11 października 2014

***


JULIE LIVINGSTONE

||15/07/1961 || Londyn || VI klasa || Półkrwi || Hufflepuff ||
||Transmutacja || Eliksiry || Zaklęcia || Zielarstwo || ONMS ||
||Róg Jednorożca, 10 cali, grusza ||
|| Bogin: burza || Patronus: mgiełka ||

Zaskoczeniem dla całej rodziny była wieść, że Julie ma zasilić szeregi Puchonów. Wszyscy myśleli, że dziewczyna podobnie jak jej ojciec dołączy do domu Roweny Ravenclaw i będzie dumnie go reprezentować. Nie byli oni jednak tym zawiedzeni, przeciwnie, bardzo szczęśliwi. Jej matka, mugolka, która jeszcze nie do końca rozumie świat magii, z wszystkiego co robi jej najukochańsza córka jest dumna i zachwycona. Podobnie ojciec, który aktualnie jest właścicielem największej sieci sowiarni w całej Europie Zachodniej, dobrze przyjął tę wiadomość. Sama Julie cieszyła się z tego powodu. Nie chciała trafić nigdzie indziej, bo od dawna czuła, ze to właśnie tam odeśle ją Tiara. Wśród Puchonów czuje się jak w domu - otoczona dobrocią i radością oraz swojskim ciepłem, którego raczej nie zaznałaby w innych Domach. Jej charakter idealnie wpasowuje się w charakter Hufflepuffu. Chętnie pomaga innym i zawsze użycza swojego rękawa, by ktoś mógł się wypłakać. Potrafi rozchmurzyć i odesłać z dobrą radą jakąś smętną duszyczkę, zagubioną we własnych myślach. Nie zraża, wręcz przeciwnie, zachęca do siebie ludzi, a to dlatego, że promieniuje naturalnym, niewymuszonym entuzjazmem. Jest dobrą wróżką w szkole. To wcale nie oznacza, że nie potrafiłaby uderzyć, gdyby ktoś zalazł jej za skórę. Wbrew pozorom potrafi zasadzić porządnego kuksańca. Czasem klnie pod nosem lub obraża krzywymi tekstami. Uczy się dobrze, ale kiepsko idzie jej u Slughorna, a co się z tym wiąże nie należy do wymarzonego Klubu Ślimaka. Chciałaby chociaż raz uwarzyć dobry eliksir, który nie wybuchnąłby jej w twarz, tak jak to zawsze ma miejsce. Uwielbia wieczorami wymykać się z dormitorium i uciekać nad jezioro, gdzie śpiewa i tańczy. Nigdy w życiu nie odważyłaby się wystąpić przed kimś. Trema zjada ją nawet wtedy, gdy czyta wypracowanie. Potrafi wymyślać naprawdę dobre historie na dobranoc. Po upadku z miotły i zderzeniu z tłuczkiem podczas treningu Quidditcha nie śni jej się znów tam pojawić. Zrezygnowała, gdy po kilku bolesnych zabiegach w końcu mogła stanąć na własne nogi, chociaż poobijana chodziła jeszcze przez dobry tydzień. Julie nigdy nie nadawała się do zabaw podwórkowych, a co dopiero do prawdziwego sportu. Nie świadczy to jednak o tym, że nie wspiera drużyny. Podczas każdego meczu dzielnie kibicuje swoim na trybunach. Chciałaby chociaż kiedyś nauczyć się latać, ale wie, że to marzenie jest na końcu jej długiej listy życzeń.

_________________________________________________________
Cześć!
To znowu ja =D Stworzyłam mieszankę swoich poprzednich postaci - Suzanne i Johnathana. Pragnę szalonych i zakręconych wątków! Szukamy najlepszej przyjaciółki (przyjaciel też może być) i kochasia :3
GG: 33950518 | Wizerunek: Marina Nery | Gabriel

19 komentarzy:

  1. [Och, żeś mnie uprzedziła z publikowaniem! W każdym bądź razie miałabym pomysł na wątek z Charliem, aczkolwiek musisz chwilkę poczekać, ponieważ to właśnie jego chciałam dodać :D
    Również jest Puchasiem, także powinni się dogadać ;) w razie czego podejrzyj w szkicach]

    Chan, Ellie, (niedługo) Charlie

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ale ładne zdjęcie :3 kombinujemy coś ponownie? :D]
    Cornell,Ian

    OdpowiedzUsuń
  3. [Bardziej myślałam nad tym, żeby podglądał ją na tym tańczeniu a potem ją obsmarował przed całą szkołą w jakimś artykule z masą zdjęć :D]
    Cornell

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Boskie włosy ma pani na zdjęciu :) ]

    Grace/Melissa

    OdpowiedzUsuń
  5. [ok, coś jeszcze do ustalenia, czy tyle starczy?]
    Cornell.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zaczniesz? :3 i spoko, nie ma pośpiechu, zarówno u Iana jak i Cornell'a]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam świeżą krew ;)]
    Alastair/Iris

    OdpowiedzUsuń
  8. [Tak po pierwsze Eliksiry - jedna z ulubionych godzin Charliego, ale głównie chodziło mi o to tańczenie i śpiewanie. Bo Charlie mógłby urządzić sobie kiedyś spacer po błoniach, a jeżeli by ją usłyszał, to pewnie by się tym zaciekawił. sam gra, więc może starałby się ją przekonać do śpiewania przy jego graniu :)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Wiesz, że w sumie pomyślałam o tym samym? :D
    napisz na gg, ugadamy się!]
    Sky

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Pewnie, ale musimy wymyślić coś ciekawego xd ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkolne błonia już od dawna nie były tak obleganym miejscem jak dzisiejszego dnia, a wszystko to za sprawą słonecznej pogody, która przełamała stereotyp o deszczowym październiku. Tłumy uczniów — w tym Cornell — opuściły ponure mury Zamku, by grupkami zasiąść pod którymś z drzew, czy najzwyczajniej pospacerować na znanych sobie terenach. Gryfon za nic w świecie nie zamierzał jednak odpuścić okazji do wywęszenia kolejnej afery, która wstrząsnęłaby uczniowską społecznością. Ze ściskanym w dłoni aparatem ruszył w kierunku jeziora, mając przed oczami tylko jeden cel: najwyższe drzewo, z którego już nie raz udało mu się podejrzeć zakazaną sytuacje, która nigdy nie powinna była ujrzeć światła dziennego. Forrester nigdy nie przejmował się moralnym aspektem swojej działalności, zapominając o czymś takim jak sumienie czy zwykła ludzka empatia. Momentami skutki takiego postępowania przyprawiały go o spore kłopoty, jednak mimo tego kontynuował to co w jego opinii wychodziło mu najlepiej. Wolał ze spokojem znosić groźby wypowiadane przez swoje ofiary, niżeli odłożyć pióro i podkładkę, aby tym samym porzucić karierę rozchwytywanego dziennikarza. Obecnie zaczynał żałować, że postanowił spędzić dzień schowany za konarem dębu; przestrzeń wokół jeziora była wręcz chorobliwie cicha, i nawet szum wody nie docierał do jego nadwrażliwych na wszelkie dźwięki uszu. Już miał wrócić na ziemię i na powrót udać się w okolice Hogwartu, gdy coś skutecznie odwróciło jego uwagę. Sylwetka znajomej Puchonki z wolna zbliżała się do obszaru zajmowanego przez niego, by ku wielkiej radości Cornell'a przystanąć tuż pod tym jednym, jednym drzewem. Szatyn doskonale wiedział, że ta nazbyt opanowana i nieśmiała dziewczyna zazwyczaj nie znajduje się w centrum interesujących wydarzeń, dlatego też jak dotąd nie zainteresował się jej osobą. Od czasu do czasu doświadczenie podpowiadało mu, iż takie niepozorne i skryte jednostki w głębi duszy mogą ukrywać ciekawą i godną opowiedzenia historię, jednakże mimo tego koncentrował się wokoło bardziej znanych i lubianych osobistości. Dlatego też widok Julie tańczącej w akompaniamencie rażących w oczy promieni październikowego słońca poskutkował pojawieniem się na jego twarzy wyrazu szoku, który równie szybko ustąpił miejsca profesjonalnemu uśmiechowi. Z lekkim zachwytem podziwiał jej targane przez wiatr włosy, których intensywność dodatkowo potęgowały wyćwiczone i precyzyjne ruchy. Po usłyszeniu cichych słów nuconej przez Puchonke piosenki przeklnął w duchu, iż jego aparat nie posiada funkcji rejestrowania dźwięków, aczkolwiek otrząsnął się z tych zamysłów, robiąc kilkanaście ujęć tańczącej dziewczyny. Z dumą spojrzał na cały stos fotografii, które będą idealnym materiałem pod prowizoryczny artykuł, który oczyma wyobraźni rozdawał już każdemu uczniowi z osobna. Aktualnie nie dostrzegał w tym nic złego; nie planował w żaden sposób oczernić ani ośmieszyć Livingstone. Chciał jedynie pokazać szkole skrywany talent, nie bacząc na to, czy główna zainteresowana wyrazi na to zgodę.
    — Całkiem udane show... — mruknął kilka minut później, nagle i niespodziewanie ześlizgując się z gałęzi i stając oko w oko z Julie. Przez kilka chwil przyglądał się jej w skupieniu, analizując co takiego mogło dziać się w jej głowie. Odczytywanie ludzkich emocji nie było mocną stroną Cornell'a, dlatego też dla zabicia czasu klasnął kilkukrotnie w obie dłonie, aby udowodnić jej swoją aprobatę odnośnie jej występu. — Uśmiechnij się, będziesz sławna! Jutro cała szkoła pozna twoje taneczne zdolności — wykrzyknął z entuzjazmem, machając jej przed nosem plikiem zdjęć.
    Cornell.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jasne, że się zgodzę!
    Załóżmy, że Vidar mógł kiedyś, pod koniec któregoś meczu rzucić w nią jaką piłką, miotłą, arbuzem w euforii po zwycięstwie, a że przyuważył to jakiś profesor i uznał to za eskalację przemocy, to dostał szlaban. Teraz nie wie biedaczyna za co, a Julia boi się mu przyznać, że to z jej winy (choć tak naprawdę nie miała w to żadnego wkładu).]

    Vidar

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasami każdy potrzebował chwili samotności, nawet taki Charlie. Chociaż musiał przebywać z ludźmi non stop, między innymi trenując ich na spotkaniach z quidditcha, to musiał czasami się wyciszyć, by nie rozładowywać emocji na innych. Już tak miał, że nikogo nie chciał ranić, a do każdego podchodził ostrożnie, co aby go nie urazić. Sam więc też potrzebował chwilowego odpoczynku dla samego siebie. Tym razem wybrał się na błonia, przy okazji rozmyślając o kolejnych treningach i o przyszłości jego drużyny. Czuł się jak najbardziej odpowiedzialny za zawodników oraz prezentowane przez nich zdolności. W końcu to on nad nimi czuwał i nie mógł dopuścić, by popełniali błahe błędy. Ty podkreślił sobie w umyśle błahe, bo przecież błędy to rzecz ludzka. Możliwe, że nawet dłużej zastanawiałby się nad quidditchem, gdyby nie piękne, lekkie dźwięki, które dochodziły do jago uszu. Zaintrygowany Charlie zaczął rozglądać się wokół, przy okazji orientując się gdzie aktualnie zaszedł. Niedaleko znajdowało się jezioro, a przy jego brzegu mała kolorowa kuleczka, źródło przecudnej melodii. Wykorzystując głośność wydawanych dźwięków przez dziewczynę, bez problemu przedostał się do najbliższego drzewa, o które się oparł. Nawet się nie chował, tylko po prostu wsparł się bokiem o korę, z uśmiechem przysłuchując się piosence. Dzięki odbijały się od ściany lasu, które powracały z cichszym echem, bo większość przenikała w ciemność. Nic dziwnego, że bliżej zamku nie było tego słychać. Po dłuższej chwili postanowił jednak podejść po drodze znajdując kilka płaskich kamieni. Doszedł akurat w momencie, gdy dziewczyna przestała śpiewać. Rzucił kamieniem o wodę, który odbił się kilkakrotnie od tafli.
    - Czysto śpiewasz - uśmiechnął się najprzyjaźniej, jak tylko mógł.

    Charlie Bluefield

    OdpowiedzUsuń
  14. Na całe szczęście Cornell zdążył w porę się odsunąć, unosząc rękę z plikiem zdjęć do góry i utrudniając Puchonce ich przechwycenie. Jej zaszklone spojrzenie i błagania nie przekonałyby go do zmiany zdania, ani trochę nie wpływając na jego sumienie. Chłopak niczym drapieżnik polował na ofiarę w postaci materiału do kolejnego już artykuły umieszczanego w ramach jego prowizorycznej szkolnej gazetki, dlatego też ani śnił o oddaniu jej fotografii i przystania na histeryczne prośby. Zresztą nie rozumiał dlaczego dziewczyna aż tak specyficznie reagowała na jego słowa; w końcu dzięki temu mogła zyskać sławę i szacunek w oczach innych uczniów, a przecież każda uzdolniona jednostka tylko o tym marzyła. Tym razem Forrester naprawdę nie chciał nikogo upokorzyć — zresztą celowe niszczenie życia pisanymi przez siebie treściami nigdy nie było jego ulubionym zajęciem — zatem ten widowiskowy sprzeciw w jego mniemaniu był całkowicie nie na miejscu.
    — Nie masz się czego bać — zapewnił, wykonując kolejne kroki do tyłu, coraz bardziej dystansując się od zdenerwowanej Julie. Przezornie wcisnął plik zdjęć do wewnętrznej kieszeni szaty całkowicie pewny, że tym sposobem da jej jasno do zrozumienia, iż za żadne skarby świata nie odpuści tak interesującego tematu, który na pewno przypadnie do gustu większości ich rówieśników oraz pozostałej uczniowskiej gromady.
    — Zobaczysz, ta notka będzie prawdziwą bombą! — krzyknął z radością, wyobrażając sobie powiększone fotografie przedstawiające Julie Livingstone, które okalać będzie równie zawodowy tekst opisujący jej taneczne umiejętności, które dziewczyna ukrywa poprzez swoją nieśmiałość - co zdążył trafnie wydedukować sam Cornell. Gryfon poprawiwszy swoje okulary posłał jej coś na kształt pokrzepiającego, podnoszącego na duchu uśmiechu, w naiwnej nadziei że dzięki temu jej wszelkie obiekcje i obawy odlecą daleko poza granice Hogwartu.
    — A teraz musisz mi wybaczyć, artykuł sam się nie napisze... — mruknął, wzruszając ramionami, po czym bez słowa żwawym krokiem ruszył do przodu, machając jej na pożegnanie i z niecierpliwieniem wyczekując chwili dotarcia do Wieży Gryffindoru i rozpoczęcia pracy nad wydaniem zatytułowanym "Jezioro łabędzie", na pamiątkę zapamiętanych piruetów i rzecz jasna miejsca, w którym napotkał tańczącą Puchonkę.
    Cornell

    OdpowiedzUsuń
  15. Wracając ze szlabanu, Vidar Rowle był w wyśmienitym nastroju. Może był to ciągły skutek stale utrzymującej się euforii po wczorajszym tryumfie w quidditcha Puchonów nad Krukonami, może perspektywa zbliżającej się kolacji, co zawsze było dobrą perspektywą dla wiecznie głodnego chłopaka. Bolały go wszystkie stawy, co wiązało się z bezpośrednio z przeznaczeniem jego kary, – sortowania książek w bibliotece począwszy od tych napisanych w roku 1456 do tych z 1678 – ale był to skutek krótkotrwały, a już na pewno nieporównywalny do płonących mięśni po treningach. Nie był co prawda pewny za co, na gacie Merlina, musi się tym zajmować w swoim wolnym czasie, ale profesor Slughorn nie pozostawił mu wątpliwości, że Vidar na ową karę zasłużył.
    Tylko czym?!
    Nagle dostrzegł na korytarzu znajomą sylwetkę Julii Livingstone, a jego serce mimowolnie przyspieszyło (skutek choroby serca, na którą przecież mógł w każdej chwili zapaść). Od razu skierował swoje kroki w jej stronę.
    Patrząc na historię zawiłego uczucia, które Vidar żywił do Julii praktycznie od pierwszego wejrzenia, nie można się było dziwić bezpośredniości jego zachowania w stosunku dziewczyny. A ze względu na swoją prostolinijność nie uznawał jej wielokrotnie powtarzanej odmowy i nie zniechęcał się w swoich staraniach o serce wybranki.
    Między innymi dlatego nigdy nie miał dziewczyny.
    Przez głowę Puchona przemknęła myśl, czy może nie jest zbyt nachalny, ale utonęła w ocenie radosnych i optymistycznych rozważań na temat wyższości tarty czekoladowej nad tortem marcepanowym (Vidar osobiście nie znał nikogo, kto odpowiadałby się za tym drugim, więc wniosek nasuwał się sam). Czasem miał wrażenie, że Julie była w takim stopniu przyzwyczajona do jego towarzystwa, że uznawała je za oczywiste.
    – Julie, obliczyłem, że to wszystko trwa już ponad dwa tysiące pięćdziesiąt trzy dni – powiedział, opierając się na jej ramieniu. – To ponad pięć lat, jakbyś miała wątpliwości.
    Z uśmiechem samozadowolenia czekał na jej reakcję, a sądząc po wyrazie twarzy dziewczyny natychmiast zorientowała się, o co mu chodzi. Nie miał na celu jej zdenerwowania, ale nauczył się nie owijać w bawełnę. Zresztą, tak postępował ze wszystkimi i wszystkim.

    na zawsze Julli,
    Vidar

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Jak Julia jeszcze żyje, to sugeruję cha-chę. ]
    C. Meza

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Przychodzę z nadzieją, że już nadrobiłaś i poświęcisz mi trochę czasu : P Jak masz jakieś wybrakowane powiązanie, brakuje Ci kogokolwiek, to daj znać, chętnie przyjmę relację. ]
    C. Meza

    OdpowiedzUsuń