16 lipca 2014

Tak tak... to ja




Eva Reeve

08.03.1960, Londyn — Dolina Godryka — krew podobno czysta
już nie prefekt Gryffindoru, wciąż komentator meczy
jedenaście cali, cis, łuska norweskiego kolczastego
kameleon patronusem, boginem lustro
Obywatel GC, Kaya Scodelario
8806340 ▪ poprzednia karta
dawać mistrza gry

76 komentarzy:

  1. [Witamy mamę Hogwartu! XD Moje zdanie znasz, Effy jak zwykle świetna c; ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [witam! :D ja już też się wypowiadałam i jest cudnie :3 dobrze, że problem z ramkami rozegnany :D]

    Marcel i Ian

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej "nowa"! Moją opinię już znasz, wącisz też będzie.
    To lecę dalej.
    Lucjan/Józefina

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Gryzelda ze Slytherinu to by było coś :D Karta jak zwykle genialna i muszę przyznać że nieco utożsamiam się z tą nową Effy ;> ]

    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cudna karta, zwłaszcza klimat. Delikatny, melancholijny, zacny! I zdjęcie Kayi strasznie mi się podoba. :D
    Effy to Effy, jak zwykle świetna ;)]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  6. [Łezki pociekły, serce zatłukło, uwielbiam Cię za Twoje pisanie !]

    Leoś

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć! Pewnie, że powącimy - dobrze, że przypomniałaś o sobie bo przypomniałem sobie pomysł jaki wcześniej miałem odnośnie naszych postaci *zaciera rączki*. Zgadamy się co do tego na gadu, napiszę wieczorem. ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nie wolno tak podglądać!!! Ale wybaczam. :D
    Dwuosobowe grono komentatorów a jak zacne. :D Przyszłam do Evy, bo ją szybciej znalazłam w spisie. Zaraz zbieram się gubić się w Czechach, więc nic pięknego nie wymyślę, ale może jak wrócę to coś mi wpadnie do głowy!]

    Sid

    OdpowiedzUsuń
  9. Ślizgon nie zamierzał chociażby komentować propozycji wysuniętej przez swoją nieszczęsną towarzyszkę, gdyż najzwyczajniej w świecie wydawała mu się ona jednym wielkim absurdem. Zamiast kolejnej kąśliwej uwagi wolał ugryźć się w język, by dzięki temu jakoś znieść ich wspólne chwile, minuty, godziny... Merlin jeden wie ile szmatu czasu upłynie, zanim uda im się rozdzielić. Nie chciał nawet myśleć o tym jak długo będzie mu dane trwać z dłonią kurczowo ściskającą rękę Gryfonki. Wizja pokazania się na zatłoczonych korytarzach - i to w dodatku w takim stanie - przyprawiała go o jeszcze większy ból głowy. Zarówno od niego jak i od Evy rozchodził się cudowny zapach Ognistej Whiskey, wyczuwalny nawet z najdalszych dystansów, co dawało jasny i klarowny komunikat o tym, w jaki sposób ta dwójka spędziła zeszłą noc. Chłopak był gotów zrobić wszystko - no może z wyjątkiem odwiedzenia gabinetu dyrektora i użycia radykalnych środków takich jak amputacja - by odzyskać swoją wolność i raz na zawsze odciąć się od Reeve. Ponadto w jego głowie rodził się już misterny plan zemsty na balangowiczach, którzy postanowili wyciąć mu tak podły i dziecinny numer. Ostatnimi czasy Ian stronił od tego typu załatwiania spraw, aczkolwiek chyba jeszcze nigdy w całej jego szkolnej karierze nikt nie wyprowadził go aż tak z równowagi. Może i zemsta nie rozwiąże problemu, ale na pewno sprawi, że ten zdenerwowany do granic możliwości chłopak poczuje się lepiej. - Zapomnij o wizycie u Dumbledore'a - odpowiedział, idąc z nią w kierunku kuchni - Wyobrażasz sobie reakcje tych idiotów, jeśli dowiedzą się, że poszliśmy poskarżyć się któremuś z profesorów? Nie damy im tej satysfakcji - zakończył pewnym siebie głosem i ostrożnie wychylił głowę zza rogu jednego korytarza, by chwilę później przemknąć się do schowanej za portretem kuchni. Jak zwykle w sytuacji, w której jakiś uczeń przekraczał próg tego pomieszczenia, pod ich nogami zaczęły gromadzić się rozentuzjazmowane skrzaty, chcące za wszelką cenę jak najlepiej przyjąć przybyłych z wizytą gości. Brunet wziął od nich jedynie dwie szklanki wody, podając jedną uczepionej do jego ręki dziewczynie i ignorując przy okazji te coraz bardziej nachalne stworzenia. Po alkoholowej przeprawie tylko i wyłącznie woda była produktem pierwszej potrzeby, a reszta rzeczy serwowana przez hogwarckich pomocników musiała poczekać. - Spadamy - rzucił pośpiesznie, odkładając pustą już szklankę i tak jak wcześniej ciągnąc ją do przodu. - Jak myślisz, uda nam się ich znaleźć przed... - urwał, zatrzymując się jak porażony zaklęciem drętwota, gdy nagle i zupełnie niespodziewanie przed jego oczami ukazała się gromadka wychowanków Gryffindoru i dwójka uczniów Domu Węża. - No proszę proszę, czyżby Blake dorwał kolejną pannę? - usłyszał, lecz nie miał czasu interweniować czy w jakikolwiek sposób zaprzeczyć: kolejna fala dźwięku zalała jego uszy, podnosząc jego i tak podwyższone ciśnienie do maksimum. - A ty co, Reeve? Zaczęłaś gustować w Ślizgonach? - dodał kolejny z nich, wybuchając im przerywanym śmiechem prosto w twarz. - Chodźmy stąd zanim będzie za późno - syknął przez zaciśnięte zęby, przeczuwając, że jeśli za chwilę nie opuści tego korytarza, to wydarzy się niezapomniana tragedia, która swoim zasięgiem obejmie kilkoro niewinnych uczniów. Ślizgon już dawno nie żałował niczego tak bardzo jak decyzji o stawieniu się na imprezę. Na tę przeklętą schadzkę, przez którą od teraz postrzegany będzie jako następny - albo i pierwszy - chłopak Evy Reeve.

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Ja Ci tu dam Marynę xd Co do wątków, mówiłam już, że lubię nowe początki :D Mary mogła się już ogarnąć trochę od lutego i nie być takim zombiakiem ze złamanym sercem, a James trochę ochłonął i znów stał się, przynajmniej po części, starym Jamesem. Więc musimy kombinować! ]

    Jim & Mary

    OdpowiedzUsuń
  11. Czas powitań Jace w całości poświęcił na obserwowaniu swojego ojca, którego nie często, praktycznie wcale nie można zobaczyć w tym stanie. Kto by pomyślał, że ten sam człowiek, który w domu rzuca zimnymi sarkazmami o nieco podniesionym tonie głosu tutaj wśród całkiem obcych ludzi zmienia się w życzliwego, przyciągającego do siebie jak magnez tolerancyjnego obywatela. Jace powstrzymywał się od wytrzeszczenia oczu, kiedy pocałował nonszalancko w rękę jedną z kobiet, która momentalnie zalała się szkarłatnym rumieńcem. Obserwował ich reakcje i musiał przyznać, że odnosi dziwne wrażenie, że kiedyś coś ich łączyło, ale zignorował to. Widocznie był tym samym flirciarzem co Jace.
    Zmarszczył czoło nie przejmując się, kiedy jakaś Hiszpanka podeszła do nich jednocześnie przedstawiając się. Nigdy nie zapamiętałby jej nazwiska, ale gdyby miałby strzelać kobieta nazywałaby się Jane Maria Angela Dominique coś tam coś tam Esteban. Ojciec by go zabił, jeśli zwróciłby się w ten sposób do owej kobiety, ale musiał przyznać, że ta myśl niezwykle go rozbawiła. Przecież musiał udawać idealnie wychowanego syna arystokratów umiejącego grać na fortepianie i znającego znacznie więcej słów niż można wyczytać w księgach. Kiedy Jane (miał nadzieję, że będzie mógł ją tak nazywać zważywszy na jej trudne w wymówieniu imię… imiona… pseudonimy…nazwiska… czy cokolwiek to było) pstryknęła palcami i wysłała ich walizki do pokoi z ulgą stwierdził, że - na szczęście! - schował papierosy do kieszeni spodni.
    Czarodzieje mieli ściśle ustalony plan dnia, co niezbyt ucieszyło młodego Malfoy’a. Nawet jeśli ojciec wręcz rozkazałby mu szwendać się z nimi i zajmować się czymś co w liście najnudniejszych rzeczy zajmowałoby zdecydowanie ostatnie miejsce w rankingu nie posłuchałby go. Ma przecież wakacje, z których ma zamiar skorzystać. Na szczęście zawsze znajdą się osoby, które go wyręczą, nawet nieświadomie. Eva zaczęła błagać Jane o pozwolenie na udanie się w stronę kwater mieszkalnych. Był wręcz przekonany, że Hiszpanka zwróci uwagę na skromnego i nieśmiałegoJace’a i pozwoli mu iść z koleżanką. Czekał.
    - A może pójdziesz z tą dziewczyną, młodzieńcze? Wiem z doświadczenia, że nasza praca może się wydać młodzieży bardzo nudna. – nie minęło pół minuty a usłyszał pytanie skierowane w stronę jego i ojca.
    - Dzięki Jane. – mruknął, chwycił kartkę z adresem i bez słowa ruszył za dziewczyną. Mógłby przysiąc, że kobieta podniosła brwi w geście zdziwienia. Gabriel później z pewnością go zgani za ten wyraz ignorancji, ale miał to gdzieś.
    Kiedy zniknęli w kominku wcześniej wymawiając adres: Jardines de Nivaria, Adrian Hoteles, z którym swoją drogą Jace także miał problemy by poprawnie go wypowiedzieć, rzuciła mu się w oczy idealność tego miejsca. Uśmiechnął się mimowolnie rozglądając się po ogromnym holu szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Musiał przyznać, że nie był zbytnio obeznany w takich sytuacjach i cieszył się, że ma kogoś ze sobą, bo sam zapewne by zginął.
    Znalazł oszklone drzwi prowadzące na taras. Pierwsze przed znalezieniem pokoju co musiał zrobić to zapalić. Wyciągnął paczkę papierosów i spojrzał pytająco na dziewczynę.
    Ot zwykła Gryfoneczka, ale spytać nie zaszkodzi.
    - Idziesz? – skinął głową w stronę tarasu patrząc się na nią wyczekująco.

    [po 1. dżizas ale im zazdroszczę. po 2. znowu jakiś szajs napisałam >.< ]
    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ha! Wymyśliłam coś, może nie jest odkrywcze, ale sprawdziłam sobie, że Eva należy do Klubu Pojedynków. Zróbmy coś z tym, bo Sid też tam łazi, głównie patrzyć jak inni się pojedynkują, ale jakby mu kazali z Evą walczyć to byłoby śmiesznie. No, przynajmniej dla mnie, bo on miałby problem. :D
    Chyba że masz coś lepszego to wal śmiało, nie obrażę się!]

    Sid

    OdpowiedzUsuń
  13. Ian zatrzymał się nieco zbyt gwałtownie: musiał przyznać, że argumenty Evy rzeczywiście miały sens. W końcu sam nawet nie pamiętał dokładnie twarzy uczniów, którzy razem z nim pojawili się na imprezie, - nie wspominając już o ich nazwiskach, których zapewne nawet nigdy nie słyszał - a bezsensowne włóczenie się po korytarzach Zamku mogło ich tylko i wyłącznie pogrążyć. Nic ponad to. Chociaż w swoim życiu słyszał już o wiele więcej gorszych i prawdziwie ubliżających komentarzy, przy których przekomarzania na temat jego domniemanej dziewczyny były zwyczajną błahostką serwowaną przez bandę niepoważnych dzieciaków. Tym razem Ślizgon musiał odłożyć swoją dumę na bok i przez chwilę zapomnieć o zemście, by w spokoju wymyślić jakiś plan działania. Musiał wyeliminować z głowy myśli o tym stadzie żartownisiów i pokazać, że nawet coś takiego jak złączone dłonie nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Poza tym chciał im udowodnić kto tak naprawdę jest tu mądrzejszy i kto dzięki zachowaniu zdrowego rozsądku wyjdzie w tym starciu zwycięską ręką. Chłopak wielokrotnie powtarzał sobie, że już nie raz musiał stanąć przed większymi problemami, z którymi prędzej czy później udało mu się wygrać, a przy takich przeżyciach niewinne zaklęcie mające na celu zdenerwowanie dwójki uczniów było tylko kwestią czasu i na pewno nie stanowiło ono bariery nie do pokonania. - Nie, Eva. Nie mam zamiaru chodzić po klasach i szukać tych kretynów - odpowiedział z ironią, obracając ku niej głowę. Szczerze powiedziawszy limit pomysłów Blake'a już dawno się wyczerpał, jednak upór nie pozwalał mu się do tego przyznać. Wizja odwiedzenia Dumbledore'a równała się z bezwzględną kapitulacją, aczkolwiek najwyraźniej tylko on był w stanie im pomóc. - Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytał, opierając się plecami o jedną ze ścian, by przez kilka chwil odpocząć po tej długiej i mało komfortowej wyprawie po Zamku. Gotów był zdać się całkowicie na Reeve, robiąc wszystko to, co dziewczyna uzna za słuszne. Miał już serdecznie dosyć tej wymuszonej bliskości, którą bez jego zgody przyszło mu znosić i marzył jedynie o jak najszybszym rozdzieleniu. - Słucham - ponaglił, w międzyczasie lustrując ją zniecierpliwionym spojrzeniem - Uznajmy, że od teraz ty tu rządzisz - dodał niechętnie ze zbolałą miną - Ale zapomnij o wizycie u dyrektora - przypomniał na wszelki wypadek, by przypadkiem Gryfonka nie zaprowadziła go prosto pod drzwi gabinetu Albusa Dumbledore'a.

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  14. [Nie wiedziałam, gdzie odpisać, więc odzywam się tu, bo Effy z tego samego domu, co Gwen, więc powinny znaleźć wspólny język. Dopiero teraz przeczytałam kartę i powiem ci jedno: chcę umieć tak pisać. Powiedz, że masz już jakiś pomysł na wątek. Bo masz, prawda?]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  15. Od samego początku ich feralnego 'złączenia' Ian odrzucał ze świadomości myśl, że potraktowano ich zaklęciem trwałego przylepca. Z tych kilkudziesięciu zajęć z profesorem Flitwickiem, na których jako tako uważał, zdążył zapamiętać, że urok ten jest wyjątkowo mocny i bardzo ciężko pozbyć się płynących z niego konsekwencji. Szczerze wątpił, by nawet tak żądni zemsty ludzie z własnej woli chcieli narażać się na niewątpliwe kłopoty. Bo co jeśli przypadkiem ich poszkodowane ofiary zdecydowałyby się na odwiedzenie poczciwego Dumbledore'a? Każdy spiskowiec musi liczyć się z takimi możliwościami, a stawka w tej grze była zdecydowanie zbyt wysoka. Dopiero po słowach Evy zrozumiał, że rzeczywiście mogło to być nic innego jak niewinne zaklęcie, czy działający całą dobę klej zakupiony u Zonka. Ta perspektywa nieco go uspokoiła, jednak wciąż pozostawał jeden dość znaczący problem: jak wytrzymać tyle długich godzin, siedząc bezczynnie przy boku osoby, której nie darzył zbytnią sympatią? Oczywiście z wzajemnością. - Pewnie to nic nie pomoże, ale spróbujmy - powiedział i ruszył do przodu, ciągnąc dziewczynę za sobą. Stanął nad zardzewiałą umywalką i odkręcił wodę, wkładając ich dłonie pod strumień gorąca. Po kilku sekundach zakręcił jednak kurek, gdyż nawet parząca w skórę woda nie dawała sobie rady z niewidzialnym wrogiem. Westchnął z zrezygnowaniem, poddając się i składając broń. Z ciężkim sercem, ale musiał przystać na propozycję Gryfonki, uzbrajając się w cierpliwość i czekając, aż wszystko potoczy się swoim własnym leniwym rytmem. - Nikt tu nie zagląda, prawda? - zapytał, omiatając wzrokiem damską łazienkę, o której po całym Zamku od lat krążyły najróżniejsze plotki. Wiedział, że jedna z kabin służyła jako lokum dla ducha rozhisteryzowanej i zakompleksionej dziewczyny, aczkolwiek nigdy nie miał 'przyjemności' by się z nią skonfrontować. Czuł się wyjątkowo głupio przebywając w toalecie dziewczyn, jednak było to jedyne miejsce, w którym oboje mogli odczekać te kilka godzin, nie napotykając się na pełne zdziwień spojrzenia, czy płynące z ust uczniów kąśliwe komentarze. - Chyba musimy tutaj zostać - dopowiedział i usiadł pod pokrytą kafelkami ścianą, zmuszając tym samym również Reeve, by poszła za jego przykładem. Ślizgon nie miał wyobrażanie, jak spędzą te niekończące się chwile, siedząc ramię w ramię. Osobiście nie miał ochoty na żadne rozmowy, a poza tym wątpił, czy znaleźliby jakiś wspólny temat. Aktualnie jednak obrócił głowę, okręcając się na bok, możliwie jak najdalej od swojej współwięźniarki. Nie dbał o to, że odwrócił się do niej plecami, całkowicie ignorując jej obecność. Chciał w miarę możliwości odgrodzić się od niej chociaż tym nic nieznaczącym dystansem i nie myśleć o tym, czy ich sytuacja - bądź też relacja - zmieni się za godzinę, dwie, trzy... Wszystko w swoim czasie.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Hej!
    Ojj jak się już raz usłyszy nazwę to później idzie jak z płatka :)
    Dziękuję za przywitanie! Czy jeśli znajdzie się jeszcze czas, możemy wraz z Sörenem zaproponować jakiś wątek czy to dla Evy czy to dla Bastiana?

    P.S. Chyba ci nie działa zdjęcie w karcie Bastiana, albo to mi znowu coś się psuje -__- ]

    Sören

    OdpowiedzUsuń
  17. Irytka znudziło już rzucanie w pierwszaków chlebem maczanym w atramencie, nie napastował też włosów innych i nie zaklejał dziurek od kluczy gumą balonową. Przestał też terroryzować woźnego. Cały ranek zajęło mu smarowanie południowych schodów pomiędzy drugim a trzecim piętrem smoczym łojem – nikt nie odważył się mu przerwać, nikt też nie chciał tamtędy przejść.I kiedy kończył smarowanie poręcz dostrzegł w oddali zbliżając się postać. Odskoczył w bok czekając na ofiarę, a kiedy zbliżyła się dostatecznie ujawnił się i brudnymi, tłustymi łapskami wysmarował zaskoczonej dziewczynie twarz śmierdzącą substancją.
    - Kremik, kremik! - wrzeszczał i próbował go jeszcze wsmarować w ciemne włosy gryfonki. - Taki dobry kremik, na zmarszczki od złości!

    OdpowiedzUsuń
  18. Irytek o mało nie rozpłakał się ze szczęścia kiedy Effy poprosiła go o więcej łoju na wypryski. Wyrzucił klucze którymi odkręcał rury i zanurkował w ścianie, pędząc jak wiatr w stronę składziku wielkiego ślimaka by móc przynieść jej smoczego łoju.
    - Było tylko łajno!
    Nie trzeba chyba pisać co zrobił z Irytek z torebką smoczego łajna i kto potem mył godzinę włosy.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Za powitanie dziękuję. :) Co do karty, hm... chyba wolę pozostawić sobie furtkę otwartą niejako i szerzej rozwijać postać w wątkach po prostu. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  20. — Nie mogłaś chwilę zaczekać? - wychrypiał, krztusząc się bańkami mydła i piany, które całą chmarą posypały się z różdżki Gryfonki, zanim ten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. Odkaszlnął i spojrzał na nią z miną typu Zejdź mi z oczu bo cie zamorduje, jednak na czas zdążył zapanować nad swoją coraz to większą złością i powstrzymać się od kolejnego niepotrzebnego komentarza — Poza tym dałbym sobie radę sam - dodał, z lekko obrażoną miną. Rzeczywiście, dziewczyna nie musiała wyręczać go w czymś tak błahym jak pozbycie się poalkoholowego zapachu, do którego potrzebna była tylko znajomość najprostszego z możliwych zaklęć czyszczących— Wystarczyło powiedzieć — dodał, aczkolwiek nie był w stanie dłużej wylewać na nią swoich żalów i pretensji. W końcu o wiele lepiej było odetchnąć świeższym powietrzem, niż tym zmieszanym z wonią zatęchłej już Ognistej Whiskey i poczuć choć minimalnie mniejszy dyskomfort związany z własną osobą. Na jej kolejne słowa jedynie wywrócił oczami, nie mogąc nadążyć za tokiem rozumowania dziewczyny. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej chciała unikać każdego ucznia, którego przypadkowo mogli napotkać na korytarzach Zamku, a teraz sama pałała się do wyjścia z toalety? Ślizgon nie rozumiał skąd wzięła się u niej taka nagła i niewyjaśniona zmiana, argumentowana obiadową porą. Osobiście wolał przeczekać już te kilkanaście godzin i prędzej umrzeć z głodu, niżeli stanąć oko w oko z bandą rozemocjonowanych nastolatków, którzy z wypiekami na twarzach roznosili najwymyślniejsze i odrealnione plotki na temat najnowszej dziewczyny znanego Ślizgona. — Chcesz podtrzymać wizerunek jakiegoś wyimaginowanego związku? — powtórzył, nie wierząc w to co usłyszał. Naprawdę w życiu nie spodziewałby się po niej aż takiej determinacji i odwagi, polegającej na grzecznym potakiwaniu i uświadamianiu wszystkich dookoła, że ich złączone dłonie rzeczywiście podkreślają status ich relacji.
    — W takim razie proszę bardzo — dodał i ruszył do przodu, lekko ciągnąc ją ku wyjściu z siedziby Jęczącej Marty — Koniec ukrywania. Ale najpierw zrobimy mały wyjątek i pójdziemy do kuchni. Jakoś nie wyobrażam sobie wspólnego funkcjonowania w Wielkiej Sali — odrzekł i delikatnie uchylił drzwi łazienki, by po cichu wydostać się na zewnątrz. Żałował, że tak łatwo zgodził się, by to Eva przejęła władze. Jej zachcianki zaczynały go denerwować, a znudzenie z jakim podchodziła do każdej spędzonej z nim minuty, przypominało mu zachowanie rozpieszczonego dzieciaka, który bez względu na konsekwencje uparcie dążył do swego. Wiedział jednak, że nigdy przenigdy nie przystałby na propozycję dotyczącą obiadu w Wielkiej Sali i za żadne skarby świata nie zaaprobowałby tego pomysłu. Preferowałby chyba odcięcie sobie własnej dłoni, niż zajęcie miejsca przy stole uczniów Gryffindoru. Domowe skrzaty przynajmniej nie zadawały kłopotliwych pytań, oszczędzając im tym samym jeszcze bardziej problematycznych tłumaczeń. Później oczywiście mógł dalej zdać się na jej pomysły, ale Wielka Sala kategorycznie nie wchodziła w grę. — Co ja widzę? Zakochaaaani w mojej toalecie! — W sekundzie, w której Ian otworzył drzwi, wleciał przez nie duch tęgiej okularnicy, lustrując ich przezroczystym i pełnym podekscytowania spojrzeniem — Założysz się, że za chwilę wygada to wszystkim duchom w Zamku? - mruknął pod nosem, idąc w stronę kuchni, gdzie jak zwykle nie musieli nawet argumentować celu niezapowiedzianych odwiedzin. Skrzaty ze względu na popołudniową porę w mgnieniu oka zaprowadziły ich do wielkiego stołu, pstrykając długimi palcami, za pomocą czego postawiły przed nimi dwa wyładowane po brzegi talerze. Życie z jedną ręką jest koszmarne... — pomyślał, przesuwając się jak najdalej od Reeve, przy okazji starając się, by nie utrudnić sobie i tak już znacznie ograniczonych ruchów. — Smacznego — mruknął, nie zapominając o swoich głęboko ukrytych dobrych manierach i resztkach kultury, usilnie walczyć przy tym, by nie wydłubać sobie oka ostro zakończonym widelcem.

    OdpowiedzUsuń
  21. [no obowiązkowo. a kim byś wolała?]

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Eva jest fajna i przez wizerunek Kayi (dobrze odmieniłam?:o) mega kojarzy mi się z Effy ze Skinsów, taki był zamysł?
    Tak czy inaczej, chętnie zrobiłabym z Evy i Max kumpelki. ;) Jeśli chcesz i znajdziesz czas, by wcisnąć kolejny wątek/powiązanie to zapraszam na gg i tam możemy sobie wszystko ustalić. :D]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Masz moje gadu przecież.
    Wolałabym chyba jednak jakoś to ustalić na blogu, w komentarzach.]

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zdziwił się, kiedy dziewczyna nie odmówiła papierosa. Myślał, że dziewczyny jej pokroju powinny rzucić mu rozgoryczone spojrzenie i odejść w drugą stronę rzucając przy tym włosami to w jedną stronę to w drugą. Musiał przyznać, że w tym przypadku zaskoczyła go całkiem pozytywnie.
    Palenie papierosa przebiegło w całkowitej ciszy. Jace rozglądał się za ciekawymi miejscami na terenie hotelu, które mógłby w późniejszym czasie odwiedzić a Eva… w sumie nawet nie zwrócił uwagi na to, co dziewczyna robiła. W każdym razie jak nigdy dotąd czuł się całkiem skołowany. Nie wiedział co ma powiedzieć, ani nawet jaki temat miałby zacząć. Bał się, że kiedy papieros się skończy będą musieli przeżyć w swoim towarzystwie cały, bity miesiąc. Jeśli tak miałaby wyglądać ich niezwykle interesująca znajomość, wolałby przesiedzieć te 31 dni w towarzystwie ojca i jego kolegów z pracy.
    Jedynie skinął głową, kiedy dziewczyna stwierdziła, że idzie znaleźć pokój, bagaż i co najważniejsze – jedzenie. Malfoy wyobraził sobie te góry smakołyków, których nie miał przecież na co dzień (czysty sarkazm) i poczuł nagle jak żołądek głośno dopomina się o kolejną dawkę energii. Ruszył wolnym krokiem za Evą mając nadzieję, że doprowadzi ich bez mniejszych problemów do celu. Jednak wszystko okazało się nieco trudniejsze niż przypuszczał. Stanęli na środku wielkiego holu rozglądając się dookoła siebie. Jace nie znał Hiszpańskiego, żeby mogli dogadać się z recepcjonistką a wątpił, że Eva jest aż tak przygotowana na ten wyjazd, żeby ogadać się chociażby w tak błahej sytuacji. Nie wyobrażał sobie siebie w sytuacji, w której miałby porozumiewać się z kobietą w średnim wieku za ladą na migi. Westchnął spoglądając na swoją towarzyszkę, która równie mocno jak on była zdezorientowana zaistniałą sytuacją.
    - Co teraz robimy? Przecież się nie dogadamy. – wyjąkał niemalże załamany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Żałośnie krótkie. Szybciej nam się wątek posunie :D ]

      Usuń
  25. Maxine od jakiegoś czasu cierpiała na brak wrażeń, a przecież były wakacje... Wakacje, które miały obfitować w szaleństwo, szaleństwo i jeszcze raz szaleństwo. Tymczasem blondynka była znudzona. Nuda doskwierała niesamowicie. Wszyscy jej przyjaciele wybyli gdzieś, a tu w ciepłe kraje, bądź do rodzin. Ona została w szkole, w której panowały pustki. Niewiele myśląc i nie mając nic pod ręką, udała się do swojej koleżanki, Evy. Należało pominąć fakt, że zamieniły kilka razy zaledwie kilka słów i nic więcej ich nie łączyło. Panna McPhail jednak z łatwością zauważyła, że w Evie zaszła pewna zmiana. Była wyobcowana i dziwnie smutna. Jednak ani razu Max nie dostrzegła u niej śladu łez bądź załamania nerwowego. Mimo wszystko, chciała rozkręcić dziewczynę.
    - Heeeej, Evaaaa! - zawołała żwawym głosem, specjalnie przeciągając samogłoski w melodyjny sposób. Gdy dziewczyna spojrzała na nią, ta uśmiechnęła się szeroko i promiennie. Miała nadzieję zarazić brunetkę swoją pozytywną energią. Nakręciła kosmyk jasnych włosów na palec i zaczęła swój monolog.
    - Co porabiasz? Nigdzie nie wyjechałaś? O, a może byśmy się razem gdzieś wybrały? To świetny pomysł, prawda, Eva? Wybierzmy się na wycieczkę, to będzie super przygoda. - Maxine nawijała jak szalona i zasypywała swoją koleżankę coraz to nowszymi pytaniami. Właściwie, to nie dała jej dojść do słowa.
    - Myślę, że mogłybyśmy wybrać się gdzieś na Hawaje, albo wyspy Kanaryjskie. Co o tym myślisz? Fajnie byłoby się wygrzać na słoneczku, albo... - przerwała w zamyśleniu i spoglądając na twarz zdezorientowanej dziewczyny cichutko się roześmiała. Odgarnęła kosmyk włosów.
    - Powiedz mi, co o tym myślisz? - zacisnęła różowe usta w wąską linię, tym razem milcząc. Grzecznie trzymała język za zębami, żeby Eva mogła powiedzieć co myśli o tym szalonym pomyśle.
    Wpatrywała się w nią błękitnymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  26. Mały flakonik przeturlał się po posadzce w bibliotece, kiedy ramię torby Regulusa ześlizgnęło się z oparcia krzesła a zawartość skórzanej własności młodego Blacka wyleciała na podłogę. Jaskrawozielony płyn szczelnie zamknięty korkiem cały czas w środku bąbelkował niczym mugolska oranżada po wstrząśnięciu. Delikatny odgłos jaki wydała z siebie upadająca torba sprowadziły myśli Regulusa na ziemię. Chłopak próbował zabrać się za referat o wpływie jadu żarliszka na wywary lecznicze ale ciężar poznanej dopiero w ułamkowej części tajemnicy nie pozwalał mu się skupić na zadaniu, przed nim na stole leżał wciąż niezapisany pergamin a atrament powoli wysychał. Wychylił się z krzesła by pozbierać swoje rzeczy jednak nim zdążył wyciągnąć rękę ku podręcznikom zauważył flakonik zatrzymujący się tuż przy butach Evy Reevs. Poderwał się na tyle gwałtownie, że krzesło na którym siedział upadło na podłogę a stół zmienił swoje położenie o kilka cali, podniósł a raczej gwizdnął buteleczkę z zielonym płynem kiedy ta ledwo musnęła dłoni schylonej dziewczyny.
    - To moje ... na katar - odpowiedział bezbarwnym tonem maskując tym samym swój niepokój. Chwilę bawił się szkiełkiem po czym schował go do kieszeni i wymusił na swojej twarzy uśmiech dla uspokojenia sytuacji.
    - W lochach jest chłodniej, trochę się pod ziębiłem a muszę być w formię na treningi.
    Zaczął swoje kłamstwo zbierając książki z powrotem do torby, zwinął pergamin i zakręcił kałamarz.
    - Widzimy się na kolacji, Reevs.
    Minął ją między regałami leciutko muskając jej ramię swoim, jej słodki zapach jeszcze czuł kiedy popychał drzwi by wyjść z biblioteki. Głośno westchnął i dopiero kiedy był już sam poczuł jak zdenerwowanie go opuszcza. Dla pewności wsadził rękę do kieszenie by upewnić się, że eliksir nadal tam jest.

    Regulus Black nie pojawił się w Wielkiej Sali na kolacji. Kiedy tylko wyszedł z biblioteki popędził do lochów by zabrać z dormitorium mały pakunek a potem już nikt go nie widział przez następne dwie godziny. Kwadrans przed siódmą pojawił się przed gabinetem profesora Slughorna a w ręku trzymał pudełko z kandyzowanymi ananasami – nie takimi zwykłymi, limitowana, miętowa edycja sprowadzone specjalnie dla opiekuna ślizgonów z wschodniej części europy – jak głosi napis na opakowaniu przerobionym po mistrzowsku przez Regulusa w pakamerze szkolnego woźnego, małe zielone kawałki ananasów wyglądały zachęcająco.
    -Witam profesorze, mogę na chwilkę? Zajmę tylko pięć minut.
    Młody Black widział po minie profesora, że kiedy tylko podsunął mu pod nos pudełko z łakociami jego nastawienie zmieniło się w ułamku sekundy. Przepuścił Regulusa w drzwiach.
    - Ohohooo, takich to jeszcze nie jadłem – zachwycał się Wielki Ślimak – Mmm, zaraz wszyscy spróbujemy, Ty i panna Reevs również. Chłopak zatrzymał się w progu kiedy spostrzegł dziewczynę siedzącą na wysłużonym fotelu. Nie miał planu awaryjnego, nie wiedział co dalej czynić – nie miał już ani kropelki eliksiru, który był mieszaniną kilku innych więc nie mógł odpuścić sobie okazji, ale co miał zrobić z gryfonką? Regulus usiadł na fotelu obok i z przerażeniem przyglądał się jak profesor szykuje talerzyki. Mógł jedynie wciągnąć w swój olany Evę i mieć nadzieję, że do końca wizyty a przynajmniej do połowy nie zorientuje się co knuje.
    - Chciałem chwilę porozmawiać o dawnych czasach. - kolejny wymuszony uśmiech posłał w stronę dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  27. Początkowo dziewczyna sądziła, że Eva stanowczo odrzuci jej pomysł, w końcu ostatnio była strasznie dziwna. W swojej ślicznej główce już opracowała plan, który miał przekonać Reeve. Tak, po argumentach, jakie miała zamiar wysunąć, brunetka nie mogła oprzeć się temu pomysłowi.
    Otworzyła usta pomalowane błyszczykiem na różowo i już miała zacząć mówić, gdy niespodziewanie Eva przemówiła. Zaskoczyła ją nieco swoimi słowami, ale jednocześnie ucieszyła się.
    - Super, nie pożałujesz swojej decyzji. - klasnęła z radością w dłonie, prawie że podskakując. Po chwili dodała. - To będzie przygoda życia ... - tak, dziewczyna mogła być pewna, że nigdy nie zapomni wrażeń, które zafunduje jej Maxine i do końca życie będzie je wspominać.
    Odruchowo miała się rzucić na szyję dziewczynie, jednak powstrzymała ten nagły napad impulsywności i radości. Nie mógł być zbyt dobrze odebrany przez jej koleżankę, w końcu nie przyjaźniły się, jednak - do czasu... McPhail miała w planach zaprzyjaźnienie się z dziewczyną i wprowadzenie jej na radosną ścieżkę życia ... nieważne, jak idiotycznie to brzmiało. Max uwielbiała uszczęśliwiać ludzi.
    - Idź, pakuj się. Ja wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy! - zawołała wesoło z prawdziwym entuzjazmem. Na plecach miała mały i szykowny plecaczek.
    Weszła bez zbędnych ceregieli do domu Evy, oczywiście nie prosząc o pozwolenie. Zmarszczyła brwi, spoglądając na nią.
    - Na co czekasz? Idź już, a ja znajdę kominek... - mruknęła.
    W końcu, po kilku sekundach dziewczyna wbiegła po schodach nieco zirytowana bezczelnością i pewnością siebie swojej koleżanki. Max jednak nie przejmowała się tym i udała się do przestronnego salonu. Nie martwiła się, że może spotkać członków rodziny swojej koleżanki, w końcu McPhail potrafiła się dogadać i oczarować absolutnie każdego.
    Rozłożyła się na beżowej kanapie, zdejmując plecak. Wyciągnęła z niego proszek Fiuu, uważając, aby przypadkiem nie rozsypać go, co było dosyć łatwe znając talent Maxine.
    Czekała na swoją koleżankę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Będzie, będzie zabaawa, będzie się działooo <3]

      Usuń
  28. Irytek nie lubi czystości i obiecuje, że na dniach to się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Miło, że nick jest rozpoznawany ^.^ może z Hogwart2023 :)
    aktualnie proponuję wątek jeśli masz chęć, chętnie coś wymyśle]
    //tobajas

    OdpowiedzUsuń
  30. [Hm w takim razie nie będę nalegać, ale na razie proponowałabym coś takiego; Otóż Eva nakrywa Tobajasa na rozmowie z tajemniczym mężczyzną, jako Gryfon postanawia węszyć przez co wpada w kłopoty - jeszcze nie wiem jakie to kłopoty, ale potem wymyślę jak będziesz chętna to tak na dobry poczatek ;)]
    //tobajas

    OdpowiedzUsuń
  31. Ian najprawdopodobniej jeszcze nigdy nie brał udziału w tak ekstremalnym obiedzie. Zarówno on jak i Eva byli zdani na swoją wzajemną pomoc, bez której konsumpcja posiłku okazałaby się niemożliwa, jednak ku jego początkowym obawom nie było tak źle jak się spodziewał. Wspólna walka z widelcem w pewnym stopniu poprawiła mu humor i sprawiła, że na jego twarzy pojawił się tak dawno nie widziany lekki uśmiech. Paradoksalnie powinien kipieć wściekłością spowodowaną faktem, iż ktoś skutecznie utrudnił mu normalne funkcjonowanie, w dodatku stawiając go w żenującej i kłopotliwej sytuacji, aczkolwiek cała ta sprawa nagle i nieoczekiwanie nabrała wyjątkowo zabawnego wydźwięku. — Ja też nie mogę się przyzwyczaić — odpowiedział, patrząc na rozbawioną Gryfonkę. Wątpił, czy kiedykolwiek przyzwyczaiłby się do trwałego złączenia z teoretycznie obcą mu osobą. Ten dzień był jedną wielką próbą ślizgońskiej cierpliwości, która na chwilę obecną całkiem nieźle zdała egzamin i jak dotąd nie wyczerpała swoich rezerw. Ian był z siebie zadowolony, jednak nie chciał zachwalać dnia przed zachodem słońca. Przed nim i przed Reeve widniała jeszcze perspektywa kilku godzin w swoim towarzystwie i głupotą byłoby przedwczesne stwierdzenie, iż ich wspólny dzień zaliczyć można było do przystępnego. — Możemy już stąd wyjść? — zapytał, gdy z jego talerza zniknęła już cala zawartość. Odczekał cierpliwie, aż także i Eva zakończy jedzenie i dopiero wtedy podniósł się z długiej ławy, kierując się ku wyjściu. Nie wiedział jak prawidłowo spożytkować resztę czasu, a mimo wszystko wolał nie narzucać jej swojego zdania. Zazwyczaj popołudnia wolne od zajęć spędzał zamknięty w czterech ścianach dormitorium lub ewentualnie w swoim ulubionym miejscu: nad jeziorem; lecz tym razem nie miał możliwości udać się tam ze swoim szkicownikiem, a powód tej komplikacji był oczywiście jasny. — Idziemy na zewnątrz — zarządził, nie mogąc odeprzeć chęci zaczerpnięcia świeżego powietrza i spychając na dalszy plan zapewnienia, iż nie będzie jej do niczego zmuszał. Teraz najbardziej dokuczliwą dolegliwością - zaraz po złączonych dłoniach - był ból głowy, który usilnie nie chciał stracić na intensywności, a wiadome było, że najlepszym lekiem było zwykłe wyjście poza mury szkoły. O tej porze dnia na zielone tereny Hogwartu nie przychodziły tłumy uczniów, zatem przynajmniej tam mogli przeczekać przynajmniej dwie godziny, by obmyślić dalszy plan działania. Po drodze jak zwykle napotykali się na ciekawskie spojrzenia i inne tego typu uwagi, które Ślizgon ignorował całą siłą woli. Po kilkunastu minutach znaleźli się już za bramą Zamku: pogoda była dostatecznie znośna, a hulający wiatr orzeźwiająco omiatał skacowaną dwójkę uczniów. — Idziemy nad jezioro — oznajmił, prowadząc ją w stronę swojego tajnego miejsca: wysokiego, szerokiego dębu, rosnącego kilka metrów dalej od tafli wody, gdzie bez problemu mogli przysiąść. — Często tu przychodzę — powiedział, żeby jakoś wytłumaczyć jej ten wybór — Chyba nie ma bardziej odpowiedniego miejsce do szkicowania — dodał, wskazując głową na rozprzestrzeniający się w oddali Zamek, który z tej odległości prezentował się wyjątkowo okazale i zdradzając jej tym samym swoją wielką pasję, o której mało kto wiedział.

    OdpowiedzUsuń
  32. DANIEL MACBETH

    [ Cześć, dzięki! ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [A Eva to jedno z moich ulubionych żeńskich imion, tak rzadko się je spotyka na grupowcach. :>
    Czeeeeść.]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Ja osobiście uwielbiam to imię, a do księżniczek pasuje najbardziej. ;D ]
    Francesca Howell

    OdpowiedzUsuń
  35. Maxine w końcu doczekała się Evy. Była osobą strasznie niecierpliwą, która nie lubiła na nikogo czekać, a jednocześnie absolutnie zawsze się spóźniała na różne spotkania. Tak czy inaczej, czekanie ją nudziło, a Max nienawidziła nudy, nie mogła jej znieść. Gdy w końcu jej koleżanka weszła do salonu, dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i szeroko.
    Wrzuciła do kominka proszek Fiuu, a płomienie zmieniły barwę na szmaragdową. Weszła zaraz po Evie do kominka i gdy już chciała wymówić nazwę... jak na złość, zakrztusiła się popiołem i zamiast Hawaje powiedziała zupełnie inną nazwę.
    Dziewczyny przeniosły się na... bezludną wyspę która mogła leżeć gdzieś... na Bahamach? Cóż.. wylądowały na piaszczystej plaży. Złocisty piasek był niemożliwie gorący, a fale rozbijały się o brzeg. Wzrok Maxine przesunął się dalej, za nią. Dojrzała setki drzew, które tworzyły dżunglę? Dziewczyna wielkimi oczami spojrzała na ten widok.
    - OOOOOMMMMMMMMGGGGGGG - wykrzyczała, jednocześnie zasłaniając dłońmi usta. Była w wielkim, kompletnym, absolutnym szoku. Gdzie one się znalazły? No gdzie? O Jezuuuniu i to było oczywiście jej wina. Bo kto źle wymówił nazwę wyspy? ONA.
    Miała ochotę załamać ręce, bo nie wiedziała co robić. Westchnęła przeciągle. Zerknęła kątem oka na Eve, która była tak samo zaskoczona jak blondynka. Zagryzła dolną wargę aż do krwi.
    - Miały być Hawaje... ale chyba coś nie wyszło. Cóż, na pewno da się coś z tym zrobić. Z pewnością.. - mruknęła, chociaż nie była ani trochę pewna swoich słów. Pierwszy raz w życiu czuła się zagubiona.
    Nie mogła uwierzyć, że pomyliła nazwę. Powoli zdała sobie sprawę gdzie były. Na bezludnej wyspie. Jej ciało zdrętwiało i mimo upału przeszedł ją zimny dreszcz. Była zaniepokojona i zmartwiona.
    - Nieee.. niee.. too.. niemożliwe.. to na pewno pomyłka. Jak.. jak to mogło się stać? Nie, nie.. - zaczęła histeryzować, zupełnie zapominając, że nie jest teraz sama. Kilka głębszych wdechów i wydech. Niestety, nic to jej nie dało. Czuła jak nogi się pod nią uginają, robią się miękkie jak z waty. Wciągnęła powietrze do płuc i opadła na piasek.

    OdpowiedzUsuń
  36. Wielki, biały namiot rozstawiony na soczyście zielonym trawniku jednej z posiadłości w Dolinie Godryka powoli zapełniał się weselnymi gośćmi, ubranymi w piękne, odświętne stroje. Woń wielobarwnych kwiatów, poustawianych na każdej możliwej powierzchni, otępiała zmysły, a potężne lodowe rzeźby, podtrzymywane w swojej formie tylko dzięki zaklęciom, lśniły w promieniach popołudniowego słońca.
    James Potter za nic nie pasował do tamtego sielskiego obrazka, mimo iż matka wcisnęła go w nowy garnitur i zmusiła do poprawienia włosów. Stał więc tylko na skraju jasnego, drewnianego parkietu i z rękoma wciśniętymi głęboko do kieszeni spodni przyglądał się orkiestrze, rozkładającej sprzęt.
    - Gdzie twoja partnerka, co, Jamie? - spytał wysoki, łysiejący mężczyzna, stając tuż obok Pottera i obejmując go ramieniem niczym starego kumpla. Był gospodarzem na weselu, ojcem pana młodego i to właśnie on zaprosił Gryfona wraz z partnerką .
    - Nie mam zielonego pojęcia, panie Cotton. Pewnie poprawia gdzieś makijaż - odparł, siląc się na uśmiech, który ostatecznie przybrał coś na kształt grymasu.
    Wtem wyłoniła się zza jednego z filarów, a wyglądała tak ładnie, że Jamesowi aż się coś przewróciło w żołądku. Eva Reeve.
    Wieści w Dolinie Godryka nie roznosiły się jednak tak szybko jak Potter przypuszczał i nikt nawet nie wiedział, że on i panienka Reeve już dawno... nie są parą byłoby wręcz niedopowiedzeniem. Oni nawet nie patrzyli na siebie nawzajem, co dopiero w tym samym kierunku. Tyle że żadne z dorosłych nie chciało nawet słyszeć o tym, że nie pojawią się na weselu razem. Ani państwo Reeve, państwo Potter, a już zdecydowanie nie państwo Cotton. James nie pamiętał, czy którekolwiek z nich kiedykolwiek tak bardzo popierało ten związek, kiedy rzeczywiście jeszcze istniał.
    Rogacz postanowił, że mimo iż zmuszą go do tego, by odstawiał jakąś farsę na przyjęciu, nie mogą zmusić go do tego, by pojawili się na nim równocześnie. Nie zamierzał odbierać Effy spod drzwi, wręczać jej kwiatów czy robić którąkolwiek inną z tych tandetnych bzdur.
    W tamtej chwili, patrząc na nią, bardzo żałował swojej decyzji.
    - Witaj, Evo - skinął do niej głową, gdy znalazła się wystarczająco blisko.

    James

    OdpowiedzUsuń
  37. Jace słuchał z uwagą, jak Eva próbowała porozumieć się po angielsku z recepcjonistką i zdziwił się, kiedy ta bez najmniejszego problemu zaczęła z nią rozmawiać. Po chwili dopiero dotarło do niego, że obydwoje myśląc, że nie dogadają się tutaj w ogólnodostępnym języku zachowali się jak idioci.
    Kobieta skinęła głową, kiedy Reeve przedstawiła sytuację, w której się znaleźli i ruszyła w stronę komputera, na którym zapewne miała zapisane numery pokoi. Do uszu Malfoy’a dotarł niepochamowany śmiech jego towarzyszki. Ludzie stojący za nimi spojrzeli na nią, próbując zrozumieć co tak bardzo rozbawiło dziewczynę. Zmarszczył czoło i spojrzał na nią jak na dziecko, ale powstrzymał się od zbędnego komentarza, który bez dwóch zdań uczyniłby ich resztę pobytu tutaj jedną wielką wojną. Zresztą Gryfoni i Ślizgoni zawsze toczyli ze sobą walki i rywalizowali ze sobą w każdej możliwej kwestii. Nie robili tego specjalnie, było to jakąś dziwną formą wrodzonej niechęci do siebie nawzajem. Jace tego nie rozumiał, ale nawet nie próbował tego robić. Wiedział, że tak musi być i koniec. Zachowanie równowagi i te sprawy…
    Dwudziestoparoletnia; warto zauważyć, że bardzo pociągająca recepcjonistka wróciła z mało szczerym uśmiechem wymalowanym na twarzy i parą kluczyków w ręce. Cieszył się, że przyszła właśnie w tym momencie, bo Eva zauważyła jego zniesmaczony wzrok rzucony w jej stronę i prawdopodobnie doszłoby między nimi do niemiłej wymiany zdań, której chciał za wszelką cenę uniknąć.
    - Proszę bardzo, to Państwa klucze do pokoi. Numery apartamentów to 367 i 368. Znajdują się one na trzecim piętrze w lewym skrzydle naszego hotelu. Życzę miłego pobytu. – wygłosiła zapewne wyuczoną na pamięć regułkę zmieniając jedynie najistotniejsze wiadomości. Jace chwycił jeden z kluczyków i odwrócił się na pięcie szukając wzrokiem jakiejś windy po lewej stronie. Kontem oka dostrzegł, że losowo wybrał pokój 367. Kiedy w końcu ją dostrzegł zauważył niemałą kolejkę, ciągnącą się przez jedną piątą korytarza. Jak widać w tym okresie wakacyjnym ten hotel był przepełniony turystami. Westchnął spoglądając na ogromne, marmurowe schody prowadzące na górę. Skupił swój wzrok na Gryfonce pozostawiając jej mimowolnie decyzję odnośnie sposobu dostania się do ich pokoi, które nie znajdowały się wcale blisko.

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ustalmy, że tego nie było. xD]

    Wiedziała, że Eva się wściekła, ale to o dziwo uspokoiło Maxine. Stwierdziła, że... gorzej już być nie może, a jak nie może być gorzej to na pewno będzie lepiej. Głupie podejście, ale lepsze to niż żadne.
    Siedziała na gorącym piasku, póki co nie mając zamiaru się ruszyć. Nie wiedziała jak wrócić do domu i bezczelnie liczyła, że Eva coś wykombinuje.
    Póki jednak była na plaży... zamierzała z tego skorzystać, w pełni. Zrzuciła z pleców kolorowy plecak i.. ściągnęła ubranie pod którym miała jaskrawe, pomarańczowe bikini. Spojrzała na wodę i kuszące fale.
    - Jest gorąco. Piasek pali jak rozżarzony węgiel. Woda jest zimna. Chodź, popływamy. - mruknęła kusząco. Takiej pokusie Eva nie mogła się oprzeć, z pewnością. Co z tego, że w wodzie na głębinach mogły pływać rekiny i inne dziwne stworzenia, zagrażające ich życiu...
    Zignorowała słowa koleżanki i pobiegła do wody, mając nadzieję, że Eva przyjmie tą propozycję. Woda była zimna, przyjemnie orzeźwiająca.
    - Chodź, woda jest doskonała!! - zawołała ją z wyraźną ekscytacją w głosie.
    Wariatka. Kompletna wariatka. Kto mógł na tym świecie mieć głupsze pomysły od Max? Nikt..
    Nie przejmując się, że wylądowała na kompletnym pustkowiu, sprowadzając kłopoty nie tylko na siebie, lecz również na koleżankę, taplała się w najlepsze w wodzie, która była jedynym ratunkiem od niemiłosiernego upału.

    OdpowiedzUsuń
  39. [To leć, pędź! ONMS już na ciebie czeka ^^]

    Crow&Rick

    OdpowiedzUsuń
  40. Na tę krótką i praktycznie nic nieznaczącą wzmiankę o Chantelle, uśmiech Ślizgona jeszcze bardziej się poszerzył. Oczywiście dobrze wiedział, że owa Gryfonka podzielała jako pasję, z równą skrupulatnością przelewając wszystko na płótno za pomocą zwykłego ołówka, ale jednak miłą odmianą było usłyszeć te słowa z ust kogoś innego. Ian już nie raz spędzał z nią wspólne godziny, siedząc ramię w ramię i w ciszy rysując. To właśnie wspólne zainteresowanie sztuką pogłębiło ich miesiącami budowaną przyjaźń i przez głowę chłopaka przeszła myśl, czy przypadkiem z Evą nie miało być podobnie. — Chcesz zobaczyć moje prace? — powtórzył, obracając ku niej głowę. Zazwyczaj nikomu nie pokazywał swoich szkiców, chowając je głęboko na dnie szuflady. Po pierwsze nie czuł potrzeby "chwalenie się swoim talentem", a poza tym nie znał osoby, która chciałaby je oglądać. — W porządku, przy najbliższej okazji ci je pokaże — odrzekł w nadziei, że ta okazja nie pojawi się na horyzoncie przez długi, długi czas. Ślizgon uniósł wzrok do góry, patrząc na coraz bardziej pochmurne niebo. Gdy tutaj przyszli nic nie wskazywało na to, by lada moment zaczęło choćby kropić, toteż nie zamierzał przynajmniej na jakiś czas opuszczać terenów jeziora. — Czy mi się zdaje, czy... — urwał, gdy spadająca na jego twarz kropla wody rozwiała wątpliwości, którymi nie zdążył się podzielić. W jednej sekundzie z nieba zaczęła lać się niewyobrażalna ilość deszczu, którego pokłady zalały wszystko dookoła. — Chodź — rzucił w pośpiechu, wstając i podnosząc się na równe nogi. Ian nie pamiętał, kiedy po raz ostatni był aż tak przemoczony: zarówno on jak i Eva tonęli w fali deszczu, którego niekontrolowane strumienie zamieniły te spokojne błonia w najprawdziwszy basen. — I uważaj, trawa jest strasznie śliska — dodał i gwałtownie ruszył do przodu, samemu zapominając o tym grząskim podłożu, po którym dane było im stąpać. W jednej chwili leżał już na pokrytej błotem ziemi klnąc pod nosem i tym samym przyczyniając się do upadku swojej towarzyszki niedoli. — Przepraszam — powiedział z lekkim rozbawieniem, gdy z ukosa spoglądał na pokrytą błotem i wodą dziewczynę, chociaż sam był aktualnie w identycznym stanie. Ślizgon pomógł jej podnieść się z ziemi, wykorzystując do pomocy drugą wolną ręką, którą natychmiast odsunął w obawie, że i ona podzieli losy swojej prawej odpowiedniczki. Przez całą drogę do Zamku, spędzoną na biegu godnym wprawionego maratończyka, uważał na każdy swój ruch, nie chcąc po raz drugi wylądować na ziemi, dodatkowo skazując Evę na podzielenie jego losu. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy na powrót stanął na suchym korytarzu Hogwartu, który jednak w ekspresowym tempie pokrył się wielką kałużą wody spływającej strumieniami z szat i z samej dwójki zmokniętych uczniów. Natychmiast wyciągnął różdżkę schowaną w z wewnętrznej kieszeni szaty i bez słowa wyjaśnienia nakierował jej koniec na całą sylwetkę Reeve. Zresztą dobrze pamiętał jej brutalne obejście się z jego osobą, gdy niespodziewanie uraczyła go mydlaną pianą, toteż sam także nie czuł się w obowiązku ostrzegać ją przed czymkolwiek. Po cichu mruknął zaklęcie powodujące, iż drewnianego patyka wybuchnęła spora ilość gorącego powietrza, momentalnie susząc przesiąknięte wodą ubrania. — Lepiej? — powiedział, nie licząc nawet na odpowiedź, po czym powtórzył czynność na sobie, pozbywając się zalegającej litrami deszczowej wody.

    [tajemnice miejsce połowy uczniów Hogwartu i żaden tam na siebie nie wpadł? podejrzane :D + MG nieźle namieszał^^]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Hm... Brak jakiejś wrogości, ale również brak sympatii najprościej prowadzą do obojętności.
    Ewentualnie jakaś sytuacja, w której któraś z nich koniecznie będzie potrzebowała pomocy, a obojętnym wtedy nie można pozostać, więc jest szansa na jakąś reakcję.

    wiem, że Lily była prefektem naczelnym na siódmym roku, ale nie rozumiem do końca, jak to wygląda na blogu. jeśli mam teraz taką funkcję, to co tam mogę/muszę robić? bo coś czytałam i nie ogarnęłam.]

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Dziękuję za przywitanie! W razie gdybyś miała niedobór wątków, to śmiało pisz :)]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  43. Przewrócił oczyma ruszając mozolnym krokiem w stronę schodów. Nie tyle co nie miał kondycji, bo codzienne ćwiczenia nie były wykonywane na marne, ale po prostu najzwyczajniej w świecie mu się nie chciało. Był na wakacjach a został zmuszony do wchodzenia po schodach, do tego na trzecie piętro. Po drodze dwójka dzieci ubrana w same stroje kąpielowe z kołami założonymi w pasie biegła w stronę wyjścia na basen i omal go nie potrąciła. Przeklął pod nosem rzucając im pogardliwe spojrzenia.
    Kiedy w końcu udało mu się dojść do celu jego towarzyszka właśnie przekręcała kluczyk w drzwiach. Ruszył w tamtą stronę i z ulgą stwierdził, że ich pokoje są na samym końcu korytarza, co oznaczało, że Jace mógł mieć więcej prywatności, niż zazwyczaj. Nie zwrócił uwagi na wystrój pokoju, który okazał się zwykły, niczym nie wyróżniający. Ciekawiło go, gdzie jego ojciec został zakwaterowany. Zapewne naprzeciwko ich, żeby mogli ich pilnować, co było jedynie względnym pojęciem. Miał wrażenie, że Eva miała dosyć dobre kontakty ze swoją matką, więc zapewne spędzi te wakacje z nią, jak przystało na rodzinę. Rzucił tylko puste spojrzenie na swoje walizki i wyszedł prosto na balkon.
    Niestety okazało się, że taras został połączony z pokojem obok, czyli musiał się dzielić nim z Evą, czego jako jedynak nie został nauczony. Westchnął i odpalił papierosa. Czekał tylko, aż dziewczyna wyjdzie, by podziwiać widoki. Szczerze mówiąc wszystko wydawało się niemalże idealne. Mogli oglądać wielki basen należący do ich hotelu a za budynkami widać było niekończące się morze. Rozglądał się za jakimś ciekawym miejscem, do którego mógłby pójść, kiedy tylko się ściemni, ale niczego nie dostrzegał.
    Usłyszał skrzypnięcie drzwi i mimowolnie odwrócił się w stronę nadchodzącego dźwięku. Dziewczyna jakby stanęła wryta. Nie rozumiał co w tym dziwnego, że mogła go spotkać na balkonie, który przecież był ich wspólnym.
    - Widok jest genialny, a przynajmniej tobie się spodoba. – stwierdził odwracając się ponownie w stronę horyzontu.

    OdpowiedzUsuń
  44. [ A ja serdecznie się odwitam : odwituję :) ]

    OdpowiedzUsuń
  45. Wakacje mijały pod wielkim, uciążliwym znakiem zapytania niebezpiecznie pulsującym w głowie Leonarda, który od pewnego czasu nieustannie analizował pewną, zupełnie nierozważną idee. Od kilku miesięcy cierpiał na chroniczny brak satysfakcji, a jego stanu wcale nie poprawiało ciągłe przebywanie w dobrze strzeżonej samotni, którą sam sobie zapewnił na okres całego błogiego lata. Jego niewielkich rozmiarów mieszkanko, wydawało się znacznie większe i coraz bardziej puste z dnia na dzień, powodując coraz to większą otchłań w jego duszy. Ciągła rutyna towarzysząca mu od ponad tygodnia sprawiała, że nie miał najmniejszej ochoty choćby wyjść z łóżka. Zwykle wstawał przed trzecią po południu, przywdziewał byle co, tylko po to by pójść byle gdzie. Pomimo pokaźnego grona przyjaciół, którzy zapewne chętnie spędziliby z nim ten czas nie miał szczególnej ochoty na spotkanie z żadnym z nich, choć czuł przepełniającą go pustkę. Kilka nocy spędził ze starymi znajomymi, jednak to wcale nie dało mu poczucia spełnienia, bo jedyną osobą, z którą miał ochotę spędzać czas była Ona. Wychodząc na świeże powietrze i przechadzając się uliczkami Londynu kurczowo trzymał się nadziei, że gdzieś ją spotka. Niejednokrotnie, przez ułamki długich sekund wydawało mu się, że widzi jej twarz w twarzach zupełnie nieznanych osób, że słyszy jej głos w zupełnie nie zrozumiałych dla niego rozmowach. Ich relacja nie należała do najłatwiejszych i w połowie zeszłego roku, doszło do jej całkowitego rozerwania, winą za to Leo obarczył samego siebie, choć podświadomie pragnął ukarać za wszystko Effy. Ale nie potrafił. Była dla niego kimś znacznie ważniejszym niż przyjaciółką, którą ona pragnęła być. Niewątpliwie jego nagłe wyznanie mogło potwornie ją zranić, jednak w tamtym okresie jedyną rzeczą, którą był w stanie zrobić było odtrącenie dziewczyny, by nie patrzeć na nią, nie myśleć, nie kochać. Teraz po przemyśleniu całej nader skomplikowanej sprawy, postanowił coś zmienić i walczyć. Tak jak prawdziwy facet. Zdążył już się z nią pogodzić, ale w ich relacji wciąż było coś nie tak, coś, co bardzo chciał zmienić.
    Dzisiejszy poranek był zupełnie inny. Około 7 nad ranem chłopaka obudziły wirujące na zasłonie, promienie słonecznego światła. Wstąpiła w niego jakaś silna i niespotykana dawka pewność w słuszność swojego pomysłu. Zjadł nawet śniadanie, delektując się każdym kęsem nienajlepszej jajecznicy. Ubrał się w wyjątkowo czyste i wyprasowane ubrania, a nawet ułożył niesforne kosmyki za długich włosów opadających na jego czoło. W międzyczasie wypalił prawdopodobnie pół paczki mugolskich papierosów, by w końcu około w pół do 11 wpakować do plecaka wszelkie potrzebne szpargałki. Zanim wyszedł z mieszkania jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Widok zdecydowanie nie należał do oszołamiających, ale być może był na tyle dobry by nikt nie rozpoznał, jak bardzo źle z nim jest. Zamknął drzwi. Stanął i teleportował się do Doliny Godryka. Wiedział gdzie mieszkała, w końcu przez kilka dobrych miesięcy byli nierozłączni, a on chłonął każde jej słowo jak gąbka. Stanął przed drzwiami, ładnego domu, ze sporym ogrodem i nieśmiało zapukał w drzwi. Wyobrażał sobie tę chwilę, przez co najmniej 2 tygodnie, jednak jak to zwykle bywa wyobraźnia zawiodła, a jego oczom ukazała się niższa od niego o głowę blondynka, którą mijał niejednokrotnie na Hogwarckich korytarzach. Charlie – pomyślał przypominając sobie kolejne słowa Evy.
    -Hej – mruknął – Jest Eva? – Zapytał uśmiechając się nieśmiało, na co blondynka odpowiedziała mu niedbałym wzruszeniem ramion.
    - Zaraz powinna być – powiedziała dość obojętnym tonem. – Możesz poczekać na nią w jej pokoju. – Dodała widząc zrezygnowaną minę chłopaka. Weszli do domu. Był urządzony w dość staroświeckim i szykownym stylu. Zdążył zauważyć spory kominek mieszczący się w salonie i starą wiktoriańską kanapę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charlie stanęła na szczycie schodów i machnęła na niego ręką by za nią ruszył. Zrobił to, wciąż zastanawiając się, czy nie lepszym pomysłem byłaby ucieczka. Nie Leo. Koniec uciekania. Podświadomość lubi płatać figle instynktowi przetrwania – pomyślał uśmiechając się, bo w końcu bał się spotkania z niższą i znacznie drobniejszą od niego dziewczyną. I choć doskonale zdawał sobie sprawę, że jego strach jest w pełni uzasadniony wolał myśleć w ten, znacznie bardziej racjonalny sposób. Kiedy znaleźli się w pokoju Evy, jej siostra mruknęła coś o tym, żeby niczego nie dotykał i dość szybko się zmyła. Czuł się nieswojo stojąc pośrodku nie swojego pokoju, więc zajął miejsce na łóżku, stawiając byle gdzie plecak ze swoim całym wyposażeniem. Omiótł wzrokiem pomieszczenie. Na ścianach widniały plakaty zapewne przyklejone zaklęciem Trwałego przylepca, uśmiechnął się mimowolnie uświadamiając sobie, że to samo robił w swoim pokoju w rodzinnym domu. Dalej, na staromodnym regale zauważył gramofon a obok niego mnóstwo porozrzucanych płyt winylowych, część zespołów kojarzył. Sam jako 15-latek miał fioła na punkcie mugolskiego rocka. Na jednej ze ścian widniała tablica korkowa zapełniona rysunkami, niektóre twarze rozpoznawał, inne były mu zupełnie obce. Powoli analizował każdy obraz, by wreszcie na jednym z nich ujrzeć siebie. Na kilka sekund zabrakło mu tchu, który powrócił ze zdwojoną siłą, gdy usłyszał narastający tupot ludzkich nóg. Pośpiesznie wstał i poprawił białą koszulkę. W głowie przygotował sobie krótki plan tego, co powie i jak się zachowa, kiedy nagle drzwi się otworzyły. I zobaczył ją. Była jeszcze piękniejsza niż ostatnio, nawet ze zdziwioną miną i potarganymi włosami. Nawet w za dużej koszulce i bez jakiegokolwiek makijażu.
      -Effy…-mruknął i złapał ją w ramiona, delikatnie unosząc nad ziemią. Objął ją w talii i przytulił znacznie łagodniej niż tego by pragnął. – Porywam Cię, wiesz? – na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech i sam nie umiał odpowiedzieć sobie w jaki sposób jego wszystkie wątpliwości tak nagle zniknęły. Zaciągnął się zapachem jej szamponu do włosów i delikatnie odstawił na ziemię. Od początku lata dopiero dziś czuł się w pełni szczęśliwy. Wciąż obejmując ją w talii pocałował ją w czoło i ponownie przytulił. Pragnął, żeby wiedziała, jak bardzo za nią tęsknił.

      Usuń
  46. [Cześć, współkomentatorko. :D Zapowiadałem, że to zrobię i oto jestem.]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Wspaniała Effy <3 Chcę wątek, koniecznie, jak tylko wrócisz z urlopu. Nie wiem jeszcze jaki, ale się dowiem!]

    Gabriel W.

    OdpowiedzUsuń
  48. [W takim razie bardzo się cieszę. Nie wiedziałem, gdzie napisać, więc wybrałem postać o imieniu, które napisałaś jako pierwsze. ;D Chęć jest, pomysłu brak, ale jedynie na razie. Są w jednym domu i w jednej klasie, więc jest jakiś punkt zaczepienia, tak że powinienem niedługo wpaść z jakimś konceptem.]

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  49. Dobra, trzeba było przyznać, Maxine nie była odpowiedzialna. Ale nie rozumiała Evy. Po co miały chodzić po tym przeraźliwie gorącym piasku wkoło wyspy, skoro i tak tutaj nie było ani jednej żywej duszy? Takie działania były zupełnie bezsensowne, chociaż.. jakieś trzeba było podjąć, a kąpiel w oceanie czy tam morzu nie była zbyt dobra. Jednak zimna woda skusiła obie Gryfonki, co jak później się okazało dla jednej z nich (oczywiście mowa o McPhail nie było zbyt dobrym pomysłem). Chociaż nie, to nie raczej wina tego iż chciała popływać, lecz tego że zostawiła porozrzucane ubrania na brzegu. Max oczywiście nie miała pojęcia, że znajdą się na środku morza, bo i skąd miałaby wiedzieć? No tak, mogła się domyślić... Nie była jednak tak przezorna jak Eva.
    Maxine słysząc komentarz Reeve roześmiała się dźwięcznie i ochlapała ją. Woda była przyjemnie zimna, a dziewczyna taplała się w niej jak trzyletnia dziewczynka w baseniku. Niespodziewanie, obie dziewczyny zostały zakryte poprzez jedną z większych fal. Max oczywiście nałykała się słonej wody i zajęło jej kilkanaście dobrych sekund wynurzenie się. Skrzywiła się z niesmakiem i wykrzyczała.
    - O fuuuj, jaka słona woda. Ohydztwo.. - jakby spodziewała się, że woda w morzu może być słodka. Otóż nie, Max, nie może. Już chciała potrzeć dłońmi szczypiące oczy, gdy przypomniała sobie, że przecież jest umalowana i przez to zniszczy sobie cały makijaż. Hmmm, chyba woda go za bardzo nie rozmazała, prawda? Całe szczęście, że na jej rzęsach znajdował się wodoodporny tusz. Dziękowała ludzkości za taki wynalazek... Nie myśląc za wiele cofnęła się na płytszą wodę.
    - Eva!!! - krzyknęła, jakby jej koleżanka conajmniej miała problemy ze słuchem. - Ja wychodzę z tej wody, jeszcze się utopię!! - nie wiedziała, czy jej koleżanka zamierza jeszcze popływać, ale ona miała dosyć wrażeń, jak na razie. Przeczesała dłonią swoje złociste loki i powoli udała się w stronę brzegu. Dziwne, miała wrażenie, że gdzieś tu położyła swoje ubrania... Nie było ich. Dziewczyna szukała ich wzrokiem po plaży, jednak dostrzegła tylko swój mały, kolorowy plecak na brzegu. Oczywiście, mokry. Podniosła go szybko i zastanawiała się jakim cudem jej ubrania zniknęły. Pewnie woda je porwała... Takie niespodzianki nie były zbytnio miłe i nie cieszyły Gryfonki. Ma paradować w bikini? Z drugiej strony.. i tak była tutaj tylko ona i Eva. Ale musiały kiedyś zrobić sobie drobną przechadzkę po wyspie. Może na jej drugim końcu coś się znajdowało? Mieszkańcy, kurort, turyści? Coś musiało być, na sto procent. Dezorientacja i zaskoczenie powoli znikało z twarzy Max, wraz z narastającym rozdrażnieniem. Dziewczyna spojrzała na taflę lazurowej wody i pomachała do Evy. Zamierzała poczekać na dziewczynę i jeśli jej koleżanka by zechciała mogłyby wyruszyć w poszukiwaniu cywilizacji.. Max była ciekawa jakie przygody jeszcze ją spotkają i liczyła na coś o wiele bardziej ekscytującego niż podtopienie i zwianie ciuchów przez wiatr, na środek oceanu...
    Dziewczyna usiadła na rozgrzanym, złocistym piasku, wystawiając ciało na miodowe promienie słońca, które grzały. Przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Jak na razie nie mam żadnego pomysłu. Ogarnę wszystko co związane z kartą i komentarzami pod nią i wtedy przeczytam dokładnie wszystko o Evie, może na coś wpadnę. Więc odezwę się. Chyba, że Ty masz jakiś pomysł to pisz :>]

    Gabryś

    OdpowiedzUsuń
  51. [Wish i Eve wydają się tak różni, że mam wątpliwości co do tego, czy potrafiliby się dogadać. Oboje są Gryfonami, którzy po wakacjach rozpoczną ostatni rok w Hogwarcie, więc znać się na pewno muszą. Być może kiedyś, powiedzmy, że na trzecim roku, Eve była tak wyczerpana, że usnęła w Pokoju Wspólnym i przespała na kanapie całą noc. Ktoś jej wtedy wywinął bardzo brzydki numer – ostrzygł ją na rekruta. Oczywiście to świat magii, więc większej dramy nie mogło być. Marsz do Skrzydła Szpitalnego i włosy odrastają w pięć sekund. Co nie zmienia faktu, że zapewne zezłościła się i poczuła się upokorzona. Niesmak pozostał.
    Czy to robota Wisha, to mało istotne, ważne, że na niego podejrzenia spadły i od tej pory Reeve patrzy na niego z niechęcią. Więc kiedy w siódmej klasie coś jej się stanie, na przykład zginie jakiś drobiazg, który ma dla niej ogromną wartość (niekoniecznie materialną, może nawet lepiej, gdyby chodziło o sentyment), mogłaby o to oskarżyć Queshire'a...?]

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  52. [Ygh. Gabriel zmieniony na Hugh. Planowałem powrót od dłuższego czasu, czekałem aż autor Regulusa się wykruszy. Nie zrobił tego, więc zrobiłem nową postać i cieszy mnie, że się spodobała.]

    Hugh Whatt

    OdpowiedzUsuń
  53. Czy mogło być jeszcze gorzej? Ian nie zamierzał mieć na sumieniu najprawdopodobniej zwichniętej kostki Reeve, która poprzez jego niefortunny upadek i pociągnięcie jej na mokrą ziemię utraciła na swoim wcześniejszym zdrowiu, jednakże tak czy siak zdawał sobie sprawę ze swojej niezamierzonej winy. Kiwnął jedynie głową i powoli ruszył do przodu, kierując się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Szedł tam z naiwną nadzieją, że przynajmniej pani Pomfrey oszczędzi im pytań i nie uraczy ich komentarzem na temat ich wciąż złączonych dłoni. Przeczuwał, że ich wspólne niekomfortowe towarzystwo lada chwila przejdzie do historii, a przeżyte epizody staną się tylko i wyłącznie wspomnieniami: tymi bardziej i mniej przyjemnymi. — Oby tylko nie kazała ci się kłaść, bo będzie problem — mruknął pod nosem, wciąż mozolnie ciągnąć się do wyznaczonego celu. Bez pukania wkroczył do na szczęście pustego pomieszczenia, swoimi głośnymi krokami wzbudzając zainteresowanie szkolnej pielęgniarki. Zaintrygowana kobieta w lekarskim kitlu momentalnie zjawiła się tuż obok nich, w pierwszym rzędzie patrząc podejrzliwie na ich dłonie i uśmiechając się przy tym w dość znaczący sposób. — Zakochani... — wyszeptała z rozczuleniem, by następnie na nowo przyjąć swój profesjonalny wyraz twarzy. W skupieniu wysłuchała szybkich i chaotycznych wyjaśnień o upadku na mokrą trawę, marszcząc czoło, gdy usłyszała wzmiankę dotyczącą obolałej kostki Evy. — Zaradzimy temu w mgnieniu oka — rzekła uspokajająco, dobywając różdżki i przywołując za jej pomocą tacę obładowaną bandażami, tubkami z maścią i innego tego typu medycznymi ciekawostkami. — Ale dobrze, najpierw puść jej rękę i pozwól, że ja się nią zajmę. — dodała z uśmiechem, zachęcającym gestem dając mu sygnał, by odsunął się na bok i w końcu uwolnił swoją dłoń z mniejszej odpowiedniczki Gryfonki. — Szybciej dzieci, nie ma co się ociągać. — ponagliła, podchodząc ciut bliżej i kładąc rękę na ramieniu Ślizgona, na marne popychając go w stronę krzesła. — Gdyby to było takie proste, już dawno bym się od niej uwolnił — odrzekł z rozżaleniem, spoglądając na wyraźnie zaskoczoną pielęgniarkę.

    [wybacz, że tak krótko]

    OdpowiedzUsuń
  54. [A dziękuję, również witam.]

    F. Huckleberry

    OdpowiedzUsuń
  55. [Dziękuje ślicznie i również witam. Na wątek chęć miałabym zarówno z Evą, jak i Bastianem, bez problemu nawet zacznę, ale potrzebuję małej wskazówki odnośnie relacji mającej ich łączyć :3]

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  56. [Piszę tu, bo ją udało mi się znaleźć wcześniej niż Bastiana. Dziękuję za powitanie. No i też mówię cześć :).]

    E. CLAYBOURNE

    OdpowiedzUsuń
  57. [znaczy, że mogę sobie czytać cudze wątki i się wtrącać? haha :D]

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  58. [Oksy, wącimy, wącimy, ale weź mi powiedz z kim. Inso z Ewką może się nie polubić, zaczynamy od Gryfonowo-slytherinowych hejtów? :D]

    Inso

    OdpowiedzUsuń
  59. [ Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się czy nie zrobić z niej takiej Pandy, ale stwierdziłam, że nie podołam. Dlatego wyszła taka Pandora.
    Bardzo dziękuję za miłe powitanie, od razu człowiek lepiej się czuje :3]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  60. Jak podejrzewał przymusowy obiad nie okazał się interesującym spotkaniem, chociaż zależy z jakiej strony się na to patrzyło. Naprawdę bardzo zdziwił się, kiedy posiłek okazał się czymś w rodzaju romantycznego obiadu z dziećmi.
    Eva i jej matka były jedynymi obecnymi przy stoliku czteroosobowym, kiedy Jace z Gabrielem wkroczyli do restauracji. Obydwoje próbowali udawać, że jest to zbieg okoliczności, że wszyscy odmówili chcąc wygrzewać się na plaży, ale Jace w to nie wierzył. Znał swojego ojca jak nikt inny i wiedział, kiedy ten kłamał. Ślizgon patrzył na niego spode łba próbując rozgryźć jego tok myślenia i jakiś fakt, który mu umknął. Nie miał zielonego pojęcia co kierowało Malfoy’em Seniorem, żeby umawiać się na obiadki z jakąś przypadkową kobietą. No chyba, że wcale nią nie była a na to wskazywały wszystkie poszlaki, jakie udało mu się dotychczas zebrać.
    Po dłuższej chwili, którą spędził z nimi na miłej pogawędce nie mógł już ich słuchać. Obydwoje wspominali swoje lata młodości i beztrosko się z nich śmiali. Nigdy nie widział Gabriela tak żywego i pełnego energii, co wydawało mu się strasznie odległe. Miał wrażenie jakby nie patrzył na własnego ojca a na nieznanego mu człowieka. Jace nie mógł uwierzyć, że ci dwoje znają się tak długo. Mimo, że powinno go interesować to, dlaczego jego ojciec poświęca tyle uwagi jakiejś Reeve Ślizgon się wyłączył. Nie potrafił odczytać z twarzy Evy co ona sądzi na ten temat ale rozumiał, że dziewczyna podobnie jak on ma już dosyć tego obiadu. Z jakiegoś dziwnego powodu czuł, że dogada się z Gryfonką.
    Jace wstał głośno szurając krzesłem i zwracając tym samym uwagę zaabsorbowanych sobą rodziców. Podniósł brew i uśmiechnął się cynicznie do ojca. Zdziwił się, że nawet w takiej sytuacji oderwali się od niezwykle ciekawej rozmowy.
    - Nie będę wam tutaj przeszkadzał, jak widać bawicie się bardzo dobrze sami, więc… - skinął głową po czym spojrzał na Gryfonkę, która wbiła w niego niezdecydowany wzrok. – Chodź, zostawmy ich samych. – dodał złośliwie po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Miał szczerą nadzieję, że dziewczyna pójdzie za nim i będzie w stanie wyjaśnić mu chociaż namiastkę tego, co właśnie zobaczył i usłyszał. Dlaczego właśnie jego rodzina musi być taka popieprzona? Stwierdził z satysfakcją, że słyszy szybkie odsuwanie krzesła i stłumiony dźwięk głosu Evy, po czym szybkie kroki.
    - Co to na Merlina ma znaczyć? – spytał nie dając jej dość do słowa. Przystanął za rogiem, tak że byli już niewidoczni dla dwójki dalej wesoło gawędzących rodziców. Ta cała sytuacja była co najmniej dziwna.

    [ Trochę przyspieszyłam i ruszyłam nieco Evą, żeby coś się działo bo też nie wiedziałam co mam pisać, mam nadzieję, że się nie obrazisz xd ]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Sama jestem tego ciekawa, haha ;) Jestem ciekawa jak mi wgl pójdzie prowadzenie postaci kanonicznej i to chłopaka... Tzrymaj kciuki!]

    Glizdek

    OdpowiedzUsuń
  62. [ Jako znak informacyjny przy bramie ośrodka. Coś w stylu: "Witamy tu i tu". Ale nie wiedziałam jak to ładnie ująć, dlatego przekombinowałam trochę :D ]
    Suzanne C.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Chętnie - odparł, kierując się w stronę stolika, na który dziewczyna spoglądała. Już wcześniej dostrzegł na nim karteczki z ich nazwiskami. Obok stały jeszcze dwa, chłopca i dziewczyny. Charlie Reeve znał, lecz Tom Cotton pozostawał dla niego zagadką. James zastanawiał się tylko, czy ta dwójka nie jest kolejną parą, którą stary Cotton chce połączyć na siłę.
    Całą sprawę rozegrał tak, by znaleźć się przy krześle Evy wcześniej, niż ona. Nie chodziło tu nawet o całą tę farsę, ponieważ Potter, mimo powszechnych powątpiewań, był młodzieńcem całkiem dobrze obeznanym z savoir vivrem i zamierzał się nim tamtego wieczoru posługiwać najlepiej jak umiał.
    Odsunął przed Gryfonką krzesło i poczekał, aż ta usiądzie by samemu móc zająć miejsce po jej lewej stronie.
    Spojrzał niepewnie na całą kolekcję noży, widelców, łyżek, łyżeczek, widelczyków, talerzyków i kieliszków rozstawionych wokół jego dużego, bogato zdobionego talerza.
    - Cottonowie jak zwykle wiedzą, co to umiar - parsknął śmiechem w kierunku Effy, na kilka sekund zapominając, że przecież ze sobą nie rozmawiają. Po tylu latach dzielenia się z sobą praktycznie wszystkim, trudno było mu do niej nie mówić, szczególnie że siedziała tuż obok. Jakoś znosił to gdy znajdowała się poza zasięgiem jego głosu.
    Trochę speszony, wbił wzrok w obrus, dopiero w tamtym momencie zauważając, że wyhaftowany był w delikatne, malutkie cherubinki.

    James

    OdpowiedzUsuń
  64. Czym było marne trzydzieści minut czekania w Szpitalnym Skrzydle wobec tylu godzin spędzonych w nierozerwalnej jedności wraz z Reeve? Ślizgon o dziwo przyjął ten komunikat z ulgą, tłumacząc to sobie tym, iż przynajmniej ich pusty wspólny harmonogram wypełni się pół godzinnym odpoczynkiem, spędzonym pod okiem nieco zbyt wścibskiej pielęgniarki. Gdyby nie stojąca nad nimi kobieta oczekująca jak najdokładniejszych wyjaśnień, chłopak uznałby ten dzień za całkiem znośny, jednak zawsze w czymś pozornie idealnym znajdą się wady, którymi w ich sytuacji była medyczna pomoc Hogwartu. Ian nie miał zamiaru tłumaczyć się z tego, iż ostatniego wieczora oboje wzięli udział w zapewne nielegalnej imprezie, na której oto stali się głównymi propagatorami chaosu i zniszczenia, co w konsekwencji na dobre złączyło ze sobą ich dłonie w geście odwetu i zemsty skrzywdzonych przez nich balangowiczów. Jednak perspektywa ofiarowanej pomocy zaowocowała wykiełkowaniem w jego umyśle ziarenka nadziei, potężniejszego od przebijającego się do świadomości zdrowego rozsądku, podpowiadającego aby cierpliwie poczekał, aż użyta na nich magia straci na swojej mocy. Obrócił głowę w kierunku siedzącej obok Gryfonki, przez moment spoglądając na jej twarz, jakby szukając w jej mimice aprobaty na to, co lada chwila zamierzał zrobić. Bez wyraźnego pozwolenia otworzył jednak usta, zwracając się jednak nie do swojej towarzyszki, a do stojącej z tacą w ręku uzdrowicielki.
    — Uważamy, że to coś w rodzaju kleju... — zaczął, w międzyczasie obdarzając badawczym spojrzeniem każdą z zebranych tu pań. Pokrótce streścił spostrzeżenia zarówno swoje jak i Evy, sugerując, iż padli ofiarą niewygodnego żartu, z przyczyn które nie są im znane. Ani słowem nie zająkiwał się o imprezie i pozostawionym tam harmidrze, woląc mimo wszystko przemilczeć pewne kwestie i nie wywlekać ich na światło dzienne.
    — Zaklęcia też nie wykluczamy — dopowiedział, ostentacyjnie unosząc do góry swoją unieruchomioną dłoń i pokazowo próbując wyswobodzić palce z żelaznego uścisku Gryfonki. Raz jeszcze spojrzał z tą samą niestygnącą nadzieją na panią Pomfrey, chcąc jak najszybciej poznać jej odpowiedź i przekonać się, czy wyjdzie ze Szpitalnego Skrzydła z miną niepokonanego zwycięzcy, lub wręcz odwrotnie: z wyrazem głębokiej porażki i wizją kolejnych godzin spędzonych w więzieniu zgotowanym mu przez własne ciało.

    OdpowiedzUsuń
  65. [ Cześć :) Cieszę się, że postać się podoba :) Starałam się go nie zepsuć i stworzyć takim, jakim widziała go w wyobraźni autorka Anki. :)]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  66. [cześć i czołem. dziękuję za powitanie i proponuję przy okazji taki oto wątek (mimo szczerych chęci, chwilowo jedyny pomysł, jaki wpadł mi do głowy ;>) - obydwoje mają koty, a jakie są koty, każdy wie. mogłyby od nich uciec. w trakcie poszukiwań natknęliby się na nie kiedy te skakałyby sobie do gardeł. a że próbowaliby je rozdzielić, sami ucierpieliby od pazurów tych oszalałych stworzeń. mogliby potem udać się do kogoś, kto zająłby się okaleczonymi kotami, w międzyczasie zrzucać winę na siebie nawzajem itp itd. miejsce dowolne, korytarz, pociąg, błonia, wszystko jedno.]

    serafin.

    OdpowiedzUsuń
  67. [ Wybacz, że zainterweniowałam w gust Effy, ale ta scena jawiła mi się w głowie tak pięknie, że normalnie nie mogłam jej przepuścić ;D]


    Rogacz uwielbiał desery Cottonów. Nie bez powodu głowa ich rodziny miała przed sobą niezły amortyzator w postaci pokaźnego brzucha. Chłopak pamiętał jak jeszcze jako dziecko był zapraszany wraz z Evą i jej malutką siostrą Charlie do Cottonów na lody w każde niedzielne popołudnie. I jak w każde niedzielne popołudnie wyjadał łyżeczką wprost z miseczki Effy jej bitą śmietanę. Nie jadała jej od tak dawna jak tylko sięgał pamięcią.
    Gdy więc pojawiły się przed nimi wielkie, zdobione pucharki pełne lodów, owoców i bitej śmietany przypominające smaki dzieciństwa, Huncwot zerknął na towarzyszkę, by wybadać, jak na to zareagowała.
    Chwycił jeden z najbardziej fikuśnych sztućców jaki tylko znalazł przy swoim talerzu i kilkoma powolnymi ruchami ściągnął z deseru całą bitą śmietanę, którą umościł na talerzyku, nieznanego przeznaczenia. Zrobił to tak dokładnie że na lodach nie pozostał nawet strzępek tej białej, delikatnej chmurki, którą tak uwielbiał.
    Niewiele myśląc złapał pucharek, który stał przed Evą, jeszcze nietknięty, i postawił go przed sobą, pod nos podsunowszy jej wolny od zdradzieckiej substancji deser.
    Wlepił spojrzenie w swój pucharek, więc nie wydział reakcji dziewczyny, jednak ten krótki skok w przeszłość, do czasów ich wspólnego dzieciństwa, sprawił mu wielką radość. Zdawał się na chwilę zamazywać to, co działo się między nimi w tamtej chwili.

    Rogaty naprawiacz deserów

    OdpowiedzUsuń
  68. Siedzący w szpitalnym skrzydle Ślizgon nie ufnie spoglądał kątem oka na przyniesiony przez pielęgniarkę nożyk, który sekundy później rozpoczął spełniać swoje zadanie i za pomocą groźnie wyglądającego ostrza zdzierał łuszczącą się grubą warstwę, na pierwszy rzut oka wyglądającą jak zastygły klej. Prawdopodobnie w ciągu całego tego niekończącego się dnia nie usłyszał słów, które przywróciłyby mu utraconą wcześniej nadzieję, jednak wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane przez panią Pomfrey, by Ian odzyskał cień entuzjazmu.
    Nie jesteście jedynymi, którym coś sklejono.
    Na wzmiankę o sklepie i sprzedawanym tam rozpuszczalniku zerwał się na równe nogi, jak zwykle w dość brutalny — i oczywiście niezamierzony sposób — ciągnąc za sobą Reeve. Nie był w stanie spokojnie siedzieć w miejscu i czekać tych kolejnych kilka godzin, gdy rozwiązanie ich problemu nagle stało się tak absurdalnie oczywiste i dziecinnie proste. Perspektywa uwolnienia się z miażdżącego jego dłoń uścisku Evy wprawiła go w niemalże dobry nastrój, który tak czy siak przesłaniała gruba warstwa wcześniejszego upokorzenia i żalu do samego siebie. Bez względu na wszystko chciał znaleźć się jak najszybciej w znajomych rejonach Hogsmeade, by tam wyposażyć się w ratujący ich życia preparat, dzięki któremu raz na zawsze pozbędzie się balastu zabierającego mu własne poczucie indywidualizmu i samowystarczalności.
    — Dasz radę iść z tą kostką? — zapytał grubo po czasie, zatrzymując się pod drzwiami Wielkiej Sali i przyglądając się jej z wielką uwagą. Przez emocje związane z tą najlepszą jak dotąd wiadomością, całkowicie zapomniał o kontuzji Gryfonki i jej obandażowanej nodze. Uznał jednak, iż każda próba zreflektowania się tłumaczy dawne przeoczenia, toteż nie zamierzał obwiniać się za ewentualne pogorszenie stanu jej skręconej kostki. Już jakiś czas temu skończył z egoizmem i przedmiotowym traktowaniem drugiego człowieka, ale w takich okolicznościach nie czuł się w obowiązku pytać towarzyszkę o pozwolenie i zgodę na wspólne wyruszenie do Zonka.
    — Zresztą nie masz innego wyjścia, idziemy — zadecydował i po obejrzeniu się przez ramię w celu zdobycia pewności, iż nie patrzy na nich żadna podejrzliwa para nauczycielskich oczu, powoli ruszył przed siebie, starając się kroczyć w miarę spokojnie i nie nadwyrężać tym samym obolałej kończyny Evy.

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Dziękuję ; ** ]
    Timothy B.

    OdpowiedzUsuń
  70. Jace w głowie miał multum myśli, których nie mógł ze sobą połączyć w spójną całość. Nie dawał mu spokoju fakt, że ojciec zmienił się w jednej chwili w tak diametralny sposób. Przez moment przez jego umysł przebiegła myśl, że Gabriel może jest naprawdę zakochany, ale stwierdził, że to nie jest możliwe. Ten człowiek nie miał uczuć i Jace zdawał sobie z tego sprawę bardziej niż by tego chciał. Nie darzył swojej żony żadnym uczuciem. Łączyło ich jedynie przyzwyczajenie i Jace we własnej osobie.
    Przyglądał się nieco podejrzliwie Evie, która rzekomo nic nie wiedziała o tajemniczych stosunkach ich rodzicieli, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że nie miałaby powodu, by tak perfidnie go okłamywać. Obserwował ich jeszcze przez chwilę mając nadzieję, że coś się zmieni; że rodzice ich zawołają i wytłumaczą całą sytuację, jednak nic takiego się nie zapowiadało. Eva wydawała się nieco rozdrażniona zachowaniem swojej matki, ale wcale jej się nie dziwił. Wszystko wydawało się nazbyt dziwne i podejrzane.
    Westchnął kiwając głową Gryfonce, że czas chyba się zbierać i przestać ich podglądać, jednak kątem oka dostrzegł zmianę w mimice twarzy Gabriela. Jego ojciec, tak bardzo podobny do Jace’a spochmurniał a usta wykrzywione w uśmiechu zacisnął w wąską linię. Malfoy Junior zmarszczył czoło próbując usłyszeć na jaki temat kobieta mu towarzysząca odważyła się zejść, jednak na marne.
    - Spójrz. Chyba się kłócą. – stwierdził przesuwając się Evie tak, by ona też mogła dostrzec swoją matkę, która nerwowo skubała obrus. Ich tony momentalnie się podniosły i Jace’owi udało się usłyszeć krótkie urywki ich nerwowej wymiany zdań.
    Nie jestem w stanie ci tego wybaczyć. słowa Eleonore jakby uderzyły Gabriela, który nie był jej dłużny: Przyniósłby nam wstyd! warknął po czym Jace uśmiechnął się pod nosem. Takiego ojca pamiętał i znał. Kobieta powstrzymała się od wymierzenia mu ciosu w twarz po czym ruszyła pędem w stronę wyjścia. Blondyn momentalnie zareagował i pociągnął Evę za rękę szukając jakiejś kryjówki. W oczy rzucił mu się jedynie parawan pokryty chińskimi znakami, których nawet nie chciał zrozumieć. Przeczesał palcami włosy do góry po czym spojrzał ponownie na dziewczynę, która stała obok niego.
    - Co to wszystko na Merlina ma znaczyć? – spytał retorycznie i wychylił głowę zza parawanu. Kobieta odeszła, jednak jego ojciec nadal nie ruszał się z miejsca. Miał ochotę zadać Gabrielowi wszystkie pytania, które krążyły po jego umyśle, jednak nie mógł tego zrobić. On by nie odpowiedział.
    Malfoy Jace

    OdpowiedzUsuń
  71. Wydawało mu się, że od momentu, gdy po raz ostatni opuścił Hogwart minęły całe lata. Całe długie lata, w trakcie których zmieniło się prawie wszystko. Wątpił już nawet w to, że wciąż jest Ignotusem, którym był przez prawie siedemnaście lat. Gdy spoglądał w lustro wręcz zdawało mu się, że zaszły w nim wizualne zmiany. Widział w swym odbiciu młodszą wersje swego ojca. Zupełnie jakby zatracił własne jestestwo. Patrzył w swoje oczy, a widział zimne spojrzenie rodziciela. Uśmiechał się do siebie, lecz to wargi Teodoriusa wykrzywiały się pogardliwie. Kiedyś byłby z tego dumny. Ale to też było całe wieki temu.
    A dokładniej przed wakacjami.
    Teraz wakacje minęły, a on stał na peronie 9 i ¾ rozglądając się nerwowo zupełnie jakby czegoś szukał. Albo kogoś. Bardzo konkretnego kogoś.
    Zabawne, bo przecież wcale nie chciał jej spotkać. Wszystko, co wydarzyło się między nimi wydarzyło się w jego dawnym życiu, do którego nie ma już powrotu. Podjął określone decyzje, dokonał wyborów, których nie był w stanie cofnąć i teraz musiał twardo trzymać się tego, co postanowił.
    Wzruszył ramionami i pewnym krokiem, jakby próbując udowodnić samemu sobie, że wie dokąd zmierza (nawet jeśli jest to tylko Express Hogwart) ruszył w stronę pociągu.
    Przedziały były już pełne ludzi. Trudno się dziwić, do odjazdu zostało zaledwie kilka minut. Ignotus nie był jednak w nastroju do tego, by dzielić swą przestrzeń życiową z kimkolwiek. I choć rozum podpowiadał mu, że szanse na znalezienie wolnego przedziału są równe zeru wolnym krokiem ruszył przed siebie, co chwila potrącając biegających po pociągu uczniów. Jego nadzieje na samotną podróż rozpływały się coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem. W końcu, gdy całkowicie stracił już wiarę w to, że uda mu się odnaleźć to, czego szukał wszedł do pierwszego przedziału, w którym dostrzegł wolne miejsce.
    Bez słowa zamknął za sobą drzwi, odwrócił się i jego spojrzenie padło na jedyną osobę, która oprócz niego znajdowała się w środku. O przewrotny, okrutny losie. Był to nie kto inny a Eva.
    Poczuł, że z twarzy odpływają mu wszystkie kolory, a usta rozdziawiają się sprawiając, że jego twarz przybiera, z całą pewnością, wyjątkowo zabawny wyraz. Gdy tylko dotarło do niego jak głupio musi wyglądać zreflektował się , ściągnął brwi i starając się przybrać jak najbardziej obojętny ton wypalił:
    - Hej, jak wakacje?


    [O tak, powroty zdecydowanie są trudne. Nie tylko dla Ignasia.]

    OdpowiedzUsuń
  72. [ Wraca? No pewnie byłaby chętna :) ]

    OdpowiedzUsuń
  73. Wiedział, że ją zranił. Po raz kolejny. Chyba milionowy. Nie mógł więc mieć do niej pretensji o to w jaki sposób go potraktowała. Pewnie sam na jej miejscu zachowałby się dużo gorzej. Tylko, że ona nie wiedziała, w jak trudnym położeniu znalazł się wtedy, o świcie, zaledwie chwile po tym, jak zakończyła się najwspanialsza noc jego życia. Ten pieprzony, krótki list od ojca. Zaledwie parę zdań zawierających stanowczy nakaz powrotu do domu.
    Teraz, już, natychmiast.
    Kilka linijek idealnie wykaligrafowanego tekstu, które strąciły go z nieba w sam środek piekielnej otchłani.
    Spuścił wzrok, dłonią przeczesał przydługą grzywkę, a następnie zajął miejsce dokładnie naprzeciwko dziewczyny. Całą siłą woli musiał zmuszać się do tego, by na nią nie patrzeć. Tęsknił. Tak cholernie tęsknił. Te długie miesiące bez choćby echa informacji na jej temat przyprawiały go o frustracje. Spalał się tonąc w domysłach, co może robić, z kim być, o czym myśleć. Czy wspominała go czasami? Czy potrafiła myśleć o nim inaczej niż źle?
    Tak bardzo chciałby jej to wszystko wytłumaczyć. Tak bardzo powiedzieć, że to wszystko dla jej dobra. Że wciąż jest dla niego ważna, że pragnie jej szczęścia i już prawie zaakceptował fakt, iż musi znaleźć je u boku innego mężczyzny. Ale nie mógł… Zresztą nawet gdyby mógł, to czy to co by jej powiedział uczyniłoby, iż by go zrozumiała? Śmiał wątpić.
    No bo co mógł jej powiedzieć?
    „Kochanie, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, dlatego żenię się z inną.”?!
    A może: „Zostałem sługusem Czarnego Pana, ale to dla naszego dobra. Uwierz, to najlepsze rozwiązanie.”
    Nie zrozumiałaby. Znał ją na tyle, by mieć tę pewność. Niezależnie od tego ile czasu i słów poświęciłby na to by wytłumaczyć jej całą sytuacje nie dostałby jej błogosławieństwa. Pewnie zaczęłaby klarować mu te swoje idealistyczne farmazony o sile miłości i przewadze dobra nad złem. Pod tym względem jest niezwykle naiwna.
    Uniósł wzrok i ujrzał jej zaciętą twarz. Musiała go naprawdę nienawidzić.
    Tak bardzo chciałby nie czuć tego, co rozdzierało jego serce. Fakt - zranił ją. Ale jednocześnie zranił samego siebie – równie mocno. A może nawet bardziej. Tamtej nocy, po balu, przez chwile uwierzył, że już zawsze zasypiać będzie u jej boku. Że to jej twarz będzie widział jako pierwszą każdego poranka. A chwile później, gdy lewie oswoił się z myślą, iż może być szczęśliwy, wszystko runęło. Jak domek z kart, jak kostki domina. I jedyne co miał wewnątrz od tego czasu to pustka. Ziejąca, bolesna czarna dziura.
    Eva ma jeszcze szansę na to, by być szczęśliwą. Może kogoś poznać, pokochać, założyć prawdziwą rodzinę. A on? Jak ma dokonać tego wszystkiego, gdy jego życie zostało od początku do końca zaplanowane przez jego ojca. Ma szukać spełnienia w zaaranżowanym małżeństwie? Cieszyć się z wypełniania kolejnych zachcianek ojca? Być na każde skinienie Voldemorta? Cudowne życie. O takim zawsze marzył.
    Westchnął głośno.
    - Mam wyjść? – zapytał po dłuższej chwili.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń