15 lipca 2014

 
Gryffindor — 1 sierpnia 1960 r. — debil — ściągający — patronus ładny, a bogin, jak sama nazwa wskazuje, brzydki — minimalista chorobliwe mylony z leniem — szlama
Mikael Rasac


Trochę Fin, trochę Anglik.

Czasem lekkomyślny i rozkojarzony.
Czasem bujający w obłokach.
Czasem nie może znaleźć podręcznika, aby po chwili uświadomić sobie, że trzyma go w ręce.
Czasem perfidny kłamca.
Czasem cierpiący na chroniczny brak zdrowego rozsądku.
Czasem ma do napisania pięć esejów i zero chęci do życia.
Czasem. Tylko czasem…
Trochę żywy, trochę martwy.

Uwielbia mugolskie papierosy, własne łóżko i deszcz uderzający o dach pustego mieszkania. Permanentnie promuje szczerość i spóźnia się na lekcje. Dumnie obnosi się ze swoim nazwiskiem i teatralnie demonstruje swoje pochodzenie. Posiada czarnego kota, Kocura (czasem pieszczotliwie nazywanego Promilkiem) i kompleks Piotrusia Pana. Preferuje zachód słońca i kakao na dobry sen. Panicznie boi się burzy i trochę mniej panicznie rozwścieczonego Carlosa. Wymiguje się od pracy i mistrzowsko udaje zaangażowanie na lekcjach. Nikogo nie powinno dziwić, że w żyłach nie ma ani promila tak zwanej czystej krwi. To tylko AB Rh- z szybką skłonnością do skrzepnięcia.
 


Eloszki! Zapraszamy, Mistrzu Gry.
Wątkom mówię „tak” + uwielbiam pomysły innych | gg: 31562810 | fc: Matt Hitt

183 komentarze:

  1. [Nie dość, że pan, to do tego jaki fajny! Solidaryzowałabym z nim w piciu kakao przed snem, ale dieta jest bezlitosna :(
    Witamy ponownie w naszych progach, proponuję wątek z moim Karolem; ewentualnie z Benjaminem, który egzystuje sobie na razie w szkicach i czeka na renowację karty :) ]

    na razie tylko Caroline

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mikaś to chyba moja męska wersja, autentycznie. Ale cieszę się przeogromnie, że wróciłaś bo to znaczy, że jesteśmy tak zajebiści, że nie da się bez nas żyć! *.*

    W razie chęci na Sama Wiesz Co zapraszam Sama Wiesz Gdzie :3]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam Cię, dzikusie. Moje serce nadal krawi po tym, jak mnie ostatnio porzuciłaś. Wiedz o tym.
    .
    .
    .
    .
    .

    .
    . :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Blanche Foucault15 lipca 2014 19:50

    [Chciałam sobie cicho popłakać, że mnie zakryto i nikt nie komentuje, ale za dopisek rozgrzeszam.
    Wątkiem możesz nawet odpokutować! ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Witam, witam :D Uwielbiam tego typu osoby i chętnie popisałabym jakiś wątek, tym bardziej, że wszystkie wątki chciałabym zacząć od początku ale nie bardzo wychodzą mi wątki męsko-męskie więc nie wiem co z tym fantem zrobimy. Chyba, że uda nam się wymyślić coś tak genialnego, że wszyscy będą ten wątek czytali haha :D ]

    Malfoy Jace

    OdpowiedzUsuń
  6. [o, a kto tu powrócił? :D witam ponownie^^ zaproponowałabym wątek, bo taki fajny chłopak z tego Gryfona, ale chwilowo nic mi nie przychodzi do głowy ;<]

    Ian i przyszły pan Krukon

    OdpowiedzUsuń
  7. [skoro on jest taki rozkojarzony to wyobrażam sobie jak coś przypadkowo demoluje, a Marcel jako pan Prefekt Naczelny wkracza do akcji. Tyle z mojej burzy mózgów, może Ty coś lepszego wymyślisz :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [albo widzę to tak: Marcel spaceruje sobie z nosem utkwionym w artykule z Żonglera, gdy nagle potyka się o jakąś część rozwalonej zbroi, i sprawcą tego zamieszania oczywiście jest Mik. Gryfon mógłby już widnieć na jego czarnej liście, ale wcześniej nie dostał od niego żadnego szlabanu i właśnie po tym incydencie wywiązuje się wielka drama, do której coś jeszcze trzeba by wpleść :D]

    Marcel

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakkolwiek Bastian pod wieloma względami był dość nietypowym chłopakiem, tak w przypadku alkoholowych zmagań, co było charakterystyczne dla dziewięćdziesięciu dziewięć koma dziewięć procent gatunku, miewał wzloty i upadki. Jednego razu porywał tłumy, bo taki był z niego charyzmatyczny chłopak, a innego przypominał warzywko, które można było beztrosko podlewać Ognistą i które absolutnie nic sobie nie robi z krzyków zdrowego rozsądku, jakoby takie picie/chlanie na umór było niezdrowe i nierozsądne.
    Więc na pohybel głupiemu zdrowemu rozsądkowi Bastian imprezował, kontemplując — Merlin jeden wiedział którą — szklankę Whiskey, dopóki ktoś w akcie złośliwości nie przerwał jego warzywnego letargu.
    — Pokonała nas kropka Ognistej? — Rozochocony Mikael, który był owym Ktosiem, chuchnął mu w twarz papierosowym dymem z całym dobrodziejstwem inwentarza w postaci zarazków i potencjalnego raka płuc w pakiecie.
    — O mój Boże! Czy ty musiałeś przyleźć akurat wtedy, kiedy wygrywałem z nią w bitwie na spojrzenia?! Już prawie mrugnęła, jestem tego pewien! — Oburzony, na dowód swoich słów utworzył klamrę z palców, pokazując jak niewiele brakowało do niesamowitego zwycięstwa.
    — Odebrałeś mi należną chwałę, przez ciebie muszę się napić — mruknął z widoczną urazą i napełnił szklanicę trunkiem, a następnie wychylił ją do samiutkiego dnia, podobnie (i brutalnie, trzeba dodać) postąpił z kolejną szklanką, a tę już odstawił z trzaskiem na stolik i odwrócił się do Mikaela, podejmując się nadludzkiego wysiłku zogniskowania na nim spojrzenia i nadania twarzy groźnego wyrazu. — Dwa do jednego i nie zdążyłem się nawet spocić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bastian posłał ukochanemu, najwspanialszemu że aż brakowało epitetów Gryfonowi spojrzenie spod byka.
    - Nie bastiankuj, bo nie jesteś moją matką – odparował i zastanowił się chwilę nad swoimi słowami, bo po chwili dodał: — chociaż może trochę wyglądasz jak moja matka, ale tylko trochę, troszkę, troszeńkę, oooo tyle — znów wykonał klamrę palcami w wystudiowanym geście i, tym razem z majestatycznym rozdziawieniem gęby, obserwował jak procenty znikają pochłaniane przez mikusiową paszczę. No proszę! I znów mordował niewinne kropelki, które być może chciały się zmierzyć z Bastianem w bitwie na spojrzenia, ale już tego nie zrobią. Bo nie żyją — myślał ze smutkiem White.
    — Nieee, protestuję, nawet nie wiesz ile to ma zer, to na t — Wycelował w obnażoną przez rozerwane guziki koszuli pierś Mikaela swój oskarżycielski palec, pomijając fakt, że tak naprawdę celował nim o dobry metr w lewo i że jego wiedza na temat liczby zer w trylionie ograniczała się do „yyy dużo”. Z lubością sięgnął po szklaneczkę i po raz kolejny uraczył się procentowym bukietem. — LEJ, mój paziu! — Wydał polecenie, które odbiło się niczym ryż od dachu, a przynajmniej Bastiemu się wydawało, że tak brzmiało to powiedzonko i nie miał nawet czasu zastanowić się nad śmiesznością słowa paź, bo został pociągnięty w tłum, który wessał go i wypluł gdzieś dalej, zmaltretowanego, ale wciąż pełnego determinacji, by skopać Mikaelowi zadek w każdej dyscyplinie świata, aby pomścić pierdylion brutalnie zamordowanych kropelek. Na wspomnienie swoich nie-mrugających przyjaciółek, o mało łezka nie zakręciła mu się w oku, więc przystanął by ją otrzeć, a wciąż ciągnięty przez Mikaela, krzyknął:
    — STAĆ! – Zarządził i rozerwał koszulę, na wzór tej swojego towarzysza. Dłonią sięgnął po dip leżący na stoliku, umoczył w nim palce i przejechał po policzkach, tworząc z siebie krukońską wersję Conana Barbarzyńscy — Załatwimy to jak męszczyśni, teraz i tu, na ubitej podłodze! Możesz wybrać broń.

    Uś Barbarzyńca

    OdpowiedzUsuń
  11. [Powiedziałaby: jasne, ale nic za darmo. :D Niech ją zaczepi po śniadaniu, czy coś. Najedzona Heaven to milutka Heaven.]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Powiedziałabym, że Pan słodki, ale nie chcę dostać po uszach :D
    W każdym razie nie przypomina mi takiego typowego Gryfona, więc może dałoby się coś ulepić, hm? :>]
    Roy/Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  13. Blanche Foucault16 lipca 2014 21:23

    [Chętnie zacznę. Nie wiem tylko jak połączyć obie nasze postaci. Wszak jedno z Gryffindoru, drugie ze Slytherinu, a ja nie lubię toczyć bojów tak z zasady.]

    OdpowiedzUsuń
  14. [No chyba oszalałaś! Za zostawienie mnie Ty musisz zacząć. No i w końcu to on chce korepetycje, nie Heaven :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. Blanche Foucault17 lipca 2014 00:24


    Jasnobrązowa aktówka przeszła zmieniła właściciela trafiając do zadbanej i delikatnej dłoni o idealnie przyciętych paznokciach z jasnoróżowym lakierem. Torba bujała się lekko w rytm miarowego chodu swojej nowej właścicielki, ocierała o przechodniów, ale palce zaciśnięte na jej rączce nie pozwalały stracić nad nią panowania chociażby na moment, co świadczyło o przywiązaniu do aktówki lub też tego, co w znajdowało się w środku.
    Właścicielką delikatnej dłoni był nie kto inny jak Blanche Foucault, córka francuskiego ambasadora paryskiego Ministerstwa Magii. W środowisku czarodziei znana jako zdolna uczennica o nieco leniwym podejściu do nauki, wśród uczniów otoczona wieloma pogłoskami i historiami mocno przerysowanymi, lecz starszacy lubili podkoloryzować każdą plotkę, żeby tylko przestraszyć pierwszaków. W każdej takiej informacji było jednak źródło prawdy, jak w tej, w której opowiadano sobie o nielegalnym przemycie trudno dostępnych składników oraz sprzedawania wymyślnych trucizn na czarnym rynku. Chodziły słuchy, że Foucault sama wymyśliła część z nich i za autorskie pomysły kosiła więcej pieniędzy.
    Aktówka wypełniona była właśnie nimi, a dzięki zaklęciu powiększającym powierzchnię zmieściło się tam kilkanaście tysięcy banknotów o tym samym, pięćdziesięciogaleonowym nominale. Blanche nie lubiła wiedzieć dla kogo przeznaczona jest trucizna, choć część trupów i tak potem lądowała u niej na stole w piwnicy, którą pieszczotliwie nazywała swoją pracownią. Wolała nie wiedzieć czyja krew jest na pieniądzach, które zarabia. Czyj oddech zabiera.
    Sygnalizacja świetlna zmieniła się na kolor zielony i dziewczyna weszła na przejście dla pieszych. Tłum z obu stron wymieszał się, a każdy spieszył się, żeby zdążyć przed końcem zmiany świateł. Będąc prawie u końca przejścia uderzyła ramieniem o czyjeś ramię i syknęła głośno, czując silny ból obojczyka. Jej drobne ciało łatwiej odczuwało zderzenia z czyimiś wystającymi kośćmi, niż zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie mieli więcej tłuszczu i mięśni.
    Zacisnęła mocniej palce na aktówce, gdy jej wzrok spoczął na Mikaelu Rasacu, który stał na chodniku. Zaklęła cicho pod nosem nie chcąc się nawet zastanawiać nad pytaniem skąd chłopak się tu wziął, ale zdążyła się już przyzwyczaić, że spotykała go w momentach najmniej do tego odpowiednich. Szybko zmieniła kierunek. Do domu miała niedaleko, być może nie zauważy jej w tym tłumie, a ona nie będzie musiała wymyślić sposobu na pozbycie się jego obecności. Morderstwo nie wchodziło w rachubę, nie popełniała dwóch przestępstw jednego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  16. [To ja proponuję tak: Jo jest Krukonką, na Merlina, więc na jakiejś ich wspólnej lekcj nauczyciel/ka poprosi ją (czyt.: rozkaże) żeby dziewczyna pomogła leniwemu Mikaelowi spiąć cztery litery. Od tej pory Jo będzie zanim łazić tam i z powrotem, by sprostać zadaniu.
    Może być?]
    Józefina

    OdpowiedzUsuń
  17. [MÓJ WĄTEK Z BLANCHE JUŻ JEST!
    I jezu, on faktycznie robi furorę, a ja nie pojmuję, dlaczego wszyscy chcą go tak mocno. :D
    Dziękuję za powitanie.
    Też czasem szukam podręcznika, trzymając go w ręce.]

    Lou.

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Nie można tak po prostu zostawić Mezy - to niemożliwe, wszyscy by go opłakiwali. :D A tak już na poważnie - klecimy coś? Ja nie wiem, co z tego wyjdzie, bo jak się zejdzie dwóch debili... ]

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Haha, wspaniale! Można założyć, że Mikael wskoczył na miejsce Robaczka i Mezie się to nie podoba, ale jednocześnie nie może nie lubić nowego współlokatora, więc... jest rozdarty. Jak w telenoweli.
    Chcesz zacząć? Ja mogę, ale nie wiem kiedy, bo zanim się zbiorę... :< ]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cześć!
    Tak, wiem, nie mogłam sobie odpuścić zrobienia właśnie Sida. :D I miałam wcześniej przyjść i skomciać, ale mam zapłon, że hej — to zdjęcie Hitta idealnie pasuje do karty. :D]

    Sid

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak samo, jak historię magii kochała zaklęcia, transmutację i w sumie każdy inny przedmiot, na który uczęszczała, ale kółko z Binnsem było spełnieniem jej marzeń – podobnych jej szaleńców, którzy się na nie zapisali była zaledwie garstka, w odróżnieniu od klubu zaklęć na przykład, czy ślimakowych przyjęć. No, to ostatnie niewiele miało z nauką wspólnego, ale jednak zaliczało się do jakiegoś obcowania z innymi uczniami.
    Ciesząc się, źe ma wolne dwie godziny pochłonęła ze trzy talerze parującej owsianki narażając się na zgorszone spojrzenia koleżanek, które dziobały w swoich miseczkach tak, jakby wydzielały sobie co do grama porcje w obawie przed przytyciem. Cóż, była tak głodna, że nie zauważyła, obok kogo siada i to był poważny błąd z jej strony, choć nawet teraz, czując na sobie lasery zdające się strzelać z ich umalowanych oczu nie czuła specjalnego wstydu z powodu swojego łakomstwa. Obtarła sobie usta serwetką i podniosła się z miejsca z godnością, a potem wyszła z Wielkiej Sali zamierzając trochę się zdrzemnąć. Niewiele spała tej nocy, bo Slughorn urządził bankiet, którego nie mogła przegapić z uwagi na wielce interesujące postacie świata magii, które się na nim pojawiły.
    Drgnęła niespokojnie, kiedy stanęła na pierwszym stopniu rozklekotanych drewnianych schodów prowadzących do skrótu na Wieżę Krukonów i rozejrzała się wokoło. Oprócz niej nikogo tutaj nie było, w każdym razie żadnej Heidi. Był tylko chłopak, który owej Heidi nawoływał jednocześnie gapiąc się na Langdon.
    - Mam na imię Heaven. – powiedziała takim tonem, jakby robiła mu łaskę i oparła się o rzeźbioną poręcz patrząc na niego z góry - O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nikogo nie powinno dziwić, że w żyłach nie ma ani promila tak zwanej czystej krwi. To tylko AB Rh- z szybką skłonnością do skrzepnięcia. To zdanie jest po prostu MISTRZOWSKIE. :D
    Niech zgrzyta, kiedyś się wygładzi! Masz na myśli spory o czystość krwi czy coś jeszcze innego?]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Wyobraziłam to sobie - zielarstwo, z jednej strony góra smoczego łajna, z drugiej oni, mający współpracować. Aaalbo Mikuś mógłby zapomnieć o jakiejś Bardzo Ważnej Sprawie, jaką miał dla Aurory załatwić (o ile przystalby na współpracę ze Ślizgonką!) i dostałby po łebku za zapominalstwo. :D]

    OdpowiedzUsuń
  24. [To musieliby iść po ciemku i bez światła, żeby po kilku latach nauki się zgubić, poza tym Aurora sama znalazłaby drogę. :D
    Ale ogólnie pomysł ze Złą Roślina mi się podoba! Boyle wprawdzie nie ma "niewinnego" umysłu, ale nie wie wszystkiego o każdej groźnej zielenince. :D
    Zacząć, hm? Zrobię to jak tylko obejrzę film, powiedz tylko, jakiej długości wątki preferujesz. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Hey! Jak miło czytać, że ktoś lubił Adrę :)) Nie pamiętam/nie kojarzę jaką wcześniej postać prowadziłaś, ale mam same pozytywne wspomnienia z każdym z kim tutaj pisałam, więc wzajemnie :D W razie chęci na cokolwiek wiesz gdzie pisać. ]

    OdpowiedzUsuń
  26. [A dziękuję, dziękuję za powitanie ;).]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Biedna ja! Zawsze daję się wrobić w wymyślanie. Coś wygłówkuję, ale potrzebuje czasu - kolejka mi się zrobiła. ]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Mógłby się z nim założyć o to, że Crow przefarbuje na różowo panią Noriss... A nagrodą mogłoby być... kilka butelek kremowego piwa xd. A w międzyczasie mógłby się za nimi rzucić wkurzony Filch, widząc co ktoś zrobił jego ukochanej kotce i musieliby się ukryć gdzieś mniej lub bardziej skutecznie, zależy od tego co wybierzesz XD. I możesz zacząć, nie obrażę się!]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Urocza, ale na pewno niejadalna, bo koścista strasznie. :D Chodź na wątek, bo choć pomysły z rękawa rozdałam już, to chęci jeszcze nie. :D]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  30. Tata nie pochwaliłby jej zachowania, koledzy z domu wyklęli od zdrajców a ona sama miała ochotę ogolić głowę za to, że podjęła tak drastyczne kroki. A poprzez drastyczne należy rozumieć proszenie Gryfona o pomoc. GRYFONA o POMOC. Jedno z tych słów użyte w dowolnym kontekście nie brzmi najlepiej, ale dwa były już nieprzyzwoitością! Boyle nie miała jednak wyjścia, bo Rasac był jedyną osobą, która mogła coś poradzić na jej problem.
    Chodziło bowiem o zemstę. O słodko-gorzką, przecudowną zemstę na właścicielu wrednej sowy, która przed dwoma tygodniami dostarczyła Aurorze nieprzyjemną przesyłkę — plujące ropą z czyrakobulwy COŚ. Przez to Boyle musiała spędzić mało przyjemne cztery dni w skrzydle szpitalnym, ale podczas tego pobytu miała wystarczająco dużo czasu na obmyślenie Genialnego Planu.
    Najlepszym odwetem był kodeks Hammurabiego, a więc — oko za oko, albo raczej, czyrak za czyrak.
    Co Mikael miał z tym wspólnego? Aurora po prostu nie chciała babrać się w ropie, była arystokratką! Oczywiście, że mogła poprosić jakiegokolwiek Puchona, ale Rasac pierwszy jej się nawinął i w sumie nie widziała powodu, dla którego nie miałaby spróbować...
    Problem w tym, że teraz, kiedy już szli po ciemku w kierunku szklarni, zaczęły nachodzić ją wątpliwości. Wydawało jej się, że szklarnia numer trzy była bardziej "tam", a nie "tu", ale może to tylko kwestia pory?
    — Jesteś pewien, że dobrze idziemy? — spytała, rozglądając się.
    Trzymana przez nią zapalona różdżka dawała zbyt słabe światło, by dziewczyna mogła lepiej się zorientować...

    [Nie do końca jestem z tego zadowolona, ale lepiej będzie, jak już zacznie się akcja, obiecuję! :c]

    OdpowiedzUsuń
  31. Meza nie był wcale zachwycony zmianą współlokatora w dormitorium. Robaczek całkowicie mu odpowiadał, bo mimo, że zawsze podkradał Argentyńczykowi czekoladki spod materaca, stroił fochy jak kobieta w ciąży i zachowywał się czasem jak tchórzliwa fretka, to stanowił wspaniałego kompana do wszelkich szkolnych psot. Czasem nawet powstrzymywał Carlosa przed realizowaniem najbardziej idiotycznych pomysłów, jakie tylko mogły się zrodzić w tej latynoskiej główce. Co innego z Mikaelem - ten wręcz samym swoim widokiem podjudzał najgorsze chęci chłopaka, a jak zaangażował się w dany koncept, istniało duże ryzyko zrobienia sobie (i/lub innym) krzywdy. Złośliwcy mówili, że "zeszło się dwóch debili", "Gryffindor schodzi na psy", a znajomi nierzadko kontrolowali wybryki nowych "chłopaków od organizowania rozruchów".
    Carlos wrócił z pokoju wspólnego po małej, prywatnej imprezie chyba tylko po to, by zastać Rasaca wyciągającego spod łóżka pudełko ze słodyczami z najlepszego sklepu na Pokątnej. Najwidoczniej nowy mieszkaniec dormitorium oswoił się już z nim na tyle, co by pozwolić sobie na grzebanie tam, gdzie nie potrzeba.
    - Te, zostaw mi to - rzucił Latynos na powitanie, położywszy się na własnej pościeli, tuż obok Mikaela klęczącego na podłodze. - One są tu na wypadek, gdyby profesor McGonagall znowu nazwała mnie... no, pędrakiem. Muszę się czymś pocieszyć - zaśmiał się lekko, kładąc przy tym obydwie dłonie na brzuchu. Patrzył w baldachim, nawet nie bardzo przejmując się, czy towarzysz dalej próbował podebrać czekoladki, czy nie.
    Nagle przypomniał sobie coś, co przecież dręczyło go przez całą imprezę. Nie miał pojęcia dlaczego, ale niesamowicie męczyła go myśl o tym, że Rasac siedział tutaj sam, w pokoju, a na dole Meza zabawiał się znowu w wodzireja całego towarzystwa.
    - Czemu cię nie było? - spytał nagle, odwracając się z pleców na bok. Teraz mógł uważniej patrzeć na rozmówcę, co ułatwiało zresztą odczytywanie wszelakich powodów nieobecności na dole. Przygarnął nawet do siebie kota, trochę zbulwersowanego nagłym ruchem właściciela. Zaczął głaskać go po brzuchu, szybko doprowadzając zwierzę do stanu, gdy to nie mogło powstrzymać się przed mruczeniem. Cóż, właśnie tak zbawczo działały dłonie Carlosa.

    [ Dobra, zaczynam. Trochę Ci narzucam przygnębionego Mikaela, ale musisz dać pobawić się Mezie w ciotkę-dobrą-radę :P ]

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Proszę mi tu tak nie schlebiać, bo razem z Mary się rumienimy a James jak zwykle poprawia włosy z debilnym uśmieszkiem :D
    Może coś wątkujemy? ]

    MacDonald/Potter

    OdpowiedzUsuń
  33. - Ale to ciebie chcę skrzywdzić! – odparował oburzony, zastanawiając się dlaczego jakaś Psychika miesza się w męskie sprawy, wpada między młot a kowadło z czystego stężonego testosteronu. Oj nie nie nie nie nie nie nie, tak być nie będzie! – To sprawa między na-mi! Żadna Psychika nie będzie mi się tu wtryniać na chama jak między kiszonego ogóra a ognistą – zarządził, składając palce w gest „I watch you” i napinając się tak mocno, żeby zachować wygląd zdeterminowanego typa, z którym nie wolno zadzierać, ale jednocześnie tak, żeby nie uwypuklić wszystkich żył w organizmie. To nic, że słaniał się na nogach i chwiał jak maszt na wietrze, prawdziwy wojownik nie zwraca uwagę na takie nonsensy!
    Mikael bojowym okrzykiem zakomunikował wybraną broń i dyscyplinę, a Bastian podjął próbę podskoczenia z radości słysząc tak dobre nowiny, ale nie było nawet mowy o oderwaniu nóg od ziemi, więc wyszedł mu średnio udany przysiad.
    - Juhuuuuuuuuuuuuu, Mikusiu, to żeś się wkopał! To będzie eg- egzu- egsekusja!!! – wykrzyknął. – Ludzieeeeee gzie moja miotła?! Sprzątnę Mikusiowi chwałę sprzed nosa! – pochwalił się i w ciągu kolejnych kilku minut został porwany przez równie narwany co on tłum, wsadzony na miotłę i posadzony na parapecie w akompaniamencie bojowych okrzyków. Gdyby pod tyłkiem miał zwykłą szczotkę pewnie nawet by nie zauważył, bo w tej chwili priorytetem było mierzenie się wzrokiem przez przeciwników.
    - MRUGNĄŁEŚ! Widziałem! – wrzasnął, celując w Rasaca oskarżycielskim palcem. W końcu jednak machnął ręką i wydarł się ponownie: - W… yyyy – spojrzał na swoje ręce chcąc sprawdzić strony – PRAWYM, tak, to jest prawy! Yy jeszcze raz. W prawym narożniku metr osiemdziesiąt pięć czystej zajebistości, mądrości, przystojności, popularności, zajebistości, quidditchowości, wymiata…wości i… ości! BAAAAAAAASTIAAAAAAN WHITE! – zakończył jak rasowy zapowiadacz! – W lewym tylko Mikuś Rasacuś.

    [:D]

    OdpowiedzUsuń
  34. [Widzę, Ty też pokusiłaś się o nową postać :D Ja jak zawsze nie mam pomysłów na wątek eh mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.]

    Jamie

    OdpowiedzUsuń
  35. [E, zawsze da się coś wymyślić. :D Jak się Mikael ma do robienia głupich rzeczy? Albo bycia w nie wciąganym? Nie wiem, bo ja tam widzę ich widzę jako zakumplowanych jakoś, mogłaby go namówić, żeby poszedł z nią na kremowe piwo pod Bijącą Wierzbę, którą nie umie się posługiwać, więc pewnie skończyłoby się na wrzeszczeniu "WYŁĄCZ TO, RASAC!" albo nie wiem... ona nawet Panią Norris lubi, uparłaby się, żeby pomógł jej ją jakoś upiększyć różowymi kokardkami, ale kocur dostałby szału i uciekaliby przed Filchem. Albo nie wiem, mogą iść szukać jednorożców i się zgubić.
    Cokolwiek, pls, tęsknię za takim śmiesznym wątkiem, trochę głupim. :D]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  36. [A ja czuję, że Gwen polubi Mikaela, o ile już się nie znają! :D A podążyłabym w znajomość od pierwszej klasy, może to właśnie on wciągnął Gwen w quidditcha? Chodzi mi po głowie chory pomysł, a mianowicie zrobienie z Mikaela kogoś, do kogo Gwen będzie potajemnie wzdychać. On oczywiście o tym nie wie, traktuje dziewczynę jak siostrę bliźniaczkę, z czego w pewnych momentach wychodzą dość zabawne sytuacje. Jak się na to zapatrujesz? :>]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Możemy i wędkować, tylko postać wybierz, to jakiegoś pomysła zarzucę :D Mam nadzieję, że dam radę przynajmniej.]

    Mary/James

    OdpowiedzUsuń
  38. [Cześć, dzięki za przywitanie! :)
    Nie jest to taka trudna nazwa, warto ją poznać.
    Jejciu, naprawdę uwielbiam Mikaela za bycie trochę Finem. Ten kraj to moje "uzależnienie". Jak dobije do B2 w języku za pół roku to wyjadę tam któregoś dnia i tyle mnie będzie xD
    Swoją drogą, czy mogę ci zaproponować jakiś wątek? Nie wiem czy wczuje się w świat, który tu macie i napiszę jakiś dobry pomysł, ale na początek... Może jakieś wspólne odbywanie kary o ile Mikael wpada w jakieś kłopoty?]

    Sören

    OdpowiedzUsuń
  39. [Fiński jest piękny i naprawdę fajnie się go uczy, chociaż jak dojdziesz do gramatyki to jest już masakra... Nie no to lubienie to bardzo dobra motywacja, u mnie się tak zaczęło :D
    Mogę cię prosić o zaczęcie, bardzo ładnie proszę? :)]

    Sören

    OdpowiedzUsuń
  40. Spojrzała na niego tak, jakby miała ochotę przewrócić na chłopaka wielką wazę, która było widać na samym szczycie schodów, a która spokojnie musiała ważyć z pół tony, patrząc na jej wymiary.
    - Słucham? – zapytała lekko niedowierzającym tonem unosząc przy tym jedną brew. Ewidentnie musiała się przesłyszeć, kiedy po dwukrotnym pomyleniu jej imienia i wyśmianiu jego poprawnej wersji z ust tego… Gryfona popłynęła jakże śmiała, jakże bezinteresowna prośba.
    - Nie, myślę, że nie mógłbyś zerknąć. – stwierdziła tak słodkim głosikiem, że nawet jej samej zrobiło się niedobrze. Uśmiechnęła się przy tym tak, jakby go za to przepraszała: tylko jej oczy pozostały zimne jak u gada – Możemy porozmawiać, kiedy już się nauczysz, jak się nazywam. Nawet tobie – tu zlustrowała o od stóp do głów – nie powinno to zająć zbyt wiele czasu. Miłego dnia. – i odwróciła się na pięcie wspinając się parę stopni wyżej i rozmyślając nad ludzką bezczelnością..

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Szprytne posunięcie, szprytne... To inaczej zadam pytanie: Jak wyobrażasz sobie stosunek Mikaela do moich postaci? Do każdej z osobna w sensie.
    Zacznę na podstawie odpowiedzi :D ]

    Rogasiowo-Marysiowa

    OdpowiedzUsuń
  42. [Mnie one się wszystkie podobają, zrealizujmy wszystkie po kolei jak nam życia starczy! :D Który ci lepiej zacząć ten zacznij, ja i tak będę usatysfakcjonowana. :D]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  43. W pokoju wspólnym Slytherinu nazwisko Mikaela padało dość często, nie tylko podczas rozmów o tym, jacy to Gryfoni są be albo przy okazji psioczenia na Huncwotów. Wielu z nich głównie złośliwie komentowało to, z jakim entuzjazmem Rasac traktuje możliwość ze Ślizgonami, niektórzy bezwstydnie zastanawiali się, czy ten zapał można jakoś wykorzystać a niektórzy, jak Aurora, po prostu siedzieli cicho, udawali, że ich to nie obchodzi, ale tak naprawdę wszystko zapamiętywali.
    I tak naprawdę to te wszystkie przyswojone informacje, nie zwykły przypadek, miały znaczenie w tym, że to akurat ten chłopak został jej, tfu, pomocnikiem.
    Skrzywiła się, kiedy nazwał ją Auroreczką, a ten grymas jeszcze się pogłębił, gdy w ostatniej chwili cofnęła się przed jego machającą dłonią. Ostatnim, czego chciała w tych pięknych okolicznościach przyrody było prawie-spoliczkowanie przez kogoś z Gryffindoru...
    — Tego się właśnie najbardziej obawiam — mruknęła pod nosem, stawiając kolejne niepewne kroki na miękkim mchu, kiedy pochwalił się niebywałą znajomością szklarni. Z takich wycieczek nie mogło wyjść nic dobrego, ale dla zemsty mogła się poświęcić. W końcu nie miała już wiele czasu do końca roku, a odpłacanie się po wakacjach nie miałoby najmniejszego sensu.
    — Rasac, obyś czegoś nie knuł z kolesiami — rzuciła groźnie, w ostatniej chwili łapiąc równowagę na nierównym podłożu. Miała takie podejrzenia, iż może to wszystko jakiś misterny gryfoński plan, ale czy ona im kiedykolwiek zawiniła? Nawet punktów nigdy nie odebrała Gryfonom tak dużo, jak inni ślizgońscy prefekci...


    [Wstyd!
    :D]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Jakże pięknie brzmi, oczywiście ;) Witam, dzieńdoberek, a właściwie wieczorek, jakiś wątek kleimy tak na miły początek?]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  45. [Dziękuję za powitanie i za miłe słowo na początek :D
    Mikael wydaje mi się niezwykle ciekawym osobnikiem, więc oczywiście muszę zapytać. Wątek?]

    Silia

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Cześć, cześć - dopiero teraz miałem czas by się odwitać :D Skoro Regulus to jedna z ulubionych postaci z serii to zapraszam na wątek ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [A dziękuję za powitanie :) Jest może chęć na wątek?]

    Millie

    OdpowiedzUsuń
  48. [Dzień Dobry <3]

    Styx Macmallin

    OdpowiedzUsuń
  49. Carlos przez chwilę w ogóle nie zwracał uwagi na Mikaela, bo zbyt zajął się zabawianiem swojego najlepszego kota. Co prawda, ten drugi też był niczego sobie, jednak potrafił czasem zrobić coś złośliwego, w przeciwieństwie do pierwszego. Obydwa jednak zasługiwały na odpowiednią dozę czułości od swojego właściciela, dlatego też Meza wziął futrzaka draśniętego przez rękę Rasaca i zaczął głaskać obydwa zwierzątka naraz.
    - Wyglądasz jak ostatnia sierota. - Piekący wzrok Latynosa prawie wypalał dziurę w głowie współlokatora. Co prawda, Gryfon zawsze był skory do pomocy, jednakże rzadko litował się nad tymi, którzy cierpieli tylko i wyłącznie ze swojej winy. A tak było w przypadku jęczącego o ratunek borsuka, który przed chwilą wtykał swój mokry nos pod obcy materac. - Przez ciebie zostało nam sporo Ognistej, bo nie miał kto jej w siebie wlać.
    Był niemalże pewien, iż ta wiadomość znacznie pocieszy Mikaela. W końcu, jak to sam przyznał, stanowił raczej przykład pijaka towarzystwa, więc odpowiednia ilość whisky powinna skutecznie wypełnić dziurę, która miała być zalepiona słodyczami spod łóżka. Fakt faktem, rano najprawdopodobniej obydwaj będą żałować, że nie wybrali Musów-Świstusów zamiast alkoholu... jeżeli już Carlos miał jakoś pocieszać kolegę, to tylko w taki sposób. Sam niespecjalnie przepadał za Ognistą - zdecydowanie wolał napić się trochę Kremowego Piwa - dlatego zbyt dobrym towarzyszem od pijaństwa nie zostanie, ale przynajmniej wysłucha wszystkich żali.
    Przestał bawić się z kotami i zwyczajnie zrzucił je z pościeli, żeby mieć na tyle miejsca dla siebie. Przekręcił się tak, że leżał w poprzek swojego łóżka; łokcie oparł na jego krawędzi, zgiął ręce i podparł brodę dłońmi. Po chwili obserwacji postanowił wystawić głowę poza krawędź, włożyć ręce pod materac i wyciągnąć ostatnią butelkę z trunkiem.
    - Masz. Ja i tak tego nie lubię. - Zabrzmiało to tak, jakby Meza wcale nie chciał pocieszać Mikaela, ale oddawał mu łaskawie swoje łupy. Nie widział jednak, by Rasac ucieszył się tak, jak zwykle to robił. - Co ci jest? Nadal wyglądasz jak sierota.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Puchasiów nigdy za wiele! Również witam.
    Debil mnie rozwalił. :D]

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  51. [A więc można to wszystko połączyć w jeden rozbudowany, fajny wątek i jednocześnie powiązanie. Mogli od zawsze trzymać się ze sobą, dobra paczka kumpli, którzy lubią razem się bawić, trzymają ich niezobowiązujące relacje. Razem po raz pierwszy się upili, potem razem załatwiali młodszym uczniom różne trunki, mogli - by ich relacja stała się pikantniejsza - czasem po alko się pocałować, jednak wiadomo, żaden związek nie wchodził w grę, bo w końcu to przyjaciele. Potem rywalizowali o tą posadkę, ale Mikuś wygrał i Jamie była na niego zła. Wątek możemy ustawić, gdy oboje popijają sobie w Pokoju Wspólnym, a ona będzie próbować mu w międzyczasie wykraść i połamać miotłę, oczywiście on może się zorientować i zaczną się kłócić. Co ty na to? *mam nadzieję, że wejdzie do tego mistrz gry, który to jeszcze fajnie skomplikuje*]

    OdpowiedzUsuń
  52. [Jak fajnie, ktoś tutaj również uwielbia <3 Mam rozumieć, że w przypadku chęci na wątek, trzeba wbijać na gadu? ;>]

    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  53. [Cześć :) Nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz zauważyłam Twoją kartę :c Miłej zabawy, a jak zabraknie Ci wątków to zapraszam do siebie :)]

    Sebastian Banewood

    OdpowiedzUsuń
  54. Ona wcale nie miała go za desperata czyhającego na blondyneczki, w innym wypadku by jej tu nie było albo na jego miejscu znalazłby się ktoś inny. Rasac miał tylko pomóc jej z jej zemstą, a co tam sobie robił po godzinach to już nie była jej sprawa... Oczywiście dopóki nie dałby się złapać.
    I Boyle nie chełpiła się czystością swojej krwi, skądże znowu! Fakt, uważała się za ciutkę lepszą od innych z tego powodu, ale nie można było mieć jej za złe, że w takim przeświadczeniu została wychowywana. Jeszcze nie upadła tak nisko, aby chodzić z zadartą głową i przypominać każdemu, że jest arystokratką... Trzeba zachowywać jakiś poziom!
    Kiedy wreszcie znaleźli się w szklarni, na ustach Aurory pojawił się pełen satysfakcji uśmieszek. Wystarczyło teraz zebrać odpowiednią ilość ropy z czyrakobulwy albo... Może zdecydować się na coś bardziej wyszukanego? Boyle miała ochotę podrzucić tamtej okropnej dziewczynie diabelskie sidła, ale nie chciała skończyć w Azkabanie za morderstwo kogoś tak bezwartościowego. W każdym razie wartego dość, aby nie puścić zniewagi płazem.
    — Jeszcze raz nazwiesz mnie blondyneczką a tobie też sprawię niespodziankę, Rasac — rzekła spokojnie, rozglądając się z zainteresowaniem. Pełno tam było dziwnych roślin, ale nigdzie nie dostrzegła czyrakobulwy. Może były niewidoczne na tle większych krzaków?
    — Jesteś pewien, że to szklarnia numer TRZY? — Uniosła wyżej różdżkę, aby oświetlić najbliższe grządki. Pnące się po grubych tyczkach rośliny wyglądały niegroźnie, ale kiedy Boyle podeszłą bliżej i dźgnęła lekko jedną z nich końcem różdżki, znikąd pojawiło się coś w rodzaju zielonej macki i uderzyło dziewczynę prosto w twarz. Syknęła z bólu a kiedy dotknęła policzka zobaczyła, że to coś rozcięło jej skórę, bo na palcach została jej czerwona maź.
    — Rasac, lepiej stąd idźmy — warknęła, poważnie rozeźlona i na niego, i na to głupie zielsko. W przypływie złości kopnęła doniczkę, w której to rosło, ale wtedy...
    Cóż, okazało się, że macek jest o wiele więcej i okładanie bezbronnych dziewcząt jest im zupełnie w smak.
    — RASAC! WEŹ. TO. ODE. MNIE — krzyknęła, zasłaniając dłońmi twarz. Przez nieuwagę upuściła różdżkę, która zgasła i potoczyła się pod półki z grządkami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profesor Sprout jak każdego tygodnia wybrała się na nocny obchód po szklarniach. Zaalarmowana dziwnymi krzykami skierowała się w stronę, z której dochodziły.
      - Halo? Czy jest tam kto?

      Usuń
  55. [Nie mam Cię dość, nie bądź głupia!
    Pomysły zawsze są najgorszą częścią wątku -.- Zacznijmy od powiązania. Co powiesz, żeby się przyjaźnili od dawna, co? Widzę ich w takiej relacji. Mikael byłby tym nieodpowiedzialnym, a Sebuś pobawiłby się w jego mamuśkę, bo to dobra duszyczka jest. I siedzieliby razem na zajęciach i razem zadania odrabiali i razem rozrabiali... ;)]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  56. [może i pan, ale zaczynam żałować, że skasowałam Noelle :C]

    OdpowiedzUsuń
  57. [Hm, skoro nie jest czystej krwi to możemy zawojować jakiś mały konflikt, albo urazę. Mogli się przyjaźnić jako dwunastolatki na ten przykład, ale stopniowe wycofanie się Arabelli (z powodu rodzinnej indoktrynacji) mogło go ciutek skrzywdzić i od tamtego momentu stara się jej dogryźć, coś warknąć, albo wypomnieć, że jest fałszywa. Ostentacyjne mamciewdupie i szczekanie na siebie również wchodzą w grę :) Chyba że wolisz coś bardziej pozytywnego :)]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  58. [Cześć autorce i szalonemu Gryffonowi ;)]

    Denna

    OdpowiedzUsuń
  59. Mikael jeszcze przed rozpoczęciem niesamowitej rywalizacji przyszedł życzyć Bastiankowi powodzenia. Swoją drogą, dlaczego on – jako jego odwieczny rywal – przyszedł mu życzyć po-wo-dze-nia?! Zanim Bastek zastanowił się nad tym i doszedł do wniosku (jak Cherrylock Holmes czy coś w ten deseń), że to jest co najmniej podejrzane, już leciał na łeb na szyję, ale głównie na łeb, w dół.
    - JA LATAM?! – wrzasnął, a ciemność go pochłonęła, pęd wytargał loczki na wszystkie strony i o mało nie wywrócił warg na wierzch. Dopiero potem do Bastiana dotarło, że siedzi na miotle, a miotła pikuje w dół, więc odbił się, niemal bezwiednie układając ciało w dobry sposób. Jakkolwiek alkohol nie był w stanie zabić szarych komórek odpowiadających za pierwotne instynkty, tak zdarzało mu się zwiększać aktywność tych generujących głupie pomysły.
    Loczek jakimś cudem balansując na swojej szczotce wyszarpnął zza paska swój czarodziejski patyczek i zamachnął się na Rasaca, bełkocząc jakiś straszny urok. Jednak to, co wydawało mu się jego najukochańszym Mikusiem, okazało się otwartym oknem wieży skąd przyglądali im się zaaferowani gapiowie. Mniejsza! Szukamy Mikusia dalej. Iiiiiiiiiiiii jest! Bastian zacisnął paluszki na wypolerowanym magicznym kijeczku i znowu wykonał godny rycerza okrągłego stołu zamach, wystrzelając czerwone iskierki w stronę tego zdradzieckiego patafianka.
    - ZATRZYMAJ. KONIA. BUCU. NIE. WIDZISZ. ŻE. CHCĘ. W. CIEBIE. TRAFIĆ?! – wrzeszczał, atakując Rasaca raz po raz kolejnymi zaklęciami, z czego połowę poznał na ostatniej lekcji transmutacji, ale jakoś tak wydały mu się wystarczająco ofensywne. Nic to jednak nie dawało, bo przed oczami nagle narobiło mu się kilku Mikusiów i ciężko było wszystkich na raz trafić, więc schował patyczek i położył się prawie plackiem na trzonku, chcąc dogonić swojego Gryfiaczka-słodziaczka.
    - AKUKU! – wrzasnął, kiedy znalazł się ponad nim i przewalił przez swoją miotłę, spadając chłopakowi na plecy. W głowie daleko było mu do myśli dlaczego oboje znajdywali się na mizernej zamiataczce, jakie znosiła obciążenie i, przede wszystkim, dlaczego koziołkowali w dół, w stronę srebrzystego jeziora szkła noszącego miano szklarni.

    OdpowiedzUsuń
  60. [To co, wącimy coś? Możemy coś o tym, że..... Sebastian będzie odrabiać zadanie, a Mikael będzie siedzieć obok niego i spisywać zamiast robić samemu, a potem go wyciągnie gdzieś, żeby coś głupiego zrobić i następnego dnia obaj dostaną karę za nieoddanie prac?]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  61. DANIEL MACBETH

    [ Cześć. W sumie ja za Slytherinem nie przepadam, no ale tak wyszło. Tiara się nie myli. ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  62. [ Tylko spróbuj. > to jest oczywiście wyzwanie i zachęcam do bójki na korytarzu, (bo Stan to niby pacyfista ale jak ktoś go obraża to jest inaczej) w której ciężko wyłonić zwycięzcę bo przychodzi ktoś, powiedzmy Horacy przerywa imprezę i daje szlaban]
    Stanley

    OdpowiedzUsuń
  63. [Próbuję łamać utarty stereotyp, że Puchoni nie mają charakteru i są ciepłymi kluchami, więc o "uroczego" mi nie chodziło, ale fajnie, że komuś się podoba. :P]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  64. [Skoro Gryfoni właśnie przegrali z Ravem postanowiłam to wykorzystać :D]

    Różnica pomiędzy wygranymi i przegranymi, w każdej sferze – czy to zawodowej, czy dotyczącej sukcesów i porażek w prozaicznym dniu prostego człowieka – może śmiało być podawana w procentach. Mówiąc bardziej rzeczowo i rozwiewając wszelkie wątpliwości – promilach. A ilekroć twoje ciało przesycone jest hormonami od samych koniuszków stóp po spienioną rozszalałymi nerwami głowę, co nakazuje ci rozszarpywać niematerialny regulamin na strzępy, sięgasz po oczywiste wytchnienie w postaci alkoholu. Nie odbiegajmy zbyt znacznie od tematu – a więc różnica pomiędzy wygranymi i przegranymi dotyczy ilości spożytych procentów w nim zawartych. Przegrani oczywiście bez skrupułów zatracają się podwójną dawką, by ich smutki i wszelkie żale zniknęły, jak rozerwana przez powietrzę, delikatna bańka mydlana. Istotnie – trwa to jedynie chwile, gdyż po oddaleniu przez organizm resztek alkoholowego zamroczenia, machinalnie powraca poczucie porażki. Gryffindor jednak, a raczej zawodnicy reprezentujący ów dom wysoko ponad murawą boiska, nie zaprzątali sobie głowy sprawami jutra. Chcieli choć na chwilę zapomnieć o porażce, która przyszła do nich niespodziewanie tego feralnego dnia. W Pokoju Wspólnym, za portretem Grubej Damy, w migotliwym świetle kominka, który harmonijnie podkreślał okalający pomieszczenie kolor bordo, uczniowie i uczennice częstowali się palącą gardło Ognistą Whisky a w ich ekwipunku młodocianego dypsomana, gdy przyglądało się temu ciekawskim okiem, można było wypatrzyć również napoje alkoholowe sprzedawane w różnych obskurnych, mugolskich osiedlach.
    Jamie ulokowała się na przyjemnie zimnej podłodze, opierając lekko głowę o zagłówek fotela i słysząc w tle wybrzmiewające śmiechy, chichoty i bojowe okrzyki. Oddaliła się od towarzystwa o parę kroków po ósmym kieliszku, w momencie gdy zaczęły przemawiać do dziewczyny ostatnie resztki rozumu, lecz by nie przedobrzać, zabrała ze sobą butelkę jeszcze nie rozpoczętego, taniego wina. Wprawdzie nie grała w quidditcha, lecz przegrani potrzebują gościć w swej porażce tych gorliwie im dopingujących, do ostatniej minuty kibiców. A także tych, którzy mieli wraz z nimi unosić się wysoko w powietrzu i zdobywać o wiele większą ilość punktów, gdyby nie pewna osoba, pomyślała. W tym samym momencie, jakby jej myśli odbiły się echem i trafiły do Matki Dziwnych Zbiegów Okoliczności, kątem oka dostrzegła, jak osoba, o której wcześniej było mowa, zniża się ku podłodze, by ostatecznie ulokować się blisko niej. Mikeal. Mikeal Rasac – przyjaciel od pierwszej podróży wagonem. A nawet i od pierwszego spotkania na King’s Cross. Ktoś, z kim mogła namiętnie się całować, gdy obojgu dogryzała samotność, lecz wciąż na jego widok nie migotało jej serce. I ktoś, z kim ostatnio zaciekle rywalizowała o pewną ciepłą posadkę w drużynie. I przegrała. Dlatego teraz z pewnym dystansem, a nawet i przyjemnością patrzyła na jego porażkę – choć nie jest pewne, czy odczuwane przez Jamie zgliszcza radości nie były efektem wciąż drapiącej gardło Ognistej.
    Odruchowo odwróciła w jego stronę głowę i po pierwszym spojrzeniu mogła zakwalifikować go do grupy „mocno ciachniętych”.
    - Co tam, Mike? – podniosła jego podbródek koniuszkami palców. – Dałeś dupy – powiedziała to głosem, w którym złośliwie zwracają się do siebie małe dzieci, z wyczuwalną gołym okiem, udawaną rozpaczą.

    [I okropnie przepraszam za poziom tego odpisu :<]

    ah ta Jam-Jam

    OdpowiedzUsuń
  65. [Wątek bardzo chętnie, papierosy jeszcze chętniej, tylko jak tu zacząć? Nocny włam do kuchni w celu zdobycia kakao? :D]

    Kris

    OdpowiedzUsuń
  66. [Jasne, daj mi tylko chwilę.]

    Kris

    OdpowiedzUsuń
  67. [Braciszku! *.*
    Oto i jestem. I także witam.
    Może Rose, tak jak i ustaliliśmy, będzie widziała w nim swojego starszego brata, a on w niej swoją małą siostrzyczkę? ;3 ]

    Rose Nott

    OdpowiedzUsuń
  68. Co prawda, wampiry były o wiele bardziej ludźmi, niż zwierzętami, a na pewno bardziej od wilkołaków, ale i tak ich zwyczaje należały do najciekawszych, przynajmniej zdaniem Kris, która większość wolnego czasu poświęcała edukacji o magicznych stworzeniach i opieki nad nimi. Puchonka miała tendencję do wierzenia w dobroć i piękno, zwłaszcza tam, gdzie go nie było, a więc na przekór wszystkiemu. Najniebezpieczniejsze okazy istot ze świata magii przyciągały ją jak magnes, tematyczne encyklopedie pochłaniała jakby były książkami przygodowymi. Pewnego dnia ze starej należącej do szkoły księgi wyczytała, że dawno temu, podziemia Hogwartu nawiedzane były przez ducha jeszcze dawniej zmarłego wampira Vlada Drakuli. Kris nie mogła liczyć na lepszą okazję do wypróbowania samodzielnie skonstruowanego urządzenia do lokalizowania śladów pozostawionych przez duchy.
    Oczywiście każda tego typu eskapada ciągnęła za sobą możliwość wpadki i szlabanu, ale te przez lata stały się dla niej chlebem powszednim. Dostawała je tak często, że już chyba nie było sensu przerywać tego procederu. Wymknęła się z Pokoju Wspólnego cicho, na paluszkach i tak, aby nie zbudzić drzemiącego przed kominkiem prefekta piątej klasy. Zadrżała z podekscytowania, kiedy urządzenie w jej plecaku zaczęło stukać w pustą butelkę po dyniowym soku. Wiele razy zdarzało jej się chodzić po nocy, ale jeszcze nigdy nie czuła, że jest tak blisko jakiegokolwiek ważnego odkrycia. Nie zapaliła różdżki, więc szła po omacku zatęchłym, mrocznym korytarzem, na końcu tego słychać było kapanie wody z sufitu. W końcu dotarła do miejsca, które niegdyś nawiedzane było nie tylko przez hogwarckie zjawy, przynajmniej tak jej się wydawało, bo przecież do tej pory polegała na zmyśle dotyku i słuchu. Czuła się trochę jak wąż, choć w razie wypadku nie umiałaby rzucić porządnego Serpensortia.
    Z wynalazku, jak łatwo można było się domyśleć, wyszły nici. Noktowizor przerobiony na duchowizor faktycznie pozwalał widzieć w ciemnościach, ale nie duchy i w dodatku, niezbyt wyraźnie. Oczywiście, wielka wynalazczyni nie chciała się poddawać, ale po godzinie bezpłodnych obserwacji poczuła się zniechęcona, zawiedziona i trochę głodna. Kuchnia była tuż tuż. Przy małej pomocy "Lumosa" znalazła gruszkę na obrazie, połaskotała ją i weszła do pomieszczenia, w którym nie było śladu po harujących w nim za dnia skrzatach domowych. Za to nie do przeoczenia była połowa sylwetki wystająca zza drzwi otwartej szafki z makaronami. Podeszła bliżej zaciekawiona ukrywającą się postacią, ale zaraz tej ciekawości pożałowała.
    – Ałaaa...– zawyła, złapawszy się za twarz i trzasnąwszy drzwiczkami, które ją znokautowały. Wolną ręką wymierzyła cios nieznajomemu chłopakowi.– TRAFIŁEŚ MNIE W NOS!

    [Mam nadzieję, że może być, trochę wyszłam z wprawy.]
    Kris

    OdpowiedzUsuń
  69. [Teraz to się wystraszyłam, czy to aby na pewno będzie bezpieczne ;o
    Kto zaczyna?]

    Rose Nott

    OdpowiedzUsuń
  70. [Nie zostawiaj mnie, proszę ;c]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  71. [ No mam nadzieję, a jak mnie kłamiesz, to Rose pogryzie braciszka ;o]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  72. [Odłamy społeczne, jak to brzmi. XD]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  73. Carlos obserwował z rozdziawionymi ustami Mikaela jako króla wszystkich mistrzyń dramatyzowania. Najchętniej przyłożyłby mu w twarz tą butelką ognistej, bo zachowywał się jak rozkapryszona księżniczka, której nie udało się samodzielnie zasznurować pantofelka. Co prawda, był idiotą, jak zresztą oni obydwaj, ale Latynos robił z siebie ofiarę tylko wtedy, gdy w pobliżu znajdowała się grupka Puchonek gotowych pomóc mu, gdyby tylko znalazł się w jakichkolwiek opałach. Nieważne, czy to palec zraniony przez sowę (choć na to czasem można było złowić też jakąś Ślizgonkę), czy pseudozłamane serce, czy kończący się pudding. One zawsze czekały tylko na to, by starszy kolega z twarzą wykutą przez Michała Anioła zwrócił na nie uwagę - a on najczęściej robił z nich swoje małe pomagierki.
    - Ej, nie chcę patrzeć, jak się obmacujesz ze swoją nową... ognistą... dziewczyną - skarcił Mikaela z przekąsem, po czym wziął butelkę z alkoholem z powrotem i odkorkował ją szybko zaklęciem. Pogłaskał szybko swojego wspaniałego kota (na pewno lepszego od obrzydliwej kreatury Rasaca, która miała czasem czelność atakować przecudowne czworonogi Argentyńczyka), a następnie łyknął tylko odrobinę whisky, dla picu, bo wcale nie miał na nią ochoty. Wolałby za to kremowe piwo, o tak, to dopiero była słodka przyjemność.
    Gdy rozmówca zaczął mamrotać coś o chusteczkach, Carlos nie wytrzymał już tego jojczenia, wstał z łóżka, chwycił szmatę przeznaczoną do wycierania popiołu wysypującego się czasami z kominka, po czym podszedł do chłopaka i przetarł mu całą twarz. Prawie jak Irytek, tylko teraz brakowało mu odpowiedniego komentarza, jak: "siuśkowego dnia!".
    - Masz chusteczkę!
    Potem za to zaczął tak rechotać z uciechy, że nie mógł wydusić z siebie słowa. Mikael wyglądał, jakby specjalnie wytarzał się w sadzy, ewentualnie zabawiał się w mugolskiego świętego Mikołaja i nie udało mu się zgrabnie przejść przez komin, tylko wylądował prosto w zgaszonym palenisku.
    - Na... brodę... Merlina... - zaczął coś jąkać, a za chwilę przewrócił się na czyjeś łóżko, które stało najbliżej. - Nie... mogę...
    Chwycił się za brzuch. Już nawet nie musiał patrzeć na osmaloną twarz współlokatora, by pokładać się ze śmiechu; bolał go każdy mięsień uciskany teraz przez dłonie, a z oczu powoli zaczynały lecieć łzy. Był pewien, że zaraz Rasac się ocknie z chwilowego zaskoczenia i urządzą sobie bójkę, ale na razie mógł spokojnie się nabijać.

    OdpowiedzUsuń
  74. [ Franka jest jak gołomp - drapieżna jak jaszczomp, waleczna jak orł! Idealnie pasuje do Gryffindoru. A Ty lepiej myśl nad wątkiem i wytłumacz mi, dlaczego Mikael miałby nie zjeść przez Howell cukierków. :c ]
    Francesca Howell

    OdpowiedzUsuń
  75. [Jako potwierdzenie zawartego w poniższym zaczęciu wydarzenia, możesz sobie przeczytać, co Irytek zrobił biednej Rosi ;c]

    Nienawidziła tego. Nienawidziła. Uwziął się na nią, bo jest najniższa. Bo krasnal, to można się znęcać?
    - Kurwa mać! Nienawidzę cię, pedale! Pierdol się!- Wywrzeszczała takie i inne wulgaryzmy, które wcale, ale to wcale nie pasowały do jej drobnej posturki i dziewczęcej buzi.
    Już miała w oczach łzy. Nie chciała się jeszcze bardziej kompromitować przed niemalże całą szkołą, bo takie miała teraz wrażenie; że nagle na tym korytarzu, gdzie znajdowała się Rose, i gdzie to wszystko zaszło, zjawili się wszyscy. Fakt, że aktualnie była cała upaćkana w ciężko zmywalnej farbie w kolorze porażającego swą intensywnością różu, zupełnie już wystarczał, by zrobić z niej pośmiewisko. Wywrzeszczała coś jeszcze, już drżącym głosem, odwróciła się i postanowiła się oddalić. W zasadzie: uciekła. Pobiegła przed siebie, próbując zgubić gdzieś za sobą ten wstyd.
    Kiedy się biegnie, tym bardziej w akcie desperacji, z oczyma przysłoniętymi wezbranymi łzami, przestaje się mieć pojęcie, gdzie się biegnie, jak szybko, a już tym bardziej, czy coś stwarza zagrożenie na drodze. Rose wpadła na kogoś. Odbiła się i z impetem upadła na podłogę. Tyłek ją bolał. Bała się unieść wzrok, ale w końcu musiała to zrobić.
    - Mikael…- jęknęła, rozedrganym w histerii już głosie.- Przepraszam.- Powiedziała jeszcze cicho, zadzierając głowę w górę, by móc go dostrzec.
    Potem już tylko podkuliła nogi i rozpłakała się rzewnie. Nie chciała wstawać, chciała się zapaść pod ziemię. Zniknąć, zginąć, uciec. Ale nie, stało się. Już nie da rady. Mogła tylko płakać.

    [Przepraszam, że tak krótko. Było natchnienie, był pomysł i ochota na pisanie, ale... bezwenie powróciło szybciej, niż się spodziewałam. I wyszło takie coś.]

    Rose

    OdpowiedzUsuń

  76. W momencie, w którym do niej podszedł musiała przestać udawać, że go nie widzi, a jego osoba to tylko duch, który przemknął jej przed oczami jako zwiastun ewentualnego nieszczęścia. Ten oto pech objawił się teraz obok niej równając z nią krok i najwyraźniej nieprzekonany do ucieczki w miejsce, gdzie pieprz rośnie, raki zimują i sam diabeł nie chce zaglądać.
    Obdarzyła go spojrzeniem najbardziej suchym i obojętnym na jaki ją było stać w tym gorącu. Pełne niechęci i poirytowania spowodowanego jego obecność w ją przestrzeni osobistej. Tą przestrzenią był cały Paryż, choć w przypadku Gryfona w grę wchodziła cała Francja.
    – Kamaleona nie, ale Avadę owszem – odparła ze stoickim spokojem rozluźniając ucisk na aktówce, żeby nadmierne przyciskanie ją do boku nie wzbudziło jego zainteresowania. Aktówki były, bądź co bądź, aktualnie bardzo popularne i wiele kobiet nosiło je ze sobą w najróżniejsze miejsca. Ba, wszędzie, gdzie można było pochwalić się tym modnym dodatkiem i najnowszym dodatkiem.
    – Potrzebujesz czegoś? – spytała spoglądając na niego niechętnym wzrokiem. Wolałaby, żeby sobie poszedł i zostawił ją w świętym spokoju tym bardziej, że zbliżali się do miejsca, gdzie mogła spokojnie się teleportować do domu lub też, jeśliby potrzebowała, przejść francuską odmianą Kotła na paryską wersję Pokątnej. – Jestem raczej zajęta, nie mam czasu opiekować się nadętymi i upierdliwymi wypierdkami lwa... – zmierzyła go spojrzeniem pełnym wzgardy – czy też jego karykaturą.

    OdpowiedzUsuń
  77. Jak już szło o używki, to Kris była zielona w tych sprawach, zupełnie zadziwiająco, bo w końcu miała już te siedemnaście lat i w świetle czarodziejskiego prawa była dorosłą czarownicą, mogącą samodzielnie zakupić i wypić alkohol na własną odpowiedzialność. Jednak nie ciągnęło jej do trunków mocniejszych w działaniu od kremowego piwa, być może, że była zbyt dziecinna na Ognistą, czy inne szery, tak czy owak w ogóle nie zauważała tej swojej pełnoletności do czasu. Zapragnęła spróbować papierosa, w końcu znała takich, co już od dawna palili i monstrualnych szkód w ich życiu i zdrowiu nikotyna nie spowodowała. Krycha chciała fajki i już, ale nie spodziewała się, że przyjdą one do niej nieomal na własnych nogach, bo oto był sobie chłopak, któremu paczka papierosów wystawała z przedniej kieszeni. Kradzież jest zła, ale żebranie nie – przypomniała sobie maksymę autorstwa któregoś z absolwentów Hogwartu. Ale ale, dlaczego ktoś, z kim właśnie nie wdała się w nierówną walkę, miałby czymkolwiek ją częstować? Swoją drogą, cieszył ją jego śnieżnobiały uśmiech bez domieszek krwi, albo czegoś, co wywołała raniąc go w twarz.
    – Przepraszam – zreflektowała się na wszelki wypadek, ale prawie na pewno nic się chłopakowi nie stało. A nawet jeśli, to przecież pierwszy zaatakował! – Cóż, mimo, że łamiesz zasady ciszy nocnej, wyglądając przy tym kretyńsko i żałośnie, pozwolę ci zostać i przemilczę to przewinienie, panie Gryfonie. Ale żeby mi to było ostatni raz! Zaraz...A jak ty właściwie masz na imię, co?
    W kuchni nie było nic, co można byłoby zjeść "na szybko" jako przekąskę o północy, a nawet jeżeli, to Krysia bała się to wyciągać z lodówki, bo jeszcze okazałoby się to jutrzejszym obiadem, który z jej winy zostałby odwołany. Znalazła tylko trochę mozzarelli i świeże warzywa, ale nigdy nie była fanką jarzynek. Wróciła do chłopaka, obserwując jego poczynania. Trzymał w ręku paczkę błyskawicznego kakao i odpowiednią miarkę, na co Puchonka ostentacyjnie przewróciła oczami. Amatorszczyzna! Zabrała mu pojemnik, który zaraz wylądował na swoim pierwotnym miejscu, a także torebkę z ciemnym matowym proszkiem, odobinę przypominającym nawóz. Bez zastanowienia wsypała go "na oko" do obu kolorowych kubków tak, aby było w miarę po równo i jeszcze raz tej nocy doceniła czyjś kunszt nad wynalazkiem. Do błyskawicznego kakao nie potrzeba było nawet dodatku wody!
    – To mówiłeś, że jak się nazywasz? Ej, a wiesz, jakie kwiaty dostają od swoich fanek Osy z Wimbourne? BZZZY...
    Mówiąc to, udała dłońmi, że ma malutkie skrzydła i najpewniej zaraz zamieni się w osę. Jednym z ulubionych obiektów żartów dziewczyny był jej własny brat i zawód przez niego uprawiany, jakby Ludo uprawiał ziemniaki na polu, a nie przynosił chlubę całej rodzinie grając w jednym z najlepszych klubów quidditcha. Krycha wolała swoje gargulki.

    Kris

    OdpowiedzUsuń
  78. [ Wiem, że jestem okropna, ale przyszłam powiedzieć, że wyjeżdżam i niestety, nie dam rady zacząć w najbliższym czasie. Rozumiem, jeśli zechcesz zrezygnować, ale jeśli po moim powrocie nadal będzie chęć na wątek, to ja jak najbardziej zacznę. Może dopadnę gdzieś internet i odpiszę w trasie, nic jednak nie obiecuję.]

    James

    OdpowiedzUsuń
  79. Nie posiadała organu myślącego nazwanego przez fachowców mózgiem?... Oj, chyba się pogniewamy. Może kopanie podejrzanych roślin nie było szczytem geniuszu, ale żeby tak od razu sugerować, że Aurora była głupiutką blondyneczką? Wszak kolor włosów nie zawsze świadczy o inteligencji — albo jej braku — i Boyle była dobrym przykładem. Pierwszy lepszy głupol z pewnością nie dostąpiłby zaszczytu otrzymania odznaki prefekta, dyrekcja nie ryzykowałaby powierzania takiego odpowiedzialnego stanowiska komuś, kto nie grzeszy rozumem!
    Zgodzić się można z jednym — pośladki Aurorka miała całkiem spoko.
    Momentalnie zamilkła, kiedy w bardzo szybkim czasie macki zniknęły, Mikael zaciągnął ją w ciemny kąt i uciszył, chociaż wcale nie musiał tego robić; Ślizgonka była w takim szoku, że po prostu oniemiała, a do tego głos nauczycielki podziałał na nią jak najlepszy knebel.
    Rzuciła mu zabójcze spojrzenie, co nie wyglądało jednak zbyt przekonująco, skoro wciąż miała jego dłoń na swoich ustach. Miała ochotę go ugryźć, żeby przestał się wygłupiać, ale wtedy on mógłby krzyknąć jak mała dziewczynka i przestałoby być tak zabawnie.
    Wreszcie jednak udało jej się zabrać to łapsko, w końcu dłonie miała wolne i mogła użyć siły, skoro nie zanosiło się, żeby Rasac uspokoił się po grzeczności.
    — Bo ty akurat wiesz, co byłoby dla mnie potwarzą, specu od dziewiczych krzyków — syknęła, z trudem powstrzymując się od uniesienia głosu. Przez tę dłuższą chwilę milczenia słyszała, jak Sprout krząta się wokół szklarni, prawdopodobnie próbując namierzyć intruza, chyba nawet weszła do środka, ale później oddaliła się, mamrocząc pod nosem.
    — I ja rozumiem, że hormony w tobie buzują, ale mógłbyś odsunąć się choćby o milimetr? Bo znowu zacznę krzyczeć, Sprout tu wróci i usłyszy bajeczkę o tym, jak zły Gryfon napastuje prefekt Slytherinu — mówiąc to, próbowała trochę się wyswobodzić od tego niechcianego nacisku z obu stron, bo okiennica wbijała jej się w plecy a na udzie czuła kościste kolano Rasaca.
    Oby to było kolano.


    [Nie ma spraawy! Dopiero teraz zobaczyłam komentarz MG, ale pszypał. XD]

    OdpowiedzUsuń
  80. [Dzień dobry. Może jakiś wąteczek? :3]
    Jasmin

    OdpowiedzUsuń
  81. [ Dobra, to Michałek rzuca te mugolskie nałogi, a Fransia przynosi mu cukierki z dobrego serca? <3 ]
    Franka

    OdpowiedzUsuń
  82. [Jak obiecuję dedykację to umieszczam dedykację bejb
    Dzięki za powitanie Rodericka^^]

    Crow&Rick

    OdpowiedzUsuń
  83. Niby gryfoński pomiot, niby wyluzowany pacyfista, a na żartach nie znał się ani krztynę! Przecież nie chodziło o to, aby znać, lubić i śledzić zespół quidditcha, tylko żeby, tak całkiem po ludzku i przez wzgląd na drugą osobę, zawtórować jej szalonym śmiechem. Co innego, że żarciki Kris bywały (bardzo często) nieśmieszne i suche na potęgę, ale tego akurat dziewczyna, niestety, nie była świadoma. Co prawda, wiele razy nie udało się jej dokończyć dowcipu, bo niecierpliwy ktoś przerywał jej zwięzłym "zamknij się, Bagman, ty tykwobulwo", ale nie odbierała tego jako sugestię, że może powinna zawinąć interes komika i zacząć mówić do rzeczy. Wręcz odwrotnie - takie słowa nakręcały ją jeszcze bardziej do poszerzenia i ulepszenia repertuaru.
    Fuuuj? A to Mikael nie miał przedtem ochoty na kakao? Czy może wolał, gdy w jego kakao więcej było mleka, niż kakaowego proszku? Kris bardzo nie spodobał się ten grymas na twarzy nowo poznanego kolegi, ale nie zamierzała poprawiać mu twarzy pięścią, tak jak zdołała to zrobić parę minut temu. Dziwiła się jednak, bo przecież więcej znaczy lepiej. Więcej żartów, więcej budyniu, więcej kofeiny w kawie. Tylko, proszę, nigdy "więcej szlabanów".
    – Tasac? Jak Tasak? Ja nazywam się Kris Bagman i uważam, że to, co powiedziałam, było błyskotliwe. Tak błyskotliwe, że muszę założyć okulary – mówiąc to, odsunęła się do lodówki i zwróciła twarzą do chłopaka, nałożywszy sobie na oczy plastry pomidora. Okulary pierwsza klasa, he. Jednak zdjęła je po chwili, bo przecież były tylko na potrzeby żartu, bardzo słabego w poincie tak późną porą. Przetarła mokre powieki rękawami bluzy i w końcu zainteresowała się zawartością kieszeni Mikaela. Zdarzały się jej już próby palenia, ale nie przyniosły pozytywnych efektów. Nie lubiła dymu tytoniowego, ale generalnie uważała fajki za coś bajeranckiego i zechciała spróbować raz jeszcze, jakby łańcuszek klęsk na tym polu jej nie wystarczał. Poza tym, teraz miała nauczyciela na miejscu, wtedy podkradła paczkę koleżance z dormitorium.
    – Poczęstujesz mnie jednym? – poprosiła, wskazując na wystającą paczkę papierosów. Głos miała słaby, prawie płaczliwy, ale w gruncie rzeczy, przecież człowiek musi być trochę pokorny, żeby cokolwiek w tym świecie zdobyć dla siebie. Wiele razy przyuważyła Gryfona popalającego z koleżkami po kątach, dla niego to pewnie była żadna sztuka, to całe palenie. Odpiła jeszcze trochę ze swojego kubka, brodą kiwając na ten drugi, bo spodziewała się, że chłopak po to tak konkretnie przyszedł do kuchni po ciszy nocnej.

    [Nie ma sprawy]
    Kris

    OdpowiedzUsuń
  84. Jedyną rzeczą, której Jo nie znosiła bardziej od Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta był zupełnie luźny stosunek do nauki. Dziewczyna rozumiała, że komuś może się czasem nie chcieć. Rozumiała, że ktoś nie do końca pojmuje omawiany temat. Ale jak, na gacie Merlina można było zupełnie olewać wszystko, co mówili nauczyciele? To już się nie mieściło w jej rozczochranej główce. Dlatego gdyby spojrzenia mogły zabijać, większość uczniów Hogwartu niewątpliwie leżałaby martwa.
    Hawkins jako przykładna wychowanka Domu Roveny, nie miała problemu z nauką. Między innymi było to powodem udzielania częstych korepetycji. Zwłaszcza z historii magii czy transmutacji. Ale kiedy profesor McGonagall zadała jej zamiast eseju przypilnowanie, by Mikael Rasac wreszcie przyłożył się do nauki, Jo była niemal skłonna jej odmówić. Ostatecznie jednak, ponieważ belferka budziła powszechne przerażenie, nawet w najdzielniejszych Gryfonach, zgodziła się i od tej pory, jej głównym celem w życiu było zmuszenie kolegi z roku do poważniejszego traktowania lekcji.
    Jednak Mikael wydawał się być okazem wyjątkowo odpornym na wiedzę – pomimo tego, że Krukonka chodziła za nim niemal krok w krok i zatruwała mu życie ciągłym zwracaniem uwagi, on widocznie wolał się oddać beztroskiemu lataniu na miotle. Ale nawet cierpliwość, która zdaje się mieć niewyczerpane pokłady, w końcu się kończy i Jo coraz bardziej odczuwała chęć porzucenia wszystkiego i złożenia u opiekunki Gryffindoru rezygnacji z pilnowania Rasaca.
    A wrażenie to rosło z każdym spotkaniem z chłopakiem.
    Tego dnia, czarownica jak codziennie zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie i nakładając sobie do miski porcję płatków kukurydzianych, przeglądała po raz ostatni swoje tłumaczenie na starożytne runy. Znalazła właśnie drugi błąd i niezadowolona patrzała na pergamin, gdy jej wzrok przykuło coś po przeciwnej stronie sali. Mikael siedział przy stole – a właściwie leżał na nim – i smacznie spał, zamiast przygotować się do dzisiejszego sprawdzianu praktycznego z obrony przed czarną magią.
    W Jo się zagotowało. Wstała od stołu i zaciskając dłonie w pięści, podeszła do stołu Gryfonów. Stanęła nad Rasakiem i odchrząknęła głośno.
    - Przepraszam, Mike, ale czy nie powinieneś robić czegoś innego?
    [Musisz mi powiedzieć, na jakie on chodzi zajęcia, bo zupełnie nie wiedziałam, czego ona ma przypilnować XD]
    Jo

    OdpowiedzUsuń
  85. [Taa, wykorzystuj biednych ludzi.. :c]

    Sebastian siedział razem z Mikaelem i kilkoma innymi Gryfonami w pokoju wspólnym, przy stoliku, odrabiając pracę domową. Właściwie to Sebastian pisał i myślał, a Mikael skrupulatnie przepisywał jego pergamin.
    - Powinieneś sam to robić - powiedział, zerkając na chłopaka. - Ktoś wreszcie zauważy, że nasze prace są takie same - dodał, opierając głowę na ręce i patrząc wyczekująco na przyjaciela.

    [Liche to, ale się nie czepiaj, mama mnie pogania!]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  86. Wielki biwak w środku lasu z gromadą bliższych, dalszych i tych właściwie niekojarzonych znajomych wydawał się idealnym sposobem na urozmaicenie raczej monotonnego lata w mieście. Chodź, mówili. Będzie super, mówili. Więc nie każąc prosić się długo, Drew zapakował do podręcznego plecaka samorozkładający się namiot, śpiwór, mazidło na owady, plus coś mocniejszego dla rozluźnienia atmosfery i z głową napełnioną optymistycznym nastawieniem, ruszył bratać się z dziką przyrodą i równie dzikimi rówieśnikami.
    Pierwszy wieczór w głuszy jak najbardziej sprostał jego - nie nadmiernie wygórowanym - oczekiwaniom. Imponujące miasteczko porozbijanych krzywo namiotów jeszcze przed zachodem słońca zmieniło się w najbardziej nieokiełznane epicentrum nocnego życia w promieniu co najmniej dwudziestu kilometrów. Lejący się strumieniami alkohol, energiczne brzdąkanie gitary, które jednak dość szybko zagłuszyły pijackie przyśpiewki, spontaniczne kąpiele w pobliskim strumieniu (przymusowe dla najbardziej opornych)… Po opróżnieniu kilkunastu puszek i butelek wszystko zaczęło zlewać się w nieco rozmazaną, szalejącą jedność, której nagłe zmiany wymykały się kontroli, niczym nieustanne metamorfozy różnokolorowych kształtów w kalejdoskopie. Drew nie pamiętał nawet, kiedy przebijające przez ciemność kolory przysłoniła całkowita czerń opadających powiek wprowadzająca go w krainę twardego, niezmąconego snu. Taszczony w plecaku namiot okazał się w tej chwili zupełnie zbędnym przybytkiem, gdyż w beztroskim stanie upojenia alkoholowego pokryta miękkim mchem ziemia w pełni zaspokajała praktycznie zerowe wymagania dotyczące miejsca odpoczynku. Drew odpłynął.
    Zamknij mordę, kimkolwiek jesteś. - dziesięć godzin później, o których upływie nie miał bladego pojęcia, pobożne życzenie wypełniło każdą komórkę jego ciała. Dźganie patykiem był jeszcze w stanie zignorować. Jasne, każdy mógł odczuć nagłą potrzebę kilkukrotnego dźgnięcia sobie leżącego bezwładnie ciała. Ale znęcanie się nad wyczerpanym, łaknącym ciszy człowiekiem poprzez ładowania miliona decybeli wprost do jego ucha, stanowiło przekroczenie wszelkich granic przyzwoitości.
    SUPRISE! - Od dziś słowo to oficjalnie figurowało na pierwszym miejscu listy Najbardziej Znienawidzonych Słów, którą Drew właśnie postanowił stworzyć. A wywrzaskująca je osoba dołączyła tym samym do zacnego grona Kandydatów do Posmyrania Klątwą Cruciatus.
    Krukon zmusił się do wykonania niewyobrażalnego wysiłku, jakiego wymagało od niego uniesienie najpierw jednej, a potem drugiej powieki.
    Mikeal, zakało ludzkości - jęknął, ujrzawszy swego niewydarzonego oprawcę. - Jeśli nie masz na swoją obronę wystarczająco dobrego argumentu, typu inwazja kosmitów lub… yyy… - W pulsującej boleśnie głowie o wiele trudniej szukało się obrazowych porównań. - …załóżmy, niewytłumaczalne zniknięcie całego obozu, to możesz żegnać się z życiem.

    [XDDD]

    OdpowiedzUsuń
  87. O Merlinku kochany, to się dzieje. TO SIĘ NAPRAWDĘ DZIEJE. Dopiero co Bastian rozwinął skrzydełka i niczym mały koliberek popylał na swojej miotle między chmurkami (albo wieżami, w zasadzie to nie był już tego pewien), a tu ni stąd ni zowąd przetransmutował w głaz i zbliżał się do ziemi tak szybko i nieuchronnie, jak to tylko potrafią ubzdryngoleni nastolatkowie leżący plackiem na kruchutkiej zamiataczce, której maksymalne obciążenie kończy się na ledwo dwóch cyfrach.
    Ziemia coraz bliżej, oczy Bastiana rozwarte coraz szerzej, paniczny krzyk Rasaca coraz głośniejszy, czas jakby też się trochę rozciągnął i płynął wolniej, w sam raz aby przeżyć niesamowitą retrospekcję – od chwili, kiedy Bastuś był ledwo zlepkiem komórek i też miał jakieś marzenia do tego co znali i podziwiali wszyscy w caluuuuuuuuuutkim Hogwarcie. Bastkowi aż smutno się zrobiło na myśl, że nikt nie będzie mógł go podziwiać chociaż o jeden dzień dłużej, ponieważ zginie. Rozbije się. Nie ma bata.
    Tak właściwie to rozbiją się we dwoje, jakże by White mógł zapomnieć o Rasacu, który nie robił nic innego (przecież pomysł zahamowania miotły i wylądowania na dachu szklarni jest taki nieracjonalny), jak krzyczał mu do ucha najrozmaitsze frazesy prosto z ostatnich scen filmu. Żal ściskał zgrabny tyłeczek Bastiana, że nikt nie udokumentuje i nie puści w mugolskich kinach Wielkiego Upadku Legendy i Jego Kolegi Mikusia, ale nie ma co płakać na rozlanym mlekiem, ale za to nad roztrzaskanymi zwłokami dwóch przystojniaków powinni już zapłakać wszyscy. Ale żeby tak się stało, najpierw trzeba zginąć z klasą.
    - ZAAAAAAAAAAMKNIIIIIIIIIIIIJ SIĘĘĘĘĘ! – ryknął Bastian, mając dość już nalegań na zeskoczenie z miotły. – UMRZYJ Z HONOREM JAK PRAWDZIWY MENSZCZYZNA...AAAAAAAAAAAAAAA! – Iiiiiiiiii trzask! Łup, dup, jebut, cap, haps i ała. Tak właściwie, to ała należy pomnożyć razy pierdylion, a to i tak będzie o pierdylion ała za mało.

    Otwarcie powiek było najbardziej heroicznym wyczynem, na jaki Bastian kiedykolwiek się zdobył. Najpierw otworzył jedno oko, pomału, pomalutku… Potem drugie, jednak zbyt szybko, bo światło wlało się do jego głowy , powodując bolesne pulsowanie w całym jej wnętrzu, bo szybko je zamknął i jęknął, zrozpaczony.
    - Zbyt jasno i chłodno jak na piekło… Cholera, gdzie ja trafiłem?!

    OdpowiedzUsuń
  88. [Te, ja Ci dam "Gryfon-kujon"! -.-]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  89. [Witam, witam! Ja to bym z chęcią jakieś powiązanie im wymyśliła... Wspólne łamanie zasad wchodzi w grę? :D]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  90. [Ty zaczniesz, bo ja od jakiegoś roku nie miałam styczności z Hogwartami, oj.
    Może zrobimy pozaszkolne, rodzinne spotkanie z jakiegoś dziwacznego powodu?
    PS Jeśli każesz gejowskiej postaci klękać, to mnie to bawi swoim podtekstem.]

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  91. Swoim starym i powszechnie znanym sposobem, odizolował się od całej rodziny. Po zignorowaniu obrzydliwie radosnych kuzynek, które pragnęły z nim zatańczyć, wdał się w dyskusję z własnym umysłem, bo rozmowa z drugim człowiekiem w takich warunkach graniczyła z cudem.
    Po jakimś czasie i zgrabnym zniechęceniu do siebie wielu osób, uzyskał to, czego tak bardzo chciał, a mianowicie święty spokój. Scalił się z powietrzem, uleciał wraz z nim i gęstniał momentalnie za każdym razem, gdy ktoś jednak przypominał sobie o jego istnieniu. Z całych sił nie pragnął uwagi i wytrzymał kulturalnie tyle, ile tylko był w stanie, żeby w pewnym momencie po prostu odejść od wszystkich.
    Został znów zatrzymany przez jedną z dalszych kuzynek. Stało się to tuż przy drzwiach, które miały pozwolić mu na ucieczkę. Dziewczyna sprawiała, że cała jego głowa krzyczała, wyzywając i oznajmiając o braku zainteresowania. Tymczasem na zewnątrz pozostawał niewzruszony, przytakiwał wesołemu świergotowi i wycofywał się powoli, żeby w końcu przeprosić, wykręcić się potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza. Dziewczyna chciała mu towarzyszyć, ale nacisnął na klamkę drzwi wyjściowych i zniknął za nimi bez odpowiedzi, aby następnie oprzeć się o nie plecami i westchnąć głęboko wilgotnym, chłodnym powietrzem.
    Spojrzał na zachmurzone niebo, ponieważ dopiero po chwili do jego stłumionego umysłu dotarła świadomość ponownego dzielenia z kimś przestrzeni. Tym kimś jednak był nie byle kto, a Mikael, przy którym nawet po scaleniu się z powietrzem gęstniał tak bardzo, że na nowo stawał się całkowicie cielesny. Przypominało mu to o świadomości braku możliwości odwrotu. Nie był tchórzem, nie bał się, ale zwyczajnie unikał swojego kuzyna dla jego własnego komfortu. Podporządkowywał się decyzji, na której ucierpiał, więc w chwili obecnej pozostawało mu przełknąć ślinę, zacisnąć zęby i zerwać to nieformalne porozumienie, które zostało zawarte.
    Stosunkowo niepewny własnych kroków, usiadł niemalże na długim końcu schodów, ale i ten dystans wydawał się nie być wystarczający, żeby powstrzymać jego słabość do tego człowieka.
    – Czemu postanowiłeś przestać ze mną rozmawiać? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Chciał ją po prostu usłyszeć z ust Mikaela, z tych ust, których pocałunek wciąż nosił na sobie pomimo upływu czasu.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  92. [Ja się na to piszę jak najbardziej! Przewidywane jakieś ofiary, czy raczej tylko kilka wybuchów i zadrapań? :P]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  93. Szept Mikaela i niepewność jego tonu kazały wycofać się. Poważnie więc rozważył możliwość powrotu do świętujących ślub członka ich wątpliwie cudownej rodziny, ale skutecznie odstraszała go wizja kuzynek, które zdawały się na niego polować. Z drugiej strony wolał się poświęcić i dać swojemu starszemu kuzynowi spokój tak, jak czynił to dotychczas. Nie wchodził mu w drogę i nawet w szkole stawał się dla niego niewidzialny. Tak było dobrze, dlaczego więc postanowił odezwać się i wcześniej, i teraz również?
    – Oczywiście, że wiem. Miło byłoby jednak usłyszeć to wszystko od ciebie. Miałem nadzieję, że w końcu ci przeszło i zebrałeś się na odwagę – wypowiedział beznamiętnie, bo ileż namiętności mógł włożyć w coś, co powinno kompletnie już go nie obchodzić, a nawet nie dotyczyć. Od dawna z resztą przestał wlewać w swoje wypowiedzi jad, zastępując go znacznie gorszą rzeczą, a mianowicie całkowitym znudzeniem i ogólnym pobłażaniem dla wszystkiego i wszystkich. Kiedyś taki nie był, kiedyś miał cięty język, ładny uśmiech i dołeczki w policzkach. Teraz rzadko zdobywał się na którykolwiek z dawnych atrybutów.
    Jego ciężkie westchnienie zmieszało się z szumem deszczu. Nagle w jego głowie pojawiła się druga możliwość pozostawienia ich relacji w stanie, do którego została niegdyś doprowadzona. Mógł przecież po prostu wstać i iść. Znał Londyn od magicznej i niemagicznej strony, nie było możliwości zgubienia się, a lejąca się z nieba woda wcale go nie odstraszała. Mógł zmoknąć, przeziębić się i przemarznąć. Wszystko, byle tylko nie współdzielić powietrza z Mikaelem w akcie tej nieznośniej i gęstej ciszy, na którą się zapowiadało.
    – Zastanów się trochę nad tym, czy faktycznie jesteś ze wszystkimi taki szczery, jak zawsze uparcie twierdziłeś – rzucił do chłopaka, wstając i wbijając dłonie w kieszenie spodni od garnituru, który miał na sobie i dotychczas prezentował się nienagannie.
    Pokonawszy kilka schodków, poczuł deszcz na swojej twarzy, a po zetknięciu stóp z płytą chodnikową, został całkowicie wystawiony na krople deszczu.
    Nie przejmował się tym, że zaczął cały moknąć. Po prostu pozwolił na to, żeby nogi poniosły go w dowolne miejsce i przede wszystkim nie chciał już myśleć o pozostawionym przed budynkiem kuzynie, choć przez moment pojawiła się w jego głowie nadzieja, że może za nim ruszy i przestanie tchórzyć w tej irytujący sposób.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie rozumiała, co Mikaelowi przeszkadzało w przyrządzonym przez nią napoju na bazie kakao. Jej drugim (zaraz po szukaniu kłopotów) hobby były próby kulinarne. W domu miała kilka ciekawych książek, poradników do przyrządzania najciekawszych potraw i wydobywania najlepszych smaków, zresztą zabrała ze sobą do Hogwartu kilka wypróbowanych przepisów, aby przedstawić je zaprzyjaźnionym skrzatom domowym, pracownikom szkolnej kuchni. Być może Gryfon tak bardzo lubił mleko, że nie mógł bez niego pić kakao, co nie usprawiedliwiało wcale tego, że obraził jej kucharskie ego. Co do papryczek chilli, z ich dodatkiem potrafiła zrobić smaczne leczo, tym bardziej uraził jej kulinarną stronę. Zaperzyła się, dopiła swoje w milczeniu i już sama miała kierować się do wyjścia, zapomniawszy o papierosie, o którego przed momentem poprosiła. Mikuś podążył wiernie za nią, więc pomyślała, że w sumie może poświęcić jeszcze pół godziny cennego snu, skoro już i tak nie była śpiąca.
    Przystanęła w miejscu, plecami do gruszki z obrazu.
    – To dokąd idziemy? Zastanawiałeś się kiedyś, kto puszkuje sardynki w puszkach? Pewnie jakiś marynarz-policjant – zachichotała, odwijając rękawy bluzy. Pod nią miała tylko pidżamę, a wrzesień zaczął się bardzo brzydką pogodą. Zresztą, oboje słyszeli wiatr hulający przez nieszczelne framugi okien piętra nad nimi. – Po co ci to mleko?
    Idąc za Mikaelem przez pogrążony w egipskich ciemnościach korytarz, myślała o tym, jak powinno się właściwie palić takiego prawdziwego papierosa, bo do tej pory jedynymi w tej dziedzinie nauczycielami byli członkowie pewnego peruwiańskiego plemienia, których spotkała wiele lat temu na wakacjach z ciocią. Wytatuowani tubylcy o dość ciemnej skórze przypominającej wnętrze batonika o smaku toffi, siadali dookoła wielkiego ogniska, którego płomień był tak wysoki, że aż odnosiło się wrażenie, że iskry dotykają niebieskiego sklepienia. Plemię paliło wielkie grube drewniane faje, różne od mugolskich papierosów w każdym aspekcie, a wydychali pokaźne kółka szarego, słodkawego dymu. Oczywiście, Kris wiedziała, że po zwykłym tytoniu nie może spodziewać się niczego więcej niż gryzącego nozdrza zapachu, jednak postanowiła przeboleć go jakoś, w imię odkrywania i próbowania nowych rzeczy.

    [Szpoko jest, nic się nie przejmuj. To ja się przez te upały nie mogę zebrać do czegokolwiek :D]
    Kris

    OdpowiedzUsuń
  95. Akurat namiętność była ostatnią rzeczą, o której Boyle mogłaby myśleć w tej miluśkiej scenerii. Krwiożercze roślinki nie sprzyjały amorom, zdecydowanie, a do tego Rasac tak bardzo ją irytował, że obecnie jedyną ochotą, jaką z nim wiązała, była ta na wsadzenie mu różdżki w oko tuż po tym, jak o mało co nie oślepił Aurory zbyt jasnym światłem.
    O, czyli jednak oceniał ludzi poprzez pryzmat domów. Nie, Boyle z pewnością nie była idiotką, po prostu nie czuła się zbyt komfortowo w obecnych warunkach, a do tego dochodziły egipskie ciemności, które budziły w niej małą panikarę. Nie dawała tego po sobie poznać, ale gdyby miała szansę na szybką ucieczkę, zrobiłaby to dawno. Jednak zemsta w tej chwili była ważniejsza niż potwory mogące czaić się w najciemniejszych zakątkach szklarni...
    Już i tak te okropne macki zostawiły dowód na to, że tej nocy złamała co najmniej pięć punktów regulaminu.
    — Dzięki, porównanie mnie do Filcha było tym, o czym od zawsze marzyłam — prychnęła, nadeptując mu lekko na stopę.
    Przesada z tym bogatym asortymentem! To od razu nasuwało skojarzenie na biuściaste uczennice z pokaźnymi czterema literami, które emanowały swoim pseudoseksapilem przy każdej możliwej okazji, a Boyle stała raczej po drugiej stronie barykady. Nie skupiała się na wdzięczeniu przed kolegami, w sumie nawet nie miała samej siebie za ładną, ot, taki szaraczek. Może to kiczowate, ale bardziej dbała o piękno własnego umysłu, niż o wstawanie rano tylko po to, aby napaćkać na twarz wszystkich tych mazideł.
    — Czyrakobulwy się nie boję, bardziej przeraża mnie twoja jakże wspaniała orientacja w terenie. Suń się, za długo się na mnie pokładasz — pchnęła go lekko wyswobodzonymi wreszcie dłońmi, wyminęła i powoli ruszyła w stronę wyjścia ze szklarni, uważnie stawiając każdy krok. W końcu nie chciała powtórki z rozrywki zapewnianej przez krwiożercze macki.

    OdpowiedzUsuń
  96. Chwila, w której miał zamiar przyspieszyć kroku i po prostu zniknąć, okazała się tą, która wymusiła na nim zatrzymanie się. Nie mógł przecież zignorować Mikaela i tej odrobiny jego dobrej woli. Stał więc w miejscu i świadomość przebywania tak blisko tego człowieka, tak blisko po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu była stosunkowo bolesna. Nie miał jednak zamiaru dać tego po sobie poznać, bo nie był już głupim, naiwnym, radosnym dzieciakiem jak kiedyś.
    Wciąż trzymając dłonie w kieszeniach, zaczął bawić się kluczami, które znajdowały się wewnątrz i kusiły możliwością zwykłego powrotu do domu nie samotnie, a z Mikaelem i bez obawy nagłego powrotu rodziców, którzy zapewne wciąż biesiadowali w najlepsze.
    Decyzję podjął zbyt szybko, jakby całkowicie nie rozważając późniejszych konsekwencji i możliwych trudności. W jego umyśle automatycznie pojawiła się najkrótsza trasa do budynku, który z całą świadomością nazywał swoim domem rodzinnym.
    – Chodź – wyrzucił tylko z siebie, bojąc się w ogóle odwrócić i sprawdzić, czy kuzyn postanowił iść za nim czy może raczej pozostał w miejscu.
    Bez większego zwątpienia skręcił w jedną z bocznych uliczek, których raczej nikt nie polecał na przechadzki nocą, ale przecież padało i wszystko to, co w mugolskim świecie było stosunkowo niebezpieczne, zazwyczaj postanawiało ukryć się w podobną ulewę.
    Milczał, licząc własne kroki i pokonując kolejne metry, aż w końcu doszli w okolicę małych domków jednorodzinnych, z których jeden należał właśnie do jego rodziców, ale to on miał w tej chwili klucze i to o wiele ułatwiało sytuację.
    Otworzywszy furtkę, która prowadziła do ogrodu, upewnił się, że Mikael faktycznie i realnie z nim tu przyszedł. Pamiętał wciąż, że niejednokrotnie przesiadywali na tym właśnie trawniku, a za różami jego matki całowali się po raz pierwszy.
    Nie chcąc już o tym myśleć, szybko pokonał dystans, który dzielił go od drzwi frontowych. Otworzył je, wkraczając w końcu do suchego i ciepłego miejsca. Momentalnie zaczęła ściekać z niego woda i wyglądał przy tym dość zabawnie i rozczulająco, choć przylegające do skóry, mokre ubrania nie bawiły go wcale.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  97. [ No to przychodzę w sprawie tego morderstwa. Możemy wszystko obgadać na gg ? ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  98. Gdy Carlos już trochę ochłonął i mój przestać się śmiać, Mikael już od kilkunastu sekund znajdował się w łazience. Meza nie przejął się zabraną mu butelką Ognistej, bał się tylko o kolegę, żeby ten czasem nie wypił całej zawartości w kąpieli. W takim wypadku to on, najczystszej krwi czarodziej i Latynos, musiałby się trudnić pomaganiem Rasacowi wychodzeniem z wanny. To chyba byłoby najbardziej upokarzające dla nich obu - wierzył więc w intelekt współlokatora i miał równocześnie nadzieję, iż ten się nią wykaże w tym właśnie momencie.
    Zaczął kręcić się po pokoju, nie bardzo wiedząc, co miał ze sobą zrobić. Chwycił najpierw swojego kota, pobawił się z nim chwilę, potem nasypał jakiejś magicznej, odżywczej karmy do miski i odgonił nie swojego zwierzaka, próbującego dobrać się do jedzenia.
    - To nie dla ciebie, wredna kreaturo - powiedział do futrzaka, jednocześnie odpychając go nogą w stronę jego własnego kociego talerza. Gdy zauważył, że w jednym z nich zamiast wody widnieje bursztynowy płyn, westchnął głęboko. Nie był w stanie opanować Mikaela, jednakże wlewanie swojemu pupilowi alkoholu zamiast zwyczajnej kranówki przechodziło nawet pojęcie Carlosa. - O Merlinie...
    Podszedł do drzwi łazienki, by zacząć walić w nie pięścią. Uśmiechnął się nawet pod nosem, bo już wiedział, dlaczego kocur Rasaca był taki agresywny i...
    - Czemu dajesz swojemu kotu whiskey, fajansiarzu? - krzyknął na tyle głośno, by dało się go usłyszeć przez drewno, ale nikt poza nimi nie poznał tego sekretu. - To dlatego jest tak porąbany, jak ty?
    Nie doczekał się odpowiedzi - przytknął ucho do zimnej powierzchni drzwi, aczkolwiek wychwycił jedynie szum wody i jakieś stłumione nucenie. Wrócił więc do plątania się po pokoju; chwycił książkę, zaczął czegoś uczyć się na jutro, ale nie mógł się skupić, więc zwyczajnie położył się na plecach i zaczął wpatrywać w baldachim.
    W końcu rzucił butem w wejście do łazienki z ponaglającym:
    - Pospiesz się, człowieku! Takiej facjaty już nie naprawisz...
    Przecież sam też się chciał umyć. Ale chociaż minęło może dwadzieścia minut, to dla Carlosa ten odcinek czasu wydawał się być całą wiecznością.

    [ Masz jakieś miernoty, nie wiem, co miałbym Ci innego nastukać >D ]

    OdpowiedzUsuń
  99. Nie miał zamiaru dawać Mikaelowi chociaż krztyny pokrzepienia, która była od niego oczekiwana. W zamian za to mógł zmarszczyć brwi w geście zirytowania. W ciepłym pomieszczeniu bowiem dopiero doszło do niego, że cały przemarzł i wcale nie myślał teraz o piciu alkoholu i rozmowie, a raczej o zakopaniu się gdzieś pod przynajmniej trzema kołdrami w samotności. Oficjalnie stał się wrogiem publicznym numer jeden, choć wyglądał dość niegroźnie z poskręcanymi włosami i mokrymi ubraniami, których koniecznie musiał się pozbyć.
    Najpierw jednak wziął ręczniki, które były przechowywane w przedpokojowej szafce. Jeden z nich podał swojemu kuzynowi, a drugim zaczął osuszać energicznie swoje włosy, które w efekcie stały się artystycznym nieładem w ciemnym, orzechowym kolorze.
    – Przemokłeś. Pożyczę ci jakieś swoje ubrania – wypowiedział spokojnie, poluźniając już swój krawat i kierując kroki do pokoju, który zajmował, a który na szczęście mieścił się na parterze budynku. – No chodź – ponaglił Mikaela, samemu rozbierając się i wybierając ubrania na tyle szybko, na ile był w stanie to uczynić. Miał opory przed rozbieraniem się przed swoim kuzynem i zdecydowanie nie świadczyło to dobrze o jego odczuciu względem relacji, która niegdyś ich łączyła. Chciałby odzyskać zdrowy i właściwy stosunek do wszystkiego, ale jakoś nie był w stanie.
    Naciągnąwszy na siebie suchą koszulkę, wyciągnął z szafy ubrania dla chłopaka i nawet mu ich nie podał. Po prostu położył stertę rzeczy na łóżku. Nie przejmował się przemoczonym garniturem, który leżał na podłodze, na którym usiadł, plecami opierając się o łóżko i odchylając subtelnie głowę.
    Przyglądał się Mikaelowi, choć wiedział, że nie powinien czynić tego w podobnej sytuacji.
    – Nadal mi zimno – stwierdził obojętnie, ale i tak była to jedna z bardziej ludzkich i nie mechanicznych rzeczy, które z siebie wyrzucił.
    Podciągnął kolana pod brodę i podkulił zmarznięte palce u stóp, na które zapomniał naciągnąć skarpetki, ale teraz nie chciało mu się już ruszać z miejsca.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  100. [ To Jackowa (która już nie do końca jest taka Jackowa) wpadła podziękować za miłe słowa i naturalnie wypytać o wątek :D ]
    Od teraz H.John/Jack

    OdpowiedzUsuń
  101. [ Jedyne co mi przychodzi do głowy, to "śledztwo" mojego Puchasia. Szukałby jakiejś zaginionej kotki, która odnalazła by sie koło nóg pana Mikaela. John zaczął by się wypytywać "taki podejrzany coś ten Mikael skoro to koło niego znalazła się zaginiona" i coś by może z tego wyszło. Chyba nic więcej nie wymyślę xP]
    John/ Jack

    OdpowiedzUsuń
  102. Dotknęło ją wytknięcie przez Mikaela tej przed kilkumiesięcznej porażki Gryfonki w zawodach o stanowisko Ścigającego, która nawet na tle jego przyznania się do upokorzenia, najdźwięczniej ze wszystkich słów, przebijała się jej przez uszy. Na nieszczęście chłopaka, zranione własne ja Jamie tylko dolewało oliwy do roznieconego już ognia, a cieszenie się z cudzej porażki nawet w połowie nie rekompensowało dziewczynie restrykcyjnych strat moralnych.
    Wpatrując się w niego, przez chwilę złowieszczo zmrużyła oczy i mruknęła ciche: taa, by następnie przeczesać włosy palcami i zarzucić je do tyłu, w czasie gdy Rasac sam prosił się o wykonanie jednej z jej ulubionych czynności: dokopanie mu. I choć przyjaciółmi byli na dobre i na złe, to zawsze Jams w tej relacji była tą nieznośną, o czym zdawała sobie sprawę i niejeden raz już pożałowała swojego zachowania, gdy kierowała nią mściwość, a co najmniej połowa z tego było przyrzeczeniami, że nigdy więcej już tak nie postąpi. W swojej niekonsekwencji, Jamie była jednak konsekwentna. Pstryknąć Mikaelowi w nos było czynnością na porządku dziennym i chłopak zwykł równie bezpardonowo odpłacać się dziewczynie miałkimi przytykami. Gdy chodziło o grubszą sprawę, jak chociażby pogrzebane w piachu marzenia na zostanie wybraną do drużyny Quidditcha, właśnie dlatego, że ciepłą posadkę Ścigającego zwinął jej przed nosem jej najlepszy przyjaciel (a przecież kobietom się ustępuje, czyż nie?), Jamie była skłonna do zawiści. Nie odczuwała jej tak dosadnie, gdy rozmawiała z nim na tematy powszednie, wtedy był dla niej wciąż najukochańszym Mikusiem, którego nie zamieniłaby na żaden inny, udoskonalony model. Lecz gdy tory ich rozmów schodziły na temat Quidditcha, a przechwałki chłopaka znaczyły dla niej tyle samo, co narzekania małego dziecka – były irytujące i godne popełnienia gwałtu na naturze – w Jamie uaktywniał się proces samozagłady.
    Westchnęła.
    - Pospiskowałeś z Potterem i wygrałeś tą fuchę, wciąż to utrzymuję – nieuczciwie. A teraz widzisz, dałeś dupy. Wypiję za ciebie – uśmiechnęła się, wyjmując z kieszeni różdżkę i jednym machnięciem, otwierając za jej pomocą zakorkowane wino [to było wino, no nie?XD]. Kolejna, niepodważalna cecha blondynki właśnie dała o sobie znać: nie potrafi przyznać się do błędów i słabości. Upiła łyka, sącząc cierpką substancje z butelki. Oblizała wargi, po czym objęła ramieniem Mikaela i tuż pod jego nosem wodziła szklaną butelką o przyjemnym, wydzielającym się z jej środka, zapachu. Dała mu całusa w policzek [awww] i nakazała pić z nią na przemian, bo mimo że jest ciotą, to i tak mu się należy.


    [A teraz błagam, niech Mikael powie coś, co ją rozwścieczy XD Moja Jams to typowa kobieta w ciąży - ciągle ma humorki xD]

    OdpowiedzUsuń
  103. Zamarł w chwili, w której Mikael wślizgnął się podstępnie i niezauważalnie w jego łaski, na nowo przywłaszczając sobie ciało, jego ciało. Stał się posągiem z granitu i ogromnym soplem o głowie pełnej niepokoju, niechęci i ogólnego wzburzenia. Choć nie okazał żadnej z tych emocji, niechcąco drgnął delikatnie na słowa swojego kuzyna.
    Mógł tylko potwierdzić jego słowa. Tak, uciekł, tak, był tchórzem i owszem, nie miał nawet krztyny usprawiedliwienia dla swojego postępowania, decyzji. Nie byli przecież dziećmi, a przynajmniej w sobie Kyllen widział dojrzałość i jeśli coś było nie tak, to był w stanie powstrzymać swoje zapędy dla komfortu drugiej osoby.
    Teraz jednak, zamiast wyrabiać w sobie zdrowe podejście do sytuacji i odpowiedni dystans, to nabawiał się mętliku w głowie. A skóra paliła go w każdym miejscu, w którym miał tylko okazję zetknąć się z Mikaelem.
    – Zimno mi, to fakt, ale to nie oznacza, że cię potrzebuję – oznajmił, unosząc się wcale nie wymuszoną dumą. Może właśnie dlatego, gdyby nie pochodzenie, świetnie nadawałby się do domu Salazara Slytherina, a może po prostu miał w głowie wystarczająco dużo brudów, żeby tam pasować. – Chciałem tylko, żebyś w końcu się przyznał do błędu, bo oczywiście masz rację i spieprzyłeś – wyznał obojętnie i wbrew własnym słowom, nie odsunął się od Rasaca nawet na odległość kilku centymetrów, która chociaż zakrawałaby o jakąkolwiek formę przyzwoitości.
    Zupełnie jakby ignorując każde z wypowiedzianych przez siebie słów, poruszył się lekko, domagając się w ten sposób więcej uwagi ze strony kuzyna. Musiał ją otrzymać. Przecież siedzieli na podłodze i mieli w zamiarze pić, a w efekcie nie miał zamiaru pozwolić na to, żeby jakikolwiek niepotrzebny ruch zmienił ich położenie w tej całej sytuacji.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  104. [Mam czuć się pominięta/zapomniana czy jeszcze nie? :))]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  105. Dotychczas w pełni szanował decyzję, którą Mikael podjął za nich dwóch. Nie wkraczał mu w drogę, stawał się powietrzem i nie śmiał nawet posłać mu jednego, chociażby ukradkowego spojrzenia. Obojętniał i był w tym o tyle wytrwały, że nawet w tej chwili sprawiał wrażenie całkowicie wypranej z emocji powłoki.
    – Też tak myślę – odpowiedział, bo przecież dotychczas faktycznie radził sobie bez starszego kuzyna świetnie. Nie potrzebował go, tak jak nie potrzebował wszystkich innych osób, które w jakiś sposób znosiły każdą uszczypliwość z jego strony i wciąż uparcie trwały na posterunku. Miało to chyba miejsce tylko z powodu nadziei, nadziei na powrót tego pyskującego i wpadającego w kłopoty dzieciaka o nieprzemierzonym umyśle i łagodnym uśmiechu. Nie zapowiadało się jednak, żeby miał powrócić do starych przyzwyczajeń. Ludzie się zmieniali, a on przystosowywał się do czasów, które musiał przeżyć.
    Nie potrzebował specjalnej zachęty do picia. Wziął do ręki odkorkowaną butelkę i upił łyk ciepłego, czerwonego wina, które pozostawiło nieco cierpki posmak w ustach. Następnie oddał butelkę Mikaelowi, który chyba w tym wszystkim o wiele bardziej potrzebował chwili wytchnienia.
    To, że Kyllen niczego po sobie nie pokazywał, nie oznaczał, że i on wszystkiego nie przeżywał. Czuł słabość i było to jedno z bardziej irytujących uczuć. Czuł, jak jego całe jestestwo kruszało tylko dlatego, że siedział obok swojego starszego kuzyna i choć nie miał zamiaru znów być nieporadnym dzieciakiem, na nowo stawał się nim.
    Przepełniony złością, odsunął się od Mikaela na idealnie stosowną odległość. Miał go dosłownie na wyciągnięcie ręki i chociaż stało mu się nagle jakoś chłodniej, to również wrócił stan przyjemnej nieważkości w głowie.
    – Myślisz, że ktoś tej nocy w ogóle wróci z wesela? – zapytał tylko dlatego, żeby przerwać ciszę, odchylając głowę i opierając ją na łóżku, żeby przyjrzeć się śnieżnobiałemu sufitowi.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  106. Bez słowa wziął od Mikaela butelkę wina, żeby dopić z niej pozostawiony w śladowych ilościach alkohol. Następnie odstawił naczynie na bok i powrócił do kontemplacji sufitu.
    – Tak, kuzynki pewnie wywęszyły moją nieobecność – wypowiedział, jakby czytając w myślach swojego kuzyna. Nie szalał za tymi młodymi dziewczynami, które zachowywały się względem niego aż nazbyt przyjaźnie. Kiedy był młodszy, czuł się na rodzinnych spotkaniach niczym wyrywana z rąk do rąk zabawka, którą za policzki musiała wyciągać każda ciotka i podejrzanie długowieczna babka o szponach niczym harpia.
    Przechylił głowę w bok, żeby spojrzeć na Mikaela i gdyby nie jego niesamowite wręcz opanowanie, to parsknąłby z powodu delikatnie mętnego wzroku. Chyba nie znał nikogo, kto byłby w stanie wpaść w stan upojenia alkoholowego w tak krótkim czasie.
    – Masz słabą głowę, skoro po niecałej butelce wina wyglądasz tak, jakbyś wypił o wiele więcej – skomentował, przyglądając się wciąż twarzy chłopaka pieszczotliwie do chwili, w której ta znalazła się podejrzanie blisko i w niebezpiecznej odległości od jego warg.
    Odpowiedziałby na to pobudzające jego serce do galopu pytanie i zakazał Mikaelowi podobnych działań, ale nie miał na to czasu. Zaskoczony, zamarł całkowicie, wstrzymał oddech i tylko jego ręka miała czelność przenieść się i ułożyć dłoń na karku kuzyna. Nie potrafił nawet odczytać w samym sobie, czy miało to na celu zatrzymanie czy odepchnięcie drugiego ciała od siebie. Mętlik w głowie kazał wierzyć mu w opcję drugą i w niemożliwość całkowitego poddaństwa względem drugiej osoby.
    – Nie mogłeś mnie pocałować – odpowiedział dopiero teraz, po fakcie. Czuł narastający w nim jad i gdyby został pocałowany właśnie teraz, to Mikael udławiłby się tą trucizną sączoną z jego ust. Odgryzłby mu język, a następnie od siebie odepchnął w złości, bo nie mógł sobie pozwolić na rozbudzenie tego dziecinnego zadurzenia, które w nim drzemało.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  107. [Dobrze, dobrze! Czekam :)]
    Portia

    OdpowiedzUsuń
  108. Nie mógł mówić wcześniej i obaj doskonale wiedzieli o tym, że został zakneblowany w sposób skuteczny i, choć sam nie miał zamiaru tego przyznać, przyjemny. Wszystko to podobało mu się wcześniej, ale też obecnie. Cały szkopuł tkwił w zahamowaniach, których usilnie się trzymał, ponieważ były jedną z niewielu możliwych opcji jego ewentualnego ratunku. Nie mógł po raz kolejny utonąć w drugim człowieku, bo tkwiło w nim przeświadczenie o braku możliwości powrotu na brzeg.
    Zacisnął wargi w wąską, bladą linię i przymknął powieki. Uczynił wszystko to w celu odzyskania swojego niezachwianego spokoju. Nie udało mu się to, więc poziom jego irytacji wzrósł diametralnie.
    – Nie zraniłeś mnie – wypowiedział twardo, przerywając tę chwilę ciszy. Kłamał i jeśli Mikael wciąż znał go tak dobrze jak niegdyś, to powinien wyczuć tę nutę fałszu bez problemu. Jego nigdy nie potrafił okłamać, choć teraz szło mu to coraz wiarygodniej. – Nie wszystko kręci się wokół ciebie, żebym aż tak przejął się twoim postępowaniem. Chciałeś zacząć mnie ignorować, pozwoliłem ci na to, postanowisz przestać to robić – śmiało, ale ja niczego ze swojej strony nie obiecuję – mówił i głos nie był rozdygotany, nie był przepełniony emocjami, które jednakże z łatwością można było odnaleźć jego twarzy. Dopiero na koniec swojej wypowiedzi postanowił otworzyć oczy i spojrzeć na stojącego przed nim Mikaela.
    Owinął ramionami trzymane pod brodą kolana i w ten sposób jeszcze bardziej przyciągnął je do siebie.
    – W salonie, w szafce przy kanapie – udzielił odpowiedzi jakby nigdy nic, jakby przed chwilą w ogóle nie postawił sprawy tak jasno, jak tylko był w stanie to uczynić.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  109. — Wypraszam sobie, w moim domu starej panny będą tylko koty rasowe — odparła z przesadną powagą, uśmiechając się pod nosem. Reszty jego przytyków nie skomentowała, bo zwyczajnie nie miała na to siły, zmęczona ich pełną przygód podróżą. Marzyła tylko o swoim wygodnym łóżku i braku irytujących Gryfonów w zasięgu wzroku.
    Szczęście, że Rasac był raczej zabawny niźli denerwujący. Tego mówić mu jednak nie zamierzała, bo jeszcze ego za bardzo by mu podskoczyło, przecież Boyle nie miała w zwyczaju chwalić ludzi. I to zacieśnianie więzów w towarzystwie Ognistej też możliwym nie było, bo Auroreczka nigdy tego cholerstwa w ustach nie miała. No dobra, raz, jak ukradkiem wypiła ze szklanki ojca, ale w ogóle jej nie posmakowało.
    Szklarnia numer siedem, taak, prawie to samo, co szklarnia numer z tym. Jedyna różnica była taka, że w tej pierwszej każdy centymetr kwadratowy mógł człowieka zabić — i chciał to zrobić, o czym świadczył ślad na policzku Ślizgonki — a w tej drugiej znajdowały się czyrakobulwy. Szlag ją trafiał na samą myśl, że dawno mogła mieć załatwioną ropę, bez użerania się z Mikaelem i rezydentami siódemki.
    Kiedy stanęli przed pustymi donicami, ledwo powstrzymała się od krzyku bezsilności.
    — Ale jak?! — gwałtownym gestem wskazała na donicę, a potem przyłożyła dłoń do czoła. — Wiedziałeś o tym? Na pewno wiedziałeś i dla żartu urządziłeś ten spacerek! — wysyczała z wściekłością, dźgając Gryfona palcem w pierś. Gdyby to nie wydało jej planów, odebrałaby mu punkty, nawet jeśli takie coś było całkowicie niedopuszczalne.
    — Żart czy nie, o tej porze powinniście być w łóżkach, kochaneczki. — Głos profesor Sprout, wyłaniającej się nagle z cienia, podziałał na Boyle jak paralizator. Nabrała powietrza i wpatrywała się w nauczycielkę, jakby była co najmniej potworem nundu.
    — P-Pani profesor, ale my tylko...
    — Żadne "ale"! Do mojego gabinetu! — wyprostowała rękę, wskazując nią kierunek, w którym natychmiast mieli się udać.
    Boyle czuła prawdziwy strach, że straci odznakę przez jakiś głupi wybryk, za który chciała się zemścić. Powinna inaczej się tym zająć i, najważniejsze, nie współpracować z nikim. Jak się okazało, sama radziła sobie najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  110. Coś o kolorze krwi, coś o pustym żołądku i piciu tego. Informacje docierały do niego w formie szczątkowej i zagmatwanej, a może to on sam po prostu stwierdzał, że nie miał w obowiązku słuchać rozterek swojego starszego kuzyna. Mruknął więc coś tylko niezrozumiale, nawet nie mając w sobie wystarczająco dużo ochoty, aby wysilić się i udzielić jakkolwiek sensownej odpowiedzi.
    W trakcie tej chwili, którą miał dla siebie i sam ze sobą, zdążył dojść do wniosku tylko jednego, ale jednocześnie całkowicie jasnego, a mianowicie był przekonany, że jakakolwiek uczuciowa głębia znajomości z Mikaelem już dawno wygasła, a pozostała tylko słabość do znajomego od lat, lekko skrzywionego nosa.
    Otworzywszy otrzymaną butelkę w milczeniu, pił oczywiście z większym umiarem niż Mikael, który momentami wydawał mu się tego umiaru nie posiadać w ogóle. Nie miał zamiaru upić się. Chciał tylko, żeby jego stopy przestały być tak nieznośnie zimne i może jeszcze, aby myśli w jego głowie udały się nareszcie na wieczny spoczynek.
    – Tylko nie próbuj całować mnie bezpośrednio – wypowiedział, upijając wcześniej łyk wina i z całkowitym brakiem świadomości przesuwając końcem języka po dolnej wardze, na której czuł wręcz pozostałe jeszcze krople alkoholu.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  111. [Witam i od razu przepraszam, bo chyba Cię nie pamiętam. :<]

    OdpowiedzUsuń
  112. [Czyli z moją pamięcią może nie jest aż tak źle. :D]

    OdpowiedzUsuń
  113. [ Bardzo dziękuję za powitanie. :) Wizerunku szukałam długo, bo stwierdziłam, że nie zniosę Bena Barnesa w mojej karcie. :) Mam nadzieję, że zostanę tu jak najdłużej i wystarczy mi sił oraz weny do pisania, choć od ponad roku na żadnym blogu mnie nie było. :)]

    Łapa

    OdpowiedzUsuń
  114. [Jeszcze raz dziękuję za miłe powitanie :)
    Hm. Widzę, że lubisz pomysły innych. To dobrze i niedobrze, bo z jednej strony inni zawsze mają dużo pomysłów, z drugiej - w tej sytuacji to ja jestem tą "inną". Powiem tak - nie mam żadnego zarysu na konkret, ale wydaje mi się, że koniecznie powinno to mieć miejsce na miotłach, powinno być brutalne i skończyć się co najmniej jedną złamaną kością. Najlepiej też spotkaniem z Wierzbą Bijącą, ale nie bądźmy sadystami. Powinno lać. Grzmieć. I w ogóle, być dość niebezpiecznie.]

    Charlie Hatcher

    OdpowiedzUsuń
  115. [Witam również ! Choć pojęcia nie mam czemu Polly to znajoma twarz, to muszę pochwalić Twoją postać bo pomimo udziału niewielkiej ilości treści jest po prostu żywa i cudna!]

    Polly / JAC

    OdpowiedzUsuń
  116. – Ponieważ rano, drogi kuzynie, uświadomisz sobie, że były to rzeczy, na które byś sobie w normalnych warunkach nie pozwolił – odpowiedział chłopakowi spokojnie, jakby nie miał zamiaru okazywać mu zbyt wielkiej ilości uwagi.
    Nie odezwał się, kiedy butelka z trunkiem została mu odebrana. Alkohol stanowił dla niego jedynie względnie potrzebny, ale nie niezbędny ekwipunek na czas przebywania z Mikaelem. Z całą pewnością nie było jego celem upicie się tak, jak popełniał to jego kuzyn. Pod tym względem zachowywał zdecydowany umiar w przeciwieństwie do ich wesołej familii.
    – Weź to sobie, nie potrzebuję pić, żeby znieść tę chwilę w twoim towarzystwie – oznajmił, po czym wzruszył lekko ramionami. – Ty wydajesz się o wiele bardziej w potrzebie, kiedy jestem obok – dodał, patrząc w oczy Mikaela ze znudzeniem, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z trafności własnych słów i nawet jeśli jego kuzyn okłamywał samego siebie, to też musiał wiedzieć skąd ta potrzeba zapomnienia się wynikała.

    OdpowiedzUsuń
  117. [Ona nigdy nie umarła :D co z tego, że nie umiem prowadzić pań, musiała powrócić^^]

    OdpowiedzUsuń
  118. [Dziękuję za pochwały. Trochę liczyłem, że Wish będzie Puchonem, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Będę prowadził pierwszego Gryfona w mojej karierze. ;D Wątków męsko-męskich zawsze mam niewiele, więc skorzystam z zaproszenia i niedługo zawitam z pomysłem.]

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  119. Uporządkujmy pewne fakty: jest zbyt jasno i zbyt chłodno na piekło, a wszystkie bastkowe mięśnie są jakby zesztywniałe. Czuje je, więc na pewno sam nie jest sztywny. I może poruszać palcami. I gałkami ocznymi, chociaż tylko na jednej płaszczyźnie, bo kark jakby odmawia posłuszeństwa, a tańczących w bieli mroczków i tak jest zbyt wiele, by móc coś zobaczyć. W głowie wciąż pustka, zwłaszcza na taśmie zatytułowanej „wczorajsza noc” i White zaczynał mieć wątpliwości, czy nie wylądował gdzieś przypadkiem na kompletnym odludziu, jak, dla przykładu: na izbie porodowej w szpitalu na Haiti.
    Wytężył słuch. Wycia bachorów brak, więc to wciąż nie to. A nie… moment, może był to typowy pourazowy majak, ale naprawdę mu się zdawało, że ktoś (lub – o zgrozo – coś) zaczęło drzeć się niczym zarzynany gnom ogródkowy, a po chwili ucichło i rozległo się dziwne bulgotanie. Bastianowi coraz mniej się to podobało. Pora podjąć kolejną próbę zorientowania się we własnym życiu. Trzy, dwa, jeden…
    - Auaaaaaaaaaaaa – jęknął ponownie, próbując unieść tułów do góry i wspierając się łokciami na… poduszce? Przy okazji – jego zdolności postrzegania uległy znacznej poprawie, bowiem dostrzegł na sobie kilogramy kołdry i nawet skojarzył ten fakt, z częściowym niedowładem kończyn.
    - Teraz ty, do dna – usłyszał, tym razem o wiele wyraźniej, jak ktoś przemawia ludzkim głosem, przystawiając mu do ust szklaną fiolkę z cuchnącą cieczą. White pokręcił głową przecząco, niczym obrażony pięciolatek, mierząc pielęgniarkę buńczucznym spojrzeniem.
    - Nie, póki nie dowiem się co to… - Jego buzia została zakleszczona w palcach silnych niczym obcęgi, a on sam zmuszony do wypicia zawartości buteleczki, od której aż zakręciło mu się w żołądku i White był przekonany, że jego narządy wywróciły się na lewą stronę z obrzydzenia.
    - Czyś ty zdurniała, kobieto?! Chce mnie pani otruć? TRUCICIELKA! – rzucił z pełną mocą, krzywiąc buzię. Cóż, były tego dobre strony, przynajmniej wiedział, że żyje i miał pojęcie o tym, gdzie się znajduje. Dla pewności nawet rozejrzał się w lewo, potem w prawo i…
    - MIKUSIU, TY ŻYJESZ! – Wytrzeszczył oczyska na widok swojego kompana, z którym wczoraj zaszaleli i zrobili… coś, nawet nie pamiętał co i chyba nie był przekonany, czy chce pamiętać. Wystarczyła mu pewność o tym, że było to spektakularne, jak wszystko co robili.

    OdpowiedzUsuń
  120. [Mogę liczyć na to, że zaczniesz?]

    Charlie Hatcher

    OdpowiedzUsuń
  121. [Dzięki za przemiłe powitanie :)]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  122. [A może by tak Wish namówił Mikaela, aby zebrać jeszcze innych chętnych i rozegrać partię creaothceanna. Gra jest zakazana, więc pewnie prędko ktoś by ich przyłapał (pomimo konspiry i środków zabezpieczających) i oberwaliby jakąś karą. ;D]

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  123. JUNE EARNSHAW

    [ Bo pewnie przybyłaś na bloga wtedy, kiedy mnie już tutaj nie było. ;D Ale jestem ponownie, więc cześć po raz pierwszy! ]

    OdpowiedzUsuń
  124. Meza musiał bardzo wysilać się, by usłyszeć, co Mikael mruczał pod nosem. Pomijając już fakt, że większość jego wypowiedzi nie wypadła najlepiej, to reszta wydawała się takim samym stekiem bzdur, jaki zwykle wypływał wielkim potokiem z ust wielbiciela whiskey. Dlatego też jego współlokator nie przejął się za bardzo, tylko najzwyczajniej w świecie rzucał coraz to nowymi rzeczami w drzwi łazienki. Gdy pod ręką znalazł się obrzydliwy kocur Rasaca, Carlos ledwie oparł się przed wyrzuceniem tego wrednego zwierzęcia przez okno. Albo co najmniej w drzwi, byle uszkodzić tego nieszczęsnego futrzaka.
    Spojrzał na zegarek. Łazienka była zamknięta już od co najmniej dwudziestu minut, a przecież całe dormitorium chciało z niej skorzystać. Zjawili się też inni współlokatorzy, dlatego Meza tym bardziej się niecierpliwił, gdyż chciał się wepchać jeszcze przed nimi do wanny. Inaczej musiałby czekać chyba w nieskończoność, bo jak cała zgraja zaczynała się bawić bąbelkami i innymi cudami szkolnych, magicznych kąpieli, to czas oczekiwania na swoją kolej wydłużał się dwukrotnie.
    Gdy przestał hałasować, z zaskoczeniem stwierdził, że zza drzwi nie słyszał już niczego. Może Mikael w końcu postanowił naprawdę wziąć się za szorowanie swojego uroczego ciałka zamiast uprzykrzania innym życia? W każdym razie, Carlos czuł, że długo już tak nie wytrzyma. Musiał zwyczajnie załatwić potrzebę fizjologiczną, dlatego wstał, jeszcze raz mocno zabębnił do drzwi ze słowami:
    - Mikael, wyłaź, wszyscy chcą skorzystać z łazienki - zabrzmiało to trochę zbyt potulnie, żeby wykopać Rasaca, ale Latynos już nie miał siły na nic innego. Przytknął ucho do drzwi, by słyszeć dokładnie, co kolega będzie mruczał pod nosem. Kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi, cofnął się w głąb pokoju, znalazł swoją różdżkę, po czym zwyczajnie otworzył sobie zamek prostym Alohomora.
    Gdy wszedł, miał rękę na oczach.
    - Te, zakryj się, póki nie patrzę. Wystarczy, że oglądam twoją facjatę, więcej nie chcę - rzucił z uśmiechem, a potem zrobił szparę pomiędzy palcem środkowym i serdecznym, coby sprawdzić, czy polecenie zostało wykonane. Już nieco się zdziwił, kiedy nic go nie trafiło w głowę i nie usłyszał żadnych protestów. Zauważył za to Mikaela w wodzie, w całym rynsztunku, a butelkę ze złośliwą whiskey obok, na podłodze. Zmarszczył brwi, a potem od razu podszedł do wanny.
    - CHCESZ SOBIE USZKODZIĆ MÓZG JESZCZE BARDZIEJ?! - ryknął, jednocześnie wyciągając rękę i łapiąc Rasaca za kołnierz. Podciągnął go do góry, a gdy ten nie bardzo chciał oprzytomnieć, najzwyczajniej w świecie uderzył go pięścią w twarz. - JAKI MASZ PROBLEM, TY ZBLAZOWANA JAŁÓWKO?
    Chwycił korek od wanny, po czym szarpnął go, by cała woda się jak najszybciej ulotniła. Był tak zły, że najchętniej rozkwasiłby współlokatorowi szczękę, nie przejmując się szlabanem ani – tym bardziej – ich koleżeństwem. Teraz tylko wyżył się na drzwiach, które zatrzasnął; huknęły jak potrzeba.

    [ No nie wiem, Michałku, Meza został zepchnięty nawet w powiązaniach, a to naprawdę mi się nie podoba. ]

    OdpowiedzUsuń
  125. [Też bym pewnie musiał (kojarzyłem, że jest taka gra, ale nazwy nie pamiętałem, więc szukałem), ale szybciej wstukać to w google niż bym miał tłumaczyć w komentarzu. ;D

    Co do zaczęcia - nie wiem, nie wiem, czasem się bardzo z zaczynaniem grzebię, ale jeśli chcesz poczekać, to nie ma sprawy, napiszę pierwszy komentarz.]

    ~ Whish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  126. Obserwując poczynania Gryfona, Jo nie miała pojęcia czy chciało jej się płakać, czy śmiać. To, co sobą prezentował na chwilę obecną Rasac było tak żałosne, że odechciewało jej się patrzeć na chłopaka, jednak brzemię powierzonego jej przez nauczycielkę transmutacji obowiązku niebezpiecznie przeciążało jej wątłe ramiona. Prychnęła, słysząc udzieloną przez Mikaela odpowiedź i spojrzała na niego badawczo.
    Nie żartował sobie, mówiąc o konsumpcji. Wziął do ręki kawałek suchego chleba i z uśmiechem jak z okładki Czarownicy włożył go sobie do ust. Hawkins powstrzymała wzbierający się w niej odruch wymiotny. Westchnęła ciężko, zajmując miejsce po prawej stronie czarodzieja, które tak uprzejmie jej ustąpił.
    - Dziękuję, ale już jadłam. Poza tym, czerstwe pieczywo jakoś nie plasuje się wybitnie wysoko w moim codziennym jadłospisie – odpowiedziała. - A jeśli nie, to co? Jeśli zatruwam ci życie ze zwykłej, ludzkiej złośliwości i krukońskiej chęci czynienia wszystkich mądrzejszymi?
    Urwała, widząc pobłażliwy wzrok kolegi. No tak, kłamanie to jednak było coś, co szło jej wyjątkowo kiepsko. Już zresztą czuła ten palący rumieniec, który pojawiał się na jej policzkach, gdy tylko mówiła nieprawdę.
    - Dobra, wynajęła mnie. Ale co z tego? Powinieneś cieszyć się, że twojej opiekunce tak bardzo zależy na waszych ocenach. Flitwick nigdy w życiu by czegoś takiego nie zrobił.
    Wbrew wcześniejszym zapewnieniom sięgnęła po grzanki i nałożyła sobie dwie na talerz. Następnie obydwie pokryła grubą warstwą masła orzechowego. Dlaczego Rasac był tak oporny? Nie, to mało powiedziane. Dlaczego on był tak krnąbrny i nie miał zamiaru docenić tego, że ktoś się stara i troszczy o to, żeby skończył Hogwart?

    [No to poza mugoloznastwem widzimy się wszędzie, Kochasiu :>]
    Jo

    OdpowiedzUsuń
  127. [Musi być fajniutki. Inaczej nie byłby Milo. Wątek, wątek? Wymyśl ładnie to nawet zacznę, tyle dobroci z mojej strony.]/Milo

    OdpowiedzUsuń
  128. [Patologia to dobra sprawa. Skoro Mikael jest kuzynem Kyllena, a Kyllen zna się z Milo całe życie i był jego pierwszym to śmiesznie by było, gdyby Mikael był zazdrosny. Przy czym cała ta zazdrość byłaby dla Milo przekomiczna. Do tego stopnia, że mogliby poczuć pożądanie. Miałybyśmy emocjonalny trójkąt.]/Milo

    OdpowiedzUsuń
  129. – Rasac, jest sprawa – powiedział Wish, siadając obok Mikaela na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryfonów.
    Rzeczywiście miał sprawę do kolegi z domu. Jego zdaniem była to sprawa niecierpiąca zwłoki, gdyby musiał poczekać, na pewno zginąłby z niecierpliwości. Pewnie zdaniem innych osób to, co Wish zamierzał powiedzieć, wcale nie było takie ważne, a poza tym przedstawiało wyjątkowo głupi plan, do którego realizacji nigdy nie dojdzie. Na szczęście Queshire nie był człowiekiem, który w każdej sytuacji liczył się ze zdaniem innych ludzi. Jasne, czasami warto było posłuchać drugiej osoby, ale to nie było regułą.
    Szczególnie, kiedy przekonany był o geniuszu swojego pomysłu, wtedy nie zamierzał pozwolić, aby ktoś wyperswadował mu go z głowy. Poza tym w sporej części zorganizował to, co chciał zrobić. Brakowało tylko jeszcze jednego człowieka. Mikaela Rasaca.
    Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o gry miotlarskie. Tak też było i w tym przypadku. Tym razem nie rozchodziło się o najpopularniejszy sport czarodziejów, ale o zakazany creaothceann. Jako że była to dyscyplina nielegalna, Wish nigdy w to nie grał. Do tej pory, bo teraz zamierzał to zmienić. Czytał o tym kiedyś i zdawał sobie sprawę, że to bardzo brutalna gra, ale to mu nie przeszkadzało.
    Kamienia można łatwo zebrać, zaczarowanie ich również nie będzie trudne. Wielu uczniów ma miotły. Z mosiężnych kociołków korzystają chociażby na eliksirach. Sporo ludzi uczy się w Hogwarcie, więc znalezienie dwunastu szaleńców… chętnych również nie będzie problem. Właściwie okazało się to prostsze niż Wish sądził i prędko znalazł dziesięciu chłopaków gotowych do gry. Byli z różnych domów, tylko żadnego Ślizgona nie zgarnął, bo oni większości nim gardzili. Był w końcu mugolakiem.
    Tak czy owak, miał już jedenastu zawodników. Brakowało jednego. Tego, koło którego w tym momencie siedział.
    – Creaothceann, człowieku. W Zakazanym Lesie – poinformował go. – Wchodzisz w to?

    ~ Wish Queshire
    [Nigdy z Tobą nie wątkowałem, więc nie wiem, jaką długość lubisz. Wrzucam coś krótkiego, jak chcesz dłużej, to wrzeszcz. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  130. niezalogowany choleryk-amator4 sierpnia 2014 20:14

    Mimowolnie skrzywił delikatnie piegowaty nos, słysząc podobne orzeczenie z ust Mikaela. Nawet jego dawna przyjacielskość względem tego człowieka nie sięgała tak głęboko, aby sprzątać jego treści żołądkowe, choć śmiał wątpić w rewolucje po takiej i niezwiększonej dawce alkoholu.
    – Ty już nie pijesz dziś. Zaczynasz mówić rzeczy, których nie mam ochoty słuchać – oświadczył, odbierając kuzynowi butelkę z ręki i stawiając ją obok swojego uda, a więc subtelnie poza jego zasięgiem. Oczywiście nie brał przy tym pod uwagę możliwości naruszenia sfery osobistej i zwyczajnego nachylenia się po butelkę.
    Westchnął ciężko, unosząc jedną dłoń do skroni i rozmasowując ją lekko kciukiem. Nie miał już sił na zaawansowane procesy myślowe, które pozwalały mu nazwać i ocenić każdą emocję krążącą po jego organizmie niczym komórki zarazy.
    – Możesz spać w moim łóżku, bo to już koniec dnia dla ciebie – oznajmił, powstrzymując się przed pieszczotliwym dotknięciem zarumienionego od wypitego alkoholu policzka. Choć już drgnęła mu ręka, choć już miał wyciągnąć dłoń i uczynić to, na co miał ochotę. Mikael w takim stanie wydawał się być całkiem rozkoszną atrakcją. – Ja się prześpię u rodziców, bo pewnie nie wrócą tej nocy – oświadczył, wstając i w ramach czystej przezorności, zabierając wszystkie butelki ze sobą.
    Jestem zbyt leniwa, żeby to sprawdzić.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  131. Zacisnęła zęby mocniej, niż powinna, dlatego odczuła nieprzyjemny zgrzyt; nie miała w zwyczaju bowiem milczeć, gdy miała do powiedzenia coś, bądź też nic – a gdy gniew w niej wzrastał, to „nic”, które miała wówczas w głowie, nie stanowiło oporu do unoszenia się ponad miarę rozsądku. Jednak, jako że człowiek nie jest jednolity i ma swoje odskoki od rutynowych postępowań, w sytuacji w której się znajdowała, w zabawie, w którą teraz pogrywała z Mikaelem, Jamie postanowiła ugryź się w język, a że podjęła tak superlatywną decyzję z przyćmioną od alkoholu głową, dawało jej to odznakę Przełomowego Uczynku Roku. Osoba szczera i impulsywna, która w swej szczerości powołuje do pary niezamierzoną brutalność wymierzoną w drugą osobę, w momencie gdy musi przemilczeć swoje uczucia, odczuwa dyskomfort zaciskającego się gdzieś w trzewiach supła – Jamie jednak zacisnęła wargę, jak drzwi zamykane na zatrzask i wtuliła się w przyjaciela, opierając swoją głowę o jego bark, w momencie, gdy ten raczył się podanym przez nią winem.
    Zastanowiła się przez moment, przez naprawdę krótką, ulotną chwilę, bo głęboko zakorzenione przeświadczenie na temat własnych umiejętności w dziedzinie, która była jej przewodnią ambicją, nie pozwalało Jamie na wzięcie pod lupę wariantu, że gdyby jednak, gdyby jednak była beztalenciem w tym sporcie…Ale nie. Jams ani nie przeszło to przez myśl, a gdy mimo woli blondynki taka myśl się u niej stawiała, dziewczyna parskała na nią prześmiewczo, bagatelizując ją pobieżnym machnięciem dłoni . Dobrze wiedziała, że gdyby oszacowała swoje możliwości bardziej skrupulatnie, doszłaby do przeraźliwego wniosku. Powróciła na moment do tamtego dnia, gdy rzeczywiście spadła z miotły, nie to pierwszy i nie ostatni raz, lecz tego feralnego dnia przyszło jej być, o Merlinie, ocenianą. Właśnie wtedy czuła, że bliska jest wypalenia dziury na murawie boiska, od własnego rozgorączkowania płynącego z uczucia porażki i wstydu, gdy z tragizmem uderzała twarzą prosto o równy grunt. Tłumaczyła to sobie prosto: marna miotła, którą otrzymała w wyniku konspiracji Pottera i Rasaca, uporczywie rwała i skręcała zbyt porywczo w prawo, dlatego kontrolowanie jej z trudem przychodziłoby doświadczonemu zawodnikowi profesjonalnej drużyny. W dodatku, gdy Jamie była sprawdzana, wiatr wiał wyjątkowo mocno, natomiast gdy przyszła pora na Mikaela, powiewał jedynie przyjemny, delikatnie muskający skórę, wietrzyk. Powtarzała mu to nie raz, a w zamian liczyła jedynie na szczere przyznanie, że jest dobrą zawodniczką, zobligowaną do ponoszenia porażek spowodowanych tylko i wyłącznie pechem, nie wspominając już o knutych przeciw niej spiskach. Tak bardzo Jamie, usprawiedliwiając się przed samą sobą, próbowała ratować się przed prawdziwym uczuciem porażki. Zacisnęła dłoń w pięść. Sam powrót myślami do tamtych wydarzeń rozjuszał w niej tłumioną złość. W dodatku, nie wiedzieć czemu, zaczęło irytować ją, że Mikael jest taki wesoły.
    - Świetnie – rzekła odrywając się od niego, odzyskując do połowy pełną butelkę wina. Upiła dwa, cztery, siedem solidnych łyków, po czym oderwała od niej swoje wargi i posłała mu pełne wyrzutów spojrzenie. Jednak, w chwili gdy usłyszała dudniący za oknem deszcz, a błyskawica wydała swój pierwszy huk, uderzając o ziemię, Jamie uśmiechnęła się, w ten fałszywy, lecz nie widoczny na pierwszy rzut oka sposób. W momencie, gdy zobaczyła, jak Mike wzdryga się, wlepiając oczy w przeciwległe okno, zarzuciła mu ręce na szyi. – Tak, przewrócenie tyłka by ci się przydało, Mikael, czasem zachowujesz się jak smarkaty jedenastolatek. Wciąż boisz się burzy? Trzymasz jeszcze jakieś bajki na dobranoc? Możemy pójść poczytać.


    Jam-Jam, która wyszła mi wredniejsza, niż w założeniu miała być xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. +zmieniłam wizerunek na Camille, patrz na co się natknęłam, przeglądając jej fotki:
      https://40.media.tumblr.com/76f98ca40c94500b3fe0d4af083566db/tumblr_n6f50c9AV91qhmf8ro1_500.jpg
      https://41.media.tumblr.com/a77f39ce1ba8f0e3afca564a8f45ab4c/tumblr_n6qispFusF1shoe1ko1_500.jpg <3

      Usuń
  132. [ Dziękuje za powitanie :)]
    Andromeda Dowling

    OdpowiedzUsuń
  133. Jakoś wcale nie dziwiło jej, że Mikuś był przyzwyczajony do tego typu konfrontacji z nauczycielami. Z daleka dało się wyczuć weterana szlabanów, choć Aurora jeszcze mu żadnego nie wlepiła. I chyba już nie wlepi, skoro Rasac zdecydował się jej pomóc, nawet jeśli skończyło się tak a nie inaczej. Po prostu by nie wypadało, Boyle swoje zasady miała i się ich trzymała.
    Nie odpowiedziała nic na jego zuchwałe słowa, jedynie posłała Gryfonowi ostrzegawcze spojrzenie. Powinien darować sobie podobne uwagi w obecności nauczycielki, bowiem nie wiadomo, czy Sprout nie chciałaby się dowiedzieć, dlaczego Rasac nazwał Boyle "mścicielką".
    Później szła na końcu tego trzyosobowego orszaku, faktycznie wyglądając trochę jak zbity pies. Szrama na policzku dodatkowo uwiarygodniła ten nowy imidż, choć zdaniem Ślizgonki sprawiała, że wyglądała na poszkodowaną w bójce, nie w walce z krwiożerczą rośliną. A, jak wiadomo, Aurora i bójka to niemożliwe połączenie.
    Opiekunka Hufflepuffu otworzyła drzwi swojego "gabinetu" — jeśli tak można było określić to pomieszczenie — chyba niezbyt skora do wysłuchiwania tłumaczeń. Niemniej kiedy chłopak zaczął snuć swoją historyjkę, odwróciła się i popatrzyła badawczo najpierw na niego a później na Aurorę, z trudem kryjącą zdziwienie. Teoretycznie nie było nic szokującego w tym, że próbował ratować własną skórę, ale dobrze zrobił, pomagając także jej. W końcu mógł powiedzieć, że zaciągnęła go do szklarni, zmuszając do pomocy w zemście, a on taki biedny nie miał wyjścia.
    Skrzywiła się lekko, kiedy chwycił ją za brodę i, zdaniem Boyle, zbyt brutalnie przekręcił jej głowę by ukazać rozcięcie. Miała ochotę nadepnąć mu na stopę, ale nie miała gwarancji, że wtedy nieco nie zmieniłby swoich zeznań.
    — Panie Rasac, chyba się pan troszeczkę zapędza. Dodać punkty za przebywanie o tej porze w mojej najniebezpieczniejszej szklarni? Domyślam się, że to krzyki tej panienki słyszałam przed kilkoma minutami, a nie widziałam nikogo, kto by stamtąd uciekał — odparła surowo, zasiadając na krześle stojącym za chwiejącym się biurkiem, zastawionym wszelkiego rodzaju doniczkami. — Moim zdaniem państwo urządziliście sobie schadzkę i...
    — Nie! — Boyle przerwała jej w pół słowa, czując potrzebę zareagowania na te wierutne bzdury, zanim Sprout uczyni z niej wielbicielkę gryfońskich wdzięków.
    — Panno Boyle!
    — Przepraszam, pani profesor, ale przecież jestem prefektem i nie mogłabym sobie pozwolić na łamanie regulaminu w taki sposób. Proszę mi wierzyć, Rasac mówi prawdę.
    Nauczycielka minę miała nieodgadnioną, ale po chwili westchnęła ciężko.
    — Każde z was traci po pięć punktów za przebywanie w tym miejscu po ciszy nocnej. Teraz wracajcie do dormitoriów i żebym was już więcej nie widziała! — Machnęła różdżką, a drzwi otworzyły się z impetem. Boyle podziękowała i opuściła pomieszczenie jako pierwsza, szybkim krokiem zmierzając do zamku.
    Pięć punktów! Nigdy tylu nie straciła.

    [Nowe zdjęcie! Ale i tak najładniejsze jest w moich powiązaniach. <3
    I wcale nie licho, daj spokój. :D]

    OdpowiedzUsuń
  134. Heaven automatycznie schowała głowę w ramionach, jak zresztą robiła za każdym razem, kiedy ktoś mówił jej coś do ucha. Nie utrzymywanie kimś kontaktu wzrokowego podczas rozmowy rodziło w niej jakieś nieuzasadnione poczucie zagrożenia
    - Więc jednak można było zapamiętać moje imię… - zauważyła zgryźliwie łapiąc się poręczy, jak liny ratowniczej i jednocześnie wyszarpując nadgarstek z jego uścisku – Ale to tylko oznacza, że wcześniej byłeś po prostu wobec mnie złośliwy. Kolejne minus pięćset punktów do puli, którą musiałbyś zebrać, żebym się mogła zgodzić na takie rzeczy.
    ”Takie rzeczy” wypowiedziała takim tonem, jakby próbował ją nakłonić nie do zaoferowania swoich notatek, a Bóg wie czego.
    Potem jednak jej naburmuszona mina została poddana ciężkiej próbie: no cóż, jeśli chciało się komuś grozić, zwykle lepiej było go najpierw poznać. Gdyby Mikael bardziej dopracował swój plan, z pewnością odnalazłby jakiś słabszy punkt Heaven – bo obwieszczenie wszystkim, ze zjadała porcje godne zawodników domowych drużyn quidditcha z pewnością nie nakłoniłoby jej do współpracy z nim.
    Kącik ust zadrgał jej niebezpiecznie, ale Langdon była dzielna – nie uśmiechnęła się. „Stanowczość” i „konsekwencja” z pewnością nie były jej mocnymi stronami, więc w tamtej chwili poczuła się naprawdę dumna z własnego osiągnięcia.

    [Wracam. ]

    OdpowiedzUsuń
  135. [Dobry, dobry :D Z tego, co widzę, to Mikael jest całkowitym przeciwieństwem mojej Emmeline. Tylko "szlamostwo" ich łączy! Cóż, z dwojga złego lepsze i to!]

    Emmeline

    OdpowiedzUsuń
  136. [Witam również. Mam wielką słabość do Hitt'a! :) Może jakiś wątek?]
    Lux

    OdpowiedzUsuń
  137. [Rozumiem, ale jak znajdziesz czas, to wiesz, gdzie się zgłosić :)]
    Lux

    OdpowiedzUsuń
  138. Benjamin miał w zwyczaju nie oglądać się na mijane na korytarzach osoby, co często owocowało potrącaniem młodszych uczniów, którzy dla wysokiego Ślizgona byli... No cóż, za niscy. Prawie nigdy też nie przepraszał za swoje zachowanie, ponieważ gdyby to robił, zajmowałoby mu to czas, jaki mógłby przeznaczyć na dotarcie do celu. Oszczędność czasowa ponad dobre wychowanie niektórych przyprawiłaby o palpitacje serca, ale dla Bena było to całkiem normalne. I praktyczne.

    Gdyby Mikael nie odezwał się w odpowiednim momencie, Ślizgon prawdopodobnie staranowałby jego ciało, a przynajmniej tę jego cząstkę, która zagradzała mu trasę. Gryfon wyglądał na nie do końca świadomego, na wpół siedząc, na wpół leżąc, opaty o ścianę, co nie było chyba niczym dziwnym, zważywszy na jego hulaszczy tryb życia, o którym w murach szkoły było dość głośno. Jedni Mikaela uwielbiali, drudzy jawnie gardzili. Benjamin należał do tej drugiej grupy, więc nie mógł przepuścić okazji do wyrządzenia zła chłopakowi.

    Gryfon wyglądał jak siedem nieszczęść. Pod wpływem jakiegokolwiek hałasu przymykał czerwone oczy - zdaniem Benjamina przypomniał wtedy przerośniętego gryzonia. Nietrudno było się domyślić przyczyny jego niedomagania, co Ben z satysfakcją postanowił zwrócić przeciwko niemu.

    Nie musiał nawet szukac pretekstu do konwersacji.

    Mikael sam się do niej palił.

    - Widzę, że świetnie sobie radzisz z... Dręczeniem własnej osoby, Rasac - powiedział głośno, wyrażnie przeciągając każdą głoskę, z przekąsem, próbując wyminąć prawie leżącego chłopaka. - A mordowanie drzwi zostawię tobie, wyglądasz jakbyś gustował w takich zajęciach.

    [Tak właściwie... To gdzie oni są? xd]

    OdpowiedzUsuń
  139. [Oh, kopiowanie z Łorda chyba zaczyna zawodzić w moim przypadku...]

    OdpowiedzUsuń
  140. Bliskość z Mikaelem była doznaniem iście szokującym. Jego wilgotne wargi jakimś cudem miały czelność wedrzeć się na jego kark i wypalić tam ślad zupełnie tak, jakby ślina chłopaka zawierała żrący materiał chemiczny. Tak jednak nie było, wiedział o tym i pragnął wyśmiać wyolbrzymienia własnego umysłu.
    Zamiast udzielić odpowiedzi słownie, odstawił trzymane w drżących dłoniach butelki na pobliską komodę, aby następnie odwrócić się twarzą w stronę Mikaela i przyjrzeć się w sposób boleśnie oschły jego mętnemu wyrazowi twarzy.
    – Nie uważam, żeby to był dobry pomysł – oświadczył wyniośle, chociaż i tak zdecydował już zrobić coś, czego jego słowa raczej nie sugerowały. Wykonał bowiem kilka kroków w przód, jednocześnie zmuszając Mikaela do wycofania się. To zaowocowało straceniem równowagi i miękkim lądowaniem na wygodnym, ciepłym łóżku.
    Położył się w poprzek materaca obok swojego kuzyna, na którego nie patrzył, poświęcając całą swoją uwagę sufitowi. I chociaż znał już całą krzywiznę tej powierzchni, to i tak wciąż do niej uciekał, jakby to miejsce, w którym odstrzeliła farba było punktem odniesienia do całego wszechświata.
    Westchnął ciężko, układając się na łóżku już normalnie. Ukrył się pod kołdrą w całości, zagarniając materiał dla siebie tak, jakby nie miał zamiaru się nim podzielić.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  141. [No witam, witam. ;)

    Skoro buja w obłokach, może wylać atrament na Erica. Obojętnie czy na korytarzu szkolnym już we wrześniu, czy gdzieś poza Hogwartem w ferie letnie. Jak dobrze pójdzie, może będzie dobrym kolegą i zaoferuje swojej ofierze bluzę na pocieszenie.]

    E. CLAYBOURNE

    OdpowiedzUsuń
  142. Znał całkiem sporo osób. Umiał połączyć twarze z odpowiednimi imionami i nazwiskami, o wielu potrafił powiedzieć kilka słów, a kiedy chodził hogwarckimi korytarzami, często witał się z mijanymi przez siebie uczniami. Jednak znakomita większość spośród nich była jedynie zwykłymi znajomymi i nikim więcej. Wish był człowiekiem, który cierpiał na syndrom słomianego zapału i dotyczyło to prawdopodobnie wszystkich dziedzin życia. Zdarzało się, że trafił w książce na jakiś termin, zaczynał drążyć, szybko się ekscytował, a potem odchodziło to jak ręką odjął. Podobnie sprawa miała się z ludźmi.
    Zawierał naprawdę mnóstwo znajomości. Czytał niegdyś pewne badania, których celem było ustalenie, jaka grupa ludzi uzależnionych posiada największą sieć kontaktów – palacze, alkoholicy czy narkomani. Ponoć ci ostatni, a to dlatego że muszą wkręcić się w odpowiednie towarzystwo, aby mieć dostęp do używek. Tyle że większości osób, które kiedyś poznali, nie pamiętają. Wish był nieco jak taki narkoman, tyle że on akurat pamiętał tych, którzy kiedyś mu się przedstawili.
    Akurat znajomość z Mikaelem była całkiem naturalna – ciężko byłoby się nie kojarzyć, będąc przez sześć lat w jednym domu. Ich kontakty jednak nie były zaawansowane, ale kogo to obchodziło? Przecież Wish nie prosił o to, aby Rasac oddał mu jakąś wielką przysługę, ale zaproponował udział w świetnej zabawie. Nie musieli być przyjaciółmi na śmierć i życie, aby razem zagrać.
    – Człowieku, masz niepowtarzalną okazję zagrać w creaothceann, a ty zamierzasz dobijać jakiegoś targu? – Wish pokręcił z niedowierzaniem głową.
    Fakty były takie, że oprócz mioteł, różdżek i kociołków na pewno zabraliby ze sobą również Ognistą Whisky. W końcu creaothceann był ryzykowną grą, w której można było się nieźle poobijać, więc znieczulenie się przed rozpoczęciem rozgrywki było nawet więcej niż wskazane. Potem, kiedy by już skończyli, również można by łyknąć. Ot, tak, w ramach nagrody. Ale Mikael nie musiał o tym wiedzieć. I zamiast ucieszyć się z możliwości spróbowania swych sił w czymś, co już od dawna nie było praktykowane, stawiał warunki. Niepojęte.
    Queshire wyrwał butelkę z rąk kolegi i nie przejmując się tym, że prefekt może zauważyć, co się w Pokoju Wspólnym uskutecznia, pociągnął z gwinta.
    – To znajdę kogoś innego – poinformował, oddawszy Ognistą.
    Wzruszył ramionami i wstał, a odchodząc, klepnął Mikaela w tył głowy.

    ~ Wish Queshire

    OdpowiedzUsuń
  143. [Nie dziwi mnie to, że Glizduś to rzadkość. Znajdźcie mi jedną osobę, która szczerze stwierdzi, że naprawdę go lubi... Poza tym jednak dość mało wiemy o nim w młodszych latach i jakoś ciężko nawet porządką kartę postaci napisać ;p
    No i dzięki za przywitanie ;)]

    Glizdek

    OdpowiedzUsuń
  144. [Owszem, ale ja biedna nie pamiętam Mikeal'a i zastanawiam sie, czy to winna mej pamięci :c Chęci na wątek są?]

    Polly

    OdpowiedzUsuń
  145. Takich pokładów agresji nie mógł w nim odkryć nikt, prócz Mikaela (nawet Aurora, która okazywała się świetną partią do denerwowania Mezy). Teraz naprawdę chciał go skrzywdzić i nawet pożałował, że nie wycofał się z tej łazienki. Miałby kogoś na sumieniu, ale przynajmniej świat by skorzystał, a tak, to znowu będzie musiał męczyć się kolejne dziesięć miesięcy - a przy dobrych (złych?) wiatrach jeszcze w czasach, gdy skończą szkoły - z ciągłym ratowaniem Rasacowi tyłka.
    Nie mógł już wytrzymać, więc wycelował różdżką w papierosa, mruknął cicho zaklęcie, a powód nałogu zmienił się w drobny mak. Po chwili podobnie stało się z całą paczką tych śmierdzących świństw, po których paleniu Carlos musiał wietrzyć całe dormitorium. Najchętniej teraz rozbiłby butelkę po whiskey na głowie delikwenta; to wydawało się najprostszym rozwiązaniem, bo sam nie wiedział, co należało w takiej chwili powiedzieć. "Co się stało, Mikael? Dlaczego chciałeś się utopić? Życie jest cenne!" - to chyba nie przeszłoby mu przez gardło.
    - Wyłaź stąd - warknął, wkładając dłonie pod pachy chłopaka i podrywając go nagłym ruchem z pozycji siedzącej do pozycji opierającej tyłek na krawędzi wanny. - Ale z ciebie jest ciota. I z tego, co słyszę, to we wszystkich tego słowa znaczeniach - burknął, po czym już ostatecznie postawił Rasaca na nogi. I podtrzymywał, żeby ten czasem się nie przewrócił jak kłoda. Nie miał najmniejszej ochoty go wycierać, dlatego jeszcze raz posłużył się zaklęciem, tym razem osuszającym, po czym posadził współlokatora na krześle przy umywalce. Sam za to oparł się o ścianę tuż obok i splótł ręce na piersi.
    - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - stwierdził nagle, jakby dopiero teraz sobie przypomniał ten fakt. W zasadzie, nie wiedział, dlaczego go tak bardzo interesowało życie wewnętrzne Mikaela; najprawdopodobniej pytał o samopoczucie z czystej ciekawości, by zaspokoić własną potrzebę zdobywania informacji. Ta pewnie nie odmieni jego życia, nie sprawi tez, iż Meza zacznie postrzegać świat inaczej lub poczuje się lepiej. Ale może ta europejska mieszanka koślawych genów w końcu przestanie odstawiać swoje cierpiętnicze cyrki.

    [ Chryste panie, ale bjeda, ten odpis. ]

    OdpowiedzUsuń
  146. niezalogowany choleryk-amator6 sierpnia 2014 22:20

    Nie zmuszał się do żadnego działania i chyba ten fakt był jego największym problemem. Nie miał oporów przed dokonaniem aktu dotyku na swoim starszym kuzynie. Kiedy więc jego zakryte w całości przez kołdrę ciało zostało odnalezione, wychylił swoją głowę na powierzchnię i przewrócił się na bok, przodem do Mikaela. Kiedy byli młodsi łóżko wydawało się być dużo większe.
    – Jakim cudem praktycznie dorosły człowiek, czarodziej na dodatek, obawia się zwykłej burzy? – zapytał, unosząc subtelnie brwi, choć wcale nie czuł się tym zjawiskiem zadziwiony. Starszy Rasac już wtedy, gdy był dzieckiem czuł przezabawny strach przed burzą. Kiedyś było to rozczulające, a teraz… również. – Uspokój się, palaczu – wypowiedział, zabierając chłopakowi papierosa, aby zaciągnąć się tylko raz, a następnie sięgnąć przez ciało swojego kuzyna w celu wrzucenia peta do kubka z niedopitą herbatą.
    Po chwili znów leżał na boku i przyglądał się twarzy Mikaela zmęczonym spojrzeniem. Wciąż zimną stopą przesunął po ciepłej łydce swojego kuzyna, podciągając w górę materiał nogawki i w ten sposób dając znać o swojej obecności.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  147. [ A ja się bardzo cieszę, że wzięłam udział w sukcesywnym zapełnianiu domu Węża, do którego zawsze miałam słabość.
    Nawet nie wiesz jak miło mi się czyta takie słowa. Próbowałam dobrać całą Pandorę pod ten gif, bo patrząc na niego nie wyobrażałam sobie, by była ona pogodną duszyczką, która swoim uśmiechem sprawia, że dzień staje się milszy. Łudzę się, że w jakiś sposób dopasowałam jej charakter i imię (chciałam dodać, że przynosi ludziom nieszczęście, ale się powstrzymałam) do tego właśnie gifu]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  148. niezalogowany choleryk-amator7 sierpnia 2014 00:32

    Po raz kolejny tej nocy zamarł cieleśnie, bo jego umysł momentalnie oszalał na punkcie gorącego oddechu Mikaela na swojej skórze. Nie pamiętał, żeby to doznanie było kiedykolwiek tak drażniące i odpychające zarazem. Nie widział sensu w dalszym ciągnięciu tego, bo zdecydowanie nie był przygotowany na tak nagłe i ponowne zaangażowanie się w coś, z czego już zaczął nawet powoli wyrastać.
    Odsunął się subtelnie, pomniejszając dystans pomiędzy ich ciałami delikatnie, ale stopą wciąż drażnił gorącą skórę, jakby we własnej złośliwości oczekując wywołania chociażby lekkich dreszczy wywołanych niechcianym chłodem.
    – Śpij. To irracjonalne, żeby obawiać się czegoś, co ci nie zagraża – oznajmił. Od dłuższego czasu raczej nie znał się na pocieszaniu, a poza tym stracił umiejętność zawierania znajomości i ogólna komunikacja z innymi ludźmi też nie była jego dobrą stroną. To było teraz nieważne, bo palący był fakt, że Mikael podchodził do niego z całą swoją nagle rozbudzoną otwartością, a on nie potrafił tego przyjąć. Zasadniczo rozważył też myśl o ulotnieniu się z łóżka, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przecież gdziekolwiek by się teraz nie przeniósł, to miałby świadomość istnienia drugiego Rasaca zaraz obok.
    Westchnął głęboko, przerzucając swoją nogę przez biodro kuzyna i tylko na taką dawkę dotykania był sobie w stanie pozwolić na chwilę obecną.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  149. niezalogowany choleryk-amator7 sierpnia 2014 01:54

    Huk, który towarzyszył kolejnemu wyładowaniu elektrycznemu wystraszył nawet jego samego, prowokując do spięcia mięśni i gwałtownego przyspieszenia akcji serca. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar wzywać siłę, w którą nie wierzył i panikować w tak zabawny sposób.
    Spojrzał w stronę nieba, które w końcu musiało się uspokoić, a następnie zerknął w stronę sowy, która stała na małym stoliku i była świadkiem wszystkiego, czuwając. Nawet to stworzenie nie obawiało się burzy tak, jak czynił to jego kuzyn.
    – Daj spokój. Nic ci się nie stanie – wypowiedział znużonym, uspokajającym tonem. Był już zmęczony przymusem opanowywania paniki Mikaela i z wielką przyjemnością zamknąłby go w kufrze.
    Przetarł zmęczone oczy wierzchem dłoni i naprawdę starał się nie ulec ciężarowi powiek, ale to było od niego silniejsze. Pomimo tego, że zamknął oczy, wciąż skupiał swoją uwagę na przestraszonym Mikaelu.
    – Nie możesz wiecznie panikować – stwierdził, wyciągając dłoń, żeby na oślep znaleźć głowę Rasaca. Wplótł palce w jego poskręcane delikatnie włosy i pogładził go uspokajająco, łaskocząc opuszkami palców po karku. – Śpij – powtórzył po raz kolejny tej nocy. Był zbyt wyzbyty jakiejkolwiek energii, żeby zdobyć się na coś jeszcze.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błyskawica, która pojawiła się zaraz po słowach Kyllena rozjaśniła pokój tak, że wydawało się iż to dzień. Grzmot, który rozległ się dosłownie chwilę po niej, wybrzmiał niebezpiecznie głośno. Strugi deszczu zabębniły w okno. Ta noc nie należała do bezpiecznych.

      Usuń
  150. niezalogowany choleryk-amator7 sierpnia 2014 17:15

    W pierwszym momencie całkowicie nie był świadom tego, co zaszło. Znajdując się na cienkiej granicy pomiędzy snem a jawą, poczuł nagły brak drugiego ciała obok. Byłby w stanie ten fakt zignorować na rzecz dalszego odpoczynku, gdyby nie fakt, że trwała burza, a on, chcąc lub nie, miał do czynienia z Mikaelem Rasaciem, największym tchórzem w podobnych chwilach. Jeśli okoliczności by im sprzyjały, to zacząłby zastanawiać się nad tym, co zasadniczo widział w tej całej jago krzywej osobie.
    – Nie żartuj sobie ze mnie – wypowiedział cierpiętniczo, bo zmuszony został do zsunięcia się z łóżka. Syknął, kiedy jego stopy zetknęły się z zimną podłogą, ale z beznamiętną miną podszedł w kierunku szafy, uchylił jej drzwi i spojrzał w dół, bo jego kuzyn kulił się w kącie mebla.
    Przesunął dłonią po swojej twarzy, realnie zastanawiając się nad opcją pozostawienia swojego kuzyna w tym miejscu.
    – Nie masz trzech lat, ja też nie. Nie mam zamiaru towarzyszyć ci w tej szafie – oświadczył, czując się już o wiele bardziej sobą. Poważnym, zdystansowanym sobą, któremu daleko było do rozczulania się nad przerażonym Mikaelem. – Przestań panikować. To irytujące. Jestem od ciebie młodszy, a to ty zawsze się czegoś obawiasz i chowasz się po szafach – wyrzucił z siebie obojętnie. Był zły, był zły za porzucenie, za ponowne rozgrzebanie wszystkiego i za ten strach, któremu musiał postawić kres. Teraz to wszystko z niego wypływało, nareszcie odnajdując ujście i prawdopodobnie powodując kłótnie. Nie tego jednak chciał, bo dynamiczna wymiana zdań nie należała do opanowanych przez niego rzeczy. – Jak chcesz, to tu siedź. Będę w łóżku, jeśli ci się odwidzi.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  151. niezalogowany choleryk-amator7 sierpnia 2014 21:18

    – Ale cię znałem – odpowiedział, marszcząc lekko brwi i okazując w ten sposób swoją irytację. – Jaki normalny, dorosły człowiek chowa się po szafach? – zapytał jeszcze, czysto retorycznie i powstrzymał ironiczne parsknięcie w zarodku. Czuł się dobrze ze swoją szczerością, której wreszcie dał upust.
    Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, został skutecznie uciszony. Pozostał w tym milczeniu bierny na kształt marmurowego posągu o nieruchomych, zimnych wargach, których nie sposób było ożywić.
    – Przestań. Nie możesz mnie całować. Nie masz do tego cholernego przyzwolenia – oznajmił z bezwzględną obojętnością, a następnie odwrócił się przodem do łóżka, na którym już leżał Mikael i przyjrzał mu się tak, jak dzikie zwierzę przyglądało się swojej potencjalnej ofierze.
    Zbliżył się do swojego łóżka, a następnie bezszelestnie wsunął się pod kołdrę, znów przerzucając swoją nogę przez biodro kuzyna, jakby było to niezbędnym elementem całej tej sytuacji.
    W milczeniu kontemplował sylwetkę Mikaela. Miał przedziwne wrażenie, że sen tej nocy nie był czymś dla niego. Wydawał się czymś nieosiągalnym. Czymś, co umknęło mu wraz z podniesieniem się z łóżka. Leżał więc spokojnie, niby w bezruchu i tylko unosząca się miarowo klatka piersiowa oraz potrzeba mrugania mogły świadczyć o zachowaniu przez niego funkcji życiowych.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  152. niezalogowany choleryk-amator7 sierpnia 2014 23:20

    – Jest mi to zbędne – odpowiedział i Mikael miał możliwość, aby samodzielnie dopasować tę zbędność albo do wiarygodności, albo do zbytniej wylewności emocjonalnie. Zaczynał nią powoli gardzić, jakoby coś tak ludzkiego było rzeczą złą i niewłaściwą w jego mniemaniu.
    Westchnął ciężko i aby umknąć przed dłonią Mikaela, wykręcił głowę w stronę okna. Nawałnica wydawała się cichnąć, a on zaczął cicho wierzyć w choć chwilę odpoczynku od swojego kuzyna. Wypowiedział tej nocy do niego zbyt wiele słów, zapominając o własnej niechęci do wygłaszania dłuższych monologów. Patrzył przez chwilę na krople, które ześlizgiwały się po szybie.
    Do Mikaela swoim spojrzeniem powrócił dopiero po dwóch, a może nawet trzech minutach, żeby obdarzyć go spokojnym, łagodnym wyrazem twarzy.
    – Idź już spać. Też jestem zmęczony – wypowiedział, tym razem nawet nie musząc sięgać po kłamstwo. Faktycznie odczuwał potrzebę snu, ale równie realne było to, że zwyczajnie jego organizm został rozbudzony w zbyt brutalny sposób. Nie wiedział, co musiałby uczynić, aby znów znaleźć się w stanie błogiego otępienia, z którego zgrabnie ześlizgnąłby się w objęcia Morfeusza.
    Przymknął powieki, wtulając policzek w swoją poduszkę i odgarniając z twarzy te nieznośne kosmyki, które postanowiły zacząć łaskotać go w sam czubek lekko zadartego nosa.

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  153. Nie zamierzała czekać, aby ich płomienny romans zakończył się wraz z tym dość łagodnym wyrokiem. Miała dosyć niespodzianek tej nocy, policzek nadal ją piekł i aż bała się pomyśleć, jak jej twarz teraz wygląda. Gdyby zależało jej na rozgłosie, zapewne wymyśliłaby jakąś bajeczkę o wilkołaku albo czymś podobnym, ale przecież była prefektem i szrama na twarzy na pewno nie doda jej wiarygodności.
    Z tego wszystkiego aż jej się odechciało mścić, bo zemsta zemściła się na niej. Nawet jeśli brzmiało to dość idiotycznie, to Boyle czuła się podwójnie poszkodowana — punktami i atakiem rośliny. Czym sobie zasłużyła na takiego pecha? Była przecież przykładną uczennicą!
    Ja zepsułam twoją reputację? Mam nadzieję, że żartujesz. Ktoś taki jak ty pewnie ma gdzieś punkty, nawet gdybyś stracił ich pięćdziesiąt, to nie zrobiłoby na tobie większego wrażenia, ale JA nie mogę sobie pozwolić nawet na punkt straty! Ale przecież ciebie to nie obchodzi, bo masz niezły ubaw. — Sama nie wiedziała, dlaczego tak na niego naskoczyła i skąd u niej ten napastliwy ton. Chyba wszystkie wrażenia się w niej skumulowały i w tym momencie znalazły upust, a to, że Rasac był w pobliżu, zdecydowanie działało na jego niekorzyść.
    Szła szybko, chcąc jak najprędzej znaleźć się w szkole, udać do dormitorium i zapomnieć o urokach minionej godziny.
    — Jeśli chcesz, mogę ci pomóc nadrobić zaniżone statystyki. I nie, nie chcę więcej nic z tobą planować. — Pokręciła gwałtownie głową, na wypadek gdyby jej ton nie był wystarczająco przekonujący.
    Szkoda, że Mikael był zabawny, bo inaczej dodałaby jeszcze, żeby dał jej spokój.

    OdpowiedzUsuń
  154. Heaven spojrzała na niego tak, jakby troskała się wielce o jego zdrowie, szczególnie to psychicznie, ale upłynęło dobre kilka długich sekund, zanim zdecydowała się odezwać.
    - Jesteś niepoważny. – mruknęła potępiająco, kręcąc przy tym głową, jakby sama nie do końca wierzyła w to, co przed chwilą usłyszała – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale przez parę minut usiłowałam ci wyjaśnić, co powinieneś zrobić, by w ogóle móc liczyć na to, czego ode mnie oczekujesz – miała na myśli, rzecz jasna, jej wspaniałe, obszerne i przebogate notatki z zakresu historii magii – ale najwyraźniej nic do ciebie nie dotarło.
    Po tych słowach wspięła się na sam szczyt schodów nie odwracając się w jego stronę ani razu. Pokonując kolejne rozklekotane stopnie znów dała się pochłonąć rozważaniom na temat nieskończonej ludzkiej bezczelności, a kiedy miała już skręcić w korytarz prowadzący na skróty do Wieży Kruponów, westchnęła ciężko pod nosem i odwróciła się na pięcie wychylając się przez drewnianą poręcz.
    - No dobra. Po kolacji w bibliotece. – rzuciła tonem wskazującym, że czyni mu właśnie wielką łaskę – Ale nic za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  155. [Ano dzień dobry. :) Nie chciałam do Gryffindoru, ale mnie wepchnęli, to co poradzę, rozmnożyło się Gryfków coś dużo.]

    Starla

    OdpowiedzUsuń
  156. [Witam się również bardzo serdecznie :D]
    Rosemary

    OdpowiedzUsuń
  157. [ A tak jakoś wpadł w ręce, więc użyłam, aby zaszpanować :D
    Cześć! ]
    Suzanne C.

    OdpowiedzUsuń
  158. [A dzień dobry :3 Skoro mamy dwóch Gryfonów, to może jakiś wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  159. [O matko, pokłady moich pomysłów zaskakująco szybko się wyczerpały. Powiedzmy tak: od początku ich znajomości w Hogwarcie jakoś nie przypadli sobie do gustu, jednak ostatnio wspólnymi siłami zamienili jednego ze Ślizgońskich osiłków w coś ślimakopodobnego, więc wzajemna niechęć jakoś się ulotniła. Teraz jednak owy osiłek i jego banda szykują na nich zamach, więc przydałoby się zjednoczyć jakoś siły.

    Boże, jestem straszna w wymyślaniu wątków :x]

    OdpowiedzUsuń
  160. Porośnięta mchem, wilgotna ziemia nadal wydawała się prawdziwym błogosławieństwem dla obolałego, próbującego odtworzyć przerażające luki w pamięci, Drew, jednak szczera panika w głosie Mikaela zmusiła go do stopniowego spionizowania swojej pozycji.
    - Bingo? - zapytał zdezorientowany, próbując ulżyć sobie w cierpienie prowizorycznym masażem skroni, który dał tyle, że po chwili, oprócz pękającej głowy, bolała go również dłoń. - Masz na myśli kosmitów czy zniknięcie obozu?
    Obrzucenie spojrzeniem najbliższego terenu, któremu do zyskania miana praworządnej dziczy brakowało jedynie Tarzana z liściastą przepaską na biodrach, w zupełności wystarczyło Drew za odpowiedź. Jednak Mikael również nie omieszkał jej udzielić, jakby udramatyzowane westchnięcia i robienie z siebie jeszcze większej ofiary niż się w rzeczywistości jest, mogło wpędzić Okrutny Los w poczucie winy i skłonić go do wspaniałomyślnego przywrócenia obozu oraz rezygnacji z przedniej zabawy przy kabarecie pt. Burrymore i Rasac na tropie niczego.
    Wzmianka o braku różdżki gwałtownie uświadomiła Drew rosnąca powagę sytuacji, gdyż ze strzępków wspomnień dnia wczorajszego, które akurat posiadał, jasno wynikało, że swoją zostawił w kieszeni plecaka. Plecaka, który najprawdopodobniej został w którymś z namiotów. W którym dokładnie, nie miało już większego znaczenia, bo przecież pod ziemię bezwyjątkowo zapadły się absolutnie wszystkie.
    - Drew. Powiedz, że masz chociaż papierosy. - Krukon z rozlatanym spojrzeniem mówiącym „zabierzcie mnie stąd”, rejestrował, jak Raasac, pociągając nosem, pada na kolana. Przez chwile poważnie rozważał możliwość ucieczki od tego niezrównoważonego psychicznie oszołoma, jednak ostatecznie stwierdził, że w razie ataku dzikich zwierząt lepiej mieć kogo rzucić im na pożarcie.
    - Pamięć aktualnie nieco mi szwankuje, ale z tego, co sobie przypominam, nie palę, więc na zbłakaną w mojej kieszeni paczkę papierosów raczej nie masz co liczyć. Twoje płuca mi za to kiedyś podziękują. - Dla uwiarygodnienia swoich słów (tudzież ustalenia, czy pamięć rzeczywiście w tym wypadku go nie zawodzi) przetrząsnął puste kieszenie spodni. W międzyczasie z jego równie pustego brzucha dobiegło natarczywe burczenie. - Za to mój żołądek byłby ci niebywale wdzięczny, gdybyś szczęśliwie miał przy sobie coś do żarcia - zakomunikował, obrzucając klęczącego Mikaela długim spojrzeniem balansującym gdzieś na granicy nadziei i kompletnego zażenowania.
    Albo gdybyś potrafił odnaleźć drogę do obozu, zamierzał dodać, jednak po chwili namysłu doszedł do wniosku, że nie ma co marnować cennej energii na strzępienie sobie języka przy artykułowaniu tak absurdalnych i bezsensownych niedorzeczności.
    Gdzie, do cholery, to wszystko się podziało?!

    OdpowiedzUsuń
  161. [Na tej nowej foci Miki taki badboi :D]

    Przez przeszło sześć lat nauki zdążyła dogłębnie poznać całe zamkowe lochy i nie tylko, ale nie znała każdego zakamarka szkoły na tyle dobrze, żeby w egipskich ciemnościach nie potknąć się o zbroję, albo nie zdziwić się, kiedy ją Mikael wciągał do jakiejś klasy, czy też schowka. Jej nocne kursy odbywały się na trasie dormitorium — kuchnia, od incydentu na Wieży Astronomicznej trzymała się z daleka od wyższych pięter, przynajmniej dopóki noc nie ustępowała miejsca na niebie dniu. Tamte jej wycieczka, kiedy wszystkimi swoimi siłami próbowała znaleźć ślady ducha Drakuli, była także sprawdzianem jej znajomości hogwarckich korytarzy. Okazywało się jednak, że choćby Kris powtarzała klasę dwadzieścia razy, za pewne nie poznałaby wszystkich ich sekretów.
    — Co to jest "rak płuc"? — zainteresowała się. Nigdy wcześniej nie miała okazji słuchać o szkodliwych wpływach mugolskich papierosów na ludzi, w końcu były to niemagiczne przedmioty, do których właściwie nie miała dostępu. Pomyślała, że ten "rak" to bezkręgowiec, który rośnie w ludzkich płucach, determinowany właściwościami tytoniu. Pociągnęła z butli łyk zimnego mleka, od którego zabolały ją tylne zęby. Znowu posłuchała Gryfona, biorąc od niego fajkę. Poszła za jego przykładem, odpalając papierosa od różdżki. Na tym kończyły się u niej zdolności rasowego palacza. Zaciągnęła się mocno, aż zakręciło jej się w głowie. Po chwili wykaszlała gryzący dym.
    Dotarła do niej abstrakcja całej tej chwili. Stali w jakiejś starej klasie, w której z jakichś powodów od dawna nikt nie prowadził lekcji; oboje zarywali nockę, paląc (Kris próbując palić) papierosy i pijąc schłodzone mleko o smaku słodkim jak karmel. W pomieszczeniu, w którym się znajdowali, z pewnością było wiele ciekawych rzeczy, aczkolwiek w półmroku rysowały się tylko ich niewyraźne, tajemnicze kształty, po których nie można było odgadnąć ich przeznaczenia. Najważniejszym punktem każdej sali lekcyjnej było biurko, którego, o dziwo, brakowało tam, a przynajmniej na pewno nie stało tam, gdzie zwykle stawia się nauczycielskie siedzenia. Okno ewidentnie było zaczarowane, w końcu kuchnia, z której przyszli i lochy w ogóle, znajdowały się na poziomie jeziora, a na dwójkę nieśpiących uczniów padało niebieskawe światło księżyca. Ale wcale nie romantyczne, tylko niepokojące, jakby wskazywało zbrodnię. Aaa, wyrzucą ich za palenie papierosów i zostaną pożarci przez własną hodowlę raków!!!

    Kris

    OdpowiedzUsuń
  162. [Za Gryfona-kujona to Ci mogę najwyżej zafundować śliwkę. Pod okiem. Dobra, żartuje, za Cie lubie, żeby bić :c]

    - Nikt tego nie rozróżni, ponieważ twoje pismo wygląda jak krzywy szlaczek i kilka kresek i kropek, a moje przypomina chociaż litery - mruknął. Westchnął odkładając pióro i spoglądając na pergamin. Jeszcze tyle pracy, a jemu już się nie chce. - Zrobisz mi herbatkę? - zapytał Mikaela, uśmiechając się najładniej jak potrafił i wpatrując się w niego swoimi kolorowymi ślepkami. - Proooszęę?

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  163. niezalogowany choleryk-amator13 sierpnia 2014 00:45

    Kyllen zignorował swojego kuzyna, pozorując sen. Oddychał równomiernie, spokojnie aż w końcu jego drobne kłamstwo stało się rzeczywistością. Nie śnił. Miał spokojną noc, której nie przepełniały różnorakie koszmary lub tragiczne obrazy, choć jak zwykle jego sen był płytki.
    Obudziły go promienie słońca, które stopniowo zaczynały ogrzewać jego sylwetkę, a nawet starały się wedrzeć pod zaciśnięte powieki. Drugim czynnikiem, który wyrwał go ze snu był ruch. I ruch ten był nie byle jaki, bo miał swoje miejsce bardzo blisko niego. Postanowił więc otworzyć oczy i pierwszym, co go przywitało była twarz Mikaela. Twarz jego znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko, nie należało już więc nawet wspominać o ich kończynach, które w nocy musiały się ze sobą wymieszać i stworzyć pozornie nierozerwalne sploty.
    Zdawał sobie sprawę, że swoim szarpaniem obudzi swojego krewniaka, ale nie mógł też znieść ewentualności, że w stanie nieświadomości pozwolił się tak dosadnie przyszpilić. Starał się wywinąć więc łagodnie i usilnie próbował nie wbić przy tym swojego kolana w którąś z wrażliwszych części ciała drugiego Rasaca. Sztuka ta nie była łatwa, a sen kuzyna okazywał się ciężki.
    Spojrzał na niego z wyrzutem i niemalże prychnął z oburzeniem.
    – Obudź się – zażądał, jakoby wszystko było winą Mikaela.

    OdpowiedzUsuń
  164. [Nie ma n i c gorszego, niż pisanie po urlopie. Wybacz mi to coś.]

    Mikael zdawał się w ogóle nie dostrzegać Bastiana, już nie wspominając o jakimkolwiek przejawie ulgi na jego widok – żyjącego i ponadto chyba w jednym kawałku; zamiast tego, wciąż narzucał na swoją twarz kolejne maski, prezentując dosłownie każdy możliwy rodzaj wykrzywienia. Kilka chwil zajęło Kruponowi mu rozpracowanie genezy tego iście szatańskiego bólu, na którego odpowiedź mogła być tylko jedna – kacor. Wciąż bardzo otępiały Loczek pod swą własną kopułą rejestrował tylko pojedyncze ukłucia, do których był już i tak przyzwyczajony – traktował je jako nieodłączny element swojego jestestwa pojawiający się po każdej imprezie, ale absolutnie nie przeszkadzający w tym, by urządzać koleje, ba, będący wręcz podstawą do tego, by zapić klina klinem. Widocznie Rasac przecenił swoje i nie docenił jednocześnie bastusiowych możliwości, bowiem jego definicja kaca była odmienna i definitywnie bardziej bolesna. White poczuł się, jakby jakiś leciutki powiew świeżego powietrza przegnał trochę mgiełki, w którą osnuty był jego umysł i pozwolił mu zajrzeć we wspomnienia, na sam początek tego fatalnego ciągu przyczynowo-skutkowego, gdzie wszystko zaczęło się od alkoholu i jedyną osłodą w tym gorzkim nektarze był fakt, że White ma mocniejszą głowę. Punkt dla ciebie Bastusiu!
    Jednakże jakakolwiek próba wyrażenia radości z tego faktu kończyła się fiaskiem – zesztywniałe, przygniecione toną pierzyny ciało nie reagowało na żadne impulsy, które Bastian myślał, że wysyłał. W jego zasięgu były tylko ręce, którymi zatkał uszy, mając dość zawodzenia Rasac, którego żądania kartki papieru, by mógł wyrazić swą ostatnią wolę spływały po Pomfrey jak po kaczce. Dopiero później, kiedy kobieta przetransportowała swój gruby niczym szafa zad na drugi koniec pomieszczenia, Gryfon odwrócił się do wyjątkowo cichutkiego i spokojnego Bastusia.
    - Nawet piekło przyjęłoby nas z większym szacunkiem – sapnął, a do krukońskich uszu dobiegło wołanie pielęgniarki:
    - A propos piekła, poczekajcie aż eliksir zacznie działać!
    Po tych słowach w sali zapadła grobowa cisza, której towarzyszyło jedynie przetrawianie wypowiedzianych wcześniej słów z szybkością na jaką pozwalały ich malutkie móżdżki w egzystencjalnej wymianie zdań.
    - Tak, Bastusiu, rozgrzej trybiki, co podawano ci, kiedy byłeś połamany ten milionowy raz po entym meczu? - Jak na zawołanie usłyszał gdzieś z tyłu głowy przytłumiony głosik.
    - Jestem połamany?!
    - Wooohooo, zwolnij, Szerloku, niby dlaczego nie jesteś w stanie się poruszać? Przypomnij sobie smak eliksiru, uświadom jakim jesteś debilem, zaciśnij zęby i przetrwaj katusze związane ze zrastaniem porachowanych kości! Tylko nie mdlej, błagam, to takie niemęskie!

    - Mikaelu – odezwał się w końcu pobladły z przerażenia White ochrypłym głosem, przerywając ciszę w skrzydle szpitalnym. – Powiem to tylko raz, bo nie zostało nam zbyt wiele czasu. Bądź mężczyzną, nie jęcz głośno, a jeśli nie uda mi się przeżyć następnych godzin, możesz wziąć moją miotłę. Coś, chociaż nie wiem co, mówi mi, że na swojej już daleko nie polecisz. Odwagi, Mikaelu.

    Bastiiiiiiii

    OdpowiedzUsuń
  165. James Potter nie był popapranym maniakiem, zakochanym w swojej miotle, nie zdolnym do niczego innego niż tylko latania jak powalony po cholernym boisku do głupiego quidditcha, jak twierdziła reszta jego drużyny. James Potter był profesjonalistą który rozwijał swój talent poprzez długie i intensywne ćwiczenia, dążąc do perfekcji. Tego samego wymagał od swoich współzawodników bo wiedział, ze ich na to stać.
    I tak jak większość członków zespołu psioczyła na niego pod nosem, jednak zjawiała się na treningi o wyznaczonej porze, tak Mikael Rasac zdawał się zupełnie nic z tego nie robić. Spóźniał się notorycznie i podrywał dziewczęta, siedzące na trybunach, zamiast skupić się na tym, by po raz kolejny z rzędu wygrać puchar.
    Tamtego popołudnia nie było inaczej.
    Wszyscy zawodnicy oprócz rzeczonego Rasaca dawno już byli w powietrzu, ćwicząc nową taktykę, którą James nazwał roboczo "Slizgoni to głupie mendy, skopiemy im tyłki z przytupem" po którejś z kolei kłótni z kapitanem Slytherinu o godziny spędzane na boisku.
    Piętnaście minut po czasie Potter zauważył, jak ktoś biegnie na złamanie karku w dół zbocza, ewidentnie kierując się w ich stronę. Nie musiał nawet przyglądać się, kto to taki.
    - Raaaaasaaaaaaac! - wrzasnął z furią. - Jak za trzydzieści sekund nie będziesz na miotle to cię nią przechrzczę tak, że cię rodzona matka nie pozna!

    [ Wybacz, że tak długo to trwało.]

    James

    OdpowiedzUsuń
  166. To, że opiekunka Gryffindoru nie oferowała Jo niczego w zamian było tak pewnej ak dwa plus dwa równa się cztery. Ale Hawkins nie przyszła o tym rozmawiać z Mikaelem, więc puściła jego złośliwą uwagę mimo uszu. Jak zresztą wszystkie przytyki kierowane w jej stronę, a z pewnością zdecydowaną większość, bo w innym wypadku musiałaby ogłuchnąć na całą ich konwersację. Ale z drugiej strony sama też nie była ucieleśnieniem dobra i z chęcią zmusiłaby Rasaca do zrobienia czegoś, po czym jego reputacja pluskałaby się w wannie pełnej gumochłonów [toto się trzyma w wannie? XD], a on musiałby błagać ją o pomoc w nauczeniu się najdrobniejszej formułki.
    - Naprawdę? – Uniosła do góry brwi w niemym rozbawieniu. – Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, zwłaszcza po tym, jak co jakiś czas widzę cię zakładającego się z kolegami. Czy oni używają na tobie jakichś Zaklęć Niewybaczalnych, że tak łatwo dajesz się im zmanipulować? A może chodzi o jakieś groźby? Dziękuję, wystarczy.
    Każdy miły gest ze strony Michałka był dla niej dzisiaj wyjątkowo prześmiewczy. Normalnie byłoby jej miło, że jej przyszły uczeń zachowuje się w stosunku do niej tak uprzejmie, ale, na Merlina, to był Rasac, a samo to nazwisko mówiło więcej niż tysiąc słów [powinien się w takim razie nazywać Rafaello, haha].
    - Moje możliwości z pewnością są zdecydowanie bardziej dalekosiężne niż twoje i uwierz, że nie chciałbyś poddawać ich próbie – odpowiedziała z nutką krukońskiej dumy w głosie. W rozmowie z tym Gryfonem trzeba było zgrywać pewnego siebie. Inaczej sprowadziłby cię do swojego niskiego poziomu intelektualnego i zmiażdżył doświadczeniem, ale to nadal pozostawał temat na osobny esej.
    - Nie zapominaj, że pierwszą lekcję mamy razem – przypomniała pomiędzy kęsami grzanki. – Mam zamiar przypilnować, że nie spóźnisz się na test z OPCM-u oraz, że wczorajszy wieczór poświęciłeś na coś więcej niż randkowanie z ognistą. Uprzedzając kolejne pytanie: tak, czuć od ciebie jej zapach.
    Wpatrywała się w niego badawczo, licząc, że jakiś mięsień na jego twarzy swoim drganiem sprawi, że zdoła coś z niej odczytać. I choć nadzieja matką głupich, to Jo miała nadzieję, że Rasac choć raz w życiu podejdzie do czegoś poważnie. A jeśli nie miał takiego zamiaru, to ona miała w zanadrzu wiele sposobów, przy których użyciu mogła mu delikatnie wyperswadować co znaczy nie zaliczyć egzaminów.

    [A co, niezadowolona jesteś, że razem spędzą tyle czasu? Haha^^]
    Józka

    OdpowiedzUsuń
  167. [Czeeść.
    Bym chciała powątkować, ale jestem beznadziejna w wymyślaniu powiązań czy okoliczności. Także ten, no, proszę o pomoc. :<]

    Wilette

    OdpowiedzUsuń
  168. [Jak dla mnie, to ona nawet na dobre nie zdążyła odejść. :D Kontynuujemy wątek, wymyślamy nowy czy masz dość mojego spóźnialstwa? ;<]

    OdpowiedzUsuń
  169. Po paru godzinach, które spędziła na dokańczaniu eseju dla profesor McGonagall doszła do wniosku, że chyba coś się niedobrego z nią dzieje. Zegar wybił właśnie siódmą wieczorem, co oznaczało, ze w Wielkiej Sali już rozpoczęła się kolacja. Heaven zakręciła szybko kałamarz i wrzuciła go do torby, w której spoczywał już gruby plik pergaminów zapisanych szczegółowymi notatkami z historii magii i wyszła z Pokoju Wspólnego Krukonów wciąż zastanawiając się, dlaczego się na to zgodziła.
    Pięć minut później siedziała już na swoim zwykłym miejscu i zajadała się zapiekanką z kalafiora zbyt pochłonięta jedzeniem, by zwracać uwagę na to, czy Mikael jest na kolacji, czy może już wyszedł i czeka na nią parę pięter wyżej. W końcu, kiedy już się dobrze najadła (tu warto dodać, że Heaven usprawiedliwiała swoje obżarstwo pracą intelektualną, która, jak każdy wie pochłaniała o wiele więcej energii, niż wysiłek fizyczny) poprawiła torbę na ramieniu i czując błogą sytość ruszyła w stronę wyjścia.
    Dochodziło pół do ósmej, kiedy nareszcie pojawiła się w bibliotece i rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu chłopaka. Spostrzegła go w kącie pomieszczenia: machał do niej tak, że wielu uczniów uniosło głowy (mimo, że czynił to zupełnie bezgłośnie) i popatrzyło na Langdon z minami, które aż nazbyt jasno wskazywały, co myślą o takim spotkaniu.
    Heaven wywróciła teatralnie oczyma opadając na krzesło i wyjęła z torby pergaminu na lekko zakurzony blat stolika.
    - Przyniosłam. – rzuciła krótko.

    OdpowiedzUsuń
  170. wściekły Carlos23 sierpnia 2014 15:06

    [ Dopiero teraz odkryłem, że jestem u Ciebie w karcie! A teraz możesz faworyzować tylko mój wątek (jak go wymyślisz :*) ]

    OdpowiedzUsuń
  171. [A ja chcę wątek z Mikusiem! Nie mam teraz za bardzo pomysłu, ale jak wpadniemy na siebie na gg to wszystko obgadamy, coby nie spamować. :D]

    OdpowiedzUsuń
  172. [Dziękuję i również witam. :)
    Postać bardzo mi się podoba, niesamowicie pozytywna. Tylko link do "Kocura" nie działa. :c]

    Sybilla

    OdpowiedzUsuń
  173. [A dzień dobry, dzień dobry. Postać w sumie nie jest nowa, bo Serge oryginalnie pochodzi z innego hogwartu, ale tam nie miał szansy się rozwinąć - usunięto :< Niemniej dziękuję za powitanie i fajnie, że mimo wszystko ktoś pamięta Shurę albo chociaż mnie :D
    Swoją drogą przez Twoją kartę zaczęłam intensywnie myśleć o czekającym mnie rozszerzeniu od września. Zły człowieku, nieładnie tak wspominać o grupach krwi, bo się biologicznie robi!]

    S. Chevalier, Hufflepuff

    OdpowiedzUsuń
  174. [Dziękuję za powitanie. :3 W razie pomysłu zapraszam na wątek.]

    Chiara

    OdpowiedzUsuń