwudziestu obelgach sir Cadogana, który uparł się go zaprowadzić na miejsce (Ty parszywy psie, jak idziesz?; Nie tędy droga, długouchy trollu!), Lucas dotarł do Wieży Północnej.
    Zamieszkująca ją czarownica w pierwszej chwili wydała mu się kuzynką jakiejś olbrzymiej, świecącej i połyskującej ważki. Obwieszona tonami łańcuszków i bransoletek, z milionem pierścionków na palcach i owinięta tuzinami niepokojąco szeleszczących chust budziła w nim mieszane uczucia. Jednak niesamowicie powiększające oczy okulary ostatecznie utwierdziły Puchona w przekonaniu, że ta kobieta jest bardziej śmieszna niż dziwna i nawet dał się skusić na filiżankę herbaty.
    Trzydzieści minut i dwa kubki chińskiego naparu później chłopak opuścił wieżę, trochę otumaniony zapachem kadzidełek rozstawionych w każdym możliwym kącie i mocnych perfum nauczycielki. Oprócz tego, w głowie kołatały mu rzekome wróżby, które kobiecina wyczytała z fusów na dnie jego filiżanki.
    - Słońce i krzywy krzyż, też mi coś. Ja tam akurat widziałem psa w kapeluszu, ale jak kto woli – mamrotał Lucas, przemierzając korytarze. – Stara kłamczuch, myślała, że mnie nabierze na te swoje sztuczki?

    Roy

    OdpowiedzUsuń
  17. Ostatnio Nate miał niemałe problemy ze skupieniem się na rysowaniu, a przede wszystkim z weną, trafniej mówiąc - z jej brakiem. Za każdym razem, gdy zasiadał za szkicownikiem, czuł dziwną blokadę, której żadnym sposobem nie potrafił się pozbyć. Miał wrażenie, że całkowicie wyczerpały mu się pomysły i nic, na co wpadał, nie było wystarczająco ciekawe, żeby przelać to na papier. Ciężkim zadaniem okazało się również skończenie tego, co zaczął jeszcze przed tym feralnym okresem, a przecież na każdą historię, także tę małą i kilkustronicową, miał jakiś plan, który sukcesywnie realizował, wplatając w niego tylko codzienne inspiracje, niekiedy wręcz idealnie łączące się z wcześniejszą fabułą i jej założeniami. Tym bardziej dziwił fakt, że teraz Krukon nic nie potrafił stworzyć, a każde jego podejście do rysowania kończyło się nienagannie naostrzonym ołówkiem i czystą kartką, która wręcz przerażała go tą swoją bielą.
    Ogień wesoło trzaskający w kominku, marmurowe oblicze Roweny Ravenclaw spoglądające na niego z niszy w ścianie i panująca w pokoju wspólnym, spokojna atmosfera były jego jedynym ratunkiem na odzyskanie tak niespodziewanie utraconej pasji. Wiedział, że usilne zmuszanie się do rysowania niczego mu nie da, ba, prawdopodobnie przyniesie skutek odwrotny do zamierzonego i pozostawi go w tym ponurym nastroju do końca szkoły albo i dłużej. Siedział zatem w fotelu, obejmując dłońmi kubek z parującą herbatą i patrzył przed siebie, starając się oczyścić umysł z nieprzyjemnych myśli. Prawdopodobnie spędziłby w tym swoistym stanie hibernacji jeszcze sporo czasu, gdyby nie ciche pytanie Mel, siedzącej obok niego, a o której obecności do tej pory nie zdawał sobie sprawy.
    Nathan niechętnie spojrzał na kartkę z postawioną pośrodku kreską, ale wziął od dziewczyny ołówek i dorysował swoją, idącą pod kątem od tamtej i trochę nierówną.
    - Ostatnio nic mi nie wychodzi - powiedział, odsuwając powstający rysunek w jej stronę - więc nie licz na nic niezwykłego. Mam, że tak powiem, blokadę twórczą, ale przynajmniej się wysypiam, bo nie siedzę już do późna nad komiksami - stwierdził nieco zrezygnowanym tonem, lecz uśmiechnął się przy tym, po czym upił łyk nieco chłodniejszej już herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  18. Będziesz próbował popełnić samobójstwo
    Ian stłumił chęć wybuchnięcia śmiechem, ale powstrzymał się, uznając iż miejsce takie jak cmentarz nie jest odpowiednim do takich zachowań. Poza tym stał nad grobem własnej matki, co także stanowiło pewną przeszkodę. Jednak mimo wszystko przestroga wypowiedziana przez Mel sprawiła, iż jego humor nieco się poprawił. On i samobójstwo?
    Skąd w ogóle jego kochanej kuzynce przyszły do głowy takie niedorzeczne pomysły? Przecież nigdy - nawet po najgorszych przeżyciach - nie targnąłby się na własne życie. Samobójstwo od zawsze kojarzyło mu się tylko i wyłącznie z ucieczką i aktem tchórzostwa, co nie pasowało do reprezentanta domu Slytherina.
    - Kolejna dobra rada tak? - powiedział, mierząc ją wzrokiem - To teraz rada ode mnie: nie baw się więcej w wróżkę, kuzynko. Albo wiesz co? Jeśli naprawdę chcesz to robić to pomyśl nad korepetycjami z wróżbiarstwa.
    Odwrócił się plecami i ruszył w przeciwnym kierunku, chcąc jak najszybciej opuścić to ponure cmentarzysko. Na odchodnym rzucił jednak przez ramię, mając pewność iż Melissa nie ruszyła się jeszcze z miejsca: - Do zobaczenia w Hogwarcie.
    W tym pożegnaniu dość łatwo dało się wyczuć nutę sarkazmu. Ian nie miał zamiaru kontaktować się z Krukonką po powrocie do szkoły. Miał nadzieję, iż Montgomery nigdy więcej nie zaszczyci go uwagami na temat jego domniemanej śmierci, ani nie wywróży mu innych tego typu absurdów.
    ***
    2 miesiące później.
    Chłopak siedział właśnie na błoniach w swoim stałym, ulubionym miejscu, spoglądając w majowe niebo. Od nieszczęsnej i nieprzemyślanej próby samobójczej minął tydzień, a jego życie po raz kolejno zdążyło obrócić się do góry nogami. Raz tragedia mieszała się z całkowitym zobojętnieniem, by później zamienić się w szczęście i względny spokój. Aktualnie czuł do siebie żal. Jak mógł być aż tak głupi by dać się ponieść emocjom i chcieć ze sobą skończyć? Teraz - gdy wszystko powoli zaczynało się układać - na wspomnienie wcześniejszych wydarzeń mógł jedynie odpowiedzieć milczeniem. Żałował tego co chciał zrobić i cieszył się, że jednak udało mu się wyjść z tego cało i aż nie chciał myśleć o konsekwencjach płynących z tamtej głupoty... Miał już ruszyć z powrotem do lochów, gdy jego wzrok padł na zmierzającą w kierunku szkoły blondynkę. Melisse, z którą nie rozmawiał od czasu feralnego pogrzebu. Wciągnął mocno powietrze, gdy jego pamięć przywołała obrazy z tamtego dnia. Strzępki rozmów, którymi do tej pory nie zaprzątał sobie głowy.
    - Wróżba... Sprawdziła się - powiedział pod nosem, wstając i niemalże biegnąc do znikającej mu z oczu dziewczyny.

    Ian.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Plotki szybko się rozchodzą, prawda? - zapytał, podchodząc bliżej i krzyżując ręce na torsie. - I z tego co zdążyłem się zorientować to nie potrzebujesz korepetycji z wróżbiarstwa.
    Ślizgon chciał zadać jej tak wiele pytań, ale przy każdej próbie zaczęcia zamykał usta. Jak dotąd nie miał nigdy do czynienia z prawdziwymi wróżbitami, a o spełnionych przepowiedniach słyszał jedynie z tych krótkich zajęć w Hogwarcie. Nie sądził także, że jedna z takich osób może należeć do jego rodziny. W życiu nie spodziewał się, że te wszystkie wymysły jego kuzynki nie były tylko stekiem nic nieznaczących bzdur. Od środka zżerała go coraz większa ciekawość, aczkolwiek coś nie pozwalało mu poruszyć tych trapiących go kwestii. Nie miał pojęcia czego mógłby oczekiwać, ale mimo wszystko trochę się bał. Bal się tego co dziewczyna mogłaby mu wywróżyć. Obawiał się, że jej kolejne proroctwo również by się spełniło, a znając życie, jej treść byłaby jeszcze bardziej przerażająca niż wcześniejsza wizja samobójstwa. - Słuchaj - zaczął, patrząc na nią z góry badawczym spojrzeniem - To była twoja pierwsza udana przepowiednia? Bo może jeśli chciałabyś jeszcze kiedyś wypróbować na kimś ten swój dziwny dar... - urwał w połowie zdania, zdając sobie sprawę z sensu tej propozycji. Przecież nie chciał znać swojej przyszłości. Wolał żyć w tej cudownej nieświadomości swoich losów, by po raz pierwszy doświadczyć ich dopiero wtedy, gdy przyjdzie na nie kolej.

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  20. [Masz mnie. Uwielbiam AHS. Ja, jak i Jeff jesteśmy cali Twoi.]

    Jeffrey

    OdpowiedzUsuń
  21. Idąc tak i złorzecząc pod nosem na temat wróżb i tego, co szanowna nauczycielka wróżbiarstwa może sobie z nimi zrobić, Lucas nawet nie zauważył, jak jakaś dziewczyna przez przypadek ociera się o jego ramię. W sumie to może nawet on otarł się o nią, ale w ciasnocie korytarzy, prowadzących do Wieży Północnej nic nie było pewne. Za to pewne było, że reakcja owej czarownicy była naprawdę dziwna
    - Idziesz na Obronę przed czarną magią, tak?
    W pierwszej chwili nawet nie pomyślał, że to pytanie jest skierowane do niego. Dopiero, gdy nieznajoma kontynuowała, spostrzegł, że na korytarzu nie ma nikogo prócz niego.
    - Blondynka, która siedzi za tobą nie umie trzymać różdżki, więc lepiej uważaj.
    Galopada myśli przebiegła przez umysł Puchona. Rzeczywiście, na zajęciach z Obrony Przed Czrną Magią – według niego tak samo przydatnych jak wróżbiarstwo – jedyną osobą, która siedziała dalej niż on od biurka nauczyciela była urocza Gryfonka, o kręconych blond włosach. Jednak zanim czarodziej zdążył zadać tajemniczej dziewczynie jakiekolwiek pytanie, ona zniknęła w głębi korytarza. Chłopak wzruszył tylko ramionami i ruszył przed siebie, zmierzając właśnie na zajęcia z OPCM-u.
    ***
    - I jak, są już normalnej wielkości?
    Lucas siedział na kozetce w Skrzydle Szpitalnym a pani Pomfrey zaklęciem zmniejszała jego uszy. Po dzisiejszej lekcji Obrony Przed Czarną Magią, Puchon poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie zajmie przedostatniej ławki w tej klasie. Zawsze ostatnią. Ale co się stało, to się nie odstanie, nie warto płakać nad rozlanym mlekiem.
    Urocza Gryfonka okazała się dzisiaj niezmiernie gapowata i zamiast słuchać objaśnień nauczyciela na temat podstawowych zaklęć obronnych przeciw inferiusom, wolała czytać magazyn Czarownica, oczywiście przerzucając kartki w bardziej wyrafinowany sposób niż zwykli ludzie. Podczas tej zaiste pasjonującej lektury, dziewczyna cały czas mruczała coś pod nosem, co nie ułatwiało Lucasowi skupienia się na lekcji, ale czara przelała się dopiero wtedy, gdy mamrocząc, skierowała przypadkiem różdżkę w jego stronę.
    Chłopak natychmiast poczuł, że coś jest nie tak. Jego głowa stała się nagle jakby dwa razy cięższa i zaczęła powoli ściągać go w dół. Zanim jednak uderzył nią w blat swojej ławki, nauczyciel umilkł w pół słowa i spojrzał na Puchona z niedomkniętymi ustami, jakby czarodziej był jakimś niezwykłym okazem magicznej flory. Na szczęście zreflektował się szybko i odesłał młodego Roy’a do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pani Pomfrey sprawnie zniwelowała skutki zaklęcia.
    Lucas podziękował jej uprzejmie, zabrał swoje rzeczy i wyszedł na korytarz. Do zakończenia obecnej lekcji pozostało niecałe piętnaście minut, więc nawet nie opłacało mu się przemierzać całego zamku, by wrócić na zajęcia z obrony przed czarną magią. Zamiast tego, usiadł na parapecie i wyciągnął z torby grubą księgę o smokach. Dopiero dzwonek oderwał go od tej pasjonującej lektury.
    Puchon nieprzytomnie rozejrzał się wokół siebie i dostrzegł w tłumie dziewczyną, z którą zderzył się przed Wieżą Półncną. Niewiele myśląc, ruszył za nią.
    - Hej, zaczekaj! – krzyknął. – Muszę z tobą porozmawiać!

    Lucek

    OdpowiedzUsuń
  22. Podążył za wzrokiem Mel aż do rudowłosej dziewczyny stojącej pod ścianą. Zastanawiał się, czy wpatruje się w nią ot tak, czy jest ku temu jakiś konkretny powód, a jeśli tak, to na ile ma on związek z nietypowym talentem Krukonki. Zerknął na Lissę i z jej spojrzenia wywnioskował, że całkiem sporo. Większość ludzi, którzy wiedzieli o umiejętności dziewczyny, uważało ją za coś ciekawego, bardzo przydatnego i wręcz niezwykłego. Nathan odnosił wrażenie, że niekontrolowane widzenie przyszłości nie jest aż tak przyjemne, ponadto sądził, że sama posiadaczka nie nazwałaby swojego rzadkiego daru błogosławieństwem. Nie miał jednak co do tego pewności, gdyż nigdy z nią o tym nie rozmawiał, a jakoś nie chciał poruszać tego tematu. To była jej prywatna sprawa, a wypytanie o nią byłoby co najmniej niestosowne.
    - Będzie lepiej. Uwierz mi. Czasem dobrze jest zrobić sobie przerwę, wena wróci do ciebie szybciej niż ci się wydaje - odezwała się w końcu, więc odwrócił głowę w jej stronę. Mel podsunęła mu kartkę pod nos.
    - Zdaję sobie z tego sprawę - odparł, przyglądając się trzem liniom, które powoli zaczynały tworzyć jakiś kształt. - Tylko, gdy nie rysuję, czuję się taki... wybrakowany.
    Nate uważał, że to słowo najlepiej opisuje jego obecny stan. Brak weny zabrał mu dużą część życia, dla której od zawsze poświęcał wiele innych rzeczy. Wiedział, że to niebawem do niego wróci, do tego czasu musiał się jednak zająć czymś innym, a nie bardzo wiedział czym. Nauką? Dobre sobie, był Krukonem, ale z pewnością nie jednym z tych nadgorliwych. Udzielaniem się w jakiś sposób w szkole? Do tego musiałby być naprawdę zdesperowany.
    - W życiu nie trzeba się śpieszyć, bo można się wykoleić i niczego się już wtedy nie zrobi.
    Niechętnie pokiwał głową. To nie tak, że wena opuściła go, bo wcześniej się spieszył. Wtedy miał dużo pomysłów, ale bynajmniej nie realizował ich na siłę. Teraz po prostu... Chyba zbyt często myślał o pewnych sprawach.
    - Mel, co... - wypowiedź przerwał mu dziwny odgłos, który rozległ się za jego plecami, jakby coś właśnie runęło na podłogę. Nathan odwrócił się odruchowo i zobaczył, że był to człowiek, konkretniej rudowłosa dziewczyna spod ściany. Szybko i dość niezdarnie podniosła się do pionu, wzrokiem przebiegła po wpatrzonych w nią z niemal każdego zakątka pokoju wspólnego uczniów i cała czerwona ze wstydu pobiegła w stronę dormitorium dziewcząt. Chłopak nie musiał kończyć swojego pytania, bo właśnie dostał na nie odpowiedź. - Twoja kolej - powiedział w zamian za to, przenosząc na Lissę wzrok i po stoliku przesuwając do niej kartkę. W pobliżu trzech wcześniejszych kresek znajdował się teraz jeszcze niewielki okrąg.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Widzę, że grono naszych dziwnych dziewczyn z domu Kruka się powiększa, bardzo spóźnione - witam! ;D ]

    Montrose/Georgijew

    OdpowiedzUsuń
  24. chciałbyś poznać swoją przyszłość?
    Chłopak nie musiał zastanawiać się nad tym pytaniem dwa razy. Odpowiedź była prosta: nie chciał jej poznać. Od dłuższego czasu jego życie nie należało do najłatwiejszych i był pewien, iż przyszłość zgotuje mu jeszcze większą listę przykrych doświadczeń, a przedwczesne zetknięcie się z nimi w postaci wróżb nie było dobrym pomysłem. - Nie, dzięki - odrzekł obojętnym tonem głosu. - jeśli kolejna przepowiednia miałaby się skończyć moją śmiercią, to wolałbym o tym nie wiedzieć.
    Nie wykluczał takiej możliwości, co także mogło mieć w dużej mierze wpływ na jego decyzję. W końcu pierwsza wróżba dotyczyła niespełnionej śmierci - próby samobójczej - a łańcuch wyroczni lubi się powtarzać. A jeśli tym razem miał zatoczyć koło i raz na zawsze się spełnić... - Może zostawmy na jakiś czas temat wróżb, dobrze? - zapytał, spoglądając na kuzynkę z mieszaniną podejrzliwości. - Lepiej powiedz co u ciebie. - dodał, chociaż szczerze mało interesowało go życie dalekiej krewnej. Wolał jednak wysłuchiwać jej opowieści, niżeli dalej bić się z myślami na temat tych wszystkich spełnionych proroctw.

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  25. „Gdybym chciała ćpać, to nie schowałabym się do biblioteki”. Cóż, zmarszczył czoło i przytaknął. To rzeczywiście miało sens, chociaż na świecie widział już tak dużo różnych rzeczy, że nie zdziwiłby się, gdyby to biblioteka stała się kolejnym modnym miejscem do praktykowania ćpania, uprawiania seksu, czy picia. Tak już jest z trendami, że ciągle zadziwiają. Spojrzał na nią i osunął się na podłogę naprzeciwko niej, siadając nonszalancko z jednym kolanem podkulonym pod brodę, która na nim oparł. Nie spuszczał z niej zafascynowanego wzroku i zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na jej oschły ton. Był w końcu wychowankiem domu Slytherina, bycie niemiłym nie było mu do końca obce, nawet w bliskich stosunkach, a co dopiero mówiąc o nowo poznanej dziewczynie.
    -Oczywiście, że nie musisz się usprawiedliwiać, nie to miałem na myśli – sprostował, uśmiechając się lekko. – Zadziorność to taki mój sposób na rozpoczęcie rozmowy.
    Nie było w tym nic z kłamstwa. Przeczesał dłonią swoją bujną czuprynę i wciąż nie spuszczając z niej wzroku, dodał:
    -Nie wiem co miałbym tam robić, wśród tego tłumu hałaśliwych dzieciaków. Jakoś nie podnieca mnie szpanowanie muskułami przed pustymi blondi, które może mieć każdy. Bez obrazy dla blondynek, oczywiście – dodał, szybko zauważając swoją gapę. – Moje imię to Evan, tajemnicza dziewczyno z zadziornym charakterem. Zdradzisz mi swoje?

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziwna dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła do niego przyjaźnie, co nieco wytrąciło Lucasa z równowagi. Nie tego się po niej spodziewał, bo zachowywała się, jakby wiedziała, że tak będzie. Ale z drugiej strony, przecież przepowiedziała ten dziwny wypadek na obronie przed czarną magią, więc to też mogła przewidzieć.
    - Widzę, że twoje uszy wyglądają już dobrze.
    Jej słowa sprowadziły Puchona z powrotem na ziemię, jednocześnie pogłębiając stan wielkiego zdziwienia, w jakim się obecnie znajdował. Skonsternowany, spojrzał na nią, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
    - To o czym chcesz porozmawiać?
    Jej swobodny ton i zaciekawienie, jakie przejawiała, mówiąc do prawie nieznajomej osoby były zdecydowanie nie na miejscu. Lucas pewnie odniósłby się z dystansem do takiej osoby, która podbiegłaby do niego i oznajmiła, że koniecznie musi z nim porozmawiać. Ale on nigdy nie powiedziałby nikomu, że przydarzy mu się coś złego.
    - Chodzi… O ten wypadek. Ten, który mi przepowiedziałaś. – Zaobserwował, że dziewczyna krzyżuje ręce na piersi, jakby przyjmując wobec niego postawę obronną. – To nie było normalne – kontynuował, starając się utrzymać spokój. – Zawsze uważałem, że takie wróżby to pic na wodę.
    To akurat była prawda.
    Lucas wręcz gardził przepowiedniami, wróżbiarstwem oraz wieszczami, myśląc, że ich „wyczyny” są jedynie pozorowanymi sztuczkami. Wiele razy widział, jak mugole robili dokładnie to samo, jednak w ich przypadku zawsze wiedział, w którym momencie oszukują widza. A przy tej nieznajomej dziewczynie… No cóż, czuł się zagubiony, bo nie dość, że powiedziała mu o wypadku nim ten się zdarzył, to widocznie znała dokładnie jego przebieg, gdyż zapytała o uszy Roy’a.
    - No dobra, nie będę owijać w bawełnę – westchnął Puchon, próbując skupić swój wzrok na twarzy tajemniczej czarownicy. – To przez jakiś wypadek? No bo nie powiesz mi chyba, że masz tak od urodzenia?
    Wiedział, że niektórzy mają mu czasem za złe jego podejście do tego typu spraw. Ale co tu dużo mówić – Lucas był bardzo prostolinijny i, zwłaszcza teraz, wolał mówić prosto z mostu o co mu chodzi, niż pokrętnymi ścieżkami dochodzić do swoich racji.

    Lucek

    OdpowiedzUsuń
  27. [to ja w ramach rekompensaty za bezczelne olanie zaproponuje wątek z Marcelem, gdyż oboje są Kruczkami i będzie łatwiej coś wymyślić :D]

    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  28. [nie wiem czy on lubi smoki, ale wątki z nimi są fajne więc ok :D Mel łamie w jakiś sposób regulamin, Marcel wlepia jej szlaban i za karę prowadzi ją do Zakazanego Lasu i trafiają na jajo smoka, ambitny pomysł]

    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  29. [ok to oni zabiorą jajo, ale chwilę później wyleci starszy smok (matka niewyklutego smoczka :D) i zacznie ich gonić]

    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  30. [Hello! Może wątek z szalonym Śluzgonem?]
    Jack Bizarre

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Też tak myślę. Oboje wariaci choć w różnych znaczeniach xD
    Teraz moje pomysły czyli durnictwa niesłychane.
    Po pierwsze mogli by się kojarzyć, albo nawet znać ( Jack wpada w oczy jak coś kombinuje). A wątek mógłby się zacząć w bibliotece ( Jack już mi robi obrażoną minę) i albo zrobiłabym z chłoptasia ciamajdę - wytrąciłby pannience książk, albo durnia - zwykle czytanie i odrabianie to nudy on wlazłby na jeden z regałów ( jakim cudem mnie nie pytaj) i tam.
    Albo mógłby jakoś doprowadzić panienkę do szału.
    Lub flirtować w jakiś dziwaczny sposób.
    A z biegiem wątku wpakiwalibyśmy ich w jakąś intrygę lub kłopoty.
    Może coś Ci się spodoba :3]
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  32. [Hej! Dziękuję za przywitanie :)
    Niedźwiedzie polarne są fajne! Najfajniejsze misioki ever.
    Oj tak, Islandia to kraj zupełnie oderwany od świata jak się tak go zwiedza. Prześliczny. W górach tam to ja bym mogła siedzieć niemalże do końca świata, są tak cudowne :)
    Jeśli jeszcze znajdzie się miejsce dla Sörena to z miłą chęcią zapisałabym się na jakiś wątek. Zarówno z Audrey, jak i Melissą. Niestety jestem pierwszy raz na Hogwarcie, czy mogłabyś mnie pokierować z pomysłem? Ja mogę ci tylko zaproponować jakieś spotkanie w związku z wróżbiarstwem, gdyż czytam, że twoja Melissa jest w tym bardzo dobra. Może pomogłaby Sörenowi z tym przedmiotem? Choć nie wiem czy jest to teraz wątek na czasie, bo chyba macie wakacje ^^;]

    Sören

    OdpowiedzUsuń
  33. [Nie ma sprawy, bardzo fajny pomysł, dziękuję za jego podrzucenie :)
    W ramach rewanżu rozpocznę w takim razie. Czy pasowałoby ci, żebym zaczęła to jutro? Dzisiaj niestety już muszę zejść z komputera i ogarnąć się na jutro -__- ]

    Sören

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Twoje było ślicznie, logiczne i poukładane. Moje jakieś takie zagmatwane. Natępnym razem bardziej się postaram, obiecuje ;) ]

    To nie tak, że Jack nie lubił książek. On nie lubił biblioteki. Do samych woluminów nic nie miał. Niektóre były całkiem ciekawe, choć Bizarre wolał sztuki teatralne, co jest dość nietypowe. Jednakże sama biblioteka odstraszała go samą sobą. Przychodzili do niej ludzie, którzy woleli ciszę i snucie planów od wcielania marzeń w życie. Do tego kojarzyła mu się z pracami domowymi, do których wykonania potrzebował pomocy. 
    Mimo tych wszystkich uprzedzeń, to tam właśnie skierował swoje kroki. Dziarski uśmiech na twarzy, dziwny błysk w oku i znajomi już wiedzieli, że to będzie coś innego niż zwykłe czytanie. Taka też była prawda. Jack miał zamar urozmaicić sobie pobyt w bibliotece. 
    Otworzył drzwi i wśluzgnął się do pomieszczenia. Panowała tam straszliwa cisza. Rozejrzał się i zmarszczył nos. Bibliotekarka posłała w jego stronę przerażone spojrzenie. Po siedmiu latach wiedziała czego się spodziewać i pewnie gdzieś tam w głębi, a może i z wierzchu, cieszyła się że po wakacjach jego wizyty ograniczą się do zera. Chłopak jednakże nie zwrócił na nią uwagi. W bibliotece był jeszcze trzy osoby. Dwie z nich kojarzył. Pierwszą z nich była młoda Puchpneczka, która kiedyś poprosiła go o pomoc. Zaś drugą była Melissa Montgomery. Urocza blond Krukonka. Jack uśmiechnął się szeroko i ruszył na poszukiwania odpowiedniego woluminu. Znalazł go szybko, jego lokalizację znał już na pamięć. Z książką w ręku ruszył ku regałowi stojącemu przy stolikach. 
    Można by powiedzieć, że potrącił Lissę całkowitym przypadkiem, ale byłoby to naciąganie prawdy. 
    - Przepraszam - powiedział i ppdał jej wytrąconą książkę. 
    Nie lada wyczyn wytrącić wolumin osobie siedzącej przy stole. Tym bardziej przypadkiem. Ale on się tym nie przejmował i przez swoje gapiostwo, a może naumyślnie zamienił swoją książkę z lekturą dziewczyny. Przeprosił raz jeszcze i rozejrzawszy się uważnie, począł wspinać na regał. Rosiadł się na górze i "dopiero zauważył swoją pomyłkę". 
    - Wybacz Melisso, ale chyba zamieniliśmy się ksiąrzkami - rzucił dość głośno ze swojego miejsca, a jego oczy zalśniły łobuzersko. 

    [ A i przeprazam za wszystkie błędy. Działam z telefonu - głupie kończenie słów i tym podobne xp Mam nadzieję, że wybaczysz]
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  35. [Hejj, wpadam zapytać czymasz chęć kontynuować wątek z Wielkouchym? :>]
    Roy

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Nie było źle, nie musisz przepraszać. Za to ja powinnam, bo tak jakoś mi nie idzie :/ Nie wiem czemu]
    Jack przyjrzał się książce z nietypową dla niego ciekawością. Poprawnie rozpoznał mugolskie dzieło i uśmiechnął się promienie. Nie należał do tych Śluzgonów, którzy mieli uprzedzenia co do czystości krwi. Sam był półkrwi i to matkę "nie czarodziejke" darzył synowskim uczuciem do końca jej dni. Natomiast ojca czarodzieja kochał do niedawna. Ten nim gardził odkąd Jack został przydzielony do Domu Węża. To rozczarowanie, wrogość z czasem przeszły i na młodego Bizarra. 
    "Nędzincy" - głosił tytuł. Chłopak nigdy nie miał stuczności z tą książką, co wcale nie jest dziwne. Nie był typem mola książkowego. On wolał przeżywać życie, snuć własną historię. Wiedział że czytanie mu nie wystarczy. Jego dusza od zawsze pragnęła oddychania pełną piersią, gonitwy za nieuchwytnym, przygód, szaleństw, emocji. Każdy kto go kojarzył, widział go jako nadpobudliwego wariata, który nie usiedzi długo na tyłku. I po części było to prawdą. Ale Jack jest pełen sprzeczności, których sam do końca nie pojmuje. W każdej chwili mógł się znudzić i uznać, że potrzebuje ssmotności. Sam nie potrafił siebie rozgryźć. 
    Spojrzał w dół na blond czuprynę Melissy. Widok tych złotych fal spływających po karku dziewczyny bardzo mu się spodobał. W jednej chwili chłopak uznał, że to z nią chce spędzić ten słoneczny dzień. Ale nie w bibliotece. Musiał więc szybko wymyślić dobrą odpowiedź. Dla zarobienia na czasie zrobił skonsternowaną minę i podbarł brodę na ręce. Jego oczy błyszczały zadziornie. To był zawsze znak ostrzegawczy. Ten nietypowy u innych błysk, który w brązowych oczach Jack'a pojawiał się zawsze, gdy chłopak miał wpaść na jakiś dziwaczny pomysł. 
    - To dobre pytanie - odezwał się wkońcu - Chyba, niestety, nie jestem w stanie ci teraz odpowiedzieć. Teoretycznie mogłabyś wejść tu do mnie, ale nie jestem pewien czy byłabyś skłonna to zrobić. Niby mógłbym też zejść i zpowrotem się tu gramolić, ale ku temu ja jestem przeciwny. Co do rzucania książkami, to bibliotekarka by mnie zabiła i zresztą niszczenie woluminów, to niezbyt dobry pomysł. Cóż. Jesteśmy w patowej sytuacji, bo pewnie jesteś bardziej zainteresowana lekturą "Nędzników" niż książki o pierzastch czarodziejach - zakończył chichocząc i wzruszył ramionami - To jak? - dodał. 
    Miał nadzieję, że Krukonka odważy się wejść na regał i odebrać od niego książkę. Dzięki temu zyskałaby jeszcze w jego oczach, a sam Jack miałby obiekt dręczenia i swych dziwacznych zalotów. W końcu dziewczyna mu się podobała, a po swoich wszystkich miłosnych klapach miałby kogoś, kto odciągnąłby jego uwagę od nieudanych związków. Ale najpierw jednak musiałaby wejść na regał. Mogło to być zbyt wygórowane życzenie. 

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  37. [Hej hej może Melissa btw AHS JEST SUPER; chciałaby coś przepowiedzieć Stanowi :]
    Stanley

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Mogliby być w dość koleżeńskich stosunkach i Stan mógłby parę razy pytać Melisę o przepowiednie, ale ta mówiłaby mu że nie są na zawołanie czy coś i pewnego razu podczas na przykład jakieś wspólnej lekcji mogłaby przepowiedzieć coś co dotyczyłoby jego przyszłości w szeregach śmierciożerców lub nie (co by to było to zależy od ciebie masz los Stana w swoich rękach :) i jakoś by o tym pogadali itd]
    Stan

    OdpowiedzUsuń
  39. [Pasuje spoko rozumiem. I będę wdzięczna jeśli zaczniesz plz]
    Stanley

    OdpowiedzUsuń
  40. [I tak bym pewnie u Melissy wylądowała, bo Cassie jest fatalnie do Ślizgów uprzedzony. :D]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  41. [Jeśli uważasz, że między naszymi postaciami da się utworzyć jakąś relację, to wolę zacząć od niej. :)]

    OdpowiedzUsuń
  42. [ Dziękuję, dziękuję :3
    Oooj, jak ja lubię Emmę Roberts! Melissę też - i chętnie napiszę wątek. Pewnie Franka chciałaby umieć jeszcze lepiej wróżyć, niż teraz; mogłaby ją Mel nauczyć? ]
    Francesca Howell

    OdpowiedzUsuń
  43. Najprawdopodobniej każdy uczeń Hogwartu wiedział, że obowiązki spoczywające na barkach Prefekta Naczelnego nie należały do najlżejszych. Patrolowanie korytarzy oraz rozdawanie szlabanów w połączeniu z bezwzględnym odbieraniem punktów było dopiero początkiem pracy, która od niedawna stała się nieodłącznym elementem życia Marcela. Krukon mimo wcześniejszych obaw i lekkiej awersji dość dobrze spisał się w nowej roli, dzielnie stawiając czoła nowym wyzwaniom i godnie reprezentując odznakę powierzoną mu przez samego Dumbledore'a. Od czasu do czasu nawet ktoś taki jak Marcel musiał odpocząć od trudu codziennej pracy, siadając wygodnie na jednym z foteli i zatapiając się w pochłanianiu którejś z grubych ksiąg. Aktualnie także pogrążony był zapoznawaniu się z treścią wyjątkowo interesującego artykułu na temat pracy na jednym z Oddziałów Kliniki Chorób i Urazów Szpitala Św. Munga. Nagle jednak jego spokój został w dość brutalny sposób zakłócony, gdy tylko usłyszał trzask książek, które z niewyobrażalnym hukiem runęły na podłogę pokoju wspólnego. — Montgomery! — krzyknął, wstając z fotela i podchodząc w stronę znajomej blondynki. — Czyś ty już zupełnie oszalała? — kontynuował, stając naprzeciwko niej i wygrażając jej palcem. — Szlaban! — zawyrokował, sięgając po różdżkę i przywołując zaklęciem swój notes, w którym w pośpiechu zapisał nazwisko winnej Krukonki.
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  44. [Jak ja widzę wróżbiarstwo, to od razu kojarzy mi się Chan - ona tego nienawidzi, dlatego chociaż zawsze pochodzi sceptycznie do osób, to akurat w tym przypadku nawet jeżeli chce, to ta osoba posiada duży minus na koncie. W dodatku jeszcze animag :3]

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [W sumie Chan trochę by się przestraszyła, jeżeli Melissa nagle zaczęła mówić jej co się stało. Już raz to przeżyła, a wtedy dowiedziała się, żę zabije swoją bliźniaczkę, więc wróżbiarstwo niezbyt się jej dobrze kojarzy.
      Dlatego proszę Melissę o przepowiedzenie przyszłości Chan (lubię komplikować moim postaciom życie ^^)

      Usuń
  45. Chłopak nie przestawał się uśmiechać, gdy blond dziewczę wspinało się po regale. Wiedział, że Melissa robi to pierwszy raz - każdy jej krok był niepewny. Bibliotekarka zdawała sie jej to odradzać samym spojrzeniem. Jack od zawsze wywoływał u tej kobieciny podobny wyraz twarzy, jednak nigdy zbytnio się tym nie przejmował. Tym bardziej, gdy Melissa wspinała się do niego. Był tak rozradowany tym faktem, że dosłownie skakałby ze szczęścia. Gdyby mógł.
    Książka już straciła dla niego znaczenie, bo miał ciekawsze perspektywy na oku. Za chwilę miał gościć dziewczynę o bond falach miast włosów. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach - przecież nie będą tak po prostu siedzieć w miejscu! Nagle zrobiło mu się strasznie duszno, a jego uśmiech wydał się nagle sztuczny. Nie miał pomysłu. To było zupełnie nie podobne do młodego Bizarra. Rozejrzał się po bibliotece z przygryzioną wargą. Wokół widział tylko inne regały i w dole blaty stołów. Wzruszył więc ramionami i postanowił działać bez planu.
    Przy samej górze pomógł dziewczynie dostać się na sam czubek. Ta wbiła w niego wzrok czekając na jakikolwiek pomysł. Chłopakowi zdało się, że jej także nie zależy jedynie na książce. W końcu posiadał swoją reputację i jedyne czego się od niego oczekiwało (prócz tego, że zacznie sie lepiej uczyć), to że pozostanie sobą i będzie miał w zanadrzu kilka oryginalnych pomysłów.
    - Tu nie - odparł wreszcie na spojrzenie Melissy - To w sumie najwęższy regał, ale tam - jego palec wystrzelił ku innemu meblowi - jest dostatecznie szeroko. Poza tym nie zawsze trzeba szaleć by było ciekawie.
    Posłała swojej towarzyszce szeroki uśmiech. Oddał jej książkę i stanął na nogi. Uważnie przyglądał się jej reakcji. Nie zamierzał od razu przeskakiwać z regału na regał. W końcu teraz miał towarzystwo i musiał jakoś o nie zadbać. Rozłożył szeroko ręce i zaczął spacerować po meblu, na którym się znajdowali. Wysokość nie robiła na nim wrażenia. Zresztą jako dawny członek drużyny quidditcha przywykł do szybkiego poruszania się wysoko nad ziemią. Ta odrobina adrenaliny z tym związana zawsze go pociągała. Był niespokojnym duchem, który wiecznie pakował sie w nowe tarapaty byle tylko coś robić. Dlatego nie miał zbyt wielu przyjaciół. Nie każdy potrafił wytrzymać kolejny dzień wygłupów u jego boku, co bardzo chłopaka bolało. Z miejsca uwielbiał każdego, kto odważył się choć przez chwilę mu towarzyszyć.
    - To jak? - rzucił, dalej spacerując po regale z rozstawionymi rękoma - Oczywiście nie musimy nic robić, choć to wydaje się trochę nudne.

    [ Przepraszam, że musiałaś tyle czekać - musiałam pomagać rodzicom przy urządzaniu rocznicy. Przepraszam też za jakość odpisu - nie mam pojęcia co mogliby teraz robić xP ]
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  46. Nowe przezwisko niespecjalnie przypadło Puchonowi do gustu, toteż skrzywił się, gdy dziwna dziewczyna – nie, wróć gdy Melissa je wypowiedziała. Wolał być nazywany Smokoświrem przez swoją pasję niż Wielkouchym przez jeden głupi wypadek. Na jej słowa zmarszczył brwi. Znała go od urodzenia? Niby jakim cudem?.
    - Lucas – odpowiedział. – To znaczy, że… Że masz tak od zawsze? Idziesz sobie korytarzem i nagle puf! – Zobrazował gestem pojawienie się wizji. – Widzisz jak komuś na obronie przed czarną magią uszy rosną do rozmiarów spasionych pufków?
    Zaskoczony potaknięciem ze strony Melissy, Lucas podrapał się po głowie. Nigdy wcześniej nie spotkał nikogo, kto byłby jasnowidzem. Ale takim prawdziwym jasnowidzem, którego przepowiednie sprawdzają się w stu procentach i który ujawnia je tylko z troski o innych, nie z chęci zarobienia pieniędzy.
    - Wow, jestem pod wrażeniem. – Spojrzał ze skruchą na Krukonkę. – Przepraszam, że ci nie wierzyłam, ale… Sama rozumiesz. Pomimo tej całej magii dookoła, jednorożców, smoków, zaklęć i eliksirów, wróżby wydają się… słabe.
    W tym momencie rozległ się dzwon, oznajmiający rozpoczęcie kolejnej lekcji. Dopiero teraz Puchon zorientował się, że jego zajęcia odbywają się w zupełnie innej części zamku niż znajdował się w tej chwili. Złożył ręce w przepraszająco-proszącym geście.
    - Wybacz, ale muszę lecieć do McGonagall, bo mnie ukatrupi. A wątpię, by to dobrze wpłynęło na jej karierę nauczycielską. Jeśli możesz, to przyjdź na błonia po południu. Wszystko mi wyjaśnisz, okay?
    I pobiegł korytarzem w stronę klasy do transmutacji, modląc się w duchu, by opiekunka Gryffindoru wyjątkowo spóźniła się na dzisiejszą lekcję.
    ***
    Słońce świeciło, jak to miało w zwyczaju wiosną, muskając ciepłymi promieniami każdy skrawek zielonej, trawiastej połaci nad jeziorem. Lucas siedział wygodnie na dużym kocu, rozłożonym w cieniu jednego z olbrzymich drzew, rosnących dookoła przyramkowych terenów i czekał na Melissę. W sumie to nie był pewien czy dziewczyna ma zamiar zjawić się na ich spotkaniu po tym, jak potraktował ją na korytarzu – a trzeba to przyznać, nie potraktował jej zbyt miło – ale mimo to przygotował w ramach rekompensaty coś w rodzaju pikniku.
    Po zakończeniu zajęć, Puchon udał się do kuchni, by poprosić skrzaty domowe o parę kawałków ciasta i jakąś butelkę soku dyniowego. Zamiast tego, usłużne stworzenia wyposażyły go w wielki kosz piknikowy, zmuszając tym samym Roy’a do małej zmiany planów.
    Siedział tak i wystawiał twarz do słońca, zastanawiając się, jak Krukonka wytłumaczy mu całe to zamieszanie sprawione jej jasnowidzeniem. W końcu nie co dzień spotyka się prawdziwą wieszczkę. Ale najpierw musiała przyjść. Tak, to było najważniejsze.
    Lucek
    [Niedowierzający Puchon powrócił. Zlituj się i chodź na błonia! :D]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Pomysł niezły, ale na zaczęcie z mojej strony raczej nie ma co liczyć, bo mi się namnożyło wątków jak królików. Wybacz. :<]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  48. [Jaką wariatkę, opowiedz mi więcej :D
    a co do przepowiedni to może być, iż pewna bliska jej osoba uwolni się od Śmierciożerców i Czarnego Pana - to akurat będzie prawdą, ale rzecz trochę trudna by uwierzyć :D wiec w sam raz ^^]

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  49. Jack uśmiechnął się słysząc odpowiedź blondynki. Zaimponowało mu jej nastawienie i teraz był już pewien, że nie będzie się nudził. Co do bibliotekarki, to nie przejmował się tym zbytnio. Już nie raz nabroił na jej oczach i zdążył zrozumieć, że tak na prawdę chodzi jej o książki. Jeśli tym się nic nie stanie i póki nie namówi pół szkoły do podobnych zachowań, to ona postara sie nie wtrącać. Tak przynajmniej dała mu do zrozumienia.
    - Nią się nie martw. Już byłem na rozmowie "co wolno robić w bibliotece", która została wygłoszona tylko w moim towarzystwie. Bibliotekarka dostosowała zasady do mojej osoby i doskonale wiem na ile mogę sobie pozwolić. Póki książki sa bezpieczne, to i my jesteśmy bezpieczni - jego usta znów wygięły sie w szerokim uśmiechu.
    Ślizgon poprawił krawat, który tak na prawdę ledwie wisiał na jego szyi, bo nie było mowy o ściśnięciu go w "odpowiedni" sposób. Jego szata już od dawna była przystosowana do takich wybryków i szczerze mówiąc wcale nie przypominała tej, którą kupił na ulicy pokątnej. Nie przypominała nawet szaty i Jack mógł w niej robić dosłownie wszystko, co skrupulatnie wykorzystywał. Jego towarzyszka na szczęście była w spodenkach, więc i ona nie powinna mieć problemu ze skokami. Tak na prawdę w tej chwili liczyła się odwaga, którą można podciągnąć w tym wypadku pod znaczenie słowa "szaleństwo".
    - To ja skocze pierwszy i w razie czego cię złapię - poinformował Melissę i mrugnął do niej przyjacielsko.
    Nikt nie powinien wątpić w to, że jest gotów wywrócić regał i narazić sie na gniew bibliotekarki, byle tylko ratować dziewczynę. I na pewno nikt nie wątpił. Na dowód tego uczniowie przebywający w pomieszczeniu przenieśli się na druga stronę, a pomiędzy regałami, po których zamierzał skakać brunet nie było nikogo. Jack uśmiechnął się tryumfalnie na samą myśl o skoku i przybrawszy odpowiednią pozycję wykonał go. Wylądował zręczne na drugim meblu i ukłonił się teatralnie w stronę Melissy. Zaś bibliotekarce posłał znaczące spojrzenie. Kobiecina oderwała od niego wzrok i prędko schowała się za książką. Jednak wprawne oko Ślizgona przyłapało ja na podglądaniu. W końcu teraz miałą skoczyć Melissa, która za pewne nie była przystosowana do tym podobnych niecodziennych czynności. Bizarre także uważnie obserwował dziewczynę. Stanął pewniej na meblu i ręce wyciągnął delikatnie przed siebie, żeby w razie potrzeby pochwycić blondynkę. Stwierdził nawet, że nie muszą koniecznie dotrzeć do celu, a jeśli dotrą to nie muszą tam już bardziej szaleć. Same skoki, na które zgodziła się Krukonka były prawdopodobnie dostatecznie mocnym dla niej przeżyciem. Za to mógł też przyrzec, że to nie będzie ostatnie przygoda jaką jej zaoferuje. Zamek miał do zaoferowania wiele, gdy patrzyło się z jego perspektywy. Chłopak uwielbiał udowadniać to innym i równocześnie zarażać optymizmem. W końcu żyje się raz i warto doświadczyć jak najwięcej.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Cześć, cześć. Fajną ma kiecę pani na obrazku. Jak przeczytam obie karty to zdecyduję z którą postaciom wolę pisać, chyba że dasz radę dwoma. Zawsze jestem chętna na wątek! ]

    OdpowiedzUsuń
  51. Marcelowi już od dawien dawna nie podobało się zachowanie panny Montgomery, które znacznie odbiegało od przyjętych norm. Krukon wiedział, że ta pozornie niegroźna blondynka poprzez jedno spojrzenie potrafi wyczytać przyszłe losy któregoś z nieszczęśników, a także znał jej inne, coraz to bardziej dziwne przypadłości. Zazwyczaj trzymał się od niej z daleka, aczkolwiek nie mógł zignorować takiego zachowania. W końcu to on był tu autorytetem, któremu należał się bezwzględny szacunek i nie mógł pozwolić na to, by na oczach zebranych w pomieszczeniu uczniów wypadł jako niekompetentny i lekceważący problemy Prefekt Naczelny.
    Musiał interweniować, by tym samym raz na zawsze pokazać kto tu rządzi i tym samym zaradzić kolejnym wybuchom niepohamowanej złości dziewczyny. — Może i nie ma co tutaj robić, ale to nie daje ci prawa do demolowania pokoju wspólnego! — krzyknął, wyciągając różdżkę i jednym machnięciem sprawiając, iż porozrzucane książki wróciły na swoje miejsce. — Potrzebujesz się na czym wyżyć i odreagować, tak? — zapytał retorycznie, mierząc ją oceniającym spojrzeniem groźnego pana władzy. — W takim razie jutro zaraz po przerwie obiadowej spotykamy się na błoniach. Szlaban w Zakazanym Lesie dobrze ci zrobi — dopowiedział, uśmiechając się w wyjątkowo podły sposób. Marcel jeszcze do końca nie wiedział co takiego miałaby robić właśnie tam, ale przecież miał całą długą noc do namysłu. A poza tym, to Zakazany Las. Miejsce, w którym zawsze znajdzie się coś do roboty. Coś, co w jego opinii odwiedzie Melissę od kolejnych prób igrania z Marcelem Lorenzem: Niestrudzonym Prefektem Naczelny.
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  52. [Zgłaszam się tutaj przez słabość do imienia - moja pierwsza postać tutaj była Melissą ;3
    Co do Glizdogona - wow, podziwiam... Dlaczego go lubisz/lubiłaś? ;)
    A na wątki zawsze chętnie, ale z pomysłami krucho ;p]

    Glizdek

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie usłyszał cichego westchnienia bibliotekarki, które było wyrazem ulgi. Nie zauważył ironicznie wywróconych przez innych uczniów oczu. Przez chwilę nawet nie zdawał sobie sprawy, że niebezpiecznie odchylił się do tyłu. Liczyło sie tylko Melissa, która wylądowała w jego ramionach. Na sercu zrobiło mu się ciepło, a na usta wpłynął słodki uśmiech. Stwierdził, że z chęcią łapał by ją za każdym razem.
    - I tu masz całkowitą rację - odparł na jej słowa i także zatopił spojrzenie w jej oczach.
    Przez chwilę, która dla chłopaka mogłaby trwać o wiele dłużej, trawli w milczeniu i po prostu patrzyli. Wreszcie Ślizgon zrozumiał, że dla Krukonki może być to krępujące i z cichym westchnieniem przerwał ciszę.
    - Boisz się spytać, co zrobiłem? Zaraz ci opowiem - zapewnił i pomógł dziewczynie stanąć prosto.
    Zrobił zafrasowaną minę, przerwanie kontaktu wzrokowego i wypuszczenie Lissy ze swoich objęć wydało mu się przykrą powinnością. Teraz natomiast musiał sobie przypomnieć czym nagrabił sobie u bibliotekarki tamtego razu.
    - Wywróciłem regał - przyznał się po chwili, gdy odkopał wspomnienie z odmętów swojego mózgu - Wszystkie książki zwaliły się na ziemię. Bibliotekarka była czerwona jak burak - ostatnie szepnął wprost do ucha dziewczyny - chyba muszę ruszać dalej - dodał z uśmiechem.
    Po raz kolejny zasadził się do skoku i po chwili znalazł sie na kolejnym meblu. Tym razem o mały włos nie zwalił się wraz z meblem. Szybko złapał równowagę i spojrzał na dziewczynę. Jej blond włosy w dziwny sposób przykuwały jego spojrzenie. A pomyśleć, że jeszcze chwilę temu wahała się czy wejść do niego na regał. Wtedy chodziło o książkę, aczkolwiek oboje szybko zapomnieli o swoich lekturach i oddali się bardziej interesującemu zajęciu. Chłopak przeczesał ręką swoje włosy, a jego oczy zabłyszczały.
    - Melisso - zaczął poważnym tonem - Jeśli doskwiera ci nuda, to możesz na mnie liczyć. Powiedz słowo, a niebawem zapomnisz, że kiedyś ci sie nudziło. Ja już nawet nie pamiętam co to znaczy - posłał w jej stronę kolejny szeroki uśmiech i naszykował się na jej skok.
    Miał nadzieje, że i tym razem dziewczę wpadnie w jego ramiona. Nie potrafił jednak zrozumieć dlaczego tego pragnie. Postanowił jednak nad tym nie rozmyślać i tylko czekać na Krukonkę.

    [Tak bardzo nie wiedziałam co napisać, przepraszam za zwłokę :) ]
    Jack

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Półka pod nogami Jacka zaczęła się niebezpiecznie chwiać. Niebezpieczne trzaski, wydobywające się spod jej nóżek brzmiały zaskakująco groźnie, jakby zaraz miała się zawalić lub przewrócić. Może i Ślizgon miał doświadczenie w balansowaniu na takich wysokościach, ale nie wykluczało to wypadku. W końcu niektóre z tych regałów pochodziły jeszcze z czasów założycieli, a korniki i upływające lata z pewnością nie zadziałały na ich korzyść.

      Usuń
  54. [Phahaha. Tekst o wardze mnie rozwalił.
    Zróbmy tak. Ona jest szczera, on emocjonalny. Wdadzą się w dyskusję. On się poirytuje, uniesie, rozgniewa. Ona zaproponuje mu melisy w szkolnej kuchni. ]

    Mycroft Stonewood

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Wredny Mistrz Gry :< Ale i tak wyszło nieźle, spełni sie marzenie Lissy żeby zobaczyć czerwona bibliotekarkę ;) ]

    Nie zdążył dać jej znaku by poczekała, a gdy Lissa była już w locie, było za późno. Wylądowała zgrabnie i gdyby tylko miał na to czas, pochwalił by ją za szybką naukę tej sztuki. Nie było mu dane jednak powiedzieć czegokolwiek, bo spadająca dziewczyna pociągnęła go za sobą i parę sekund później zaliczył bolesne zderzenie z ziemią i o mały włos przygniecenie przez regał. Roześmiał się szczerze, gdy dziewczyna jednym słowem podsumowała sytuację. Nie mógł powstrzymać się od tej dziwacznej radości, która nie miała zamiaru prędko go opuścić. Stała się właśnie jedyna rzecz, która miała prawo wyprowadzić kobietę siedzącą za biurkiem z równowagi. Cieszyła go też myśl, że spełni się wyrażona niedawno chęć zobaczenia przez Krukonkę czerwonej na twarzy bibliotekarki. Nie zważając na ból przeczesał włosy palcami i usiadł. Zaraz potem wstał i pomógł Melissie uczynić to samo.
    - Wcale nie niedobrze. Złamaliśmy jedyny mój zakaz, ale! Zaraz się wywiniemy ze szlabanu, który chce nam zafundować zbliżająca się kobietka, która spełnia twoje marzenie - wypowiedział to prosto do jej ucha, radując sie faktem, że mógł podejść do niej tak blisko i nie zostać za to zbrukanym - Wygląda zupełnie tak jak przed moim prywatnym wykładem - dodał - Jedyne nieszczęście w tym wszystkim, to ten cały upadek. Postaram się go w najbliższej przyszłości wynagrodzić. Ale o tym później. Najpierw trzeba się wyrwać z jej szponów - posłał ślicznej blondynce szeroki uśmiech i ruszył na spotkanie bibliotekarki.
    Zatrzymał kobietę i zrobił minę zbitego szczeniaczka. Ćwiczył ją niejednokrotnie, ale ostatnimi czasy nie miał okazji na jej wykorzystanie. osobiście nie obawiał się kary, ale za wszelką cenę chciał uwolnić od niej towarzyszkę, co by ta sie do niego nie zraziła.
    - Naprawimy regał i ustawimy książki. Obiecuje - powiedział ze skruchą, która wbrew pozorom nie była prawdziwa.
    Bizarre posiadał jednak niezwykły talent do nabierania ludzi, który zawdzięczał swojemu uwielbieniu dla teatru. Przydawało mu się to tak często, że dostatecznie to doszlifował.
    - Tylko niech pani nas nie kara, a przynajmniej mojej koleżanki. Ja mogę odbębnić swoje, ale bez jej wiedzy - ostatnie zdanie wyszeptał.
    Kobiecina, czerwona na twarzy niczym burak, zastanawiała się chwilę. Jack posłał przyjazne spojrzenie Melissie, starając się ją w ten sposób zapewnić, że wszystko gra. Miał nadzieję, że przynajmniej rozraduje ją fakt czerwoności bibliotekarki. Gdy na powrót się odwrócił, kobieta skinęła głową.
    - Tylko każda książka ma być na swoim miejscu Bizarre. Sprawdzę je i jeśli choć jedna będzie nie tam gdzie trzeba.....
    - Tak jest! - odparł natychmiast i potruchtał do Krukonki, którą obdarzył szerokim uśmiechem - Wystarczy, że naprawimy regał i ustawimy książki. Wystarczy kilka zaklęć - poinformował ją z uśmiechem i wydobył różdżkę na wierzch.
    Obrócił swój patyk w kilka razy w dłoni i wpatrzył się w Melissę. Sam przywykł do bólu, ale jej wolałby oszczędzić upadku. Uśmiechał się więc do niej słodko i posyłał spojrzenia piwnych, błyszczących oczu. Ledwie kilka chwil pełnych napięcia pozwoliło mu zatracić się w uroku dziewczyny. Znaczy się już wcześniej podziwiał jej wygląd, ale zamierzał poznać charakter. Tego dnia dostał tą szansę, a jego serce zaczęło bić szybciej. Czuł jak mimowolnie oddaje się uwielbieniu dziewczęcia. Nie pamiętał kiedy ostatnio przydarzyło mu się coś podobnego. Możliwe, że nigdy. Przypisał to jednak emocjom związanym z całym zamieszaniem i postanowił kontrolować się. Machnął więc różdżką w stronę regału i odwrócił ku niemu wzrok. Leżąc na ziemi nie imponował wysokością. Ani trochę.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  56. [Ja stwierdziłam, że taki Peter kryje się przynajmniej minimalnie w każdym z nas, dlatego się za niego wzięłam... Chociaż trochę mi to zajęło ;P
    Brzmi ciekawie ;> Tylko chyba wobec tego to Ty powinnaś zacząć.. prawda? ;)]

    Glizdek

    OdpowiedzUsuń
  57. [Dzień dobry! Pięknie dziękuję za cudowne powitanie, może więc z tej okazji jakiś wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  58. [Okej, więc nie wiem czy Ci podpasuje, ale mam taki pomysł: Skoro Mel bierze lekarstwa, a ojciec Freddiego prowadzi sklep zielarski Ziołowy Zakątek w którym również sprzedaje eliksiry, medykamenty itp to może Frederick mógłby być takim jej "dostawcą" lekarstw w Hogwarcie, żeby nie musiała kłopotać się z dojazdem na Pokątną, a w wyniku tego mimowolnie zaprzyjaźniliby się ze sobą już dobre parę lat temu. Fred byłby dumny, mogąc nad nią czuwać jak nad młodszą siostrą. A wiadomo - tam gdzie jest przyjaźń między kobietą, a mężczyzną, tam po jakimś czasie pojawia się uczucie romantyczne przynajmniej jednej ze stron. Której to już zdecydujemy później :) Może tak być, czy pomysł beznadziejny? :(]

    OdpowiedzUsuń
  59. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Frederick właśnie wychodził z wanny. Ze zdziwieniem więc, że ktokolwiek pofatygował się do czynności tak zdumiewającej jak p u k a n i e, obwiązał się ręcznikiem w pasie i rozpryskując wokół wodę z mokrych włosów pośpieszył w stronę drzwi.
    -O, Melissa – rzucił z uśmiechem nigdy nie opuszczającym jego ust – Dobrze, że jesteś, właśnie dostałem paczuszkę dla Ciebie i miałem nadzieję, że mogę otrzymać od Ciebie okup za nią w postaci spaceru. Nudzę się niemiłosiernie, a dłużej nie wytrzymam w jednym pomieszczeniu z TYM – wskazał znacząco na kota swojego współlokatora, który – zważywszy na ich „wspólną historię” – wolał trzymać się do Freda z daleka. Ruszył w stronę łóżka, przywołując w międzyczasie drugi ręcznik, którym zaczął wycierać mokre włosy. Brak jakiegokolwiek skrępowania w obecności Melissy mógł być dla niektórych zdumiewający, ale nie oszukujmy się. Widzieli o sobie takie rzeczy, że nagość wcale nie była krępująca. Wysunął spod łóżka kufer i wygrzebał z niego paczuszkę, która przyleciała wraz z listem od ojca wczoraj wieczorem. List zostawił sobie do przeczytania na później, a paczkę oddał blondynce, obdarzając ją przy tym pełnym troski spojrzeniem.
    -Jak się czujesz, Lissa? - zapytał, po czym nie mógł się powstrzymać i z głupkowatym uśmieszkiem dodał:
    -Oprócz tego, że na pewno jesteś teraz totalnie na mnie napalona!

    OdpowiedzUsuń
  60. Był zadowolony, że zdecydował się na odwiedzenie biblioteki. Może nigdy wcześniej nie przepadał za tym miejscem, ale to przecież nie książki się liczyły. Obecny dzień mógł odhaczyć jako udany i to nie tylko z powodu znakomitej zabawy. Poznanie Melissy było czymś, dla czego mógłby tu przychodzić częściej, aczkolwiek chwilowo nie rozumiał dlaczego. Była śliczna i podobała mu się, to wiedział na pewno i to nie od dziś, choć dziś poznał jej niesamowity charakter. Przynajmniej jego część. To tylko go upewniło, że dziewczyna jest fascynująca. Miał nadzieję, że ich znajomość nie skończy się, gdy rozejdą się do swoich dormitoriów. Jednakże wypełniał go dziwny lęk, że tak właśnie będzie i dlatego postanowił sobie, że zrobi wszystko co w jego mocy, by temu zapobiec. Jack'owi nie zawsze zależało na czymś, jak na tym zamierzeniu teraz. Zwykle oddawał los znajomości zarówno w ręce swoje, co poznanej osoby. Teraz jednak postanowił zrobić coś więcej niż zwykle. Na ogół nowo poznawani ludzie mieli dość jego towarzystwa po jednej przygodzie i odchodzili dając mu miano dziwaka lub szaleńca. Ślizgon nie miał im tego za złe i nie trzymał przy sobie na siłę, był wdzięczny, że poświęcili mu choć jeden dzień. Teraz nie mogło tak być, nie mógł się pogodzić z myślą, że Lissa zniknie z jego życia i bardzo martwiły go takie odczucia. Owszem widywał dziewczynę wcześniej, ale praktycznie rzecz ujmując poznali się dzisiaj i mogli by rzec, że są sobie obcy. Takie postawienie sprawy nie podobało mu się i by nie ulegać tym irytującym emocjom, postanowił skupić się na książkach.
    - Widzisz? Wystarczy powiedzieć mi czego się chce, a stuprocentowo się to dostanie - posłał jej szeroki uśmiech, a oczy błysnęły mu na myśl, że na prawdę tak jest.
    Kilka machnięć różdżką i regał stał już cały i zdrowy, a może nawet w lepszym stanie niż przed ich skokiem. Pozostało tylko zająć się książkami i odłożyć je na odpowiednie miejsca. Całe szczęście istniały na to odpowiednie zaklęcia. Dopiero w chwili, gdy kolejne woluminy zapełniały mebel, Jack uświadomił sobie, że zaraz skończą pracę.
    - Czy po sprzątaniu będziesz jeszcze miała siłę na następne wariactwa ze mną, czy lepiej odwlec to do jutra? - w jego głosie można było wyczuć delikatną zmianę, gdy wypowiadał ostatnie słowo.
    Była to za razem prośba o kolejne spotkanie, wyrażenie chęci dalszych, wspólnych wariactw i propozycja dłuższej znajomości. Sam Ślizgon nie zastawiał się nad tym, jak wiele wyraził. Skupiał się na tym, by jak najwolniej układać książki na półkach i przeciągnąć możliwie najdłużej obecną chwilę.
    - Bo wiesz, ja teraz nie odpuszczę - dodał po chwili i spojrzał Melissie w oczy.
    Jej ciemne źrenice miały jakąś tajemniczą moc, która go hipnotyzowała.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  61. [ Hejejej. Kolejna znajoma osoba. Co powiesz na wątek z umiejętnościami wróżbiarskimi Krukonki? Rachael potrąciłaby ją na jakimś korytarzu i wtedy dziewczyna dostałaby jakąś mroczną złą wizję, czy jak to tam działa ? ]

    rachael

    OdpowiedzUsuń
  62. Wspomnienie o jednorożcu zajęło na dłużej jego myśli. Chłopak jeszcze nigdy nie widział tego mistycznego stworzenia, choć wiele razy bł od tego o włos. Wiązało się to z tym, że jemu bardziej zależało na opierzonych zwierzętach - od jednorożca wolałby pegaza, czy hipogryfa. Jednakże, jako że wspomniała o tym Melissa i to po złożonej przez niego obietnicy, co z tego, że żartobliwej, postanowił obmyślić plan spełnienia zachcianki Krukonki. Nie mniej jednak przywołał do siebie książkę o mitologicznych stworzeniach i otworzył na stronie ze zwierzakiem. Uśmiechnął się szeroko i przytrzymał wolumin przed jej twarzą.
    - Chwilowo tyle musi ci wystarczyć - odparł radośnie - Chwilowo - podkreślił.
    W tym czasie bibliotekarka przywołała swoją twarz do porządku i małymi kroczkami wróciła na swoje miejsce. Mimo widocznej poprawy, bacznie obserwowała Jack'a i towarzyszącą mu dziewczynę. Nie była osobą ufną, ale za to w miarę łatwo było ja udobruchać i to Ślizgon najbardziej cenił w kobiecie.
    Na propozycję spaceru kiwnął entuzjastycznie głową i chwyciwszy Lissę za ramie, delikatnie pociągnął ku wyjściu. Zatrzymał sie tylko na chwilę przy biurku, chwilę się zastanawiał, a na koniec uśmiechnął sie przepraszająco.
    - Bałagan posprzątany - zameldował, nie trudząc się obietnicami na przyszłość, które i tak najpewniej by złamał.
    Potem już bez najmniejszych wyrzutów opuścił bibliotekę wraz ze swoją uroczą towarzyszką. Za drzwiami zatrzymał sie raz jeszcze i zrobił skonsternowaną minę. Dawno już zwiedził wszystkie znane sobie zakamarki szkoły, a i trawę na błoniach zdążył jako tako przeczesać, dlatego teraz zadawał sobie pytanie, gdzie powinni iść.
    - To gdzie idziemy? - spytał, delikatnie przekrzywiając głowę i błyskając piwnymi oczyma.
    Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, a ręka nadal delikatnie zaciskała się na nadgarstku dziewczyny. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ciągle ją trzyma. Pewnie nawet, gdyby był tego świadom, to nie uwolnił by Melissy z uścisku, póki by się o to nie upomniała.
    - Może na razie po prostu chodźmy - wzruszył ramionami - Po drodze coś się wymyśli.
    Raźnym krokiem ruszył przed siebie i dopiero wtedy jego ręką puściła nadgarstek dziewczyny, a on zdał sobie z tego sprawę i gdzieś w głębi pożałował, że pozwolił sobie na jej uwolnienie.
    - Lubisz konie? - spytał nagle, bez większego powodu - Sugeruję się tym jednorożcem - dodał i zaczął bawić się swoimi rękoma, nie wiedząc co z nimi począć.
    Znów się uśmiechnął, tym razem delikatnie i przyjaźnie. To był wyjątkowy rodzaj uśmiechu, który nie często widniał na jego twarzy. Gdy się już pojawiał, dawał znać, że Jack jest po prostu szczęśliwy. Nie naciąganie radosny, szalony, czy skory do żartów. Po prostu szczęśliwy.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  63. Krukon oczywiście mógł wymyślić dla Melissy inny, mniej radykalny rodzaj kary, jednak sądził, iż tylko za pomocą takiego środku uda ma się wreszcie utemperować jej aż nadto wybuchowy temperament. Zakazany Las skrywał niezliczoną ilość tajemnic i czyhających na każdym kroku niebezpieczeństw, jednak nie te kwestie zadecydowały o wyborze własnie tamtego miejsca. W prawdzie wyrok szlabanu padł z ust Marcela niemalże bez zastanowienia, to tak czy siak nie mógł teraz zmienić zapadniętej już decyzji. Nie miał bladego pojęcia co pozornie bezbronna dziewczyna pocznie samotnie w ciemnym lesie, chociaż nastąpił krótki moment zawahania, w którym przez jego głowę przeszła szybka myśl, aby zagiąć nieco swoje żelazne zasady i potowarzyszyć jej jako główny nadzorujący. — Nie dyskutuj — uciął, nie pozwalając jej tym samym na podważenie jego zdania. Lorenz nie znosił słów sprzeciwu, a każdą próbę kontrataku niszczył w zalążku, zyskując dzięki temu na autorytecie. Zazwyczaj jednak żaden uczeń nie marnował czasu na nic niewarte kłótnie, wiedząc iż pomimo zaciętej walki nie wyjdą z niej zwycięską ręką. — Po zachodzie słońca widzimy się pod bramą wyjściową — oznajmił, raz jeszcze rzucając jej wyzywające spojrzenie, po czym bez zbędnych słów oddalił się z powrotem na fotel. Zgodnie z umową, uzbrojony w swój nieodłączny notes i różdżkę, późnym wieczorem opuścił dormitorium, udając się prosto na sam dół Zamku, gdzie oparłszy się plecami o kamienną ścianę czekał na pojawienie się niepokornej Montgomery. — Dwie minuty spóźnienia — mruknął z irytacją w głosie, gdy jakiś czas później ujrzał wreszcie znajomą sylwetkę Krukonki. — A teraz chodź za mną — zarządził, darując sobie niepotrzebnych tłumaczeń na temat rozrywki, jaką przygotował dla niej po godzinie ciężkich rozmyśleń.
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  64. Zauważył ją już z daleka. Charakterystyczny chód Melissy, był typowy dla jej indywidualistycznej natury. Miał ochotę pomachać w kierunku dziewczyny, by podeszła do niego, ale na szczęście sama go zauważyła, więc obeszło się bez zbędnych gestów.
    - Do końca roku to raczej nie – zaśmiał się z jej uwagi. – Może raczej do końca tygodnia, o ile skrzaty nie zechcą nam czegoś dołożyć.
    Spojrzał na Krukonkę, marszcząc brwi. Czego chciał się dowiedzieć? Odpowiedź na to pytanie zdawała się być prosta: wszystkiego. Ale ponieważ wszystko było pojęciem bardzo względnym, musiał jakoś sprecyzować to, co czarownica miała mu powiedzieć.
    Swoją drogą, dziwił się, że zdecydowała się na spotkanie. W swojej szkolnej karierze obcował z paroma mieszkańcami Zachodniej Wieży i wszyscy wydali mu się nieco ekscentryczni. Zwłaszcza przedstawicielki płci pięknej. Otrząsnął się z tych myśli i zmierzył przenikliwym spojrzeniem Melissę.
    Z pewnością nie raz zauważył ją na korytarzu. Problem polegał na tym, że nie do końca zwrócił na nią uwagę, za co teraz pluł sobie w brodę. Niby taki nieistotny szczegół, ale z dłuższej obserwacji mógł wywnioskować parę szczegółów na jej temat. Tymczasem siedział naprzeciwko niej, nie wiedząc nic poza tym, że potrafi przepowiadać przyszłość, w dodatku całkiem trafnie. Wziął głęboki oddech i w końcu zadał jej męczące go pytania.
    - Czy zdarza ci się to często? – zaczął. Może i błahe, ale dla niego ważne. – Mówisz ludziom o tym, co widzisz czy byłem wyjątkiem? Musisz kogoś dotknąć, żeby zobaczyć co się z nim stanie? Jakie to uczucie, przepowiadać przyszłość?
    Możliwe, że był nieco impertynencki. Jednak wedle Lucasa sytuacja tego wymagała, zwłaszcza, że nie co dzień dane mu było rozmawiać z najprawdziwszą wyrocznią. Miał tylko nadzieję, że nie uraził jakoś szczególnie uczuć dziewczyny, zadając może zbyt osobiste pytania. Najwyżej nie odpowie.

    Lucek

    OdpowiedzUsuń
  65. Po drodze nie wymyślił nic. Smutne, ale prawdziwe. Gdy tylko Jack starał się coś zaplanować, jego twórczy umysł płatał mu figla i przestawał pracować, co było największym utrapieniem chłopaka. Nie mniej postanowił nie przejmować się tym i pozwolić nogom decydować. W końcu znał Zamek tak dobrze, że potrafił iść z zamkniętymi oczyma i nie trafić na żadną ścianę, czemu więc nie zaufać intuicji i w tym przypadku? Skoro nieświadomie decydował najlepiej, to zdecydował się postawić na nieświadome dążenie do przodu. Bez celu, byle iść, a już gdzieś się dojdzie. Bo czasem lepiej nie planować na siłę i zdać się na coś innego, co siedzi w każdym z nas, choć nie każdy potrafi to nazwać.
    Okazało się, że z zamiłowaniem do nieparzystokopytnych o długich nogach i rozwianych grzywach nie trafił. Wyglądało na to, że dla niej zobaczenie jednorożca, jest czymś innym, niż spotkanie zwykłego konia. Melissa zdawała się nie obdarzać ich żadnym szczególnym uczuciem, więc postanowił nie drążyć tematu, który po chwili utknął by w miejscu. Zresztą co się tu dziwić, magiczne, rzadko spotykane zwierzę podnieca bardziej.
    W sumie pierwszy raz od niepamiętnych czasów zgubił się w swoich myślach i nie za bardzo wiedział, co ma robić dalej. Szli tak koło siebie, a jemu zaczęło brakować dotyku jej skóry. Prędko jednak skarcił się za to odkrycie i zatuszował wszystko szerokim uśmiechem. To było najlepsze wyjście z każdej sytuacji. Uśmiech, gdy ma chęć się uśmiechać, gdy chce mu się płakać, gdy przeżywa kryzys, gdy jest zły, gdy czuje się samotny, gdy targa nim tęsknota i rozpacz. Zawsze uśmiech, a wszystko będzie dobrze. W przeciwnym wypadku dawno już byłby wrakiem emocjonalnym niezdolnym do chociażby radości. Tak było mu łatwiej, ale nie potrafił wyrazić swoich potrzeb. A było ich trochę. Ponad wszystko pragnął towarzystwa, zrozumienia. Tego by ktoś potrzebował jego i by on mógł spełnić ta potrzebę. Przy blondwłosej dziewczynie nawet o tym nie myślał. Było mu dobrze, choć bał się, że spapra tą znajomość. Przecież tak nie mogło być.
    Już miał wydukać jakieś zdanie, które skleił na siłę i w sumie nie posiadało ono, żadnego sensu, gdy dziewczyna się potknęła. Nie wątpił w to, że był to przypadek. Złapała go za dłoń, a Ślizgon zareagował natychmiast. Chwycił ją w tali i w ostatniej chwili uchronił przed spotkaniem z podłogą. Nie wyprostował się od razu. Trwał tak zawieszony nad nią, z jedną ręką w jej tali, a drugą dłonią trzymając jej rękę. W tamtej chwili wydała mu się ona aniołem, włosy niczym aureola, oczy prosto z nieba i jakiś czar, który pchał go ku niej bardziej niż wille ciągnął chłopców ku sobie. Była wyjątkowa i on to wiedział, a raczej czuł. Nie mógłby jej traktować tak jak innych, bo za bardzo ją cenił ( choć dopiero się do niej zbliżył), zbytnio zależało mu na jej obecności. Nie kontrolował swojego serca, które waliło mu jak oszalałe, nie kontrolował czasu, który upływał niemiłosiernie, podczas gdy on wpatrywał się w oczy Lissy. Tym razem nie zamierzał odwracać wzroku, póki ona tego nie zrobi, bo sprawiało mu to niewysłowioną przyjemność.
    Pociągnął ją ku górze i wyprostował się. Jednak dalej zatapiał wzrok w bezdennych oczach dziewczyny. Nie puścił jej, choć dłoń, którą trzymał ją w tali zmniejszyła swój nacisk, bo nie utrzymywała już ciężaru dziewczyny nad ziemią. Wygiął usta w uśmiechu, a w jego piwnych tęczówkach pojawił się dziwny błysk, którego wcześniej nie można tam było znaleźć.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  66. [Tak jak mówiłam - zgłaszam się. :3 Proponowałabym raczej wątek z Chiarą, bo też tam cicho pod kartą. Myślę, że to będą raczej pozytywne relacje. A jak Ty myślisz?]

    Chiara

    OdpowiedzUsuń