Crowdean Alexander Colonel, zwany też dzieckiem szczęścia i „młodszym bratem ścigającego i kapitana drużyny Zjednoczeni z Puddlemere”
Urodzony dnia siódmego lipca 1960 roku, uczęszcza do szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, uczeń domu Gryffindor, ścigający w domowej drużynie Quidditcha.
Brak umiejętności wyczarowania patronusa, jego bogin przybiera postać jego Wuja z wyciągniętą różdżką (powody tego są nieznane).
Jest orientacji biseksualnej.
Jest orientacji biseksualnej.
Jego różdżka jest dwunastocalowa, wykonana z kasztanowca (Najbardziej pasuje do tych czarownic i czarodziejów, którzy radzą sobie z magicznymi zwierzętami i z zielarstwem oraz są naturalnymi lotnikami).
Rdzeniem jest włókno ze smoczego serca.
Posiada sowę: Płomykówkę Zwyczajną, której dał na imię Tyron. Wysoce rozwinięta fascynacja magicznymi stworzeniami, a zwłaszcza smokami.
Posiada czwórkę rodzeństwa: Williama i Annabell, którzy są od niego starsi oraz młodsze bliźniaki: Clara i Timothy.
Optymista, niezwykle żywy i energicznie . Pewny siebie i swojego zdania, co w połączeniu z jego dumą sprawia iż Crowdean nie lubi przyznawać się do błędu, przez co robi to niezwykle niechętnie, ale to jednak nie oznacza iż nie potrafi tego robić… gdy rzeczywiście przesadzi. Jest wyjątkowo narwany, nie potrafi usiedzieć długo w jednym miejscu, a do tego najpierw robi dopiero później myśli. Te cechy powodują iż nie potrafi powstrzymać się przed przyłożeniem komuś, gdy ta osoba zacznie go wyjątkowo mocno wkurzać… No chyba, że jest to dziewczyna. Nie potrafi uderzyć dziewczyny. Po prostu kultura osobista mu na to nie pozwala. Na płeć piękną potrafi tylko strzelić śmiertelnego focha, a jako że jest dosyć uparty nie tak łatwo go z tego focha wyleczyć.
Colonel ma niezwykłe zamiłowanie do popisywania się wcześniej wyuczonymi, niebezpiecznymi sztuczkami, przez co jest dosyć częstym bywalcem Skrzydła Szpitalnego. Co złośliwsze osoby twierdzą, że powinien tam przenieść wszelkie swoje rzeczy i po prostu tam zamieszkać, z czego akurat sam chłopak się śmieje, przyznając im żartobliwie racje. Z jego uwielbieniem do popisywania się bardzo często wiąże się też uwielbienie do zakładanie się. Zdaje się, że częściej odpowiadał twierdząco na pytanie „Założysz się?” niż „Chcesz kremowego piwa?” i „Chcesz czekoladę?” razem wziętych, co może niektórych zaskoczyć, albowiem oba te przysmaki Crow po prostu uwielbia i spożywa ich bardzo dużo, czego oczywiście po nim nie widać, przez co złorzeczą mu wszystkie dziewczyny, które go poznały. Najczęściej zadaje się ze swoim najlepszym przyjacielem, ale oczywiście nie tylko z nim, w końcu jego zakładowa sława rozniosła się już dawno po całej szkole…
Jest wybitnie uzdolniony pod względem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, chyba jako jedyny ze swojej rodziny. Także jako jedyny miał znaczne problemy z transmutacją. Na całe szczęście te lekcje ma już dawno za sobą.
Już gdy się narodził jego włosy były czarne jak pióra kruka, dzięki czemu zawdzięcza swoje imię, a przynajmniej jego pierwszy człon. Te jego czarne kłaki są wiecznie roztrzepane, co jednak zamiast pokazywać go jako niechluja, dodaje mu swoistego uroku… A z resztą te włosy wredne i złe nie chcą mu się układać w żaden inny sposób, więc w końcu kiedyś się poddał i przestał z nimi walczyć. Jego oczy są koloru brązowego, jednak ich odcień jest tak ciemny, iż wydają się one nie brązowe lecz czarne.
Jak na sportowca (w pewnym sensie) przystało stosunkowo dobrze wygląda pod względem wysportowania, lecz oczywiście mógłby wyglądać lepiej, gdyby tylko się do tego przyłożył.
Dane Personalne:
Imię: Crowdean (preferuje jednak nazywanie go po prostu Crow)
Drugie imię: Alexander
Nazwisko: Colonel
Dom: Gryffindor
Data urodzenia: 07.07.1960
Wiek: 17 lat
Rok: 7
Orientacja: Bisekualista*
Orientacja: Bisekualista*
Bogin: Jego wuj z wyciągniętą ku niemu różdżką
Patronus: JESZCZE brak
________
[ Wizerunek pana Matthew Gray Gublera będzie użyczony przez Crowa, mam nadzieję że na jak najdłuższy okres ^^. Wizerunek podrzucony przez Effy, za co jej wszyscy dziękujmy ;) Drewno różdżki dopasowane dzięki temu artykułowi: http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/R%C3%B3%C5%BCd%C5%BCka ]
*Miałam napisać, że jest smokoseksualny (woli smoki od kobiet) jak Charlie Weasley ale jakoś mi kurde mi to strasznie brzmi
GaduGadu: 36558540
[ASDFGHJKL! *.*
OdpowiedzUsuńJednak jestem niezwykle charyzmatyczna, bo wszyscy do których napiszę wracają <3]
[Drugi gif jest absolutnie genialny. :D]
OdpowiedzUsuń[Pomysł na wątunio, hmm... Jak tak patrzę na ostatniego gifa i te płomienie, to od razu nasuwa mi się myśl, że jedna ze sztuczek Crowa mogła zrobić BUM w momencie, kiedy Aurora przechodziła. Trochę się dziewczę wystraszyło, osmaliło, palnęło mu pouczającą gadkę i odjęło punkty, ale dalej to w sumie nie wiem. :<]
OdpowiedzUsuń[Albo w pociągu - Crow będzie dawał popis na korytarzu, nieświadoma niczego Boyle opuści na chwilę przedział i w tym momencie wszystko wybuchnie. :D]
OdpowiedzUsuń[Witam z powrotem na blogasku :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[Mogę ja, lepiej to chyba wyjdzie. :D Daj mi trochę czasu, bo jestem w trakcie pisania innego wątku, dobrzee? I jakiej długości wątki lubisz?]
OdpowiedzUsuń[ Ten "wysortowany" pan z gifa mnie rozłożył na łopatki. Ciągle gapie się na niego i nie mogę przestać się uśmiechać. "Założę się", że pewnie i tak nie będziesz chciał zacząć wątku ... ;> ]
OdpowiedzUsuńAmaratresa Ammoras
[No weź, bo się zarumieniłam!
OdpowiedzUsuńMoże... Może założyłby się o coś głupiego z kolegą, nie wiem, na pewno coś kaskaderskiego i z wybuchami może (może :D). Anka się boi takich rzeczy i zaraz się chowa, ale teraz znalazłaby się przypadkiem w samym środku albo gdzieś z boku i chociaż nie stałoby się nic takiego strasznego (według Crowa i kolegi, z którym się założył) to narobiłaby rabanu, włącznie z płaczem, że mogła zginąć. Oni mieliby kłopoty, ona miałaby kłopoty i coś tam dalej na pewno by się wymyśliło. :D
Chyba że masz coś lepszego, to wal śmiało, nie obrażę się, na pewno! :D]
Anka
[Ach, no i zapomniałam dodać, że Miki chętnie o coś z Crowem założy. Pytanie tylko: o co? :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[ Dobra, to sprawiedliwy podział. Chyba jak każdy skorzystam z faktu, że Crow lubi się zakładać - nie masz nic przeciwko? ]
OdpowiedzUsuń[Zacznij, wyślę ci watę cukrową przez łącze! :D]
OdpowiedzUsuńAnka
[Cześć, miło widzieć znajomą buźkę :3]
OdpowiedzUsuńRoy/Hawkins
[ Och! Co za pan xD Może wątek z szalonym Ślizgonem? ]
OdpowiedzUsuńJack Bizarre
Przesadą byłoby stwierdzić, że Aurora wyczekiwała powrotu do domu, ale niemniej się z tego cieszyła. Potrzebowała wytchnienia od szkolnych obowiązków, od zadań powierzanych jej ze względu na sprawowaną funkcję, a przede wszystkim pragnęła ciszy. Tłumy pierwszoklasistów i ich o rok starszych kolegów poważnie dawały jej się we znaki przez swoje hałaśliwe zachowanie.
OdpowiedzUsuńDlatego wsiadając do pociągu poczuła ogromną ulgę. Razem z koleżankami z dormitorium szybko znalazły wolny przedział, w którym na spokojnie się rozsiadły i, na szczęście, nikt więcej już się nie napatoczył. Co chwila ich drzwi mijały jakieś osoby, ale z początku żadna z dziewczyn nie zwróciła na to większej uwagi.
Zmieniła to salwa śmiechu, która wybuchła niecałą godzinę po odjeździe ekspresu ze stacji w Hogsmeade. Gdyby nie brzmiało to jak wystrzał z armaty, Boyle nie wyściubiłaby nosa poza bezpieczny przedział, ale skoro odnieść można było wrażenie, że na korytarzu przebywa kilkadziesiąt osób...
I dlaczego akurat tak blisko niej, kiedy potrzebowała spokoju?
— Zaraz wracam — rzuciła do koleżanek, po czym wyjęła z bocznej kieszonki torby odznakę prefekta i przypięła sobie do swetra. Jak już miała wymierzać sprawiedliwość albo zaprowadzać porządek, to musiała mieć przy sobie swój atrybut władzy. Była pewna, że gdyby nie lśniące P na jej piersi, nikt nawet nie zwróciłby na nią uwagi.
Szarpnęła drzwi przedziału i ruszyła w stronę zbiegowiska. Ponad głowami skandujących czyjeś imię uczniów, zauważyła dziwne rozbłyski a co chwila z wielu ust wyrywało się pełne zachwytu "Och!".
— Czy ktoś łaskawie mi powie, co tu się właściwie...
BUM!
Minieksplozja nastąpiła w momencie, w którym wzrok Boyle padł na sprawcę całego zamieszania — tego nieznośnego Gryfona, Crowa Colonela. Patrzyła teraz na niego nieco otępiale, wciąż zszokowana minionym zajściem.
— COLONEL!
Szybkim ruchem starła sadzę z twarzy, potrącana przez chichoczących uczniów, pośpiesznie powracających do swoich przedziałów. Oczy trochę ją piekły, więc zamrugała, przez co zaszły łzami i Boyle wyglądała co najmniej żałośnie. W rzeczywistości była wściekła i miała ochotę wywalić tego chłopaka przez okno.
— Nie mogę odjąć ci punktów, bo wracamy do Londynu, ale na King's Cross nie spocznę, póki nie odnajdę twoich rodziców i nie powiem im, jak się zachowujesz! — Odrzuciła gwałtownie na plecy uwalany popiołem warkocz i zrobiła taką minę, że z powodzeniem mogłaby uchodzić za McGonagall sprzed kilkudziesięciu lat.
[No hej ;D Już to kiedyś pisałam, ale ten ostatni gif mnie zachwyca. Ciągle.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie wisisz mi wątek. Jestem tego prawie w stu procentach pewna.]
Bendżi i Caroline
Lubiła błonia. Przypominały jej ogród w rodzinnym domu, choć były nawet dziesięć razy większe, ale o wiele lepiej pisało jej się tam wypracowania niż w dormitorium czy pokoju wspólnym. Zazwyczaj wiatr zagłuszał jakieś odgłosy gdzieś w oddali a w cieplejsze dni dawał ochłodę. Tym razem pisała pod jednym z drzew esej na transmutację i całkiem dobrze jej szło. Póki nie usłyszała rozmowy przechodzących Gryfonów.
OdpowiedzUsuń– Ty, ale ty Crow nie wymiękasz co? – Dało się słyszeć złośliwy ton w głosie jednego z nich.
Po chwili wszystko ucichło, ale zaintrygowana Annie uniosła głowę, by spojrzeć w ich stronę. Straciłaby zainteresowanie, bo po siedmiu latach mieszkania w tym zamku przyzwyczaiła się do idiotycznych zachowań, ale wtedy drugi z chłopców wskoczył na miotłę i ruszył w stronę... Bijącej Wierzby?!
Serce przez chwilę jakby przestało bić, a potem rzuciła atrament, pióro i niedokończony esej na trawę (nie zdawała sobie sprawy, że dwugodzinna praca poszła się... no, zalała ją czarną cieczą), by rzucić się biegiem w stronę jego kolegi i trzepnęła go mocno w ramię
– Co wy robicie, do cholery? – krzyknęła, nie przejmując się tym, że właśnie zachowała się dosyć dziwnie, biorąc pod uwagę fakt, że obu znała tylko z widzenia – Przecież on zrobi sobie krzywdę!
Kolega „kaskadera” uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, a Annie patrzyła z otwartymi ustami na to, co działo się przy Wierzbie. Kiedy Crowdean na chwilę ześlizgnął się z miotły, o mało nie dostała zawału. Teoretycznie nie powinno jej to obchodzić, ale praktycznie w sercu zmieściłaby cały kontynent i miała wrażenie, że gdyby Wierzba zrobiła z chłopaka miazgę, miałaby go na sumieniu.
Wygrał?! Że co?! Tym razem ruszyła w jego stronę, rozgorączkowana i zarumieniona z emocji:
– Czyś ty zgłupiał? Przecież Wierzba o mało nie oderwała ci głowy! Albo nogi! Albo czegokolwiek, czy wy w ogóle myślicie?
Krzyczała jakby to co najmniej ją wsadzili na miotłę i kazali krążyć wokół Bijącej Wierzby, ale no... W sumie to potem nie wiedziała już, dlaczego robi raban, ważne było to, że osobiście ją to dotknęło, bo o mało nie dostała zawału, o!
[Wybacz, jest druga w nocy, nie wiem co wypisuję. :D]
Anka
[Witam serdecznie:) Ten sam dom, ten sam rok - można coś pokombinować z wątkiem.]
OdpowiedzUsuńJamie Crosby
Tym, czego Aurora najbardziej nienawidziła w Gryfonach, była ich buńczuczność i arogancka pewność siebie. Owszem, Ślizgoni też do świętych nie należeli, właściwie w tych czasach do świętych było im bardzo daleko, ale wiedzieli, kiedy powinni spuścić z tonu.
OdpowiedzUsuńA ten tutaj? Nawet stojąc oko w oko z prefektem, na sekundę po zrobieniu czegoś, co mogło skończyć się znacznie gorzej niż samym osmaleniem nosów, chłopak zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Boyle nawet nie chciała myśleć, jak mogłoby się to skończyć, gdyby podeszła kilka kroków bliżej!
— Jesteś bezczelny — wycedziła, kiedy z uśmiechem wspomniał o swoim bracie.
Aurora nie do końca pamiętała Williama Colonela, ale jego wspomnienie było silne na tyle, aby szybko zgodziła się w duchu z Crowdeanem. Nie zamierzała jednak tak szybko odpuścić, chłopak musiał zapłacić za to, jak teraz wyglądała oraz za hipotetyczne ryzyko uszkodzenia jej nieco bardziej.
— Dobrze, w takim razie pójdziemy do przedziału Slughorna i wszystko mu opowiem. — Powiedziała lodowatym tonem, powstrzymując chęć użycia na sobie zaklęcia Chłoszczyść. Wolała mieć dowód na potwierdzenie swoich słów, w razie gdyby Ślimak uznał całą historię za niesamowicie zabawną. Istniało takie ryzyko, niestety, ale tylko Horacy wracał do Londynu pociągiem...
Ruszyła korytarzem, a kiedy zrównała krok z Gryfonem, zatrzymała się i dodała:
— Gdybym była wredna, poszukałabym jakiegoś dzieciaka, który udawałby bardziej uszkodzonego ode mnie przez te twoje żałosne sztuczki.
No dobra, ten feniks nie był nawet taki brzydki... Ale przecież mu tego nie powie.
Chłopak nawet nie mógłby sobie wyobrazić, jakie miał szczęście, skoro Aurora nie wyszła z tego małego wypadku w podobnym stopniu do niego samego! Kto wie, może nawet doszłoby do rękoczynów nieprzystających damie? Prawda była taka, że choć Boyle należała do nadzwyczaj spokojnych osób, tak fizyczna ingerencja w jej przestrzeń osobistą doprowadzała ją do szału. A do tego zaliczał się tamten wybuch, tutaj nikt nie powinien mieć wątpliwości.
OdpowiedzUsuńAurora również kontynuowała eliksiry, a wcale nie była walnięta... Przedmiot wykładamy przez starego Ślimaka uważała za jeden z najbardziej przydatnych oraz interesujących, nie była może w tym tak dobra jak chociażby Severus Snape, ale w poprzednich latach uzyskała wystarczająco dobre stopnie, by móc uczyć się o miksturach również w szóstej i siódmej klasie.
— Niezgodne z prawem? Zdajesz sobie sprawę, że to twoje prawo jest teraz podporządkowane Sam Wiesz Komu? Przykro mi, ale ewentualną potyczkę Gryfon i jego dwadzieścioro świadków versus Ślizgonka i jeden świadek wygrałabym ja — zaśmiała się gorzko. Domyślała się, w jakim świetle mogły postawić ją wypowiedziane słowa, ale nie dbała o to. Chodziło tylko o udowodnienie mu, że ma rację. — I nie, nie kroiłam cebuli, od tego mam skrzaty domowe...
Kiedy skomentował poczucie humoru Ślizgonów, rzuciła mu ostre spojrzenie, po czym pchnęła drzwi prowadzące do kolejnego wagonu.
— To, że w Slytherinie nie bawią nas głupie sztuczki albo numery Pottera i jego bandy, wcale nie oznacza, że jesteśmy sztywniakami — odparła oschle i prychnęła cicho.
Zaśmiała się pogardliwie, słysząc "twój Sam Wiesz Kto". Nie miała zamiaru tłumaczyć mu, że właściwie powinna bać się Voldemorta tak samo, jak mugole czy szlamy, ale Crow był tylko Gryfonem. Z zasady nie zamieniłaby z nim słów, gdyby nie musiała, więc nie było mowy o zdradzaniu mu faktów o straconej pozycji, na jakiej znajdowała się jej rodzina.
OdpowiedzUsuń— Nie jestem lizodupą a tym bardziej nikim złym. Po prostu wyciągam wnioski. Poza tym, porównywanie Sam Wiesz Kogo do Grindelwalda... — sarknęła, kręcąc głową. — I możesz mi wierzyć, ja do naszego dyrektora nic nie mam. Co więcej, szanuję go jako profesora, więc wcale nie życzę mu szybkiej śmierci.
To była najszczersza prawda. Skłamałaby, gdyby zaprzeczyła temu, że Dumbledore jest wielkim czarodziejem, godnym wszystkich nagród i orderów, jakie dotąd zdobył. I czuła się bezpiecznie w Hogwarcie, bezpieczniej niż w rodzinnym domu...
— Nie znasz mnie, więc się nie wypowiadaj — syknęła, strzepując niewidzialny pyłek z rękawa. — Skoro mogę wymigać się od pracy, to czemu miałabym tego nie robić? Poza tym skrzaty uwielbiają, jak się im wydaje polecenia, więc w sumie wychodzi na to, że jestem niebywałą altruistką... — Uśmiechnęła się ironicznie.
Zatkało ją za to kompletnie, kiedy powiedział jej o tych wszystkich uczniach. Na to nie miała już złośliwej riposty, więc tylko milczała, ciesząc się, że popiół jako tako zakrywa rumieńce zawstydzenia. Czuła się głupio, bo nigdy nie zastanawiała się nad tym, że pozornie radośni uczniowie mogą poprzez swój śmiech ukrywać swoje problemy...
— Wracajmy. Slughorn pewnie i tak śpi albo ma spotkanie swojego klubu... — burknęła po chwili, zatrzymując się gwałtownie. Okazałaby się skończoną zołzą, gdyby mimo jego słów nadal chciała, za przeproszeniem, udupić go u Ślimaka.
[Słowo smokoseksualny wygrało życie. Cześć, co powiesz na wątek? ;)]
OdpowiedzUsuńSebastian
[No dobra przydałby się jakiś pomysł, ale właśnie zrozumiałam, że u mnie z tym słabo.
OdpowiedzUsuńMoże Crow usłyszałby jakieś plotki (bo w końcu się smokami interesuje), że w szkole była kiedyś dwójka Ślizgonów co trzymała smoka w Zakazanym Lesie, ona już do szkoły nie chodzi, a on to Jack Bizarre. I chcąc się dowiedzieć prawdy czy coś znalazłby mojego ślizgona.
Albo Jackie mógłby coś Crow'owi zwinąć, a ten by się po czasie zorientował i zobaczył (zależy co by to było) swój drobiazg u przechodzącego Jack'a.
Nie mam więcej pomysłów]
Jack
[ Myślę, że jak wybierzemy wersje sie domkiem to jest szansa na pozytywne relacje. Poza tym uwielbiam smoki, więc niech będzie to ze smokiem x3]
OdpowiedzUsuńJack
Wysłuchała go w milczeniu, co jednak wcale nie oznaczało, że ponownie wprawił ją w osłupienie. Była zbyt dobrze wychowana, aby komukolwiek — nawet Gryfonowi — przerywać w pół słowa, bo przecież każdy miał prawo do swojej opinii. Aurora mimo wszystko szanowała zdanie innych, nawet jeśli często się z nim nie zgadzała, za prawidłowy tok myślenia uważając tylko swój własny.
OdpowiedzUsuń— Chodziłeś do mugolskiej szkoły? — wyrwało jej się z czystej ciekawości.
Jako czarownica fascynowała się światem mugoli, nawet jeśli oficjalnie pozostawał jej obojętny. W końcu czarodzieje nie wiedzieli nic o niemagicznym świecie, zastanawiali się, jak można żyć bez użycia czarów oraz, rzecz jasna, jakim cudem samoloty latają?
— Mniejsza o to — dodała po chwili, marszcząc brwi. — Nie jestem nienauczona, bo umiem sobie poradzić, raczej nie widzę powodu dla robienia wielu rzeczy samej, skoro mam od tego skrzaty. — Wzruszyła ramionami. — I nie, nigdy nie skrzywdziłam żadnego skrzata. Chyba że nawrzeszczenie za rozlaną zupę jest dla ciebie potwornym okrucieństwem...
Nie mówiła nic przez dłuższą chwilę, obserwując chłopaka bez słowa. Chociaż wolałaby, aby sytuacja z korytarza nie miała miejsca — mowa tylko i wyłącznie o wybuchu —to wcale nie żałowała, że opuściła przedział. Miłą odmianą było porozmawianie o czymś innym niż o Voldemorcie, nawet jeśli Boyle zwykle tylko się przysłuchiwała albo szukała wymówki dla nieporuszania tematu jej dołączenia do szeregów śmierciożerców.
[Nie widzę powodów do przeprosin. :D
Tak sobie myślę, może dodajmy do tego wątku jakiejś akcji albo coś, bo, teoretycznie, oni wracają już do swoich przedziałów a dziwnie byłoby to tak uciąć... ]
[Nie mam właśnie pomysłów. Może mógłby chcieć nauczyć ją dobrze latać na miotle, by mogła dołączyć do drużyny. Chociaż można to jakoś rozbudować. Błagam o jakieś pomysły.]
OdpowiedzUsuńJamie
Aurora zwykle też nie prowadziła tak spokojnych rozmów z Gryfonami, ale było to w dużej mierze spowodowani tym, że odnosili się oni do niej napastliwie tylko ze względu na bycie Ślizgonką. Boyle oczywiście nie była czysta jak łza, często nie traktowała z szacunkiem niektórych uczniów, na przykład Puchonów i najmłodszych klas, ale nie widziała powodu, aby kłócić się z kimś tylko dlatego, że nie jest ze Slytherinu. Zwłaszcza, że przez siedem lat zdążyła poznać osoby ze swojego rocznika na tyle, by wiedzieć, kto jakie ma usposobienie.
OdpowiedzUsuńSpojrzała niechętnie na jego dłonie, jakby zaraz znów miał przyczynić się do wybuchu, po czym przeniosła wzrok na twarz Crowdeana.
— Rób co chcesz, jesteśmy w pociągu i nie mogę ci zabronić. — Wzruszyła ramionami. — Ale jeśli znowu narobisz bałaganu, bez mrugnięcia okiem idę do Ślimaka. — Skrzyżowała ramiona na piersiach i zrobiła nieco naburmuszoną minę.
Nie interesowało jej to, że rodzeństwo Colonela może narobić rodzinie kłopotów. Martwiła się tylko tym, że kolejna dawka popiołu na jej twarzy albo włosach może okazać się zbyt wielką. Jak ona wyjdzie na peron, taka czarna jak noc?
—Jak nie chcesz ryzykować, to po prostu to wyrzuć... — zaproponowała, w duchu licząc na to, że proszek zaraz wyleci przez okno i tyle będzie z ognistych feniksów.
Aurora tylko słyszała o tym proszku, głównie przez Crowa właśnie, bo uczniowie czasem wspominali o rzeczach, jakie Colonel wyprawiał z tym czerwonym cholerstwem. Nigdy nie miała jednak przyjemności obejrzeć pokazu na żywo, dopiero w pociągu trafiła się okazja, zakończona nie do końca miłym incydentem.
OdpowiedzUsuńKiedy usłyszała, że on jej niepoważną propozycję potraktował jak najbardziej poważnie, wytrzeszczyła oczy i zrobiła krok w stronę ściany przedziału. Uczniowie będący w środku już z zaciekawienie przyglądali się, co też znowu się wyprawia na korytarzu a gdy zobaczyli, że czerwony proszek wylatuje przez okno i po chwili przemienia się w najróżniejsze ogniste stwory, nosy dzieciaków przylgnęły do szyby przeszklonych drzwiczek.
Boyle nie mogła zaprzeczyć — było to dość ciekawe i niewątpliwie zachwycające widowisko. Odważyła się podejść bliżej, a świetliste wybuchy odbijały się różnymi przebłyskami w jej oczach, po raz pierwszych mających styczność z czymś takim.
Odwróciła głowę do Crowdeana i uśmiechnęła się blado.
— Plus jest taki, że nic więcej nie wybuchnie... Ale na minus jest fakt, że chętnie bym jeszcze na to popatrzyła, bo jest naprawdę przecudowne. — Jej wzrok powrócił na zanikające kształty, a gdy zupełnie się rozmyły, westchnęła.
— Tym sposobem straciłam powód do odbierania ci punktów, Colonel — powiedziała ze spokojem, ale widać było po jej minie, że wcale nie jest z tego powodu niezadowolona.
[Każdy język jest fajny, poza niemieckim (patriotyzm tryb: on). Miło mi słyszeć, ze komuś się podoba :3 Mam jako-taki pomysł na wątek - może Crowdean trafiłby do szkolnego szpitalika, a jako, że Sebuś jest dobrą duszyczką i kocha wszystkich bardzo mocno, mógłby go odwiedzać i przynosić mu słodycze :)]
OdpowiedzUsuńSebastian Banewood
[Otóż tak przedstawia się mój pomysł. Crow wraz z rodziną jest na wakacjach w jakimś magicznym kurorcie. Styx mieszka w tym samym hotelu. No i Corw zastanawia się, czy ona kiedykolwiek przestaje się uczyć i rozpuszcza włosy (stale nosi koka i nawet na plaże chodzi w sukience, z jakimś podręcznikiem). Zakłada się z kimś z rodzeństwa, że zrobi takie "czar-mary" (ale bez użycia magii), że choć raz zobaczą ją w luźniejszej fryzurze. Chłopak kradnie uniwersalny klucz pań sprzątających i wchodzi do pokoju Styx. A ona w samym ręczniku. Ale ze spiętymi włosami c: ]
OdpowiedzUsuńStyx Macmillan
Chociaż tym razem pokaz jej się bardzo podobał, chyba nie chciałaby znaleźć się na błoniach przykładowo, kiedy Crow wcieli w życie swoje słowa odnośnie zorganizowania widowiska na świeżym powietrzu. Bezpiecznej byłoby to podziwiać z pewnej odległości, na przykład z Wieży Astronomicznej... Chyba że te "stworki-potworki" doleciałby aż tam i znowu osmaliły Aurorze policzki.
OdpowiedzUsuńWytrzeszczyła oczy, kiedy wspomniał o swoim rodzeństwie w Hogwarcie. Jeden Colonel siał spustoszenie, ale trójka? Boyle będzie musiała chyba udać się do Munga po jakieś środki antystresowe albo uwarzyć sporo eliksiru uspokajającego... Całą beczkę najlepiej.
— Żartujesz, tak? I co, może wszyscy bawicie się tym czerwonym proszkiem? — spytała ironicznie, w duchu mając nadzieję, że chłopak zaprzeczy. Dopiero by było, gdyby po Hogwarcie latało więcej ognistych tworów! To nie było na jej nerwy.
— Odbieranie punktów Gryffindorowi nie jest złe, ale po prostu bezskuteczne... Do was nie dociera, nawet szlabany rzadko dają jakikolwiek skutek, bo dalej robicie swoje... — westchnęła ciężko, opierając się o przeciwległą ścianę.
Chyba nawet Ślizgoni byli bardziej reformowalni, bo jeśli zagroziło im się utratą dużej ilości punktów, to spuszczali z tonu. Za bardzo chcieli wygrać Puchar Domów, aby ryzykować utratę wysokiej pozycji przez własne głupie wybryki.
[Kurcze, a ja skasowałam Ellie ;/]
OdpowiedzUsuńChantelle & Lenard
[Mam nadzieję, że to wina nauczycielki, bo zapisałam się na francuski w liceum........ A co powiązania to sa przyjaciółmi czy tylko się znają?]
OdpowiedzUsuńSebastian siedział na błoniach razem z resztą szkoły, dzień był słoneczny i ciepły, więc kieszenie się w zamku było marnowaniem tak pięknego popołudnia. Kiedy Crowdean zaczął się popisywać, Sebastian tylko zerknął na kolegę i wrócił do plecenia bransoletki. Był już w połowie, kiedy usłyszał tępe uderzenie w ziemię i podniósł wzrok, by zobaczyć leżącego na ziemi Crowdeana. Kilku chłopców zaraz zebrało się obok niego i zaniosło go do Skrzydła Szpitalnego. Sebastian pokręcił głową i dokończył bransoletkę. Obiecał sobie, że rano zajrzy do niego z tabliczką czekolady.
I tak też zrobił. Gdy chłopak się obudził, Banewood miał ochotę na niego nawrzeszczeć i uderzyć go za bycie takim lekkomyślnym idiotą, ale ograniczył się do westchnięcia i delikatnego uderzenia go tabliczką czekolady.
- Głupek z Ciebie, wiesz?
Sebastian
Policzyła szybko na palcach, a później uniosła zdumiony — i nieco zazdrosny — wzrok na Colonela.
OdpowiedzUsuń— Masz PIĄTKĘ rodzeństwa? I twoi rodzice jeszcze nie wylądowali w świętym Mungu? — spytała, kręcąc z podziwem głową.
Sztuka wychowania jedynaczki takiej jak Boyle ograniczała się jedynie do tego, aby wyszła na ludzi i nie sprawiała jako takich problemów. Ale upilnować piątki dzieci, z czego niemal każde, z tego co zrozumiała Aurora, było podobne do Crowdeana? Ktoś powinien wręczyć specjalną nagrodę państwu Colonel...
Chociaż odrobinę zazdrościła tym, którzy mieli jakiekolwiek, nawet nie tak liczna, rodzeństwo, to nigdy nie chciała mieć braci albo sióstr. Przywykła do tego, że jest w wielkim domu sama, że wszystko jest dla niej i nie musi dzielić się z nikim już i tak mocno okrojonym czasem rodziców.
— Zawsze uważałam, że quidditch jest dla facetów, strasznie się nim przejmujecie... — wywróciła oczami. Owszem, lubiła pooglądać mecze w towarzystwie kolegów z domu, razem z nimi cieszyć się z wygranej albo opłakiwać porażkę, ale kiedy czasem patrzyła na tę niemalże paranoję, dziwiła się, że dyrekcja jeszcze nie zamknęła drużyn.
— A ambicja nie jest zła. Lepsze to niż siedzieć na kanapie albo szukać wrażeń... — wzruszyła ramionami.
[ Niby uczęszczają, ale ja mam zupełnie inny pomysł.
OdpowiedzUsuńFranka bardzo lubi błyskotki, dlatego na pewno podoba jej się Złoty Znicz. Crow mógłby spokojnie trenować sam na stadionie, kiedy ta mała franca przyszłaby i jakimś cudem złapałaby świecidełko, a potem nie chciała oddać. ]
Francesca Howell
[ Cześć :) Chciałabym dołączyć do bloga, a zaglądając do zakładki ,,Wolne postacie" natchnęłam się na Johnatana, który bardzo mi się spodobał :) Odezwij się do mnie na gg w tej sprawi, dobrze? :) Chciałabym dowiedzieć się o nim czegoś więcej i oczywiście czy wyrażasz zgodę na przejecie postaci :)
OdpowiedzUsuń33950518 ]
[Też idę na francuski, żeby nie iść na niemiecki xD]
OdpowiedzUsuń- Nie dali Ci na to jakichś leków? - zapytał, powstrzymując chichot. - Ale mogło Ci się stać coś gorszego niż tylko jakieś załamanie i kilka siniaków - burknął. Zabiłby go, gdyby umarł z powodu głupich popisów.
Sebastian przyglądał mu się z uśmiechem, słuchając jak chłopak się tłumaczy.
- Tylko winny się tłumaczy, wiesz? - Uniósł brew i roześmiał się, podając mu czekoladę. - Pani Pomfrey powiedziała, że zostaniesz tu jakiś czas - zaczął - i kazała obiecać, że będę Cię odwiedzać, żeby ona nie musiała siedzieć przy tak irytującym człowieku jak Ty. - Dobra, nie powiedziała tego wszystkiego, ale zapytała go czy będzie odwiedzać Crowdeana, bo wie, że uczniowie nudzą się tutaj.
Sebastian
Wielkimi krokami zbliżał się błogo upragniony czas - wakacje. Wszyscy nie mogli się doczekać ukończenia ostatniego dnia nauki i z niecierpliwością czekali na pozwolenia opuszczenia ławek. Do tego grona można było zaliczyć dwóch chłopaków siedzących razem w środkowej ławce, podśmiewających się z nauczyciela. Oni już dawno zaczęli snuć plany na tegoroczny wypoczynek. Zamierzali razem spędzisz jeszcze lepiej ten czas niż rok temu. Szalone przygody to u nich na porządku dziennym dlatego w wakacje dzieje się dużo więcej niż tylko niewinne wybryki. Wakacje to czas na niebezpieczne potyczki z zupełnie nowymi rzeczami, a tych nigdy nie brak. Znając Crowdeana i Johnathana w ich kalendarzu nie znajdzie się dzień na odpoczynek ani tym bardziej na nudę.
OdpowiedzUsuń- Wreszcie! - wrzasnął Proudmoore, gdy wszyscy opuścili salę.
Czekając oparty o ścianę na swojego przyjaciela uśmiechał się szeroko. Poczuł ulgę na myśl o dwumiesięcznym wypoczynku. Rutyna powoli zaczęła go dobijać, a zarazem przytłaczać. Każdy dzień młodego Gryfona wyglądał w większości tak samo. Zaczynał się od porannej toalety i śniadania, w dalszym ciągu znajdowała się nauka i spotkania z przyjaciółmi po czym, gdy zapadł mrok udawał się do dormitorium, by zapaść w głęboki sen. Jedynym lekiem na oderwanie się od kolejności wydarzeń był drugi Gryfon, bez którego John byłby tylko cieniem samego siebie. Widząc zbliżające się dziecko szczęścia odepchnął się od podpórki i ruszył w jego stronę.
- Crow. - rzucił radośnie zadając chłopakowi kuksańca w bok - Pakujmy nasze manatki i teleportujmy się do zakazanego lasu. Przygoda czeka!
Johnathan
Speszyła się, kiedy uprzytomniła sobie, że faktycznie rodzeństwa to on ma czworo. Nie lubiła wychodzić na głupią, nawet jeśli tym razem to była tylko drobna pomyłka w obliczeniach. Potem jeszcze doszła jego uwaga o Harpiach i Boyle już w ogóle poczuła się jak idiotka.
OdpowiedzUsuń— Och, no przecież wiem. Jedziesz na mistrzostwa Europy? Mój ojciec już załatwił bilety... — westchnęła ciężko, jakby fakt, że spędzi trochę czasu wśród obcokrajowców podekscytowanych rozgrywkami był karą, nie okazją do poznania nowych kultur. Tyle, że ona nie do końca chciała jechać; Victor Boyle potraktował to jako okazję do nawiązania nowych, przydatnych znajomości, chwile z rodziną traktując jedynie jako bonus. Pewnie skończy się na tym, że matka Aurory zostanie w domu, zbyt przyzwyczajona do wygód i usługiwania skrzatów, a sama Aurora będzie skazana na własne towarzystwo. Jak zwykle.
— Rezerwat smoków? — Nie mogła ukryć zdumienia i pewnego rodzaju podziwu. W końcu nie każdy czarodziej miał odpowiednie predyspozycje, żeby pracować z jednymi z najgroźniejszych stworzeń, więc postawienie sobie takiego celu dobrze świadczyło o samozaparciu Colonela. — Łał. Wysoko mierzysz, chyba wymagania są wyższe niż w Biurze Aurorów, co?
Zazdrościła każdemu, kto obrał sobie jakąś konkretną ścieżkę albo wiedział, co chce robić po ukończeniu Hogwartu. Ona jeszcze nie miała pojęcia, jak potoczy się jej kariera a nie chciała, by to ojciec załatwił jej pracę. Zawsze uważała, że ludzie nadmiernie korzystający ze znajomości są po prostu zbyt słabi, aby cokolwiek zdziałać samemu, a ona przecież nie była taka...
Pokręcił jedynie głową z rozbawieniem i popychając kumpla ruszyli do swojego dormitorium. Przemierzając korytarze zamku prowadzili zawziętą rozmowę. Gryfon i jego przyjaciel często urządzali sobie wycieczki do Zakazanego Lasu, by podnieść poziom swojej adrenaliny oraz by na chwilę oderwać się od codzienności uczniowskiej. Mimo czyhających na nich niebezpieczeństw zapuszczali się w głąb, by przeżyć kolejną przygodę. Dotychczas wychodzili bez szwanku z takich akcji, zbyt dobrze znali swoje miejscówki.
OdpowiedzUsuń- Caput Draconis. - wypowiedział hasło, gdy stanęli przy obrazie Grubej Damy.
Portret po chwili odchylił się, a oni przez otwór w ścianie weszli do pokoju wspólnego Gryffindoru. Spiralnymi schodami udali się do sypialni, gdzie Johnathan od razu rzucił się na miękkie łóżko, chowając swoją głowę pod poduszką. Leżał tak chwilę odpoczywając, ale zdając sobie sprawę z późnej godziny ochotniczo poderwał się z materaca i zaczął przygotowywać się do drogi. Kilka machnięć różdżką wystarczyło, by w małym plecaku zmieścić wszystkie potrzebne im na wyprawę rzeczy. Zrzucając szatę uczniowską założył bagaż na plecy i wyprostował się z wielkim uśmiechem obserwując przyjaciela.
- Słońce już zaszło, niedługo odbędzie się ceremonia końcowa. Wszyscy zbiorą się w Wielkiej Sali, a my czmychniemy do lasu.
Johnathan
- Jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam! - wrzasnął radośnie, a chwilę potem wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
OdpowiedzUsuńJohny, gdy znajdował się w towarzystwie Crowa zawsze był szczęśliwy. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a serce biło jak oszalałe. Zapewne krzyki dobiegające z ich pokoju słychać było w całym zamku. Zresztą chyba wszyscy przywykli do tego, że gdy w pobliżu znajduje się ich dwójka nigdy nie jest cicho.
- O tak! - odpowiedział na słowa chłopaka związane z kolacją i chwytając swoją poduszkę podszedł do łóżka.
Rozpędzony wskoczył na Colonela. Zacisnął zęby, wyszczerzając je. Wełnianym workiem zaczął obkładać twarz Gryfona.
- Gdy coś nas napadło zapewne zabiłbyś to śmiechem, bo zdolności do walki nie masz.
Mówiąc to Johny podniósł się z kolegi i poprawił swój plecak. Nie mógł się doczekać wspólnego wyjścia na wyprawę. Zniecierpliwiony chwycił bagaż drugiego i machając nim udał się do pokoju wspólnego.
- Rusz te swoje cztery litery, bo wychodzimy teraz!
[Założę się, że wiem o magicznych stworzeniach więcej niż Ty. Zróbmy teleturniej nad kuflem kremowego piwa w wakacje. Dziurawy Kociol, zapraszam]
OdpowiedzUsuń~Pan z Haflepafu
Zamyślił się chwilę. Przez jego głowę przelatywało tysiące pomysłów, które umożliwiłyby im niepostrzeżenie wymknąć się z zamku. W tej paczce to Johnathan był od główkowania. Doskonale spełniał swoją rolę wymyślając co rusz nowe zakłady, zabawy... Gorzej szło mu z ich realizacją, ale Crow zawsze załatwiał to za niego.
OdpowiedzUsuń- Peleryna niewidka byłaby niezastąpiona w tej sytuacji. Matka czytała mi przed snem legendę Opowieść o Trzech Braciach ze zbioru Baśni barda Beedle'a. Gdybyśmy dostali kawałek szmaty, która nas zasłoni przed Filchem byłbym w siódmym niebie!
Czasem zdawało się jakby woźny miał oczy dookoła głowy. W dodatku jego bura kotka, Pani Norris, która pojawiała się znikąd i swoimi odgłosami informuje Argusa o każdym przewinieniu. Była to chyba najbardziej znienawidzona przez uczniów para. Nieustannie pilnowali porządku, a ten kto potrafił przemknął obok nich niepostrzeżenie musiał być niezwykle bystry. Na szczęście Crowdean i Johnathan kilka razy przechytrzyli woźnego i ulatniali się z zamku na dłuższe chwile.
- Niewidzialna księga niewidzialności? - rzucił ze śmiechem wychodząc ze wspólnego pokoju Gryffindoru - Ale poważnie mam pewien pomysł. Wystarczy narobić hałasu w innej części zamku, a Filcht przekonany, że jacyś uczniowie nie stawili się na zakończeniu pogna tam wraz z Panią Norris. Wtedy my czekający tylko na odpowiedni moment wymkniemy się.- objaśnił przyjacielowi.
Jeśli ktoś powiedziałby, że magiczne stworzenia są pasją Lucasa, grubo by się pomylił. Te istoty były całym jego życiem, przeznaczeniem i racją bytu, odkąd tylko udało mu się oswoić pierwszego psidwaka. Potem poszło już gładko. Co prawda fakt, że cała sprawa ze zwierzętami zaczęła się od niewinnej obsesji baśnią o Czarze Marze sprowadzał wszystko do fascynacji z młodzieńczych lat, jednak tak z pewnością nie było.
OdpowiedzUsuńJednak konikiem Lucasa pozostawały smoki. Nie było w hogwarckiej bibliotece książki na ich temat, która nie znalazłaby się na liście pozycji przeczytanych tego Puchona. Począwszy od Poradnika hodowcy smoków przez Gatunki smoków w Wielkiej Brytanii i Irlandii aż po Od jaja do piekła mógł się pochwalić znajomością wszystkich tych dzieł. Dodatkowo z pamięci wymieniał dwanaście sposobów wykorzystania smoczej krwi i nazwy wszystkich drzew, które najlepiej łączyły się ze smoczymi rdzeniami.
Tak, on zdecydowanie miał bzika na punkcie tych latających gadów.
Nic więc dziwnego, że w szkole najwięcej czasu poświęcał opiece nad magicznymi stworzeniami. W końcu miała się wiązać z jego bliższą lub dalszą przyszłością – chciał studiować na Smoczym Uniwersytecie w Rumunii. Jednak na razie ani czas ani fundusze mu na to nie pozwalały, więc wakacje zamiast zwiedzając przyszłą szkołę, spędzał w Dziurawym Kotle, sprawdzając, jakiej pracy będzie mógł się podjąć za rok, po ukończeniu Hogwartu, by zarobić co nieco, a potem spełnić marzenia.
Tego popołudnia siedział w części barowej wielofunkcyjnego pubu i konsumował skromny obiad. Po całym dniu zwiedzania Ulicy Pokątnej odczuwał swego rodzaju zmęczenie, więc musiał się jakoś odstresować. Tym razem najlepszym sposobem okazało się wyciągnięcie z kufra Groźnych mieszkańców głębin i oddanie się pasjonującej lekturze.
Spokój panujący w gospodzie zaburzyło gwałtowne otwarci drzwi. Lucas uniósł głowę i jego oczom ukazała się kruczoczarna czupryna, kruczego właściciela – Crowdeana Colonela. Znał go ze szkoły, zwłaszcza z zajęć z profesorem Kettleburnem. Crow był samozwańczym pasjonatem magicznych stworzeń, ale Puchon jakoś nie zauważał w nim tej smykałki do zwierząt.
Na chwilę obecną, ostatnią rzeczą, jakiej Roy chciał, było spędzenie popołudnia właśnie z tym Gryfonem, więc spuścił głowę, udając niezmierne zainteresowanie zawartością własnego talerza oraz tekstem w książce.
Niech on go nie zauważy
[Dobrze wiesz za co! Za "what the hell is Hufflepuff?" ;D]
Nie zdążyła mu nic na to opowiedzieć, bo w tej samej chwili donośny głos maszynisty nakazał uczniom powrócić do przedziałów i powoli zbierać swoje rzeczy, ponieważ za kwadrans mieli wjechać na dworzec King's Cross. Aurora przyjęła tę wiadomość z ulgą, podróż ją zmęczyła — oraz ubrudziła — i o niczym tak nie marzyła, jak o zmyciu resztek sadzy z twarzy i włosów.
OdpowiedzUsuńOdgarnęła kosmyk za ucho i odbiła lekko od ściany, przy której stała.
— To do zobaczenia na mistrzostwach, Crow. Może uda nam się dokończyć tę rozmowę — uśmiechnęła się blado, uniosła dłoń w geście pożegnania, po czym odwróciła się na pięcie i udała do przedziału.
Cóż, ten incydent mógł skończyć się o wiele gorzej, ale w sumie Boyle nie żałowała, że spędziła ostatnie chwile podróży z Colonelem. Lepsze to od wysłuchiwania plotkujących koleżanek...
Kilka tygodni później, znudzona ciągłym siedzeniem w domu Aurora postanowiła wybrać się do Londynu. Przez to, że wciąż trochę obawiała się teleportacji, wolała skorzystać z kominka i z Dziurawego Kotła przejść na Pokątną.
Miała małą nadzieję, że uda jej się na spokojnie obejrzeć wszystkie interesujące ją wystawy oraz przejrzeć najnowsze propozycje Esów i Floresów. Z dala trzymała się tylko od sklepu miotlarskiego, w którym nigdy nie umiała znaleźć nic, na czym mogłaby zawiesić oko. Nie umiała patrzeć na miotły jak na dzieła sztuki, chociaż, rzecz jasna, doceniała cały trud, z jakim się je tworzyło.
Zatrzymała się przed wystawą sklepu Eeylopa, widząc za szkłem kilka klatek z sowami. Od dawna chciała mieć własną, ale ojciec kategorycznie zabraniał jej tego zakupu, skoro w szkole znajdowała się sowiarnia. Westchnęła ciężko, przyglądając się wyjątkowo ładnemu puchaczowi.
[Wybacz, nie jest to wysokich lotów, ale coś może się po drodze wydarzyć. :D]
[Hej! Może nasze postacie są inne i jakoś im nie po drodze, ale jeśli masz ochotę, wykombinowałabym jakiś wątek. Masz może pomysł? Jak nie, ja mogę nad czymś pomyśleć.]
OdpowiedzUsuńLux
[Chodzi mi po głowie wątek naszych postaci ze ONMS a szczególniej zwierzętami w tle. ]
OdpowiedzUsuńRachael
[Hej, haj, Crow, gdzie się podziewasz? :<]
OdpowiedzUsuń[Przepraszam, że dopiero teraz, masz prawo mnie nie lubić i nie odpisywać mi też przez miesiąc, przepraszam!]
OdpowiedzUsuń- Wiem, wiem - westchnął. - Po prostu się martwię, tak? Jeszcze sobie kiedyś zrobisz coś poważnego i co wtedy? Twoi rodzice by mnie zabali za nieopiekowanie się Tobą - powiedział, kręcąc głową. Mimo wszystko, nie marzyło mu się teraz umierać.
- Nie chwal się, że jesteś stuknięty, jesz mnie za takiego uznają...- wymamrotał żartobliwie. - Skoro wolisz jego towarzystwo, to może sobie pójdę i go zawołam? - zapytał, unosząc wyczekująco brew.
Sebastian B.