Anybody out there?
Cause I don't hear a sound
Alone, alone
I don't really know where the world is
But I miss it now
— Jason Walker, Echo
Cause I don't hear a sound
Alone, alone
I don't really know where the world is
But I miss it now
— Jason Walker, Echo
Pół Holenderka, pół Brytyjka urodzona 14 kwietnia 1961 roku w Londynie. Zamknięta we własnej rzeczywistości, abstrakcji, która raz za razem ciągnie ją w same centrum barw i kolorów. Swoją jedenastocalową różdżkę najchętniej zamieniłaby na ołówek, wiekowe mury Hogwartu na wielki, równie stary ogród zaopatrzony w najróżniejsze kwiaty, opasłe tomiszcze na szkicownik, zaś eseje na sfatygowany, służący jej od lat zeszyt, do którego od dawna dokleja kartki.
Dobra wróżka, która nader wszystko przymyka oczy na złośliwe chochliki i (w teorii) trzyma się z daleko od kłopotów. Ładne opakowanie to tylko wyćwiczony przed lustrem wyimaginowany, wystawiony na pokaz zlepek iluzji. Nie jest ani szczęśliwą kończyną, ani melisą na skołatane nerwy. Manipulantka uwięziona w mocnym objęciu własnego kryminału, inspirowanego przez chory wybryk własnej wyobraźni. Całe życie w pogoni za niebanalną inspiracją, dwa lata spędzone na poszukiwaniu prawdy.
Znika na wiele godzin. Zamyka się w swoim własnym, irracjonalnym świecie, w towarzystwie własnych myśli, w swoim dormitorium pogrążonym w ciszy i półmroku, po uszy zakopana w własnej pościeli. Dla zagłuszenia własnych wyrzutów sumienia spotkać ją można na zielarstwie, eliksirach, zaklęciach, astronomii, transmutacji i numerologii.
Paranoiczka i alergiczka w jednym. Uczulona na ludzki dotyk. Miłośniczka cytryny i gorzkiej czekolady, ale łączenie obu tych przysmaków sprawia, że do gardła podchodzą jej treści żołądkowe. Maniaczka nocnych spacerów po cmentarzach, wieńców i wiązanek pogrzebowych, igrania z ogniem, zagadek kryminalnych i kwiatów dzikiej róży.
Chuchro, oszczędzające na niemalże wszystkim (za wyjątkiem atramentu i pięknych piór), zwłaszcza na jedzeniu i swoim zdrowiu, które od zawsze bawiło się z nią w chowanego.
Metr siedemdziesiąt ekscentryczności o bladej cerze kontrastującej z czarnymi, kręconymi włosami. Piwne, podkrążone oczy, lekko zadarty nos i wachlarz długich rzęs. Kościste palce i zimne dłonie. Czarownica, taka pół na pół, bo ojciec jest czarodziejem, matka zaś nie przejawia żadnych skłonności magicznych. Osierocona siostra po utracie najukochańszego brata, dobrze rokującego na przyszłości aurora. Dziedziczka sieci domów pogrzebowych, której demony przeszłości depczą boleśnie po piętach.
Dobra wróżka, która nader wszystko przymyka oczy na złośliwe chochliki i (w teorii) trzyma się z daleko od kłopotów. Ładne opakowanie to tylko wyćwiczony przed lustrem wyimaginowany, wystawiony na pokaz zlepek iluzji. Nie jest ani szczęśliwą kończyną, ani melisą na skołatane nerwy. Manipulantka uwięziona w mocnym objęciu własnego kryminału, inspirowanego przez chory wybryk własnej wyobraźni. Całe życie w pogoni za niebanalną inspiracją, dwa lata spędzone na poszukiwaniu prawdy.
Znika na wiele godzin. Zamyka się w swoim własnym, irracjonalnym świecie, w towarzystwie własnych myśli, w swoim dormitorium pogrążonym w ciszy i półmroku, po uszy zakopana w własnej pościeli. Dla zagłuszenia własnych wyrzutów sumienia spotkać ją można na zielarstwie, eliksirach, zaklęciach, astronomii, transmutacji i numerologii.
Paranoiczka i alergiczka w jednym. Uczulona na ludzki dotyk. Miłośniczka cytryny i gorzkiej czekolady, ale łączenie obu tych przysmaków sprawia, że do gardła podchodzą jej treści żołądkowe. Maniaczka nocnych spacerów po cmentarzach, wieńców i wiązanek pogrzebowych, igrania z ogniem, zagadek kryminalnych i kwiatów dzikiej róży.
Chuchro, oszczędzające na niemalże wszystkim (za wyjątkiem atramentu i pięknych piór), zwłaszcza na jedzeniu i swoim zdrowiu, które od zawsze bawiło się z nią w chowanego.
Metr siedemdziesiąt ekscentryczności o bladej cerze kontrastującej z czarnymi, kręconymi włosami. Piwne, podkrążone oczy, lekko zadarty nos i wachlarz długich rzęs. Kościste palce i zimne dłonie. Czarownica, taka pół na pół, bo ojciec jest czarodziejem, matka zaś nie przejawia żadnych skłonności magicznych. Osierocona siostra po utracie najukochańszego brata, dobrze rokującego na przyszłości aurora. Dziedziczka sieci domów pogrzebowych, której demony przeszłości depczą boleśnie po piętach.
Iris, mała Iris, rozpieszczona córeczka obrzydliwie bogatego tatusia, która nigdy nie wydostała się z krainy dziecięcych urojeń, która zawsze szukała ucieczki od problemów w garści kolorowych tabletek.
„Potrzebne jej było nie moje ramię, a jakiekolwiek ramię. Potrzebowała nie mego ciepła, a ciepła drugiego człowieka. Poczułem się winny, że ja to tylko ja.” — Murakami Haruki
[Ejejej, one obie takie nieodnalezione w świecie magii, ulepmy coś! :>
OdpowiedzUsuńNo i jest super, jak na pierwszą panią!]
Sky
[ Do mnie to przemawia to zdjęcie. Genialne ;) ]
OdpowiedzUsuńMalfoy
[A mnie Iris kupiła tą zamianą książek na szkicowniki :3 I trema zupełnie niepotrzebna, bo debiut udany.]
OdpowiedzUsuń[Mam rozumieć, ze Iris ma roczek? Wowow, zdolna taka. Dobry, witam panią z jednym z moich ulubionych imion. Raisa jest złym człowiekiem, a mnie wątki, w których wszystkich gnębię już nudzą, więc na razie ograniczę się do życzenia weny. ;]
OdpowiedzUsuńRaisa Aristowa
[Do Audrey nie miałam już sił, no i sądzę, że Grace będzie ciekawsza :) ]
OdpowiedzUsuńGrace/Melissa
[ No w sumie pięć miesięcy tu była, bo od maja. Wątkować mogę, ale nie wiem jak mi pójdzie wątek damsko-damski, ale mogę spróbować :) ]
OdpowiedzUsuńGrace
[ Czyli kuzynki? A relacje między nimi będą przyjazne? ]
OdpowiedzUsuńGrace
[ Czyli kuzynki? A relacje między nimi będą przyjazne? ]
OdpowiedzUsuńGrace
[ Co do wątku, zawsze na tak xd Co do pomysłu zawsze jest gorzej >.< Na gg się zmówimy? Napisz 2219544 ;) ]
OdpowiedzUsuńMalfoy
[dobre zdjęcie kombinatorko
OdpowiedzUsuńaprobuję]
[Zgodnie z obietnicą czytałam kartę! I stwierdzam, że prędzej skleci się coś z Judith niż Nitą. Co powiesz na taki układ?]
OdpowiedzUsuńJudith
[W takim razie mogę coś sklecić, daj mi tylko znać czy pasuje Ci relacja - przyjaźniłyśmy się, ale to jak się teraz zachowujesz sprawia, że musimy to skończyć?]
OdpowiedzUsuńSky
[Próbowałam coś wymyślić, ale chyba nie dam rady. ._. Masz moze Ty jakiś pomysł? Wtedy zacznę.]
OdpowiedzUsuńJudith
Zabójstwo zawsze było trudne do strawienia. Jednak sprzątanie po nim wydawało się milion razy gorsze. Jedno, celne wymierzenie różdżką i wypowiedzenie tych dwóch śmiercionośnych słów można było stłumić głęboko w sobie, natomiast zakopywania własnoręcznie zimnego, przepełnionego pustką ciała nie dało się już ot tak zapomnieć. Jace zawsze patrzył bez uczuć w oczy ludzi, który stali się bezimiennymi ofiarami Śmierciożerców. Niektórzy z nich zasłużyli sobie na numer, co można było uznać za swego rodzaju, popieprzony szacunek z ich strony.
OdpowiedzUsuń- Malfoy Junior, posprzątaj w jakiś mugolski sposób po numerze 674. Musimy upozorować ucieczkę. Nigdy nie zapomnę tego, jak błagał o śmierć. – Szyderczy śmiech jednego z sprzymierzeńców Czarnego Pana postawionego na nieco wyższym szczeblu w hierarchii wypełnił zimne i wilgotne pomieszczenie, którego nie można było nazwać pokojem. Była to jedynie klitka, w której czuć było jedynie woń śmierci i nieogarnionego smutku, na który Jace nie zwracał już najmniejszej uwagi.
Nikt tak naprawdę nie rozumiał dlaczego Ślizgon stał się tak zimnym i bezdusznym człowiekiem. Szczerze mówiąc nie było to jego winą. Powiedzenie ”Z kim przystajesz takim się stajesz” zawsze miało w sobie jakiś głębszy sens. Został przecież poczęty, po to, aby stać się tym samym potworem, jakim był jego ojciec. Ale wbrew pozorów Jace był inny. Miał uczucia, jednak idealnie zostały one zatuszowane dzięki wieloletniej pracy nad pierworodnym synem. Zawsze umiał się mu postawić i mimo groźnej miny taty śmiał mu się prosto w twarz. Z Czarnym Panem nie było już tak łatwo. Tutaj sprawa była delikatna i wymagała dobrze dobranych słów z nutką szacunku i strachu. Wtedy On był zadowolony.
Po raz kolejny w deszczową, jesienną noc Jace stał na starym cmentarzu i zakopywał ciało zawinięte w czarną folię. Bez ustanku kopał czymś, co mugole nazywali łopatą (podobno, a tak przynajmniej wyjaśniła mu matka) nie bacząc na spadające mu na twarz mokre kosmyki włosów. Był cały przemoczony, ale chciał jak najszybciej pozbyć się Numeru 674, wrócić do domu i zatopić myśli w jednej, dwóch bądź sześciu szklankach Ognistej.
Kilka dni później, kiedy koszmary senne już go opuściły na dobre i mógł wrócić ponownie do swojego monotonnego życia w murach Hogwartu pierwszoroczniak przyniósł mu duże opakowanie zawinięte w papier urodzinowy. Zmarszczył brwi i zamknął się w swoim dormitorium wcześniej upewniając się, że na pewno jest tutaj sam. Najpierw dostrzegł karteczkę. Dopiero później zauważył, że w środku nie było wcale żadnego podarku. Był to jedynie wielki wieniec pogrzebowy. Jace’owi przyspieszyło serce. To nie mogło być prawdą, że ktoś go zauważył, kiedy zakopywał ciało. A przecież nie był to pierwszy raz. Przeczesał włosy do góry i drżącymi rękoma chwycił karteczkę.
Znam Twoją tajemnicę.
I.E
Przełknął ślinę i chwycił różdżkę. Momentalnie spalił wieniec wbijając pusty wzrok w ogień. Rozejrzał się bezmyślnie po pokoju. Nie miał pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Nie mógł zwrócić się z tym do żadnego ze Śmierciożerców. Byłoby to równoznaczne z samobójstwem. Wciągnął mocno powietrze czując ukłucie z lewej strony klatki piersiowej. Wszystko wskazywało na to, że musi odnaleźć tajemniczego I.E. Miał dwie opcje. Wymazać mu z pamięci jakiekolwiek wspomnienia o nim, bądź go zabić. Każde z rozwiązań niosło ze sobą ciężar, który później będzie musiał unieść.
Malfoy Jace
wbrew pozorom*
Usuń[Uh, ja za to nigdzie nie umiem znaleźć Mikusia! :c
OdpowiedzUsuńIris bardzo udanym debiutem! Wątek bym zaproponowała, ale co taki roztrzepaniec jak Vidar mógłby chcieć od niej? Jest zbyt prostolinijny, żeby zauważać czyjeś problemy :c ]
kiedyś Ben
Gdyby tylko miał przy sobie różdżkę, a chociaż w jednej ze swych dłoni, rzuciłby zaklęciem uciszającym w całą gromadkę nad nim. Niezależnie od tego ile razy mógłby tłumaczyć, że nic się nie dzieje i prosić, by zostawili go w spokoju, to multum Puchonów bez przerwy zadawało te same pytania. Jedynie co mógł teraz zrobić, to dzielnie znosić każde wypowiedziane w jego stronę słowo, a jedynym wyjściem było jego milczenie, które zaczął stosować. Po dobrych kilkunastu minutach cała ta banda zaczynała się kruszyć, a to za sprawą dobrze znanej mu Krukonki. Na jej szczebiotanie przekręcił teatralnie oczami, zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem przed momentem nie było lepiej. W każdym bądź razie chwilę później nie było już nikogo, prócz samej Iris Echols. Dokładnie tej samej Iris, która tuż przed meczem ze Ślizgonami założyła się z nim o wyjątkową głupotę. Widać jego przeszły charakter szybko go nie zostawi.
OdpowiedzUsuńGdy dziewczyna musnęła wargami jego policzek, zwęził swoje powieki, co aby wyrazić swoje niezadowolenie jej wyborem momentu na uderzenie go tłuczkiem. Potem usłyszał pytanie, które niesamowicie go rozbawiło, więc zaśmiał się krótko, ukazując rządek zębów.
- Gdybym naprawdę wierzył, że cię to interesuje, pewnie odpowiedziałbym na twoje pytanie, a co do mego szczęścia – przechylił głowę, by patrzeć prosto w twarz Krukonki – ktoś z wielką uciechą mnie go pozbawił. Mogłaś chociaż poczekać, aż złapię znicza, nawet już go dotykałem – stęknął niezadowolony przenosząc spojrzenie na sufit. Doskonale pamiętna ten moment, gdy jego palcom brakowało dosłownie paru sekund, by otoczyły złotą kulkę. Wtedy jednak coś z niesamowitą siłą uderzyło go w prawy bok, łamiąc kilka żeber. Ten sam tłuczek spowodował także jego upadek z miotły, po którym pozostała mu złamana ręka. Dla urozmaicenia – tej lewej. Od dobrych kilku minut zdawał sobie sprawę, iż tłuczek nie zachowuje się normalnie jak na swoje zastosowanie i był w stu procentach pewny, że gdzieś pod peleryną Echols różdżka dyktuje mu, w którą stronę powinien lecieć. Ponownie przeniósł wzrok na czarnowłosą z tym samym podejrzliwym wzrokiem.
- Mała, wredna siostra – kopnął przy tym delikatnie jej ciało, niestety automatycznie tego pożałował, ponieważ po upadku na ziemię, cały był poobijany. Po syknięciu znowu zaczął się śmiać, co jak co, ale dobry humor go nie opuszczał, w końcu był Puchonem.
zawsze kochany Charlie Bluefield
[ To ja chcę wątek z Iris, bo żaden inny koleś nie zastąpi Michała : / W grę chyba wchodzi tylko burza mózgów, bo ja sam niczego nie wymyślę. ]
OdpowiedzUsuń[ Może być i powiązanie. Meza jest wielofunkcyjny, może robić za kolegę, za wroga, za nauczyciela, za przyjaciela, za chłopaka, za tancerza... polecam. Oczywiście najłatwiej byłoby zrobić z Carliego tego, który prowokuje Iris od niepamiętnych czasów na coraz to wymyślniejsze sposoby, ale nie wiem sam, od czego by w takim wątku zacząć : / ]
OdpowiedzUsuń