„To nie boli. Nie ma żadnego bólu. Tylko głuchy dźwięk, rozchodzący się echem po każdym uderzeniu. Ale nawet to zblednie pewnego dnia. Tak jak zbladło wszystko inne.”
Alastair Ramirez
Nadal z tym samym sardonicznym uśmiechem witasz każdy nowy dzień. Nadal
z tym samym pewnym krokiem przemierzasz korytarze Hogwartu. Nadal nie boisz się
podnieść ręki na szlamę, która zwróci na siebie uwagę byle błahostką, och, chociażby
przekrzywionym krawatem. Nadal po nocach studiujesz Czarną Magię, przecierając
aż do czerwoności oczy. Nadal emanuje od ciebie spokój, który znika, gdy w
zasięgu wzroku pojawi się chociaż cień nadziei na pojedynek, bo żądza krwi
zawsze była silniejsza od rozumu i wiesz to doskonale.Nadal perfekcyjnie
tłumisz jakiekolwiek uczucia, szczęścia, złości czy niepewności. Nadal w twym
słowniku nie istnieje słowo „lęk”.Nadal cierpliwie czekasz, gdy całkowicie
wyrwiesz się z kajdan posłuszeństwa i zaczniesz żyć własnym życiem. Nadal
nieprzyzwoicie wierzysz, że Lord Voldemort to jedyna słuszna droga. Nadal nie
potrzebujesz żadnego znieczulenia z kąśliwym uśmiechem znosząc ból. Nadal nie
możesz zniszczyć swojego największego uzależnienie.
I tak bez końca.
Nie przejmujesz się, gdy powinie ci się noga. To nie ma znaczenia.
Najważniejszy jest wynik końcowy i jesteś w stanie zrobić dosłownie wszystko,
aby był jak najlepszy. Bo znasz swoje możliwości, wiesz, że są niemalże nieograniczone, i wiesz jak wybudzić z
nich potencjał. To niesłychane, że twoje życie nie zmieniło się ani trochę, a
podobno Hogwart jest w stanie wykruszyć nawet najsolidniejszą skałę.
[Alek taki fajny. Wątek taki obiecujący, ale najpierw mój urlop, a potem myślenie.]
OdpowiedzUsuń[Ojejuśu, czy Ty wiesz, co ja chcę? :333]
OdpowiedzUsuń<3
[ Nie wiem dlaczego, ale go uwielbiam. Tak idealnie Ślizgoński.
OdpowiedzUsuńMam ochotę na jakąś dziwną relacje, ale wciąż nie wiem na jaką :C]
Pandora Crowley
JUNE EARNSHAW
OdpowiedzUsuń[ Niby taki ślizgoński Ślizgon, ale ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że lepiej by się czuł w Durmstrangu. ;D ]
[Jaki cudownie podły i zły Ślizgon <3 już go wielbię, ale szkoda, że nie jest Śmierciożercą :c]
OdpowiedzUsuń[omg tak bardzo nie podobny do Mikaela :o Mimo że nigdy nie mialam takiej postaci, to zawsze takie uwielbiałam. Wracam z urlopu za pare dni ale czekam juz na propozycje wątku ^^]
OdpowiedzUsuńJam Jam
[ Koniecznie! Bo on skradł moje serducho więc nie odpuszczę sobie wątku. Jak chcesz to pisz na gadu 47592704 by niepotrzebnie nie śmiecić pod kartą]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[Szkoda, że Auroreczce nie wypada myśleć o niecnych rzeczach, bo on aż się o takie prosi. :D ŻĄDAM wątku, bo za dużo Gryfonów się nazbierało...]
OdpowiedzUsuń[ Greg idealnie pasuje na Ślizgona, chyba przez te oczy i wzrok. No a imię tego pana jest przecudowne. Życzę dobrej zabawy i dużej ilości wątków. Jeśli masz chęć, to zapraszam po jeden do mnie :)
OdpowiedzUsuńCześć. ]
Audrey/Melissa
[Typowy Ślizgon! Wizerunek idealnie dobrany do postaci, nic tylko pogratulować =D Szkoda, że nie mam żadnego pomysłu, bo chciałabym wątek z tym panem.
OdpowiedzUsuń+ W skrócie ogólnych informacji słowo pałkarz się powtarza.]
Proudmoore
JUNE EARNSHAW
OdpowiedzUsuń[ Nie ma szlam, ale za to sprowadzają mugoli w charakterze worków treningowych. ]
[Wow,niesamowicie ślizgoński ale też interesujący :)]
OdpowiedzUsuńLux
[I jeśli byłyby chęci, to zgłaszam się do wątku, bo dziś pomysłowa jestem:)]
OdpowiedzUsuńLux
- Pandora idziesz? - czyjś głos dobiegł do niej jakby z oddali kiedy mętnym wzrokiem przeczesywała pomieszczenie pełne zaspanych jeszcze Ślizgonów. Obserwowała jak jakiś pierwszak ziewa, jak trzecioklasista męczy się z krawatem czy piątoklasistka próbuje wygładzić swoją i tak już nienaganną fryzurę przyglądając się swojemu odbiciu w jakiejś wazie. Ktoś inny zaśmiał się głośno przez co zmarszczyła lekko brwi, które ułożyły się w niezbyt estetyczną literę “v” i dopiero po chwili potrząsnęła przecząco głową, na co drobna blondynka wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia z pokoju wspólnego, podczas gdy Crowley od niechcenia oparła się o zimną ścianę nie przerywając swoich obserwacji. Po latach spędzonych na przyzwyczajaniu się do samotności i brzmienia własnego głosu wpatrywanie się w ludzi i odkrywanie wszelkich ich tajemnic stało się jej małą obsesją. Ktoś kiedyś powiedział, że jest jak drapieżnik obserwujący swoją ofiarę, a fakt, że znacznie więcej było w tym prawdy sprawił, że na jej usta wpełzł wówczas jeden z tych nieczęstych uśmiechów na jakie sobie pozwalała. Prawdą było, że dzięki obserwacjom potrafiła odkryć to co inni tak starannie chcieli ukryć. Nie potrzebowała słów, podsłuchiwania rozmów, czy nawet bliskiej obecności, by poznać drugiego człowieka, by dostrzec ich słabości, pragnienia, ambicje, marzenia. W pewnym sensie stała się w ten sposób niebezpieczna i ludzie po prostu nie wchodzili w jej drogę w obawie przed tym co może zrobić z pozyskanymi przez siebie informacjami. Nawet teraz kilka osób przemknęło koło niej chcąc pozostać niezauważonymi, a kilka rzuciło w jej kierunku słowa powitania, nie przejmując się tym, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że rzadko kiedy zabierała głos, a kiedy już to robiła wyczuwało się w nim chłód godny pozazdroszczenia przez większość mieszkańców szlachetnego domu Węża.
OdpowiedzUsuńPrzeniosła ciężar ciała z nogi na nogę i przeniosła leniwie spojrzenie w stronę zegara, by w następnej chwili przez jej zaciśnięte zęby wydobył się cichy syk pełen irytacji. Czekała zdecydowanie zbyt długo, a wszelkie pokłady jej ograniczonej cierpliwości już dawno się skończyły, choć przyłożył się do tego fakt, że z okolic jej brzucha dochodził głośny dźwięk jakby jej żołądek głośno domagał się dostarczenia mu jedzenia niezbędnego do trawienia. Poprawiła ciążącą jej na ramieniu torbę, przeczesała ciemne włosy, które falami opadały na jej plecy, aż wreszcie przymknęła powieki w nadziei, że w ten sposób czas zacznie biec nieco szybciej. Przez cały ten czas powtarzała jednak w swojej głowie, że jeśli nie zjawi się w przeciągu pięciu minut, to ona będzie zmuszona pójść na śniadanie sama zupełnie nie przejmując się jego głupimi fochami których mogłaby pozazdrościć mu każda dziewczynka cierpiąca na pierwsze oznaki dojrzewania, o czym oczywiście nie raz i nie dwa raczyła mu przypomnieć. Cała Pandora, która nawet jeśli nie mówiła zbyt wiele to nie miała zamiaru przebierać w słowach zwłaszcza w stosunku do bliskich jej osób.
Pandora Crowley
[TY! Arystokratką od siedmiu boleści jest Józia, Ty! ;D]
OdpowiedzUsuń[Przyjaciółeczko]
OdpowiedzUsuń[No to niech posymulują w quidditchu - po meczu Jo (jako super ekstra największa fanka, która wie wszystko) może mu zwrócić uwagę na to, jak wykonuje jakieś zagranie. Ewentualnie niech się przujacielsko powykłócają o ulubione drużyny :D
OdpowiedzUsuńChyba, że masz lepsze pomysły, to czekam.]
[Mogłaby na przykład krzyknąć do niego coś obraźliwego po przegranym dla Krukonów meczu, on wziąłby ją za szlamę i po meczu próbować coś jej zrobić- wyzwać czy nawet szarpnąć. Potem mogłaby się poskarżyć komuś, on miałby za to szlaban, ona za coś innego też mogłaby mieć szlaban i podczas wspólnego szlabanu mogliby się albo jeszcze bardziej pokłócić, albo jakoś dogadać, bo przeprosiłaby go i wyjaśniła, że szlamą nie jest. Może być, czy jednak przekombinowałam? xd]
OdpowiedzUsuńLux
[ Tak myślę nad tym pomysłem i myślę, ale nic nie chce przyjść mi do głowy.
OdpowiedzUsuńZawsze zaczynam od relacji, jakie mogłyby łączyć postacie, więc może i tu coś zaproponuję. Twój pan jest arystokratą a Audrey pochodzi z dość znaczącego rodu, więc może kiedyś rodzice obojga planowali zaaranżować im małżeństwo, bo np. ojcowie się znali i lubili, więc postanowili połączyć te rodziny. Nie wiem, czy to dalej by obowiązywało, czy już nie - wybór należy do Ciebie.
Pomysł na wątek nasuwa mi się w tej chwili jeden. Alastair wierzy w słuszność idei głoszonych przez Voldemorta (nie wiem czy jest Śmierciożercą lub czy chce nim być czy nie) a przez to rodzina Millerów się rozpadła, więc dziewczyna będzie chciała wybić chłopakowi wiarę w Voldzia. :)
A co do zdjęcia to dziękuję i znam Twój ból, bo ja swojego szukałam trzy dni. Grega miałam kiedyś na tapecie <3]
Audrey
[ Evan przylazł na wątek. Dużo mają wspólnego, między innymi czarną magię - to może być punkt zaczepienia. Może będą raazem kombinować jak zwędzić jakiś magiczny traktat z gabinetu nauczyciela a potem wcielą ten plan w życie? Albo potajemnie bd chcieli razem tworzyć zaklęcia. ]
OdpowiedzUsuńIrytacja natężała się w niej z każdą kolejną sekundą, która nieśpiesznie przechodziła w minutę. Czekanie i ćwiczenie granic własnej cierpliwości nigdy nie było jej mocną stroną i z całą pewnością pozwalanie sobie na coś takiego nie przychodziło jej z łatwością. Czekając miała wrażenie, że robi krok wstecz, że zapomina o swojej dumnej, upartej postawie i staje się uległą, nic nie wartą dziewczyną. A to było ostatnim czego chciała, nawet w relacjach z ludźmi tak jej bliskimi jak Alastair. W szczególności przed nim nie miała zamiaru ugiąć swych kolan i pochylić głowy w poddańczym geście. Dlatego często wykazywała się niesubordynacją, często głosiła słowa zupełne przeciwne do niego i z uporem kroczyła po ścieżce prowadzącej do zupełnie innego celu niż miał on w zamiarze. Była pewna czego chce, a jednocześnie zmuszona została do nieustannej walki z głosem własnego sumienia za każdym razem jak dostrzegała złość malującą się na jego twarzy. Stawał się jej największą słabością, z każdym dniem miała wrażenie, że odkrywał coraz więcej z drzemiącej w niej ludzkiej natury, a to sprawiało, że momentami była na siebie wściekła za pozwolenie sobie na takiego typu relacje.
OdpowiedzUsuńPrychając cicho pod nosem uchyliła powieki, a jej dłoń nieśpiesznie powędrowała w stronę ciemnych włosów z zamiarem przeczesania ich, lecz zamarła w połowie drogi, gdy jej oczy spoczęły na beztrosko rozmawiającej parze. W jednej chwili zacisnęła dłonie w pięści, a usta zamieniły się w wąską linię, która napięła się od wrzącej w niej złości. Potwór zwany zazdrością zaczął warczeć w jej wnętrzu jeszcze bardziej rozniecając ogień. Nie ruszyła się jednak z miejsca, nadal oparta o ścianę jedynie obserwowała jak jego usta wyginają się w uśmiechu, jak dziewczyna nie odrywa od niego spojrzenia, aż wreszcie przejeżdża dłonią po jego ramieniu i pozwala mu odejść. Drobna blondynka, niższa kilka centymetrów od Crowley, zdecydowanie zbyt pogodna jak na ślizgońskie standardy, nowa ofiara prześladowań Pandory, która mierzyła ją tak chłodnym spojrzeniem zmieszanym z lekką dozą obrzydzenia, że jakiś pierwszak, który miał pecha spojrzeć w tym momencie na nią wyraźnie wzdrygnął się ze strachu i czym prędzej opuścił pomieszczenie. A Pandora milczała nawet wtedy, gdy chłopak pojawił się przed nią z powitaniem, gdy każdy mięsień jej ciała, tak nieprzyzwyczajonego do kontaktów cielesnych, spiął się gdy tylko jego palce ujęły jej podbródek i nie śmiała nawet odwzajemnić krótkiego, szorstkiego pocałunku.
- Kto to? - zupełnie zignorowała jego uwagę o uśmiechu, wciąż mierząc dziewczynę nienawistnym spojrzeniem i starając się by pytanie, które wyrwało jej się z ust zaraz po tym jak tylko pojawiło się w jej głowie, nie brzmiało jak osoba wyraźnie zaciekawiona, a jednocześnie by nie wyszło to zbyt i szorstko. Wolała postawić na sprawdzoną obojętność, ton głosu wyprany z jakichkolwiek emocji nawet jeśli w tym czasie postawa jej ciała, czy choćby i oczy zdradzały więcej, o wiele więcej. Pozwoliła jednak by chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia dość niecierpliwie, jakby próbował uciec przed wszystkimi jej pytaniami
- Następnym razem mnie ostrzeż jeśli masz zamiar spóźnić się przez jakąś głupią laleczkę, nie mam zamiaru wiecznie jak ta idiotka stać i czekać na ciebie - ton jej głosu przypominał warknięcie, a gdy tylko skończyła mówić wyrwała swoją dłoń z jego uścisku i skrzyżowała ramiona na piersiach dając pokaz jakże dziecinnego zachowania wynikającego z czystej, ludzkiej zazdrości.
Pandora Crowley
Przez całe życie ukrywała się za maskami. Już od najwcześniejszych lat sensem jej egzystencji stało się ukrywanie własnych uczuć, słabości i myśli przed drugim człowiekiem. Udawała, nieustannie grała kogoś kim nie była aż wreszcie sama uwierzyła w ten teatrzyk, aż wreszcie stała się kimś kto porzucił głos własnego sumienia i namiastkę człowieczeństwa dla chłodnej, niedostępnej postawy, dla pełnego pogardy spojrzenia i kpiny, którą obrzucała wszelkie istnienia. Przy nim jednak zapominała o tym wszystkim, o maskach, o murze, którym skrupulatnie otaczała się przez lata, przez co ku swojej rozpaczy pozwalała sobie na chwile słabości, momenty, które czyniły z niej kogoś słabego, podatnego na zranienia i wpływy. Coraz częściej miała ochotę zranić każdą dziewczynę, która choćby na niego spojrzała, coraz częściej zdradzała te mordercze plany swoimi słowami, spojrzeniem, czy nawet posturą, z której on po tylu latach potrafił wyczytać niemal wszystko. Cały czas próbowała usprawiedliwić przed sobą te akty zazdrości. Tłumaczyła to sobie tym, że był jedyną osobą, której pozwoliła być na tyle blisko, niemalże na granicy ochronnego muru. Był kimś komu pozwoliła na nieco głębsze poznanie jej, na dotyk choć przez lata żyjąc w osamotnieniu nauczyła się brzydzić i bać spotkania z ciałem drugiej osoby. Łaknęła jego obecności, jego pocałunków, szorstkiej skóry, czy też słów, które rozwiewały wszelkie romantyczne uniesienia i z całego serca nienawidziła siebie za własne pragnienia. Brzydziła się samej siebie przez fakt, że tak po prostu się od niego uzależniła i mimo wielu prób, wielu rozstań, wielu kłótni, wciąż nie była w stanie tak po prostu się od niego uwolnić.
OdpowiedzUsuń- Od kiedy plastik można nazwać czymś ładnym? - syk, zjadliwy syk, którego nie była w stanie kontrolować, podobnie jak własnych słów pełnych jadu. To wszystko stanowiło kolejną barierę ochronną, którą z rozmysłem się otoczyła. Wszystkie te piękne, drobne, filigranowe blondynki, tak bardzo pewne siebie i swojego ciała, podkreślające wszelkie swoje atuty za pomocą ubioru, czy też makijażu, w pewnym stopniu wpędzały Pandorę w kompleksy. Była kobietą, a chęć podobania się (nawet jeśli uważała to za coś obrzydliwie przyziemnego) była naturalna. Uważała się jednak za osobę nijaką, szarą, zwyczajną. Długie, sięgające niemal pasa ciemne włosy stanowiły jeden wielki chaos, nad którym nie potrafiła zapanować, piegi znajdujące się na nosie w żaden sposób nie chciały się ukryć, a jej ubrania wisiały luźno na jej drobnej, chudziutkiej sylwetce. W jej zazdrości nie chodziło więc tylko i wyłącznie o niego, ale również o te do bólu perfekcyjne panny, które otaczały go zewsząd.
- Sceny zazdrości?! - niemal wykrzyknęła nie przejmując się tym, że inni zaczynają przysłuchiwać się ich rozmowie z wyraźnym zaciekawieniem. Po sześciu latach zdążyła przyzwyczaić się, że te hieny bardziej interesują się życiem innych niż swoim własnym. - Nie jestem zazdrosna, a już z całą pewnością nie o ciebie. Rozmawiaj sobie z kim chcesz, ale następnym razem z łaski swojej nie każ mi na siebie czekać tylko dlatego, że musisz sobie uciąć pogawędkę z jakąś lalą, której zapewne coś wpadło do oka biorąc pod uwagę intensywność jej mrugania - pozwoliła sobie na wzięcie głębszego oddechu i odwrócenie od niego wzroku. Już dawno nie wyrzuciła z siebie tak wielu słów, zazwyczaj wolała po prostu milczeć, słuchać i jedynie od czasu do czasu rzucić jakąś kąśliwą uwagą. Przy nim jednak stawała się cholerną gadułą, którą z łatwością można wyprowadzić z równowagi.
Obrzuciła go jednym z tych swoich pełnych pogardy spojrzeń i przewiesiła ciężką torbę na drugie ramię, czując przy tym jak niewidzialna pętla zaciska się na jej żołądku, który koniecznie domaga się czegoś do jedzenia.
- Przecież idę. - mruknęła pod nosem i dopiero po chwili namysłu chwyciła jego dłoń, tym samym splatając swoje palce z jego. - Naprawdę nie wiem jak mogłeś pomyśleć, że jestem o ciebie w jakimkolwiek stopniu zazdrosna - rzuciła jeszcze zirytowana starając wmówić to zarówno sobie jak i jemu.
Pandora Crowley
[Będę musiała dodać do karty informację o zajęciach :c Tak, chodzi na eliksiry, ale marny z niego uczeń... Może Johnathan pomyliłby składnik potrzebny do jakiegoś wywaru i świecie przekonany, że zrobił prawidłowy eliksir podałby go ślizgonowi (eliksir zmieniający kolor włosów?)]
OdpowiedzUsuńProudmoore
[ Świetnie! Zaczynaj :p ]
OdpowiedzUsuń[ Cieszę się, że trzy dni szukania nie poszły na marne :)
OdpowiedzUsuńNie wiem w jakich ramach czasowych osadzić nasz wątek, bo jeśli w obecnych, czyli w wakacje, to jest drobny problem, gdyż ojciec Audrey zwiał z domu i nie wiadomo gdzie się ukrywa, ale została mamuśka, która teraz w szczególności będzie naciskać na to małżeństwo, a Audrey będzie starać się o to, aby chłopak skończył z tą swoją fascynacją.
Zacznę jak tylko odpiszę na dwa inne wątki.
Chwalę Twoje imię jeszcze raz <3 ]
Audrey
[Drogi Merlinie! *.* Jakiż on jest boski! I pod względem charakteru, i wizerunku.
OdpowiedzUsuńDziękuję, nie mam nic do dodania.]
Drew
[Nie doczekałam się odpowiedzi :<]
OdpowiedzUsuńLux
Milczała gdy mówił, gdy ubarwiał swoją wypowiedź z pozoru czułymi słówkami, które nigdy nie wzbudzały w niej podniecenia, ani nie sprawiały, że zaczynała czuć się pewnie jako jego dziewczyna. Przez te lata nauczyła się, że ich związek jest wyjątkowo niestabilny, że wystarczy powiedzieć o kilka słów za dużo by po raz kolejny, niezliczony już raz się rozstać. Jednocześnie miała dziwaczne wrażenie, że jedynie bycia z nim może być pewna w swoim życiu. Po każdym burzliwym rozstaniu spodziewała się szybkiego powrotu, nawet jeśli dumnie wmawiała sobie, że tym razem nie pozwoli sobie na okazanie wobec niego słabości. Jedynie syknęła cicho, gdy zbyt mocno ścisnął jej palce w zdecydowanie zbyt władczy sposób. W ostatniej chwili rozmyśliła się nad ponownym wyrwaniem swojej ręki z jego uścisku. Nie lubiła gdy traktował ją jak swoją własność, jak małą dziewczynkę, która nie jest w stanie poradzić sobie z kilkoma nachalnymi spojrzeniami.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście musiałam zapomnieć, że w twoich kręgach liczy się status krwi, czy pseudo szlacheckie pochodzenie - rzadko kiedy pozwalała sobie na tak oschły, zimny ton wobec niego. Poruszony przez niego temat był dla niej niezwykle wrażliwy. Wielokrotnie zdarzało się, że potraktowała wyjątkowo paskudnym zaklęciem kogoś kto obrażał w jakiś sposób jej matkę, czarownicę czystej krwi, która poślubiła mugola, czy też jej nieżyjącego od dawna ojca, którego ledwo pamiętała, lecz była świadoma tego, że ten krótki okres czasu był najszczęśliwszym w całym jej życiu. Nie wychowała się na pełnych przepychu dworach, nie była obecna na głośnych przyjęciach, nie była atrakcyjną partią na wybrankę serca. Dorastała w popadającym w ruinę domu, który próbowała doprowadzić do stanu używalności za każdym razem, gdy wracała tam na krótki okres dwóch miesięcy, obserwowała niegdyś równo przystrzyżoną trawę, która zaczęła żyć własnym życie, pozwoliła by bujny, wysoki żywopłot stanowił kolejną barierę przed światem. Wiedziała, że jest o wiele mniej warta niż te wszystkie wysoko urodzone panny mierzące go pożądliwym wzrokiem.
Obrzuciła Ślizgona rzucającego w ich kierunku pełne jadu uwagi, krótkim, pytającym spojrzeniem. Zawsze interesowały ją podłoża ludzkich zachowań, szczególnie takich. Dopiero ujrzawszy dumny uśmiech na twarzy idącego obok niej mężczyzny zrozumiała o co chodzi i w dość teatralny sposób przewróciła oczami.
- Tak, masz rację nie rozmawiajmy o tym. Jestem głodna, nie zjadłam wczoraj kolacji - mruknęła cicho pod nosem rezygnując z dalszego prowadzenia tej cichej wojny. Oboje wiedzieli, że podłożem jej zrzędliwego humoru i ciętych słówek jest pusty żołądek, który w dziwaczny sposób przejmował nad nią kontrolę. Niekiedy miała wrażenie, że zachowuje się jak małe dziecko, które traci humor gdy się nie wyśpi bądź jest po prostu głodne. Doprowadzało ją to do szewskiej pasji, bo doskonale wiedziała, że właśnie przez takie zachowanie nie może być traktowana przez nikogo poważnie.
- O co chodziło z tym Ślizgonem? - zapytała zarówno kierując się czystą, ludzką ciekawością, jak i możliwością znalezienia innego, może nieco przyjemniejszego tematu do rozmów - Tylko nie mów, że nic. Widziałam, że był wściekły, a ty nagle zacząłeś się puszyć jak paw. - przyjęła postawę mówiącą, że tym razem nie uda mu się jej zwieść byle wytłumaczeniem.
Pandora Crowley
[ Wszystkie To zależy tylko do Ciebie, dostosuje się. ]
OdpowiedzUsuńEvan
[Pozwolę więc sobie zacząć :)]
OdpowiedzUsuńTamten dzień był dla Lux nadzwyczaj emocjonujący. Szlaban, kilka kłótni, a w dodatku mecz. Jako zapalona fanka przychodziła na wszystkie mecze, bez względu na to, kto grał i zawsze brała czynny udział w kibicowaniu. Jednak tego dnia rozgrywał się mecz o śmierć i życie. Nie dosłownie, ale Lux mecze Krukonów przeżywała wyjątkowo mocno. Na trybuny przyszła uśmiechnięta, oczywiście sama, bo nikt nie chciał oglądać z nią meczy, wiedząc, że często wywołuje awantury. Śmieszny był widok małej, szczupłej dziewczyny z wielkim transparentem w rękach, śpiewająca pochwalne piosenki w kierunku drużyny Krukonów. Z biegiem czasu zrzedła jej jednak mina. Jej ukochana drużyna grała gorzej niż zazwyczaj. Przestała więc śpiewać i w skupieniu obserwowała przebieg meczu. Gdy szukający Slytherinu złapał złoty znicz, zaklęła głośno, nie przejmując się sąsiedztwem profesorów. Mogła przeżyć wszystko, ale nie przegrana Krukonów, zwłaszcza ze Ślizgonami. Była zła, ze zdenerwowania trzęsły jej się ręce. Zdenerwowana ruszyła do wyjścia, planując wyrzucić własnoręcznie zrobiony transparent do śmieci. Zauważyła jednak, że niedaleko niej znajduje się kilku zawodników wrogiej drużyny. Była oszołomiona gniewem i niechlubną przegraną, toteż niewiele myśląc, rzuciła w ich stronę transparent, a raczej drewnianą rączkę, do której był on przymocowany.
- Oszuści! Złodzieje!- krzyknęła w ich stronę rozhisteryzowanym głosem i wycelowała palcem w jednego z nich, pałkarza, palcem. Jej krzyk zlał się z tłumem, jednak można było wyłapać pojedyncze słowa "zdrajcy", ponownie "złodzieje" oraz coś o Lordzie Voldemorcie.
Lux
Dzisiejszy dzień był potworny. Nie dość, że na zewnątrz panowała tak wysoka temperatura, że spokojnie można byłoby określić York mianem Mordoru. Było bardzo gorąco. Taka temperatura w ogóle nie pasowała do deszczowej Wielkiej Brytanii. Nie można było jednak narzekać, w końcu były wakacje. Najlepszy okres w życiu każdego ucznia czy to mugola, czy czarodzieja. Wszyscy w tym czasie korzystali z uroków natury i wyjeżdżali w różne miejsca, gdzie mieli wypoczywać. Dla Audrey nie było lepszego miejsca niż jej własny dom. Co prawda przez ostatnie trzy miesiące, dworek stał się miejscem, w którym myślała, że już nigdy nie będzie mogła czuć się bezpiecznie. Na szczęście przeczucie to szybko minęło. W końcu to tutaj spędziła jedenaście beztroskich lat i jedno przykre przeżycie nie mogło tego zaprzepaścić, zwłaszcza gdy sytuacja zaczęła się powoli wyjaśniać. Dla postronnego obserwatora, to co działo się w rodzinie Millerów, mogło by być dziwne i skomplikowane, ale Audrey, dzięki temu co wiedziała teraz, czuła się znacznie lepiej.
OdpowiedzUsuńDziewczyna siedziała na tarasie za domem, skąd miała przepiękny widok na altankę, której ściany pokryte były czerwonymi różami, które szybko pięły się w górę. W takiej scenerii przyszło dziewczynie spędzać wolne chwile. Postanowiła skończyć czytać pewną książkę, którą zaczęła kilka dni temu. Nie była to fascynująca lektura, ale Audrey wczuła się w głównego bohatera i obiecała sobie, że tym razem dokończy to co zaczęła. Na drewnianym stoliku położyła dzbanek z lemoniadą, w której pływało bardzo dużo kostek lodu, dzięki czemu napój, tuż po wypiciu, przyjemnie orzeźwiał. Z takim wyposażeniem i z muzyką w tle, dziewczyna mogła siedzieć nawet i trzy dni.
Inna sprawa była z matką Audrey. Kobieta zachowywała się, jakby nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Wstała już z samego rana, aby upiec ciasto i to bez pomocy magii. Zrobiła to całkowicie po mugolsku, korzystając z jakiegoś przepisu z pewnej książki kucharskiej, która w kuchni, do tej pory, znajdowała się tylko dla ozdoby. Następnie zaczęła sprzątać w domu i robiła to cały czas. Przedtem wydawało się, że jest czysto, ale dopiero teraz dało się dostrzec, jak zaniedbało się niektóre obowiązki. W końcu były inne, ważniejsze rzeczy, które zawracały głowę, niż sprzątanie. Teraz liczyło się tylko to, że, pomimo sytuacji jaka panowała w rodzinie, matka dziewczyny była szczęśliwa. Wiedziała trochę więcej niż jej córka, ale nie chciała się tym z nią dzielić, gdyż, jak to mówiła, im mniej wie tym lepiej. Przynajmniej na razie.
Ciszę i spokój przerwało głośne chrząknięcie, które sprawiło, że blondynka drgnęła a jej ciśnienie podskoczyło gwałtownie w górę.
– Córuś, masz gościa, czeka w salonie – usłyszała spokojny i rozradowany głos matki. Dziewczyna zamknęła książkę i posłała rodzicielce mordercze spojrzenie.
– Nie mów do mnie córuś przy ludziach, mamo – wycedziła po czym wstała i poszła do salonu.
Audrey
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[ Tak! Ślizgoni górą! ten pan taki uroczy . ]
OdpowiedzUsuńRachael
[ właśnie! co powieszna jakiś wątek?)
OdpowiedzUsuń[Karta Julie jest praktycznie identyczna, co ta poprzednia z tej prostej przyczyny, że wydaje mi się iż idealnie ją odzwierciedla. I cóż mogę więcej dodać Alastair i Julie znać się muszą, nie tylko ze względu na Dom Węża, ale też podobieństwo charakterów!]
OdpowiedzUsuńJulie Smith
[Racja, kot jest uroczy, z tym się akurat zgodzę :D ale nie-ianowy Ian? Rozumiem, że to sugestia aby zmienić zdjęcie? :D]
OdpowiedzUsuń[ No ja ich widzę w takich bardziej pozytywnych relacjach, no bo jal takoego " Uroczego" ślizgona by moja Rachael mogla nie lubić. Ale jeszcze konkretnego pomysłu nie mam. A ty?]
OdpowiedzUsuń[Trucie Drusia to niebywale zachęcająca perspektywa! Będę miała ja w pamięci i w razie pustek pod kartą (oraz osobistej desperacji XD) zgłoszę się :p]
OdpowiedzUsuńTruposzek
[To może wątek z Alem? Jak zwykle potrzeba mi namiastki pomysłu, bym mogła rozwinąć go do czegoś szerszego :<]
OdpowiedzUsuńSol
[Jeśli Alastair posiada starszego brata, to mógłby być on mężem jej znienawidzonej siostry (looknij w powiązania). Moglibyśmy zacząć wątek na weselu, które odbyło się na początku tych wakacji. To taki zalążek pomysłu, mam nadzieję, że wykombinujemy jakąś większą akcje XD]
OdpowiedzUsuńSol
[ jestem stworzona do czekania. Hahaha.]
OdpowiedzUsuńRachael
[Dziękuję ładnie za powitanie. ;3 Alastair mi się spodobał, więc pewnie Carmen go polubi. Co powiesz w takim razie na wątek? Z tego, co widzę, są w tej samej klasie, uczęszczają na podobne przedmioty i chodzą do klubu pojedynków. Punkty zaczepienia więc jakieś by się znalazły.]
OdpowiedzUsuńCarmen
[ Jasne, że tak i nie przejmuj się, bo ja sama nie odpisałam jeszcze większości osób :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey
Jakieś rozmazane obrazy, ale to chyba jednak korytarz, a nie ścienny ozdobnik. Jakiś śmiech, już nawet nie wiadomo czy z tych samych ust, czy z innych. Lenard był w stanie rozpoznać tylko fakt, że jak podniesie głowę, to nikt tego za niego nie zrobił. Chociaż może i to jest wątpliwe. Na pewno, ale to tak na sto procent, był upity. Jednak przynajmniej świetnie się bawił. Kilka piosenek, spisków przeciwko jednej znienawidzonej osobie i człowiek zapomina o tak spektakularnej przegranej. Nawet nie pamięta, że własna drużyna zebrała punktów w ilości minimalnej, czyli zerowej. Były ważniejsze sprawy, takie jak zemsta. Te wszystkie poważne rozmowy toczyły się przy kilku butelkach Ognistej, a może i kilkunastu. Nieważne.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wracał korytarzem, swoją drogą jak budowali te ściany w Hogwarcie, że były tak krzywe? W dodatku ruchome schody wystarczą, a z murami już przesadzili. Lenard powoli stawiał kroki przed siebie, już nie taki radosny, jak kilkadziesiąt minut temu. Teraz pragnął jedynie walnąć się na łóżko i zasnąć. W ubraniu, w butach - po prostu spać. Jego humor stał się trochę ospały, dlatego też wolał nie spotkać nikogo znajomego po drodze. Oczywiście znajomego wroga, bo nie ręczył za siebie. Pchnął w końcu drzwi od swojego dormitorium, a przynajmniej miał nadzieję, że właśnie w tym pomieszczeniu znajduje się jego kąt. Jednak na szczęście trafił i nie pomylił z damską częścią dormitoriów. Już nawet miał dochodzić do tego cudownego mebla, jakim było jego łóżko, ale czuł na sobie czyjś wzrok. To dosyć niekomfortowe uczucie i chciał się go szybko pozbyć. Przekręcał głowę mrużąc wzrok, aby mu się obraz wyostrzył. Przejeżdżał spojrzeniem wszędzie, aż natrafił na swojego przyjaciela.
- O, zjawił się gracz marnotrawny - burknął chowając ręce do kieszeni spodni. Nie zważał na to, że sam właśnie wszedł do pokoju, ale kto w tym stanie patrzyłby na takie pomyłki. - Ani z ciebie Romeo, ani pałkarz. Lowelas od siedmiu boleści - machnął ręką w powietrzu, ale zamiast kierować się do swojego łóżka zmierzał do Ramireza.
- Słuchaj Tristan, Izoldy nie zdobyłeś, nie? - zapytał opadając na łóżko przyjaciela. Miał na myśli jego Pandorę. Nie mógł pojąć ich relacji, ale niesamowicie uwielbiał słuchać ich rozmów, nawet jeżeli nie powinien był tego robić. To wszystko po prostu go bawiło i nie miał zamiaru przegapić żadnego z odcinka tego wspaniałego serialu. - To gdzie ty byłeś, jak cię nie było? Alastair, ja się tu staram, szkole was, uczę, a ty wolne sobie robisz - sięgnął po poduszkę i walnął w blondyna obok, ale oczywiście nie trafił w głowę, a w plecy. Na to Lenard też machnął ręką - Pieprzony lowelas, a mecz przegrany - rozłożył ręce robiąc dziwną minę, jakby wiedział, że wszystko tak się skończy.
[wyrobiłam się!]
Może to dziwne, ale Pandora nigdy nie dostrzegała spojrzeń, westchnień, marzeń wymalowanych na twarzach innych osobników płci brzydkiej. Nie dostrzegała tego nawet u niego, choć to zapewne było całkowicie normalne, Ramirez nigdy bowiem nie wykazywał jej zbyt dużego zainteresowania. Pandora nie postrzegała siebie jako obiektu westchnień i właściwie po tych wszystkich latach wciąż nie potrafiła zrozumieć jakim cudem zwróciła na siebie uwagę chłopaka. Inaczej sprawa się miała jeśli chodziło o niego. Nigdy nie umknęło jej uwadze spojrzenia posłane w jego kierunku przez stadko dziewczyn, chichoty gdy przechodził obok, czy szepty. Miała niezwykły talent do wyłapywania jego nazwiska w prywatnych rozmowach i wielokrotnie, któraś z mówiących kończyła w skrzydle szpitalnym, gdzie pielęgniarka męczyła się ze skutkami jakiegoś wymyślnego zaklęcia. Oczywiście nikt nigdy nie wiedział kto doprowadził do tego, choć sama Pandora przez kilka następnych dni chodziła wyraźnie dumna i rzucała wrogie spojrzenia w stronę reszty uczestniczek tamtej rozmowy. Nigdy oczywiście nie dała mu przy tym powodu do satysfakcji i potwierdzenia tego, że jest o niego tak po prostu, po ludzku zazdrosna.
OdpowiedzUsuń- Rozbierał mnie wzrokiem? - powtórzyła po nim z niedowierzaniem, a zaraz potem parsknęła śmiechem. Czy on naprawdę nie widział jakie to niedorzeczne? Wciąż się śmiejąc zrównała się z nim i pokręciła głową mocniej ściskając jego rękę. - Nie uroiłeś sobie tego przypadkiem? Wątpię by w ogóle na mnie spojrzał, ale dobrze wiedzieć, że jesteś o mnie zazdrosny - nie mogła powstrzymać kpiącego uśmiechu, choć w tym samym momencie, gdy to sobie uświadomiła, jakieś dziwnie przyjemne uczucie zalęgło się w jej wnętrzu, niebezpiecznie blisko serca. Za każdym razem ku swojemu zaskoczeniu odczuwała niezwykłą radość na myśl, że coś dla niego znaczy, że jest dla niego ważna, co pokazywał często w dość niejasny sposób.
- Nie prosisz o zbyt wiele? Wolałabym żebyś rozbierał mnie za pomocą rąk, a nie wzroku, ale skoro masz takie dziwaczne zachcianki - wzruszyła lekko ramionami, nie kryjąc przy tym resztek rozbawienia, które nawiedziło ją chwile temu - Mogę mieć tylko nadzieję, że nie wyobrażasz sobie zbyt wiele i że nie jestem obiektem jakiś wymyślnych, perwersyjnych fantazji. - koniuszkiem języka zwilżyła lekko popękane wargi, nawet na krótką chwilę nie spuszczając z niego spojrzenia.
[Przyszłam do Alastaira, bo Ślizgon (chociaż Mikael fajny, fajny). Dziękuję za miłe słowa, ale nie wiem, o którym podkładzie mówisz (Chodź ze mną do łóżka czy Legenda i podejrzewam, że o pierwszym lol ;d).]
OdpowiedzUsuńRaisa A.
[Jako że dziś Solowy nastrój, odpisałam dość szybko;>]
OdpowiedzUsuńAfera. Nie było miejsca na ogóły i niedopatrzenia, bo w grze, w którą grali przedstawiciele tych obu domów wraz ze sztabem wynajętych specjalistów, każdy detal i pozornie nie ważny szczegół został co najmniej dwa razy, wręcz pedantycznie przeanalizowany i doprowadzony do perfekcji – i to jeszcze na długi czas przed samym wydarzeniem. Powstała święta otoczka wokół tych dwóch osób, mających połączyć się wymuszonym na nich węzłem małżeńskim. Nie było miejsca na „nie”, za to równo o trzynastej dwadzieścia dwa, gdy słońce nieśmiało wychylało się zza puchu białej chmury, zgodnie z powstałym planem był to odpowiedni czas na powiedzenie sobie „tak”. Lecz tego „tak” nie można było uznać za finał całej, komicznej zabawy – było jeszcze wesele, dużo więcej fałszywych uśmiechów i nic nie znaczących gratulacji wypowiadanych z grzeczności. Dużo więcej szumu wokół Daphne, już nie Montague, a – dzięki dobrym kontaktom jej ojca – Ramirez. Afera. Sajgon. Szum. I irytacja. Sloane przez każdy etap przygotowań przechodziła z wymalowaną na twarzy irytacją i nader mocno próbowała odseparować się od wybierania poszczególnych elementów towarzyszących nadchodzącemu ślubowi i weselu. Zawsze wypruta z emocji poczęła odczuwać cichą zawiść, która tylko potęgowała nienawiść dziewczyny do własnej, przeszczęśliwej z wmówionej sobie miłości, siostry. Bo ta puchońska szmata nie zasłużyła na dobrego męża. Krzyżowała tylko nadzieje Sol, że ucieknie niegdyś z prostym mugolem i zniknie z ich życia, hańbiąc swe imię. Zasługiwała na hańbę. Nie pasowała tutaj. A teraz odejdzie, lecz będzie wieść godne życie, a takiego kompromisu Sloane nie była w stanie zaakceptować. Bo w życiu nie ma miejsca na kompromisy, a przynajmniej nie w tej rodzinie, pod tym nazwiskiem, z którym witało się świat w dniu narodzin.
To był idealny dzień na wesele. Daphne była w idealnym nastroju, miała idealną sukienkę, a miejsce przyjęcia również było idealne. Willa ich babki, której pieniądze ścieśnione były aż po sklepienie w skrytce u Gringotta, prezentowała się królewsko. W środku sala balowa, wielkości idealnie proporcjonalnej na pomieszczenie zaproszonych gości – przyjaciół, rodziny – wszystkich posiadających szlachetny status. Całość była do bólu perfekcyjna.
Rano Sol spożyła lampkę wina, a potem kolejną po przybraniu na siebie butelkowozielonej sukni. Na miejscu, pierwszym co dostrzegła był kelner serwujący szampana. Potem nakazała przygotować sobie drinka w proporcjach 4/5 wódki, 1/5 soku, który teraz rozpalał jej gardło. Ten dzień mogła przetrwać jedynie w ten sposób, z lekkim szumem w głowie, jednak by zachować klasę, nakazywała sobie pić z rozwagą. Na co dzień nie miała ciągotek do alkoholu, nie była jak ta buntująca się w szkole horda dzieciaków, głowiąca się od kogo i za ile można załatwić sobie Ognistą Przyjemność. Ograniczała się do lampki wina przy posiłkach, na które mogła sobie pozwolić po ukończeniu siedemnastego roku życia w szkole i dużo wcześniej w rodzinnej posiadłości. Tracenie głowy i zapominanie się było żałosne i pozostawiało po sobie nieprzychylne opinie. Dlatego teraz jedynie próbowała, nie tracąc swojej wrodzonej klasy, przetrwać pełne infantylności uśmiechy siostry, a nie się upić.
— Zatańczymy? – obiło jej się o uszy i oderwała krytyczne spojrzenie od młodej pary. To był Alastair, brat tego, który ku własnemu nieszczęściu, został związany z tą głupią Daphne. Miała pamięć do imion oraz nazwisk, a także do dat i suchych faktów, więc pewnie dlatego z łatwością przychodziła jej nauka historii magii. Zmierzyła go wzrokiem i upiła łyka trunku, nie odwracając możliwie krępującego spojrzenia.
- Nie – odparła chłodno, lecz by zachować należytą grzeczność, po chwili dodała, z lekkim, w pełni wymuszonym uśmiechem: - Dziękuję – i powróciła do gradowej miny wraz z odwróceniem wzroku na roześmianą siostrę. Nie mieszała się w tańce, do których nigdy nie miała nastroju. Póki jej matka, bądź co gorsza ojciec nie nakazywali jej reprezentować swojej osoby na parkiecie, mogła trzymać się na uboczu, jak zawsze.
Usuń[Ps. zapomniałam uprzedzić, że Sol jest oszczędna w słowach XD Ale keep trying XD]
Momentami uwielbiała ten jego władczy sposób w jaki starał się przekazać całemu światu, że należy tylko do niego. Jak choćby teraz, gdy mocniej uścisnął jej dłoń, dając innym do zrozumienia, że nikt nie ma prawa zakłócić ten niewielkiej przestrzeni między nimi. Wiedziała, że w tym wypadku tego typu zachowanie wynika ze świadomości o zbliżającym się rozstaniu, choć Alastair nigdy nie śmiałby się do tego przyznać, uznając, że zbyt przyziemne i trywialne jest przywiązywanie się do drugiego istnienia. Pandora nienawidziła okresu wakacji. Nie tylko z powodu przerażającej tęsknoty, ale również przez ogromne poczucie nienawiści i bezradności, które dopadało ją gdy tylko przekraczała próg rodzinnego domu. Obcowanie w jego murach i w towarzystwie matki, która snuła się jak duch, było dla niej największą, najgorszą karą. Robiła wszystko żeby spędzać tam jak najmniej czasu, żeby nie dawać tej kobiecie, która podobno była matką powodów do złości i agresji, która często kończyła się licznymi siniakami na ciele i twarzy Pandory. Niczym dziecko cieszyła się na każde spotkanie z Alastairem, który nigdy nie miał okazji dowiedzieć się jak wygląda rodzinna sytuacja Crowley. Pandora była wdzięczna losowi za to, że chłopak nigdy nie miał okazji by się o tym dowiedzieć i wiedziała, że nigdy do tego nie dopuści. Już lata temu postanowiła, że wakacje przed siódmą klasą będą jej ostatnimi w tym małym piekle na ziemi.
OdpowiedzUsuń- Masz jakieś plany na wakacje? - zapytała bez większych emocji w głosie, choć to pytanie sprawiło, że niewidzialna obręcz zacisnęła się wokół jej żołądka, który dodatkowo wykonał kilka salt. Miała cichą nadzieje na jak najczęstsze spotkania na Pokątnej, bądź w innym, cichym i prywatnym miejscu, jednak wiedziała, że jego napięty plan będzie stanowił przeszkodę. Kolejną było to, że często zmuszona była odwoływać nagle spotkania, przez stan w jakim znajdowała się po napadzie furii matki, która albo celnie posyłała w jej stronę jakieś ciężkie przedmioty, pięści i zaklęcia. Regina Crowley była jedyną osobą, z którą Pandora jeszcze nie umiała walczyć.
Wielka Sala dudniła od gwaru rozmów, nieustannego ziewania i marudzenia związanego z kolejnym dniem nauki, choć tak naprawdę nikt już nie skupiał się na lekcjach, a wiele osób po prostu z nich rezygnowało tuż po zakończeniu wszystkich testów. Dziewczyna wyswobodziła swoją dłoń z jego uścisku siadając przy stole i od razu nakładając sobie solidną porcję jajecznicy, parówek i grzanek. Dawno nie była tak głodna, a to wszystko przez to, że wczorajsza kłótnia sprawiła, że uniosła się dumą i postanowiła nie schodzić na kolację. Od razu, nieco łapczywie zaczęła jeść, chcąc zapełnić okropną pustkę w swoim brzuchu.
- Ne ichmy dis na lekhcje - oznajmiła z pełnymi ustami, nie przejmując się tym co on sobie pomyśli. Znał ją już na tyle dobrze by wiedzieć, że jeśli odczuła nagłą potrzebę powiedzenia czegoś to nie przejmowała się żadnymi przeszkodami, w tym wypadku jedzeniem.
Pandora skinęła głową pochłonięta własnymi myślami. Nie prosiła go o to by zabrał ją ze sobą na wesele, była nawet przekonana, że ma zamiar pójść na nie z Audrey, by w ten sposób przypodobać się rodzince. Nie miała mu tego za złe. Sama zaś nie miała większych planów na wakacje, zamierzała je po prostu przeżyć, dotrwać do ich końca w całości, co z całą pewnością nie było łatwym zadaniem. Na samą myśl o tym czuła nieprzyjemny chłód i rozżalenie. Przez całe dziesięć miesięcy prezentowała się jako dumna, butna przedstawicielką domu Węża, która nikomu nie pozwoli sobą pomiatać, jednak w obliczu spotkania z matką stawała się małą, zagubioną i przerażoną dziewczynką. Na samą myśl o powrocie do domu drżała i czuła nieprzyjemne mdłości. W takich chwilach zazdrościła chłopakowi i gotowa byłaby zrobić wszystko by znaleźć się na jego miejscu. Dzielnie jednak milczała i nie uskarżała się na swoje życie, nie chcąc wzbudzać w nim litości i oczywistej odrazy, którą odczuwała za każdym razem gdy spoglądała w lustro.
OdpowiedzUsuń- Kiedyś to będzie twoje wesele - wyrwało jej się w zamyśleniu, gdy tylko przełknęła jedzenie. Prawdopodobnie nawet nie dotarło do niej, że powiedziała cokolwiek, bo ponownie wzięła do ust porcję jajecznicy, tym razem co najmniej o połowę mniejszą. Do tej pory nigdy nie zdarzyło jej się poruszyć tego tematu, bo doskonale wiedziała, że jeśli będzie obecna na tej uroczystości to tylko i wyłącznie w charakterze gościa. Nie chciała o tym myśleć bo momentalnie zalewała ją namiastka bólu, który wówczas rozdzierałby jej serce.
- Nie wiem...- wzruszyła ramionami i sięgnęła po sok dyniowy, który nalała sobie przed paroma sekundami. - Równie dobrze nie musimy robić nic konkretnego. Pogadamy, albo pomilczymy, ja poczytam książkę, a ty będziesz próbował rozebrać mnie wzrokiem, zapewne bez większego powodzenia, co nie powinno być dla nikogo rozczarowujące. Po prostu nie mam ochoty siedzieć na lekcjach - przyznała. Opuszczanie lekcji nigdy nie leżało w jej naturze. Starała się sumiennie wypełniać swoje obowiązki do ostatniego dnia szkoły, dziś jednak chciała spędzić z nim nieco więcej czasu, zwłaszcza, że była w pełni świadoma, że w ciągu najbliższych miesięcy nie będą mieli ku temu okazji.
Crowley unikała myślenia o przyszłości. Gdy ktoś pytał o jej plany na najbliższe kilka lat, ambitnie wzruszała ramionami. Nie wiedziała kim chce być, w jakim zawodzie będzie mogła się spełniać, ani tego z kim będzie miała okazję planować tę przyszłość. Nie miała zamiaru ukrywać, że widziała się przy jego boku. Był jej osobistym, prywatnym uzależnieniem, od którego nie miała zamiaru się uwolnić. A przynajmniej nie w przeciągu zbliżającego się roku, który mógł być ich ostatnim, dzięki zasadom, którymi rządziło się jego środowisko, do którego ona nigdy nie będzie przynależeć. Pandora szczerze wątpiła w to, że Alastair byłby kiedykolwiek gotów dla niej zrezygnować z wygód arystokratycznego życia i przy tym przeciwstawić się rodzinie. Nie miała zamiaru mieć mu tego za złe.
OdpowiedzUsuń- Dormitorium? -zapytała lekko marszcząc przy tym brwi. Nie była pewna czy to aby na pewno dobry pomysł. Po pierwsze w każdej chwili mógł zjawić się ktoś niepożądany, a ona chciała ten czas spędzić bez interwencji i wtrącania się ze strony innych osób. Chciała celebrować każdą, oddzielną sekundę, którą miała zamiar poświęcić tylko i wyłącznie jemu, świadoma, że nie prędko będzie miała ponownie ku temu okazję. - Dobrze. Moje czy twoje? - po krótkim przemyśleniu postanowiła jednak przystać na jego propozycje, głównie dlatego, że sama nie miała żadnego, lepszego pomysłu. Ponad to doceniała, że w ogóle coś zaproponował, zamiast biernego czekania i godzenia się na jej zachcianki tylko i wyłącznie dla świętego spokoju
- Albo możemy po prostu iść spać - widziała jak marzenie o głębokim śnie w ciepłym, miękkim łóżku, z dala od tego całego rozgardiaszu, powoli zakrada się do jego oczu, choć z całych sił próbuje ukryć to nawet przed samym sobą. Niewiele brakowało by zakrztusiła się sokiem dyniowym, który znowu upiła, przez co odstawiła kielich, jednocześnie rozlewając nieco napoju na stół. Parsknęła cicho podirytowana i wyjęła różdżkę natychmiast pozbywając się mokrej plamy. Spodziewając się niechętnego spojrzenia z jego strony i nerwowo wbiła widelec w parówkę - To nie moja wina, to sok dyniowy mnie nie lubi i się buntuje. On po prostu chce mnie ośmieszyć - wymruczała uroczo dziecięcym tonem, a zaraz potem posłała mu nienaturalnie promienny uśmiech, w nadziei, że to nieco załagodzi jego niechętne nastawienie. W ciągu tych ostatnich dni nie miała zamiaru się z nim kłócić, o ile oczywiście to nie jest konieczne, a on nie potrzebuje tego by ktoś sprowadził go z powrotem do pionu. Chciała jak najlepiej, a to oznaczało poświęcenie w postaci entuzjazmu, uśmiechów i uległości, której nie doświadczał przez cały rok szkolny.
Tego się nie spodziewał. Żeby własny przyjaciel zrzucił winę przegranej na zawodników zajmujących się wrzucaniem kafli przez obręcze, czyli właśnie tej pozycji, którą zajmował Lenard. Hiszpan popatrzył z przymrużonymi powiekami na blondyna siedzącego obok zastanawiając się, czy naprawdę usłyszał, to co usłyszał.
OdpowiedzUsuń- Asqueroso - wyszeptał w chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie padły te słowa. Jak to możliwe, żeby on był winny? Istna głupota. I mówi mu ten, który nawet nie raczył ruszyć dupy, by pomóc swoim współzawodnikom. - Pinche asqueroso - warknął zaraz potem ze zmarszczonymi brwiami. Odwrócił głowę od Ślizgona zmagając się z samym sobą, ażeby przepadkiem ręka mu się nie omsknęła i nie trafiła w tę piękną twarzyczkę narzeczonego Pandory. Może gdyby był bardziej trzeźwy, niżeli teraz, bo zdawał sobie sprawę ze swojego marnego celu w tym stanie. Chociaż wyobrażenie Alastaira z barwnym sińcem przy oku wręcz napawała go pewną satysfakcją i zadowoleniem. Przynajmniej nosiłby małą pamiątkę po opuszczonym meczu. Może drobną, ale widoczną.
- Zdobyta? - parsknął chłopak, zdejmując uprzednio poduszkę z twarzy. Podniósł się do pozycji siedzącej, bo władowanie miękkiej rzeczy w jego usta spowodowało, że stracił równowagę - nawet tą podczas siedzenia. - Przez kogo Ramirez? Ciebie czy powietrze? - zapytał z pogardą. Jakoś nigdy nie widział ich szczęśliwych, tak jak on to sobie wyobrażał. Chyba, że kłótnie i sprzeczki spełniały ich najbardziej. W sumie sam był w gorszej sytuacji. Pieprzona arystokracja i jej dobieranie.
- ¡No me toques los cojones! Też jesteś w tej drużynie, cobardo. - mówił ostro i niewyraźnie przez swój stan upitego zdenerwowania. Jak poprosiła go wielmożna przyjaciółeczka, która najwyraźniej nie mogła się pomieścić z kimś innym na łóżku, wstał pochylając się jeszcze nad blond księżniczką - Besame el culo - wypowiedział każde słowo jak tylko najwyraźniej mógł ciesząc się ze swojej językowej przewagi. Uwielbiał ten moment, kiedy nikt nie wiedział, co mówi. Mógł wypowiedzieć dokładnie wszystko, co chciał, ale i tak najpiękniejszą nagrodą były twarze ludzi, którzy to słyszeli. To wymalowane niezrozumienie i zdezorientowanie. Lenard uwielbiał tę przewagę, była taka satysfakcjonująca. Uśmiechnął się szeroko bez pokazywania zębów i nucąc swój kawałek o zniczu powoli przeszedł na swoje łóżko opadając na nie z westchnięciem ulgi. Jego nogi nawet dalej dotykały podłogi, ale to nie było ważne. Głowa spoczywała już na materacu, mógł tylko zamknąć oczy i iść spać, a niech Ramirez tylko spróbuje wypytywać go o mecz albo o Jamie, pierwsze, co by zrobił to przywalenie mu w twarz.
Pringado - pomyślał powoli przysypiając.
Blondynka rozsiadła się wygodnie, jak to miała w zwyczaju i zaczęła słodzić swoją herbatę. Po chwili mimowolnie spojrzała na zdjęcia, które matka porozstawiała na kominku, jakby nie było innego lepszego miejsca. Chwile, w których zostały zrobione te zdjęcia, były okresem błogiego spokoju i nieświadomości wszystkich zagrożeń, które czyhają na tym świecie. Westchnęła cicho, po czym wróciła do stukania łyżeczką po brzegach filiżanki. Nie ważne czy było to grzeczne, czy nie.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała się jak matka biega wokół stolika jak oszalała. Cały czas przynosiła coś nowego do jedzenia, a to ciasto, które upiekła niedawno, albo ciasto francuskie nafaszerowane rodzynkami i podawane w formie babeczek, których Audrey nie znosiła i robiło jej się niedobrze od samego patrzenia na nie. Gdy w końcu dostawy jedzenia się skończyły, pani Miller zaczęła robić coś niedaleko, udając że nie obchodzi jej rozmowa, którą przeprowadzi dwoje młodych ludzi. Catherine, pomimo tego, że była najlepszą i najmilszą osobą z całej familii Millerów, uwielbiała podsłuchiwać, zwłaszcza gdy chodziło o coś bardzo ważnego. Audrey domyślała się, co się święci.
Dziewczyna lubiła spędzać czas z młodym Ramirezem, ale teraz czuła się dziwnie skrępowana samą myślą o zbliżającej się rozmowie. Najchętniej odwlekłaby to wszystko na przyszły tydzień, albo najlepiej i rok.
– A o czym mamy rozmawiać? – spytała zgrywając głupią przed matką. Nie chciała aby kobieta dowiedziała się, że jej pociecha w jakiś sposób poznała zamiary dwóch rodzin. Cieszyła się więc, że to Alastair w subtelny sposób zasugerował aby matka Audrey wyszła, co też zrobiła ale niechętnie i bardzo, bardzo wolno. Jednak młoda Millerówna doskonale wiedziała, że jej mama będzie czaić się gdzieś w pobliżu i nadsłuchiwać.
– Patrzysz na mnie jakbym to ja wpadła na pomysł naszego małżeństwa – powiedziała oskarżycielskim tonem. O tak, wiedziała o tym, odkąd podsłuchała, jak jej matka chwali się tą wiadomością jakiejś obcej kobiecie. Byłą pełna podziwu dla tego, jak długo jej rodzice utrzymali to w tajemnicy. Nigdy nie ukrywała, że lubiła przebywać w towarzystwie Ślizgona, jednak traktowała go jako członka rodziny, lecz nie spodziewała się, że państwo Miller zdecydują się faktycznie włączyć go do familii. Ramirez był dla niej jak brat, więc perspektywa poślubienia go nie wchodziła w grę, dlatego właśnie dziewczyna siedziała teraz jak na szpilkach i nie wiedziała co ma mówić. Zdecydowała, że będzie zachowywać się naturalnie.
– To chyba jasne, że się nie pobierzemy, nie wiem czemu nasi rodzice myślą inaczej. – zastanowiła się. Nie wiedziała jak to jest w domu jej przyjaciela, ale jej rodzice powinni wiedzieć, że ich córka prędzej ożeni się z mugolem niż z Alastairem i nikt nie mógłby jej do tego zmusić. Nie została Śmierciożercą, więc żoną tez nie będzie.
Audrey
Crowley nie lubiła się uśmiechać. Miała ku temu milion powodów, jak choćby takie, że po prostu bolą ją policzki, w których powstają wówczas nieładne jej zdaniem dołeczki, ewentualnie, że w okół jej oczu robią się wówczas mini zmarszczki widziane tylko i wyłącznie wówczas gdy ktoś postanowił się im dokładnie przyjrzeć. Pozwalała więc kącikom ust na uniesienie do góry na tyle rzadko, że za każdym razem wszyscy dziwili się tym widokiem, przecierali oczy, bądź postanowili pokazać ją sobie palcami. Ramirez był najczęstszym adresatem jej uśmiechów. To jemu rzucała się na szyje w dni, w które posiadała wyjątkowo dobry humor, to jego całowała, choć zazwyczaj nie była zwolenniczką publicznych czułości, to jemu posyłała najszerszy i najbardziej radosny uśmiech, na jaki potrafiła się zdobyć. Tak jak teraz, gdy pomyślała, że w obecnej chwili może powiedzieć, że jest szczęśliwa. Miała wrażenie, że dzisiejszy dzień będzie można zaliczyć do tych udanych.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, niech będzie twoje - zgodziła się. Szczerze mówiąc i jej nie odpowiadało towarzystwo współlokatorek, wśród, których była jej przyjaciółka Audrey i Rachael, której mimo wspólnych lat w jednej sypialni, wciąż nie potrafiła zaufać. Poza tym chciała spędzić ten czas z nim, bez zbędnych chichotów nad uchem, bez zahamowań ze względu na zachowanie innych. Zaraz potem uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe i wróciła do pałaszowania śniadania, które powoli zapełniało jej opustoszały do tej pory żołądek.
Skinęła głową, nie miała nic przeciwko temu by po prostu poszedł spać, choć z drugiej strony uważała, że ten wspólny czas mogliby wykorzystać w lepszy sposób. Widziała jednak, że jest zmęczony, a ona nie chciała wyjść na jędzę, która odbiera mu możliwość wypoczynku, kilka godzin błogiego snu. Najwyżej poczyta książkę, bądź pójdzie w jego ślady i uda się do względnie bezpiecznej krainy Morfeusza.
Z widelcem w ustach musiała uchylić się przed jedną z sów, która przeleciała jej nad głową, swoimi skrzydłami uderzając ją przy tym w głowę. Spojrzała w jej kierunku z oburzeniem, omal nie krztusząc się przym tym kawałkiem kiełbaski. Crowley była jedną z niewielu osób, które nigdy nie dostawały listów. Nie korespondowała z matką, chcąc odpocząć od niej przez te dziesięć miesięcy, nie zamawiała Proroka Codziennego, wiedząc, że jeśli coś się wydarzy to i tak szybko się o tym dowie, nie posiadała żadnych odległych przyjaciół, z którymi mogła pisać. W pewnym sensie znienawidziła tę porę, która uświadamiała jej jak bardzo jest samotna i że poza murami zamku nie ma do kogo wracać.
- Nie przeczytasz? Może to coś ważnego? Nie krępuj się, ja spokojnie dokończę śniadanie. Chyba, że chcesz pójść już do dormitorium, ja dojdę za jakiś kwadrans - wzruszyła lekko ramionami. Nie była przecież małą dziewczynką, którą trzeba nieustannie pilnować i trzymać za rączkę.
[Mi ostatnio też się to zdarza. Chętnie! Wcześniej tam na górze już nawet zaczęłam :)]
OdpowiedzUsuńLux
Zawsze miała raczej słaby wzrok, zwłaszcza, gdy oświetlenie zawodziło. Dlatego też nie zauważyła Ślizgona na korytarzu. Możliwe, że gdyby miała nieco lepszy wzrok, to by zwiała. Emocje emocjami, na meczu nieco ją poniosło, poza tym mogła wygodnie schować się w tłumie, a tu zostali skonfrontowani twarzą w twarz. I to jeszcze samotnie. A coś jej mówiło, że z nim nie warto zadzierać. Nie bała się ludzi, w sumie to mało czego się bała, ale Alastair wyglądał w jej oczach na wyjątkowo chłodnego człowieka. I pewnie się nie myliła. Gdy ją popchnął, zakotłowało się w niej naraz wiele emocji. Z jednej strony chciała wiać, naprawdę przeczuwając coś niedobrego, ale coś nie pozwalało jej uciec. Coś, co zmieniło wyraz jej twarzy w kamień i wywołało natychmiastową agresję. W końcu kim jak kim, ale szlamą nie była. A jej ojciec z pewnością z tym Ślizgonem by się dogadał.
OdpowiedzUsuń- Widocznie jesteś na tyle zaślepiony, że już nie wiesz, gdzie łazisz. I wybacz, ale wyprowadzę cię z błędu, bo szlamą nie jestem.
Zmrużyła oczy i przyjrzała mu się uważnie. Widać było, że szykuje się do pojedynku. Uśmiechnęła się przekornie. Pewnie za chwilę przeklnie w duchu swoją głupią odwagę, ale trudno. Raz się żyje.
- Ty tak na serio? Może znajdź sobie lepszych przeciwników.
Lux
Skinęła jedynie głową, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru kontynuować tego tematu wbrew jego woli. O jego rodzinie prawdopodobnie wiedziała równie niewiele co on o jej sytuacji. Zdawała sobie sprawę z wymogów jego ojca, który był surowym, stanowczym mężczyzną, a także z praw jakimi rządziło się jego środowisko. Wiedziała, że lada moment będzie zaręczony z dziewczyną, którą jego rodzice uznają za odpowiednią, a ona odejdzie w zapomnienie, gdy tylko ich nauka dobiegnie końca. Bała się, że wówczas z rozpaczy i tęsknoty oszaleje jak własna matka. Ona nigdy nie byłaby odpowiednią kandydatką, córka zdrajczyni krwi, o której nikt już nie pamięta i mugola, nigdy nie mogła być marzeniem na przyszłą synową. I nawet jeśli potrafiła zazwyczaj znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji, w tym przypadku była po prostu bezsilna i mogła biernie obserwować jak życie prowadzi ją nad stromą przepaść.
OdpowiedzUsuńJedyną osobą, która wiedziała nieco o sytuacji rodzinnej Crowley była Audrey mieszkająca zaledwie kilka minut drogi od niej. O tym jak wygląda jej życie poza szkołą Pandora nie miała zamiaru się chwalić, a już szczególnie Ramirezowi. Swoją niezbyt przyjemną sytuację przemieniła w sekret.Nauczyła się nie tylko tuszować liczne zadrapania, siniaki, rozcięcia, z którymi wracała do szkoły, a także unikać wszelkich tematów i pytań związanych z jej życiem. Zbywała ludzi zdawkowymi uśmiechami, wzruszeniem ramion, bądź umiejętnym zmienieniem tematu. Jedynie Alastair niekiedy nie odpuszczał, co sprawiało, że wybuchała między nimi kolejna, niepotrzebna kłótnia. Teraz słysząc jego pytanie pragnęła jedynie odwlec jak najdłużej moment, gdy będzie zmuszona na nie odpowiedzieć, w nadziei, że mężczyzna zapomni o tym, że to w ogóle padło z jego ust. Jedyne na co wpadła w tej chwili to zapchanie swoich policzków jajecznicą, którą nieśpiesznie zaczęła przeżuwać i przełykać. Przez cały ten czas czuła na sobie jego uważne, wyczekujące i naglące spojrzenie. Sięgnęła po pucharek z sokiem i opróżniła go. Dopiero gdy miała pusty talerz, a Alastair wyglądał jak ktoś kto nie ma zamiaru odpuścić, westchnęła ciężko i skierowała na niego swój wzrok. Wzruszyła ramionami.
- Nie mam żadnych planów, pewnie będę szwendać się po okolicy czy Pokątnej. Zjadłam, możemy już iść? - nie czekała nawet na odpowiedź, czym prędzej chwyciła za torbę i ruszyła w stronę wyjścia, tym samym łudząc się, że chłopak nie będzie dalej wypytywał. Jej plany na wakacje skupiały się na unikaniu matki jak najczęściej to tylko możliwe. Oczywiście zdarzało się, że ta miała lepsze dni. Śmiała się, żartowała, przygarniała dziewczynę do siebie i mocno przytulała, wypytywała o szkołę, o chłopców, o plany na przyszłość. W ciągu jednak dziesięciu sekund potrafiła zamienić się w bestię, której Pandora nie potrafiła się przeciwstawić. Zaciskała dłonie kurczowo na różdżce, lecz nie była w stanie skierować w jej kierunku choćby jednego, malutkiego zaklęcia. Matka była jej największą słabością.
[ Dziękuję, straciłam na nią aż 30 minut poświęconych na pisanie i prawie godziny na szukanie gifów, więc cieszę się, że Ci się podoba :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey znała Ramireza na tyle dobrze, by móc stwierdzić, że chłopak gotuje się w środku na myśl o tym, co zgotowali mu jego rodzice. O narzeczeństwie nie mogło być mowy. Jeszcze przedtem, gdy ojciec Audrey był głową rodziny i mieszkał w domu, to zapewne próbowałby przekonywać córkę do tego wyczynu, ale powinien mieć świadomość tego, że jego latorośl i tak zrobi co chce. Gdy Voldemort zbierał członków swojej świty i gdy jego idee dotarły do domu państwa Miller, ci od razu przyjęli rolę Śmierciożerców, ojciec chętnie a matka troszkę mniej. Blondynka też miała zostać popleczniczką Voldemora, ale jakoś udało jej się tego uniknąć. Nawet teraz, gdy trzy miesiące temu wpadła w zasadzkę, zastawioną przez najbliższą jej osobę, to nie ugięła się. Biorąc to wszystko pod uwagę, to jak mogła nie poradzić sobie z odwołaniem, albo wybiciem małżeństwa z głów rodzin. Jeśli wszyscy myśleli, że Miller'ówna się ugnie to mylili się bardziej niż ci wszyscy średniowieczni ludzie, którzy sadzili, że to Słońce krąży wokół Ziemi.
Miller spojrzała na chłopaka z ukosa. Nie wiedziała co miałaby powiedzieć, gdyż wszystko, co cisnęło jej się na usta, było głupie i nie wnosiło nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób pomóc im w wybrnięciu z tej dziwnej i lekko niezręcznej sytuacji. Skuteczne pozbycie się brzemienia, jakim było zaaranżowane małżeństwo, nie wydawało się łatwe. W końcu w rodzinach arystokratycznych takie związki były jak najbardziej naturalne i normalne. Nikogo nie obchodziło to, że małżonkowie nie kochają się i robią wszystko tylko dlatego, że zostali do tego zmuszeni. No ale Audrey i Ramirez nie byli zwykłymi arystokratycznymi czarodziejami, przynajmniej tak myśleli, więc chyba podołają wyzwaniu.
– A jak chciałbyś to zrobić? – spytała. Byłą ciekawa, bo sama nie miała konkretnego pomysłu, co mogłaby uczynić. Ucieczka wydawała się głupia i niezwykle dziecinna, a spokojna rozmowa zapewne nic by nie dała. No tak, „Mamo nie będę mężatką” na pewno zadziała i mamuśka odpuści ten niedorzeczny pomysł. Tutaj trzeba było wymyślić coś oryginalnego. W ostateczności Miller'ówna może pójść do zakonu, ale nie uśmiechało jej się to zbytnio, więc zostawi to na plan Z.
Ugryzła kawałek ciasta, które było wyjątkowo pyszne, po czym upiła łyk herbaty nie spuszczając wzroku z Alastaira. Czekała na jego reakcję i pomysł. Wystarczyłby nawet sam jego zaczątek, coś co pozwoliłoby im mieć nadzieję, że wszystko się uda.
– Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, co moglibyśmy zrobić, ale nic nie przychodzi mi do głowy. – powiedziała wzdychając ciężko. Co prawda przekonywanie pani Miller mogłoby pójść szybko, chociaż całą żyła teraz tym, że jej córka zmieni stan cywilny, ale nie powinna robić żadnych poważniejszych scen, ale nic nie wiadomo.
[No cześć (znowu xd). Ten Ślizgon jest równie uroczy i chciałabym wątek :c]
OdpowiedzUsuńGabriel
[Alastair jest w Klubie Pojedynków? ;D]
OdpowiedzUsuńGabryś
[Czyli wątek możemy zacząć podczas ich pojedynku w klubie :D Potem można by wymyślić coś dramatycznego i mrocznego (takich dwóch złych Ślizgonów się dobrało xD)]
OdpowiedzUsuńGabi
[Dziękuje za ładne przywitanie. Jest chęć na wątek Alastairem albo Mikaelem?]
OdpowiedzUsuń[Pewnie, że aktualny :D To może te dramatyczn e akcje będziemy wymyślać na bieżąco, na gg? ^^ A zacznijmy teraz wątek :]
OdpowiedzUsuńGabriel
[Dziękuje bardzo za ponowne odświeżone powitanie. Ciepło witam też :)]
OdpowiedzUsuńDenna
Lato już dawno odeszło, a co się z tym wiąże nastała jesień. Październik nie był ciepłym miesiącem, a wręcz przeciwnie. Temperatura stawała się coraz niższa, wiatr nabierał prędkości, liście spadały z drzew, a woda w jeziorze nabierała ciemnego, ponurego wyglądu. Na samą tę myśl ludzi ogarnia smutek i przygnębienie. Jedynym skutkiem ubocznym jesieni, który działał na Gabriela była niewątpliwie senność. Mrok zapadał coraz szybciej i coraz później odchodził. Ślizgon nie tylko stracił poczucie czasu, ale także źle sypiał. Jego humor był jeszcze gorszy niż był zazwyczaj, a wory pod oczami odstraszały nie jeden raz, chociaż ten starał się jak najlepiej zamaskować ten brzydki cień. Dziś nie było na to czasu. Chłopak zerwał się z łóżka wyjątkowo późno i jedyne co zdążył zrobić przed wyjściem to tylko trochę się odświeżyć i narzucić czyste szaty. Na całe szczęście żadne niedoskonałości nie wkradły się na jego twarzy i mógł spokojny opuścić dormitorium, bez obawy o to, że wygląda jak zombie. Od razu udał się do kuchni, by wziąć tylko kilka kanapek na resztę dnia, bo śniadanie właśnie dobiegało końca. Gabriel nawet na chwili nie zajrzał do Wielkiej Sali, by chociaż przywitać się z narzeczoną lecz zaopatrzony w prowiant ruszył pod salę lekcyjną. Pierwsza część dnia minęła mu w miarę spokojnie, bez żadnych przebojów. Krążąc od klasy do klasy wymieniał tylko pojedyncze spojrzenia ze swoimi przyjaciółmi. Dopiero, gdy przyszła pora na zajęcia z zaklęć dołączył do Raisy i wraz z nią włóczył się po korytarzach zamku. Narzeczona towarzyszyła mu aż do momentu, gdy Gabriel musiał pojawić się w Klubie Pojedynków. Tam znów stał z boku, niezauważony i czekał tylko na swoją kolej.
OdpowiedzUsuń- Tietjens i Ramirez pokażcie na co was stać. - powiedział wreszcie profesor.
Pierwszy z Ślizgonów momentalnie pojawił się tam gdzie powinien się pojawić i natychmiast wyjął różdżkę. Czekał aż Alastair pojawi się naprzeciw niego. Mimo, że były to tylko zajęcia dodatkowe chciał skopać tyłek swojemu koledze.
Gabriel
[a dziękuje^^ taka fajna bajka, w sam raz na tytuł artykułu o smokach :D]
OdpowiedzUsuńCornell.
[Nie słyszałaś o Jak wytresować smoka? :D w sumie to może jest bardziej film a nie bajka..]
OdpowiedzUsuń[A dziękuję ładnie. :3 Co powiesz na wątek?]
OdpowiedzUsuńNita
[Żeby nie było, że faworyzuję - do Iris zajrzę za chwilkę. :3
OdpowiedzUsuńNita i Alastair nie dogadają się definitywnie, za to mogą być wrogami publicznymi numer jeden. Ich starcia zawsze mogą być najciekawsze i dość głośne w murach Hogwartu. Nita nie zawaha się przed odebraniem Ślizgonom paru punktów.
I mam dwa porąbane pomysły. Można odrzucić, połączyć w jeden albo wymyślić coś innego, zobaczymy jak Ci się spodoba.
Al jest, jakby na niego nie spojrzeć, przystojny. Może chcieć upokorzyć Nitę w jakiś najgorszy ze sposobów, uwieść ją, a potem rozpuścić jakieś plotki o niej (gorzej by było jakby były prawdziwe!), coby ją trochę zniszczyć. Gorzej, że na końcu sam wpadnie w to uczucie (bądź nie - nie narzucam).
To tylko taka luźna sugestia.]
Nita
[Nie miałam pojęcia. W takim razie można zamienić późniejsze miłostki na przyjaźń. No chyba że jednak zostaniemy z tamtym i zrobimy jakiś większy skandal. :3]
OdpowiedzUsuńNita
[Pewnie, że tak. ;p To jeśli byłabyś tak miła i podrzuciła mi jakiś pomysł na zaczęcie czy jakąś konkretniejszą sytuację, to chętnie napiszę wstęp. :3]
OdpowiedzUsuńNita
[Cześć! ;D To ja zaproponuję wątek, jak nie z Alastairem, to poczłapię do Iris. c:]
OdpowiedzUsuńImogen
[Aaaa. Nie wiedziałam do kogo przyjść, więc przychodzę do uroczego pana, aczkolwiek mogę pójść do Iris jeśli nie wymyślimy żadnego ciekawego wątku u Alastaira :>]
OdpowiedzUsuńHelenka
[ Beniowa mnie olała, to idę nadawać do Ciebie ; /
OdpowiedzUsuńGdzie Michał? ]
[ Chyba piekle. >D
OdpowiedzUsuńChcesz jakiś wątek ze mną? ]
[ Oczywiście, że chęć na wątek jest! Jakieś propozycje?]
OdpowiedzUsuń[ Masz szczęście, że zawsze jestem skarbnicą pomysłów i wystarczy niewiele, żebym stworzyła skomplikowaną relację, w której prawie nie idzie się połapać. Potrzebuję tylko nakreślenia bardzo skróconej charakterystyki twojego chłopca, orientacji, relacji z innymi ludzi i w ten sposób, mogłabym ogarnąć coś, co powinno nas zadowolić:)]
OdpowiedzUsuń[ Dziękuję za miłe powitanie! :) Ojej, Alastair to taki ciekawy człowiek! Mam nadzieję, że uda nam się skleić jakiś wątek. Co Ty na to? :) ]
OdpowiedzUsuńFrancesca