9 stycznia 2014

Jeśli wierzysz w coś odpowiednio mocno i długo, to staje się to prawdą ~ Johnny Depp "Marzyciel"

Jack  Johnny Bizarre
Drogą analizy można dowiedzieć się wszystkiego. W przypadku tego chłopaka, jeśli patrząc na jego francuskie korzenie w rodzimym dla niego języku przetłumaczymy jego nazwisko.... Będziemy wiedzieć aż nadto.

Pytania są najprostszą droga do poznania człowieka. Jeśli wiemy, że rozmówca udziela szczerej odpowiedzi. W takiej szczerej rozmowie Jack chętnie wylałby na kogoś wszystkie swoje smutki. Nigdy nie chciał należeć do Slytherynu. To było ostatnie miejsce do którego z chęcią by się udał. Tym bardziej, że czuł nacisk ze strony ojca. Bo ten, jako dawny mieszkaniec Domu Godryka, nie zaakceptował inności swojego syna. Kochał tak długo, jak było mu to na rękę. A przecież mały Bizarre robił wszystko by ojca nie zawieść. Dopiero w Hogwarcie ten szalony dzieciak zrozumiał, że musi odszukać w sobie cechy Gryfonów i dowieść ojcu, że jest czegoś wart.


Różdżka: wierzba, włókno ze smoczego serca, 13 cali, znakomita do rzucania uroków
ur. w 1959 roku, w małej wsi, której nazwy nikt już nie pamięta
Od urodzenia metamorfomag.
Jego Bogin przybiera postać Ojca z zakrwawionym nożem i szaleńczym wzrokiem.
Natomiast Patronus, którego z łatwością wyczarowuje, przybiera postać szalonego konia i  zachowuje się z lekka bezsensownie.
Czarodziej pół-krwi, nieszczęśliwie mieszkaniec Slytherinu
quidditchu startował i nic dziwnego, że się dostał na pozycję szukającego. Dopóki nie wygryzł go R.A.B. Potem został pałkarzem. 



Gdy już znamy znaczenie nazwiska, wiemy co gra w duszy młodemu Bizarrowi, pora by zajrzeć do jego pokoju. Odszyfrować jego zagadkową duszę, zobaczyć co go kręci. 
Pod poduszką, dobrze ukryte leża sztuki teatralne. Ten to sobie wybrał. Ma przecież do tego predyspozycje. Co najmniej takie jak każdy metamorfomag. Ale to nie wszystko ten dzieciak to istny komik i wieczny aktor. Bo nikt przecież nie może być wiecznie szczęśliwy. Co innego grać szczęśliwego. 
Na całej pościeli masa piór. Na szafce nocnej tylko jedna książka - "Jak dogadać się z opierzonym magikiem - czyli magiczne zwierzęta latające". Oj ma chłopak do nich rękę. Gdybyście widzieli, co on wyprawia z sowami, jak mami inne ptaki, jak słuchają go Hipogryfy i inni pierzaści. To jest dopiero magia. 
Widać lubi powietrze. Świadczy też o tym zdjęcie jednej z najnowszych mioteł przyklejone do dna szuflady. W szufladzie tylko imitacja złotego znicza.
Na koniec nauka. O to trzeba spytać nauczycieli, bo nie ma wiarygodniejszego źródła niż oni. Zacznijmy od profesora Slughorna, który jest także opiekunem domu węża. Oj chwali on Bizarra. Jednak tylko za eliksiry, bo ma z nim całą masę problemów wychowawczych. Na szczęście profesor Slughorn może nam od razu powiedzieć jak to u Jack'a z pozostałymi przedmiotami. Nie ma się co dziwić, że na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami dobrze chłopakowi idzie, już ten temat poruszyliśmy. Gorzej z Mugoloznastwem i Historią magii. Wróżbiarstwo też cienko mu idzie. Oj powinien się chłoptyś do nauki przyłożyć.

A co myślą o nim inni uczniowie? Ponoć Jack, mimo iż chodzi ciągle uśmiechnięty, umie się bronić i odgryźć, jeśli ktoś NA PRAWDĘ zalezie mu za skórę. O to ponoć nie jest łatwo. Co ja słyszę? Pan Bizarre ponoć nie zawsze jest skory do rozmów i przebywania w towarzystwie. To aż nienaturalne widzieć go samotnego nad jeziorem. Tak właśnie twierdzą ci, co go ponoć znają. Mówią też "dowcipniś". Jakoś mnie to nie dziwi. Mówią, że potrafi tymi dowcipami zaleźć za skórę i że nie jedna rzecz straciła właściciela za jego pośrednictwem. Trzeba się tego było spodziewać. Za coś trafia się wśród Ślizgonów. Ale nie zawstydzajmy go i skończmy mówić o jego wadach. W gruncie rzeczy to dobry chłopak. 




Największym przyjacielem artysty jest jego  wyobraźnia, a najgorszym wrogiem... własna wyobraźnia. ~ Johnny Depp

Z gazety mugolskiej
"Młody pan Bizarr jest chuliganem i łobuzem! W zeszły piątek podłożył pod budynek policji śmierdzącą bombę. Komisarze miast pilnować porządku miasta, musieli sprzątać posterunek! Czy takie zachowanie przystoi synowi zacnych Abigaile i Roberta Bizarrów? Powinien on trafić do zakładu dla młodocianych przestępców Czemu tam jeszcze nie trafił? Bo jego ojciec jest szanowany! - wypowiadał się pan burmistrz.
A kim dokładnie jest jego ojciec? - pytał redaktor naszej gazety.
Nie do końca jest mi wiadome. Słyszałem tylko, że ma dużą władzę i wpływy. Gdzieś wyżej. Mnie o to nie pytajcie. Wiem jedno. Jego syn nie powinien wychodzić z domu! Jeśli raz jeszcze smarkacz coś zbroi, osobiście wybiorę się do Pana Bizarra."

"To prawda. Nie było go, gdy Abigale umierała. Przybył dopiero na jej pogrzeb. Jednak mimo wszystko uważam, że to jego wina. Jego ojciec też tak uważa. Święci Pańscy świećcie nad duszą tego dziecka. Nic dobrego z niego nie wyrośnie. Powiedzcie mi proszę, kto ucieka z pogrzebu własnej matki? Jakim trzeba być zwyrodnialcem? Tchórzem? W końcu wszyscy zrozumieli dogłębnie czemu trafił do Domu Salazara"


Trochę o wyglądzie, bo i o tym wspomnieć należy.
Szczupły, nie przesadnie umięśniony, średniego wzrostu. Choć jest metamorfomagiem to preferuje jeden z możliwych wielu wyglądów. Zwykle chodzi w dłuższych włosach, świeci piwnymi oczyma i zaskakuje delikatnością topornych dłoni. 
Wysportowany, to wiadome. Jak ktoś włazi wszędzie gdzie się da, to musi być wysportowany. Ja muszę się przyznać, że mi się tacy faceci podobają. Ładniutki, jak dla mnie. Ale każdy ma swoje postrzeganie świata i nie chce wam truć o tym co mi się podoba, bo mówimy o Jack'u.

Jeśli chodzi o wygląd to należy wspomnieć jak działa on na płeć przeciwną i co ważniejsze, jaki ten wariat do płci pięknej ma stosunek. Tu się robi miło i aż za słodko. Panią on się podoba, nie jedna obejrzy się za tymi brunatnymi włosami i ulegnie błyskowi w ciemnych oczach. Jednak sporą część odstręcza trudny charakterek. Sam Jack uwielbia spędzać czas w towarzystwie kobiet. Lubi im imponować. Bo któż nie chciałby być doceniony?

Szukasz przygody? Jestem do usług 24 h na dobę.


Jestem wariatem, idiotą. I dobrze mi z tym!


~ nazywają go oszołomem i niezrównoważonym psychicznie
~ niewiele robi sobie ze zdania innych
~ od zawsze szuka przyjaciół
~ ściąga kłopoty

Bierz ile sie da i nie dawaj nic w zamian ~ Johnny Depp "Piraci z Karaibów"

Koligacje 
Lustereczko powiedz przecie, kto jest najszaleńszy w świecie

Witam Mistrza Gry pod swoją kartą!
Jackie osiągnął ponad 200 komentarzy i stara karta znajduje sie tutaj
Karta przeszłą gruntowna zmianę, mam nadzieję - na lepsze. 

202 komentarze:

  1. Odwzajemniła pocałunek. Sposób w jaki Jack muskał jej wargi był delikatny i czuły. Nie było w tym nic nachalnego ani sztucznego. To było po prostu piękne.
    Ale teraz oczekiwał od niej obietnicy, której nie umiała złożyć. Uciekała zawsze, jej cholerne życie było jedną wielką ucieczką. Ale chyba pierwszy raz w życiu czuła się tak szczęśliwa.
    -Postaram się - szepnęła muskając ustami jego ucha.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko było zbyt idealne. Stali oblani strugą światła księżyca, zamknięci w subtelnym uścisku. Lustrowała teraz jego twarz. Ciemna karnacja, cudowne, przepełnione empatią oczy. Idealnie zmierzwione, czarne włosy. Uroczy uśmiech, który sprawiał, że też chciała się śmiać. Poczuła znużenie, chyba pierwszy raz od bardzo dawna. Nie wiedziała, czy wpłynął na to Jace, czy może okropnie wyczerpujące wydarzenia dnia dzisiejszego.
    Znajdowali się na błoniach.
    -Wracajmy do zamku...-szepnęła, opierając czoło o jego ramię, po czym niepewnie dodała. - Chodź ze mną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy musnął kącik moich ust palcem, po całym ciele przeszły mnie dreszcze.
    -Eghm... dzięki - uśmiechnęłam się z zażenowaniem i spuściłam głowę w dół czując jak moje policzki zaczyna pochłaniać ogień.
    Co się ze mną działo? Nigdy nie reagowałam tak na dotyk czy bliskość płci przeciwnej. Odkąd pamiętam nie miałam z tym problemów i dużo czasu spędzałam w męskim gronie. A teraz? Teraz stałam tam przed nim, z czerwienią na twarzy, czując się jak zagubiona mała dziewczynka. Czułam na sobie jego spojrzenie jednak ja z uporem maniaka wolałam wpatrywać się czubki swoich butów. Nie potrafiłam zrozumieć reakcji mojego organizmu. Serce biło jak szalone, pompując krew w żyłach ze zdwojoną siłą i wywołując zalewające mnie fale gorąca. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Stałam tam po prostu jak sparaliżowana, nie mogąc i nie chcąc się ruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu to zrobił. Znowu musnął opuszkami palców moją skórę, wywołując na plecach dreszcze. Coś we mnie zawrzało. Z jednej strony nie podobało mi się to jak Jack na mnie działał. Nie podobało mi się jak drżę pod jego dotykiem, jak moje mięśnie się napinają, jak krew w żyłach przyspiesza, jak na skórze pojawia się gęsia skórka. Przerażało mnie to.
    Jednak z drugiej strony chciałam więcej. Chciałam czuć się tak cały czas. Chciałam czuć to przyjemnie mrowienie, to łaskotanie w brzuchu.
    Staliśmy tak blisko siebie, bez ruchu i bez słowa, zupełnie jakby najmniejszy gest miał przerwać tę, w jakiś szczególny sposób, intymną chwilę. Zerknęłam w jego oczy, popełniając swój największy błąd bo od razu zatraciłam się w nich bez reszty.
    Co ty ze mną robisz Bizarre?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nagle poczułam, że dłużej nie wytrzymam. Nie zastanawiając się za bardzo nad tym co robię ani nad konsekwencjami moich zamiarów, wspięłam się na palce i delikatnie, niemal niezauważalnie musnęłam jego wargi moimi po czym od razu, powoli się odsunęłam.
    Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Wiedziałam, że nie powinnam ale tak bardzo tego pragnęłam.
    Ten błąkający się na ustach uśmiech, to ciepłe spojrzenie i oczy, w których widziałam wszystko. Wszystko to co chciałam tam znaleźć. Wszytko czego potrzebowałam. Cała sytuacja wydawała mi się całkowicie irracjonalna, nierzeczywista, nierealna. A jednak, to wszystko działo się naprawdę i to mnie ogromnie cieszyło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Usłyszawszy swoje imię dziewczyna uniosła wzrok do góry, odruchowo rozglądając się na wszystkie strony, jednak co jej było po tym skoro i tak nic nie widziała w tłumie tych wszystkich gigantów, którzy lecieli na oślep nawet nie zwracając uwagi na krucha krukonkę. Używając wszystkich swoich sił przedarła się przez tłum lądując prosto na ścianie przy drzwiach do lochów. Jęknęła czując jak jej głowa pulsuje niemiłosiernie, jakby miała w niej tykająca bombę czy coś w tym guście, po czym stanęła wspięła się na palce, w poszukiwaniu osoby, która przed chwilą wywołała ją z tłumu.
    Jej wzrok przechadzał się od człowieka, do człowieka gdy nagle natrafił na znajomą twarz ślizgona. Dziewczyna westchnęła ciężko. Widać ten rzep tak łatwo się nie odklei, pomyślała ruszając wprost na niego. W końcu udało jej się podejść do niego na tyle blisko, aby swobodnie móc zabrać od niego bluzę.
    - Dziękuję- powiedziała do jego pleców, posyłając im jednocześnie ciepły uśmiech.
    Jakoś nie miała ochoty znów się rozpychać tylko po to, aby powiedzieć mu to w twarz. I tak pewnie słyszał.

    [Wybacz że dopiero teraz ale mój komputer zwariował i byłam pewna, że komentarz został opublikowany, a tu takie dno..]
    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  7. Znaleźli się na górze, ciężko dysząc po przebyciu całej długości schodów. Stanęli przed obrazem Grubej damy, Chloe wysyczała hasło i w jednej chwili pojawili się w dormitorium Gryfonów, splotła palce ich rąk i raźnym krokiem ruszyła w kierunku swojego pokoju. Otworzyła stare drewniane drzwi i rozglądając się w poszukiwaniu swojej nieobecnej współlokatorki weszła w strugę padającego przez okno księżycowego światła. Przez kilka nadzwyczaj długich sekund, nie wiedziała co zrobić. Odwróciła się w kierunku chłopaka i przywołała go dłonią. Nie wiedziała co chłopak myśli ani czuje. Bardzo powoli zbliżyła się do niego i musnęła wargami jego ust, potem policzka i szyi. Raptownie się odsunęła i pochyliła głowę. Czuła jak jej głowa powoli eksploduje od nadmiaru emocji, co było miłym wyjątkiem. Powoli, aczkolwiek dość pewnie zsunęła z ramion swój biały sweter i sprane jeansy. Stała teraz w samej lnianej koszulce na ramiączka i bieliźnie. Nie wiedząc jak zareaguje po prostu czekała na ruch z jego strony. Drżąc z zimna i przerażenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie nie obchodzi co się powinno, a co nie i lubię cię. Zresztą, gdyby powinno się nosić sernik na głowie, nosiłabyś? To tylko takie gadanie. - Chan uśmiechnęła się na te słowa. Kiedyś po prostu by się roześmiała, ale mogła stwierdzić jedno. Jak do tej pory tylko Jack'owi udawało się poprawić humor dziewczynie. Może to też dlatego, że tylko z nim tak dłużej rozmawiała. A raczej sam na sam.
    Jednak Chan dalej w głowie miała siebie, jako mordercę. Niby przez przypadek, ale i tak ten obraz na zawsze pozostanie w jej wspomnieniach.
    Zdziwiła się trochę, kiedy chłopak zaczął opowiadać o tym, że niezbyt go lubią. Według niej był tak otwartym i pozytywnym człowiekiem, że nie dało się go nie lubić. A może właśnie ta jego wewnętrzna radość była celem pogardy reszty Ślizgonów?
    - Ty tez jesteś na prawdę fajna. Który raz już ci to powtarzam?
    - Trzeci - odparła bez namysłu i przeniosła na niego wzrok - Trzeci raz mi to mówisz. I powtarzaj ile chcesz, najprawdopodobniej jesteś pierwszą i ostatnią osobą od której to usłyszę. Z resztą nie wyobrażam sobie żebyś zaciął się na jednym pomyśle. Nie ty.

    OdpowiedzUsuń
  9. Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie rozumiałam o co chodzi.
    - Za co Jack? - spytałam skołowana. - Coś się stało?
    Poczułam jak żołądek przewraca mi się do góry nogami. Zrobiłam coś nie tak? Może nie powinnam była go całować? Może on wcale tego nie chciał?
    Przeklinałam w głowie swoją głupotę. Traktował mnie jak przyjaciółkę. Jak mogłam tak omylnie zrozumieć jego intencje?
    Idiotka!
    A wydawało się, że wszystko jest dobrze dobrze. Tu, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć. Spuściłam głowę w dół z zażenowaniem nie mogąc spojrzeć mu w oczy.

    [aww 'słodziaku' :3 mój przyjaciel mnie tak nazywa :) ]

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaszumiało mi w głowie jakbym duszkiem wypiła pół butelki Ognistej Whisky. Zdecydowanie nie spodziewałam się takich słów z jego strony. Nie wiedziałam jak zareagować, co powiedzieć. Nie mogłam odpowiedzieć tym samym jednak wiedziałam, że Jack nie jest mi obojętny. Wiedziałam, że czułam coś, czego nie czułam nigdy. Coś czego czuć nie powinnam. Spełniły się moje najgorsze obawy. Miałam trzymać go z daleka od siebie, a zamiast tego przyciągnęłam go najbliżej jak się dało. Miałam go chronić, a wystawiam go do odstrzału. Rozum mówił, że popełniłam błąd, jednak serce szalało z radości.
    - Na razie nigdzie się nie wybieram Jack - posłałam delikatny uśmiech jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Z każdym jego dotykiem przechodził mnie dreszcz. Opuszki jego palców były takie delikatne.. a jego słowa.. Ugh! Nawet nie potrafię tego wytłumaczyć.
    Kiedy podniósł się do pozycji siedzącej postanowiłam to wykorzystać i tym razem to ja położyłam się na trawie, głowę kładąc na jego kolanach. Miałam stąd doskonały widok na jego twarz i mogłam obserwować każdy jego ruch, a on mógł bawić się moimi włosami do woli. Lubiłam gdy to robił.
    Nagle przyszło mi coś do głowy. Uśmiechnęła się pod nosem i po chwili dookoła nas zaczęły wirować płatki śniegu. Pamiętałam jak mówił, że kocha padający śnieg. Chciałam sprawić mu przyjemność. Poza tym chciałam przypomnieć mu o naszych pierwszych, wspólnie spędzonych chwilach. Byłam ciekawa czy zrozumie.

    [ Ach, ach! Don Juan! <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  12. - Widać to po tobie, nie żeby to było że - sprostował - Ja nie miewam uprzedzeń do innych Domów, za to one mają do mnie - zakończył kolejnym wybuchem śmiechu.
    - Ciekawe dlaczego, co prawdziwy Ślizgonie? - zapytałam przekornie przekręcając głowę na bok. - Czy nie powinieneś trafić do Gryffindoru? - patrząc na kolejny wybuch śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jack wciąż siedział na podłodze, oparty głową o moje łóżko- z rozmarzoną miną przyglądał się fotografiom hebrydzkich smoków.
    - Zostaniesz tutaj z Salazarem? Pójdę do kuchni przynieść nam coś do jedzenia. Proces wykluwania może się rozpocząć w każdej chwili, więc pewnie posiedzimy tu do rana - powiedziałam, podając mu granatowe jajo.
    - Uważaj na niego! - rzuciłam, wychodząc z dormitorium.
    W szkolnej kuchni jak zwykle panował lekki chaos. Stado domowych skrzatów biegało po całym pomieszczeniu, nosząc tace z jedzeniem.
    Jak zwykle nie miałam najmniejszego problemu z dostaniem się tam i wyniesieniem czego tylko chciałam.
    Z pełnymi rękami wróciłam do sypialni. Rzuciłam zdobycze na łóżko, siadając na podłodze przy Jacku.
    Rozmawialiśmy pół nocy, rozmyślając co się stanie, gdy nasz smok się wykluje.
    - Ale i tak nie mogę się już doczekać - powiedziałam, przecierając oczy i kładąc głowę na ramieniu ślizgona.
    Nie wiedziałam kiedy zasnęłam, oparta o klatkę piersiową Bizarre'a.
    Wczesnym rankiem obudził mnie krzyk Jacka, pełen emocji i niecierpliwości.
    Usłyszałam tylko Ari wstawaj! Salazar! Wykluwa się! i natychmiast podniosłam się na równe nogi.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  14. Prze ten hałas nic nie słyszała. Przez te szumy wywołane ciągłym gadaniem reszty społeczeństwa, oraz innymi dźwiękami, towarzyszącymi tabunowi uczniów podążających w różne strony, nie potrafiła się skupić nawet na własnych myślach.
    Spojrzała na chłopaku wypowiadając nieme „co?”, jednak już po chwili wszystko ucichło i dziewczyna spokojnie mogła wysłuchać jego słów. Przechyliła głowę, jednocześnie wsuwając bluzę na ramiona. Miała małe wątpliwości co do niego, które jednak z każda chwilą malały, może przez ten jego uśmiech, jednak nadal były. Miała uprzedzenie do ślizgonów, co tu poradzić?
    - Mogę z tobą iść- powiedziała wzruszając ramionami- W sumie i tak nic nie miała w planach, więc co mi szkodzi? Tylko błagam, nie zrozum mnie źle ale nie do miodowego królestwa. Moja współlokatorka skutecznie obrzydziła mi wszelakiego rodzaju słodycze- dodała, zakładając kosmyk włosów za ucho.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  15. Zamyśliła się na chwilę. Jego propozycje były naprawdę kuszące, choć niektóre odpadały na starcie, tak jak kącik dla zakochanych który dziewczynie wydawał się zbędnym elementem krajobrazu, ponieważ większość osób wolało siedzieć sobie gospodzie przy piwie kremowym, albo po szlajać się po wiosce bez celu. Ona sama nigdy nie spędzała w niej wiele czasu. Nie należała do osób nałogowo chodzących na zakupy czy do barów. Ot takie jej dziwactwo. Zamiast tego swój czas poświęcała na licznych spacerach oraz zwiedzaniu zakazanego lasu, czy jak ostatnio wrzeszczącej chaty, w której rzekomo straszy stara wiedźma, co jak się już zdążyła przekonać, było bujdą na resorach.
    - Możemy się po prostu przejść- powiedziała, po raz kolejny tego dnia wzruszając ramionami- Naprawdę nie jestem wybredną osobą i zadowoli mnie nawet przechadzka na drugi koniec korytarz, chocć to głupie, jednak jeżeli masz coś konkretnego na myśli, to śmiało wal. Jestem całkowicie otwar na propozycje, jeżeli nie sprowadzają się do nieustannego picia piwa kremowego- powiedziała uśmiechając się do niego lekko, także po raz kolejny dzisiejszego dnia.
    Nie do wiary jak na nią działał. Znała tylko trzy osoby które szczyciły się sztuką wywoływanie uśmiechu na jej twarz. Teraz znalazła czwartą.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń

  16. Pielęgnacja brody nie wydawała się być zbyt absorbującym tematem; Reeve nie mogła powstrzymać parsknięcia, będąc rozbawiona tą uwagą.
    Eva wywróciła oczami.
    - Jestem aż tak onieśmielająca? - zachichotała, bawiąc się podstawką od pustego już kufla, który lada moment mógł się magicznie wypełnić złocistym płynem. Szczerze powiedziawszy, Reeve miała ochotę na coś całkiem innego, dlatego odwróciła się w stronę baru i posłała Rosemercie wyczekujące spojrzenie, wystarczająco wymowne, aby kufle znikły i pojawiły się zamiast nich szerokie szklanki o grubych dnach i pękata butelka Ogden's Old Firewhiskey.
    - Cóż, skoro jesteśmy przy szaleństwie... Co powiesz na grę? Na każde pytanie przypada kolejka i szczera odpowiedź. - Posłała w jego stronę zachęcający uśmiech. - Ale szczera. Możemy przyrzekać na małe paluszki. - Uniosła dłoń z wyciągniętym małym palcem, w dowód swojej prawdomówności. - Możesz pierwszy pytać.
    To mówiąc, otworzyła butelkę i nalała sobie pełną szklankę, jednocześnie nie wierząc, że robi to w biały dzień, w sobotę, tuż po śniadaniu.

    [Spokojnie :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. - Czemu sądzisz, że nadawałbym się do Gryfonów? - spytał robiąc smutną minkę.
    - No wiesz, Jackie!
    - Jackie? - Zapytał z oburzeniem. - To imię dla dziewczyny! - W jego głosie słychać było szczere oburzenie.
    - Spokojnie, panie Bizzare! - Uniosłam ręce w obronnym geście. - Po prostu jesteś miły dla szlamy - ostatnie słowo wypowiedziałam z widoczną goryczą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zanurzyłam dwa palce w farbie i uniosłam rękę w górę. Nie zmieniłam swojej pozycji więc teraz niebieskie krople spływały po moim nadgarstku i przedramieniu. Nie przejęłam się tym. Namalowałam dwie kreski na każdym z policzków po czym pociągnęłam linię od czoła wzdłuż nosa.
    - Wyglądasz jak ci dziwni, kolorowi mugole - zachichotałam. - Indianie? Albo indiany?
    Jack zaśmiał się głośno, na co ja odpowiedziałam szerokim uśmiechem. Lubiłam gdy się śmiał. Jego oczy nabierały wtedy niesamowitego blasku.
    Rozejrzałam się wokół, a wirujące wciąż płatki śniegu przypomniały mi pewną sytuację sprzed kilku lat.
    - Ktoś kiedyś, w drugiej albo w trzeciej klasie, powiedział mi, że przypominam płatek śniegu - zaczęłam nie odrywając wzroku od kryształków w powietrzu. - 'Zimna jak lód, ale jednocześnie piękna i niepowtarzalna jak ich finezyjne kształty' - kontynuowałam z delikatnym uśmiechem. - Wiesz kto to powiedział?
    Skonsternowana mina chłopaka podpowiedziała mi, że nie ma pojęcia o czym mówię. Zachichotałam cicho i spojrzałam mu w oczy.
    -Ty.

    [Widać nawiązania do Sama w kreacji Jacka :)
    Ja osobiście, jeżeli chodzi o fabułę, to uwielbiam From hell (mam straszną słabość do XIX w, Kuby Rozpruwacza i masonerii) Żonę astronauty, Sekretne okno i 9 wrota, też nie najgorsze. Jeżeli chodzi o kreację postaci to zdecydowanie Marzyciel, Las Vegas Parano, Benny i Joon, Jeździec bez głowy, Don Juan, Alicja i Edward. No i poza tym naprawdę kocham Sweeney'go (XIX w, świetny musical no i głos Johnny'ego mnie zabija) i Beksę za to jak Depp tam wygląda xD (chociaż film pachnie absurdem i przypomina nieco twórczość Tarantino)]

    OdpowiedzUsuń
  19. Osunęła się od niego i uśmiechnęła się smutnie.
    -Sama nie wiem czego chce...-szepnęła.- Wiem natomiast, że dzięki Tobie jestem szczęśliwa...-uśmiechnęła się i objęła twarz chłopaka swoimi zimnymi rękoma. Spojrzała wymownie w jego cudowne oczy, chcąc mu tym samym przekazać wszystko co czuje i czego się boi. Delikatnie musnęła jego wargi.
    -Czy już dziś, w tej chwili, możesz mi powiedzieć że jestem tą jedyną ? - jej ton brzmiał bardzo poważnie. - Wiem, że nie, dlatego...po prostu zostań ze mną. - spuściła głowę. - Jeśli chcesz...-dodała po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Ach... - westchnął Jack zakładając ręce za głowę. Wyglądał w tym momencie, jakby się zamarzył - Życie jest dziwne, nie? Popełniasz tyle błędów, ale ono wciąż i wciąż daje ci drugą szansę. Mi się zdaje, że je marnuje i popełniam te same błędy - po tych słowach już praktycznie nie słuchała. Jakieś pojedyncze słowa do niej docierały, ale nie tworzyły logicznej całości. Jedynie te trzy zdania krążyły jej po głowie, szczególnie to drugie.
    - Jakoś nie jestem tego samego zdania - westchnęła i przetarła twarz. Dalej była mocno zmęczona, ale nie znała innego miejsca, by mogli się przenieść. - Póki jeszcze nie masz nikogo na sumieniu wykorzystuj każdą szansę jak chcesz, byle nie tak głupio jak ja - możliwe, że nie była to zbyt błyskotliwa rada, ale była prawdziwa i prosto z serca.
    Blondynka zamknęła oczy i zsunęła się do pozycji leżącej. Była nawet gotowa zasnąć na schodach w sowiarni, bo jej zmęczenie osiągało własnie taki poziom. Nie wiedziała jaka jest pora. Czy już po zajęciach, czy jeszcze trwają. Ale nie obchodziło ją to teraz, nic ją nie obchodziło. Mogła tu zostać cały dzień, a nawet przespać tu noc.
    Dzięki Ślizgonowi miała lepszy humor, o ile jej obojętny wyraz twarzy można takowym nazwać. Podobał się jej jednak fakt, że chłopak jest tak bardzo pozytywną osobą. Ona kiedyś też taka była.
    W sumie radę mogła ująć trochę inaczej. Wykorzystuj szanse mądrze, o ile nie chcesz stać się taki, jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaśmiałam się słysząc jak mnie nazwał.
    - Proszę Cię Jacky - westchnęłam cicho - nie przejmuj się tym teraz. Nie myśl o tym. Ciesz się chwilą.
    Dotknęłam jego policzka ubrudzonymi opuszkami palców. Nie chciałam teraz tego wszystkiego analizować, zastanawiać się co nam grozi. Chciałam tu po prostu być. Z nim.
    Ta chwila była taka piękna, niewinna, magiczna. Patrzył na mnie z taką ufnością i takim ciepłym spojrzeniem, że aż ściskało mnie serce. Kocham te jego iskierki w oczach.
    - Carpe diem Jack - szepnęłam i podniosłam się tak, że mój brudny od farby nos stykał się z jego.

    [Kreacja w Piratach i Jeźdźcu działa na tej samej zasadzie, ale rzeczywiście jest świetna i uwielbiam Johnny'ego za to jak zagrał te postaci mimiką i gestami. Czekoladę lubię ale czytałam to daawno temu i drażni mnie to jak ten film odbiega od książki. Mroczne uwielbiam (jak absolutnie wszystko co robił z Timem ♥) Wrogów też lubię ( wygląda tam świetnie)
    Ja z tych co widziałam nie przepadam tylko za 'Dziennik zakrapiany rumem'. Jakoś mnie nie przekonał.
    Nie ma sprawy, ja też przepraszam za wczoraj :) ]

    OdpowiedzUsuń
  22. Słuchała. Słuchała go tak dokładnie, że bardziej się nie dało. Spowodować czyjąś śmierć rękoma innej osoby nie mogło równać się z własnoręcznym zabiciem.
    - Przykro mi, co do twojej matki i kuzynki - zaczęła otwierając oczy. Przekręciła głowę tak, by mogła mu się przyjrzeć. Powieki miał przymknięte, ale to nie możliwe, by zasnął w tak szybkim czasie. - Wybacz, nie wiedziałam.
    Nie wyobrażała sobie dnia, w którym zabrakłoby jej własnej. Mimo śmierci jednej z córek nie znienawidziła drugiej. Tej, którą ową śmierć spowodowała. Ona nawet przełożyła całą swą matczyną miłość, na tą która jeszcze żyła. Dlatego Chan czuła się tak podle, tak źle. Czuła, że nie zasługuje na miłość swojej matki.
    - Ale czy ty sam kogoś zabiłeś? Mierząc w człowieka różdżką i trafiając go na przykład zielonym światłem? To nie to samo Jack. Jeżeli patrzylibyśmy na ludzkość z takiej perspektywy jak twoja, to uwierz mi, większość miałaby takie splamione sumienie.
    Nie wiedziała, czy zrozumie ją tak, jak chciała. Powiedział jej coś osobistego. Ona mu też, ale nie tak dosłownie. Jeżeli zrozumiał, miała jedynie nadzieję, że nagle nie zerwie się z miejsca i nie ucieknie. Siedział własnie przy zabójczyni własnej bliźniaczki. Jak bardzo smutno to brzmiało, a jak bardzo raniły ja te słowa. Ale niestety słowa prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Jest taki piękny - pisnęłam z zachwytem, patrząc jak Salazar nieporadnymi krokami chodzi po podłodze.
    Spojrzałam na Jacka, który również chłonął go wzrokiem.
    - Jeszcze raz ci dziękuje Bizarre. Gdyby nie ten twój szalony pomysł, jego by nie było - powiedziałam, po czym zarzuciłam mu ręce na szyje, dusząc go w uścisku.
    Podeszłam pośpiesznie do smoczka biorąc go na ręce.
    Jego skorupa była dość szorstka w dotyku, a pazury boleśnie wbijały mi się w skórę, lecz w tym momencie nie miałam zamiaru go oddawać.
    Smok nie zionął jeszcze ogniem - z treści książki wszystko wskazywało na to, iż tę umiejętność posiądzie dopiero po pierwszym tygodniu życia.
    Z jego pyszczka buchały jedynie małe iskierki i kłęby dymu.
    - Jack, może skoczyłbyś do kuchni po jakieś surowe mięso? Salazar na pewno jest głodny - powiedziałam, posyłając mu błagalne spojrzenie.
    A jak wrócisz to powinniśmy ustalić co dalej .. Przecież musimy chodzić na zajęcia, a Salazarek nie może zostać tu sam w ciągu dnia. Ktoś może go znaleźć..
    Na samą myśl o tym, iż ktoś może tu wejść i zobaczyć smoka ogarnęło mnie przerażenie. Co gorsza, to Salazar mógłby urządzić sobie wycieczkę po zamku ..
    Od razu wyrzuciłam z głowy tę myśl, ponaglając Jacka do wyjścia po śniadanie dla smoka.
    - Spokojnie Salazarku, nikt cię tu nie znajdzie ..

    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  24. W rzeczy samej nie wyobrażała sobie Jack'a, który miałby kogoś zabić. Nie to nawet nierealne. Ale ten Ślizgon przypominał ją samą, jak sprzed wakacji. Wtedy też wszystkim wydawało się, że ta uśmiechnięta blondynka stanie się mordercą własnej siostry.
    Chan była niezwykle wdzięczna chłopakowi, że został. Został i rozmawiał z nią dalej. Jak gdyby nigdy nic. To miłe bardzo, wręcz nawet urocze. Raczej nie dużo ludzi postąpiłoby w ten sam sposób.
    Ona też nie czuła nienawiści do Voldemorta, do czarnej magii, do własnej siostry. Teraz nienawidziła siebie, a przez miesiąc swojej bliźniaczki. Siebie przez to, że zabiła, a Griet za to jak traktowała rodziców. Torturowała ich tak samo jak Chan, trzymała w klatce zupełnie jak zwierzęta. Chora, chora umysłowo inaczej nie dało się określić zachowania Griet.
    - Nie niszczejesz - rzekła spokojnie, bez wyrazu, obojętnie. Jak zwykle. - Dusza umiera Jack. Nawet nie więdnie po prostu się ulatnia. Tak nagle. Po prostu. - Patrzyła w sufit i nic nie widziała. Pustkę, dokładnie to, co miała w sobie.
    - Musisz być niesamowicie silna.
    - Że jeszcze sama żyję, tak? - prychnęła. Nie było czego podziwiać. Żadna to siła. Teraz reagowała mechanicznie. Ograniczała wypowiedziane słowa do minimum. Jak najmniej zdań, jak najwięcej przekazu. Maszyna, żywa maszyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [och matko, coś przekręciłam w pierwszej części ;c
      *wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy. że ta...]

      Usuń
  25. Usiadłam tyłem do niego plecy opierając o jego klatkę piersiową, a głowę kładąc na ramieniu. Przymknęłam oczy, a na usta wkradł mi się leniwy uśmiech. Czułam się tak cudowanie. Schowana w jego ciepłych ramionach i otulona zapachem. Wyciągnęłam rękę przed siebie łapiąc biały płatek śniegu. Nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że Jack się uśmiecha.
    Zawsze byłam dla niego taka niemiła, złośliwa czasem okrutna. A on mimo to zawzięcie walczył by do mnie dotrzeć. Uparcie chciał mnie do siebie przekonać. Widział we mnie coś więcej.
    - Dziękuję Ci - szepnęłam i odwróciwszy głowę i pocałowałam go w policzek.

    [Tak, Piraci lepsi! Ja za nic nie potrafię sobie przypomnieć jaki film z Deppem widziałam jako pierwszy. Moją ambicją jest zobaczyć wszystkie.
    Na razie nie mam czasu na czytanie ale jak będę miała to Mroczne na pewno przeczytam jako, że kocham wampiry :D (no może poza świecącym Edwardem) ]

    OdpowiedzUsuń
  26. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona pytaniem i zachichotałam cicho.
    - Nigdy się chyba nad tym nie zastanawiałam - zamyśliłam się. - Lubię zapach kawy parzonej o poranku, zapach pieczonego ciasta, który roznosi się po domu, zapach skoszonej trawy, konwalii, skóry nagrzanej słońcem... zapach książek mmm.. tak zdecydowanie książek - przymknęłam oczy wciąż się zastanawiając - i ten zapach kiedy spadnie deszcz w letni, upalny dzień.. ciepły, lekko duszący, a jednak go lubię najbardziej - rozmarzyłam się. - A twój?
    Spojrzałam na niego przelotnie i chwyciłam jego palce w swoje dłonie, bawiąc się nimi w zamyśleniu.

    [No ja, jak na razie mam za sobą 36 xD jeszcze trochę mi zostało...
    Co do zmierzchu to ciesz się. Naprawdę. Do dziś żałuję tych straconych godzin..]

    OdpowiedzUsuń
  27. Bał się o nią ? Paradoks tych oto słów mocno ugodziło jej serce. Któż troszczyłby się o morderczynię. Kto na tyle głupi pragnąłby bratać się z osobą, która w chwili złości zdolna jest do najgorszych rzeczy. Spojrzała w jego oczy. Na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech, a z oka leniwie spłynęła łza. Objęła jego twarz swoimi rękoma i nie mogąc powstrzymać eksplozji uczuć dudniących nachalnie w jej głowie przywarła ustami do jego ust. Odsunęła głowę i z gracją podeszła do swojego łóżka na którym wygodnie się ułożyła, patrząc wręcz błagalnie by poszedł w jej ślady.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wtuliła się w jego ciało. Każda jej cząstka pragnęła pozostać w jego ramionach, czuć się tak bezpiecznie. Po prostu dobrze. Poczuła jego oddech na swojej szyi. Musnęła ustami jego ramiona, następnie obojczyki zatrzymując się na wargach. Oplotła nogami jego biodra i szczerze się zaśmiała.
    -Zastanawiam się, kim Ty do cholery jesteś, że potrafisz mną zawładnąć...-szepnęła, promiennie się uśmiechając i znów powracając do pocałunków.
    -A ty ? - westchnęła.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Słodka? - zaśmiałam się. - Chyba nikt nie użył tego określenia w zestawieniu z moim imieniem. Nie bardzo do mnie pasuje - dodałam rzucając mu wyraźnie rozbawione spojrzenie.
    To było niesamowite jak ten chłopak na mnie działał. Przez cały spędzony z nim czas uśmiech nie schodził mi z ust. Wtuliłam się w niego mocniej, zastanawiając się nad pytaniem. Odpowiedź była taka oczywista.
    - Pokój Życzeń - szepnęłam zdecydowanie bardziej do siebie niż do niego, po cichu licząc, że tego nie usłyszał.
    - Hmm to zależy - odezwałam się, marszcząc czoło w zamyśleniu. - Wiosną najbardziej kocham las. Cudownie jest móc w nim obserwować jak wszystko budzi się do życia... no i te dywany z kwiatów - rozmarzyłam się. - Latem z kolei uwielbiam morze. Fantastycznie jeździ się konno po plaży o wschodzie słońca! Zachód jest zdecydowanie przereklamowany - dodałam kwaśno. - Wczesną jesienią ubóstwiam góry. Są wtedy najpiękniejsze. Mienią się w słońcu tyloma kolorami.. - przymknęłam oczy, w wyobraźni malując obrazy, o których mówiłam - A zimą? Zimą chyba najbardziej lubię mój domek na jeziorem. Uwielbiam spędzać tam święta. To wspaniałe miejsce.
    Ponownie pochłonęły mnie myśli, zastanawiając się czy kiedyś uda nam się pojechać tam razem.
    - A dla ciebie? Jakie jest idealnie miejsce twoim zdaniem? - uśmiechnęłam się do niego - I gdzie jest według ciebie najlepsze miejsce na ziemi?

    [ hahaha jaka zgodność! ja od jakiegoś czasu zabieram się za 'Wakacje w kurorcie' ale ciągle brak mi czasu..
    Nie słuchaj ich! To są źli ludzie! Nie popełniaj moich błędów! xD
    ps. wybacz, że dopiero dziś ]

    OdpowiedzUsuń
  30. Usiadła na jego brzuchu, przyglądając się tym cudownym oczom. Pogładziła jego policzek grzbietem swojej dłoni i wtuliła się w jego ramiona. Czuła się cudownie, tak po prostu. Powróciła do poprzedniej pozycji, zastanawiając się nad tym co powinna powiedzieć.
    -To najlepsza noc w moim życiu...-szepnęła. - Dotąd ich raczej nie lubiłam...i to niezwykłe. -zamyśliła się. -...to niezwykłe, że od tak mogę czuć się szczęśliwa, to lepsze nawet od słuchania mojego ukochanego mugolskiego zespołu w jesienne popołudnia, od pieczenia pierników na święta, od pływania w wakacje w morzu, nawet od rozmów z...-zacisnęła wargi. - Z Marcelem. Spojrzawszy się na jego zdezorientowaną minę dodała. - To mój młodszy braciszek...-po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Dawno już nie wypowiedziała tylu słów na raz. - Chciałabym Ci tak wiele powiedzieć, pokazać...a mam wrażenie, że nie zdołam. - opuściła głowę i zaśmiała się smutno.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zacisnęłam powieki czując wewnętrzny ból.
    - Jakoś będziesz musiał wytrzymać- szepnęłam ze smutkiem.
    Nie chciałam żeby to się tak kończyło. Nie chciałam żeby ktoś mi go odebrał. Nie teraz. Nie kiedy go odnalazłam.
    - Wakacje na wyspie, a święta nad jeziorem - powiedziałam cicho i odwróciłam się tak, że teraz siedziałam do niego przodem. - Razem.
    Opuszkami palców przejechałam po jego kościach policzkowych. Ach, jak ja je uwielbiałam. Musnęłam kciukiem jego dolną wargę. Zmniejszyłam dystans między nami tak, że nasze nosy się stykały i znowu zatraciłam się w tych ciemnych, wesołych tęczówkach.
    - Nawet nie wiesz jak bym chciała - szepnęłam mu prosto w usta i musnęłam jego wargi swoimi.
    Bałam się nadchodzącego świtu. Chciałam wykorzystać każdą chwilę, która nam została.

    [ Obejrzałam pierwsze 30 min 'Wakacji w kurorcie' i jeśli tego nie widziałaś to warto. Nie ze względu na fabułę ale ze względu na Johnny'ego, który wygląda tam świetnie, nazywa się JACK i po 12 min świeci gołym tyłkiem xD ]

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaśmiała się cicho. Bardzo odpowiadała jej ta koncepcja. Trafił w dziesiątkę . Chociaż moze mogliby zrezygnować z tych wygłupów, no ale nic ani nikt nie jest doskonały, a takie rzeczy potrafią urozmaicić taki wypad z pozoru całkowicie spokojny i normalny. Dlaczego by nie miała od czasu do czasu nico sie rozerwać? Przydałaby się jej mała dawka zabawy.
    - Dobrze, mi pasuje- powiedziała poprawiając mocno irytującą grzywkę- To do znaczenia, wybacz ale sie spieszę na lekcję- nie dała mu dojść do słowa, a już była na drugim końcu korytarz, w drodze do swojego dormitorium.
    ***
    Spojrzała na zegarek lekko zdenerwowana. To trochę głupio wyszlo. Mieli gdzieś razem wyjsc a ona...ona nie mogła. Zawaliła sprawę. Wszystko przez eliksiry i Slughorna. Gdyby nie Bastian nie musiałaby iść na spotkanie Klubu ślimaka. Cieszyła sie poniekąd, bo w końcu to było jakieś wyróżnienie, ale obiecała że pójdzie do Hogsmeade.
    Rozejrzała sie uważnie, poprawiając po raz setny tego dnia puchową kurtkę oraz za duży szalik, zakrywający jej połowę twarzy.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  33. [Kate Avery przekazuje, że ma awarie internetu i nie wie kiedy będzie mogła odpisać ..]

    OdpowiedzUsuń
  34. W spokoju słuchała jego słów, które płynnie wychodziły z ust Jack'a. Może miał i rację, może i nie. Tego nie wiedziała. Ale po tej długiej wypowiedzi usłyszała coś, co mogła uznać za jedno z najpiękniejszych zdań, jakie kiedykolwiek usłyszała.
    Chciałbym po prostu, żeby ta dziewczyna, z którą siedzę i rozmawiam, którą naprawdę polubiłem, nie zniknęła z dnia na dzień, bo uznała, że jest za słaba.
    Niby to słowa, tworzone z liter. Same nie znaczą prawie nic, a na pewno nie tyle, co wszystkie razem. Co więc tworzyły w tej chwili? To była następna rzecz, której Chan nie wiedziała. Jednak wiedziała coś innego. To na zawsze zostanie w jej pamięci.
    Dlaczego nigdy czegoś takiego nie usłyszała od swoich bliskich? Tak proste zdanie, ale nie usłyszała go. Musieli uważać to za rzecz naturalną i wręcz oczywistą. Dla Chantelle po tych wakacjach nic nie było oczywiste. Wszystko stało się poplątane, trudne. Kolejny powód, dla których dziewczyna ograniczała kontakty albo kompletnie je zrywała. Po prostu chciała wszystko ułatwić, bo przez jedną sekundę utrudniła sobie całe życie.
    - Może nie zapamiętam dokładnie tych słów, które mogłam od ciebie usłyszeć - zaczęła, po czym przekręciła głowę patrząc na niego - ale możesz być pewny, że to ostatnie zdanie wyryję sobie w pamięci.
    Znowu popatrzyła na sufit cicho wzdychając. Jakie to dziwne uczucie usłyszeć takie słowa od, przyznajmy się, obcej osoby. Kiedyś pewno rozpłakałaby się ze wzruszenia. Ale to było kiedyś, dziś nie było już żadnej emocji.
    - Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

    OdpowiedzUsuń
  35. Jej oczy zalśniły. Te dziewięć liter, dwa słowa zabrzmiały tak szczerze i pięknie. Uśmiechnęła się promienie i ponownie pocałowała chłopaka. Tym razem bardziej namiętnie, i znacznie dłużej. Też się uśmiechał.
    -Jack...-prawie krzyknęła. -Obawiam się, że ja ciebie też...-szepnęła. W jej głowie pojawiło się milion obrazów z przeszłości. Wiedziała, że jest piękna, wiedziała, że ma to coś, o czym świadczyli wszyscy oglądający się z podziwem za jej chudym tyłkiem. Nigdy jednak nie przeszły jej na myśl, że ktokolwiek mógłby poczuć do niej coś innego niż zwykłe zauroczenie. Burza emocji rozeszła się po jej ciele z niesamowitą mocą. Wtuliła się w niego, a nogami oplotła jego biodra, muskając przy tym jego usta.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ich małe palce złączyły się, tym samym przypieczętowując ich los.
    - Dżentelmen - skomentowała ze śmiechem, słuchając jego uwag o zasadach savoir-vivru, na które postanowił się powołać, najpewniej próbując dzięki nim wymigać się z "przykrego" obowiązku zaczynania. - W porządku - skapitulowała, zastanawiając się intensywnie nad pytaniem, które mogła zadać chłopakowi. - Pamiętaj jednak, że nic z tego, co tutaj usłyszymy nie może wyjść poza nasze grono, paluszek zobowiązuje.
    Wyjęła korek z butelki i napełniła jego szklankę do pełna płomienistym trunkiem, którego woń unosiła się w powietrzu pomiędzy nimi, przyjemnie drażniąc receptory narządu węchu.
    Jack zdawał się emanować optymizmem, to był jego sposób i zarazem najlepsza możliwa metoda na radzenie sobie ze światem i naprawdę jej tym bardzo imponował, więc prędzej czy później postanowiła mu to powiedzieć, jednakże teraz istniały inne priorytety:
    - Okej, na początku będzie łatwo. Dlaczego poszedłeś nad jezioro wczorajszego wieczoru? - spytała, gestem dłoni zachęcając go do wychylenia zawartości szklanki.

    OdpowiedzUsuń
  37. Wciąż głaszcząc śpiącego Salazara spojrzałam na lekko zaniepokojonego Jacka.
    Intensywnie analizowałam w głowie pytanie zadane przez Ślizgona.
    co robimy? ..
    Nie miałam bladego pojęcia co moglibyśmy zrobić .. żadnego, choćby najmniejszego planu. Było jednak jasne, iż smok nie może dłużej pozostać w dormitorium.
    Salazar z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy i większy.
    Wzięłam go delikatnie na ręce i położyłam na jednym z wolnych łóżek, wracając do rozmowy z Jackiem.
    - Nie wiem, Jack .. naprawdę nie wiem - spuściłam głowę, wlepiając wzrok w podłogę.
    Nie mogłam wyobrazić sobie sytuacji, w której miałabym pozbyć się Salazara, choć zdawałam sobie sprawę że jest to nieuchronne.
    - Chyba na razie musimy zanieść go do Zakazanego Lasu. Użyjemy jakiś ochronnych zaklęć .. znasz się na tym, prawda? W ten sposób nikt się do niego nie dostanie. No i Salazar nam nie ucieknie.
    Usiadłam obok Ślizgona, podkurczając kolana i przyciągając je do brody.
    Jack natychmiast wyczuł, że dzieje się coś złego. Wiedział jak bardzo zależy mi na tym smoku, a godzina 'pożegnania' - choć nieostatecznego, ale jednak .. - zbliżała się wielkimi krokami.
    Od razu z jego ust padły stosy pocieszających słów i obietnica, że smokowi nic nie grozi oraz że będziemy go regularnie odwiedzać.
    Odrzuciłam do tyłu część włosów i odwróciłam powoli głowę w kierunku chłopaka, patrząc mu głęboko w oczy.
    Chciałam podziękować mu za wszystko co do tej pory zrobił: Jego pomoc i poświecenie względem Salazara było niezwykłe i godne podziwu.
    - Naprawdę doceniam to wszystko co dla mnie zrobiłeś - odezwałam się cichym głosem.
    - Gdyby nie ta nasza wyprawa do Hogsmeade jego by nie było - wskazałam głową na smoka rozłożonego na łóżku.
    - No i oczywiście nie mielibyśmy teraz takich kłopotów .. Bizarr.
    Zaśmiałam się, unosząc do góry jedną brew i usiadłam kilka milimetrów bliżej chłopaka.
    - Dzięki Jack.
    Nie wiedząc czemu, jedną rękę zawiesiłam na jego szyi, sprawiając iż nasze twarze dzieliła mała odległość i w jednej sekundzie wpiłam się mocno w jego wargi, całując go z nieskrywaną zachłannością.
    Po kilku długich sekundach oderwałam się od niego, wsłuchując się w jego przyśpieszony oddech i wyczekując na odpowiedź wciąż zszokowanego Jacka.

    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  38. Była zdenerwowana. Niespokojnie rozglądała się po nieznanym jej pomieszczeniu, zawalonym najmniej przydatnymi według Elsy przedmiotami. Starała się zapamiętać to miejsce jak najlepiej i wystrzegać się go jak... sama nie wiedziała czego jeszcze mogłaby się tak wystrzegać.
    Profesor McGonagall zaczeła swoją przemowę z zadziwiającym spokojem. Jack chyba już jej nie słuchał, bo siedział sobie rozluźniony ze znudzeniem widocznym na twarzy.
    - Myślę, że w tym wypadku pomożecie panu Filtchowi przy sprzątaniu również Wielkiej Sali. Do tego każdemu z domów odejmuję po pięćdziesiąt punktów.
    Elsa wstrzymała oddech. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej, by jej własny dom stracił tyle punktów przez nią. I to ją przerażało.
    - Ale pani profesor... - zaczęła, chcąc głośno protestować. Nauczycielka przeniosła na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu.
    - Tak, panno Menzel?
    - Aż pięćdziesiąt punktów? Przecież nikomu nic się nie stało i nikt nie ucierpiał! Czemu pani każe aż tak bardzo nasze domy?
    Nie wiedziała po co wdaje się w tę bezsensowną kłótnię. I tak jej nie wygra.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  39. - A masz coś do higieny? - zapytałam.Uśmiechnął się głupkowato.
    - No pewnie! - roześmiał się głośno - Nowy produkt firmy Ty też możesz mieć czystą krew! Antyalergiczny, bezpieczny dla dzieci i tani!
    Po jego wypowiedzi zachichotałam. Coraz bardziej zaczynałam go lubić.
    - Och, czyli go używasz? Już rozumiem twoją przynależność do Slytherinu! - udałam przejęcie.

    [Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Dużo spraw na głowie.
    Carmen]

    OdpowiedzUsuń
  40. - Nie masz za co dziękować. Po prostu rozmawiamy - odpowiedziała cicho dziewczyna. Nie było w tym nic nadzwyczajnego ze strony Ślizgona, bo z perspektywy Chan rozmowa była zapomnianym doświadczeniem. Nie było za co jej dziękować. Takim osobom jak Chantelle można tylko współczuć. Zagubione całkowicie, postacie puste. Oczywiście biorąc pod uwagę ludzi, którzy są wrażliwi na ludzką krzywdę. Taka była właśnie ona. Zawsze pomocna, czasami wręcz nachalna.
    Zbrodnia w takiej duszy burzy cały pogląd na świat. Szczególnie na własną osobę. Może zabijając Griet blondynka uratowała kilka innych osób, jak jej rodzice. Ale nie oto chodzi, by szukać usprawiedliwienia. Chan była pewna jednego - nigdy nie można zabijać jakiegokolwiek człowieka. Nieważne, jaki był. Zły, mordował, gwałcił, to nie ma najmniejszego znaczenia. Nawet ci ludzie mogą być przez kogoś kochani. Dlatego najgorszym momentem w jej życiu nie było wypuszczenie zielonego światła. Nie było to zobaczenie na wpół przerażonych oczu umarłej siostry.
    Krótki, głośny krzyk matki.
    - Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocy, to pamiętaj, że zawsze będę chętna to uczynić - powiedziała patrząc na niego. Potem przeniosła oczy na sufit - mam dług do spłacenia względem ludzi.
    Zamknęła oczy i przekręciła się na bok. Ręce ułożyła pod głową w najwygodniejszej pozycji. Skuliła się trochę, dalej było tu chłodno. Czuła, jak z każdą chwilą jej myśli gdzieś uciekają dając miejsce ciszy. Już potem nie widziała nawet światła.

    OdpowiedzUsuń
  41. Po dłuższej chwili niechętnie odsunęłam się od Jacka, również odwzajemniając uśmiech.
    Te kilkanaście magicznych sekund było czymś zupełnie dla mnie nowym, nieporównywalnym z żadną inną tego typu sytuacją.
    Słyszałam swoje nienaturalnie przyśpieszone bicie serca i urywany oddech ślizgona.
    Ariana, co się z tobą dzieje ... - pomyślałam, odwracając głowę i bezcelowo wlepiając wzrok w ściane.
    To jak wpływało na mnie towarzystwo Bizzare'a było nieracjonalne i ciężkie do wytłumaczenia.
    Postanowiłam natychmiast zmienić temat i nie pogrążać już swojej i tak kłopotliwej sytuacji.
    - Tak wiem, że Salazar będzie bezpieczny - przynajmniej na jakiś czas - ale sam rozumiesz .. to już nie będzie to samo.
    Wykorzystując fakt, iż jest środek nocy, powoli podnieśliśmy się z podłogi, chcąc opuścić zamek i udać się do Zakazanego Lasu.
    Delikatnie podniosłam śpiącego smoka i z Jackiem przy boku wyszłam z dormitorium.
    Przez ponad godzinę czasu szukaliśm idealnego miejsca do zakwaterowania Salazara, aż naszym oczom ukazała się wielka, opuszczona jaskinia, znajdująca się na samym skraju lasu.
    - I jak myślisz? - zwróciłam się do Jacka pokazując mu to miejsce.
    - Będzie pasowało, prawda? Salazarowi będzie dobrze, gdy go tu zostawimy .. samego.
    Spuściłam wzrok zaciskąjąc mocno powieki. Nie chciałam by ślizgon po raz kolejny był zmuszony mnie pocieszać.
    Położyliśmy smoka na środku groty, zostawiając przy nim kawał mięsa i miskę z wodą.
    Jack spojrzał na mnie porozumiewawczo - ścisnęłam jego dłoń, po raz ostatni rzucając okiem na smoka:
    - Wrócimy tu jutro z samego rana - zapewniłam niczego nieświadomego smoka i jak najszybciej wybiegłam z jaskini, wcześniej rzucając jeszcze kilka zaklęć ochraniających to miejsce.
    Bizzare dogonił mnie w połowie drogi a jego nawoływanie słyszalne było w całym lesie.
    Zatrzymałam się w miejscu i odwróciłam w stronę chłopaka, który ze smutkiem spojrzał na moją twarz ..

    Ariana

    [spokojnie XD ja też od dłuższego czasu cierpie na brak weny, więc Cie rozumiem]

    OdpowiedzUsuń
  42. [Faktycznie podobni. Aż się prosi o wątek. Myślę że by się dogadali. Zaczynam. Dość nietypowo, ale oni są nietypowi.]

    Na błoniach nieopodal jeziora było cicho i spokojnie. Jedynie jeden Ślizgon siedział przy brzegu w samotności. Jack Bizarre.
    Jednak po chwili słychać było grupkę roześmianych Gryfonów podążającą w tamtą stronę.
    - Jesteś słaba, Braithwaite! Nie zrobisz tego. Jeden z Gryfonów szturchał uszczypliwie w ramię młodszą od niego rudą dziewczynę.
    - Hahahaha! Założysz się?! Choćbym miała się utopić - poprzysięgła pewnym siebie tonem dziewczyna.
    - Uuuuuuu.... - zawyli pozostali Gryfoni.
    - A tyw ogóle umiesz pływać? - spytał inny z rozbawionych chłopaków.
    - Nie - stwierdziła krótko dziewczyna i rzuciła się pędem w stronę jeziora. Odbiła się z gracją od pomostu i zanurkowała w mętnej wodzie.
    Gryfoni pobiegli za nią i stojąc na brzegu czekali aż dziewczyna się wynurzy. Mijały chwile, a jej wciąż nie było.
    - O cholera - powiedział jeden z przerażeniem na twarzy, zdjął koszulkę i wskoczył do mętnej wody, a za nim doje jego kolegów.
    - Braithwaite! - krzyczeli szukając jej w mętnej wodzie.
    Nagle tuż przed oczami Ślizgona siedzącego nad jeziorem po drugiej stronie wynurzyła się ruda dziewczyna poszukiwana przez Gryfonów. Na ustach miała łobuzerski uśmiech, a oczy jej błyszczały.
    - Cześć - powiedziała. - Ukryjesz mnie? Niech się jeszcze trochę pomartwią - poprosiła.

    ~Emily Braithwaite

    OdpowiedzUsuń
  43. Emily zaśmiała się i usiadła obok chłopaka na brzegu. Siedziała tak sobie na słoneczku majtając stopami w wodzie, wyciskając sobie z włosów wodę i przyglądając się swoim kolegom jak w panice jej szukają.
    - Emily Braithwaite - przedstawiła się chłopakowi uściskując jego wyciągniętą dłoń. - Myślę że równie często jak się widuje wynurzające się z jeziora Gryfonki widuje się miłych Ślizgonów. Myślę że jesteśmy unikatami - powiedziała patrząc na chłopaka z pogodnym uśmiechem na ustach.
    - Will! - zawołała Ruda po chwili. Najwyższy z szukających dziewczyny chłopaków spojrzał w ich stronę.
    - Zwariowałaś?! - zawołał wściekły. - Zabiję cię normalnie!
    Emily zaśmiała się tylko.
    - Nie zabijesz mnie! Za bardzo mnie kochasz! - zawołała z rozbawieniem do przyjaciela, który razem z kolegami wyszedł z wody i zaczął iść w jej stronę.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Coś ty wymyśliła? I jeszcze siedzisz tu ze Ślizgonem - oburzył się Will.
    - Chciałam ci pokazać że nie jestem taka cienka jak ci się wydaje - odparła wojowniczo Emily unosząc wyżej podbródek. Zawsze to robiła by dodać sobie pewności siebie.
    - A ty co się tak śmiejesz? - spytał inny, lustrując Jack'a spojrzeniem.
    Ślizgon przyłożył dłoń do swojej klatki, by upewnić się, że o niego chodzi.
    - Tak ty - tamten kiwnął głową, ku dalszej uciesz Ślizgona.
    - Jesteście tacy zabawni. I w sumie mam prawo się śmiać, prawda Emily? - spojrzał "poważnie" na dziewczynę.
    - W sumie to raczej tak - odparła Ruda z rozbawieniem, a chłopak znów zaczął się śmiać.
    Will był wprost wściekły złapał swoją przyjaciółkę za ramie i podniósł z ziemi.
    - Choć - rzucił tylko i pociągnął ja ze sobą w stronę zamku. Emma spojrzała jeszcze raz na chłopaka z ciepłym pogodnym uśmiechem i zasalutowała mu.
    - Do zobaczenia! - zawołała ze śmiechem prowadzona przez Williama.

    OdpowiedzUsuń
  45. Przez wszystkie lekcje William boczył się na nią i nie odzywał. Na szczęście nie dość że był z innego domu to jeszcze był o rok starszy i Emily nie musiała za często znosić jego morderczego spojrzenia. Szczerze powiedziawszy zawsze uważała że Will zamiast do Hufflepuffu powinien trafić do Gryffindoru i on też tak uważał dlatego zawsze chodził z Gryfonami i wielu ludzi go brało za jednego z nich, jednak Tiara zadecydowała inaczej. Emily dobrze wiedziała że ta czapka jest okropnie uparta, bo mimo iż prosiła o Slutherin żeby zadowolić matkę wylądowała w Gryffindorze czego później nie pożałowała.
    Lekcje jak zwykle minęły jej w tempie ekspresowym. Postanowiła się przejść dla dotlenienia umysłu. Nogi same ją zaprowadziły na błonia. Szła tak w podskokach pochłaniając promienie słoneczne aż nagle poczuła ze straciła z głowy swój ulubiony, brązowy kapelusz.
    Zadarła głowę do góry i na drzewie dostrzegła zanoszącego się śmiechem Jack'a.
    - O hej! - wykrzyknął chłopak z uśmiechem - I znów się widzimy. Wchodzisz po kapelusz? - zamachał jej swoja zdobyczą nad głową - Czy mam ją zachować? Bo tak po prostu to ci jej nie oddam.
    - Osz ty! - wykrzyknęła skacząc i próbując złapać swój ukochany kapelusz. - Widać że Ślizgon - dodała Ruda z rozbawieniem i zaczęła się wspinać na drzewo, złapała chłopaka za rękę i jakoś się wgramoliła tam w sukience, którą miała wówczas na sobie.
    - A więc jestem, wrednoto - zakomunikowała z udawaną surowością. - Mogę dostać co moje?

    OdpowiedzUsuń
  46. W końcu po długich namowach Jacka poddałam się i posłałam mu promienny uśmiech - ten, który tak bardzo lubił.
    Nie mogłam dłużej smucić się w jego towarzystwie - taki stan graniczył z niemożliwością.
    zaśpiewasz mi coś? - pokręciłam głową, patrząc na niego jak na wariata.
    - Oszalałeś, Bizarre? - powiedziałam z entuzjazmem w głosie.
    - Jeśli nie chcesz stracić słuchu lepiej nie wysuwaj więcej takich propozycji.
    Chwyciłam lekko jego dłoń prowadząc go w stronę Zamku.
    Z całą pewnością był już sam środek nocy - niebo zmieniło barwę na ciemnogranatową - więc najwyższa pora było wrócić do dormitoriów.
    Rano czekała nas kolejna wyprawa do Salazara, a później dość długi i męczący dzień na zajęciach.
    - Jack, jutro wieczorem pomożesz mi przy eseju na eliksiry - rzuciłam w jego stronę.
    Nie czekając na odpowiedź - która zapewne składała by się ze sterty odmownych zdań - dodałam:
    - Ale wiesz co? Ja chętnie posłucham piosenki w twoim wykonaniu.
    Mrugnęłam do niego, mocniej ściskając jego dłoń i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  47. [ Johnny <3 Skoro Jacky to szaleniec jakich mało, ich brawura po prostu musi skomulować się w jednym miejscu :D ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  48. Śnił jej się śmiech. Jej własny śmiech. Dźwięk tak bardzo zapomniany, ukryty gdzieś pod skorupą obojętności. I szła z kimś, nie pamięta, kto to był dokładnie. Pamięta, że to właśnie ta osoba ją rozśmieszyła i śmiała się wraz z nią. Był to chłopak z ciemnymi, trochę przydługimi włosami. A potem nagle podłoże pod nią zniknęło. Zupełnie jak owy chłopak. Po prostu wszystko wyparowało. Zdążyła jednak przytrzymać się krawędzi, ale też nie na długo. Pod nią była tylko ciemność, która pochłonęła ją wraz z puszczeniem dłoni.
    Chan otworzyła nagle oczy nabierając powietrza. Cała była spięta, jakby nagle coś w nią uderzyło. Kiedy zrozumiała, że właśnie miała kolejny zły sen rozluźniła się i przymknęła ponownie powieki. Odetchnęła z cichym świstem, kiedy przyłożyła dłonie do twarzy.
    Każdy dzień zaczynał się w ten sam sposób. Zawsze śniło jej się coś nieprzyjemnego. Chan przywykła do koszmarów, stały się częścią jej życia.
    Podparła się rękoma, gdy próbowała wstać. Przypomniała sobie, że jest w sowiarni i to nie sama. Popatrzyła na chłopaka obok, który również zasnął. Niezwykle przypominał jej postać ze snu. Wszystkie charakterystyczne cechy pasowały. Nie zdziwiłaby się, gdyby to właśnie on śnił się Chantelle. Ludzki umysł nie potrafi wytworzyć nowej twarzy. Jedynie podczas rysowania jesteśmy w stanie stworzyć kogoś, kogo jeszcze nigdy nie widzieliśmy.
    Chan dosunęła się do ściany plecami i oparła o nią. Zamknęła oczy. Nie wiedziała ile już są w tym miejscu, ale dalej miała wrażenie, że nie mogą zejść na dół. Jednak równie dobrze mogła stracić poczucie czasu. Zaczęła cicho nucić swoją ulubioną melodię, którą zazwyczaj grała na skrzypcach. Chopin Nocturne C sharp minor.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ślizgonowi musiało bardzo zależeć. Nie dość, że pobiegł za nią, to jeszcze obiecał wynagrodzenie swojego jakże haniebnego czynu. Jednak zaproszenie do Miodowego Królestwa jakoś nie bardzo leżało w jej definicji "odwdzięczenia się". Gdy złapał ją za ramię, zmroziła go spojrzeniem.
    - Przez grzeczność nie zaprzeczę. - powiedziała na wspomnienie jak wielkim jest durniem i idiotą. - Mogłabym nawet dodać parę epitetów od siebie, ale do mogłoby podejść pod obrazę, więc się powstrzymam.
    Już-już chciała ruszać dalej, ale chłopak miał widocznie przygotowanego jeszcze jakąś sztuczkę, mającą na celu udobruchanie ofiary swojego dowcipu.
    Josephine z rozbawieniem obserwowała, jak bierze w ręce dwie garści śniegu i wzdrygając się, wrzuca je sobie za kołnierz. Calą siłą woli powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem, gdy zobaczyła jego minę.
    Śnieg jest zimny mówił wyraz twarzy Ślizgona. Cóż za nowość, chyba mamy tutaj drugiego Kolumba!
    Nie chcąc by dłużej się męczył, wyciągnęła do niego dłoń.
    - Jestem Josephine - powiedziała. - I z chęcią pójdę z tobą na kawę albo coś innego na rozgrzanie. Teraz przyda się nam obojgu.

    Jo Hawkins

    [Stopniały szary wymoczek kontratak. Przepraszam, że tyle czasu mi to zajęło :<]

    OdpowiedzUsuń
  50. Zdziwiła sie, że Jack zaczął w jej imieniu błagać profesor McGonagall, by nie odbierała Hufflepuffowi punktów. Chłopak tak po prostu wymyślił sobie układ, na który nauczycielka powinna tak po prostu przystać! Niedoczekanie!
    Czym jeszcze on mnie dzisiaj zaskoczy?, zadała samej sobie pytanie, posłusznie wychodząc z gabinetu. Kątem oka dostrzegła, że w całym tym zamieszaniu i ona została lekko oblana wodą. I, szczerze powiedziawszy, nie miała zamiaru jeszcze bardziej niszczyć i tak nie taniego stroju.
    - Skąd u ciebie tyle energii, optymizmu? - spytała wpatrując się w Jacka intensywnie. - Ile razy miałeś już szlabany z Filtchem? Skoro McGonagall nadal ma nadzieję, że coś zdziała?
    Jack był dla niej jedną wielką niewiadomą. Ślizgon, który bez żadnych przeszkód odnalazł w pewnym stopniu wspólny język z mugolaczką. Niezwykle miły chłopak z uroczym uśmiechem na ustach. Do tego całkiem przystojny, ale ten fakt akurat zszedł na dalszy plan. Elsa nie miała w zwyczaju oceniać ludzi po okładce, chociaż musiała przyznać, że na Jacka bardzo przyjemnie jej się patrzyło.
    Kiedy chłopak zaczął śpiewać,stwierdziła, że jeszcze nie raz ją zaskoczy.
    Nie pierwszy raz w życiu cieszyła się, że umie śpiewać. Głos anioła, tak jej mówili. Dołączyła do Jacka, wzruszywszy ramionami, starała zatracić się w muzyce.
    Uśmiechnęła się.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Wait. Wait. Wait XD Myślę że się znają. Potter, Huncwoci, kto nie kojarzy w Hogwarcie tego biznesu? :D Poza tym zakładam optymistycznie, że Jacky też ma nieźle za uszami i też posiada dość duży rozgłos. Plus obaj grają w swoich domowych drużynach, więc poznawać ich nie trzeba ;) Osobiście mam wizję na taką sytuację. Potter wyciął komuś numer, chociażby biednemu, uciemiężonemu przez życie Filchowi, whatever. Bizarre nieświadomie się dołożył i wyszło z tego małe piekiełko na ziemi. A pytanie brzmi - ciekawe kto wyjdzie z tego bez szwanku? ;) Co uważasz? ^^

    Johnny jest niezastąpiony :D ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  52. [ To może być coś naprawdę prostego. :D Potter poczęstuje kanciapie Filcha łajnobombami, Jackie dorzuci tam jakieś petard i mamy bagienko ;) ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  53. [Ależ jestem jak najbardziej na tak z wątkiem, jeśli tylko podrzucisz mi jakiś pomysł. Wtedy mogę od razu zacząć ;)]

    Lily Evans | Aicha Bell

    OdpowiedzUsuń
  54. Ariana uśmiechnęła się, słysząc śpiewającego Jacka.
    Nie sądziła, że ślizgon może mieć tak interesująco brzmiący głos.
    - Nie myślałeś przypadkiem o karierze muzycznej?
    Wytężyła uszy, wsłuchując się głębiej w słowa tekstu.
    Jedno zdanie szczególnie przykuło jej uwagę. Zastanawiała się, czy Bizarre celowo wybrał ten właśnie utwór czy też nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie śpiewa. Bardziej przekonywała ją jednak ta druga możliwość.
    - I'm gonna be the man who wakes up next you..
    - Podoba mi się to - powiedziała, przytaczając po cichu fragment piosenki i mrugając okiem do ślizgona.
    - I chyba muszę cię wynająć .. będziesz śpiewał Salazarowi kołysanki na dobranoc - dodała wybuchając śmiechem.
    Wkroczyli razem do lochów, po czym pożegnali się i każde z nich poszło w swoją stronę.
    Mimo bolesnej przeprowadzki smoka, dzień można było zaliczyć do udanych.
    Następnego ranka Ariana obładowana torbą z surowym mięsem - które po kryjomu wyniosła z kuchni - zeszła do Pokoju Wspólnego by tam spotkać się z Jackiem.
    Dojrzała go dopiero po kwadransie, gdy zaspany zszedł po schodach, pocierając oczy i rozciągając się na wszystkie możliwe strony.
    - Cześć! - krzyknęła, po czym wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
    Ze zdziwieniem zrozumiała, iż chłopak nie spodziewał się tak ciepłego powitania: jego twarz mówiła w tym momencie wszystko.
    - To jak Bizarre? Najpierw odwalimy ten referat czy idziemy do Salazara?
    Pamiętaj, że obiecałeś mu pośpiewać - powiedziała i wskazała mu gestem pusty fotel.

    Ariana

    [ posłuchałam :D piosenka mi się podoba, ale filmu nie miałam okazji obejrzeć .. muszę to nadrobić ze względu na Deppa XD + zauważyłam, że wprowadziłaś do wypowiedzi Jacka trzecioosobową narracje, więc zrobiłam to samo z Ari, żeby jakoś to do siebie pasowało :) ]

    OdpowiedzUsuń
  55. [Jakby nie patrzeć, można wykorzystać wszystkie pomysły, zaczniemy od akcji z miotłą, potem z łazienką, na błoniach i na końcu eliksiry ;p Zacznę, ale jak wrócę dzisiaj dopiero, ewentualnie jutro lub w niedzielę ;3]

    Lily Evans | Aicha Bell

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Wiem, że początki są najgorsze, dlatego chcę podle zrzucić na ciebie ten obowiązek :D Ale nie musisz się z tym śpieszyć ;P ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  57. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała nie swój głos. Otworzyła oczy i okazało się, że Jack nie śpi. Mruknęła, kiedy stwierdził, że owa melodia jest ładna.
    - Moja ulubiona - dopowiedziała. Przyglądała mu się, kiedy zaczynał się przeciągać. Kącik jej ust podniósł się lekko do góry. Wyglądał tak całkiem zabawnie, szczególnie w chwili kiedy ziewał. Przy Ślizgonie humor jej się poprawił, nawet była gotowa uśmiechnąć się. Może to przez to, że po prostu się wygadała. Kiedyś miała pełno osób z którymi mogła porozmawiać, teraz ten krąg zmniejszył się praktycznie do zera. - Wybacz, nie chciałam cię obudzić - stwierdziła po krótkim namyśle, że to ona może być przyczyną jego rozciągania się po drzemce.
    - Zanuć jeszcze coś. Masz bardzo przyjemny głos - przy tych słowach zmieszała się troszeczkę. W takich chwilach człowiek najzwyczajniej w świecie zapominał wszystkich wyuczonych rzeczy. Melodie wyparowały z jej umysłu, również z tego powodu, że rzadko nuciła je przy innych. Częściej wolała zagrać zapamiętane nuty na skrzypcach. - Gdybym pamiętała teraz jakieś - przekrzywiła głowę przygryzając wargę. W myślach cały czas słyszała melodię Chopina, ale żadnej więcej. Zupełnie jakby znała tylko tą. - Może gdybym miała swoje skrzypce to byłoby mi łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  58. Elsa uwielbiała śpiewać i nigdy temu nie zaprzeczała. Niektórzy twierdzili, że w takim razie musi lubić również tańczyć nezmiernie ich dziwiło, gdy Puchonka zaprzeczała tym słowom. Ale ona była tylko jedną na tysiące, zdecydowana większość piosenkarzy równiez tańczyła, o ile ich dziwne wygibasy na scenie można było nazwać tańcem. Ona raczej nazwałaby to robieniem z siebie idiotów na skalę światową, bo przecież skoro te wszystkie gwiazdy na całym świecie są znane, to ich naśladujące małpy ruchy też.
    Dzisiejszego wieczora wszystkie jej przekonania na temat tańca legły w gruzach, tak, jakby ktoś je potraktował bombardą. Jeden krótki ruch różdżką i bum!, wszystko, w co wierzyła, wszystko, o sprawiało, że była jaka była, że była tylko niezdarną Puchonką, to wszystko zniknęło, a ona stała, zimnym wzrokiem wpatrując się w ruiny.
    Już nie nie lubiła tańczyć. Już jej to nie przeszkadzało. Już sprawiało jej przyjemność.
    Boże, co się ze mną stało?
    Właśnoe stała na środku komnaty pamięci i tańczyła, tak!, tańczyła ze Ślizgonem, który nie zachowywał się jak Ślizgon! I którego polubiła!
    Co się dzieje na tym świecie?
    Śpiewała i tańczyła, kręciła się w koło i nawet głuche dudnienie kroków na schodach nie popsuło jej humoru.
    - A co się tu wyprawia? - opryskliwy głos Filtcha przerwał magię chwili, magię, która prysła jak bańka mydlana. Elsa spjrzała z uśmiechem na woźnego. Tak, uśmiechała się.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  59. Dziewczyna czekała cierpliwie aż Jack dojdzie do siebie i do reszty się rozbudzi.
    Rzeczywiście pomysł by najpierw wybrać się do Salazara wydawał się najbardziej racjonalny.
    Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu: Ariana czuła jednak na sobie wzrok ślizgona.
    Rozmyślała o wszystkim co ostatnimi czasy zdarzyło się w jej życiu: Smok .. Jack ...
    Z tego stanu wyrwało ją natychmiast pytanie zadane przez chłopaka:
    Powiesz mi, ale tak szczerze co o mnie myślisz? ..
    Spojrzała na niego ze zdziwieniem: nie spodziewała się, że Bizarre zapragnie wyciągnąć z niej takie informacje.
    Co miała mu powiedzieć? Że lubi spędzać czas w jego towarzystwie? Przyglądać się jego wygłupom i słuchać jak śpiewa?
    - Ja też się pogubiłam - powiedziała po chwili zgodnie z prawdą.
    Doskonale wiedziała, jak pod wpływem Jacka zmieniło się jej zachowanie. Pamiętała także swoje przyśpieszone bicie serca podczas jednego z ich pocałunków.
    - Naprawdę sądzisz, że to odpowiednia pora na taką rozmowę? Jack jest taka wczesna godzina - westchnęła, lecz gdy zobaczyła jego zdecydowane spojrzenie dała za wygraną.
    - No dobrze .. Lubie cię. Nawet bardzo - powiedziała cichym głosem.
    - Może nawet za bardzo .. Nie tak łatwo się o tym mówi - dodała z buntowniczą miną, spuszczając wzrok.
    Ariana nienawidziła rozmawiać głośno o swoich uczuciach. Nigdy wcześniej nie została zmuszona do opowiadania o tym co myśli.
    - I jesteś wariatem - kontynuowała z uśmiechem.
    - W ogóle to dlaczego o to pytasz? Nie powiniśmy się już zbierać? - chciała sprowadzić ten temat na inny tor. Z jednej strony była ciekawa, czy Jack czuje do niej coś podobnego, a z drugiej bała się tej odpowiedzi. Co jeśli tylko ośmieszyła się w jego oczach, praktycznie dając mu do zrozumienia, iż jest w nim zakochana ..
    - Nie Ariana ... tak nie jest! - powiedziała stanowczo w myślach, wstając z fotela.

    Ariana

    [jak znajdę chwilę czasu to na pewno go obejrze XD]

    OdpowiedzUsuń
  60. Jego uśmiech zarażał. Nawet bardzo. Oczy Chan troszeczkę się rozjaśniły i zabłyszczały, jakby chciały otrzymać wokół siebie cieniutkie kreseczki, kiedy do policzki idą ku górze.
    - Granie na gitarze, to też nie lada umiejętność - stwierdziła blondynka. Dziewczyna mimo swoich długich palców miała problemy z trzymaniem akordów na gryfie. Skrzypce były drobniejsze i bardziej subtelne. Za to była wdzięczna swojej mamie. Tak, za to, że zmusiła ją do grania na tym instrumencie.
    Ślizgon ochoczo wstał, ale nagle zakołysał się i po prostu przewrócił spadając z kilku schodków. Reakcja Chan była natychmiastowa. Zerwała się ze swojego miejsca i zbiegła do Jack'a. Ten zdążył już usiąść i przystawiać sobie rękę do głowy. Po skroni zaczęła spływać mu krew, a sam zaczął nerwowo mrugać.
    - Bardzo źle to wygląda? - zapytał z uśmiechem, który trochę zdziwił Gryfonkę. - Bo boli jak cholera - syknął raz jeszcze przykładając sobie dłoń w miejsce rany. Dziewczyna skrzywiła się i wyciągnęła materiałową chusteczkę, którą nosiła w pogotowiu. W końcu na coś się przydała. Wyczarowała z różdżki wodę, którą zmoczyła trochę materiał. Klęknęła przy chłopaku i odjęła rękę mu rękę od jego głowy. Starła jednym pociągnięciem kreskę czerwonej cieczy, która spływała mu już po policzku. Przełożyła chusteczkę tak, aby przykładać do rany czysty i wilgotny materiał. Jak najdelikatniej dotknęła nią tuż przy ranie, chcąc zetrzeć nadmiar krwi.
    - Oj Jack, z lochów wyszedłeś cały, a na zwykłych schodach doprowadziłeś się do krwawienia - prychnęła lekko rozbawiona. Założyła mu trochę przydługie włosy za ucho i przekręciła lekko jego głowę.
    - Nie jest aż tak źle, ale prędzej trafimy do Skrzydła Szpitalnego, niż pod Wieżę Gryffindoru - skrzywiła się raz jeszcze i popatrzyła na oczy Jack'a, jakby chciała w nich zobaczyć, czy dobrze się czuje.
    - Wszystko w porządku?

    OdpowiedzUsuń
  61. To był jej pierwszy szlaban z Filtchem, a jak na razie bawiła się dobrze. Nawet mrukliwy głos woźnego przestał być tak straszny i denerwujący. Wręcz przeciwnie, jego obecność bya powodem do zabawnych uwag, wciąż wymyślanych przez Jacka.
    Jeszcze nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Jeszcze wczoraj, gdyby ktoś jej powiedział, że na balu walentynkowym zaleje połowę sali w tym profesor McGonagall i Slughorna, dostanie po raz pierwszy szlaban u Filcha i będzie się śmiała w głos ze Ślizgonem, wyśmiałaby taką osobę lub, co było bardziej prawdopodobne, powiedziała ze spokojem tej osobie, że się myli i taka sytuacja nie ma prawa zaistnieć. A tu proszę! Co za niespodzianka!
    - Ja też ci kar nie życzę - powiedziała ze śmiechem - ale ta jest bardzo przyjemna. I chyba nie wiem dzięki komu - spojrzała na Jacka porozumiewawczo. Jej pierwszy szlaban okazał się być naprawdę dobrą zabawą, a przecież szlabany miały być karą, nie przyjemnością. Jednak z Jackiem Bizarrem u boku każda przeszkoda stawała się niezwykle łatwa do pokoniania.
    - Już wiem, z kim powinnam udawać się na szlabany - powiedziała, sięgając po kolejny puchar. - Wtedy nawet polerowanie pucharów wydaje się ciekawe.
    Spojrzała na trzymany w dłoniach przedmiot. Zastanawiała się, jakie to uczucie wiedzieć, że gdzieś jest puchar z wygrawerowanym twoim imieniem i nazwiskiem...
    - Może kiedyś tu się pojawisz - powiedziała wesoło. - Jack Bizarre, uczeń, który poskromił Filtcha.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  62. [ Witam serdecznie i bardzo dziękuję za powitanie :)
    O matko boska, masz na zdjęciach Johnny'ego <3 Uwielbiam go!!!
    Co do wątku to bardzo chętnie. Dennisowi przyda się przyjaciel, który jest mężczyzną, bo jak na razie to ma same kobiety za koleżanki i coś czuję, że mogą zrobić z niego większą babę niż jest. :) A Jacka wariata się bał nie będzie :) Może rozkręci mojego Dixonka :)]

    Dennis

    OdpowiedzUsuń
  63. [ Pozwoliłam sobie zacząć bez uprzedniego pytania o zgodę i chęci :) ]

    - Johnny.
    Czarna zjawia nagle pojawiła się przed chłopakiem siedzącym na fotelu w pokoju wspólnym. Wyglądała upiornie, czarne splątane włosy sięgały łopatek a blada cera emanowała chłodem, tylko po oczach można było poznać, że to persona a nie wyrzeźbiona strzyga. Siedział samotnie, aż dziw brał, że tego wieczoru nie szwendał się po zamku w poszukiwaniu nowych wrażeń i kłopotów. Adrasteja zazwyczaj opanowana i trzymająca się własnego grona znajomych, nigdy nie pałała chęcią na zbliżenia się do niezrównoważonego ślizgona, ograniczała się jedynie do minimum kontaktu z owym osobnikiem, tym razem przełamała ustaloną przez siebie barierę. Jako pani prefekt naczelna celowo przymykała oko na jego wybryki i ekscesy. Teraz zaciskała mocno szczękę i starała się nie ukrywać, że w środku się gotuje i wrze. Ambicja o mało jej nie zjadła kiedy Adra uświadomiła sobie, że potrzebuję pomocy. I to pomocy kogoś, kto był gotowy na prawie wszystko a to co chciała zrobić była czystym szaleństwem i jednocześnie głupotą, ale kierowała się jedynie instynktem mścicielki.
    - Możemy zamienić kilka słów w cztery oczy? - zapytała cicho i enigmatycznie po czym nie czekając na jego decyzje ruszyła szybkim i pewnym siebie krokiem do wyjścia z salonu ślizgonów, ignorując ciekawskie spojrzenia pozostałych.

    OdpowiedzUsuń
  64. Siedzieli tak w milczeniu, z Salazarem rozłożonym pomiędzy nimi.
    Ariana starała się wymyśleć dla Jacka jakiś repertuar, lecz nic nie przychodziło jej do głowy.
    - Nie znam się na mugolskiej muzyce - powiedziała, wciąż głaszcząc smoka po ostrym grzbiecie.
    - Naprawdę! - żachnęła się widząc uniesioną brew chłopaka.
    - Jakoś muzyka była ostatnią rzeczą, którą uważałam za potrzebną w moim życiu. Ale lubie jej słuchać w twoim wykonaniu - wyznała cichym głosem.
    Ślizgonka wciąż rozmyślała o tym, co jeszcze kilkanaście minut temu powiedziała Jackowi w Pokoju Wspólnym.
    Lubiła wiedzieć na czym stoi, a sytuacja z Bizarrem ewidentnie robiła się niebezpieczna. Mimo swoich wszystkich obaw chciała wiedzieć jakie tak naprawdę stosunki ich łączą.
    - Jack - zaczęła po chwili ciszy.
    Przybliżyła się na tyle, na ile pozwalała jej obecność leżącego obok Salazara.
    - Chciałam się tylko o coś zapytać ...
    Spojrzała prosto w jego roześmiane oczy - oczy, w które mogłaby wpatrywać się długimi godzinami. Ich widok zawsze poprawiał jej nastrój, nawet gdy jej samopoczucie sięgało dna.
    - Zaśpiewasz nam coś? - w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Nie potrafiła zapytać o to co najbardziej ją interesowało.
    Wolała czekać na jakiś ruch ze strony Jacka, chciała by to on dał jej jakiś jasny sygnał. Dotychczas to Ariana przejmowała inicjatywę. To ona pierwsza go pocałowała, nie Jack. On mógł nawet nigdy nie mieć tego w planach ..
    Dziewczyna zwiesiła głowę i cofnęła się kilka kroków do tyłu.

    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  65. Odpowiedź Jacka spodobała jej się i Eva cieszyła się, że po ich pierwszym spotkaniu nie oceniła go zbyt pochopnie. Pomijając fakt, ze mogli zginąć przez tę jego szaloną wycieczkę, nie było nic złego w tym zakładzie.
    Gdyby chłopak wypowiedział swe myśłi na głos, Eva z ochotą by mu potaknęła. Sama doskonale zdawała sobie sprawę z mentalności członków pozostałych domów, bo z wieloma obcowała i przez większość życia liczyło się dla nich nie to, jakimi ludźmi są, tylko to jaką maskę przyodzieją na twarz.
    Reeve ceniła sobie te ulotne chwile prywatności, którą zyskiwała tylko zmroku. Cierpiała na bezsenność i większość nocy spędzała na włóczeniu się po korytarzach i teranach zamkowych, a nierzadko zawijała również do Hogsmeade, gdzie dość szybko zyskała grono osób, z którymi mogła z powodzeniem spędzać czas w chwilach, kiedy nie była uczennicą.
    Zastanowiła się nad jego pytaniem.
    Nigdy nie była osobą, która miała zbytnio podkręcone moralne hamulce i to dość często się objawiało, kiedy sytuacja wymagała od niej, aby postawiła na swoim. I stawiała, była uparta, nieraz knąbrna i do tego była ucieleśnieniem hedonistycznej natury, stąd wynikało nieraz wiele interesujących sytuacji.
    - Poijając już fakt, że wczoraj uratowałam ci życie... - Usta ułożyły jej się w nieco figlarnym uśmiechu. - Może dobrym przykładem będzie to jak rodzice zabronili mi jechać na festiwal, a ja uciekłam z domu i przejechałam po mugolsku pół Wielkiej Brytanii aby dostać się na koncert Beatlesów. Chociaż historia o tym, jak przez przypadek podpaliłam kamienicę też jest dobra - parsknęła śmiechem i wypiła w kilku dużych łykach swoją kolejkę, jednocześnie odkręcając butelkę, aby nalać Whisky Jackowi.
    - Teraz ty, z jakiegoś powodu sądzę, że zrobiłeś mnóstwo szalonych rzeczy, więc ograniczę się do trochę innego pytania. - Co najbardziej szalonego zrobiłeś dla dziewczyny i w jakich okolicznościach?

    OdpowiedzUsuń
  66. [ Już w drugim zdaniu rozszyfrowałaś o co mi chodzi :< ]

    Adrasteja zatrzymała się w cichym zakątku lochów, słysząc swoje imię padające zust chłopaka lekko się uśmiechnęła, choć w tym wyrazie było coś złowieszczego. Lekko przechyliła głowę w bok by ostentacyjnie mu się przyjrzeć.
    - Owszem. A ty jesteś Johnny Bizarre, oszołom latający na miotle, wieczny poszukiwacz przygód, zgadza się? - zapytała, choć wiadomo było, że czysto retorycznie. Założyła ręce na wysokości klatki piersiowej i w bardzo szybkim tempie przeanalizowała swoją wypowiedź. Miała być konkretna i jednocześnie lakoniczna, nie chciała jak na razie zdradzać więcej szczegółów.
    - Chce, żebyś pom... - urwała. Nie chciała prosić o pomoc ani przyznawać się, że potrzebuję pomocy szczególnie już jego. Zacisnęła usta by stłumić w sobie westchnienie. Zmrużyła jasne oczy udekorowane - Czy mogę Ci w ogóle zaufać? I jeśli tak, to na ile?
    To było bardzo ważne pytanie. Bo to, że się zgodzi na jej propozycję było pewne – nie odpuściłby sobie takiej „zabawy” szczególnie, że pewnie byłoby to ryzykowne i niebezpieczne – ot, taka mała zabawa w podchody w Zakazanym Lesie w czasie pełni.

    OdpowiedzUsuń
  67. Kiedy chłopak syknął oddaliła materiał przepraszając go cicho. Zaraz jednak znowu przyłożyła go do głowy Jack'a. Większość miejsc, z których mogła zetrzeć krew była już czysta. Została jednak paskudna rana tuż nad skronią chłopaka. Wyjęła różdżkę, w głowie przypominając sobie jedno z zaklęć uzdrawiających. Kiedyś jej ojciec chciał by grała w szkolnej drużynie quidditcha, toteż zaopatrzył ją w specjalną książkę o wszystkich urazach w trakcie meczu. Jednak dziewczyna nie wykazywała takiego zainteresowania sportem, jakiego oczekiwał Mark Hogarth. Za to książka została, a jej wiedza powiększyła się o kilka zaklęć.
    Machnęła różdżką, a rana natychmiast zaczęła się goić. Niestety krew pozostała. Tym razem ponownie mocząc chusteczkę mniej bała się dotykać chłopaka. Teraz przynajmniej nie powinno go nic boleć. Kiedy zrobiła wszystko, co mogła przekrzywiła głowę przyglądając się jego twarzy. Nie pozostała żadna blizna, jedynie zaczerwienienie, którego nie mogła do końca zmyć. Przejechała dwoma palcami w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą tkwiła rana, by upewnić się, że wszystko zrobiła dobrze.
    - Chyba już ci lepiej - stwierdziła i wstała z miejsca. Zeszła kilka schodków i stanęła przed nim wyciągając ręce. - W razie twojego kolejnego zaćmienia ci pomogę - machnęła palcami, zachęcając go do złapania jej rąk. Jack, gdyby znowu zachciało mu się upadać będzie mógł polegać na Chan, która była gotowa na jego ciężar.

    OdpowiedzUsuń
  68. Z tym oszukiwaniem nie miała pewności, ale wolała przemilczeć ten fakt – wszystko i tak okaże się z czasem. Jego wypowiedź jej wystarczyła. Wiedziała do kogo musiała się w tej sprawie zgłosić, jednak dla upewnienia chciała musiała o to spytać. Kiedy skończył, Adrasteja lekko kiwnęła głową.
    - Johnny – powtórzyła dając mu do zrozumienia, że właśnie tak będzie się do niego zwracać, ewentualnie jak ją zirytuję to po nazwisku. Była spięta, cały plan misternie ułożony w jej głowie mógł się udać tylko dzięki jego pomocy, ale również mógł leć w gruzach również przez niego i jego spontaniczny charakter. Nie miała wyjścia jak mu tylko zaufać.
    - Zaufam Ci. A jeśli uda nam się przeżyć, obiecuję, że postaram Ci się jakoś odwdzięczyć. - odpowiedziała lekko marszcząc brwi. Umilkła na chwilę widząc jak w ich stronę zmierza grupka rozchichotanych ślizgonek. Zniecierpliwiona zmieniła pozycję czekając aż dowloką się do schodów.
    - Zaraz po zmroku chce Cię widzieć na skraju lasu, tuż za tymi dwoma obalonymi przez burzę drzewami. Chyba wiesz, gdzie to jest. Widzimy się na miejscu. Chyba dziewczęta przyszły sprawdzić, czy nie bałamucę Ciebie. - mówiąc to spojrzała krytycznym wzrokiem na dziewczyny,które widocznie zaintrygowane tym niecodziennym zjawiskiem bądź z zazdrości specjalnie zaczęły się kręcić niedaleko Jacka i Adry. Prychnęła pod nosem po czym odwróciła się by odejść.

    OdpowiedzUsuń
  69. James lubił spać długo, naprawdę długo, aż promienie słońca swoją upierdliwością nie zbudzą go ze snu albo hałas dobiegający od jego współlokatorów, ewentualnie chichoty wydobywające się z poza dormitorium. Gryfonom nie służyła cisza. Byli mistrzami hałasu, huku i wszystkiego, co było głośne. Dlatego właśnie Jim zwlekł się o wiele wcześniej z uszka. Tak jak to planował. Założył okulary i uśmiechnął się mimowolnie, zabierając mapę Huncwotów z szafki nocnej. Wyśledził wzorkiem „gabinet” Filcha, a uśmiech na twarzy Gryfona tylko się pogłębił.
    — A więc to tak — ucieszył się jak małe dziecko. Filch wyszedł ze swojej dziupli, aby przywitać nowy dzień i poznęcać się nad pierwszo- albo drugoklasistami za to, że w ogóle śmiali przyjechać do Hogwartu i brudzić wypolerowaną podłogę swoimi ciężkimi, brudnymi buciorami. Woźny dla Rogacza był doskonałym materiałem na dowcipy. Spięty. Pilnujący porządku. Marudzący. Nadgorliwy. Zrzędliwy. Doskonały cel. Sposób na zabicie męczącej do nudy.
    Wygramolił się pośpiesznie z łóżka, wyszczotkował zęby, umył twarz i ubrał się szybko w pierwsze lepsze ubranie, które wpadło mu pod rękę, dbając o to, aby jego włosy wyglądały tak, jakby zostały ledwo co potraktowane przez zimny wiatr rozszalały pod pędzącą w zastraszającym tempie miotłą.
    Uśmiechnął się konspiracyjnie zabierając tak na wszelki wypadek różdżkę, pelerynę niewidkę i — obowiązkowo! — worek z świeżo zakupionymi bobami-niespodziankami. Drogę do kanciapy woźnego znał na pamięć, zresztą tak samo jak jej wnętrze. Spędził w niej tyle czasu segregując zniszczone przez czas kartoteki, że aż na samą myśli zbierały się w nim odruchy wymiotne. Rozstawił w tylko sobie znanym porządku łajnobomby i uśmiechnął się pod nosem, obserwując swoje dzieło z nie lada frajdą.
    Nowy dzień czas godnie przywitać!, pomyślał, opuszczając kanciapę w iście szampańskim nastroju.

    [Oczywiście, że przeżyjemy! Hart ducha najważniejszy! ;) ]


    Potter

    OdpowiedzUsuń
  70. W tej jednej krótkiej chwili Ariana czuła się wyjątkowo - inaczej niż dotychczas w całym jej życiu.
    Prowadzona w tańcu przez Jacka zapomniała o całym świecie: nie zwracała uwagi na to, że przebywają w zwykłej, brudnej jaskini gdzieś w Zakazanym Lesie.
    Równie dobrze mogłaby to być wytwornie wyglądająca Wielka Sala w trakcie niedawno minionego balu. Sceneria nie miała dla niej najmniejszego znaczenia - liczył się tylko ten jeden, krótki magiczny moment ..
    Ramiona ślizgona trzymające ją w mocnym objęciu, jego roześmiane oczy, którymi wpatrywał się w nią w trakcie niezliczonych piruetów, słowa piosenki wylatujące z jego ust ..
    Całość tworzyła coś niesamowitego. Gdy ślizgon zakończył swoje przedstawienie, Ariana usiadła obok niego, odsuwając leżącego Salazara nieco na bok.
    W jej głowie znowu szalała burza myśli, a wszystko to spowodowane było jednym, na pozór zwykłym tańcem przeprowadzonym w akompaniamencie mugolskiej piosenki (której tekst zdecydowanie przepadł jej do gustu)
    Ariana nienawidziła się za te skrajne emocje towarzyszące jej przy każdej tego typu przygodzie. Tęskniła za czasami, gdy mogła szczerze powiedzieć, iż Jack jest co najwyżej jej dobrym kolegą ..
    - Dziękuje za piosenkę - powiedziała po upływie jakiegoś czasu.
    - I za taniec - dodała z lekkim uśmiechem.
    - Odkrywasz w sobie nowe talenty, Bizarre.
    Machinalnie zaczęła głaskać Salazara po głowie, patrząc jak smoczek mruży przy tym oczy, podczas gdy z jego pyska wydobywały się iskierki czerwonego ognia.
    - Jack, co ja mam o tym wszystkim myśleć? Nie wiem czy zauważyłeś, ale od jakiegoś czasu przestaliśmy zachowywać się jak zwykli kumple .. wyjaśnisz mi do czego my zmierzamy? - wyrzuciła wreszcie z siebie to, co dręczyło ją od tylu dni. Odwróciła się do niego plecami wlepiając wzrok w smoka i w ciszy czekała na jego odpowiedź.

    Ariana

    [dzięki! :D poszerzasz moje muzyczne horyzonty tymi linkami XD]

    OdpowiedzUsuń
  71. Ariana siedziała wciąż odwrócona plecami do Jacka, słuchając jego chaotycznej odpowiedzi.
    Żałowała, że zadała mu to pytanie .. chłopak najwyraźniej był jeszcze bardziej zagubiony niż ona.
    Ślizgonka przynajmniej wiedziała - po części - co czuje i jakie są jej zamiary. Bizarre nie wiedział kompletnie nic.
    Przytoczyła w myślach ostatnie słowa wypowiedziane przez chłopaka, zastanawiając się intensywnie nad ich znaczeniem.
    Wolisz, żebyśmy postarali się zostać przy kumplowaniu, czy jednak coś więcej nie będzie ci przeszkadzać? ..
    Ani trochę nie rozumiała sensu tego zdania. Jak mogłoby jej przeszkadzać, gdyby ich znajomość przerodziła się w coś więcej? przeszkadzać?....
    Poza tym to już się stało. Już od dłuższego czasu w ich relacjach zatarła się granica kolega-koleżanka.
    - Widzę, że się nie zrozumieliśmy - powiedziała po chwili męczącej ciszy.
    Dziewczyna powoli podniosła się z ziemi i stanęła obok Jacka, patrząc na niego z góry buntowniczym spojrzeniem.
    - Jack .. jak możemy starać się zachować swoje dawne przyjacielskie relacje? Przecież to niemożliwe. I jak mogłoby mi coś przeszkadzać? jak?
    Doszło do niej co tak naprawdę o całej tej sprawie myśli ślizgon,choć nie powiedział tego na głos.
    Chłopak plątał się w swojej odpowiedzi, nie dając jej konkretnej informacji.
    Takie zachowanie zawsze wiązało się z odmową i brakiem zainteresowania.
    - Nie musisz nic więcej mówić, wszystko jasne. Tylko zrobiłam z siebie idiotkę.
    Dziewczyna poczuła jak do jej oczu napływają łzy: spojrzała raz jeszcze na siedzącego pod ścianą chłopaka i zrobiła kilka kroków do przodu.
    - Do widzenia Salazar - powiedziała nienaturalnym głosem przez ściśnięte z emocji gardło i pośpiesznie wybiegła z jaskini.

    Ariana

    [znam (; Z Demonicznego Golibrody uwielbiam też No place like London film jest świetny (zresztą jak każdy Burtona z najlepszym duetem Johnny&Helena)]

    OdpowiedzUsuń
  72. Ariana siedziała skulona za jednym wyjątkowo szerokim drzewem.
    Nic więc dziwnego, że Jack nie mógł jej dojrzeć: skutecznie zakamuflowała swoją obecność, nie chcąc ponownie stanąć z nim oko w oko.
    Po jej policzkach spływały krople łez, które natychmiast wytarła wierzchem szaty. Nie mogła pozwolić sobie na okazywanie takiej słabości: nie przez zwykłego faceta. Przecież to kompletnie do niej nie pasowało .. ale nie była już tą samą złą ślizgonką, którą była przed bliższym poznaniem Jacka.
    Teraz stała się jedną z tych dziewczyn, które tak często spotykała na szkolnych korytarzach czy w damskich łazienkach, gdzie spędzały długie godziny próbując dojść do siebie po rozstaniach czy tego typu sytuacjach.
    Podniosła jednak głowę gdy jej uszu dobiegło nawoływania ślizgona.
    Ariano Rosie. Kocham Cię! ..
    Dziewczyna podniosła się z ziemi i niepewnie zrobiła kilka kroków do przodu, przybliżając się tym samym do miejsca pobytu Bizarr'a.
    - Nie możesz mnie kochać Jack - powiedziała i stanęła obok niego.
    Odwróciła głowę, nie chcąc by ślizgon widział jej łzy.
    Gdy ponownie przemówiła, jej głos brzmiał już o wiele spokojniej:
    - Przecież to absurdalne .. Kogo ty chcesz okłamać? Jack Bizarre się nie zakochuje. Nie w kimś takim jak ja.
    Chciała dodać coś jeszcze, lecz chłopak nie dał jej dojść do głosu.
    Momentalnie poczuła na sobie jego delikatny dotyk, który skutecznie zepchnął jej myśli na inny tor.

    Ariana

    [ja najbardziej lubię go w tych nietypowych rolach :D Barnabas, Sparrow, Willy Wonka, Kapelusznik :3]

    OdpowiedzUsuń
  73. [ Na wątek jestem zawsze chętna! :D Ojj, już czuję jak Jace będzie nienawidził Pana Bizarre. Tylko nie wiem dokładnie w jakich okolicznościach mieli by się spotkać. Prosiłabym bardzo o zaczęcie :) ]

    Jace

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie wiedziała co ma myśleć .. W jej głowie panował jeszcze większy chaos niż wcześniej.
    Ze wszystkich sił chciała wierzyć w zapewnienia Jacka, choć obawiała się, że jego uczucia mogą być tylko chwilowe. Nie zniosłaby kolejnego zawodu .. tego była w stu procentach pewna.
    Położyła głowę na jego torsie, wsłuchując się w szybkie bicie jego serca.
    Jej własne omal nie wyrwało się z klatki piersiowej po dopiero co usłyszanych wyznaniach.
    - Ja ciebie też kocham, Jack - powiedziała cicho, wciąż chowając się w jego objęciach.
    Czuła się dziwnie nienaturalnie, wypowiadając te dwa słowa.
    Po raz pierwszy w życiu Ariana Rosie powiedziała, że kogoś kocha.
    Ona - córka dwojga śmierciożerców, wychowana w domu pozbawionym ciepła i miłości, która całe życie spędziła na szydzeniu z innych ludzi, raniąc ich i wykorzystując - właśnie powiedziała na głos te dwa magiczne słowa.
    Nie sądziła, iż ten dzień kiedykolwiek nadejdzie.
    Podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Bizarre'a.
    Uśmiechnęła się, wiedząc iż sprawi mu tym przyjemność: tyle razy słyszała, że ma niesamowity uśmiech ..
    Ariana wspięła się na palce i zrównała swoją twarz z twarzą ślizgona.
    - I co teraz będzie, Jack? - zapytała i nie czekając na odpowiedź wpiła się wargami w jego usta, całując go z nieskrywaną namiętnością i żądzą.

    Ariana

    [haha tak, Johnny zawsze najlepszy :D]

    OdpowiedzUsuń
  75. Oj tak zgadzam się na wątek !

    OdpowiedzUsuń
  76. [ Hej :) Dzięki za powitanie :)
    Marlena, zdecydowanie się pisze na wątek z wariatem, bo trzeba ją rozkręcić lekko. :)]

    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  77. Adrasteja wyszła nieco później niż powinna – nie lubiła się spóźniać, dlatego szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku. Zamyślona wyszła z lochów, minęła kilka zakrętów, podreptała schodami na górę,kilka razy przy tym kiwała znajomym głową chcąc dać im do zrozumienia, że jest zajęta. Jeśli Adra była poddenerwowana i w środku cała się trzęsła z emocji, nie było tego widać. Równie blada co zawsze i opanowana, jednak wiedziała, że to się skończy kiedy tylko zagłębią się w ciemnościach lasu. Nawet nie zauważyła kiedy odległość się diametralnie zmniejszyła, przed sobą widziała już tylko zarysy drzew, instynktownie skierowała się ku zawalonym drzewom.
    Jack już na nią czekał, pomimo pięknego poranka i popołudnia zapowiadała się chłodna noc. Zatrzymała się kilka kroków przed chłopakiem po czym ciągnąc chwilę napięcia, wyciągnęła gumkę do włosów by móc je związać. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila by wziąć nogi za pas wolała żeby loki jej nie przeszkadzały.
    - Masz u mnie punkt za punktualność. - powiedziała cicho wciągając ze świstem powietrze do płuc.
    - Zanim wyruszymy, musisz coś wiedzieć. - mówiąc to zniżyła głos i opuściła nieco głowę. - To co się wydarzy zostanie w tym lesie, zginie razem z tym co tam jest. Później wszystko wróci do normy, będzie tak jak zazwyczaj, ja nie widzę Ciebie a Ty mnie. Chyba, że będziesz potrzebował pomocy, tak jak mówiłam, odwdzięczę się … - zrobiła przerwę po czym bez żadnego słowa przeszła przez pień leżącego drzewa wchodząc do lasu. - Nie zapalaj na razie światła. Nie chce by ktoś z zamku coś zauważył.
    Adrasteja mówiła o wszystkim innym oprócz najważniejszej kwestii ; celowo zwlekała po raz setny układając w głowie schemat wyjaśnień, dziękowała w głębi, że Johnny nie stracił jeszcze cierpliwości, choć wydawało jej się, że cały drży w oczekiwaniu na odpowiedź.
    - Czy gdybym powiedziała wcześniej, że w tym lesie istniej stwór rodem z legend, poszedł byś ze mną?

    OdpowiedzUsuń
  78. Kiedy zadała pytanie i podsunęła chłopakowi szklankę, która została opróżniona jednym haustem, ledwo opanowała czknięcie i uświadomiła sobie, że w ich butelce niewiele już pozostało jakże cennej i kojącej zmysły treści. Kojącej aż nadto, ponieważ Eva już zauważyła, że nieco przytłumił się jej wewnętrzny szósty zmysł, a i inne powoli odchylały się nieco w swym funkcjonowaniu. Nie, żeby jej to przeszkadzało.
    Historia Jacka, jak zdążyła go poznać, wydawała jej się bardzo jak na niego prawdopodobna. Posmutniała nieco, kiedy poznała jej finał. Czasami człowiek tak bardzo się postara, aby wyryć swoje imię w czyjeś pamięci, a tymczasem ludzie wybierają bezpieczne, trywialne rozwiązania, nie dając się porwać prawdziwej relacji, która nie ma być przecież tylko sztampowym schematem.
    Ale może Eva miała takie wrażenie, ponieważ w niej samej drzemał ten pierwiastek szaleństwa, który zasiadał za sterem jej życia w najmniej pożądanych momentach? Przywykła do tego, dlatego dusiła się w normalności.
    Autograf więźnia z Azkabanu był już niemałym wyczynem, więc pokiwała głową z aprobatą, parskając śmiechem.
    Wyglądało na to, że to już koniec historii, więc chłopak wykończył butelkę, lejąc resztki alkoholu do jej szklanki. Szczęśliwie wystarczyło by ją wypełnić w całości. Wysłuchała pytania i zapadło między nimi milczenie, podczas któego w konsternacji zastanowiła się nad jego sensem, jednocześnie skupiąc palcami brzegi podstawki pod szklanką z grubym dnem.
    - Nie wiem, czy można to nazwać "zrobieniem najwięcej"... Ja po prostu zawsze przy nim byłam. Nawet wtedy, gdy tego nie widział. Nawet wtedy, gdy sądził, że ja go nie widzę. Nawet, kiedy mnie zdradził. Później też nawet kiedy tego nie chciałam - myślami i tak byłam zawsze z nim i wciąż jestem. Czy to dużo? - spytała, puszczając swoje słowa w eter. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, ile mogłaby mu dać. Zawsze takie pytania zdawały się być odległe o setki lat świetlnych od niej, a przynajmniej wtedy, kiedy nie sądziła, że jej uczucie do Ignotusa jest stałe i tak prawdziwe. Teraz to wiedziała. W końcu przetrwały całą próbę czasu. Wszystkie kłótnie. Wszystkie momenty, kiedy jej przepołowione serce nie było zdolne do tłoczenia krwi. A jednak przetrwało. Mało tego, z każdym dniem było silniejsze. - I odpowiadając na twoje drugie pytanie, nie było takiego dla którego byłam gotowa do wielkich poświęceń i zrobienia praktycznie wszystkiego. Jeszcze kiedyś nie byłabym na to gotowa, a teraz... cóż, jestem.
    Posłała w jego stronę uśmiech. Z jakiegoś powodu cieszyła się, że o to zapytał. Nie zwykła do uzewnętrzniania się, ale czuła się trochę lepiej, bo w miarę jak mówiła, układała sobie wszystko w głowie. Była w tym wielka zasługa Whisky, a może to sama obecność tak pozytywnie nastawionej persony tak na nią działała. Nie znała go tak dobrze, ale wiedziała, że cokolwiek mu powie, będzie to u niego bezpieczne.
    - A ty? - spytała w końcu, kiedy na stole pojawiła się kolejna pękata butelka. - Jak jest z tobą w tym temacie? Mam nadzieję, że weselej.

    OdpowiedzUsuń
  79. Uśmiech na ustach Jima stał się jeszcze szerszy na widok Ślizgona włamującego się do kanciapy Filcha. Na pierwszy rzut oka nie rozpoznał delikwenta, który pewnie też postanowił zabawić się kosztem ofiary większości uczniowskich wygłupów. Gryfon zacierał ręcę, z nadzieją, że wychowanek Salazara nie aktywuje jego niespodzianki i nie padnie ofiarą kreatywności Pottera, bo ten jakże oryginalny pomysł był przeznaczony tylko i wyłącznie dla upierdliwego i zrzędliwego pana chrałaka.
    James przystanął przy osobliwym pasągu jakiegoś czarodzieja, przyglądając się wnikliwie podniszczonym drzwią.
    Dopiero gdy chłopak wyszedł z kanciapy, Rogacz go rozpoznał, a uśmiech na jego ustach się pogłębił. Jack Bizzare. Kapitalny szukający w domowej drużynie Salazara. Prowokator niektórych spektakularnych wydarzeń. Potter nigdy z nim nie rozmawiał, ale musiał przyznać, że chłopak ma żyłkę do robienia dowcipów. Był szczerze zainteresowany tym, co Ślizgon wymyślił.
    - Zakładam z góry, że nie wszedłeś tam po to, aby przywitać się z urokliwym woźnym - zagadnął luźno okularnik z lekką złośliwością w głosie, przyglądając się z uwagą sylwetce odwróconego do niego tylu wychowanka domu węża. W jego oczach pojawiły się iskry ekscytacji. Ale będzie się działo!

    [ Oczywiście, że tak xD Wybacz, że tak krótko, ale odpisuję z telefonu i staram się być treściwa :D ]

    James

    OdpowiedzUsuń
  80. Spodobał mi się wątek w którym Jack usłyszy śpiewającą Mery na błoniach :)

    OdpowiedzUsuń
  81. [Hm, wszystkie są fajne, ale najbardziej pasuje mi chyba wciśnięcie mu przez przypadek eliksiru miłosnego :) Może być śmiesznie :)]

    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  82. [ Hm, ja mogę zacząć, ale dopiero jutro najszybciej, bo dziś mam jeszcze kilka odpisów do skończenia i parę rzeczy do zrobienia. Chyba, że Ty chciałabyś zacząć :)]

    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  83. Nie chcę przysporzyć Ci żadnego kłopotu ale na prawdę prosiłabym gdybyś to ty zaczęła :)

    Mery Jane V.

    OdpowiedzUsuń
  84. Nienawidził wspólnych śniadań, obiadów, kolacji w Wielkiej Sali. Nienawidził takich tłumów ludzi. W sumie w ogóle nienawidził ludzi.
    Tak, Jace Malfoy miał dzisiaj bez wątpienia jeden z gorszych dni. Denerwowanie go było równoważne z samobójstwem.
    Blondyn mieszał bezmyślnie widelcem w prawie pustym talerzu jednym uchem słuchając jego znajomych, a drugim wypuszczając ich słowa kierowane w jego stronę. Ludzie, którzy na co dzień otaczali go byli przyzwyczajeni do częstych "złych dni" Ślizgona.
    Wszystko przebiegałoby znacznie bez większych problemów, gdyby nie to, że w tym samym pomieszczeniu - co gorsza - kilka metrów od niego siedział znienawidzony przez Malfoy'a Jack Bizarre.
    Nie miał pojęcia jakim cholernym cudem ten cholerny idiota dostał się do domu węża. Plamił ich dobre imię i dumę.
    Kiedy obserwował kątem oka wygłupy Ślizgona miał ochotę podejść do niego i przemówić mu do rozsądku jednym strzałem w twarz. Zachowywał się jak prawdziwe dziecko. Westchnął głęboko skupiając całą uwagę na talerzu. Nie minęła minuta, a kolega siedzący obok niego szturchnął go lekko w ramię wskazując Bizarre'a, który postanowił udawać GO. Jace'a Malfoy'a we własnej osobie.
    Koledzy tego plamiącego ród Czarodziei osobnika widocznie odradzali mu ów występek, jednak ten ich nie słuchał. Kiedy Jace podniósł na niego wściekły wzrok reszta jego znajomych wbiła spojrzenie w talerz udając, że nic nie miało miejsca. Kątem oka lustrowali reakcję Malfoy'a.
    Arystokrata wstał rzucając w niego spojrzeniem z piorunami i podszedł do Jack'a czekając aż ten się odwróci. Powoli większość uczniów zwracała na nich uwagę.
    - Co jest Jace? - spytał nie tracąc werwy, jakby na prawdę nie wiedział, co mu grozi. Lekceważąca postawa bruneta jeszcze bardziej go denerwowała. Wciągnął głośno powietrze chwytając go za szatę i lekko podnosząc go do góry odwracając się tyłem do stołu nauczycielskiego. Nie chciał mieć znów kłopotów z powodu wybryków jakiegoś idioty.
    - Takiego też umiesz mnie udawać? - warknął mu w twarz nie zważając na coraz większe zainteresowanie sytuacją ludzi siedzących dookoła.

    [ Wybacz, takie nijakie mi wyszło >.< ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  85. [Gdyby coś było nie tak to krzycz. ]

    Marlenka, z natury była kochliwa osóbka, i każdy, kto choć trochę ją znał doskonale o tym wiedział. W swojej sześcioletniej szkolnej karierze, dziewczyna zakochiwała się i odkochiwała już wiele razy. Do jej ofiar oraz potencjalnych jedynych miłości należeli już Gryfoni, Puchoni i Krukoni.
    Po zeszłorocznym incydencie z udziałem Iana Blake'a i pewnej kompromitującej ją kartki walentynkowej, Marlenka unikała Ślizgonów jak diabeł wody święconej.
    Niestety, jak to się mówi, nie znasz dnia ani godziny, kiedy to tłusty aniołek z łukiem w łapie wpakuje ci w dupsko swoją strzałę. Bach! I miłość gotowa.
    Tak, właśnie było tym razem. Marlenka, po raz kolejny wybrała za swój obiekt westchnień Iana. Dziewczę nasze, nie potrafiło zrozumieć, co on takiego w sobie miał, że wracała do niego niczym bumerang.
    Tym razem, żeby po raz kolejny nie zaznać publicznej kompromitacji, McKinnon, postanowiła być nieco subtelniejsza. Wykorzystała doi tego celu Syriusza. Który zwinął dla niej trochę eliksiru miłosnego z ostatniej lekcji z profesorem Slughornem.
    Marlenka, nasączyła nim kilka kociołkowych piegusków i zastanawiała się jak najlepiej wcisnąć chłopakowi swój prezent . W końcu wymyśliła.
    Widziała kiedyś, że obiekt jej obecnych, dość ulotnych, uczuć rozmawiał kiedyś z Jackiem Bizzarem. Blondynka postanowiła wykorzystać do tego celu właśnie jego.
    - Cześć – przywitała się z chłopakiem, następnego dnia, gdy dopadła go w ciemnym kącie jednego z lochów. - Mam do ciebie prośbę, mógłbyś to przekazać Blake'owi? - Zapytała i nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę.


    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  86. Słuchała tych słów z ogromnym uśmiechem wymalowanym na ustach.
    Te wszystkie obietnice i zapewnienia sprawiły, że czuła się - pierwszy raz od bardzo dawna - szczęśliwa.
    Nareszcie spotkała miłość swojego życia .. osobę, bez której nie wyobrażała sobie swojej dalszej przyszłości.
    Ramiona Jacka stały się miejscem w którym odnalazła spokój i bezpieczeństwo, a jego uśmiech był najlepszym lekarstwem na wszelkie możliwe smutki.
    - Dziękuje - szepnęła i wyzwobodziła się z jego uścisku. Tym jednym słowem chciała przekazać mu tak wiele ..
    Podziękować za wszystko co do tej pory dla niej zrobił .. za to, że mimo swoich dość widocznych wad pokochał ją i sprawił, że stała się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
    - Mam najcudowniejszego chłopaka na świecie, wiesz? - powiedziała z zadziornym uśmiechem, po czym po raz kolejny złożyła na jego wargach delikatny pocałunek.
    Ariana chwyciła jego dłoń i splotła ze sobą ich palce.
    Wciąż nie mogła uwierzyć w to co się stało: bała się, że to wszystko jest tylko pięknym snem, z którego lada chwila zmuszona zostanie powrócić na ziemie.
    Jej doświadczenie w sprawach damsko męskich ograniczało się jedynie do cielesnych aspektów, nigdy nie była z nikim dłużej niż kilka godzin.
    Obawiała się, że mimo swoich starań skrzywdzi Jacka, a tego w żadnych wypadku nie chciała.
    Szybko otrząsnęła się z tej głupiej myśli: teraz oboje byli pochłonięci sobą i swoim szczęściem i tylko to się liczyło.
    - Ja też nie pozwolę cię skrzywdzić Jack i zawsze będę przy tobie. Zawsze. - jakby na potwierdzenie swoich słów ścisnęła mocno jego dłoń i dodała już z większym entuzjazmem w głosie:
    - A teraz wracajmy do Zamku - posłała mu nieśmiały uśmiech i ze ślizgonem trzymającym jej rękę ruszyła w stronę szkoły.

    Ariana

    [ wcale nie było późno, spokojnie :) mi się na szczęście udało coś naskrobać przed szkołą dla Jackiego (+ przez Bizarre'a cały wieczór słuchałam piosenek Adamsa .. jego głos mnie zabija XD) ]

    OdpowiedzUsuń
  87. Jim zachichotał.
    — Filch powinien już dawno być psychicznie przygotowany na bomby-niespodzianki, no ale nie należy do osób rozgarniętych — odparł luźno. Och, Rogacz nie miał wątpliwości, że będzie mieć z niego ubaw po pachy, niezależnie od tego co wymyślił Jack, a z tego co słyszał z opowieści różnych treści, Ślizgona stać na naprawdę dużo i jeszcze więcej.
    — Czym nafaszerowałeś jego norkę? — zaciekawił się. W jego oczach szalały niebezpieczne ogniki. Nawet jeśli to „przedsięwzięcie” miało się skończyć wielogodzinnym szlabanem, było warto. Ale nie doczekał się odpowiedzi Bizzare, bo woźny zdążył w nie chmurze w wtargnąć do swojego gabinetu, ciskając pod nosem setkę zmyślnych przekleństw, które nie mieściły się w głowie Jamesa.
    A gdy tylko otworzył drzwi, przedstawienie się zaczęło i rozległo się wielkie BUUUUUUUUUUUM, skupiające na sobie uwagę wszystkich uczniów przechodzących przez korytarz. Niektórzy z nich, znajdujący się w polu rażenia, w polu naprawili swój błąd, ewakuując się na drugi koniec korytarza.
    Rozszalałe petardy jak nieposkromione smoki rozbłysły tęczą kolorów, terroryzując wysoką półkę z „dokonaniami” ambitnych uczniów, mających na pieńku z woźnym. Ziemia się trzęsła, woźny pod wpływem uderzenia bomb-niespodzianek zatoczył się na podłodze, uderzając całym ciałem o ścianę. Pani Noris uciekał spod kulonym ogonem w stronę Wielkiej Sali, jak zwykle spadając na cztery łapy.
    A James nie mógł przestać się trząść ze śmiechu, mimo że po chwili cisza ogarnęła cały korytarz. Szok i przerażenie malował się na twarzy uczniów, ale i wkrótce oni wybuchli gromkimi oznakami radości. Filcz podniósł się z drobną pomocą drzwi wywalonych z zawiasów i rozglądnął się z niebezpiecznym błyskiem w oczach.
    — Uff, chyba po… powinniśmy się zmywać — zaśmiał się Rogacz w stronę Bizzare, trzymając się za bolący od szczęścia brzuch.
    Chyba nie był w stanie się „zmyć”. Nie miał nawet jak złapać tchu. Mina Filcha była bezcenna. Niedopisania.

    [ nie przepraszaj, jest dobrze, Jack jest świetny :D ]

    James

    OdpowiedzUsuń
  88. Nikt na tym cholernym świecie nie irytował go bardziej niż Bizarre. Miał szczerą nadzieję, że jego dzień nie będzie już gorszy, jednak jak zwykle się mylił. Postawił go na ziemi i popchnął w stronę drzwi. Nie miał zamiaru robić widowiska na środku sali. Ślizgon nie mógł nic zrobić, bo Malfoy popychał go wciąż bez ustanku, aż doszli do drzwi na wielki korytarz, który jak na złość - Bizarre'a oczywiście - był pusty.
    Jace zamknął za sobą ogromne drzwi i zwrócił uwagę na chłopaka. Jego uśmieszek na twarzy najzwyczajniej w świecie go prowokował a nie mógł dać za wygraną i pokazać, że ktokolwiek może mu się sprzeciwić.
    Władza w szkole była bez dwóch zdań jedną z najważniejszych rzeczy w życiu Malfoy'a. Nie mógł pozwolić jakiemuś idiocie tego zniszczyć.
    Uderzył go pięścią w twarz, tak, że Jack runął na ziemię jak długi. Nie miał zamiaru bawić się w pojedynki na zaklęcia. Wolał załatwić to standardowo jak każdy facet. Podszedł do niego, ukucnął i lekko uśmiechnął się ironicznie.
    - Jeszcze raz zrobisz coś podobnego, a skończy się to znacznie gorzej. - mruknął. Usłyszał głośne skrzypnięcie. Odwrócił się mimowolnie i zobaczył stojącą w drzwiach Profesor McGonnagal z grupką uczniów ustawioną za nią, przyglądającą się sytuacji. Nikt nie był zdziwiony. Wiedzieli, że inaczej nie mogło się to skończyć.
    Całe zajście skończyło się odebranymi punktami Slytherinu i szlabanem obydwóch Ślizgonów.
    Kara nie byłaby tak dotkliwa dla Malfoy'a, gdyby nie to, że musiał spędzić ją wraz z znienawidzonym Jack'iem.

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  89. [Przepraszam że tak długo, ale miałam naprawdę dzieżki czas]

    Emily roześmiała się szczerze słysząc jego słowa.
    - Czyżbyś niem wiedział zuchwały Ślizgonie że Gryfoni słyną ze swojej odwagi - powiedziała pewnym siebie, oficjalnym tonem głosu. - Nie boję się ciebie i twoich wyzwań. Sprostam każdemu, choćby najtrudniejszemu - oznajmiła z pewnością siebie. - Wszystko by obronić swój honor... i odzyskać ukochany kapelusz - dodała z rozbawieniem.
    - Znaj moje miłosierdzie. Zamienie się dla ciebie w złota rybkę i spełnię twoje trzy życzenia. Czego żądasz? - spytała, a na jej ustach igrał pewny siebie uśmiech.

    Emily

    OdpowiedzUsuń
  90. Przyjęła tę propozycje z entuzjazmem: perspektywa podziwiania gwiazd wraz z Jackiem wprawiła ją w dobry nastrój, który utrzymywał się aż do wieczora.
    Z niecierpliwością wyczekiwała godziny spotkania, chcąc jak najprędzej ujrzeć ślizgona i znów móc schować się w jego ramionach.
    Na zajęciach, które spędzali oddzielnie całą uwagę skupiała na rozmyśleniach dotyczących ich ledwo co rozpoczętego związku.
    Wyobrażała sobie jak będzie wyglądać ich wspólna przyszłość .. za tydzień, może za miesiąc.
    Ariana siedziała właśnie w pokoju wspólnym, czekając na pojawienie się Bizarra.
    Dzień powoli zbliżał się ku końcowi, więc lada chwila mogli udać się na Wieżę.
    - Jack! - krzyknęła po upływie kwadransu, gdy ujrzała wyłaniającą się zza schodów znajomą sylwetkę.
    Nie zważając na tłum ludzi zgromadzonych w pomieszczeniu, rzuciła mu się na szyję i złożyła na jego ustach lekki pocałunek.
    - Tęskniłam - mruknęła ze smutną miną, która natychmiast zamieniła się w grymas szczęścia.
    Chwyciła go za rękę i splotła ze sobą ich palce, wyprowadzając go z lochów.
    Po dłuższej wycieczce po zamku doszli w końcu do celu: Ariana usiadła obok Jacka, opierając głowę na jego ramieniu.
    W ciszy wpatrywali się w ciemnogranatowe niebo obficie pokryte złotymi gwiazdami.
    Ślizgonka niezbyt dokładnie przykładała się do nauki astronomii, więc większość konstelacji była jej obca.
    Nie zmieniało to jednak faktu, iż widok błyszczących delikatnie gwiazd był niezwykły.
    Ich jasna barwa idealnie kontrastowała z ciemnym odcieniem nieba.
    - Opowiesz mi coś o nich? - zapytała, wskazując gestem złote punkciki.
    W tej chwili nie brakowało jej już niczego: noc, migoczące gwiazdy i ciepło bijące od siedzącego obok Jacka były najlepszymi rzeczami jakie mogły się jej dzisiaj przydarzyć.

    Ariana

    [ i spokojnie, nie ma się co śpieszyć z odpisami (: ]

    OdpowiedzUsuń
  91. [ A wiesz, że wiedziałam jak napisać to nazwisko, ale coś mi się na łeb wryło i napisałam na odwrót. W każdym bądź razie postaram się następnym razem zapisać je poprawnie. ]


    Marlenka miała nadzieję, że jej „prezent” bezpiecznie dotrze do właściciela. Marzyła o tym, by Blake w końcu odwzajemnił jej uczucia, nawet jeśli miałyby być one efektem eliksiru miłosnego. Bizarre nie był może odpowiednim kandydatem na doręczyciela, ale dziewczyna miała zbyt mało czasu by znaleźć kogoś innego. Poza tym większość Ślizgonów ją przerażała. Byli niemili, ponurzy i strasznie wielcy, tak że blondynka musiała zadzierać głowę do góry, by na któregoś spojrzeć. A gdyby poprosiła jednego z nich o pomoc w doręczeniu prezentu dla Iana, jak nic by ją wyśmiali. Z jakiej racji mieli by pomagać Gryfonce? Przyjaciółce Huncwotów i wielbicielce mugolaków.
    Kiedy tego popołudnia, dziewczyna zobaczyła idącego w jej stronę Jacka, dodatkowo trzymającego w dłoniach bukiecik kwiatów, poczuła, że coś poszło nie tak. Cielęce spojrzenie, którym ją obdarzał i błogi uśmiech mogły mieć tylko jedno rozwiązanie. Bizarre, sam zjadł wszystkie kociołki.
    Blondynka podbiegał do chłopaka i załapała go za ramię, ciągnąc w bezpieczne miejsce. W miejsce, gdzie nikt nie usłyszy ich rozmowy.
    - Błagam, powiedz mi, że nie zjadłeś tych kociołkowych piegusków. - Poprosiła, patrząc na chłopaka z nadzieją, choć wiedziała, że szanse na to były bliskie zeru.



    Marlene

    OdpowiedzUsuń
  92. Wiatr delikatnie muskał twarz Mery dając jej wrażenie nieziemskiej lekkości. Ostatnią lekcją były eliksiry, które sobie odpuściła. Wolała oddać się w ramiona swojej pasji. Gdyby tylko mogła śpiewała, by o każdej porze dna i nocy. Nagle poczuła czyjś wzrok na swoich plecach. Przerwała śpiew i lekko się zarumieniła. Odwróciła się i ujrzała przyglądającego się jej chłopaka. Musiała przyznać, że był nieziemsko przystojny i sprawiał, że nogi robią się jak z waty.
    -Cześć-przywitała się ze słodkim uśmiechem na twarzy i zachichotała pod nosem. Chłopak również się uśmiechnął i podszedł do niej. Po jej ciele przeszła przyjemna fala ciepła. Przedstawił się jako Jack Bizarre. Od razu skojarzyła kim jest. Wiele słyszała o jego szalonym trybie życia, który według niej był strasznie dobry.

    [Beznadzieja :( Pozdrawiam !]

    Mery Jane Varien

    OdpowiedzUsuń
  93. Polerowanie pucharów i odznak. Wprost coś pięknego! Miał zamiar ignorować denerwującego Ślizgona, jednak ten - jak się okazało - był totalnym głupcem! Jace nie mógł zrozumieć dlaczego ten chłopak mimo, że mógł oberwać o wiele gorzej - Cruciatusem chociażby - wydawałoby się, że wcale się nie bał. Co więcej - nie wiedział co go może czekać.
    Co z nim było nie tak, że nie widział strachu w jego oczach, który widniałby we wszystkich, którzy znaleźliby się w jego sytuacji.
    - To jesteśmy kwita? - rzucił chłopak z radością w głosie - Masz niezły cios - dodał i zrównał się z Jacem. Blondyn spojrzał na niego zdziwionym i zdenerwowanym wzrokiem.
    - Co jest z Tobą nie tak?! - warknął nagle zatrzymując się w połowie drogi. -Czy Ty naprawdę nie boisz się bólu? - spytał już nieco lżejszym tonem. - był świadom, że może zrobić mu krzywdę i nawet powinien, jednakże nie wiedział, że Jack'a to nawet nie ruszy. Robienie krzywdy komuś, kto szczerze ma to gdzieś.
    Musiał zrozumieć co ten człowiek miał w głowie.

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  94. - Tak samo fascynujące jak zmywanie brudnych naczyń czy sprzątanie w dormitorium? - spytała Jacka ze śmiechem, bo jak dotąd w takich czynnościach jak zmywanie naczyń czy sprzątanie nie widziała nic interesującego. Do dzisiaj, bo najwidoczniej Jack uparł się, by wywrócić cały jej świat do góry nogami. Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek będzie się dobrze bawić przy tak męczącej dla niej czynności, jaką było sprzątanie.
    Gołąbeczki?, Elsa nie potrafiła ukryć swojego zdumienia, gdy usłyszała to słowo. Tak jakby...
    - Czy on myśli, że jesteśmy parą, skoro zwraca się do nas per 'gołąbeczki'? - spytała, gdy tylko przestała chichotać, widząc wybrakowane uzębnienie woźnego. - Czy po prostu uwielbia ptaki i zaraz zacznie się do nas zwracać per 'papużko', 'łabądku', 'kaczusiu', 'kurczaczku'...
    Mogłaby naprawdę długo tak wymieniać, bo po głowie chodziło jej jeszcze parę równie uroczych przezwisk, ale umilkła pod groźnym spojrzeniem Filtcha i uśmiechnęła się do niego uroczo.
    Zaśmiała się cicho, gdy Jack skomentował sposób chodzenia woźnego, który według Elsy wyglądał, jakby pilnie potrzebował wizyty w toalecie, jednak nie powiedziała tego na głos.
    Weszli do Wielkiej Sali i oczy Elsy otworzyły się szerzej. Ponad połowa kamiennej posadzki była cała mokra, większość i tak nie za pięknych ozdób szlag trafił i nie nadawały się do niczego więcej niż wywalenia do śmieci. Jednak najgorszy z tego wszystkiego był wielki tort, który ktoś najwidoczniej wywalił i pobrudził nim nie tylko posadzkę, ale także stoły.
    - I my to mamy posprzątać? - wyrwało się Elsie, z przestrachem oglądającej pobojowisko. W odpowiedzi na to Filtch wepchnął jej w dłonie olbrzymiego mopa i postawił przed nią wiadro wody.
    - Jak tu wrócę, wszystko ma lśnić - powiedział jeszcze woźny i odszedł.
    Elsa obróciła się w stronę Jacka, również uzbrojonego w mopa i wiadro, i wzruszyła ramionami.
    - Jedźmy z tym koksem - powiedziała cicho i westchnęła.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  95. Marlenka nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jak ten czubek mógł zjeść całe pudełko kociołkowych piegusków i to jeszcze nie przeznaczonych dla niego tylko dla Iana.
    W sumie teraz to już jej było wszystko jedno, czy Blake je dostanie czy nie, bo już był jej. Kochał ją bez żadnego eliksiru miłosnego, ale teraz dziewczyna miała nowy problem na głowie.
    Niechcianego adoratora. Blondynka modliła się w duchu, by Ian nie usłyszał gorących wyznań miłosnych Jacka, bo mogłoby się to źle skończyć. Jeśli chodziło o Marlenkę, Ian był strasznie zazdrosny. A z tego, co McKinnon wiedziała to, Blake nie przepadał za swoim kolegą z domu.
    - Jak mogłeś zjeść coś nie należało do ciebie? - Zapytała zrezygnowanym głosem. - One nie były dla ciebie! - Dodała jeszcze, składając ręce na piersi.
    Fakt faktem, komplementy Bizarre były całkiem miłe, ale Marlene wolałaby ich nie słyszeć.
    Spojrzała na niego ze złością. Na niego i ten jego bukiecik.
    - Nie chcę twoich kwiatów. - Powiedziała w końcu i złapała go za rękę. - Chodź ze mną. Musimy zaradzić sytuacji, w której się znalazłeś. - Dodała jeszcze i ruszyła w stronę schodów prowadzących do lochów, modląc się w duchu by profesor Slughorn był akurat w swoim gabinecie.
    Marlene nie zniosła by latającego za nią cały dzień Jacka. A jeszcze gdyby Ian się o tym dowiedział albo to zobaczył nie byłoby jej do śmiechu.
    Ostatnią rzeczą, której chciała była kłótnia z ukochanym.


    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  96. Mery zachichotała pod nosem i poczuła jak jej policzki się rumienią. Nikt nigdy nie prawił jej tyle komplementów, które były bardzo miłe.
    -Dziękuję to miłe-wyszeptała i słodko się uśmiechnęła. Czuła się świetnie w towarzystwie tego chłopaka. Zupełnie inaczej niż przy wszystkich. Wydawał się taki wyluzowany i optymistycznie patrzący na świat. Za godzinę zaczynały się eliksiry. Mery westchnęła i usiadła na ziemi.
    -Taka piękna pogoda, a my mamy się kisić w tych durnych klasach-mruknęła i spojrzała na nadal uśmiechniętego Bizarra.

    [Przepraszam, że takie krótkie. Pozdrawiam :* !

    OdpowiedzUsuń
  97. Nawet nie zauważyła, kiedy butelka znów się napełniła, odbijając skrzące światło lampy ponad nimi.
    Na jej odbitą piłeczkę Jack zareagował konsternacją, przez którą przez chwilę kontemplował nad uniesioną szklanką, będącą w połowie drogi do jego ust. Reeve obserwowała, jak marszczy ładne, symetryczne brwi w zamyśleniu, jakby ważył na szalach to, co może jej powiedzieć, jakby próbował sam przed sobą ustalić pewne fakty i wyciągnać wnioski z galimatiasu w jego głowie. Rozumiała to.
    W końcu jednak odezwał się, a Effy nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc jego słowa. Wszyscy mamy ludzi, dla których jesteśmy gotowi na zbyt wiele, pomyślała, nie panujemy nad tym.
    Pytanie o rodzinę troszkę ją zaskoczyło, ukryła to jednak pod cierpkim uśmiechem, zastanawiając się, dlaczego właśnie to chciał wiedzieć, ale nie było to w żadnym wypadku pytanie sprawiające jej trudności, cóż, a przynajmniej jeśli chodziło o tę rodzinę, z którą się wychowała.
    - Nie znam swoich rodziców - zaczęłą, przesuwając palcem po krawędzi szklanki. - Matka prawdopodobnie zmarła przy porodzie, a ojciec nigdy się o mnie nie upomniał. Dowiedziałam się o tym w sumie nie dawno i teraz go szukam, jakiegokolwiek śladu swojej przesłości - skwitowała, biorac łyk, który przełknęła, krzywiąc się, ponieważ nagle alkohol zaczął ją palić, zostawiając ognistą ścieżkę wzdłuż przełyku. Zostałam adoptowana przez uzdrowiciela, który odebrał mój poród i zapewnił mi dom.
    Przymknęła oczy, czujac napływające pod powieki obrazy, przedstawiające w wielkiej mierze jej dzieciństwo. To cudowne dzieciństwo, które zyskała tylko dlatego, że tego zimnego, wiosennego dnia Nicholas Reeve ją zechciał.
    - Kocham ich, bo dali mi to, czego nie mogłabym nigdy mieć, gdyby nie oni. Rodzice ostatnio są trochę przemęczeni i surowi, ciężko pracują. Tata kieruje Mungiem i moim zdaniem to brzemię jest zbyt wielkie, a ostatnio przecież dodatkowo urosło. Przez wojnę - tym słowem niemalże splunęła - wszystko się pokomplikowało. Ale jest między nami naprawdę dobrze, przestali ingerować w moje wybory. Mama nie mogła mieć dzieci, dlatego adoptowali jeszcze moją siostrę, Charlie. Jest Puchonką i ostatnio nie układa się między nami najlepiej, między innymi dlatego, że pełni rolę szpicla - podsumowała ze śmiechem, który był krótki i bardziej wymuszony, niż by tego chciała. - Ale poza tym, mam jeszcze kuzynów, Bastiana i Eliasa, pseudokapitanów i największych rywali - parsknęła, wywracając oczami. - A ty? Jak jest z tobą pod tym względem? Jaka jest twoja rodzina?

    OdpowiedzUsuń
  98. Marlene nie miała pojęcia, jak rozwiązać zaistniałą sytucję.
    Nie chciał ranić Jacka - ofiary jej eliksiru miłosnego, ale nic do niego nie czuła i nie zamierzała znosić tego niewiadomo jak długo.
    Bizarre niby nie był niczemu winien, ale to, że zjadł kociołki, które nie miały trafić do niego, strasznie ją zirytowało.
    - Jack, kocham innego, rozumiesz. - Starała się mu wszystko racjonalnie wytłumaczyć. - Po prostu te kociołkowe pieguski były nasączone elikisrem miłosnym i miały trafić do Iana, ale je zjadłeś. Nie winię cię za to. Stało się co się stało i idziemy do profesora po to, by dał ci antidotum. - Dodała, zwalniającnieco.
    Musiała jednak przyznać, że zaloty Jacka bardzo jej się podobały.
    Blondynka zastanawiała się, jak zachowywałby sie Blake gdyby dostał od niej te kociołkowe pieguski.
    Niemusiała się tym jednak martwić.
    Jakimś dziwnym trafem - a może to było przeznaczenie - Ślizgon pokochał ją bez elikisru z czego dzieczyna była bardzo zadowolona.
    Kiedydotarli do gabinetu Slughorna, drzwi były zamknięte.
    Najwyraźniej profesor gdzieś wyszedł.
    - O nie - jęknęła Marlene. - I co ja mam teraz zrobić?- Zapytała Jacka, choć nie oczekiwała od niego żadnej odpowiedzi.


    Marlene

    OdpowiedzUsuń
  99. Spojrzał na niego nieco zdezorientowany. Bowiem jak miał się na kimś odgrywać, skoro ten nie bał się bólu? Powinien bez wahania potraktować go Cruciatusem. Powstrzymał się jednak w ostatniej chwili. Nie mógł przecież ujawniać tego kim był i że nie bał się zaklęć niewybaczalnych.
    Nie chciał rozumieć wywodów Jack'a, jednak jakimś dziwnym trafem wiedział o czym ten mówi. Postanowił udawać, że go po prostu nie słucha. Był przekonany jednak, że następnym razem nie powstrzyma się przed rzuceniem tego zaklęcia na Ślizgona. Wziął się bez żadnego słowa za polerowanie pucharów. Zręcznym ruchem podpalił papierosa i wykonywał swoją pracę, która miała się nigdy nie skończyć zważając na ilość pucharów wypełniających salę.

    [ Wybacz za zwłokę oraz za tak krótki odpis... Moja cała wena została wyczerpana -.- ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  100. Przez dobre kilkanaście minut siedzieli wtuleni w siebie, patrząc beznamiętnie w ciemne niebo.
    Jack co rusz zasypywał ją komplementami: Ariana musiała przyznać, iż rola romantyka idealnie współgra z towarzyszącym jej ślizgonem.
    Błyszczące gwiazdy również idealnie wpasowały się w całą tę scenerię.
    W mniemaniu Ariany - która miała niemalże zerowe pojęcie o romantycznych randkach - ten wieczór był idealny.
    Lepiej być nie mogło ..
    Następny ruch Jacka wprawił ją w lekką konsternację.
    Popatrzyła na niego z uśmiechem, gdy jej oczom ukazała się czysta kartka i pudełko z farbami.
    Kolejny z cyklu szalonych pomysłów Jacka Bizarre'a.
    Cały Hogwart nie ma pojęcia o magii .. bo ty jesteś magią ..
    Mimowolnie na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech: uwielbiała słyszeć takie porównania wypływające z ust Jacka.
    Wciąż nie mogła uwierzyć we własne szczęście.
    Miała najcudowniejszego chłopaka pod słońcem i jak na razie wszystko szło po jej myśli.
    Nie wybiegała już tak daleko w przyszłość: liczył się tylko ten moment, w którym Jack był blisko niej. Wszystko inne traciło na znaczeniu.
    Była stuprocentowo pewna, że nie chce być z nikim innym prócz niego.
    Nic nie mogło zburzyć ich spokoju.
    - Kocham cię mój szaleńcu - powiedziała z entuzjazmem, zarzucając mu ręce na szyję i składając na jego wargach subtelny pocałunek.
    - Poza tym po raz kolejny mnie zaskakujesz - dodała po chwili.
    - Najpierw taniec, później cała seria popisów wokalnych a teraz to?
    - Jack, chyba odzywa się w tobie dusza artysty.
    Była niezwykle ciekawa jak chłopak uwieczni ją za pomocą tych leżących na podłodze farb.
    Dotychczas nikt nigdy tego nie robił .. po pierwsze nie miał kto, a po drugie wątpiła czy przystałaby na taką propozycję.
    - Nie mogę się doczekać, aż zobaczę to twoje dzieło - powiedziała i zajęła odpowiednią pozycję.
    Usiadła kawałek dalej od ślizgona, pokazując mu jedynie swój prawy profil.
    Głowę podparła na łokciu, a kilka kosmyków czerwonych włosów zarzuciła na ramiona.
    Uśmiechnęła się delikatnie czekając, aż Jack rozpocznie pracę.

    Ariana

    [ja tam mogę czekać, nie się nie stało :) i dzięki!]

    OdpowiedzUsuń
  101. Lubiła rozmowy z Jack'iem. Z nikim nie mogła porozmawiać ot tak, na każdy temat. Nikt też tak łatwo nie przyjmował wiadomości do siebie, niż on. Chłopak był wręcz idealny do roli "spowiednika". Miała wrażenie, że mogłaby powiedzieć mu wszystko, a to zostanie zachowane w tajemnicy na wieki. Ale nie chciała obarczać go swoimi problemami, miał już nadto swoich. Każde kolejne były zbyteczne.
    Kiedy Ślizgon się do niej uśmiechnął potarła jego ramię. Sama przecież tak rzadko podnosiła kąciki ust ku górze. Wyszli z sowiarni i zaczęli kierować się w stronę zamku.
    - A wracając do naszego przerwanego tematu o muzyce - zaczęła Chan przypominając sobie zlatującego ze schodów Jack'a. Na szczęście po upadku nie został mu żaden ślad. - Jak długo grasz na gitarze? - Zapytała z czystej ciekawości - nigdy nie słyszałam, jak ktoś na niej gra, tak sam - Nie słyszała wielu instrumentów na żywo. Jakoś mało ludzi w świecie magicznym używało tych rzeczy, a ona nie miała dużo okazji przebywać wśród mugoli.

    [przepraszam, że nic nie odpisywałam i że teraz jest to takie krótkie, ale przez moment nie wiedziałam, co odpisać, ale już się zbieram w sobie i wracam!]

    OdpowiedzUsuń
  102. [Powróciłam po urlopie :D kontynuujemy wątek czy coś nowego ? :)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń

  103. Chichot Jima odbijał się od korytarza, niósł taki pogłos, że właściciel śmiechu miał wrażenie, że zaraz pobudzi do życia wszystkich zmarłych, a może nawet same duchy krążące po Hogwarcie. Nie mógł się powstrzymać, po prostu nie mógł. Mina Filcha w tamtym momencie była tak epicka, że nic tylko się turlać ze śmiechu na podłodze, ale — niestety — o wizerunek trzeba było dbać. Skorzystał z dobry intencji Jacka i dał mu się poprowadzić przez korytarz wypełniony po brzegi uczniami.
    — Cii… — Jim przycisnął palec do ust. — Jakby coś to nikt nic nie słyszał i nikt nic nie widział — dodał i znów wybuchnął śmiechem na widok czerwonej twarzy swojego wspólnika tego ekstremalnego dowcipu.
    — Za chwilę umrę… ze śmiechu — wyrzucił z siebie Potter w przerwie na złapaniu oddechu. — Tędy — zasugerował. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i wycelował w nią ścianę, drażniąc kilka jej fragmentów. Pojawiła się w nimi szpara, idealna, aby mogli się przez nią przecisnął. Nie miał zamiaru się dać złapać. Przynajmniej nie z taką ręką, jak już coś miał zamiar wykazać się ruchem oporu, coby „ręka sprawiedliwości” zbyt łatwo ich nie dołapała.
    — Co myślisz — wychrypiał, gdy w miarę wyregulował oddech i przestał się trząść ze śmiechu — aby namówić Irytka do obsmarowania głównego korytarza błotem? — zaciekawił się, poprawiając okulary. Oparł się o ścianę, patrząc na Bizarre z żywym zainteresowaniem. Może ten pomysł nie był szczególnie wystrzałowy, a to był dobry krok, aby znów doprowadzić woźnego do czystej furii. A Irytek pewnie też będzie mieć z tego ubaw po pachy, więc wszyscy na tym skorzystają.

    [ przepraszam, ze musiałaś tak długo czekać, kajam się :< Jack jest świetny po prostu :D ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  104. [Może coś nowego tylko po jakim czasie od tamtego wątku? i czy coś się wydarzyło co miałoby wpływ na ich znajomość ? :)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  105. [A jesteś w stanie zacząć ? :) Byłabym wdzięczna :)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  106. Błonia były przepiękne o tej porze roku, słońce rozpromieniało zieloną trawę a białe, puszyste obłoki delikatnie muskały błękitne sklepienie. Pomimo całego piękna, które w chwili obecnej ją otaczało nie mogła pozbyć się uczucia przygnębienia towarzyszącego jej od wejścia na pokład samolotu we Włoszech. Rzym był wspaniały i w końcu poznała swoją babcię, kobietę doskonałą w każdym calu i przepełnioną miłością do Chloe. Wiedziała teraz więcej niż by chciała, a pomimo tego czuła ulgę, bo w końcu ma na kogo liczyć. Była szczęśliwa, choć zdawała sobie sprawę, że gdyby najbliższa obecnie jej osoba dowiedziała się w jakich okolicznościach zginął jej jedyny syn (charłak nie mający pojęcia o istnieniu magii) znienawidziłaby dziewczynę tak szybko i mocno jak ją pokochała. Chloe dziarsko kroczyła trzymając w dłoni uchwyt od miniaturowej walizki. Ciepły wiatr rozwiewał jej włosy, a słońce raziło w oczy tak, że musiała je mrużyć. Nagle dostrzegła w oddali czerwonowłosą postać, zachichotała mimowolnie, nie rozumiejąc jak można farbować włosy na tak intensywne kolory. Spojrzała w tamtym kierunku jeszcze raz i nagle nie mogła się poruszyć, oto chłopak, któremu zaufała właśnie trzymał za rękę inną. Całą siłą woli skutecznie przybrała obojętny wyraz twarzy i podążyła w kierunku Jacka.
    -Hej - wyszeptała z ironicznym uśmiechem na twarzy. Jej serce pękło.

    Chloe
    [Wątek może wyjść bardzo ciekawie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  107. Z pękniętym sercem ciężko oddychać, myśleć, uciekać. Czuje się za to wszystko podwójnie jakby podzielony na dwa kawałki, najważniejszy organ w organizmie dostawał podwójnej mocy. Nie mogła wydobyć z siebie słowa, poczuła rosnącą gulę w gardle. Spuściła wzrok i znowu się uśmiechnęła, wewnętrznie krzycząc z bólu i nienawiści. Dlaczego wtedy nie odeszłaś, dlaczego pozwoliłaś mu wejść do swojego dormitorium, dlaczego jesteś tak głupia, że mu zaufałaś. Spojrzała na chłopaka, zupełnie ignorując jego towarzyszkę. Przez pół sekundy na jej twarzy zagościło czyste cierpienie, które szybko ustąpiło miejsce jakiejś obojętnej minie bez żadnego wyrazu.
    -Żegnaj Jack..- szepnęła i pragnąc jak najszybciej oddalić się od niego, szarpnęła walizkę i powędrowała ku zamkowi. Po jej twarzy spływały gorące łzy, których już nie była w stanie kontrolować, nie odwracała się, nie myślała, po prostu umierała z bólu.

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że to ostatnie słowa, które do niego wypowiada.

      Usuń
  108. Ariana siedziała tak przez kilkanaście długich minut, patrząc z podziwem na to co w danym momencie wyprawiał Jack.
    Jej chłopak w pasją w oczach zostawiał na białym płótnie różnokolorowe ślady.
    Nie potrzebował nawet pędzla: jego palce pod wpływem tego gwałtownego przypływu weny zamieniły się w najprawdziwsze malarskie narzędzie.
    Co chwilę zamaczał je w pudełeczkach z farbami, natychmiast przenosząc nadmiar farby na kartkę.
    Zaczynała coraz bardziej się niecierpliwić.
    Bierne tkwienie w tej samej pozycji stawało się męczące, a poza tym nie mogła doczekać się ujrzenia skończonego obrazu.
    Po chwili poczuła na swojej skórze ciepły dotyk jego ust oraz mokrą farbę ściekającą jej po szyi.
    Oparła się dwoma łokciami o brzuch Jacka, patrząc na niego z góry.
    Podniosła leżąca na podłodze kartkę i wlepiła zaskoczone spojrzenie w pracę.
    Na moment zaparło jej dech w piersiach. Nie wyobrażała sobie takiego efektu .. to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
    Bizarre w doskonały sposób przeniósł jej zewnętrzne cechy wyglądu na kartkę papieru.
    Jasnymi odcieniami namalował twarz, którą okalały krwisto czerwone włosy.
    Ich intensywna barwa idealnie kontrastowała z pozostałymi kolorami: granatem i złotem.
    Całość tworzyła zdumiewająco magiczny efekt.
    Ślizgonka nie mogła oderwać wzroku od swojego portretu: może ciut wyidealizowanego, ale przecież nie mogła polemizować z wizją artysty.
    W końcu przelał na papier wszytko to co zarejestrował jego wzrok.
    - Jackie - zaczęła, chcąc odpowiedzieć na jego pytanie.
    Nie wiedziała jak wyrazić swoją opinie .. brakowało jej słów by określić to co aktualnie przelatywało jej przez myśli.
    - Jest piękny - dodała w końcu i spojrzała na niego ze szczerym uznaniem.
    Na chwilę podniosła się, uwalniając Jacka z tej niewygodniej dla niego pozycji i chwyciła w dłonie dwa pudełeczka z farbami.
    Zamoczyła palce w błękicie i żółci, ponownie nachylając się nad ślizgonem.
    Koniuszkami palców wodziła po jego twarzy, którą teraz dzieliły jedynie milimetry od jej własnej.
    Kreśliła na niej niezidentyfikowane wzorki, przestając dopiero wtedy, gdy na jego skórze nie pozostał już żaden wolny fragment.

    Ariana

    [ ja większość wolnego czasu i tak spędzam na drugiej karcie, więc się nie przejmuj, że nie masz kiedy odpisać :) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [+ po przeczytaniu tego powyższego odpisu pomyślałam, że fajnie byłoby to jakoś wykorzystać :D jakiś motyw z nakryciem go, zdradą.. bo za sielankowo jest trochę :C *lubie męczyć swoje postacie*]

      Usuń
  109. - Nie sądzę, iż instrumenty są mało magiczne - wzruszyła ramionami odwracając wzrok z chłopaka na trawę. - Mają w sobie coś niezwykłego. Niezależnie od tego czy jest gitara, skrzypce, czy fortepian - wyliczyła. Dla niej w instrumentach piękne było to, że tylko ci, którzy ciężko nad nimi pracują, potrafią wytworzyć z nich kojące dla ucha dźwięki. Była ciekawa tych dziwacznych popisów Jack'a. Bardziej chciałaby usłyszeć jego styl, niż wolnych melodii. Ich miała nadto przy swoich skrzypcach.
    - Chyba każda mama ma jakieś ambicje, by kazać coś dziecku robić - westchnęła przypominając sobie swoją przygodę z tym pięknym instrumentem. - Mi podarowano skrzypce chyba w wieku ośmiu lat, jak nie więcej. Na pewno przez nauką w Hogwarcie. Na początku nienawidziłam tego instrumentu. Szczerze. - skrzywiła się na samą myśl o tych wszystkich fałszywych dźwiękach. Potrafiła nawet rzucić skrzypcami o podłogę, ale one w jakiś magiczny sposób nigdy nie chciały się zniszczyć. - Teraz jednak nie wyobrażam sobie bez nich życia. - pokiwała w zamyśleniu głową, a następnie się ożywiła powracając wzrokiem do Ślizgona.
    - I dlaczego twierdzisz, że ludzie wyśmiewają się z innych? To nieprawda Jack, nie wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
  110. Słysząc za sobą głos Jacka, otarła wierzchem dłoni mokre policzki, a na jej twarzy zagościła beznamiętny wyraz. Odrzuciła jego rękę i zaśmiała się ironicznie.
    -Pretensje? Jack o czym ty mówisz..?-spojrzała na niego z pogardą, po czym odrzuciła błyszczące włosy do tyłu. - Pomiędzy mną i tobą nic, nigdy nie było. To wszystko to tylko zabawa. - uśmiechnęła się tajemniczo i zmrużyła oczy. - To było bez znaczenia, jak wszystko co powiedziałam. - wyprostowała się i przybrała wyzywającą pozę. - Jak widać mogę mieć każdego.
    Każde kolejne kłamstwo przychodziło jej z coraz większą łatwością, bez skrupułów, jakby cały ból przerodził się w warstwę ochronną. Nigdy nikomu nie zaufa i sprawi, że nigdy nie będzie traktowana jak ofiara.
    Chloe

    OdpowiedzUsuń

  111. Adrasteja najpierw wyciągnęła z kieszeni swoją cyprysową różdżkę od Jimmy'ego Kiddella a dopiero potem otworzyła usta by udzielić towarzyszącemu jej chłopakowi odpowiedź na zadane chwile temu pytanie.
    - Nie mam pojęcia gdzie dokładniej. - odpowiedziała szeptem.
    To było czyste szaleństwo. Rhamnusia wiedziała tylko, że potwór z legend istnieje i masz się dobrze w Zakazanym Lesie. Jak daleko będą musieli iść? Tego nie wiedziała, liczyła jedynie na łut szczęścia.
    - Kiedy spotkałam go za pierwszym razem nie wydawało mi się żebym szła długo, ale z pewnością gdzieś na zachodzie to było.
    Rhamnusia kroczyła cicho starając się nie narobić zbędnego hałasu, chociaż wiedziała doskonale, że stwór ich usłyszy z kilku kilometrów a nawet wyczuje po zapachu. Z każdym krokiem napięcie i strach w niej rosły, aż w końcu musiała z wysiłkiem opanować drżenie.
    - Legenda mówi, że dusze zmarłych wędrowców, którzy zmarli daleko od swoich domów zamieniają się w cień peryta. Ma ciało dużego jelenia i orle skrzydła.
    Wyszeptała w skrócie to co wyczytała w opasłej księdze poświęconej legendom i mitom, oraz magicznym stworzeniom, które według autorów były bajką i wymysłem, bo w końcu nawet najbardziej magiczny stwór nie mógł rzucać ludzkiego cienia, to przeczyło wszelkim prawom. Koniec i kropka.

    OdpowiedzUsuń
  112. Mery zamyśliła się przez chwilę. Kusiło ją zerwanie się z ostatnich lekcji. Przecież jak raz tak zrobi świat się nie zawali.
    -Z chęcią zerwę się z ostatnich lekcji-wyśpiewała te słowa i zatrzepotała rzęsami. Z chęcią spędzi czas z tym młodzieńcem, który wydaje jej się bardzo ciekawą osobą. I w tym momencie stało się coś czego nikt by się nie spodziewał. Po policzkach Mery Jane zaczęły spływać łzy. Dziewczyna nie mogła sobie wy darować, że choć na chwilę zapomniała o zmarłej ciotce. To dla niej było coś okropnego.
    -Przepraszam, ale moja ciotka nie żyje, a ja o tym zapomniałam- wyjaśniła dość chaotycznie i spojrzała zapłakanymi oczętami na Jacka.
    Westchnęła cicho i zaczęła śpiewać. Starała się zająć czymś to zagłuszy ból i nie chciała również zawracać głowy innym jej problemami.

    [Znowu krótkie uggghhh.. jeśli Ci się coś nie podoba to przepraszam :) ]

    Mery Jane Varien

    OdpowiedzUsuń
  113. Dłoń Jacka była przyjemna w dotyku, miękka i delikatna, zupełnie nie pasująca do tego wesołego dryblasa z szaleńczym błyskiem w oku. W ciszy dała się poprowadzić chłopakowi do najbliższej kawiarenki, która jakby na zawołanie wyrosła spod ziemi. Nie była tutaj wcześniej. Przechodząc przez drzwi, które Ślizgon szarmancko przytrzymał (chyba nadal gryzły go wyrzuty sumienia za przewrócenie jej w śnieg), rzuciła okiem na szyld wiszący tuż nad jej głową. Niewyraźnie złote litery układały się w napis Plumpkoschron. Nie do końca wiedziała, co to ma oznaczać, ale zdała się na dobry gust Jacka i przekroczyła próg kawiarni.
    Wnętrze urządzone było… Ciekawie. Oczywiście, jeśli kogoś interesują kapsle z kremowego piwa i suszone pomarańczowe rzodkiewki. Poza tym, było całkiem znośnie, chociaż unoszący się w powietrzu zapach stęchlizny skutecznie utrudniał oddychanie. Jo przeszła za Ślizgonem do jednego z wolnych stolików, starając się wciągać jak najmniej powietrza i uśmiechnęła się uprzejmie, gdy odsunął jej krzesło. W sumie, to Bizarre nie był taki zły, na jakiego wyglądał.
    Już kiedyś zwróciła uwagę na jego brązowe włosy na korytarzu, ale dopiero teraz dotarło do niej, że to właśnie on był ich właścicielem. Poza tym, w piwnych oczach chłopaka kryły się iskierki szaleństwa, które sprawiały, że nie wiadomo było, czego można się po nim spodziewać.
    Niepewność w jego głosie, gdy zaczął rozmowę była urocza. Nie wiedzieć czemu, na usta czarownicy wpłynął mimowolny uśmiech, sprawiając, że ukazała w całości swoje uzębienie.
    - Nie mów, że konwersacja ze mną jest dla ciebie aż tak wielkim stresem? Wielki pan Bizarre rumieni się jak panienka przy pierwszej lepszej Krukonce? No, no, muszę to sobie zapamiętać.
    W tym momencie do ich stolika podeszła ubrana w coś przypominającego jajecznicę kelnerka i położyła przed nimi dwie szklanki czerwonego naparu. Jo sięgnęła po swoją porcję i uniosła do ust kubek. Jeszcze zanim płyn zdążył przepłynąć jej do gardła, poczuła jego paskudny smak, coś jakby rozpuszczone w wodzie fasolki Bertiego Botta z tych mniej pożądanych przez ogół społeczeństwa.
    Niewiele myśląc, wypluła całą zawartość ust prosto na zszokowanego Jacka, którego twarz nagle pokryła się czerwonymi kropkami, sprawiając, że wyglądał jak chory na smoczą ospę.
    - Święty Mungu, co to za paskudztwo? – wycharczała dziewczyna, serwetką czyszcząc język, jakby miało to w jakimś stopniu zniwelować okropne odczucie. Dopiero wtedy spojrzała na swojego towarzysza i ledwo powstrzymała się od śmiechu. – Przepraszam, nie chciałam!
    Nabrała do ręki większą porcję chusteczek i nachyliła się nad chłopakiem, by wytrzeć mu czerwony płyn z jego pogodnego zazwyczaj oblicza. Tym samym potrąciła szklankę Ślizgona, wylewając jej zawartość na ubranie czarodzieja. Z krzykiem usiadła z powrotem na swoim miejscu i z przepraszającą miną popatrzyła na Jacka.
    - Wybacz, straszna ze mnie niezdara.

    Hawkins

    [Od razu mówię - obydwoje mieli pić wywar z tykwobulwy, ale coś im nie wyszło :D I przepraszam za długi czas odpisywania oraz znikomą jakość odpisu, ale nie umiałam się zebrać to uno, a due, zbyt pochłonął mnie związek Jo, wybacz :<]

    OdpowiedzUsuń
  114. [Heej. Ale on jest śmieszny, taaaki szalony. <3 Zapraszam do wąteczków, albo powiązania z moją postacią. :)]

    OdpowiedzUsuń
  115. [ bym zapomniała: Ariany już niestety nie ma :c więc uderzam z innej strony proponując zamiennie wątek z moim Puchasiem.
    Z Ianem Jackie się raczej nie dogada, poza tym on jest zarezerwowany do tych złych wątków, a z Jack'iem sobie takiego nie wyobrażam, więc oczywiście w razie chęci możesz się zgłosić po urlopie i coś się wymyśli :) ]

    Toby Foster / Blake.

    OdpowiedzUsuń
  116. - Ostatnio byłem na pogrzebie matki.
    Szklanka trzymana przez Evę zawisła w połowie drogi do ust, zanim powolnym wystudiowanym ruchem odstawiła ją ponownie na drewniany stół. Jeśli dała po sobie jakiekolwiek inne oznaki osłupienia, to tylko poprzez wzrok zogniskowany na twarzy Jacka, uważnie studiujący każde jej zakrzywienie i zmianę w mimice Ślizgona, kiedy opowiadał o swojej matce i wykluczeniu, jakiego doznał ze strony rodziny oraz pozornie najbliższych mu osób, które zapomniały o jego istnieniu kiedy tylko nie był w stanie dać im tego, czego potrzebowali. Znała to, oczywiście, że znała to z autopsji i doświadczyła, choć może w nieco innym stopniu.
    Reeve nie wiedziała co może powiedzieć, mimo że na usta cisnęło jej się wiele, chociaż bynajmniej nie słów pocieszenia czy złotych sentencji, ale wydawało się, że odpowiedni na to moment nie miał nadejść, bowiem słowa przepełnione żalem wylewały się z ust Bizzare'a jedno po drugim, sprawiając Effy pieczenie w gardle. W końcu, kiedy Jack w jedną chwilę wychylił szklankę wypełnioną po brzegi złocistym trunkiem i zadał jej pytanie, Effy zrozumiała, że to koniec opowieści.
    Zanim jednak cokolwiek powiedziała, usłyszała pytanie.
    - Nie ufam ludziom - odparła cierpko, przesuwając palcem po krawędzi szklanki. - Mogę dobrze się z nimi bawić, być blisko, ale nie wierzyć. W zasadzie to jest taka osoba, James. Znam go całe życie, prawdopodobnie wiem o nim wszystko, może nawet więcej niż Syriusz, ale jak pewnie słyszałeś z plotek, które się rozprzestrzeniły, obecnie nie rozmawiamy ze sobą wcale, bo okazało się, że nie jesteśmy stworzeni do tego, żeby stanowić parę - prychnęła, odgarniając niesforne kosmyki, które opadły jej na oczy, przesłaniając widok, i tak już zamroczony przez spożyte procenty wariujące w krwioobiegu. - Więc jeśli chodzi o to, czy mam przyjaciół, to, nie licząc Pottera, są ludzie, którzy okazali się nimi, kiedy się tego najmniej spodziewałam, ale to wciąż tylko na siebie liczę - urwała, wyłamując sobie zastane kostki w rękach. Chyba nic więcej nie miała do dodania.
    - Potrzebujesz ich? - rzuciła w eter, jeszcze intensywniej szukając odwzajemnienia jej spojrzenia w jego nieco zaczerwienionych oczach. - Każdy potrzebuje... kogoś, ale ty potrzebujesz akurat ich? Ojca? Obłudnej rodziny, z którą najwidoczniej łączy cię tylko krew?
    Sama nie wiedziała, czy chce otrzymać odpowiedzi na te pytania.

    OdpowiedzUsuń
  117. [Wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz, wracasz? No kiedy wracasz?! :d ]

    OdpowiedzUsuń
  118. [wymyślanie pomysłów na wątki jest straszne .... ok, oboje są szukającymi więc można by się uczepić Quidditcha, polowanie na znicz itd. Chociaż to jest już trochę oklepany temat :c albo Toby nad jeziorem poluje na jakiegoś morskiego potwora, Jack się jakoś przyłącza a dalej nie wiem ...]

    OdpowiedzUsuń
  119. [ Nawet nie wiesz jak się cieszę :D Nie mam pojęcia co z naszym wątkiem - tamten był wymyślony by coś się działo, ale jeszcze się nie rozkręciliśmy ... nie mam też pomysłu na nowy :< Zostawiam to w twoich łapach. ]

    OdpowiedzUsuń
  120. [ nareszcie ! :) jakiś nowy, ale wciąż musi być jakoś związany ze "zdradą" Jack'a. Np. Ariana przeprowadziła się gdzieś i cóż Chloe będzie za wszelką cenę starać się udowodnić chłopakowi że nic dla niej nie znaczy itd. Np. przez ten czas spała z kilkoma chłopakami i doszło to do Jack'a, który chce z nią pogadać ? :)]

    Chloe/Polly

    OdpowiedzUsuń
  121. [jasne, Hogsmeade też pasuje^^ tylko raczej niech się założą o to przepłynięcie jeziora, Toby z jego szczęściem pewnie by się połamał skacząc z dachu. I najważniejsza sprawa: kto zaczyna? :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ ja zacznę, za chwilę spróbuje coś napisać :) ]

      Usuń
  122. Toby Foster: puchon kojarzony przede wszystkim z ogólnego siania chaosu, zniszczenia i innych znanych ludzkości klęsk. Dzieciak z tysiącem pomysłów na minutę, przy czym każdy kolejny był w opinii czarodziejskiej społeczności coraz bardziej szalony i daleko odbiegający od normy. Kroczył przez życie z dewizą: przede wszystkim zabawa.
    Nie przejmował się konsekwencjami swoich wygłupów, a szlabany kolekcjonował jak karty z czekoladowych żab - które rzecz jasna uwielbiał, a jego kolekcja już dawno przekroczyła równy tysiąc.
    W sobotni ranek obudził się jak zwykle z szerokim uśmiechem na ustach, w podskokach wyskakując z łóżka i pośpiesznie wkładając na siebie jakieś mugolskie ubrania i pakując do torby najpotrzebniejsze rzeczy.
    - Dzisiaj Hogsmeade! - krzyknął z entuzjazmem, wybiegając z pokoju wspólnego Hufflepuffu, przechodząc po drodze obok znajdującej się w pobliżu kuchni, do której rzecz jasna musiał wstąpić i już o tak wczesnej porze uprzykrzyć życie szkolnym skrzatom i już po upływie kilku minut znalazł się pod bramą Zamku.
    Wkroczył na zalane wiosennym słońcem szkolne błonia, mrużąc oczy przed jego oślepiającymi promieniami. Fakt iż nie miał z kim wybrać się do wioski ani na moment nie zgasił jego zapału. Wręcz przeciwnie, szedł tam z myślą, że spotka kogoś godnego uwagi, kogoś kto sprawi iż ten dzień nabierze jeszcze większych, bardziej wyrazistych kolorów.
    Po trzydziestu minutowym spacerze znalazł się wreszcie w wiosce. Stanął na samym środku ruchliwej uliczki, zastanawiając się gdzie udać się w pierwszym rzędzie.
    - Wrzeszcząca Chata? nieeee. Miodowe Królestwo? - Uśmiechnął się na samą myśl o ulubionym sklepie ze słodyczami, ale natychmiast pokręcił głową.
    - Trzy Miotły! - westchnął i ruszył wprost do gospody. Sam nie wiedział dlaczego właśnie to miejsce wpadło mu do głowy. W końcu nigdy specjalnie nie przepadał za Ognistą Whiskey, a nawet kremowe piwo omijał szerokim łukiem. Dziś jednak instynkt podpowiadał mu, że właśnie tam musi się znaleźć, na siłę popychał go do zalanej tytoniowym dymem knajpy.
    - Miodowe Królestwo to to nie jest... ale podoba mi się - rzucił pod nosem i stanął przed wysokim, drewnianym kontuarem. Pozytywny nastrój ani na moment go nie opuścił, gdy z pewną ekscytacją zamówił szklankę trunku.
    - Pora zacząć przygodę.
    Wziął do ręki szklankę napełnioną po brzegi bursztynowym płynem: podstawił ją pod nos, a następnie przyłożył do ust i niepewnie wypił jeden duży łyk. Skrzywił się lekko, gdy Whiskey zaczęła delikatnie palić jego gardło. Po opróżnieniu połowy zawartości szklanki jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył: jak na osobę, która po raz pierwszy w życiu miała styczność z tak mocnym alkoholem, Tobias trzymał się zdecydowanie dobrze. Rozłożył się wygodnie na krześle, opierając się łokciami i wlepił wzrok w drzwi gospody, w nadziei iż zaraz coś się wydarzy, że ktoś wpadnie do środka i dosiądzie się do jego rażącego w oczy stolika.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  123. Adrasteja ignorowała swoją wybujałą wyobraźnie, która co krok wymyślała na poczekanie nowe ruchy w ciemności, a czasem i odgłosy. Starała się myśleć racjonalnie, na tyle ile pozwalała sytuacją, w końcu skupiła się na własnych krokach i biciu swojego serca, a może to Jackowi tak mocno łomotało w klatce? Krew na pewno szumiała jej w uszach i coś kuło ją pod lewą piersią.
    - Wie. - odpowiedziała krótko, szeptem który w ciszy lasu wydawała się głośniejszy niż normalnie. Wszystko jakby dookoła nich zamarł, zaszli już bardzo daleko i Rhamnusia była pewna, że już dawno minęli miejsce jej poprzedniego spotkania ze stworem z legend. Czym kierowała się Adra w tej piekielnej wędrówce? Bo przecież nie chęcią zbadania magicznego stworzenia ...
    Ciemność ich pochłaniała, szykując się do ataku w najmniej spodziewanym momencie.
    - Czekaj ...
    Usłyszała i posłusznie się zatrzymała, dreszcz przeszedł po jej ciele a nieprzyjemna fala strachu zalała ją od czubka głowy po stopy. Różdżkę cały czas miała w pogotowiu, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że na większość zaklęć bestia jest odporna. Coś poruszyło się w oddali, usłyszała to bardzo niewyraźnie i ledwo jej mignął cień, Johanny za to był bardziej spostrzegawczy. Nie musiał powtarzać, nie było miejsca na zastanawianie się nad taktyką, trzeba było po prostu działać. Zaklęła cicho pod nosem , czego nie miała w zwyczaju robić gdyż nie było okazji. Dodała do tego jeszcze wyrafinowany epitet i śmignęła w stronę najbliższego drzewa. Gruby pień piął się mocno w górę, a gałęzie na całe szczęście było solidne. Coś przebiło jej cienką skórę na dłoni, a ciepła strużka krwi popłynęła jej po nadgarstku do rękawa.
    - Johnny? - zawołała by upewnić się gdzie czmychnął ślizgon.
    Mocno wstrząs poruszył drzewo, kilka zasuszonych jesienią owoców poleciało na jej głowę. Tego się nie spodziewała. Oż w mordę gumochłona– wyrwało jej się z ust, kiedy jasne tęczówki spuszczone w dół ujrzały, monstrualnych rozmiarów poroże peryta. Jego oddech przypominał wzmagający się wiatr. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny.
    Żałowała, że nie zdążyła powiedzieć chłopakowi więcej na temat stworzenia. Na przykład to, że zaklęcia to dla niego pieszczoty a ludzkie mięso to delicje.
    - Sectis!
    Wycelowała różdżką w największy boczny konar a purpurowy promień ułamał drewno, które przygniotło perytona. Nerwowo rozejrzała się w poszukiwaniu kompana.

    OdpowiedzUsuń
  124. Jesteś niczym. Ziarnkiem piasku przemieszczanym przez wiatr. Kruchą łzą wchłoniętą przez materiał chusteczki. Nosisz w sobie ten nieopisany brak, coś, co Cię wyniszcza i tworzy zarazem. Cierpienie, ból i jedno z najgłębszych doświadczeń, jakie było Ci dane przeżyć – śmierć. Pragniesz jej. Bardziej niż czegokolwiek. Jest dla ciebie paradoksalnym deszczem, który w głębi swego znaczenia przynosi życie. A ty przynosisz tylko śmierć i to ona doprowadzi do Twojego upadku.
    Z takimi oto myślami w swojej małej obolałej głowie Chloe wędrowała na wieżę astronomiczną. Ból rozrywał jej czaszkę, a każdy najmniejszy szelest powodował potok łez. W połowie schodów przystanęła opierając się o chłodną ścianę. Chciała umrzeć, cierpienie powodowało napad paniki i myśli samobójcze, do których zdążyła przywyknąć. Wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki papierosa, po czym zaciągnęła się nim. Szła powoli starając się za wszelką cenę nie myśleć nic nie czuć. Będąc prawie na szczycie usłyszała ciche zawodzenie.
    - Och... Jakimże trzeba być idiotą, by utracić taki skarb? Czemu ja głupi nie czekałem? Fakt.... Nie dała mi znać o swoim wyjeździe, ale powinienem być jak wierny pies i z nadzieją wyczekiwać jej co noc na tej właśnie wieży.... Szkoda, że widzę to dopiero teraz....... Ale przynajmniej czekam.....
    Słysząc te patetyczne i żałosne wyznania z ust kogoś, kto obecnie była dla niej czymś w rodzaju bezużytecznego źdźbła trawy. Nie zwracając najmniejszej uwagi na obecność chłopaka podeszła do balustrady. Nie chciała myśleć, nie chciała nic czuć, szczególnie zaś tego cholernego bólu głowy.

    Polly/Chloe

    OdpowiedzUsuń
  125. Chłopak był tak zaabsorbowany wypróżnianiem chyba już piątej - a może i szóstej - szklanki trunku, że nie zauważył otwierających się drzwi gospody. Przed oczami miał jedynie niezidentyfikowane mroczki, a głowa huczała mu jak po czołowym zderzeniu z wyjątkowo twardym murem. Ognista Whiskey spowodowała jednak, iż poczuł się zdolny do wszystkiego. Czuł jak pokłady energii, które na co dzień kumulowały się w jego organizmie, tylko czekają na spektakularny wybuch. Adrenalina zmieszana z alkoholem powoli przepływała przez jego żyły, a cichy głos podpowiadał mu tylko jedno: zrób coś, wyrwij się z tej obskurnej nory i zrób coś szalonego!
    Z hukiem odłożył szklankę na stolik, przy okazji rozlewając resztkę jej zawartości, gdyż donośny głos który dopiero co usłyszał wyrwał go z wcześniejszych zamyśleń.
    Czy jest ktoś w tej karczmie na tyle odważny, by zmierzyć się ze mną w wyścigu wpław przez jezioro?! - Osobnik, który wyskoczył z ową propozycją nie musiał długo czekać na odpowiedź.
    Toby wstał z krzesła, lekko chwiejąc się na nogach i podszedł do niego, uśmiechając się promiennie. Kochał zakłady i miał ich na swoim koncie niezliczoną masę. A przepłynięcie jeziora było jego zdaniem jednym z najłatwiejszych zadań jakie ktokolwiek i kiedykolwiek przed nim postawił.
    ... jeśli nie liczyć mieszkających w tych głębiach trytonów, kałamarnic, ośmiornic, druzgotków .. a nawet wielkiego krakena, szefa wszelkich morskich stworzeń, w którego istnienie Toby wierzył od najmłodszych lat ...
    - Jaaaa chce! - krzyknął z podekscytowaniem, podnosząc do góry jedną rękę, zupełnie jak podczas odpowiedzi na zajęciach z transmutacji.
    Wizja spotkania w jeziorze któregoś z potworów jeszcze bardziej nim zakręciła. - Toby Foster zgłasza się na ochotnika. - Wypiął dumie pierś, starając się wyglądać poważnie. Jednak jego przeczucia sprawdziły się: przygoda której tak wyczekiwał sama do niego przyszła, a jeśli dodatkowo ma wygrać kolejną porcję Ognistej Whiskey ... same plusy.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  126. [Możemy kontynuować, możemy zacząć nowy, jak ci wygodniej ^^ I oczywiście witaj z powrotem :D]

    Jim

    OdpowiedzUsuń
  127. Pierwsza myśl która pojawiła się w głowie Rhamnusi po tym co zrobił Jack była mało przyjemna.

    Kiedy Adrasteja spędzała godziny w bibliotece szkolnej i latem w czarodziejskich zbiorach jej dziadka, sama nie mogła oderwać oczu od szkiców magicznego zwierzęcia, a dopiero jak by się zachowała gdyby go zobaczyła na żywo! Peryt od małego występował w jej sennych marzeniach, jednak od kiedy przez nieszczęsliwy wypadek wpadła pod jego kopyta, peryt zamienił się w koszmar. Od zawsze zdawała sobie sprawę z jego potęgi i piękna jakie w sobie skrywał, jednak nie dało się przeoczyć faktu, że byl bestią. Najgorszą z najgorszych, niebezpieczną. Nic dziwnego, że dla reszty społeczeństwa żyje wyłącznie tylko w legendach -nikt w tych czasach nie przeżył spotkania z pół jeleniem, pół orłem.

    Kiedy peryt na chwilę znieruchomiał a potem wolnym krokiem skierował się w stronę ślizogna, dziewczyna stała oniemiała przyglądając się temu z dozą zmieszania i strachu. Zwierzę załomotało potężnymi skrzydłami, co Adra Stea odczuła jako silny podmuch wiatru, który o mało co nie zrzucił ją z gałęzi. Dwumetrowy peryt wydawał się uspokojony dziwnym odgłosem. Może jeszcze wyjdą z tego cało. Adrasteji zależało jedynie na kawałku poroża.
    Kiedy odsunęła się od pnia drzewa i bezszelestnie przesunęła się do przodu by przyglądać się niesamowitemu widowisku, coś chrupnęło pod jej nogami. Raz ciszej a później już tylko jej krzyk zagłuszył kolejny trzask. Zwierzę z początku tylko poruszyło uszami, ale kiedy gałąź na której stanęła dziewczyna ułamała się, spadając na ziemię, peryt udeptał ziemię kopytami, zaryczał mocarnie i uniósł swój tors do góry machając kończynami, tak by trafić w chłopaka.

    Adrasteja boleśnie wylądowała na ściółce, niezgrabnie podnosząc się spod sterty liści, patyków i zasyczała jak rozwścieczona kota. Kątem oka dostrzegła rozbestwionego stwora, próbującego wgnieść w chłopaka w ziemię, na oślep jednocześnie próbując znaleźć różdżkę, która przy upadku poleciała w gdzieś.
    - Sursum!
    Wykrzyczała kiedy w końcu wymacała dobrze sobie znane drewienko. Peryt pod wpływem zaklęcie przewrócił się.
    - Jack! W nogi!

    OdpowiedzUsuń
  128. [Myślę, że śmiało możemy wykombinować wątek po powrocie Jackiego do Hogwartu! Skoro wszyscy wiedzą, że musiał wyjechać na jakiś czas...
    I spokojnie, mnie też tu przez ostatni miesiąc nie było, bo egzaminy, bo brak czasu. :(]

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  129. [ Witamy po powrocie! Może coś nowego się wymyśli, ale na chwilę obecną mam małe problemy z weną, więc... Liczę na Ciebie :) ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  130. [Hej hej :3 On taki fajny jest, myślę, że na pewno dogadałby się z Violet. Więc jak, może jakiś wątek?]
    Violet Thompson

    OdpowiedzUsuń
  131. [Myślę sobie, że oni mogliby coś razem zbroić ;) Ale w sumie i tak nic konkretnego nie wymyśliłam..]
    Violet

    OdpowiedzUsuń
  132. [Wpadłam tylko żeby napisać, że ja i Kate wróciłyśmy z urlopu (chyba najdłuższego w historii Hogwartu) więc jeżeli Ty i Jack wciąż macie ochotę na wątek (obecny lub nowy) to wiecie gdzie nas szukać :) ]

    OdpowiedzUsuń
  133. [O matkomatkomatko jak dobrze, że takie osoby jak Jack zostają na blogu, mimo że zbyt słodkie Puchoneczki odchodzą xD Wróciłam w nowej odsłonie (zgaduj zgadula kto tu) i chcę wąteczku z panem Bizarre <3 Mam nadzieję, że na coś wpadniesz, bo chyba jednak wolę zaczynać ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  134. [No hejka, wróciłam :D Nie wiem czy chcesz jeszcze ze mną wątek, ale możemy coś wymyślić, ciągnącego ten poprzedni temat, w sensie spotkanie w Hogsmeade :>
    No chyba, że chcesz spróbować z Luckiem, wtedy zapraszam pod jego kartę ;)]

    Hawkins/Roy

    OdpowiedzUsuń
  135. [No to nic nie mówię, ale teraz Twoja kolej. Skończyliśmy gdzieś w lutym, jak Jo opluła Jacka wywarem z tykwobulwy czy coś xd]

    Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  136. [Kopalnio pomysłów! xD Każdy ma swój urok i nie mam pojęcia, która opcja najbardziej by mi odpowiadała, haha. Chyba najbardziej urzekają mnie jednak dwie ostatnie propozycje tj. ta z odstawieniem czegoś w Wielkiej Sali i ukrywaniem się pod stołem przy Gen (ona, jak to Puchonka - pomocna ;p) lub z nurkowaniem :D
    Co do zgaduj zgaduli - Cupcake wróciła w innym wydaniu, pod nową twarzą i nazwiskiem, haha.
    No, a z wąteczkiem jeszcze: nie znają się chyba, prawda? Geena pewnie Jacka może kojarzyć, ale pewnie on młodszej uczennicy nie. I nie umiem wybrać między tymi dwoma pomysłami. Oba mają swój urok i każdy można fajnie rozwinąć. Ty wybierz :p]

    OdpowiedzUsuń
  137. [Jack, moje kochanie <3
    hahah, a tak już na serio wróciłam i chcę wątku, ale za chiny nie wiem jakiego :C]

    Chan Chan

    OdpowiedzUsuń
  138. [ Ja i Kate wręcz błagamy o watek (albo kontynuację, jak wolisz). Z niecierpliwością czekamy na odpowiedź, pomysły, cokolwiek :D ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  139. [Ten gif z arbuzem <3 Właśnie sobie jem xD No, ale już zaczynam ^^]

    Wakacje było już czuć w powietrzu. Słońce coraz częściej wyglądało zza chmur, pieszcząc promieniami opalających się na błoniach uczniów i szczypiąc po nosach tych, którzy z nadmiaru nauki musieli wciąż przebywać w zamku, snując się niechętnie po korytarzach. Młodzi czarodzieje leniwie rozkładali się na trawie wokół budynku, kiedy tylko znaleźli chwilę. Temperatura była zadowalająca, a wiatr przyjemnie owiewał twarze wystawiane ku słońcu. Atmosfera była radosna, iście wakacyjna.
    Geena, mimo zbliżających się SUMów („Zaklęcia… jak ja mam je zdać? Za dużo tego…!”), także w końcu „wypełzła” z dormitorium, by chociaż trochę odpocząć od plączących jej się inkantacji. Tak jak umiała dogadać się z gryfem, szklaną kulą czy mandragorą, tak wszelkie próby zapamiętania nawet najprostszych ruchów różdżki graniczyły u niej z cudem. Jako pracowita Puchoneczka starała się nad tym pracować, jednak w końcu pogoda wygrała.
    Z wielkim podręcznikiem ukrytym w torbie boleśnie obijającej się jej przy każdym kroku o udo powolnie przechadzała się po błoniach, szukając spokojnego miejsca na naukę. Cóż, ambicja nie pozwalała jej na porzucenie Zaklęć. Kilkukrotnie obeszła zamek, jednak większość jej ulubionych miejscówek była już zajęta. Niechętnie powlokła się w końcu do jednego z drzew, które dawało ubogi cień. Zrzuciła ciężką torbę na trawę, zaraz idąc w jej ślady. Oparła się o pień i wbiła wzrok w jezioro przed sobą. Zaczęła zastanawiać się, czy woda jest ciepła, czy nadaje się, by w niej popływać. Kochała wakacje właśnie za to, że mogła ponurkować w okolicznych jeziorach. Już miała nawet wstać, by chociaż zanurzyć dłoń w z pewnością orzeźwiającej wodzie, kiedy kątem oka zarejestrowała ruch niedaleko, tuż przy brzegu. Do jej uszu zaraz dobiegł radosny śmiech. Zwróciła spojrzenie w tamtą stronę i dostrzegła chłopaka zrzucającego szatę, na której mignęła jej zieleń. Ślizgon. Zaczęła przyglądać się uczniowi z zaciekawieniem. Była pewna, że go znała. Twarz, chociaż widziana z odległości, wywoływała w niej coś na kształt rozbawienia. Po chwili zdała sobie sprawę, że to ten szalony Jack Bizarre znów coś kombinuje. Rozejrzała się wokół, ale wszyscy zdawali się, pogrążeni w swoich sprawach, nie dostrzegać Ślizgona. Gen z kolei obserwowała go uważnie. Przyglądała się, jak rzuca spojrzenie naokoło, jak staje na brzegu i… jak wskakuje do wody. Miała dziwne przeczucie, że może nie wyniknąć z tego nic dobrego. W myślach odliczała sekundy od jego skoku. Czas nagle zaczął dłużyć jej się niemiłosiernie. Tik… tak… tik… tak… dwadzieścia… tik… tak… tik… tak… trzydzieści… Niepewnie wstała i instynktownie pobiegła w miejsce, z którego skoczył. Wpatrywała się bezradnie w toń, wciąż nie widząc wynurzającego się chłopaka.
    - Jack…? – rzuciła najpierw niepewnie. Nagle poczuła skurcz w żołądku, kiedy w myślach doliczyła kolejne dziesięć sekund. Ogarnęła ją panika i chęć pomocy, mimo że praktycznie nie znała Ślizgona. Zaczęła krzyczeć. O pomoc. O tym, że chłopak z pewnością utonie. O zwrócenie uwagi. I wciąż czuła, że i tak nikt jej nie usłyszy.

    [Takie coś… xD]

    OdpowiedzUsuń
  140. [Jeny, my z Kate też tęskniłyśmy! Nie wiem jak mojej ślizgonce udało się wytrzymać te kilka miesięcy.
    Co do wątku to ja się dostosuję, najważniejsze żeby on był :)
    Szkoda, że nie posiadasz gg bo mam pewien pomysł (nieco drastyczny), który ciężko będzie tu omówić no ale trudno :) ]

    OdpowiedzUsuń
  141. Zapraszamy Cię do wzięcia udziału w ankiecie, która pomoże nam ocenić dotychczasową działalność bloga. Nie zajmie ona wiele.

    Link do ankiety

    Administracja

    OdpowiedzUsuń
  142. [ No na upartego damy radę ale i tak wolałbym gdzieś na spokojnie. Może mailowo ewentualnie? ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  143. [ Zapewne gdzieś go mam ale szukałabym go do następnej środy więc chyba łatwiej będzie jak mi podeślesz jeszcze raz.
    No i btw. jak już pewnie z Jackiem zauważyliście, Kate zmieniła nieco wizerunek :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  144. [o, dziękuję za ułatwienie :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  145. Niedzielne popołudnia w Hogwarcie były nie do zniesienia. W głowie wciąż jeszcze szumiał weekendowy luz, ale całe otoczenie przypominało już o codziennym obowiązku szkolnym. Tłumy uczniów przeciskały się wąskimi korytarzami, próbując znaleźć odrobinę spokojnego miejsca na odrabianie prac domowych lub desperacko szukając ‘pomocy naukowych’. W drodze powrotnej z biblioteki, chcąc nie chcąc i ja znalazłam się w tej lawinie ludzi. Przeciskając się przez nich wszystkich i przeklinając w myślach ich istnienie, marzyłam by znaleźć się już w chłodnych i cichych lochach. Niestety. Po raz kolejny przekonałam się, że los jest złośliwy kiedy ktoś potrącając mnie przerwał moją mozolną wędrówkę. Momentalnie się we mnie zagotowało, a w myślach pojawiły się wymyślne zaklęcia, którymi mogłabym potraktować owego osobnika. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem ubliżenia sprawcy i wtedy mnie zamurowało. Przede mną, jak gdyby nigdy nic, stał Jack. Stał i uśmiechał się przepraszająco z tą typową pozytywną energią wypisaną na twarzy. Poczułam się jakbym oberwała Drętwotą.
    Tak dawno go nie widziałam. Tak dawno nie widziałam tego uśmiechu i ciepłych, błyszczących oczu. Czułam się jakby od naszego ostatniego spotkania minęły lata. Jedyne czego teraz pragnęłam to rzucić się mu w ramiona i wtulić w nie z całej siły. Niestety nie mogłam i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. I chociaż całe serce się do niego rwało, chociaż każda komórka pożądała jego dotyku, to musiałam być silna. Dla jego własnego dobra. Dla naszego dobra.
    Walcząc sama ze sobą przyjęłam najbardziej obojętny wyraz twarzy na jaki było mnie stać i obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem.
    - Jak łazisz Bizarre? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. – Ledwo zdążyłeś wrócić i już pałętasz się niepotrzebnie pod nogami?

    [Wyszło tak jakoś kulawo i mam nadzieję, że następne pójdzie mi lepiej..
    Jeny jak ja tęskniłam za Jackiem :3 ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  146. [Widać przerwa i zmiana postaci dobrze mi zrobiła ;p]

    Toń jeziora wciąż zdawała się niewzruszona, a Puchonka bezradnie się w nią wpatrywała, wciąż krzycząc. Jak zawsze jednak była praktycznie niewidzialna i niesłyszalna przez otaczających ją uczniów. Bała się, że stanie się świadkiem śmierci chłopaka. Wariacko więc wołała o pomoc, wbijając wzrok w taflę wody. I nic. Zacisnęła bezradnie powieki, powstrzymując łzy. Nie miała pojęcia, co jeszcze może dla niego zrobić. Już miała ruszać po jakiegoś profesora, kiedy usłyszała odgłos, jaki wydaje się przy nabieraniu powietrza. Otworzyła niepewnie oczy i wtedy poczuła dłoń na nodze. Zdążyła tylko cicho pisnąć z zaskoczenia, a już zaraz wynurzała się z wody tuż obok starszego chłopaka. Potrząsnęła z niedowierzaniem głową, a rude kosmyki przykleiły jej się do twarzy.
    - O mnie nie trzeba się martwić panienko. Jak wnioskuję z panienki wołania, panienka mnie już kojarzy. Jack Bizarre. A poznam Twoje imię? Mam też nadzieję, że nie jesteś zbytnio zła.
    Jak mogłabym być zła?, chciała wykrzyknąć. Myślałam, że utoniesz, a tutaj nagle… ląduję z tobą w wodzie. Tak całkiem blisko. Nie znamy się praktycznie, a tu nagle mogę się ci przyjrzeć dokładnie. Ale… ale masz ładne oczy. Mogłabym patrzyć w nie godzinami. Są takie urocze. Mają taki przyjemny kolor i błyszczą radośnie. I te włosy... Mało brakowało, a naprawdę dostałaby słowotoku wysławiającego chłopaka pod niebiosy. Nie pierwszy i nie ostatni zresztą raz. Zaraz jednak otrząsnęła się i nieco niepewnie odgarnęła włosy z twarzy. Chciała dobrze wypaść. Uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi na jego roześmiane spojrzenie.
    - Geena. Znaczy się Genevive Moonheart – zarumieniła się nieznacznie. Nigdy specjalnie nie przepadała za swoim wyjątkowym imieniem, czuła się skrępowana zawsze, gdy przychodziło jej się przedstawiać. – Możesz mi mówić po prostu Gen. I nie, nie jestem zła. Też myślałam o kąpieli – zachichotała mimowolnie. – A woda jest naprawdę przyjemna… - Otaksowała go spojrzeniem, zagryzając wargę. Gdzieś w głowie zapaliła jej się lampeczka, sygnalizująca interesującego osobnika płci przeciwnej. – Często tak tu pływasz i wciągasz dziewczyny do wody? I nie boisz się, że rozzłościsz jakiegoś trytona…? – ostatnie dodała po chwili zastanowienia.

    [Ta dam xD Jakieś takie… Cupcake wciąż gdzieś we mnie jest, więc i Gen będzie się często rumienić – chyba mają to po mnie xD]

    OdpowiedzUsuń
  147. [ Cześć :) Na wątek zawsze jestem chętna! Szczególnie z tak ciekawą postacią jak twój jack! Pakujemy ich w jakieś kłopoty rozumiem? Ha! Widziałam, że zapisałaś się na the land of pirates ;> Jakiś pomysł czy mam zdać się na swój łeb? ]

    OdpowiedzUsuń
  148. W wyniku ponad miesięcznej nieaktywności na blogu (nie licząc listy obecności) i na wniosek Autora Regulusa Black'a, Jack został usunięty z posady szukającego w ślizgońskiej drużynie. Jack może się ubiegać o inne stanowisko, natomiast posada szukającego należy się RAB ze względów kanonicznych.

    Dyrekcja

    OdpowiedzUsuń
  149. [Czy to Dżony Depp z arbuzem? ;_; Zgadzam się w ciemno!
    Pomysłami jednak już nie grzeszę, dlatego jak coś podrzucisz, to skora jestem zacząć. :D]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  150. [Ja jestem za wątkiem, nawet z szalonymi Ślizgonami!

    OdpowiedzUsuń
  151. [ Och, wątek bardzo chętnie! :) Tylko że z pomysłami u mnie już troszeczkę gorzej... Ale mam nadzieję, że coś razem wymyślimy! :D]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  152. [ O tak, na wątek zawsze mam chęci :) Myślę, że wątki z Melissą będą bardzo ciekawe, bo oboje są dość charakterystycznymi postaciami. Masz pomysł na jakąś relację? Im dziwniejsza i bardziej pokręcona tym lepiej. Moja głowa nie jest stworzona do wymyślania, ale jeśli napiszesz, jaki wątek by Cię interesował, to może uda mi się coś wymyślić. ]
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  153. [ To może Jack, rozmawiający z Grubą Damą późnym wieczorem, kiedy korytarze będą raczej opustoszałe, zauważy, jak Mary wraca do dormitorium, zaczepiana przez jakiegoś półgłówka i zostanie Ślizgońskim Bohaterem? :D Na bycie sąsiadami nie mówię nie, tylko może powróćmy do tego tematu pod koniec wakacji, jak się będą przeprowadzać i wtedy ustalimy więcej szczegółów? :)]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  154. [ A dałoby się to wszystko połączyć? Połączmy to wszystko. Zacznę jak się wyrobię z odpisami :) Jeszcze dzisiaj powinno być tutaj zaczęcie.]
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  155. [ Czy dajesz mi do zrozumienia, że mam zacząć? :D]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  156. [Oba pomysły są dobre, nie mam możliwości zdecydowania się ;-; Ale któryś wybrać muszę więęęc... wybieram... eee. Nie wiem xd. No nie no, powiedz który ci bardziej się podoba, a ja zacznę po prostu za karę :).]

    OdpowiedzUsuń
  157. [Póki co podziękuję - wszyscy chcą mnie sprowadzać na złą drogę. W razie co - odezwę się c:]

    Styx Macmallin

    OdpowiedzUsuń
  158. [ Mam nadzieję, że jest dobrze :) ]

    Melissa uwielbiała przesiadywać w bibliotece. Nie dlatego, że była osobą, która jakoś szczególnie przepadała za czytaniem książek. Nie to, że nie czytała niczego. Rzadko sięgała po jakąkolwiek książkę, ale jeśli już udało jej się to zrobić, to przeważnie była to ambitna lektura. Jednak głównym powodem, dla którego dziewczyna odwiedzała biblioteki było to, że tam właśnie mogła posiedzieć w spokoju. Niezmącona niczyją głupią paplaniną cisza, wydawała się czymś tak pięknym i kojącym, że Lissa, którą na co dzień szargały nerwy do tego stopnia, że chciała kogoś rozszarpać, nie miała ochoty opuszczać tego pomieszczenia.
    Dziewczyna zaszywała się gdzieś między regałami i tam w spokoju udawała, że szuka jakiejś książki, by tak naprawdę odetchnąć. Starała się oczyścić umysł ze zbędnych myśli, ale wychodziło jej to z marnym skutkiem, bo na każdą usuniętą myśl przypadały dwie nowe. Na szczęście był to dobre myśli, ale ich ilość była bardzo uciążliwa. Z resztą kto by przypuszczał, że pod blond czupryną może się kryć taki natłok pomysłów. Oprócz super idei kotłujących się w głowie, Lissa widzi także tuziny scenariuszy, które mogą się przytrafić każdemu z ludzi obecnych w tym pomieszczeniu. Chwała Bogu, że oprócz niej, bibliotekarki i jeszcze dwóch osób nie ma tu nikogo. Nie było nic piękniejszego niż to.
    Montgomery wodziła dłonią po grzbietach książek nie zastanawiając się specjalnie, którą ma wybrać. Liczyła na szczęśliwy traf, choć w jej przypadku, to szczęścia mieć nie będzie. Jakież było jej zdziwienie, gdy jej ręka zatrzymała się na „Nędznikach” Wiktora Hugo. Lubiła tą książkę i pomimo tego, że przeczytała już cały cykl, to postanowiła zacząć czytać to od nowa. Dobrą książkę można czytać w nieskończoność.
    Dziewczyna wstała i usiadła przy jednym z wolnych stolików. Nie śpieszyło jej się z powrotem, bo tu było idealnie. Szybko pogrążyła się w lekturze i zanurzyła się w świecie dziewiętnastowiecznej Francji.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  159. [Smutna, oj, smutna. Myślę, że możemy zakombinować pocieszycielstwo, a nawet więcej powiem, widzę podobną początkową postawę - niechęć do bycia Ślizgonem. Tylko później jakby ich drogi poszły w dwie różne strony, może to nam jakoś zbuduje podstawę wątku?]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  160. [Ehh. Wybacz za końcówkę, ale ta godzina nie sprzyja mi w pisaniu :) ]

    Z każdym kolejnym słowem wkręcała się w lekturę coraz bardziej i bardziej. Cieszyła się, że w Hogwarcie oprócz książek nastawionych typowo do czarodziei, można znaleźć również takie perełki, które odbiegają od niemugolskiego świata. W końcu żyjąc tylko i wyłącznie magią można byłoby zwariować. Co prawda fajnie było wiedzieć, że smoki i jednorożce istnieją naprawdę i to nie jest wymysł szalonych pisarzy, ale nawet od tego trzeba było odpocząć.
    Być może to było straszne, ale dziewczyna lubiła „Nędzników” nie tylko dlatego, że podobał jej się klimat i sposób jej napisania, ale dlatego, że dzięki tej książce miała poczucie, że ktoś na świecie może mieć gorzej niż ona. Pocieszała się i w pewien sposób utożsamiała się z niektórymi bohaterami. Sama miała problemy, które czyniły jej życie nieznośnym i bardzo trudnym. Czasami wydawało jej się, że jest chodzącym nieudacznikiem, któremu nic się nie udało i już zapewne nic nie osiągnie. Tak właściwie to jedynym, co udało jej się dokonać, było dostanie się do Hogwartu i przetrwanie tu przez sześć lat, które obyły się bez większych niespodzianek, no może poza jednym incydentem.
    Siedziała tak przez chwilę i czytała w skupieniu, gdy naglę ciszę przerwało ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi. Skierowała swój wzrok w tamtą stronę, ale nie zatrzymała go tam na zbyt długą chwilę, bo mina bibliotekarki, która pokazywała zniechęcenie i przerażenie, sprawiała że odechciewało się tam patrzeć. Powróciła więc do czytania i w tym błogim stanie trwała dotąd, dopóki ktoś nie wytrącił jej książki z dłoni. Posłała delikwentowi mordercze spojrzenie, które było jej specjalnością i którego zaczęła już nadużywać. Znała Jack'a dość dobrze, chociażby z tego, że często mijała go na korytarzach. Z resztą dużo osób kojarzyło tego Ślizgona. Lissa też czasem zawieszała na nim oko, gdy siedziała w ciemnym koncie, skąd miała idealny punkt widokowo-obserwacyjny.
    – Zdarza się – odpowiedziała, gdy chłopak podał jej wytrąconą książkę. Następnie przyglądała się jak Bizarre wchodzi na regał. Poszło mu to nadzwyczaj sprawnie. Czyżby miał w tym wprawę? Melissa uniosła brew do góry a kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze. W oddali dało się usłyszeć westchnienie bibliotekarki, która właśnie zauważyła chłopaka siedzącego na regale. Spojrzała na nią. Rzeczywiście kobieta mierzyła wzrokiem w Ślizgona, ale nie zwróciła mu uwagi, więc musiała być już do tego przyzwyczajona.
    – Chyba masz rację – przyznała oglądając okładkę obcej książki. Pokręciła w dłoniach woluminem jeszcze przez kilka chwil, po czym znów spojrzała na Bizarre'a.
    – Jak zamierzasz mi ją teraz oddać? – spytała.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  161. Nie przestawała obracać książki w rękach. Spojrzała na chłopaka. Miał racje, wolała czytać swoją francuską opowieść, niż po raz kolejny zagłębiać się w magiczny świat, który już zaczął wychodzić jej bokiem. Rok szkolny powoli dobiegał końca, więc trzeba się było zacząć izolować od magii, bo gdy dziewczyna wróci do babci to nie będzie mogła tam czarować, bo wszędzie będą ciekawskie oczy, które będą obserwować każdy jej krok. Takie były uroki mieszkania w dzielnicy, w której wszyscy wszystkich znają lepiej niż siebie samych. Tak naprawdę niektórzy jej sąsiedzi byli tak dobrze poinformowani, że wiedzieli o rzeczach dotyczących Melissy, o których ona sama nie miała pojęcia. Byli lepszymi jasnowidzami niż ona.
    Uśmiechnęła się i znów zerknęła na bibliotekarkę, która wróciła do swoich dawnych czynności. Widać nie chciała podnosić sobie ciśnienia i interweniować, bo zapewne i tak by nic to nie dało. Potem przeniosła wzrok na regał. Był bardzo wysoki, co świadczyło o tym, że upadek z samej góry może być bardzo bolesny. Westchnęła ciężko. Co prawda odechciało jej się już czytać książki. Mogłaby wrócić do dormitorium i puścić w niepamięć to wydarzenie, tak jak to robiła zazwyczaj. No ale już sama nie pamiętała kiedy ostatnio rozmawiała z jakimś chłopakiem. Z resztą Bizarre był bardzo przystojny, więc w sumie mogła zaryzykować. Głosik w jej głowie również zapewniał, że nic złego się nie wydarzy.
    Dziewczyna odwróciła się za siebie i jedną dłonią chwyciła opieranie krzesła, które później przysunęła do regału. Nie była osobą, która wspina się po wszystkim, tak właściwie to wspinała się tylko raz, na drzewo, które rosło przed jej domem w Los Angeles, gdy miała niecałe pięć lat. Spadła wtedy i jej przygoda ze wspinaczką się skończyła. Trochę niepewnie postawiła jedną stopę na krześle a po chwili i drugą. Dobrze że miała na sobie spodnie, bo gdyby była w spódniczce, to nie byłoby mowy o takich wyczynach. Stała już pewnie na krześle, ale nie wiedziała co teraz ma zrobić. Raz za razem spoglądała na kobietę siedzącą przy biurku, która notowała coś w jakiejś ogromnej księdze i ukradkiem zerkała na tą nieszczęsną dwójkę. W jej oczach dało się dostrzec strach. Być może w głębi ducha modliła się, żeby blondynka zaniechała swoich działań. W końcu nie chciałaby żeby regał runął na ziemię, nie dlatego, że bała się o życie i zdrowie dwójki uczniów, ale obawiała się o książki, które się tam znajdowały.
    – No to wchodzę – powiedziała blondynka i chwyciła za półkę, podciągając się na niej. Wspinała się przy akompaniamencie głośnych oddechów starszej kobiety, która teraz wyglądała jakby miała wyjść z siebie. Z drobną pomocą Jack'a udało jej się w końcu znaleźć na samej górze. Usiadła po turecku i odetchnęła z ulgą.
    – I co teraz? – spytała i rozejrzała się wokoło. – Dość mało tu miejsca na jakieś szaleństwa – dodała szybko i wbiła wzrok w Ślizgona.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  162. [A zatem zrobimy tak *mobilizacja mózgu* Arabella od dłuższego czasu jest smutną i poważną istotą, ale Jack może pamiętać ją, jak np. w trzeciej klasie psocili coś razem. Po chwilowej obserwacji może dojść do wniosku, że nie bardzo wie co się stało, że dziecięce kumpelstwo się rozpadło i przyatakuje Arabellę z drzewa, co Ty na to? :)]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  163. [ Wiem, że jestem okropna, ale przyszłam powiedzieć, że wyjeżdżam i niestety, nie dam rady zacząć w najbliższym czasie. Rozumiem, jeśli zechcesz zrezygnować, ale jeśli po moim powrocie nadal będzie chęć na wątek, to ja jak najbardziej zacznę. Może dopadnę gdzieś internet i odpiszę w trasie, nic jednak nie obiecuję.]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  164. [No problemo, mogę ja, ale jutro, bo zaraz ruszam do pracy i wracam wieczorem, a ja do nocnych marków nie należę i pewnie pójdę spać. W każdym razie biorę to na siebie, tylko musisz uzbroić się w chwilową cierpliwość ;)]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  165. [Stwierdzam, że nie wiem, co Chan ma z nim jeszcze robić, ale też chcę wątku. Tak Chan zawsze dobrze się z nim rozmawiało <3]

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  166. [No, zebrałam się! :)]

    Dorastanie Arabella wyobrażała sobie zupełnie inaczej. W jej wyobrażeniach dorosłość była czymś nieodgadnionym, ekscytującym i sprawiającym, że człowiek może rozwinąć skrzydła. Wiele z tych przewidywań spełniało się, oczywiście w pewnym stopniu. Jej przyszłość była teraz bardziej nieodgadniona niż zwykle, ale nie powodowało to ekscytacji, a raczej strach. Nie rozwijała skrzydeł, a czuła jakby każdego dnia obwiązywano ją kolejną liną krępującą ruchy.
    Spędzanie niemal całego roku w Hogwarcie dla większości uczniów było wybawieniem. Dla Ślizgonki była to ucieczka tylko w pewnym, niewystarczającym dla niej stopniu. Szkoła przypominała o niezałatwionych, niedopowiedzianych sprawach. O lęku, o niepewności, o niebezpieczeństwie, a nawet o śmierci.
    Im więcej myślała, tym bardziej pogrążała się w ciemności. Im bardziej tkwiła w bezsilności, tym bardziej upadała na klęczki, nie mogąc wstać. Odsuwała się od ludzi, którzy mogli wyciągnąć do niej rękę i łgała, bezczelnie kłamała, że chodzi jedynie o atmosferę panującą w domu.
    Uciekała na błonia. Siadywała na "swoim" miejscu, pod wielkim rozłożystym dębem, nad brzegiem jeziora. Obserwowała niespokojną taflę wody, pod którą kłębiło się przedziwne życie. Obejmowała ramionami podkulone nogi i opierała brodę na kolanach, przypominając pięciolatkę, która zgubiła gdzieś swoją lalkę i nie może jej znaleźć. Arabella tymczasem nie potrafiła po prostu znaleźć samej siebie.
    I tym razem siedziała, zupełnie odgrodzona od rzeczywistości, układając w myślach scenariusze rozmów i wydarzeń, które najprawdopodobniej nie będą miały miejsca. Nie obchodzili ją inni ludzie, myślała tylko o tym, których półświadomie skrzywdziła.

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  167. Melissa nie miała lęku wysokości. Kilka razy zdarzało jej się latać na miotle i nie rzadko z niej spaść, ale to jej nie zrażało. Jednak teraz, siedząc w miejscu kompletnie do tego nie przeznaczonym, lekko kręciło jej się w głowie. Podłoga była znacznie dalej, niż wydawało się dziewczynie, że będzie. Do tego upadek twarzą na drewniane deski, z których wykonana była podłoga, nie wydawał jej się zbyt atrakcyjny. To jeszcze nie była panika, ale dziewczynie powoli zaczęło robić się gorąco. Przynajmniej sądziła, że to z tego powodu, a nie dlatego że siedzi tu z chłopakiem. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego w ogóle tu weszła. Znała przecież opinię, jaką mają o Jacku. Skądś musiała się ona wziąć. Jak widać ciągnie swój do swego.
    Dziewczyna przerzuciła włosy na lewe ramie i naciągnęła kołnierz czarnego golfu na szyję, aby zakryć bliznę, po czym odwróciła się już całym ciałem do chłopaka. Regał ten rzeczywiście był wyjątkowo wąski. Jakiekolwiek akrobacje nie wchodziły w grę. Jednak nie zdziwiła się, gdy Bizarre wstał i zaczął spacerować po krawędzi mebla. Ona by się na to chyba nie zdecydowała, ale po chwili również wstała. Stałą w miejscu i z założonymi na piersi rękami, wodziła za chłopakiem wzrokiem. W głębi zaczęła interesować się nim i chciała poznać go lepiej oraz odkryć co siedziało mu w głowie. W końcu nieczęsto spotyka się kogoś, kto robi coś innego niż siedzenie w Pokoju Wspólnym któregoś z domów lub spaceruje po zamku. Dla Melissy większość z uczniów Hogwartu była nudna, niektórzy tylko mieli coś, co starali się ukryć, ale robili to zbyt nieudolnie, albo to Lissa była zbyt dobrym detektywem. Dlatego też dziewczyna nie miała dużego grona znajomych, a jedyną osobą, z którą można było ją spotkać, była jej kuzynka Audrey. Czasem brak przyjaciół był dotkliwy i sprawiał, że dziewczyna czułą się źle. Zdawała sobie sprawę, że nie każdy chciałby spędzać czas z osobą, która w każdej chwili może powiedzieć co cię czeka. Zazwyczaj kończyło się to tym, że Montgomery zostawała nazywana świruską albo dziwaczką. Zdarzało się to już tyle razy, że zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
    – Nic nie robienie nie wchodzi w grę. Mam już tego dość, przez cały rok siedziałam w jednym miejscu, więc terach chcę coś zrobić – powiedziała i stanęła za chłopakiem. Spojrzała na regał, który jeszcze niedawno wskazywał Jack. Domyśliła się, że będą musieli skakać. Z resztą nie miała zamiaru schodzić na podłogę i ponownie się wspinać. Brzmiało to dziwnie, ale Lissa wolała skakać. Ot tak, aby mieć później chociaż co wspominać.
    – Bibliotekarka dostanie zawału, gdy zobaczy jak tam skaczemy – powiedziała uśmiechając się lekko. Wyczyn ten na pewno nie zostanie niezauważone. Dziewczyna czuła, że oboje są na celowniku cichej kobiety, która tylko udawała, że przegląda jakąś książkę.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  168. [Cześć, cześć!
    Napiszę pod jedną KP, bo inaczej dostanę rozdwojenia jaźni, a to niebezpieczne. Przede wszystkim - KP Jacka podbiła moje serce zdaniem: "przybiera postać szalonego konia i zachowuje się z lekka bezsensownie". Zostałam tym kupiona tak bardzo, że teraz zrobisz ze mną, co chcesz. Serio.
    Czuję pociąg do Jacka. Bo, przyznajmy, facet ma w sobie coś takiego, że ciary mi przechodzą. Jeśli idzie natomiast o Johna, to widzę taki wątek, w którym John staje się niczym Superman broniący dziewoi w opałach, nie wiem dlaczego, ale właśnie tak. Byłaby to dla Charlie miła odmiana, bo nie miała jeszcze okazji wpaść w taki dół, z którego nie umiałaby się sama wyciągnąć.
    Ojej. Jest tak bardzo chęć na wątek. Z pierwszym, z drugim, z obojgiem, jak już mówiłam - zostałam przez Ciebie kupiona i teraz... Tak, stanowczo tak, muszę to napisać: jeśli masz jakieś marzenie wątkowe, którego nigdy nie udało ci się spełnić, JA je spełnię!]

    Charlie Hatcher

    OdpowiedzUsuń
  169. [to ja powtórzę, że to zupełnie inna osoba, dlatego Gryfoneczka :D ale wątek oczywiście być musi tylko, że jeden pan już sobie zaklepał romans, ale można z tego zrobić masterwątek :D zdrady, romanse, zawikłane sprawy ect XD oczywiście wszystko do obgadania <3]

    Ariii

    OdpowiedzUsuń
  170. [na początek może być przyjaźń, tak jak w poprzednim wątku :D a z czasem wplecie się coś ładnego :3 tylko proooooszę, zarzuć pomysłami <3]

    OdpowiedzUsuń
  171. [albo można to połączyć: pies wymknie się na błonia, kiedy to Jack będzie sobie latał na tej miotełce, ona wybiegnie, żeby go złapać i Jack akurat z niej spadnie :D]

    OdpowiedzUsuń
  172. [Jakbyś mogła jutro zacząć to byłoby super :3 A Sherlockowi też pewnie odpiszę po południu :)]

    OdpowiedzUsuń
  173. [Cześć. Nie wiem, czy proponujesz dwa wątki, czy każesz wybrać jedną postać, ale chyba ograniczę się do tego drugiego. ;D Wobec tego napisz mi, kogo bardziej widzisz w wątku z Wishem i czy wolisz wymyślić, czy zacząć.]

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  174. Nowy rok szkolny - nowy szkicownik. Pierwszy trzeba dodać. Nie było w nim jeszcze nic, absolutnie nic. Chan chciała zmienić ten stan i pierwszego dnia, kiedy tylko natrafił jej się wolny czas wzięła go w rękę, tak jak masę grafitów i wyszła z dormitorium na poszukiwanie obiektów do szkicowania. Może cały zamek szkicowała już miliony razy, może błonia i Zakazany Las były już nie raz przeniesione na papier, jednak każdy rysunek się różnił. Bo to dziewczyna miała zły humor, potem jej się polepszył, raz robiła grafitem, następnym razem tuszem. Niby to samo miejsce, a tysiąc różnych ujęć i odczuć. Ale tacy byli artyści, zawsze widzieli inaczej. Tego dnia Chantelle postanowiła wybrać się nad jezioro, by tam zacząć ostatni rok szkicowania w Hogwarcie. Lubiła tam siadać, spokój i cisza wokół. Trochę śpiewu ptaków i chłodny wiatr od wody. Gryfonka drogę pokonała dość szybko, zbyt dobrze ją znała dlatego chwilę później siedziała już przy brzegu trzymając przed sobą wielki szkicownik i stawiając to kolejny kreski czy plamy układające się w krajobraz. Rysowała akurat jedno z drzew, gdy coś ciekawego przykuło jej uwagę. Jakiś inny, jasny kolor poruszał się w koronie drzewa, ale Chan nie była w stanie stwierdzić co to. Zaintrygowana wstała z miejsca ruszając w owy punkt. Gdy stała tuż przy pniu zaczęła rozglądać się, ale niezbyt co widziała. Nic szczególnego - gałęzie, liście. Więcej liści i więcej gałęzi. I liście, dużo liści. Wszędzie panowała zieleń, prócz znowu jednego punktu.
    - Jack, skarbinico mych tajemnic, nie za stary jesteś na takie wspinaczki? - uśmiechnęła się przyjaźnie widząc znajomą twarz. To zaskakujące, jak jedna osoba może przywołać tyle wspomnień i to nie byle jakich. Jednak tego Ślizgona najbardziej ceniła za milczenie. Nie to, żeby on nic nie mówił - na Merlina, nierealne - ale nic nigdy nikomu nie wspomniał o jej historii. O tych jej małych wielkich tajemnicach, które tkwiły w głowie Bizzara.

    [dzień dobry]

    OdpowiedzUsuń
  175. [Chętnie zacznę z Jackiem, a z Johnem jeszcze trzeba pomyśleć, odezwę się, jak coś mi zaświta, ale Ty też myśl ;)
    Powiedz mi tylko, ile Jacka nie było w Hogwarcie?]

    Charlie Hatcher

    OdpowiedzUsuń
  176. Maxymilian był chyba najbardziej nieposłusznym psem, jaki kiedykolwiek egzystował na tym świecie, aczkolwiek tak czy siak głęboko zakorzenił się w sercu Gryfonki, która nie potrafiła zgniewać się na niego dłużej niż kilka minut. Psiak najwyraźniej swój temperament odziedziczył po samej właścicielce, której także nie raz zdarzało się zachować w kompletnie nieodpowiedzialny i pozbawiony jakiegokolwiek sensu sposób. Aktualnie czas Ariany zaabsorbowany był w uskutecznianie szaleńczego biegu z zawieszoną na ramieniu cieniutką, różową smyczą, która rzecz jasna powinna na stałe połączyć się ze srebrną obrożą spaniela. — Maaaaaaaax! Gdzie ty jesteś?! — krzyknęła zziajanym tonem głosu, pędząc przed siebie i na marne nawołując zabłąkanego psa. Wkroczyła na ciemne już błonia, wytężając wzrok i usilnie starając się zarejestrować gdzieś hasającego wesoło psa. Panna Campbell ze wszystkich sił pragnęła odnaleźć go jak najprędzej, ze względu na coraz to bardziej ciemniejące niebo. Wolała unikać ciemności jak ognia, a na nocne spacery wychodziła wyjątkowo rzadko. Ponadto towarzyszyła jej obawa, iż Max mógł — nie daj Merlinie — czmychnąć do Zakazanego Lasu, skąd zapewne nie wróciłby cały i zdrowy.
    — Nareszcie jesteś! — rzuciła kilka minut później, oddychając z ulgą i zgarniając w ramiona szczekającego głośno psa. Od razu skrupulatnie zapięła smycz, ubezwłasnowolniając go na długi, długi czas. Już z uśmiechem na ustach miała wracać z powrotem do Zamku, gdy nagle i niespodziewanie ujrzała coś, czego w życiu nie spodziewała się tu zastać. Ludzka sylwetka i leżąca obok niego miotła rozłożone były plackiem na miękkiej trawie, prawdopodobnie w skutek ciężkiej kolizji, a te zdarzały się tu nagminnie. Z psem na smyczce podeszła do chłopaka, klękając i przyglądając mu się z zaciekawieniem. Może i nie znała go dość dobrze, ale kojarzyła jego twarz, nazwisko i Dom do którego przynależał. — Wszystko w porządku? — zapytała, ignorując fakt, iż rozmawia ze Ślizgonem, których z wiadomych względów nie darzyła zbytnią sympatią. — Heej, żyjesz? — dodała, pochylając się i przybliżając twarz do jego własnej.
    Ari

    [akcja pewnie toczyć się będzie w maju/czerwcu, skoro potem Jackie opuszcza Zamek]

    OdpowiedzUsuń
  177. Dziewczyna natychmiastowo odwzajemniła uśmiech: Ślizgon nijak nie przypominał jej innych wychowanków Domu Salazara Slytherina, których tak dobrze znała choćby z rodzinnej posiadłości. Jego wyjątkowo uprzejme zachowanie, emanująca na zewnątrz radość — chociaż chwilowo zakrywana przez grymas spowodowany wypadkiem — i szczery uśmiech sprawiały, iż każdy bez cienia jakichkolwiek wątpliwości na ślepo obdarzyłby go sympatią. Mogła założyć się o wszystko co posiadała, że ten wesoły chłopak nie podzielał typowo ślizgońskich cech charakteru, jakimi bez wątpienia była przebiegłość, wrodzona podłość, fałsz i szereg innych niekończących się wad. Rudowłosa wyciągnęła przed siebie wolną rękę, chwytając za dłoń poszkodowanego i z trudem pomagając mu podźwignąć się na nogi. Trzykrotnie owinęła sobie długą smycz wokoło nadgarstka, by tym samym powstrzymać niestudzone pokłady energii Maxymiliana i uchronić nieznajomego Ślizgona przez atakiem czułości serwowanym przez psiaka. — Wiesz, że to nie mądrze latać po zmroku? — zapytała, zadzierając do góry głowę i patrząc z tej pozycji na o wiele wyższego od niej chłopaka. Dziwiła się, że to właśnie z jej ust wypłynęły słowa pouczenia. W końcu sama wielokrotnie udowadniała swoją lekkomyślność, myloną z głupotą, a tu proszę. Chociaż miotły nigdy nie były jej ulubionym środkiem transportu, więc jej uwaga mogła być całkowicie uzasadniona. — Dasz radę dojść do lochów? — rzuciła, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Poprawiła przeszkadzający jej kosmyk włosów, chowając go za ucho i niezauważalnie krzywiąc się na dźwięk słowa lochy. — Czy wolisz odwiedzić panią Pomfrey? — dodała, chociaż znając szkolną pielęgniarkę, nocna wizyta Ślizgona nie byłaby jej na rękę.
    Ari

    [spróbuje jeszcze odpisać Johnowi, a jak nie to odwiedzę go w ciągu dnia :3]

    OdpowiedzUsuń
  178. Gryfonka chyba jeszcze nigdy nie spotkała nikogo, kto swoim rozgadaniem przebijałby na głowę jej osobę. Od zawsze słyszała, że to jej buzia nigdy się nie zamyka, a porównania do rozgadanej sprzedawczyni z Pokątnej stawały się codziennością. Przy Jacku — jak zdążyła się już zorientować — nawet ona wydawała się być niezwykle cichą osóbką, która jedynie stała i przyglądała mu się z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Pokręciła głową na wzmiankę o tak częstych odwiedzinach u pani Pomfrey. Chłopak musiał być albo niezwykle pechowy, albo po prostu jego koordynacja ruchowa nie była zadowalająca. Z jednej strony uważała to za urocze: sama nagminnie wpadała w coraz to nowsze kłopoty, jednak z drugiej, tej bardziej racjonalnej strony jej osobowości, było jej go żal. W końcu Szpitalne Skrzydło nie było najpozytywniejszym miejscem w całym Zamku, a białe, sterylne pomieszczenia potrafiły wpędzić człowieka w głęboką depresję. — Miło mi cię poznać, Jack — odpowiedziała zgodnie z prawdą, potrząsając jego ręką. — Ariana — przedstawiła się, w międzyczasie mocniej zaciskając drugą dłoń na smyczy, hamując tym samym próbę ucieczki Maxymiliana. — Słyszałeś Maxiu? — odezwała się ze śmiechem, klękając i biorąc na rękę rozkojarzonego psiaka. — Ślizgon powiedział, że jesteś śliczny. — dodała, drapiąc psa za uchem. — A teraz w zamian za uratowanie życia możesz odprowadzić mnie do Zamku. — oznajmiła, rozglądając się nerwowo po ciemnych błoniach.
    Ari

    OdpowiedzUsuń
  179. Tak naprawdę, to mało ją obchodziło, to czy bibliotekarka zwróci na nich uwagę. Owszem z początku miała pewne obawy, że starsza pani w końcu pójdzie do dyrektora i Mel będzie mieć kłopoty. Na szczęście nie wyglądało na to, że kobieta miała taki zamiar. Zapewnienia chłopaka, że bibliotekarka nic im nie zrobi, jeśli książką nic się nie stanie, utwierdziły ją w jej przekonaniu.
    Spojrzała na chłopaka. Zaczęła zastanawiać się, co on takiego zrobił, że otrzymał zaszczyt uczestnictwa w rozmowie z bibliotekarką. Melissa, na szczęście, jeszcze nigdy nie otrzymała jakiegoś szczególnego upomnienia, które dotyczyłoby tylko jej osoby.
    – Aż boję się zapytać, co takiego zrobiłeś – powiedziała uśmiechając się dość szeroko jak dla niej. Ona nie uśmiechała się za często. Czasem na jej ustach zagościło coś, co ledwo przypominało mały uśmiech, ale nikt nigdy nie mógł tego orzec, czy to na pewno było oznaką szczęścia. Była powściągliwa z okazywaniem swoich uczuć, bo tak było łatwiej i lepiej się z tym czuła. Nie potrzebowała aby ktoś przejmował się nią i podchodził do niej kierowany tylko litością.
    Strasznie się cieszyła, że miała na sobie spodenki. Z resztą nie pamiętała kiedy ostatnio, nie licząc balu, nosiła sukienkę albo spódnicę. Nie była ona typem dziewczyny, która za specjalnie przejmuje się swoim wyglądem. Najważniejszą funkcję, którą musiał spełniać strój młodej panny Montgomery, to nie przyciąganie wzroku a ukrycie okropnej blizny na szyi, która stała się wakacyjną pamiątką. Gdy chłopak zaproponował, że skoczy pierwszy, Lissa kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Potem patrzyła jak Jack skacze na kolejny regał. Czynność ta, przynajmniej w wykonaniu Ślizgona, nie wyglądała na trudną, więc Krukonka nabrała przekonania, że i ona to potrafi. Posłała niepewne spojrzenie w kierunku bibliotekarki i po chwili przygotowała się do swojego skoku. Zanim jednak skoczyła, to ściągnęła swoją szatę, która tylko jej przeszkadzała. Było już po zajęciach, więc chyba nie musiała być w nią ubrana. Rzuciła szatą, która upadłą tuż obok chłopaka a wkrótce skoczyła i wpadła prosto w ramiona Bizarre'a. Spodobało jej się to i mogłaby robić tak codziennie.
    W momencie, w którym znalazła się na drugim regale, usłyszała westchnięcie pełne ulgi, które dochodziło ze strony bibliotekarki. Montgomery również westchnęła z ulgą, bo w końcu takie akrobacje nie są u niej na porządku dziennym. Nie myślała jednak, że spadnie, bo tak wielkiego pecha mieć nie mogła.
    – Pierwsze koty za płoty, teraz już pójdzie z górki – uśmiechnęła się i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  180. Wzmianka o tym, iż chłopak ani trochę nie czuł przynależności do Domu Salazara Slytherina, także wydała jej się interesującą i nietypową wiadomością, której nigdy nie spodziewałaby się usłyszeć. Gryfonka wychowana wśród Węży od zawsze nasłuchała się o urokach zamieszkiwania lochów, co uzasadniało jej awersję do tego domu. Jej rodzina nie raz raczyła ją pretensjami, iż jako jedyna przełamała rodową tradycję, aczkolwiek ona nigdy, przenigdy nie czułaby się w pełni Ślizgonką, toteż solidaryzujące słowa Jack'a wywołały na jej twarzy jeszcze szerszy uśmiech. — Skoro wolisz zwracać się do ludzi za pomocą zdrobnień to nie widzę problemu — zakomunikowała radosnym tonem głosu, uznając, iż imię Ari także całkowicie jej pasuje — Oh i wybacz — dodała szybko, mrugając rzęsami i posyłając mu spojrzenie typu: "Przykro mi, że nazwałam cię Ślizgonem, chociaż paradoksalnie nim jesteś."
    — Nie chciałam cię obrazić — kontynuowała, obracając się przez ramię i spoglądając niepewnie w stronę Zamku. Niebo już całkowicie pokryło cię ciemno granatową barwą, a cała przestrzeń znajdująca się dookoła nich zasłonięta została przez grubą warstwę mgły. Być może i Gryfoni słynęli ze swojej niezmąconej odwagi, lecz nawet ona odchodziła w niepamięć w pewnych okolicznościach, które dla Ariany miały miejsce aktualnie — w porze, w której dzień odpływał w niepamięć, a noc przejmowała kontrolę nad światem. — Idziemy, Jack? — ponagliła, chwytając za rękaw szaty chłopaka i ciągnąc go nachalnie w stronę szkoły.
    Ari

    OdpowiedzUsuń
  181. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy oboje stali już w opustoszałym i cichym Zamku, w którym jedynie palące się gdzieniegdzie ogniste pochodnie oświetlały poszczególne korytarze. Z wewnętrznej kieszeni szaty wyjęła czternastu calowy patyk, wypowiadając formułkę zaklęcia i powiększając oganiającą ich jasność. Zdawała sobie sprawę, że tym samym ryzykuje nakryciem i kolejnym już szlabanem, jednak mimo wszystko wolała nie poruszać się w kompletnej ciemności. Nie pytając o zgodę na nowo złapała rękaw szaty Ślizgona, prowadząc go prosto w kierunku Wieży Gryffindoru. Rudowłosa podobno słynęła ze swojej bezczelności, ale przecież Jack osobiście i z wielką ochotą zgłosił się do odprowadzenia jej pod sam portret. Ona także nie czuła się w żadnym stopniu zażenowana. Tłumaczyła sobie, że gdyby nie ona, chłopak wciąż leżałby plackiem na podmokłej trawie, nie mogąc dojść do siebie po tej drobnej miotlarskiej kolizji. Czy zatem było zwyczajne odprowadzenie w porównaniu do uratowania życia? — Oczywiście, że potrafi, prawda Maxymilianie? — zwróciła się do psiaka, który w odpowiedzi zamerdał ogonem. Gryfonka traktowała go jak ludzką istotę, nagminnie prowadząc z nim nieodwzajemnioną konwersację. Nie przeszkadzał jej fakt, iż Max nie odpowiedział jej jeszcze ani razu: ona wciąż niestudzenie zasypywała szczeniaka stosem pytań, naiwnie licząc, że któregoś dnia usłyszy coś innego niż ciche warknięcie czy inny typowo zwierzęcy odgłos. — Nareszcie — wyszeptała, gdy po kilku minutowym spacerze stali już pod portretem zaspanej Grubej Damy, niezadowolonej, że ktoś śmiał wybudzić ją z zasłużonej drzemki. — Wskakuj, zobaczymy się w salonie — ponownie odezwała się do psa, wskazując mu otwarte przejście.
    Sama chciała jeszcze przez moment zostać ze Ślizgonem, który ku jej wcześniejszym obawom okazał się niezwykle ciekawą i interesującą personą. — I jak się czujesz? No wiesz, po upadku — zapytała z uśmiechem, poprawiając opadające na jej twarz kosmyki. — O nie nie nie — jęknęła, obracając głowę i wskazując na stworzenie, które znikąd pojawiło się przy jej nodze. — Musiała wyczuć zapach Maxa — wymamrotała ze strachem, kątem oka spoglądając na prychającą Panią Norris. — Zjeżdżaj stąd, zanim zjawi się... — zaczęła, jednak ku jej rozpaczy z przeciwległego kąta korytarza dostrzegła zziajanego Argusa Filcha, wymachującego w ich kierunku wskazującym palcem. — Szlaban! Oboje! — zawyrokował, patrząc szeroko otwartymi ślepiami to na nią, to znów na Jack'a.
    Ari

    OdpowiedzUsuń
  182. [Cześć pięknisiu :3 Taki zaszczyt na Ciebie spadł, możesz zasilić drużynę o zawodnika! (zasil, bo Lenard się zdenerwuje, to Hiszpan)]

    OdpowiedzUsuń
  183. [ Tego pana szybciej znalazłam na liście, więc piszę tutaj :D
    Bardzo się cieszę, że gif przypadł do gustu :D Adelaide jest śliczna, ale ma pełno zdjęć i gifów w średniowiecznych sukniach, więc po ciężkich bojach wybrałam ten jeden, ale jak widzę dobrze zrobiłam. Zaproponowałabym wątek, ale nic mi nie przychodzi do głowy, bo on taki inny od niej...]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  184. Ariana może i miała na swoim koncie kilkanaście porachunków ze szkolnym woźnym, parę sprzeczek w ich wspólnym wykonaniu i oczywiście niezliczoną ilość odbytych szlabanów, jednak żaden nie wydawał się być tak ciekawy jak kara, którą na dniach miała wykonywać w towarzystwie Ślizgona. Chłopak na jej oczach jawnie drażnił rozwścieczonego charłaka, zachowując przy tym swego rodzaju umiar. Zapewne każdy inny wychowanek Domu Węża od razu zmieszałby go z błotem, darując sobie żarty i przechodząc do oczywistego kontrataku, ale nie on. Jack ewidentnie był inny i rudowłosa musiała przyznać, że ta inność coraz bardziej ją intrygowała. — Jednak wolałabym, żeby nie wieszał nikogo pod sufitem — odpowiedziała, przyśpieszając kroku i ani na moment nie spuszczając wzroku z maszerującego przodem Filcha — Swoją drogą, jestem ciekawa co on znowu wymyśli... — dodała, przywołując w pamięci wydarzenia z ostatnio odbytych szlabanów. Dziewczyna szorowała już szkolne puchary i nagrody w Izbie Pamięci, układała i przepisywała uczniowskie kartoteki, starannie czyściła łazienkę Jęczącej Marty, a nawet pomagała domowym skrzatom w ich kuchennych obowiązkach. Robiła już wszystko, poza jednym... poza wyprawą w odmęty Zakazanego Lasu. — Ustawcie się tutaj, chuligani! — warknął kilka minut później, gdy po spacerze pustymi korytarzami stali już w jego gabinecie, chociaż bardziej przypominał on zatęchłą komórkę na miotły. — Co my tutaj mamy... — mruknął, mierząc ich oceniającym spojrzeniem, które zawsze wymieszane było z nutą zazdrości, rozżalenia i nienawiści. — Campbell i Bizarre — kontynuował swój nieprzerwany monolog, drapiąc się po zaoranej zmarszczkami brodzie, gorączkowo myśląc jakby tu zatruć życie dwójce uczniów. Gryfonce mimo wszystko wciąż towarzyszył ten sam pozytywny nastrój, a wszystskie obawy dotyczące kary uleciały daleko poza mury szkoły, gdy ujrzała pewną siebie minę Jack'a Bizarre'a — nowego, Ślizgońskiego kolegi od szlabanów. — Dowiemy się jeszcze tej nocy na czym będzie polegać kara? — ponagliła, zwracając na siebie uwagę zamyślonego wciąż Argusa.

    OdpowiedzUsuń
  185. [ Mistrz Gry pokrzyżował moje plany na najbardziej niezdarny skok :c ]

    No tak, przytulanie się do kogoś, chociaż nie celowe i nie do babci, było całkiem miłe. Melissa dawno tego nie robiła, więc w głębi ducha cieszyła się, że stało się tak jak się stało. Dziwne, uśmiech od dłuższego już czasu, nie schodził jej z ust. Ostatnio uśmiechała się tak, gdy dostała Felix Felicis na jednej z lekcji Eliksirów, razem z pochwałą od Slughorna. W jej przypadku było to znacznie lepsze niż wygrana w totka, ponieważ Melissa nie była zbyt dobra w Eliksirach i każda próba sporządzenia jakiegokolwiek wywaru, zazwyczaj, kończyła się fiaskiem. Do tej pory miała przed oczyma obraz wściekłego Ślizgona z którym była w parze na jednych z zajęć, gdy przez przypadek dodała czegoś, co nie powinno się tam znaleźć. Potrzebowała jakichś korków, czy czegoś co pomogło by jej zaliczyć przyszłoroczny egzamin.
    Wytrzymywała wzrok Ślizgona całkiem dobrze, choć wpatrywanie się w oczy innym ludziom nie było jej ulubionym zajęciem, to teraz jakoś jej nie przeszkadzało. Nie była skrępowana, rzadko kiedy jest. Ona chyba nie wiedziała co to znaczy, być skrępowanym, bo prawdopodobnie nie było takiej osoby, przy której mogłoby robić się niezręcznie. Nie, nie dlatego że nie krępowała się przy nikim, tylko po prostu poznała zbyt mało osób. Gdy chłopak wypuścił dziewczynę z objęć, to Mel poprawiła rękaw bluzki i ponownie przerzuciła włosy na plecy.
    – Chciałabym to zobaczyć – powiedziała na wzmiankę o bibliotekarce, która zrobiła się czerwona. W sumie to nie dziwiła się, gdyż sama zapewne zdenerwowałaby się, gdyby ktoś wywrócił regał z książkami, gdyby to ona była bibliotekarką. Niemniej jednak, Lissa nie była bibliotekarką, więc nie przeszkadzało jej, że zakłócała porządek i spokój.
    Po chwili krótkiego odpoczynku, znów przyszła kolej na skok. Obserwowała więc, jak Jack przygotowuje się i skacze. Co prawda nie poszło my tym razem tak dobrze jak za pierwszym, ale ważne było to, że udało mu się utrzymać równowagę. Tym razem dziewczyna nie obawiała się przeskakiwać. Czuła, że już jest w tym wprawiona, jeśli można wprawić się w czymś po pierwszym razie.
    – Trzymam cię za słowo – powiedziała posyłając Jack'owi promienny uśmiech i przygotowała się do swojego skoku.
    Nie słyszała trzasków dochodzących spod nóg regału, na którym stał Bizarre. Nie przejmowała się zatem i szybko sięgnęła po szatę, której rękawy przewiązała w pasie. Skoczyła i wtedy zdała sobie sprawę, co się stanie. Dreszcz poczuła, gdy była już w locie, więc nie mogła zaradzić temu, co miało się wydarzyć. Przeklęte wizje.
    Na regale wylądowała dość zgrabnie, ale nie mogła się cieszyć tym zbyt długo, gdyż ciężar Ślizgona i Krukonki sprawił, że dwie z nóżek regału pękły z dość głośnym trzaskiem. Uczniowie, którzy były w pobliżu, momentalnie usunęli się ze swoich miejsc na odległość kilkunastu kroków, i skryli się wśród pozostałych półek. Mebel niebezpiecznie przechylił się w prawą stronę powodując, że nogi Melissy zaczęły się zsuwać. Dziewczyna instynktownie wyciągnęła rękę i złapała bruneta z dłoń i wkrótce pociągnęła za sobą.
    Upadek na ziemię był bardzo bolesny. Należało się jednak cieszyć, że regał, jakimś cudem, nie zwalił się na nieszczęśników, tylko tuż obok nich. Książki były porozrzucane wszędzie, gdzie tylko mogły
    – Niedobrze – szepnęła chłopakowi, który leżał obok, jednocześnie zaczęła rozmasowywać swój tył, który niewiarygodnie ucierpiał, po spotkaniu z ziemią.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  186. [ Wątpię by chciała go tak ciągle wykorzystywać. Możliwe, że dopiero po tylu latach się do niego zgłosi. Zawsze szuka odpowiednich momentów by zwrócić się do swojej kolejnej ofiary. Jack mógł już odnieść wrażenie, że jest całkowicie bezpieczny, a tu nagle pojawia się przed nim Pandora i przypomina o swojej pomocy sprzed lat. Hm?]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  187. [ Jeśli jesteś w stanie poczekać do wtorku/środy to ja mogę. Ale niczego nie obiecuje :C]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  188. Cieszyła się, że zajrzała dziś do szkolnej biblioteki a nie została w Pokoju Wspólnym. Tam nie robiłaby niczego innego, niż rysowanie. Swoich rysunków miała już tyle, że mogłaby obdarować nimi każdego z uczniów Hogwartu, a i tak zostałoby kilka sztuk na obklejenie ścian dormitorium Melissy. Z resztą, kilka już tam było, co niekoniecznie podobało się współlokatorką, które na kartkach papieru nie widziały nic innego oprócz kilku bohomazów. Dla Krukonki jej dzieła miały różne znaczenia i przypominały o wielu wydarzeniach, które dane jej było przeżyć. Pasję do rysowania odziedziczyła po babci, z którą, po śmierci rodziców, spędzała bardzo dużo czasu. Staruszka przez długi okres była dla dziewczyny prawdziwą opoką i pocieszeniem w trudnych chwilach. Rzadko się zdarza aby mieć babcię za najlepszą przyjaciółkę i być może było dość wstydliwe, ale Mel nie czuła się tym skrępowana. W końcu to dzięki babci wciąż żyła.
    Spojrzała na śmiejącego się chłopaka. Na początku nie było jej do śmiechu, ale wkrótce sama zaczęła śmiać się jak głupia. Nawet nie wiedziała dlaczego, skoro nie powinna się z tego śmiać. Tyłek ją bolał, regał był wywrócony a książki porozrzucane. Zapewne bibliotekarka już zmierzała w ich kierunku, w końcu tylko na to czekała.
    – Wygramy tę bitwę – szepnęła chłopakowi do ucha tuż po tym, jak ten pomógł jej wstać. Tak jak podejrzewała, ból wcale nie ustąpił a nasilił si jeszcze bardziej. Przeczuwała, że gdy następnego dnia wstanie, to nie będzie mogła ruszyć się z łóżka. Warto było narazić swoje cztery litery dla tego wydarzenia. Będzie o czym rozmawiać.
    Bardzo szybko usłyszała kroki bibliotekarki. Kobieta zapewne wyskoczyła zza biurka, zanim regał zdążył się przewrócić. To się chyba nazywa Książkowy Szósty Zmysł i tylko niektórzy, ci wybrani do tego aby strzec ciszy i nie pozwolić na jakiekolwiek akty nieposłuszeństwa w ciemnych kątach biblioteki, posiadali ów zmysł. Odgłosy kroków stawały się coraz głośniejsze. Chwilę później kobieta stała niedaleko nieszczęśników. Ależ była czerwona. Melissa, nawet gdyby bardzo się postarała, to nie mogłaby sobie wyobrazić, że ktoś mógłby być aż tak czerwony. Kobieta nie wyglądała na taką, która łatwo da się przekonać, więc Mel niepewnie spojrzała na Jacka, który nieustraszony podszedł do przeciwniczki. Lissa powoli przygotowywała się do kary, która zostanie im wymierzona. Nie przeszkadzało jej to. Dziwnym trafem polubiła chłopaka, wiadomo, wspólne wypadki zbliżają.
    Od czasu do czasu spoglądała w stronę rozmawiającej dwójki, by zorientować się, chociaż w najmniejszym stopniu, jak ma się sytuacja. Starsza pani nie bladła, co sprawiało wrażenie, że nie podda się tak łatwo niewątpliwemu urokowi Ślizgona. Ukucnęła więc i zaczęła powoli zbierać książki aby się czymś zająć i uniknąć spotkania wzroku zaciekawionych uczniów, którzy powoli zaczęli wypełzać z cienia.
    Wstała dopiero wtedy, gdy zauważyła, że Bizarre wraca. Nie było słychać żadnych wrzasków, chłopak był w jednym kawałku, kobieta również nie wybuchła, więc można było uznać, że bitwa została wygrana.
    – Czerwoną twarz mogę już odhaczyć ze swojej listy – powiedziała, ciesząc się, że skończyło się tylko na tym, że musieli posprzątać cały bałagan. Obyło się bez ujemnych punktów i wizyty u dyrektora, albo opiekuna domu. Szybko wydostała swoją różdżkę. Co prawda wolałaby posprzątać po mugolsku, aby spędzić z chłopakiem więcej czasu. Zaczął jej się podobać, więc nic dziwnego, że chciała przebywać w jego towarzystwie jeszcze przez jakiś czas. W końcu nigdy nie wiadomo co się stanie, gdy wyjdą z biblioteki, równie dobrze oboje będą chcieli udać się do swoich dormitoriów, aby odpocząć po przeżytych chwilach.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  189. Szlaban w zakazanym lesie był jednym z tych najczarniejszych scenariuszy, jaki mogła sobie wyobrazić. Nie rozumiała szerokiego uśmiechu Jack'a i jego ewidentnego podniecenia spowodowanego rychłym opuszczeniem murów Zamku i ruszeniem do ciemnego lasu. Ta perspektywa przerażała ją już na starcie, a samo wyobrażenie o tym co czekało ją w tym mrocznym i niebezpiecznym miejscu sprawiło, że na jej plecach pojawiło się kilka ciarek. Dziewczyna dobrze znała realia Zakazanego Lasu i zdawała sobie sprawę z tego, co oboje mogliby zastać na miejscu. Wilkołaki, złe centaury, ukrywający się w krzakach zbiegli przestępcy, może nawet i Śmierciożercy... W tej chwili nie chciała jednak niepotrzebnie zawracać sobie głowy stosem tych spekulacji, które oczywiście mogły - ale nie musiały się wydarzyć. Poza tym istniała nadzieja, iż Hagrid okaże się być na tyle łaskawy, by wymyślić im łatwe, przyjemne i szybkie do zrealizowania zadanie. Ariana nie liczyła jednak na taki obrót spraw: znając ich szkolnego gajowego, z góry mogli zapomnieć o bezpiecznej i miłej każe. Rubeus oczywiście świadomie nie naraziłby żadnego z uczniów na kłopoty, aczkolwiek jego pojęcie niebezpieczeństwa zawsze diametralnie różniło się od tego powszechnie zakorzenionego w ludzkiej świadomości. — Mamy kłopoty Jack, mamy kłopoty... — wyszeptała w stronę rozbawionego Ślizgona, niepewnie krzyżując wzrok z zajadłym spojrzeniem charłaka. Najchętniej rzuciłaby w niego jednym z najwymyślniejszych uroków, jednak nie miala zamiaru ruszać do dormitorium i pakować walizek, szykując się w drogę powrotną do domu. Za to posłusznie ruszyła po schodach, wraz ze swoim towarzyszem szlabanu zmierzając do chatki Hagrida. Na czele pochodu kroczył szczęśliwy Filch, zapewne gorączkowo obmyślający to, co powiedzieć przy spotkaniu z gajowym. Rudowłosa nie miała jednak sposobności na ciąg dalszy swojego wewnętrznego monologu, gdyż zanim się obejrzała, stali już u progu jednoizbowego pomieszczenia.
    — Witaj Hagridze — odezwał się woźny, ostentacyjnie wskazując gestem na schowaną za jego plecami dwójkę uczniów. — Domyślasz się dlaczego ich tu przyprowadziłem? W Zakazanym Lesie zawsze znajdzie się jakaś robota, nie mylę się? — zapytał, zacierając ręce ze zniecierpliwienia. — Już ty coś dla nich przyszykujesz, Hagridze... — mruknął bardziej do siebie niż do olbrzyma, posyłając mu znaczące spojrzenie i zostawiając ich sam na sam z gajowym.

    OdpowiedzUsuń
  190. Dziewczyna lekko podskoczyła, kiedy chłopak nagle zawisł głową w dół. Po pierwsze, że nie spodziewała się nagle jego twarzy przed sobą, a po drugie, iż miała wrażenie, że własnie spada. Oczywiście, jak to ona pośpieszyłaby od razu z pomocą, ale całe szczęście tym razem obyło się bez niej. Chan zaśmiała się krótko na cały potok słów, który usłyszała z ust Jacka. Samymi pojedynczymi zdaniami potrafił ją rozśmieszyć. Pokręciła jednak głową i potargała dłuższe włosy Ślizgona.
    - Jakoś nigdy nie oczekiwałam, że wydoroślejesz - powiedziała, a następnie spojrzała na koronę drzewa. Przy nim zachowywała się troszeczkę inaczej. Nie miała takich zachowań typu nie wypada. Po prostu robiła to, co przyszło jej do głowy, a fakt, że Jack właśnie siedział na drzewie popchnął ją ku dziwnemu pomysłowi. Odłożyła szkicownik na ziemię i podeszła do pnia, by znaleźć jakąś drogę na górę. Znalazła kilka dobrych gałęzi, które posłużyły jej niczym drabina i chwilę później siedziała na tej jednej z większych. Oczywiście nie weszła tak wysoko jak Ślizgon, ale tyle jej wystarczyło.
    - Chyba tak będzie ci się rozmawiało ze mną lepiej - uśmiechnęła się lekko machając nogami w obie strony - jak minęły wakacje?

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  191. Już dawno zapomniała po co tu przyszłą i o książce, którą zaczęła czytać i która teraz znajdowała się na górze regału, na który wspięła się blondynka. Nieoczekiwanie udało jej się spędzić całkiem miło czas. Zanim tu przyszła, to przygotowywała się do tego, że nie posiedzi tu dłużej niż kilkanaście minut, po czym znudzona wróci do dormitorium, gdzie zacznie się użalać nad bezsensem swojego życia i będzie mogła pomęczyć współlokatorki serią bezsensownych pytań o egzystencji człowieka. Lubiła sobie czasem pofilozofować na różne tematy, czym doprowadzała dziewczyny do białej gorączki. Była osobą, która nie bała się trudnych pytań, chociaż wiedziała, że nie każdy miał ochotę na rozmowy na temat życia i śmierci, zwłaszcza w takich czasach jak te, w których przyszło im żyć.
    Na Bizarra zwracała uwagę kilka razy. Zawsze chciała poznać go bliżej, ale jakoś nigdy nie miała na tyle odwagi aby podejść i coś powiedzieć. W najgorszych scenariuszach mogła przecież podejść do niego i wypalić, że chłopak potknie się o coś i wybije sobie górne jedynki. Tak, właśnie dlatego wolała trzymać się z dala. Fascynacja chłopakiem nie była obsesyjną chęcią poznania go, a ciekawością. Melissa była ciekawa jaki naprawdę jest chłopak, którego większość ma za największego dziwaka w Hogwarcie. Być może chciała zagadać również dlatego, że sama traktowała siebie i była traktowana przez niektórych jak dziwaczka.
    Jack podobał jej się z wyglądu. Teraz gdy poznała również jego charakter, zorientowała się, że był bardzo miłym facetem i wcale nie był taki jak opisywali go ci, którzy mieli okazję z nim przebywać. Cieszyła się, że mogła go w końcu poznać.
    – W takim razie chcę zobaczyć jednorożca – powiedziała uśmiechając się szeroko. Oczywiście zażartowała. Chłopak nie musiał szukać stworzenia, aby dziewczyna mogła sobie na nie popatrzeć. Bardzo chciałaby faktycznie spotkać to zwierze, ale nie było to jej priorytetem.
    Przyglądała się jak regał znów staje na nogi. Był on teraz w lepszym stanie, więc Lissa wpadła na pomysł aby wywrócić wszystkie meble tylko po to, by znów je naprawić. Po chwili półki zaczęły zapełniać porozrzucane książki. Bałagan się zmniejszał, więc bibliotekarka powinna być teraz zadowolona.
    – Możemy się gdzieś przejść, jeśli nie masz nic przeciwko – zaproponowała. Nie chciało jej się siedzieć już w bibliotece, pomimo tego, że od tego dnia będzie to jej ulubione miejsce w całym zamku. Mogliby teraz zmienić lokalizację i podarować kobiecie, siedzącej przy biurku, kilkanaście spokojnych minut – na wariactwa przyjdzie jeszcze pora – dodała.
    Propozycja kolejnego spotkania była kusząca i wywołała w Melissie falę entuzjazmu. Dziewczyna miała nadzieję, że jej znajomość ze Ślizgonem nie skończy się po dzisiejszym incydencie.
    – Trzymam cię za słowo – powiedziała i spojrzała na chłopaka.
    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  192. [ Bardzo Cię przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na to zaczęcie. Wstyd mi :<]

    Hogwart od zawsze był miejscem bezpiecznym. Nie można tam było spotkać... Chociaż właściwie, z biegiem czasu okazywało się, że spotkać w nim można było wszelakie monstra, jakie tylko chodziły po tej ziemi. Trolle, wilkołaki, duchy, boginy, druzgotki czy nawet ogromne, oślizgłe węże. Nie zmieniało to jednak faktu, że Hogwart był bezpieczny i właśnie tak należało się w nim czuć. Bezpiecznie.
    Z tą właśnie świadomością Mary MacDonald przemierzała wyludnione szkolne korytarze późnym wieczorem. Robiła to wiele razy wcześniej więc ostatni odcinek, ten który prowadził do Wieży Gryffindoru, mogła pokonać z zamkniętymi oczami.
    Księżyc od dawna świecił już jasnym blaskiem i na niebie rozbłysły praktycznie wszystkie gwiazdy, które Mary widziała co jakiś czas przez mijane akurat okno.
    Była już praktycznie na ostatniej prostej, nawet dostrzegła jak ktoś stoi przed portretem Grubej Damy. Przez głowę zdążyła przemknąć jej myśl, że to pewnie któryś z jej kolegów znów zapomniał hasła, co zdarzało się bardzo często.
    Poczuła mocne szarpnięcie za ramię i za jego siłą obróciła się na pięcie w stronę napastnika.
    - Mary MacDonald - powiedział szyderczo. - Dużo o tobie słyszałem.
    Na tyle, na ile zdołała mu się przyjrzeć, Gryfonka stwierdziła, że chłopak, bo to właśnie chłopak ją zaatakował, był od niej młodszy. Widywała go, a przynajmniej tak się jej zdawało, na korytarzach w otoczeniu piątorocznych. Tyle że nawet jeśli młodszy, przewyższał MacDonald o dobrą głowę.
    - Ciekawe, ja o tobie nie słyszałam nic. Czy możemy przełożyć tę rozmowę na kiedy indziej? Późno już. - Nie bała się. Dawno przestała się bać. Zresztą, miała przecież różdżkę, w razie czego dałaby sobie radę z młokosem. Co z tego, że był większy i silniejszy? Mary była tak mała i chuda że większość drugorocznych mogłaby powalić ją na ziemię.
    - Nie wydaje mi się - odparł przez zaciśnięte zęby i pociągnął dziewczynę tak, że uderzyła plecami w zimny mur.
    Patrzyła na niego zdziwiona i skrzywiona, gdyż ból z pleców promieniował w każdą możliwą stronę.

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  193. Momentalnie odetchnęła z ulgą, gdy tylko usłyszała zapewnienia Hagrida, iż tym razem obędzie się bez mrożących krew w żyłach przygód i kary, którą przecież miał im wymyślić. W duchu dziękowała swojemu towarzyszowi za wyczerpanie rezerwuaru pomysłów gajowego, który najwidoczniej przeżył ze Ślizgonem każdy możliwy rodzaj szlabanu. Zwyczajną przechadzkę po lesie mogła jeszcze wytrzymać, zważywszy na fakt, iż miała u swego boku wyrośniętą sylwetkę Hagrida, jego wesoło szczekającego brytana i oczywiście rozentuzjazmowanego Jack'a. Ponadto perspektywa spotkania jednorożca — choć prawdopodobieństwo było nikłe — jeszcze bardziej pogłębiała jej chęci ruszenia w ciemne odmęty zalesienia. Od jednorożców Gryfonka większą, nieodwzajemnioną miłością pałała tylko i wyłącznie do smoków: wielkich skrzydlatych i ziejących ogniem jaszczurów, z którymi wiązała całą swoją przyszłość. Po przeczytaniu niezliczonej ilości grubych tematycznych tomiszczy wiedziała jednak, że na terenach, w których obecnie przebywali, smoki nie uwiłyby sobie spokojnej kryjówki. Od czasu do czasu słyszało się jednak o przemytnikach jaj, nielegalnie handlujących tym wartościowym towarem, aczkolwiek musiała zapomnieć o widoku małego, pokrytego łuskami smoczka, który zabłąkany wpadłby prosto w jej ręce. — Znamy się z Hagridem, nie musiałeś nas przedstawiać — oznajmiła, uśmiechając się szeroko do każdego z nich, nie zapominając także o merdającym ogonem psie. Nachyliła się, klękając na jedno kolano, by podrapać za uchem zadowolonego Kła, który odpowiedział jedynie cichym szczeknięciem. Odebrała od olbrzyma sporej wielkości lampę wiszącą na ciężkim haku, kurczowo ściskając ją w obu dłoniach, stwierdzając, iż bijący od niej jasny blask idealnie rozświetli przynajmniej te kilka metrów drogi przed nimi. — Znajdziemy tego jednorożca, prawda? — przybliżyła się na jak możliwie najbliższą odległość, szepcząc słowa prosto do ucha stojącego obok chłopaka, co w przypadku znaczącej różnicy wzrostu było nieco problematyczne. Jakimś cudem udało jej się jednak nie wytrącić kurczowo ściskanej lampy i wyrzucić w pośpiechu to jedno przepełnione podekscytowaniem zdanie. — Już, nie gadać mi tam — rozległ się basowy głos gajowego, ponaglający ich do posłusznego maszerowania tuż obok niego. — A teraz uważać pod nogi i nie zostawać w tyle — dopowiedział, obracając się przez ramię i bez ostrzeżenia ruszając do przodu. Gajowy stawiał zdecydowanie zbyt duże kroki, toteż Gryfonka musiała niemalże biec, by go nie zgubić. Już miała zatrzymać się pośrodku jakiejś polany i zaprotestować, gdy niespodziewanie na jej drodze pojawił się gruby konar powalonego drzewa, na który ku swemu nieszczęściu wpadła z potężnym impetem, lądując na ziemi przy samych nogach Jack'a. Bluźniąc pod nosem spróbowała powlec się na nogi, co również stanowiło nie lada wyzwanie.
    Ari

    OdpowiedzUsuń