26 stycznia 2014

Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umieraniem...

Chcę żyć pełnią życia. Chcę wyssać wszystkie soki życia! By zgromić wszystko to, co życiem nie jest, i by nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć. 




Mary MacDonald
Gryffindor | VII rok
półkrwi



Bądź

Urodziła się w zwykłym londyńskim szpitalu w zwykłe, choć nadzwyczaj ciepłe, kwietniowe popołudnie. Dom na obrzeżach miasta, w którym przyszło jej mieszkać przez całe swoje życie, był zwykłym budynkiem, powstałym na krótko przed jej narodzinami, należącym do zwykłej kochającej się rodziny. Tyle że każda rodzina posiada sekrety, sekrety sprawiające niekiedy, że przestaje być sobie po prostu „zwykłą” rodziną. Elisabeth MacDonald, kobieta o dziwnym zamiłowaniu do mioteł i grubych, zakurzonych książek jakoś nie była nigdy chętna do pogawędek z mężem, Williamem, na temat swojej przeszłości, sięgającej dalej niż pierwszy rok studiów medycznych. Wszystko się zmieniło, gdy nagle, pewnego kwietniowego poranka, do kuchennego okna państwa MacDonald zapukała sowa z listem, zaadresowanym do ich, jedenastoletniej wówczas, córki Mary. Dziewczynka dostała się do szkoły magii! A to ci heca. Tylko skąd ona, do licha ciężkiego, magiczna?
Szczęśliwa jak nigdy w życiu, obładowana nowymi książkami i kompletem szat, w które matka zawinęła jej teleskop, z różdżką w zbielałej piąstce, pojechała do Hogwartu, miejsca, gdzie wszystko było nowe, obce dla niziutkiej jedenastolatki, czarownicy od niespełna dwudziestu minut. I mimo że od tamtego momentu minęło kilka długich, obfitych w nowe wydarzenia lat, jej nadal trudno jest się przyzwyczaić. Mary MacDonald czas od zawsze przelatywał przez palce szybko niczym piasek.


Żyj

Ta dziewczyna to uwarzony w pośpiechu eliksir wielosokowy, któremu brak chyba kilku much siatkoskrzydłych i paru gram sproszkowanego rogu dwurożca. Jest jednocześnie skromna, odrobinę skryta i cholernie pewna swego. Delikatna jak róża przy czym uparta niczym osioł. Zdeterminowana, by osiągnąć cel, momentami zbyt ambitna prawie-romantyczka, mocno stąpająca po ziemi. Ździebko zgryźliwa, niezwykle dobrze wychowana młoda dama. Czasami powinna mocno ugryźć się w język, gdyż przemądrzałość ma we krwi, tyle że ona się tak z troski wymądrza, bo to bardzo uczynna panna o wielkim sercu, która nie może patrzeć, jak ktoś z głupoty własnej robi sobie krzywdę, w każdym tego słowa znaczeniu. Kameleon prawdziwy. Ale czy to dziwne? W dzisiejszych czasach trudno jest podjąć jakąkolwiek decyzję, trzeba być elastycznym, mobilnym, jak to mówią.
Gra na pianinie, a kiedyś, dawno temu, chciała zostać gimnastyczką artystyczną. Wielka szkoda, że rodzice zapisali ją na balet. Filigranowa blondyneczka – idealna do wywijania piruetów. Tyle że ona nienawidzi, jak ktoś narzuca jej swoją wolę, robi się wtedy niezwykle nieprzyjemna. Łatwo więc domyślić się, że kariera baletnicy zakończyła się fiaskiem. Tak samo było z grą w quidditcha.
To nie typ kujonki, buntowniczki czy słodkiej dziewczynki. Właściwie, to nie jest żaden typ. Może Mary to po prostu nudziara, zwykła dziewczyna, spacerująca sobie po zamku z małym cynowym kociołkiem pod pachą, przysiadająca na co drugim parapecie, by pomyśleć chwilę, warząca przynajmniej dziesięć eliksirów w tygodniu maniaczka? Chociaż maniaczka i zwykła dziewczyna raczej nie idą w parze... To może lepiej samemu się przekonać? Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Tylko że problem tkwi w tym, że ją czasem naprawdę ciężko w tym wielkim zamku znaleźć. 





Jestem Lalką z Kruchej Porcelany. Jestem Kometą Halleya. Jestem Mistrzynią Eliksirów, zagubioną blondynką o przenikliwym spojrzeniu. Jestem Mary, miło poznać. 



[ Wizerunek: Teresa Palmer (z we<3it)
Cytat na początku: "Stowarzyszenie Umarłych Poetów"
nr gg: 18696006
Kocham wszelkiego rodzaju wątki. 
Veritaserum - informacje standardowe
Amortencja - powiązania
Ostatnio aktualizowane: 16.02.2014
Razem z Mary po raz pierwszy ukazałyśmy się w sierpniu 2012 na drugiej odsłonie bloga Czas Hogwartu.]

115 komentarzy:

  1. [Witam pięknie!
    Zapraszam do wątków. Jeśli tylko masz jakieś pomysły, bo mi chyba już ich ciut brak.

    Ignotus Darkfitch
    Sytiusz Black]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam serdecznie! :)
    Uwielbiam panią, którą wybrałaś na wizerunek! No i Mary! Wątek być musi. To jak, robimy z nich przyjaciółki? Bo Lily kurcze już ma tyle "wojowniczych wątków", że mam dosyć. XD]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  3. [Administracja wita serdecznie na blogu i życzy miłego wątkowania :)

    Co do karty to Teresa jest prześliczna i idealnie nadaje się na Mary. Mam już mnóstwo wątków, ale zawsze znajdę miejsce na jakiś szałowy, nie-z-tej-ziemi wyjątek, jeżeli już coś Ci chodzi po głowie.]

    Kristel

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wszystko mi jedno. Mogę nawet poprowadzić dwa - i Ignasiem i Syriuszem ;). Tylko od Ciebie zależy na co się zdecydujesz]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam cieplutko, aż miło przeczytać taką fajną kartę! Wątków mam naprawdę mnóstwo obecnie, ale sądzę, że w niedalekiej przyszłości możemy coś zacząć.
    Zerknij na moje karty i jak na coś wpadniesz, to możemy od razu to przedyskutować, a jak tylko zrobi mi się luźniej, to zaczniemy.]

    Życzę wiatru w żaglach weny!
    Eva Reeve/Bastian White

    OdpowiedzUsuń
  6. [przywitam się tylko, życzę wspaniałych wątków i powiem, że niezmiernie się cieszę, iż zrezygnowałam z Mary. sto razy lepsza od mojej <3]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hahaha, no jasne - kanon najważniejszy. XD
    Przyjaciółki od początku, o! No i mieszkają razem w dormitorium, nie? :) Dobra, to teraz mysl nad jakimś wątkiem, bo ja mam ferie i lenia, i w ogóle w domu mnie nie ma itd. XD ] Lily

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Ferie <3 Ukochane ferie! XD
    A Ty jaki wolisz? Jezeli wymyslísz cos dzikiego, to czemu nie? A jak Ci sie nie uda to ploteczkami sie zadowolimy. :D]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  9. [Byłaś na H22 na onecie? Ojej! Jaką postacią? Może pamiętam! :> Ja tam i z Evą byłam i jakoś dobrze mi się ich prowadziło więc i tutaj zawitałam ze "starymi przyjaciółmi".]

    Eva/Bastek

    OdpowiedzUsuń
  10. [LENA? Nie wierzę! Przecież też nieświadomie jako Eva wzięłam Scodelario i się umówiłyśmy, że to są kuzynki, które dopiero teraz poznają prawdę XDDDD]

    OdpowiedzUsuń
  11. [W takim razie podwójnie miło jest mi Cię tutaj powitać! :D Jak znalazłaś H76? :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. [cała przyjemność po mojej stronie! c: a wątek jak najbardziej, tyle, że kompletnie nie mam pomysłu na nasze dziewczyny :< rzuć mi coś, cokolwiek, a zacznę, może nie dzisiaj, ale na pewno zacznę. jestem otwarta na wszelkiego rodzaju sugestie, dam się wciągnąć w najdziwniejsze rzeczy, więc możesz spokojnie popuścić wodze fantazji. :D]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Witam. Propozycji wątku na razie nie mam, bo nie przeczytałam jeszcze karty. Chciałam powiedzieć tylko, że nie wiem czemu, ale pokochałam pierwsze zdjęcie :) ]
    Helena

    OdpowiedzUsuń
  14. [Najlepsze wątki powstają, gdy łamie się reguły. Napisz swój pomysł :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Mam pytanie, może zrealizujemy wątek na innej postaci? Mam na myśli tą, która właśnie się robi i za pare dni dodam jej karte. To kuzyn Kristel, Elias Lancaster z Hufflepuffu. Wątek który mi proponowałaś przypomina mi troche wątek Evy i Ignotusa, więc postaram się wymyślić coś innego. Chciałabym by Elias był kapitanem drużyny quidditcha więc można by z tym pokombinować. Może w jakiś sposób (i tutaj ty musiałabyś wymyślić jak do tego doszło) Mary złamałaby mu jego ukochaną miotłe i Eli bardzo by się na nią wkurzył. Co ty na to? Początek karty jest zapisana, możesz sobie podglądnąć ;)]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ogarniając sprawę wątków, nawet sobie nie zdajesz sprawy ile ich obecnie mam! Obawiam się, że zaczęcie dwóch naraz zakrawałoby o szaleństwo w moim przypadku, więc możemy się dogadać i coś popróbować najpierw z jedną moją postacią, a potem z drugą, a od której zaczniemy i na jakich relacjach, to już czekam na Twoje pomysły :)]

    Effy/Bastek

    OdpowiedzUsuń
  17. [Wyszedł smutny, bo chciałam pokazać jego wewnętrzną przemianę. Bardzo ubolewam, że nie mam pierwszej karty Benia, ale mówi się trudno. Wątek bardzo chętnie, mogą się spotkać na Wieży; na przykład Mary będzie chciała Bena za wszelką cenę pocieszyć, bo wydaje jej się taki smutny (powiedzmy, że widzą się już któryś raz z kolei, ale nigdy tak naprawdę nie rozmawiali), a on wtedy się na nią wścieknie i... I moja wena się skończyła ;x]

    Ben

    OdpowiedzUsuń
  18. [To może ogarniemy to na gg? 8806340]

    OdpowiedzUsuń
  19. [A dziękuję, bardzo mi miło, że się podoba! Jeśli chodzi o wątek, to chętnie, tyle że zarówno z pomysłami jak i z czasem chwilowo u mnie krucho (sesja i te sprawy). Ogólnie to Mary przyjaźni się z Lily prawda? Nie wiem czy wiesz, jak wyglądają teraz relacje Evans-Potter, bo można by bazować na tym.]

    Millie/James

    OdpowiedzUsuń
  20. [No hej, w końcu dotarłam do Twojej karty ;)
    Mery jest super <3 Naprawdę ją lubię. Wiesz, Mery i Jo są totalnymi przeciwieństwami, a przynajmniej tak mi się wydaje.
    Chętna na wątek?]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  21. [O, wiesz, że w sumie myślałam o czymś podobnym? To nawet mi pasuje - wiesz, Mary (przepraszam za pomyłki w poprzednim komentarzu x.x) przychodzi na zajęcia z zielarstwa po jakieś zioła czy cuś do swoich eliksirów i spotyka Jo...
    W sumie to się nie kojarzą, bo Hawkins to typ samotnika, więc mogą być siebie nawzajem ciekawe (do czego doprowadziłam tę biedną dziewczynę... żeby była ciekawa obcych ludzi? :P)
    Także jeśli Ci podejdzie daj znac, mogę nawet zacząć ;)]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  22. [pomysl jak najbardziej mi sie podoba :) zaczne, tylko powiedz mi, czy sie lubia, czy bardzo lubia, czy po prostu dziela wspolna pasje do eliksirow i z racji tego realizuja swoje, niekiedy nieco zwariowane, pomysly? coby miec jakas podstawowa wiedze co do ich znajomosci :D]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  23. [No to kto zaczyna? C;]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Hahah, wiesz że chciałam napisać coś podobnego z tym zepchnięciem z Wieży, ale wolałam się powstrzymać, bo jeszcze by wyszło, że Benio to hogwarcki Kuba Rozpruwacz xD On nie jest taki zły, tylko aktualnie nikt nie dostrzega tej jego wewnętrznej dobroci.
    Z tym, że wcześniej się znali, to nawet dobry pomysł, z tym że raczej tak słabo (coś w rodzaju wakacyjnej znajomości), bo tak naprawdę jedyną towarzyszką Goegriejewa z dzieciństwa jest/była Abigail. Więc Mary może go kojarzyć, on ją słabiej, ale w końcu sobie przypomni.
    To kto zaczyna? :3 ]

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  25. Już od dawna widać było, że panicz Farewell lubił eliksiry. Było widać, jak z oddaniem przygotowuje kolejne składniki, jak z skupieniem liczy kolejne zamieszania w kociołku. Jak spokojnie podchodzi do kolejnych przepisów, nie ważne jak były skomplikowane. Wiedzieli, że niedługo zechce wiedzieć więcej niż jego rówieśnicy, że będzie chciał zdać SUMy z eliksirów na wybitny.
    On sam wiedział, że wzrost jego ambicji nastąpi. Chyba właśnie dlatego poprosił Slughorna o skontaktowanie go z jakimś uczniem, który pomógłby mu zwiększyć jego umiejętności w tej dziedzinie. Teraz szedł wolnym krokiem przez korytarz zmierzając do Sali którą udostępnił mu profesor eliksirów. Powoli wszedł do niej, mocno się czerwieniąc gdy ujrzał starszą dziewczynę.
    - H…Hej. Ty musisz być Mary…- powiedział cicho i bardzo niepewnie, podchodząc do niej.- Jestem Gabriel Farewell.- dodał i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
    Jak zwykle po zajęciach ubrany był w ubrania z drugiej ręki. Znoszone trampki, przetarte na kolanach jeansy i stanowczo za duża bluza. Jego blond włosy związane były lekko na wysokości jego karku.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Okej. Pomysł jak najbardziej pasuje. Jeżeli Ci się mocno nudzi, to nie ma problemu - możesz zacząć, ja się nie obrażę. XD Jezeli jednak ja mam to zrobić, to nastąpi to dopiero za jakiś czas. XD]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  27. Josephine w sumie nigdy nie lubiła zielarstwa. Kojarzyło jej się ze szpitalem i uzdrowicielami. Dodatkowo grzebanie w ziemi pełnej - o zgrozo! - robaków, unoszący się w cieplarniach odór nawozu i wizja skradającej się za plecami, jadowitej tentakuli skutecznie utrudniały jej naukę.
    Między innymi dlatego pierwsze lata w Hogwarcie spędzała na lekcjach zielarstwa jak najbliżej drzwi i jak najdalej roślin. Dopiero gdy uświadomiła sobie, że znikoma ilość chętnych na zajęciech dodatkowych z tego przedmiotu pomoże jej w unikaniu kontaktów międzyludzkich, zapisała się na nie.
    Od tego momentu zapach ziemi nie był sjej obcy, robaczki traktowała jak domowe zwierzątka, a z jadowitą tentakulą (która okazała się być całkiem inteligentą rośliną) prowadziła miłe pogawędki.
    Słowem - zielarstwo stało się jej pasją.
    Tego popołudnia o jak zwykle przybyła na zajęcia zaraz po lekcjach. W cieplarni numer trzy zostawiła swoje rzeczy, przywitała się z Eleonorą (takie imię nadała tentakuli) i przeczytała instrukcje przygotowane przez nauczycielkę.
    Dziesięć minut później, po założeniu przepisowego stroju ochronnego stanęła przed wnykopieńką. Po kolejnych dziesięcu minutach miała już włosy w nieładzie, smugę ziemi na czole i rozdartą na ramieniu szatę. Czarownica dmuchnęła na czoło, starając się odsunąć z niego włosy i wzięła się pod boki.
    - Ja ci dam, ty... - mruknęła w stronę wnykopieńki.
    Nachyliła się nad sękatym pieńkiem, czego jednak natychmiast pożałowała. Ze szczytu rośliny znikąd wyprysnęło kilka kolczastych pędów, wijących się jak jakieś węże. Jo poczuła jak jedna z gałązek smaga ją po wardze, zostawiając na niej spore rozcięcie, a kątem oka zauważyła, jak reszta wystrzeliwuje za jej plecy.
    W końcu wnykopieńka otworzyła się, a Hawkins wyciągnęła z jej środka pulsującą bulwę.
    - Mam! - zawołała, unosząc rękę do góry. W tym momencie zdała sobie sprawę, że nie jest sama w cieplarni
    [Oesu, napisałam jakieś tomiszcze zamiast wątku no ale cóż. Mam nadzieję, że indżojniesz ;)]
    Jo Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  28. [Ojej, dziękuje za przemiłe powitanie i oczywiście jestem chętna na wątek. Tak sobie czytam kartę Mary i jestem pełna optymizmu co do ich przyszłych relacji. Co powiesz na to, że w związku z tym, że Mary jest rok wyżej od Miszy, to mogliby się tak na dobrą stronę nigdy wcześniej nie zapoznać? A teraz, a niech to, żadnych wolnych stolików w bibliotece, tylko ostatnie miejsce przy stoliku tego Rosjanina, co siedzi pod oknem wciśnięty w ciepły kąt? ]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Jej, właśnie za późno się ogarnęłam, że to nie Ty zaproponowałaś mi wątek, ale skoro nie masz żadnych przeciwwskazań to ja bardzo chętnie go z Tobą poprowadzę :3 To czekam słonce!]

    OdpowiedzUsuń
  30. [wierz lub nie, ale z trzy godziny temu rodzice mi oświadczyli, że wyjeżdżam jutro na wieś do babci, bo to przecież ferie i trzeba się zobaczyć ;-;, a do tego wywalili mnie z kompa, więc nawet zacząć nie mogłam. :< nie będę miała dostępu do internetu i nie jestem pewna kiedy wrócę (max sobota), a nie wiem jeszcze, jak się ze szkołą ogarnę, dlatego mam wieeelką prośbę - zaczęłabyś jednak, o wielka ty moja, u której dług zaciągam? *.* byłabym niezmiernie wdzięczna! i wtedy bez spiny, sądzę, że najwcześniej w piątek wieczorem się tu pojawię, niestety. ;c]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Tak, ten sam :) Ale jak zabrałam się za pisanie karty, to jak to zwykle bywa, poczułam sie jak moja postać i Elias za złamanie tej miotły naprawdę ostrrrroooo by się wkurzył. Więc jeśli jesteś gotowa na gniew tego wiecznie uśmiechniętego chłopczyka to zapraszam na wątek:D]

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Przeczytałam, ale dalej nie mam pomysłów :( ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  33. [Witam również.
    Dziękuję i wiem, że wyszło nieco mrocznie. Zamiar był zupełnie inny, ale ostatecznie stwierdziłam, że tak może zostać i wcale nie jest źle.
    Z chęcią bym zaczęła jakiś wątek, jednak z pomysłami to u mnie krucho, niestety.]

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  34. Elias szybował w powietrzu, drąc sobie gardło poprzez zwracanie uwagi kolegom z drużyny na wykonywanie staranniejszych manewrów. Był kapitanem Puchonów a mecz z Krukonami zbliżał się nieubłaganie. Pani trener, która pomagała każdej drużynie solidnie przygotować się do rozgrywek, od czasu do czasu napominała, by pałkarze aktywniej angażowali się w trening. Gołym okiem można było dostrzec, że są przemęczeni godzinami czynnego odbijania ciężkiej piłki. Toteż Elias zgodził się z kobietą, by zarządzić krótką przerwę. Swobodnie zleciał na twardy grunt i przyjaznym gestem poklepał wymęczonego pałkarza po plecach. – Stary, tak pieścić to możesz się z laską, a nie z tłuczkiem – rzucił, na co chłopak posłał mu kuksańca w bok. Elias również był wyczerpany, ale gdyby chodziło jedynie o niego, nie przerywałby gry. Ból w mięśniach i kołatanie serca świadczyło o tym, że dobrze się spisuje. Oparł miotłę i przetarł dłonią pot z czoła. Następnie ściągnął wyznaczone do lotu okulary, bez których w powietrzu nie potrafiłby utrzymać się w prostej linii. Odchodząc po picie zauważył, że paru gryfonów przebywających na murawie zaczęło bawić się na swoich miotłach, odbijając tłuczek. Nie zwrócił na to większej uwagi, bo pochłonęła go myśl, by jak najszybciej się czegoś napić. W czasie, gdy koił swoje pragnienie, kątem oka zauważył lecący w stronę pewnej blondynki tłuczek, a następnie dosłyszał donośny trzask. Zanim dotarło do niego, co przed chwilą się wydarzyło, jeszcze miał w swoich ustach pełno wody. Zakrztusił się nią i paru kolegów musiało solidnie walnąć go w plecy, by mógł złapać oddech. A gdy już to zrobił z jego ust wydobył się rozpaczliwy, histeryczny krzyk. Podbiegł do miejsca wypadku. Tak, nie mylił się. Dziewczyna leżała na jego ukochanej miotle, która była dla niego ważniejsza niż wszystko inne. A przynajmniej teraz mu się tak zdawało. Rozpoznał Gryfonkę, była to Mary MacDonald. W szoku nie zwrócił uwagi na jej poranione udo, trwał pochylony nad nią w przeraźliwym geście i czuł, że do oczu zaraz napłyną mu łzy.

    OdpowiedzUsuń
  35. Poprzedniego dnia źle spała, albo raczej w ogóle nie spała. Gdy tylko jej głowa dotykała poduszki w głowie pojawiały się przerażające myśli, wizje, od których aż odechciewało się wszystkiego. Dlatego dzisiaj zmęczyła się porządnie. I robiła wszystko byleby tylko nie myśleć o dręczących ją rzeczach. Na szczęście równo o dwudziestej, gdy tylko wskoczyła do łóżka jej oczy automatycznie się zamknęły, a ona sama zapadła w sen.
    Niestety nie było jej dane wyspać się, bo ledwo jej wspaniały sen rozwinął się.. do jej uszu dobiegło ciche wołanie. No i ktoś ewidentnie ją potrząsał. Miała ochotę uderzyć tego kogoś w głowę, odwrócić się w drugą stronę i znów zasnąć, ale nie zrobiła tego bo rozpoznała głos przyjaciółki. No jasne, bo kto inny budziłby ją o tej porze jak nie Mary?
    Otworzyła oczy, gdy dziewczyna wspomniała o gorącej czekoladzie. Nie ma to jak korzystać z ludzkich słabości! To było nie fair, ale Lily dłużej się nad tym nie zastanawiała, bo wizja czekolady na dobre zagościła w jej umyśle.
    - Kiedyś za to zapłacisz, Mary. - Mruknęła ochrypłym głosem, wyplątała się z kołdry i dopiero na końcu spojrzała na dziewczynę. Zawsze przychodziła w najmniej odpowiednim momencie! Ale to i tak nie zmieniało faktu, że Lily ją uwielbiała. Wsunęła kapcie na stopy, chwyciła różdżkę i po cichu wyszła z dormitorium.
    - Co się tak patrzysz? To stylowa piżama w wiewiórki.. - Powiedziała poważnym tonem, gdy tylko zauważyła rozbawiony wzrok.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  36. [Mary przyjaźni się z Lily, tak? To możemy polecieć w ten sposób... ;) Lily i Ignotus oficjalnie stali się właśnie parą. Udają związek - to bardzo skomplikowane i jest to część blogowego Matrixa xd. ;). No ale co Ty na to, że Ignotus pewnego dnia, będzie wracał pijany skądś tam, spotka Mary i będzie chciał ją poderwać, a ona jest przecież przyjaciółką jego "dziewczyny" i się oburzy xd. Rozumiesz o co mi chodzi? xddd]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  37. [Mary! Słońce życia Willa ;P Jak dobrze, że jesteś, bo Mulciber został otoczony przez tłum cudownych dziewczyn i biedaczek zaczynał tracić wiarę. {Pomijając, że jego Autorka siedzi nad wykładem 15, zastanawiając się czy zdąży go opracować i zakuć do wieczora ;/}. Nie wiem jak to było z wątkiem, ale chyba wątek zginął kiedy byli na łódce a Will miał na sobie jakieś znoszone trampki czy coś ;p]

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnął się łagodnie.
    - Tak, to ja.- lekko zacisnął palce na końcówkach swych rękawów.- Jak już mówiłem jestem Gabriel... Ale jeśli będzie Ci wygodniej możesz je skrócić... Mi to nie będzie przeszkadzało. Wiem, że niektórym dziwnie wypowiada się moje imię w całości.- cały czas mówił cicho, widocznie zawstydzony. Jego nieśmiałość była doskonale wyczuwalna w każdym jego słowie, geście czy spojrzeniu.
    W końcu westchnął cicho i podwinął mocno rękawy bluzy. Nie ściągnął jej jednak, mimo iż nie czuł zimna aż tak bardzo jak inni... Kolejny powód, dla którego jego choroba była niebezpieczna: Nie poczuje jak sobie coś odmrozi. Albo jak się poparzy.
    - Od czego zaczniemy?- zapytał kierując wzrok na swoją korepetytorkę, jeśli można by tak nazwać. Chciał już przejść do zajęć, by spożytkować czas lepiej, niż gadanie o samym sobie. W końcu w sumie przyszedł tu, by zwiększać swe umiejętności!

    OdpowiedzUsuń
  39. Wieża Astronomiczna była jego Mekką, gdzie zawsze mógł się schronić, gdzie zawsze miał spokój niezakłócany przez nikogo. Od czasu do czasu zdarzało mu się spotkać jakiegoś ducha, ale tych raczej nie obchodził los uczniów. Pani Norris też przestała prychać na jego widok, odkąd zaczął przynosić jej resztki swojej kolacji.
    Zazwyczaj nic nie robił. Po prostu siedział i patrzył się w gwiazdy, zastanawiając się gdzie jest teraz Abigail, czy tam w górze, czy może pod nim, przygnieciona milionami ton ziemi, dławiąca się z powodu braku powietrza… Zastanawiał się, jak to jest być tak nagle oderwanym od swojego śmiertelnego ciała, pozbawionym możliwości pożegnania się z rodziną czy nawet przyjaciółmi. Zastanawiał się, jaka kara czeka go za to, co zrobił.
    Nigdy nie płakał, ale czasem miał nieodpartą chęć rozbeczeć się jak mały chłopiec. I mieć problemy jak pięcioletnie dziecko, które nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co to jest śmierć i że nikt nie żyje wiecznie.
    Kroki na schodach usłyszał dużo wcześniej, niż osoba pojawiła się na Wieży. Nie odwrócił się, nawet na dźwięk jej głosu, zaskakująco cichego. W dawnym życiu nie odezwałby się do posiadacza takiego głosu. Brzmiał… Niezwykle krucho. Słabo.
    - Ładne mamy dziś niebo, prawda? Czyste. Widać wszystkie gwiazdy – powiedział, nadal nie odwracając się do dziewczyny. Czekał, aż przysiądzie się do niego. Albo odejdzie.

    Ben

    OdpowiedzUsuń
  40. Elias kochał quidditcha tak mocno, że czasem jego koledzy śmiali się z jego nadmiernego poświęcenia dla tego sportu. To on głównie sprawiał, że nie miał dziewczyny, za to niezliczoną ilość koleżanek i przyjaciółek. Nie mógł poświęcić na rozwijanie przynajmniej jednej relacji z którąś z nich więcej czasu, niż zdołał to zrobić dotychczas. Organizował liczne treningi, które wykańczały nie tyle jego, co również pozostałych zawodników. Mimo tych wszystkich godzin, które poświęcili na szkolenie, efekty nie były spektakularne. Puchoni w jego drużynie byli najlepsi z wszystkich czarodziejów uczęszczających do tego domu, ale nie z całej szkoły. Widocznie większości osób z Hufflepuffu nie było wpisane być dobrymi graczami, a on sam nie mógł zagrać na wszystkich pozycjach. Teraz to z resztą i tak nie miało znaczenia. Nie uratuje przyszłego meczu z Krukonami na jakiejś zastępczej miotle. Przez lata ćwiczył na tej, która roztrzaskała się pod plecami Mary MacDonald, wyczuwał ją idealnie i tylko z nią potrafił współgrać na tyle, by zdobywać kolejne punkty dla domu.
    - Elias, tak strasznie, strasznie mi przykro, odkupię ci miotłę, przyrzekam – zdołał usłyszeć jej zachrypnięty ton głosu, w którym pobrzmiewała nuta strachu. To właśnie ona pozwoliła mu się w połowie otrząsnąć. Nie był przecież jakimś tyranem, który mógłby nawrzeszczeć na zranioną, cierpiącą dziewczynę. Dostrzegł, że jej udo krwawi i już miał wołać kogoś do pomocy, ale zaraz został odsunięty przez panią trener, która rzuciła się by zbadać stan jej nogi. Elias stał obok niej wciąż lekko oszołomiony i dopiero po chwili dotarło do niego, że kobieta każe mu przenieść Mary do skrzydła szpitalnego. Ten zmieszany, przytaknął i w odpowiedzi wymamrotał coś w stylu „oczywiście, pani trener” a następnie uniósł Mary, która w czasie jej podnoszenia krzyknęła z bólu. Wziął ją w ramiona, pozwalając wtulić się jej głowie w jego klatkę piersiową i niczym pseudo-superbohater podążał z okaleczoną dziewczyną do wyznaczonego skrzydła. Wychodząc już z murawy odwrócił się w stronę swojej miotły, która była w katastrofalnym stanie i żadne zaklęcia nie mogłyby przywrócić jej dawnej sprawności. Westchnął z rozżaleniem, a następnie zauważył, że Mary jest nieprzytomna. Przyspieszył kroku.

    OdpowiedzUsuń
  41. Uśmiechnął się słysząc komplement o jego imieniu. Chyba tylko od swojego psychologa słyszał taki komplement: zazwyczaj ludzie twierdzili, że jego imię jest po prostu przestarzałe i już lepsze jest jego drugie.
    - Eliksir spokoju? Nie, go jeszcze nie ważyliśmy. Profesor twierdził, że dla nas jest jeszcze zbyt trudny do samodzielnego uwarzenia na lekcji, co ja popieram, nie chcę by zawartość kociołka wylądowała na mojej twarzy przez przypadek.- oznajmił, nieco żartobliwym tonem, sam pragnąc rozluźnić atmosferę. Teraz, gdy jego rękawy były podwinięte, złapał się dołu swej bluzy.
    - C...chwalił mnie?- tym razem jego twarz przybrała wyrazu zaskoczenia.- Naprawdę?- uśmiechnął się szerzej i widać było teraz po nim, że gotów jest się podjąć uwarzenia każdego możliwego eliksiru, jaki sobie tylko dziewczyna zażyczy... W końcu każdy, nawet tak nieśmiały chłopiec jak panicz Farewell miał dumę i ego, które w taki sposób połechtane sprawiały, że człowiek mógł góry przenosić.

    OdpowiedzUsuń
  42. Po jej słowach czuł się naprawdę o wiele pewniej, niż gdy wchodził do klasy eliksirów.
    - W sumie... prawda.- wyznał z uśmiechem.- Jakby nie patrzeć zawsze radziłem sobie dobrze z eliksirami... choć... zawsze miałem wrażenie, że są znacznie lepsi ode mnie...- powiedział i ruszył do stołu ze składnikami. Chwycił podręcznik na stronie dziewięćdziesiątej piątej stronie. Już po chwili przesuwał palcem po składnikach.
    - Sproszkowany kamień księżycowy... syrop z ciemiernika czarnego...- zaczął i wybierał odpowiednie składniki, i co chwila przynosił po dwa do stołu. Długo mu to nie zajęło. Gdy skończył stanął obok niej.
    - Dobrze?- zapytał niepewnie, przechylając głowę na bok. Mimo swej niepewności był niemal pewien, że w składnikach się nie pomylił. W końcu nie był mimo wszystko początkującym pierwszoklasistą.

    OdpowiedzUsuń
  43. Josephine nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało.
    Jeszcze przed chwilą spokojnie rozprawiała się z wnykopieńką (na tyle spokojnie, na ile było to możliwe, oczywiście), a teraz stała jak jakiś posąg wpatrzona w na oko rok starszą blondynkę. Gryfonkę. poprawiła się w myślach czarownica. Ma przecież wpiętą tarczę w szatę.
    W dodatku ta Gryfonka rozpanoszyła się już po jej cieplarni. Oczywiście, panna Hawkins miała własną definicję panoszenia się, którą potrafiła zmienić kilka razy dziennie, zależnie od potrzeb. W tym momencie było to wtargnięcie do szklarni i używanie bliżej nieokreślonych zaklęć w pobliżu roślin. (Nieważnym było, że dzięki nim Krukonka już nie wyglądała jak po spotkaniu z Bijącą Wierzbą).
    W dodatku blondynka cały czas miała przylepiony do ust uśmiech wróżki-zębuszki ze skurczem mięśni twarzy, co dodatkowo irytowało Jo.
    Niewiele myśląc, czarownica wypaliła jedyne, co jej przyszło do głowy (rónocześnie powstrzymując się przed rzuceniem w nieznajomą owocem wnykopieńki). Oczywiście z całą ironią, na jaką potrafiła się zdobyć:
    - Czego tu chcesz, Gryfciu?

    Josephine

    OdpowiedzUsuń
  44. W końcu oderwał wzrok od nocnego nieba, przyglądając się dziewczynie. Była całkiem ładna, na szyi miała zawiązany szalik w czerwono złote pasy. A więc Gryfonka. Mimowolnie się wzdrygnął, ale postanowił nie wyciągać pochopnych wniosków. Dziewczyna na razie bardziej pasowała mu do Hufflepuffu, niż do wzbudzającego powszechną pochwałę Domu Gryffindoru.
    - Nie przypominam sobie, żebym cię wcześniej widział – odparł beznamiętnym tonem.
    Dziewczyna poruszyła ramionami. W tym geście było jednak coś charakterystycznego, tak dobrze się kojarzącego, że nie mógł powstrzymać się od gapienia się na Gryfonkę. Musiał przy tym zrobić niezwykle głupią minę, bo blondynka uśmiechnęła się speszona, zakładając pasmo włosów za ucho.
    Może faktycznie gdzieś już ją wcześniej widział? Na Pokątnej? Na zajęciach dodatkowych? Może mieli razem szlaban? Jednak wspomnienia z nią związane wydawały się być starsze. Jak sama to określiła, „sprzed Hogwartu”.
    - Benjamin – przedstawił się.

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  45. [Może być i intereres, ale nie mam pojęcia jaki. Wrobiłabym je w coś nielegalnego, żeby ciekawiej było i musiały się z tym kryć. Co Ty na to?]

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  46. Zamrugał niepewnie i przełknął ślinę.
    - Zastosowanie eliksiru? Bez książki?- powiedział widocznie zaskoczony tym pomysłem. Niepewność znów zajrzała do jego oczu, do jego umysłu, do jego zachowania. Znów zaczął przyglądać się każdemu składnikowi osobno, dokładnie analizując każde działanie składników. - „Spokojnie Gabi, znasz działanie każdego z tych składników, czytałeś o nich robiąc kiedyś referat. Przypomnij sobie.”- mówił do siebie w myślach starając się uspokoić.
    - … A ten ma za zadanie niwelować trujące działanie połączenia tego i tego…- mruczał pod nosem pochłaniając się w przypominaniu sobie zastosowaniu każdego składnika.-… Których połączenie, ustabilizowane… J… Już chyba wiem…- oznajmił ostrożnie, prostując się i znów spoglądając na starszą dziewczynę.- W sumie, głupi jestem, że po samej nazwie ma to nie wpadłem… Eliksir spokoju, ma wprowadzać w… no po prostu ma uspokajać, ma usuwać uczucie lęku i niepokoju… Tak mi się przynajmniej wydaje.- powiedział i znów wbił paznokcie w koniec swojej bluzy.

    OdpowiedzUsuń
  47. Zaangażowanie Mary nie zaskoczyło go, ponieważ nawykł już do tego, że dziewczyna z typową dla siebie gryfońską odwagą podejmowała niezbyt rozsądne decyzje pod wpływem impulsu. Typowa mieszkanka domu Gryffindora, która – co Will zauważył z niemałą dumą – zdołała jakoś wkraść się w laski Ślizgona. Chłopak szybko zdjął sweter oraz, choć robił to niechętnie, wysokie buty ze smoczej skóry. Tam, gdzie się wybierała ani jedno, ani drugie nie było mu potrzebne. Nim jednak zanurkował w mroźną toń jeziora rzucił na siebie zaklęcie transformujące ubranie w strój z pianki do nurkowania, zaś skarpetki w płetwy. Podobny zestaw prezentował już podczas ostatniej wycieczki na dno jeziora, dlatego tym razem zaklęcie udało mu się zdecydowanie lepiej, dzięki czemu szybko dogonił MacDonald w ostatniej chwili przypominając sobie, że zapomniał o najważniejszej rzezy – skrzelach.
    „Myślisz, że klucz mają trytony?” – W wodnym środowisku nie było mowy o normalnym sposobie rozmowy, ale od czego były zaklęcia? Mulciber wyrysował w przestrzeni kolejne litery pytania, rozjaśniając na moment ich krawędzie, aby na były na chwilę widoczne. Ślizgon był częściowo przekonany, że nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby na pomysł oddania klucza trytonom, które – o czym Will wiedziałby, gdyby chodził na ONMS – nienawidziły obcych, ale z drugiej strony kto normalny wpadłby na pomysł wrzucenia skrzyni na dno jeziora?
    „Przy skrzyni nie było żadnych wskazówek, co oznacza, że klucz może być wszędzie…”
    Mulciber w pewnym momencie uśmiechnął się szeroko, a następnie skierował różdżkę w stronę, z której – jak sądził – wyłowili wcześniej skrzynię. „Accio klucz!” – Will nie był najlepszy w niewerbalnych, ale postanowił spróbować takiego fortelu. Ich przeciwnik był sprytny, dlatego ta taktyka miała nikłe szanse powodzenia, ale należało wypróbować każdego sposobu.

    OdpowiedzUsuń
  48. Gdy uwalniał Mary ze swoich ramion, kładąc ją na jednym z łóżek szpitalnych, był już całkowicie trzeźwy od władających nim przed chwilą emocji. Zostawił je na korytarzach, które przemierzał szybkim krokiem, dlatego droga do skrzydła szpitalnego była nimi nasączona. Teraz patrzył na blondynkę, do której dobrała się pani Pomfrey, nerwowo pomrukując coś pod nosem, jednak jak zwykle nie pytając o przyczynę wypadku. Był jej za to wdzięczny, naprawdę nie chciał sięgać pamięcią do sytuacji sprzed dziesięciu minut. W tej chwili starał się o tym wszystkim nie myśleć, błądził gdzieś myślami, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. W chwili obecnej zdawał się być pogrążony w letargu, z zupełną pustką w głowie. Gdy tak stał bezruchu, zupełnie bezczynnie, Poppy Pomfrey oderwała się na chwile od Gryfonki, by wygonić go ruchem ręki, dorzucając że jest tutaj niepotrzebny. Elias odszedł od pacjentki, którą pielęgniarka zasłoniła parawanem. Jednak nie mógł opuścić skrzydła, zanim Mary się nie obudzi. Widział, że była roztrzęsiona całą aferą, więc musiał zostać i zaczekać aż się obudzi, a następnie z nią porozmawiać. Minął kwadrans, Elias siedział na krześle postawionym naprzeciw parawanu, z którego nieśmiało zaczęła wyłaniać się sylwetka pani Pomfrey. Kobieta co chwila zerkała na dziewczynę, jakby sprawdzając, czy coś do wyleczenia nie umknęło jej uwadze. Gdy już oderwała od niej wzrok, jej przenikliwe oczy spoczęły na Eliasie, który może trochę zbyt porywczo zerwał się z siedzenia, bo wraz z powstaniem na nogi przewrócił swoje krzesło. Poppy zdenerwowała się i gestem nakazała mu cisze. Młodzieniec szybko podniósł przedmiot a następnie skierował się do niej z zapytaniem, czy może zostać przy Mary. Oczywiście na początku spotkał się ze stanowczą odmową, ale pod wpływem błagań Eliasa każda najtwardsza dusza w końcu mięknie. Po wyrażeniu zgody przez pielęgniarkę, Elias przybliżył sobie krzesło do łóżka młodej MacDonald. Pani Pomfrey powiedziała, że dała jej coś, co zaraz powinno ją obudzić, by mogła spróbować stanąć na nodze i przejść się z nią kawałek po skrzydle szpitalnym. Jeśli dalej będzie boleć, zostanie tutaj dłużej. Po upływie dziesięciu minut Elias zobaczył, że oczy Mary powoli się otwierają.

    OdpowiedzUsuń
  49. Catherine, może dlatego, że jednak była Krukonką, lubiła się uczyć i wiedzieć więcej, co niejednokrotnie wywoływało zmieszanie u nauczycieli, gdyż nie zawsze zainteresowania Greene szły w odpowiednim kierunku. Zbyt często interesowała się tym, czym nie powinna, a jej widza na pewne tematy była wręcz niebezpiecznie duża, co miało prawo zaniepokoić dorosłych i, jakby nie patrzeć, mądrzejszych od niej czarodziejów. Co jednak mogła poradzić na to, że interesowała się głównie tym, co skrywały w sobie księgi z działu Ksiąg Zakazanych? Uważała, że to wysoce lekkomyślne, utrudniać uczniom dostęp do czegokolwiek, bo przecież nie od dzisiaj wiadomo, że to co zakazane i niedostępne kusi najbardziej.
    Pewnie gdyby działała w pojedynkę, nie zdziałałaby tak wiele, ale już dwa lata temu przypadkiem trafiła na Mary, która warzyła w pustej klasie eliksir wielosokowy. Od tego zaczęły, a potem szły coraz dalej, i dalej, i dalej... W końcu problem stał się nie tyle czas potrzebny do zrobienia kolejnych eliksirów, ile nietypowe składniki, których nie było w szkolnej spiżarce, a czasem stały się również niedostępne w Hogsmeade.
    Catherine przeglądała stary podręcznik do eliksirów, który nigdy nie został dopuszczony do szkół z powodu... dość kontrowersyjnego programu. Jej się jednak podobał. Problem, jak zwykle, był ze składnikami. Pomału zaczynało ją to drażnić, a kiedy coś działało jej na nerwy, to robiła wszystko, aby owo coś zlikwidować, więc...
    - Chyba będziemy musiały iść do Londynu po składniki - powiedziała i spojrzała uważnie na swą towarzyszkę, szczerze ciekawa jej reakcji.
    Wprawdzie nigdy nie uważała Mary za Gryfonkę, która obsesyjnie pilnuje się regulaminu i boi się chociażby nagiąć jeden punkt. Znała ją jednak trochę i wiedziała, że obie szkolnymi zasadami raczej się sugerują, jednak wymykanie się do Hogsmeade to jedno, a do Londynu zupełnie co innego. Jeśli jeszcze dodać, że zapewne trzeba będzie udać się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu... No cóż, dla jednych pomogłoby być to nie do pomyślenia, ale Catherine nie miała najmniejszego zamiaru rezygnować z tego planu, nawet jeśli będzie skazana sama na siebie.

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  50. Woda była zimna a głębiny ciemne i odpychające, ale Will wiedział, że zabrnęli już Mary zbyt daleko, aby się wycofać. Zamiast się zawahać i lękliwie spojrzeć w kierunku powierzchni chłopak skierował się stronę MacDonald, transmutując jej obranie w piankę odpowiednią do podwodnej eskapady. Drugie zaklęcie trafiło w jej buty, zaś kolejne rozświetliło obszar dookoła nich delikatną, błękitnawą poświatą. Mulciber wolał nie ryzykować z prawdziwym, monochromatycznym światłem, ponieważ było ono zbyt jaskrawe i mogło zwabić żyjące w jeziorze stworzenia. Zamiast tego postanowił przywołać rozpraszające mrok, ale mniej intensywne światło.
    Strona, w którą ruszyła MacDonald była zupełnym przeciwieństwem tej, którą on sam by wybrał. Mary podążyła w nieoświetlony mrok z pewnością, której jemu brakowało, kierując się w stronę labiryntu wystających z dna skał porośniętych lepkimi wodorostami, podwodnym zielskiem oraz ostrymi jak brzytwy krańcami. Nic przyjemnego – pomyślał chłopak, ale w milczeniu płynął za MacDonald starając się asystować ją w tej decyzji. Miał przy tym nadzieję, że szybko uda im odnaleźć ten przeklęty klucz, wrócić na łódkę, rozwikłać zagadkę ukrytą we wnętrzu skrzyni oraz, co podobało mu się najbardziej, wrócić do bardziej przyjemnych rzeczy, które zaplanował. W momencie, w którym miał uśmiechnąć się do swoich myśli z prawej strony mrok zgęstniał a olbrzymie cielsko, a przynajmniej cień lub kształt przypominający cielsko olbrzymiego zwierzęcia, przesunęło się dalej w cień, unikając kontaktu z błękitnawym blaskiem. Will zmniejszył odległość blasku, a następnie podpłynął do Mary, ściskając ją za ramię. Skinieniem głowy wskazał prawą stronę, a następnie przesunął krańcem różdżki po swojej szyi. Z pewnymi rzeczami nie wygrają, nawet w dwójkę.

    OdpowiedzUsuń
  51. I gdyby to nie była Mary, a jakaś inna osoba to Lily z pewnością by tak zrobiła. Olałaby ją, bo jakże to tak budzić ją w trakcie naprawdę jednego z wspanialszych snów?! Ale dziewczyna znała swoją przyjaciółkę doskonale i wiedziała, że Mary ma tendencję do opuszczania niektórych posiłków, przez co później cierpi katusze powoli umierając z głodu.
    Nawet nie przejęła się tym, że zapewne podczas podróży do kuchni zmarznie, liczyło się tylko to żeby tam dojść, wypić czekoladę, którą jej obiecano, doprowadzić Mary do jej dormitorium, bo jeszcze się biedactwo zgubi, i wrócić do łózka! Znając życie to zajmie jej to resztę nocy, dzięki czemu następnego dnia będzie kompletnie nieżywa na zajęciach. Ale czego nie robi się dla przyjaciół? No właśnie.
    - Nie wyśmiewaj się z niej! Jest najwygodniejsza ze wszystkich! Ty niby masz lepszą? – Oburzyła się żałując, że nie wzięła ze sobą puchatego szlafroka, ewentualnie szaty, żeby tylko zasłonić to cholerne upokarzające ubranie. Prychnęła idąc coraz szybciej za blondynką. Miała nadzieję, że jak najszybciej dotrą do kuchni i nikogo nie spotkają na swojej drodze.
    Gdy w końcu dotarły do tak upragnionego, niezwykle mocno oświetlonego pomieszczenia odetchnęła z ulgą i opadła na pierwsze lepsze krzesło, które przyniósł jeden ze skrzatów. Byli tak do nich przyzwyczajeni, że nawet nie zdziwili się tym świetnym przybyciem. Od razu zaoferowali stosy jedzenia.
    - James chodzi z Reeve. – Wypaliła ni stad ni z owąd, zanim zdążyła porządnie ugryźć się w język. Kiedyś w sprawie Pottera Mary stała za nią murem, ale w końcu i ona zaczęła przekonywać Lily, żeby dała szansę Rogaczowi. A ta jak zwykle obudziła się za późno.

    [Wiem, że to coś woła o pomstę do nieba, ale koniec ferii, i w ogóle tyle jeszcze do zrobienia itd. XD] Lily

    OdpowiedzUsuń
  52. Jeśli było coś, czego Ignotus nie lubił nad wszystko inne było to poczucie, że traci kontrole. A ostatnio owo poczucie towarzyszyło mu niemal nieustanie.
    Całe to zamieszanie z Evą. Jej związek z Jamesem. Ten teatrzyk, który odgrywali razem z panną Evans. I na dodatek, jakby miał mało problemów na głowie, to nieszczęsne małżeństwo, które jego rodzice postanowili zaaranżować zaraz po zakończeniu przez młodzieńca szkoły.
    Nic tylko się upić.
    Co prawda alkohol nie rozwiązywał problemów Darkfitcha, ale pozwalał na moment o nich zapomnieć. A w zaistniałeś sytuacji samo zapomnienie o kłopotach okazywało się być niezwykle cenne. Dlatego niemal co wieczór, w towarzystwie lub samotnie, opróżniał kilka butelek Ognistej Whisky. A ona paraliżowała jego uczucia, sprawiała, że zszargane nerwy na chwile obumierały i pozwalała mu zagłębić się w słodkim zapomnieniu.
    Jego późniejsze poczynania zależały od dnia. Czasami po prostu, zalany w trupa kładł się spać. Bez uprzedniego umycia, czy chociażby przebrania w piżamę. Czasami zasiadał w Pokoju Wspólnym Ślizgonów i zwierzał się przypadkowej osobie ze swych rozterek. Czasami szukał zaczepki i konfliktu, by pokazać, samemu sobie, że choć znajduje się w trudnej sytuacji, z którą całkowicie sobie nie radzi, są takie zdarzenia, gdzie może być górą.
    A czasami, tak jak dzisiaj, wymykał się z lochów i, błądząc po hogwarskim labiryncie korytarzy, szukał kogoś, kto pozwoliłby mu, a raczej jego spragnionemu czułości ciału, na chwilę fizycznego odreagowania. Z racji tego, kim był i jak wyglądał zazwyczaj nie było to specjalnie trudne zadanie.
    Tym razem, jak się okazało, miało być jednak zupełnie inaczej. A wszystko przez to, że w pijackim widzie, zupełnie zapomniał o swoim związku z rudą szlamą – Evans. Kto by przypuszczał, że to głupkowate przedstawienie, dla tępych mas tak szybko zostanie wzięte na poważnie? Kto mógł sądzić, iż ludzie tak prędko zapomną, że przez sześć lat swojej szkolnej kariery Darkfich gardził mugolakami i dawał temu wyraz na różne wyrafinowane sposoby, i tak bezrefleksyjnie przyjmą, jak coś zupełnie oczywistego nagłą miłość, którą Ślizgon zapałał do szlamy?
    IDIOCI.
    Co prawda on również nie popisał się ponadprzeciętną inteligencją, gdy spotkał w Sali Wejściowej Mary MacDonald, oddaną przyjaciółkę swojej, pożal się boże, dziewczyny i nagle zapragnął wcielić się w role don juana. Ale on przynajmniej mógł wykręcić się spożytymi procentami.
    To prawdopodobnie one spowodowały, że był tak niezwykle zaskoczony, gdy objąwszy dziewczynę wpół, został potraktowany w bardzo niehumanitarny sposób – najpierw oberwał w brzuch z łokcia, a następnie jego policzek zapłonął od silnego uderzenia z otwartej dłoni.
    - Pogrzało cię? – wypalił łapiąc się za twarzy.

    [W końcu udało mi się rozpocząć nasz wątek. Mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowana jakością tego, co Ci oferuję powyżej].

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  53. [Cześć! I dziękuję bardzo :3 Chwalę za Tereskę, piękna jest <3]

    Jasmine Alderman

    OdpowiedzUsuń
  54. [Z chęcią, ale zero pomysłów u mnie '-' Dzisiaj nie grzeszę weną, niestety ;<]

    Jasmine Alderman

    OdpowiedzUsuń
  55. Wychowanek domu Węża nie był przygotowany do tak nagłego opuszczenia podwodnej głębiny. Przywołane zaklęciem skrzela zapiekły go, zapierając dech w piersiach, kiedy wrażliwe organy zetknęły się z działaniem mroźnego, atmosferycznego powietrza. Mulciber zakrztusił się pierwszym haustem tlenu, zaraz po zdjęciu zaklęcia, a następnie przez moment uspokajał bijące szaleńczo serce. Zastrzyk adrenaliny pomógł mu utrzymać niestępione brakiem powietrza zmysły, lecz chłopak wiedział, że objawy szoku utrzymają się jeszcze przez jakiś czas. Impet uderzenia wprawił łódkę w chaotyczne drganie, spotęgowane dodatkowo nazbyt żywiołowymi działaniami MacDonald, która, nie obawiając się kołysania, doskoczyła do skrzynki niemal wyszarpując ją spod ławki. Will przyglądał się temu w milczeniu, oparty o drewniany dziób łódeczki. Jego też trawiła okropna ciekawość, dotycząca tajemnicy ukrytej we wnętrzu skrzynki, lecz z drugiej obawiał się tego, co może tam znaleźć. Jego znajomość z Mary była przecież dopiero w fazie zapoznawczej, gdy tajemnicza wiadomość dopadła ich w szkolnej bibliotece. Jeżeli spojrzeć na całe zdarzenie z dystansu, a na to Mulciber mógł sobie pozwolić, można było dość do wniosku, że to właśnie ta „nieprzyjemna prawda” skryta w szkatułce zbliżyła go z tą niezwykłą Gryfonką. Było to tak paradoksalne odkrycie, że chłopak niemal pozwolił sobie na wybuch gorzkiego śmiechu. Nie zrobił tego jednak, ponieważ w tej samej chwili Mary pokazała mu skrawek pergaminu z idealnym pismem, którego nie rozpoznawał. Sabotażystą nie mógł więc być nikt, kogo znał. Żaden z jego przyjaciół, których podejrzewał nie maczał w tym palców. To mu wystarczyło, dlatego, pomimo bardzo negatywnego stwierdzenia Gryfonki, Ślizgon uśmiechnął się do niej niezwykle pogodnie, a następnie, odruchem zupełnie bezwarunkowym, odgarnął jej z czoła mokre kosmyki, które przykleiły się do skóry.
    - To znaczy, że mam lojalnych przyjaciół, którym powinienem ufać zdecydowanie bardziej niż do tej pory. Nie ma się co denerwować, choć jeśli znajdę tego, kto wpakował nas w te tarapaty najprawdopodobniej urządzę mu jesień średniowiecza. A teraz choć tutaj – chłopak poklepał wolne miejsce obok siebie. – Jeśli będziesz się tak gorączkować przy takiej temperaturze jutro nie wyjdziesz z łóżka.
    Mary nadal miała na sobie ubranie z pianki i płetwy (jak ona potrafiła poruszać się w nich z taka gracją?), żaś mokre włosy i ciało wystawiła na działanie mroźnego wiatru. Dziewczyna musiała być zbyt mocno ciekawa zawartości skrzynki, aby przejmować się tym, że poważnie zagraża swojemu zdrowiu.
    - Wątpię czy wyjdziesz z łóżka przez najbliżej dwa tygodnie, a muszę nieskromnie zdradzić, że mam poczynione pewne plany. Musiałbym się bardzo, bardzo nastawać, żeby teraz wszystko odkręcić, dlatego zakazuję ci chorować. – Pomimo szczerych chęci głos Willa zabrzmiał zdecydowanie zbyt poważnie. Przez moment przypominał tego wrednego, ślizgońskiego Prefekta Naczelnego, o którym krążyły niewybredne opowieści.
    - Musisz się rozgrzać i wysuszyć ubranie. No, nie krzyw się tak. Moje intencje są krystalicznie czyste. Zanim wleję w ciebie litr gorącej czekolady, owinę cię kocem aż po czubek nosa. Chodź tu, przecież cię nie zjem.

    OdpowiedzUsuń
  56. Nawet najbardziej pijany człowiek może mieć przebłyski trzeźwego myślenia.
    - Pewnie nie uwierzysz, że pomyliłem cię z twoją przyjaciółką… – wypalił Darkfitch wiedziony takim właśnie przebłyskiem, gdy zorientował się, że dziewczyną, którą zdecydował się „zbajerować” jest nie kto inny, jak Mary MacDonald.
    „Musiałaby być kretynką żeby uwierzyć.” Zauważył w myślach wyobrażając sobie płomiennorude włosy swojej „dziewczyny”, które bardzo trudno pomylić było z blond czupryną Mary.
    Myśli biegły w jego głowie z prędkością galopującego konia niemal boleśnie obijając się o kości czaszki. A może to wcale nie myśli boleśnie obijały się w jego głowie tylko powoli zaczynał męczyć go najzwyklejszy w świecie kac?
    W końcu odpowiednie trybiki wewnątrz czaszki Darkficha zaskoczyły, a jego jaźń przywitała nowy pomysł, którym mógł całkiem skutecznie wytłumaczyć akt napaści, który dokonał na pannie MacDonald.
    - Chciałem cię po prostu przestraszyć, Mary – powiedział powoli uśmiechając się rozbrajająco. – I chyba się udało. Zobaczyłem cię i nie mogłem się powstrzymać.

    Igotus

    OdpowiedzUsuń
  57. [Jeśli chodzi o jakiś ciekawski wątek to mam dwie propozycje, które są w zakładce pod moją kartą. Daj znać, czy któraś z nich Ci odpowiada, a jeśli nie, to będę intensywnie myśleć nad czymś ukierunkowanym troszkę w inną stronę niż te tam :)]

    Hannah

    OdpowiedzUsuń
  58. Mary. To imię również wydało mu się znajome, ale nie umiał przypisać go do twarzy. Jeszcze raz obrzucił dziewczynę przenikliwym spojrzeniem, a potem zapatrzył się w nocne niebo.
    Często tu przesiadujesz? Zastanowił się nad tym pytaniem. Wcześniej… Nigdy nawet by nie pomyślał, że może woleć przebywać na Wieży Astronomicznej niż w Pokoju Wspólnym Ślizgonów w otoczeniu znajomych. Jednak to było w przeszłym życiu. Jakby zupełnie nie dotyczyło tego Benjamina.
    - Masz zamiar mnie szukać? – Zapytał retorycznie, uśmiechając się lekko.
    Obserwował niebo. Spadająca gwiazda mignęła mu po prawej stronie, skierował tam swój wzrok, ale już jej nie dostrzegł. Zastanawiał się nad przemijalnością, nad zmiennością ludzkiego życia. Jego egzystencja była tego doskonałym przykładem.
    - Można powiedzieć, że Wieża to ostatnio mój drugi dom. Spędzam tu więcej czasu niż w dormitorium – zaśmiał się, choć nie zabrzmiało to szczerze.

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  59. [Problem w tym, że chcę, aby później ta osoba, do której Jas coś czuje, z czasem zaczęła odwzajemniać jej uczucia lub od początku czułaby to samo, więc chyba nic z tego ;< Ale kiedyś mogły być dobrymi koleżankami, któregoś razu Jas za dużo wypiła i chciała pocałować Mary, ale ta się przestraszyła i uciekła. Mogło to być na początku tego roku albo jeszcze w wakacje i do tej pory starają się unikać xD]

    Jasmine

    OdpowiedzUsuń
  60. [Skrzat domowy, ciastko z kremem, skarpetka, różowa farba, zimna woda, paniczny strach, pokój życzeń, samochód bez kół, sklątki tylnowybuchowe, sklep zonka -> nastrzelałam :D Teraz musimy coś z tego wykombinować. Można w sumie na gg, będzie prościej]

    Hannah

    OdpowiedzUsuń
  61. [Cześć, cześć. Pewnie wielu ludzi ma w sobie coś z Charliego. :) A ta Pani Mary też niczego sobie, obchodzi urodziny dwa dni przed nim, a postać jej patronusa na pewno by mu się spodobała. :D]

    OdpowiedzUsuń

  62. Chłopak westchnął cicho chwytając podręcznik. Mimo wszystko nie znał w końcu eliksiru na pamięć, chyba pierwszy raz widział dzisiaj pełny spis składników do niego, ale mimo wszystko się cieszył, że nie kazała mu ważyć eliksiru euforii. Jego radość szybko jednak minęła, gdy spojrzał na napis wytłuszczonym drukiem:
    „Uwaga! Składniki należy dodawać pewnie, albowiem najmniejsze zawahanie może sprawić iż zażywający może zapaść w nieprzerwany sen.”
    - Świetnie…- mruknął i podszedł do blatu, gdzie na wolnym miejscu ułożył podręcznik. Zaczął przygotowywać pierwszy składnik.
    - Wybacz, że pytam ale… Kiedy uwarzyłaś swój pierwszy eliksir?- zapytał, nie chcąc by w sali zapadło nieprzyjemne milczenie, które niesamowicie by go krępowało. Nie lubił milczenia, jeśli przebywał z kimś w pomieszczeniu i jeśli już zaczął z tą osobą rozmowę.- Ja swój pierwszy mogłem uwarzyć dopiero w Hogwarcie.- wyznał. No cóż, oczywiście nie wspominał o tym, że rodzice gdy miał te swoje kilka lat nie pozwalali mu się nawet do kociołka zbliżać, bo jeszcze nie był świadom jak wielką krzywdę mógł sobie zrobić. A w domu dziecka? No szczerze powiedzmy sobie, że gdyby zaczął mówić o tym, że warzy eliksir, to wysyłaliby go nie do psychologa ale do psychiatry.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Pomysł mi się podoba. Mam zacząć? :)]

    OdpowiedzUsuń
  64. To, że jej słowa spowodowały wyraźną irytację Gryfonki, sprawiło jej satysfakcję.
    Josephine miała dziś ochotę pobyć w samotności, tylko ona, ciplarnia i Eleonora, od czasu doc zasu próbująca podebrać szczyptę smoczego nawozu. Pojawienie się blondynki nie było jej w smak, co miała zamiar wyrazić odpowiednimi słowami.
    Jednak gdy dziewczyna podała jej skrawek pergaminu z zapisanymi składnikami eliksirów, Jo zrezygnowała ze swojgo pierwotnego zamiaru. Szybkim ruchem wyjęła listę z zaciśniętej kurczowo dłoni czarownicy i pobieżnie przeleciała po niej wzrokiem.
    - Dyptam, pykostrąk, nasiona terrarii ... Mamy tutaj wszystko. - Oddała blondynce pergamin i weszła w głąb cieplarni.
    Tutaj poczuła się dużo lepiej. Unoszący się w powietrzu zapach ziemi i wzmożona ilość zieleni dookoła działały na nią zdecydowanie bardziej kojąco niż widok Gryfonki. Była na swoim terytorium.
    Panna Hawkins zaczęła sięgać na półki i półeczki, skąd ściągała kolejne donice z roślinami. Niektóre z nich zaczynały poruszać łodygami, wyginając się w rytm niesłyszalnej muzyki, inne zmieniały barwę, a jeszcze jakieś zaczęły grać w łapki, jak bawiące się na podwórku dzieci. Jednak wszystkie zachowywały się należycie. Dopiero, gdy zbliżyła się do Eleonory, tentakula cofnęła się jak oparzona, a następnie wystrzeliła dwie ze swoich macek za plecy Josephine.
    Krzyk, który rozległ się chwilę później, poinformował czarownicę, że nie chybiła. Krukonka obróciła się powoli i zobaczyła blondynkę, trzymającą się za rękę. Z ust Jo wydobyło się przekleństwo.
    - Musiałaś jak zwykle nabroić - syknęła w stronę tentakuli. - Nic ci nie będzie. - Tym razem uwaga skierowana była do Gryfonki. - Jad tentakuli nie zabija, ale paraliżuje na parę godzin. Powinnyśmy się udać do Skrzydła Szpitalnego, pani Pomfrey upora się z tym szybciej. Zaprowadzę cię, eee... Jak masz na imię?

    OdpowiedzUsuń
  65. Głos Mary był jeszcze bardzo zachrypnięty i gdy leżała tak na łóżku cała potłuczona, z poczuciem winy, który wyrażała w swoich szczerych przeprosinach, Eliasowi zrobiło się wstyd, że wcześniej myślał, by na nią nakrzyczeć. Dobijanie leżącego nie wchodziło w jego naturę. Oczywiście taka traumatyczna sytuacja nie zdarzała się z dnia na dzień, mógł sobie pozwolić na chwilę złości, szczególnie że był ze swoją miotłą bardzo emocjonalnie związany. Sam już nie wiedział co myśleć. Ale uznał, że to już koniec straszenia swoją postawą biednej Mary. To nie ona zawiniła, tylko ci idioci bawiący się tłuczkiem. Usłyszał głos pielęgniarki, jej polecenie pomocy a następnie głos młodej blondynki.
    - Musisz wiedzieć, że naprawdę mi przykro i pokryję wszystkie koszty – odezwała się do niego, podczas wstawania z łóżka i stawiania stóp na podłodze. Zmarszczył po chwili brwi, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co dziewczyna przed chwilą powiedziała.
    - Mary, musisz wiedzieć że się na ciebie nie złoszczę – wykrzywił usta w uśmiechu. Na początku poszło mu to dosyć mizernie, ale szybko się zrehabilitował. Trudno powrócić ze stanu powagi do codziennego entuzjazmu, gdy ową powagę odczuwa się rzadziej, niż propozycje randki od jakiejś dziewczyny. Niezwykle rzadko. – Pieniądze mnie nie interesują, ani żadna nowa miotła. To nie była twoja wina, więc zapłata byłaby bardzo bezsensu – zwrócił się do niej, jednocześnie biorąc ją pod ramię i prowadząc małymi kroczkami przed siebie. – Boli? – Zapytał z troską.



    Elias

    OdpowiedzUsuń
  66. Ulotce, przez którą spóźniasz się na lekcję i dostajesz szlaban, nie należy ufać. Chyba, że nazywasz się Charlie Davis i ciekawość aż cię zżera. Do tego stopnia, że zaczynasz nerwowo podrygiwać, a słowa nauczyciela w ogóle do ciebie nie docierają.
    - Tak, Charlie? - spytał uprzejmie profesor Flitwick, gdy ręka chłopaka wystrzeliła do góry jak z procy.
    - Czy mógłbym... wyjść do toalety?
    - Teraz? Nie dość, że wpadłeś na zajęcia spóźniony, tłumacząc się lewitującymi kartkami, układaniem zbroi i, na brodę Merlina, handlem wymiennym z Irytkiem, to jeszcze masz zamiar wyjść w ich trakcie?
    - Ale ja... - wymamrotał chłopak i ze skruchą spuścił głowę. Jeśli powiedział coś jeszcze, to zrobił to na tyle cicho, że nikt nie zdołał go usłyszeć. Na starca to chyba podziałało, bo jego mina szybko złagodniała i w geście kapitulacji machnął ręką.
    - No dobrze, idź.
    Charlie wydał z siebie nieokreślony okrzyk radości i niemal wyskoczył ze swojego miejsca, przy okazji przewracając krzesło, na którym chwilę temu siedział. Podniósł je pospiesznie, zasunął, po czym szybkim krokiem przemierzył salę. Ukłonił się na koniec uprzejmie i już go nie było.
    Expecto Patronum - w obronie przed mrokiem
    Jeśli chcesz nauczyć się zaklęcia patronusa lub przećwiczyć je pod czujnym nauczycielskim okiem, czekamy na Ciebie we wtorki i piątki o godzinie 17:00 w sali Obrony Przed Czarną Magią.

    Puchon rozejrzał się bacznie po korytarzu i przeczytał treść ulotki jeszcze raz, a potem znowu.
    - Więc dzisiaj o siedemnastej... - szepnął, chowając kartkę do kieszeni szaty, a następnie udał się prosto do klasy, by profesor Flitwick więcej się nie złościł.

    Przyszedł we wskazane miejsce ponad piętnaście minut za wcześnie. Ostrożnie nacisnął klamkę i zajrzał do klasy, lecz nikogo tam jeszcze nie było. Stał tak przez chwilę, zastanawiając się, czy wejść do środka, aż w końcu zamknął drzwi i usiadł pod ścianą. Czekając na rozwój wydarzeń, wyciągnął z kieszeni ulotkę i zaczął się jej przyglądać. Oprócz wspomnianego wcześniej zwięzłego tekstu zapraszającego na zajęcia, znajdował się na niej jeszcze ruchomy obrazek. Czarodziej wykonywał nad głową obrót różdżką, a z jej końca wypływało srebrzyste światło w kształcie zwierzęcia. Najpierw był to wąż, potem lew, następnie orzeł, a na końcu borsuk i całość powtarzała się od nowa.

    [Ja chyba też. :<]

    OdpowiedzUsuń
  67. Powiew ciepłego powietrza był przyjemny tylko przez moment. W ślad za nim w stronę twarzy Mulcibera pomknął mroźny podmuch, który sprawił, że ostatnie krople wody z pewnością zamarzły. Chłopak poczuł jak skóra na jego policzkach tężeje, lecz, nazbyt skupiony na Mary, nie zrobił nic, aby temu zapobiec. Zamiast tego przywołał zaklęciem swoje buty, które obijając się o brzegi łodzie przemknęły pod nogami MacDonald, lądując w rękach Ślizgona.
    - Owszem, ostrożności nigdy za wiele. Zwłaszcza, jeśli jest się tak popularną osobą, jak ty, Mary. Słyszałem, że masz z czego wybierać jeśli chodzi o zbliżający się bal Walentynowy… - Will zbyt późno ugryzł się w język, nie wiedząc czemu przywołał akurat ten temat. Zanim wsiedli na tą łódź obiecał sobie przecież, że zapomni o tym, co mówił mu Carrow i będzie… rozkoszować się spotkaniem z przyjaciółką. Nie, szybko zaprzeczył, nie tracąc z twarzy uśmiechu, kimś więcej niż przyjaciółką, choć nadal ciężko było mu uwierzyć, że Mary zdołała okręcić go sobie wokół palca a on nawet tego nie zauważył. – Wybacz, powinienem szybciej ugryźć się język. – Pokiwał rękami, zapraszając ją obok siebie. – Ostatnio jestem świadkiem zbyt wielu plotkarskich rozmów. Zapomnij.
    Nie śmiał nawet spojrzeć na Mary, obawiając, że na jej twarzy dostrzeże odpowiedź, której nie chciał tam zobaczyć. Przecież w co on pogrywał? Jak śmiał podejrzewać, że ktoś tak lubiany jak Mary MacDonald zwróci uwagę na kogoś o tak nędznej reputacji? Carrow miał rację od samego początku i Mulciber powinien był go posłuchać. Oszczędziłby sobie zawodu.

    OdpowiedzUsuń
  68. [Na wątek się piszew, nawet też zacznę tylko czy tym razem będziesz mi odpisywać? ]

    OdpowiedzUsuń
  69. Scott bardzo dobrze potrafił fingować, można nawet było się pokusić o stwierdzenie, że to było w jego naturze. Dobra mina do złej gry. Zepsucie wewnętrzne maskował dobrymi ocenami i dużą chęcią pomocy innym. Bardzo szybko w ten sposób stał się ulubieńcem nauczycieli, a czysty rodowód oraz dziadek twórca zaklęć sprawiły, że i Horacy Slughorn padł ofiarą jego obłudy. Kiedy został poproszony o udekorowanie jego pokoju na mały bankiecik walentynkowy zgodził się choć wewnątrz gotował się w nim jad - serduszka, różowe konfetti i amory to nie jego bajka. Zdecydowanie. Lein nie miał zmysłu na tyle romantycznego że do pomocy przydzielono mu Gryfonkę.
    Kiedy zrezygnowany stawił się na miejscu, nikogo nie było. Z małego pomieszczenia nagle wyrosła wielka sala, mogąca pomieści nie kilkanaście osób a a przynajmniej setkę. Kortony z dekoracjami stały ustawione pod oknem. Czysta ciekawość zmusiła go do zajrzenia co znajduje się w środku.
    - Ohyda. - mruknął podnosząc do góry cukierkową spódniczkę wykonaną z tiulu obsypaną świecącym się brokatem o ton ciemniejszym niż materiał. Na tyle była mała, że tylko skrzat by się w nią zmieścił. Ta myśl nieco poprawiła mu humor. Róż, czerwień i serduszka czekały na zawieszenie. Scott za to czekał na Mary szperając w kartonach, co rusz odkrywając co raz bardziej tandetne ozdoby. Ręce miał już całe oblepione brokatem a końcówki palców zafarbowane na czerwono.

    OdpowiedzUsuń
  70. Nieodłącznym elementem egzystowania jako uczeń w Hogwarcie były bezustanne plotki. W pierwszy latach nauki dotyczyły raczej delikatnych spraw i nie miały tak wielkiej siły rażenia, a w miarę kończenia kolejnych klas nabierały rozmachu i charakteru, dosłownie wpychały się w każdą sferę życia uczniów, których dotyczyły. Plotki są wszędzie i krzywdzą każdą choć trochę wrażliwszą duszę. Zwłaszcza, jeśli były kompletnymi bzdurami wynikającymi z niedomówień.
    Reeve nigdy nie przywiązywała do nich uwagi. Jeśli coś mówili, to ona nie chciała nawet o tym wiedzieć, dzięki czemu wiodła w miarę spokojne życie.
    Poza tym, nie była tak medialną osobą jak chociażby Huncwoci. A w wyniku ostatnich wydarzeń odniosła wrażenie, że cała szkoła o niej mówi. I co w tym było najdziwniejszego, mówi prawdę.
    Tak jak umówili się z Jamesem, miało być cicho i bez szumu, nikt miał nie wiedzieć, ale na dłuższą metę taki układ nie miał sensu. Pal licho cały Hogwart, prawdopodobnie w momencie kiedy dowiedzą się ich przyjaciele, rozpęta się piekło pytań i wyrzutów dlatego też ukrywali coś takiego w tajemnicy. Dlaczego? Reeve sama nie wiedziała.
    Oczywiście kwestią czasu było, aż dowiedzą się jej przyjaciółki, a widząc w progach swojego dormitorium Mary i jej wyraz twarzy, Eva zrozumiała, że czas nadszedł.
    Gryfonka przesunęła się, robiąc tym samym MacDonald miejsce na łóżku.
    - Więc gadajmy - powiedziała z pewną dozą niepewności i odłożyła książkę na etażerkę.

    OdpowiedzUsuń
  71. Skrzywiłem się po czym zdmuchnąłem brokat z rąk. Delikatny mieniący się pyłek poleciał w stronę dziewczyny osadzają się na jej szacie. Nie potrafiłem nazwać uczucia które mnie ogarnęło, gdy Gryfonka zastała mnie przy świecących kartonach. Trzymając w dłoni strzałę Amora i lekko nią machając zastanawiałem się co począć.
    - Slughorn utopi nas w soku z kandyzowanych ananasów, ale to chyba lepsze niż skrzaty-erosy dźgające kogo popadnie tym. - mówiąc to wbiłem grot w karton dziurawiąc go. Pudeł z tandetą było chyba z tuzin jak nie więcej. W najgorszych snach nigdy nie widziałem tyle świecidełek, cukierkowych pierdół.
    - O mało mnie nie zemdliło. Jakiś jaśniejszy koncept?

    OdpowiedzUsuń
  72. Żałowała, naprawdę żałowała, że w odpowiednim momencie nie ugryzła się w język. Powinna się porządnie zamknąć, posiedzieć z Mary w milczeniu, a nie wyjeżdżać z takim tekstem. Ale nie! Ona durna musiała, po prostu musiała powiedzieć cokolwiek. Tyle, że.. chciała się komuś wygadać. Mary była jej przyjaciółką i byłoby to najzupełniej naturalne, gdyby nie fakt, że oprócz niej dziewczyna jak na złość przyjaźniła się też z Evą. Lily czuła jakby w jednej sekundzie wszyscy sprzymierzyli się przeciwko niej. W owym momencie miała ochotę zwyczajnie wyjść z kuchni, wrócić do dormitorium i się rozpłakać. Nie zrobiła tego jednak, bo była przekonana, że blondynka poszłaby za nią. A rozmowa w dormitorium wcale nie była takim świetnym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że to dormitorium dzieliła z Evą Reeve.
    Zaśmiała się cicho słysząc wzmiankę o Ignotusie. Jego plan był dobry, ale jakoś wątpiła w to, żeby uwierzyli w to główni (nie)zainteresowani. Brnęła jednak w tej udawany związek dalej, byle tylko pokazać Jamesowi Potterowi, że ona potrafi sobie znaleźć kogoś lepszego. Co oczywiście była kłamstwem, bo Ślizgon, którego dąży nienawiścią nie może być lepszy od Gryfona, który starał się o nią od bardzo dawna.
    - Nie! Jasne, ze się nie przejmuję. – Upiła łyk gorącego napoju i wzruszyła ramionami. – Z tym imieniem jakoś tak samo wyszło. Może chciałam zmienić przyzwyczajenia? Zawsze było Potter i Potter. Lepiej powiedz mi co tam u Ciebie, jakoś ostatnio nie było czas na nic, a muszę przyznać, że tęskni łam za tymi naszymi nocnymi wypadami!

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  73. Spojrzał na nią wyraźnie pokrzepiony jej pierwszymi słowami ciesząc się iż nie tylko on miał pierwszą prawdziwą styczność z eliksirami dopiero w szkole. Po chwili wrócił wzrokiem do składnika, zauważając że prawie pociął sobie palca.
    -„Plus za ostrożność Farewell”- powiedział do siebie w myślach, po czym westchnął i pewnie dodał pierwszy składnik do kociołka. Chwycił kolejny słoiczek i zaczął ważyć kolejny składnik z niewiarygodną dokładnością.
    - Cóż... niby się nie różni, a jednak wolę stać przy kociołku niż z miotłą w ręku…- zaśmiał się cicho.- Kocham Quidditcha, ale dla mojego bezpieczeństwa powinienem trzymać się z daleka… Mój pierwszy lot na miotle skończył się po dwóch minutach czterema połamanymi żebrami, złamaną prawą nogą i skręconą kostką.- wyliczył i znów się zaśmiał. Pamiętał to nie dlatego, że czuł ból, bo go nie czuł. Pamiętał to, bo był po tym tak oszołomiony, że przez tydzień nie chciał wyjść ze skrzydła szpitalnego, o wchodzeniu na boisko Quidditcha.- W sumie moje początki z eliksirami też nie były zbyt szczęśliwy. Pierwszy eliksir skończył na mojej twarzy. Na całe szczęście był zimny już wtedy, bo z dodaniem kolejnego składnika musiałem poczekać aż ostygnie… Chyba źle wymierzyłem składnik… No. W każdym razie miałem czerwone bąble przez jakiś tydzień…- idealnie wymierzony składnik dodał do kociołka i zamieszał wedle przepisu dwa razy w prawo.

    OdpowiedzUsuń
  74. Do północny. Tyle im zajmie czyszczenie ozdób. Jak nie dłużej.
    Scott wyciągnął swoją ciemną różdżkę i cicho westchnął – kiedy tylko uporają się z ozdobami, sami będą musieli się jakoś oczyścić z brokatu. Małe świecące chole. rstwo. Tuzin wielkich kartonów kartonów. Ślizgon wybrał sobie jeden z większych pudeł, rzucił je niedbale na podłogę po czym sam usiadł na dywanie przed, wygrzebując i oczyszczając pierdoły.
    - Moglibyśmy zmienić też kolor na mniej kiczowaty . Klasyczna czerń z czerwonymi dodatkami. – mruknął kiedy pozbył się migających serduszek z wazonu tym samym odkrywając jego kolor ; jaskrawy różowy. - Swoją drogą, jestem ciekawy kogo odpowiada za to. Nie uwierzę, że Slughorn siedział sobie wygodnie w fotelu i z katalogiem w ręce wybierał to dziadostwo. Jest na tyle dobrym czarodziejem, że wyczarowanie ozdób dla niego to chwila wraz powieszeniem już. -powiedział chłopak ukradkiem zerkając jak idą postępy Mary.
    Ktoś na pewno musiał maczać w tym palce.W końcu spędzenie nocy na dekorowaniu nie jest czymś przyjemnym, a może profesor Horacy próbował ich wyswatać? Już od jakiegoś czasu kombinuje. Ta myśl na tyle wydała się zabawna i absurdalna, że zaplątał się w łańcuch serduszek i amorów.

    OdpowiedzUsuń
  75. Charlie zdecydowanie zbyt nerwowo reagował na niektóre bodźce. Kiedy był na czymś skupiony, niemal każdy nieproszony dźwięk czy dotyk sprawiał, że jego ciało zachowywało się tak, jakby niekoniecznie sobie tego życzył. Trudno było nad tym zapanować, Puchonowi zwykle wręcz nasuwało się stwierdzenie, że to niemożliwe. Dawno już próbował pogodzić się z takim stanem rzeczy i przestać z tym walczyć, ale to dostarczało mu jedynie więcej nerwów i jeszcze bardziej się przez to wszystko nakręcał. A przecież nigdy nie wiadomo, kiedy coś cię zaskoczy, już z samej definicji tego słowa. Chociaż szansa, że tak się stanie, gdy samotnie czekasz pod drzwiami sali, w której niebawem mają się odbyć dodatkowe zajęcia, czytając po raz kolejny zapraszającą na nie ulotkę i zachwycając się ruchomym obrazkiem, jest znacznie większa niż zazwyczaj. Tylko, gdy jesteś czymś zajęty, raczej nie masz czasu na to, by myśleć o takich rzeczach. I nagle bum! Przychodzi urocza Gryfonka, sprawiająca wrażenie do bólu niewinnej, a ty wyglądasz tak, jakbyś zobaczył dementora.
    Charlie odruchowo pogniótł kartkę, chowając ją całkowicie w dłoni i powoli podniósł się do góry, ciesząc się, że ma za sobą ścianę, która pomaga mu utrzymać równowagę. Czuł, że serce bije mu znacznie szybciej i miał tylko nadzieję, że Mary tego nie słyszy. Mary... skąd znał jej imię? No tak, przedstawiła się chwilę temu, on też chyba powinien.
    - Charles Davis, szósty rok. Mnie również jest miło. - Niepewnie uścisnął jej dłoń, uśmiechnął się lekko i poprawił okulary. - Ale wszyscy... mówią do mnie Charlie.
    Albo Charlotte, ale za to mogę zabić, pomyślał niechętnie.
    Stał tak przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć, gniotąc w dłoni kartkę i przyglądając się kafelkom.
    - Byłaś tu już kiedyś? - spytał cicho, nie podnosząc wzroku z podłogi. Nie chciał być niekulturalny, ale gdyby to zrobił, pewnie nie zdołałby wydusić z siebie ani słowa. Czekając na jej odpowiedź, usłyszał jakiś odgłos, zdawało się, że ktoś tu jeszcze idzie.

    OdpowiedzUsuń
  76. Pani Pomfrey nie miała w zwyczaju patyczkować się z gośćmi swoich pacjentów. Jeżeli jeszcze zdarzyło jej się czasem przejawić jakąś formę zrozumienia dla odwiedzającego, który chciał poprzebywać u osoby chorej tuż przy jej łóżku, to z pewnością nie miała w zwyczaju taką osobę rozpieszczać. Dlatego, gdy już Elias spełnił swoje zadanie, szybko go wyprosiła, a on nie nadużywając jej początkowej dobroci, nie wrócił do Mary, gdyż mogło to jedynie nieść ze sobą nieprzyjemne konsekwencje w postaci zmierzenia się nadopiekuńczością pielęgniarki i stanowczością jej zasad. Przez chwile zastanawiał się, czy jednak tego nie zrobić, bo w końcu wypadało, by do znudzenia przepraszać na swoje złości; w rzeczywistości Elias chciał mieć już to za sobą. Tą całą sytuacje, te wszystkie wspomnienia z nią związane, Mary MacDonald – wymazać, zapomnieć. Mówią, że łatwo jest sobie coś postanowić, a trudniej się za to zabrać i doprowadzić do celu. Szczególnie, że ma się przed sobą żywą przypominajke w postaci dziewczyny, która nie zaprzestanie z jego powodu przemierzać korytarzy Hogwartu i pewnie jeszcze nie raz na siebie wpadną. Westchnął bezradnie. Pozostało mu jedynie skleić parę stosownych zdań, opisujących to nieszczęsne wydarzenie w liście do rodziców, oczywiście w celu uzasadnienia ich przymusu kupna nowej miotły dla swojego pierworodnego. Wiedział, że to dla nich nie problem, przecież ojciec już dawno proponował mu przyjrzenie się najnowszym modelom. Teraz młody Lancaster daje mu okazje lansować się za swoim pośrednictwem, stanem swojej kieszeni. Drugi powód, dla którego tak trudno było mu sięgnąć po pióro i czystą kartkę pergaminu, był fakt, że nie chciał za cholerę innej miotły. I chociaż wiedział, że myśli, jak małe, uparte dziecko, to nie zmieniało faktu, że uznawał sobie do tego prawo.
    Przeklęty tłuczek. Przeklęci Gryfoni. Niech was wszystkich szlak trafi.

    Dwa dni później wciąż oczekiwał na odpowiedź rodziców, lecz starał się o tym nie myśleć. Siedział spokojnie w swoim dormitorium, czytając mugolskie komiksy, które pożyczył mu młodszy kolega. Nagle jego brzuch wydał z siebie przeraźliwy dźwięk. Pogłaskał go pieszczotliwie i zwrócił się, by zaczekał do momentu, aż paru złych gości dostanie łomot od jego ulubionego superbohatera. Widocznie głód nie był fanem historii rysunkowych, bo z każdą kolejną przewiniętą przez Eliasa stroną, nasilał się coraz bardziej i bardziej, podsuwając jednocześnie do mózgu obrazy słodkich, lukrowanych ciasteczek. Nawet nie wiedział, kiedy jego stopy zaczęły dotykać podłogi, a nogi kierować się w stronę kuchni. Jednak nie wyszedł nawet z Pokoju Wspólnego, gdy młodsza o rok Puchonka, Anne, zaczepiła go, trzymając w rękach przyciągające wzrok krwistoczerwone opakowanie.
    - Elias, jacyś chłopcy kazali Ci to przekazać, podobno od Mary MacDonald, tej Gryfonki – uśmiechnęła się nieśmiało i wręczyła mu pudło. Otworzył je, ciekawy tego, co znajduje się w środku. Czekoladki. Nie urywał, że dziewczyna miała wyczucie czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Dzięki Ann, pozwól że skonsumuje je w swoim dormitorium – uśmiechnął się szeroko, a następnie przystawił pudełko pod jej szpiczasty nosek. – No dobrze, nie będę takim skąpcem. Chcesz jedną?
      - Może jednak nie, właściwie to powinnam ograniczać słodycze.
      - Przestań, wyglądasz fenomenalnie – dziewczyna zarumieniła się. - Nie? Na pewno? – Pokręciła przecząco głową, więc pozostało mu jedynie przeprosić ją i udać się na słodką kolację.

      Gdy w jego ustach wylądowała ostatnia czekolada, Elias nie mógł nadziwić się, jak pyszną słodkość właśnie skonsumował. Nie mógł również uwierzyć, jak piękna jest Mary MacDonald. Zaraz, co? –przyszło mu do głowy, jednak była to ostatnia trzeźwa myśl, jaka pojawiła się w jego zamroczonym czekoladkami umyśle. No tak, Mary – blondynka, która jeszcze dwa dni temu była niczym upadły anioł w jego ramionach, doskonale pamiętał, jak jej twarz połyskiwała w słońcu a on nie mógł napatrzeć się na jej wyraziste rysy. Nigdy nie zapomni, jak płomiennym uczuciem darzył ją, niosąc do skrzydła szpitalnego. Nigdy nie zapomni, jak cieszył się, gdy oprzytomniała. Czy może istnieć piękniejsza kobieta? Czy ona była prawdziwa?
      Elias nie wiedział, w którym momencie znalazł się przed portretem Grubej Damy i błagał ją, żeby wpuściła go do pokoju wspólnego Gryffindoru.
      - Kobieto, czyś ty oszalała? Muszę iść do mojego aniołka, do mojej Mary! – Dobijał się dosyć głośno.



      Elias

      Usuń
  77. Cisza, która pomiędzy nimi zapadła wprawiła Evę w konfuzję, która urosła do jeszcze większych rozmiarów w chwili, kiedy Mary odezwała się, pełnym wyrzutu głosem.
    Oczywiście, że od razu wiedziała, co się kryje pod zawoalowanymi słowami Gryfonki i dopadły ją wyrzuty sumienia, bo spodziewała się konkretnej bury, a tymczasem podejście Mary do tematu uniemożliwiało jej przybranie oburzonej postawy. Reeve wręcz modliła się, aby Mary przeszła do tematu, skoro i tak już wiedziała, że tej rozmowy nie uniknie.
    - Słyszałam o tobie i Jamesie.
    Mimo iż wcześniej czuła się przygotowana, wypuściła ze świstem powietrze, które o dziwo wcześniej udało jej się wstrzymywać. Zmarszczyła brwi w wyrazie skonsternowania. Wciąż nie była przyzwyczajona do "siebie i Jamesa".
    - Plotki są prawdziwe. Przepraszam, że musiałaś się dowiedzieć od osób trzecich, a nie ode mnie - wymamrotała, opierając się plecami o chłodną ścianę. Nie czuła się w tym temacie zbyt dobrze, ale była winna MacDonald przeprosiny.

    OdpowiedzUsuń
  78. Nikt nie zaprosił Mary? Nikt? Jak to możliwe, przecież… Mulciber zmarszczył brwi, spoglądając na Gryfonkę z niedowierzaniem. Ciebie nikt nie zaprosił? To było wprost nie do uwierzenia, ponieważ w całym Hogwarcie nie było drugiej dziewczyny tak zabawnej, odważnej oraz… pięknej. A teraz ta zabawna, odważna i piękna dziewczyna splatała palce z jego palcami, uśmiechając się tym rodzajem uśmiechu, który sprawiał, że serce w jego piersiach zaczynało bić szybciej a oddech grzązł w gardle.
    - Nie wiem kim jest ten wspaniały nieznajomy, o którym ciągle wspominasz, ale od jakiegoś czasu, jak może zauważyłaś, spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu i po prostu pomyślałem, oczywiście rozważałem to już jakiś czas, że może byłabyś skłonna zapomnieć na moment o tym… kimś, o kim ciągle wspominasz i wybrałasięzemnąnabalzokazjiwaneltynekobiecujęniebędzieszzawiedzonapostaramsięzcałychsiłdobrzewpaść.
    W końcu to z siebie wykrztusił, choć nie był pewien czy Mary cokolwiek z tego bełkotu zrozumie. W jego głowie ten moment był zdecydowany bardziej… romantyczny, nieco bardziej nastrojony oraz przepełniony nieco większą pewność siebie (przynajmniej z jego strony). Na Salazara był Ślizgonem i dziedzicem jednego z bardziej znanych czarodziejskich rodzin a zaproszenie dziewczyny napełniało go takim przerażeniem, że zapewne jego bogin zdążył już przybrać postać mokrej Mary MacDonald.
    - Oczywiście zrozumiem jeśli odmówisz, w końcu nie mogę się równać z tym kimś, ale gdybyś jednak rozważyła przez moment tę propozycję mógłbym zapewnić wieczór całkiem przyjemny, choć jestem raczej marnym tancerzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to oczywiście Will. ze złego maila.

      Usuń
  79. Scott kichnął wzbijając w powietrze multum drobinek.
    - Jak to? - zapytał podnosząc wzrok na blondynkę znad ostatniego wazonu który oczyścił. Obrócił się nieco w prawo by móc przyjrzeć się stosowi wazonów, każdy z innej parafii w obrzydliwym, rażącym kolorze. Wyciągnął różdżkę i wymruczał pod nosem zaklęcie. Wazony prawie natychmiast zmieniły barwę na czarną. Uznał, że chociaż jeden element dekoracji mógłby zostać klasyczny. Plastikowe róże zamienił na prawdziwe, czerwone o mocnych łodygach i ostrymi kolcami.
    - Co narozrabiałaś, Mary? - dopytywał się z ciekawskim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  80. -To chyba znaczy, tak. Powiedział cicho, gdy tylko powietrze wypełniło jego płuca, zaś głos powrócił. Zaszokowany, zmieszany, ale przede wszystkim niesamowicie szczęśliwy przyciągnął do siebie MacDonald, zarzucając ramię na jej plecy, tak, że dziewczyna mogła oprzeć się o jego tors, układając głowę w zagłębieniu ramienia. – Na Salazara przez moment myślałem, że mnie wyśmiejesz, nie zgodzisz się lub powiesz, że w zasadzie wolałabyś iść z Carrowem niż z kimś takim jak ja. To było straszne, zupełnie jakbym dowiedział się, że od dziś mam studiować na Alasce życie stadne niedźwiedzi. – Spróbował zażartować, walcząc z zalewającą jego ciało, błogą radością. – Po prostu straszne.
    Mulciber prychnął pod nosem, zaplatając palce w złociste loki Gryfonki. To, co się przed chwilą stało, przekraczało jego najśmielsze oczekiwania. Zgodziła się! Na wszystkie uroki. Zgodziła!
    Bezwiednie Will zwrócił się w stronę Mary, a następnie, pochylając się powoli, pocałował ją czule, mniej niepewnie niż ona zrobiła to wcześniej oraz mniej delikatnie. Wargi Mary MacDonald stworzone były do tego, aby je całować o poranku, późnym wieczorem, w słońcu i deszczu. O każdej porze dnia, miesiąca czy pory roku. Mary musiała być kochana. Zasługiwała na to.
    - Myślę, że nasza przyjaźń trochę się teraz skomplikuje. Nie wiem czy będzie mniej pływania w jeziorze o dziwnych godzinach, ponieważ wciąż nie wiemy, kto bawił się z nami w te podchody, ale przewiduję nieco więcej siedzenia w przytulnych knajpkach przy gorącej czekoladzie. Tak w ramach… powiedzmy… rozsądnej rekompensaty. Twoje plecy zasługują na coś lepszego, ale… na razie nie stać mnie na wycieczkę do Barcelony a całkowicie z przygód zrezygnować nie mogę.

    Will Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  81. [Piękna? Przy Mary? :D
    Dziewczyny mogłyby być dobrymi koleżankami, nawet z ławki. Teraz za bardzo nie mam czasu na myślenie, bo zaraz zmykam, ale jeśli tobie coś konkretnego wpadnie, to śmiało wal, a wtedy zacznę. Ewentualnie przy braku inwencji możesz zaczekać do jutra na mój pomysł. :)]

    OdpowiedzUsuń
  82. Scott miał niewielki zmysł artystyczny.
    Jednak nie trzeba było być wróżbitą i architektem by wiedzieć, że czerń jest ponadczasowa i pasuje do wszystkiego. Machnięciem różdżki porozsyłał wazony na stoliki i półki (zapominając o dolaniu najpierw im wody) po czym wstał i otrzepał się z brokatu. Dosłownie świecił, jak tak dalej pójdzie sam będzie mógł robić za walentynkową dekorację.
    Kiedy usłyszał odpowiedź zaniechał strzepywanie drobinek i spojrzał na dziewczynę unosząc brwi do góry w nieukrywanym zdziwieniu. Mary była taka drobna i niepozorna.
    - Czemu połamałaś miotłę? Nie lepiej było od razu gruchnąć w puchona?

    OdpowiedzUsuń
  83. - Fakt – przyznał z wahaniem, sięgając po różdżkę, która potoczyła się na brzeg łódki. Powrót do szkoły był rozsądny, był czymś co powinni zrobić, a jednak Will nie chciał wracać. Za kilka godzin zaczynała się podwójna transmutacja, później znienawidzone eliksiry, historia magii, przerwa obiadowa i ani się nie obejrzy, a zostanie wezwany. Już prawie zapomniał, że to następnej nocy stanie się pełnoprawnym Śmierciożercą. Uśmiechnął się na tę myśl, rzucając równocześnie niewerbalne zaklęcie, które osuszyło piaski i transmutowało je z powrotem w ubrania. Kolejny czar zmusił łódkę do poruszenia się, zaś lampiony do nierównomiernych, chaotycznych rozbłysków. Nie mogli zostawić po sobie śladów, toteż magiczne lampiony musiały stracić materialną postać i rozpuścić się wodzie, niknąc w ciemnych jej odmętach.
    - Dziś prawdopodobnie mogę nie być w nastroju na zajęciach. Planujemy z chłopakami coś wielkiego i musimy się przygotować. Wiesz o co chodzi, stuknął krańcem różdżki w ramię, gdzie oficjalni Śmierciożercy nosili mroczne znaki. – Nic wielkiego, tylko kilka godzin wyrwanych z nocy, ale mimo wszystko… Będziemy potrzebować trochę spokoju. To w końcu… olbrzymi krok na ścieżce kariery, jak to mawia mój ojciec. Trzeba się dobrze zaprezentować i takie tam… - Ostatni z lampionów eksplodował w powietrzu, wyrywając Mulcibera z nudnego monologu. – Ale chyba zdążysz załatwić sobie jakąś piękną sukienkę, co? Nie wiem jak pozostałe dziewczyny moich znajomych, ale myślę, że nawet jakby stanęły na rzęsach i ubrały się w klejnoty koronne brytyjskiej monarchii i tak nie przebiłyby twojego pomysłu.
    [dobra. Dopisałam co trzeba, że połączyć wątek z notką i jesteśmy na ostatniej prostej.]

    OdpowiedzUsuń
  84. Pocałunek nie trwa dugo, ponieważ Mulciber był zbyt zaskoczony reakcją Mary, aby zdać sobie sprawę, co się dzieje. Wszystko działo się szybko jak w amerykańskim filmie akcji. Od momentu w którym opuścił dormitorium, aż do teraz minęło zaledwie pięć, może sześć godzin, a całe jego plany, ułożone starannie runęły w gruzy. Gdyby tylko opanował złość, gdyby powstrzymał gniew. Teraz bolało go nie tylko ramię, ale także głowa, pękająca od nadmiaru rozszalałych myśli.
    Czoło Ślizgona zetknęło się z czołem Mary, kiedy ich wargi rozdzieliły się po pocałunku.
    - Myślę o tym od kiedy Lestrange powiedział, że… - słowo „zawisnąć” drugi raz nie przeszło mu przez gardło, dlatego zamiast siłować się z samym sobą opuścił je, pozostawiając gorzkie niedopowiedzenie. – Bella przejmie ciało profesor Vector nie potrafię skupić się niczym innym. Myślałem o tym, żeby załatwić ci świstoklika do Ameryki. Kuzyn Arvela pracuje w Departamencie Transportu, jeżeli zrobić to po cichu, mogłabyś przeczekać niebezpieczny okres w Atlancie albo innej małej mieścinie. Użylibyśmy przysięgi, żeby nikt się nie wygadał i byłabyś… - chłopak zrobił pauzę, żeby zaczerpnąć powietrza – byłabyś bezpieczna. Jest też inne wyjście – Will dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że znowu prowadzi dramatyczny monolog, ale musiał, po prostu musiał, to wszystko odkręcić. – Gdybyś jakoś zdobyła ochronę wpływowej, magicznej rodziny. Może masz jakiegoś wujka, kuzyna, sąsiada, którego dałoby się przekonać, żeby wstawił się za tobą? Carrow twierdzi, że to koniecznie musi być głowa rodu, bo w innym przypadku Bellatrix się tym nie przejmie.

    OdpowiedzUsuń
  85. Nikt jej nie pomoże. Nikt nie zaryzykuje pozycji dla kogoś pół krwi, nawet, jeśli przodkowie należeli do bardziej znanych członków magicznej społeczności. Jednak ten plan był najlepszy. Żaden inny nie wchodził w grę, nie było żadnej innej alternatywy. To byłą jedyna opcja. Mary nie zamierzała uciekać, nie zamierzała wyjeżdżać, więc ktoś musiał zaryzykować. Ktoś musiał podjąć decyzję i…
    - A gdybyś za mnie wyszła? – Ta myśl pojawiła się w głowie Mulcibera bardzo nieśmiało, jak gdyby nawet jego podświadomość obawiała się takiego rozwiązania. Znali się przecież tak krótko, ich relacja wciąż jeszcze krucha nie stanowiła racjonalnych podstaw do tego, żeby stawać na ślubnym kobiercu, ale to przecież była jego wina. To on naraził Mary na niebezpieczeństwo i jeśli teraz mógł zaproponować jej tylko takie rozwiązanie? Czy mógł się wahać? Czy było to w porządku, w stosunku do tej wspaniałej dziewczyny, która stała przed nim zmieszana?
    - Moja rodzina nie jest… specjalnie przyjazna, ale nie chodzi przecież o to, żebyś się z nimi dogadywała. Jeżeliby się udało. Jeżeli byś się zgodziła… Lestrange nie mogłaby podnieść na ciebie ręki. Tylko, że… musiałabyś się zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  86. Miły i niewymuszony komplement, za który swoją drogą Charlie nie podziękował, bo nawet tak proste słowo nie chciało mu przejść przez gardło, poczucie humoru Gryfonki i fakt, że również przyszła na zajęcia po raz pierwszy sprawiły, że poczuł się nieco lepiej, bardziej swobodnie. Jednakże zdecydowanie łatwiej było wprawić Puchona w stan zdenerwowania niż go z niego wyciągnąć i mimo wszystko czuł się trochę skrępowany. Nie nawykł do poznawania nowych ludzi w taki sposób, zwykle któryś z jego znajomych w tym pośredniczył albo przynajmniej był z nim wtedy, podpowiadał mu, co ma mówić i jak się zachować lub po prostu brał wszystko na siebie i pozwalał chłopakowi milczeć. A on korzystał z tego, jak mógł, bo mówienie w takich sytuacjach przychodziło mu z trudem, co Mary (Twoje imię też jest bardzo ładne - tak ciężko wydusić z siebie coś takiego?) zdążyła już pewnie zaobserwować.
    - Więc nie jestem jedyny - zauważył cicho, zmiętą porządnie ulotkę wsuwając do kieszeni szaty. W dalszym zmaganiu z nieśmiałością pomógł mu nauczyciel, który swoim pojawieniem się przerwał na chwilę tę pasjonującą i pełną barwnych opisów rozmowę. - Dzień dobry, panie profesorze.
    Charlie wszedł do sali za Gryfonką, zachowując jednak pewien dystans. Z jednej strony cieszył się, że nie musi być już sam na sam z dziewczyną, a z drugiej zastanawiał się, gdzie podziała się reszta ochotników.
    Być może przyjdą z opóźnieniem...
    Chciał już zająć jakieś miejsce na uboczu, gdy nagle nauczyciel powiedział to, co powiedział i wyszedł nie wiadomo dokąd. To plus pytanie zadane przez Mary całkowicie zbiło Puchona z tropu.
    - Ale ja... - zaczął niezbyt pewnie, zmarszczył brwi i odważył się spojrzeć dziewczynie w twarz. - Nie wiem jak to zrobić. Co prawda czytałem kiedyś o zaklęciu patronusa, ale nigdy nie próbowałem... Po prostu miałem nadzieję, że dziś będę miał okazję zobaczyć to na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  87. [My się chyba znamy. Tak na 99.9 procent.]

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  88. [To jest przerażająco, że gdziekolwiek się nie udam, jaką to część blogosfery zawojuję to i tak spotkam kogoś kogo już znam. Nie ważne czy to grupowce, ocenialni, szabloniarnie czy gazetki. To jest takie... Creepy.
    Ale tak, to spotkanie mnie cieszy zwłaszcza, że widzę tu kilka znajomych "twarzy", jak to ujęłaś, z Czasu.
    Wątek - jak najbardziej, choć jeśli pragniesz pomysłu z mojej strony i/lub zaczęcia musisz poświęcić mi więcej czasu. Po prostu padam z nóg po nieprzespanej nocy ;) ]

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  89. Scott, bardzo ciekawska persona w Hogwarcie nic nie słyszał o żadnym wypadku, tym bardziej w którym główną rolę odegrała gryfońska blondynka z tłuczkiem. Miał wielką ochotę skomentować wypowiedź dziewczyny i z kostycznym uśmiechem przyglądać się jej reakcji. Porzucił jednak ową chęć by móc przeżyć resztę ustrajania w spokoju, bowiem wiedział, że jeśli Mary się postara również mu się odgryzie.

    Ślizgon spojrzał z obrzydzeniem na wielki kawał brudnego,śmierdzącego materiału i skrzywił się okropnie dając od razu do zrozumienia jakie uczucia mu się nasuwając na sam widok. Nie tylko wyglądało, jak prześcieradło trolla, Scottowi przyszło na myśl, że chyba troll musiał na nie narzygać.
    - Jeśli chcesz z tego uszyć swoją kiecę na bal, stanowczo odradzam. - odpowiedział dotykając dwoma palcami znalezisko Mary. O gustach nie powinno się dyskutować, ale jeszcze tak okropnego obrusu nigdy nie widział, choć jego babcia gustowała w różach i koronkach podobnego koloru. Zabrał dziewczynie materiał po czym owinął nim ją tak by ułożyć z tego prymitywną suknię. Kiedy skończył prychnął z śmiechu przyglądając się ohydnej kreacji.

    OdpowiedzUsuń
  90. [Mogły kiedyś tam odkryć, że obie bardzo lubią eliksiry i czasem kombinują z nowymi ilościami ingrediencji, czasem próbują uwarzyć coś nowego... I potem same próbują tych mikstur. :D Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  91. [Jakaś akcja musi być. :D]

    OdpowiedzUsuń
  92. [Bez pośpiechu, masz ciekawszy wątek balowy, zresztą ja dziś wychodzę i i tak odpiszę dopiero jutro. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  93. [Odpisuję z opóźnieniem, ale trochę pogubiłam się w moich komentarzach. ;) Cześć, bardzo chętnie popisałabym z tobą jakiś wątek, niestety żaden pomysł mi nie przychodzi do głowy — może ty coś masz?]

    OdpowiedzUsuń
  94. Cóż, Eva mogła się tylko domyślać jak czuła się osoba obserwująca z boku cały ten cyrk, tak samo jak nikt nie miał zielonego pojęcia co czuś może Reeve, będąc w samym epicentrum wydarzeń i ciągów przyczynowo-skutkowych, które w dość niefortunny sposób związały ową czwórkę.
    - To wszysto? - Gryfonka uniosła brwi w wyrazie niemego zdumienia. - Cóż, ja znam na to o wiele więcej określeń. Popaprane, poronione, chore, cholernie dziwne, przerażające... - wyliczała, a z każdym kolejnym synonimem odginała kolejny palec z zaciśniętej pięści. Nie wiedziała nawet, dlaczego to wszystko mówi. Przez ostatni czas była przekonana, a raczej usiłowała przekonać siebie samą i wszystkich dookoła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że nigdy nie będzie w stanie stworzyć wokół siebie wystarczająco szczelnej bańki.

    [To w sumie taka ciekawostka, ale warto ją znać: na wadze się waży, natomiast eliksiry się warzy. Sama dowiedziałam się niedawno ;)]

    OdpowiedzUsuń
  95. Mary śmiała się bardzo ładnie. Był on zaraźliwy, nawet Benjamin musiał to przyznać, bo na jego twarzy zagościł nikły uśmiech.
    - Dzięki za komplement, Mary.
    Sposób, w jaki się przekomarzali wywoływał w Benjaminie melancholijność. Tak jakby to już wcześniej się zdarzyło, jakby nie rozmawiał z Mary pierwszy raz.
    Jej obecność sprawiała, że Ben czuł się inaczej. Spokojniej. Jakby te wszystkie złe rzeczy nie miały miejsca, a on nadal był małych chłopcem, bawiącym się w piaskownicy pożyczoną mugolską zabawką. Dziwne, prawda?
    Nagle cała ta idylliczna chwila została zachwiana. Na błoniach dostrzegł błysk kolorowego światła, niewątpliwe będące efektem czyichś zaklęć. Obserwował to całkowicie zaskoczony, ale wyczuł że wszystkie mięśnie Mary momentalnie się napinają. Jakby wiedziała, czego się spodziewać, a całe jej ciało dostało sygnał do obrony.

    [Wybacz, że taka zmiana planów, ale musiałam. Jeżeli ci nie pasuje, to możemy wrócić do spokojnej rozmowy, jednak wydaje mi się, że takie ożywienie dobrze wpłynie na akcję w wątku ^^]
    Georgijew

    OdpowiedzUsuń
  96. [Kojarzysz? Wow, w życiu bym nie pomyślała, że ktoś może pamiętać moje postacie. ;o Mary natomiast jest po prostu przecudowna i absolutnie śliczna!
    Pomysł na wątek mam dziwny, bo wpadł mi teraz, jak głaskałam kota. Co powiesz na to, że w obliczu jakiegoś niesamowitego nieporozumienia Mary będzie przekonana, że świnie, które jej ostatnio ktoś podkłada (tu pozostawiam wymyślenie ich tobie :D) będą autorstwa Iwanowa. A że, załóżmy, nigdy jakoś specjalnie przyjaznych stosunków nie mieli - nie mówię o wrogości, ot, bez szału - może wyjść dość ciekawie, bo Mitka winny nie będzie, ale za Chiny Ludowe nie będą mogli dojść do porozumienia. Hm, hm, hm?]

    Dmitrij

    OdpowiedzUsuń
  97. [Niezbyt, zaręczyny mi mignęły i wszechobecny zachwyt, to w sumie tyle. :D Ten anonim był gdzieś spisany, czy występuje jako ogólna informacja?]

    OdpowiedzUsuń
  98. [Nie czytałam dokładnie po prostu. :D
    O tak, Mitka może i bywa strasznym ćwokiem, ale głowę ma na miejscu i raczej by nie zadzierał z kumplami śmierciożerców. Co nie zmienia faktu, że może na takiego wyglądać. :D]

    OdpowiedzUsuń
  99. [No niech bęędzie, ale w zaczynaniu jestem beznadziejna. Mogę zrobić to jakoś pod wieczór? Wtedy mnie zawsze łapie wena na takie rzeczy. :D]

    OdpowiedzUsuń
  100. [To spróbuję coś z tym zrobić i powinnam niedługo zacząć. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  101. - I bez garnituru mam. - odpowiedział krzywiąc się. Czuł obrzydzenie na samą myśl o prześcieradle trolla a teraz sam w nim paradował. Żałował tylko, że nie było nigdzie lustra, ale i tak wiedział, że wygląda równie wspaniale w różowym kolorze jak i w zielonym, i każdym innym. [xd]
    Machnięciem różdżki pozbył się śmierdzącego ubranka a materiał z powrotem trafił do kartonu.
    -Mam nadzieję, że już nie będzie więcej niespodzianek.

    Północ minęła już dawno, powoli zaczęło świata a oni dopiero kończyli. Zostały im dwa ostatnie karton. Scott czuł rosnące w nim zmęczenie, był cały od kurzu o brokatu a tyłek bolał go od siedzenia na podłodze. W pewnym momencie powieki opadły mu i o mały włos nie wylądował twarzą w pudle z różowym tiulem. Miał ochotę zdematerializować ostatni karto jednak coś go tknęło by zajrzeć wpierw do środka.
    - Eliksir miłosny? Po jakiego ... ? - Swoje zdziwienie ślizgon wypowiedział na głos pokazując dziewczynie fiolkę z bladoróżową zawartością. - Jest tego cały karton.

    OdpowiedzUsuń
  102. [Mary taka sympatyczna :3 Dziewczyny są na tym samym roku, mogą się kojarzyć, ale nie wiem, jaki wątek mógłby być :c
    I tak, ja tez kocham te dwa gify :D]

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  103. Przez chwilę zdumiała go reakcja Mary.
    Zerwała się z miejsca i, bez choćby słowa, pomknęła po schodach w dół. Na błonia, w miejsce gdzie strzelały kolorowe iskry i smugi światła. Nie wiedząc, czemu właściwie to robi, Benjamin pobiegł za tą drobną blondynką, która wzbudzała w nim tyle mieszanych emocji.
    - Mary! - zawołał, przyśpieszając kroku.
    Georgijew dosłownie wpadł na dziewczynę. Był od niej zdecydowanie wyższy, miał dłuższe nogi i lepszą kondycję, dzięki trenowaniu quidditcha. Wyprzedził ją, zagradzając MacDonald dalszą drogę.
    W oczach blondynki błyszczało szaleństwo. Chwycił ją za ramiona i potrząsnął, może trochę zbyt mocno/
    - Uspokój się, Mary! - warknął.
    Zdawała się go nie słuchać. Wyrwała się z jego uścisku. Ben miał wrażenie, że jeżeli nie zejdzie jej z drogi, Gryfonka rzuci się na niego.
    Obudził się w nim jakiś dziwny instynkt. Starszego brata, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo dziewczyny. Pamiętaj Ben, wróćcie przed obiadem, bawcie się bezpiecznie. Otrząsnął się tego wspomnienia, marszcząc brwi z konsternacją.
    - Mary... - zaczął.
    Nie słuchała go, prześlizgując się pod jego wyciągniętym ramieniem, ruszając w dalszą pogoń do wydarzeń na błoniach.
    Zaklął pod nosem, biegnąc za nią.

    Georgijew

    OdpowiedzUsuń
  104. [Dziękuję z powitanie ;). Bardzo chętnie podjąłbym się wątku :). Co Ty na to?]

    Rick

    OdpowiedzUsuń
  105. Czy oceniała surowo? Być może. Być może po pewnym czasie nie była zdolna do trzeźwego osądu sytuacji, czując się jak w klatce zawieszonej pomiędzy tym, czego pragnęła, a tym, do czego chciała przekonać cały świat. Jaką czyniło to z niej osobę, jeśli maskując te pragnienia posługiwała się uczuciami innych?
    - Czuję się podle. - Oczywiście, że chciała wyjść na prosto. - W obecnej sytuacji nie mogę już chyba zacząć od zera, bo wpakowałam się w niezłe bagno i z każdą kolejną złą decyzją coraz bardziej w nie brnę - wyznała, przygryzając wewnętrzną stronę policzka. Mary nie wiedziała o jej spotkaniu z Ignotusem, nie wiedziała o Pokoju Życzeń, a Eva obawiała się, że dłużej nie będzie w stanie dusić tego w sobie. Będzie musiała komuś powiedzieć. I chyba nadeszła pora.
    - Wiesz, widziałam się ostatnio z Ignotusem...

    OdpowiedzUsuń
  106. Wieża Eiffla? Ellen potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć o czym mówi do niej Mary MacDonald, której obecność Gryfonka zanotowała z ogromną radością. Zareagowała szybciej, niż mogłaby się po sobie spodziewać. Przeprosiła Kristel i pożegnała się z nią, chwytając koleżankę z dormitorium za drobny nadgarstek i ciągnąc w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Kendall jak nigdy była wdzięczna za uratowanie i pretekst do opuszczenia balu. Tym bardziej, że wyraźnie miały sobie dużo do opowiedzenia.
    Zatrzymała się zaraz za drzwiami Wielkiej Sali.
    – Jesteś pewna, że chcesz zrekonstruować Wieżę Eiffla – spytała konspiracyjnym szeptem – czy może masz ochotę udać się w jakieś zaciszne miejsce, gdzie nawet diabeł nie zagląda? – z tonu i postawy Ellen dało się wiele wyczytać. Raz, była podekscytowana i dziwnie wesoła. Dwa, wykazywała duże zainteresowanie nagłą chęcią na opuszczenie Balu przez Mary.–
    – Zróbmy coś nielegalnego – zaproponowała tymi słowami całkowicie łamiąc swoje zasady. – Może być nawet głupie, byleby było efektowne.

    Ellen Fly

    OdpowiedzUsuń
  107. Przez chwilę pozwolił prowadzić się Gryfonce, ale w pewnej chwili zatrzymał się gwałtownie i Amy, dotychczas dziarsko prowadząca go do lochów, zachwiała się znacznie.
    - Ale ja nie chcę iść do Pokoju Wspólnego – powiedział tonem kilkuletniego dziecka, które ktoś próbuje zagnać do łóżka, czego ono z kolei próbuje tego za wszelką cenę uniknąć.
    Noc była jeszcze młoda, a Darkfitch niespodziewanie nabrał wewnętrznego przeświadczenia, że nawet, jeśli w tej chwili położy się spać to nie uśnie. Koszmary rzeczywistości zdecydowanie nie pozwolą mu zapaść w zdrowy, spokojny sen. Tego był pewien. Ten luksus w przeciągu kilku minionych tygodni nieczęsto stawał się jego udziałem.
    - Chyba, że zaprowadzisz mnie do Pokoju Wspólnego Gryffindoru – dodał przekornie po krótkim namyśle. – Nigdy tam jeszcze nie byłem. Poza tym chętnie zobaczę się z Evans… Dawno jej nie widziałem. Tęsknie.
    Ostatnie trzy zdania wypowiedział z niemal jawną ironią. Szczerze mówiąc w ostatnim czasie serdecznie dość miał tej rudowłosej szlamy, z którą odgrywał rolę życia, dzięki której z całą pewnością mógł zasłużyć na co najmniej pięć nominacji do Złotych Malin. Jej towarzystwo momentami go irytowało. Sam do końca nie wiedział czemu.
    A jeśli chodzi o pozostałą część wypowiedzi… Oczywiście Ignotus nawet przez moment nie zakładał, że Mary zaprowadzi go do miejsca, o którym wspomniał. Łudzenie się, że jakikolwiek Gryfon z własnej woli wpuści do swego Pokoju Wsólnego Ślizgona było równie bezsensowne, jak zakładanie, że Severus Snape skusi się na to by umyć włosy. Jednak kto nie ryzykuje ten traci wszystko już w przedbiegach. W związku z tym Ignotus posłał wyzywające spojrzenie w stronę MacDonald i przybrał wyczekujący wyraz twarzy.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  108. Przez ułamek sekundy Puchon obawiał się reakcji dziewczyny na to, co przed chwilą odważył się jej wyznać. Tego, że mogłaby zwyczajnie wyśmiać jego brak umiejętności, a on nie wiedziałby, co ma ze sobą zrobić. Zaczął już nawet obmyślać w głowie umiejętny plan ucieczki z zajęć, na które najpewniej nigdy by już nie przyszedł, kiedy usłyszał z ust Mary to jedno, przynoszące ulgę słowo.
    - Rozumiem.
    Dziewczyna stanęła na środku sali, przygotowując się do swoistego pokazu magii. Obserwując kolejne poczynania Gryfonki, Charlie oparł się z tyłu o jedną ze stojących w klasie ławek i poprawił okulary. Najpierw Mary opisała mu dokładnie, co należy mieć przed oczami w trakcie wypowiadania zaklęcia i jakie uczucie powinno temu towarzyszyć, a on przypominał sobie po kolei odpowiednie wersy z książek, które o tym mówiły. Najszczęśliwsze wspomnienie - niby tak niewiele, a nawet dorośli, a co za tym idzie doświadczeni czarodzieje miewają problemy z wyczarowaniem jakiegokolwiek patronusa, nie wspominając już o jego cielesnej formie. To zawsze w pewien sposób intrygowało Charliego i często zastanawiał się nad przyczyną takiego stanu rzeczy, lecz tym razem nie zaczął tego analizować. Był zbyt zajęty patrzeniem, jak Mary wolno unosi różdżkę, wykonuje nią obrót i... wymawia zaklęcie.
    Wraz z pojawieniem się chmary srebrzystobiałych motyli czas zaczął płynąć wolniej. Oczy Charliego rozszerzyły się do wielkości galeonów, gdy nieświadomy tego, co robi, zaczął iść w stronę Mary, wolno stawiając kroki, niczym pod wpływem imperiusa.
    - Są piękne... - wyszeptał, wyciągając dłoń w kierunku połyskujących skrzydełek, których niestety nie mógł dotknąć.

    OdpowiedzUsuń
  109. [Jestem chętna na wątek, jeżeli tylko masz ochotę :). Gdybyś podała jakiś pomysl na rozpoczęcie, ja mogę napisać początek. Odpowiada Ci?]

    OdpowiedzUsuń
  110. [Oo, jak miło, że ktoś mnie pamięta i jeszcze prawi komplementy! Ale ja niestety nie ogarniam, straszne dziecko jestem, przepraszam. ;c I śliczne zdjęcie Tereski ;3]


    Penny S.

    OdpowiedzUsuń
  111. [ Szczerze mówiąc pomył przekonuje mnie tak średnio, a sama chyba nie mam lepszego.
    Hmm... A co powiesz na dziwną relacje mentorka-uczennica. Moja bohaterka szczyci się znaniem teorii, jednak w praktyce zwykle wygląda to trochę gorzej.
    Moja bohaterka jest samotniczką, często pomiataną, więc przyjmijmy, że Li nie potrafi się obronić przed oprawcami, Twoja bohaterka jej pomaga i rezultat: mentorka, pomocniczka, nauczycielka - jak wolisz. W sumie obie mogą się czegoś od siebie nauczyć :). ]

    OdpowiedzUsuń
  112. Zaczęła. Dość niepewnie, ale podjęła jakiś krok w celu pozbycia się ciężaru, a to zawsze coś, prawda? Zawsze mogła przemilczeć i zdusić w sobie wszystkie te sprawy, które spędzały jej sen z powiek. A później by się załamała...
    Wzięła głęboki oddech, chcąc uspokoić, skołatane reakcją Mary na jej słowa, serce, chociaż równie dobrze to mógł być efekt lęku przed następnymi słowami i jeszcze większa trwoga przed odpowiedzią Mary na całą historię.
    - Bynajmniej - zaczęła, skubiąc palcami brzeg swetra. - Slughorn wrobił mnie w pilnowanie jego szlabanu i spędziłam z nim cały wieczór.
    Wzrok utkwiony miała w swoich podciągniętych do piersi kolanach, które nie wiedzieć kiedy nagle zaczęła obejmować.
    - Rozmawialiśmy normalnie... Jeśli przez słowo "normalnie" rozumie się nie szczędzenie sobie uszczypliwości. A przynajmniej do czasu aż nie przypomniały mu się dawne dzieje. Później... - urwała, spoglądając na Mary niepewnie. - Później wszystko do mnie wróciło... - Przełamała się i opowiedziała Mary resztę historii. O tym, co zostało powiedziane w lochach, że Ignotus obiecał zapomnieć o Evie, po czym pozwolił, aby zobaczyła go z inną. W miarę jak kontynuowała historię, czuła się bardziej zdystansowana do niej, jakby z każdym kolejnym zdaniem dotyczyła ona bardziej kogoś innego, niż jej. W końcu, dotarła do momentu, w którym zdecydowali się z Potterem utworzyć parę.
    - Wiem jak to może wyglądać. - Uśmiechnęła się blado. - Bardzo chciałabym, żeby to był koniec historii, ale nie jest. Ja... czuję, że popełniłam błąd. Oboje z Jamesem popełniliśmy błąd, bo nigdy nie będę w stanie zignorować tego, co wciąż czuję do Ignotusa.
    Evę napawało panicznym strachem to, że mogłaby zostać potępiona. Z której strony by nie spojrzeć, James albo był sposobem na ucieczkę, albo kimś mającym zatkać dziurę w sercu, z jego pomocą usiłowała wmówić sobie co czuje i czuła się potwornie, bo miała wrażenie, że go wykorzystała. Wykorzystała swojego przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń

  113. Zaśmiał się.
    - Jakbym grał w Quidditcha to bym obrywał tłuczkiem w łeb za każdym razem, jak na lekcjach wuefu podczas gry w koszykówkę.- stwierdził.- Mamy już drugą cechę wspólną: Nie latamy za dobrze na miotle i lubimy eliksiry. Czyżby przeznaczenie?- uśmiechnął się łagodnie, a uśmiech jego z nieśmiałego stawał się pewniejszy i bardziej promienny. Już zaczynał się przełamywać w stosunku do Gryfonki. Z resztą eliksiry odprężały go wyraźnie.
    - Nigdy o tym nie pomyślałem. Zapamiętam na następny raz by tak robić.- oznajmił o lekko oblizał wargi, by dodać kilka kropel płynnego składnika,

    [Wypacz mój zapłon w odpisywaniu. Na telefonie po prostu za ciężko mi zebrać wenę ^^.]

    OdpowiedzUsuń