Rowerek. Cholerny rowerek, który miał tyle kół, co jego właściciel wówczas lat. Cholerny trójkołowy rowerek, który miał posłużyć do wygrania wyścigu. Pierwsze zawody, pierwsza przegrana i pierwsza zapamiętana nagana ze strony rodziców. Zawsze traktowali wszystko ze śmiertelną powagą i wymagali zbyt wiele; i chociaż ich jedyny syn w przyszłości miał wiele razy zatryumfować, zauważali głównie porażki. Wszystko dla niego zaplanowali – Eton, Cambridge i udana kariera zawodowa. W dzień jedenastych urodzin Wisha Queshire okazało się, że ta koncepcja nie ma racji bytu.
wish queshire – klasa vii – gryffindor – mugolak
Gdyby brał udział w tej głupiej zabawie, w której należy przypasować zabytki i różne budowle do poszczególnych osób, zostałby określony Wieżą w Pizie, bo chociaż trzyma się prosto, nie można oprzeć się wrażeniu, że jest w nim coś krzywego. Może to przez sposób, w jaki się uśmiecha. Być może chodzi o spojrzenie, jakie posyła, tasując karty. Albo to kwestia tego, jak przechadza się po hogwarckich korytarzach, trzymając ręce w kieszeni i pogwizdując przez zęby. Od zawsze sądził, że jest wyjątkowy, więc kiedy dowiedział się, że nie jest jedyną magiczną osobą, poczuł się zawiedziony. Chwilowo zachwiało to jego równowagą psychiczną, ale przekonanie o własnej nadzwyczajności prędko powróciło. Hogwart miał być ucieczką od warunków stawianych przez rodziców, a dał jedynie fałszywe poczucie wolności, bo wszystko zaczyna się i kończy w głowie.
Postanowił zerwać z rodzinną tradycją tworzenia planów i zamiast żyć według wytycznych, postawił na improwizację. Wciąż nie wie, co będzie robił po skończeniu edukacji i od zdecydowania o tym jest tak daleki, jak był w pierwszym dniu szkoły. To człowiek o tysiącu zainteresowań, który jednak nie nadaje się do długotrwałego związku ze swoimi pasjami – po krótkich, acz gorących romansach porzuca je bez sentymentów. Mało w nim jakiejkolwiek stałości, co przejawia się nawet w gwałtownych ruchach i częstych zmianach nastroju.
Dość ciężko go wyczuć. Zachowuje kamienną twarz, kiedy z kogoś kpi. Przyjaźnie szczerzy zęby, kiedy mówi nieprzyjemne rzeczy. Zachowuje zimną krew wtedy, kiedy wydaje się, że ma powód do wściekłości i traci panowanie nad sobą w sytuacjach, które nie powinny wytrącać go z równowagi. Wciska uczniom różne dziwne substancje, twierdząc, że to sproszkowane kły smoków, a po godzinach kantuje w grach karcianych.
A tym, co lubi najbardziej, są niespodzianki.
Cześć, Mistrzu Gry.
[Cześć! Karta jest sama w sobie bardzo dopracowana, urzekł mnie Pan z gifu i styl bycia Wisha. (Swoją drogą, nosi niezmiernie ciekawe nazwisko).
OdpowiedzUsuńŻyczę dużych ilości weny i masy wątków :)]
Roy/Hawkins
[Witamy serdecznie na blogu! Nie wiem jak innych, ale mnie kupiłeś tą postacią. W razie chęci i pomysłu zapraszam pod karty; a jeśli takowych brak, to chyba trzeba będzie poczekać, aż ja się życiowo ogarnę i wrócę do trybu typowego nołlajfa.]
OdpowiedzUsuńEva/Bastian
[Ty, moje chłopię kiedyś miało tak na imię.
OdpowiedzUsuńCześć, jak ci mija noc?]
Ehart
[Chwalę gifa i witam serdecznie.]
OdpowiedzUsuńKyllen
[Przyznam się — podglądałam kartę, ale tylko tak troszeczkę.
OdpowiedzUsuńLubię takie postacie, bo sama nie umiem ich tworzyć i podziwiam, jak komuś wyjdzie... A gif świetnie pasuje do Wisha.
Niestety, wątku na razie nie zaproponuję, bo mam małe opóźnienie z odpisami, ale jak tylko się ogarnę i miałbyś chęć — zapraszam. :D]
[ Wieczór dobry i dobry gif. Andy Brennan ]
OdpowiedzUsuń[ Dobry wieczór. Mam nawet mały pomysł na wątek - Morgana porzucona przez Dasha planuje zemstę. Banalne, wiem, jednak zgłosiłam się z tym jako pierwsza więc chyba nie pogardzisz, co? ]
OdpowiedzUsuń[No pewnie, mój wujek jest prawnikiem i spotkamy się w sądzie. Pozew już się pisze.
OdpowiedzUsuńA tak poważnie: ucieszyłam się, że nie tylko ja nadaję swoim postaciom takie dziwne imiona.
Wątków mam pod sufit do odpisania, ale grupowce z reguły wyglądają tak, że najpierw człowiek nie wyrabia, a potem musi prosić, żeby mu ktoś łaskawie odpisał, więc jak coś ktoś masz ochotę, to zgłaszam swoją gotowość, bo tyle razy się z tobą na Hogwartach przeróżnych mijałam i pierwszy raz w ogóle wymieniamy komentarze, o.]
[dobry wieczór, witam baaardzo serdecznie na blogu! :D interesujący pan na gif'ie :3]
OdpowiedzUsuńCampbell/Ian/Marcel
[ Miło być Wish, wyszło mi Dash - wybacz literówkę, nie wiem czy to efekt bardzo szybkiego walenia w klawiaturę czy późna pora. ]
OdpowiedzUsuńMiało*. Tragicznie mi dziś idzie, lepiej pójdę już spać :x
Usuń[Chwalę gifa i chwalę kartę - Wish mnie zauroczył, nie dość, że fajny styl bycia, to jeszcze Gryfon :D
OdpowiedzUsuńW razie jakikolwiek chęci/pomysłu/whatever zapraszam do mnie + życzę duuuuużo wątków i jeszcze więcej weny ^^]
Mikael
[W takim razie poczekam!]
OdpowiedzUsuńEva/Bastian
[ Dzień dobry wieczór. Presja oczekiwań rodziców. Słodko. Może wątek? Mam samych panów, ale co tam xD Jak chcesz detektywa, lub nie ślizgońskiego Ślizgona w wątku, to zgłaszaj się do mnie. Moje dwa kochane dziwadła zawsze sa do dyspozycji. ]
OdpowiedzUsuńJohn Cox/Jack Bizarre
[ Proponowałam oczywiście wybranie jednej xD
OdpowiedzUsuńAle muszę Ci podziękować is twierdzić, że wielbię na kolanach.
Pierwszy raz ktoś mi zostawił wybór i w ogóle pytał o zdanie. Jakoś nigdy nie padało pytanie: wolisz wymyślać czy zaczynać? Tyle się na wymyślałam, że tym razem chętniej bym zaczęła. Jeśli wymyślanie to dla Ciebie nie problem.
Myślę, też że łatwiej z moim puchońskim detektywem, ale jeśli do głowy wpadnie Ci miast tego coś pasujące do mojego Ślizgona, to się nie wahaj. Puchaś jest moja nową postacią, więc chwilowo go faworyzuje (nie w wątkach, w wybieraniu xD ), ale nie chcę sprawić większego kłopotu, tym bardziej, ze na Twoja głowę zwalam wymyślanie]
John/Jack
[W całości przemawia do mnie ten pan. Taki... autentycznie życiowy :p Witamy na pokładzie!]
OdpowiedzUsuńDrew
[Muszę zapytać, bo wujek google nie okazał się tym razem pomocny. Kto jest na gifie? Dobrze kojarzę, że to kadr z jakiegoś niemieckiego filmu wojennego? ;>]
OdpowiedzUsuńCathy
[Witam serdecznie, fajny gif ;)]
OdpowiedzUsuńJamie
[ Wchodzę w ciemno z dwóch powodów.
OdpowiedzUsuń1. Bo miły chłopak jesteś
2. Kocham wszystko co związane ze śledztwami <3 (pewnie dlatego, że ja taka podobna do tego Puchona jestem xD )
Jednakowoż, nawet jeśli dziś wszystko ładnie wymyślisz, to ja zacznę jutro (takie dziś- jutro jeśli patrzeć na godzinę xP), bo mi się oczka kleją. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i nie zrazi cię to :3 ]
John
[Starzec. Wszyscy powinni wiedzieć. Trzeba chronić nasze dzieci!.
OdpowiedzUsuńObstawiałam Maxa Riemelta, trochę zaskoczenie. Ale dzięki, teraz wystarczy przejrzeć filmweba.]
Cathy
[God, dziwnie wygląda ta kropka po wykrzykniku. Kolejne zaćmienie umysłu po drugiej.
Usuń(koniec spamu)]
[Ha, historia życia naprawdę powalająca. Zwłaszcza, że sprawiłeś, że pół godziny przed zaśnięciem zastanawiałam się, jak wygląda czworościenna kostka. (Na szczęście do tego doszłam i mogłam spać spkojnie ;D).
OdpowiedzUsuńŻeby życzenia się spełniły, wpadam z propozycją wątku. Lucek/Jo, wymyślisz/zaczniesz..? (Przyznaję, że co do Lucka to nawet miałabym pomysł, ale wszystko zostawiam Tobie :>)]
Roy/Hawkins
[Witam. Interesująca postać. Rodzice mieszający się w życie dzieci - moja postać coś o tym wie. Życzę dobrej zabawy i dużej ilości wątków. Jeśłi masz chęć, to zapraszam do którejś z moich postaci :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey/Melissa
[ Audrey nie przeszkadza to czy ktoś jest mugolakiem czy czystej krwi. Ma nawet mugolską przyjaciółkę. Do Slytherinu trafiła ze względu na swój charakter.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przyszedłeś do Audrey, bo mało wątków prowadzę z tą postacią. Masz może jakiś pomysł, czy myślimy razem? ]
Audrey
[ Ty zaszalałeś z kropką, a ja zapomniałam o przecinkach. Zdarza się :) ]
Usuń[Cześć. Imię Calluna nie powinno kogokolwiek przerażać, to tylko nieszkodliwy wrzos! I dziękuję bardzo.]
OdpowiedzUsuń[Trochę mi się on kojarzy z młodym Voldemortem.
OdpowiedzUsuńWitamy!]
Benjamin i Danielle
[Oj, nie wiem. :D Na tym gifie tak wygląda, poza tym początek karty tak brzmi... Ale to może tylko moje subiektywne odczucie.]
OdpowiedzUsuńBen i Danny
[To tak: Lucek jest prefektem, więc do czegoś go to zobowiązuje. Zwłaszcza, że Wish lubi ludziom wciskać kity o sproszkowanych kłach smoków, a Lucas jest w tym temacie obeznany. Możemy założyć, że właśnie taką substancję próbował wcisnąć nieświadomemu trzecioklasiście, ale Dzielny Pan Prefekt go przyłapał i nie tyle zrugał za zachowanie, co za kit, bo to przecież nie kieł smoka! ;D
OdpowiedzUsuńJeśli uważasz, że kiepskie, to możesz zapodać banał, dostosuję się :>]
Lucek
[O, to mi wnosi coś nowego do jej osobowości. Pozostaje także polecać króliczą łapkę ludziom, którzy jednak zdecydują się pokonać dystans dwudziestu metrów i z nią pogadać.
OdpowiedzUsuńZaproponowałabym ci wątek, ale przez moją zmianę nicku najpewniej nie rozpoznałeś, do kogo ta postać należy i tego wątku nie chcesz. Mimo wszystko, Wish też fajny.]
Calluna Walpole
[Pewnie tak, ale w naiwności można wciąż próbować. Miłych wątków życzę!]
OdpowiedzUsuń[Gryfon! Imię cudownie piękne, o! Ja to bym z chęcią jakieś powiązanie im wymyśliła :)]
OdpowiedzUsuńPortia
John w sobotnie popołudnie nie miał zbyt wiele do roboty. Inni uczniowie spotykali się w swoim gronie i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Puchon tylko krzywił się, widząc ich radosne buzie. Sam zazdrościł ludziom ich talentu do trzymania się w grupie, czuł się straszliwie samotny. Tym bardziej, że nie miał nic do roboty. Ostatnimi czasy nawet jego działalność detektywistyczna straciła swój popyt. Uczniowie nie mieli zagadek, których sami nie potrafili rozwiązać, dlatego chłopak czekał na przełom pod postacią czegoś poważnego. Ale na to sie nie zapowiadało. Stał więc naburmuszony i podpierał ścianę korytarza. Gdzieś w jego głębi coś sie buzowało i brakowało na prawdę niewiele, by ruszył ku którejś roześmianej grupie. Może nie odważyłby się zabrać głosu, ale... Gdyby stanął tuż przed nimi ze srogą miną, to nie byłoby szans by pozostał niezauważony. Jednakże posiadał wrodzone hamulce pod postacią strachu, które nie pozwalały mu na taką spontaniczność. Chłopak już nie raz ubolewał z tego powodu.
OdpowiedzUsuńPuchon postanowił zająć sie czymś i obserwować ludzi. Czasem potrafił powiedzieć o uczniach coś więcej, iż tylko to do jakiego domu należą. wtem jednak zauważył, ze ktoś zmierza w jego kierunku. Wysoki Gryfon, najprawdopodobniej z siódmego roku. Serce w drżącej piersi Johna podskoczyło w nadziei, że wreszcie coś się wydarzy. Chłopak wyraźnie kierował kroki w jego kierunku. Puchon dał się ponieść fantazji i już oczyma wyobraźni widział nierozwiązaną zagadkę Hogwartu. Wiedział, że jego oczekiwania są zbyt wygórowane. Niestety nic nie mógł poradzić na to, że potrafił wyobrazić sobie wiele. Nawet zbyt wiele.
- Czyżby jakaś tajemnicza sprawa, że kierujesz swoje kroki w moją stronę? - rzucił do zbliżającego się Gryfona.
Oczy błyszczały mu z podniecenia, a ręce delikatnie drżały. Chciał tylko juz wiedzieć, co dokładnie dręczy stojącego przed nim chłopaka.
[ Taki sobie ten początek. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Przepraszam, ze dopiero o tej godzinie - miałam gościa. Czekam z niecierpliwością na odpis ;) ]
John
[Czeeść. Bagman ostatnio zbierała podpisy do petycji na rzecz smoków, taki handel smoczymi kłami pewnie wzbudziłby w niej niepokój. Ale to tak mimochodem rzucam, jeżeli znajdzie się chęć na wątek z Krysią.]
OdpowiedzUsuńKris
[Hmm... Może Wish grałby gdzieś w te gry karciane, na przykład w dormitorium gryfonów, Portia siedziałaby gdzieś z boku i przyglądała się grze. Wtedy powiedziała by od tak sobie, że nigdy nie zrozumie tak beznadziejnej gry, a Wish może zaproponowałby jej że ją wtajemniczy? Albo druga opcja, że Portia zauważyłaby przyglądając się grze, że Wish kantuje i jakoś by tam mu to oznajmiła gdzieś na boku, albo powiedziałaby to na forum, tak że wściekłby się na nią, że zdradziła jego tajemnicę. O takie mam pomysły :)]
OdpowiedzUsuńPortia
[Musiałam sprawdzić co to creaothceanna, ale jestem jak najbardziej za!
OdpowiedzUsuńI wiem, że ty wymyśliłaś, i wiem, że ja powinnam zacząć, ale nie pogniewasz się, że zrzucę ten obowiązek na ciebie? ;)]
Mikael
[Och szczerze to byłabym wniebowzięta, jako że próbuje nadgonić wątki, ale jakimś cudem zawsze muszę odpisać na co najmniej pięć ;__; To czekam, ale nie musisz się spieszyć!]
OdpowiedzUsuńPortia
[Wish Elsner-Manderlay i River na mordzie, toż to moje dziecię! Taaa, pamiętam te czasy, kiedy broniłam Hafelpafu jak własnego dziecka (w sumie wciąż to robię). Wolę nie pytać, co masz na myśli poprzez "postać w moim stylu", bo się jeszcze czegoś dowiem, więc powiem tylko, że mam nadmiar wątków szkolnych - wakacyjny to dla mnie teraz bomba.
OdpowiedzUsuńPROBLEM W TYM, ZE TRZEBA GO JESZCZE OGARNĄĆ. ]
Ehart
[Ogarnęłam już. Potterowska wikipedia jednak na coś się przydaje! XD
OdpowiedzUsuńPoczekam. Jestem człowiekiem cierpliwym ;)]
Mikael
[Ha! Niespodzianki - dobre fascynacje ma ten gość!
OdpowiedzUsuńPowiem tak - kiedyś Puchonkę grającą na pozycji pałkarza miałam, ale to nie był długi czas i nawet nie potrafiłabym teraz powiedzieć jej imienia, więc pewnie ja to nie ja. Znaczy, ja to ja, ale nadal nie ta ja, której szukasz. Tak czy inaczej, styl znajomy być może, bo niewiele się takich blogów uchowało, na których by mnie nie było.
Pozdrawiam i życzę świetnej zabawy. Wszak w Hogwarcie jest więcej niż jedna niespodzianka!]
Charlie Hatcher
JUNE EARNSHAW
OdpowiedzUsuńZawsze śmiała się z tych bzdur wypisywanych w ckliwych powieściach. Bawiło ją twierdzenie, że nie ma nic lepszego niż patrzenie na ukochaną osobę w czasie, kiedy ona śpi. Śpiący ludzie nie są estetyczni, niezależnie od tego, czy ich się lubi, czy też nie. Nie panują nad swoją twarzą, więc wykrzywiają ją nieprzyjemnie, poza tym niektórzy się ślinią, co już w ogóle jest obrzydliwe. Najgorzej było przyglądać się komuś, kto przysypiał na siedząco – głowa wciąż i wciąż opadała w bok, co było dziwnym widokiem. Sama przed sobą musiała jednak przyznać, że patrzenie na Wisha spoczywającego w objęciach Morfeusza było wysoce zabawnym doświadczeniem. Chłopak wówczas robił takie miny, że łatwiej było odgadnąć jego nastrój niż wtedy, kiedy pozostawał świadomy.
Teraz też zaobserwowała na jego obliczu kilka grymasów, ale patrzenie na to nie było zajmującym zajęciem, więc wyciągnęła książkę, aby czytaniem zabić czas. Chociaż wiele razy podróżowała pociągiem z Wishem, to był pierwszy raz, kiedy wspólnie jechali czymś innym niż Ekspresem do Hogwartu. Pamiętała ich pierwsze spotkanie. Chociaż oboje nie mieli już jedenastu lat, June czasem nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej przyjaciel zamiast dojrzewać, coraz bardziej dziecinnieje. Mieli dopiero siedemnaście lat, więc robienie różnych głupot niejako ich usprawiedliwiało, ale z drugiej strony byli już pełnoletni, co oznaczało, że społeczeństwo oczekiwało z ich strony objawów swego rodzaju dojrzałości.
June lubiła myśleć, że w Wishu walczą dwie natury. Z jednej strony był wciąż dzieciakiem skorym do różnych zgryw, a z drugiej sposób w jaki go wychowywano także przyniósł żniwa. Może Queshire wciąż odbijał sobie najwcześniejsze dzieciństwo, które spędził na spełnianiu marzeń swoich rodziców? Tak podejrzewała, ale nigdy nie podzieliła się z przyjacielem swoim spostrzeżeniem, wiedząc, że ten by ją wyśmiał i wyzwał od domorosłych psychologów. Niech sobie gada, co tylko chce, Earnshaw i tak wiedziała swoje. W pewnych dziedzinach była bardzo uparta i nawet racjonalne argumenty nie potrafiły jej skłonić do zmiany zdania, a w tym przypadku wątpiła, że Gryfon umiałby logicznie udowodnić, że dziewczyna jest w błędzie.
Z jakiegoś powodu trudno było skoncentrować się jej na czytaniu, a w dodatku Queshire zaczął mamrotać coś przez sen, dlatego zamknęła książkę i odłożyła ją do torby. Nudziło jej się straszliwie, a w dodatku nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wyszła na korytarz i zaczęła krążyć w tę i z powrotem, ale niektórzy zaczęli się dziwnie na nią patrzeć, więc wróciła do przedziału. Jeszcze niedawno podróżowali w nim i inni ludzie, ale wszyscy już wysiedli na kolejnych stacjach. Jedyny, który został (oprócz niej, naturalnie), śnił o czymś w najlepsze.
Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do okna. Chwyciła za uchwyt i pociągnęła za niego do dołu aż do oporu. Wystawiła przez otwór głowę i przymknęła oczy. Wiatr chłostał ją po twarzy, włosy latały na wszystkie strony, a w uszach zaczęło jej świszczeć, ale było dobrze. Przez to jednak przegapiła chwilę, w której Whish obudził się. Kiedy odezwał się, zaskoczona Earnshaw aż podskoczyła i uderzyła się o framugę.
Zasunąwszy okno, wróciła na swoje miejsce i rozcierając bolącą głowę, łypała na Queshire’a.
– Musiałam – burknęła. Przez chwilę zamierzała udawać obrażoną i nie odzywać się więcej, ale kiedy zauważyła, że przyjaciel zaczyna podwijać spodnie, zrezygnowała. – Co ty robisz? – zapytała ze zdziwieniem. – Jeśli chcesz zrobić z tego krótkie spodenki, najlepiej obetnij nogawki, ale najlepiej nic w ogóle nie rób, bo to głupie.
[ Podoba mi się ten pomysł :) Zacznę jak tylko wyrobię się z odpisami :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey
[Jaki żartowniś! Mam starą kartę i nie zawaham się jej użyć, niczego nie obiecywałam. Nie wrobisz mnie, a w ramach zadośćuczynienia ty możesz jakiś ładny wątek zacząć. :D]
OdpowiedzUsuńAnka
[O mujeju. Ty naprawdę mi sugerujesz, że mam zacząć. :/ Ale określ, kto tu jest niegrzeczny, bo jak Annie ma wkraczać do akcji, to... czołg to pikuś. :D]
OdpowiedzUsuńAnka
[Hej, co ty, chcę! Pytałam, bo byłam gotowa zacząć. Mam tylko wizję Anki rzucającej zaklęcia, bo ma zeza, a z SUMów Nędzny, więc dla mnie była niezła rozróba. :D Chciałabym to uskutecznić. Ale ty musisz zacząć. Bo ten wątek wymaga Wisha wchodzącego do akcji, chociaż nie wiem co musiałaby zrobić, żeby zainteresował się głupią Puchonką rzucającą Petrificusami i tymi innymi w pociągu. :D Chyba że przeleciałoby mu koło ucha.]
OdpowiedzUsuńAnka
Mikuś z niebezpiecznym błyskiem w oku kontemplował ogień pożerający ze smakiem drewno, od czasu do czasu rzucając ukradkowe (obowiązkowo konspiracyjne!) spojrzenie to na pani perfekt, to na poduszkę, w której przechowywał swoją ognistą dziewczynę, skonfiskowaną z rąk paru trzecioklasistów ze Slytherinu, którzy oczywiście nie omieszkali mu zagrozić Avadą i swoimi czystokrwistymi tatusiami. Rasac nie wierzył w te wszystkie bajeczki o czystej krwi, wszak były tylko cztery grupy i nigdy nie słyszał o CZYSTEJ, więc zbył ich współczującym uśmiechem.
OdpowiedzUsuńCo prawda mógł ją przemycić do dormitorium, zasunąć kotary nad swoimi łóżkiem i pogrążyć się w żałobie po stracie moralnej, ale życie bez smaku ryzyka nie było dla Mikaela życiem, dlatego wyczekiwał z utęsknieniem, aż śliczna acz wybuchowa pani perfekt ewakuuje się z Pokoju Wspólnego i pozwoli jego podniebieniu rozkoszować się whisky.
— Och – skomentował subtelnie nagłe pojawienie się Wisha w swoimi bogatym życiu. Jakoś nie było mu szczególnie na rękę towarzystwo innych Gryfonów, którzy nie byliby Jamie ewentualnie Carlie, ale jak mus to mus, nie mógł wybierać za kanapę swoich użytkowników. — Przechyl swoją łepetynę trochę w lewo, o tak — mruknął i gdy chłopak bez zrozumienia wykonał to polecenia, Mike objął ustami butelkę i napił się z niej porządnego łyka, analizując w głowie propozycję Gryfona. Jak przez mgłę pamiętał z czym jadło się creaothceann, dawno nie obcował z Zakazanym Lasem, ale…
— Flaszka Ognistej i wchodzę w to — oświadczył, podając mu ręką, by przypieczętować tę obietnicę.
Rasac we krwi miał rozbijania się na miotle, więc i tym razem nie miał zamiaru zrezygnować z tego przywileju, zwłaszcza że sponsorem atrakcji był nie kto inny, jak jego nieoceniony współlokator. Człowiek o wielu twarzach.
Mikael
[Każda długość wątku jest dobra, o ile sens jest zachowany :D]
[Ok, brzmi fajnie. Zacznę, jak tylko skończę wiśnie, czyli na pewno przed końcem tygodnia.]
OdpowiedzUsuńEva
John z lekka się speszył, gdy Gryfon podśmiewał się z jego sposobu mówienia. Puchon nie miał do czynienie ze zbyt wieloma ludźmi, więc nigdy tak na prawdę nie rozmawiał. Były to jedynie krótkie wymiany zdań podczas których nikt nie zwrócił uwagi na to, jak chłopak się wyraża. Teraz blondyn zrobił sie czerwony jak burak, ale od razu mu przeszło, gdy usłyszał drugie pytanie. Teraz wiedział, że jego podejrzenia były słuszne i chłopak ma jakąś sprawę dla niego.
OdpowiedzUsuńMózg niebieskookiego zaczął pracować na najwyższych obrotach, by ten mógł wreszcie skojarzyć nazwisko. Nie przypisał mu żadnej konkretnej twarzy, ale za to przypomniał sobie strzępki informacji jakie na temat chłopaka miał. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego milczenie trwa zbyt długo, a pozycja jest kolejnym powodem, by starszy gryfon mógł się śmiać. Po raz kolejny poczuł się urażony i delikatnie spuścił wzrok. swoje zmieszanie zatuszował drapaniem się po szyi i przeczesaniem włosów palcami.
- Coś mi to mówi, ale nie za wiele. Jeśli mógłbyś mnie oświecić... - zaczął i spojrzał chłopakowi stanowczo w oczy.
John nie uważał siebie za człowieka odważnego i nie dostrzegał drobnych przejawów swojego heroizmu. Nawet te większe, kiedy to ratował komuś życie lub stał centymetr od wierzgającego konia, nie podsuwały mu myśli, że jest odważny. Nic dziwnego, że nie zrozumiał, iż wbicie spojrzenia w czyjeś oczy i utrzymywanie tego kontaktu wymaga prawdziwej siły i w wielu przypadkach niejakiej odwagi. Spojrzenie stojącego na przeciw niego Gryfona było twarde, ale John nie spuścił wzroku. Nie znał sie na relacjach międzyludzkich i wydawało mu się, że robi coś normalnego.
Przestąpił z nogi na nogę i włożył ręce do kieszeni. Starał się nie dać po sobie poznać, że jest podekscytowany wizją kolejnej sprawy do rozwiązania. Przy tym konkretnym Gryfonie, który wprawił go w zmieszanie już po pierwszym zdaniu nie zamierzał okazywać swojej radości. tym bardziej, że spodziewał się, iż jego rozmówca nie bierze na poważnie jego pasji. Mógł ją traktować jedynie jako wyjście awaryjne lub nawet eksperyment. Po prawdzie wcale mogła go nie interesować sprawa, jaka za chwilę miał przedstawić. To jednak dla Johna nie miało znaczenia. byle tylko miał czym się zająć. Wtedy pokaże temu zadufanemu chłopakowi jaki wiele można się dowiedzieć i jakie brudy wyciągnąć na światło dzienne.
John
[ Wszystko w porządku :> Podoba mi się podejście Wisha xD (poniżanie mojej postaci mi się podoba, chore) Co do długości, to tak jak chcesz. Odpisywałam i na dłuższe i na krótsze i wszystko mi jedno. Nie musisz nadrabiać długości na siłę i nie musisz się hamować, gdy gotów jesteś napisać więcej ;) Ja pisze na tyle długie na ile starczy mi pomysłu, weny i czego tam jeszcze trzeba.
Ach! Prosiłabym jeszcze o nazwisko pana ze zdjęcia, jeśli jest to ktoś konkretny. Muszę poszukać gifu do powiązań ;> ]
[Dostrzegam dobroć Twego serca, Volfeuszu. :D Ale wait, on się nazywa Whish czy Wish? Bo zgłupiałam już!]
OdpowiedzUsuńPierwsza podróż do Hogwartu Annie Hudson była przede wszystkim dziwna. Ojciec spoglądał na sowy jakby miały zaraz zadziobać go żywcem, a matka wypytywała głupio, czy ona i Evan wszystko wzięli. Tak, na Merlina, ale na nic im się to nie zda, kiedy spóźnią się przez nią na pociąg. Nie spóźnili się, ale wszystkie przedziały były zajęte, więc wepchnęli się ze swoimi bagażami do przedziału zajętego przez pierwszaków niezbyt zadowolonych, że dochodzą kolejne osoby. Okazali się przyszłymi Ślizgonami (na uczcie wyklinała ich w myślach) i dogadali się lepiej z jej bratem, bo kiedy powiedziała, że chciałaby trafić do Hufflepuffu, spojrzeli na nią jakby miała czyraki.
Siódma i ostatnia też nie należała do najnormalniejszych, bo Anka siódmy raz z rzędu musiała siedzieć tam gdzie Evan, żeby nie szalała. Jego koledzy byli nudni i sztywni, na jej opowieść o tym, jak szukała jednorożców w poprzednim roku szkolnym i spotkała jedynie akromantulę, zaczęli jej tłumaczyć, że to niebezpieczne i że jest głupia. Nie była. Po prostu oni mieli kije w tyłkach i największą rozrywką był dla nich dwukilometrowy esej dla Slughorna. Cholibka, jak jej brat z nimi wytrzymywał, tego nie wiedziała, ale był takim samym idiotą.
– Annie, lubisz pająki, co? – Głos miał słodki jak wata cukrowa, co od razu wydało jej się podejrzane, więc jedynie zmrużyła oczy i pokiwała głową.
– A pajęczyny? – Sepleniący kolega Evana o dziwnym imieniu okropnie ją wkurzał i chociaż starała się lubić każdego i każdej istocie znaleźć miejsce w swoim przestronnym sercu, to jednak jego chętnie rzuciłaby na pożarcie jakimś dzikim zwierzątkom, przynajmniej nie musiałyby same polować.
– Nie wiem, czy lubię – odburknęła.
Wystarczyło jedno machnięcie różdżką i świat zniknął za klejącą substancją, mającą chyba udawać sieć pajęczyn. Próbowała zdjąć ją z twarzy, ale im bardziej ciągnęła, tym bardziej ta kleiła się jej do palców. Wyleciała z przedziału w poszukiwaniu łazienki, ale nawet nie widziała drogi przed sobą. Wyjęła z kieszeni różdżkę i zaczęła nią machać, starając się wycelować w swoją twarz, ale udało jej się za siódmym razem. Pole widzenia rozszerzyło się automatycznie i tym razem wystarczyło tylko wycelować w głupiego kolegę jej brata bliźniaka.
Z Zaklęć miała Nędzny i egzaminujący ją profesor prosił, by więcej nie używała różdżki do innych rzeczy niż alohomorowanie i leviosowanie, jeśli nie chce zrobić sobie krzywdy.
Jak można podejrzewać, zaklęcia paraliżujące i wszystkie inne odbijały się od ścian i drzwi przedziałów, ale schowany za kolegami sepleniący idiota nie oberwał ani razu. A ona krzyczała wszystkie znane inkantacje, machając swoją różdżką jak mieczem świetlnym!
Wśród świstu zaklęć rozległ się dziwny odgłos, jakby co najmniej sześćdziesiąt kilogramów spadło na twardą powierzchnię. A pseudo Walkiria, wcale nie taka brzydka (miała po prostu wielkie zęby i trochę nieprzytomne spojrzenie), wytrzeszczyła oczy, zatrzymując różdżkę gdzieś na wysokości swoich oczu, po czym upuściła ją na ziemię.
Puściła się biegiem w stronę Whisha i swojej ofiary. Wyglądał jak martwy, oberwał chyba Rictusemprą i Petrificusem naraz, bo wrzeszczała słowa tak szybko, że nie nadążała za sobą. Stanęła obok (na szczęście żywym) Gryfona, wychylając się do środka przedziału przez jego ramię i wyszeptała dramatycznie:
– I co teraz?
Trafiła to trafiła, po co drążyć temat, ale co zrobić z ciałem? No i miała świadka całego zajścia. Nie chciała mieć tego nieznanego chłopca na sumieniu, cholera, ona nawet komara nie była w stanie zabić, bo się bała, że pójdzie za to do piekła. Czy do piekła idzie się za mord niechcący?
Czuła rosnącą powoli gulę w gardle i pociągnęła nosem, zaklinając Merlina i wszystkie inne bóstwa, żeby tylko nie zaczęła ryczeć. Ale ona ryczała nawet wtedy, kiedy jej kot spadł z łóżka i przez chwilę się nie ruszał! A co dopiero drugi człowiek. Musiał mocno rąbnąć głową o ziemię, rozłożył się jak u Madame Malkin, kiedy kobieta mierzy cię od stóp do głów i mruczy, że masz chude pęciny i wyglądasz jak strach na wróble.
UsuńTrzymała się kurczowo łokcia Whisha, bo inaczej pewnie na miejscu by padła jak ten tam i zemdlała. Wychyliła się bardziej w bok i szturchnęła stopą łydkę swojej ofiary. Przez but nie mogła stwierdzić, czy jest zimny. Ale na pewno nie zareagował, nie drgnął mu ani jeden mięsień.
Pociąg podskoczył niebezpiecznie, sprawiając, że "ofiara" Annie przetoczyła się z boku na bok i leżała teraz na podłodze, z otwartymi ustami i cieknącą z nich śliną. Na nieszczęście stojących nad nim czarodziejów, podskok zadziałał również na nich. Obydwoje unieśli się dwa cale nad ziemię i gwałtownie powrócili do pozycji wyjściowej.
Usuń[ Wybacz, że tak długo, ale miałam egzamin na prawko, co prawda dopiero wewnętrzny, ale i tak byłam bardzo zestresowana.
OdpowiedzUsuńNie lubię zaczynać, jeśli po raz pierwszy piszę z kimś, czyjego stylu pisania nie znam, więc z góry przepraszam :) ]
Świat pełen magii ma swoje uroki. Jednym z nich było to, że czarodzieje wiedzieli o istnieniu takich istot jak smoki czy jednorożce. Wiedza ta, już od niepamiętnych czasów, dawała Audrey przeczucie, że jest lepsza od zwykłego śmiertelnika. Wychowywano ją w przekonaniu, że jest lepsza od każdego, kto tylko zdoła pojawić się na jej drodze. Na początku było to nawet całkiem przyjemne, móc patrzeć na kogoś z góry i nie robić sobie nic z tego, że zachowujesz się tak, a nie inaczej. Przez dłuższy czas panna Miller zachowywała się tak, jakby była pępkiem świata i najważniejszą osobą, jaka tylko stąpała po ziemi. Królowa mogła się przy niej schować.
Wszystko zmieniło się, gdy rodzice Ślizgonki zostali Śmierciożercami. Miller była tym faktem oburzona. Już nawet nie chodziło o to, że nie zgadzała się z poglądami głoszonymi przez Czarnego Pana, tylko o to, że jej rodzina, stała się uległa komuś innemu. Przecież familia Millerów była najlepsza, niezależna i dumna, zatem dlaczego pozwoliła zdominować się jakiemuś czarodziejowi, który nie ma innych hobby, niż podporządkowywanie sobie całego świata. Audrey jako jedyna oparła się urokom, jakie niosło przyłączenie się do świty Voldemorta. Nikt nie miał o to pretensji, a rodzice nigdy nie naciskali, aby ich pociecha zmieniła zdanie.
Audrey zawsze była taka, na jaką została wychowana. Nieugięta, bo zawsze stawiała na swoim i bardzo rzadko godziła się na kompromisy. Co prawda odbiegała od typowego modelu Ślizgona. Nie potrzebowała być w centrum uwagi, by czuć, że jest potężna i wspaniała. Niespecjalnie obchodziła ją również czystość krwi. Blondynka od zawsze wiedziała, że gdyby nie jej charakter, to na pewno wylądowałaby w Gryffindorze. Z resztą Tiara dość długo zastanawiała się nad przydzieleniem wystraszonej jedenastolatki i rozważała dom Godryka.
Aktualnie blondynka rozkoszowała się ciepłą pogodą, siedząc na błoniach i wpatrując się w bezkształtne coś, znajdujące się kilkanaście metrów dalej. Właśnie takimi ambitnymi zajęciami umilała sobie czas po zajęciach. Dzisiejszy dzień okazał się wyjątkowo udany, bo panna Miller popisała się rozległą wiedzą na lekcji eliksirów i w nagrodę otrzymała flakonik z Felix Felicis. Każdy czarodziej wiedział, że nie było niczego lepszego niż Płynne Szczęście. Każdą pojedynczą sztukę eliksiru Miller trzymała w półce w półce tuz przy łóżku. Nie była to obszerna kolekcja, ale i tak wzbudzała podziw u innych Ślizgonów, którzy tylko czatowali na moment, w którym będą mogli podebrać jeden z flakoników.
Spuściła głowę wbijając wzrok w zieloną trawę. Było tu tak spokojnie, że nie chciała opuszczać tego miejsca. Niechętnie wstała i podniosła z ziemi swoją szkolną szatę, na której siedziała i przewiesiła ją sobie przez ramię. Rozejrzała się w około i widząc, że nikogo nie ma już w pobliżu, ruszyła w kierunku zamku.
Spokój nie trwał jednak długo, gdyż n a drodze dziewczyny, niczym spod ziemi, wyskoczyło kilku osobników. Bez problemów rozpoznała kilku z nich. Od razu w jej oczy rzucił się pewien Gryffon – Wish. Nie przepadała za nim i nie chodziło tu tylko o konflikt domów, po prostu niektórych się lubi, a innych niekoniecznie. Nigdy ze sobą nie rozmawiali na jakieś wybitne tematy, tylko od czasu do czasu zdarzało się, zamienić im kilka słów, ale tylko i wyłącznie dlatego, że mieli kilku wspólnych znajomych. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i, z lekko spuszczoną głową, parła przed siebie, zbliżając się do grupki.
Audrey
[Cześć, czołem i kolanem!]
OdpowiedzUsuńTed
[Jak mnie poznałeś? :/ Chciałam popisać incognito, Halpi, ale chyba jestem zbyt rozpoznawalna, kurdebele. Albo mnie śledzisz! :D]
OdpowiedzUsuń[Wiedziałam, bogdan. mi mówiła, że na pewno wiesz, ale liczyłam na to, że masz zaćmienie mózgu! Wiesz, jaką miałam satysfakcję, że byłam kapitanem przez te pięć minut. :D
OdpowiedzUsuńWątkowaliśmy TRZY razy, w tym raz wątek skończyliśmy, patrz, jaką mam dobrą pamięć. Możemy nawet czwarty, jak chcesz, bo ja bym na przykład chciała, co mi tam. W końcu ostatni wątek umarł, ale to nie moja wina, musiałam uciec. :C]
[Ale mnie zaszczyt kopnął, sam Halpi mi pozwala kapitanować! Drużyna Porażki brzmi nieźle, może nas puszczą na Mistrzostwa Świata, ale szkoda, że nie Kruczki, chyba się lepiej czuję jako brutalny Krukon. :/
OdpowiedzUsuńBoję się Ciebie! Człowiek się nie schowa, chociaż chciałam przez chwilę zrobić krowę, bo znalazłam ten gif, wtedy to w ogóle incognitowanie by się skończyło zanim się zaczęło. Btw, wiedziałeś, że bogdan. była multifrajerem, nie? jak nie, to oops, nic nie wiesz. :D
Bułkowy, yup, szkoda, że CH zamknięte, bo bym sobie poczytała tę walkę o bułkę z szynką. :D
Wyglądam jak żywy znak zapytania teraz... Dobra. Są wakacje, sierpień, akurat się lud zbiera na Pokątnej i kupuje to i owo, ale nie umiem do tego dorobić żadnej historii, ugh.]
[Ted jako Krukon? Never! Kiedyś był Puchonem i nazywał się Charlie, ale jest tu jeden Charlie, to został Tedem. Mówię tylko, że lepiej mi z Krukonami, bo od długiego czasu samych Krukonów robię.
OdpowiedzUsuńMiałeś Puchona? Ty? :O I tam była szynka! Albo ser... Hej, Dan jadł tylko krwiste steki albo szynki, musiała być szynka!
Dla mnie quidditch był bardzo rozczarowujący i Aśka sobie na łatwiznę poszła po całości. Ile można było wycisnąć z wątku pałkarzy albo brutalnych ślizgońskich ścigających. Lepiej dać znicza, tam sobie drużyny potańczą z tym kaflem, a wtedy Potter złapie śmigającą piłkę, milion punktów! Sam zauważyłeś, że jakoś nie była skora tego opisywać, wolała pisać o ansgtach Harry'ego, o jego tańcowaniu z miotłą albo mega super-duper wizjach prosto z głowy Voldemorta. :D O quidditchu to ja się chyba najwięcej naczytałam na blogaskach i ubolewam. Nad lekkim bezsensem znicza też, bo to pozostawia drugą drużynę bez szans, chyba że wstawić tym ze zniczem takiego Weasleya na bramkę, to może zdążą nabić z pińcset bramek, żeby ta porażka nie była tak wielka. Ale to głupie!
Hej, to jest dobre! Nie znam się na piłce ręcznej, ostrzegam z miejsca, grałam tylko raz i zrobiłam sobie krzywdę, ale jakoś ogarnę. Skoro przypomina quidditcha, to nie może być skomplikowane. Ścigających najlepiej po dwóch, bo przy trzech wychodzi po pięciu zawodników na drużynę, a boisko pewnie nie było za duże. I dobra, to chyba raczej jasne, że nie damy samych Hulków i genialnych przyszłych mistrzów do drużyn, nie. Ale kogoś z miotły zrzucić można. :D]
[Nigdy nie rozumiałam robienia z Krukonów kujonów. Wychodziłoby wtedy, że Tiara bredzi, bo wszyscy, których wymieniłeś powinni zasilać szeregi Ravenclaw. Ja przełamuję trochę schematy, moi są zdecydowani, wiedzą, czego chcą, nie są może mega mądrzy, że tylko ich wpychać do Jednego z Dziesięciu, ale mają głowę na karku. I tak zawsze myślałam o Kruczkach, chociaż Luna mnie zbiła z tropu. Ona była... inna. :D Ale i tak nie dałabym jej do Hufflepufu, poza narglami i całą bandą bzdurnych stworzonek, to była inteligentna.
OdpowiedzUsuńBtw, wyobraziłam sobie drużynę złożoną z naszych Krukonów i aż mi się słabo zrobiło, to brzmi jak wstęp do horroru! Ale taką wiesz, naprawdę, to nie brzmi jak Drużyna Porażki. :D
Fitzroy! Pamiętam, że miałeś ładne zdjęcia, bo zajrzałam do Twojej karty, jak bogdan. się bulwersowała, że coś tam jej wytknąłeś w karcie jej Ruska. Nabijałam się z niej wtedy, to coś mi świta. :D
Ted chciał zostać pałkarzem i wiadomo, że będzie w tym dobry, co nie, ale nie tak, żeby zrzucić Wisha i jego drużynę z mioteł naraz, jednym machnięciem pałki. Lubię opisywać mecze albo momenty, kiedy moja postać dostaje w mordę! Dobra, ogarnę jakoś na pewno, i tak chodzi tylko o grę, a zasady znamy.
Zacznę, ale wiesz jak to u mnie idzie. Ale zacznę, znaj dobroć serca krowy!]
[To tak samo jak z odważnymi Gryfonami! Patrz: Glizdogon. Tiara dobrze wie, co robi, chociaż na Lunę nigdy pod tym kątem nie patrzyłam, szczerze mówiąc. I teraz to nabiera sensu, bo Rowling trochę zrobiła wszystkich w konia, dając takie trochę utarte schematy. Hermiona powinna być Krukonką według wytycznych Tiary, chociaż w sumie to była takim trochę... omnibusem z czysto gryfońskimi cechami, jak np. szczerość czy odwaga. :D A tych nowinek Rowling to nie słucham, bo wyszło, że stary Dumbo to gej zakochany w Grindelwaldzie, a Harry powinien być z Hermioną. To, co powinno być, to mogła zapisać w książkach, te dopowiedzenia to taka trochę desperacja, „aj, mogłam to dopisać”. :D
OdpowiedzUsuńNie wzięłam tego pod uwagę. Ale serio, nie zwróciłam uwagi, że ty robisz obrońców, a ja pałkarzy. Chociaż, czy Cyryl przypadkiem nie był ścigającym? Ale nie, podstawowy problem naszej drużyny byłby taki, że Bułkowy z Higginsem chcieliby się pozabijać przez tę bułkę i po meczu, ha! :D
O, to dobrze pamiętałam! Wiedziałam, że coś z otczestwem, ale nie chciałam strzelać w ciemno.
DOBRA, KONIEC SPAMU. Bo weź, nabijamy sobie komcie sztucznie, a zaczęcia jeszcze ani linijki nie mam. :D]
Niebieskooki dał się poprowadzić i uważnie wysłuchał Gryfona, nie zważając na wcześniejsze negatywne uczucia jakie ten w nim wywołał. Jednakże jego słowa szybko sprawiły, że John zapomniał o wcześniejszych odczuciach i wydał się żywo zaintrygowany sprawą, jaką przedstawiał mu siedemnastolatek. Jego dusza radowała się na myśl o poważniejszej i jakże intrygującej zagadkę, co znać było po jego twarzy, choć uśmiech nie wpłynął na jego usta. Blondyn mało kiedy się uśmiechał, bo na co dzień nie widział do tego powodów. Potrafił cieszyć się życiem, choć wielu zarzucało mu, że zawsze wygląda tak, jakby mu słoń nadepnął na ucho. Obojętny wyraz twarzy i zwykle wymuszany grymas szczęścia utwierdzały w tym takich oskarżycieli. Cox widział jednak zasadniczą różnicę pomiędzy brakiem szczęścia, a smutkiem i stale utrzymywał, że na co dzień dusi emocje w sobie i nie jest smutny. Mało kto mu w to wierzył, ale chłopak nie zamierzał zmienić zdania.
OdpowiedzUsuńJeśli miałby być szczery, to zwykle był w dobrym nastroju. Zważając, że co kilka dni ktoś przychodził do niego z kolejną zagadką. Chłopak dosłownie kochał to, czym się zajmował i mógłby to robić na stałe, do końca swych dni. Zresztą nie było to jego jedyne hobby i zainteresowanie. Gdy juz na prawdę nie miał co robić, to ukradkiem wymykał sie do Zakazanego Lasu i karmił testrale. Wszystkie koniowate stworzenia były równie bliskie jego sercu, co zagadki do rozwiązania. Może i to śmieszne porównania, ale tak właśnie oceniał to chłopak. Choć pewnie zainteresowaniami nadrabiał brak bliskich osób. Zazdrościł tak wielu ludziom, którzy miast samemu błąkać się po błoniach, śmiali się w swoim towarzystwie. Zazdrościł każdej parze czułości i bliskości, której mu nie było dane poczuć. Szybko odpędził od siebie te myśli.
- Czyli mówi nawet mniej niż ja. Ciekawe... Powiem szczerze, że to całkiem.... intrygujące. Czyżbyś zakładał, że jest charłakiem lub w ogóle nigdy nie miał znaleźć się w Hogwarcie? - przy ostatniej sugestii jego oczy błysnęły.
Pomysł, że do szkoły mógł chodzić ktoś całkiem niemagiczny była równie podniecająca, co odkrycie spisku państwowego. Tak przynajmniej zakładał niebieskooki w oparciu o wiele przeczytanych kryminałów. Do jego głowy wtargnęła myśl, że jednak ten wysoki Gryfon ma coś w głowie i jest całkiem spostrzegawczy, że zaobserwował coś podobnego. I w tym krótkim momencie Wish Queshire zyskał w oczach Puchona. Ten jednak nie był skłonny powiedzieć tego na głos i tylko pokiwał głową w zamyśleniu.
- Podejrzewam, że teraz uczęszcza na zajęcia, gdzie nie trzeba posługiwać się różdżką. By nikt nie zauważył jego braków. Chętnie zajmę przyjrzę się mu bliżej. Czy masz dla mnie jeszcze jakieś informacje? - spytał rzeczowo.
Tak na prawdę nie spodziewał się usłyszeć wiele więcej. Uczniowie, którzy do niego przychodzili zwykle nie mieli wielu informacji i tylko zarysowywali mu całą sprawę, a on sam musiał zyskiwać pożyteczniejsze informację. W końcu to na tym polegała cała frajda. Nie ważne, że czasem wiązało się to z naginaniem zasad do swoich potrzeb.
John
[O jejku. Doprawdy nigdy nie spotkałam na grupowcach kogoś tak uprzejmego jak ty. i jeszcze przepraszasz za swoją postać! To niesłychane i nie spodziewałam się tego. stwierdzam, iż wspaniały z Ciebie człek x3 Muszę więc dodać, że ja ani na chwilę nie pomyślałam o tym, by wziąć to do siebie. I wątek mi się podoba. Takie traktowanie Johna właśnie sobie wyobrażałam, więc jestem zadowolona, jest naturalnie i tak jak chciałam. Nie mniej dziękuje za tak miłe słowa i te niepotrzebne przeprosiny. :D
Dziękuje też za nazwisko. Gif dobry znalazłam i niebawem pewnie pojawi się w koligacjach. Dostosowałam się do rad i na gifach jest nie za stary i z ciemnymi włosami. Zresztą niebawem sam zobaczysz :)]
[Rodzice by się dogadali, ale Wish wydaje mi się zbyt inteligenty (ew. ogarnięty), żeby wytrzymał w towarzystwie Starli. :P
OdpowiedzUsuńNIC nie widziałeś, NIC nie słyszałeś i NIC nie złapałeś.]
Starla
[Wiesz, to zależy. Trzeba się na niej poznać.]
OdpowiedzUsuń[ Poprawiłam już, dzięki!
OdpowiedzUsuńNikt się nie poznał na Twoim haiku. Nawet dwóch! ]
Suzanne C.
Dla dziecka z mugolskiej rodziny „gała na miotłach” jak podsumowała siostra Teda, to coś nie tylko dziwacznego, jak fascynującego. Zwłaszcza w obrębie tłuczków i złotego znicza, którego, przynajmniej na początku, nie wyobrażał sobie choćby dostrzec na boisku. Nie potrafił z niczym porównać pierwszego oglądanego meczu, choć próbował znaleźć jakieś wydarzenie w swoim jedenastoletnim życiu, wywołujące tyle emocji co pogoń za dwoma piłkami i ucieczka przed jedną. Jego siostra widziała w tym właśnie tylko latanie wte i wewte, do tego brutalne i „w ogóle głupie”, ale ona ogarniała swoje życie w obrębie sprawdzania, czy od pączka przybrała tu i ówdzie; zazwyczaj starał się gubić ją w tłumie już na etapie szukania sobie dobrego miejsca na trybunach. Przez kolejne lata, począwszy od trzeciej klasy, próbował dostać się do drużyny, ale zawsze znajdował się ktoś lepszy, pozostało mu tylko kibicowanie. Możliwe, że dlatego Huncwoci byli dla niego „bandą buców”, ale to nie sprawiało, że Potter tracił z automatu swoją pozycję w drużynie. Tedowi zostawało więc granie „po mugolsku” w wakacje. Po mugolsku, bo bez znicza, ale jemu to osobiście nie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńNie miał w Hogwarcie przyjaciół, chociaż nie znał się na tym, może miał, ale w Gryffindorze było kilku kumpli, którym chciało ruszyć się tyłki, kiedy wystąpił z propozycją rozegrania luźnego meczu, chociaż ziemia na zewnątrz parowała od słońca i prawdopodobnie mieli się stopić od gorąca. Zdziwił się trochę, że Wish Queshire odpowiedział pozytywnie, ale dzięki beznadziejnym zdolnościom w zakresie poezji Sedgwicka, dostał bilet na Mistrzostwa – na jego miejscu Ted też odpowiedziałby na nabazgrany na kolanie list, że okej.
Stare, opuszczone boisko było starym odkryciem Teda, ale nadal był z niego dumny, bo udało się na nim rozegrać dwa amatorskie mecze i nikt nie zginął! Osobiście przetestował je na swojej Komecie, a skoro jemu nie stała się krzywda, to można było dać mu nalepkę „bezpieczne... czasem”. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, sam fakt, że Sedgwickowi chciało się ruszyć tyłek z własnego łóżka i odejść od ledwo napoczętej torby musów-świstusów, to był cud, więc trzeba było doceniać starania. Należy dodać, że miejsce było z daleka od osiedli mugoli, więc żaden nie mógł paść na zawał na widok bandy chłopaków latających na miotłach.
David, także Gryfon z siódmego roku, mieszkał niedaleko, więc zdecydował się teleportować z nim łącznie, bo w razie gdyby ubyło im brwi czy czegoś, to przynajmniej można to naprawić, a nie, że chodziłby taki Ted z jedną brwią i pewnie uświadomiłby go dopiero ojciec, znów obstawiając, że to od „machania patykiem” i „on wiedział”. Co wiedział, to wiedział tylko pan Sedgwick, Ted nigdy nie wnikał. Ale wolał jednak wyjść z tego wszystkiego cało, co najwyżej oberwać od pseudo tłuczka. Mogli też polecieć na miotłach, ale na czystym niebie dwie małe kropki mogłyby zostać uznane za ufo, czy inne dziwactwo, wolał więc nie ryzykować.
Boisko narażone było na pełne słońce i ledwo stawili stopy na jego terenie, Ted już czuł, że się poci. Miał ochotę wskoczyć do jeziora, najlepiej tego chłodnego w Hogwarcie, nie bałby się nawet jego niespodzianek. Lepiej jednak grać tak niż w lodowatym deszczu, bijącym człowieka po policzkach, nadal więc uważał to za wspaniały pomysł. Miał tylko nadzieję, że pozostali się pospieszą, bo w pobliżu nie było żadnego drzewa, pozostał tylko marny cień, które dawały pętle, ale nawet Ted nie był tak szczupły, żeby zakrywał go w całości. Odkrył też, że od wachlowania się pałką do quidditcha można co najwyżej oberwać w nos.
[Wish powinien za to haiku dostać pół biletu dla swojej kurtki, targuj się. :D Obstawiłam, że już kiedyś na tym boisku grali, no i Teda zrobiłam pomysłodawcą, bo to ja zaczynam, więc pozwoliłam mu przez chwilę pobyć pseudo-prowodyrem. Pozwalam Ci pozachwycać się dobrocią mojego serca i w ogóle. :D]
Portię zawsze ciekawiły gry karciane w które gryfoni zazwyczaj grali w pokoju wspólnym. Zazwyczaj siedziała gdzieś z boku, obserwując wygrane i przegrane swoich kolegów. Sama chciała zagrać kilka razy, jednak głupia wbiła sobie do głowy, że jej nie pozwolą. Kiedy oni grali i wykładali karty, ona obserwowała kto jaką taktykę przyjmuje. Kiedy wracała do domu, starała się dowiedzieć jak najwięcej o grach karcianych, w które grali, żeby zabłysnąć wiedzą, kiedy już wróci do szkoły. Jej plany jednak zazwyczaj niszczył Wish, który przyjeżdżał z coraz to nowszymi grami, które Portia musiała poznawać od nowa.
OdpowiedzUsuńJednak w wakacje przed siódmą klasą, postanowiła, że w końcu zdobędzie się na odwagę i zagra z innymi gryfonami. Jej plany znowu zniweczył Wish. Poker, puker, czy jak to się tam nazywa, był dla niej czarną magią. gryfoni grali już szóstą rozgrywkę, a ona nadal nie rozumiała o co w nim chodzi. Usiadła za tym okropnym człowiekiem, który chyba za wszelką cenę (podświadomie...) starał się zniweczyć jej plany. Obserwowała co robi, jakie karty i kiedy wyciąga, aż w końcu powoli zaczęła rozumieć. W pewnym momencie, po chyba sześciu rozdaniach, zauważyła jak Wish zaczyna oszukiwać innych gryfonów i ich ogrywać. Uśmiechnęła się tylko pod nosem, ale nic nie powiedziała. Postanowiła powiedzieć mu o tym kiedy skończą i trochę zaszantażować go, aby nauczył ją jak się gra w pokera.
Nie miała zbyt dobrej widoczności zza jego pleców, więc wstała i dalej obserwowała grę. Nie sądziła, że chłopak poczuł, że ktoś za nim stoi, a tym bardziej wpatruje się w jego karty. Momentalnie na jego uwagę zlała się rumieńcem.
- Nie miałam takiego zamiaru! Po prostu staram się zrozumieć tą szatańską grę... - Powoli dochodziła dwunasta, a co druga osoba, która grała, zaczynała zasypiać na siedząco. Gra powoli się kończyła, a Portia była coraz bliżej powiedzenia Wishowi, co też zauważyła.
[Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać, ale miałam chwilowy wenobrak. A no i przepraszam za wszelkie błędy dotyczące gry, ale sama nie potrafię grać w pokera :D Długość odpowiada mi taka, jaką napisałeś!]
Portia
[ Wish sobie zażyczył bilet to i ma. Hehehehe. ]
OdpowiedzUsuńSuzanne C.
JUNE EARNSHAW
OdpowiedzUsuńWysłuchawszy Wisha, przewróciła tylko oczami i chwyciła książkę, której nie schowała do plecaka, ale odłożyła na sąsiednie miejsce. Nie zaczęła jednak czytać, tylko uważnie przyglądała się dalszym poczynaniom przyjaciela. Niczego nie komentowała, więc jej myśli można było jedynie próbować odgadnąć uważnie studiując mimikę. Nie odezwała się nawet wówczas, gdy Queshire wyrzucił przez okno nogawkę spodni; uniosła prawą brew, a następnie prędko otworzyła książkę i skryła twarz za okładką, tym samym nie prezentując światu rozbawionego uśmiechu, który prawdopodobnie zirytowałby Wisha.
W tym momencie Queshire przypominał June jej młodszego brata. Jeśli Bobby musiał wstać o danej godzinie, należało go obudzić jeszcze wcześniej. Zaraz po pobudce chłopak bywał obrażony na cały świat i nie zamierzał ani jeść śniadania, ani się ubierać, ani w ogóle robić cokolwiek poza bezczynnym siedzeniem i wgapianiem się w ścianę z naburmuszoną miną. Trzeba było odczekać kilkanaście minut, a zły nastrój sam przechodził.
June spodziewała się tego samego po Wishu. Każdy czasem miał tak, że drażniło go absolutnie wszystko, więc to jej nie dziwiło. Wiedziała, że niektórzy pozostawiają w takim stanie przez dłuższy czas, ale jej przyjaciel był zmienny, więc nie sądziła, aby miał przez kilka godzin irytować się bez powodu. Nie pomyliła się, bo kiedy ktoś wszedł do przedziału, powitał go nie pan-Wish-obrażony-na-wszystko-i-wszystkich, ale… no, może jeszcze nie szczęśliwy piesek, ale ktoś względnie przyjazny.
Earnshaw wychynęła zza książki i przyjrzała się przybyszowi. Młody mężczyzna, na oko niewiele starszy od tych, do których dołączył. Średniego wzrostu, drobnej budowy ciała, ubrany półoficjalnie. Miał jedynie niewielką walizkę i wyglądał na znerwicowanego, a kiedy Queshire chciał pomóc włożyć mu bagaż na półkę, mężczyzna gorąco zaprotestował i usiadł koło June, przyciskając przedmiot do piersi. June spojrzała ze zdziwieniem na Wisha, potem rzuciła krótkie spojrzenie trzeciemu podróżującemu, ale koniec końców wzruszyła tylko ramionami i powróciła do przerwanej lektury.
Przykrzyło jej się okrutnie i marzyła o tym, aby dotrzeć już na miejsce. Jechali już od dłuższego czasu i o ile na początku było całkiem przyjemnie, o tyle teraz nie towarzyszyło jej nic prócz znudzenia i zniechęcenia tym wszystkim. Próbowała zagłębiać się w przygody bohatera literackiego, ale nie szło jej to szczególnie. Kiedy zdała sobie sprawę, że nie pamięta, co działo się kilka stron wcześniej, dała sobie spokój i już tylko wpatrywała się w litery, nie próbując złożyć ich w całość. Zagłębiła się w myślach i nie interesowało jej ani to, co robi Wish, ani chrząknięcia nieznajomego mężczyzny, które brzmiały tak, jakby ten próbował zagaić rozmowę, ale w końcu dawał sobie spokój.
Z letargu June wyrwała się dopiero wtedy, gdy pociąg się zatrzymał. Niby wiedziała, że to jeszcze nie czas, że do dotarcia do celu zostały jakieś dwie godziny, ale i tak wyprostowała się, odrzucając książkę. Wstała i w kilku krokach doszła do okna, które ponownie rozsunęła i wyjrzała na zewnątrz. Zmarszczyła brwi; nie stali na żadnej stacji. Dlaczego się zatrzymali? Pewnie przypadek, jakiś błąd, coś należało sprawdzić – czy podejrzenia były prawidłowe, nie dowiedziała się nigdy, co i tak nie miało większego znaczenia, bo po chwili maszyna ponownie ruszyła. Jechali przez pola, a ich zieleń była tak głęboka, że June z zachwytem wpatrywała się w otoczenie. Jechali wolno, bo pociąg jeszcze się nie rozpędził…
Niewiele myśląc, odwróciła się od okna i wskoczyła na siedzenie. Z półki chwyciła swój bagaż, który następnie wyrzuciła za okno.
– Wysiadamy, Wish! – zawołała, idąc w ślady własnej torby.
To jej pojechał. Dobrze, że nie powiedział tego głośno, bo skończyłby jak ten nieszczęśnik na podłodze. Ale w sumie to mało prawdopodobne, bo była tak zaaferowana swoim pierwszym „trupem”, że mało co do niej docierało. I na pewno nie przejmowała się tym, że jest nieperfekcyjną blondynką, poza tym on też nie był jakimś Adonisem. Nie miał cech dających mu jedenaście na dziesięć, no i przypominał jej trochę Ślizgona, który w drugiej klasie wsadził jej żabę do kociołka i ta zrobiła bum, kiedy Anka machnęła różdżką. Wyła dobrą godzinę, zanim dotarło do niej, że to nie była żywa żaba, a ta czekoladowa, ale w sumie gorsza tragedia, bo jak można marnować jedzenie?!
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie zamierzała rozpaczać, że nie jest ideałem Wisha (tylko Merlin jeden wie, że musiałby być koniec świata, gdyby Hudson zawracała sobie takimi sprawami głowę), bo nawet nie wiedziała, że sobie chamsko skomentował jej wygląd w myślach. Pewnie stwierdziłaby, że może sobie jechać na koniec świata szukać własnej Walkirii, ale prędzej dostałby od niej w głowę jakimś toporem. Albo nie, one chyba walczyły włóczniami. Przejechałaby go skrzydlatym koniem! Ej, Anka nie jest do końca taka niewalkiriowa, ma jednorożca, to nie jest wojownicze, ale ma chociaż wierzchowca. Co prawda jednorożec jeszcze o tym nie wie, ale to szczegół.
Uwierzyła mu na słowo. Nie była jakaś błyskotliwa, co to to nie, właściwie to można by ją uświadomić, jak używać mózgu, ale no... Uwierzyła Wishowi na słowo, że właśnie kogoś zabiła. Z tego się nie kpi, ani nie wrzeszczy z przerażenia, bo jeszcze trupa się obudzi i będzie się biedaczek po ziemi błąkał, nie mogąc zaznać spokoju. Zastanawiała się, co zrobić z ciałem. I miała nadzieję, że to Wish coś z tym zrobi, a ona będzie mogła tylko stać i patrzeć jak on tam pracuje ze szpadlem i w ogóle. Stałaby na czatach! Ale po wyrazie jego twarzy nie było widać, żeby taka opcja mu odpowiadała. Ona nie zamierzała kopać dołu, bo już i tak dużo zrobiła.
I wtedy pociąg podskoczył. Na początku myślała, że może nauczyła się latać, ale kiedy jej stopy z powrotem uderzyły o ziemię, mogła jedynie krzyknąć i runąć do przodu, na siedzenie. Rozłożyła się na nim, jakby zamierzała drzemać tu do końca jazdy, ale była temu daleka. Nie dość, że przywaliła w coś nosem i przez chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami, to jeszcze dotknęła palcami swoją ofiarę. Był zimny! Chociaż w sumie musiało tam nieźle wiać, na ziemi, to się nie dziwiła. Starała się myśleć racjonalnie, ale zaczęła się zastanawiać, czy koleś przypadkiem nie zmieni się w zombie?
Wychyliła się, żeby zlustrować jego twarz. Ślinił się. Może to taki pośmiertny szok? Albo zanim upadł, to chciał Ankę opluć i to się teraz na nim zemściło? Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiała? Trzeba było coś z nim zrobić! Matka ją zabije, ojciec dobije, w ogóle Wish coś do niej mówił, ale dosłyszała jedynie „zlikwidować ciało”, „skutek uboczny twoich zaklęć”.
O czym on mówił? Zlikwidować ciało? Wyrzucić je przez okno? ZJEŚĆ? Fuj.
— Jak to? Od kiedy Petrificus Totalus psuje pociąg? Zabić to chyba może, ale... Na Merlina, jak zamierzasz przenieść ciało do pierwszego wagonu bez rzucania na wszystkich uczniów Obliviate?
Myślała całkiem logicznie, może z wyjątkiem tego, że zaczęła brać pod uwagę to, że rozpoczęła koniec świata. Usiadła i zaczęła rozglądać się za swoją różdżką. Zniknęła. Oczywiste, że zapomniała, że rzuciła ją na podłogę przez drzwiami przedziału i teraz panikowała, że może ktoś jej ją ukradł. Ale może przynajmniej znikną wszelkie podejrzenia, bo jak sprawdzą, czy to ona zabiła? Problem w tym, że Wish miał chyba całkiem dobrą pamięć.
Spojrzała na niego, potem na Krukona, potem znowu na Wisha, i znowu na Krukona, i tak kilka razy, aż zakręciło się jej w głowie.
Usuń— Teraz jesteś współwinny tej zbrodni — oznajmiła całkiem poważnie, ale mówiła cicho, żeby przypadkiem ktoś nie podsłuchał. Zwłaszcza trup, nad którym stanęła jak kat. — Mam lusterko, można mu je podłożyć i sprawdzić, czy zaparuje. Gorzej jak nie, wtedy możemy go nadal nazywać ciałem.
Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła lekko stłuczone w jednym miejscu lusterko, ale stwierdziła, że to nadal szkło i powinno zaparować. Usiadła z powrotem na siedzeniu i wychyliła się, zamiatając włosami podłogę (sparaliżowanego biedaka też, ale pewnie nic nie czuł), co kompletnie zasłoniło jej pole widzenia. Próbowała podłożyć mu do ust lusterko, ale wtedy pociąg znów szarpnął i wleciało pod siedzenie. Nie mogła nawet sięgnąć, musiałaby wychylić się bardziej, a dłuższe dotykanie chłopaka pewnie ją samą by zabiło.
— Cholera.
Świetnie.
[Ha, no popatrz, niespodzianka! :D I, tak, był Ślizgonem, ale w Ravenclaw też powinien się wpasować...
OdpowiedzUsuńKropkę usunęłam i proponuję wątek, skoro ten Aurora-Whish nam nie wyszedł. :)]
Monty
[No nie, a byłam pewna, że "Wish" będzie źle i dlatego wcisnęłam to H!
OdpowiedzUsuńBłąd, ani twoje preferencje, ani dyrekcja (teoretycznie, bo mogła zdecydować inaczej) nie miały udziału w doborze domu — raczej brak miejsc na stołku prefekta VII klasy w Slytherinie.
Pomysł, hmm... Monty teoretycznie miłością do mugolaków nie pała i nie w tym żadnych powodów, ot, w tych czasach to bezpieczniejsze. Ale z Wishem na pewno mógłby się dogadać, bo są odrobinkę do siebie podobni, tylko że Norrington tak łatwo by zdania o dziecku mugoli nie zmienił...
Ewentualnie, gdyby pomysł wyżej okazał się chybiony, któryś mógłby od drugiego wygrać coś w karty tuż przed końcem roku albo w pociągu do Londynu, ale ten drugi nie śpieszyłby się z zapłatą, ale tu też dalej nie wiem, co mogłoby się wydarzyć. Jakiś napad w drodze, powiedzmy, do Gringotta? Wszak są nadal wakacje i może graliby na pieniądze, których w chwili przegranej akurat by im brakowało? Sama nie wiem...]
Monty
[*"i nie ma w tym żadnych powodów", kara za nieczytanie komentarza przed publikacją.]
Usuń[Monty niech przegra, nie umie tego robić, więc pewnie bardzo by się wściekł.
OdpowiedzUsuńMoże być i rok czy coś, i tak dopiero jutro bym odpisała, bo na dziś za dużo tego na mnie spadło...]
Monty
[A tak z ciekawości, kogo podejrzewałeś o bycie mną? Cześć :D]
OdpowiedzUsuńFlorean Hale
[No co Ty, nie mam takiego rozrzutu, żeby od Ślizgonów do Puchonów. Teraz jesteś Pszemeq?]
OdpowiedzUsuńFlorean Hale
[Bynajmniej, nie przypominam sobie. Słaby z Ciebie śledczy.
OdpowiedzUsuńChodź na wątek. Może tym razem jakiś dokończymy :D]
[Ej, faktycznie miałam Puchona. Ale to było dawno, jakim cudem Ty go zapamiętałeś, a ja nie? Zacznę Ci coś. Później. Za dwa lata.]
OdpowiedzUsuń[ Cześć. Przychodzę z chęcią na wątek, nawet jakieś pomysły mam, nie wiem tylko, którą z moich postaci wolałabym go poprowadzić. Posiadam więc także pytanie, nawet dwa.
OdpowiedzUsuń1. Czy chciałbyś poprowadzić ze mną wątek?
2. Którego z moich ludzików preferujesz? ]
Mary MacDonald / James Potter
[Na upartego można stwierdzić, że różnica ostrości wskazuje raczej rolę pierwszoplanową tej dziewczyny, nie kota, ale ogólnie masz rację, więc sprzeczać się nie będę.
OdpowiedzUsuńTeż się jej nie spodziewałam, bo długo wierzyłam, że różnica wieku między nią a, przykładowo, Severusem jest większa, a tu taka niespodzianka.
Błąd poprawiłam, teraz się witam i pochwalę Wisha, bo jest baardzo interesujący. I trochę przerażający, szczególnie na tym gifie, bo wygląda jakby chciał dać komuś w mordę...]
Sybilla
[Cześć!
OdpowiedzUsuńAch, ta niemiecka twarz.]
Clara
[ Myślę raczej o gwarze z Black Country, muszę to dopisać gdzieś w karcie ;) Tak liczne powitanie mnie zdziwiło, zwykle dostaję 3 komentarze na krzyż! ]
OdpowiedzUsuńTimothy B.
Ted lubił wracać do domu. Chyba wolał żarówki od pochodni, chociaż dziwnie się czuł, kiedy jedzenie nie pojawiało się przed nim samo, tylko matka patrzyła wymownie w stronę lodówki, dając mu do zrozumienia, że nie jest jego służącą. Kiedyś ją poprawił i powiedział „raczej skrzatem domowym”, na co zdzieliła go ścierką w głowę. Stwierdził wtedy, że pod względem jedzenia, czyli jedynej rzeczy, która w życiu się liczyła (amen), Hogwart wygrywał. Ale tego nie powiedział, bo poprzednie wyrażanie własnego zdania jednak trochę zabolało. Był mądrzejszy niż się wszystkim wydawało, ale ujawniało się to zazwyczaj w dziedzinach nieco innych niż nauka.
OdpowiedzUsuńZawsze widział siebie jako kapitana drużyny, dzierżącego Puchar Quidditcha, bo oto on zaprowadził Gryffindor do zwycięstwa i zmiótł wszystkich pozostałych graczy z powierzchni boiska. Nie przeniosło się to do realnego życia, nikt nie miał mu dać pucharu po meczu z kilkoma kolegami, ale miał satysfakcję, że przewodził jakiejś drużynie. Nie miał absolutnie żadnych cech kapitana, jedynie czasem lubił rozkazywać albo potrafił bez wydzierania się zwrócić na siebie uwagę, ale jednak nikt o zdrowych zmysłach nie zrobiłby z niego lidera czegoś poważniejszego. Drużynę dostał, bo w ogóle wpadł na pomysł gry, więc się nie burzył, chociaż gorsza była sprawa wybierania graczy. Wiadome, że każdy chce mieć u siebie najlepszych, bo mimo że to mecz towarzyski, to i tak gra się, żeby wygrać, a nie oberwać w mordę pseudo tłuczkiem. O mało się z Bradem nie poszarpali, mimo ustawionej kolejki Ted czasem nadprogramowo dobierał sobie ścigających, ale po groźbie przejechania jego twarzą po gorącym asfalcie burknął „no dobra” i zaczął respektować zasady, o ile jakiekolwiek istniały, ale nie nazywał już nikogo głupim ćwokiem.
Został, rzecz jasna, pałkarzem. Najlepiej czuł się, machając pałką na miotle, chociaż zdarzało mu się tracić równowagę, ale miał największą celność, a do bronienia pętli się nie garnął, bo przepuszczałby nawet te piłki, które złapałby trzylatek. Tę rolę otrzymał więc barczysty Connor, wydawał się najlepszy do tej roli, bo dał się poznać po tym, że gotowy byłby złapać piłkę zębami, byleby przeciwnicy nie zdobyli gola. Gorzej oczywiście było w praktyce, ale zdecydowaną większością głosów został wysłany do bronienia pętli.
David był dosyć szybki i zręczny, więc nie było wątpliwości, że świetnie sprawi się w roli ścigającego, ale nieco przygłupi Sam, którego Brad wcisnął Tedowi za wyjątkowo brzydkie słowo burknięte pod nosem, cechował się wszystkim, tylko nie szybkością. Obiecał, że będzie się starał i dla potwierdzenia swoich słów zrobił dwa szybkie okrążenia wokół boiska, szczerząc krzywe zęby, ale Ted czuł, że to będzie dosyć ciekawy mecz.
Sędziego nie mieli, gwizdka też nikt ze sobą nie przyniósł, więc słowo Wisha wszyscy uznali za sygnał do startu. Ted natychmiast poderwał się w górę, próbując oswoić się z drewnianą pałką. Tłuczki zaczarował samodzielnie Brad, żeby nie upadały tak szybko na ziemię, ale nie goniły nikogo tak zapalczywie, jedynie posłane przez pałkarza w stronę drugiego gracza, mogły wyrządzić mu krzywdę. Ted nie obawiał się w piłkę rąbnąć, co zrobił już na samym początku gry, chcąc wycelować w głowę Jacka, bo znajdował się najbliżej, ale dziwnym trafem Robert też znajdował się niedaleko i chwilę później ten sam tłuczek śmignął tuż obok głowy Sedgwicka, który przesunął się w odpowiedniej chwili. W powolności chłopaka widział swoją szansę, ale niestety już od początku Puchon udowadniał, że będzie dawał z siebie wszystko. A przynajmniej próbował, co jak na razie mu wychodziło.
Ted nie zamierzał wrzeszczeć, ale w pewnym momencie wziął chyba grę za bardzo do siebie, zwłaszcza tę swojego gorszego ścigającego, bo kiedy przegrywali dwadzieścia do zera, nazwał go kupą smoczego łajna. Człowiek, który zastrzegł, że najważniejsza jest gra zespołowa, miał teraz ochotę rozbić mu na głowie własną pałkę, zwłaszcza że przed chwilą tłuczek posłany w jego stronę o mało nie zrobił tego za niego. To sprawiło, że zaczął machać pałką jeszcze zapalczywiej, piłki śmigały w powietrzu niemal tak szybko, jak na hogwardzkim boisku. A przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Teda, który właśnie przywalił w tłuczek z całej siły, chyba trzeci raz z rzędu próbując zwalić z miotły Wisha.
UsuńTed
John został sam na środku korytarza, podczas gdy Gryfon oddalał się gwiżdżąc. Blondyn zamyślił się i trwał tak przez chwilę popychany przez innych uczniów. Nie za bardzo wiedział od czego zacząć, bo taka zagadka to nie przelewki. Tym bardziej, że siódmoklasista nie powiedział mu czego oczekuje. Puchon wzruszył więc ramionami i udał się na poszukiwania Wayne'a. Należało się na samym początku upewnić na jakie zajęcia ten uczęszcza...
OdpowiedzUsuń*
Późnym popołudniem John posunął się już do przodu. Podejrzany uczeń rzeczywiście nie zaszczycał zajęć wymagających machania różdżką swoją obecnością. Widać było, że chłopak unika używania tego magicznego patyka, a to nie było normalnym zachowaniem. Nawet jak dla kogoś mniej uzdolnionego. Teraz Puchon musiał dostać się jakoś do papierów chłopaka, żeby upewnić się w swoich domysłach. Tym bardziej, że w jego głowie pozostawało wiele niewiadomych.
Mijał już kolejny dzień na śledzeniu podejrzanego. John obrał strategiczne miejsce i obserwował Dale'a. Puchonowi już w ciągu tego dnia podpadło zachowanie chłopaka, który zdawał się żyć w swoim świecie i unikać dosłownie wszystkich. Dlatego właśnie John postanowił iść na żywioł i wystawił się na potrącenie przez Gryfona. Gdy ten perfidnie na niego wlazł, odwrócił się ze srogą miną, ściskając koniec różdżki. Postanowił zareagować niczym Ślizgon, byle tylko sprowokować Dale'a do użycia różdżki.
- Jak łazisz?! - warknął.
- Przepraszam – wybąkał Gryfon i spróbował ucieczki.
- Nie zmykaj. Najpierw muszę się z tobą rozliczyć – poinformował go Puchon i wycelował swoim magicznym patykiem prosto w twarz przeciwnika.
*
Mimo wylądowania u profesor McGonagall w gabinecie, Cox był z siebie dumny. Wayne oczywiście nie rzucił żadnego zaklęcia, nawet w obronie przed młodszym Puchonem. Teraz John musiał z trudem patrzyć w twarz nauczycielki, która wyciągnęła na biurko dokumenty jego i Dale'a, który został odwołany z gabinetu po wymianie kilku zdać.
- Nie ma pan, panie Cox wielkich wykroczeń na swoim koncie, więc skończy się na polerowaniu pucharów, ale....
- Pani profesor, proszę na słówko! - do pomieszczenia wparował profesor Slughorn, przerywając wypowiedź kobiety.
McGonagall spojrzeniem nakazała Johnowi czekać i ruszyła za poddenerwowanym nauczycielem. Głupotą było by wierzyć w szczęście, blondyn sam zadbał o ten cudowny zbieg okoliczności, zostawiając odciągnięcie uwagi profesorów kilku znajomym. Winni byli mu oni przysługę, więc nie było problemów, a chłopka mógł teraz spokojnie przejrzeć papiery Dale'a. To co tam znalazł nie mało go zdumiało.
Więc jakim cudem różdżka go wybrała.... - wymamrotał do siebie.
*
Noga Puchona podrygiwała z ekscytacji, gdy ten czekał przed obrazem Grubej Damy. Wish powinien niebawem opuścić Pokój Wspólny Gryfonów. Natomiast John miał dla niego nie małą niespodziankę pod postacią papierów Dale'a, które skopiował za pomocą odpowiedniego zaklęcia.
[Jestem świadoma tego, że wyszło dziwacznie i za to przepraszam. Zupełnie nie wiedziałam jak to zrobić, żeby nie wyszło za długie, więc podzieliłam.
Ale te Twoje wyjaśnienia i tak były jedynymi jakie słyszałam, więc utrzymuje swoje zdanie xD ]
John
Żeby Gryfon mu nie uciekł, John musiał szybko zmienić kierunek i ruszyć za nim. Pierwsze kroki wyglądały komicznie, bo sadził susy byle tylko zrównać się z Wishem. W końcu znalazł się obok siódmoklasisty, ale nadal zmuszony był poruszać się w miarę szybko, gdyż nie miał szans równać się wzrostem z chłopakiem. Tym samym posiadał o wiele krótsze nogi i zdolny był do robienia zdecydowanie mniejszych kroków. Przez chwilę szli w ciszy, a blondyn starał się wydusić z siebie choć słowo tak, aby Wish je usłyszał.
OdpowiedzUsuń- Mam informacje – wydukał wreszcie, przyśpieszając.
Gryfon nie zdawał się być zaintrygowanym na tyle, by się zatrzymać, co Johna martwiło ponad miarę. On wolał zdawać swoją relację na spokojnie, wręcz konspiracyjnie, a nie biegnąc i krzycząc. Niezadowolony westchnął i spojrzał znacząco na towarzysza, który ostentacyjnie wyrażał swoją ignorancję dla potrzeb młodszego Puchona. Cox przejął się faktem, że jego „klient” go lekceważy.
- Ej! - krzyknął i zatrzymał się w miejscu, tym sposobem próbując skupić uwagę Gryfona na sobie – Myślałem, że chcesz się czegoś dowiedzieć, tymczasem ty mi uciekasz – powiedział z wyrzutem i zrobił urażoną minę.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że na chłopaku nie zrobi to wrażenia, ale skoro już zebrał się na odwagę, to powinien to ciągnąc. Zawsze brakowało mu tej ikry i pewności siebie, która mogłaby zmusić innych do posłuszeństwa. Był, na swoje nieszczęście, człowiekiem niesłychanie ugodowym i to on poddawał się autorytetowi innych. Choć tak naprawdę skrycie marzył, że i on kiedyś będzie czyimś wzorem i zyska jakikolwiek szacunek. Póki co nie było na to najmniejszej szansy, a na pewno nie powinien oczekiwać względów ze strony Gryfona.
Zamachał plikiem kartek, przypominając o swoich racjach, choć w dość nieudolny sposób. Widząc efekty swoich starań, mimo wszystko ruszył raz jeszcze w ślad za chłopakiem. Rozmasował swoje skronie i westchną ciężko, sadząc kolejne susy w próbie dorównania Wishowi krokiem.
- Interesuje cię cokolwiek to, że nie myliłeś się w sprawie Dale'a? - spytał już z lekka podirytowany i ostentacyjnie się zatrzymał.
Nie miał zamiaru swoją działalnością robić siódmoklasiście kłopotu, jeśli tego zupełnie nie interesowało całe śledztwo. Chociaż John czuł się zobowiązany poinformować go o wynikach, skoro to on zlecił mu całe to śledztwo. Jednakże pomimo swego ugodowego charakteru, blondyn potrafił w niektórych sytuacjach przeciwstawić się nawet większym i starszym. Nawet przywykł do lania, które w takich chwilach dostawał, bo wolał to, niż bycie pomiatanym i wykorzystywanym. Same bęcki dostawała zaś zazwyczaj od Ślizgonów, którzy nie byli w stanie tolerować czy zlekceważyć najmniejszego sprzeciwu względem nich. Dlatego też Puchon, który nie był skory do odrabiania cudzych prac, lądował często w jakimś koncie pobity i przygnębiony. W Skrzydle Szpitalnym znali go aż za dobrze i litowali się nad „biednym chłoptasiem”. Z tego właśnei powodu jasnooki unikał wizyt u pielęgniarek, tak często jak tylko się dało. Potrafił nikomu słowem się nie poskarżyć,choć jego wygląd mówił sam za siebie. Cox nie lubił litości i wymuszonego żalu, czuł się wtedy urażony i poniżony. Prawdopodobnie tak jak większość ludzi.
Tym jednak razem zdawało się, że nic mu nie grozi. Bo i czemu Wish miałby go bić? W najgorszym razie zlekceważy całe przedstawienie zaprezentowane mu przez Puchona i pójdzie dalej. Blondyn miał jednak nadzieję, że tak się nie stanie, a sam Gryfon wreszcie na poważnie zainteresuje się sprawom i tym, co on ma mu do powiedzenia. A raczej przekazania, bo po co miałby czytać siódmoklasiście dokumenty Dale'a? Jeśli cokolwiek go to interesuje, to sam zanurzy się z nosem w kartkach. Wszak nie było ich wiele, a to co na nich zostało zapisane, warte było przeczytania. Piętnastolatek nie rozumiał tylko jakim cudem udało się Wayne'owi zdobyć różdżkę i dostać się do Hogwartu. To pozostawało zagadką, którą ten miał ochotę zgłębić. Jednak w takim wypadku mógł się narazić dyrektorowi, aczkolwiek był to jeden z mniejszych problemów.
Usuń- To jak? - spytał – Chcesz zobaczyć, to co ja? Czy wolisz pozostać w błogiej niewiedzy, mimo że skierowałeś mnie na Wayne'a?
[ Przepraszam za tą nieudolność w tym odpisie, to chyba przez wizję jutrzejszych lekcji]
John
[ Wybieram Jamesa :) Wątków męsko-męskich mam mało więc muszę sobie stworzyć jakieś pole do samorealizacji, co nie? :D A tak serio, masz jakieś propozycje relacji między nimi, czy lecimy na żywioł?]
OdpowiedzUsuńJames
[Hej. Lux wątkóew ma mało więc zgłaszam się. Przyznam,że skusił mnie gif, ae karta równie zachęcająca.Proponuję wątek z moją Lux i nawet jego wymyślenie przeze mnie :) ] :),
OdpowiedzUsuń[Może wątek?]
OdpowiedzUsuńCathy
[Cóż... najwyraźniej ktoś pomartwił się o moje wątki i zechciał mnie wyręczyć. To nawet wzruszające :D]
OdpowiedzUsuń[Serdecznie nie polecam pisania o czwartej rano, zwłaszcza na lekkim wietrze, bo takie o to potworki wychodzą. W każdym razie, pomysł mam, coś tam dziś na polskim skleciłam. Może Wish mógłby zobaczyć gdzieś, w Hogsmeade czy na korytarzu jak jacyś Ślizgoni się psychicznie znęcają nad Lux, za jej niewyparzoną buzię. Mógłby albo próbować stanąć w jej obronie, albo ona mogłaby go o to poprosić jakoś- nie wiem, na ile Wish jest bohaterski w stosunku do młodszych dziewczyn. Jeśli by zgodził się jej pomóc, to mogłaby go zaprosić do Hogsmeade na jakieś kremowe piwo, albo on, jako starszy, mógłby przemycić Ognistą Whisky. Kombinuje jeszcze co dalej, ale jeśli taki początek Ci pasuje, to coś mi pewnie wpadnie. No i się zareklamuję, że Lux szuka kogoś do bardziej romantycznego wątku, ale z karty wynika, że raczej moja Krukonka szans nie ma. Jakby co, to coś jeszcze wymyślę. Zostawiam pomysł i życzę miłego dnia(a raczej nocy, tak w sumie :)]
OdpowiedzUsuńLux
[ To może tajne posiedzenie Gryfonów z siódmego roku w jakiejś opuszczonej klasie? Jako że Potter teraz Naczelnym jest, mógł się trochę wzbraniać, ale jak go zapewnili, że się dobrze ukryją i nikt się nie dowie, a już na pewno nie panna Evans, to się zgodził. Taka składkowa impreza - Wish może przynieść karty i ich pouczyć, James uruchomić koneksje i załatwić małą butelkę Ognistej, co na bandę siedemnastolatków jest mało, jak wiemy, więc nie będzie, że się narąbią i kanon przetrwa :D. Nie wiem, czy to coś warte - jak nie, pisz, pomyślę nad jakąś inną intrygą.
OdpowiedzUsuńPlus, Rogacz na siódmym roku jest, nie szóstym, ale jakoś tak... nie ogarnęłam tego wcześniej i nie zmieniłam. ]
Potter
[to jak więc z naszym wątkiem?:)]
OdpowiedzUsuń[To czekam :)]
OdpowiedzUsuńLux