AKA. MROCZNY JANUSZ — SLYTHERIN, VII ROK — 13 I 1959 R, EDYNBURG, SZKOCJA — CZYSTEJ KRWI POPLECZNIK CZARNEGO PANA — FAN TRUNKÓW MOCNO WYSKOKOWYCH — DLA NIEGO KRĘGOSŁUP MORALNY JEST PASSÉ
PATRONUSA NIE POSIADA – BOGIN NIEZNANY
WIĄZ – WŁÓKNO ZE SMOCZEGO SERCA – 15 CALI – BOGATO RZEŹBIONA
OBROŃCA — KLUB POJEDYNKÓW – OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ – ZAKLĘCIA
Jedyny syn bezczelnie bogatych rodziców, lordostwa Abernathy – Semptimusa i Druelli. Urodził się 13 stycznia 1959 w dniu tak lodowatym, jak jego charakter. W żyłach całej rodziny płynie czysta krew, której nikt nie śmiałby zmieszać z nie-arystokratycznym rodem – wielu, bowiem członków rodu zasila szeregi Lorda Voldemorta i podobnie jak on brzydzą się szlamami. Wszyscy Tietjensowie są bardzo wierni i oddani Czarnemu Panu, a właśnie przez taką głupotę Gabriel stracił jeden rok nauki i nabawił się blizny na lewym policzku – nie żałuje jednak tego, ponieważ co może być lepsze niż Mroczny Znak na przedramieniu? Czasami przypadkowo podwinie mu się rękaw szaty, ale to tylko, by postraszyć niektóre osoby. Wielu więc uważa, że straszenie innych to jeden z jego ulubionych sposobów na nudne popołudnie – ale co innego do roboty ma człowiek, który gardzi wszystkim i wszystkimi? Nie kiwnie on nawet palcem bez powodu, a gdy już łaskawie komuś sprawi przyjemność oczekuje podwójnej rekompensaty.
Zwykle stoi na uboczu, bo woli knuć w ciemnościach, samotności. Po korytarzach Hogwartu przemyka niczym cień. Ktoś mógłby się nawet pokusić o utożsamienie go z wężem – podobnie jak on, zawsze jest gotowy do ataku i z zimną krwią wypowiada najgorsze zaklęcia. Odznacza się niespotykanym wręcz egocentryzmem oraz chamstwem i widzi głównie czubek własnego nosa. Gabriel z pewnością nie lubi się dzielić, a jeszcze bardziej nie lubi, kiedy ktoś mu coś zabiera – dlatego dziewczyn nie traktuje lepiej. Egoista umawiający się z Raisą Aristową, wiedzący, że kontakt między nimi jest pełen profitów: obydwoje są czystej krwi, obydwoje należą do domu Salazara Slytherina, obydwoje gardzą szlamami, obydwoje coś do siebie czują, obydwoje się nie lubią. Potwornie zazdrosny o ukochaną, której nie odda za żadne skarby, podobnie jak innych rzeczy, które najzwyczajniej w świecie mu się należą.
Bywa uroczy, czuły, lecz ten stan nie trzyma się go długo. Nie kocha nikogo, może nawet siebie, przez co pozytywne uczucia okazuje raz na ruski rok. Nie wybacza wyrządzonych mu krzywd i nie zapomina. Nie ukrywa swojej niechęci wobec Gryfonów i z chęcią wyrządza im krzywdę: psychiczną i fizyczną; a dla szlam i zdrajców krwi nie ma litości. W wolnym czasie śmiga na swojej nowej miotle kupionej przez tatusia, którego niezmiernie ucieszył fakt, że jego syn zasilił drużynę Ślizgonów w rozgrywkach Quidditcha. Dla niego nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w reprezentacji Puchonów znajduje się jego największy wróg.
Rywalizacja i smak zwycięstwa są na drugim miejscu, bo chęć zadania bólu rywalowi jest ważniejsza – szczególnie takiemu, który za bardzo kręci się wokół jego własności. Angażuje się jednak w mecze, bo nie wyobraża sobie, aby przegrać którykolwiek z nich i dać tę satysfakcję komuś innemu. Poza popisywaniem się swoimi umiejętnościami sportowymi uwielbia wylegiwać się nad jeziorem, gdzie czyta wykradzione z działu zakazanego księgi. Odłącza się wtedy od świata, więc lepiej mu nie przeszkadzaj – nigdy tego nie rób, bo marnie skończysz.
Powiązania
____________________________________________________________________
Cześć! To mój pierwszy Ślizgon, więc trochę się stresuje. Dziękuję, że autorka Raisy pozwoliła mi się zaopiekować Gabrysiem :) Mam nadzieję, że cię nie zawiodę! Ktoś chętny na wątek? Nie gryziemy. Na zdjęciu: Mathias Lauridsen. GG: 33950518
Cześć! To mój pierwszy Ślizgon, więc trochę się stresuje. Dziękuję, że autorka Raisy pozwoliła mi się zaopiekować Gabrysiem :) Mam nadzieję, że cię nie zawiodę! Ktoś chętny na wątek? Nie gryziemy. Na zdjęciu: Mathias Lauridsen. GG: 33950518
[Nie masz mi za co dziękować, wszystko wyszło idealnie i się nie stresuj. Jak już mówiłam, że Gabryś jest cudowny i że go uwielbiam (szkoda, że Raiska już mniej). Cho na wątek, zróbmy borutę. : D]
OdpowiedzUsuńR. Aristowa
[Taki zły, taki mroczny. Cóż, nie będzie przesadą, jeśli nazwę go typowym (blogowym) Ślizgonem :D]
OdpowiedzUsuńCathy
[Mam dylemat z którą postacią proponować wątek. Bo Gabryś dogadałby się prędzej z Carmen jako Ślizgon, jednak Judith jest poniekąd kochana przez Raisę. A może spróbujemy coś z obiema?]
OdpowiedzUsuńCarmen | Raisa
[Raisa bardzo, wow wow. xD Judith miało być.]
UsuńO, Raiski się mnożą!
Usuń[ Ślizgońsko milusi! Powodzenia w prowadzeniu takiej postaci :) Zaprosiłabym do siebie, ale mam ogromne zaległości i zero pomysłów :C]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[Dogadałby się w takim razie z Raisą. Poza tym, część Slytherinu bardzo nie przepada za Jude.
OdpowiedzUsuńCo do Carmen też w zasadzie nie mam pojęcia. Bo to jednak mieszaniec, więc gorsza od Gabriela, więc patrzyłby na nią też z góry. Nawet jeśli ona też nienawidzi mugoli.]
Carmen | Judith
[Cześć! Miło mi powitać postać, której mi w zasadzie było trzeba do pełni szczęścia – chyba że nie chcesz Serge'a w gratisie :D – bo nie dość, że wspaniały Lauridsen, to jeszcze Gabryś, z którym moją postać łączy całe morze nienawiści, a to zapowiada fajne wątki ;3 Bez stresu, bez obaw, bez zbędnego przedłużania – przydałoby się coś pomiędzy nimi i proponuję hejta. Generalnie Serge szuka teraz kontaktu z Raisą, co na pewno nie podoba się Tjetjensowi, więc mogliby mieć mini awanturę na tym tle włączając w to akcje z grożeniem sobie różdżkami, paroma niemiłymi słowami i wszechobecną pogardą. Gabriel mógł się dowiedzieć, że któregoś dnia zatrzymał Raisę jak wracała do ślizgońskiego Pokoju Wspólnego i się wściekł, że szlama marnuje czas jego narzeczonej, hm? Czy chcesz coś bardziej skomplikowanego i wymyślnego?]
OdpowiedzUsuńS. Chevalier, Hufflepuff
[ Chęci się znajdą, siły może w sobie też znajdę żeby coś tam zacząć w ciągu tego tygodnia, ewentualnie w przyszłym bo będę na wyjeździe, ale będzie wi-fi *_* To dawaj pomysł :D]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[Ja, ja do wątku! Zaochana jestem w takich właśnie ślizgonach, więc serdecznie zapraszam a pomysły w wypadku chęci do wątku zawsze sie znajdą :)]
OdpowiedzUsuńLux
[Uroczy Ślizgon. Witam po raz trzeci :D]
OdpowiedzUsuńRasac/Ramirez
[Jasne, mogłoby tak być. Tylko że mimo iż Carmen kocha przystojnych, bogatych i wpływowych panów, tak też nie da sobie wejść na głowę i się zastraszyć. Tym bardziej może być jego problemem, bo może zacząć się bać, że jednak coś wygada i spróbować na inny sposób. ;)]
OdpowiedzUsuńCarmen
[Nie przesadzajmy, Judith nie jest głupia, a tym bardziej nie jest masochistką. Nie podejdzie do jednej z osób, które ją gnębią, tylko po to, żeby wysłuchać, że jest szlamą i dziwką (jak przezywają ją Ślizgoni). Jeśli już zauważyłaby w rękach Gabriela książkę dla niego niedozwoloną (chociaż podobno uczniom z roku siódmego wolno korzystać z Działu Ksiąg Zakazanych - bo po co inaczej tam by w ogóle były?) to doniosłaby na niego dyskretnie i zapewne tak, że sam by nie wiedział, że to zrobiła ona.
OdpowiedzUsuńChyba że wplączemy dwie postaci w jeden wątek. Doniosłaby na niego Carmen, bo (powiedzmy) miałaby do niego jakiś uraz z przeszłości, a to taka mała żmija, a wina spadłaby na Judith, bo tak. Co powiesz na taki układ?]
Judith
[Mam jeszcze jakieś cztery wątki przed Tobą do odpisania... Ale się postaram.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam już, dawno Pottera nie czytałam. Chyba muszę to naprawić.]
Judith
[Witam serdecznie na blogu! :)]
OdpowiedzUsuńBastian/Eva
Raisa miała wiele problemów. Jej największym był jednak ten, który miała sama ze sobą – ona po prostu nie potrafiła spojrzeć w lustro bez dziwnej niechęci, że widzi swoje odbicie; te piegi, te mysie włosy, te wielkie, zielone oczy, które sprawiały, że wyglądała, jeśli ich dobrze nie mrużyła, jak pobity szczeniak. Ponadto – coś w jej rysach kazało jej ciągle sądzić, że jest jedną wielką porażką dla swoich – nieżyjących już – rodziców. Była to najpewniej kwestia tego, że nie jest chłopcem; silnym mężczyzną ze wspaniałego czystokrwistego rodu, którzy przedłużyłby nazwisko rodziny, a przecież z nią Aristowowie ginęli – nikt nie miał już o nich pamiętać i chyba to, w jakiś bliżej nieokreślony sposób, wyjątkowo mocno ją krzywdziło. Gdyby może jeszcze była perfekcyjna, tak jak sobie Iniessa i Michaił wymarzyli – pragnęli stworzyć córkę idealną: laleczkę, która miała wyglądać, a nie myśleć, bo żaden przyszły partner nie lubi, jak jego żona za dużo kontempluje – ale okazała się porażkę i na tej linii. Skończyła więc jako najlepsza przyjaciółka cholernej szlamy, aby przekonać się, że zawsze należy słuchać starszych: brudasy są złe do szpiku kości i Serge Chevalier utwierdził ją w tym przekonaniu.
OdpowiedzUsuńTo przez niego wybudowała mur, wielki i gruby, za którym zamknęła całą swoją złość na niego, pogardę dla świata mugoli, gorycz i żal. Stał się więc chodzącą bombą, tykającą, w każdej chwili mogąc wybuchnąć. Pielęgnowała w sobie cierpienie i nienawiść, bo wierzyła, że to uczyni ją silniejsza. Odrzucała wszystkich „tak-na-wszelki-wypadek”, nie dopuszczając myśli, że to właśnie ją spotkał taki przypadek i stała się kolejną ofiarą w wielkim zbiorze nieszczęśników pozbawionych nadziei na radość i szczęście. Zaczęła szczerze nie znosić podludzi jego pokroju i ostentacyjnie ich gnębić. Jego zaś – całkowicie unikała, udając, że nie istnieje i nigdy nie istniał. Czasem tylko wygrzebywała ich stare zdjęcie z jednej z wielkich ksiąg, jedyne, które jej się ostało i wspominała, jacy kiedyś byli beztroscy. Nie płakała, nie potrafiła, albo już dawno straciła wszystkie łzy.
Pięć lat nauki minęło jej względnie spokojne – Raisa pięła się z doskonałymi ocenami, została w piątej klasie prefektem, podobnie jak w szóstej – żałowała, że nie w siódmej i nie naczelnym, bo miałaby jeszcze więcej swobody – poznając coraz to nowe tajniki i sposoby niszczenia innych; w ten sposób próbowała odreagować ból. Do nauczycieli odnosiła się z lodowatą uprzejmością, za którą kryły się ostrzegawcze nutki że lepiej z nią nie zadzierać, a do współuczniów nie odnosiła się wcale – albo z czystą nienawiścią „dla zasady”. Czasem z kimś dla zabawy się pokłóciła i wygrywała, czasem cisnęła zaklęciem, czasem zatęskniła za normalnością. Schlebiało jej, że po każdym powrocie z wakacji coraz większa ilość chłopców rzuca na jej szczupłe, pełne sensualności ciało pożądliwe spojrzenia, chociaż żadnemu nie pozwoliła się zbliżyć do siebie.
Przynajmniej aż do wakacji roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego, kiedy to po roku zalotów ze strony rok starszego Gabriela – który przebimbał egzaminy ze względu na pomoc Czarnemu Panu – w progu mieszkania jej wujostwa pojawiła się rodzina Tietjensów i zakomunikowała – nie, nie pytała, nie prosiła, komunikowała – że zostanie żoną ich syna. Byli dla siebie idealnymi partiami: obydwoje zafascynowani czarną magią, źli do szpiku kości z arystokratycznych rodzin. To musiało się udać i tak oto na długim, jasnym paluszku Raisy zabłysł wielki, niemal wrzeszczący swoim bogactwem – i lekką tandetą, gdyby ktoś ją pytał o zdanie – pierścionek zaręczynowy z białego złota z wielkim diamentem w koszyku z czarnych pereł. Ciążył jej niemiłosiernie.
Właściwie, mogłaby odrzucić tę – intratną i pewną profitów – propozycję – nikt nie mógł jej zmusić, bo śmierć rodziny miałaby w dupie, podobnie jak swoją. Zgodziła się, bowiem w jakiś bliżej nieokreślony sposób potrzebowała kogoś u swego boku – szczególnie, kiedy przez dziesięć miesięcy patrzyła jak Serge kogoś ma, a tym kimś nie była ona, a brzydka, szlamowata Puchonka z rocznika niżej.
Tego Raisa znieść nie mogła i – oprócz podjęcia decyzji na zmianę nazwiska – na każdym kroku uprzykrzała życie uroczej parze – bo fakt, prezentowali się nieźle – sama nie wiedząc po co i dlaczego. Robiła to jednak na różne perfidne sposoby, wymyślając przedziwne rzeczy i niestworzone historie byleby ich upokorzyć, chociaż Judith, ze swoim idiotycznym imieniem, nie zrobiła jej w zasadzie – oprócz bycia z Chevalierem – nic złego. Nie przepuściła żadnej okazji, aby ich upodlić i także nie ominęła żadnej chwili, aby nie rozsiać głupiej wiadomości o czymś, czego Bogu ducha winna Townshend nigdy nie zrobiłaby – to się nie liczyło, ważne, że Slytherin od tego aż wrzał i dopingował ją w jej okrutnych poczynaniach
UsuńObydwoje więc stanowili nierozłączną, dobrną i jednocześnie bardzo niepasującą do siebie parę, która za cel postawione miała upodlenie wszystkich nieczystej krwi. Czasem jednak naprawdę nierlubiła kiedy jej narzeczony w czasie posiłku wyciągał ją z Wielkiej Sali – była tak obojętna i zmanierowana, że nawet nie pytała, co też takie frapującego czytał, że nie wsunął dłoni pod jej spodniczkę.
— Jasne – mruknęła przeciągając samogłoski, ale nie patrząc na niego.
Dzisiaj miała wyjątkowo dobry dzień, aby zniszczyć go zakochanej prace. Kiedy więc Tietjens się oddalił, ona jeszcze chwilę poznęcała się słownie nad Jude, poczym, kiedy naprawdę chciała odejść i sądziła, że jej się udało, drogę zaszedł jej Serge. Po długiej, jałowej wymianie zdań i po – co tu dużo mówić – zdegradowaniu go do pozycji męskiej dziwki i pokazaniu, kto tak naprawdę ma władzę nad jego ciałem – chociaż nie do końca jej się podobało, że tak na siebie reagują – dość chwiejnym krokiem skierowała się ku Pokojowi Wspólnemu Ślizgonów, licząc, że Gabriel już dawno się na nią obraził i poszedł do męskiego dormitorium, a ona będzie mogła pogrążyć się w ciszy i swoim żalu.
Los jednak z niej kpił bo niedaleko Kamiennej Ściany stał .
— Tak, spóźniłam – przyznała na poły obojętnie; liczyła, że wypieki na jej bladych policzkach już zniknęły. – Różne takie – wzruszyła ramionami i chciała go wyminąć, jednak on; jakby to był Narodowy Dzień Zachodzenia Jej Drogi; nie pozwolił jej na to. – Puść mnie proszę, chyba nie chcesz robić scen – wzrokiem nakierowała go na grupkę wzdychających do niego dziewcząt – wśród drugorocznych – uniosła zaczepnie jedną brew i ułożyła smukłą dłoń na jego torsie. Jej głos był lodowaty i łatwo było wyczytać, że jest na skraju wybuchu. – Kochanie – dodała z drwiną i spróbowała oswobodzić ramię z jego żelaznego uścisku – bądź rozsądny – warknęła ostro.
[W takim razie gratuluję, bo wyszło :D Cathy pewnie szybko uciekłaby przed Gabrielem, więc niestety, ale nie mam żadnego pomysłu. Powodzenia życzę!]
OdpowiedzUsuń[Wątek masz jak w banku, jednakże potrzebowałbym jakiegoś pomysłu albo chociaż zalążka. Proszę ;)]
OdpowiedzUsuńAlastair
[Jest :D]
OdpowiedzUsuńAlastair
[Kochany Slytherin! Dzień dobry, dzień dobry! :D]
OdpowiedzUsuńChantelle // Ellie // Lenard
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Dzięęęki za rozpoczęcie wątku, ale ja niestety muszę poprosić o kilka dni cierpliwości, bo wyjeżdżam i nie będę miała jak odpisać. W weekend, dobrze? ;3
Usuń+ Wybacz, że śmiecę podwójnym komentarzem, ale w poprzednim zakradło się okrutne powtórzenie.]
S. Chevalier, Hufflepuff
[Ja to w sumie zawsze mam pomysły, tylko zawsze się boję, że ktoś odmówi, albo coś. Jedno mam ze swojej Lux, to, że strachliwa jestem. W każdym razie ojciec Lux jest powiązany ze Śmierciożercami, był jednym, przestał być ale znów jest, to temat chyba na jakąś fabularną notkę, ale mniejsza o to. Mogłaby na przykład dostać sowę o tym, że jej ojcu coś się stało. Szukałaby kogoś, kto mógłby jej pomóc z tym(sądzę, że plotki w Hogwarcie się wtedy szybko roznosiły, a skoro ona miałaby kontakt z takim towarzystwem, to choćby po nazwisku mogłaby rozpoznać, kim jest Gabriel). On za to mógłby jej nie kojarzyć, ale przystać na to spotkanie, chcąc ją zdemaskować, czy coś i mogłaby przed nim uciec, gdyby przyszedł z kimś jeszcze, później skądś mógłby się dowiedzieć, że jednak zna jej ojca no i przynajmniej z nią porozmawiać, mało wylewnie oczywiście, bo nie dość, że jest córką charłaczki, to jeszcze bękartem. ]
OdpowiedzUsuńLux
[Cześć z dużym opóźnieniem Ślizgonie! :3 a gdzie się podział Johnathan? :cc]
OdpowiedzUsuń[to ja chętnie posłucham tego zalążka pomysłu :D]
OdpowiedzUsuńOstatni rok nauki w Hogwarcie był tym, którego początek napawał Iana prawdopodobnie największym strachem i nie chodziło tutaj o czekające na niego OWUTEM'y. Nauka już dawno zeszła na dalszy plan, a to wszystko za sprawą osobnika nazywanego w magicznym środowisku najpotężniejszym czarnoksiężnikiem ostatnich czasów. Lord Voldemort zaczął sukcesywne niszczenie życia Ślizgona dobrych kilka miesięcy temu, gdy w ramach karyzmusił go do zasilenia jego szeregów. Tamten dzień przybrał miano początku problemów, które nieprzerwanie ciągnęły się za nim aż po dzień dzisiejszy. Ze względu na Gabriela — chłopaka, który poniekąd zaliczał się do grona jego przyjaciół, których mimo tego i tak miał niewielu — na każdym zebraniu starał się nie okazywać swojego strachu i tego, że nigdy, przenigdy nie marzył dostąpieniu zaszczytu noszenia Mrocznego Znaku. Poglądy Czarnego Pana nie wpisywały się w te, które on sam wygłaszał, jednak nie mógł polemizować z jego niewyczerpaną mocą. Oczywiście od czasu do czasu zdarzało mu się zbuntować, aczkolwiek każdy przejaw rebelii tłumiony był już w zarodku. W końcu po kolejnych torturach, przyczynieniu się do śmierci jego rodziców i dziesiątkach innych epizodów zamilkł, robiąc to co życzył sobie jego Pan. Jego życie zmieniło się jednak już po raz kolejny w te właśnie wakacje, tym samym raz na zawsze skreślając jego nazwisko z długiej listy Śmierciożerców. Zabójstwo w obronie koniecznej być może nie było strzałem w dziesiątkę, nie mniej jednak w tamtej chwili tylko i wyłącznie tamta perspektywa wydawała mu się być tą najsłuszniejszą. Ian od dawien dawna zaprzestał żyć jak wychowanek Domu Węża z krwi i kości, zamieniając nic niewartą egzystencję na coś o wiele bardziej wartościowego. Samotność i egoizm zamienił na szczerą miłość do jednej z Gryfonek, a ślizgoński cynizm i poczucie wyższości również poszło w odstawkę. Wraz z ręką i Mrocznym Znakiem stracił pewną część siebie, jednak bez względu na tysiące nieudogodnień, stres, wstyd i kłopotliwą nieporadność, cieszył się, że już nigdy więcej nie spotka na swojej drodze sylwetki Czarnego Pana, który nazywając go swoim podwładnym rozkaże wykonać mu zadanie, będące sprzecznym z jego prawdziwą naturą.
OdpowiedzUsuń— Czego chcesz? — rzucił od niechcenia dzisiejszego wrześniowego poranka, kiedy to siedząc w Wielkiej Sali kończył jeść śniadanie, które niefortunnie przerwało mu pojawienie się Gabriela. Jeszcze jakiś czas temu Ian mógł nazwać go przyjacielem, lecz aktualnie miał co do tego wielkie wątpliwości. Blake od zawsze miał spore problemy z nawiązywaniem głębszych i trwalszych znajomości, więc tym bardziej doceniał towarzystwo Tietjensa. Ich relacje uległy znacznemu pogorszeniu z niewiadomych dla Iana względów, jednak po części domyślał się on powodu tego nagłego trzymania dystansu. Voldemort. Osobiście nie miał do niego żalu nawet o to, że ten bez skrupułów przejął po nim funkcję obrońcy w ich domowej drużynie Quidditcha, ale nie rozumiał dlaczego Gabs odwrócił się do niego plecami. Mimo tego odsunął talerz i ruszył do przodu, by po zaszyciu się w bardziej odpowiednim miejscu wziąć do ręki listy, których treścią chłopak najwyraźniej pragnął się z nim podzielić.
— Nie sądzisz, że to nie najlepszy pomysł prosić mnie o pomoc? — syknął, ostentacyjnie chowając lewą, błyszczącą metalową poświatą rękę za plecy. Nie wiedział, czy potrafiłby odmówić mu wsparcia, którego potrzebował w walce z adresatem anonimowych pogróżek, jednak jakaś niewidzialna siła podpowiadała mu, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Zgodnie z rozsądkiem powinien zaniechać wszelkich kontaktów z każdą osobą mającą styczność z Lordem Voldemortem. Powinien odciąć się od dawnych znajomych i zacząć żyć po swojemu. Powinien, aczkolwiek pomimo tego jak zwykle postąpił inaczej... — Powiedzmy, że jestem ci coś winien — westchnął z rezygnacją, oddając mu listy i odsuwając się na odległość dwóch kroków. — Tylko oświeć mnie i powiedz jak zamierzasz go odnaleźć? — zapytał, wskazując gestem na zwinięte w rulonik arkusze pergaminu.
Ian
[tia to niestety ja - hejka piękna ;)]
OdpowiedzUsuńSam.
[Możemy i w zasadzie nie pogniewałabym się o jakąś dramatyczną, mroczną akcję, o ile wątek nadal aktualny :D
OdpowiedzUsuńWybacz, że odpisuję dopiero teraz.]
Alastair
[Kto zaczyna - ty czy ja? :D Moje gg znajdziesz w odautorskim komentarzu w karcie ;)]
OdpowiedzUsuń[Jasne, że kontynuujemy :D ok, czekam w takim razie :)]
OdpowiedzUsuńIan
[Haaa, faktycznie taki sam nick, dopiero teraz zauważyłam :D A czemu by nie, pytnie, masz jakiś pomysł czy ja mam coś wymyślić?:)]
OdpowiedzUsuńWiktor
Panna Aristowa miała to do siebie, że kłamstwami potrafiła sypać jak z rękawa i czasem nawet nie orientowała się, że nie mówi prawdy. Po prostu z jej ust wylatywało coś, co zupełnie było rzeczą wymyśloną tak, jakby była to reakcja obronna organizmu, jakiś mało skomplikowany mechanizm i coś, nad czym nie do końca ma kontrolę, ale jest mocno przydatne. Co prawda, akurat w tej rozmowie z Gabrielem świadomie nieco – albo nawet i bardzo – nagięła fakty i z lubością – na swój sposób chorą – przyglądała się, jak jego przystojna twarz zmienia wyraz. Odkrył to, a Raisa wcale nie czuła się przez to źle, ba!, była z tego dziwnie zadowolona, chociaż znała Tietjensa na tyle, aby wiedzieć, że nieważne, czy jest się jego kochanką, czy zupełnie nieznajomym mugolem, lepiej nie wchodzić mu a drogę, bo może się to źle skończyć. Nie zależało jej jakoś wybitnie na tym, aby jej ufał, czy aby traktował ją dobrze – wierzyła bowiem, że z każdej sytuacji jest w stanie wyjść obronną ręką.
OdpowiedzUsuńProblemem było jej nad wyraz zdradliwe ciało – oto się okazywało, że Rosjanka nie jest w stanie ukryć targających jej drobnym ciałem emocji po spotkaniu z Chavalierem, a jej narzeczony, o zgrozo!, to ewidentnie dostrzegał. Ostre spojrzenie zielonych tęczówek chłopaka tylko ją w tym uświadczyło, chociaż, o dziwo, wcale się o nie bała, mimo że każdy o zdrowych zmysłach to robił. Ona jednak wolała utrzymywać z nim kontakt wzorkowy i niemal wyzywająco zadzierając jedną brew. Cóż z tego, że igrała z ogniem, skoro mogła mieć przy tym odrobinę chorej zabawy.
— Kłamstwo to zbyt mocne słowo – stwierdziła opryskliwie. – Uznałabym to za lekkie... niedopowiedzenie – zakpiła z niego. – Nie tak ostro, skarbie – wciąż nie zmieniła tonu z ironicznego.
Mimo wszystko, posłusznie powłóczyła nogami za Tietjensem, chociaż chude ramie, które ściskał w swoich żelaznych placach już ją bolało. Chociaż wewnętrznie panikowała i najchętniej uciekłaby jak najdalej od niego, szczeólnie kiedy dał pokaz swojej siły i ujście emocjom, gdy pchnął ją na ścianę, a jego pięść zatrzymała się parę milimetrów od jej głowy, to wiedziała, że byłaby to zbyt wielka ujma na honorze. Ledwo powstrzymywała więc drżenie ciała. Cichutkie Na Merlina poniosło się po pustym szkolnym korytarzu.
— Serge to szlama – powtórzyła i nie okazała, jak bardzo ją to stwierdzenie zraniło, chociaż ona wołała tak do tego cholernego Puchona przy wszystkich; wyglądało to tak, jakby przytakiwała. – Byłam głupią dziewczynką – dodała, wiedząc, że jeśli chce urwać tę konwersację, musi podporządkować się zasadom gry narzeczonego. Kiedy więc ją pocałował, posłusznie oddała pieszczotę, chociaż nie było w tym pasji. – Nie możesz mi niczego zabronić – wyrwało się jej nagle; nienawidziła być traktowana jak zabawka i czyjaś własność. – Przestań – warknęła w jego wargi i spróbowała go od siebie odsunąć. – Gabrielu, opanuj się – uciekła przed kolejnymi pocałunkami, odwracając głowę. – Będą twoją żoną – sprostowała – nie jestem twoją błyskotką – dodała dumnie i wciąż zapierała się dłońmi, ułożonymi na jego torsie, aby nie mógł się za bardzo zbliżyć.
Mocno kajająca się i błagająca o wybaczenie Raiska
[ Cieszę się, że Ci się podoba :) Jeśli nie jesteś zawalona wątkami to zapraszam do siebie :) ]
OdpowiedzUsuńGrace/Melissa
[ Heej. Wracam do żywych i zastanawiam się czy propozycja wątku nadal jest aktualna :)]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
Od dnia wypadku, którego skutki widoczne były po dziś dzień w postaci metalowej protezy, Ian obiecał samemu sobie, iż już nigdy nie dopuści do siebie żadnego Śmierciożercy. Bliska konfrontacja z pobratymcami Lorda Voldemorta nie wiązała się z długim i przyjemnym życiem, a osobiście Ślizgon miał już serdecznie dosyć tych wszystkich nieszczęść. Wiedział jednak, że nie potrafiłby odmówić pomocy osobie, z którą jeszcze nie tak dawno łączyła go przyjaźń; może i ostatnimi czasy relacje jego i Gabriela definitywnie się zniszczyły, lecz brunet w dalszym ciągu pamiętał momenty, w których żadne z ich dwójki nie nosiło na przedramieniu Mrocznego Znaku. W tamtych czasach wszystko było zdecydowanie łatwiejsze, a ten jeden symbol Czarnego Pana raz na zawsze przekreślił wcześniejsze plany i oczekiwania. Ian mimo wszystko nie żałował takiego obrotu spraw; aktualnie wszystko zmierzało w jak najlepszym kierunku i dlatego też miał szczerą nadzieją, że kwestia wysyłanych do Tietjensa anonimowych pogróżek jak najszybciej się wyjaśni, a on sam wreszcie trwale uwolni się od byłego kumpla.
OdpowiedzUsuń— Naprawdę uważasz, że będę się narażać tylko po to, żeby tobie nic się nie stało? — zapytał, unosząc brwi na wzmiankę o jego roli potencjalnego ochroniarza. Nie miał pojęcia jaki plan kiełkował w głowie chłopaka, jednakże był pewny, że nie przystałby na żadną z wymagających poświecenia propozycji. Obiecał trzymać się z dala od kłopotów, lecz one uparcie nie chciały od niego uciec, nawet w postaci kłopotów zupełnie nie dotyczących jego osoby.
— Zapomnij — dodał nieco bardziej stanowczym tonem głosu, odsuwając się i rozglądając, chcąc zdobyć pewność że nikt ich nie podsłuchuje. Nie miał zamiaru ponownie dać zaszufladkować się jako jeden ze Śmierciożerców, a dłuższe przebywanie z Gabrielem nie niestety mogło do tego doprowadzić.
— Ale jeśli chcesz, to proszę bardzo, zawsze możesz odwiedzić biuro Filcha i zajrzeć do uczniowskich kartotek — powiedział, chociaż nawet w jego opinii ten pomysł graniczył z absurdem. Inicjałów rozpoczynających się na pierwszą literę alfabetu w całym Zamku mogło być nawet i kilkadziesiąt, zatem przesłuchiwanie każdego z osobna było jedynie stratą czasu.
— Chyba, że twój anonim w tym czasie wysłał już nową wiadomość — wskazał głową na otwarte na oścież drzwi Wielkiej Sali, po której krążyły dziesiątki sów, przynosząc kolejną dostawę poczty. Ian wolał spokojnie zaczekać, aż Gabriel poinstruuje go i zaszczyci nieocenioną wskazówką dotyczącą postępowania z nachalnym adresatem listów. Nie chciał dać mu do zrozumienia, że pomógłby mu z uśmiechem na ustach i jeszcze większymi chęciami; robił to jedynie z poczucia obowiązku i świadomości, że jest mu coś winien. Jego postępowania nie uwarunkowywały żadne wznioślejsze cele, a już na pewno nie nadzieja na odbudowanie ich przyjaźni, dlatego też zachowanie dystansu i pojedyncze, lakoniczne rady wydawały mu się w tych okolicznościach najodpowiedniejszymi.
Ian
[ W takim razie zacznę coś w weekend, bo chwilowo ogarniam uczelnie i pracę. No chyba, że jesteś tak dobrą duszyczką i mnie wyręczysz <3]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley