Ignotus Darkfitch
7 rok
Ślizgon
***
Powroty bywają trudne. Czasami cholernie trudne. Zwłaszcza,
gdy odchodząc zostawia się za sobą całą masę niewyjaśnionych spraw. Niewyjaśnionych
spraw, które, choć trudno ci przyznać to nawet przed samym sobą, po raz
pierwszy w życiu uczyniły cię szczęśliwym człowiekiem.
Ignotusie, szczęście
to ułuda. Czy gdy myślałeś, że nigdy nie staniesz się taki jak twój ojciec
naprawdę w to wierzyłeś? Czy w istocie zakładałeś, iż będziesz mógł ułożyć
życie po swojemu? A może po prostu bardzo chciałeś by była to prawda? Być może
potrzebowałeś by na chwilę poniosła cię fantazja. Ale wybacz… Przecież nie
jesteś ani głupi ani naiwny. Musiałeś wiedzieć, że się nie uda. Jesteś
Darkfitchem. To zobowiązuje. No już uśmiechnij się, podnieś głowę do góry i
pokaż ojcu oraz wszystkim dokoła, że zasługujesz na to, by nosić to nazwisko.
Spójrz na swoją swoje przedramię.
Widzisz? To najlepszy dowód na to, że już nigdy nic nie będzie takie samo.
Powroty bywają trudne, ale ty nie jesteś już tym samym Ignotusem, który
odchodził. W wakacje urodziłeś się na nowo. Uczucia to słabość, na którą nie
możesz sobie pozwolić. Zapomnij o nich, zapomnij o niej… Tak będzie lepiej i
dla ciebie i dla niej.
***
"Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie." / Antoni Kępiński
***
[Wracamy z Ignotusem.
Zapraszamy do wątków.
Nie jesteśmy zapchaj
dziurami i liczymy na coś ciekawego, więc piszcie jak macie intrygujące pomysły.
Karta nie jest
jeszcze w pełnej wersji, ale na dniach ją pouzupełniam.]
[Czekałam na ten dzień prawie pół roku!
OdpowiedzUsuńRecepta.]
Ona
[ Witamy ponownie :) Dobrze, że wróciłaś. ]
OdpowiedzUsuńMary M./ James P.
[Wow. Wow. Wielki come back! Nareszcie! Pozdrawiam z długiego urlopu (wrzesień, nowa szkoła i te sprawy) z nowymi postaciami (r.i.p kristel).]
OdpowiedzUsuńSloane / Jamie
[Witam ładnie, życzę dużo weny i zapraszam też do Carmen, bo z nią chyba prędzej się dogada. ;)]
OdpowiedzUsuńCarmen | Judith
[Witam z powrotem :)]
OdpowiedzUsuńRasac/Ramirez
Palce Evy nerwowo stukały o szybę, idealnie dopasowując się do rytmu przesuwanych mechanicznych wskazówek zegara, które pomału zbliżały się do jedenastki. Godzina zero, tak bardzo wyczekiwana przez dziewczynę od niemalże początku letnich ferii, stała się faktem, zwiastując powrót do domu. Domu, gdzie wreszcie bezczynność ustąpi miejsca priorytetom, choćby najbardziej idiotycznym. Reeve na peronie 9 i ¾ pojawiła się precedensowo z dużym wyprzedzeniem, zastając prawie pusty pociąg z wysprzątanymi, zachęcająco wyglądającymi przedziałami. Kierowana doświadczeniem zajęła jeden z ostatnich i przez następne leniwie upływające minuty po prostu obserwowała powiększający swe rozmiary tłum skupiony wokół magicznej bramy z mugolskiej części Kings Cross. Drzwi przedziału co jakiś czas rozsuwały się i zasuwały, a potencjalni współtowarzysze albo dostrzegali na końcu wagonu swoich przyjaciół i odchodzili, albo rezygnowali z nieznanych Evie przyczyn (dziwne, a kiedy przeglądała się rano w lustrze, wydawało jej się, że nie jest trędowata), udając się w dalszą tułaczkę.
OdpowiedzUsuńSkrzypienie nienaoliwionych drzwi było o tyle irytujące, że przy kolejnej z rzędu takiej serii dźwięków obróciła głowę w stronę ich źródła, marszcząc brwi w złości i natychmiast przez myśl jej przeszło – zakładając, że była zdolna myśleć - że bardzo cieszy się, że pod sobą ma zabezpieczenie w postaci wyściełanej zielonym, miękkim materiałem ławę. Spojrzeniem niemal natychmiast wróciła do okna, a palce zamarły w połowie kolejnego stuknięcia.
On tak po prostu tam stał. Tak po prostu, w najzwyczajniejszych w świecie spodniach i śnieżnobiałej koszuli, kontrastującej z delikatną opalenizną. Tak po prostu z tym typowym dla siebie obojętnym wyrazem twarzy, przydługimi blond włosami i zawsze badawczym spojrzeniem przenikającym ją niczym taflę szkła, zdobioną czarnym tuszem obrazującym w prostych słowach to wszystko, co kłębiło się w jej głowie
On tak po prostu tam stał, a ona znów, tak po prostu, przeciw wszystkiemu, zapamiętała każdy, nawet najdrobniejszy szczegół z tego spotkania rozszerzonych ze zdziwienia źrenic.
Po prostu stąd wyjdź - chciała rzec, ale jej ciało zesztywniało, ograniczone przerażeniem, że jeśli nie zastygnie w bezruchu, to obojętna fasada pęknie, ukazując wszystko to, co przez ostatnie pół roku rodziło się, umierało, a następnie gniło w jej głowie. Po prostu odwróć się, wyjdź i zostaw wszystko tak, jak zrobiłeś to pół roku temu. A ja zrobię dokładnie to, co powinnam: nie wrócę do przeszłości. Nie tym pieprzonym razem.
- Hej, jak wakacje? - Przeklęła, przeklęła w podświadomości setki razy tych, którzy otwierali drzwi tego przedziału tylko i wyłącznie dlatego, by chwilę później go opuścić. Przeklęła wszystkich znajomych, którzy mieli znaleźć się tu, przy niej, całe długie minuty temu, a najbardziej z nich wszystkich przeklęła tego, którego imienia miała już nie wymawiać nawet w swojej udręczonej pytaniami głowie, gdyż zamiast potraktować ją jak te kilka osób przed nim, zebrał się na rozpoczęcie rozmowy.
Jeszcze mocniej skupiła wzrok na ostatnich żegnających się osobach, wpadających na peron spóźnialskich, płaczących matkach, które posyłały w powietrzu całusy swoim dzieciom, udającym pierwszy raz w drogę w samo serce magii.
- Odpuść – powiedziała tak cicho, że nie była nawet pewna, czy głos jej przy tym nie zadrżał, zdradzając przy tym jej uczucia, których sama nie potrafiła jeszcze sklasyfikować. W środku była jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Nie było w tym skrępowania, prędzej bezgraniczna wściekłość i tylko trochę opanowania przed tym, aby rzucić się z pięściami na jedyne źródło uczuć, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Osobę, którą w innym życiu kochała.
Effy
[ Ja jeszcze nie miałam przyjemności powitać, więc witam teraz :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey/Melissa
[O no proszę, kto tu wrócił :3]
OdpowiedzUsuńChantelle // Ellie // Lenard
Niebywale ciężko było zmuszać swoje oczy do patrzenia w kierunku przeciwnym do tego, w który coś je przyciągało, ale Eva starała się to robić najlepiej, jak mogła. Przez ostatnie pół roku najpierw borykała się z nadzieją, że jeszcze go zobaczy, a później próbowała poradzić sobie z faktem, że to nie nastąpi, przyzwyczajając się stopniowo świata widzianego w nowych barwach. Teraz spokojnie mogłaby podzielić minione miesiące na kilka etapów: począwszy od tego okropnego uczucia ciągnącego się za nią od pamiętnego ostatniego poranka - tak jakby dostała obuchem w twarz, a w uszach miała bezustanny szum - poprzez chwilę, kiedy dotarło do niej, że padła ofiarą żartu, Ignotus obszedł się z nią jak z zabawką, kończąc na tym najgorszym, najtrudniejszym pod każdym względem okresie, kiedy przyzwyczajała się do myśli, że tak się po prostu stało, a ona musi zaakceptować rolę idiotki i ruszyć dalej.
OdpowiedzUsuńPo tym czasie… Naprawdę zbudowała swój świat na nowo, opierając go na innych fundamentach. Eva wierzyła, że nic nie da rady zatrząsnąć nim w posadach aż do tej chwili, kiedy naprzeciwko niej, w przedziale pociągu na linii Londyn-Hogwart, usiadł Ignotus, zaprzeczając tym samym jej płonnym nadziejom, że to nie dzieje się naprawdę, a jest tylko efektem zmęczenia, halucynacji, skutkiem oddychania przesiąkniętym spalinami powietrzem, czymkolwiek, tylko nie gorzką prawdą: Darkfitch wrócił, a z nim wspomnienia.
Może kiedyś to byłby powód, aby szturchnąć go w ramię i porządnie ochrzanić, aby potem przejść z tym do porządku dziennego.
Może kiedyś to byłby powód, by rzucić mu się na szyję, pocałować w pełne usta i wyszeptać w nie jak bardzo tęskniła.
Może to był dobry powód charakterystyczny dla starych, dobrych czasów, kiedy byli przyjaciółmi, albo uczyli się, jak być dla siebie kimś więcej. Teraz należało jedynie otrząsnąć się z szoku i jeszcze szczelniej zamknąć się w swym nowo wybudowanym świecie. Bez pytań, bez wyrzutów, bez karmienia się wspomnieniami i pytania: co by było, gdyby…. Tak było dobrze, tak było dla niej bezpieczniej, to była droga najskąpiej usłana cierniami. Podążając inną: pozwalając by Ślizgon na nowo zajął jakieś miejsce w jej życiu, nawet jeśli byłoby to tylko miejsce na ponure rozmyślania w jej głowie, mogłaby się tylko bardziej pokaleczyć.
Do przodu, dziewczyno, uważaj na stopy.
Pociąg ruszył, kiedy Ignotus się odezwał, wyrywając ją z otumanienia. Odwróciła wzrok od szyby, spostrzegając, że przez długi czas wpatrywała się w jeden punkt tak uporczywie, że wszystko na około się rozmyło. Skupiła go dopiero na Ignotusie, nie wiedząc nawet, czy jest bardziej rozbawiona, czy poirytowana, więc zdecydowała się na uniesienie kącika warg do góry, w nieco kpiącym geście.
- I akurat w tej sprawie jesteś tak niezdecydowany, że postanowiłeś zapytać mnie o zdanie? - Przechyliła głowę na bok, zerkając w stronę drzwi z zamiarem zorientowania się, gdzie też spóźnialscy uczniowie zamierzają się ulokować w raz ze swoimi bagażami. Była tak niepewna swoich własnych uczuć, że nie potrafiła nawet przyznać się przed samą sobą, czy wolałaby w tym przedziale kogoś jeszcze, czy może zupełnie odwrotnie.