9 sierpnia 2013

Życie jest za krótkie, żeby stać w miejscu i myśleć: "Co by było, gdyby..."

Patrzę w gwiazdy. Powieki ciążą mi już od kwadransa, ale magiczny wygląd nieba nie pozwala na ich przymknięcie. Zaciskam mocno zęby i myślę o tym, co było. Nie każdy ogląda śmierć człowieka, który przez wiele lat był mu ojcem. Nie każdemu dane jest bać się ludzi. Wiem, że to nie świat dla mnie, że mnie tu wyśmieją. Jednak wiem także, że świat dla mnie nie istnieje. Nabieram zimnego powietrza w płuca i pozwalam przedrzeć się jednej, małej łzie. Nigdy nie było mi łatwo w towarzystwie, ale już dawno zostałem rzucony na głęboką wodę. Nawet nie wiem, co dokładnie mi dolega. Co noc mam ochotę płakać i muszę mocno się wysilić, by nie pokazać innym swego cierpienia. Czy to chodzi o samotność? Od dawna próbuję zmusić się do wyjścia wśród ludzi. Nie potrafię. Jestem zdolny do wielu rzeczy, ale nie do rozmów o niczym. Prędzej podjąłbym się walki z trollem górskim. Patrzę w gwiazdyKiedyś ubzdurałem sobie, że te odległe kule gazowe to dusze zmarłych, na wróżbiarstwie słyszałem o nich nie jedno, a jednak to tylko moja wersja ma teraz znaczenie. Przepraszam. Nie wiem kogo, za co dokładnie, ale przepraszam. Musiałem przecież zrobić coś źle skoro cierpię. Życie jest dla twardzieli. Nie łatwo jest żyć. Z tą myślą opuszczam wierzę astronomiczną i w ciemności przekradam się do dormitorium. Jestem tchórzem. Uciekam, a nawet nie wiem przed czym.

13 lutego pani Cox znalazła pod drzwiami koszyk. W koszyku było małe dziecko, dokładnie chłopczyk. Po wielu godzinach rozmów z mężem zdecydowała się zatrzymać niebieskookiego bobasa. Jej córka była zazdrosna już od tego momentu, jednakże i małą panienkę Cox radował fakt powiększenia rodziny. Jednakże żadne z nich nie wiedziało jakie zmiany w ich życiu zajdą w związku z tą decyzją. Nawet sam malec, któremu nadano imię Hamish nie zdawał sobie z tego sprawy.

Pierwsze lata swego rozumnego życia blondyn poświęcił na snucie pirackich planów i zmuszanie rodziców do snucia opowieści. Wymusił także zakup psa, który towarzyszył mu podczas wyimaginowanych abordaży. Do głosu zaczęła dochodzić magiczna strona małego Hamisha. Tylko jego o kilka lat starsza siostra coś podejrzewała. Mimo wszystko, mała brunetka starała się nie rozmyślać o dziwnych przypadkach z udziałem brata i oddała się jego gnębieniu.

Kilka lat później, gdy chłopiec podrósł na tyle by zrozumieć, że jego imię jest powodem kpin, zażądał jego zmiany. Państwo Cox byli wtedy niezmiernie skołowani, a ich córeczka dostała broń na następne lata. Awantura wywołana przez blondyna odniosła sukces. Zaczęli używać jego drugiego imienia. Hamish umarł, niech żyje John. To była odtąd dewiza przyszłego czarodzieja. Jednak nie dane mu było zapomnieć o swoim prawowitym imieniu, gdyż jego przyszywana siostra była istotą nader wredną. Tego też lata, po przycichnięciu sprawy z imieniem zdechł czworonożny przyjaciel rodziny. Pies wpadł pod koła rozpędzonego samochodu, a cała rodzina rozpaczała straszliwie.

Kolejne wiosny, zimy, jesienie i lata poświęcił John na naukę jazdy konnej. Jego zamiłowanie do wszelkiego rodzaju rumaków rosło z dnia na dzień i nie było widać końca. Równo z zamiłowaniem o koni rozwijało się zainteresowanie chłopca książkami. Czytał wszystko, cokolwiek wpadło mu w ręce. Jednakże preferował fantastykę i kryminały. Zaś jego bohaterem stał się detektyw z Barker Street i miał nim pozostać na wieki. Natomiast pociechą i kolejnym jego czworonożnym przyjacielem został czarny kot imieniem Elf.

W 1972 chłopak zrozumiał, że jest inny. Teoretycznie wiedział to od zawsze, ale tego roku męczył tym cała rodzinę i wszystkich przyjaciół. Był to także rok, w którym jego najlepsza przyjaciółka za pomocą dwóch słów, które łącznie składają się z dziewięciu liter zniweczyła ich przyjaźń. To także w tym roku pan Cox poddał się. Depresja okazała się silniejsza niż wola przeżycia i miłość do rodziny.

Rok później do domu rodziny Cox trafił list zaadresowany do Johna. Chłopak z wielkim zdumieniem i nieopisaną radością (dotąd nikt do niego nie pisał) otworzył kopertę. To co zawierał list zwaliło go z nóg. Pierwszy raz od śmierci pana Cox na ustach rodziny zawitał uśmiech. Cała trójka wkroczyła w magiczny świat, który John miał poznać najlepiej. Tego tez roku chłopak przybył do Hogwartu i rozpoczął w nim naukę.

Nawet wśród tych ścian, gdzie nikt nie był normalny w porównaniu z mugolami, John czuł, że odstaje. Wszyscy naokoło wmawiali mu, że jest odważny, bystry, mądry, przyjacielski, szalony podczas gdy on nie potrafił znaleźć w sobie tych cech. Chciał je utożsamiać, ale nigdy nie zarejestrował sukcesu. To także dopiero w Hogwarcie zaczęło go męczyć dziwne uczucie. Co wieczór chował twarz w poduszce, by znajomi nie dostrzegli jego łez. Z dnia na dzień bał się coraz bardziej, jednak dotąd nie dowiedział się czego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz