19 lipca 2014

***

Ivette Velasquez
RAVENCLAW // CZYSTA KREW // ĆWIERĆ WILLA
Hiszpanka z krwi i kości zamieszkała w przepięknej Barcelonie wraz z ojcem - Franciskiem i matką - Monicą. Ostatnie, szóste dziecko, jedyna córka. Pani Kapitan w Krukońskiej drużynie quidditicha. Duma rodziców. Używa dość sztywnej, głogowej różdżki z rdzeniem z łuski Długoroga Rumuńskiego. W V klasie po raz pierwszy wyczarowała patronusa, który przybrał postać tygrysa. Natomiast jedyny kontakt z boginem miała w III klasie, kiedy to jej największym lękiem była grupka chłopców dręczących ją komplementami, obecnie nie ma pojęcia jaką postać owy stwór mógłby przybrać. Posiada małą, wiecznie naburmuszoną kotkę - Paquitę.

PIJANE  DUSZE  //  LUSTRO DIABŁA
W pijanej Barcelonie, na skraju wojny jedynej świadomej duszy pomiędzy strzępkami dusz miliona, które jakby zaniedbały swój codzienny obowiązek ukazywania świętych prawd - żyje Ona. Trudno powiedzieć czy owe dziewczę to zaledwie podlotek czy może dojrzała kobieta. Śmieje się. A owy hałas jest nadzwyczaj dźwięczny i trudny do zapomnienia. Żądne władzy oczy omiatają ciemne uliczki badawczym wzrokiem, próbując namówić mózg do zagłębienia się w tajemnice miasta. To niebezpieczne patrzeć w te dwa zwierciadła, bo wydawać się może, iż należą do kota. Ciężko winić ową pannę za ten jakże oczywisty fakt. Ale czy można ukarać ją za dystans i pewność swoich umiejętności ? Może jakiś mugol mógłby, ale zdecydowanie nie Ja. Posiadając przywilej poznania jej, mogę z absolutną pewnością stwierdzić, że wiem o niej wszystko. Metr siedemdziesiąt skrajnych uczuć i częstych napadów złości przemieszanych z prawdopodobnie najwrażliwszym sercem w całym mieście. Nad podziw radosna perfekcjonistka z temperamentem matki i klasą ojca, których całuje w policzki na dobranoc by znów śnić o kolejnej nocy w Barcelonie. Zbyt spontaniczna, zbyt śmiała, zbyt pewna tego kim jest. Jakie zbyt? Siedząc naprzeciwko niej nie mogę oderwać od niej wzroku, a moje uszy potulnie wpuszczają do głowy każde jej słowo. Uśmiecha się nazbyt często, choć wzrok zawsze tworzy pomiędzy nią, a rozmówcą niewidzialny mur, co by nie zbliżać się do siebie zbytnio. Niezwykle uparta, z chroniczną tendencją do myślenia, że zawsze ma racje i z własnego doświadczenia dodam, że niema sensu próbować udowadniać, że tak nie jest. W innym wypadku, możesz zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach, których nawet teraz nie miałbyś ochoty poznawać. Zdolna do zdewastowania wszystkiego co spotka na swej drodze w chwilach ekstremalnej wściekłości.  A owe nie zdarzają się znowu tak rzadko. Zawsze musi być lepsza od swojej obecnej wersji, a słowa "Nie dasz rady", "Nie potrafisz", "Nie zrobisz", działają na nią jak przysłowiowa płachta na byka, bo w końcu ona by czegoś nie była w stanie dokonać? Wychowana praktycznie przez szóstkę mężczyzn i jedną kobietę ma podobno w sobie więcej odwagi i honoru niż nie jeden przedstawiciel płci męskiej. Nie wyobrażalnie wspaniała i radosna, (choć mogę być nieco obiektywny) - Ivette!

Wizerunek: Taylor Hill
Karta dedykowana Drusiowi i Bastusiowi <3
ale bardziej Drusiowi!
GG: 50579829
MISTRZU GRY, DO DZIEŁA!

23 komentarze:

  1. [SHE'S BACK! Our one & only <3]

    Bastiiiiiiiiiii w imieniu swoim (i Drusia)

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jako że w komentarzu powyżej już się za mnie niezwykle treściwie wypowiedziano (yeah, Ivette's back, oklaski proszę! :D), pozostaje mi tylko obiecać - w imieniu swoim i Bastusia - że wreszcie się naszego wątku doczekasz. Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy, ale się doczekasz! Bo sama już umieram ze zniecierpliwienia xD]

    w przyszłości "tylko Twój" Druś

    OdpowiedzUsuń
  3. [Piękne zdjęcia! <3
    Ukochane przez babkę - willę — rzuciło mi się w oczy, że jej babcia jest domem. :D
    Cześć!]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  4. [witam ponownie! :)]
    Ian / Marcel

    OdpowiedzUsuń
  5. [Iv, Iv, Iv... Jo Cię chyba musi znienawidzieć, ale to się jeszcze zobaczy :> Tymczasem jeśli byś chciała wiesz co, to zapraszam wiesz gdzie :>]
    Roy/Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  6. [ A jaki chcesz ten wątek? Jak mi coś wymyślisz, to aż Ci zacznę :D ]
    Meza

    OdpowiedzUsuń
  7. [Aaaaa, zjadło mi komentarz, głupie internety!
    Teraz naszła mnie taka myśl, że one powinny się w sumie przyjaźnić, a nie. Sprawdziłam, są nawet w jednym dormitorium, w takim razie postaram się coś zacząć właśnie w takich klimatach. Wiesz, walka na poduszki całkiem na serio, która przeradza się w zrywanie sobie wzajemnie kotar i patroszenie zawartości kufrów. Bo nie pamiętam, jak się wcześniej umawiałyśmy. Piszesz się? :D ]

    smutny Karol

    OdpowiedzUsuń
  8. [Myślę, że mogły miec najlepszy kontakt z całej tej ciżby w dormitorium (bo teraz już nie pamiętam, kto z nim jest, skleroza mnie dopada), ale że te zawirowania z Drew się już ciągną i ciągną, ro go dawno utraciły. Wątek wyobrażam sobie tak, że Iv/Karol wpada zła z jakiegos powodu do dormitorium i zaczyna się kłótnia z tą drugą.]

    Karol

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Brzmi... jak Meza. Dobra, to możemy zrobić tak: jakimś cudem Paquita wymknie się z dormitorium Iv, oczywiście znajdzie ją Carlos i zacznie swatać ze swoimi dwoma samcami. :D A potem, jak usłyszy, że komuś zginęła taka a taka kotka, przyjdzie skruszony pod dormitorium Krukonek i zacznie coś po hiszpańsku gadać do Iv, licząc na to, że dziewczyna nie zrozumie wytłumaczenia i zrezygnuje ze słuchania. ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ To, że piękna karta to już wiadomo :D My miałyśmy mieć jakiś tam wątek ale już chyba na niego za późno >.< Zawsze można coś nowego wymyślić, ale tu pojawia się problem: Co? :D ]

    Jace

    OdpowiedzUsuń
  11. [ A ja po cichu odmawiam - stop wykorzystywaniu. :< ]
    Meza

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdy Carlos zobaczył małego, zbłąkanego kota bez obroży, nie mógł powstrzymać się przed przygarnięciem go. Przyniósł go do dormitorium, zignorował kompletnie pretensje swoich współlokatorów - w końcu nie można było posiadać więcej niż dwóch zwierząt - a potem zaczął powoli przyzwyczajać do siebie nową znajdę. Dwa pozostałe zwierzęta Mezy miały problem z zaakceptowaniem nowego przybysza, w przeciwieństwie do swojego właściciela; ten dbał o futrzaka jak pierwszoklasista o świeżo otrzymaną różdżkę. Próbował go nawet swatać z innymi przedstawicielami jej gatunku, jednakże wszystkie próby spełzły na niczym, Latynos potraktował więc podopieczną jako stworzenie wykreowane specjalnie do zabawy i ewentualnego przytulania.
    Serce prawie mu pękło, kiedy dowiedział się, że przechowywał w swoim pokoju coś, co już należało do pewnej Krukonki. Swoją drogą, gdy usłyszał, jak ma na imię, od razu przypomniało mu się miejsce kapitana drużyny Ravenclawu. Ostatnio było bardzo głośno o tej sprawie, a podobno owa Ivette, która przejęła pieczę nad latającymi oszołomami, miała niezły temperament. Gdy Meza zrobił wywiad środowiskowy i dowiedział się, że panienka potrafiła przejść przez własne dormitorium jak trąba powietrzna i zniszczyć je w dosyć brutalny sposób, był skłonny wrzucić jej ową Paquitę przez okno, po czym zwiać, gdzie pieprz rośnie. Na całe szczęście, Carlos troszczył się bardziej o dobro zwierzęcia, niż o swój własny tyłek - choć pewnie, jako gwiazda małego formatu, powinien chronić własne piękno - postanowił więc mężnie stawić czoła problemowi, jaki powstał i ewentualnie powstrzymać Ivette przed wyrwaniem mu żywcem kończyn.
    Przygotował sobie nawet jakąś rozczulającą mowę, bo był niemal pewien, że serca Krukonek dało się jakoś zmiękczyć i wcale nie były takie uszczypliwe, jak to się mogło niektórym wydawać. Stwierdził jednak, że zrobi więcej zamieszania, gdy wygłosi swoje usprawiedliwienia w ojczystym języku - w końcu kto mógł go zrozumieć? Na pewno nie Iv.
    Zjawił się pod drzwiami do jej pokoju, wpuszczony do pokoju wspólnego Ravenclawu przez przestraszonego pierwszaka. Co prawda, spotkał się z niezbyt przychylnymi spojrzeniami innych uczniów, ale nic sobie z tego nie robił - miał przecież kota do oddania. Zapukał do odpowiednich drzwi, po czym wyciągnął ramiona z futrzaną kulką w dłoniach jak najdalej od siebie, żeby dziewczyna zobaczyła najpierw nieuszkodzonego pupila, a dopiero potem jego znalazcę.
    - Wiesz, to było tak - zaczął bardzo szybko po hiszpańsku, nawijając jak niektóre argentyńskie sprzedawczynie. - Znalazłem ją w lochach, tuż obok gniazda Slytherinu, była mała, biedna i mokra, to wziąłem i przechowałem... chwilę. Nie zdajesz sobie sprawy, co jej się mogło stać... - tutaj został przytulony i wepchany do pokoju. Czy to początek tortur, jakie miała mu zgotować? - ...przy tych oślizgłych Ślizgonach! A może w ramach podziękowań... od razu policzek nadstawię, co? Byłoby miło.
    Słówko "gracias" znali niemalże wszyscy, dlatego Meza wciąż nie zdawał sobie sprawy, iż Krukonka mogła rozumieć, co mówił. Zwłaszcza, że nie znał jej nazwiska - wszyscy mówili tylko Iv, Ivette, ta-co-zabrała-stanowisko-Bastusiowi. Różnie, ale nie Velasquez.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Velasquez, mistrz malowania powietrza c:
    Mamy wspólny pokój w Dormitorium, więc... wątek? Przyda mi się jakiś dziewczyński bo mam tylko jeden na trzy męskie. Oczywiście nie musi być typowo dziewczyński, ale po siedmiu latach powinny się przyjaźnić, nie sądzisz?]

    Styx Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Mam słabość do tego nazwiska, mój ulubiony malarz je nosi :3 w dodatku widzę Hiszpanię, ach!]

    Chantelle & Lenard

    OdpowiedzUsuń
  15. Carlos musiał najwidoczniej uaktualnić swój spis uczniów Hogwartu, którzy umieli dobrze hiszpański. Nigdy więcej nie chciałby się znaleźć w podobnej sytuacji, bo chociaż jego tekst o całowaniu w policzek był już dosyć popularny w szkole i dziewczęta przyzwyczaiły się, że to najlepsza forma wynagrodzenia, jaką - na początek - mogły ofiarować Mezie, to jednak zrobiło mu się trochę głupio. Pewnie bardziej ze względu na poprzednie brednie, które wygłosił o kocie, którego niby znalazł poszkodowanego gdzieś w lochach. Tak naprawdę zgarnął go z korytarza niedaleko dormitorium Ivette; skąd jednak miał wiedzieć, czyje to zwierzę? Miał takie wspaniałe i dobre serce, że zaopiekował się niedopilnowanym czworonogiem.
    Chwilowe osłupienie dało zastąpić się szerokim uśmiechem. Co prawda, Latynos nie czuł się wcale komfortowo w damskim dormitorium Krukonów, zwłaszcza, że ten pokój nawet nie zbliżał się do wyobrażenia pracowitych i ułożonych wychowanków Roweny Ravenclaw. Wszędzie widać było ubrania, kolorowe płyny do kąpieli i inne kosmetyki, gdzieniegdzie dało się zauważyć też książkę czy jakieś wypracowanie. A przede wszystkim pachniało, jakby wylano tu flakonik perfum.
    Może faktycznie tak się stało? Gryfon dostrzegł jakieś szczątki szkła tuż pod komodą, poukładane ładnie obok siebie, prawdopodobnie po to, by zaklęcie Reparo lepiej zadziałało.
    Carlos nie przepadał za zbyt śmiałymi ludźmi. Sam jego temperament wystarczał, nie trzeba było mu do pary równie dominującego charakteru. Dlatego też trochę z rezerwą przyglądał się Ivette, zastanawiając się, czy siedzieć dalej na łóżku i słuchać podziękowań, czy raczej zmyć się czym prędzej i zająć własnymi sprawami. Ułożył sobie nawet bardzo krótki plan ewakuacyjny, gdyby coś mu się nie spodobało, jednakże wszelkie podobne zamiary udaremnił kot, który usiadł mu od razu na kolanach. Chłopak zaczął się bawić z futrzakiem, tarmosić go lekko i dawać mu palce do gryzienia i delikatnego drapania - Paquita wydawała się zachwycona.
    - Ona chciała kogokolwiek drapać? Chyba sobie żartujesz - pogłaskał zwierzę po małym łepku, unikając tym razem ostrych jak szpilki zębów. - Jest bardziej pluszakiem, niż panterą.
    Podniósł głowę znad kotki, by móc spojrzeć, co robiła dziewczyna. Dojrzał tylko gramofon, płytę wyciąganą z opakowania, a potem nagle całe dormitorium wypełniło najświeższe disco, jakie tylko Meza znał. Uśmiechnął się szeroko, słysząc znane już sobie utwory; oczywiście nie przegapił tak świetnego filmu. Zdziwił się tylko, gdy Iv poprosiła go do tańca - ale co, miał teraz odmówić? Skinął tylko głową i ujął dłoń Krukonki w swoją tylko po to, żeby położyć ją potem na ramieniu, a własną objąć partnerkę do tańca w talii.
    - Często tak wciągasz nieznajomych Latynosów do dormitorium, żeby z nimi potańczyć? - spytał na tyle głośno, by mogła usłyszeć cokolwiek przez stosunkowo cichą muzykę, nic ponadto. Na początku zaczął lekko podrygiwać w rytm, ale po kilkunastu sekundach już wprowadził panienkę Velasquez w żywsze ruchy, obroty i inne piruety. Ach, jak trudno było sobie przypomnieć wszystkie kroki, które przygotował na ostatni bal... – Wiesz, za opóźnienie wręczenia nagrody jej wartość odpowiednio wzrasta…

    OdpowiedzUsuń
  16. [Przyznam, ze Iv pasuje mi jako jego ideał, którym on sam chcial byc. Łączy ich pochodzenie i quidditch, a fakt, ze Iv jest Krukonka właśnie ich rozni. i tego by zazdroscil. Zapewne dziewczyna stałaby sie obiekten, który lubił by denerwować, a to z czystej sympatii ;)]

    Lenard

    OdpowiedzUsuń
  17. [Witam uroczą panią kapitan drugiej ulubionej drużyny Charliego! :D Pewnie dużo o niej mówi i to publicznie. :>]

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Dziękuję za powitanie :) Musiałam znaleźć kogoś innego, kto użyczyłby wizerunku Łapie, bo Bena wprost nie znoszę. Sama nie wiem czemu. A co do wątku to bardzo chętnie. :)]

    ŁApa

    OdpowiedzUsuń
  19. Hiszpański bardzo się przydawał do zjednania sobie niektórych osób w Hogwarcie. W ten sposób Carlos miał już troje dobrych znajomych, którzy polubili go za możliwość komunikowania się w ojczystym języku. Zauważył, że większość uczniów była do niego pozytywnie nastawiona właśnie ze względu na pochodzenie. Przez nie też trochę go szufladkowano, jednak to był w stanie przeżyć, gdyż raczej wpasowywał się w sylwetkę standardowego mieszkańca Ameryki Łacińskiej. Energiczny, beztroski, przyjeżdżał spalony na brąz po wakacjach, a gdy coś mu nie szło, siarczyście klął po hiszpańsku. Poza tym brzmiał na tyle komicznie wśród tego popularnego brytyjskiego akcentu, że wszyscy choćby mogli się chociaż trochę z niego pośmiać i poprawić sobie humor.
    Meza zręcznie omijał wszystkie przedmioty leżące na podłodze, jednocześnie starając się zapewnić Ivette wszystkie możliwe formy rozrywki podczas tańca. Przez to też szybko się zmęczyli; ona padła na łóżko, a Carlos oparł się o najbliższą komodę, zdyszany, ale ucieszony.
    - Mówiłem ci przed chwilą, co bym chciał. Zapomniałaś? - uniósł brew, uśmiechnąwszy się lekko. Nie miał w zwyczaju przypominać nikomu swoich słów sprzed pięciu minut; za bardzo lubił, gdy ktoś uważnie go słuchał. Gdy już trochę ochłonął, przemieścił się w jej stronę i usiadł obok, na pościeli.
    Zaskoczyła go swoimi słowami. Dopiero co zjawił się u niej w pokoju, a ona już zdążyła porwać go do tańca, a następnie niejako zachęcić do wybrania się nad jezioro. Praktycznie jej nie znał, ale przecież nie odmówi; za bardzo lubił kąpiele.
    - To jezioro na ciebie czeka - odparł wesoło, wstając. - A raczej na nas! Idziesz? - on już znajdował się przy drzwiach. Nie było na co czekać, dni stawały się coraz krótsze, a woda nie będzie ciepła wiecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Nawet nie wiesz jak miło się robi człowiekowi po przeczytaniu takich słów <3 Dziękuję, naprawdę. A co do Pandy. W sumie przez chwilkę przyszło mi do łba by zrobić z niej kogoś tak oderwanego od świata, ale po znalezieniu tego gifa zaniechałam tego pomysłu i stwierdziłam, że zrobię z niej aspołeczną jędzę.]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  21. [Cześć i dzięki! Wpadłam do Ivettki, bo jest Krukonką. No dobra, bardziej chodziło mi o to, że jest Hiszpanką, a ja lubię Hiszpanię, ale ciii (bo bym musiała dodać, że Barcelona ją skreśla XD).
    I chciałam poszukać czegoś, co mogłoby je połączyć, jakiegoś zalążka dla pozytywnych relacji, ale jestem słabym detektywem. Niby obie są perfekcjonistkami, obie są pewne siebie, ale myślę, że to akurat może działać na niekorzyść. Bo dodatkowo Ive jest spontaniczna, a Ins lubi wszystko planować. Dlatego myślę, że mogłyby się krytykować na każdym kroku, doszukiwać jakiś niedociągnięć w działaniu tej drugiej, rywalizować ze sobą podczas zajęć i tym podobne.
    Co ty na to? ;)]
    Inso

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nie wiem czy dobrze trafiłam z czasem akcji, ale miało być yolo :D
    No i kogo obchodzi, że dzielą dormitorium przez tyle czasu, ale załóżmy, że Carol tak naprawdę nie jest pewna co do tego czy Iv faktycznie posiada jakieś zwierzę. Jest w tak bojowym nastroju, że z chęcią nawet sama podrze koszulkę i zwali winę na Ivette XD Wyjątkowo nie chodzi o Drew, chodzi o całokształt. :D ]

    Wielka Sala powoli zaczęła się wyludniać, kiedy Carol wpadła doń z szybkością małego, prywatnego huraganu. Zresztą jego stworzenie zapewne nie stanowiłoby dla co zdolniejszych uczniów kłopotu, jednakże Carol nie należała do owego elitarnego kręgu prymusów i szczęśliwie nigdy należeć nie miała. Prawdopodobnie.
    Nigdy nie mów nigdy.
    Jednak to nie rozmyślania na górnolotne tematy zaprzątały głowę Krukoni tamtego dnia, jedynie kędzierzawa czupryna Ivette, współlokatorki dziewczyny od samego początku ich wspólnej przygody z Hogwartem.
    Dostrzegła ją siedzącą przy stole Ravenclawu. Nie mogła ze swojej perspektywy dostrzec co dziewczyna robiła, ale wątpiła, by odrabiała pracę domową. Na jej piersi błyszczała odznaka kapitana, tak długo należąca do Bastiana. Caroline przeżyła ciężki napad szoku kiedy pierwszy raz zobaczyła Iv z tym odznaczeniem przypiętym do szaty, ale z zadziwiającą prędkością przyzwyczaiła się do nowego ładu.
    To, czy jej odpowiadał, było już zupełnie oddzielną kwestią.
    Jednak również quidditchowe rewolucje nie były powodem kumulującej się w jej ciele złości, którą zaczynała odczuwać niemal w fizycznym wymiarze. Zacisnęła pięści i dała sobie pięć sekund na ochłonięcie, po czym przysiadła się obok współlokatorki z wystudiowanym uśmiechem. Nie owijając w bawełnę, zaczęła konwersację z grubej rury:
    - Radzę Ci trzymać swojego pupila [czytaj Drusia, nie mogłam się powstrzymać, przepraszam XDDDD] zamkniętego, w przeciwnym razie osobiście go wypatroszę i zaniosę tej świrusce, profesor od wróżbiarstwa, by sobie trochę poczytała przyszłość z jego wnętrzności, kochanie. – Specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, pozwalając by cała zawarta w nim ironia doskonale wybrzmiała w uszach Ivette. Chciała, by zabrzmiało ono jak ostrzeżenie i cieszyła się, że zabrzmiało dokładnie tak, jak planowała.
    Dokładnie tak.
    Nie wyjaśniła powodu swojego zirytowania, ale z góry założyła, że Ivette domyśli się, o co jej chodzi. Carol nie sięgnęła po zwyczajowego tosta, a wycelowała go w pierś współlokatorki, mrużąc przy tym oczy.
    - I przysięgam, że dotrzymam słowa.

    OdpowiedzUsuń
  23. Co prawda, feminizm kwitł w mugolskim świecie od jakichś piętnastu lat i wręcz przeżywał teraz swój renesans, aczkolwiek brutalnością czy przechwałkami o złamanej nodze lub ręce brata Ivette raczej Mezie by nie zaimponowała. Chociaż nie przepadał za kompletnymi księżniczkami-sierotkami i lubił zdecydowanie dziewczyny, to cenił w nich tę nutkę... kobiecości. O ile Iv trochę podbiła jego serce swoją przebojowością, to czuł się przy niej przytłoczony (on, król parkietu!), dlatego wolałby się uwolnić czym prędzej od jej towarzystwa. Mimo tego, że ją naprawdę polubił, to jeszcze daleko było mu do swobody w jej obecności. Zwłaszcza, że była bardziej żywiołowa od niego samego.
    Było mu szkoda tego pocałunku w ramach podziękowań, jednakże nie zamierzał już więcej naciskać (w końcu upomniał się dwa razy, nie stanowił jednego z tych zdesperowanych Krukonków, których jedynymi dziewczynami były książki). Zwyczajnie zapamiętał sobie, że Velasquez miała u niego dług. Chociaż, szczerze mówiąc, nie powinna - w końcu Meza jedynie udał, iż uratował jej kotkę. Niby przechowywał ją bardzo dobrze, ale wciąż to wyglądało jak zwyczajna kradzież pupila.
    Dał się pociągnąć za rękaw, ale i tak spowalniał nieco cały wypad nad jezioro. Nie chciało mu się biec, bo nie miał aż tak dużej potrzeby kąpieli w jeziorze. Ot tak, mogli sobie potańczyć dalej, na przykład, gdyż za tym przepadał bardziej.
    Całe szczęście, iż jego nauka pływania odbyła się już w czasach, gdy był bardzo mały, bo inaczej nie poradziłby sobie z głębią jeziora. Postanowił jednak ukarać Ivette za jej niemiłe zachowanie - w końcu kto wrzucał niewinnych, a w dodatku bohaterskich Gryfonów do zimnej wody? - i udać, że nie potrafił w ogóle utrzymać się na powierzchni. Zaczął się szamotać i puszczać duże bąbelki powietrza, a robił wokół tego tak dużo hałasu, że trudno było nie uwierzyć w to, iż naprawdę się nie topił. Miał tylko nadzieję na rychły ratunek, najlepiej ze strony samej Ivette, co by ona także wskoczyła do hogwardzkiej sadzawki.
    Gdy jednak po kilkunastu sekundach nic się nie stało, podbił trochę do brzegu, ciągle udając topielca, a następnie chwycił nogę dziewczyny i zaciągnął ją jakoś do wody.
    - Ale z ciebie podstępne stworzenie! - zaśmiał się, już nie bawiąc się w cyrk z zagrożeniem życia. Odgarnął mokre włosy do tyłu, gdyż nieprzyjemnie obkleiły mu czoło. - A ja ci kota ratowałem!
    Ochlapał ją tak, by już była całkowicie wilgotna. Oddryfował trochę dalej, by nie mogła się tak łatwo zemścić, po czym wyszedł na brzeg i usiadł tak, by móc moczyć stopy.

    [ Byłaś następna w kolejce, niecierpliwa kobieto :D ]

    OdpowiedzUsuń