9 stycznia 2014

Jeśli wierzysz w coś odpowiednio mocno i długo, to staje się to prawdą ~ Johnny Depp "Marzyciel"


Jack  Johnny Bizarre. Jeśli coś skusi cie by przeanalizować jego nazwisko to zrozumiesz, że charakter ugruntował się pod nie. Samo "bizarre" jest po francusku odzwierciedleniem jego duszy - dziwny, szalony, inny. To właśnie ten chłopak. Przebiegły, bystry i odważny. Jeszcze pytasz czemu Slytherin?

W tamtym momencie, gdy włożyli mi tą starą, gadającą czapkę, modliłem się, byleby nie trafić do Slytherinu. Ojciec byłby załamany. Sam uczęszczał do Gryfindoru. Błagałem tiarę o Hufflepuff lub Ravenclav. Wiedziałem, że Gryfindor odpada. Jednak ta głupia czapka zdecydowała inaczej. Stwierdziła, że nie mam co prosić, bo cuchnę Slytherinem. Osobiście się z tym nie zgodzę. Jestem wierny i przyjacielski. Zżyty ze zwierzakami i ludźmi. Może trochę zbyt szalony, figlarny i przebiegły, ale i tacy Gryfoni się zdarzali. Ja przecież nie prosiłem o wiele. Oczywiście ojciec awanturę zrobić musiał, bo nie mogę być jego potomkiem skoro trafiłem do Slytherinu. Wtedy zrozumiałem, po to tu jestem by zbuntować się przeciw ojcu, a potem dowieść mu, że dom nie ma znaczenia. Odwaga, honor i wierność. To chcę pokazać innym. Może i mam trudny charakter, ale nie aż tak by zabrakło miejsca na te cechy.


Różdżka: wierzba, włókno ze smoczego serca, 13 cali, znakomita do rzucania uroków
ur. w 1959 roku, w małej wsi, której nazwy nikt już nie pamięta
Od urodzenia metamorfomag wykorzystujący swe umiejętności do byle głupot.
Jego Bogin przybiera postać Ojca z zakrwawionym nożem i szaleńczym wzrokiem.
Natomiast Patronus, którego z łatwością wyczarowuje, przybiera postać szalonego konia i  zachowuje się z lekka bezsensownie.
Czarodziej pół krwi, nieszczęśliwie mieszkaniec Domu Salazara Slytherina 
W quidditchu dostał się, co nikogo nie dziwi, na pozycją szukającego.


Moje zdolności... Chym... Ja powiedziałbym, że nadaję się na aktora, dokładnie komika. Do tego moja metamorfomagia. To bardzo ułatwia sprawę. Przydaje się tez na co dzień. Jeśli odpowiednio się zmienisz i zachowasz inaczej, to nawet nauczyciel cie nie nakryje. Fajna sztuczka. Do tego, nie chwaląc się, świetnie mi idzie z moim patronusem. Jeśli chodzi o wyczarowanie go, bo potem zaczyna wariować. Znam śię także na eliksirach. To mój żywioł w nauce, za którą nie przepadam. Mam rękę do zwierząt. Szczególnie skrzydlatych. Co, by tu jeszcze dodać.... Wróżbiarstwo jest dla mnie czarną magią, a czarna magia zagadką. Mugoloznastwo i Historia magi to najgorsze co może mnie spotkać. Do tego lubię lataś na miotle - śmigam jak szalony. I to by było na tyle. Czegóż więcej chcieć?

Ale także nie jestem idealny. Miewam swoje humorki. W końcu za coś trafiłem do Slytherinu, nie? Potrafię się obrazić na dłuższy czas lub po prostu rzucić na "przeciwnika" odpowiednie zaklęcie. Psikusy to świetna zabawa, za którą obrywam od nauczycieli, dziewczyn i kumpli. Jestem też typem samotnikowo - grupowym, co często innych drażni. Najpierw chce być w dużym gronie, a po chwili sam nad jeziorem. Szczerze mówiąc to moje szaleństwo jest zaletą i wadą. Ale nad wadami rozczulać się nie będę, bo kto lubi źle o sobie opowiadać?

Największym przyjacielem artysty jest jego  wyobraźnia, a najgorszym wrogiem... własna wyobraźnia. ~ Johnny Depp

Z gazety mugolskiej
"Młody pan Bizarr jest chuliganem i łobuzem! W zeszły piątek podłożył pod budynek policji śmierdzącą bombę śmieciową. Komisarze miast pilnować porządku miasta, musieli sprzątać posterunek! Czy takie zachowanie przystoi synowi zacnych Abigaile i Roberta Bizarrów? Powinien on trafić do zakładu dla młodocianych przestępców Czemu tam jeszcze nie trafił? Bo jego ojciec jest szanowany! - wypowiadał się pan burmistrz.
A kim dokładnie jest jego ojciec? - pytał redaktor naszej gazety.
Nie do końca. Wiadomo, że ma dużą władzę i wpływy. Gdzieś wyżej. Mnie o to nie pytajcie. Wiem jedno. Jego syn nie powinien wychodzić z domu! Jeśli raz jeszcze smarkacz coś zbroi, osobiście wybiorę się do Pana Bizarra."



Trochę o wyglądzie
Jack jest szczupłym i wysokim chłopakiem. Zwinny, wszędzie wejdzie i wszędzie się wciśnie. Drzewa, płoty - to żaden problem. Nie da się dokładnie go opisać, gdyż jako metamorfomag często zmienia wygląd. Na co dzień jednak chodzi w krótkich włosach i z łobuzerskim uśmiechem. Jego piwne oczy błyszczą się na myśl o zabawie. Ręce ma lepkie. Tu cukierki, tam chudszy portfel. Mały drań jak nazywają go w rodzinnej wiosce. Nie najgorzej umięśniony, ale też nie przesadnie. Sąsiadki chwalą go za wygląd, a karcą za charakter. Co do pań, to z Jack'a jest nie mały romantyk i flirciarz. Lubi ich towarzystwo. Lubi być doceniony.

Szukasz przygody? Jestem do usług 24 h na dobę.


Jestem wariatem, idiotą i dobrze mi z tym!

~ nazywają go oszołomem i niezrównoważonym psychicznie
~ niewiele robi sobie ze zdania innych
~ od zawsze szuka przyjaciół
~ ściąga kłopoty

Bierz ile sie da i nie dawaj nic w zamian ~ Johnny Depp "Piraci z Karaibów"

Koligacje 


Mam nadzieję, że dostatecznie dobre ^^



211 komentarzy:

  1. [Młody Depp na pierwszym gifie: aiufhauihfauigh *.*.

    Co powiesz na wątek? Jakiś pomysł na powiązanie między postaciami?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wszędzie się wcisnie, powiadasz? więc może cos zaciekawi go w tajemniczej Chantelle. Jeżeli masz jakiś pomysł - czekam z niecierpliwością :) ]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zanim zebrałam się, by napisać komentarz, pierwsze musiałam przez pare minut patrzeć się ciągle w ten pierwszy gif i wzdychać. Uwielbiam młodego Deppa!
    No i oczywiście administracja wita i życzy miłego wątkowania :)
    Może jakieś powiązanie z Kristel?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Administracja musiała usunąć Twoje posty ze strony głównej z następujących powodów.
    Chyba nie zrozumiałaś, o co chodzi w idei bloga grupowego. Po pierwsze to nie jest opowiadanie. Prowadzisz wątki z autorami w komentarzach pod kartami. Ty piszesz pod kartą autora, z którym wątkujesz, on odpowiada ci na Twojej. Po drugie nie możesz pisać wypowiedzi innej postaci, niż twoja. Np. prowadząc wątek z Kristel nie możesz pisać tego, co ona mówi. Jedynie wypowiedź Jacka. Wypowiedź mojej bohaterki należy do napisania przeze mnie.
    Mam nadzieję, że zrozumiałaś i teraz będziesz mogła już normalnie, zgodnie z zasadami blogów grupowych, wątkować.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry wieczór! Johnny mój Bóg, więc nie ma co się zastanawiać, chcę wątku.]

    Severus

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jestem jak najbardziej za, jeżeli byś mogła zacząć byłoby mi miło :) i mam pytanie bo wiedziałam to, co napisałaś wcześniej. Czy mogłabym wykorzystać pomysł z mało entuzjastycznym klaskaniem?]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Hej :) Cieszę się na twój entuzjazm spowodowany moją postacią :D Wcześniej nie przeczytałam twojej karty, ale teraz tak i z lekka się zdziwiłam podobieństwem naszych postaci. Jeszcze obie są w slytherinie. Tyle możliwości na wątki, a w mojej głowie żaden. Twój wydaje się całkiem OK, ale wytłumacz trochę dokładniej o co ci chodziło :) ]
    Lizz Rogue

    OdpowiedzUsuń
  9. [Myślę że drugi pomysł jest lepszy, bo moja postać nie jest typem kapusia, chyba że ktoś jej naprawdę podpadnie. Więc zaczniesz? ]
    Lizz Rogue

    OdpowiedzUsuń
  10. [Sądzę, że te pomysły - oba zresztą fajne - można połączyć. Jack mógł się założyć z kolegami i w wyniku odbyć spacer w trakcie ciszy nocnej - Eva miała patrol i go przyczaiła, śledząc aż pod jezioro. I tak się może zacząć. Podoba mi się. Zaczniesz? Błagam! ;3]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ciekawa karta :) Może jakiś wspólny wątek?]

    Melissa Danielle Cupper

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mam wrażenie, że Mel i Jack są kompletnymi przeciwieństwami :D
    Co mogłoby ich połączyć w wątku... Masz w karcie: "Mam rękę do zwierząt. Szczególnie skrzydlatych". Nie wiem, czy jakoś można to powiązać, ale patronusem Melissy jest koliber ;3
    Melissa jest typową puchinką - uczciwa itd. Możnaby pójść po najprostszym z możliwych wątków: przyłapanie na kradzieży czy coś takiego ;D Albo coś z psikusami...
    Jednak można poszukać czegoś nieco mniej prozaicznego...
    Hm. Ewentualn w grę wchodzi jeszcze quidditch - oboje są szukającymi :)
    Może woadniesz na jakiś lepszy pomysł, bo moje jakieś marne :/ ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hm okej, zaczynam ;> ]

    W powietrzu Melissa zawsze czuła się jak ryba w wodzie. W dzieciństwie bała się wysokości, wystarczyła jednak jedna lekcja latania na pierwszym roku, a młoda Puchonka od razu pokochała wiatr we włosach, chropowaty trzonek miotły i piękne widoki. No i szybkość. Nigdy się do tego nie przyznawała, jednak kochała uderzającą do głowy adrenalinę. Dzięki swojej zwinności i świetnemu wzrokowi już na drugim roku dostała się do drużyny na pozycję szukającej. I nie wypuściła miejsca z rąk.
    Jedynymi meczami, których nie lubiła (ba! których nawet się bała) były te ze Ślizgonami. Kojarzyły jej się raczej z agresywną walką, niż z uczciwą grą. A jako Puchonka uczciwość ceniła ponad wszystko. Przed każdym szykującym się meczem ze Ślizgonami próbowała jakoś się uspokoić. Od kiedy nauczyła się wyczarowywać patronusa to on stał się źródłem jej spokoju. Dzięki dobrym wspomnieniom, które musiała przywołać do wyczarowania go, łatwiej było jej się później skupić na grze, a nie na niechęci do agresywnych graczy.
    Stanęła w kącie korytarza i zaczęła wspominać sielankowe życie w swoim małym miasteczku i pomaganie w piekarni rodziców. Odetchnęła z ulgą, gdy z końca jej różdżki wypłynął jasny strumień, szybko przekształcający się w małego ptaszka. Koliber machał radośnie skrzydełkami, latając wokół niej.
    Po chwili ruszyła korytarzem, z radością przyglądając się swojemu patronusowi, szybkim krokiem zbliżjając się do szatni. Skręciła, docierając do drzwi. Koliber latał wokoło niej. Nacisnęła klamkę, słysząc kroki na korytarzu. Kątem oka zauważyłachłopaka w szacie Slytherinu. Odetchnęła głęboko. Zbliżał się ciężki mecz.

    [Nie jestem zbyt zadowolona z tego, co napisałam, ale mam nadzieję, że ujdzie i wątek się rozwinie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ach, nie dałaś mi pola do popisu jeśli chodzi o kłótnie! A na to najbardziej liczyłam!, ale okej, jakoś wybrnę. A, no i nawet jeśli piszemy w trzeciej osobie, z perspektywy narratora, to nasze postaci nie są wszechwiedzące. Jack nie wiedział, że był śledzony - o tym miał się dowiedzieć dopiero przy jeziorze.].

    I pomyśleć, że przez jakiś głupi upadek ze schodów musiała wziąć na siebie patrol kolegi z domu. Nie, bo ona nie miała planów, bo nie ma eseju na pięć stóp do napisania, a w jej ułożonym życiu brakowało tylko patrolu i McGonagall dziś tą lukę w planie zapełniła. Cudnie.
    Nieprzewidziany obowiązek dłużył jej się w nieskończoność, kiedy przemierzała puste i ciche korytarze. Chciała to tylko odbębnić i tyle. Został tylko hol, po czym mogła zawrócić i udać się głównymi schodami. Tylko hol.
    Nie pokusiła się nawet o zapalenie cholernego Lumos i to z dwóch powodów. Po pierwsze, znała zamek na tyle, że mogła chodzić po nim nawet w egipskich ciemnościach, po drugie - była niewidoczna, prawie bezszelestna, bo dobry prefekt, to prefekt, który łapie z zaskoczenia, a nie świeci lampą po oczach z drugiego końca korytarza, dając czas na ucieczkę. Jak już się nastawiała, że kogoś przyszpili, to robiła to konkretnie, mimo że dziś jej priorytetem było jak najszybsze znalezienie się w pokoju wspólnym.
    W zamku było tak cicho, że kiedy wychodziła zza zakrętu, słychać było nawet równy stukot dochodzący z lochu. Effy modliła się w duchu, żeby ta osoba nie okazała się uczniem, bo to oznaczało dla niej dodatkowe minuty patrolu.
    Jej ciche marzenia spełzły na niczym, kiedy dostrzegła ciemną sylwetkę, przemykającą szybko między kolumnadą, zostawiała za sobą poświatę, jak po użyciu zaklęcia kameleona, które się wyczerpało.
    A więc jednak uczeń, cholera jasna.
    Nie chciała jednak od razu się ujawniać, więc najciszej jak potrafiła, poszła za nim, a że skierował swe kroki w kierunku błoni - spotęgowało to jej ciekawość. Odczekała chwilę, zanim wyszła na zimno i rzuciła na siebie rozgrzewające zaklęcie.
    Co za debil chce w nocy łazić po kolana w śniegu. - warczała do siebie w myślach, pokonując trasę oświetloną jedynie bladą księżycową poświatą. W rzeczywistości nie było tak tragicznie, śnieg sięgał ledwo po kostki, więc Eva nie miała jako takich problemów z dogonieniem chłopaka przy jeziorze.
    - Cholera jasna - mruknęła, a kiedy chłopak odwrócił się pogroziła mu palcem i pokazała błyszczącą odznakę, poruszając przy tym brwiami. Widząc jego pytające spojrzenie, kontynuowała:
    - Niech cię szlag, spodziewałam się jakiejś konspiracyjnej ślizgońskiej akcji, którą będę mogła bohatersko udaremnić, a ty wyciągasz mnie na ten mróz tylko dlatego, żeby puszczać kaczki?! - spytała z niedowierzaniem i wywróciła oczami, kiedy chłopak parsknął śmiechem. W przeciwieństwie do innych prefektów, ona sobie używała do woli, zwłaszcza, że była wściekła. Chłopak nie pozostawał jej dłużny, ale i tak wiadomo było, że to ona jest na lepszej pozycji. Mimo to, poprawiła sobie humor mogąc go zwyzywać od zidiociałych kaczych móżdżków. Ale nie trwało to długo, kiedy kreatywność obojga się skończyła, ale Nieznajomy sięgnął jeszcze po asa w rękawie, mrożące krew w żyłach przezwisko:
    - Ty - usłyszała, wyczekując na puentę. - Gryfonko, no!
    Spojrzała na niego i zrobiła minę w stylu Zabiłeś mnie tym, padłam trupem! i parsknęła głośno śmiechem. Cóż, dla Ślizgona to faktycznie mogłaby być prawdziwa obelga.
    - Jeszcze z tobą nie skończyłem - dodał po chwili chłopak.
    - Ty? To ja jeszcze z tobą nie skończyłam, ale jeśli masz coś do powiedzenia, zanim dam ci karę jakiej jeszcze nie miałeś, to słucham, ty Ślizgonie. - Sparodiowała go, unosząc wysoko brwi i kąciki ust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O sorki, nie pomyślałam, że to cholerstwo wyjdzie takie długie ahaha]

      Usuń
  15. Przechodząc przez korytarz szkolny hogwartu rzuciłam na siebie zaklęcie powagi, tym bardziej że przechodziłam przez korytarz po którym w większości kręcą się Ślizgoni. Muszę uważać na swoje zachowanie w ich towarzystwie. Poczułam mrowienie na karku, więc sięgnęłam tam ręką i lekko marszcząc brwi podrapałam się, po czym z obojetną miną ruszyłam dalej. Nagle usłyszałam za sobą krzyk jakiejś małej dziewczynki. Nienawidziłam tych małych dzieci. Podniecały się niewiadomo jakimi bzdurami, cieszyły z głupot a krzyczały i piszczały dla mnie gorzej niż mandragory. Dziecko krzyknęło że mam pająka na plecach. Wzdychając, Stanęłam i trzepnęłam moją szkolną szatą. Po chwili zobaczyłam uciekajacego pająka. -Dzięki- mruknęłam z grzeczności do dziewczynki. Podniosłam obojętnie pająka z ziemi wyrzuciłam go za okno. Zaraz po tym usłyszałam za sobą męski głos. Obróciłam się i ujrzałam ciebie- chłopaka z mojego domu. Chyba nazywałeś się Jack, albo John. Nie byłam pewna. (...)
    Myślałam że jak wyjdę na ten mróz to sobie odpuścisz, ale ty wybiegłeś za mną. Zaczęłam zastanawiać się czy jesteś aż tak idiotyczny, żeby wybiegać w taką pogodę na dwór w tak ubogim stroju tylko po to, aby dowiedzieć się dlaczego ktoś nie wystraszył się jego beznadziejnego żartu? Parsknęłam pod nosem rozśmieszona. - Ty w ogóle czegoś się boisz? Od zawsze jesteś taka twarda? Czy po prostu lubisz pająki?- spytał.
    -Wyobraź sobie, że też mam uczucia i istnieje we mnie coś takiego jak strach- odpowiedziałam, skrywając w sobie sekret na temat maskowania uczuć. -Po prostu psikus ci się nie udał- skłamałam zawodowo i uśmiechnęłam się trochę drwiąco.
    [Mam nadzieję, że mój styl pisania nie razi xd]
    Lizz Rogue

    OdpowiedzUsuń
  16. [Chyba małe przejęzyczenie - pisałaś o ścigającym ;p Ale to tam nieważne xD ]

    - Poprzedni szukający nie był taki ciekawski - zauważyła ze zdziwieniem rejestrując promienny uśmiech na twarzy chłopaka.
    Ani taki intrygujący - dodała w myślach, odwracając od niego wzrok. Na jej twarzy jak zwykle panował szeroki uśmiech, jej myśli były jednak nieufne. Mimo całej swojej serdeczności dziewczyna nie mogła uwierzyć w dobre intencje Ślizgona.
    Uniknęła lecącego w jej stronę tłuczka, by zaraz znów podlecieć do szukającego drużyny przeciwnej. Przyglądała mu się przez chwilę, po czym z typowym dla siebie uśmiechem powiedziała:
    - Melissa Cupper - po chwili namysłu, nieco ciszekj dodała. - Dla przyjaciół Cuppy.
    Czując rumieńce rozlewające jej się po policzkach (cóż, była otwarta, ale w kontaktach damsko-męskich wychodziła jej puchońska nieśmiałość), zaczęła uważnie przyglądać się boisku, w poszukiwaniu Złotego Znicza. Koliber latający wokół niej powoli bladł. W ich stronę leciał właśnie kolejny tłuczek, zauważyła go pierwsza, szybko zniżyła lot i ostrzegła chłopaka. Gdyby zapytać jej, dlaczego ostrzegła szukającego przeciwników, na dodatek Ślizgona, pewnie, rumieniąc się, zrzuciłaby to wszystko na jej puchoński charakter.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Nic się nie stało, powiem Ci, że masz bardzo fajny początek, chodzi mi ogólnie o grupowce, bo jesteś zdaje się debiutantką, tak? :)

    Aahaha, jak czytam, to mam wrażenie, że Eva jest niemową XD Może zróbmy tak, że będziemy wplatać 1, 2 dialogi i będziemy po prostu pisać częstsze a krótsze te komentarze bo to będzie komentarz - Eva niemowa; komentarz - Jack niemowa XD; teraz tak jakby odpowiem na to, co napisałaś i dodam od siebie już wg innego porządku]

    Słuchała jego przemowy i zapewnień na temat braku kary ze stoickim spokojem, przyzwyczajona już do tego typu sytuacji. Będąc prefektem nie-naczelnym, nie mogła sobie pozwolić na jakieś wygórowane kary, ale zawsze mogła postarać się o to, żeby Nieznajomy znalazł się jutro na bardzo wygodnym dywaniku u opiekuna swojego domu. Uśmiechnęła się sardonistycznie na jego wzmiankę o zawartości jej mózgu i walczyła z tym, żeby się nie roześmiać. Mózg pusty jak kartka papieru. No co on nie wymyśli.
    - Jestem pod wrażeniem twojej inteligencji, koleżko - mruknęła, kiedy kolejna kaczka wywołała niepożądaną reakcję na wodzie.
    W tejże chwili z mętnej toni wynurzyło się dwoje białych oczu. Cofnęli się odruchowo o krok. Stwór wynurzył się bardziej, cały czas przeszywając ich białkiem swych oczu. Cofali się powoli, a nieznane stworzenie podążało za nimi. Po chwili widzieli całą głowę. Bez ust. Wielkie nozdrza i szara skóra. Błona między palcami.
    - Uciekaj - Usłyszała nakaz i spojrzała na chłopaka w zdziwieniu.
    - Że co?
    - No wiej. Ja go zatrzymam, a ty wiej. Nie mów nauczycielom, bo dopiero będzie draka.
    Zdobyła się tylko na prychnięcie i wyciągnęła różdżkę, usiłując sobie przypomnieć jakieś lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami i tego, co o mieszkańcach jeziora opowiadał Hagrid.
    Stwór poruszył się nieznacznie do przodu, jak gdyby chciał wybadać ich zamiary, a to przecież oni chcieli zrobić dokładnie to samo. Spojrzała kątem oka na Ślizgona, który stał z wyciągniętą różdżką i zaczynał intonować zaklęcie, wyrwała mu ją z dłoni szybko, zanim zdążył cokolwiek rzucić.
    - Zwariowałeś? Chcesz zaatakować jako pierwszy? Uważałeś w ogóle na ONMS'ie? - warknęła, nie spuszczając z oczu nawet na sekundzie istotę, która jak dla niej mogła być przerośniętą syreną, trytonem, albo samym Krakenem z legend, to było nie ważne. Musiała się znaleźć daleko stąd. - Po prostu wycofajmy się powoli i nie zgrywaj bohatera, bo nie wyjdziesz na tym dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cd

      Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie było jej dane bo paraliżujący dźwięk, który dobiegł do jej uszu, mało nie rozerwał jej bębenków. Mowa trytonów na powierzchni jest zabójcza - jak przez mgłę słyszała w swojej głowie głos Gajowego. Upadła na klęczki i zasłoniła głowę najszczelniej jak potrafiła, ale nie było to w stanie uwolnić ją od bólu.

      Usuń
  18. Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę z szerokim uśmiechem, wsuwając dłonie do kieszeni szaty.
    - Po pierwsze to gratuluję wygranej... Wasi pałkarze załatwili nam niezły przesiew w drużynie i przez jakiś czas między innymi nasz obrońca posiedzi sobie w Skrzydle Szpitalnym - westchnęła, a kącik jej ust opadł tylko nieznacznie.
    Biła się z myślami. Niecodziennie była zapraszana na piwo kremowe. Do Hogsmead. Przez chłopaka. PRZEZ ŚLIZGONA. Jack sprawiał na niej jednak dziwnie dobre wrażenie. Szeroki uśmiech, miłe spojrzenie i intrygująca głebia piwnych oczu spychała w głąb umysłu ostrzeżenia rozumu o nieuczciwości Ślizgonów. No bo przecież co może jej zrobić? Wyglądał niewinnie, powiedziałaby nawet, że gdyby nie szata szybciej uznałaby go za Gryfona. Albo Krukona, co też byłoby prawdopodobne.
    Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, jakim idiotycznym wzrokiem musiała się wpatrywać w chłopaka. Jego rozbawione spojrzenie wywołało nagły skurcz w okolicach klatki piersiowej, a na policzki wpełzł jej znów natrętny rumieniec. Szybko otuliła się szczelniej szalikiem, chcąc go ukryć.
    - Chętnie się z tobą wybiorę do Hogsmead, na piwo kremowe, Jack... - powiedziała szybko, by się nie rozmyślić i spojrzała na niego badawczo.
    Nie mogła uwierzyć, że została gdzieś zaproszona. I to przez Ślizgona. Gdzieś w podświadomości rozum krzyczał, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Ona jednak ignorowała te upomnienia, nie mogąc oderwać wzroku od piwnych tęczówek.

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdy w końcu pokonałam niewidzialną ścianę usłyszałam tajemniczy i przeszywający syk i momentalnie przede mną na podłodze pojawił się wijący wąź. Zamarłam, a serce podskoczyło mi do gardła. Wąż to najgorsze co może dla mnie być. NIKT nie wiedział i nie może się dowiedzieć, że potwór ten, mimo mojej przynależności do Slytherinu, jest najgorszą rzeczą budzącą we mnie totalny strach. Wąż zbliżał się do mnie i sycząc wystawiał długi język razem z ostrymi kłami. Wyciągając drźącymi rękami różdżkę zza szaty, skierowałam nią w zwierzę. Wypowiedziałam formułę zaklęcia "confirgo". Wąż zamienił się w puchar, a dopiero potem wybuchł zostawiając w całym pokoju setki małych kawaleczków. Nastała głucha cisza przerywana tylko moim nierównym oddechem. Wpatrywalam się tępo w miejsce gdzie jeszcze przrd chwilą był koszmar. Albo ktoś ćwiczył transmutacje i zapomniał po sobie posprzątać albo to jakiś głupi żart. W pewnej chwili po prostu ukryłam twarz w dłoniach i wybuchłam płaczem. Myślałam że jestem sama w pokoju więc dałam upust swoim emocjom. Nie widziałam cię siedzącego w cieniu ściany w fotelu, więc gdy odwróciłam się w twoją stronę znowu podskoczyłam
    "o nie" pomyślałam od razu "on teraz wie...". Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam na siebie niewerbalnie zaklęcie powagi. Mimo to mój głos nadal był zdruzgotany i nie dało się zakryć splywających wcześniej łez i lekko rozmytego makijażu. -Ja... Jeśli komukolwiek to powiesz- syknęłam pochodząc wściekła do ciebie- to cię zabiję, albo urządze takie piekło, że pożałujesz- wycedzilam próbując znów nie wybuchnąć pkaczrm. Emocje były zbyt silne.
    Lizz

    OdpowiedzUsuń
  20. Chantelle często zostawała na błoniach szkoły, kiedy reszta wracała do Hogwartu. Tym razem było tak samo. Dziewczyna przechadzała się po odśnieżonej ścieżce. Wtedy zauważyła jakąś ruszającą się postać przy chatce Hagrida, dlatego schowała się za najbliższym drzewem. Chłopak wyjął skądś miotłę i ruszył na boisko. Chan uczyniła to samo, ale skierowała się w stronę trybun, by tam ukryć się i w spokoju oglądała wyczyny. Nigdy jeszcze go tu nie spotkała, a stwierdziła, że chowając miotłę musiał robić to nieraz. Zazdrościła mu trochę tej chwili. Sama wielbiła latać, ale musiała jej wystarczyć bycie animagiem.
    Kiedy chłopak wylądował, dziewczyna wyłoniła się. Nie wiedziała, co ją tak bardzo zaciekawiło w tym chłopaku, ale najprawdopodobniej to, że wymknął się wieczorem z zamku. Zaczęła wolno klaskać, tak zupełnie bez emocji. Szatyn, jak zauważyła Chantelle, lekko się wystraszył, ale przez twarz mignął mu cień uśmiechu. W końcu się opamiętał i ukłonił. Jeżeli dobrze go kojarzyła należał do Ślizgonów, jednak tam zupełnie nie pasował. Szczególnie jego brązowe oczy, które migotały leciutko w świetle księżyca. Właśnie to coś zaintrygowało ją w chłopaku. Dziewczyna przestała mu się przyglądać mając zamiar odejść. Usłyszała jednak jego głos, a gdy ponownie na niego spojrzała ukazał cudowny uśmiech. Chan prychnęła cicho, a kącik jej ust powędrował lekko ku górze. Mógł być spokojny oto, że nikomu go nie wyda, ani nie miała komu, ani nawet nie miała takiego zamiaru. Ruszyli razem drogą powrotną, a kiedy chłopak musiał schować miotłę był skrępowany, lecz dziewczynę nie interesowały cudze rzeczy. Powrócił do niej i powoli zaczęli spacerować do Hogwartu. Szli w ciszy, co dziewczynie zupełnie nie przeszkadzało, ale wiedziała, że brązowowłosy długo nie wytrzyma. Chwilę później usłyszała jego imię i nazwisko, kiedy wyciągnął swoją rękę ku niej. Może i miała zamiar odpowiedzieć i podać mu swoją, ale do jej uszu dotarło chrząknięcie. Gdy odwróciła głowę w źródło dźwięku zobaczyła uśmiechającego się pana Filch'a a obok jego kotkę.
    - Uczniowie o tej porze poza swoimi domami. Szybko, szybko za mną - machnął ręką. Może i mieli szansę uciec, ale dziewczyna nieraz już wychodziła z tego cało. Dziwiło ją jedynie to, że Jack nie ucieka, ale jeżeli chciał zostać to proszę bardzo.
    Stali teraz na dywaniku w ciemnym pokoju woźnego. Domyślała się jaką karę dla nich szykował. Sprzątanie, bo cóż by innego.
    - Zanim cokolwiek pan postanowi zrobić panie Filch, miałabym do pana wielką prośbę - ukłoniła się z szacunkiem w jego stronę. Tym własnie zaskarbiła sobie u niego. - Ale jakiś czas temu otrzymał pan pewną kartkę od profesor McGonagall. Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby pan się mógł do niej dostosować. - Mówiła najmilej jak mogła, ale nie przesadnie. Woźny prychnął, ale wyszedł po opiekunkę Gryffindoru. Owy świstek papieru głosił, że gdyby "Chantelle Hogarth zawiła się u pana Filch'a, ma on bezzwłocznie przyprowadzić profesor."
    - Tylko teraz proszę, nie odzywaj się nawet słowem - przekręciła głowę do swojego towarzysza - chyba że chcesz myć kabiny toaletowe - zdążyła to powiedzieć tuż przed wejściem dwóch osób. Kiedy starsza kobieta spojrzała na dwójkę przyłapanych pokręciła głową. Chan doskonale wiedziała, że niepodobało jej się, że trafiła w tarapaty wraz z Ślizgonem.
    - Minus pięć punktów dla Gryffindoru i Slyhterinu! - po tych słowach, na korytarzu rozległ się głos klepsydr, które liczyły wszystkie te punkty. - A teraz wracajcie natychmiast do swoich dormitoriów. I bez żadnych pomysłów - podkreśliła na koniec i zaczęła kłócić się z woźnym. Chantelle ukłoniła się lekko i szybko wyszła z pomieszczenia.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wpatrywałam się pusto w ogień i jego strzelające iskry w kominku. Miałam jeszcze mokrą twarz, chociaż już się uspokoiłam a oddech stał się równiejszy. Myślałam o tym, że zachowałeś się inaczej niż jakby postąpił inny ślizgon. Tobie o dziwo zrobiło się przykro, Chyba.
    - Na pewno nie powiesz? - szepnęĺam cicho patrząc ci głęboko w oczy, próbując jakby doszukać się w nich prawdy i sięgnęłam mocniej kubek.
    Lizz

    [przepraszam że tak krótko, ale o tej porze nie mam weny xd]

    OdpowiedzUsuń
  22. Czas spędzony z Jack'iem był wypełniony śmiechem, uśmiechami, piwem i rumieńcami, które uparcie wracały na policzki Melissy przy praktycznie każdym uśmiechu chłopaka. Nigdy nie spodziewała się, że tak miło można spędzić czas ze Ślizgonem.
    Kiedy spojrzała na zegarek była w szoku, że już jest tak późno. Za pół godziny miał się zacząć jej patrol. Nerwowo kręciła się na krześle, w poczuciu bezradności stukając palcami o kubek.
    - Spóźnię się na patrol - powiedziedziała nagle, przerywając Jack'owi w półsłowa. - Przepraszam - mruknęła, zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu i kolejny raz się rumieniąc. - Chyba powinniśmy wracać - niepewnie, wpatrując się w jego oczy.
    Nie miała ochoty wracać. Chciała jakoś zatrzymać czas. Wiedziała jednak, że to by tylko pogorszyło jej wyrzuty sumienia. Od zawsze była punktualna i nie zaniedbywała swoich obowiązków. Nagle wyjście z chłopakie wydało jej się kompletnie nieodpowiedzialne. Kolejny raz biła się z myślami, z nerwów zagryzając wargę.
    Wstała i zaczęła się ubierać, nie patrząc na chłopaka. Wiedziała, że nawet jedno krótkie spojrzenie może ją rozkojarzyć. W Jack'u był coś, co nie pozwalało dziewczynie zebrać myśli do kupy. Nagle zaczęła zastanawiać się, jakim cudem utrzymała się na miotle podczas meczu, będąc tak blisko niego. Prychnęła, próbując skupić myśli na zbliżającym się patrolu, zamiast rozmyślać nad chłopakiem. Owinęła szalik dokładnie wokół szyi, dopiłs piwo kremowe i ruszyła w kierunku drzwi, wciąż nie patrząc na chłopaka i zagryzając wargę. Czuła się podwójnie winna. Nie powinna zapominać o patrolu ani nie powinna tak traktować chłopaka, który gdzieś ją zaprosił. Nawet jeżeli był Ślizgonem.
    Z ręką na klamce odwróciła się w jego stronę, rzucając mu wyczekująco-pospieszające spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Otworzyłam leniwie oczy prostując głowę, czego natychmiast pożałowałam. Spanie na fotelu z wykrzywionym karkiem nie było najlepszym pomysłem. Ale co się dziwić? Moje łzy, gorąca czekolada i ciepło ognia w kominku szybko spowodowały że pogrążyłam się w śnie. Nagle wszystko sobie przypomniałam. Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie Cię nie bylo. Spojrzałam na zegarek i odczytałam, że jest ledwo po szóstej rano. Reszta ślizgonów zacznie wstawać dopiero za niecałą godzinę. Nagle wszedłeś do środka i przywitałeś się ze mną z uśmiechem. Widząc na podłodze porozrzucane kawałki szkła powiedziałam szybko "nie ruszaj się" na co ty zdezorientowany zatrzymałeś się. Wyciągnęłam różdżkę i wskazując na jeden kawałek ostrego kawałka wypowiedziałam cicho formułkę "reparo" na co wszystkie kawałki z pokoju wspólnego złączyły się w puchar stojacy na ziemi. Podniosłam go zaklęciem zwisu prowadząc go do ciebie.
    -To chyba Twoje?

    OdpowiedzUsuń
  24. Ciężko było zachować zimną krew w takiej sytuacji. Jakąś częścią jaźni Eva przetrzepywała wspomnienia szukając w nich tego, co pisał Scamander na temat trytonów i ich podobnych, jak sobie z nimi poradzić, cokolwiek. Z opisu zgadzała się jedynie barwa skóry, ślepia, a także "język" jakim się posługiwał.
    Dopiero po kilku oddechach zobaczyła chłopaka, naśladującego bestię. W normalnej sytuacji palnęła by się w czoło, co chyba też zamiar uczynić miała bestia. To był dobry znak, bo to był ludzki odruch. Wszak trytonom bliżej było mentalnie do ludzi, niż do zwierząt, ale same dobrowolnie zrezygnowały z miana istot, wraz z centaurami. Na szczęście w Ślizgonie poruszyły się odpowiednie trybiki, bo po chwili się cofnął i ciągnąc ją za ramię, pobiegli o ładny dystans z dala od tego czegoś. Była chłopakowi wdzięczna, bo niby myślała trzeźwo, ale kończyny miała sparaliżowane do cna.
    Oddała mu różdżkę dokładnie w chwili, kiedy stwór wynurzył się z wody i stanął czymś stopopodobnym na pokrytej warstwą śniegu trawie. Światło księżycowe odbijało się w kropelkach wody spływających leniwie po obślizgłym ciele.
    - A łudziłem się, że to Tryton - Usłyszała i zgodziła się. Również miała taką nadzieję.
    - To co teraz? Masz genialny plan? - spytał szeptem chłopak.
    - Jeśli bestia zrobi jakiś nieprzewidziany ruch, to na trzy rzucasz zaklęcie, które nas obroni, a ja atakuję go protego. A potem dajemy dyla w stronę zamku i nie oglądamy się za siebie, okej? Jak to przeżyjemy, daruję ci karę - powiedziała cicho i obróciła różdżkę w palcach.
    Mieli zbyt wiele do stracenia, żeby bawić się w bohaterów. Nie wiedzieli z czym mieli do czynienia, więc zamek był ich jedyną nadzieją na cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Przepraszam, że odpisuję po 3 dniach, ale miałam konkursy, poprawki i jeszcze życie prywatne, już nadrabiam zaległości :)]

    Rachel zawołała do niej, by przyspieszyła tempa. W pokoju wspólnym właśnie toczyła się emocjonująca gra karciana, jedna z najpopularniejszych w magicznym kręgu. Uczniowie obstawiali na swoich pewniaków, galeony sypały się i lśniły szczerym złotem, a przegrany musiał wykonywać zadanie wymyślone przez resztę zwycięzców. To właśnie ta gra była jakby genezą wszystkich śmiesznych sytuacji, które wydarzyły się w tej szkole. Upokorzeni uczniowie mogli ją zaskarżyć (a może po prostu swoją własną naiwność i zbyt próżne przecenianie swoich możliwości), gdyż wszystko, co śmieszne sprowadzało się do niej i wyobraźni tryumfatorów. Kristel na własnej skórze doświadczyła, jak to jest, gdy się przegrywa. Wydarzyło się to jedynie dwa razy, gdy zaczynała swoją przygodę z magicznym hazardem. Potem wygrywała. Była w tej grze świetna i chciała dołączyć do następnej rundy, póki jeszcze czas. Odkrzyknęła więc do Rachel, która była już po drugiej stronie korytarza, że już idzie. W całym zawirowaniu i emocjach, które ją uskrzydlały, nie zobaczyła chłopca ze Slytherinu i wpadła w niego. Przyszedł czas na niezręczną sytuacje, jednak Kristel dobrze sobie z takimi radziła. Kojarzyła Jacka, mimo że nie byli na tym samym roku i różnił ich także dom, do którego przynależeli. Był bardzo przystojny, więc uczennice z Ravenclaw często mówiły o nim w charakterystyczny, typowy dla zauroczonych dziewcząt, sposób.
    Grzecznie się przedstawił, bo nie mógł wiedzieć, że dziewczyna znała jego nazwisko. Potem zadał pytanie o czapkę, którą pomylił z Tiarą Przydziału. W głowie zaświtała jej myśl, że mógł wypić trochę za dużo ognistej whisky. Uścisnęła mu pospiesznie rękę.
    - Kristel Scriven – odpowiedziała, uśmiechając się sympatycznie. – Wątpię, by to była Tiara, może powinieneś się gdzieś położyć, odpocząć? – Zasugerowała grzecznie.
    Nawet nie oddała tej starej czapce, zawieszonej na drzwiach, większej uwagi. To byłby absurd, gdyby Tiara się na nich znalazła. Niedorzeczność. Jej oczy tylko raz, w dodatku pospiesznie, na nią spojrzały, a potem zaczęły rozglądać się za Rachel.

    OdpowiedzUsuń
  26. Czuła jego pewną dłoń. Nerwowo zagryzała wargę rozważając wszelkie za i przeciw. Wiatr chłostał ich niemiłosiernie, płatki śniegu oblepiały ciała i wpadały do oczu. Chłodne powietrze szczypało w policzki, ale to nie ono wywoływało rumieńce na twarzy dziewczyny. A przynajmniej nie w większości.
    Nerwowym wzrokiem zmierzyła chłopaka. Miała do wyboru spędzenie z nim zamieci skryta w jakimś przytulnym miejscu (a przynajmmiej miała nadzieję, że takie znajdą) lub perspektywę przedzierania się przez śnieg już teraz sięgający jej za kostki. Wymarzona pogoda na spacer.
    Nagle przyszła jej do głowy teleportacja. Odrzuciła ją jednak prędko, wiedząc jak bardzo jest rozkojarzona i jak źle mogłoby się to skończyć. Ze zdziwieniem zauważyła, że bardziej przejmowałaby się rozczłonkowaniem Ślizgona niż siebie samej. Szybko jednak stwierdziła, że każdy Puchon by tak myślał.
    Zerknęła na chłopaka jeszcze raz, jej uśmiech gdzieś się skrył, kącik ust jednak lekko figlarne, trwał wzniesiony w górę. Miał rację. Nie było szans, żeby dotarła w taką pogodę do zamku. Poczucie obowiązku jednak doskwierało jej strasznie, ale dłoń chłopaka, jego bliskość i uśmiech w jakimś stopniu je przyćmiły. Przez myśl przemknęł jej tylko przez sekundę wyobrażenie z jej koszmarów: sama Helga Hufflepuff z surową miną, tracąc na niezdarną prefektkę Puchonów swój bezcenny czas, przybywa z Zaświatów by ją ukarać. Ten sen uparcie odwiedzał ją co noc. Pokręciła tylko głową, kolejny raz patrząc na chłopaka z błyskiem w oku.
    - Masz rację. W taką pogodę nie dojdziemy, a jestem zbyt... zdenerwowana żeby nas teleportować. Chyba lepiej to przeczekać - kiwnęła głową.

    OdpowiedzUsuń
  27. Dreszcz przebiegł po plecach Melissy, gdy zauważyła błysk w oku chłopaka. Nagle wydał jej się drapieżny. Po raz pierwszy tego dnia mogła przyznać, że przypomina Ślizgona. Nagle jego piwne oczy, w które tak wpatrywała się całe popołudnie wydały jej się onieśmielające. Miały w sobie coś intrygującego, ale prostolinijna Puchonka bała się tego,co może kryć się pod tajemnzym błyskiem.
    Mimo strachu jednak chętnie zabrała się za poszukiwania dziurki od owego klucza. Zaglądała gdzie mogła: pod kanapę, za szafki. Nigdzie jednak nie znalazła odpowiedniego zamka. Zaczęła przetrząsać szuflady, kątem oka obserwując szukającego chłopaka, mimowolnie oceniając każdy fragment jego ciała. Po jakimś czasie skarciła się w duchu za nieodowiednie myśli i skupiła się całkowicie na szukaniu.
    - Jack... tu chyba coś jest - powiedziała nagle, po otworzeniu jednej z szuflad, w której brakowało tylnej ściany.

    [Jakieś toto marne ;< ]

    OdpowiedzUsuń
  28. Chłopakowi najwidoczniej puściły nerwy, bo zaatakował od razu, więc Eva musiała przejąć jego rolę i ich ochronić.
    - Protego! - krzyknęła i, intonując odpowiednie głoski, wytworzyła wokół nich ochronną barierę. Ślizgon spróbował ponownie szczęścia i tym razem się udało, bo stwór padł rażony drętwotą.
    Słysząc jego słuszną uwagę, rzuciła się biegiem w stronę zamku, zostawiając za sobą chmurę śniegu. Chyba pierwszy raz w życiu cieszyła się z faktu, że codziennie wstawała wcześniej i biegała. Kosztowało ją to wiele nerwów, niekiedy potworne zmęczenie, ale wyrobiła sobie kondycję, była szybsza niż kiedyś i w tej chwili dziękowała za to gorąco. Widok drzwi zamkowych dodał jej skrzydeł i wyprzedziła nieznacznie chłopaka, wpadając w nie pierwsza. On był tuż za nią, ale nie miał tego szczęścia, bo stwór zdążył w ostatniej chwili zacisnąć błoniaste palce na jego kostce. Nie myśląc wiele, pchnęła ramieniem drzwi, chcąc przytrzasnąć mu łapę, a ślizgon wyrywał się i kopał na oślep. W końcu mogli odetchnąć z ulgą, kiedy drzwi zatrzasnęły się z głuchym dźwiękiem. Effie oparła się o nie, myśląc, że wypluje zaraz płuca.
    Odwzajemniła uśmiech chłopaka, ale chwilę później jej głowę spowiły myśli pytania.
    - Co to - głębszy oddech - do cholery - oddech - było?
    - Moim zdaniem, Panno Reeve - usłyszała jak zwykle sympatyczny głos Albusa Dumbledore'a, mieliście do czynienia z Mermeidą.

    OdpowiedzUsuń
  29. Wchodząc do środka pierwszą uwagę zwracała wielkość lochu. Był to dosyć przestrzenny korytarz, który z dwóch stron kończył się zakrętami, tak jakby zniechęcały do pójścia dalej. W tym miejscu pomieszczenie rozszerzało się tworząc wielki owal. Od ścian przez podłogę biegły linie, które zbiegały się na samym środku. Dziewczyna podążała za chłopakiem właśnie do tego punktu. Coś jej jednak tu nie pasowało. Szczególnie ten dziwny odgłos odbijający się od surowych murów. Tam były półkolumny, które oddzielały posągi różnych magicznych zwierząt. Poustawiane były w małych okrągłych wnękach.
    - Jack, słyszysz to? - szepnęła mu jak najciszej do ucha. Gdyby nie to, w jakiej sytuacji się znaleźli nie stałaby teraz tak blisko niego. Nie bała się, ale czuła pewien dyskomfort spowodowany tym dziwnym odgłosem. Nie było tam specjalnie jasno, a nagle z prawej strony zaświeciły żółte oczy i rozległ się ryk. Dziewczyna machinalnie wycelowała różdżką w stworzenie. Iskry wyleciały z końca raniąc je. Pociągnęła Jack'a w stronę wyjścia i zaczęli biec. Niestety coś złapało ją za nogę, powodując jej upadek. Wypuściła różdżkę z dłoni i krzyknęła.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zarumieniłam się, gdy ty patrząc na mnie spytałeś się o imię. Dopiero teraz, wypoczęta z bardziej wyostrzonym wzrokiem niż wtedy kiedy płakałam, stwierdziłam, że jesteś atrakcyjny. Było jeszcze ciemno za oknem, ale blask igrającego ognia, niesamowicie odbijał się w twoich oczach i oświetlał cerę twarzy.
    -Lizz- odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem na ustach. -A ty o ile się nie mylę to chyba John? Albo coś podobnego na tę samą literę- powiedziałam zaczepnie.
    -A co do śniadania, to byśmy musieli iść chyba do kuchni, bo oficjalnie to dopiero za dwie godziny...- zauważyłam zerkając znowu na zegarek.

    OdpowiedzUsuń
  31. -Nie zachowujesz się jak reszta ślizgonów- stwierdziłam popijając sok dyniowy, o który poprosiłam małego skrzata. Popatrzyłam na ciebie.
    -To jakaś zabawa? Jakaś gra?- spytałam dosyć normalnym tonem głosu.
    -Już nie raz zdarzyło mi się, że zaufałam komuś ze Slytherinu, a oni to bezczelnie wykorzystali...- pożaliłam się ponownie zatapiając wargi w słodkim soku.

    OdpowiedzUsuń
  32. Obserwowała jego wyciągniętą dłoń nieco niepewnie, swoją zaciskając w pięść i skubiąc niepewnie rąbek bluzki palcami drugiej. Musiała przyznać, że w trakcie tego dnia polubiła Jack'a. Cały czas był naprawdę w porządku i mało brakowało a zapomniałaby o tym, że jest Ślizgonem. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że mało brakowało, a byłaby w stanie stwierdzić, że mogłaby mu zaufać.
    Rzuciła krótkie spojrzenie w jego oczy. Dwa piwne stawy, wyrażające nadzieję. Błyszczało w nich jednak coś niebezpiecznego, jak w teoretycznie płytkich jeziorach wokół jej miasteczka. W płytkich jeziorach, w których najczęściej ginęli ludzie. Widziała, jak bardzo zależy mu, by z nim tam poszła.
    Rozprostowała palce dłoni, mimowolnie przesuwając ją w jego stronę. W jego oku błysnęła radość, wymieszana z tą ślizgońską pewnością siebie, której szczerze nienawidziła. Jakby już wiedział, że z nim pójdzie. To zdecydowało, że jej ręka znów zacisnęła się w piąstkę, a na twarzy pojawił się grymas niepewności.
    Cofnęła się o krok. I kolejny. Jednocześnie chciała i nie chciała z nim iść. Nie miała pojęcia, gdzie poprowadzi tunel, o której wrócą. Wiedziała, że już będzie miała problemy w związku z nieodbytym patrolem, a zniknięcie na dłuższy czas może poskutkować szlabanem lub odjętymi punktami. Nie chciała tego. Hufflepuff i tak miał małe szanse na wygraną w Pucharze Domów, nie widziało jej się bycie tą, która zniweluje je do zera.
    - Chyba jednak zostanę - powiedziała drżącym głosem, odwracając się na pięcie, by nie patrzeć w jego oczy. Oplotła się ramionami, gdyż nagle zrobiło jej się zimno.
    Do jej uszu dotarło smutne westchnięcie i powolne kroki. Jeden. Drugi. Nie miała pojęcia, czy Jack ruszył w stronę kominka. Zerknęła niepewnie przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  33. Chantelle do tej pory pamięta, jak usiadła na małym stołku, a profesor McGonagall nałożyła jej tiarę przydziału. Do tej pory doskonale pamięta słowa tej starej czapki.
    "Nie, do Slytherinu się nie nadajesz. Dlaczego więc sądzisz, że właśnie tam cię przydzielę? Rawenclaw i Hufflepuff też nie. Tak, to będzie dobry wybór"
    Chwilę później stół Gryfonów poderwał się z miejsc. Po sali rozeszło się klaskanie i okrzyki witające ją w nowej grupie. Zawsze zastanawiało ją, dlaczego tam trafiła, a ten moment niewątpliwie był jedną z odpowiedzi.
    Kiedy potwór rzucił się na nich oboje, chłopak zasłonił ją ciałem. Chan jednak postąpiła inaczej. Wyminęła Jack'a i wyrwała mu różdżkę z ręki. Pchnęła go na bok, a sama cofnęła się. To wszystko działo się z ogromną prędkością, lecz dla blondynki był to zupełnie, jak film w zwolnionym tempie. Przez ułamek sekundy, kiedy myślała nad jednym zaklęciem miała nadzieję, że cudza różdżka ją posłucha. Wszystkie jej myśli skupiły się nad zaklęciem Imobilus, a z wyciągniętej przed siebie ręki, która trzymała cudzą własność błysnęły iskry.
    Białe kły, pokryte czerwoną cieczą zatrzymały się tuż przed twarzą Chan. Żółte ślepia utkwiły swój wzrok w jej postaci, a cała sylwetka zastygła w powietrzu. Dziewczyna zamknęła oczy i wypuściła powietrze z ust. Za sobą miała ścianę, po której osunęła się na podłogę. Ciężko dysząc, z tak wielkiej dawki adrenaliny wypowiedziała cicho jedno zaklęcie.
    - Accio różdżka - wtedy do drugiej dłoni wpadł kawałek wyrzeźbionego drewna. Ten przedmiot należał już do niej. Spojrzała do góry, na ledwo poruszającego się czarnego potwora. Kolejny raz mierząc przed siebie zadziałała zaklęciem. Nagle jasne sznury zaczęły wiązać stworzenie, krępując przy tym jego ruchy. Chan w końcu wyczołgała się spod niego i dotarła do wciąż leżącego Jack'a, który upadł gdy ta go pchnęła.
    - Przepraszam - wyszeptała podając mu jego różdżkę - Gryffindor - rzekła na swoje usprawiedliwienie i padła na plecy, dalej ciężko dysząc. Chociaż przez chwilę mogli odpocząć, jednak dalej czekała ich droga powrotna, która nadal była zagrodzona.

    OdpowiedzUsuń
  34. Eva słuchała w milczeniu ich rozmowy na temat skrzatów i ciuszków, usiłując nie parsknąć śmiechem z rozbawienia. Starała się jednak zachować jako taką powagę. Gdyby to była inna pora, inny dzień i inne okoliczności. Ale prawda jest taka, że chcąc-nie chcąc Dumbledore zaraz zacznie domagać się odpowiedzi na nurtujące go pytania. I zapyta o nie właśnie nią. Bo była prefektem, bo jej patrol się bardzo przedłużył, bo wyszła z zamku, bo wszystko to z powodu tego Ślizgona, którego imienia nawet nie znała. I to jego obecność tutaj będzie musiała jakoś wytłumaczyć.
    A na to... cóż, nie miała żadnej wymówki w zanadrzu.
    Mimo faktu, że się tego spodziewała, drgnęła lekko, kiedy profesor zwrócił się w jej stronę. W oczach miał te dobre, zabawne iskierki, a na ustach błąkał się delikatny uśmiech.
    Chyba nic jej nie groziło.
    - Opowiesz mi może co dokładnie tu zaszło? - Usłyszała i pokiwała głową powoli, czując na sobie uważne spojrzenie chłopaka. Sorry stary, to jest Dumbledore, a jego się po prostu nie okłamuje.
    - Chodzi profesorowi o dokładny opis ataku i Mermeidy? - spytała, chcąc się upewnić i dać jednocześnie dodatkowe sekundy na uporządkowanie "bezpiecznych" faktów w głowie.
    - Chciałbym się najpierw dowiedzieć, dlaczego wyszłaś z Jackiem na błonia - Jack, więc tak miał na imię.
    Wypuściła cicho powietrze z ust i zaczęła mówić. Czyli robić to, co potrafiła najlepiej.
    - Miałam patrol, który zbliżał się do końca - zaczęła. - Pomyślałam, że jejku, jeszcze tylko hol i jestem w domu, miałam taaaaką nadzieję na to, że nikogo nie spotkam, bo gdybym kogoś spotkała, musiałabym zastosować się do procedur, przesłuchać, dać szlaban, odprowadzić do pokoju wspólnego i poinformować Pana Filcha, wyobraża sobie Profesor, co by było, gdybym spotkała Krukona? - zapytała, a Dumbledore pokręcił głową, zachęcając ją do dalszego mówienia, był wyraźnie rozbawiony - Musiałabym odprowadzić go na siódme piętro, a później zejść i poinformować Pana Filcha o szlabanie, a potem znowu iść na siódme piętro do pokoju wspólnego. Tyle schodków! - Teraz Dyrektor zachichotał. - Tak więc miałam nadzieję nikogo nie spotkać i czmychnąć jak najszybciej do łóżka. Nie wyobraża sobie nawet Profesor jakie było moje zdruzgotanie, kiedy w ostatnim punkcie mojego patrolu spotkałam jego - wskazała na Jacka. - A tyle, dokładnie tyle - pokazała rozstaw palców o szerokości około 3 cm - dzieliło mnie od końca. Ale stało się. Jeszcze rzucił nieudolnie zaklęcie kameleona, które za szybko przestało działać, więc go zobaczyłam. Na początku chciałam od razu przyskrzynić, ale miałam podejrzenia, że planuje jakąś grubszą akcję ze Ślizgonami, wie Profesor, coś w stylu wybuchających Gryfonom w twarz puddingów, jak miesiąc temu. - Dumbledore pokiwał głową na znak, że pamięta. - Więc wyszłam za nim na błonia i niech sobie Profesor wyobrazi moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że wyszedł w nocy z Lochów nie po to, by planować zagładę Gryfonów, ale tak po prostu by robić kaczki na jeziorze! - Zakończyła, unosząc teatralnie ręce do góry. Teraz Profesor już nawet nie krył rozbawienia, emanujacego znad okularów połówek.
    Eva odetchnęła z ulgą, bo chyba wybrnęła. Może oboje wybrnęli.

    OdpowiedzUsuń
  35. Wybrnęła. Udało jej się.
    Nie od dziś wiedziała, że z Dumbledore'm trzeba być szczerym i tylko szczerym. Ale kto powiedział, że ta szczerość nie może być okraszona odrobinką humoru?
    - Czyli sprawa wygląda tak - zaczął profesor z uśmiechem i spojrzał na zegarek - Spotkałem dwójkę uczniów, którzy pośpieszyli się na śniadanie. Prawdopodobnie zegarki im się popsuły - rozwichrzył Jack'owi włosy - I odesłałem ich z powrotem do swoich domów. Po drodze dowiedziałem się, że w naszym jeziorze zamieszkuje Mermeida, ale to już nie jest istotne. Tak więc dobranoc i do zobaczenia na śniadaniu. I żebyście mi nie byli niewyspani - mrugnął do nich i zniknął w przeciągu sekundy.
    Tak więc ruszyli w stronę holu, skąd można było dostać się i do lochów i na wyższe piętra.
    - No to do zobaczenia - usłyszała głos Jacka i nagle zamarzyła o tym, żeby iść już spać. - I do zobaczenia na śniadaniu.
    - No do jutra - mruknęła i udała się na górę. Jakieś tysiąc stopni później, doczłapała się do dormitorium i szarpnęła za klamkę.

    *********************
    Obudziło ją to co zwykle, czyli kłócące się o dostęp do łazienki współlokatorki. Chcąc-nie chcąc odstała swoje w kolejce i już po trzydziestu minutach udała się z nimi na śniadanie. Dziewczyny były zainteresowane, dlaczego wróciła z patrolu godzinę później niż zwykle, ale szczerze mówiąc to były zbyt długie wyjaśnienia, poza tym Dyrektor zakazał cokolwiek mówić.
    Clary zażartowała z czegoś, ale Effy już tego nie usłyszała, bo odwróciła się z powodu chrząknięcia za jej plecami. To był ten Ślizgon.
    - Hej - przywitał się - Ty już poznałaś moje imię wczoraj, ale ja twojego jeszcze nie znam - A żeby uprzejmości stało się zadość: Jack Bizarre - wyciągnął do niej rękę, więc ją uścisnęła.
    - Eva Reeve - powiedziała, czując szturchnięcie Clary w plecy. Boże, za co.
    Wtem rozległ się dźwięk, obwieszczający, że podano do stołu.

    [żal mi się, wiem, przepraszam xD]

    OdpowiedzUsuń
  36. -Ty też jesteś inna. Delikatniejsza, ale pozytywnie- powiedziałeś, na co ja oblałam się różowym, delikatnym pąsem.
    -Dzięki- odpowiedziałam szczerze z delikatnym uśmiechem -nawet nie wiesz, jak wielki dla mnie to komplement- dopowiedziałam i uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, odsłaniając rząd prostych, śnieżnobiałych zębów. Odwracając z powrotem wzrok, zamoczyłam usta w słodkim soku z dyni.
    -Oboje tu nie pasujemy, masz rację- mruknęłam tępo wpatrując się w podłogę.

    OdpowiedzUsuń
  37. Dziura faktycznie była interesująca. Jednak Chan nie spodobało się to, że miała czekać w tym miejscu. Jack wskoczył do środka, więc poczekała aż trochę odejdzie. Wtedy włożyła nogi w dziurę i wślizgnęła się przez nią. Wylądowała w czymś w rodzaju ścieków. Nie spodziewała się czegoś takiego w Hogwarcie.
    - Prosiłem żebyś czekała - chłopak szedł z zaświeconą różdżką przed sobą.
    - Nie Jack, nie będę czekała aż nas coś znajdzie. Mam już dosyć - rzekła trochę jakby obrażona. Ruszyła przed siebie, nie sprawdzając wcześniej gdzie idzie. Pomyślała jedynie o zaklęciu Lumos i odeszła. Nie wiedziała, czy idzie on za nią. Chciała już położyć się w łóżku i zasnąć.
    Teraz zastanawiała się, co ją podkusiło, żeby zejść z chłopakiem w te lochy. Chyba tylko nierozsądek.
    - Chyba ci się w końcu nie przedstawiłam - skrzywiła się. O dziwo Jack podążył za nią. - Moje imię to Chantelle, tyle powinno ci starczyć.
    Była trochę zła, za to w co ich wpakował. Jednak stwierdziła, że już nic nie jest ważne, prócz wyjścia z tych lochów. W końcu zauważyła światło. Nie wiedziała dokładnie jakie, ale to wywołało nadzieję w jej sercu. Nie myśląc dłużej pobiegła przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Kiedy się obróciła zdążyła tylko zobaczyć plecy Ślizgona, znikające w czeluściach kominka. Od razu zaczęła żałować, że za nim nie poszła. Skrycie wierzyła, że widząc jej zachowanie zacznie ją prosić, błagać, jednak widocznie duma mu na to nie pozwoliła. Skrzywiła się nieznacznie, krzyżując ręce na piersiach. Miała dość martwienia się o bliskich (chociażby coroczne zamartwianie się o Alexa, kiedy tylko pojawiał się na naborze do drużyny), jednak z lekkim zdziwieniem zauważyła, że bardzo szybko zaczęła o Jack'u myśleć jako o przyjacielu. Puchońska lojalność szybko przezwyciężyła niepewność i strach. Stanęła u wylotu kominka, zaglądając do środka. Dobiegły ją zniekształcone przez echo słowa chłopaka, jej serce ścisnęło się. Zrobiło jej się żal biednego chłopaka. Postąpiła krok w przód, kiedy usłyszała dziwny dźwięk. Przypominał jej rechot zabijanej żaby. Urwany, tajemniczy, przerażający. Pisnęła.
    - Jack, wracaj, nie idź tam...!
    Ruszyła powoli wgłąb korytarza, chcąc dogonić chłopaka.

    [Nie podoba mi się to x.x Nie wyszło mi, mam nadzieję, że nie zespułam ;x]

    OdpowiedzUsuń
  39. Słysząc tak upragniony przed siebie dźwięk, Eva posadziła tyłek przy najbliższej ławie, a po sekundzie na stole przed nią zmaterializowały się najróżniejsze potrawy. Przecudownie.
    Uniosła pytająco brew, kiedy Ślizgon usiadł koło niej. Już miała pytać, czy nie pomylił stołów, kiedy odezwał się, jeszcze bardziej zbijając ją z tropu.
    - To co? - A co ma być? Stół Ślizgonów jest dziesięć metrów stąd i na ciebie czeka.
    - Chodzi mi o naszą znajomość. - Uściślił. No i wszystko jasne. - Myślę, ze na tym nie zakończymy. Przyjdę po śniadaniu. - Oświadczył i wstał, kierując się w stronę kolegów. Effy patrzyła jeszcze chwilę za nim, zdumiona, a później zabrała się za śniadanie. Wybór był tak wielki jak zawsze, a ona wręcz konała z głodu, więc przysłuchując się przy okazji rozmowom dziewczyn z siódmego roku narzekającym na zbliżające się OWUTEMY, nałożyła sobie na talerz naleśniki z serem polane czekoladą. Bajecznie.
    Kiedy już się nasyciła i spostrzegła, że śniadanie niedługo zacznie dobiegać końca, chcąc uniknąć stania w wylewającym się z Wielkiej Sali z prędkością muchy zanurzonej w smole tłumie, wstała i zawiesiła sobie torbę na ramieniu.
    Wyszła z sali i z rozbawieniem przyjęła fakt, ze poznany wczoraj chłopak stał przed nimi i najwidoczniej czekał na nią.

    OdpowiedzUsuń
  40. Biegła korytarzem, wierząc, że uda jej się go dogonić. Rozchlapywała kałuże nieznanego pochodzenia przy każdym kroku mocząc wszystko wokół, włącznie z sobą. Gdy dobiegła - cała mokra, spocona, zdyszana i kompletnie rozczochrana - do Ślizgona, najpierw zauważyła samego chłopaka, by tuż po chwili dostrzec źródło pseudo żabiego rechotu . A przynajmniej część źródła. Wielkie oko powoli przesuwało spojrzenie z jednego na drugie. Cuppy nerwowo chwyciła się ręki chłopaka, drżąc ze strachu. Tak, bała się. Mimo to dzielnie trwała u boku Jack'a, zastanawiając się co to może być i dlaczego łypie na nich aż tak złowieszczym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Ojej, czy Jack mógłby nie pisać nic o Evie w ten sposób, że "uśmiechnęła się i zaśmiała" jeśli ja tego nie napisałam bezpośrednio? Bo tak to się czuję, jak by mi coś narzucał, haha]

    Jack zagaił ją o śniadanie, ale kiedy miała powiedzieć, że było w porządku, bezceremonialnie zalał ją potokiem słów, z góry zakładając, że ma ochotę spędzić z nim dzień i z największą przyjemnością przystanie na tę propozycję, a raczej szereg różnych, nie związanych ze sobą pomysłów, począwszy od Wioski Czarodziejów, na felernym jeziorze kończąc. Już wolałaby spędzić noc na wycieraczce u Hagrida, już tam iść.
    Parsknęła niewymuszonym śmiechem.
    - Strasznie dużo gadasz - mruknęła, poprawiając na ramieniu swoją torbę. W ostateczności była sobota, a ona nie miała jakichś szczególnych planów, poza tym, wciąż ciążyła nad nią lista zakupów dostarczona przez pośrednika, którą musiała w najbliższym czasie zrealizować. Więc postanowiła nie oponować i nie pozbawiać chłopaka jakichś nadziei, jakie sobie żywił, a podejrzewała, że byle jaka wymówka nic nie wskórałaby w pojedynku z jego niezwykle upartym charakterem.
    - W porządku, masz szczęście, że i tak muszę iść do Hogsmeade. Prowadź.

    OdpowiedzUsuń
  42. Chantelle prychnęła. Moje podejście do problemu - powtórzyła w myślach.
    - Chce po prostu stąd wyjść, to dziwne? - warknęła na chłopaka. Była teraz zła, za to że kolejne wyjście było dla nich niedostępne. - A jakie mam podejście do tego?
    Chan odwróciła się w stronę z której przyszli. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Nie wiedziała zupełnie jak działa zaklęcie, chociaż je znała. Wiedziała jedynie, że otwiera ukryte przejścia.
    - Descendo - powiedziała z nadzieją podnosząc różdżkę przed siebie. Wtedy po lochach rozległ się dźwięk ocierania kamienia o kamień. Blondynka złapała za rękę Jack'a. Miała wrażenia, że teraz bał się cokolwiek zrobić, by nie wpakować ich w nowe kłopoty. Szybkim krokiem wracali się przez ścieki, starając się znaleźć odkryte wyjście. W końcu po jednej stron zauważyli nowy bardzo wąski korytarz. Były tam schody, które kończyły się w czarnej otchłani. Chan przybliżyła różdżkę w tamtą stronę, ale wiele to nie pomogło.
    - Oby to było wyjście - powiedziała zanim weszła, a następnie jako pierwsza zaczęła wchodzić po schodach, za sobą mając chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Zakochałam się.
    Znaczy, tylko ja, nie Jo. W każdym razie wątku pożądam, nie wiem tylko, czy się autorka z Jackiem zgodzą, ale w razie czego wiedz, że chętna jestem ;)]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  44. [Ojej, jak miło, że się zgadzasz ;D
    Jo jest nałogową fanką quidditcha. Jack jest szukającym. Hm...
    Może pójdziemy w tę stronę, tylko dokładnie nie wiem jeszcze gdzie i kiedy...]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wracam z pomysłem na wątka. Może by tak jakieś spotkanie w Hogsmeade i flirt Jo i Jacka? W końcu podobno z niego kobieciarz? ;)]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  46. Wypady do Hogsmeade nigdy nie były jej ulubioną częścią weekendów. Przecież musiała się wtedy przebrać, zostawić swoją ukochaną piżamkę w dormitorium i wyjść do ludzi. Tak, do prawdziwych, żywych ludzi. Do tego wizja siedzenia w zatłoczonych pubach, brr. O wiele bardziej wolała siedzenie w kuchni i popijanie swojej ulubionej herbatki lawendowej.
    Ale tym razem było inaczej.
    Spadł właśnie pierwszy śnieg, otulając przyhogwarckie tereny białą pierzynką. Magia tego zimnego puchu zadziałała na wszystkich i na zewnętrzny dziedziniec zamku wylegli żądni zabawy uczniowie. Dookoła latały wspomagane magicznie śnieżki, powstawały stepujące bałwany, a to wszystko tylko dla zabawy.
    Także Jo uległa magii tego puchu. Ale ona kochała śnieg. Jako dziecko potrafiła spędzać całe godziny na dworze, analizując skomplikowane kształty pojedynczych płatków. Po prostu fascynował ją ten biały ni to lód, ni to woda. I właśnie ze względu na ubielone nim otoczenie Hawkins postanowiła całkiem wbrew sobie udać się do wioski.
    *****
    Droga mijała jej całkiem spokojnie. Nieodśnieżona jeszcze ścieżka sprawiała, że buty skrzypiały miło, zapadajac się w śniegu. Wywoływało to - o dziwo - uśmiech na twarzy Josephine. Dookoła niej przebiegali inni uczniowie, nawet nie zauważając idącej środkiem alei czarownicy. W sumie jej to pasowało. Teraz musiała tylko znaleźć miejsce, w którym pozostanie nadal niewidzialną dla otoczenia.
    Wrzeszcząca Chata? Nie, zbyt nawiedzone.
    Sowia Poczta? Nie, zbyt przeszkadzał jej zapach sowich odchodów.
    A może...
    ŁUP!
    Jo poczuła, jak coś ugodziło ją w głowę. Podniosła rękę i wyczuła na czapce mokry ślad po uderzeniu śnieżki.
    ŁUP! ŁUP!
    Dwie kolejne kule wylądowały na jej plecach. Dziewczyna zachwiała się i przewróciła prosto w wielką zaspę. Chwilę leżała bez ruchu, po czym najzgrabniej jak wygrzebała się z niej i podniosła. Wyglądała teraz przynajmniej żałośnie. Twarz miała uwalaną śniegiem, zmoczone kosmyki włosów zwizały smętnie po obu stronach jej twarzy, a mina (która miała być zła) nawet mima przyprawiłaby o wybuch śmiechu.
    - Jak dopadnę gnojka... - Hawkins odwróciła się powoli.
    Za nią stał wysoki chłopak o krótkich, ciemnych włosach. Zielony szalik wskazywał na Dom Węża, a cyniczny uśmiech tylko to podkreślał. Podrzucana w ręce kulka śniegu była jedynym dowodem na to, że to właśnie on znokautował przed chwilą Jo.
    - Wiesz, że Eskimosi mają ponad dwadzieścia określeń na śnieg? - wypaliła bez namysłu czarownica. - Ciebie określiliby jako stopniałego szarego wymoczka.

    Jo Hawkins

    [Jesu, usunęło mi cały wąciszyn, który napisałam 5 godzin temu ;-;
    Szczęście, że zapisane w wersji papierowej jeszcze...]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Widzę, że ktoś tu się dobiera do mojej Josephine. A tak właściwie do Jo mojego Benka, który jest strasznie zazdrosną istotą, więc Jacka nigdy by nie polubił. Raczej by pobił .-. To co, wątek musi być? XD]

    Benjamin/Cornelia

    OdpowiedzUsuń

  48. Zdawała sobie sprawę, że wyjście na ten mróz do Hogsmeade zakrawało o samobójstwo. Zdecydowanie nie była fanką zimy, wiatr przenikał przez jej ciało na wskroś i zamieniał w sopel lodu w kilkanaście minut i pluła sobie w brodę, że nie może skorzystać z jednego z wielu przejść prowadzących do czarodziejskiej wioski. Nikt niepożądany nie powinien się o nich dowiedzieć, a że nie znała Jack'a i nie wiedziała, czy może mu zaufać - sprawa stała się jasna niczym słońce.
    Rozmowy były bezcelowe - droga do Wioski wiodła przez otwartą przestrzeń pozbawioną drzew czy budynków. Okropnie silny wicher wręcz zdmuchiwał zaspy na rano odśnieżoną drogę, tworząc białą równinę, w którą krok za krokiem się zapadała. Dzwoniło jej w uszach i naprawdę mogłaby zabić za coś mocniejszego, co pozwoliło by ją rozgrzać.
    Hogsmeade, całe szczęście, nie było jednak tak daleko. Między budynkami wiatr nie był tak nieznośny, ale wciąż dawał się we znaki, więc pociągnęła chłopaka do pierwszego lepszego sklepu, który okazał się sklepem Derwisza i Bangesa, więc korzystając z okazji, kupiła kilka drobiazgów z listy, które nie wymagały od niej wczesniejszych zamówień. Sklerokarafka, jakieś dziwne niewidzialne chińskie pióro i przylepiające się do stolików fiolki, dzięki którym miało nie uronić się nawet kropki eliksiru. Doprawdy, nie chciała wiedzieć po co tym ludziom takie przedmioty, ale nie wnikała w ich intencje. Zapłaciła staremu Bertrandowi i podeszła do chłopaka.
    - Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli skoczymy jeszcze w dwa miejsca? - spytała uprzejmie. Jakby nie było, przyszła tutaj z nim i nie chciała, żeby był urażony faktem, że zamiast spędzać razem czas, biega za nią od sklepu do sklepu.
    Chłopak pokręcił głową, więc poprowadziła go na dwór i natychmiast skręciła w stronę jednej z bocznych uliczek. Pięćdziesiąt metrów dalej budynki przerzedziły się nieco, zmieniając swój charakter na mieszkalny, więc podeszła do nieco osmalonych, brązowych drzwi z numerem 42G i zapukała cicho.
    Po chwili otworzył jej podstarzały czarodziej, z mocno przerzedzoną siwiejącą czupryną, który rozpromienił się nieco na jej widok.
    - Zdołałeś już może zdobyć...? - zaczęła, ale przerwał jej palcem i zniknął w środku domu, aby po chwili wyjść z niewielkich rozmiarów pudełeczkiem z szarej tektury.
    - Mam wszystko, angielskie, szkockie, francuskie, każda marka o jaką prosiłaś i zdołałem nawet ściągnąć dla ciebie cygara. Nie byle jakie, ktoś w tym twoim Hogwarcie ma najwidoczniej gust. Już zmniejszyłem, więc odczarujesz w szkole.
    Effy wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i wyjęła opasłą sakiewkę, w której przy każdym ruchu brzęczały złote monety, wręczyła ją mężczyźnie i przyjęła pakunek.
    - Wyliczone według umowy, swoje już wzięłam.
    - Interesy z tobą to przyjemność, Effy. Przy okazji, jeśli będziesz jeszcze dziś u Rosemerty, to powiedz jej, żeby wzięła dziś też zmianę ciotki, nie za dobrze się czuje, w porządku?
    Reeve pokiwała głową zanim się odwróciła do chłopaka, dzierżąc w dłoni pudełko. Miał nieco skonsternowany wyraz twarzy, więc parsknęła śmiechem i poklepała go po ramieniu.
    - Wszystko gra? - upewniła się. - Nie patrz tak na mnie, jestem przemytnikiem. Jeśli zastanawiałeś się kiedyś, skąd na imprezach bierze się alkohol, a w kieszeniach szat papierosy to wiedz, że na pewno nie za sprawą sowiej poczty. Idziemy pod Trzy Miotły, tam możemy posiedzieć w spokoju, bo to mój ostatni przystanek - powiedziała dziarsko i ruszyła w drogę powrotną ku głównej ulicy.

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Bardzo ładnie dziękuję :) a na wątki zawsze jestem chętna! Nawet pomysł pewien mam, bo skoro Jack ma lekkie rączki i lubi sobie z paniami poflirtować... Może kiedyś, tysiąc lat temu mniej więcej, w jego rączki wpadł jakiś przedmiot należący do Ronnie. Bransoletka, apaszka, jakaś taka mała ozdóbka czy coś w tym stylu. Teraz znalazłby ją w jakimś miejscu zamku i chciał poderwać na prezencik... w którym Ronnie odkryłaby właśnie swoją zaginioną rzecz ;) ]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  50. Kiedy Chantelle ujrzała światło słoneczne ulżyło jej na sercu. Jednak z drugiej strony zaczęła martwić się tym, jak długo przebywała w lochach razem z Jack'iem. Ten nagle pociągnął ją za rękę, czego zupełnie się nie spodziewała, dlatego też poddała się jego woli. Chwilę później zrozumiała jego zachowanie, kiedy z głównych drzwi Hogwartu wyszedł woźny. Zaraz za nim na błonia zaczęli wychodzić pierwsi uczniowie. Chan oparła głowę o mur. Była zupełnie wykończona, w końcu zarwała całą noc na błądzenie w jakiś cuchnących lochach. Zamknęła na chwilę oczy, marząc o swoim dormitorium i ciepłym łóżku, które czekało na nią całą noc. Jednak dostanie się do niego dopiero pod koniec tego nowego dnia.
    - Wiem, gdzie możemy się zdrzemnąć i nie budzić podejrzeń... - Chan natychmiast otworzyła powieki. Zmarszczyła brwi patrząc na równie zmęczonego Ślizgona. Profesor McGonagall miała rację, by nie zadawać się z tym domem, tworzą jedynie same problemy.
    Blondynka jednak nie miała wyjścia. Jeżeli chciała się choć chwilę przespać ponownie musiała liczyć na Jack'a.
    - Ale nie musimy tam iść - dodał zaraz przy okazji spuszczając głowę. Chan raz jeszcze zmierzyła go wzrokiem. Kątem oka widziała wyszykowanych uczniów, którzy zapewne całą noc spokojnie spali, nie wiedząc co dzieje się pod ziemią. Tam głęboko, czego nikt nigdy nie usłyszy, jeżeli tam nie zejdzie.
    - Proszę, prowadź - westchnęła odpychając się od ściany. Trudno, będzie musiała zaufać mu jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  51. Chłopak, który wrzucił Josephine do śniegu zachował się w jej mniemaniu bezczelnie
    W dodatku nie pomógł jej w wydostaniu się z zaspy, ani nie spytał, czy wszystko z nią w porządku. I chyba nie zamierzał przepraszać. Zamiast tego zaśmiał się, słysząc rzuconą przez czarownicę obelgę, co dodatkowo ją zirytowało.
    Jo znów posłała mu groźne spojrzenie. Oczywiście było ono na tyle groźne, na ile mogło być spojrzenie osoby od stóp do głów oblepionej śniegiem. Jednak panna Hawkins nie przejęła się tym zbytnio.
    Ślizgon zaśmiał się i podszedł bliżej.
    - Jestem Jack - przedstawił się. - A ty... - Krukonka zamknęła oczy, gdy próbował w nie spojrzeć. - ...ciemnooka?
    Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
    - Dla twojej informacji, moje oczy są zielone - powiedziała, uchylając powieki. - A imienia ci nie podam, w końcu powinieneś dostać karę za wrzucenie mnie w tę zaspę.
    Konsternacja na twarzy chłopaka wprawiła ją w rodzaj mściwej satysfakcji, więc kontynuowała, nasysając cynizmem każde słowo.
    - Oczywiście, byłoby inaczej, gdybyś tylko łaskawie przeprosił i, może w ramach zadośćuczynienia zaprosił na kawę, czy kremowe piwo. Nie, teraz to już nieaktualne - sprostowała, widząc otwierające się usta Jacka. - Zresztą i tak umawiam się tylko z graczami quidditcha, no i wizualnie nie jesteś w moim typie.
    Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wioski. Chwilę później usłyszała za sobą czyjeś kroki.

    OdpowiedzUsuń
  52. [Z wielką chęcią pociągnęłabym nasz wątek *u* Ewentualnie zaczęła nowy. Te nagromadzenie wątków z quidditchem naplątało mi wszystko i tak głupio było xD Wolisz ciągnąć dalej czy nowy? ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Moja kolej, niedługo napiszę, tylko się ogarnę ze wszystkim ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  54. Biegła, ciągnięta przez chłopaka, rozglądając się nerwowo wokół. Tak strasznie się bała... Pochodnie dawały trochę światła, jednak cienie, jakie wywoływały, przyprawiały Puchonkę o palpitacje serca. Jedynym co ją uspokajało była pewna dłoń Jacka, delikatnie ale twardo ściskająca jej rękę. jedynie to dodawało jej otuchy. Kolana jej drżały i gdyby nie Ślizgon już dawno leżałaby w jednej z kałuż. Zastanawiało ją, że chłopak nie zostawił jej jak możnaby się spodziewać po uczniach z Domu Węża.
    Mknęli tunelem, słysząc co raz to dźwięk przypominający żabi rechot, co tylko powiększało strach Melissy. Skręcili w ciemny korytarz i zaczęli brodzić po kostki w jakiejś cieczy. Swąd drażnił ich nosy, jednak nie zważając na nic szukali drogi ucieczki. Melissa odwróciła się do tyłu i spojrzała wprost w wielkie oko.
    - Jack, to jest tuż za nami. To się na mnie patrzy...

    OdpowiedzUsuń
  55. [Twoje krótkie? Spójrz na moje xD]

    Biła się w myślach sama ze sobą. Czuła, że powinna poczekać na chłopaka, jednak puchońskie tchórzostwo dało o sobie znać, napędzając jej nogi. Jedyne co mogła zrobić to co chwila odwracać się do chłopaka i wyciągać w jwgo stronę rękę. Ten jednak, z podkurczoną jedną ręką i upartym wyrazem twarzy, tylko kręcił głową, rozglądając się za bestią. Żabi rechot ustał, oni jednak wciąż biegli, rozchlapując śmierdzącą ciecz. Puchonka czuła, że jest cała mokra.
    - Jack, chodź szybciej - mruczała pod nosem, odwracając się do tyłu. Chłopak biegł kilka kroków za nią.
    Korytarz wił się, miał wiele rozwidleń Melissa biegła jednak tym głównym. Nagle po prawej stronie rozległo się coś na kształt syczenia, a z bocznego korytarza wyjrzały tysiące oczu. Stanęła jak wryta, czekając aż chłopak ją dogoni.
    - Musimy znaleźć wyjście, tu jest albo więcej tych stworów, albo to ten jeden się metamorfozuje czy coś... Spójrz tam - wyszeptała, chwytając się go jak tonący brzytwy. Widząc lekkie skrzywienie na jego twarzy zabrała dłoń z okolic podkurczonej ręki. - Co się stało? - zagryzając wargę, starała się patrzeć prosto w jego oczy, jednak przerażenie buzujące w jej żyłach kazało jej się mieć na czujności i rozglądać dokładnie wokół. - Boję się - wyszeptała natrafiając na spojrzenie jednej z tysiąca par oczu przyglądających się im uważnie z ciemnego tunelu.

    OdpowiedzUsuń

  56. - Niezła fucha. - Dostrzegła u Jack'a aprobujący uśmiech, więc odwzajemniła go, chowając pakunek w swojej torbie.
    Trzy Miotły były strategicznym miejscem, jeśli chodziło o Hogsmeade. Pub ten znajdował sie w samym centrum Wioski, gdzie główna ulica odgałęziała się w postaci dwóch podobcznych, w których centrum stał właśnie owy budynek.
    O tej porze nie było tutaj tak wielu czarodziejów, ale mimo to barmanka sprawiała wrażenie bardzo zajętej flirtem z jakimś śniadym mężczyzną, który, z tego co Eva zdążyła wyłapać, kierując się do własnego stolika, zachwalał niezwykły aromat kremowego piwa. Cóż, prawda była taka, że piwo z Trzech Mioteł było najzwyklejsze na świecie i Rosemerta też to wiedziała, jednak jej połechtana próżność nie pozwoliła wyprowadzić klienta z błędu.
    Reeve zdjęła puchową kurtkę i zawiesiła na wieszaku.
    - Wychodząc, odbiorę od Rosie alkohol i w sumie to tyle - odparła, siadając przy stoliku, dokładnie naprzeciwko chłopaka. Niecałe trzydzieści sekund później do stolika podeszła młoda kobieta, będąca barmanką i zarazem daleką kuzynką dziewczyny.
    - Co poda... O, Effy! - Rosemerta ucałowała Reeve w policzek i starła natychmiast ślad karmazynowej szminki, który tam zostawiła. - Miło cię widzieć. Co chcecie, dzieciaki?
    Gryfonka posłała pytające spojrzenie Bizzare'owi, który wzruszył ramionami, dając jej tym samym prawo wyboru. Po podjęciu decyzji i zamówieniu kremowych piw, kobieta ulotniła się, zostawiając uczniów samych.
    - A więc, przyszedłeś tutaj mnie poznać, więc poznawaj - zachęciła. Niczego tak nie lubiła, jak bierności, poza tym nie była jakoś szczególnie skryta, żeby nie móc odpowiedzieć na jakieś nurtujące chłopaka pytania.

    OdpowiedzUsuń
  57. [No to zaczęłam :3 Tak neutralnie póki co :D]


    Wypracowanie z eliksirów się samo nie napisze. Niestety. Podczas swoich pięciu i pół lat spędzonych w Hogwarcie Veronica przekonała się o tym wielokrotnie, a kilka razy nawet całkiem boleśnie, gdy po zostawieniu wypracowania samemu sobie i zajrzeniu do niego w ostatniej chwili, odkrywała, że jednak postanowiło się zbuntować i nie napisać bez jej udziału w całym przedsięwzięciu, przez co musiała całą noc siedzieć i ślęczeć nad pergaminami, rezygnując ze snu, byle tylko nie narazić się na gniew Slughorna, który chyba i tak niezbyt już za nią przepadał. Za pomocą magii można było osiągnąć i stworzyć wiele cudownych rzeczy, ale jak widać, samopiszące się wypracowania nie były jedną z nich. Chociaż potrzeba jest matką wynalazku, więc kto wie – może ktoś kiedyś dojdzie do wniosku, że wymyślenie samopiszących się wypracowań to dobry pomysł? Do tego czasu uczniowie tacy jak Veronica musieli sobie jednak radzić samodzielnie, wytężając własne szare komórki.
    Nauczona doświadczeniami teraz wolała zabrać się za to wszystko wcześniej. Przynajmniej o tych kilka godzin. Dlatego już po południu, po skończonych lekcjach zwalczyła w sobie usilną potrzebę położenia się na łóżku i nie robienia absolutnie nic i ruszyła w kierunku biblioteki, gdzie obładowała się wszystkimi możliwymi książkami o mądrze brzmiących tytułach, jakie tylko mogła znaleźć, po czym ruszyła do jednego z wolnych stolików. O tej porze w bibliotece nie było zbyt wielu osób, nie licząc kilku Krukonów, którzy byli tu najczęstszymi gośćmi i paru innych osób, które postanowiły zabrać się za swoje wypracowania wcześniej, żeby mieć wieczór wolny. Kto by pomyślał, że z Ronnie taka prymuska.
    Westchnęła ciężko do siebie, rozwijając pergamin i wyjmując swoje pióro. Przez chwilę rozglądała się wokół siebie, poszukując inspiracji do zaczęcia, ale – oczywiście – nigdzie jej nie znalazła, więc spuściła głowę i otworzyła pierwszą z książek. Nie było na co czekać.

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  58. Reeve wywróciła oczami, pytał akurat o przemytnictwo, co w sumie nie powinno jej dziwić.
    - Jak sam widziałeś, mam tutaj koneksje, więc nie muszę jak wszyscy inni zwozić zapasów bezpośrednio z domu - zaczęła i przysunęła do siebie kufel piwa, które ni stąd ni zowąd zmaterializowało się na ich stoliku. - Najpierw załatwiałam sobie i najbliższym znajomym, a później rozniosło się, że jestem w stanie zdobyć wszystko. - Wzruszyła ramionami. To zjawisko zadziwiało nawet ją, jak szybko ludzie gotowi są "wyhaczyć" możliwości na zdobycie czegoś nielegalnego. Na wzmiankę o nauczycielach parsknęła śmiechem. - Nic nie wiedzą, bo nie korzystam z głównej drogi, jak dziś. Są pewne przejścia. No i też zamówienia są ściągane od pośredników. Nie uwierzyłbyś, ale istnieje cała siatka zaangażowanych osób. Są ludzie odpowiedzialni za przesyłki z Pokątnej, Nokturnu, całą gamę towarów. - Upiła łyk i mogłaby przysiąc, że Rosemerta dodała jej "coś ekstra". Uznała, że tyle o jej "hobby" stanowczo wystarczy. Sama robiła to w sumie dlatego, że mogła, to zajęcie było rentowne, ale własnych pieniędzy miała pod dostatkiem, więc odkładała.
    - Wystarczy, że podasz mi markę i ilość i możesz się nawet zgłaszać z tym do mnie, chociaż w Slytherinie równie dobrze możesz iść do Jamie'go Payne'a. Ale dość o tym, bo chyba nie po to tu jesteśmy - posłała mu przelotny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zagryzła wargę, ruszając do przodu. Czuła się źle z tym, że stwory zadają chłopakowi kolejne bolesne rany, a ona nie wie jak mu pomóc. Widziała w jego oczach, że gdyby jednak coś jej się stało przeżywałby to bardziej, że nie wybaczyłby sobie tego. Serce jej się krajało, gdy odwracając się do niego widziała ból na jego twarzy. Teraz to ona przejęła funkcję "dodawacza otuchy" i co chwila mówiła pewnym głosem, że wybrną z tego, że dadzą sobie radę, że wytrzymają, odnajdą wyjście i wrócą w miarę w jednym kawałku.
    Kałuże pod ich nogami były coraz rzadszym widokiem, zdawało się, że zaczynają stąpać po ziemi. Wyglądało jednak na to, że stworom ani trochę to nie przeszkadza. Wokół wciąż było dość ciemno, jednak powietrze było jakieś inne, Melissa była gotowa stwierdzić, że temperatura zaczęła diametralnie spadać. Zerknęła pytająco na Jacka, zaraz jednak, kopiąc jedno z oczu, które wymknęły się chłopakowi, dalej sunęła przed siebie. Czuła już delikatny wiaterek i coraz świeższe powietrze. Korytarz gwałtownie skręcał, kiedy wyszła zza tego zakrętu okazało się, że dalej nie ma drogi. Trafiła wprost na ścianę, a z jej gardła wyrwał się jęk zawodu. Otoczył ich odgłos, który słyszeli już wcześniej - okrutny żabi rechot.
    - Chyba wam się nie uda...! - rozległo się echem.
    Melissa zadrżała, obracając się do Ślizgona. W jej oczach było widać przerażenie, oparła się plecami o ścianę, przyglądając się chłopakowi niepewnie. Nie miała pojęcia, co może zrobić, jak mu pomóc, ale prowadzona przeczuciem wyciągnęła różdżkę przed siebie.
    - Lumos - szepnęła lekko drżącym głosem. Miała wrażenie, że tysiące oczu lekko drgnęły. - Lumos maxima! - dodała już pewniej.

    OdpowiedzUsuń
  60. [ kocham Deppa <3 na wątek zawsze jestem chętna, jednakże potrzebowałabym jakiegoś chociażby najmniejszego pomysłu, pomożesz? :)

    Tessa Herondale ]

    OdpowiedzUsuń
  61. [ dobra dobra, pobawmy się w hogsmeade, ale jeśli pozwolisz założymy, że już się jakoś tam znają, chociażby są na 'cześć' :D ]

    Dziewczyna jak zwykle piątkowymi wieczorami szukała dostawców marihuany w Hogsmeade. Dziwne, że tak mugolska roślina zdobyła u niej tak wielkie zamiłowanie. Nie było problemu ze znalezieniem tego chłopaka. Wiedział, że musi na nią czekać przed tym konkretnym pubem. Wzięła tygodniowy zapas, zapłaciła i skinęła głową dając mu tym samym do zrozumienia, że za tydzień o tej samej porze ma tutaj czekać. Nie spodziewała się w Hogsmeade nikogo znajomego, tym bardziej o tej porze. Sama musiała się wymknąć ze szkoły. Nikt nie podejrzewał nigdy smutnej, zamkniętej w sobie Tessy, że byłaby zdolna do takich rzeczy. Było jej to zdecydowanie na rękę. Stanęła w cieniu pubu i bez żadnych oporów zaczęła skręcać jointa na parapecie okna. Kiedy skończyła zadowolona ze swojej pracy drzwi pubu otworzyły się z głośnym zgrzytem. Zerknęła ciekawie i zobaczyła Jack'a, którego wysocy, ważący na oko 120 kilo mężczyźni wyrzucili przez drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem chowając jointa do kieszeni kurtki.
    - Kogo my tutaj mamy - mruknęła podchodząc bliżej. -Znowu coś przeskrobałeś? - spytała retorycznie wkładając ręce do kieszeni spodni.

    [mam nadzieję, że może być ;> ]

    Tessa Herondale

    OdpowiedzUsuń
  62. [ genialne po prostu, od razu kocham Jack'a, jejujeju <3 ]

    Nie mogła uwierzyć jak chłopak może być tak rozgadany. Mimo wszystko uśmiechała się z każdym jego słowem coraz bardziej. Był chyba jedyną osobą na świecie, która umiała ją rozśmieszyć. Historia o bułkach była tak komiczna, że omal nie opluła się drinkiem z ognistą whisky, który zamówiła. Tak bardzo chciałaby zobaczyć tego chłopaka bawiącego się w "stepowe bułki". Kiedy usłyszała pytanie zerknęła na niego niepewnie i znów przyjęła kamienną twarz.
    -Zapomniałeś, że zawsze w piątki wieczorem wyruszam na "łowy"? - spytała retorycznie popijając trunek. Czuła jak po całym ciele rozlewa się gorąco. Uwielbiała to uczucie. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni paczkę marlboro i podała otworzoną paczkę w stronę chłopaka.
    -Chcesz? - spytała szukając w innych kieszeniach zapalniczki. Nie mogła jej znaleźć.

    [ wybacz, że tak krótko, ale wena powoli mi ucieka :< ]
    Tessa

    OdpowiedzUsuń
  63. [Ojej, no postawiłaś mnie w dość niekomfortowej sytuacji, ponieważ praktycznie cały odpis napisałaś za nas oboje i dużo mi narzuciłaś. Niekoniecznie mi na rękę, że ktoś steruje reakcją mojej postaci, bo to jest moja decyzja kiedy Effy ma sprzedać komuś kuksańca, albo bawić się w ganianego, więc zastanawiam się co zrobić z Twoim odpisem.]

    OdpowiedzUsuń
  64. [To nie byłby kłopot? Bo ja naprawdę nie mam pojęcia jak to ugryźć.:)]

    OdpowiedzUsuń
  65. [ ja w życiu prywatnym bardzo lubię takie postaci, dlatego może bardzo mi przypadł do gustu Jack :D ]

    Chłopak był taki szybki i tak nagle wpadał na nowe pomysły, że Tessa nie bardzo za nim nadążała.
    -Powoli kolego. - powiedziała dopijając swojego drinka do końca. -Noc jest długa a my mamy jeszcze dużo przed sobą. - stwierdziła dopalając do końca papierosa i gasząc go na spokojnie w popielniczce stojącej na stoliku.
    -Nietypowe wyjście? Zależy co masz na myśli. - powiedziała rozglądając się dookoła. Niezbyt lubiła zwracać na siebie uwagę.
    Tessa

    OdpowiedzUsuń
  66. Obserwowanie otaczającego świata było najbardziej inspirującym zajęciem, jakie sobie mogła tylko wyobrazić. Najciekawszy tego odłam, ludzie, stanowili osobną kategorię i Reeve mogłaby godzinami wpatrywać sie w najróżniejsze człowiecze przyzwyczajenia, ekspresję uczuć, karykaturalne reakcje.
    Najczęściej zwracała uwagę na rzeczy, które dla innych były po prostu nieznaczącymi szczegółami. Takimi, które widzieli, ale nie dostrzegali.
    Widząc reakcje Jacka na piwo, parsknęła śmiechem. Jego koegzystowanie ze światem było zabawne, zresztą tak, jak sam chłopak.
    - Nic, nic - mruknęła odpowiadając na jego pełne oburzenia pytanie. Ludzie nie rozumieli jej sposobów na spostrzeganie świata, więc nie widziała potrzeby się nimi dzielić.
    - Kiedy ostatnio strzygłaś wąsy? - Usłyszała kolejną rewelację z ust Ślizgona, ale w pierwszej chwili nie pojęła, dopiero za drugim wznowieniem procesów myślowych starła spod nosa pianę, patrząc na niego spode łba.
    - Tak, myślę o tym dzień i noc, a moim marzeniem jest mieć taką, jaką ma Albus. Powinnam poprosić go o kilka porad na temat jej pielęgnacji - sarknęła, upijając trochę złocistego trunku. Nie miała nic do kremowego piwa, ale jakoś nie leżało ono w sferze jej ulubionych smaków.
    - Wiesz, jak na ślizgona jesteś stanowczo za mało... ekhm... ślizgoński. - Zauważyła, rzucając tę myśl niczym sondę wgłąb ciemnego morza, w oczekiwaniu na reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  67. Chan podążała za Jackiem i już po kilku sekundach zorientowała się dokąd ich prowadzi. Swoją drogą dawno nie była u Hagrida, chociaż nie utrzymywała z nim jakiś szczególnych kontaktów. Jedynie zawsze zwracała się do niego z szacunkiem. Mimo iż nieraz znalazła się osoba, która go obrażała. Gajowy nigdy się tym nie przejmował, za co dziewczyna go podziwiała.
    Kiedy chłopak zapukał do drzwi nikt nie odpowiedział. Jack zapewnił ją, że Hagrid nie powinien być zły za to, że będą u niego spali. Oboje weszli do środka, a pies zaczął wesoło poszczekiwać. Jack uciszył go, a następnie pomógł Chantelle ogarnąć kanapę z niepotrzebnych rzeczy. Blondynka opadła na miękkie poduszki, a ostatnie co wiedziała, to siadającego na fotel Ślizgona.

    Dwie godziny później otworzyła oczy. Trochę zmieniło się w pomieszczeniu przez ten czas. Psa już nie było na kolanach Jacka, a na stole stały dwie filiżanki całkiem sporych rozmiarów. Tuż obok stał czajnik, z którego unosiła się para. Gajowego jednak nie zauważyła. Chan usiadła i przetarła twarz. Wstała z miejsca starając się nie obudzić śpiącego. Nalała sobie ciepłego płynu i upiła trochę. Przyglądała się chwilę Jackowi. Spędziła z nim całą noc błądząc po lochach Hogwartu. Może była na niego trochę zła, ale musiała przyznać, że przynajmniej się nie nudziła. Również tak jak ona, nie mógł wiele wiedzieć, co tam spotkają.
    Blondynka nie wiedziała, która godzina, jednak miała przeczucie, że muszą już wracać. Ewentualnie zerwać cały dzień. Odstawiła swoją filiżankę, a napełniła drugą. Podeszła do dużego fotela i usiadła na jednym z miękkich łokietników. Nachyliła się ku chłopakowi i lekko potrzęsła jego ramieniem.
    - Jack, obudź się - mówiła to cicho, by nie wyrwać go ze snu zbyt mocno. - Proszę - drugą ręką podała mu naczynie, po czym westchnęła - Nie sądzisz, że powinniśmy już wracać?

    OdpowiedzUsuń
  68. [ Jeżeli chodzi o wątek to bardzo chętnie. Jedyny problem to taki że ostatnio mam problem z kreatywnością i ciężko mi na coś wpaść ale jeżeli masz choćby jakiś pomysł to razem może uda nam się coś wykombinować

    Severus ]

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Pomysł z rywalizacją na eliksirach bardziej mi się podoba. Mogli by dostać jakieś zadanie wspólnie ale, że nie za bardzo zgadzali się co do pomysłu jak je wykonać postanowili że każdy zrobi po swojemu i oddadzą ten eliksir który będzie lepszy. Co o tym myślisz?]
    Snape

    OdpowiedzUsuń
  70. [Postać Jacka zwróciła moją uwagę jeszcze zanim postanowiłam tu dołączyć (i skłamałabym mówiąc, że wizerunek Johnny'ego nie ma z tym nic wspólnego) dlatego też tym bardziej cieszy mnie Twoja propozycja.
    Połączenie tych charakterów może wyjść naprawdę ciekawie. ;)
    Masz jakieś pomysły czy ja mam kombinować? :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  71. [ Jeżeli nie masz nic przeciwko to wolałabym byś zaczęła. Bo ja najwcześniej będę mogła zacząć coś pisać jutro późnym wieczorem.]

    Severus

    OdpowiedzUsuń
  72. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  73. [[Prawdę mówiąc Kate i Jack strasznie się od siebie różnią ale wydaje mi się, że to nada wątkowi smaczku.
    Jack tak jak Kate jest dobry w eliksirach więc można pokombinować z tym. Jakaś rywalizacja albo przydzielenie do wspólnej pracy na lekcji.
    Jednak wydaje mi się, że dużo ciekawiej byłoby pójść w kierunku braku sympatii Kate do Jacka. On jest szukającym (hate u Jack), a to pozycja na którą 'czaiła się' Avery. Poza tym Bizzare nie przypomina większości ślizgonów.
    Można więc zacząć od wzajemnej niechęci postaci. Zwłaszcza ze strony Kate. Bo Jack wydaje się być mniej konfliktową osobą.
    Co o tym myślisz? :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  74. [ Właśnie o coś takiego mi chodziło :)
    Biorąc pod uwagę fakt, że są w jednym domu od kilku lat to motyw pierwszego spotkania możemy całkowicie odrzucić.
    Myślałam żeby zacząć wątek od spotkania, które jest dla nich codziennością. Na przykład na błoniach, na korytarzu czy w pokoju wspólnym.
    Jack mógłby robić coś najnormalniejszego na świecie (tylko według niego oczywiście) co w jakiś sposób zakłóciłoby spokój Kate. Nawiązania do powodu niechęci (obustronnej lub jednostronnej) można by wprowadzić już w rozmowie.
    Co o tym myślisz? :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  75. Reeve rozważyła jego słowa.
    W każdym uczniu krył się ten pierwiastek niepewności, co do wyboru domu, do którego ma przynależeć. Decyzja Tiary miała ogromne znaczenie i decydowała o zwartych przyjaźniach, poglądach. Zmieniała całe życie i charakteryzowała je przez siedem długich lat nauki w Hogwarcie. Ją samą również dopadały zachwiania wzdlędem słuszności dezycji Tiary, ale po tych kilku latach w Domu Godryka pozbawiła się wszelkich wątpliwości; tutaj było jej miejsce, z tymi ludźmi.
    Eva parsknęła śmiechem.
    - Co to w ogóle znaczy, zachowywać się "ślizgońsko", "krukońsko" czy "gryfońsko"? Powielać przez tysiąc lat budowane schematy? - spytała na głos, zerkanąc w okno, za którym szalały wirujące w prądach powietrza grube, białe płatki śniegu.
    Przez tysiąc lat uczniom narzucano granice, których mieli się trzymać. Być wrednym Ślizgonem, mającym bzika na punkcie ocen Krukonem, emanującym empatią Puchonem i walecznym Gryfonem. Tysiąc lat ingerowania w charaktery ludzi poprzez otoczenie, tysiąc lat nakazywania określonych zachowań i reakcji, a tymczasem to była tylko i wyłącznie gówno prawda, o czym przekonała się poznając mnóstwo osób, które już dawno wyłamały się z tych schematów.
    Zrobiło jej się szkoda chłopaka, bo przez moment myślała o nim właśnie przez pryzmat narzuconych ram, więc postanowiła naprawić swój błąd.
    - Olej to, wiesz? W każdym domu znajdzie się i sukinkot, i taki, który otrzyma łatkę za nic.

    OdpowiedzUsuń
  76. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  77. [ Pokój Wspólny wydaje się być lepszą alternatywą :D
    Czy byłoby to dużym problemem gdybyś to Ty zaczęła? Ja mam z tym straszne kłopoty i dużo lepiej idzie mi kontynuacja :)
    Mam jeszcze dwa pytanka:
    1. W której osobie wolisz pisać?
    2. Czy przeszkadzałoby Ci gdybym w wyjątkowych sytuacjach, pisząc włożyła Jackowi jakieś zdanie w usta ? ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  78. [ Szczerze mówiąc to mi też to nie robi różnicy :) w związku z tym, że Ty zaczynasz wątek to Tobie pozostawiam wybór w tej kwestii :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  79. [Jestem chętna jak najbardziej :D Odpowiada mi zdecydowanie coś nienormalnego ale byłabym bardzo szczęśliwa gdybyś Ty coś zaczął bo po stworzeniu karty dopadł mnie brak pomysłów :)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  80. [Pomysł pierwszy odpowiada mi najbardziej ponieważ Chloe lubi sobie zapalić papierosa w tym konkretnym miejscu, dalej wolałabym sama nie zaczynać :)]

    OdpowiedzUsuń
  81. Eva podparła sobie głową rękoma, zawieszając się na chwile w stanie apatii spowodowanej poruszonym tematem. Nie ulegało wątpliwości, że Jack miał rację i Gryfonka mogłaby podpisać się pod jego słowami i rączkami i nóżkami.
    - Domy to tylko garść stereotypów. - A także umowna kość niezgody, gadka szmatka starej czapki, bezsporny sędzia, który wywołał więcej konfliktów, niż ktokolwiek był w stanie zliczyć. A najgorsze w tym wszystkim było to, że to sami zdefiniowaliśmy tak nasze życie. Nieważne czy było się Puchonem, Krukonem czy Ślizgonem - albo wyłamujesz się ze schematu, albo zostajesz pogrzebany pod jego ciężarem. I Reeve ucieszyło to, że Jack był zwolennikiem tej pierwszej opcji, chociaż wciąż miewał problemy z okazaniem tego w sposób dobitny.
    - W każdym razie - zagaiła, odstawiając osuszony już kufel na bok. - Nie jesteśmy tutaj, żeby wspólnie smęcić, prawda? - spytała. - Co się stało, to się nie odstanie. Domu już nie zmienimy, ale możemy nieco zmienić podejście, a najlepiej zacząć od zmiany tematu. Na czym wcześniej stanęło?

    OdpowiedzUsuń
  82. [Mogą się polubić :D]
    Przez ułamek sekundy była mocno zdezorientowana. Oto ten ciemnowłosy chłopak, zapragnął zostać nietoperzem, czy jak ? Na jej twarzy pojawił się tak dobrze znany "smutny-uśmiech", a policzki oblały się tym uroczym rumieńcem. Nie odwracała od chłopaka wzorku. Był przystojny to trzeba było mu przyznać ale widać również niezrównoważony psychicznie. Ale komu jak komu Chloe nie mogło to przeszkadzać.
    -Obserwuje - mruknęła chichocząc. - Myślałam, że to ja mam najlepszy widok na okolicę przychodząc tu ale widać się pomyliłam.- wyciągnęła z kieszeni jeansów paczkę papierosów i w tej dość osobliwej sytuacji poczęstowała nimi chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  83. Był uroczy, to wiedziała na pewno. Przegarnęła włosy z twarzy i znów spojrzała w jego kierunku. Patrzył na nią rozbawiony ale trochę nagląco, tak jakby oczekiwał odpowiedzi. Wskazała mu ręką, żeby chwilę poczekał, wypaliła papierosa i nie zupełnie świadoma swoich zamiarów uśmiechnęła się dziarsko.
    -Posuń się odrobinę - z gracją (o ile to w takiej sytuacji w ogóle możliwe zahaczyła stopami o barierkę.
    -Jej - zrobiła oczy małego zaciekawionego dziecka - Tu jest przepięknie! - odwróciła twarz w jego kierunku i zaśmiała się swoim melodyjnym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  84. [Bardzo mi miło i muszę przyznać, ze też nie mogłam się doczekać Twojej odpowiedzi :D Dokończymy go jutro :)]

    OdpowiedzUsuń
  85. Spojrzała przed siebie. Świat z tej perspektywy o tej porze roku i dnia wydawał się tak piękny.Chłodny wiatr delikatnie chłostał ich twarze i rozwiewał włosy. Znowu się zaśmiała. Ten ciemnowłosy chłopak właśnie wywrócił jej świat do góry nogami i to dosłownie. Nawet się przedstawił. Jack. On też chciał poznać jej imię, więc spokojnie odwróciła twarz w jego kierunku. Przyglądał się jej z ciekawością.
    -Hmm, zakładam, że byłabym dużo bardziej intrygująca gdybym teraz uciekła, a Ciebie zostawiła tu bez żadnych informacji na mój temat, ale...-zawahała się - Chyba już nie chce uciekać - jej usta ułożyły się w łagodnym uśmiechu. To,co powiedziała było prawdą, nie grała już żadnej roli. Chciała po prostu pozostać w tym miejscu, w tej dość osobliwej sytuacji z Tym konkretnym chłopakiem, który wydawał się obecnie lekko zdezorientowany jej odpowiedzią, ale to nie było dla niej ważne, liczył się jedynie ten magiczny moment.
    -Na imię mi Chloe. -szepnęła i znów uśmiechnęła się smutno.
    [Z niecierpliwością czekam na dalszą część :D]

    OdpowiedzUsuń
  86. -Och, magia przepełnia życie mugoli dużo bardziej niż nasze, bo oni o niej nie wiedzą. - wyszeptała trochę jak dziecko. - Dla nas zaklęcia i mikstury stają się rutyną. A nie powinny bo to wszystko jest takie niesamowite - skwitowała ze śmiechem. -Mam na myśli to że takie momenty jak ten przypominają nam jak mało jeszcze wiemy, jak piękny może być świat i jak nawet najprostsze rzeczy są wypełnione magią! - zarumieniła się chyba dawno nie wypowiedziała aż tylu słów naraz, to było przyjemne uczucie móc od tak wyrazić te wszystkie piękne emocje kłębiące się w jej główce.
    Nogi powoli zaczęły jej drętwieć, a chłodny wiatr nasilił swoje ataki na jej twarz i dłonie. Spojrzała w kierunku chłopaka i powoli powróciła do normalnej pozycji. Oparła łokcie o balustradę i znów się uśmiechnęła w jego kierunku. Było w nim coś, co sprawiło, że chciała mówić, a to niebywała cecha.
    [O nim nie da się zapomnieć :D]

    OdpowiedzUsuń
  87. [C.D.]
    -Dostrzegasz to czego inni nie umieją, dlatego jesteś wariatem - szepnęła i przegarnęła włosy za ucho.

    OdpowiedzUsuń
  88. -Gryfonka - odparła z uśmiechem. - Choć nigdy nie przywiązywałam do tego wagi. Stali tak przez chwilę w milczeniu lustrując się nawzajem wzrokiem i nieśmiale uśmiechając. Chciała z nim przebywać. Nie rozumiała czy to wina tych ciemnych oczu, w których iskrzyło się szaleństwo i niewyobrażalna radość, czy może jego nonszalancki sposób bycia. Była odważna i być może poszłaby o krok do przodu ale nagle w jej głowie pojawiło się ostrzeżenie przed zażyłościami. Postanowiła, że wszystko rozegra bardzo powoli i ostrożnie. Zbliżyła się do niego bardzo wolno i obdarzyła go znowu tym swoim uroczym uśmiechem.
    -Może powinniśmy nie iść dziś na zajęcia ? - zapytała uprzejmie i choć nie była zwolenniczką wagarów dla takich chwil mogłaby przeboleć każde konsekwencje.

    OdpowiedzUsuń
  89. Znowu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
    -Proponuje Zakazany Las, a dalej coś się wymyśli - zachichotała, przegarnęła włosy po czym złapała chłopaka za rękę i przyciągnęła w kierunku schodów prowadzących na dół.
    -Masz jakiś pomysł ? - sala wypełniła się jej krystalicznym śmiechem. Z gracją modelki prowadziła go stopień po stopniu wciąż trzymając jego chłodną dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  90. Modliła się w duchu, by ręka chłopaka wytrzymała. W dzieciństwie często chodziła po drzewach, jednak ta ściana nie przypominała w niczym sędziwego dębu z centrum miasteczka. No, może oprócz wysokości. Nigdy nie udało jej się wspiąć na sam szczyt, tym razem jednak musiała to zrobić. Nie mogła zawieść Jack'a. Różdżka przeszkadzała jej, ale nie mogła jej nigdzie schować, by dalej oświetlać im drogę. Co chwila zerkała pod siebie na Ślizgona, by sprawdzać czy wszystko z nim w porządku. Bała się. Miała wrażenie, że słyszy cichy, odległy rechot i szuranie łusek o kamienną podłogę. Miała jedynie nadzieję, że wyjdą stąd żywi. Nie liczyła na przysłowiowy jeden kawałek, bo patrząc na rany Jack'a nie było na to szans. O dziwo ona sama tymczasowo jeszcze nie ucierpiała. Tfu, tfu.
    Kamienie ocierały jej dłonie, ból zmęczonych ramion zaczynał doskwierać, a szczytu wciąż nie było widać. Na twarzy Ślizgona również dostrzegała oznaki zmęczenia, a jak się domyślała ręka musiała go strasznie boleć. Rozglądała się wokoło, słysząc nasilający się rechot. Przez jej ciało przeszły dreszcze, gdy usłyszała przerażający dźwięk po swojej prawej stronie. Uparcie jednak wspinała się wyżej, ignorując kołaczące w piersiach serce i opanowujące ją zmęczenie. Miała dość, ale chciała przeżyć. I żeby Jack też przeżył.
    Słyszała zbliżające się szuranie łusek. Przyspieszyła, szeptem poganiając Jack'a. W górze, w oddali widziała już skrawek zimowego, wieczornego nieba. Widocznie zamieć musiała już ustać. Wspinała się wytrwale, czując, że skalna ściana jest tu bardziej krucha. Zaciskając zęby starała się wybierać najbezpieczniejszą drogę.
    - Jack, ta skała się kruszy, uważaj - pisnęła, gdy fragment skały, który właśnie puściła odpadł.
    Rechot przeszedł w dyszenie. Wyglądało na to, że bestia zaczyna się męczyć. Oddech dziewczyny jednak też był przyspieszony. Zerknęła znów w dół, kiedy skała pod jej stopami skruszyła się, tym samym pozbawiając Melissę oparcia dla nóg.

    [Coś Ty, nie przesadziłaś ;) Btw fajnie opisana relacja Mel i Jack'a ;3 ]

    OdpowiedzUsuń
  91. "...jeśli widziałaś kogoś śmierć" i nagle straciła oddech. Zakołowało jej się w głowie ale szybko zdążyła oprzeć się o ścianę. Trafił w czuły punkt, powinna słuchać się swojego rozumu, powinna od razu uciec z wieży astronomicznej, nie powinna pozwalać mu się zbliżać. On nie wiedział, nikt nie wiedział. Nikt z wyjątkiem Marcela i tak miało pozostać. Pragnęła uciec ale nie byłaby w stanie, serce biło bardzo szybko, miliony myśli wirowało w głowie i ten cholerny chaos wypełniający jej serce i dusze. Pulsujący ból w czaszce dawał o sobie mocno znać. Jak mogłaby nie widzieć śmierci człowieka, skoro sama zabiła. Przez odwagę, szaleństwo czy gniew? Nie wiedziała i nie szukała usprawiedliwień. Była złem, ale nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Zaczerpnęła kilka oddechów, uniosła się i zaśmiała. Grała, a to umiała najlepiej.
    -Już mi lepiej - znów obdarzyła go swoim uśmiechem, a widząc jego zmartwioną minę dodała. - To z przemęczenia, muszę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza będzie lepiej. Mocniej ścisnęła go za dłoń i wyszli wspólnie z pomieszczenia.

    OdpowiedzUsuń
  92. Siedziałam sobie spokojnie w Pokoju Wspólnym przeglądając 'Teorie transmutacji transsubstancjalnej' kiedy do pomieszczenia wszedł ten cudak Bizzare. Cały mokry wpakował się na fotel obok mnie robiąc przy tym mnóstwo zamieszania. Próbowałam ignorować jego głupią i bezsensowną paplaninę koncentrując się na książce ale pytania i hałas jaki robił podczas swoich przemian skutecznie mi to uniemożliwiały.
    - Matko Boska Bizzare czy mógłbyś przynajmniej przez 5 minut nie dawać oznak życia?! - wybuchnęłam nie wytrzymując dłużej. - 5 MINUT!
    Warknęłam i spróbowałam ponownie skupić moje myśli na czytanym tekście.

    [ Myślałam, że wyjdzie dłuższe xD Mam nadzieję, ze nie wyszło najgorzej.. ]

    OdpowiedzUsuń
  93. Wyciągnęła z rękawa swetra różdżkę i szepnęła "Lumos!". Koniuszek patyczka rozpromienił się światłem. Przewróciła oczami i puściła rękę chłopaka.
    -To tylko chwilowe zasłabnięcie, nie przejmuj sie tym.- powiedziała bardzo pewnie i stanowczo - To co ? Testrale? - zapytała wyzywająco i znów się zaśmiała. To był jej sposób na nie myślenie, na nie działanie i na pozostanie nie rozgryzioną. Uwielbiała to, uwielbiała kusić, grać, nie pokazywać wszystkiego co w niej drzemało. I musiała to robić, po prostu musiała.
    -A ty widzisz testrale ? -zapytała zaciekawiona, ponieważ odpowiedź na to pytanie była również odpowiedzią na to czy widział czyjąś śmierć.Posłała mu zalotny uśmiech i ruszyła w głąb lasu.

    OdpowiedzUsuń
  94. Z głośnym hukiem zatrzasnęłam księgę.
    - Jeżeli chciałeś poznać tytuł wystarczyło powiedzieć - odezwałam się przesłodzonym głosem. - Może zdążyłbyś go przeczytać zanim oberwałbyś tą książką w twarz! I uwierz mi, że mało mnie obchodzi co lubisz, a czego nie Bizarre.
    Wstałam gwałtownie z zamiarem opuszczenia kwatery ślizgonów i poszukania spokoju gdzie indziej. Błonia? Wieża astronomiczna? Nie ważne! Gdziekolwiek byleby jak najdalej stąd. Byleby jak najdalej od tego wariata. Będąc tuż przy drzwiach odwróciłam się jeszcze w jego stronę.
    - Jak ty to robisz, że potrafisz wkurzyć mnie bardziej nić wszyscy Gryfoni i Puchoni razem wzięci? - zapytałam retorycznie z udawanym podziwem.

    [Znowu jakoś krótko :D ale chyba po prostu jestem tu bardziej nastawiona na dialogi i akcje niż na wewnętrzne przemyślenia Kate ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  95. Kłamał. Za dobrze znała tą grę, opanowała ją wręcz do perfekcji. On też grał to było widać w jego oczach. Dostrzegała w nich smutek, ten sam, który widziała codziennie w swoich. Może to było to. Te tajemnice i ciągła gra, ciągłe udawanie kogoś innego było czymś co ich łączyło. Może to właśnie jemu powinna powierzyć swoje sekrety. Nie, nie, nie. Jak w ogóle mogła o tym pomyśleć. Zniszczyła by siebie i wszystko co budowała do tej pory. Nie może.
    -Śmierć nie jest śmieszna...-westchnęła, sama nie wiedząc, czy w ogóle chciała to mówić. -I ty o tym wiesz...-szepnęła. Nagle wszystko co do tej pory w sobie trzymała zachciało wyskoczyć i zmiażdżyć niczym lawina umysł tego chłopaka. Nie może tego zrobić - pomyślała.
    -Sądzę, że powinniśmy się napić - powiedziała, szczerze się uśmiechając.

    OdpowiedzUsuń
  96. Uśmiechnęła się blado z czystej satysfakcji. Wiedziała, że coś ukrywał i..i...otworzył sie przed nią. Czy powinna zrobić to samo ? Rozum krzyczał "Uciekaj! NIe, nie, nie!", serce "Powiedz, to cię uleczy". Była rozdarta, a zarazem poruszona tym co powiedział.
    -Taka śmierć jest dobra - westchnęła. - Każdy chciałby umrzeć ratując kogoś kogo kocha, ja bym chciała. To najlepszy rodzaj śmierci, to wyznanie miłości , obiawiającej się w najczystszej postaci. - podeszła do niego i przywarła do jego ciała. - Ona umierając musiała być szczęśliwa - szepnęła opierając czoło o jego czoło i patrząc mu głęboko w oczy. - Każdy z nas niesie ciężar, który ciężko jest mu unieś.- Objęła go jeszcze mocniej.-Każdy...-syknęła.
    -Nie martw się nikomu tego nie powiem, przysięgam. - Objęła dłońmi jego twarz i smutno się uśmiechnęła.

    OdpowiedzUsuń
  97. Czułam jak krew zaczyna się we mnie gotować. Ten chłopak coraz bardziej działał mi na nerwy.
    - Skąd mam to wiedzieć Bizarre?! - Krzyknęłam już naprawdę wkurzona. - Nie mam pojęcia co siedzi w tej twojej stukniętej głowie!
    Próbowałam go wyminąć ale ponownie zagrodził mi drogę uśmiechając się przy tym szeroko. Przewróciłam oczami i warknęłam gardłowo.
    - Nie wiem, może po prostu wytrącanie mnie z równowagi sprawia ci frajdę? - rzuciłam. - A teraz proszę cię, przesuń się zanim zrobię się naprawdę niemiła.
    Znowu spróbowałam przejść obok niego ale podobnie jak wcześniej, chłopak i tym razem mi to uniemożliwił. Zacisnęłam szczękę walcząc ze sobą by nie sięgnąć po moją różdżkę.
    - Ugh! Czego ty chcesz człowieku?

    [ Uff, to dobrze xD ]

    OdpowiedzUsuń
  98. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  99. Była to bardzo intymna sytuacja. Oto ona i on stali zupełnie samotnie w lesie, w zupełnie ciemny lesie. Serce zaczęło bić jej szybciej, czuła, że jego również wariuje. Ona, wcielenia zła właśnie sprawiła, że on był szczęśliwy, ona też chciała to poczuć. "Powiem mu" - pomyślała, ale na pewno nie tu nie teraz, nie w tych okolicznościach. Stanęła na palcach i jeszcze mocniej zbliżyła swoją twarz do jego twarzy. Bardzo ostrożnie, powoli, musnęła ustami jego warg i czekała z niepokojem na reakcje.
    [Bardzo dziękuje za ten komentarz odnośny postaci :D Miło coś takiego usłyszeć, mi z Twoją pisze się rewelacyjnie :D]

    OdpowiedzUsuń
  100. Westchnęłam głośno. Wiedziałam, że nie odpuści.
    - 5 minut - warknęłam. - I ani minuty dłużej Biz.. Jack.
    Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę foteli stojących przy kominku. Usiadłam na jednym z nich czekając aż chłopak do mnie dołączy. Wciąż się we mnie gotowało i wiedziałam, że jeżeli Bizarre nie przestanie mnie drażnić to potraktuję go jakimś zaklęciem. Silnym zaklęciem.
    - Więc, o czym chcesz rozmawiać? - zapytałam sztucznie miłym tonem gdy zajął miejsce naprzeciwko.

    OdpowiedzUsuń
  101. To był magiczny moment. To wiedziała na pewno. Nie miała natomiast pojęcia, czy postąpiła słusznie, czy będzie jej dane to kiedykolwiek powtórzyć i czy będzie równie szczęśliwa jak teraz. Nie myślała o tym, nie mogła skupić myśli na niczym innym prócz jego ust, pocałowała go jeszcze raz tym razem odważniej. namiętniej. Trwało chwilę zanim odsunęła się od niego. - To było wyjątkowe..-szepnęła i po prostu odeszła. Wiedziała, że obecnie to jedyna słuszna możliwość, musiała to zrobić. Był chyba zbyt zdezorientowany, żeby za nią pobiec, nie odwróciła się, żeby sprawdzić.
    [Dodaje do powiązań :D]

    OdpowiedzUsuń
  102. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  103. Wybuchnęłam głośnym, szczerym śmiechem.
    - Ty chyba nie mówisz poważnie - stwierdziłam i znowu się zaśmiałam. - Dziwne. Myślałam, że jesteś bardziej spostrzegawczy.
    Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i częstując wcześniej chłopaka, odpaliłam jednego. Zaciągnęłam się głęboko po czym rozsiadłam się wygodnie w fotelu przygotowując się na długą odpowiedź.
    - Zwróciłeś kiedyś uwagę, kto wykrada się nocami do Hogsmeade? Kto niezauważalnie przemyka do zakazanego lasu? Kto cicho spaceruje korytarzami Hogwartu gdy wszyscy wokół śpią? Kto jest stałym bywalcem szkolnych, nielegalnych imprez? - zamilkłam na chwilę by chłopak zrozumiał o co mi chodzi.
    - Tak, kocham książki i czytam ich mnóstwo. Jednak zauważyłeś kiedyś jakie to książki? To książki o magii, której nie uczą nas w szkole, magii zaawansowanej lub zakazanej. Książki które sprawiają, że staję się coraz lepsza. Nie muszę czytać o wielkich czynach bo sama kiedyś będę ich dokonywać - uśmiechnęłam się.
    - A to, że niektórzy mają mnie za dobrą uczennicę, która większość czasu spędza przy książkach? - zawahałam się na chwilę. - No może poza większością Gryfonów i Puchonów - dodałam nieco ciszej z kpiącym uśmiechem. - Cóż mogę powiedzieć? Widzą to co ja chcę żeby widzieli. Robię dokładnie to co ty ze swoim ciałem. Zmieniam to jak widzą mnie inni - zakończyłam swój monolog i spojrzałam na niego czekając na reakcję

    OdpowiedzUsuń
  104. Ponownie wybuchnęłam głośnym śmiechem.
    - Och, jak ty nic nie rozumiesz Jacky - uśmiechnęłam się pobłażliwie kręcąc głową.
    - Skarbie ja mam przyjaciół, którzy mnie znają naprawdę. To oni wymykają się razem ze mną, to z nimi łamię szkolmy regulamin. Z resztą większość w tej szkole wie jaka jestem i naprawdę musisz być bardzo zamknięty w swoim zwariowanym świecie skoro przez 6 lat miałeś mnie za aspołecznego mola książkowego - zachichotałam.
    - Zastanawiasz się po co mi to? Po co gram przed nauczycielami wzór wszelkich cnót? To ułatwia nie wpakowywanie się w kłopoty - mrugnęłam. - Coś czego ty swoją drogą mógłbyś się nauczyć.
    Przerwałam ale widząc, że Bizarre chyba nie do końca rozumie o co mi chodzi westchnęłam cicho i kontynuowałam.
    - Pomyśl przez chwilę. Kto podejrzewałby jedną z najbardziej 'uczynnych'i dobrych uczennic w Hogwarcie? - zapytałam retorycznie. - Nikt. I dlatego nawet kiedy mnie przyłapią w centrum 'niefortunnych' wydarzeń zwykle uznają, że znalazłam się tam przypadkiem.
    Ponownie zamilkłam gdy do Pokoju Wspólnego weszło dwóch ślizgonów. Przywitali się ze mną rzucając zdziwione spojrzenie w stronę mojego towarzysza. No tak, rzadki widok. Gdy zniknęli w swoich sypialniach zwróciłam się do chłopaka.
    - A co do nauki, to robię to dla siebie, nie dla innych. Uwielbiam się dokształcać. Uwielbiam stawać się lepsza. To wspaniałe uczucie kiedy po wielu próbach zaklęcie w końcu Ci wychodzi. I tak, jestem ślizgonką ale w przeciwieństwie do ciebie jestem prawdziwą ślizgonką. Chociaż ty użyłbyś pewnie określenia stereotypową -przewróciłam oczami mówiąc ostatnie słowo. - A książka na kolanach tego nie zmieni. Nie zmieni mojego charakteru, poglądów, przeszłości i planów na przyszłość.
    Gdy skończyłam mówić zapadła cisza. Jack chyba analizował moje słowa. Do głowy wpadł mi pewien pomysł i chociaż wiedziałam, że będę tego żałować postanowiłam się tym teraz nie przejmować. Podniosłam się szybko z fotela i machnęłam różdżką przywołując moje ubrania wierzchnie.
    - Co prawda nie muszę Ci niczego udowadniać ale znudziło mi się już siedzenie w lochach - odezwałam się. Szybko ubrałam płaszcz, czapkę i rękawiczki następnie kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymałam się w połowie drogi i odwróciłam do chłopaka.
    - Idziesz? - ponagliłam go gdy zauważyłam, że odkąd wstałam on nie zmienił swojej pozycji nawet o centymetr.

    [Ok, dziś się trochę rozpisałam xD Nie przejmuj się! Ja uwielbiam tę jego paplaninę ;D to zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci]

    OdpowiedzUsuń
  105. Czy bała się wilkołaka ? Nie. Czy przerażała ją własna śmierć? Tym bardziej nie! Czy pozwoliłaby komukolwiek skrzywdzić Jack'a ? Absolutnie nie! Ten głos nie pochodził z jej okropnego rozumu, ale z głębi serca. Jednym sprawnym ruchem wyciągnęła z rękawa swetra swoją 8 calową różdżkę idealną do rzucania zaklęć obronnych i uroków. Działała instynktownie.
    -Drętwota - krzyknęła i wycelowała w monstrum. Zwierzę, a raczej człowiek pod postacią wilka uchylił się od zaklęcia i momentalnie obrócił się w jej stronę.
    -Sectumsempra - syknęła i znów z koniuszka wyleciała struga światła godząc tym razem wilkołaka w ramię. Zawył i zaczął lekko kołysać się na przerażająco długich kończynach w przód i w tył. Z jego ciała zaczęła wypływać obficie krew i rozwścieczony wywrócił dziewczynę na podłoże.

    OdpowiedzUsuń
  106. -Rzeczywiście tobie też czasami udaje się wymigać - przyznałam. - Jednak różnica między wagą moich przewinień i twoich, a także ilością szlabanów, których ja miałam może ze 3, jest ogromna. I to właśnie pozwala mi myśleć, że w unikaniu kłopotów to ja jestem lepsza - mrugnęłam.
    Wyszliśmy na ośnieżone błonia. Pogoda była piękna. Nie było zbyt zimno ale też nie na tyle ciepło by biały puch zaczął topnieć. Słońce przebijało się przez chmury, a z zachodu wiał delikatny wiatr. Uśmiechnęłam się i zwolniłam nieznacznie pozwalając by Bizarre mnie wyprzedził.
    - To dokąd idziemy? - zapytał zupełnie nie zauważając wcześniej mojej nieobecności obok siebie.
    Odwrócił się zaskoczony szukając mnie wzrokiem, tym samym popełniając duży błąd. Śnieżnobiała kulka, którą w międzyczasie udało mi się ulepić, poszybowała prosto przed siebie trafiając go centralnie w twarz.
    Zaśmiałam się głośno widząc jak strzepuje z twarzy resztki śniegu. W prawej dłoni podrzucałam kolejną porcję sklejonego puchu, gotowa do ataku. Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Chłopak spojrzał na mnie z chęcią mordu w oczach, który kontrastował z szerokim uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Przepraszam za to całe wczoraj - usłyszała od idącego obok Jack'a
    - Nie szkodzi, nie twoja wina - westchnęła szurając nogami.
    Chantelle w tej chwili nie miała zupełnie żadnej siły na cokolwiek. A już na pewno nie na lekcje. Nawet nie wyobrażała sobie siebie siedzącą i słuchającą historii magii, na której i tak zdarzało jej się przysnąć. Jednak oboje zmierzali ku zamkowi. Wtedy Chan do głowy wpadł pomysł, a wiedziała, że chłopak się na to zgodzi. W końcu było mu wszystko jedno, zupełnie jak jej. Złapała go za rękaw i pociągnęła w stronę sowiarni. To było jedyne znane jej miejsce, w którym w godzinach lekcyjnych nie odwiedzał nikt. Nawet woźny. Tego miejsca nie sprzątał nigdy. Blondynka pchnęła wielkie drzwi i przytrzymała je, kiedy Ślizgon wchodził za nią. Pokonała połowę drogi po schodach, ale w końcu oparła się o ścianę i zjechała po niej siadając na jednym ze stopni.
    - Z całej też wieży to miejsce jest najcieplejsze - wytłumaczyła opierając i głowę o surowy mur. Zamknęła oczy i westchnęła. Tak bardzo nic się jej teraz nie chciało. Mogłaby ponownie zasnąć, tyle że tu nie było tak wygodnie jak u Hagrida.
    - Nie zachowujesz się jak Ślizgon, w ogóle - rzekła sennie nie otwierając oczu. Toczyła w sobie walkę by nie zasnąć na schodach, bo najprawdopodobniej po pewnym czasie przechyliłaby się albo na chłopaka obok, albo na dół, co stanowiło gorszą wersję,

    OdpowiedzUsuń
  108. Biegaliśmy po błoniach obrzucając się śniegiem i śmiejąc się głośno. Większość ludzi zerkała na nas zszokowana. To z całą pewnością był niecodzienny widok. Rzadko mnie i Bzarre'a można było zobaczyć w jednym pomieszczeniu, a jeżeli już to zwykle kończyło się to kłótnią. A teraz, jak gdyby nigdy nic spędzaliśmy razem czas i nie dość, że nie było słychać moich krzyków, to jeszcze wyglądało na to, że dobrze czujemy się w swoim towarzystwie.
    Głośno zaśmiałam się kiedy spadł z drzewa. On jednak kompletnie nieprzejęty upadkiem zaczął robić w śniegu orła. Pokręciłam tylko głową i podałam mu dłoń pomagając mu wstać.
    - Wygląda na to, że wygrałam - rzuciłam tryumfalnie kiedy ruszyliśmy w stronę zamku.
    Rozejrzałam się i nagle zorientowałam się, że w trakcie naszej 'wojny' zaczął prószyć śnieg. Przystanęłam całkowicie zauroczona tym widokiem. Uniosłam głowę do góry patrząc w niebo na wirujące płatki i pozwoliłam by swobodnie opadały na moją twarz. Wiatr, który podrywał do tańca lodowe kryształki, delikatnie rozwiewał moje włosy wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech.
    Uaktywniła się we mnie najbardziej irytująca cecha charakteru, której nie potrafię się pozbyć. Zachwycona łapałam płatki na rękawiczki przyglądając się im finezyjnym kształtom całkowicie zapominając o otaczającym mnie świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Aaa, prawie zapomniałam! Opis świetny. Cały czas się śmiałam! :D]

      Usuń
  109. Jego słowa wybudziły mnie z transu. Zupełnie zapomniałam o jego obecności. Cały czas mi się przyglądał z tym swoim wielkim uśmiechem na ustach Byłam wściekła, że zobaczył mnie w takim stanie.. że tak łatwo się odsłoniłam.
    - Chyba najwyższy czas wracać. Ściemnia się i robi się co raz zimniej. - odezwałam się chłodnym tonem i nie zwracając uwagi na jego chłodny ton, ruszyłam w kierunku zamku.
    W myślach cały czas przeklinałam swoją własną głupotę. Nie powinien był tego widzieć. Idiotka!

    [Aww dziękuję! + znowu dziwnie krótkie wyszło..]

    OdpowiedzUsuń
  110. [To ja mogę pierwsza do Hanny i Lucasa, ty możesz na początek rzucić Jacka na głęboką wodę i jeszcze bardziej zdenerwować rozsierdzony już tłum :D]
    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  111. - Dlatego też powinnam trafić do Slytherinu, Jack - odpowiedziała krótko otwierając oczy. Spojrzała na niego łagodniej niż wcześniej. Tym razem jej oczy nie przeszywały tak bardzo, jak miały w zwyczaju. Ich błękitny kolor tworzył z blond włosami idealny obraz ślizgońskiej urody. A jednak trafiła do Gryffindoru.
    Wcześniej słuchając wyjaśnień chłopaka uważnie go słuchała. Była typem człowieka, który wolał wysłuchać, a milczeć o sobie. Co jednak miała ciekawego do opowiadania?
    Nic, zupełnie nic.
    - I tak twierdzę, że jeżeli zamienilibyśmy się miejscami, byłoby lepiej. Oboje tak bardzo nie pasujemy do swojego otoczenia - zamyśliła się przypominając sobie ostatnie wakacje. Czy istniał Gryfon, który zabił? W dodatku kogoś z własnej rodziny?
    Nie sądzę...
    Westchnęła przenosząc wzrok na własne dłonie, w których ściskała nadmiar materiału z rękawów. Coraz bardziej było jej źle z faktu kim była, a kim stała się teraz.

    OdpowiedzUsuń
  112. [ może jakaś chęć pisania wątku między Jack'iem a Arianą? ]

    Ari Rosie

    OdpowiedzUsuń
  113. Ugh! Jak on kompletnie nic nie rozumiał! Wpadłam do dormitorium od razu kierując się w stronę sypialni. Chciałam, żeby ten dzień w końcu się skończył. Niestety. To nie było takie łatwe. Jeszcze długa noc przede mną. Słysząc za sobą wołanie chłopaka odwróciłam się na pięcie w jego stronę.
    - Dla ciebie wszytko jest takie łatwe i przejrzyste! - niemal krzyknęłam. - Świat nie jest czarno-biały Jack. Jest jeszcze wiele odcieni szarości. Nie zapominaj o tym.
    Chłopak był wyraźnie zaskoczony moim nagłym wybuchem. Nie rozumiał. Nie mógł rozumieć. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem i pokręciłam głową.
    - Dobranoc Bizarre - rzuciłam jeszcze niemiłym głosem i zniknęłam na schodach prowadzących do sypialni dziewcząt.

    [ Jeny dziękuję! Jeszcze nikt nie skomplementował tego jak piszę. Ja też lubię z Tobą pisać i zawsze zniecierpliwiona czekam na to co tym razem wymyśli Jack xD
    Ps. Dodałam Jacka do powiązań Kate. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
    Ps. 2 Jak to zobaczyłam od razu przypomniał mi się Jack xD
    http://25.media.tumblr.com/be239eae4a097665731cde3b6cf2a654/tumblr_mhenb5ssC41remjr6o1_500.gif ]

    OdpowiedzUsuń
  114. Zaśmiała się po całym wywodzie chłopaka. To miłe jak bardzo chciał ją podnieść na duchu, ale nic nie wiedział. Nic nie wiedział o jej historii i o tym co zrobiła.
    - Dlatego ja nie jestem dumna ze swojego życia - podniosła wzrok natrafiając na jego. - Gdybyś może znał mnie lepiej, być może stwierdziłbyś, że Gryffindor zupełnie do mnie nie pasuje - zakończyła mówiąc coraz ciszej. W tej chwili widziała przed sobą ten ostatni moment przed wypuszczeniem zielonego światła. Ten moment gdy złapała różdżkę własnej siostry i w odwecie za te wszystkie tortury po prostu ją zabiła.
    Widziała ten szeroki, złowrogi uśmiech. Słyszała ten śmiech roznoszący się po całym pomieszczeniu, a po tym tylko ciszę. Już wie dlaczego taką, a nie inną nazwę przybrały Zaklęcia Niewybaczalne. Sama do tej pory nie wybaczyła sobie tego, co zrobiła. Więc jak czyli się jej rodzice?
    I mimo tego, że taka była przepowiednia, czuła się winna. Winna depresji matki i smutku ojca.
    Oczy zabłyszczały Chan przez chwilę, ale mocno je zacisnęła. Powstrzymała się jak najbardziej umiała. Nie mogła tak po prostu rozpłakać się przed kimś. Przed kimkolwiek.
    - Ale cieszę się, że ty tak sobie dobrze radzisz - odchrząknęła niwelując zastój w swoim gardle.

    OdpowiedzUsuń
  115. [ co z pomysłami to jak na chwilę obecną jest kiepsko .. liczyłam na twoją kreatywność w tej kwestii xD ]

    ARI

    OdpowiedzUsuń
  116. Popatrzyłam na niego jak na skończonego idiotę. Co on sobie do cholery wyobraża?
    - Posłuchaj mnie uważnie - zwróciłam się do niego ze złością w oczach. - Wczorajszy dzień nic nie zmienia. Najlepiej w ogóle o nim zapomnij - dodałam oschle po czym zostawiłam go w tyle bez słowa i zniknęłam w tłumie uczniów.
    Zajęłam moje stałe miejsce przy stole ślizgonów modląc się w duchu żeby ten czubek nie usiadł obok mnie i rozpaczając, że Rosie była zbyt nieprzytomna by zejść ze mną na śniadanie.

    [ Och, na pewno w jego głowie powstanie jeszcze nie jeden walnięty pomysł, który doprowadzi Kate do szału xD
    Johnny w ogóle jest cudowny! Uwielbiam go! ]

    OdpowiedzUsuń
  117. Kiedy widziałam jak włazi na stół miałam ochotę wstać i wyjść. Jednak wiedziałam, że to nie ma sensu bo pójdzie za mną. Odpuściłam.
    - Zdecydowanie to trzecie - odpowiedziałam na jego pytanie. - Nawet nie wiesz jak bardzo marzę o tym żeby trafić cię porządną Avadą - syknęłam. Niemal cały Slytherin wpatrywał się w nas zszokowany. Super.. jęknęłam w myślach. Jeszcze tego brakowało, żeby mi ten wariat zniszczył reputacje. On zaś kompletnie nie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami. Stwierdziłam, że najlepszym sposobem będzie ignorowanie go. Jednak było to trudne zadanie biorąc pod uwagę fakt, że cały czas gadał jak najęty. W pewnym momencie nie wytrzymałam i w akcie desperacji wepchnęłam mu całą grzankę do ust. Westchnęłam z ulgą gdy choć na chwilę zapanowała cisza.

    [ Jasne, że możesz dodać, Będzie mi bardzo miło. Mogę Ci nawet podesłać jakieś inne zdjęcie jeśli chcesz :)
    Tekstem z wrzodem na dupie mnie zabiłaś. Naprawdę xD ]

    OdpowiedzUsuń
  118. Westchnęłam głośno w geście rezygnacji.Jedyne co mi pozostało, to odliczanie minut do początku lekcji bo wiedziałam, że do tego czasu na pewno się nie odczepi. Dlatego też z ulgą przyjęłam wiadomość, że musi czym prędzej biec na eliksiry.
    Reszta dnia minęła mi raczej spokojnie. Spokojnie, to znaczy bez Bizarre'a kręcącego się wokół mnie. I bynajmniej nie wynikało to z jego dobrej woli ale z moich skutecznych uników. Za każdym razem gdy chciał podejść ja albo obierałam przeciwny kierunek albo rozmawiałam Malfoy'em i Arianą lub ewentualnie z Ianem. Cierpliwość ślizgonów była dużo mniejsza niż moja więc przypuszczam, że po prostu nie chciał ryzykować. Do sypialni wchodziłam z szerokim uśmiechem na ustach. Moja radość wynikała zarówno z dzisiejszej 'wolności' jak i z myśli o zasłużonym po całym dniu, odpoczynku. W momencie kiedy miałam rzucić się zmęczona na łóżko, zauważyłam na nim kupkę czarnego popiołu. Wiedziałam co to oznacza. Czeka mnie nocny spacer. Szybko zerknęłam na łóżko Ariany jednak na nim nie było nawet śladu popiołu. W samotności. Westchnęłam głęboko próbując przygotować się mentalnie na to co mnie czeka.
    Cicho przemykałam korytarzami Hogwartu z nadzieją, że nikt mnie nie nakryje. Byłam zmęczona, a z mojej lewej łydki sączyła się spora stróżka krwi.Cena jaką musiałam ponieść za durne wygłupy z Jackiem Wypowiedziałam hasło i weszłam do Pokoju Wspólnego w momencie gdy zegar wybijał trzecią w nocy. Modliłam się w duchu żeby nikt z ciekawskich nie zauważył mojej kilkugodzinnej nieobecności. Kiedy już prawie byłam przy schodach przede mną pojawił się Bizarre.
    Jeszcze ciebie mi tu brakowało...
    Przybrałam najbardziej obojętny wyraz twarzy na jaki było mnie stać udając, że właśnie najzwyczajniej w świecie wracam z nocnej przechadzki. Wiedziałam, że tego nie kupi.
    Ale co mogłam zrobić? Warto było spróbować.

    [Zdjęcia przechowuje ukryte na dysku więc będę musiała Ci je jakoś inaczej podesłać :) ]

    OdpowiedzUsuń
  119. [Sans, kochanie? Dobra, przestaje się wydurniać! Też nie wierzysz? Zaczynać?
    Carmen]

    Szłam właśnie korytarzem prowadzącym do pokoju wspólnego Puchonów - siedzenie w bibliotece to koszmar! Jakby nie mogli mniej zadawać. Gdy nagle wpadłam na kogoś i oboje upadliśmy na ziemię. Jeszcze tego brakowało!
    - Yyy... Prze-przepraszam... - zaczęłam się jąkać. Moim oczom ukazał się czarnowłosy chłopak. Gdybym była niepoprawną romantyczką może zapytałabym się siebie "Gdzie ty byłeś całe życie?" Ale na szczęście byłam całkiem normalna, więc po prostu spróbowałam wstać.

    OdpowiedzUsuń
  120. Wszystko w niej krzyczało, żeby pozostać w tym momencie. Nawet się nie podnosić, po prostu dalej dać mu się gładzić po policzku i sprawiać, że każda cząstka jej ciała zamierała od tego dotyku. Ale nie mogła. Właśnie, nie miała prawa zaufać komukolwiek, nie miała prawa kochać po tym co zrobiła nie miała prawa żyć. Spojrzała w jego oczy. Były pełne nadziei, ciepła może czegoś co w przyszłości stałoby się miłością? Wiedziała co robić, musi sprawić by ją znienawidził. Wstała najszybciej jak to było możliwe, strzepnęła liście z jeansów i odwróciła głowę w jego kierunku. Jego twarz dotąd przepełniona szczęściem nagle posmutniała. Dobrze. Patrzyła z niego z największą odrazą i chłodem na jaki mogłaby się zdobyć.
    -To był ogromny błąd - powiedziała donośnie, śmiejąc się ironicznie. -Lepiej zapomnij o tym spotkaniu, bo uwierz mi..-syknęła bardzo groźnie. - To już nigdy, przenigdy się nie powtórzy. - Dobranoc...Jack? - dodała z sarkazmem. I odeszła. -

    OdpowiedzUsuń
  121. [ jeden wątek ze ślizgonem z którym Ari się nienawidzi już mam, więc tutaj mogli by się dogadywać i wtedy jakaś intryga z ich udziałem wchodziłaby w grę. Jest szukającym i zna się na eliksirach a Ariana jest w tym kiepska .. może jej pomóc xD ... ]

    OdpowiedzUsuń
  122. [ no jasne, znają się już długo xD jakby Jack mógł zacząć to było by super :D ]

    OdpowiedzUsuń
  123. - Cześć Jack! - powiedziałam entuzjastycznym głosem na widok ślizgona, który stanął obok mnie przy drzwiach prowadzących do klasy od eliksirów.
    Nie zdążyłam zamienić z nim nawet jednego, krótkiego zdania, gdyż drzwi sali momentalnie się otworzyły a wielka postać Horacego Slughorna zaprosiła nas gestem do wejścia.
    Razem z Kate zajęłyśmy miejsce na samym końcu klasy,natomiast Jack usiadł ławkę przed nami.
    - Dzisiaj będziemy sporządzać eliksir rozśmieszający - Powiedział Horacy, spoglądając po twarzach uczniów.
    - Macie na to całą godzinę, powodzenia - dodał i zaczął przechadzać się po klasie, którą wypełniły już opary buchające z kociołków.
    Stałam przez kilka minut zupełnie nie wiedząc od czego zacząć.
    Byłam beznadziejna w eliksirach i każdy, nawet najbanalniejszy
    wywar sprawiał mi problem.
    - Jack! - zawołałam, szturchając ślizgona w plecy.
    - Musisz mi pomóc!
    Bizarre odwrócił się do mnie z uśmiechem, proponując zamianę miejsc.
    Kate niechętnie wstała i zajęła miejsce Jack'a a chłopak usiadł przy mnie, co chwilę szepcząc mi do ucha instrukcje.
    - kończymy! - Rozbrzmiał po upływie 60 minut basowy głos Slughorna.
    - Weźcie teraz te fiolki i niech jedna osoba w waszym zespole zaaplikuje kroplę wywaru rozśmieszającego partnerowi. Jeśli jest uwarzony poprawnie, powinien zadziałać.
    - Machnęłam różdżką, przywołując do siebie fiolkę, i wlałam do niej odmierzoną kroplę eliksiru.
    - Pij na zdrowie, Jack - powiedziałam podając mu fiolkę i obdarzając przy okazji szerokim uśmiechem.

    ARIANA

    [podoba się, jest super! xD ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Lol, wolałaś poprosić o pomoc w eliksirach Jacka zamiast Kejt? Osz ty.. Zapamiętam to sobie Rosie! xD ]

      Usuń
    2. [ też cie kocham Avery ]

      Usuń
  124. Naprawdę nie miałam ochoty mu się tłumaczyć. Zresztą on nie mógł znać prawdy. Niestety wiedziałam, że nie odpuści dopóki nie otrzyma zadowalającej go podpowiedzi.
    - Potrzebowałam trochę świeżego powietrza - zaczęłam wzdychając ciężko jak córka, która tłumaczy się matce ze swojego spóźnienia. - Więc postanowiłam polatać na miotle.
    Spojrzałam na chłopaka jakby informacja, której mu właśnie udzieliłam była najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
    -Zadowolony ? - spytałam przewracając oczami. - To teraz przesuń się z łaski swojej bo chcę już iść spać.

    [znowu krótko więc znowu przepraszam.. a co do zdjęcia to nie wiem, może gg albo e-mail? ]

    OdpowiedzUsuń
  125. Jej oczy nieco złagodniały. Może powinna rozegrać to inaczej.
    -Nie wiem, czy to co może wydawać ci się, że czuje jest prawdziwe..-szepnęła. Mówiła prawdę. Nie potrafiła kochać. Nie potrafiła. Potrafiła lubić, szanować, uwielbiać ale nie kochać. Nikogo z wyjątkiem brata.
    -Nie potrzebuje teraz niczego więcej niż maksymalnie przyjaźni..-dodała, żeby wszystko odpowiednio wyjaśnić. Opuściła głowę nie dlatego, że nie mogła patrzeć mu w oczy, nie znała wstydu, po prostu nie miała ochoty.
    -Jeśli to ci pasuje, nie odejdę. - westchnęła i przegarnęła włosy z twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  126. - To powiedz mi, co tak bardzo różni mnie od Gryfonów? - zapytała. Nigdy nie przejmowała się zdaniem innych, ale ciekawe było ich znanie. Może nie śmiała się tak jak inni, nie była tak wesoła, ale raczej nie oto chodziło chłopakowi.
    - Idiotą jesteś, że tak mówisz - uderzyła go lekko ręką, by uzmysłowił sobie ową głupotę. Nawet go polubiła. Jakież to było zabawne. Nie dość, że jest pierwszą osobą, z którą spędziła tak dużo czasu po swojej przemianie i w dodatku jest z tak bardzo wrogiego jej domu. Jednak Chan w ogóle to nie przeszkadzało. Dziewczyna nie oceniała po przynależności do jakiegokolwiek domu. Stwierdziła jedynie, że Jack nie pasuje do reszty swoich kolegów.
    - Po co? - prychnęła - wybacz, ale nie wytrzymałabym ze Ślizgonkami w jednym dormitorium nawet pięciu minut - zaśmiała się cicho. Zaraz jednak spuściła głowę. Śmiech, to rzecz, której nie robiła od wakacji. W końcu jej druga strona medalu zaczęła dawać o sobie znać. Ta jasna, czysta strona.

    OdpowiedzUsuń
  127. Każdy ma swoje tajemnice. Dlaczego on nie mógł tego uszanować i zwyczajnie odpuścić? Są rzeczy, o których nie można mówić na głos.
    - Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić - powiedziała śmiertelnie poważnie ale wiedziała, że chłopak weźmie to za głupi żart. A nie powinien.
    Wyminęła go i wspięła się po schodach kierujących do jej sypialni. Będąc u ich szczytu odwróciła się jeszcze do chłopaka i spojrzała na niego wzrokiem wypranym z jakichkolwiek emocji.
    - Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz Jack - powiedziała cicho i spokojnie.

    [ Ok, w takim razie już wysyłam (; ]

    OdpowiedzUsuń
  128. - Dzięki za pomoc Jack! - powiedziałam po lekcji, wciąż nie mogąc opanować śmiechu, na widok chłopaka i jego silnej reakcji na wypity płyn.
    Nie potrzebowałam eliksiru, by być w dobrym nastroju - towarzystwo Bizzarea w zupełności wystarczało.
    - Gdyby nie ty, Slughorn pewnie znowu władowałby mi jakiś szlaban.
    - Musisz chyba udzielić mi drobnych korepetycji - dodałam z uśmiechem.
    Po upływie kilkudziesięciu minut działanie wywaru zaczęło słabnąć, dzięki czemu ślizgon wracał do stanu sprzed zajęć.
    Korzystając z okazji, iż mieliśmy teraz godzinę wolną, udaliśmy się do ;ochów i zajęliśmy dwa miejsca w pokoju wspólnym.
    Jack był dobrym towarzyszem rozmów. Czas przy nim płynął zdumiewająco szybko. Po jakimś czasie do pokoju wspólnego dołączyła Avery.
    Na widok mnie i Bizzarea posłała tylko znaczące spojrzenie typu:
    "Zwariowałaś Rosie?!" i zniknęła na schodach wiodących do dormitorium.
    - Nie Jack, wcale nie żartowałam z tymi lekcjami eliksirów! - powiedziałam w odpowiedzi na pytanie ślizgona.
    - Przecież jesteś świetny! Kto inny zdoła mnie czegoś nauczyć? Zgodzisz się?
    Zapytałam, uśmiechając się do niego zadziornie.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  129. Dziś coś się zmieniło. Bizarre. Gdy wszedł do Wielkiej Sali od razu usiadł przy stole z nikim się nie witając. Żadnych wariactw, rzucania jedzeniem, głośnych żartów czy śpiewania. Coś stanowczo było nie tak. Nie powinno mnie to obchodzić. Powinnam się cieszyć, że w końcu coś do niego do dotarło. Mimo to wciąż czułam niepokój. Miałam dziwne wrażenie, że anomalie w zachowaniu chłopaka to moja winna. Nie to żebym czuła się winna czy coś. Po prostu...Dziwnie było nie widzieć tego szerokiego uśmiechu na jego twarzy. Dobiłam swego. Powinnam być z siebie dumna. To dlaczego nie jestem?
    Nagle chłopak wstał i wyszedł. Szybko przeanalizowałam sytuację w głowię szukając czegoś co mogłoby być pretekstem by za nim pobiec. Wtedy zauważyłam, że cały czas miałam to przed nosem. Szybko chwyciłam kartę i zanim mózg zdążył się sprzeciwić, podążyłam za nim. Będąc już blisko, zwolniłam i przybrałam obojętny wyraz twarzy by nie zorientował się, że go goniłam.
    - Hej Bizarre! - krzyknęłam za chłopakiem. - Chyba coś zostawiłeś - podeszłam do niego i podałam mu Asa bez cienia uśmiechu na ustach.

    [ O matko nie D: przepraszam za moją Kate... głupia, głupia!
    Eghm... jakoś tak wyszło.. xD ]

    OdpowiedzUsuń
  130. Stałam zszokowana na środku korytarza kompletnie nie wiedząc jak zareagować. Pójść za nim? Zostawić go? Pocieszyć? Czy lepiej dać sobie spokój? Postanowiłam odpuścić z nadzieją, że ta chandra sama minie. Cóż innego mi pozostało?
    Po zajęciach, gdy większość ludzi konsumowała właśnie kolację, ja schowałam się w rzadziej uczęszczanych częściach lochu. Moja noga wciąż była w kiepskim stanie i musiałam coś z tym zrobić. Z rany wciąż sączyła się krew i chociaż udawało mi się ją zatamować na kilka godzin jakimiś silnymi zaklęciami, to po pewnym czasie krew znów zaczynała lecieć. Wiedziałam, że zaklęcie, którym oberwałam zneutralizuje tylko inne zaklęcie z zakresu czarnej magii. Czekała mnie wycieczka do działu ksiąg zakazanych.
    Oczyściłam i na nowo opatrzyłam ranę rozglądając się raz na jakiś czas sprawdzając czy nikt nie idzie. Nieproszony widz to ostanie czego teraz potrzebowałam. Nagle, zza zakrętu wyłonił się Jack. Szybko schowałam nogę mając nadzieję, ze nic nie zauważył. Chłopak jednak całkowicie pochłonięty był swoimi myślami. Patrzył przed siebie tępym wzrokiem i zdawał się nie dostrzegać nic co dzieje się wokół niego.
    - Hej - rzuciłam, starając się ubrać to w miły ton. Chłopak jednak nawet nie odpowiedział tylko kiwnął głową w moją stronę. Co jest grane do chuja?! Zaczęłam się zastanawiać, czy nie oberwał jakimś zaklęciem
    - Wszystko ok? - przełamałam się i zapytałam. Jack zatrzymał się i spojrzał w moją stronę nieprzytomnym wzrokiem.

    [Ojej! Biedy Jack! i biedna Ty! mam nadzieję, że chandra szybko minie. Wam obojgu (; ]

    OdpowiedzUsuń
  131. Postanowiliśmy, że następnego dnia późnym wieczorem włamiemy się niepostrzeżenie do sali od eliksirów.
    Było to jedyne miejsce, gdzie w spokoju mogliśmy ćwiczyć przygotowywanie wywarów.
    Początkowo Jack podchodził do tego pomysłu dość sceptycznie, jednak wystarczył jeden mój słodki uśmieszek, by ten natychmiast się zgodził.
    O godzinie 22 wdaliśmy nasz plan w życie. Zeszliśmy po cichu w głąb lochów, kierując się do klasy.
    - Miło z twojej strony, że się zgodziłeś - powiedziałam, wyciągając różdżke i wymawiając szeptem zaklęcie alohomora.
    Jak przypuszczałam, drzwi bez najmniejszego problemu otworzyły się.
    Weszliśmy szybko do środka - Jack odrazu zabrał się do rozpalania ognia pod kociołkiem i przygotowywania potrzebnych składników.
    - Zaczekaj! - krzyknęłam w stronę ślizgona. - tylko się chwilę rozejrze.
    Był to idealny moment na uzupełnienie moich zapasów.
    Bizarre uśmiechnął się tylko, patrząc jak w pośpiechu opróżniam wnętrze szafek Horacego.
    Po kilku minutach stałam już przy jego boku, słuchając uważnie niezwykle nudnego wykładu na temat sposobu warzenia eliksirów.
    - Rosie! - westchnął Jack.
    - Wybacz, ja wcale nie śpie - powiedziałam, rozcierając powieki i odrzucając do tyłu włosy.
    - Słucham cie przez cały czas! To co powiedziałeś o veritaserum było pouczające.
    Jack zaśmiał się i powiedział bez cienia irytacji w głosie:
    - Tak się składa, że opowiadałem o eliksirze wielosokowym ..
    - Aha.
    Zrobiłam przepraszającą minę na co Jack wybuchnął śmiechem.
    - Może na dzisiaj starczy? - zaproponował.
    W pokoju wspólnym znaleźliśmy się dokładnie o północy. Nie było w nim nikogo poza naszą dwójką.
    Zatrzymaliśmy się na chwilę na rozwidleniu schodów prowadzących do naszych sypialni.
    - No to dobranoc, Ari - powiedział Jack, chwytając za klamkę.
    - Dzięki raz jeszcze za te korepetycje - uśmiechnęłam się do niego i zrobiłam coś czego w życiu się po mnie nie spodziewał - pocałowałam go w policzek i zniknęłam za drzwiami, zostawiając lekko zszokowanego ślizgona.

    ARIANA

    [ wybacz takie zakończenie ale no ... ]

    OdpowiedzUsuń
  132. [Jak tylko bal się skończy, będę się domagała wątku, a co!]

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  133. Spojrzałam na niego zmieszana nie bardzo wiedząc co mam teraz zrobić. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu ludzi. Nie potrafiłam im współczuć. W pierwszej chwili chciałam po prostu odwrócić się i odejść. Tak byłoby najłatwiej. Jednak nie mogłam. Nie potrafiłam. Jakaś dziwna część mnie kazała mi tam zostać. Dowiedzieć się. Zrobić cokolwiek byleby nie został z tym sam. Zdziwiłam się gdy zrozumiałam, że nie robiłam tego z litości. Robiłam to bo czułam, że powinnam.
    Bo chciałam.
    Usiadłam obok niego w tej samej pozycji sycząc lekko z bólu gdy nadwyrężyłam nogę i zerkając w jego stronę odezwałam się cicho.
    - Mów.

    OdpowiedzUsuń
  134. -Dobrze -skwitowała z uśmiechem. - Przyjaciel zawsze się przyda. - szepnęła i uniosła wyzywająco prawą brew. -Noc jest jeszcze młoda..-syknęła. - Może jakaś herbatka u Hagrida ? - wskazała palcem majaczącą w oddali chatkę. I nie czekając na odpowiedź, czy jakąkolwiek reakacje chłopaka ruszyła przed siebie. Chłodny wiatr chłostał jej twarz i rozwiewał włosy, sprawiał, że jej dłonie stawały się sine i obolałe. Ten właśnie ból sprawił, że zaczęła trzeźwo myśleć. Postąpiła słusznie, teraz była tego pewna. Nawet jeśli bardzo go zraniła, a doskonale zdawała sobie sprawę, że tak właśnie było to i tak jej decyzja była słuszna. Nie pokochałaby go. To prawda podczas pocałunku coś tam zadziało się w jej serduszku ale nie było to tego typu uczucie. Było przyjemnie, ale tak jak zwykle. Z drugiej strony stojąc z nim wtedy na błoniach, czuła, że brak jej tchu i była...prawie szczęśliwa, choć to może za wielkie słowo. Odwróciła wzrok w jego kierunku. Szedł za nią trochę z tyłu, był zamyślony i patrzył w dół. "Trudno, jeśli chce się z nią przyjaźnić musi się poświęcić." - pomyślała, jak na nią przystało dość egoistycznie.

    OdpowiedzUsuń
  135. Chantelle podkuliła nogi i objęła je ramionami. Splotła ręce dosyć mocno i podparła się głową spoglądając gdzieś w bok. Nikt nie ujął jej tak ładnie w słowa. W sumie nikt tak bardzo nie przejmował się tym, co dzieje się w duszy Chan.
    Przekrzywiła głowę, przypominając sobie Tiarę przydziału. Wahała się pomiędzy Slytherinem, a Gryffindorem. Jednak po głębszym wniknięciu w jej wspomnienia, charakter i przepowiednię była bardziej niż pewna. Potem zobaczyła, jak ubrani w żółto- czerwone barwy uczniowie zaczęli wiwatować.
    Jej ojciec był bardziej niż dumny. Jago córka trafiła do tego samego domu, co on przed laty. Od tamtej pory, Chan stała się jego oczkiem w głowie. Wspierał ją zawsze, nawet po tym, co zrobiła swojej siostrze.
    - Wiesz.... - zaczął Jack, a blondynka przeniosła na niego swój wzrok. - Do tej pory nie kojarzyłem cię ze śmiechem - chłopak podniósł głowę, a jego oczy natrafiły na jej - Pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
    Chan mruknęła i oparła czoło o kolana. Ona też nie kojarzyła już siebie z uśmiechem. Nawet jeżeli pół roku temu gościł wręcz prawie bez przerwy.
    - Sama siebie zaskoczyłam - odpowiedziała cicho znowu patrząc Ślizgonowi w oczy - niekoniecznie pozytywnie - nie taki był jej cel, śmiać się znowu jak kiedyś. Miała być powściągliwa i opanowana. Bez uczuć, jak jej siostra. Jednak z każdym dniem, coraz trudniej było jej się tak zachowywać, bo nie była sobą. Ta prawdziwa Chan byłaby rozpromieniona, pomagała wszystkim na każdym kroku. O każdego by się martwiła, bardziej niż o siebie.
    - Nieważne Jack, to wszystko nie ma znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Może o 14? - powiedziałam z promiennym uśmiechem na ustach, zwracając się do Jacka.
    Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a ślizgon ani na moment nie przestawał mnie rozśmieszać.
    Dzień zapowiadał się naprawdę ciekawie. Jedynie Kate wciąż robiła mi uwagi na temat mojego późniejszego wypadku z Bizzarem. Mimo prób namówienia jej żeby poszła z nami, odmówiła i nie chciała słyszeć nawet słowa na ten temat.
    O wpół do drugiej byłam już całkowicie gotowa i z niecierpliwością czekałam na chłopaka w pokoju wspólnym.
    Po kilkunastu minutach usłyszałam jego głośne wołanie:
    - Ari!
    - No nareszcie jesteś! Ile można na ciebie czekać .. - powiedziałam obrażonym głosem, na co Jack wybuchnął śmiechem, szturchając mnie w ramie.
    Wyszliśmy z zamku, kierując się ku drodze do wioski.
    Padał lekki śnieg, lecz pogoda była wyjątkowo przyjemna.
    - Jack uważaj! - krzyknęłam po dłuższej chwili celując w niego wielką kulą śniegu. Pocisk trafił ślizgona prosto w twarz, a ja dusząc się ze śmiechu, przez kolejne kilka minut wysłuchiwałam jego narzekań.
    Jack najwidoczniej planował zemstę. Zbliżaliśmy się już do wioski gdy ten przyśpieszył znacznie kroku, zostawiając mnie w tyle i już po chwili z jego rąk nastąpiła seria śnieżnych pocisków.
    - Tak łatwo ze mną nie wygrasz! - krzyknęłam uśmiechając się zadziornie.
    Pobiegłam w stronę chłopaka unikając jego trafień, z których każde kolejne było chybione.
    Następnie wszystko potoczyło się zbyt szybko.
    Jack zmniejszył dystans między nami, poprzestając rzucania we mnie śnieżkami.
    Już miałam mu się odgryźć, gdy momentalnie straciłam równowagę, przechodząc przez taflę lodu.
    Poczułam iż silne ręce Jacka podtrzymują mnie przed upadkiem na ziemie i w jednym momencie wylądowałam w ramionach ślizgona ..

    ARIANA

    [cierpie dzisiaj na brak weny .. ]

    OdpowiedzUsuń
  137. Rzeczywiście Hagrida nie było w domu. Robiło się coraz ciemniej i coraz zimniej ale Chloe nie miała najmniejszego zamiaru wracać do zamku. Nie lubiła spać, spanie kojarzyło jej się ze snem a od ponad 6 miesięcy śniło jej się wciąż to samo. A ból jaki wtedy odczuwała nie mógł się równać z niczym. Nagle usłyszała szelest gdzieś po drugiej stronie zabudowy. Spojrzała wyzywająco na chłopaka. I ostrożnie poszła w kierunku dźwięku. Starała się nawet oddychać ciszej niż zazwyczaj. Ujrzała przed sobą wspaniałego Hardodzioba, z którym to Hagrid zdążył już ją zapoznać. Podeszła na odległość około 5 metrów i nisko się pokłoniła. Przepiękne stworzenie odpowiedziało tym samym, więc podeszłą jeszcze bliżej pogłaskała go po dziobie i z gracją dosiadła.

    OdpowiedzUsuń
  138. Leżałam wciąż na śliskim lodzie. Teoretycznie leżałam na Jacku, który nawet nie próbował mnie z siebie zrzucić.
    Miałam kompletny mętlik w głowie, po pocałunku ze ślizgonem, który nie powinien mieć miejsca.
    Lubiłam Bizzere'a, świetnie mi się z nim rozmawiało i był doskonałym nauczycielem eliksirów, a ten incydent z pocałunkiem ..
    Pozostawało jednak faktem iż było to coś miłego, innego niż dotychczas znałam, lecz wiedziałam że nie mogę dopuścić do powtórki, nawet jeśli bardzo bym chciała.
    Postanowiłam więc nie zareagować i nie dać niczego po sobie poznać.
    - No, dalej Jack! wstajemy, Hogsmeade czeka - powiedziałam wesołym tonem głosu, obdarzając go sztucznym uśmiechem.
    Podparłam się na łokciach i wstałam, pomagając podnieść się Jackowi.
    Chłopak przez całą drogę milczał i rzucał mi ukradkowe spojrzenia.
    Zapewne wyczekiwał aż sama rozpocznę temat pocałunku, ale nie
    - wybacz Jack - pomyślałam. Ta rozmowa nie będzie mieć miejsca.
    Doszliśmy w końcu do Trzech Mioteł i zajęliśmy miejsce przy końcu baru, zamawiając uprzednio dwa duże kufle napoju.
    Milczenie Bizzere'a stawało się nie do zniesienia. Ten zawsze wesoły i pełen energii ślizgon, od naszego upadku zmienił się w diametralny sposób.
    - Merlinie .. - pomyślałam, popijając łyk kremowego piwa.
    - Okej Jack - zaczęłam, nie zważając na moje wcześniejsze przemyślenia.
    - Powiesz mi co cie gryzie? - spojrzałam wyczekującym wzrokiem na chłopaka, domagając się wyjaśnień.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  139. Ożywienie się Jacka trochę mnie uspokoiło.
    Odetchnęłam z ulgą i chwyciłam do ręki puchar z piwem.
    "Za ładna jesteś" - te słowa tłukły mi się w głowie i nie chciały z niej wyjść.
    Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz usłyszałam taki komplement z ust chłopaka.
    - Przecież się nie gniewam - powiedziałam kręcąc głową..
    - Tylko następnym razem uprzedź mnie co do twoich zamiarów, ok?
    - wypowiedziałam te słowa kompletnie nie świadomie, lecz nie było już czasu ich odwoływać.
    Na twarzy Bizzare'a zagościł szeroki uśmiech, na który mimowolnie odpowiedziałam tym samym.
    I jak mogłabym być na niego zła .. - pomyślałam.
    Propozycję ślizgona przyjęłam z entuzjazmem.
    Tak, nielegalne wymknięcie się w celu odkrycia tajemnicy to było to czego potrzebowałam. Dawka adrenaliny z pewnością zmusi mnie do porzucenia myśli o pocałunku i o słowach Jacka. Nic innego skutecznie nie odwróci mojej uwagi.
    Dopiliśmy napoje i tak jak zaplanowaliśmy, ruszyliśmy po cichu na tylne zaplecze Trzech Mioteł, znajdujące się na piętrze.
    - I co teraz, detektywie Bizzare? - zapytałam patrząc na niego wyczekująco.
    Chłopak zrobił krok do przodu i otworzył małe okienko, wychodzące na skraj wioski. Przerzucił nogi za framugę i zeskoczył, lądując na ziemi.
    - Złapiesz mnie znowu? - krzyknęłam, uśmiechając się zadziornie i biorąc przykład z towarzysza, przygotowałam się do skoku.

    ARIANA

    [ taak! odkrywanie tajemnic to coś co Ari lubi najbardziej xD ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jack zaintrygował Ari, która zastanawia się co dalej z tą tajemnicą? xD]

      Usuń
  140. -Chyba nie mam innego wyjścia -zaśmiała się uroczo i przerzuciła włosy na prawe ramię. Lekko zadrżała gdy wchodząc na Hardodzioba musnął ją dłonią. Siedział za nią, niebezpiecznie blisko, odwróciła powoli głowę w kierunku jego twarzy.
    -Nie chce, żeby było tak- szepnęła. Biorąc pod uwagę totalną romantyczność tego momentu, jej serce powinno skakać właśnie w stronę żołądka. Bo oto ona i on siedzieli razem na przepięknym Gryfie, w zimową, chłodną noc.
    -Znamy się jeden dzień, wiesz ? - zaśmiała się cichutko. - Jeszcze mamy mnóstwo czasu...na wszystko..-westchnęła, odwróciła głowę i delikatnie poklepała stworzenie po grzbiecie dają mu znak, że już czas by startował. Jego wspaniałe skrzydła rozłożyły się na szerokośc około 6 metrów i nagle wzbił się w powietrze z niewyobrażalną prędkością. Chloe rozłożyła ręce na wietrze i pozwoliła by kolejne prądy powietrzne targały jej włosy i całe ciało, pomimo przerażającego chłodu.

    OdpowiedzUsuń
  141. Zamyśliłam się na chwilę analizując dokładnie jego słowa.
    - Nic nie jest proste Jack - odezwałam się po chwili. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Brakowało mi słów.
    - Będę z tobą szczera - zaczęłam. - Mylisz się.
    Spojrzałam na niego wyłapując jego zdziwiony wzrok i kontynuowałam.
    - Cóż.. Prawda jest taka, że nie rozumiem jak można być kimś tak stukniętym, nienormalnym, zwariowanym, niereformowalnym, szurniętym i powalonym jak ty - na twarzy chłopaka pojawił się grymas - ale jednocześnie nie znam nikogo kto umie tak poprawiać czyjś humor. Jeżeli czujesz się dobrze z tym jaki jesteś to nie powinieneś przejmować się tym co mówią inni. I ja wiem, że może nie jestem właściwą osobą do mówienia tego typu 'mądrości' ale.. pieprz ich. Pieprz ich Jack. Są ludzie, które cię lubią i akceptują więc tego się trzymaj. Po co ci reszta? Większość z nich ostatni raz zobaczysz w dniu skończenia szkoły.Czy naprawdę warto przejmować się tym, że mają cię za idiotę? - zapadła cisza. Dałam chłopakowi chwilę by zastanowił się nad moimi słowami.
    - Bo widzisz - po chwili ciągnęłam dalej - jesteś metamorfomagiem. To zwykle są wariaci Taki się urodziłeś. Tego nie zmienisz - uśmiechnęłam się delikatnie. - I choć wiele razy marzyłam żeby poprzestawiać ci tę śliczną buźkę jakimś zaklęciem to wiem, że to nie miałoby większego sensu bo i tak szybko byś sobie z tym poradził. Tak już jest i tyle. - mrugnęłam do niego. - Więc olej ich.
    Przez moment każdy zajęty był własnymi myślami. Żadne z nas się nie poruszyło, a jedyne co było słychać wokół to nasze spokojne oddechy.
    - Nie warto przejmować się kimś kto nic dla ciebie nie znaczy - odezwałam się po chwili i wzruszyłam ramionami. - Więc olej ich - powtórzyłam z szerokim uśmiechem, potargałam mu włosy dłonią, po czym podniosłam się z ziemi i ruszyłam przed siebie. Po zrobieni kilku kroków odwróciłam się jeszcze do wciąż siedzącego chłopaka.
    - A i jeszcze jedno - odezwałam się. - Nie jesteś nikim Jack. Gdybyś był nie wkurzałbyś mnie tak bardzo. Nie zauważałabym nawet twojego istnienia - posłałam mu ostatni uśmiech i powędrowałam w stronę kwatery Ślizgonów.

    OdpowiedzUsuń
  142. Słuchała jego słów wpatrzona gdzieś w schody. Nie widziała jednak obecnego obrazu, a tą roześmianą Chan, która kompletnie nie pasuje do tej... Gdyby tak ktoś je porównał, uznałby je za dwie inne osoby. Z uśmiechem wyglądała zupełnie inaczej. A teraz jak? Zimna, jak lód nieczująca nic i opanowana do bólu blondynku urody Ślizgonki.
    Chantelle wyprostowała nogi i usiała bokiem do ściany. Patrzyła na wprost, a w końcu spuściła głowę spoglądając na swoje złączone ręce.
    - Nie wiem czy lubił bym cie tak jak teraz, gdybyś była inna.
    Gdybym była sobą. poprawiła go w myślach. Czym dłużej mówił, tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego kim się stała i kim była. Jaka wielka przepaść utworzyła się pomiędzy tymi dwoma charakterami.
    Czy Chan coś sprytnie ukrywała? Pod tą maską na jej twarzy, która nie wyrażała dokładnie nic? Tak. Wszystko. Każde uczucie, każde emocje.
    - Zeszłam z tobą do lochów - zaczęła pokazując pierwszy palec ze swej dłoni - zerwałam się z zajęć, a teraz siedzę i najnormalniej w świecie z tobą rozmawiam, czego nie robię praktycznie od początku roku szkolnego - przekręciła głowę w stronę Jack'a natrafiając na jego oczy - pomyśl.

    OdpowiedzUsuń
  143. - Jestem Jack - wyciągnął do mnie rękę i wyszczerzył zęby w cudownym uśmiechu. Cudownym...
    - C-carmen - odpowiedziałam zażenowana sytuacją, co potwierdzały wstępujące na twarz rumieńce. Dlaczego wpadłam akurat na niego!?
    - Jeszcze raz przepraszam - uśmiechnęłam się nieśmiało, otrzepując spódnicę. - Potłukłeś się? - zapytałam ze śmieszną dla innych domów obawą.

    OdpowiedzUsuń
  144. [ Zanim będę mogła kontynuować muszę wiedzieć jak bardzo mogę pogmatwać ten wątek? :D bo mam pewien pomysł, który wiąże się z 'ciemną stroną mocy' ale nie wiem, czy Ty i Jack chcecie się w to bawić (; ]

    OdpowiedzUsuń
  145. - Tęsknisz za tamtą sobą? Znaczy, żałujesz, że się zmieniłaś?
    - Jest wiele rzeczy, których żałuję - odpowiedziała zdawkowo dalej patrząc przed siebie. Najbardziej żałuję śmierci - dopowiedziała w myślach. Może i jej siostra była tą złą. Może i bawiła się czarną magią. I mimo tego, że torturowała jej rodziców, to wymierzyła jej zbyt srogą karę. Wystarczyła tylko jedna myśl, różdżka, a zielone światło wypełniło cały ogromny pokój jakiegoś opuszczonego budynku. Jaka pożyteczna, a zarazem znienawidzona była magia niewerbalna.
    - Dręczy mnie jeszcze jedno - wyszeptał Jack trochę jakby dla siebie, ale ona doskonale wszystko słyszała - To co powiedziałaś niedawno. Od dawna nie rozmawiałaś... Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - spojrzał na nią przyjaźnie, a ona prychnęła.
    - Nie martw się, na pewno się nie zakochałam - uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. Teraz jeszcze bardziej starała się kontrolować swoje reakcje. Zbyt bardzo zaczęła przypominać tą dawną Chan. - Ale nie wiem - odpowiedziała już zupełnie szczerze. - Zwykle w chwilach zagrożenia życia możesz przekonać się o tym, kto tak naprawdę zasługuje na czyjąś ufność.
    Chantelle zastanowiła się nad swoimi odpowiedziami. Mówiła zupełnie tak, jakby starała się ukryć tą prawdziwą, ale jednak dawała wskazówki, które mogły pomóc w dojściu do sedna sprawy. Trochę jakby bawiła się w grę pod tytułem Sprawdź, czy zgadniesz.
    - Rozumiem, że dziwi cię fakt, że można praktycznie z nikim nie rozmawiać. Ale jak widzisz - można.

    OdpowiedzUsuń
  146. Podniosłam ten list z podłogi i szybko przeanalizowałam jego zawartość. Otworzyłam szerzej oczy, a głos uwiązł mi w gardle.
    To.. To niemożliwe..
    Myśli zaczęły kotłować się w mojej głowie. Posunęli się tak daleko.. Nie miałam pewności, czy to na pewno byli oni ale wszystko na to wskazywało. Wiedziałam o ich wstępnych planach i wiedziałam, że to nieuniknione ale myślałam, że zaczekają aż Jack skończy szkołę. Nie podobało mi się to.
    Wiedziałam co to oznacza. Wiedziałam, że na tym się nie skończy.
    To wszystko skomplikuje..
    Westchnęłam cicho i zerknęłam na chłopaka. Siedział w fotelu w tej samej pozycji i patrzył tempo w przestrzeń. Machnięciem różdżki przywołałam butelkę Ognistej i szklankę, którą napełniłam do pełna.
    - Wypij - odezwałam się podając ją Jackowi. Chłopak podniósł na mnie swój nieprzytomny wzrok ale nie wykonał żadnego ruchu.
    - Wypij - powtórzyłam. - To ci dobrze zrobi.
    Wziął ode mnie naczynie i wypił całą jego zawartość za jednym razem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu zauważając, że większość obecnych tam osób zerka z ciekawość w naszą stronę. Wrzuciłam list w ogień wiedząc, że tak będzie dla niego lepiej, po czym chwyciłam jego dłoń.
    - Chodź - szepnęłam i wyprowadziłam na zewnątrz. Pokój Wspólny Slytherinu nie był dobrym miejscem na przechodzenie trudnych momentów i otrząsanie się z szoku. Przystanęłam na chwilę gdy znaleźliśmy się już na korytarzu, zastanawiając się gdzie iść. Doszłam do wniosku, że najlepszym miejscem jest Wieża Astronomiczna, w której kierunku, wciąż nie puszczając jego dłoni, ciągnęłam go po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  147. Jego dźwięczny śmiech rozniósł się echem po dolinie. Już dawno nie czuła się tak szczęśliwa, nie chodziło tylko o fakt, że leciała w przestworzach dotykając koniuszkami palców chłodnej wody. Czuła się niesamowicie bezpiecnzie, po prostu dobrze. Jego ręce na jej talii, jego ciepły oddech na jej szyij. Jej serce wysyłało do głowy miliony sprzecznych uczuć na minute. Czuła się cudownie. Wiedziała, że teraz póki jeszcze jej rozum jest przkonany o tych wszystkich pozywtywnych uczuciach, którymi go darzyła powinna mu wszystko powiedzieć. Odwróciła głowę i spojrzała w jego oczy. Po jej policzku spłynęło kilka dorodnych łez. Wszystko w jego twarzy było takie kochane i pełne dobra, a ona była morderczynią.
    -Jack, ja..ja muszę Ci coś powiedzieć..-załkała i wtuliła się w niego, nie bacząc na to, że znajdowali się wysoko nad ziemią.
    [Wybacz mi za Chloe, ale ona nigdy nie wie czego sama chce :C]

    OdpowiedzUsuń
  148. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę i puściłam jego dłoń. Otaczała nas cisza, przerywana tylko odgłosami dobiegającymi od czasu do czasu z Zakazanego Lasu.
    - Mugole mówią, że gdy umiera kochana osoba na niebie pojawia się gwiazda - odezwałam się cicho patrząc w ciemne niebo. - Dzięki temu co noc może być z bliskimi.
    Odwróciłam się w stronę Jacka obserwując jak podnosi mnie wzrok by spojrzeć mi w oczy. Po jego policzku spływała jedna, samotna łza. Poczułam ukłucie bólu w sercu, a moje ciało zalała fala współczucia. Zanim zdążyłam uświadomić sobie co robię, podeszłam do niego i zamknęłam w ciasnym uścisku.
    Raczej się tego nie spodziewał. Sama byłam zaskoczona swoim zachowaniem. Właśnie zrobiłam najbardziej pozytywną ludzką rzecz w całym swoim życiu. To było do mnie niepodobne.

    OdpowiedzUsuń
  149. [ Ohayo! A teraz tak po polsku- witam się. Dreptałam tutaj i drepatałam, aż w końcu dodreptałam z propozycją wątku, a może i potem powiązania ;) A więc, myślę że takiego flirciarza jak pana Bizzarre może zainteresować pewna osóbka, której całkiem niedawno udało się w pewien sposób uziemić oraz zmienić jednego z największych rozpustników Slytherinu,i to bez zaciągania go do łóżka, czy namolnego obściskiwania się po kątach, zwłaszcza, że zanim do tego doszło nikt nawet nie słyszał o kimś takim jak Carrie Hoffman. W sumie każdemu mogło wyrwać się to dziwne, zwłaszcza ze jakby przyjżeć sie tej krukonce, to za Chiny nie można znaleźć niczego szczególnego. Ot, taka zwykła dziewczyna, szara myszka. Może Jack chciałby przekonać sie na własnej skórze, dlaczego Carrie wzbudziła takie uczucia w jednym ze ślizgonów, zwłaszcza ze oni słynął z, że tak to ujmę,,niechęci do miłości" i tak dalej]

    Carrie Hoffman

    OdpowiedzUsuń
  150. Szliśmy szybkim krokiem przez ciemną alejkę, nie chcąc ani na chwilę spuścić mężczyzny z oka.
    - Jack! - krzyknęłam oddychając szybko
    - Jeśli ten facet okaże się tylko zwykłym, nudnym pracownikiem któregoś z tutejszych sklepów popamiętasz mnie ..
    Jakby na zawołanie mężczyzna rozejrzał się nerwowo przez ramię i wkroczył do jednego z małych obskurnych domków.
    - Spójrz! - pisnęłam cicho, wskazując głową na okno, znajdujące się troche poniżej wysokości drzwi.
    - To pewnie piwnica! - dodałam, a Jack odpowiedział mi skinieniem głowy.
    Nie paliło się w niej żadne światło,więc postanowiliśmy skorzystać z okazji i zakraść się do środka.
    Machnięciem różdżki otworzyliśmy okno,wchodząc i szukając w środku jakiegoś punktu zaczepienia.
    - Strasznie tu ciemno .. - oznajmiłam, bojąc się przewrócić i narobić niepotrzebnego hałasu, który mógłby sprowadzić na nas kłopoty.
    Bizzare chwycił mnie lekko za rękę i poprowadził w kąt piwnicy.
    - Dzięki - powiedziałam, patrząc Jackowi prosto w oczy.
    - O patrz! Idzie tu! - dodałam głosem kipiącym z emocji.
    Tajemniczy mężczyzna wrócił, a w rękach niósł pokaźny wór pełen niezidentyfikowanych rzeczy.
    Upewniliśmy się,że jesteśmy niewidoczni - wychyliłam głowę próbując uchwycić wzrokiem naszą ofiarę - i oboje wytężyliśmy słuch.
    Mężczyzna powoli zaczął kolejno wyciągać z worka duże, okrągłe przedmioty,a ja dopiero po chwili zrozumiałam czym one są.
    Nie wpadłabym na to, gdyby z czułością nie położył przedmiotów na kocu, zapalając różdżką stary kominek.
    - Musicie się ogrzać - powiedział mężczyzna sam do siebie
    - O taak .. zbije na was fortunę, moje smoczki.
    Spojrzałam na Jacka. Jego mina wyrażała równe zszokowanie jak moja.
    Gestem ręki dałam mu do zrozumienia, iż dopóki podejrzany jest w piwnicy, nie możemy zamienić ze sobą ani słowa.

    ARIANA

    [tak, też myślę,że coś się tu ciekawego wydarzy XD]

    OdpowiedzUsuń
  151. [ O może na jakiejś lekcji, niech będą to np. eliksiry ]

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  152. [ Ty zaczynaj :) Ja wyszłam z inicjatywą :P]

    OdpowiedzUsuń
  153. Nie wiedziałam co mogę zrobić by poprawić mu humor. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Widziałam wiele cierpienia i śmierci ale zawsze stałam po drugiej stronie.
    Odsunęłam się od niego delikatnie i starłam łzę z jego policzka.
    - Wiem, że teraz pewnie w to nie uwierzysz ale... wszystko się jakoś ułoży - szepnęłam uśmiechając się delikatnie.
    Chciałabym móc pójść z nim na pogrzeb jego matki żeby choć trochę go wesprzeć. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe.To byłby wyrok śmierci. Dla nas obojga.
    Ponownie chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam w geście pocieszenia jednocześnie zastanawiając się jak przywrócić uśmiech na jego usta.

    [ Jak uroczo się zrobiło, jejku :D ]

    OdpowiedzUsuń
  154. Spuściłam głowę w dół. Co miałam mu powiedzieć? Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Nie wiedziałam co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Nie wiedziałam nawet co będzie za 3 godziny. Nie byłam dla niego dobrym towarzystwem. Byłam dla niego zagrożeniem. On był zagrożeniem dla mnie.
    To wszystko jest takie pogmatwane.
    Westchnęłam cicho.
    - Nie jestem ci wstanie niczego zagwarantować Jack - szepnęłam ze smutkiem.
    Ponownie podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Zrozumiałam, że nie mogłam go zostawić. Nie teraz. Musiałam zaryzykować.
    - Ale postaram się.. Zostanę.

    OdpowiedzUsuń
  155. Jego dźwięczny śmiech rozniósł się echem po dolinie. Już dawno nie czuła się tak szczęśliwa, nie chodziło tylko o fakt, że leciała w przestworzach dotykając koniuszkami palców chłodnej wody. Czuła się niesamowicie bezpiecnzie, po prostu dobrze. Jego ręce na jej talii, jego ciepły oddech na jej szyij. Jej serce wysyłało do głowy miliony sprzecznych uczuć na minute. Czuła się cudownie. Wiedziała, że teraz póki jeszcze jej rozum jest przkonany o tych wszystkich pozywtywnych uczuciach, którymi go darzyła powinna mu wszystko powiedzieć. Odwróciła głowę i spojrzała w jego oczy. Po jej policzku spłynęło kilka dorodnych łez. Wszystko w jego twarzy było takie kochane i pełne dobra, a ona była morderczynią.
    -Jack, ja..ja muszę Ci coś powiedzieć..-załkała i wtuliła się w niego, nie bacząc na to, że znajdowali się wysoko nad ziemią.
    [Wybacz mi za Chloe, ale ona nigdy nie wie czego sama chce, więc musze to trochę pogmatwać :C]

    OdpowiedzUsuń
  156. Od razu postanowiłam wybić mu ten pomysł z głowy.
    - Niby jak mielibyśmy ukraść te wszystkie smocze jajka? Jack pomyśl przez chwilę - zaczęłam, kręcąc głową.
    - Przecież ten mężczyzna zorientowałby się i za wszelką cenę zaczął ich szukać. Zresztą chciałbyś robić z kilkoma smokami?
    Zaśmiałam się i spojrzałam na ślizgona.
    Siedzieliśmy jeszcze przez kwadrans, schowani za wielką stertą kartonów.
    Jack przez cały czas trzymał się blisko mnie, stykając się ze mną ramionami.
    Przez cały ten moment wyczekiwania, myślałam intensywnie o tym co zrobimy.
    Przez głowę przeszła mi jedna absurdalna myśl, którą podzieliłam się z Jackiem:
    - Słuchaj Bizzare - zagaiłam uśmiechając się do niego najładniej jak potrafiłam.
    - A może wzięlibyśmy chociaż jedno jajo ..
    Chłopak spojrzał na mnie pytająco, lecz niemal natychmiast w jego oczach zapaliły się iskierki - które oznaczały, iż był do czegoś entuzjastycznie nastawiony.
    - Trzymalibyśmy go w lochach .. albo z zakazanym lesie - kontynuowałam snucie swoich planów, zerkając co jakiś czas na podnieconego tą wizją Jacka.
    - Zawsze chciałam mieć smoka - wyznałam.
    Bizzare wskazał mi gestem drzwi, które zamknęły się w lekkim hukiem.
    Nasz podejrzany przemytnik smoków właśnie wyszedł, dając nam tym samym jedyną okazję do działania.
    - Dalej Jack! biegnij po jajo i uciekamy stąd! - wyszeptałam mu do ucha i zachęcająco pocałowałam go w lewy policzek.

    ARIANA

    [nooo, się dzieje! xD]

    OdpowiedzUsuń
  157. Carrie westchnęła cicho, wpatrując się przez chwilę w drzwi do Sali od eliksirów. Nie miała ochoty na kolejną lekcję, co w jej przypadku zdarzało się naprawdę rzadko. Poniekąd była to wina zmęczenia doskwierającego jej już od kilku dni oraz domu, z jakim miała mieć dzisiaj elisiry. Bądź co bądź zajęcia ze ślizgonkami nie należały do tych najfajniejszych.
    Panna Hoffman zawsze była tolerancyjna, wyrozumiała, cierpliwa…ale przy niektórych pacanach z domu węża miała ochotę zacząć rzucać na wszystkie strony zaklęciami niewybaczalnymi, zaczynając od szanownego pana Malfoya, a kończąc na jednym z najinteligentniejszych ślizgonów, Blacku. Nikt nie potrafił wzbudzić w niej takiej frustracji jak te pyszałki. NIKT. To było straszne.
    Szła powoli, przemierzając klasę w poszukiwaniu jakiegoś miejsc z dala od tych wywłok, gdy nagle wpadła na kogoś. Ot tak, po prostu. Uniosła głowę trochę wyżej, bąknęła coś na przeprosiny i usiadła a w najbliższej ławce. Dopiero gdy usłyszała czyjś głos tuż obok siebie odwróciła się mierząc badawczym wzrokiem pewnego ślizgona, który uśmiechał się w je stronę. Westchnęła cicho, wskazując mu miejsce.
    - Carrie- powiedziała wbijając wzrok w tablicę.
    Jakoś nie uśmiechało się jej siedzenie z tym oto jegomościem, no ale jak się przedstawił, to i ona powinna. Na żadną więcej poufałość nie mogła się zdać, nawet jeśli jego uśmiech byłzaraźliwy, i po chwili kąciki jej ust uniosły się nieznacznie od góry.

    [Nie, nie jest ok. Wybacz mojej Carrie tą gburowatość. Ot, traktuje wszystkich zbyt stereotypowo. To chyba jedna z jej wad]

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  158. Jego dotyk działał na nią kojąco. Tak jakby każda komórka jej ciała była szczęśliwsza tylko dzięki niemu. Na chwilę poluzowała swój uścisk i wlepiła w niego wzrok. Jego spojrzenie, jego oddech i usta układające się w sposób wyrażający troskę i całkowite zrouzmienie.
    -Jack...ja...-szepnęła przez łzy i znów delikatnie musnęła jego usta wargami. Bała się. Cholernie bała się, że ją odepchnie, odrzuci. Wiedziała, że nie zniesie tego, że jego reakcja wpłynie na to czy cokolwiek mu powie. Nie odwrócił się, a ona nie wyczuwała w nim żadnej wrogości. Mocniej przycisnęła wargi do jego słodkich ust. Wiedziała, że nigdy nie czuła niczego podobnego.

    OdpowiedzUsuń
  159. Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc jego słowa.
    - Może wynagradzam ci te sześć lat nienawiści? -bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
    Nie byłam pewna dlaczego to robię. Dlaczego tu siedzę? Co się zmieniło?
    Westchnęłam cicho odganiając kłębiące się w głowie pytania. Nie chciałam się teraz nad tym zastanawiać. Bałam się tylko, że wcześniej czy później to i tak mnie dopadnie. Rozejrzałam się wokół i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak piękna była ta noc. Księżyc, który zbliżał się do pełni i miliony migoczących gwiazd oświetlały okolicę. Wiatr rozwiewał moje włosy wywołując na mojej twarzy uśmiech tak jak wspomnienia, które właśnie wypełniły moje myśli.
    - Jack? - zaczęłam niepewnie jakbym bała się, że mu w czymś przeszkadzam - Pamiętasz jak się poznaliśmy?

    OdpowiedzUsuń
  160. Wyszliśmy po cichu z budynku i puściliśmy się biegiem, opuszczając wioskę.
    Schowałam wielkie, błękitne smocze jajo pod kurtkę, przytrzymując je jedną ręką.
    Zatrzymaliśmy się dopiero na samym skraju wioski - stąd zostało nam już jedynie kilkanaście metrów drogi do Zakazanego Lasu - i próbowaliśmy wyrównać oddech po szybkim biegu.
    Wolnym krokiem doszliśmy do lasu. Ostrożnie wyjęłam jajko, kładąc je delikatnie na ziemi i wpatrując się w nie z nieskrywanym uwielbieniem.
    - Dziękuje Jack! - krzyknęłam, zarzucając mu ręce na szyje i przytulając go z całej siły.
    Ślizgon uśmiechnął się, patrząc ile radości może sprawić dziewczynie jedno smocze jajo.
    - Okej, teraz przeniesiemy je do mojej sypialni i ustalimy wartę. Trzeba go pilnować dopóki się nie wylęgnie.
    Jack jak zwykle przyjął moją propozycję z entuzjazmem i zgodził się pilnować ze mną smoka.
    Sprzeczaliśmy się przez całą drogę do zamku, próbując nadać mu jakieś imię. Doszliśmy w końcu do kompromisu, nazywając go Salazar.
    - Idealnie do niego pasuje, prawda Jack? - odezwałam się, przechodząc przez długi korytarz lochów.
    Weszliśmy ostrożnie do pustej sypialni. Od razu położyłam Salazara na łóżku, przykrywając go grubym kocem i spojrzałam na Bizzare'a, odzywając się cichym głosem:
    - Dzisiaj ja go popilnuje a ty leć do biblioteki.
    Uniosłam brew na pytające spojrzenie chłopaka.
    - Jack ... przecież musimy dowiedzieć się jaka to rasa prawda? I przygotować się do wyklucia - dodałam czule, zamykając drzwi za Jackiem.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  161. Jeden oddech, dwa trzy i bez skutku bo chłopak gadał, gadał i znowu gadał, tak bez końca! Jej nieudolne próby skupienia się na lekcji cały czas na nowo legły w gruzach, za każdym razem gdy ślizgon otwierał swoje usta. W końcu nie wytrzymała. Posłała chłopakowi mordercze spojrzenie, jednocześnie rozkładając ręce w geście kapitulacji.
    - Dobrze, rozmawiajmy- powiedziała, może nazbyt głośno, bo kilka par oczu nagle zwróciło się w jej stronę.
    Zaczerwieniła się lekko jednak nie dała po sobie poznać lekkiego zdenerwowania, które nagle ogarnęło jej ciało.
    - Widzisz, odezwałam się- szepnęła, zakrywając dłońmi twarzy- I zaraz wywalą mnie z eliksirów za gadanie z tobą.
    Odrywając jedną dłoń chwyciła książkę, automatycznie otwierając na stronie z eliksirem, który w najbliższym czasie mieli warzyć.
    - Jestem krukonką- odparła spokojnie- to chyba jasne, i wchodzi w jakiś stereotyp, że znam się na przedmiotach i ogólnie nauce. A odpowiadając na twoje pytanie, owszem znam się na eliksirach i ten warzyłam już nie raz.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  162. Czuła się tak bardzo bezpiecznie w jego ramionach. Wiedziała, że gdy wyzna mu prawdę wszystko się zmieni. Ale wiedziała, że to najlepsze miejsce by to zrobić, tu nie będzie mógł uciec, odrzucić ją, zamilknąć i zniknąć. Tu będzie musiał patrzeć prosto w jej oczy i mówić prawdę.
    -Jack...-westchnęła. - Ja...-zawahała się. - Zrobiłam coś...strasznego. -szepnęła a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. -Ja jestem odpowiedzialna za czyjąś śmierć...-jęknęła, była to prostsza prawda, odwróciła wzrok i szepnęła. - Ja naprawdę zabiłam człowieka..- nie była w stanie znów na niego spojrzeć, czekała na reakcje, tracąc resztki świadomości.

    OdpowiedzUsuń
  163. Wykrzywiłam usta w szerokim uśmiechu. Pamiętałam ten dzień. Aż za dobrze.
    - Cóż, kojarzyłam cię już od początku bo ciężko było cię nie zauważyć - spojrzałam na niego wymownie. - Zawsze miałam cie za wariata, który nigdy nie będzie prawdziwym Ślizgonem. Nie lubiłam cie. - kontynuowałam skupiając na sobie uwagę Jacka. - Jednak pierwszy raz mieliśmy okazje 'porozmawiać' w dniu naborów do drużyny. Ubiegałam się o tę samą pozycję, pamiętasz?
    Chłopak zamyślił się jakby próbował przypomnieć sobie tamten dzień.
    - Startowałeś pierwszy i poszło ci świetnie -ciągnęłam dalej chcąc odciągnąć jego myśli od tego o czym się dziś dowiedział. - Kiedy przyszła kolej na mnie ty, na dole, bawiłeś się w te twoje przemiany rozbawiając jakieś Krukonki. Szło mi rewelacyjnie dopóki nie spojrzałam na ciebie. Rozproszyłam się dosłownie na dwie sekundy i prawie spadłam z miotły. To przesądziło o mojej przemianie i jednocześnie dolało oliwy do ognia mojej nienawiści - skończyłam opowiadać i rzuciłam chłopakowi przyjazny uśmiech, zupełnie niepasujący do całej historii.

    OdpowiedzUsuń
  164. - Cóż, te zaczepki przyniosły raczej odwrotny skutek - zaśmiałam się szczerze i spojrzałam na niego rozbawiona.
    Uśmiechał się delikatnie ale nie tak jak zwykle. To nie był jego uśmiech. Widząc to ponownie zakuło mnie coś w okolicach serca. Tak bardzo chciałam mu pomóc.
    - Ja też przepraszam Jack - spoważniałam nagle patrząc mu ze smutkiem w oczy. - Też nie byłam najmilszą osobą - dodałam ze smutnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  165. To pytanie uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Nie znałam na nie odpowiedzi ale chyba nie chciałam jej poznać. Może to przez rodzącą się do chłopaka sympatię? Może chęć rekompensaty tych lat nienawiści? Może wreszcie poczucie winy spowodowane świadomością, że śmierć jego matki mogła nadejść z rąk kogoś kogo dobrze znam. Może nawet mojego ojca.
    - Nie mam pojęcia Jack - odezwałam się patrząc w przestrzeń. - Nie mam pojęcia - powtórzyłam szepcząc i oparłam głowę o jego ramię.
    Pozytywne uczucia, które budziły się we mnie względem chłopaka zaczynały mnie martwić coraz bardziej. Były niebezpieczne ale nie potrafiłam ich zatrzymać.
    - Czemu zawsze tak bardzo zależało ci na mojej sympatii? - odpiłam piłeczkę. - Dlaczego nie odpuściłeś?

    OdpowiedzUsuń
  166. Zacisnęłam mocno powieki słysząc jego słowa. Tak bardzo się mylił. Gdyby tylko znał prawdę.. Gdyby wiedział co mu grozi..Gdyby wiedział ile ryzykuje siedząc ze mną tutaj.. Chciałabym móc być tym kim chciał żebym była. Niestety to było niemożliwe. Kości zostały rzucone. Stałam już po drugiej stronie.
    Westchnęłam cicho i podniosłam głowę zerkając na niego z boku.
    - Nie jestem dobrym materiałem na przyjaciółkę Jack - powiedziałam z powagą patrząc mu prosto w oczy.
    Nie dla ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  167. Dziewczyna prychnęła, jednak pomimo wszystkiego się uśmiechnęła. No cóż to pewnie była jego firmowa zagrywka, takie rozweselenia dziewczyn, co jednak wcale nie zmieniło jej nieufności do ślizgona, który pomimo swojego uroku osobistego, nadal budził w niej mieszane uczucia.
    - Jedyne co powinieneś wiedzieć o mnie ważnego- odwróciła się w jego stronę, grożąc mu chochlą- To fakt, że nie lubię marnować czasu, a i potrafię posługiwać się różdżką. Zapytaj kolegów z domu, a w szczególności tego, który w tamtym tygodniu miał różową ospę- dodała.
    Sięgnęła po książkę, udając, ze czyta.
    - Mam kota- powiedziała po chwili, tak od niechcenia, aby miał chłopak satysfakcję, że udało mu się ją zmusić do mówienia- Nazywa się Gaston i nie lubi chłopców. Wszystkich drapie a nawet gryzie- uśmiechnęła się pod nosem- teraz możemy porozmawiać o czymś innym.

    OdpowiedzUsuń
  168. Uśmiechnęłam się delikatnie. Żył w takiej błogiej niewiedzy. Nie chciałam tego niszczyć. Chciałam trzymać go od tego z daleka tak długo, jak to było możliwe. On nie był niczemu winien.
    - Nie w tym rzecz Jack - odezwałam się z bladym uśmiechem i schowałam jego rozedrgane dłonie w swoje chcąc go trochę uspokoić. - To dużo bardziej skomplikowanie - dodałam szeptem i ponownie oparłam głowę na jego ramieniu.

    OdpowiedzUsuń
  169. - Ja też cię chyba naprawdę lubię Jack - szepnęłam ale nie byłam pewna czy to usłyszał.
    Powinien trzymać się ode mnie z daleka. Tak byłoby dla niego lepiej. Dlaczego nie potrafił tego zrozumieć? Jego upór.. Nagle dotarło do mnie, że jest jeszcze jedna przeszkoda. Nie Jack. Nie moje otoczenie. Nie moja przeszłość, teraźniejszość czy przyszłość. Tą przeszkodą byłam ja. Jack jako jedyny potrafił dostrzec we mnie resztki dobra. Wzbudzał we mnie uczucia, których nie znałam wcześniej. To właśnie było przeszkodą. Moje uczucia.
    - Ale mimo to, ta przyjaźń jest niemożliwa. Jestem dla ciebie zagrożeniem. - odezwałam się ponownie podnosząc na niego wzrok. Wiedziałam, że tego nie zrozumie ale miałam nadzieję, że nie będzie się dopytywał. - Poza tym widzisz we mnie coś czego nie widzą inni i to sprawia, że ja z czasem mogłabym zacząć... - powstrzymałam się i pokręciłam głową w roztargnieniu - nie ważne - zakończyłam z nieco sztucznym uśmiechem i by uniknąć jego wzroku spojrzałam w niebo.

    OdpowiedzUsuń
  170. Wstałam i odeszłam kilka kroków w tył. Westchnęłam głęboko zastanawiając się czy powiedzieć prawdę. Chyba najwyższy czas.
    - Mógłbyś zginąć Jack - odezwałam się cicho. - Oboje moglibyśmy zginąć.
    Po moim policzku potoczyła się łza. Co się ze mną dział? Ja nie płakałam. Nigdy.
    - Poza tym - przełknęłam głośno ślinę razem ze swoją dumą i postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę z nadzieją, że od tej chwili będzie łatwiej. - Przez to, że na przekór wszystkiemu wciąż widzisz we mnie coś więcej, sprawiasz, że budzą się we mnie uczucia i emocje, kompletnie mi nieznane. To niebezpiecznie.. z wielu powodów Jack.

    OdpowiedzUsuń
  171. Rzuciłam mu się w ramiona i wtuliłam się w niego w desperackim geście. Czułam się taka słaba i bezbronna. Tak bardzo się o niego bałam. Tak bardzo nie chciałam żeby coś u się stało.
    Dlaczego to wszystko było takie trudne? Pierwszy raz w życiu żałowałam drogi, którą wybrałam.
    - Jack - odezwałam się wciąż chowając twarz w jego ramionach - ja będę musiała odejść. To nieuniknione. Wcześniej czy później będę musiała to zrobić. Nie chcę cię narażać.
    Wiedziałam jednak, że zabrnęłam za daleko. Już dla mnie za późno.

    OdpowiedzUsuń
  172. Odsunęłam się od niego a w oczach stanęły mi łzy. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Nikt nigdy nie powiedział, że byłby w stanie za mnie zginąć. To było coś niesamowitego.
    - Nawet tak nie mów Jack! - powiedziałam trochę zbyt ostro. - Nie pozwolę ci zginąć. Ja już raz zapłaciłam za naszą znajomość - zerknęłam ukradkiem na swoją nogę, gdzie ukryta pod nogawką, wciąż widniała spora rana. - Nie dopuszczę do tego by kolejną ceną było twoje życie. Poza tym - dodałam znacznie ciszej - póki jestem z tobą, ja też nie jestem bezpieczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Po każdej odpowiedzi, w moim pokoju słychać głośnie 'awwwwwwwwwwww' :D ]

      Usuń
  173. - Dlaczego? Bo dokonałam pewnych wyborów Jack - uśmiechnęłam się blado -podjęłam decyzje,których nie cofnę. Nigdy ich nie żałowałam. Zawsze wiedziałam, że wybrałam coś co jest wprost dla mnie stworzone.. Dopiero teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu.. zastanawiam się czy na pewno zrobiłam dobrze.
    Usiadłam pod ścianą i wyciągnęłam rękę prosząc go tym by do mnie dołączył.
    Podwinęłam nogawkę. Wcześniej nie planowałam mu tego pokazywać ale doszłam do wniosku, że powinien wiedzieć, że to nic poważnego ale jednoczenie, że to nie są żarty tylko realne zagrożenie.
    - To nic takiego - odezwałam się spokojnym głosem, widząc jego spojrzenie. - To było ostrzeżenie - dodałam ciszej.

    OdpowiedzUsuń
  174. - Nie masz pojęcia jak trudno może być - posłałam mu blady uśmiech.
    Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. Miałam poprawić mu humor, a nie bardziej dołować. Westchnęłam cicho.
    - Ale na razie się tym nie przejmuj - powiedziałam stanowczo. - Na razie zostanę. Będę przy tobie dopóki wszystkiego sobie nie poukładasz - kontynuowałam mówiąc o tym, czego się dziś dowiedział.
    Splotłam jego palce z moimi i zamilkłam na chwilę myśląc nad tym jak to będzie później wyglądać.
    - A później - odezwałam się po chwili. - Cóż, wygląda na to, że wszystko będzie musiało wrócić do 'normy'...Więc przygotuj się na kolejną falę złośliwości z mojej strony - zakończyłam i uśmiechnęłam się pocieszająco.
    Nie wiedziałam jak to będzie po tym wszystkim wyglądać ale to było lepsze niż konieczność całkowitej ignorancji względem siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Ech, mam dokładnie to samo! D: aż mnie ciekawość zżera żeby dowiedzieć się co tym razem zrobi i powie Jack.. ]

      Usuń
  175. Carrie skrzywiła się lekko na wieść o latających stworzeniach. Niestety latanie wywoływały u niej zdecydowanie negatywne uczucia. Nie lubiła wszystkiego co kojarzy się z unoszeniem stóp od ziemi. Tak po prostu. Jedni nie lubią truskawek a ona wysokości.
    - Nie lubię zwierząt, które latają, nawet jeśli są słodkie.
    Słuchała go dalej, na złość sobie analizując każda wypowiedzianą przez niego sylabę, przez co jej suta co chwila otwierały się coraz szerzej.
    - Tak lubię ONMS- odpowiedziała spokojnie, nie wystawiając nosa z nad książki- uczęszczam od trzeciej klasy, i nie ze względu na Hagrida, chociaż muszę przyznać że ostatnimi czasy bardzo go polubiła. Jak na olbrzyma jest wręcz przeuroczy.
    Ile można rozmawiać? Owszem kobiety jeszcze mogą w końcu sztukę konwersacji mają w genach le znaleźć gadającego mężczyznę…koniec świata nadchodzi.
    - Zawsze tak dużo gadasz?- spytała się kierując w jego stronę pytające spojrzenie.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  176. -W tym problem Jack...-szepnęła. - Nie wiem czy żałuje..-odsunęła się od niego o kilka cali. Hardodziób własnie miękko lądował na podłożu. "Teraz odejdzie" - zabrzmiało w jej głowie niczym grzmot. Zsunęła się z grzbietu gryfa i powoli odsuwała się od chłopaka z wciąż pochyloną głową. Nie była w stanie na niego spojrzeć. Nie teraz kiedy wiedziała, że powiedziała za dużo.
    - Zostaw mnie..-jęknęła, a po jej polikach zaczęły spływać gęste łzy.
    -Tylko błagam..Jack..-syknęła zrozpaczona przygryzając dolną wargę. -Nikomu nie mów. Teraz już nie mogła się powstrzymać. Cofając się coraz bardziej w głąb lasu szlochała zaciskając z bólu ręce na swoim brzuchu. Nie miała pojęcia co robić, jak uciec.

    OdpowiedzUsuń
  177. [To ja wyrażę chęć kontynuowania wątku balowego! Bo wysłałam ich do McGonagall, która chyba zadowolona z "wodnej armii" nie była :)]

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  178. [Ja też się pogubiłam, pod kartami będzie wygodniej :)]

    Uśmiechnęła się delikatnie do Jacka.
    - Wiem - powiedziała - ale to moja pierwsza wizyta w gabinecie McGonagall i mam nadzieję, że nasza droga pani profesor mnie nie zawiedzie.
    Musiała przyznać, że perspektywa odwiedzenia nauczycielki jej nie pociągała, ale za późno było już na cokolwiek - co sie stało, to się nie odstanie.
    - Ciekawe jaka kara nas czeka - powiedziała do samej siebie, ale trochę zbyt głośno, bo profesor McGonagall spojrzała na nią ostro.
    - Myślę, że panu Filtchowi przyda się pomoc przy polerowaniu pucharów i odznak w komnacie pamięci. Co do reszty, omówimy to w gabinecie.
    Elsa wzdrygnęła się nieznacznie. Nie lubiła Filtcha, ale nie znała w zamku osoby, która by woźnego choćby tolerowała. Czyli zapowiada sie ciekawy dzień, pomyślała ze smutkiem i weszła za nauczycielką do jej gabinetu.

    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  179. [No, minął ponad tydzień i czuję się, delikatnie mówiąc, przez Ciebie olana.]

    OdpowiedzUsuń
  180. Rozejrzałam się a widok, który ujrzałam zaparł mi dech w piersiach. Gdy poczułam wiatr na twarzy i we włosach,moje usta od razu wygięły się w uśmiechu.Uwielbiałam to uczucie. Westchnęłam cicho z zachwytu i przysunęłam się do Jacka przyjmując podobną pozycję.
    - Pięknie! - szepnęłam tylko, gdyż nie było stać mnie na nic więcej.
    Między nami zapadła cisza. Jednak był to rdzaj tej dobrej ciszy. Tej, która łączyła zamiast dzielić. Oboje wewnątrz siebie kontemplowaliśmy nad wspaniałością tej chwili bojąc się chyba, że słowa mogłyby ją zepsuć.
    - To gdzie mnie pan teraz zabierze, Panie Bizarre? - rzuciłam zaczepnie po kilku minutach z zawadiackim uśmieszkiem. - Jaki jest kolejny cel podróży?

    [ Znowu przepraszam, za te krótkie odpowiedzi... staram się pisać dłuższe ale mi jakoś nie wychodzi...
    Blow <3 wieki tego nie widziałam! ja od dawna zbieram się żeby znowu obejrzeć Cry-Baby albo Arizona Dream. Uwielbiam Johnny'ego zwłaszcza w tym pierwszym.
    Btw. słyszałam dziś w radiu 'Hero' Iglesiasa i tak mi się z Jackiem i Kate skojarzyło :D]

    OdpowiedzUsuń
  181. To było czyste szaleństwo. Chodziliśmy po dachach, a on traktował to jak najzwyklejszy w życiu spacer. W głowie mi się to nie mieściło. Zapewne byłoby to dużo łatwiejsze gdybym umiała zamienić się w kota jak McWiecznieSztywna.
    - Jeżeli zginę - pogroziłam mu palcem - to przysięgam, że będę cię nawiedzać jako duch, to ostatnich dni twego marnego żywota - rzuciłam z szerokim uśmiechem, co nieco psuło powagę moich słów.
    Przyglądałam mu się przez chwilę. Był naprawdę niezwykły. Jego oczy nabrały teraz uroczego blasku jakby chłonęły każdą sekundę tej przygody, a usta miał cały czas wykrzywione w ogromnym, szczerym uśmiechu. Był w swoim żywiole. Przyjemnie było widzieć go w takiej ekscytacji. Miałam nadzieję, że choć na chwilę zapomniał o wydarzeniach dzisiejszego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  182. Łamanie szkolnego regulaminu zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność. Jednak łamanie szkolnego regulaminu z Jackiem to była zupełnie inna historia. Jego niekonwencjonalne, żeby nie powiedzieć szalone, pomysły przenosiły to na inny poziom. Cały czas zastanawiałam się co on jeszcze ten nocy wymyśli. Cóż, cokolwiek by to było, wiedziałam, że na pewno nie będę się nudzić. Musiałam przyznać, że bawiłam się bardzo dobrze i świetnie czułam się w jego towarzystwie. Przy nim wszystko wydawało się takie łatwe, naturalne.
    Kiedy pociągnął mnie przed Pokój Życzeń poczułam zalewającą mnie ekscytację. Przekraczając próg spodziewałam się wszystkiego jednak pomimo tego, to co zobaczyłam ścięło mnie z nóg.
    Zaniemówiłam z wrażenia.
    - Wow, Jack - odezwałam się gdy udało mi się otrząsnąć z pierwszego szoku. - Przeszedłeś samego siebie - dodałam z uznaniem podziwiając to co stworzył jego umysł,

    [Wybacz, że nie opisałam tego co tam zastali ale ciężko mi sobie nawet wyobrazić co Jack zdolny jest wymyślić xD Nie chciałam żeby moja wyobraźnia go ograniczała.
    Mam dokładnie to samo! Chociaż coraz bardziej mnie korci żeby namieszać :3]

    OdpowiedzUsuń
  183. [ Miałam dziwne przeczucie, że pójdziesz w tym kierunku :D Słodycze podobają mi się chyba najbardziej! :D Cóż rzeczywiście dla Kate to mogłaby być lekka przesada (; ale hej! co powiesz na krainę z Charliego i fabryki? Wszystko przepiękne i jadalne. No i można to trochę połączyć. Np trampoliny z gumy do żucia i liny do bujania z żelek. Taki trochę Deppowski klimacik :D ]

    OdpowiedzUsuń
  184. [Wyszło świetnie! ale odpiszę jutro bo ja też niestety muszę rano walczyć z budzikiem (; ]

    OdpowiedzUsuń
  185. Zaśmiała sie cicho, słysząc potok słów wypływających z jego ust. Był taki zabawny.
    - Zawsze możesz kogoś poprosić o zaklęcie ciszy albo coś w ten deseń- powiedziala i w tej chwili lekcja się skończyła.
    Kompletnie zapominając o swoim rozmówcy dziewczyna znów włożyła maskę obojętności i w kompletnej ciszy zaczęła zbierając swoje rzeczy. Kiedy wszystko wylądowało w podręcznej torbie, zwróciła twarz w stroje chłopaka, w tej chwili znowu tylko kolejnego ślizgona.
    - Do zobaczenia- mruknęła na pożegnanie po czym wyszła z sali prawie os razu kierując sie w strona wielkiej sali, gdzie miała odbyć sie kolejna lekcja.
    Omijając tłumy uczniów, ciągle szła i szła i szła, aż stanęła przypominając sobie o zostawionej w klasie bluzie. Zdusiła przekleństwo cisnące sie jej na język, po czym odwróciła sie na pięcie, wracając do lochów.

    OdpowiedzUsuń
  186. Spojrzała na niego czując ulge i ogromną fale strachu. Ścisnęła jego dłoń i splotła ich palce. Powoli o ostrożnie przysunęła się i przez chwilę po prostu stała wpatrzona w jego oczy, czując jak po policzkach spływają jej łzy. Pomimo tego jej wzrok był bardzo pewny i zachłanny. Przysunęła się jeszcze bliżej, sama nie wiedząc czego oczekuje i czego oczekiwać może. Po prostu stała czekając na jakąś reakcje.

    OdpowiedzUsuń
  187. - Wszystkiego może i nie ale.. - uśmiechnęłam się niewinnie i ugryzłam słodkie 'jabłko'.
    Jack co chwilę rzucał pożądliwe spojrzenie w kierunku żelkowych lin i gum do żucia, wyraźnie nie mogąc się doczekać aż z nich skorzysta.
    - No leć! - rzuciłam wyraźnie rozbawiona. - Ja się tu trochę rozejrzę.
    I tak, podczas gdy Jack korzystał z tego co sam wykreował, ja postanowiłam podziwiać wytwory jego wyobraźni. Musiałam przyznać, że wszystko było nie tylko niezwykłe, ale i piękne. Było jak połączenie tego co obaj lubiliśmy. No i na dodatek było jadalne. Biorąc pod uwagę intensywność dzisiejszego dnia, to zdecydowanie był ogromny plus. Mijałam kolejne drzewa, kamienie, pnącza, nie mogąc wyjść z podziwu. Wszystko wyglądało jak z bajki. Zerknęłam w stronę Jacka i widząc go tak wesołego i roześmianego, zrobiło mi się cieplej na sercu. To był Jack, którego znałam. Westchnęłam cicho z uśmiechem i zerwałam kwiatka, który 'najzwyczajniej' w świecie był lizakiem.
    Cały czas zastanawiałam się jak wpadł na coś tak niesamowitego.
    Nagle w oczy rzuciło mi się drzewo przypominającą wierzbę płaczącą, której gałęzie spadały do czekoladowej rzeczki, a owoce wyglądały strasznie apetycznie. Wspięłam się na palce wyciągając ręce, próbując dosięgnąć jednego ale nagle straciłam równowagę. Gdy już byłam mentalnie pogodzona z czekoladową kąpielą, poczułam dłonie na mojej talii.

    [Strasznie mocno Cię przepraszam, że tak późno. Niestety nie udało mi się wrzucić rano, a później miałam całkowicie zawalony dzień. Jeszcze raz, wybacz. ]

    OdpowiedzUsuń