27 lipca 2014

I'm becoming this, all I want to do is be more like me and be less like you.

E L S A   G A L A D R I E L A   M E N Z E L
c z ę s t o   z n a n a   j a k o   E l l y
28 lipca 1960 || Rok VII (po wakacjach) || Hufflepuff || Mugolaczka
Historia magii || Astronomia || Chór || Prefekt
Patronusem wciąż biała mgiełka || Boginem dziobiące ją wrony
Wiśnia, pióro z ogona feniksa, 11 i pół cala, giętka
niegdysiejsza Królowa Śniegu o ciemnych włosach
Bierzesz głęboki wdech i starasz się opanować oszalałe myśli. Łzy cisną ci się pod powieki, za nic nie możesz ich powstrzymać. "To tylko twoja głupia wyobraźnia, nic innego. Przecież to nie dzieje się naprawdę" powtarzasz sobie bezustannie, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Otwierasz oczy. Sama nie wiesz, kogo chcesz oszukać... samą siebie? Czy tylko resztę dzieciaków, przypatrujących się tobie z ukrycia? Jednak to niewinne kłamstewko nie brzmi w twoich ustach przekonująco, a ty sama wiesz, że zbliża się koniec. Starasz się udawać, że jest inaczej, że zaraz obudzisz się w swoim łóżku i roześmiejesz na myśl o tym głupim śnie, który ci się przyśnił. Wszystko wokół jest jednak aż nazbyt realne – począwszy od łaskoczących cię liści, a na głośnych krzykach skończywszy. Dłonie ci się trzęsą, gdy bierzesz ostatni, rozpaczliwy wdech i pozwalasz ciemności pochłonąć wszystko, co cię otacza.
Gdy rodzisz się w rodzinie mugoli, żyjesz w przekonaniu, że jednorożce, smoki czy inne legendarne stwory są wytworem czyjejś nazbyt rozwiniętej wyobraźni. Przeżywasz każdy dzień z dala od świata baśni czy mitów, a każdego spotkanego na ulicy człowieka z różdżką uważasz za zbiegłego pacjenta któregoś ze szpitali psychiatrycznych. Jednak twoje nastawienie do magii i czarów zmienia się w dniu, w którym dociera do ciebie, że jesteś inna. Szkoda tylko, że inna nie oznacza wyjątkowa...
Każdy kolejny dzień staje się męką, a przecież jeszcze niedawno było tak pięknie! Z dnia na dzień coraz bardziej izolujesz się od ludzi, coraz bardziej starasz się ukryć swoją inność, którą traktujesz jak klątwę czy karę zesłaną przez bogów. Powoli zaczynasz zmieniać się nie do poznania – przestajesz biegać po podwórku, już nie uśmiechasz się do każdej napotkanej osoby ani nie śmiejesz w głos. Nagle twoje miejsce zastępuje całkiem inny człowiek – cichy, nieśmiały, przestraszony, chłodny. Te kilka osób, które zdołały do ciebie dotrzeć, mają cię za Królową Śniegu o ciemnych włosach, za której maską ukrywasz swój strach. Lecz to nie świata się boisz – boisz się samej siebie. Twoja inność sprawia, że wszyscy wokół odwracają się do ciebie plecami, twoja inność sprawia, że wciąż słyszysz rzucane w twoim kierunku wyzwiska. Za jednym zamachem tracisz wszystko – przyjaciół, szczęście, a nawet siebie.
Jesteś gotowa skończyć z tym wszystkim, pożegnać się z otaczającym cię światem, gdy nagle...
... wszystko się zmienia za sprawą jednego, starszego mężczyzny.
Dowiadujesz się, że to, co brałaś za wytwór czyjejś wyobraźni tak naprawdę istnieje, tylko dobrze jest ukryte przed wścibskimi spojrzeniami. Dowiadujesz się, że na świecie żyje tysiące ludzi, którzy nie są do końca normalni. Dowiadujesz się, że – tak samo jak owy staruszek – jesteś inna, wyjątkowa. I nagle dostrzegasz, że świat jeszcze nigdy nie był tak piękny, jak teraz.
Z szerokim uśmiechem na ustach żegnasz rodziców i wchodzisz do pociągu. Bardzo szybko odnajdujesz się w tym nowym, magicznym świecie i wreszcie czujesz, że gdzieś pasujesz. Nie masz problemu ze znalezieniem znajomych czy przyjaciół, tak samo jak z dostosowaniem się do nowych warunków. Wśród czarodziejów czujesz się jak ryba w wodzie i czasem nawet wyzywający cię od szlam Ślizgoni nie mogą popsuć twojego humoru.

Może i nigdy specjalnie nie błyszczałaś na lekcjach – daleko ci było do inteligencji Krukonów – ale nigdy nie zjawiałaś się nieprzygotowana. Bardzo ci zależało na zrobieniu dobrego wrażenia na nauczycielach i jak najszybszemu zapoznaniu się z tajnikami magicznego świata. Wszystko, co cię otaczało, wydawało się niezwykle ciekawe i intrygujące. Ruszające się schody, gadające zbroje i gargulce, znikające ze swoich ram portrety – to wszystko stanowiło dla ciebie nowość i nie pozwalało oderwać oczu, by zająć się czymś pożytecznym. Ileż to razy musiałaś się powstrzymywać przed złamaniem zasad i wejściem w mroki Zakazanego Lasu, ileż to razy podchodziłaś do Bijącej Wierzby? Nawet pierwsze zetknięcie z latającą miotłą, które skończyło się pierwszą wizytą w Skrzydle Szpitalnym, wspominasz z delikatnym uśmiechem na ustach.
Wystarczyło, byś poznała tych wszystkich ludzi, a otworzyłaś się na świat – wszystkie twoje cechy, które niegdyś ukryłaś głęboko w sobie, powróciły, a uśmiech nie mógł zejść z twojej twarzy. Przestałaś kryć się przed całym światem, udawać niewidzialną i trzymać się na boku. Przestałaś być ponurym, zapłakanym i zbyt poważnym jak na swój wiek dzieckiem. Od tamtego momentu wszyscy mogli zobaczyć, że jesteś ambitną, pomocną i radosną dziewczyną, która czeka z niecierpliwością na każdy kolejny mecz quidditcha i już dawno temu zaopatrzyła się w ogromne transparenty, by godnie kibicować drużynie swojego domu.
Przez te wszystkie lata nauki dałaś nauczycielom powody, by ci zaufali i powierzyli niezwykle odpowiedzialne stanowisko, a mianowicie – pozycję prefekta. Gdy zobaczyłaś w swoim liście błyszczącą, złoto-czarną odznakę, nie posiadałaś się ze szczęścia i postanowiłaś pokazać wszystkim otaczającym cię osobom, że jesteś godną ją nosić.
Wciąż nie jesteś osobą, jaką – według własnej opinii – być powinnaś, jednak napotkani na twojej drodze ludzie nie zawsze ułatwiali dążenie do tego celu. Oczami wyobraźni widziałaś siebie wielką i potężną, wzbudzającą szacunek, mimo tak zwanej "brudnej krwi". Widziałaś siebie w roli bohatera, który pomaga zwalczać zło na świecie i chwytać sojuszników Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Wciąż jednak pozostawałaś tą samą, chwilami lekkomyślną i o wiele za wesołą osóbką. Potrafisz być stanowcza, to fakt (zwłaszcza, gdy widzisz na korytarzu jakiś zakazany przedmiot, który od dawna chciałaś mieć), ale większość ludzi wciąż traktuje cię jak słodką dziewczynkę, którą trzeba się zaopiekować. Nawet twoja sowa – której nadałaś imię Sowa – wcale nie uważa cię za personę groźną czy mroczną. Często napotykasz pobłażliwe spojrzenie jej jasnych oczu i nawet najgroźniejsza mina nie potrafi tego zmienić.

32 komentarze:

  1. [witam ponownie :) genialne zdjęcie :3 my nawet miałyśmy wątek rozpoczęty, ale nie wiem czy dalej chcesz go kontynuować]
    Ian /Marcel

    OdpowiedzUsuń
  2. [Czeeść, my nie miałyśmy jeszcze ze sobą do czynienia, ale witam ;D]

    Kris

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, fajna ta Elly.]
    Jasmin

    OdpowiedzUsuń
  4. [Miło się witamy z koleżanką z domu :3]

    Denna

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Witam ponownie Elsę :D ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  6. [Właśnie słuchałam na youtubie piosenki/parodii dotyczącej m.in. Elsy z Frozen (ach, te internety xD), a tu proszę - nasza własna Elsa na głównej! :D Chwalę zdjęcie, bo jest cudne i witam serdecznie!]

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witaj Elly <3]

    Chantelle&Lenard

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Dobry, dobry :) Skoro taki uroczy to może wątek? ^.^
    A co do kawału o dżinsach usłyszałam go od przyjaciółki i sama wtedy nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać xd ]

    Johnathan

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Świetny pomysł! Skoro ty go wymyśliłaś to ja zacznę, ale dopiero jutro :)
    (Wróciłam z dłuuugiej podróży i tak jakby umieram)
    Swoją drogą widok Johnathana używającego magii w celach utarcia komuś nosa to również rzadki widok :) ]

    Johnathan

    OdpowiedzUsuń
  10. [Witam nową/starą Elly XD]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  11. [Och, och. Koleżanka od szlabanu ^^]
    Jackie

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolejny szalony dzień = kolejna wizyta w Skrzydle Szpitalnym.
    Na noszach niesiono rannego Crowdeana, którzy boleśnie upadł z miotły. Biedak podczas treningu quidditcha oberwał tłuczkiem i rąbnął o ziemię, łamią kości. Z bólem całej sytuacji przyglądał się jego przyjaciel - Johnathan, który odprowadził kolegę do niewielkiej hali.
    - Niech pan tutaj zostanie, panie Proudmoore. - rozkazała McGonagall, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
    Chcą czy nie chcą skazany był, by czuwać na korytarzu. Mimo to nadal wspierał rannego i w duchu modlił się aby szybko wyzdrowiał.
    Czekając na wieści od opiekuna szwendał się w tą i we tę próbując się uspokoić. Crow był dla niego bardzo ważny, niczym rodzony brat. Dniami i nocami włóczyli się po terytorium Hogwartu zastawiając wszędzie swoje pułapki. Wszyscy zazdrościli im takiej przyjaźni. Nawet oni sami czasem nie dowierzali, że postała między nimi taka więź. Dlatego, gdy gryfor dostrzegł sprawcę całego zamieszania zacisnął dłonie mocno w pięści i ruszył w stronę ślizgona.
    - Masz czelność jeszcze tu przychodzić!? - warknął wyciągając różdżkę i kierując ją w jego stronę.

    [Podrzuciłaś pomysł dlatego zaczęłam :) Po bólach u dentysty udało mi się coś napisać, ale powalające to nie jest :c ]
    Johnathan

    OdpowiedzUsuń
  13. [Łamanie praw hogwardzkich to przecież najlepsza zabawa! Portii nie mogłaby ominąć żadna sposobność by jej doświadczyć! Hmm... Raczej nie bawi się w łajnobomby czy inne śmierdzące rzeczy... Drobne kradzieże ze składzika Ślimaka, wychodzenie poza teren zamku po zmroku, jakieś drobne klątwy na znienawidzone koleżanki - owszem :)]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  14. Poza zajęciami z Zaklęć i Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, Lucas jakoś specjalnie nie udzielał się w szkole. Może poza tymi nielicznymi momentami, w których profesor Flitwick prosił go o akompaniament szkolnemu chórowi i występował razem z nimi, ale zdarzało się to tak rzadko, że mało kto go pamiętał.
    Jakież więc było zdziwienie Puchona, gdy na następnej próbie zespołu wokalnego wszyscy jakoś miło się do niego uśmiechali, zupełnie jakby go kojarzyli, z zajęć, z korytarza… No po prostu wiedzieli kim jest. Roy zasiadł do fortepianu i na rozgrzewkę zagrał swoją ulubioną etiudę. Na tym się jednak skończyło, bo do Sali wszedł profesor i zamachał swoją batutą w stronę chłopaka.
    - Dobrze, dziś poćwiczymy to, co ostatnio. Lucas, podaj nam proszę dźwięki do rozśpiewania.
    Cała próba minęła w przyjemniej atmosferze. Uczestnicy zajęć śpiewali, nawet nie za bardzo fałszując, Lucas grał, a dyrygent Flitwick – tak nauczyciel kazał do siebie mówić – mruczał pod nosem z zadowoleniem, raz po raz wykrzykując w stronę śpiewających swoje uwagi. Skrzeczący głos mężczyzny dźwięczał w uszach Roy’a jeszcze na długo po tym, jak skończyły się zajęcia i prawie wszyscy opuścili klasę. Prawie wszyscy – oprócz niego i Elsy Menzel, znajomej czarodzieja z roku.
    Szybko zebrał swoje nuty, zamknął klapę instrumentu i podszedł do dziewczyny.
    - Widzę, że nie tylko ja postanowiłem zabawić tutaj dłużej. – Posłał jej ciepły uśmiech. – To jak, dasz się odprowadzić do Pokoju Wspólnego? Późna pora, a dziewczęta nie powinny same chodzić po nocy, Królowo Śniegu.
    Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyciągnął do czarownicy ramię, zapraszając do wspólnego ruszenia przez szkolne korytarze.
    Lucas
    [W sumie, to odprowadzanie do dormitorium nawet bardziej pasuje - kuchnia jest w pobliżu! ;>]

    OdpowiedzUsuń
  15. Lucas znał Elsę, może nie jakoś bardzo dobrze, ale z pewnością ją znał. W końcu należeli do tego samego Domu i byli na tym samym roku, trudno było wtedy kogoś nie kojarzyć. Jej przezwisko obiło mu się parę razy o uszy, a że uznał je za wyjątkowo trafne, postanowił go użyć.
    Dziewczyna wsunęła zgrabnie dłoń pod jego ramię i pozwoliła się poprowadzić, co Lucas przyjął ze swego rodzaju zadowoleniem. Lubił odgrywać gentlemana, choć w większości przypadków, gdy zachował się uprzejmie wobec jakiejkolwiek dziewczyny, już nigdy więcej nie miał z nią kontaktu. Może był za miły?
    Zaśmiał się na uwagę o Filchu i ruszył razem z Elsą w głąb korytarza. Pokój Wspólny Puchonów znajdował się stosunkowo niedaleko od klasy, w której odbywały się próby chóru, ale samo zejście po wszystkich schodach zajmowało ponad piętnaście minut, jeśli tylko były dobrze ustawione.
    - Skoro zawsze wychodzisz z próby ostatnia, to może powinienem częściej wam akompaniować, żebyś nie wracała sama?
    Uśmiechnął się do dziewczyny. Nie, nie miał zamiaru flirtować. Chciał być zwyczajnie miły.

    Lucas
    [Rozwińmy akcję, pls .-.]

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zwrócił większej uwagi na prefekta. Był wściekły na Ślizgona za brutalny faul. Zerknął jednak szybko na Puchonkę i wywrócił oczami. Było mu obojętne czy dostanie szlaban czy też Gryffindorowi zostaną odebrane punkty. To był liczny raz kiedy Johny chciał zemsty. Zbliżył się o krok do chłopaka.
    - Expulso! - wypowiedział zaklęcie, który odbiło czarodzieja na dużą odległość.
    Blondyn zderzył się z ścianą sycząc cicho z bólu. Ściskając mocniej różdżkę w dłoni podbiegł do niego.
    - Powinieneś dostać porządną lekcję, która wbiłaby ci do głowy zasady gry.
    Gdy przeciwnik chciał coś powiedzieć Johny uciszył go jednym machnięciem dwunastocalowego patyka. Upewniając się, że Ślizgon zbytnio nie ucierpiał wziął kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Widok zdenerwowanego Proidmoore zdarzał się tak rzadko. Zazwyczaj musiał być u kresu wytrzymania, gdy rzucał czary.
    - Przepraszam. - wyszeptał łapiąc się za końcówki włosów, mocno je ciągnąc.

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Elso, przewodniczko ma. Może masz coś na myśli? :> Z moją najlepszą na świecie panią prefekt nawet trzeba coś zrobić! Coś dużego, coś małego, coś z przytupem, czego sobie życzysz? ]

    OdpowiedzUsuń
  18. Irytek nie był ulubionym duchem Lucasa, dlatego chłopak skrzywił się, gdy Elsa o nim wspomniała. Parę razy miał nieprzyjemne przygody z poltergeistem, a wolał ich nie powtarzać, zwłaszcza, że chodziło o wlewanie zimnej wody za kołnierz szaty, gdy Lucas wychodził z Pokoju Wspólnego lub rzucanie w niego kulkami z papieru, maczanymi w atramencie. A atrament ciężko sprać.
    Na szczęście hogwarcki Król Kawalarzy pojawiał się zazwyczaj, gdy ktoś szedł samotnie korytarzem, zwłaszcza bardzo wcześnie rano lub bardzo późno wieczorem, więc wystarczyło jedynie unikać przebywania poza dormitorium w tych skrajnych godzinach i już miało się kłopot z głowy.
    Dziwny huk, który rozległ się chwilę po wypowiedzi Królowej Śniegu, nie zwiastował nic dobrego. Elsa przystanęła, a razem z nią Luke i razem zaczęli wypatrywać źródła tego hałasu. Po chwili nad ich głowami przeleciał nie kto inny, a Irytek. Roy skrzywił się, gdy poltergeist obsypał ich wyciągniętą skądś kredą i poleciał dalej, rechocząc złośliwie.
    Jednak, gdy podniósł głowę, zauważył, że Puchonka jest już dobre kilkanaście metrów dalej i spieszy sprawdzić, co takiego zmajstrował duch. Pospieszył za nią i po chwili dogonił dziewczynę, która jednak nie miała zamiaru zwolnić.
    - Hej, co tak pędzisz? – spytał, siląc się na spokojny ton. W rzeczywistości był jednak trochę podirytowany. – Nie mamy dziś dyżuru, niech zajmie się tym jakiś inny prefekt.
    Ale gdy czarownica zupełnie go zignorowała złapał ją za ramię i zatrzymał.
    - No stójże! – Nie chciał na nią krzyczeć. Jedynie delikatnie wyperswadować fakt, że to nie ich obowiązek zapobiegać dowcipom Irytka. – Naprawdę uważasz, że musimy tam iść?
    Spojrzenie Elsy mówiło samo za siebie, więc Lucas zarzucił już jakiekolwiek próby wytłumaczenia jej, że nie muszą koniecznie sprawdzać co się stało. Być może wychodził na trochę nieobowiązkowego, ale mimo wszystko sto razy bardziej wolałby teraz leżeć w ciepłym łóżku niż sprzątać efekty dowcipu poltergeista. Westchnął ciężko i znów spojrzał na dziewczynę.
    - Dobrze. Chodźmy i zobaczmy jak wygląda sytuacja.

    Lucek

    OdpowiedzUsuń
  19. Przeraził się, gdy profesor McGonagall pojawiła się na korytarzu. Natychmiast schował różdżkę pod czarną szatę i stanął obok Elsy. Nie odezwał się ani słowem, gdy kobieta prowadziła ich do gabinetu. Wiedział, że używając czarów popełnił błąd, ale wszystko tłumaczył sobie chęcią rekompensaty za szkody na przyjacielu.
    - To moja wina...
    - Nie wtrącaj się Proudmoore, nie z tobą teraz rozmawiam. - rzuciła surowo, mierząc mnie spojrzeniem.
    Był zmuszony słuchać skarg w stronę prefekta. Właściwie dziewczyna niczemu nie zawiniła jedynie wypełniała swoje obowiązki, a część winy spadła również na nią.
    - Ale pan Filcht doskonale radzi sobie sam! - zaprotestował, gdy usłyszał co będą musieli odbębnić za przewinienie.
    - Bez dyskusji. Proszę zgłosić się zaraz po wyjściu z mojego gabinetu.
    Spędzenie kilku godzin z woźnym wcale nie było największym marzeniem Gryfona. Odrażający i wredny Filcht był niezbyt lubiany przez uczniów Hogwartu. Rzadko kto pałał do niego jakimś pozytywnym uczuciem.
    - Już widzę jakie to będzie miłe popołudnie...

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Uwielbiam taki entuzjazm :) Wątek bardzo chętnie. Możemy nawet zrobić dwa żeby żadna z Twoich postaci nie była poszkodowana. :)]

    Łapcia

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Kochanie ty moje chyba zgubiłaś gdzieś mnie po drodze, więc krzyczę! Wierzę, że to przez zamieszanie u Yss, bo to pod jej starą kartą najpierw się odezwałam. W każdym razie powtórzę się.
    Kochana dziękuje za życzenia powodzenia. Z Tobą wątek bym chciała, ale z która postacią zdecydować się nie mogę. Bo niby Elly zna już Jack, ale ona z tego domu co John i tak juz sama nie wiem. Wiec tylko zgłaszam się po wątek ;)
    Tyle, ze teraz chyba się już zdecydowałam i wolę Else kochaną. Bo znam ją i uwielbiam ;) Chce wątek!]
    John/Jack

    OdpowiedzUsuń
  22. [ W sumie to są z jednego domu, więc z tym nie powinno być problemu. Mam w sumie dwa pomysły.
    1. Oboje mogliby akurat odwiedzać gajowego w celu zobaczenia jednorożca, bo ten znałby ich i zaproponował, gdy nadarzyła się okazja, że zwierzak pokaże się na skraju lasu. Nie wyszło by, a dwójka Puchonów obmyśliłaby nowy plan, żeby zobaczyć zwierzę.
    2. Jeśli Elsa widzi testrale, bo tego nie wiem. To mogli by się spotkać odwiedzając te koniowate.
    No i mogła by Elly zobaczyć Johna np w dormitorium jak przeglądał książkę o jednorożcach. Zaczepiła by go, wywiązałaby się rozmowa, narodził by sie plan.
    To były trzy pomysły, ale ok xD ]

    John

    OdpowiedzUsuń
  23. Maszerował z nią ramię w ramię. Co chwilę spoglądał na jej twarz, na której widniał grymas złości. Chciał przeprosić jednak formująca się w jego gardle gula uniemożliwiała mu to. Nie mógł wydusić z siebie chociażby jednej slaby. Bał się, że jeśli coś powie, coś zrobi otrzyma mocnego kuksańca.
    - W Izbie Pamięci czekają już na was puchary do szorowania. - zaśmiał się Filch i odprowadził dwójkę uczniów do sali.
    Johnathan chwycił Puchar Quidditcha i usiadł na posadzce. Chuchnął na niego i szmatką okrężnymi ruchami polerował nagrodę. Po wyczyszczeniu paru trofeum wziął się w garść i spojrzał na Else.
    - Wkopałem nas w niezły szlaban. - powiedział z nutą rozbawienia - Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Byłem wściekły na tego Ślizgona, bo uszkodził mi mojego przyjaciela!
    Gryfon głośno wypuścił z siebie powietrze, by się nieco uspokoić. Znów poczuł złość myśląc o wydarzeniach sprzed kilkunastu minut wcześniej. Traktował Crowa jak swojego brata i nie mógł pozwolić by taka zbrodnia uszła na sucho. Wziął na siebie odpowiedzialność wymierzenia kary i teraz tego pożałował. Cieszył się jednak, że uczeń Domu Węża choć trochę poczuł jego gniew. Może to nauczy go gry fair play.
    - Mimo wszystko przykro mi, że musisz siedzieć tu razem ze mną. Właściwie można powiedzieć, że zostałaś ukarana za spełnianie swoich obowiązków, gdy to ja bawiłem się magią na korytarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile razy Filch powtarzał, że w Izbie Pamięci nie spożywa się drugiego śniadania? Z pewnością dużo. Jednak do tej pory znajdowali się tacy, którzy lekceważyli ten zakaz i z szerokimi uśmiechami konsumowali swoje kanapki właśnie tam, zostawiając przy okazji mnóstwo okruszków.
      Gdy Johnathan odwrócił się do Elsy, jakaś niewidzialna siła popchnęła olbrzymi Puchar Quidditcha, tak starannie wypolerowany przez Gryfona i sprawiła, że wpadł prosto w kałużę soku pomidorowego. Jakim cudem woźny jej nie zauważył podczas sprzątania?

      Usuń
  24. [ Jesteś pewna, że chcesz narazić na szwank życie swojej bohaterki, które może być zagrożone przez evanowe zaloty, jednak jeśli chcesz, ja nie będę Cię powstrzymywać.:-)
    Dzięki za powitanie, a zdjęcia innego wybrać nie mogłam, bo to najlepsze jakie ma Lauridsen, spośród tych, które widziałam.:-) ]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  25. [ A faktycznie, miałam tu kiedyś Dennisa. I na GoT też byłam.:-)
    Co do naszego teraźniejszego wątku to możemy zrobić tak, że biedny Hudson się zauroczył Elly i będzie ją teraz podrywał, a że z niego kompletny nowicjusz to Elsa będzie miała niezły ubaw. Ona i pół szkoły.:-) ]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  26. [Ojej, dziękuję! :D
    Nie, nie jest, niestety, nie ma czasu – to była taka metafora!]

    Benedict

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Zawsze gdzieś tam w bibliotece mogą się spotkać, albo w przewie między lekcjami, gdzie będzie więcej ludzi, którzy obejrzą jego kompromitację. :)]


    Evan

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Mogę zacząć, ale dopiero wieczorem, bo teraz niestety uciekam. :)]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Nieudolne podrywy Elly, podejście pierwsze xd]

    Gdyby chciało znaleźć się w Hogwarcie siedemnastolatka, który nigdy w życiu nie miał do czynienia z podrywaniem dziewczyn i randkowaniem, bezsprzecznie każdy z uczniów wskazałby Evana Hudsona. Chłopak, jak nic, był typowym beztalenciem, jednak tylko na tym polu.
    Gdyby tylko rozmawiania i randkowania z pannami dało się nauczyć z książek, pewnie dostałby wybitny, a tak biedak musiał improwizować, co nie wróżyło niczego dobrego.
    Dopiero od jakichś sześciu miesięcy nas nieudolny Kruczek zaczął dostrzegać, że wokół niego są też dziewczyny. I do tego ładne, i mądre, i zgrabne, i takie, z którymi chciałby się bez dwóch zdań umówić.
    Do tej grupy należała Elsa. Puchonka, która Evanowi podobała się chyba najbardziej. Chłopak sam już nie wiedział ile razy próbował się z nią umówić, albo chociaż zamienić krótkie słowo. Niestety, jego plany i poczynania zazwyczaj wywoływały salwy śmiechu połowy uczniów zebranych w miejscu, w którym akurat przebywał Hudson.
    Dlatego też, przed początkiem roku szkolnego, Krukon zasięgnął porady - korespondując z samym Syriuszem Blackiem, znanym jako najlepszy szkolny podrywacz, by wyciągnąć od niego kilka rad, co ma robić.
    Uzbrojony w nowo nabytą wiedzę oraz kilka tekstów zapisanych na szybko na lewej dłoni, Hudson wszedł do szkolnej biblioteki, mając nadzieję, że spotka tam Elsę.
    Nie pomylił się. Był pierwszy tydzień nowego roku szkolnego, ale brunetka siedziała przy jednym ze stolików coś czytając.
    Evan podszedł do niej, lawirując między innymi uczniami i raz za razem spoglądając na swoją popisaną rękę.
    Ze zgrozą stwierdził, że wszystko, co sobie tam napisał rozmazało się, pod wpływem nadmiernej potliwości. Blondyn zaczął złorzeczyć na swój stres, który powodował u niego, takie, a nie inne reakcje.
    Hudson stwierdził, że w tym wypadku nie może się wycofać, że pójdzie na żywioł. W końcu, czytał te zdania już wiele razy, więc jego pamięć niemal absolutna powinna była je zapamiętać. Nie wiedział wtedy, jak bardzo się mylił.
    Krukon przybrał najpiękniejszy ze swoich uśmiechów i zajął miejsce na przeciwko dziewczyny.
    - Cześć Elso. - Przywitał się z dziewczyną, pocierając dłonią spocone czoło. Nie zauważył, że zrobił to brudną od atramentu ręką, przez co cały się wybrudził. - Co słychać? - Zapytał, nie bardzo wiedząc od czego powinien zacząć.

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  30. Żarty poltergeista nie należały do najprzyjemniejszych i choć Lucas nie doświadczył ich – na szczęście! – na własnej skórze, to wolał trzymać się od Irytka z daleka tak długo, jak tylko było to możliwe. Wizję skonfrontowania się z nim w szkolnej kuchni przyjął bardzo niechętnie, zwłaszcza gdy wyobraził sobie wszystkie ostre narzędzia, jakich mógł użyć przeciwko nim.
    Tak, w tym momencie Lucas dałby wszystko, byleby wyjść z zajęć chóru jakieś dziesięć minut wcześniej i obecnie siedzieć w swoim ulubionym fotelu w Pokoju Wspólnym – trochę na uboczu, w cieniu, ale wystarczająco blisko, by obserwować wszystkich zebranych dookoła kominka. Jednak Elsa tak bardzo rwała się do powstrzymania szkolnego dowcipnisia, że nie mógł, ba, nie chciał zaprotestować, narażając ją tym samym na stanięcie w szranki z Irytem w pojedynkę.
    Spanikowane skrzaty domowe sprawiły, że Lucasa ogarnął lekki popłoch. Czy w kuchni stało się coś strasznego? W końcu te stworzonka w większości przypadków pozostawały oazami spokoju, zwłaszcza, że niejednokrotnie musiały znosić rządy prawdziwych tyranów. Spojrzał z nadzieją na Elly, myśląc, że dziewczyna będzie miała jakiś konkretny pomysł co do kolejnych kroków do umorzenia całej sprawy. Jednak jej mina wyraźnie wskazywała na to, że to on musi przejąć pałeczkę i wymyślić jakiś sposób na uspokojenie skrzatów.
    - Pomyślmy. – Przeczesał palcami włosy. – Jeśli obydwoje zajmiemy się łapaniem rozbieganych skrzatów, Irytek może zmalować coś jeszcze, przysparzając bałaganu. Ale jeśli razem postanowimy stawić mu czoła, to one, jak powiedziałaś, obudzą cały Hogwart. A wolałbym nie oglądać McGonagall w koszuli nocnej.
    Miał nadzieję, że rzucony mimochodem żart rozluźni atmosferę, rozjaśniając ich umysły. Ogarnięci rozgardiaszem, jaki zapanował po nalocie poltergeista na kuchnię, mało co mogli wymyślić, ale gdyby się trochę odprężyli i zrelaksowali…
    - Może się rozdzielimy? – zaproponował. – Wiem, że nie jest to do końca najlepsze wyjście, ale nic innego nie jestem w stanie zaproponować.
    Lucas westchnął głęboko. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał uganiać się za skrzatami. Choć z drugiej strony pojedyncza konfrontacja z Irytkiem też nie była najlepszą perspektywą, jeśli nie chciał zbytnio ucierpieć. Ale podobno był mężczyzną, co sprawiało, że musiał ponieść większe ryzyko.

    [Ogarniasz, że to chyba mój najdłuższy odpis w tym wątku? Omg, musimy dodać akcji ;D]
    Lucek, pogromca poltergeistów.

    OdpowiedzUsuń