2 września 2013

I always hear "punch me in the face" when you're speaking, but it's usually subtext


 Hamish John Cox
mugolak?/włos jednorożca, 11 cali, cyprys/nie lubimy mioteł/ Pan-Nie-Ma-Mnie/ książki zamiast przyjaciół?/ kochamy konie, pegazami nie pogardzimy /zawsze wiedzieliśmy, że umiemy czarować/ Londyn, Londyn, Londyn! / śmierć śmierciożercom/ codziennie coś słodkiego/ nie lubimy swojego pierwszego imienia/ Hamish umarł, niech żyje John/ V rok Hufflepuff/ kot imieniem Elf/ bogina nie znamy/ patronus chwilowo mgiełką - uczymy się/ Opieka nad magicznymi stworzeniami / transmutacja/ obrona przed czarną magią/ lizus

 Czasem mam wrażenie że zapomniałem, że już nie boli... I kiedy trwa to za długo, wracają wspomnienia a ból jest po stokroć silniejszy
Siedzi wciśnięty w kąt z książką w ręce. Znasz go, kto by nie słyszał o szalonych śledztwach tego dziwnego Puchona? Wszyscy używają słowa "ekscentryk". Jednak są tacy, co gorliwie temu zaprzeczą. Może i to niewielka grupka tych, którzy są z nim najbliżej, ale to oni mają świeże spojrzenie na tego chłopaka. Czasem da się słyszeć, że nazywają go "Sherlockiem". W sumie to naturalne przyrównywać hogwardzkiego detektywa do jego autorytetu i wzorca. Raz jeszcze mógłbyś przyjrzeć mu się uważniej, to ci dużo da. Jego blond czupryna jest jak zawsze nieułożona, ale ty dobrze wiesz, że to nie od pędu wiatru na miotle. On ma lęk wysokości i na tym kawałku drewna siedział tylko raz. Potem cała szkoła mówiła o pierwszoroczniaku, który wpadł na nauczycielkę łamiąc siebie i ją przy okazji. Koło niego leży torba, cuchnie od niej mięsem. Prawdopodobnie znów dokarmiał testrale. To nie tajemnica, że uwielbia wszystkie konie. Wszak rozpowiada o tym komu tylko może. Na jego nogach wyleguje się czarny kotek, uroczy psotnik, którego kiedyś o mało nie zdepnąłeś. Nie myślisz o kocie, co? Myślisz o tym skromnym bohaterze, który wypiera się wszystkich swoich ważnych cech na rzecz nieśmiałości i strachu, wymyślonego rzecz jasna. Nie zdołasz go rozgryźć. Jeszcze nikomu się nie udało. Wiedz jedno. Wbrew wszystkiemu, co mówi jest odważny. Co innego, że nieśmiały. To nie jeden ze stereotypowych Puchonów. On przywali ci w nos jeśli spróbujesz go wykorzystać. Chyba mnie nie słuchasz. Intrygują cię jego oczy? Mają niesamowity odcień błękitu, który potrafi przedrzeć się do najskrytszych kawałków duszy i nie tylko. Zna cię lepiej niż myślisz. Bo po prostu spojrzał. Widzę jak rozpiera cię pewność, że i ty go znasz. Skoro tak, to podejdź i zagadaj. Nie? Jesteś taki jak wszyscy, nie zaryzykujesz....

KOLIGACJE
LUSTRO


Dla odwaznych - karta w pelnej krasie
________________________________________________________
Hej! To znowu ja! Jeśli ktoś nie kojarzy, to prowadzę jeszcze pozytywniejszego pana -> Jack Bizarre
Tym razem postać bardziej podobna z charakteru do tej, co siedzi przed monitorem ;)
Chętna na wszelkie wątki. Szukam dla Johnny'ego najlepszego przyjaciela.
Karta zmieniona, chłopiec ten sam. Cały do kochania.
 Uznałam, że jak na początek zarzucam Was zbyt wieloma informacjami.
Więc teraz stawiam na mój minimalizm, czyli i tak wszystkiego sporo.
Wizerunek - William Moseley 
Cytat w tytule z serialu "Sherlock"
Mistrzu Gry witamy!

27 komentarzy:

  1. [Heeej! Super Puchon! :) Miałabyś chęć na wątek? ;]

    Suzanne

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiechnęła się, jednak wyłącznie tylko półgębkiem, w dodatku nieco z przekąsem. Faktycznie, John miał dar wyczuwania ludzkich uczuć. A może to ona za słabo się kryła. Westchnęła znów, zastanawiając się, czy mu o tym powiedzieć. Co prawda, już raz się przed nim odkryła i wydawało jej się, że ją zrozumiał. A takie rzeczy ciężko jest dusić w sobie. Chciała z kimś porozmawiać o tym, co jej dokucza, bo może wtedy zrzuciłaby z serca ten straszny, przytłaczający ją ciężar. Ale przeciwwskazań było wiele. Po pierwsze, nie chciała go obarczać taka wiedzą i swoimi problemami, bo mimo wszystko to sprawa była naprawdę ciężka. No i bała się też, że się rozpłacze. Postanowiła jednak, że mu powie, choć trochę. Jeśli ją zrozumie, to dobrze, jeśli nie, to trudno. Już się przyzwyczaiła do samotności.
    - Chodzi o mojego ojca. Jest, a może był, nie mam z nim kontaktu to nie wiem... W każdym razie, był zwolennikiem... tej ciemnej strony magii.- nie chciała od razu wypalić, o co chodzi, ale miała nadzieję, że chłopak się domyśli, kim był ojciec. Przeraziła się, że go to wystraszy, ale trudno. I tak kiedyś by się o tym dowiedział.


    [Na śmierć zakochałam się w tych nowych gifach! :3 I chyba jeszcze raz obejrzę sobie Opowieści z Narni...
    Lux]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmarszczyła brwi i zrobiła zatroskany wyraz twarzy. Przejęło ją to mocno. Wprawdzie sama miała problemy, jednak potrafiła je jakoś.. odsunąć na bok i je ignorować. Nie było to zdrowe, bo zamykała się wtedy na wszystko, ale inaczej radzić sobie z tym nie umiała. Jego problemy ją bardziej obchodziły, a przede wszystkim zasmucały. Znów ją nieco poniosło i nie myśląc wiele, objęła go i przytuliła. Szybko jednak zreflektowała się, że to zbyt poufałe i odsunęła się. Przez chwilę milczała, nie wiedząc, co robić. Po prostu poczuła z nim jakąś więź. Wszyscy, których tu poznawała, byli w szczęśliwych rodzinach, nieważne- mugolskich czy czarodziejskich. Nie chciała też aby chłopak wziął ją za niepoważną i dziwną. Choć w sumie dziwna była. Wykonała ruch ręką, mający wskazywać kierunek i spojrzała na niego nieco spłoszonym wzrokiem.
    - Chyba powinniśmy już iść.

    [Ja w filmie zawsze wolałam Edmunda, albo w ogóle Kaspiana, ale widzę, że teraz mogłabym docenić Piotra :D Czytałaś może wszystkie częśco czy tylko filmy?
    Lux]

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. Istotnie, lepiej czuła się w jego towarzystwie. No i wyczuła już go na tyle, że przestała wstydzić się tego nagłego gestu sympatii. To dziwne- przecież znali się tak krótko, a jednak mu ufała. I miała nadzieję, że on jej po części też. Postanowiła się tego dowiedzieć, albo przynajmniej wyczuć.
    - A nie boisz się tego, co ci powiedziałam? Przecież... przecież ja też mogę być zła i o tym nie wiedzieć. W końcu geny to geny.
    Zmarszczyła brwi i nie spojrzała na niego. Mówiła to niby do niego, ale trochę też do samej siebie. Dużo rzeczy zrobiła złych. Może nie takich, jak jej ojciec, ale jednak takich... nie w porządku. I często nawet o tym nie myślała. Może jednak przesadza? W końcu każdy z nas ma jakieś ciemne strony. A ona w końcu, gdyby chciała, mogła wybrać zupełnie inną ścieżkę i zasilić szeregi podobnych do jej ojca. Spojrzała na niego z nadzieją, że mimo wszystko jej koligacje rodzinne nie wpłyną na ich relacje.


    [A którą część najbardziej lubisz? Ja oczywiście trzy pierwsze, ale piąta część mnie zauroczyła, jest taka magiczna I chyba moja ulubiona. Te powstawanie światów... No i jeszcze "Koń i jego chłopiec" też zawsze lubiłam. Ostatnio znów wracam do fantastyki, w końcu się przekonałam do Gry o Tron i też się zakochałam ;')]

    OdpowiedzUsuń
  5. - Bo ludzie się zmieniają- odpowiedziała bez namysłu, posyłając mu smutne, lecz poważne spojrzenie. I miała racje. Gdyby John znał historię jej ojca i jej rodziny z tej strony... Miał on jednak rację. Rodziny się nie wybiera. Choć jej wyraz twarzy pozostawał poważny, to odrzuciła jednak smutne myśli. Wiedziała, że może mu powiedzieć wszystko, jednak nie chciała, żeby ich relacja była zabarwiona tylko smutnymi emocjami i pełnymi goryczy wspomnieniami. Chciała go bliżej poznać i chciała też, aby mogła się przed nim otworzyć, mówić o tym, co lubi i co ją uszczęśliwia. A przede wszystkim nie chciała myśleć o złych cechach swojego charakteru. Przyspieszyła kroku i spojrzała na niego, uśmiechając się sympatycznie.
    - No, ale porozmawiajmy o czymś weselszym. Jak tam ci mija dzień? Co robiłeś wcześniej? I nie przeszkodziłam ci przypadkiem w niczym?- nie chciała go męczyć i miło jej było, że zgodził się z nią pójść do sowiarni, ale wiedziała też, że każdy ma inne zajęcia i nie chciała go od nich odciągać.


    Lux

    [Spokojnie, też mam, a raczej miałam fioła na jej punkcie. Wszystkie siedem części przeczytałam w niecały tydzień, jak leżałam w szpitalu, bo miałam połamany nos :D Z tym nosem to w ogóle śmieszna historia. Ja bardzo lubię fantastykę wszelkiego rodzaju, inne książki też, jakieś obyczajowe czy psychologiczne, ale fantastyka właśnie mnie najbardziej pochłania.]

    OdpowiedzUsuń
  6. — Obezwładnić nauczyciela? — powtórzył, stając naprzeciwko kolegi i przyglądając mu się z lekko rozchylonymi ustami i tępym wyrazem twarzy. Dla kogoś takiego jak Marcel, słowa Puchona były niemalże równoznaczne ze stwierdzeniem, iż błahostką byłoby pokonać w pojedynku samego Dumbledore'a, w dodatku z oczami zasłoniętymi ciemną przepaską. Czekająca na nich misja może i obudziła w Krukonie głęboko uśpione instynkty i znacznie podniosła w jego krwiobiegu poziom adrenaliny, jednakże szczerze wątpił, by kiedykolwiek zdołał skierować różdżkę na któregoś z profesorów. W końcu był uczniem Domu Roweny Ravenclaw: dla nich — a przynajmniej dla większej części — nauka i osoby, które ją wykładały, były rzeczą świętą, której w żaden sposób nie można było zniszczyć. Zatem dlaczego John oczekiwał od niego dokonania niemożliwego? Pokręcił jedynie głową i posłusznie ruszył przed siebie, skradając się na palcach niczym dzikie zwierze czyhające na swoją ofiarę. Jak bezszelestny cień przemykał się po wybrukowanej uliczce, by kilka minut później schować się za sąsiadującym z Miodowym Królestwem budynkiem i tam wychylić głowę zza wysokiego muru.
    — Dlaczego jeszcze nie przyniósł towaru? — zapytał głosem pełnym zniecierpliwienia. Z tej odległości rozpoznanie winowajcy i przyklejenie do jego anonimowej osoby etykietki z imieniem i nazwiskiem było dość ciężkim zadaniem, zważywszy na okalającą wioskę mgłę i ciemny płaszcz, który przywdział potencjalny zbrodniarz. Pomimo tego chłopak niestrudzenie wytężał wzrok, starając się odgadnąć kto taki kryje się pod tą kamuflującą osłoną.
    — Patrz! — pisnął jakiś czas później, pokazując palcem na wysokiego mężczyznę, taszczącego w rękach sporej wielkości karton. Przez wciąż nie dające spokoju zmęczenie nie zdążył zarejestrować, skąd człowiek w jednej chwili zdobył całe pudło nielegalnych musów-świstusów, lecz to nie było w tym momencie najważniejsze. Ich misją przewodnią stało się aktualnie ponowne zakradnięcie się do sklepu i definitywne wyjaśnienie tej sprawy.
    — Decyduj, Sherlocku — powiedział, w ostatniej chwili rezygnując z rzucenia się do przodu i ujawnienia swojej obecności w wiosce. — Wchodzimy do sklepu i kończymy wielką karierę naszego handlarza? — dla spokoju wyciągnął schowaną w kieszeni różdżkę, obracając jej koniuszek na piętrzącą się przed nimi alejkę i czekając na werdykt najlepszego ze znanych mu śledczych detektywów.
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  7. [Zróbmy z nich tych przyjaciół ;) A co z pomysłem? Masz coś, a może myślimy razem? Chyba, że piszemy na spontana ;)]

    Suzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [I wiem, że mam wpisany urlop, ale to dlatego, że w tym miesiącu mam dużo startów i muszę więcej trenować. Nie chciałabym ryzykować usunięciem, więc poprosiłam o niego. W każdym razie możemy pisać, bo czasem wpadam na bloga ;)]

      Usuń
  8. [Pierwszy pomysł jest super, podobnie jak reszta, ale ten najbardziej mi się podoba! ;D Wiem, że nie ma w karcie informacji o testralach (kiedyś się pojawią) ale Suz je widzi :) Skoro wymyśliłaś pomysły, ja zacznę :)
    + jak byłam małym dzieckiem miałam niewidzialnego konia xD]

    Suziiii

    OdpowiedzUsuń
  9. Obudziła się, jak zwykle dość późnym rankiem, gdy większość Puchonów już wygłupiała się w pokoju wspólnym. W dormitorium echem odbijały się ich rozmowy i śmiechy. Suzanne została sama w sypialni, dlatego postanowiła już dłużej nie leżeć w łóżku, tylko rozpocząć nowy dzień. Rozciągnęła się kilkukrotnie, prostując się i tym samym zsuwając z siebie puchową kołdrę. Powoli zsunęła się z materaca i zabierając dzień wcześniej przygotowane ubrania, udała się do łazienki. Nie miała w zwyczaju przesiadywać w niej godzinami, poranna toaleta zajmowała jej nie więcej niż dwadzieścia minut. Znacznie dłużej rozczesywała swoje długie włosy z kołtunów, które strasznie się plątały. Dziewczyna nie znosiła sypiać w kitce, co skutkowało problemami z doprowadzeniem rano włosów do normalności. Niestety, nie udało jej się ujarzmić kosmyków, które brzydko odstawały od reszty gładko opadających na ramionami pasem. Splątując włosy w kucyk, spojrzała na zegarek. Prawie zapomniałaby o spotkaniu z Johnym, do którego zostało, na szczęście, dwadzieścia minut. Biorąc głęboki wdech wzięła się w garść. Szybko wsunęła na siebie obcisłe dżinsy i beżowy sweter oraz założyła ulubione trampki. Nie lubiła się stroić, gdy tyko miała czas wolny wciskała się w swoje ulubione znoszone ubrania i paradowała w nich po całej szkole. W biegu chwyciła również swój czarny, skórzany plecak i wybiegła z dormitorium. W pokoju wspólnym wymieniła kilka uprzejmości z kolegami, z Domu i opuściła salon. Bardzo śpieszyło jej się na spotkanie z przyjacielem, ale nie mogła się powstrzymać, by wstąpić do kuchni. Z tego co powiedziała jej, zaledwie kilka chwil temu współlokatorka, ominęło ją śniadanie. Jej brzuch burczał, więc nie miała większego wyboru i odwiedziła dobrze znane jej miejsce. Po wejściu do środka jak to zazwyczaj bywało, skrzaty rzuciły jej się pod nogi, zasypując ją stosem pytać odnośnie tego, co życzą sobie stąd wynieść. Odnajdując swojego ulubionego pomocnika, wyszeptała mu swoją listę życzeń. Ten natychmiast załadował do jej plecaka kilka kanapek, butle soku jabłkowego i kilka słodkości. Puchonka podziękowała i szybko wybiegła z kuchni. Zostało jej pięć minut, by dotrzeć nad jezioro, gdzie czekać miał na nią kolega. Zmieniając swój marsz w bieg szybko znalazła się na miejscu. Niestety, spóźniła się, nieznacznie, ale, jednak. Zdyszana dobiegła do wielkiego drzewa, gdzie próbowała złapać oddech. Nie była z niej wybitna sportsmenka, sama sobie się dziwiła, że znalazła siłę, by w szybkim tempie dotrzeć na plażę. Uśmiech na jej twarzy wywołał widok Johna. Ignorując potworny ból w udach rzuciła się na niego z uściskiem.
    - Dzień Dobry! - krzyknęła radośnie, szczerząc się do niego szeroko - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Mam nadzieję, że nie czekałeś długo...
    Jej entuzjazm nieco przygasnął, ale chwilę potem wrócił ze zdwojoną siłą. Nie mogła przestać myśleć co ciekawego wymyślił przyjaciel. Była szczęśliwa, że spędzi z, nim cały dzień. Jego towarzystwo powodowało, że uśmiech nie chciał jej opuścić.
    - To co dziś robimy? - zapytała wypuszczając go z objęć - Jestem gotowa na wszystko!

    [Może być?]
    Suzi

    OdpowiedzUsuń
  10. [wybacz mi zwlekanie… :C]

    - Na Merlina… - wymruczała tylko, kręcąc głową.
    Różdżką się takich rzeczy nie robiła, tego była pewna. Zapewne istniały jakieś zaklęcia, niewidzialne pięści czy cokolwiek takiego, Lily ich jednak nie znała i myślała, ze raczej mało kto takowe zna. Pozostawało więc tylko jedno wyjaśnienie – jak nic oberwał od kogoś „ręcznie”. Bo przecież nie dało się tego nie zauważyć. Nawet gdyby chciała udawać, ze nic nie widzi, że nic się nie stało, to jednak nie potrafiła. Może to była taka wewnętrzna dobroć Lily Evans, która zwyczajnie nie potrafiła przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebował pomocy.
    Pewnie nie powinna, w końcu nie znali się aż tak dobrze, przyjaźnią nie można było tego nazwać, ale i tak położyła chłopakowi dłoń na ramieniu.
    - W co się wpakowałeś? – spytała dosyć obcesowo, choć może nie powinna, w sumie kto jej dał prawo do tego, aby wściubiać nos w nie swoje sprawy?
    Najpierw chciała się dowiedzieć, co się stało, choć po głowie i tak tłukła się myśl o tym, że trzeba się udać do Skrzydła Szpitalnego. Spodziewała się jednak, że nie będzie na to zbyt chętny.
    - Heeej – powiedziała już łagodniej.- Nikt nie widzi, ja też nie widzę, możesz pozwolić łzom, żeby sobie troszkę popłynęły.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  11. Podrapała się po głowie i zamyśliła się nad odpowiedzią. Prawdę mówiąc, to żadnych planów nie miała. Nic, a nic. Tak też wyglądało większość jej dni. Wstawała rano, po jakichś dwóch godzinach snu i kompletnie nic ze sobą nie robiąc, oprócz ubrania się, szła na lekcje, których połowę przesypiała. Dziś pewnie siedziałaby samotnie w Pokoju Wspólnym Krukonów, albo też, co bardziej prawdopodobne, snułaby się po korytarzach i błoniach w poszukiwaniu inspiracji. Może pisałaby kolejne odpowiadanie, jeśli miałaby trochę weny, albo czytałaby jakąś powieść- najprawdopodobniej mugolską. Nudne było jej życie, a zwłaszcza popołudnia.
    - Szczerze mówiąc, to nic. Nigdy nic nie robię. Głównie to jem, czytam, piszę, śpię i płaczę- zaśmiała się, próbując ukryć ostatnie słowa, aby wziął to za żart. Powiedziała mu prawdę, bo nie miała czego przed nim ukrywać, nie chciała jednak, żeby wziął to nazbyt poważnie. Ona jakoś dawała sobie radę no i próbowała podejść do wszystkiego z dystansem.
    - Ale teraz w sumie będę częściej zajęta, wiesz, nauka i te sprawy. No i chcę sobie załatwić kota- może będzie mi raźniej, poza tym uwielbiam je. Chciałabym takiego malutkiego, puchatego i najlepiej całego białego- uśmiechnęła się do Johna. Na myśl o zwierzaku jej twarz automatycznie się rozpromieniła.


    Lux
    [A ja bez bicia powiem, że nie przepadam za Holmesem. Znaczy się da się czytać, ale nie rozumiem szału, zwłaszcza na serial. Chociaż do Gry o Tron też nie mogłam się przekonać, a jakoś wsiąkłam :)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cześć :) Wybacz, ale odpis dostaniesz dopiero jutro, ponieważ dziś mam trening, a w dodatku mam limit na laptopa w tygodniu >.< Napisałam już połowę, ale mama jest uparta... Mam nadzieję, że się nie gniewasz :< Gify znalazłam dwa, ale jedno w grzywce, a drugie z głupią miną. Dołączę do odpisu :]

    Suziiii

    OdpowiedzUsuń
  13. Teraz miała pewność, że zapach mięsa, który od kilku minut drażnił jej nożdża nie był wcale wyobrażeniem. najwyraźniej chłopak postanowił zaskarbić sobie sympatię stworzeń dokarmiając je. Ona zbytnio nie przepadała za Testralami, ponieważ przywoływały one smutne wspomnienie. Oczywiste jest, że tylko osoby, które były świadkiem śmiercią mogę ujrzeć te niezwykłe stworzenia. Nigdy nie zbliżała się do nich nawet na kilkanaście metrów. Bała się ich, ale przy swoim przyjacielu zawsze czuła się bezpieczna. Wiedziała, że nic mu przy nim nie grozi i może to będzie chwila, by stawić czoła lęku.
    - Ciekawie się zapowiada. - odpowiedziała po chwili z uśmiechem, który nadal gościł na jej twarzy.
    Chwilę jeszcze rozmawiała z Johnem, ale jej wesołe opowiadanie o tym co jej się śniło przerwał szelest. Odruchowo schowała się ona za chłopakiem. Wyglądał zza jego ramienia spostrzegła wielkie zwierze, która wyglądało przerażająco. Było tak chude, że skóra oblepiała kości, a puste, białe, pozbawione źrenic oczy wywołały u niej ogromny strach. Z ust Suzanne wydobył się cichy pisk.
    - Pierwszy raz widzę Testrala. - wyszeptała.
    Widząc, że powoli on się do nich zbliża popędziła za drzewo. Stworzenie nagle zmieniło kierunek i pognało za przerażoną Puchonką. Jej drobne ciało całe się trzęsło, gdy stanęła twarz w łeb z nim. Cofnęła się jeszcze o krok, ale natrafiając na korzeń upadła na ziemie. Testral pochylił się nad nią, a ona leżała jak sparaliżowana. Kątem oka spojrzała na Johna i niemie błagała o pomoc. Chwila jednak minęła i nic się nie stało. Przypomniała sobie, że przyjaciel nie naraziłby jej na niebezpieczeństwo. Wyciągnęła drżącą dłoń przed siebie i położyła ją na jego łbie. Zaczęła go głaskać. Odetchnęła z ulgą, gdy nic jej się nie stało i wreszcie mogła stanąć na nogi.
    - Dlaczego nic nie zrobiłeś? - zapytała nagle chłopaka i śmiejąc się, zadała mu kuksańca w bok.

    Suz

    [Gif z dziwną miną: http://data1.whicdn.com/images/83103933/original.gif
    Gifu z grzywką znaleźć nie mogę :< Zaginął..
    Znalazłam jeszcze gif, ale nie jestem pewna czy to Lily (bardzo podobne wiec to możesz wykorzystać ;) http://29.media.tumblr.com/tumblr_ls71fzGzmM1r03tjxo1_500.gif
    http://media.tumblr.com/tumblr_m01l9mmSSe1r54pv1.gif
    + Wybacz, ale nie sprawdzałam odpisu. Śpieszę się do szkoły. Miłego dnia! :) ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Swoją wypowiedzią John zgarnął jeszcze więcej jej sympatii. Podzielała jego zdanie. Zwierzęta były istotne w jej życiu od zawsze, bowiem w dzieciństwie nie miała ani dobrego kontaktu z rodzicami, rodzeństwa, od kuzynów i rodziny została praktycznie że odseparowana, a dzieci z sąsiedztwa jakoś się jej bały. Kiedyś tam stwierdziła, że lepiej jej jest samej i wtedy jej przyjaciółmi zostały najróżniejsze zwierzęta. Głównie koty, które można było przytulać, nosić na rękach i czasem nawet przebierać. Lubiła jednak prawie wszystkie zwierzęta.
    - Musisz mi kiedyś przedstawić swojego kociaka. Ja kiedyś miałam koty, szczurka, no i jaszczurki. Uwielbiam jaszczurki i wszelkie tego typu stworzenia. Nie mówiąc już o smokach- uśmiechnęła się pod nosem. Na punkcie smoków niegdyś miała istną obsesję. Raz w życiu dotąd go widziała, niestety dzięki tacie i jego podejrzanym, a raczej złym znajomym. O tym jednak wolała mu nie opowiadać.- A co do koni, to ktoś mi kiedyś mówił, że miłość do koni cechuje ludzi, którzy pragną wolności- powiedziała, może nieco zbyt refleksyjnie, dumając nad sensem zdania i tym, jak to odnosiło się do Johna.- Nie mam pojęcia, jak zniwelować tą nudę, ale zawsze możemy ponudzić się razem- uśmiechnęła się do niego sympatycznie i weszła do Sowiarni, ruszając na poszukiwanie swojej sówki.


    Lux

    OdpowiedzUsuń
  15. [ A co do Gry o Tron, to polecam, myślałam, że jest przereklamowana, ale warto obejrzeć. Do Sherlocka może też się przekonam :) Chociaż na razie pochłania mnie szkoła. Klasa maturalna i do tego biol-chem...]

    Lux

    OdpowiedzUsuń
  16. Chłopak po kolei odpowiadał na poruszone przez nią kwestie, w żaden sposób nie komentując jej gadatliwości. Przez chwilę martwiła się, że ilość wypowiadanych przez nią słów przytłoczy go jak innych i, nie chcąc odpowiadać na zadane przez nią pytania, po prostu w jakiś sposób będzie chciał ją spławić lub ulotnić się, używając jakiejś mało przekonującej wymówki. Kiedy to nie nastąpiło, w duchu odetchnęła z ulgą. Dalej jednak czekała na jego znudzenie i ucieczkę.
    John jednak mówił, mówił i mówił. Oczywiście nie tak dużo jak ona, ale potrafił rozwlekle odpowiadać na jej pytania. Tak jak lubiła. Słuchanie tego co ma do powiedzenia było miłe i kojące. Łagodny w brzmieniu głos, który dolatywał do jej uszu i niepewne, nieśmiałe spojrzenie, które na sobie czuła, sprawiało jej przyjemność, a po jej ciele rozchodziły się fale ciepła. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie i, w tamtym momencie wydawało jej się, że rzeczywiście tak jest. Miała ochotę utopić się w jego błękitnych oczach i.... Przestań, przestań, przestań!, przywołała się do porządku, zaskoczona swoimi myślami. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego do żadnego chłopaka. Większość z nich traktowała jak dobrych kumpli.
    Cały czas wpatrywała się w bok, podczas gdy John bronił, zarówno siebie jak i książki, i, chociaż w ciągu ostatnich kilku minut nie spojrzała na niego ani razu, tak naprawdę spijała z jego ust każde wypowiedziane słowo. Czuła na sobie jego spojrzenie - najpierw padające na jej twarz, potem ponownie skupiające się na swoich dłoniach, i tak w kółko. Pod wpływem jego wzroku na jej policzkach pojawiały się rumieńce. Ugh, głupie ciało.
    Chłopak podniósł dłoń, by przeczesać włosy i przypadkowo ją musnął. Miejsce, w którym chłopak ją dotknął paliło żywym ogniem.
    - Rozumiem to - powiedziała, starając się odwrócić uwagę od tego jak przyjemne było to ciepło i jaką miała ochotę by złapać go za rękę. - Moim zdaniem, nie musisz uczyć się. Koleżanki z dormitorium opowiadały, a właściwie słyszałam jak rozmawiały między sobą, że pomogłeś im znaleźć sowę. Jak można zgubić sowę, swoją drogą? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Do tego ta pierwszoklasistka, której znalazłeś "zgubionego przyjaciela" i jeszcze masa innych spraw. Radzisz sobie dobrze. - Uśmiechnęła się, spoglądając na niego. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i błyskawicznie odwróciła wzrok.
    Chwilę potem, jej myśli wróciły do tematu albumu. Niewielu osobom proponowała jego obejrzenie i to, że zaproponowała to prawie nieznajomemu chłopakowi po kilku minutach rozmowy dla niej samej było ogromnym zaskoczeniem.
    - Naprawdę chciałbyś zobaczyć ten album? Możesz kiedyś o mnie przyjść albo pokażę Ci go już w pociągu. - Uśmiechnęła się do niego. - Poza tym, myślałam, że inni uważają to za nudne. No wiesz, większość uważa, że oczy są prawie takie same. - Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Ale przecież źrenica, tęczówka, kształt, umieszczenie na twarzy i uczucia, to wszystko, sprawia, że są wyjątkowe. W szczególności uczucia. Czy ty też je widzisz? - Przyjrzała mu się uważnie i szybko uciekła spojrzeniem w bok, bojąc się tego co chłopak mógł dostrzec w jej wzroku.
    - Tylko wariaci są coś warci. - Powtórzyła po Johnie, smakując tych słów na języku. - Brzmi dobrze - stwierdziła w końcu, śmiejąc się głośno.
    Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale chłopak dotarł do znienawidzonego przez nią tematu - kwestii imienia. Do dzisiaj nie rozumiała decyzji podjętej przez rodziców, którzy wszystkim jej braciom nadali normalne imiona i tylko jej brzmiało tak dziwnie. John dotknął jej ramienia i patrząc jej prosto w oczy powiedział coś czego się nie przewidziała w nawet najśmielszych snach. Słowa chłopaka niesamowicie ją zaskoczyły Oczekiwała, że wybuchnie śmiechem i zacznie się z niej nabijać - tak reagowała większość osób. On jednak powiedział coś czego się nie spodziewała i wiedziała, że na długo zapadnie jej w pamięci.
    - Dziękuję - wyszeptała tylko w odpowiedzi. Co innego miała powiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  17. A później zrobił coś, co zaskoczyło ją jeszcze bardziej niż skomplementowanie jej imienia. Coś co miała zapamiętać jeszcze lepiej i na długo po tym wydarzeniu miała wspominać jego nieśmiały uśmiech i niepewne spojrzenie. Zaprosił ją na lody.
    - Mówisz poważnie? - zdziwiła się, czerwieniąc.
    Przez chwilę wachała się, chcąc zaprzeczyć - czuła się dziwnie, kiedy ktoś jej coś kupował czy stawiał. Zrobiła jednak coś, o co nawet by się nie podejrzewała.
    - Bardzo chętnie. - Posłała mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów i podniosła z ziemi. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń chcąc pomóc mu wstać. - Masz bardzo przekonujący uśmiech.

    [ cóż, ja też wolę zimę, ale uważam, że w lecie, mimo wszystko, powinno być gorąco!
    Wybudzanie paniki to chyba ulubione zajęcie nauczycieli.
    Też miałam w przedszkolu Dominika. Uderzył mnie drewnianym klockiem w czoło, kiedy nie chciałam go słuchać. Mały despota ;)
    Racja, nie wyrażam się zbyt jasno. Chodziło mi o dom w Hogwarcie.
    Wróciła faza na przepraszanie. Przepraszam, że tak długo. A odpis do Sherlocka CIĄGLE się pisze! ]

    OdpowiedzUsuń
  18. W jednej chwili stali na pustym bruku opustoszałego Hogsmeade, a w drugiej celowali na wprost nakierowaną różdżką, mając na celowniku tak dobrze znanego im nauczyciela. W głowie Marcela krążyło aż nazbyt wiele dziwnych myśli, które w większej mierze koncentrowały się wokół stojącego obok Johna, kończąc na pewnym siebie profesorze, który w dalszym ciągu przyglądał im się z wymalowanym na twarzy ironicznym uśmieszkiem. Początkowo Marcel nie zamierzał nawet w najmniejszym stopniu atakować człowieka uczącego w Hogwarcie, jednakże aktualnie jego zdanie zmieniło się o całe sto osiemdziesiąt stopni. Obecnie to właśnie on wysunął się do przodu, odpychając towarzyszącego mu Puchona nieco do tyłu, aby pokazać tym samym, że to jego osoba weźmie na swoje barki ewentualną odpowiedzialność za niepowodzenie akcji. Zdaniem Marcela, Cox był zdecydowanie zbyt młody na podźwignięcie kary, która niewątpliwie na nich czekała. Dla niego samego wyrzucenie ze szkoły stałoby się równoznacznym końcem życia, ideałów i wszystkiego na co zapracował sobie latami ciężkiej pracy, aczkolwiek doskonale wiedział na co się decydował, toteż jako starszy i bardziej doświadczony uczeń musiał w pojedynke stawić czoła kłopotom wynikającym ze starcia z rosłym mężczyzną.
    — Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, panie profesorze... — powiedział przez zaciśnięte zęby, wpatrując się świdrującym spojrzeniem w twarz nauczyciela. Chciał wypaść przed nim jak najbardziej poważnie, ale przed dominujące zdenerwowanie i równie wielki strach zaczynał powątpiewać, czy oby na pewno efekt końcowy nie przybrał miana groteskowego komizmu. Pomimo tego dalej kontynuował swoje przesłuchanie, wysuwając coraz to nowsze argumenty będące za tym, iż handel nielegalnym towarem i rzecz jasna napaść na niewinnych uczniów nijak nie pasuje do osoby nauczyciela: autorytetu, który powinien stać na straży porządku i bezpieczeństwa swoich podopiecznych.
    — Albo opowie nam pan o żądlibąkach, albo o całej sprawie dowie się Dumbledore — zagroził, przybierając pokerowy wyraz twarzy. Marcel nie zastanawiałby się ani sekundy: był pewny, że dyrektor bez trudu dałby radę z niepokornym pracownikiem, zaprowadzając ład i przywracając odebrany spokój. — Nie rozśmieszajcie mnie, dzieciaczki — zadrwił, niezauważalnie odsuwając się na bok. — Obawiam się, że będziecie musieli odłożyć w czasie rozmowę z Albusem... — dodał, wskazując gestem na drzwi wejściowe, w stosunku do których dwójka uczniów stała odwrócona plecami. — Brać ich! — krzyknął w momencie, w którym drzwi sklepu otworzyły się z hukiem, a Lorenz poczuł tępe uderzenie gdzieś w okolicach głowy.
    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  19. - To trzeba było w nich trzasnąć jakimś zaklęciem, a nie tłuc się na pięści – tak jej się wymknęło zanim zdążyła się zastanowić.
    Nie powinna tego mówić. Pani Prefekt? Nie powinna zachęcać do atakowania kogoś za pomocą różdżki, tak samo jak nie powinna też zachęcać do bicia się bez magii. Ale stało się, przecież nie mogła mu teraz odjąć punktów za to, że oberwał od Ślizgonów i że w ogóle się tłukli.
    Rozsiadła się wygodniej na trawie tuż obok niego. Powinna mu się zdecydowanie lepiej przyjrzeć i sprawdzić, czy aby nic mu nie jest. Nawet jeśli miałby tylko kilka siniaków, wszystko należało sprawdzić. A najlepiej, gdyby zrobiła to pielęgniarka. Ale przecież nie będzie Johna na siłę szarpać, żeby się oderwał sam od siebie nie kulił tak bardzo. To i tak było bez sensu, zakrywanie tego, bo będzie i tak musiał chodzić z tym co najmniej tydzień po szkole.
    - Heeej – mimo wszystko, ręka Lily z powrotem wylądowała na ramieniu chłopaka.- No pokaż się, ja cię nie walnę jak oni.
    Może mu przeszkadzała, może nie powinna być taka nachalna, ale przecież nie mogła go w takiej sytuacji zostawić samego, zdecydowanie nie.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  20. Obserwowała zabawę Johna z Haze, z daleka. Chciała zachować niewielki dystans, który zapewniał jej bezpieczeństwo. Nie ufała jeszcze do końca Testralowi. Pomimo , że chwilę temu go głaskała, wciąż była przerażona. To było jej pierwsze spotkanie ze stworzeniem, który Ministerstwo określa jako groźne. Dziwiła się co takiego szczególnego widzi w nich przyjaciel. Może, to dlatego , że nigdy nie była szczególnie blisko z magicznymi istotami, nie rozumie teraz Johna. Postanowiła jednak , że dziś zmieni swoje nastawienie do wszystkich przerażająco wyglądających zwierząt i pomóc w tym miał jej Cox.
    - Naprawdę są aż tak młode? - zapytała podskakując z nogi na nogę - Dużo wiesz o tych...stworzeniach.
    Ostrożnie zbliżyła się o kilka kroków i, zanim chłopak zdążył drgnąć podparła się o jego ramię i szczerząc się od ucha do ucha zbliżyła swoją twarz do jego.
    - Opowiedz mi coś o nich. - zaczęła - Wolę zaczerpnąć kilka informacji od eksperta, bo nie chcę złamać sobie nogi wdrapując się na grzbiet tego rumaka. Zawsze byłam łamagą. - dokończyła wzdychając cicho i znów oddalając się od Johna.
    Wdrapała się na gałąź jednego z drzew i zaczęła machać nogami czekając na opowieść, którą opowie jej Puchon. Nie mogła się doczekać historyjki, ponieważ uwielbiała słuchać jak jej przyjaciel opowiada różne ciekawe rzeczy.
    - Czy bezpiecznie jest latać na Testralach?

    Suzii
    [Wiem, że jest średniej jakości i długości, ale uwierz, że w ostatnich tygodniach mam naprawdę mało czasu :<]

    OdpowiedzUsuń
  21. Zauważyła jego zarumienione policzki, jednak nie skomentowała tego. Może nie celowo, ale wiedziała, że jej słowa miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Może to i dobrze? Miała nadzieję, że chłopak weźmie to, co powiedziała do siebie i może skłoni go to do refleksji.
    - Bardzo chętnie, tylko najpierw będę musiała zanieść tą paczkę- odszukała swoją sowę, śnieżnobiałą, obok której leżało zawiniątko w brązowym papierze, czyli wspomniana paczka od jej kochanej mamy.Wolała jej nie rozpakować przy Johnie- nie wiedziała, co jest napisane w liście i co też zostało jej przysłane. Paczkę schowała więc do torby. Już chciała odchodzić, gdy zauważyła, że sowa przyniosła coś jeszcze. Niewielką karteczkę, chyba list. Zdziwiła się. Kto pisałby do niej, do Hogwartu? Zazwyczaj korespondowała tylko z rodziną. Nie chciała czytać tego listu, bo szczerze mówiąc bała się, czego może się tam dowiedzieć. Ciekawość jednak zwyciężyła i Lux przeczytała liścik. W pierwszej chwili spąsowiała, w drugiej jej brwi się zmarszczyły i była wyraźnie zdenerwowana, a w trzeciej dwie emocje wymieszały się w niej i już sama nie wiedziała, co robić. Udała przed Johnem, że nic się nie stało i dyskretnie wsunęła kawałek papieru do kieszeni.
    - No, możemy już iść- stwierdziła, nie patrząc na niego i kierując się do wyjścia.


    Lux

    OdpowiedzUsuń
  22. - Uważaj, bo co rude to wredne i nie przeszkodziłoby mi nawet to, że jestem Gryfonką – uśmiechnęła się; chciała przecież, aby brzmiało to żartobliwie i żeby jako żart to odebrał.
    Kiedyś się wściekała z powodu swojego własnego koloru włosów, z czasem jednak jej przeszło, bo zwyczajnie dorosła. Pewnie nie do końca, ale na tyle, aby nie rozpaczać z powodu bycia rudzielcem.
    Cóż, zdecydowanie powinna go zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego. Głupia jednak nie była i wiedziała, że nie jest to coś, co z chęcią by zrobił, choć zdecydowanie przydałyby się tutaj jakieś doświadczone ręce, które mogłyby się tym wszystkim zająć. To nie było nic wielkiego, przecież nie był pierwszy i ostatni, mnóstwo ludzi obrywało, ale mimo wszystko. Z drugiej strony jednak, naraziłby się na kolejną dawkę dosyć niezręcznych pytań, bo pielęgniarka na pewno chciałaby się dowiedzieć, cóż takiego się stało. Potem poszłoby to dalej, na pewno by powiedziała jakiemuś profesorowi i wszystko mogłoby się skończyć dosyć nieciekawie. Tak nad tym Lily właśnie rozmyślała, chcąc znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie.
    - Dobrze się czujesz ogólnie? Coś cię jakoś specjalnie boli? – może od tego trzeba było zacząć. Od zwykłych, prostych, kontrolnych pytań. Na które powinien łatwo odpowiedzieć, bez migania się.
    Przyglądała mu się uważnie. Wręcz wyczekująco, może też odrobinę ponaglająco. Czekała na odpowiedź i nie miała zamiaru odpuścić. Chociaż, znając życie, pewnie usłyszy, że nic, nic nie boli i jest przecież zdrowy jak ryba!

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  23. Słuchała swojego przyjaciela z zaciekawieniem. Wszystkie te rzeczy, które jej opowiadał fascynowały ją do tego stopnia, że zapomniała nawet o planach na dzisiejszy dzień i o strachu, który wywoływał stwór stojący niedaleko. Do niedawna zagadką było kto, co ciągnie szkolne powozy, ale po strasznych i pełnych bólu, żalu wydarzeniach wszystko się wyjaśniło.
    - Lubię twoje opowieści. - odezwała się Suzanne, głosem pełnym ciepła i radości - Wszystko co mówisz wydaję się takie ciekawe i mądre, a gdyby nie to, że mamy już plany na dzisiejszy dzień na pewno mogłabym słuchać ich do zachodu słońca.
    Mówiąc to dziewczyna próbowała zejść z drzewa, niestety jedna z gałęzi zahaczyła o jej sweter i nie chciała puścić. Szarpała się z nią chwilę, ale dopiero za którymś razem puściło. Mała gałązka pękła jednocześnie puszczając materiał. Równowaga, którą próbowała zachować Puchonka była próbą nieudanego ratunku przed upadkiem. W jednej chwili stopa ześlizgnęła się z małego drewienka, stanowiącego jej podpórkę, a dziewczyna z hukiem zleciała, lądując tyłkiem na ziemi. Grymas bólu zagościł na jej twarzy, ale próbowała udawać twardą. Chichotała, gdy próbowała się podnieść, ale udało jej się to dopiero za siódmym razem. Od razu pokuśtykała do Johna i z rozbawieniem (mimo bólu) rzuciła:
    - Mam nadzieję, że przeżyję do jutra.
    Chwilę pozrzędziła, chwilę postękała, chwilę śmiała się, aż w końcu wzięła się w garść. Przyszedł najwyższy czas, aby ruszyć z miejsca. Suzi ostrożnie podeszła do Testrala i położyła dłoń na chudym cielsku. Po przełamaniu strachu zastanawiała się jakby tu dostać się na grzbiet zwierzęcia. W końcu zwróciła się do towarzysza:
    - Pomożesz mi czy będziesz tak stał i się gapił?

    Suz

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiechnąwszy się delikatnie, przysiadła na fotelu, tuż obok chłopaka. Zdawało jej się, że już się kiedyś spotkali.
    I wtedy przypomniała sobie, że widziała go na zajęciach z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
    Po za tym, parę razy minęli się na korytarzu. Choć, gdyby mniej zwracała uwagę na otoczenie, pewnie by go nie zauważyła.
    Z tego co pamiętała, był rok młodszy. Unika ludzi, biorąc pod uwagę, że siedzi w dormitorium późną nocą, zamiast wieczorem, wśród innych. Nie uśmiecha się raczej za często, przypomina to bardziej grymas. Ma kota, czarnego, jego sierść na białej koszuli widoczna jest nawet w tak nikłym świetle kominka.
    Ale, ale – czyta Agathę Christe! Dlatego postanowiła zostać.
    – Tajemnica bladego konia? Nie czytałam jej jeszcze.

    Karen

    OdpowiedzUsuń
  25. [Troszkę ostatnio zamuliłam za co bardzo przepraszam. Jednak wracam jako bardziej aktywna osoba! Mam nadzieje na kolejny wspólny wątek naszej dwójki :)]

    Denna Marshall

    OdpowiedzUsuń
  26. [Oj to szkoda, ale mam nadzieje, jeśli w ogóle do tego czasu będę tu jeszcze to można będzie cos pokminić. Albo w innym blogowym świecie. Na razie życzę powodzenia :)]

    Denna

    OdpowiedzUsuń