11 października 2014

.

╒═══════════════════════════════╕
╘═══════════════════════════════╛
C H A R L I E   B L U E F I E L D
Puchon ─ szukający ─ Kapitan

╒════════════════════════════════════════════════╕
27/06/1960 || czysta krew || VII klasa || Hufflepuff
Obrona przed czarną magią, Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Zielarstwo
jedna z londyńskich kamienic, dla mugoli niewidoczna || kocur Moon
klon, włos z grzywy jednorożca, 10 i ¾ cala, giętka 
bogin: nieznany || patronus: czarny kruk
gra na pianinie
Klub Ślimaka
╘════════════════════════════════════════════════╛

MYŚLODSIEWNIA ─ DUSZE ─ PO WSZYTSKIM

_________________________________________________
Chyba mnie znacie, ale nie jestem pewna
Lenard przebywa w postaciowym niebie, ale jest Charlie
Charlie jest kochany

Inne postacie:
Chantelle // Ellie

16 komentarzy:

  1. [<3



    CHODŹ NA WĄTEK, CHARLIE. :D]

    k.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Charlie kochany, jak miło go znowu ujrzeć! :D]
    #Ian | #Cornell

    OdpowiedzUsuń
  3. [ No to możemy już wątkować, tylko kto zaczyna? ]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wreszcie opublikowałaś! :D Dobrze, że tym razem nikt cię nie uprzedził. Miałaś pomysł na wątek także słucham ;]

    Julie

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam się ładnie z panem Charlsem, z którym chyba miałam kiedyś wątek (nie jestem pewna). Ale chyba jednak z Nitą lepiej dogada się Chan. Chociaż zawsze można spróbować coś wymyślić z Judith!]

    Nita | Judith

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Będę wdzięczna jak zaczniesz :) Pomysł na zaczęcie również mi się podoba, więc pozostaje mi tylko poczekać. ]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  7. [Mnie się marzy wątek z Charliem. Oboje z Imogen chcą zostać Aurorami, są na tym samym roku, no i do tego Zaklęcia, Eliksiry i Zielarstwo. c: Muszą się znać.]
    Imogen

    OdpowiedzUsuń
  8. [Kocham za Lermana <3 Charlie jest taki... Ech no niewypowiedzianie cudowny i uroczy :> Jestem pewna, że Helen z chęcią zostanie przez niego prowadzona w ciemnościach, na pewno nie będzie miała nic przeciwko :D]
    Helen

    OdpowiedzUsuń
  9. Od dziecka uwielbiała tańczyć i śpiewać. W domu zawsze biegała po wszystkich pomieszczeniach i krzyczała najgłośniej jak tylko potrafiła słowa popularnej wtedy piosenki. Nie bała się, że ktoś przyłapie ją, gdy udawała swoją ulubioną piosenkarkę albo gdy wyginała się przed lustrem próbując zrobić piruet. Jako pięciolatka nie wstydziła się swojej pasji, a wręcz przeciwnie - zachęcała do śpiewania wraz z nią. Rodziców traktowała jak przyjaciół i to głównie oni byli jej widzami. Uwielbiała przed nimi występować. Z chwilą, gdy rozpoczęła swoją naukę w Hogwartcie była pewna, że będzie mogła kontynuować dalej to co kocha. Niestety marzenia prysły jak bańka mydlana. Zapisując się do chóru jedynie się ośmieszyła. Stojąc przed innymi uczniami nie mogła słowa z siebie wydusić. Do dziś pamięta wielką gulę w gardle, która nie pozwoliła jej wydobyć najpiękniejszych dźwięków. W dodatku zamiast przeprosić i spróbować jeszcze raz po prostu z płaczem opuściła miejsce prób i zakończyła swoją karierę w szkolnym kółku. Dziewczyna przez tydzień chodziła jeszcze zestresowana. Trema niestety jej nie opuściła i ciągnęła się za nią przez te wszystkie lata. Julie, aby w spokoju i bez obawy, że ktoś ją przyłapie zaczęła wymykać się nad jezioro. To tam mogła do woli ganiać po łąkach tańcząc i śpiewając. Julie nie chciała znów upokorzyć się przed kimś dlatego uciekała gdzieś gdzie mało kto zagląda, zwłaszcza popołudniami i wieczorami. Dziś było zaskakująco ciepło. Rzadko kiedy w październiku zdarzały się ciepłe dni i ludzi mieli ochotę wyjść na dwór, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Puchonka skorzystała z okazji i od razu po zajęciach wpadła do swojego dormitorium, aby zrzucić mundurek i założyć sportowy strój. Wymijając uczniów pędziła po schodach i skacząc z ostatniego schodka udała się do wyjścia na boisko. Szybko przeszła przez błonia i docierając do jeziora odsapnęła chwilę. Tak bardzo uwielbiała to miejsce, że nie wyobrażała sobie innej kryjówki do ćwiczeń. Od pierwszej klasy minęło wiele czasu, dlatego głos Julie całkowicie się zmienił. Jej śpiew był melodią dla uszu, a nie piskliwym krzykiem. Kochała siedzieć przy brzegu jeziora i nucić ulubioną piosenkę. Dziś również przykucnęła przy wodzie i zaczęła głośno śpiewać.

    [Skoro dałaś pomysł to postanowiłam rozpocząć wątek ;]
    Julie

    OdpowiedzUsuń
  10. Rzadko pojawiła się na stadionie wśród ryków, gwizdów i wyzwisk. Wykorzystując nienaturalną ciszę, zaszywała się w dormitorium i, spożywając kalorie w postaci czekolady, bazgrała ołówkiem po kartce papieru, starając się nadać konturom odpowiedni kształt i przy tym nie zasnąć. Jej pojawienie się na meczu zwiastowało tylko jedno, kłopoty dla pewnego osobnika płci męskiej, który swoimi popisami (świadomie albo nie wpieni świadomie) doprowadzał płeć piękną do kapitulacji serca, wszak już dawno przekonała się na własnej skórze, że jej prywatna definicja „uroczy” kłóciła się z góry przyjętymi normami.
    Wykrzywiła drobne usteczka w delikatnym uśmiechu, gdy iście złośliwy tłuczek powędrował do szybującego po niebie jej domniemanego braciszka. Walkę „o śmierć i życie”, a raczej „bycia albo nie bycia na boisku”, która została odegrana na oczach wiernych kibiców i komentowana głośnymi okrzykami albo głębokim westchnieniami, śmiało można było to nazwać z biegiem okoliczności. Ale tylko dwie osoby w wszechświecie wiedziały, że zbieg okoliczności nie istniał, nie, gdy parę godzin wcześniej Iris Echols i Charlie Bluefield uścisnęli sobie dłonie, aby zapieczętować zakład, który został zasugerowany przez dziewczynę w ramach małej zemsty, a wcielony w życie przez dumę chłopaka. A Krukona, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że umiejętności miotlarskie Puchona nie były jedynie szczątkowe, nie miała zamiaru pogrzebać swoich ambicji i czekać aż szczęście zapuka do jej drzwi, dlatego z niemożliwego stworzyła możliwie, dokładając wszelkich starań, aby jej podły występek został przypisany zdesperowanym Ślizgonom. Tłuczek spisał się na medal i dostarczył jej niemałej satysfakcji, traktując szukającego swoją bestialską siłą.
    Dbając o to, aby w jej szkolnej torbie pojawiły się piękne, ostre jak brzytwa nożyczki, poprawiła ją na ramieniu, przeczesała dłonią włosy i, wyrażając mimiką twarzy swój wielki żal i smutek z powodu niespodziewanej przegranej Bluefielda, postanowiła odwiedzić go w Skrzydle Szpitalnym, zachęcona przez słowa: „to straszne co przydarzyło się twojemu bratu!”. Zaiste, to straszne, przytakiwała bez namysłu, pokonując korytarze Hogwartu, kiedy automatycznie na słowo „brat” przed jej oczami pojawiły się rysy twarzy, twarzy, która stopniowo zacierała się w jej wspomnieniach, twarzy, która zdecydowanie nie należała do Puchona.
    Przywitała cię z pielęgniarką krzątającą się po swoim „królestwie” i przeniosła szybko spojrzenie na grupę Puchonów, współczujących, ale szczęśliwych, bo nawet bez złapania znicza dopięli swego. Ale wynik nie miał znaczenia, liczyło się tylko to, że Charlie, przez którego niegdyś musiała marnować czas na szlaban, był zmuszony do leżenie w niewygodnym łóżku i zdrowotnej kuracji.
    — Oh, Charlie, tak mi przykro — zaszczebiotała, przerywając potok słów mieszkańców domu borsuka, którzy w zastraszającym tempie ulotnili się z zasięgu jej piwnych oczu. Po Hogwarcie krążyły najróżniejsze plotki na temat ich relacji, ale ostatecznie wszyscy przyjęli wersję, która niesłuchanie drażniła Iris. Awansowała na stanowisko jego młodszej siostry i co z tego, że nie łączyło ich wspólne nazwisko, i co z tego, że oprócz koloru włosów nie mieli ze sobą nic wspólnego?
    Pochyliła się na ciałem swojego, z braku lepszego określenia, kolegi i musnęła go chłodnymi wargami w ciepły policzek.
    — Jak się czujesz? — zadała standardowe pytanie, konfrontując pośladki z jego łóżkiem. — Nie wyglądasz na szczęśliwego, Lie.

    I. E

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli dzieciństwo bez jednego rodzica uznaje się za wybrakowane, to Skyler można śmiało nazwać wyjątkiem, potwierdzającym regułę. Jej ojciec zostawił matkę jeszcze zanim się urodziła, w dodatku bez wyraźniejszego powodu. Przynajmniej tyle udało się wywnioskować dziewczynie, bo za każdym razem, gdy o to pytała, Demelza Westbroock zamykała się w sobie, odpowiadając półsłówkami lub kompletni ignorując zadawane przez córkę pytania.
    Może było jej tak wygodniej, bo za bardzo go kochała, może ten mężczyzna, jak zwykła nazywać go Sky, ją skrzywdził, a może po prostu uważała, że dziewczynie będzie łatwiej, nie wiedząc nic o swoim ojcu. Ale jej nie można było tak łatwo odciągnąć od tego tematu i gdy kiedyś mama wyszła do fryzjerki, zostawiając ją samą w domu, przeszukała całą jej sypialnię. I znalazła.
    Zdjęcie, które wyciągnęła spod materaca było nieduże, czarno-białe i naprawdę śliczne. Uśmiech znajdującej się na nim osoby sprawiał, że Sky także się uśmiechnęła. Z drugiej strony zauważyła wyraźny podpis: Dla Demelzy, George.
    Od tej pory zawsze miała je przy sobie. Nie pozwalała mu zalegać w pudełku pod łóżkiem, tak jak to robiła z resztą ważnych fotografii, ale wkładała do którejś z ksiąg i nosiła w torbie, od czasu do czasu przyglądając się przystojnemu mężczyźnie o tak cudownym uśmiechu. Już nie była zła na niego o to, że je zostawił. Cieszyła się, że mogła chociaż zobaczyć jak wyglądał i żyła nadzieją, że kiedyś go spotka.
    Do czasu, gdy zdjęcie zgubiła.
    Czarownica dopiero wieczorem zorientowała się, że wypadło z podręcznika. Przetrząsnęła całą szkolną teczkę w poszukiwaniu zguby, ale w niczym jej to nie pomogło. Odbitki jak nie było, tak nie było. Była bliska płaczu, bo jedyna rzecz, która w jakiś sposób wiązała ją z ojcem zniknęła.
    W przypływie rozpaczy udała się do kuchni, gdzie utopiła swój smutek w filiżance gorącej czekolady i jagodowych babeczkach. Wracając do Pokoju Wspólnego była już w zdecydowanie lepszym humorze, choć nadal nie potrafiła odżałować straty. Pogryzając ciastko przeczołgała się przez korytarz w beczce i wyszła na środek okrągłego pomieszczenia. Wewnątrz siedziało sporo osób, ale jakoś nie miała ochoty przyłączyć się do żadnej z nich. Chciała jedynie ukradkiem przemknąć się do dormitorium i iść już spać.
    Jednak zamiast tego, zauważyła, jak rok starszy Puchon, chyba Charlie, chowa do torby coś przypominającego jej zdjęcie. Zmrużyła oczy, próbując przyjrzeć się sfotografowanej osobie i gdy już była pewna, że to właśnie jej zguba, ruszyła w stronę chłopaka, stając przed nim z rękoma na biodrach. Starała się utrzymać groźną minę, co w połączeniu z jej patykowatą sylwetką dawało dość komiczny efekt, ale udało jej się zmierzyć go groźnym spojrzeniem.
    - Skąd to masz? – spytała podejrzliwie. – Powiedz mi, gdzie to znalazłeś?

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ty też mnie nie pozdrowiłaś, więc jesteśmy kwita ;c
    Quidditch taki obcykany, chyba że z jakąś intrygą w tle. Na przykład wizytacją jakiegoś nauczyciela na treningu Puchonów, bo ktoś doniósł, że różne nieprawości się tam działy.]

    Ben umarł, bo nie ma Jo, ale na Jo jakoś nikt nie krzyczy

    OdpowiedzUsuń
  13. [Niech będzie z zielarstwem. :D Jakieś propozycje?]
    Imogen

    OdpowiedzUsuń
  14. Biblioteka była dla Grace najlepszym miejscem w całym Hogwarcie, no może na równi z boiskiem do Quidditcha. Dziewczyna uwielbiała tam przebywać i wcale nie dlatego, że była Krukonką. Tam było cicho i przytulnie. Można było usiąść w kącie z książką w ręku i czuć się jak pod najmiększym kocem na świecie.
    Grace była miłośniczką książek. Pytana o to, dlaczego czyta ich tak dużo, zawsze odpowiadała że książki wywołują u mniej przyjemne doznania. Czytając jakąś książkę czuła się tak jakby jadła czekoladę albo piła ciepłą herbatę. O, właśnie tak się czuła, gdy mogła zanurzyć się w świat fantastycznych opowieści i zapomnieć o całym świecie.
    Aktualnie panna Tatler przeszukiwała regały aby znaleźć kilka książek. Po kilku minutach wysiłku miała już trzy książki, z którymi chciała się zapoznać. Podeszłą do biurka, przy którym siedziała stara i pomarszczona bibliotekarka. Kobieta wyglądała gorzej niż niektóre książki i Grace byłą pewna, że w niektórych miejscach na twarzy staruszki znajdował się kurz. Zmusiła się do lekkiego uśmiechu i dziękując, wzięła książki pod rękę i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
    Przy wyjściu, kątem oka zauważyła znajomą postać. Mimowolnie uśmiechnęła się.
    – Skrawek twojego domu? – powiedziała łapiąc za ramię chłopaka – Prowadź.
    Po drodze od czasu do czasu zerkała na Charliego aby wyłapać o co chodzi. Jedyne co dostrzegła to to, że chłopak był naprawdę podekscytowany. Tatler znała Charliego od bardzo dawna. Tak właściwie to mogłaby powiedzieć, że zna go odkąd pamięta. W jego towarzystwie prawie nigdy się nie nudziła.
    Będąc na miejscu dziewczyna dziwiła się nieco, gdy jej oczom ukazała się najzwyklejsza ściana. Zerknęła na przyjaciela, który zaczął coś mówić i ku jej jeszcze większemu zdziwieniu, w ścianie pojawiły się drzwi. Z wejściem do środka nie czekali zbyt długo.
    Dziewczyna była oczarowana tajemniczym pomieszczeniem bardziej niż książkami, o których zdążyła już zapomnieć. Rozglądała się dookoła i z każdą kolejną sekundą odkrywała coraz ciekawsze rzeczy. W pewnym momencie na jej drodze pojawił się fortepian. No tak, mogła się tego spodziewać. Doskonale wiedziała, że Charlie interesował się muzyką, bo przecież czarodzieje nie muszą ograniczać się do magii.
    – To miejsce jest niesamowite – powiedziała. Rzeczywiście tak było. Znajdowało się tu tyle różnych pudeł, które mogłyby skrywać w sobie ciekawe rzeczy.
    W czasie gdy Bluefield zabierał rzeczy z instrumentu, Grace zaczęła je przeszukiwać. Pierwsze co jej wpadło w ręce to kartki, na których wypisane były nuty. Niestety nie były zbyt wyraźne, bo atrament nieco się zatarł. Tatler nie znała się na nutach, owszem, lubiła muzykę ale wolała jej słuchać niż tworzyć.
    – Znalazłam nuty – powiedziała uśmiechając się pod nosem – Jak już mamy wszystko na miejscu, to może dasz mały koncert, co? – dodała wciskając przyjacielowi pęczek kartek.

    [ Wybacz, że to się tak ciągnęło, ale o 8 mam próbną maturę z chemii i musiałam trochę czasu poświęcić na doskonaleniu się w tym przedmiocie (ledwo książkę otworzyłam, no ale liczą się chęci ;p ).
    Płcie Ci się nie pomyliły :) ]

    Grace

    OdpowiedzUsuń