8 października 2014


IAN BLAKE
05. 05. 1960
12. 11. 1977

R.I.P

30 komentarzy:

  1. [ Cześć nowy Ianie :D Coś by wypadało zrobić z tą ich chwiejną relacją co? xd ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeju, jaką on przeszedł zmianę! D:]
    przyszła Skyler/stara Jo i Lucek

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Powiem Ci, że wcale na takie lepsze się nie zmienił... Po prostu ma wielkie problemy i szczerze mówiąc nie daje sobie z nimi rady ;/ ]
    Jacuś

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam Iana w nowej oprawie ;)]

    Mikael/Alastair

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nowy Ian, który teraz tak bardzo różni się od swojego przyjaciela :D Mam już połowę odpisu i jeśli kontynuujemy nasz wątek to niedługo powinien tutaj się znaleźć.]

    Gabryś

    OdpowiedzUsuń
  6. Rysowanie - za tym tęskniła Chantelle. W końcu po długiej przerwie mogła siąść ze szkicownikiem w ręku, by móc przelewać na papier myśli w postaci rysunków. Tego dnia jakoś za specjalnie nie miała ochoty na rysowanie z natury, dlatego też tworzyła w swojej głowie obraz miejsca, do którego lubiła wracać. Hogwart wzrastał na płaskiej powierzchni papieru niczym prawdziwa budowla. Przez lata rysowania zamku znała go na pamięć. Każdy most, każdą wieżyczkę. W momencie, gdy kończyła zakreślać kształty Zakazanego Lasu coś runęło na podłogę z niesamowitym hałasem, powodując, że na kartce pojawiła się czarna, niechciana kreska. To jednak dziewczynę nie interesowało. Z pytającym wzrokiem spojrzała na wzburzonego Iana, który stał właśnie przy porozrzucanych sztalugach. Leżący obok niej kot gdzieś uciekł w popłochu, nic dziwnego - ona sama się zlękła nie mając zielonego pojęcia, co się dzieje. Znowu drgnęła, kiedy Ian na nią syknął. Nie robił tego względem niej nigdy, dlatego ze zdziwieniem wodziła za nim wzrokiem. Oczy miała okrągłe, jakby sądziła, że ich powiększanie pomoże jej w zrozumieniu sytuacji. W momencie kiedy zaczął krzyczeć na dziewczynę zniżyła głowę, uciekając spojrzeniem gdzieś w dół. Zamknęła oczy i przycisnęła szkicownik do klatki piersiowej, w spokoju wysłuchując każdego słowa. Nie wiedziała, że swoim zachowaniem tak naprawdę wcale nie pomaga. Jak zwykle jej dobre chęci kończą się niepożądanym skutkiem. Celem Chan nie było upokorzenie Iana, a wyłącznie pomaganie mu w czynnościach, z którymi miał problem. To było dla niej wręcz naturalne, skoro byli razem, że w tak trudnej sytuacji ona jest przy nim i wspiera, jak tylko może. Tyle że te wszystkie pocieszenia, pomoce na niewiele się zdały.
    Oczywiście, że nie rozumiesz...
    Chciałaby, bardzo, a przynajmniej miała nadzieję, że tak jest. Widać, myliła się. Blondynka podniosła głowę, spoglądając na Iana. Stał do niej tyłem wypowiadając zdania z pretensją w głosie, jakby z żalem. Niesamowicie zasmucił ją fakt, że jej własne zachowanie powodowało takie emocje u chłopaka. Gdy ten odwrócił się wstrzymała powietrze, bojąc się kolejnego wybuchu. Jednak nie uciekała wzrokiem, a dzielnie krzyżowała go z tęczówkami Iana. I wtedy usłyszała coś, co wywołało w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciała rozpłakać się, z drugiej krew się w niej zagotowała. Za te spędzone godziny przy łóżku szpitalnym, za nieprzespane noce, za te wylane łzy, za to jak bardzo martwiła się o niego, jego stan, za to jak bardzo bała się o jego osobę - dostaje w zamian te słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udowadnianie kalece jego ułomności jest naprawdę aż takie ciekawe, że nie możesz przestać? Zmarszczyła brwi patrząc z niedowierzaniem na Iana. Przez chwilę trwała w pewnym amoku, jakby miała wrażenie, że się przesłyszała, ale jego głos był zbyt głośny, a twarz zbyt bardzo potwierdzała te słowa, by mogła się mylić. Bez słowa podniosła się z łóżka, by zrównać się z chłopakiem. Mina Chan nie wyrażała w tym momencie zupełnie nic, stała się tą samą dziewczyną, co dla każdego z Hogwartu. Powstrzymywała się przed jakimkolwiek gwałtownym ruchem i jakąkolwiek emocją. Dłonie jej się trzęsły, dlatego zacisnęła je jeszcze mocniej na tym grubym pliku kartek, które dalej trzymała przy sobie. Ten szkicownik stał się dla niej odpowiednikiem tarczy. Przed nią samą. W jej umyśle tłoczyło się od pytań, od uczuć, od pomysłów. Tylko Chan mogła to powstrzymać i tylko Chan mogła to z siebie wyrzucić.
      - Udowadnianie swojej dziewczynie, że jej obecność wszystko pogarsza jest naprawdę aż takie ciekawe, że nie mogłeś się powstrzymać? - zapytała podobną formą, co ona sam. Nie miała pomysłu na to jak zacząć, jego pytanie po prostu odebrało jej mowę, ale po tych słowach głos Chantelle się załamał, a twarz wyrażała już ułamek jej zdenerwowania. - Czy to wszystko, co dla ciebie do tej pory zrobiłam uważasz za zabawę, która mnie niezmiernie bawi? - warknęła przez zaciśnięte zęby, bo czuła że za dobrych kilka minut się rozpłacze. - Szukałam cię po wszystkich salach szpitalnych, kiedy tylko dowiedziałam się, że tam jesteś. Biegłam tam tylko po to, żeby dowiedzieć się, jak bardzo destrukcyjnie na ciebie działam? - zapytała podnosząc głos, kiedy to jej oczy lekko się zamgliły, Podeszła do niego raptownie, a wypowiadając następne słowa dwa razy uderzyła go szkicownikiem w klatkę piersiową.
      - Skończony. Idiota. - syknęła już w pewnej desperacji, a następnie gwałtownie się odsunęła, jak gdyby bała się, że Ian wykona to samo względem niej. - Jak bardzo trzeba mieć zimne serce, żeby nie zrozumieć, że jestem tu, bo cię kocham.
      Chantelle mrugnęła powiekami, pozwalając zebranym łzom ułatwić wydostanie się z oczu. Oddychała szybciej i głośniej niż zazwyczaj, a trzęsące się palce dodatkowo ukazywały jej zdenerwowanie. Doskonale pamięta moment, kiedy to zawiodła się na Evanie, ale teraz czuła się o wiele gorzej. Przez ten długi czas miała wrażenie, że Ian naprawdę kocha ją najczyściej, jak tylko potrafił i że jego zmiana nieodwracalnie łączyła się wyłącznie z nią. Teraz czuła, jak jej serca po prostu nie ma. Że własnie zamieniło się w pył rozdmuchany przez słowa Iana.
      - Jesteś taki sam, jak reszta Ślizgonów! - krzyknęła w jego stronę, a następnie rzucając szkicownikiem o ziemię odwróciła się w stronę drzwi - Niczym się od nich nie różnisz. Niczym! - krzyknęła jeszcze zanim trzasnęła drzwiami, po czym rzuciła się w stronę schodów. Zbiegła na dół, by chwilę później skulić się na ławce w ogrodzie, pozwalając sobie na długi płacz. Nie dbała o to, że okno od pokoju Iana mogło znajdować się od tej strony. już nic ją nie interesowało i tak dowiedziała się za dużo. Najgorsze z uczuć - być osądzony w taki sposób przez osobę, którą darzy się tak wielką miłością.

      Usuń
    2. Nie odezwała się ani słowem do końca dnia. Nie chciała dowiedzieć się od chłopaka czegoś więcej. Z obojętną miną przemierzała cały dom, unikając spotkania gdziekolwiek. Gdy jednak już się zdarzało, ani na niego spojrzała, ani nawet nie dotknęła, kiedy obok siebie przechodzili. Dopiero wieczorem znajdując kota, wzięła go na ręce zanosząc do pokoju. Spory czas siedziała na łóżku oddychając w spokoju i głaszcząc Malboro, który znalazł własne miejsce na pościeli. zastanawiała się nad tym, co teraz będzie, w końcu ta kłótnia nie była ot pierwszą lepszą. Wzięła do ręki koszulkę Iana podarowaną przez niego pierwszego dnia. Przejeżdżała kciukiem po materiale zdając sobie coraz bardziej sprawę z tego, co wykrzyczała w stronę własnego chłopaka. Był inny i ona to doskonale wiedziała, ale jeszcze kilka godzin temu o tym nie myślała. Ze wstydu zakryła twarz dłońmi, w myślach prosząc, by cała ta sytuacja wreszcie się skończyła.

      Usuń
  7. [Zabrałam się najpierw za przypominanie sobie charakteru Iana, być może z sentymentu, bo kiedyś z nim wątkowałam.
    Ian z Nitą są na tym samym roku, a o ile dobrze pamiętam, jeszcze w klasie szóstej przepadał za czarną magią. Dlatego nie wróżyłabym im wtedy dobrych stosunków - wręcz przeciwnie, Nita mogłaby bezlitośnie wciskać mu szlabany czy odejmować punkty Ślizgonom za każde najmniejsze przewinienie.
    Nita byłaby jedną z tych, którzy nie wierzyli w tak wspaniałą metamorfozę Iana. Pozwoliłam sobie zajrzeć do koligacji i jeśli Chan mi odpowie coś, cokolwiek, to nawet i ją możemy w tą relację wciągnąć. :3]

    Nita

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dla niej każdy kto widzi jakiekolwiek kolory jest znawcą, więc o to się nie martw! :>]
    Helen

    OdpowiedzUsuń
  9. Chan leżała na łóżku, pusto wpatrując się w sufit. W dłoniach nerwowo obrała różdżką, zupełnie jakby sprawdzała jej grubość na każdej z długości. Jedynym czynnikiem, który ją uspokajał było mruczenie zasypiającego kota. Gdyby nie ten dźwięk blondynka była pewna, że oszalałaby z samotności. Najpierw była niezwykle zła na słowa Iana, który wszedł oznajmiając, iż śpi na dole, a teraz próbowała się uspokoić po usłyszanym trzaśnięciu. Czy chłopak naprawdę zostawił ją samą w domu? Czy może zjawiła się jakaś trzecia osoba? Grupa? Ktokolwiek? Chantelle odetchnęła głośno szukając gdzieś w sobie odwagi, by wyjść z pokoju i sprawdzić, co tak naprawdę dzieje się w domu. Będąc z Ianem od zawsze miała nieodparte wrażenie, że będzie się kiedyś musiała zmierzyć z następnym Śmierciożercą. Jej boginem była Griet, a przecież ta należała do gwardii Voldemorta. W końcu podniosła się do pozycji siedzącej, spoglądając niepewnie w stronę drzwi. Malboro dalej spokojnie leżał na pościeli mrucząc jeszcze głośniej przez poruszenie, które wywołała Chan. Blondynka wyciągnęła rękę w jego stronę, by pogłaskać kota kilka razy. W sumie gdyby nie to małe włochate zwierzę wpadłaby w szaleństwo. Jej wzrok znowu zawędrował na klamkę, która nie drgnęła od dobrych kilku godzin. Chantelle nie spała, nie potrafiła zasnąć w tej sytuacji. Za bardzo martwiła się wydarzeniami, mające miejsce tego dnia.
    W końcu wstała na nogi, a przechodząc przez pokój podniosła z podłogi poduszkę, którą wcześniej rzuciła. Zrobiła to z czystej desperacji, gdy chłopak zamknął za sobą drzwi. Ta je jednak otworzyła, wychylając się ostrożnie za framugę. Na szczęście na piętrze nie znajdował się nikt obcy, a stwierdziła to od chwili zapalenia końca różdżki. Kręte schody stały się dla niej małym wyzwaniem, kiedy prawie każdy z nich lekko skrzypiał pod ciężarem blondynki. Długi korytarz, który praktycznie w ogóle nie był oświetlony, zaczynał nabierać kształtów wraz z pojawieniem się Chan. Zdążyła się ona obejrzeć kilkanaście razy zanim dotarła do salonu. Tu oparła się o ścianę spoglądając na leżącego na kanapie. Zgasiła różdżkę, bając się, że tym zwróci na siebie uwagę. Nie wiedziała przecież czy spał, czy po prostu siedział.
    - Ian? - szepnęła przyglądając się jego reakcji, która nie nastąpiła. Całkiem dobrze widziała go w tym mroku, to też bez dotykania mebli po drodze przeszła cichutko przez pomieszczenie. Przy kanapie zatrzymała się nachylając głowę nad Ianem. Przekrzywiła głowę zgodnie z twarzą chłopaka, chwilę mu się przyglądając. Cicho wypuściła powietrze, które dość długo przetrzymywała w płucach. Serce biło jej jak oszalałe, a to z powodu tak uroczego widoku, jakim był jej śpiący brunet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mój biedny rycerz - stwierdziła ledwo słyszalnie, zanim zniżyła się, by musnąć ustami jego czoło. Potem usiadła na tym małym kawałku wolnego miejsca, tuż obok niego. Bała się, że przez przypadek się obudzi, a była pewna, że zmieniłaby się natychmiastowo. Przestałaby głaskać go po policzku, przestałaby się do niego odzywać, nie chciała, by wiedział, że aż tak jej zależy, z drugiej strony pragnęła, żeby po otwarciu oczu pociągnął ją za rękę i objął jak najmocniej. Nic więcej nie chciała. Żadnych słów, żadnych przeprosin czy dalszych oskarżeń, tylko żeby mogła poczuć, że dalej ją kocha. Tak mocno i czysto jak zawsze.
      Chan postanowiła przykryć Iana kocem, w salonie nie było w końcu zbyt ciepło. Delikatnie wyjęła mu różdżkę z ręki, przeżywając sekundowy atak serca, kiedy chłopak się poruszył. Odłożyła ją na stolik, dokładnie tuż obok swojej. Chwilę później znaleziony materiał znalazł się na brunecie, który w dalszym ciągu smacznie spał. Dziewczyna za to zsunęła się na podłogę, opierając łokcie o kanapę, a głowę o dłonie. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, bo przypomniały jej się te wszystkie poranki, kiedy to budziła się w tych silnych ramionach, wiedząc, że jest kochana, że i ona kocha, a to koło zamyka się tylko w dwóch osobach. Zaraz jednak westchnęła, podsumowując tym obecne relacje. Żadnej rozmowy przez cały dzień, żadnego kontaktu, żadnego dotyku. Zupełnie jak dwie obce osoby. Chantelle splotła ich dłonie ze sobą, zupełnie jak wtedy, gdy przybiegła do szpitala. W końcu po dłuższym czasie przyglądania się Ianowi jej głowa opadła na kanapę, zupełnie jak na poduszkę, a palce rozluźniły uścisk, tym samym rujnując obietnicę Chan, że ostatni raz pocałuje go i wróci na górę.

      Usuń
  10. Było jej jakoś ciepło, zdecydowanie za ciepło jak na podłogę w salonie. I czy ona była obłożona czymś miękkim? Chyba nawet dywan nie jest taki wygodny. Kiedy już Chan się poruszyła, poczuła jak bardzo zmieniło się miejsce jej położenia. Powoli otworzyła oczy, a zauważając gdzie leży, i że koc, który doskonale pamięta znajduje się na niej, przeklęła pod nosem. Zacisnęła nawet usta w chwili podnoszenia się do pozycji siedzącej, analizując to, co się wydarzyło. Jej zmęczenie wygrało, przez co musiała zasnąć tuż przy kanapie, a fakt, że leżała na miejscu Iana dał więcej powodów do zmartwień. Przegrała tę rundę, nie umiała wytrzymać bez niego nawet całego dnia, a przynajmniej nie w takich stosunkach. Słyszała, jak krzątał się w kuchni, to też podkuliła nogi do siebie, a owijając je ramionami oparła jeden z policzków o kolana. Spoglądała dokładnie w drugą stronę, rozmyślając nad wszystkim, dopóki nie przerwał to beznamiętny głos Iana. Bez słów przeszła do jadalni, po drodze mówiąc ciche i nieśmiałe dziękuję. Nie potrafiła już udawać obojętnej, szczególnie, że spędziła pół nocy przy Ianie. Przynajmniej miała nadzieję, że choć trochę go tym udobruchała. Teraz wszystko robiła jak najciszej, jakby w ogóle jej nie było. Zaczęła spożywać śniadanie, ale zdążyła ponownie zadrżeć z powodu głośnego dźwięku. Pierwsza reakcja Chan była taka jak zwykle, już chciała się zrywać, by pomóc w sprzątaniu, ale w ostatniej chwili zdążyła się powstrzymać. Zamiast tego mocniej ścisnęła łyżeczkę, którą mieszała w kubku starając się z całej siły nawet nie drgnąć z miejsca. Jednak bacznie przyglądała się wszystkiemu, co robił Ian, a gdy po jego ręku zaczęła spływać czerwona ciecz, nagle wstała. Już nie patrzyła na to, dlaczego na nią nakrzyczał. Nie zważała na fakt, iż to było głównym powodem ich kłótni. Przecież nie mogła sobie teraz tak po prostu siedzieć. Natychmiast doszła do bruneta, po drodze uważając na resztę porcelany.
    - Daj ją - powiedziała cicho i złapała delikatnie dłoń chłopaka, chwilę się przyglądając. Skrzywiła się lekko, a zaraz potem starała się jak najmniej boleśnie wyciągnąć kawałki szkła. Gdy już skóra pozbawiona była wszystkich ciał obcych, Chan pobiegła do salonu po różdżkę, wcześniej prosząc Iana, by poczekał. Miała jedynie nadzieję, iż jej posłucha. Po powrocie zajęła się raną, która po wypowiedzeniu zaklęcia zniknęła. Przemyła wilgotną szmatką dłoń, dzięki czemu po wypadku nie było nawet śladu. Przez moment zawahała się nad wypełnieniem swojej obietnicy, ale w końcu stanęła na palcach by dosięgnąć policzka Ślizgona. Ostrożnie przycisnęła usta do jego skóry, przedłużając tę chwilę, jak tylko mogła. Może zrozumie, że naprawdę jej jej przykro za słowa, które wypowiedziała poprzedniego dnia.
    Po tym zatrzymała wzrok na jego oczach, ale nie trwało to zbyt długo. Blondynka zniżyła głowę, a w prawą rękę Iana wcisnęła własną różdżkę, by mógł samodzielnie posprzątać jeszcze porozrzucane odłamki talerza. Sama za to wróciła do stołu, a łapiąc za kubek ponownie zaczęła mieszać w nim zawartość. Nie patrzyła już na bruneta, nawet nie chciała wiedzieć, czy jest na nią bardziej zły, czy jego emocje się nie zmieniły. Była gotowa na kolejny wybuch, ale tym razem nie odezwałaby się nawet słowem. Tak jak teraz siedziałaby z opuszczoną głową, co rusz wypijając łyk herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miał plan. W jego głowie od dawna siedział zalążek pomysłu jak złapać A, nadawcę listów. Dopracowywał go po nocach, które spędzał samotnie w dormitorium, nawet czasem wymykał się co by w spokoju jeszcze raz przeczytać wszystkie wiadomości. Posiadał jeszcze niewielkie wątpliwości, ponieważ zawsze coś mogło pójść nie po jego myśli, ale wierzył, że prędzej czy później złapie tego gagatka. Na razie pragnął skupić się na objaśnieniu wszystkiego Ianowi, a dopiero później wdrożyć w życie plan.
    - Spójrz na podpis. – powiedział stanowczym głosem i przesunął palcem po całej długości kartki, aż dotarł do inicjału – A. To inicjał. Jestem tego pewien! Możemy sprawdzić wszystkich, którzy mają tę cholerną literkę na początku, chociaż to będzie wymagać więcej zachodu.
    Wymawiając kolejne słowa ton jego głosy zmieniał się w coraz to ostrzejszy. Nie mógł pozwolić, aby ktoś zabawiał się nim, albo co gorsza - groził mu. Gabriel bardzo pragnął dowiedzieć się nie tylko kto, ale i dlaczego wysyła mu listy. Nie można ukryć również, że chęć zemsty również nim przemawiała. Był wściekły, bo był bezradny. Dopóki nie odnajdzie adresata nie będzie mógł nic zrobić poza bezczynnym czekaniem, aż łaskawie ten ktoś sam się do niego zgłosi.
    - Poza tym musisz mnie ochraniać. Nie mam oczu dookoła głowy, a zdarzyć może się tak, że będzie to ktoś lepszy niż ja... - z trudem wypowiedział te słowa, ale musiał stwierdzić fakty.
    Nie miał bladego pojęcia kto kryje się po drugiej stronie i to był jego słaby punkt. Przeciwnik w każdej chwili mógł zaatakować. Ian w chwili, gdy przestał być Śmierciożercą został skreślony przez Tietjensa, ale mimo to Ślizgon nie zapomniał o lepszych chwilach w ich przyjaźni.
    - Liczę na to, że mi pomożesz przyjacielu. - rzucił opierając się plecami o zimną ścianę - Tylko wiesz, że potem nie będzie wyjścia.
    Lustrował od stóp do głowy towarzysza i czekał na definitywną odpowiedź. Nie chciał zostać na lodzie, gdy zdarzą się jakieś nieprzewidywalne problemy.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  12. Niezależnie od tego, jak mocno czuła na sobie wzrok Iana, swego nie podniosła. Sama obawa jego kolejnego gniewu przerastała Chan. Po prostu udzielanie ludziom pomocy było silniejsze od konsekwencji, a już osobie, którą kocha się nadzwyczaj mocno, tym bardziej. Nie wiedziała za bardzo, jak wytrzyma drugi dzień bez rozmowy z nim, przy okazji omijając chłopaka jak ognia. Po skończonym śniadaniu zdążyła jedynie wstać, a Ślizgon już stał obok niej, po raz pierwszy od kłótni zwracając się do niej normalnym tonem głosu. Z wrażenia kiwnęła tylko głową, by zaraz móc zostać prowadzoną za rękę. Tak bardzo lubiła, gdy ich dłonie się łączyły. Wyobraźnia Chan wtedy nie znała granic, a wybiegała daleko w przyszłość. Jak to każda dziewczyna stwierdzała, jak bardzo do siebie pasują, co będą kiedyś robili, czy będą szczęśliwi. Tego pragnęła dla Iana z całego swojego gryfońskiego serca, które bezgranicznie wierzyło w każde jego słowo. W końcu wiedziała ile przeszedł, a była tego najlepszym świadkiem. Czasami chciała te nieprzyjemności przelać na siebie, ale w żaden sposób nie była w stanie mu ulżyć. Okazywało się nawet, że pomoc, którą jedynie mogła zaoferować na niewiele się zdała.
    Kiedy nagle stanęli, a kolejne słowa docierały do uszu Chan, zniżyła głowę, nie będąc w stanie spojrzeć brunetowi w oczy. Nawet nie potrafiła wyrazić tego, jak bardzo przykro jej z powodu wypowiedzianych przez nią zdań. Czasami wiele oddałaby za cofnięcie czasu, żeby naprawić te wszystkie krzywdy, jakie wyrządzała ludziom przez całe swoje życie. Wiedziała doskonale, jak podany argument musiał zranić Iana. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie, a szukać go również nie chciała. Mimo tego, że przesłanie chłopaka ani trochę nie było przykre, ani karcące, to było jej niewyobrażalnie wstyd. Bo za to szczęście, które jej ofiarował, ona odwdzięczała się w taki sposób.
    Och, źle wybrałeś. Ale wtedy stało się coś, czego tak bardzo pragnęła od momentu zejścia z piętra tamtej nocy. Coś co śniło jej się, kiedy to zasnęła na podłodze. Tak już miała, że jeżeli o czymś długo i intensywnie myślała, to pojawiało się w snach. Czasami przyjemnych, czasami koszmarnych. Ten za to był wyjątkowo piękny, a to samo działo się w świecie realnym. Co prawda czuła, jak Ian przybliżał się coraz bardziej, ale gdy otoczyły ją silne ramiona, które choć używały w tej chwili swej siły, to dla niej dalej pozostawały delikatne. Blondynce niesamowicie ulżyło, a nagła bliskość ukochanej osoby wywołała szybsze bicie serca. Ona sama owinęła go swoimi chudymi rączkami, gromadząc w dłoniach nadmiar materiału bluzki Ślizgona. To były te najpiękniejsze momenty w jej życiu, te spędzone w objęciach Iana, bo wiedziała, że jest bezpieczna, a jej rycerz nie pozwoli nikomu złemu do niej dotrzeć, i że nikt, i nic ich nie rozdzieli. Sam Voldemort próbował, a ich uczucie było tylko dowodem na to, że miłość jest zbyt potężną magią, by móc ją pokonać.
    Kocham cię bardzo bardzo mocno, a chyba to jest w tym wszystkim najważniejsze. Te słowa jak miód, oblewały jej serce, które rozlewało po jej ciele coraz więcej ciepła. Uśmiechnęła się pod nosem, chowając głowę w jego torsie. Miała wrażenie, że osiągnęła limit szczęścia, który jest dostępny człowiekowi,
    - Kochamy się oboje, a to jest najważniejsze - mruknęła poprawiając bruneta. - I wybacz mi za to wszystko, co powiedziałam, ani trochę nie miałam racji. Jesteś jedynym i najwspanialszym rycerzem, jakiego dziewczyna może sobie wyobrazić, a twoje księżniczka kocha cię bardzo, bardzo mocno - dokończyła zdanie jakby zasypiała, przy okazji opierając swą głowę o bark Iana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rece, które ją otaczały dawały jej niesamowite poczucie bezpieczeństwa i jakiejkolwiek wartości. Jednak każda przyjemność musi się kiedyś skończyć, nawet taki błogi raj, jakim było przytulenie - najbardziej upodobana przez Chan czynność. Niestety godzina wyjazdu z peronu w stronę Hogwartu zbliżała się nieubłaganie. Wolała chyba zostać tutaj, być Chantelle Hogarth, która jest dziewczyną Iana Blake'a, a nie Gryfonką z siódmego roku, która (ku zdziwieniu obu domów) zadaje się ze Ślizgonem wieku tego samego. Jej kufer już dawno był zapakowany, bo po przysłaniu go przez ojca wiele w nim nie zmieniała. Dopiero zauważając podarowaną przez chłopaka bluzkę, którą przeznaczył dla niej na tą do spania, stwierdziła, iż dołoży koszulkę do swych rzeczy. Szybko otworzyła pokrywę, kładąc rzecz na wierzchu i w tym samym tempie zamknęła wieko, by zaraz na nim usiąść.
      - Już jej nie dostaniesz z powrotem - rzekła, kręcąc niewinnie głową.

      Usuń
  13. [Hazelnut uwielbia koty, a ten jest taaaki piekny! :D]

    Hazelnut

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Dziękuję bardzo za powitanie Fran. Jest jeszcze taka... sztywna(?) :D
    Miałam ogromny problem pod którą kartą odpisać, bo obu chłopców wręcz uwielbiam! Oczywiście zwróciłam uwagę na Iana zanim jeszcze opublikowałam kartę, więc to trochę przeważyło.
    Czy mogę liczyć na jakiś wątek z tym odmienionym facetem? :) ]


    Fran

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Szczerze mówiąc nic konkretnego nie mam, ale wspólnie możemy coś wykombinować. Może zacznijmy od tego, czy mieliby się kojarzyć, czy nie? ]


    Fran

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wierzyła w nic. W żadne, będzie dobrze, ani zaraz stąd wyjdziemy, bo ona doskonale wiedziała, że to nie prawda. Zdawała sobie sprawę z tego, co miało się wydarzyć i to własnie niesamowicie ją przerażało. To ponowne spotkanie z tak znanym jej zaklęciem. Była raptem na VII roku nauki w Hogwarcie, a ona już dokładnie znała działanie Zaklęć Niewybaczalnych. Tych zakazanych nauczania w szkole, tych zapisanych w księgach, do których nikt nie ma dostępu. Chantelle widziała przed sobą tylko pustkę. Nic nie było przed nią, żadnej przyszłości, kompletne zero. Zupełnie jakby jej życie kończyło się w tej piwnicy, w tym ciasnym zimnym pomieszczeniu. Z każdym słowem Iana, jego gestami, wręcz zbierało jej się na płacz. Przeraźliwie się bała. Wszelkie jej plany, które jeszcze krótki czas temu zaprzątały głowę Chan, zostały z niej wyrwane. Jakby ktoś przedarł kartkę na pół, zostawiając tylko tę białą, nie zapisaną część.
    Wyłączyła się zupełnie, kiedy usłyszała trzask metalowych krat. Wiedziała, że zaraz błyśnie czerwonym światłem. Kolejne spotkanie z tego typu torturami wchodziły w ogromną obawę. Miała wrażenie, że tym razem już nie wytrzyma, że nie da rady nie krzyczeć. Rok temu, jedynie kuliła się na podłodze, zaciskając zęby z bólu. Tym razem była pewna, że będzie inaczej. Oczy zacisnęła, czekając na porcję bólu, ciemność i wrzask, ale nic takiego się nie stało. Powoli podniosła powieki, chwilę później zatrzymując wzrok w jednym punkcie.
    Może wiele razy słyszała z ust Iana, że kocha ją najbardziej na świecie, może nazywała go swoim rycerzem z pewnych powodów, ale te wszystkie słowa nabrały ogromnej wartości, kiedy zrozumiała, co się stało. Chłopak własnym ciałem zasłonił Chantelle, przejmując na siebie działanie zaklęcia. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że może istnieć osoba, która zrobiłaby dla niej coś takiego. To były te marzenia podchodzące pod abstrakcję - osoba z taką wielką siłą kochania. Z drugiej lecz strony to, co właśnie widziała przed sobą, było wręcz koszmarem. Tym jednym z tak wielu, które śniły się dziewczynie po nocach. Nigdy nie chciała, żeby jej błędy przekładały się na życia osób bliskich. Jednak wiele razy zdążyła się przekonać, że przeszłość ma niesamowity wpływ na teraźniejszość. Oczy zaszły jej łzami, nawet na chwilę nie oderwały one wzroku od torturowanego chłopaka. Nawet ciało Chan wychyliło się do przodu, jakby chciała ruszyć w jego stronę, ale cały ten strach stawiał przed nią barierę. Taką jakby ze szkła, która choć wygląda na łatwą, bywa trudna do przekroczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagle wszystko stało się tak szybko. Ciemnowłosy mężczyzna uderzył chłopaka, co spowodowało, iż blondynka wykrzywiła się z bólu, który sama odczuwała wewnętrznie. Potem śmierciożerca zwrócił się w jej kierunku, co ją przeraziło. Cofała się do momentu, aż trafiła na ścianę piwnicy, do której przylgnęła swoimi plecami, kiedy to brunet podniósł dziewczynę z ziemi. Czuła na swoim płaszczu zaciśniętą pięść, a tuż pod gardłem koniec różdżki. Zadzierała głowę do góry, bo z każdą chwilą drewno wgniatało się coraz bardziej w jej skórę.
      - Popełniłaś wielki błąd - syknął głos tuż przy uchu Chantelle. Ta zamknęła oczy, krzywiąc się lekko i wypowiedziała słowa, które mogła zostawić dla siebie.
      - Należało jej się - zaraz runęła na podłogę pchnięta w dół. Zacisnęła zęby z bólu, bo kość biodrowa jako pierwsza zetknęła się z twardą powierzchnią. Jednak zadarła głowę do góry, by odnaleźć wzrokiem Iana. Żeby wiedzieć, co się z nim działo. Nawet chyba mniej interesowało ją to, że mężczyzna podnosił różdżkę, coś powiedział na temat jej odpowiedzi. Nie zdążyła przyjrzeć się Ślizgonowi, bo błysnęło czerwone światło, a następnie zapadła ciemność.
      Krzyk wydobył się z gardła Chan. Krótki, ale głośny. Jak jeszcze rok temu, zacisnęła zęby na rękawie i przebierała nogami, zupełnie jakby miało to pomóc jej w wyjściu z tego mroku. Nic jednak się nie poprawiało. Zdawała sobie jedynie sprawę z tego, że boli ją każdy ruch, każda kończyna. Nawet samo myślenie wydawało się być zardzewiałym gwoździem, który właśnie przejeżdżał po wystającym kręgosłupie. Wygięła się w zupełnie drugą stronę, chcąc uniknąć kontaktu z tym narzędziem, ale czym bardziej się oddalała, tym bardziej się ono wbijało. Wiedziała, że tego niema, lecz co z tego?
      - Nie chcę już! - wydarła się ponownie leżąc na brzuchu i z chwilę, kiedy uderzyła pięścią o podłogę, ból ustał. To jednak ani trochę nie pomogło, bo cała zaczęła się trząść. Nie z zimna, ze słabości. Pomrugała kilkakrotnie, by znowu móc widzieć, po czym zorientowała się, że zmieniła położenie. Była dalej niż chwilę wcześniej, ale może to lepiej? Może gdy całą uwagę Śmierciożerca poświęci jej, to Iana zostawi w spokoju. Błagała jedynie w sercu, by chociaż jemu odpuścił. Wolała ponownie zostać trafiona Cruciatusem, niż patrzeć jak chłopak wije się z bólu.
      Cała ta sytuacja, była tylko i wyłącznie z jej powodu. Zupełnie jakby błędy z przeszłości wracały ze zdwojoną siłą. Chociaż do tamtej pory przeszła kilka porażek, to ta najwyraźniej miała być ostatnią. Bo Chan nie widziała szansy na ucieczkę, nawet jeżeli w prawej kieszeni wewnętrznej strony płaszcza była ukryta jej własna różdżka. Wiedziała, że zanim ją wyjmie, jej już nie będzie.
      Blondynka spojrzała na pobliską ścianę, przy której leżała. Dostrzegła na niej kilka wypustek, dlatego też po kolei zaczynała się podnosić. Z trudnością podciągała się coraz wyżej, by w końcu móc oprzeć się o pionową powierzchnię. Nogi jeszcze jej się trzęsły, starając się utrzymać ciężar Chan. Oddychała spokojniej, a ze spuszczoną głową, zaczynała się zastanawiać. Co w takim momencie powinna zrobić? Ona, uczennica szkoły magii, którą przydzielono do jednego z najlepszych domów. Herb Gryffindoru, który na co dzień nosiła na piersi, teraz zdawał się wymazywać z jej duszy. Nie miała ani pomysłu, ani odwagi czegokolwiek zrobić. Stała jedynie pod ścianą, jak na ostatni wyrok, chcąc w jakiś sposób obronić tę najukochańszą osobę, znajdującą się w tym samym pomieszczeniu. Która w przeciwieństwie do niej, zrobiła coś tak pięknego, jak osłonięcie dziewczyny własnym ciałem. Czy ona zrobiłaby coś podobnego?

      Usuń
    2. Jednak nie musiała już myśleć. Zgięła się w pół, trafiona kolejnym zaklęciem. Było krótkie i jakieś mało efektywne. Osunęła się ponownie na ziemię i dopiero wtedy poczuła, jak coś ciepłego rozlewa się po jej brzuchu. Nie rozumiała, co się dzieje, dlatego sięgnęła ręką w piekące miejsce. Bluzka, którą miała na sobie ubrudzona była czymś ciekłym. Zacisnęła na niej dłoń, by chwilę później spojrzeć na poplamioną czerwienią skórę. Blondynka jęknęła cicho, a głowa opadła jej na zimną podłogę, Próbowała jakoś asekurować ranę, ale kiedy spostrzegła, iż mężczyzna ponownie celuje w nią różdżką zrezygnowała.
      Nie myliła się. Zaraz potem cała zesztywniała, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Zapomniała nawet o długim rozcięciu na brzuchu, bo teraz bolało ją dokładnie wszystko. Niestety jednak to dziwne wrażenie ocierającego się o kręgosłup ostrza wróciło. Wygięcie się w łuk spowodowało, że rana zaczęła się powiększać, a ten ból zaczął przebijać się przez resztę. Krzyk opuścił jej gardło, tym razem trwał on dłużej. Łzy samoistnie zaczęły spływać Chan po twarzy. Już nie kontrolowała swoich zachowań, a przez kolejne długie minuty wręcz błagała, by przestał. By w końcu ktoś przerwał tę jej mękę, której już nie mogła znieść. Wszystkie jedno jak miało się to skończyć, to już więcej nie chciała.
      Ból zmalał. Dłonie i ręce niewyobrażalnie się trzęsły, nawet gdy zakrywały brzuch i twarz. Nogi przybliżyły się do reszty ciała, starając się jakoś polepszyć stan rany. Chantelle czuła, jak przecięcie powiększyło swe rozmiary, ale nawet nie miała siły o tym myśleć. Zaczynało jej się coraz bardziej kręcić w głowie, przez płacz, przez ból i lekkie oszołomienie zaklęciem Cruciatusa. Z jej ust wydobywał się szept, niosący jeden przekaz ja nie chcę, a wymieniał się on z cichym łkaniem.
      Ja już nie chcę, Ian. Nie mogę.

      Usuń
  17. [wiem, że czekałaś długo, wybacz :(

    popłakałam się, jak to pisałam]

    Coś do niej docierało, jak przez mgłę, ale nie była w stanie stwierdzić znaczenia słowa, jakie padło, odbijając się lekkim echem po piwnicy. Wiedziała jedynie, że głos należał do Iana. Jednak wszystko, co teraz słyszała, było złudzeniem przebywania pod wodą. Zupełnie, jakby znajdowała się głęboko pod taflą, nad którą znajdował się przemawiający do niej chłopak. Otworzyła oczy dopiero, kiedy kolejne zdanie dotarło do uszu Chan. Tym razem w całości zrozumiane.
    Wszystko będzie dobrze. Patrząc na niego niewiele widziała, bo łzy gromadziły się pod powiekami, dlatego też na chwilkę je zacisnęła. Lecz ponowne spojrzenie niewiele zmieniło. Widziała go, jak przez lekką mgłę, która czasem nasilała się, by znowu przywrócić względną ostrość. Wierzyła w to, że wszystko będzie dobrze. Stawała się coraz bardziej senna, a przy niej był on - Ian. Jej najukochańszy rycerz, któremu bezgranicznie ufała. Cieszył ją fakt, że był tuż obok. Że czuła jego obecność, że jest, że się martwi. Czy tak samo czuła się jej matka, kiedy to ojciec przytulał ją do siebie po torturach? Chan była tego bardziej niż pewna. Lecz w tym momencie trudno było jej się uspokoić. Nawet jeżeli próbowała, to nie przestawała łkać, co niestety powodowało zbędne ruchy ciała. Jakakolwiek zmiana pozycji powodowała ból w okolicach brzucha. Łzy spływały po twarzy Chantelle już samoistnie, niezbyt nad tym panowała.
    Może przez większość czasu, odkąd znała Iana, troszczyła się o jego uczucia, to tym razem pragnęła tylko jednego - żeby ją przytulił. Nie miała pojęcia jak, ale żeby to zrobił. Mogła mu nawet umrzeć w ramionach, bo i tak dla blondynki było to kwestią czasu. Miała już dosyć. Nie chciała więcej czegokolwiek. Żadnych tortur, żadnych łez ani bólu. Wiedziała, że swoim odejściem zraniłaby dwie najważniejsze osoby w swoim życiu, ale już nie mogła.
    I wtedy po kręgosłupie przeszedł niemiły dreszcz. Coś powoli przejeżdżało wzdłuż rany, zupełnie jakby zaszywano ją zimną igłą. Chan zacisnęła zarówno zęby jak i oczy. Nawet ręce podniosły się jej odrobinę, z chęcią zabrania przyczyny kolejnej porcji bólu, ale w porę zwinęła je w pięści i przycisnęła do podłogi. Po chwili wszystko zniknęło, pozostawiając jedynie uczucie otępienia oraz osłabienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przy tobie - to jedyne słowa, jakie do niej dotarły z całego komunikatu. Tyle jej wystarczało i chociaż chciała się zerwać, by rzucić się chłopakowi na szyję, to nie mogła. Pozwoliła więc podnieść się, ale zaraz po tym owinęła go swoimi rękami, ściskając Iana z całej siły. Była ona szczątkowa, a dłonie ledwo trzymały nadmiar materiału ubrania chłopaka. Ważniejsze jednak było to, że jej rycerz wykonał to, czego tak bardzo pragnęła. Nie potrzebowała niczego więcej, prócz obecności tego najważniejszego. Ta obietnica, że jest przy niej zastępowała wtedy cały świat. Wiedziała, że bez niego nie byłaby wstanie przeżyć, gdyby nie Ian, najprawdopodobniej wykrwawiałaby się na śmierć i nikt nigdy, nie dowiedziałby się jak umarła.
      - Moja wina. Przepraszam, nie chciałam. Naprawdę nie chciałam - wyszeptała ochrypniętym głosem, po długim czasie. Głos Chan był ledwo słyszalny, nawet nie zdziwiłaby się, gdyby jej nie usłyszał. Każde zdanie było trochę wyrwane z myśli dziewczyny. Dało się jednak je wytłumaczyć.
      Świadomość tego, dlaczego tu są zżerała ją od środka. Źle było jej z tym, że właśnie przez nią chłopak musiał przechodzić przez tortury raz jeszcze. Chciała, żeby od momentu, kiedy byli razem mógł poczuć się szczęśliwy. Żeby zapomniał o tym, co działo się w Zakazanym Lesie. Chciała sprawiać, aby na jego ustach pojawiał się uśmiech, a przy oczach pojawiały się te charakterystyczne linie. By w jego sercu pojawiło się jasne światło, które miało pokazywać tę radosną stronę życia. Tymczasem siedzieli zamknięci w piwnicy, bez żadnej możliwości ucieczki. Dokładnie po tych samych torturach, które doświadczał Ian od Śmierciożerców. To wszystko z jej winy, z jednej podłej myśli, powodującą początek przewracania się kostek domina.
      - Ale cokolwiek się stanie, nie zostawiaj mnie, proszę. - skuliła się odrobinę i zacieśniła swoje ręce. - Ja nie chcę, tak jak wtedy. Tam nie było nikogo, zupełna pustka, byłam sama. Ja nie chce być sama - mówiła szybko, niczym w transie. Łzy zbierały się pod powiekami, a gardło coraz bardziej jej się zwężało, utrudniając i tak wyczerpujące mówienie.
      Doskonale pamięta te chwile spędzone w ciemnych podziemiach. Była trzymana w zupełnie innym miejscu, niż jej rodzice, a jedyne co tam docierało to krzyki matki. W piwnicy, gdzie była ona nie było nikogo. Tam nawet światło nie miało prawa wstępu. Czasami jedynym słyszalnym dźwiękiem był jej szloch, po którym najczęściej następowała głucha cisza. Pamięta te momenty, kiedy chciała ze sobą skończyć, ale najgorsze było to, że nawet tego nie mogła zrobić.
      "Samotność, prawdziwa samotność bez złudzeń, to stan poprzedzający obłęd lub samobójstwo."
      Potrzebowała więc go bardziej, niż roślina wody. Potrzebowała go bardziej, niż człowiek powietrza. Od tamtego momentu mogła znosić wszelkie tortury, mogły one trwać nawet cały dzień, ale tylko jeżeli miałaby tą pewność, że do niego wróci. Że tak jak teraz mogłaby schować się w jego torsie i móc być otulona jego ciepłem. Obecność Iana dawała Chan więcej, niż mógł przypuszczać.
      - Błagam Ian, nie zostawiaj mnie samej.

      Usuń
  18. Mój najdroższy,

    Wiele nie zdążyłam zrobić...


    Nie rozumiała, co się działo, a nawet nie zdążyła zaprzeczyć słowom Iana. Te momenty nawet nie miały przypisanych kolejnych minut, bo Chan miała wrażenie, że wszystko stało się tak nagle. Dopiero czerwona plama na bluzie chłopaka sprawiła, że się ożywiła. Nerwowo zaczęła przeszukiwać kieszenie swojego płaszcza, który nadal miała na sobie. Przecież pamiętała, że miała różdżkę w jednej z nich. I kiedy padły słowa z ust Śmierciożery i gdy zauważyła własną różdżkę w jego dłoni, zrozumiała.
    Patrzenie na śmierć chłopaka to odpowiednia kara w zamian za to, co zrobiłaś Griet. Nie przyjęła tego do wiadomości. Otępiałym wzrokiem patrzyła na drzwi, które ponownie się zamknęły. Zupełnie jakby zatrzymała się w czasie i gdyby nie zimny dotyk na jej dłoni, zapewne siedziałaby tak dłużej. Przez tych kilka krótkich chwil, oczy blondynki zdążyły zajść łzami, toteż przenosząc wzrok na chłopaka, widziała go jak za mgłą.
    Wiem, że obiecałem cię nie zostawiać. Od tego momentu wiedziała, że i on zrozumiał. Ścisnęła rękę Iana, za to tą wolną zasłoniła sobie twarz. Głowę spuściła, chcąc zakryć przed nim kolejne wylewane łzy. Nie była w stanie ich powstrzymać, zupełnie jak rytmu bicia swego serca. Dopiero, kiedy odezwał się do niej kolejnymi słowami, spojrzała na szatyna i przysunęła się bliżej. Przejechała delikatnie dłonią po jego czole tym samym podnosząc lekko włosy do góry. Głaskała go po skroni, starając się nie wybuchnąć płaczem, ale czym więcej mówił, tym więcej łez spływało jej po policzkach. Tyle wspomnień dzieliła właśnie z nim, a to nagle miało być przekreślone, te jej wszystkie plany, które układała w swojej głowie. Objęła go ramieniem, gdy ułożył się na ramieniu dziewczyny. Czuła jak z każdą chwilą słabnie, a jego głos coraz bardziej się wyciszał. Ta jednak, choć bardzo chciała coś zrobić, nie miała jakiejkolwiek możliwości. Ten jedyny ratunek został im zabrany, tylko kawałek drewna dzielił ją od uratowania Iana. Chłopaka, który posiadał jej serce, bo w całości mu je oddała. Chłopaka, z którym czuła się najszczęśliwsza niż przez tych kilkanaście lat swojego życia. Chłopaka, który tyle razy powodował, że na jej twarzy gościł uśmiech. Ta najważniejsza osoba własnie umierała na oczach blondynki. Traciła go, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Ręka, która stale gładziła policzek Iana trzęsła się lekko pod wpływem zdenerwowania.
    - Jeszcze tam wyjedziemy, zobaczysz - odpowiedziała szybko, zaciskając oczy. Pocałowała go delikatnie i nawet przez chwilę nie przestawała głaskać. Mówiła to bardziej do siebie, niżeli do niego. To, co wtedy się działo nie trafiało do jej świadomości. A raczej zbyt dobrze wiedziała, co się dzieje, dlatego na siłę próbowała wyprzeć te najgorsze obawy ze swoich myśli. Przeraźliwie bała się tego, co zaraz będzie. Bała się tego, że Iana zabraknie. Bała się przede wszystkim tego, że cierpiał, a to tylko po to, by ją uratować. To jej marne, niewiele znaczące życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz taki piękny uśmiech. Nie wytrzymała. Rozpłakała się kryjąc swoją twarz w jego włosach. Obie ręce zacisnęły się na nim mocniej, jak gdyby to miało go zatrzymać na dłużej. To jednak nie pomogło, bo sam oddalił się od niej, by samemu zakryć twarz. Słysząc słowa, które ona wcześniej wypowiadała, zaczęła drżeć jeszcze bardziej. Tak bardzo chciała mu pomóc, a jedynie mogła przy nim trwać. Nie chciała czekać, aż w końcu wszystko samo się rozwiąże. W dalszym ciągu miała ogromną nadzieję, że coś czy ktoś ich uratuje. Tyle razy udawało się im przecież uciec przed śmiercią, więc czemu nie i tym razem? Chciała jakoś złagodzić ból, który czuł jej rycerz. Ten najodważniejszy Ślizgon jakiego znała, oddał za nią własne życie. Wiele osób zapewne uznałoby to za wielki dar, ale Chan go wcale nie chciała. wolałaby, żeby wszystko działo się na odwrót, bo przecież Ian wcale na to nie zasługiwał. Za to blondynka czuła się niesamowicie winna. Przebywali tam z jej powodu, z tego ogromnego błędu, który popełniła rok temu. Ona sama zabiła Griet, więc to Chan zasługiwała na śmierć. Nie chciała, by ktoś płacił za jej błędy.
      A potem wszystko nagle runęło. Pamięta jak kręciła energicznie głową ignorując obietnicę, którą miała złożyć Ianowi. Nie wyobrażała sobie życia z kimś innym, niż on. To dla niej nie miało nawet prawa istnienia. Zauważyła też swoją różdżkę, zielone światło, a przedtem usłyszała dwa najważniejsze słowa, z ust należących do jej najukochańszego rycerza.

      Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że naprawdę mogę Cię stracić...

      Krótkie, głośne nie wyrwało się z ust Chantelle. Zerwała się nawet w stronę Iana, ale nie sięgnęła zielonego błysku, który ugodził chłopaka. Szatyn opadł na przeciwną stronę ściany, dlatego też doczołgała się tych kilkadziesiąt centymetrów. Wszystko powtarzało się jak sprzed roku. Ponownie miała przed sobą bezwiedne ciało, z otwartymi szeroko oczami, patrzącymi w zupełną nicość. Jej ręce nie wiedziały co robić. Raz wędrowały do ust, a następnym w stronę twarzy chłopaka. Nie wierzyła w to, co widzi, ale miała świadomość, że jest to bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek. Wszędzie wokół znajdowała się krew i jej, i ta należąca do Iana. Oboje byli cali w niej ubrudzeni, oboje byli zmaltretowani, ale to tylko on leżał teraz martwy. Serce, które często czuła wtulając się w niego przestało bić. Jego duszy nie było. Tej duszy, która była w stanie pokochać właśnie ją, Chan, morderczynię i dziewczynę bez uczuć. Tego kogoś, kto był w stanie ogarnąć ją opieką i miłością. Rycerz bronił swej księżniczki do końca, odchodząc w momencie, kiedy tak bardzo go potrzebowała.

      Usuń
    2. W końcu po długim czasie rozejrzała się po piwnicy, która dalej była pusta. Kraty tym razem zostały otwarte, a niezbyt daleko niej leżała jej różdżka. Dokładnie ta, z której błysnęło zielone światło trafiając w chłopaka. Automatycznie znienawidziła ten przedmiot, aczkolwiek wstała, by dostać go w swoje ręce. Podnosząc się lekko nią zachwiało, dlatego też musiała przytrzymać się ściany. Wytarła rękawami łzy z twarzy i powoli ruszyła po różdżkę. Gdy do niej doszła, zaraz usiadła, bo jej nogi nie były w stanie znieść jej ciężaru. Teraz przed nią stanęło kolejne trudne zadanie. Nie chciała zostawiać Iana w tym miejscu, a sama nie miała wystarczająco sił, by stąd wyjść. Postanowiła więc wyczarować patronusa, ale jej wszystkie wspomnienia zupełnie jakby wyblakły. Jakby śmierć Iana sprawiła, że straciły one barwy. Kiedy kolejne próby nie przynosiły pożądanego skutku, westchnęła i ponownie przejechała dłonią po twarzy. Łzy spływały samoistnie po wymęczonej twarzyczce. Skupiła się na tym najszczęśliwszym momencie w jej życiu, kiedy po miesiącu rozłąki wpadła w ramiona Iana. Uwielbiała, gdy chował twarz w tych długich blond włosach, a sama czuła jego zapach, który przyjemnie otulał zmysły. Dopiero wtedy pojawiła się srebrzysta wilczyca, która wybiegła w powietrzu przez otwarte drzwi. Kolejne łzy zebrały się pod powiekami Chantelle, więc chcąc się uspokoić spuściła głowę pozwalając uwalniać się im. Powoli dostała się na czworaka do szatyna. Usiadła na kolanach, a ogarniając go swoimi ramionami wtuliła go w siebie. Następnie zaczęła nucić swoją ulubioną melodię, kołysząc się przy tym na boki.

      Wiele nie zdążyłam Ci powiedzieć. Tyle gestów, tyle słów mam teraz w nadmiarze...

      Powoli uspokajała się, myśląc o tym, co powiedziałaby mu, gdyby miała jeszcze czas. Te zdania przewijały jej się w głowie, jakby naprawdę do niego mówiła, jakby własnie miał do nich dostęp. Może ich początki były trudne, może tyle mieli spięć, ale nikt nigdy nie spowodował tyle okazji do tego, by się uśmiechnęła. Nikt nigdy tak dobrze się nią nie opiekował i przy nikim nie czuła się bezpieczniejsza, niż własnie przy nim. Była szczęśliwa, że mogła być jego księżniczką, że mogła chować się w jego ramionach. Tak bardzo chciała, żeby ostatnie dni wakacji przeciągnęły się na całe życie. Pragnęła żyć razem z nim w jednym domu, stworzyć tam miejsce pełne miłości i móc przeżyć tych resztę lat wraz z nim. Była mu wdzięczna za każdą sekundę uwagi, chwilę zmartwień, że w ogóle przejmował się kimś takim jak ona. Przede wszystkim jednak chciałaby powiedzieć mu, że kocha go całym sercem i ponad życie. Tak bardzo pragnęła, by to usłyszał, chociaż tylko to zdanie. Żeby wiedział.

      To wszystko tli się w głowie dla Ciebie, ale wszystko na nic…

      Usuń
    3. Stała przy swoim ojcu, który co rusz na nią zerkał. Od momentu, gdy znalazł ją w tamtej piwnicy nie opuścił Chan nawet na moment. Zajął się wszystkim, ale nie pozwolił dziewczynie się od niego oddalić. Ta natomiast nie odezwała się ani razu, nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. To wszystko przez to, że czuła się, jakby coś z niej uleciało. Była zupełnie pusta w środku, z takim samym wzrokiem na zewnątrz. Jej twarz nie wyrażała absolutnie żadnej emocji, chociaż doskonale było widać jej przemęczone, czerwone oczy i ślady łez na policzkach. Tak naprawdę jednak w głowie Chan, aż roiło się od pytań, domysłów, a przede wszystkim ogarniała ją niesamowita nadzieja - że to sen. Ona zaraz obudzi się gdzieś, zapewne w dormitoium Iana. Te przykre zdarzenia nie miały znaczenia, bo zaraz i tak to odleci w niepamięć, a ona będzie mogła zatopić się w ramionach przyjaciela. Tylko problem tkwił w tym, że to była prawda. Że właśnie stała przed trumną swojej najdroższej osoby, którą darzyła nie tylko miłością, ale każdym możliwym pozytywnym czynnikiem. W chwili kiedy zakrywali wieko trumny, maska pękła. Blondynka ponownie wybuchła płaczem. Oderwała się od ojca, który obejmował ją ramieniem i biegła przed siebie, nie widząc nic. Mijała jakieś tłumy ludzi, ale już nic ją nie obchodziło. Jedyną najważniejszą rzeczą było to, by ojciec zostawił ją samą. Przebiegła przez błonia, mając tylko i wyłącznie jeden cel - drewniany most. Targało nią teraz multum emocji. Rozpacz, smutek, żal, złość, nienawiść. Kiedy wbiegła na belki odgłos uderzania o nie butami rozległ się po przepaści tuż pod mostem. Zatrzymała się dopiero na środku, do tego pamiętnego miejsca, kiedy wszystko się zmieniło. Nerwowo przeszukując kieszenie peleryny starała się wymacać długi kawałek wyrzeźbionego drewna. Gdy już w jej dłoń wpadła różdżka, złapała je w obie ręce i ścisnęła ku sobie. Po chwili podzieliła się ona na dwie części, które z frustracją Chantelle wyrzuciła w pustą przestrzeń. Nie chciała mieć nic wspólnego ze śmiercią Iana, a w dodatku wiedziała, że więcej nie będzie jej potrzebna. Szybko wytarła sobie oczy ze słonej cieczy, by choć trochę widzieć, co zamierzała robić. Zanim to wykonała, spojrzała się na błonia szkoły, gdzie stał tłum uczniów, a gdzieś w nim także i Mark Hogarth. Wiedziała, że zrani go najbardziej w całym jego życiu, ale ona nie wyobrażała sobie życia bez Iana. Nie byłaby w stanie żyć ze świadomością, że przez nią nie żyje tak droga jej osoba. I chociaż kochała swego ojca całym sercem, to ten organ dawno przestał funkcjonować, a dokładnie z momentem zatrzymania się akcji bicia serca Ślizgona. Zdawała sobie sprawę z tego, że marnuje tak piękny dar, jakim jest poświęcenie własnego życia, ale ona go wcale nie chciała. Wiedziała, że to tak się skończy, dlatego wręcz błagała go, żeby jej nie zostawiał.
      W końcu siadając na barierce przestawiła nogi na drugą stronę, stawiając je na krawędzi mostu. Chociaż robiła to niezliczoną ilość razy, to ten skok miał być tym ostatecznym. Serce biło jej niemiłosiernie szybko. Bała się, przeraźliwie się bała. Że ktoś zauważy, że nie zadziała, że stchórzy. A ona tylko chciała być razem z nim, bo nikt nie był wstanie dać jej tyle radości i nikogo ona nie traktowała z taką z czułością. Nie chciała być jedynie samotna, a on obiecał jej, że jej nie opuści, dlatego ona pomoże mu tę obietnicę spełnić. Ręce Chan kurczowo trzymały się barierki, ale zanim skoczyła zrobiła coś jeszcze. Odwróciła się w stronę środka, rozczarowując się tak, jak przypuszczała. Nie było go tam. Nie stał tam, by wciągnąć ją na bezpieczniejszą stronę. Nie było już go w ogóle. Nie było go.

      Usuń
    4. Ian, tak wiele chciałam Ci dać, tak wiele chciałam Ci ofiarować. Żyć z Tobą i cieszyć się z tego życia. Sprawić, żebyś zapomniał o Śmierciożercach, żebyś patrząc na mnie przywoływał spędzone razem przyjemne wspomnienia.
      Ian, tak wiele Ci zawdzięczam, mój uśmiech, moje szczęście, moje życie. Potrafiłeś dostrzec we mnie cząstkę, która wiedziała czym są uczucia, a przede wszystkim po prostu mnie pokochałeś.
      Tę zagubioną, zamkniętą w sobie, najmniej gryfońską Gryfonkę.
      Ian, dziękuję Ci za szczęście, za czas, za wspomnienia, za miłość, za przyjaźń, za najzwyklejsze każde przytulenie.
      Dziękuję Ci, że byłeś w moim życiu.


      Potem jedynie odetchnęła, zupełnie spokojna, jakby to, co właśnie miała zrobić, było rzeczą normalną. Odepchnęła się od barierki, by wniknąć w pustkę przed sobą, a potem czuła już tylko wiatr, spokój i nic.

      Już na zawsze Twoja - Chan

      Usuń