Whoever that is...
Mary MacDonald
VII rok | Gryffindor
Bądź
Urodziła się w zwykłym londyńskim szpitalu w zwykłe, choć nadzwyczaj ciepłe, kwietniowe popołudnie. Dom na obrzeżach miasta, w którym przyszło jej mieszkać przez całe swoje życie, był zwykłym budynkiem, powstałym na krótko przed jej narodzinami, należącym do zwykłej kochającej się rodziny. Tyle że każda rodzina posiada sekrety, sekrety sprawiające niekiedy, że przestaje być sobie po prostu „zwykłą” rodziną. Elisabeth MacDonald, kobieta o dziwnym zamiłowaniu do mioteł i grubych, zakurzonych książek jakoś nie była nigdy chętna do pogawędek z mężem, Williamem, na temat swojej przeszłości, sięgającej dalej niż pierwszy rok studiów medycznych. Wszystko się zmieniło, gdy nagle, pewnego kwietniowego poranka, do kuchennego okna państwa MacDonald zapukała sowa z listem, zaadresowanym do ich, jedenastoletniej wówczas, córki Mary. Dziewczynka dostała się do szkoły magii! A to ci heca. Tylko skąd ona, do licha ciężkiego, magiczna?
Szczęśliwa jak nigdy w życiu, obładowana nowymi książkami i kompletem szat, w które matka zawinęła jej teleskop, z różdżką w zbielałej piąstce, pojechała do Hogwartu, miejsca, gdzie wszystko było nowe, obce dla niziutkiej jedenastolatki, czarownicy od niespełna dwudziestu minut. I mimo że od tamtego momentu minęło kilka długich, obfitych w nowe wydarzenia lat, jej nadal trudno jest się przyzwyczaić. Mary MacDonald czas od zawsze przelatywał przez palce szybko niczym piasek.
Żyj
Ta dziewczyna to uwarzony w pośpiechu eliksir wielosokowy, któremu brak chyba kilku much siatkoskrzydłych i paru gram sproszkowanego rogu dwurożca. Jest jednocześnie skromna, odrobinę skryta i cholernie pewna swego. Delikatna jak róża przy czym uparta niczym osioł. Zdeterminowana, by osiągnąć cel, momentami zbyt ambitna prawie-romantyczka, mocno stąpająca po ziemi. Ździebko zgryźliwa, niezwykle dobrze wychowana młoda dama. Czasami powinna mocno ugryźć się w język, gdyż przemądrzałość ma we krwi, tyle że ona się tak z troski wymądrza, bo to bardzo uczynna panna o wielkim sercu, która nie może patrzeć, jak ktoś z głupoty własnej robi sobie krzywdę, w każdym tego słowa znaczeniu. Kameleon prawdziwy. Ale czy to dziwne? W dzisiejszych czasach trudno jest podjąć jakąkolwiek decyzję, trzeba być elastycznym, mobilnym, jak to mówią.
Gra na pianinie, a kiedyś, dawno temu, chciała zostać gimnastyczką artystyczną. Wielka szkoda, że rodzice zapisali ją na balet. Filigranowa blondyneczka – idealna do wywijania piruetów. Tyle że ona nienawidzi, jak ktoś narzuca jej swoją wolę, robi się wtedy niezwykle nieprzyjemna. Łatwo więc domyślić się, że kariera baletnicy zakończyła się fiaskiem. Tak samo było z grą w quidditcha.
To nie typ kujonki, buntowniczki czy słodkiej dziewczynki. Właściwie, to nie jest żaden typ. Może Mary to po prostu nudziara, zwykła dziewczyna, spacerująca sobie po zamku z małym cynowym kociołkiem pod pachą, przysiadająca na co drugim parapecie, by pomyśleć chwilę, warząca przynajmniej dziesięć eliksirów w tygodniu maniaczka? Chociaż maniaczka i zwykła dziewczyna raczej nie idą w parze... To może lepiej samemu się przekonać? Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Tylko że problem tkwi w tym, że ją czasem naprawdę ciężko w tym wielkim zamku znaleźć.
Oddychaj
Kociołek, różdżka za paskiem, przydługie blond włosy i przenikliwe spojrzenie. Pierścionek na srebrnym łańcuszku, popękane usta i drobne ręce. Zbyt dużo myśli, za mało snu. Dzień za dniem, oddech za oddechem.
Veritaserum | Kamień księżycowy | Amortencja
[ Wizerunek: Teresa Palmer (z we<3it)
Cytat na początku: Bob Marley
nr gg: 18696006
Kocham wszelkiego rodzaju wątki.
Veritaserum - informacje standardowe
Amortencja - powiązania
Kamień księżycowy - notki fabularne
Ostatnio aktualizowane: 18.07.2014
Razem z Mary po raz pierwszy ukazałyśmy się w sierpniu 2012 na drugiej odsłonie bloga Czas Hogwartu.]
[To ja witam jako pierwsza, bo chyba najbardziej na wątek oczekuję ;> ]
OdpowiedzUsuń[Marynia <3 Stęskniłam się! Wącimy obowiązkowo, ale chyba raczej zaczynamy nowy wątek :P]
OdpowiedzUsuń[To może wymyślimy coś nowego? :D]
OdpowiedzUsuńIan
[z pomysłów to jedynie propozycja, żeby spotkać ich gdzieś w Londynie np w połowie sierpnia w czasie wakacji, resztę trzeba dopracować :)]
OdpowiedzUsuńIan
[Ja na to super, zapraszam, bo miałam przyjść sama, ale mnie wyprzedziłaś. :D Czeka nas chyba jednak burza mózgów, bo temperatura wyparowała ze mnie wszelkie pokłady kreatywności!]
OdpowiedzUsuńSid
[I znów - heeeej, miło, że wróciłaś :3]
OdpowiedzUsuńRoy/Hawkins
[ Ja się ładnie przywitam i o wątek spytam. Jeśli by panienka wykazała chęć :3]
OdpowiedzUsuńJack Bizarre
[Czeeeeść! Ależ się cieszę, że wróciłaś zarówno z Jimem, jak i Mary :D
OdpowiedzUsuńWybacz, że piszę tylko tu, ale nie chce ci spamować pod dwiema kartami ^^]
Mikael
[ Pomysł... Najtrudniejsza część watkowania xD
OdpowiedzUsuńTak myślę.
Mary mogłaby stosunkowo późno wracać do dormitorium, a tu niespodzianka - Ślizgon rozmawiający z portretem grubej damy.
Lub jakiś wredny uczniak by ją zaczepiał czy dręczył, a Jack wkroczyłby w jej życie w roli Ślizgona bohatera i stanął w jej obronie.
Ach! Tak jeszcze sobie myślałam, że po wakacjach mogliby zostać sąsiadami. Widziałam w Dyrekcji że wysyłać Mary do Hogsmeade i robisz z niej korepetytorkę, a ja też z Jackiem zrobię podobnie, więc to taka moja dodatkowa propozycja, że jakby się dogadywali to mogliby zostać sąsiadami xD ]
Jack
[ja raczej też nic sensownego nie wymyślę ;< chyba, żeby przenieść wątek już do września, i skoro Mary będzie mieszkała w Hogsmeade to mogliby tam w jakiejś bliżej nie określonej i dziwnej sytuacji na siebie wpaść. Może uda Ci się coś do tego dodać:3]
OdpowiedzUsuńIan
[O jesu, przeczytałam wędkujemy! Ale możemy robić jednocześnie to i to, chyba, w każdym bądź razie chętnie! A można wyżebrać pomysł? :D
OdpowiedzUsuńA Mary to pewnie byłoby do twarzy z delikatnym rumieńcem! XD ]
Mikael
[ Myślę, że tak będzie fajnie :D
OdpowiedzUsuńI dobrze, o sąsiedztwie porozmawiamy po wakacjach xD ]
Jack
[Podejrzewam, że łatwiej byłoby coś sklecić z Jimem, ale wątkiem z Mary nie pogardzę :D Nie lubię podejmować trudnych wyborów, więc tobie pozostawiam ten dylemat, ot co! XD]
OdpowiedzUsuńMikael
[ Jakbyś mogła x3 Wiem, że jestem okrutna. Przepraszam xD]
OdpowiedzUsuńJack
[Jaka piękna Mary. A u James'a przewspaniały Aaron i świetna karta, ale ograniczę się do napisania jednego komentarza, bo gdybym miała wypisywać superlatywy obu postaci zajęłoby mi to o wiele więcej niż to przewidziałam. Do rzeczy. :D
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, czy dostałam odpis czy też ja miałam odpisywać, ale coś mi się wydaję, że chyba miałyśmy wszystko zacząć od początku i na mnie spadł karb ponownego wymyślenia. Czyli innymi słowy zaczynamy od zera? O boru, chyba czas się wybrać po jakieś leki na sklerozę XD ]
Bendżi
[Mój spryt jest tak sprytny, że aż mało sprytny XD Co do relacji. Nie mam bladego pojęcia jakie mógłby mieć z Marysienką, zaś z Jimem byłby na prawie wojennej ścieżce, bo, no cóż, Mikuś podchodzi do treningów z przymrużaniem oka, spóźnia się, stosuje uniki taktyczne, wymiguje się szlabanami, albo udaje, że coś robi, ble ble. Chociaż mogę tylko zgadywać jaki jest angaż Pottera w stosunku do qudditcha, ale coś na wzór niepoprawnej większej/mniejszej świętości styknie, nie? :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[Dzień dobry. :) Przybywam tu podziękować za powitanie i wyrazić chęć na wątek z Mary. Btw śliczne zdjęcie. <3 Tak czy siak, mam propozycję dla Ciebie. ;> Otóż proponuję Ci olać nieskończenie długie kminienie nad powiązaniem. Piszmy po prostu, niech coś nam się w wątkach rozwinie. Niechaj się z widzenia kojarzą, bo skoro są na tym samym roku, to pewnie uczęszczają razem na jakieś przedmioty.
OdpowiedzUsuńZacznę nawet z chęcią, ohoho. :D
No, chciałoby się rzec: spontan na grupowcu jak za starych dobrych czasów. Tylko co Ty na to? ^^']
[Dokładnie, takie trochę zabijanie kreatywności, bo trzeba się potem do wymyślonego schematu dopasować, a przecież to się może w wątku dość dynamicznie zmienić.
OdpowiedzUsuńHuhuhu, co za rozkminy. :D Okej, to zaczynam.]
Nie można było powiedzieć, że wczesnym rankiem zamkowe korytarze tętniły życiem. Było przyjemnie cicho. Nikt nie darł mordy, nikt nie próbowała 'uszczęśliwiać' innych jakimiś psikusami, po prostu idylla jak z pocztówki. Dennis, spacerując po szkole, nadziwić się nie mógł, że taka sytuacja w Hogwarcie ma w ogóle rację bytu.
Lynch zakończył swoją wędrówkę w Wielkiej Sali, gdzie jak się okazało znajdowały się pojedyncze jednostki z poszczególnych domów. Puchon obdarzył kilka osób znudzonym spojrzeniem, komuś nawet skinął głową na powitanie. Nie był przecież jakimś zdziwaczałym odludkiem, miał... może nie przyjaciół, ale znajomych, z którymi, jeśli mu się zachciało, spędzał czas.
Usiadł przy krańcu puchońskiego stołu i nabrał sobie na talerz górę naleśników z twarogiem i najznamienitszą polewą czekoladową. Oczy mu się zaświeciły po pierwszym kęsie, po którym niemal natychmiast nastąpił drugi i trzeci, przez co po chwili Dennis z napchanymi policzkami przypominał nieco chomika. Z trudem przełknął i popił wszystko sokiem z dyni.
Przez salę niósł się cichy szmer rozmów prowadzonych to tu, to tam. Lynch rozejrzał się powolutku, pragnąc odnaleźć coś, co rozgoniłoby czyhającą za jego plecami nudę. Uwagę młodzieńca przykuł gryfoński stół, a konkretniej jasnowłosa dziewczyna siedząca mniej więcej pośrodku. Siedziała tyłem do Dennisa, więc trudno było powiedzieć , co dokładnie robiła, niemniej jednak coś w niej musiało wzbudzić zainteresowanie w siedemnastoletnim Puchonie. Chłopak bez zastanowienia podniósł się, zabrał ze sobą swój talerz i po chwili siedział obok niej przy stole Gryffindoru. Ta mała niezgodność z ogólnie przyjętym kanonem wywołała delikatne poruszenie pośród grupki chłopców z drugiej klasy siedzących nieopodal, ale nie wyglądali na takich, którzy gotowi są wszcząć jakikolwiek bunt.
Tak czy siak, Dennis dość nieoczekiwanie dosiadł się do blondynki. Rzut oka na profil jej twarzy wystarczył, by w końcu ją rozpoznać. To była Mary, z którą Lynch miał wspólnych kilka przedmiotów. W zasadzie nie byli chyba nawet na etapie 'cześć', ale mniejsza o to.
-Mmm, wyśmienite, musisz spróbować. - Dennis wysunął w stronę dziewczyny widelec z nabitym nań kawałkiem naleśnika. Cóż, dość niecodzienny sposób na zagajenie.
[Dzień dobry jeszcze bardziej! Zwłaszcza piękną kobietę. :P ]
OdpowiedzUsuńJason
[On nie jest lovelasem! To ja mam tutaj jakieś takie skłonności. :P W końcu nawiasik kwadratowy jest. A gif mi się strasznie podoba, reszta jakoś nie pasowała tak bardzo jak ten... ]
OdpowiedzUsuńJason
[Czuj się, czuj! hue! ]
OdpowiedzUsuńJason
[To mam propozycję!
OdpowiedzUsuńWięc tak... eliksirowa maniaczka na pewno ma jakieś swoje miejsce sekretne, w którym robi eliksiry potajemnie, prawda? Bo nie wszystko można warzyć na oczach nauczycieli... Powiedzmy więc, że któregoś dnia jej miejsce zostało zajęte i teraz musi poszukać nowego. I tak mogłaby wpaść na "kryjówkę" Puchasia. Warzyłaby sobie spokojnie ten eliksir, nie mając pojęcia, że on tam się gdzieś chowa... i w pewnym momencie np. coś by jej nie wyszło, a wtedy by się ujawnił.... taki zarys mi się zbudował w głowie. :D Co Ty na to? ]
Jason
[Małe sprostowanko, Dennis jest z roku niżej, bo sobie jeden rok szkolny przebimbał z jakichś tam osobistych powodów, więc nasze postacie są w samym wieku, ale jednak w innych klasach. ;)]
OdpowiedzUsuńNie wiedząc, jakiej reakcji może się spodziewać, Dennis z zadowoleniem aż skinął głową, kiedy Gryfonka nie protestowała i skonsumowała podsunięty jej pod nos kawałek potrawy. Niemniej jednak coś na kształt oburzenia wymieszanego z niedowierzaniem wymalowało się na upstrzonej piegami twarzy Puchona, kiedy jego rozmówczyni niepochlebnie wyraziła się o prezentowanym daniu.
- No wiesz co... jak możesz obrażać tak perfekcyjną robotę skrzatów... - powiedział Dennis, kręcąc głową z dezaprobatą. Na następnych kilka chwil zamilkł, ażeby ponownie napchać sobie buzię kawałkami naleśnika. Żuł wszystko powoli, odczuwając delikatną niezręczność sytuacji, którą sam wykreował. Czasami jego samego zaskakiwały jego spontaniczne pomysły, z których potem nie potrafił w żaden cywilizowany sposób wybrnąć. Na przykład w tej chwili rozważał nawet pozostawienie panny MacDonald samej sobie bez słowa wyjaśnienia. Ostatecznie jednak Puchon doszedł do wniosku, że byłoby to chamskie, a on starał się zazwyczaj, jak mógł, by na chama nie wychodzić.
- Twój gust smakowy potrzebuje chyba jakichś nowych bodźców, skoro nie doceniasz tak wykwintnych dań... - powiedział w końcu, przerwyając natrętną ciszę. Śmiało spojrzał dziewczynie w oczy i uśmiechnął się zachęcająco. Jednocześnie w głowie toczył już głębokie analizy na temat tego, co mógłby Mary zaproponować. Bo trzeba wspomnieć o tym, że Dennis był niepoprawnym miłośnikiem jedzenia, a w szczególności słodyczy, a jego szafka nocna stanowiła swego rodzaju magazynek na smakołyki. Chłopak był przy tym chuderlawy, więc często zdarzało mu się rozkminiać, czy przypadkiem nie ma jakiegoś tasiemca...
[Uh, piszę jak zupełny nieogar, ale nie pamiętam, jak przedstawiłam to ostatnio, więc tak jakby zaczynamy od początku. Znowu.]
OdpowiedzUsuńBenjamin zachwiał się, ale w ostateczności udało się mu utrzymać równowagę, dzięki przechodzącemu akurat obok niego małemu Puchonowi, którego szaty kurczowo się uczepił. Chłopak nie miał już tyle szczęścia - przewrócił się na siedzących jeszcze przy stole Krukonów. Ben rzucił swojemu wybawcy przelotne spojrzenie, po czym całą swoją uwagę skoncentrował na powodzie swojego braku koordynacji.
Mary MacDonald.
- Nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania - powiedział powoli, otrzepując szaty z niewidzialnych pyłków. - Cześć, Mary.
Dziewczyna wyglądała zabawnie i całkiem uroczo, siedząc ze zdezorientowaną miną na zimnej posadzce. Przynajmniej zdaniem Georgijewa. Większość zebranych w Wielkiej Sali już zaczynała ciekawie im się przyglądać, więc wyciągnął w kierunku dziewczyny dłoń.
- Może stąd wyjdziemy? - zaproponował.
Nie wiedział, co nim kierowało. Zwyczajne "Przepraszam" prawdopodobnie załatwiłoby sprawę, a on mógłby wrócić do swojego utyskiwania na świat, ale Mary miała w sobie coś takiego, że nie sposób jej było ot tak zbyć.
[Okej, nigdy nie prowadziłam takiego wątku, na jaki wpadłam przy czytaniu Twojej karty, więc mam nadzieję, że Ci się spodoba. Co powiesz na to, żeby Freddie był.. byłym chłopakiem Mary? Dlatego też każde spotkanie w Klubie Ślimaka czy w pokoju wspólnym Gryfonów mogłoby być nieco krępujące. A już na pewno przypadkowe spotkanie w pewnej kawiarni w Londynie]
OdpowiedzUsuńPrzemierzał ulicę Londynu rozkoszując się jego zgiełkiem i smrodem. Wsunął dłoń do kieszeni i monety mugolskich pieniędzy zadzwoniły między jego palcami. Z delikatnym uśmiechem na twarzy sunął przez tłum w stronę swojej ulubionej kawiarni, czując jakiś zadziwiający, błogi spokój wewnątrz. Czuł się wolny, wyzwolony, pełny pozytywnych nadziei na nadchodzącą przyszłość. Wsunął się do zatłoczonego o tej porze miejsca i podążył w stronę kontuaru by zamówić zimny napój, jednak zanim tam dotarł, potrącił przypadkowo jakąś dziewczynę. Frederick Morgan, jak zawsze kiedy jest pogrążony w marzeniach, zapomina o bożym świecie. Zdziwiony rzucił się w stronę blondynki której wyleciała z dłoni torebka, a kilka książek wysunęło się z jej wnętrza. Jednak kiedy zobaczył tytuł „Transmutacja dla zaawansowanych” zastygł w bezruchu i spojrzał na twarz dziewczyny. Tylko jedna osoba na całym świecie mogła czytać to tomisko w czasie wakacji.
OdpowiedzUsuń-Mary MacDonald – wyszeptał ze zdumieniem, mimowolnie się uśmiechając. Wraz z uśmiechem na jego twarz wstąpiły różowe rumieńce, jak zawsze kiedy ją widział. Stara, szkolna miłość z którą rozstał się kilka lat temu i już w sumie nawet nie pamięta czemu. Dlaczego w całym Londynie musiała wybrać się akurat do tej knajpki dokładnie w tym samym czasie co on? Nie wierzył w przeznaczenie, ale tego nie dało się chyba inaczej wytłumaczyć. – Co ty tu, do diabła, robisz?
[Przepraszam, że krótko. Jakoś tak... W wywodach nad egzystencją i pięknem Londynu nie jestem najlepsza]
[A ja pamiętam Mary. :D I również witam. :)]
OdpowiedzUsuń[to ja się zgłaszam dopiero teraz odnośnie tego ustalonego wcześniej wątku, który oczywiście w dalszym ciągu możemy wdrożyć w życie :D]
OdpowiedzUsuńIan
Cały Zamek znał dokładnie tak samo jak zawartość własnych kieszeni, oznaczało to, ze większość nie była mu obca, ale za każdym razem mógł się zdziwić. Znał już tak wiele sekretów, a jednocześnie nie wiedział nic i to prowokowało go do rozmów z najróżniejszymi mieszkańcami szkoły. Większość była do niego pozytywnie nastawiona, bo choć zielone barwy na krawacie wywoływały naturalną niechęć, to pogodny uśmiech i roześmiane oczy równoważyły ten niepożądany efekt. Zresztą miał jeszcze w zanadrzu swoje optymistyczne nastawienie do życia i rozczulający sprzeciw co do decyzji Tiary. Łamał stereotyp o niemiłych Ślizgonach i udowadniał, że do tego Domu można trafić dzięki sprytowi i przebiegłości, a nie złemu usposobieniu.
OdpowiedzUsuńTego wieczora postanowił uciąć sobie pogadankę z jednym z obrazów, konkretnie z Grubą Dama, która znała go już bardzo dobrze i która przyjęła do wiadomości, ze nie jest taki zły. Konwersacja toczyła się w najlepsze, gdy rozmówczyni chłopaka zwróciła uwagę na dwie postaci nieopodal.
- Znam tę dziewczynę - rzekła poważnie - Przypomina gapom hasło, chyba ma kłopoty - stwierdziła.
- Rozumiem aluzję, ale i bez tego zainteresowałbym się sprawą - poinformował z uśmiechem i ruszył ku gnębionej dziewczynie.
Chłopak, który przygwoździł ją do ściany miał najwyżej piętnaście lat i mimo sporej wielkości, nie mógł równać się z Jack'iem, który oprócz tego z pewnością byl zwinniejszy i sprawniejszy od niego.
- Ej, kolego! - zaczepił go u stuknął palcem w ramię - O takiej godzinie, to już nie pora na romanse. Daj panience sie położyć.
- A ty czego się czepiasz? - odwarknął tamten.
- Raziłbym ci przemyśleć swoje zachowanie. Jestem starszy i z pewnością silniejszy, a już na pewno znam więcej zaklęć. Gdy to do ciebie dotrze, to uświadom sobie jeszcze fakt, że o tej godzinie żaden z nas nie powinien tu być.Chętnie odbębnię szlaban, jeśli i ty go zaliczysz - wyrecytował spokojnie i delikatnie odkleił ręce chłopaka od ściany, tym samym odwracając jego uwagę od dziewczyny, która teraz mogła spokojnie wyślizgnąć się z ujęć oprawcy.
- To jak? - spytał znów Jack, a widząc, że piętnastolatek sięga po różdżkę zaatakował - Petrificus totalus!
Oprawca zastygł w pół ruchu, a Ślizgon odwrócił się z uśmiechem do Gryfonki.
- Wszystko gra? - spytał.
[Nie ma sprawy, rozumiem i wybaczam ;)]
Jack
Minione wakacje podzielić można było na okres sprzed i po dokonanej zbrodni. Czynu, którego konsekwencje ciągnęły się za Ianem każdego nowego dnia sprawiając, iż powoli popadał w stan graniczący z paranoją. Perspektywa zbliżającej się kary danej mu przez Lorda Voldemorta we własnej osobie, nie pozwalała mu w miarę normalnie funkcjonować, nawet po powrocie do na pozór bezpiecznego Hogwartu. Także w znajomym ślizgońskim dormitorium nie potrafił odnaleźć choćby odrobiny spokoju, co noc budząc się poprzez nieustające senne koszmary, których finał był jeden i ten sam: oślepiający błysk zielonego światła, poprzedzony cynicznym śmiechem triumfatora. Dzisiejsza wrześniowa noc zakończyła się dokładnie identycznym scenariuszem w postaci wyjątkowo realistycznego snu, który w każdej chwili mógł się ziścić. Ślizgon po nowej dawce szoku zaczynał tracić rozeznanie, a otaczająca go rzeczywistość zacierała się poprzez widziane w głowie obrazy. Nie miał pojęcia czy to jedynie jego psychika podsyła mu te mrożące krew w żyłach sceny, czy może to coś diametralnie odmiennego... Może to coś w rodzaju przestrogi, wizji lub zwykłej intuicji podpowiadającej, aby natychmiast się stąd ewakuować i nie dopuścić tym samym do ziszczenia się najgorszego z koszmarów.
OdpowiedzUsuńPo upływie godziny kroczył już po ciemnych alejkach wioski, sądząc, iż tylko tam nie dopadną go rządni zemsty Śmierciożercy. Bez namysły spacerował po pustych ulicach zatłoczonego zazwyczaj Hogsmeade, co chwila nerwowo oglądając się na boki i z nieustającym strachem wymalowanym na twarzy spoglądając na mijających go mieszkańców. Wzdrygał się usłyszawszy najmniejszy trzask łamanych gałęzi czy szumu wiatru, w międzyczasie ściskając trzymaną w dłoni różdżkę. Nie działo się jednak nic godnego uwagi, co zważywszy na późną nocną porę było całkowicie wytłumaczalne. Nie działo się nic aż do czasu, kiedy to na wpół świadomie usłyszał swoje własne imię, wypowiadane znajomym, choć dawno nie słyszalnym głosem. — Mary? — odpowiedział, przypominając sobie o rok starszej Gryfonce, poznanej w nieco dziwnych okolicznościach, gdy to oboje padli ofiarą tajemniczej rośliny. Patrzył na nią szeroko otwartymi ze strachu oczami, jakby w każdej chwili spodziewał się ataku Śmierciożercy, zakamuflowanego pod postacią niewinne wyglądającej dziewczyny o długich blond włosach. — Co ty tutaj robisz? — zapytał, odsuwając się o kilka kroków i tym samym oddzielając ich lekkim dystansem.
Ian
[Był, był. Wyczarowywanie patronusa, motyle i takie tam. :D]
OdpowiedzUsuń[*w innym wątku lada chwila wyjdzie, że Ian straci rękę - tę z Mroczny Znakiem, a że nasza akcja dzieje się we wrześniu to musiałam o to zahaczyć]
OdpowiedzUsuńPrzez kilka długich chwil wpatrywał się w milczeniu w mówiącą do niego dziewczynę, nie odzywając się jednak ani słowem. Wiedział już, że te wszystkie podsuwane mu przez umysł obrazy były tylko i wyłącznie wytworem własnej wyobraźni, dzięki czemu w końcu mógł odetchnąć z ulgą i spojrzeć na Mary z nieco innej, normalniejszej perspektywy. Ślizgon w każdej minucie swojego aktualnego życia odczuwał względem samego siebie nieopisany żal, którego mimo chęci nie potrafił się wyzbyć. Zdawał sobie sprawę z faktu, iż po ostatnich wydarzeniach już nigdy więcej nie spotka na swojej drodze którekolwiek ze znajomych mu Śmierciożerców, bądź Lorda Voldemorta, który już nie raz osobiście stanął z nim oko w oko, aczkolwiek strach wygrywał walkę z rozsądkiem, co chwila na nowo przypominając mu o minionych epizodach. Poza tym odbył już swoją karę, która raz na zawsze sfinalizować miała jego egzystencję wśród popleczników Czarnego Pana. *Pokutę pod postacią kolejnej już straty, aktualnie skrupulatnie chowanej pod rękawem ciemnej bluzy. Na propozycję kiwnął jedynie głową, wciąż spoglądając we wskazane okienko, tlące się jasny płomieniem stojącej na parapecie świecy. Miał świadomość, że swoim nagłym pojawieniem mógł zburzyć plany Gryfonki, a uczucie to potęgowała późna, nocna godzina, ale nie umiał — albo nie chciał jej teraz odmówić. Posłusznie ruszył do przodu, zatrzymując się dopiero przed budynkiem zamieszkiwanym przez Mary. — Nie będę ci długo przeszkadzał — zapewnił, czekając aż blondynka wskaże mu dalszą drogę do środka nieznanego mu pomieszczenia.
Ian
Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna zapewniła, że wszystko jest w porządku. W sumie to nie zdawał sobie sprawy, że aż tak się martwi. Choć jeśli się dobrze zastanowić, to martwił się dość często, jeśli chodziło o innych. Bo gdy to on był w zagrożeniu, nie zauważał tego. Mogłaby mu grozić śmierć, a on i tak uśmiechałby się szeroko i z ufnością czekał na koniec, a potem rozpowiadał bym wszystkim jaką to przeżył przygodę. Strach naturalnie nie był mu obcy, ale raczej o siebie na tyle nie dbał by się bać.
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy – odpowiedział na podziękowanie i jego usta wykrzywił uśmiech, który jak ulał pasował do roześmianych oczu.
Nie kojarzył Gryfonki z imienia, aczkolwiek jej blond fale, które trzymała na głowie już mu kiedyś mignęły. Jack nie miał talentu do zapamiętywania każdej twarzy i nie przejmował się tym, że nie kojarzy uratowanej. Obejrzał się przez ramię na spetryfikowanego chłopaka i zmarszczył nos z pogarda, po czym powrócił wzrokiem do swojej rozmówczyni. Ta mu się przedstawiła i wyciągnęła rękę. W naturze Ślizgona leżała otwartość i spontaniczność, więc bez wahania pochwycił dłoń Gryfonki i potrząsnął nią nieznacznie.
Jack Bizarre. Kłaniam się – dodał i złożył dziewczęciu ukłon.
Wtem zauważył, ze w ręce nadal ma różdżkę i schował ją pośpiesznie. Poprawił potarganą szatę i rozluźnił delikatnie krawat w zielonych barwach.
Cóż... - zaczął – Jakby coś ci kiedyś groziło Mary, to wiesz kogo wezwać – uśmiechnął się raz jeszcze.
Jack
Przyspieszył trochę krok i wraz z pytaniem dziewczyny został zmuszony do odwrócenia się na pięcie. Sam dziwił się swojemu zaangażowaniu.
OdpowiedzUsuńBenjamin uniósł brwi w geście zaskoczenia. Jednak Mary prawie od razu się poprawiła, a na jej twarzy nie pojawił się nawet ślad zmieszania czy prowokacji. Zaintrygowało to go.
- Boże, nie – zaśmiał się. – Chyba stałem się kimś w rodzaju nudziarza, ale takie życie zaczyna mi się podobać. Bez niespodzianek.
Za oknem błonia lśniły w blasku porannego słońca, u uczniów wywołując rozżalenie z powodu swojego obowiązku nauki przed ostatnimi egzaminami i związaną z tym koniecznością siedzenia przez cały czas nad książkami. Zniknęła ospałość zimowych poranków, zastąpiona energią niesioną wraz z zapachem sosnowych igieł przez letni wiatr dochodzący znad Zakazanego Lasu [opisywanie błoni od zawsze było takie inspirujące, przepraszam :D ].
Ben znów spojrzał na dziewczynę, która wydawała się zupełnie oderwana od rzeczywistości.
- Pomijając ten incydent sprzed chwili, bo to rzeczywiście była niespodzianka – dodał, poluzowując krawat, bo z całą mocą odczuł gorąco napływające przez otwarte okna.
Niepewnym krokiem wszedł do wskazanego przez Mary salonu, rozglądając się z ciekawością po całym obcym sobie wnętrzu i starając się zarejestrować wzrokiem każdy szczegół jego wystroju. Pomieszczenie wyglądem przypominało typowo kobiece lokum: jasne pastelowe barwy, duże okna zwieńczone białą ramą, cała masa poduszek, świeczek, kwiatów i innego tego typu dziewczęcych bibelotów. Nie mniej jednak całość prezentowała się wyjątkowo przytulnie, chociaż sam Ślizgon przyzwyczajony był do widoku bardziej zimnych i konkretniejszych miejsc. Przysiadł na brzegu jednego z foteli, wyczekując na powrót znajomej blondynki. W międzyczasie po raz kolejny coś przykuło jego uwagę, jednak w pierwszym odruchu nie potrafił przypomnieć sobie skąd kojarzy połączenie aż trzech subtelnych aromatów. Przez głowę przeszło mu wspomnienie pewnych zajęć prowadzonych przez Horacego Slughorna, lecz ze względu na późną porę mógł się mylić.
OdpowiedzUsuń— Warzyłaś ostatnio jakiś eliksir? — zapytał niedługi czas później, nie mogąc powstrzymać dominującej ciekawości. Spojrzał na przybyłą do salonu Gryfonkę, kładąc ręce na kolanach i ignorując fakt, iż lewa dłoń mieni się nienaturalnie metaliczną poświatą.
Ian
Jack nie zastanawiał się dlaczego postąpił tak radykalnie w starciu z młodzikiem, który zaczepiał Gryfonkę. Nie było jednak w tym nic dziwnego, gdy przyjrzeć się Ślizgonowi uważniej. Reagował spontanicznie i długo się nie zastanawiał, a skutki były, jakie były. Spetryfikowanie było pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy, gdy zobaczył, że przeciwnik chwyta za różdżkę. No i tak właśnie wyszło, Bizarre nie zamierzał nad tym ubolewać.
OdpowiedzUsuń- Żartujesz? Gorąca czekolada zawsze i wszędzie. Niezależnie od pory dnia czy nocy – odparł radośnie na propozycję dziewczyny.
Nie potrafił odmówić, gdy w grę wchodziły słodycze, bo choć na takiego nie wyglądał, to je uwielbiał. W mig zapomniał o tym, że jeszcze przed chwilą zamierzał kierować się ku lochom, by spocząć w swoim łóżku. Tym bardziej, że zaproponowała mu to urocza Gryfonka, która uśmiechała się ładnie. Nigdy w życiu nie podejrzewałby, że panna MacDonald nie wiedziała jak się zachować. Wszystko co robiła wydawało mu się normalne i naturalne. Nie dostrzegł żadnej niepewności, choć wielce możliwe jest, że słaby z niego obserwator.
Jack
Warzenie eliksirów w zaledwie dwa miesiące po zakończeniu edukacji, zdaniem Iana wydawało się być wyjątkowo absurdalnym i całkowicie niedorzecznym pomysłem, jednakże Ślizgon nie zamierzał na siłę drążyć tego tematu. Nie znał Mary zbyt dobrze i nie miał bladego pojęcia, czy dziewczyna nie pałała wielkim uczuciem do przedmiotu wykładanego przez profesora Slughorna, toteż nie chciał zbyt pochopnie jej oceniać, czy uprzykrzać jej czasu niezręcznymi pytaniami o jej niecodzienne zainteresowania. Wzruszył jedynie ramionami, nie odpowiadając na jej kontratak i zamieniając wcześniejszą ciekawość na bardziej pasującą do jego wyobcowanej natury ciszę. Jego nocna wizyta w Hogsmeade również nie należała do normalnego zachowania, typowego dla ucznia VII roku, aczkolwiek Gryfonka nie zalała go stosem pytań, na które zapewne nie potrafiłby odpowiedzieć. Dopiero teraz pożałował swojego wścibstwa, nad którym w pewnych momentach nie umiał zapanować. Mimo tego unoszący się w powietrzu zapach z niewiadomych względów wydał mu się nieco niepokojący, a wątpliwości te potwierdziło wymalowane na twarzy dziewczyny zażenowanie, lecz równie szybko odepchnął od siebie te uporczywe myśli, przenosząc je na zupełnie inny tor. — Wybacz, nie powinienem był pytać — odezwał się jakiś czas później, gdy w milczeniu popijali gorącą herbatę. Osobiście również czuł się trochę zakłopotany i najchętniej czym prędzej opuściłby to mieszkanie, ale kultura nakazywała mu wykazać choć odrobinę zainteresowania swoją towarzyszką i nie uciec jak nieodpowiedzialny i niewdzięczny dzieciak. — I jak ci się żyje bez szkoły? — zapytał, siląc się na spokój, który w dalszym ciągu tłumiony był przez falę lęku, dzięki której znalazł się właśnie w tym oto salonie. Ostrożnie odłożył filiżankę na stolik, uważając przy tym, aby przypadkiem nie dotknąć niczego nieposłuszną lewą dłonią i tym samym nie zdemolować choćby najmniejszego fragmentu mieszkania Mary.
OdpowiedzUsuńIan