Charles Davis♀Charlie ♂krew czysta, Hufflepuff, rok VII11 cali, drzewo różane, włos z ogona jednorożca, giętka♛ komentator meczów quidditcha ♛
Dużo mówi, gdy nie ma takiej potrzeby lub powinien siedzieć cicho i milczy w sytuacjach, w których wypada coś powiedzieć, no na przykład wtedy, gdy urocza ekspedientka z „Esów i Floresów” pyta go, czy podać coś jeszcze. Książkowy przykład dziwaka, którego zainteresowań nie dzieli nikt, a przynajmniej nie w jego wieku. Miłośnik długich spacerów, pikników z zabawkami i natury pod każdą postacią, począwszy od delikatnych niezapominajek, a skończywszy na ziejących ogniem smokach. Złośliwi wołają na niego „Charlotte” przez jego iście dziewczyńskie zamiłowania, co niekiedy strasznie go denerwuje. Robi wiele rzeczy naraz, nie wszystkie kończy, ale jeśli już mu się to zdarzy, to w sposób bardzo precyzyjny. Ma swoje natręctwa, aczkolwiek nie są one jeszcze na tyle silne, by mówić o zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych, ot mieszanie herbaty określoną ilość razy w jedną i drugą stronę czy układnie rzeczy w ściśle określonym porządku. Okularnik, trochę kujon, ale taki prawdziwy, co wkuwa i zapomina wszystkie nieinteresujące go informacje oraz te, które nie są mu potrzebne, poza tym łamaga i mistrz braku koordynacji ruchowej. Jak wielu uczniów, pasjonuje go quidditch. Żadnych szkolnych meczów nie opuszcza, bo nie chce i w zasadzie nie może. A to z powodu bycia jednym z komentatorów: jak chłopak się rozkręci w swojej gadce, to bardzo trudno zamknąć mu jadaczkę. Kibicuje Puchonom, Krukonom, o ile nie grają z Puchonami i Gryfonom w meczach ze Ślizgonami. Zbiera karty z Czekoladowych Żab, książki o zwierzętach, skarpety w paski i motyle, które trzyma w gablotkach pod łóżkiem. Czasem czyta, niekiedy zrobi kilka zdjęć, innym razem wspina się na drzewa. Nie przepada za gazowanymi napojami i budyniem, marchewkę jada tylko startą, a ogórki w plasterkach (o innych warzywach na razie brak danych). Po lekcjach chodzi na szachy czarodziejów, dodatkowe zajęcia z zielarstwa i ONMS. Otacza go wielu ludzi, z którymi lubi spędzać czas, ma dobrych kolegów i koleżanki, ale z nikim tak naprawdę się nie przyjaźni. To duże dziecko pełne empatii i wrażliwości, które, patrząc w niebo swoimi błękitnymi (jak i one) oczami, lubi snuć marzenia.
____________________________________________________________________
Dzień dobry, Charlie powraca. :D Pozwoliłem sobie opublikować kartę bez pytania o przydział, bo skoro wcześniej było ok, to podejrzewam, że teraz też będzie. A teraz uwaga, podaję hasło: OKO... to znaczy Mistrz Gry.
[O, jak miło powitać znajomą postać! Niezmiennie cudownie dziwny :D Chociaż zdjęcie Charlie'go utkwiło mi w głowie inne, dobrze kojarzę? :p]
OdpowiedzUsuńDrew
[witamy Puchona, fajnego dziwaka ;)]
OdpowiedzUsuńDenna
[Witamy z powrotem :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[Ua, Czarli, jaka zmiana :D Witamy z powrotem, to takie miłe, gdy ludzie wracają ^^]
OdpowiedzUsuńRoy/Hawkins
[Ciekawa postać, powiem nawet więej : tak dziwna i inna od wszystkich a zarazem fascynująca że aż chce się wątku. Może jakoś nasi chłopcu sie dogadają, w końcu puchoni - muszą sie trzymać razem i wpadać w kłopoty. ]
OdpowiedzUsuńAndy Brennan
[Czarli czarli spiderman! :D Uwielbiam tego gifa, gdzie biedaczek jest zapłakany haha. Miło jest widzieć, jak powracają do nas osoby, które widziały jeszcze bloga w etapie larwalnym. U mnie Kristel tymczasowo zniknęła, więc witam się z nową postacią.]
OdpowiedzUsuń*taak, nie podpisałam się
UsuńJamie
[Hufflepuff najlepszy! Czuję się jak zdarta płyta :D Cathy ma do quidditcha stosunek ambiwalentny, ale chyba powinni się jakoś dogadać. Na razie niestety nie zaskoczę genialnym pomysłem. Później się postaram ;>]
OdpowiedzUsuńCathy
[witam Puchasia ponownie :3]
OdpowiedzUsuńIan/Marcel
[ Pjona! ,masz ochotę może zacząć wątek czy poczekasz do wieczora\nocy aż ja to zrobię ??? ]
OdpowiedzUsuń[Uh, nic nie szkodzi, miałam inną postać + nie wątkowaliśmy ze sobą :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[Nie taka normalna, pozory :) W razie chęci zapraszam na wątal]
OdpowiedzUsuńDenna
[Witam uroczego pana! Świetny wizerunek :)]
OdpowiedzUsuńIvette / Leo
[A kogo moje oczy widzą? :3]
OdpowiedzUsuńChantelle & Lenard
[Żartowałam z tym genialnym pomysłem, rzadko miewam takie :D Czy on robi zdjęcia podczas tych swoich długich spacerów, przebywania na łonie natury i tak dalej? Cathy biegająca za kotem współlokatorki, którego szczerze nie znosi, a on nie lubi jej, mogłaby mu wejść w idealny kadr albo posłużyć za kolejne dziwadło przyrody, warte uwiecznienia na fotografii ;>]
OdpowiedzUsuńCathy
[Powrócił! Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi!]
OdpowiedzUsuńEva
[OKEJ! Piszę od razu, żeby przeprosić za "Charlie", ale to imię siedziało z tą kobietą od samego początku i mam WIELKĄ nadzieję, że niczego mi za to nie utniesz, PROSZĘ.
OdpowiedzUsuńPOZA TYM to jest genialny pomysł na powiązanie. To znaczy... może nie GENIALNY, ale całkiem błyskotliwy... Tak sądzę. Otóż: są w tym samym domu, na tym samym roku i mam wrażenie, że niejednokrotnie na "Charlie!" zareagowali oboje. To musi połączyć jakoś ludzi. Poza tym - oni tak wspaniale się różnią. To kolejna rzecz, która musi łączyć.
:D]
Charlie E. Hatcher
[Cześć, przyjemnie czytało się Twoja kartę :D Zaproponowałabym wątek, ale nie wiem, jak go połączyć z moją Heaven. A tak w ogóle, czy symbole wokół imienia Twojej postaci mają jakieś szersze znaczenie, czy wrzuciłeś od tak? :D]
OdpowiedzUsuń[Szersze, niż to, które znam, rzecz jasna.]
Usuń[W porząsiu, jak przyjdą lepsze czasy dla mojej pomysłowości, to sama się zgłoszę. No, chyba, ze Ciebie nagle oświeci.
OdpowiedzUsuńJestem wielbicielką teorii spiskowych i wiesz.... podniecam się nawet najbardziej banalną symbolika jak... lepiej nie mówić. :D stąd te pytania :D]
[Może w takim razie wątek? I nawet nie wiesz jak BARDZO byłabym wdzięczna za rzucenie pomysłem.]
OdpowiedzUsuńCharlie Hatcher
[Myślę, że na pewno coś się wymyśli, choć to nie mały orzech do zgryzienia. Wyczytałam, że lubi smoki. To może znalazł by jakieś ciekawe smocze jajo, które ukrywał, ale Denna przyłapała go na tym, pewnej nocy w pokoju wspólnym. Nie tyle była oburzona tą niebezpieczną "pamiątką", a zafascynowana. Jeśli nie, kiedyś wymyśle coś innego, wena czasem przychodzi niespodziewanie ;)]
OdpowiedzUsuńDenna
[Noelle nie żyje]
OdpowiedzUsuń[On jest cudowny. -.- ]
OdpowiedzUsuńC. Walpole
[Jak najbardziej na serio! Emotka "-.-" była moim wyrazem sfrustrowania, że bardzo ciężko mi z nim skojarzyć moją Walpole, a wątek bym jednak chciała. Takie to trudne!]
OdpowiedzUsuń[Ojesu, przeczytałam kartę i się zakochałam. On jest jak taka męska wersja Anki, tylko jest Peterem Parkerem (mam do niego słabość. :D).
OdpowiedzUsuńPikniki z zabawkami brzmią fajnie! Tylko za bardzo nie rozumiem o co kaman, bo bym uskuteczniła. :D]
Anka
[Ahahaha, serio? :D Kocham go.
OdpowiedzUsuńWysłałam Ankę już dwa razy do lasu, więc to odpada, ale zrobiłabym coś takiego... szalonego. Że jak się to widzi to się idzie tylko przeżegnać, bo się nie wierzy, że to się dzieje naprawdę. :D]
Anka
[Tak. Piknik we Wrzeszczącej Chacie. :D Serio. Sorry, ale to mi chodzi po głowie odkąd przeczytałam kartę, no. :D]
OdpowiedzUsuńAnka
Denna rozejrzała się po pełnym korytarzu. Zarzuciła niedbale skórzaną torbę na ramię i ruszyła wraz z tłumem do Wielkiej Sali na lunch. Miała za sobą dwie godziny eliksirów i była więcej niż wykończona psychicznie. Każde ćwiczenia na tych zajęciach, musiała spędzić w stuprocentowym skupieniu, tylko dlatego że z łatwością mogła przez nieuwagę zrobić komuś krzywdę. Tak, u Marshall już tak było, gdy tylko zaczynała mieszać składniki, zawsze kończyło się to tak samo. Efektownym wybuchem. Nigdy nie rozumiała takich sytuacji, przecież zawsze starała się czytać uważnie, co jest napisane w podręczniku. Nigdy (no może czasem) nie dawała więcej, niż było wyznaczone, a wystarczyło, że pomieszała raz za mocno i bum. Sam nauczyciel, połowę zajęć spędzał nad głową Denny studiując każdy jej ruch.
OdpowiedzUsuńDlatego z pewnym zrezygnowaniem przewracała nogami, tylko po to by dojść do sali i najeść się do syta. Oj głodna była strasznie, z reguły nadmierne myślenie powodowało u niej potworny głód, który bardzo szybko musiała zaspokoić. Przeleciała wzrokiem po twarzach uczniów, którzy szli w tym samym kierunku, tylko jeden uczeń przecinał drogę, totalnie pod prąd. Skierowała wzrok na szatę, to był Puchon. Generalnie miała iść dalej nie zwracając na niego uwagi, jednak zauważyła jego tożsamość i kąsek tego co chował pod zdjętym płaszczem. Na merlina! Czy to było jajo?
Nie pomyślała nawet przez jedną trzecią sekundy, a automatycznie zawróciła tylko po to by iść za chłopakiem i dokarmić swoją ciekawość. Tak, była strasznie ciekawskim stworzeniem i jak już coś ją zaintrygowała, musiała się dowiedzieć co, jak i gdzie. Przez większość czasu szła za nim cicho jak myszka, to wychodziło jej za dziwo dobrze. Do samego pokoju wspólnego nie zauważył, że ma towarzystwo. Denna Marshall była przepełniona duma, musi chyba zmienić swoje zajęcia w wolnym czasie. Bycie detektywem, to nie taki długi pomysł, jak wcześniej myślała.
Charlie usiadł w pustym pokoju na fotelu i rozwinął swoje zawiniątko. Tak, tak, zdecydowanie to było jajo. Smocze? Jeśli tak była pod wielkim wrażeniem, że w ogóle wniósł to cudo do zamku. Jednak jeżeli nikt inny nie zauważył tego prócz Denny, to jak mają się w tych czasach czuć bezpiecznie w Hogwarcie. Wzruszyła tylko ramionami i stanęła za chłopakiem.
- Co tak chowasz? – spytała niby srogo, jakby przyłapała go na czym bardzo złym. Starała się zapanować nad lekkim uśmiechem, który chciał wyjść na zewnątrz i zapytać z zapałem ”To smok, no powiedz jaki? Jak go tu wniosłeś, co chcesz z nim zrobić!?”
Denna
[Jasne, rozumiem. Czekam więc aż siły witalne powrócą ;>]
OdpowiedzUsuńCathy
[Och, Charles to chyba bratnia dusza Lux <3 Może coś z Quidditchem? Podeszłaby po meczu, zagadałaby o komentowanie? Coś luźnego, ale myślę, że się dogadają :)]
OdpowiedzUsuńLux
[Zaczynam więc!:)]
OdpowiedzUsuńLux naprawdę z całego serca uwielbiała Quidditch. Przychodziła na każdy mecz, niezależnie od tego, kto grał. Co prawda, zawsze spotykały ją trudności- często po meczu wychodziła dosłownie posiniaczona, ponieważ tłumy kibiców, ucieszone po wygranej, dosłownie zgniatały ją na trybunach. W końcu była mała, chuda i kompletnie niewidoczna. Szczególnie nie mogła przegapić meczu Krukonów. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów, kibicowała im wybitnie głośno, wykrzykując peany na cześć graczy Ravenclawu oraz nieprzychylne komentarze w stronę Ślizgonów, za co pewnie odpowie w szkole. Nie obchodziło jej to zbytnio, nigdy nie przepadała za tym domem. Dlatego też bardzo zainteresowała się komentatorem na tym meczu. Trochę o nim słyszała we wspólnym domu- że jest dziwny, nawet, jak na Hufflepuff. Kilka razy nawet zaśmiała się pod nosem, gdy podobnie jak ona, śmiał się ze Ślizgonów i nawet używali podobnych określeń. Po skończonym meczu miała ochotę przyłączyć się do wiwatujących Krukonów, jednak hałas i ścisk ją odstraszyły. Ruszyła do wyjścia, przeciskając się przez tłum. Nagle wpadła na kogoś, kompletnie przypadkowo, bowiem jak zawsze szła zamyślona. Trochę się zestresowała, spociły jej się ręce i już chciała uciekać, ale gdy zauważyła, że nieszczęśnikiem jest komentator, postanowiła obdarzyć go szerokim uśmiechem i zacząć rozmowę.
-Hej, świetnie Ci szło! Mój ulubiony tekst to chyba "zielony jak stara skarpeta".
Zaśmiała się uroczo,mając nadzieję, że nie wygłupi się aż tak bardzo.
[Oho! Ja już widzę, że są na siebie skazani i muszą się przyjaźnić albo chociaż troszeńkę lubić. Może nawet tworzą Klub Kujona? Taki dwuosobowy. Spotykają się w wolnym czasie i czytają. A przeważnie po prostu wcinają słodycze i niszczą mienie Hogwartu swoimi niezdarnymi kończynami :)
OdpowiedzUsuńMogłabym coś zacząć w zamian za pomysł na okoliczności spotkania.]
Emmeline
Czasami nadchodzi taki dzień, w którym człowiek może wybierać pomiędzy złym i gorszym. Obie opcje najprawdopodobniej zmieniają twoje życie już na zawsze, wpijając ostre pazury destrukcji w samą oś twojego istnienia, ale nie ma odwrotu. Nie można się cofnąć i nie można przeskoczyć gdzieś poza te wyjścia, udając, że nic się nie stało. Calluna już jako pięciolatka próbowała uczyć się brać odpowiedzialność za swoje czyny. Na przykład, kiedy rozbiła zabytkowy wazon, na którym tak bardzo zależało ciotce Barbarze, naprawdę chciała pójść z opuszczoną głową do salonu i wziąć winę na swoje barki, przyjąć razy wymierzone w jej dziecinną duszę, słuchać o tym, jakie z niej mała niezdara… Naprawdę próbowała być dobrym dzieckiem. Próbowała być osobą, na którą ją wychowywali. Panna Walpole posiadała niestety coś w rodzaju rozpaczliwego instynktu samozachowawczego, odzywającego się zawsze pięć sekund po tym, jak to zazwyczaj podejmowała słuszną i moralną decyzje. Ta druga decyzja była pozbawiona wymienionych wcześniej pozytywów. Nie była odważna, bliżej jej do tchórza, ale to także zła definicja. Chodziło tylko i wyłącznie o chęć przetrwania. Nie znosiła stresujących sytuacji. Wielokrotnie uciekała z jakąś niemrawą wymówką sprzed biurka nauczyciela, chociaż była całkiem dobrze przygotowana. Jednak nie tak bardzo, jakby chciała. Chyba w tym leżał cały pies – to śmieszne powiedzonko, w tym jest pies pogrzebany - w ambicji, której nie umiała sprostać. Chciała być zupełnie inną osobą, ale wszystko kończyło się na chęciach.
OdpowiedzUsuńCo się stało z wazonem i ciotką Barbarą? Tamtego dnia jej magiczne zdolności ujawniły się już trzeci raz w jej krótkim życiu. Wazon był cały, bez nawet najmniejszej ryski, chwilkę po tym, jak usłyszała ciężkie kroki siostry ojca. Kolejny raz mała Call wybrała złą drogę. Tak jak dzisiaj. Czasami zapominała o tym, że jest rasową Krukonką. Pozostawiała sobie wtedy naukę na noc przed dniem testu. Każdy czasem tak ma, to zupełnie ludzkie. Lubimy odwlekać to, co nieprzyjemne, spychając w odmęty nieświadomości fakt, że na przyswojenie materiału nie wystarczy nam kilka godzin. Grzeszek. Mały, ale bardzo problematyczny grzeszek, na który znowu pozwoliła sobie Walpole. Najdziwniejsze jest to, że znowu chodziło o przedmiot, na którym najbardziej jej zależało. Hm, chociaż może właśnie to było powodem jej dezercji? Osobiście dziwiło ją, że szkolna pielęgniarka i nauczyciele nie nabrali jeszcze podejrzeń, bo może i jej ucieczki nie zdarzały się z jakąś specjalną regularnością, ale… no, zdarzały się. Ona, ze swoim nieograniczonym umysłem, wpadłaby na to już za trzecim razem. Najprawdopodobniej wszyscy mieli na głowie większe zmartwienia niż jedna wzorowa uczennica, którą od czasu do czasu nawiedza duch, wysysający z jej ciała i umysłu wszelki zapał do walki.
Zawsze wybierała smoczą odmianę grypy, bo jest to jednocześnie choroba dość gwałtowna, ale i nieszkodliwa. Z objawami można sobie poradzić jednym eliksirem (trochę wzmocnionym eliksirem pieprzowym), który nie pozostawia żadnych skutków ubocznych. Czego chcieć więcej?
Tego dnia pielęgniarka nawet za bardzo jej nie badała. Wysłuchała jej tylko, wracając co chwilę spojrzeniem w kierunku ostatniego łóżka w SS, gdzie musiał leżeć ktoś z jakimiś poważniejszymi obrażeniami. Coś tam słyszała o tym, że podczas lekcji ONMS ktoś skończył oblepiony przez jadowite macki, ale sądziła, że to plotki. Nie myślała jednak o tym zbyt dużo. Przebrała się w piżamę, położyła w łóżku i już miała otwierać podręcznik z transmutacji (od razu chciała nadrobić braki), kiedy drzwi znowu się otworzyły, wpuszczając trochę zimnego powietrza. Kiedy zobaczyła zakrawionego Puchona, poczuła się trochę głupio. Jednak… łóżek mają tam sporo. Wystarczy dla symulantów i osób, które są naprawdę poszkodowane.
[Mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak mi się wydaje, że jest. Na pewno jakieś błędy są i za nie przepraszam. :D Rozkręcę się, moje pierwsze rozpoczęcie tutaj!]
C. Walpole
Cathy dzień w dzień musiała znosić brzydkiego kocura swojej współlokatorki. Nie mogła pójść z tym do prefekta, bo posiadanie jednego pupila było w Hogwarcie jak najbardziej dozwolone. Wabił się Juice albo Dizzy, ciężko powiedzieć, gdy w myślach nazywa się go kociskiem. Ani on nie przepadał za Casillas, co ją specjalnie nie zdziwiło, zważywszy na beznadziejne stosunku dziewczyny z tym rodzajem zwierząt, ani ona za nim. Cieszyła się bardzo, kiedy czworonog znikał na długie dnie i wracał dopiero nazajutrz. Tym razem sprawa nieco gorzej wyglądała — Juice (albo Dizzy!) nie pojawił się od przeszło trzech dni. Koleżanka była zmartwiona, a Cathy tylko przez jakiś czas odczuwała satysfakcję. Puchonowatość zabraniała radować się cudzym nieszczęściem dłużej niż dwie minuty. Pomogła w daremnych poszukiwaniach, zaczaiła w miejscu wyjątkowo lubianym przez wszystkich kocich mieszkańców szkoły. Wszystko na nic.
OdpowiedzUsuńAż do dnia czwartego. Cath wstała, jak co rano, śpiesząc na śniadanie. Musiała coś w miarę szybko zjeść i zdążyć na pierwszą lekcję. Potem na dwie kolejne, a po nich miała długą przerwę. W trakcie tejże przerwy, w drodze na błoniach, usłyszała za sobą podejrzane dźwięki. Skrobnęło, syknęło, parsknęło i wyleciało zza zakrętu. Kot wyminął zaskoczoną dziewczynę, która instynktownie odskoczyła w bok. Z ręki wyleciała jej książka. Podniosła ją czym prędzej i obserwowała biegnącego zwierzaka, chwilę później podejmując decyzję o rozpoczęciu akcji ratunkowej, choć Juice nie wyglądał na zagłodzonego, zabiedzonego i stęsknionego za właścicielką. Wręcz przeciwnie, poczuł wiatr w żaglach, jakby ponownie stał się małym kotkiem, ciekawym świata!
Ruszyła na odsiecz. Pobiegła za kotem, oczywiście go nie dogoniła. Na końcu korytarza przystanęła, wzrokiem dookoła szukając szalonej zguby. Zauważyła futrzane stworzonko na trawie. Leżało jak gdyby nigdy nic, rozwaliwszy swoje duże cielsko na miękkim posłaniu. Cath postanowiła zbliżyć się powoli, z wielką ostrożnością, by nie spłoszyć Juice'a. Ten jednak ją wyczuł, wstał, machnął ogonem i zaraz zwiał w lewo. Casillas wydała cichy jęk zawodu. Kot biegał z zaskakującą szybkością, a Puchonka posiadała słabą kondycję. Mogła tak zanim biegać, biegać i biegać. Wyciągnęła nawet różdżkę, próbując w czeluściach swego umysłu odnaleźć przydatne zaklęcie. Niestety jeszcze nikt nie stworzył formułki na przywoływanie do siebie brzydkich kocurów.
Gdy już myślała, że złapie drania w pułapkę, ten niespodziewanie zakręcił w krzaki. Na całe szczęście, ta nierówna walka nie była przez nikogo śledzona. Tak sądziła! Zwierzę wyraźnie z nią pogrywało.
— Wracaj, ty wredny kocurze! — zawołała za nim po raz trzeci, ale on posłuchać nie zamierzał. Czmychnął w ostatniej chwili. Tym razem pędził w stronę jeziora. Cóż Cathy mogła zrobić? Zawahała się w jednej sekundzie, w drugiej znowu pobiegła. — Juice!
W końcu przewróciła się na zieloną trawę. Upadek nie był bolesny. To duma Casillas została urażona. Szczególnie, iż dostrzegła czyjeś buty. Czyli oznakę tego, że ktoś to widowisko obserwował.
— Nie cierpię tego kocura — westchnęła z rozrzewnieniem, nie siląc na wstawianie. Juice stanął w miejscu i tylko patrzył tymi swoimi zielonymi, kocimi oczyma. Może się zmęczył? Może zlitował? — Koty mnie nienawidzą — wykrzywiła usta, podkreślając rzecz oczywistą. Książka wylądowała koło niej, tak samo różdżka. A Cathy Casillas ponoć nigdy nie zaliczała upadków!
[Nie było słabo ;>]
Cathy
[ Dlaczego miałby się jej bać? :C Ona tylko paczy na ludzi, nawet ich kijkami nie szturcha, ani nic, nawet się nie odzywa za bardzo. Przecież to anioł nie człowiek! :D]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[ Bo ona jest troszkę taką puszką, ale zawsze gdzieś na dnie tli się nadzieja. Jeśli nie masz przesytu wątków, to może postaram się ruszyć głową i wymyślić coś, hm?]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
Słysząc jego ostrzeżenie, spojrzała na niego nieco głupkowato. Czemu uciekać? Szybko jednak zrozumiała. Wprawdzie większość Ślizgonów jest nieprzyjemna, jednak w tym wypadku powinna się stamtąd jak najszybciej zmywać. Nie dość, że byli rozwścieczeni wynikiem, to jeszcze w jednym z członków grupy rozpoznała chłopaka, któremu podczas meczu chyba wyjątkowo podpadła. Niewiele myśląc, podążyła za tym okularnikiem. Gdy złapał ją za ramię, w pierwszym momencie chciała odskoczyć. Bała się fizycznych kontaktów z ludźmi, zwłaszcza z obcymi chłopakami. Jednak w takich okolicznościach dobrze było mieć przy sobie kogoś silniejszego, nawet takiego niepozornego, jak on. W dodatku budził w niej jakieś, szczątkowe co prawda, zaufanie. Ruszyła więc za nim, starając się iść jak najszybciej. Gdy już uwolnili się od wrzasków i napastników, przyjrzała mu się uważniej. Pomimo okularów i ogólnego wyglądu kujona wydał jej się całkiem niebrzydki. Może w innych okolicznościach nawet próbowałaby go podrywać, ale po pierwsze, chciała jak najszybciej stamtąd odejść, a po drugie, mimo wszystko, był komentatorem i wydało jej się, że to jednak za wysokie progi. Chciała jednak nawiązać z nim kontakt, więc posłała mu najszczerszy z jej uśmiechów.
OdpowiedzUsuń-Dziękuje, chyba właśnie uratowałeś mi życie. Jestem Lux-wyciągnęła do niego rękę.
Lux
Stała tak zdezorientowana i patrzała raz na jego twarz, a raz na jajo, które z czułością dzierżył w rękach. No właśnie z czułością! Wierzyła, iż każda lekcja na której można zobaczyć jakieś atrapy, projekty i inne tego typu, które mogły przybliżyć im akurat zdobywaną wiedzę – stawały się o wiele ciekawsze. Jednak, czy oby na tyle, by z takim zapałem i uwielbieniem patrzeć na ten sztuczny rekwizyt. Znała go nie od dziś i wiedziała, że Charlie uwielbiał smoki. No, ale jak bardzo trzeba uwielbiać te stworzenia, by zakochać się w ich sztucznym jaju! Może i przez większość kolegów była postrzegana, jako ta „śliczna i głupia blondynka”, nie zmieniało to faktu iż mądrością to ona jednak troszkę grzeszyła. Kolejny lekki uśmiech wykrzywił jej usta, gdy opierając się o oparcie nachyliła się lekko do chłopaka.
OdpowiedzUsuń- Atrapa smoczego jaja – westchnęła przeciągle, z jaja kierując wzrok na Puchona – To dlaczego Davis patrzysz na nie tak, jakbyś chciał się z nim ożenić?
Może faktycznie nie była na tyle wyuczona, by z daleka odróżnić atrapę od prawdziwego smoczego jaja. I kto wie, może faktycznie chłopak nie kłamał mówiąc o zajęciach ONMS. Jednak to wszystko było takie pogmatwane, czemu szedł przez korytarz z miną ukrywająca setki tajemnic? No chyba nie ukrywał przed uczniami atrapy, tylko po to by na zajęciach swojego rocznika krzyknąć: ”Niespodzianka!” Denna już słyszała te świerszcze, które zaraz po tym chłopak by usłyszał. Świerszcze niechcianej ciszy i zażenowania.
Tak więc niespodzianka dla kolegów odpadała, ponieważ była po prostu głupia! No i ciekawego dlaczego, akurat mu Hagrid miałby powierzyć ta – phi – „tajemnice”. Z drugiej strony, jak patrzyła teraz w te wielkie, świecące z podniecenia oczy, nie mogła od tak po prostu mu uwierzyć. Musiała się nad nim chociaż troszkę poznęcać, dać mu w kość i wyciągnąć całą prawdę. Znów na ustach przywołała lisi uśmieszek, cwany i mówiący ”Mnie się tak łatwo nie pozbędziesz…”
[Ja też przepraszam!]
Denna
[Musimy łamać konwenanse. Inso do Slytherinu trafiła trochę przez przypadek (akurat...), więc myślę że dla Charlie'go mogłaby zrobić wyjątek, przymrużyć oko na jego dziwactwa i nawet czasem stawać w jego obronie, gdyby jakiś inny Ślizgon chciał mu dopiec.
OdpowiedzUsuńJak chodzi ci coś fajnego po głowie, to wal śmiało, co dwie głowy, to nie jedna! :)
I pewnie, skracaj imię jak ci wygodnie, póki nie wpadnę na pomysł, żeby dopisać w karcie, że Inso tego baaaardzo nie lubi :D]
Inso
Przymknęła powieki, odcięła spojrzenie pełne irytacji płynące z oczu o kolorze pitnego miodu i westchnęła głośno z wyraźną rezygnacją. Długim, nieco krzywym palcem wodziła po blacie stołu, świadomie ścierając z niego grubą warstwę kurzu, podczas gdy kobieta nazywająca się jej matką nieustannie mówiła. Przyciskając do piersi jeden z wielu listów, pociągając nosem, czy nerwowo przeczesując sobie palcami ciemne włosy przemierzała niewielką kuchnię ciągle powtarzając, że musi odwiedzić swoją siostrę, o której istnieniu Pandora nie miała najmniejszego pojęcia w ciągu swojego siedemnastoletniego życia. Kolejny raz wykrzyknęła, że powinny się spakować, przebiegła wzrokiem po pogiętej kartce, która drżała w jej dłoniach, a zaraz potem opadła na kolana przed dziewczyną zmuszając ją by na nią spojrzała, by ujrzała szeroki uśmiech szaleńca, który niespodziewanie wkradł się na jej usta.
OdpowiedzUsuń- Matko nigdzie nie pojedziemy - odparła ze spokojem, a chłód w jej głosie mógłby zmrozić krew w żyłach, lecz kobieta nawet jej nie słuchała. Gorliwie pokiwała głową i po zaciśnięciu kościstych dłoni na wystających kolanach córki wstała i pośpiesznie odeszła odprowadzona wzrokiem przez swoją młodszą kopię.
A teraz, zaledwie dwa dni po tym zdarzeniu, tkwiła przed drzwiami zupełnie obcego dla siebie domu, mocno zaciskając dłoń na różdżce ukrytej pod fałdami szaty, podczas gdy starsza od niej kobieta zachowywała się jak podniecone dziecko. Uległa jej. Tak po prostu poddała się całkowicie jej woli, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę z powodu podjętej przez siebie decyzji. Matka była jej największą słabością.
- Może ich nie ma…- wymruczała cicho pod nosem z nadzieją,która tak bardzo zniekształcała jej głos, tak bardzo była dla niej obca i nienaturalna, lecz jej matka wyraźnie tego nie dosłyszała w tym samym momencie pukając gorliwie.
- Podobno mają syna. Chodzicie razem do szkoły, na pewno jesteście przyjaciółmi, prawda Pandziu? - młoda Crowley syknęła cicho na jej słowa, jednocześnie zaciskając drobne dłonie w pięści i mocno wbijając długie paznokcie we własną skórę. Nigdy nie mówiła matce o tym jak wygląda jej życie w Hogwarcie, a poza tym rzadko miała ku temu okazje. Miała sześć lat gdy zmarł jej ojciec, dokładnie pamiętała ten dzień, słowa, które wypowiedział na sekundę przed śmiercią, czy też drżenie rąk matki i jej próbę zatuszowania szlochu. Miała zaledwie sześć lat, gdy Cora Crowley zamknęła się w czterech ścianach własnego świata, gdy usychając z tęsknoty utraciła zdolność racjonalnego myślenia i poczucie odpowiedzialności za istnienie tak drobnej istotki jaką wówczas była Pandora. Przez długie lata przyzwyczaiła się do poczucia osamotnienia, do brzmienia własnego głosu i braku odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Nie miała przyjaciół, nie potrzebowała przyjaciół i prawdopodobnie nigdy nie będzie wypatrywała ich obecności we własnym życiu. Ludzie stali się dla niej złem koniecznym, których musiała nauczyć się tolerować, lecz nigdy nie stali się nikim więcej. Własnie miała odpowiedzieć matce, gdy drzwi otworzyły się, a zaraz potem jakiś pisk wyrwał się z czyiś ust i po chwili dwie tak różne od siebie kobiety wpadły sobie tak po prostu w ramiona. Nim się zorientowała znalazły się w środku, a zaraz i ona została przez kogoś mocno przytulona przez co po prostu zastygła w bezruchu tak bardzo nieprzyzwyczajona do żadnego rodzaju kontaktów cielesnych
- Charlie zejdź na dół! Mamy gości, a ty musisz kogoś poznać! - naprawdę nie wiedziała z czyich ust wydobywają się te słowa, a może po prostu nie chciała wiedzieć skupiając się tylko i wyłącznej na ogromnej chęci ucieczki. Nie miała ochoty spotykać się z ciotką i jej rodziną, z synem, którego zapewne codziennie mijała na szkolnych korytarzach, a z którym nie miała nigdy nic wspólnego. Z nim szczególnie nie chciała się widzieć bo przywodził jej na myśl Hogwart, jedyne miejsce gdzie nikt nie wiedział o stanie psychicznym jej matki i w jej wyobrażeniach miało tak pozostać.
Pandora Crowley
[Cześć! Ma, ma całe pudełko kart, które zbiera z przyzwyczajenia. Charlie może je zabrać, bo zabierają miejsce, w którym Ted mógłby trzymać ciastka. :D]
OdpowiedzUsuńTed
[Zacznę, ale jakbym po urlopie tego nie zrobiła, to się przypomnij — skleroza nie boli. :D]
OdpowiedzUsuńAnka
Olśniewająco biała sowa śnieżna zapukała do okna pokoju Charliego. Gdy czarodziej otwarł je w końcu i wpuścił ptaka do środka, wyciągnęła nóżkę wraz z przywiązaną do niej wiadomością:
OdpowiedzUsuńSzanowny panie Davis!
Dziękujemy za wzięcie udziału w naszym konkursie. Z radością chcemy Pana powiadomić, że swoim dopingiem o błotoryjach i innych magicznych stworzeniach wygrał Pan dwa bilety na mecz finałowy Mistrzostw Europy. Bilety w loży honorowej!
Liczymy, że zobaczymy Pana niebawem,
Redakcja Mojej Miotły.
[ Pamiętam Charliego! Witamy po raz kolejny :)]
OdpowiedzUsuńMary/James
Nigdy nie miała problemów z krwią. To nie tak, że lubiła na nią patrzeć. Nie czerpała także żadnej satysfakcji z gniecenia żywych żuczków na lekcjach eliksirów i nie miała ochoty kroić jakieś zwierzaki, aby zaspokoić swoją łaknącą wiedzy naturę. Nawet Calluna miała pewnego rodzaju zahamowania, w co pewnie nie uwierzyłaby większość szkoły, bo wyglądała raczej na osobę zupełnie bezwzględną i pozbawioną jakiegokolwiek sumienia. Pewnie przez to, że czasami, kiedy normalnie wypadałoby zareagować z empatią, Walpole zadawała mnóstwo pytań, byle tylko zaspokoić swoją ciekawość. Kiedy tylko zobaczyła chłopaka w takim stanie, też od razu miała ochotę zasypać go gromem pytań. I wcale nie o to, kto go pobił (znała tę szkołę i bardzo dobrze wiedziała tez, że Charlie nie jest jedną z tych osób, które chętnie zapuszczałyby się do Zakazanego Lasu, ona była jedną z tych osób, zresztą, do takiego stanu mogłyby doprowadzić go tylko wilkołaki). Bardziej interesowała ją skala jego obrażeń. Zapytałaby, na ile ocenia ból w skali od jeden do dziesięć, gdzie dziesięć znaczy, że więcej nie jest w stanie wytrzymać. Kiedyś rozpatrywała, czy nadawałaby się na uzdrowicielkę. Doszła jednak do wniosku, że świat potrzebuje ją do innych celów. Owszem, ratowanie żyć mogłoby być satysfakcjonującym, ale wbrew pozorom, coś takiego jej nie wystarczało. Chciała się rozwijać, chciała poszerzać swoje horyzonty i swoją karierę naukową. Wiele czasu zajmie jej, ażeby osiąść gdzieś na stałe. Dość miała już nauki w jednym miejscu, więc tak łatwo nie znajdzie sobie pracy na całe życie. Nie, nie. Miała w planach wielki wyjazd do Belgii, tam zacznie.
OdpowiedzUsuńWracając jednak do Skrzydła Szpitalnego. Widok był przerażający, to racja. Pewnie jej koleżanki pomdlałyby już dawno temu, ale Call po prostu odłożyła książkę, próbując zlać się z otoczeniem. Szkolna pielęgniarka oceniała skalę obrażeń, używała przy tym różdżki. Krukonka z ożywieniem przyswoiła kilka zaklęć, o których jeszcze nie słyszała. Bardzo chętnie poszłaby do biblioteki, ażeby dowiedzieć się o nich troszkę więcej, ale przecież była uziemiona. I to z własnej nieprzymuszonej woli. Musi przeleżeć swoje na szpitalnym łóżku, mając obok siebie chłopaka w tragicznym stanie.
Ułożyła się wygodniej, mając nadzieję, że pielęgniarka da jej spokój. No i tak było, nawet na nią nie patrzyła, więc nie mogła wysnuć, że ma obok siebie symulantkę. Była zbyt zajęta czyszczeniem zakrwawionej pościeli i magicznym oczyszczaniem wszystkich ran. Call miała ją ochotę zapytać, czy chłopak ma na koncie jakieś złamania i jakich eliksirów kobieta chce użyć. Na szczęście w odpowiednim momencie ugryzła się w język.
Nie umiałaby powiedzieć, ile trwały te wszystkie czynności przy poszkodowanym, ale wręcz spijała je wzrokiem. Chłopak wciąż był nieprzytomny, ale po działaniach pielęgniarki wyglądał już troszkę lepiej. Pewnie zostanie w SS na dłużej. Cóż, niech nikt nie próbuje wmówić Call, że Hogwart to spokojna i tolerancyjna szkoła. Konflikty były tutaj wręcz codziennością. I często rozwiązywano je w bestialski sposób.
- Panno Walpole, mogłaby pani pomóc mu to wypić, kiedy się obudzi? – zwróciła się do niej pielęgniarka, stawiając na stoliku jakąś buteleczkę. Zgodziła się bez żadnych oporów.
Kiedy w końcu kobieta wróciła do swojego gabinetu, chłopak chyba spał, ale Call nie była pewna.
[ Cześć. Jaki fajny Puchaś. No ale moja pannica to pewnie by go dręczyła. ]
OdpowiedzUsuńRachael
[ No to jakie okoliczności, czas i miejsce akcji proponujesz? ]
OdpowiedzUsuń[ Chyba był jakiś wątek między naszymi postaciami, czy coś pokręciłam?]
OdpowiedzUsuńMary
[ A nie obrazisz się jak poproszę cię o zaczęcie? *kocie oczka* ]
OdpowiedzUsuńPodniosła wzrok na Charliego. Z poziomu trawy wyglądał na znacznie wyższego, niż był w rzeczywistości. Dziewczyna oparła się na łokciu, drugą ręką przysuwając do siebie książkę oraz różdżkę. Chwilę później siedziała na kolanach, poprawiając zawiniętą okładkę. Aparat w rękach chłopaka dostrzegła z opóźnieniem. Gdy już do tego doszło — zmrużyła oczy. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła, byłoby uwiecznienie na rozlicznych zdjęciach. Dobrze na nich zazwyczaj wypadała, ale nie w takiej pozycji, nie w szaleńczym pościgu za niedobrym kocurem.
OdpowiedzUsuń— Tak, tak. Nic mi nie jest — zapewniła, wstając wreszcie z miękkiego podłoża. Otrzepała spódniczkę z zielonej trawy i piachu, mierząc Puchona badawczym spojrzeniem. — Mam nadzieję, że nigdzie nie wykorzystasz tych zdjęć. — Wskazała ręką w kierunku jego aparatu. Podniosła magiczny artefakt, po czym podeszła bliżej zwierzaka i jego... nowego przyjaciela.
Dobrze, iż nie posiadała daru czytania w ludzkich myślach. Wizja Charliego, w której koty miałyby zasiadać na tronie, dzierżąc berło i koronę na głowie, przeraziłaby ją nie na żarty. Prawdopodobnie zmieniłaby swojego bogina. W myślach na razie analizowała, jak w miarę bezpiecznie zaprowadzić kota do damskiej części dormitorium. Albo chociaż jak wprowadzić go do Pokoju Wspólnego. Właścicielka sama zadbałaby o powrót Juice'a do wygodnego posłania w ich pokoju.
— To on mnie nie lubi. — Wzruszyła bezradnie ramionami. Przystanęła przy boku Davisa, bojąc się wykonać fałszywy ruch. Chętnie pogłaskałaby rudawe futerko kocura, gdyby nie istniało zagrożenie bycia przez niego podrapaną. — Dla ciebie jest miły, ale mnie chciałby zaatakować — zaśmiała się cicho. W pewnym sensie Juice sprawiał wrażenie zwierzaka lubiącego dokuczać Cathy. Zawsze podejrzanie merdał ogonem na jej widok. Dzisiejsza pogoń była bardziej formą zabawy. Choć nie w oczach Casillas! Według niej kocur zapragnął się nad nią poznęcać.
— Mógłbyś mi pomóc zaprowadzić go do Pokoju Wspólnego? Ode mnie zacznie znowu uciekać, a nie mam już sił, by latać za nim po całym zamku. Jak na tak leniwego kocura, biega zadziwiająco szybko. — Z ciekawością przypatrywała się uśmiechniętemu Puchonowi. Juice pomrukiwał wyraźnie zadowolony z otrzymywanych pieszczot. Przymknął zielone ślepia, ani myśląc wyrywać z objęć chłopaka. Cathy więc mogła skorzystać z jego pomocy. Cóż, teraz nie bardzo miał wybór.
Jeszcze raz poprawiła spódniczkę. Cały czas odnosiła wrażenie, że z tyłu nie zauważyła drobnych kiełków zielonej trawy. Dała Daviesowi sekundę do namysłu, a w następnej ruszyła w stronę zamku. Im prędzej odniesie kota do piwnicy Hufflepuffu, tym prędzej powrócić do przyjemniejszych spraw. Koleżanka z domu powinna być jej wdzięczna. Nawet Charlie może spodziewać się jakichś podziękowań.
[Przesadzasz! :D]
Cathy
[ Krzyczę o wątek. Bardzo głośno krzyczę! :D ]
OdpowiedzUsuńSuzanne Cleiren
[Kiedyś tam mieliśmy wątek, nawet się ciekawo zaczynał no i nie dostałam odpowiedzi. Mam rezygnować, czy po prostu się zagubił?:)]
OdpowiedzUsuńLux
[O, to w takim razie czekam gorąco na odpisanie :)]
OdpowiedzUsuń[No cześć! Masz rację, są podobni ;) Suz również ma jakieś swoje dziwne nawyki, ale je ukrywa. Może wątek? :)]
OdpowiedzUsuńSuzanne i Johnathan
Machnęła ręką, na znak, że ma się nie przejmować. W końcu jej też zdarzało się reagować zbyt impulsywnie i potem za to obrywać. Szczególne utarczki miała właśnie ze Ślizgonami i zdaje się, że w tłumie poznała jednego, z którym była w stanie konfliktu. Dlatego też go przepraszała. Podobnie jak on rozejrzała się po okolicy. Na szczęście nie widziała nigdzie przedstawicieli tego nieprzyjemnego domu. Zawiał wiatr i zrobiło jej się trochę zimno, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. A mama zawsze mówiła, żeby się cieplej ubierać. Ubrana była dość skromnie, bo w nieco przewiewną bluzkę na krótki rękaw. Próbowała ogrzać się własnymi rękoma, patrząc na niego uważnie. Długo się nie odzywała, ale sama nie wiedziała, o czym rozmawiać. Jakoś wcześniej miała więcej odwagi. Poza tym chłopak wydawał się spięty i nie wiedziała, czy to przez nią, czy po prostu taki był. Jego aparycja faktycznie mogła potwierdzać domniemaną nieśmiałość.
OdpowiedzUsuń- Fajne zajęcie. Ja bardzo lubię Quidditch, chciałam grać, tylko... postura nie ta - wykonała ruch ręką, aby zwrócić uwagę, że była dość wątła. No i niziutka. W sumie to wyglądała nawet na mniej niż piętnaście lat. - Może kiedyś uda mi się przejąć twoje stanowisko. - uśmiechnęła się do niego wesoło, mając nadzieję, że to jakoś przekona go do niej.
Lux
Zmarszczyła brwi, myśląc o tym, co powiedział. Teoretycznie mogłaby. Tyle, że manualnie była dość upośledzona. Nie potrafiła złapać nic, wszystko przez jej ręce jakby przelatywało. No i cały czas chodziła zamyślona. Nie, że była jakąś tam nastoletnią marzycielką. Myślała bardziej o sprawach nie dotyczących jej, ani jej życia w ogóle. Chociaż i to się zmieniało. Ostatnio miała koszmary, w których główną rolę grał jej ojciec. Nocami budziła się, cała wystraszona i snuła się korytarzami. Zorientowała się, że od dobrej chwili stoi i nic nie mówi. Znów. Spojrzała na Charliego i pomyślała, że mu chyba to nie przeszkadza. Nie wyglądał na gadatliwego. A dodatkowo ta sytuacja mogła być dla niego niezręczna. Uśmiechnęła się do niego wesoło, próbując zbytnio się nie spoufalać, ale jednak zachowywać się sympatycznie.
OdpowiedzUsuń- To za poważna funkcja dla mnie, tak sądzę. No i drużyna Krukonów jest tak obstawiona, że zdołam się wcisnąć tam dopiero za dwa lata, na siódmym roku. O ile w ogóle zdążę.
Zdała sobie sprawę z tego, że chyba nie powiedziała mu, ile lat. Nie sądziła jednak, że to ma jakieś znaczenie, poza tym widać było po niej, że jest jeszcze młoda. Rozejrzała się dookoła i zastanowiła się, co teraz robić. Wrócenie do zamku nie było najlepszym pomysłem- gdzieś na korytarzach mogli czaić się rozzłoszczeni Ślizgoni, a Lux nie miała ochoty na kolejne kłótnie. Było jej jednak strasznie zimno i mało brakowało, a zaczęłaby się trząść. Posłała mu wymowne spojrzenie. Nie wiedziała, czy jest chamem, czy się może nie domyślił, ale wypadałoby przynajmniej zaproponować coś do ubrania- tak przynajmniej sądziła. A jeśli nie, to trudno. Może do wieczora przeżyje.
Lux
Chyba natrafiła na bardziej płochliwe stworzonko od siebie i bynajmniej nie miała tutaj na myśli rudego kocura. Ze wcześniejszych obserwacji (oczywiście nie biegała za Charliem z notatnikiem, zapisując każdy jego krok!) wywnioskowała, że jest dosyć nieśmiały. Cathy zawsze uważała się za najbardziej wstydliwą osobę w Hogwarcie, choć w rzeczywistości pewnie dałoby radę znaleźć mniej śmiałe jednostki, więc zaciekawił ją sposób mówienia oraz zachowanie Davisa. Słysząc nieco chaotyczne tłumaczenia, kąciki jej ust niebezpiecznie zadrgały.
OdpowiedzUsuń— Czyli... jestem ładna, ale kot ładniejszy? — spytała zaczepnie, uśmiechnąwszy się nieznacznie. Patrząc na niego, niestety w mig pojęła, dlaczego niektórzy otwarcie próbują swoimi słowami wzbudzić w niej uczucie zawstydzenia. Musiała wyglądać równie zabawnie ze spuszczonym nagle wzrokiem, nieporadnymi ruchami czy wypisaną na twarzy chęcią podjęcia desperackiej ucieczki. Charlie miał pecha, natrafił na kogoś, kto w wielu sytuacjach reagował podobnie. Może by nawet za nim pobiegła, gdyby faktycznie zdecydował się ni z tego, ni z owego, wyrzucić zwierzaka z rąk i uciec... gdzieś. — W porządku, możesz zachować zdjęcia. Dla siebie. Niecodziennie jakaś oferma biega za kotem jak szalona. Takich świetnych ujęć nie warto marnować... Bo są dobre?
Nie widziała zrobionych przez niego fotografii. Z jednej strony najchętniej zniszczyłaby dowody zdominowania przez kota, z drugiej najpierw rzuciłaby okiem i dopiero wtedy poprosiła o ich usunięcie. Przekrzywiła głowę w bok. Zgodziłby się je zniszczyć? Na razie postanowiła skorzystać z okazyjnej, i dosłownej, pomocnej ręki przy odprowadzeniu Juice'a. Jakby od razu naskoczyła z żądaniem skasowania kompromitujących zdjęć, Charlie spłoszyłby się jak sarenka, jak sama Cathy wielokrotnie.
— Nie przekupuję zwierząt. To one powinny się domagać mojej uwagi! — odparła, wciąż zbyt bacznym wzrokiem patrząc na Davisa; niczym na obiekt naukowy. Szybko przeniosła wzrok na koci pyszczek. Natychmiast się odsunęła, wyciągając przed siebie rękę i palec wskazujący kierując na niedobrego pupila współlokatorki.— Widzisz? Ma mord w ślepiach, a ja tylko pomagam mu w powrocie do domu — jęknęła cicho. Była Puchonką, wszelkie zwierzęta wręcz powinny do niej lgnąć. Według stereotypowego osądu.
Powolnym krokiem ruszyła do szkoły. Przeszła za plecami Charliego, stwierdzając, że lepiej będzie stanąć po jego lewym boku, z dala od głowy kota. Puszystym ogonem nie wyrządzi jej krzywdy. Raz jeszcze otrzepała dolną część szkolnego mundurka, bo przecież chłopak tam nie spojrzy i nie powie, czy na materiale znajdowały się źdźbła trawy, a inni uczniowie, podczas marszu do pokoju wspólnego, mogą zauważyć.
— Bardzo ci przeszkodziliśmy? — Przycisnęła książkę i różdżkę do piersi. Emocje opadły, powróciła naturalna niepewność. Widział jej upadek, dowiedział się o niechęci kota, który wszystkim pozwalał na głaskanie swojego futerka. Wszystkim, poza nią.
Cathy
[Może najpierw zajęcia z zielarstwa, a potem burza? ;)
OdpowiedzUsuń+ wiem, że mam wpisany urlop, ale to dlatego, że w tym miesiącu mam dużo startów i muszę więcej trenować. Nie chciałabym ryzykować usunięciem, więc poprosiłam o niego. W każdym razie możemy pisać, bo czasem wpadam na bloga ;)]]
Suzi
Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na Charliego z zaciekawieniem. Wprawdzie widziała, że jest nieśmiały i ogólnie zdenerwowany, jednak gdy z ożywieniem opowiadał o Quidditchu, był naprawdę ujmujący. Przez tą chwilę poczuła do niego dużą ilość sympatii, w końcu łączyło ich wspólne zainteresowanie. Trochę żałowała, że jest taki... jakby wystraszony i speszony, bo wydawał się naprawdę miłą osobą, ale rozumiała go w zupełności. Ona sama przecież też nie była najbardziej towarzyską osobą na świecie. Stwierdziła jednak, że może przyda mu się trochę otuchy i zachęty do jakiejś znajomości. Poza tym, Charlie wydał jej się całkiem uroczy. Ta otoczka zdenerwowanego, nieśmiałego chłopaka, drapanie się po karku w geście zakłopotania... Zawsze uważała siebie za nieśmiałą, lecz chyba była po prostu cicha i wiecznie zamyślona. Teraz też stała i patrzyła na niego nieprzytomnymi oczyma, w głowie przetrawiając informacje i myśląc o niebieskich migdałach.
OdpowiedzUsuń- Możliwe, może naprawdę komuś tam bym się przydała. Po prostu...- urwała, patrząc w ziemię z zamyśleniem. Po prostu co? Co jej stało na drodze do spełnienia marzeń i pragnień? Sama nie wiedziała. Nie bała się wyzwań, nie bała się nowego otoczenia, z kwestiami zręcznościowymi też by sobie dała radę. Chodziło bardziej o to, że nie umiała pracować w grupie. Nie chciała przewodzić- nie bawiła ją władza nad kimkolwiek. W gruncie rzeczy nie była też samolubna, nie chciała zbierać oklasków tylko dla siebie. Chciała być po prostu niezależna, aż za bardzo i dlatego nie umiała współpracować. No chyba że z kimś, kogo wybitnie lubiła, albo gdy czegoś potrzebowała. Trochę syndrom jedynaka.
- A że jest chłodno, to wiem. Od paru minut się trzęsę- roześmiała się wesoło mając nadzieję, że trochę go to rozluźni.- A pójść pójdę, jeżeli pójdziesz ze mną i opowiesz mi coś o sobie. I nie przyjmuję odmowy- posłała chłopakowi sympatyczny uśmiech i miała nadzieję, że nie zrozumie tego źle.
Lux
[Oesu, ale on jest taki nerdowaty i to jest okropnie urocze! No cóż, można by coś wymyślić, a Cynth uwielbia "nowe ofiary" ;-;]
OdpowiedzUsuńCynthia
Niestety, z racji niewielkiego zainteresowania najpopularniejszym sportem wśród czarodziejów, Cathy nie miała okazji zapoznać się z tą drugą stroną natury Charliego. Na mecze przychodziła bardzo rzadko, tylko, jeśli akurat rozgrywka była istotna dla Puchonów, czyli jeśli zdołali dotrwać do finału. Tylko i wyłącznie wtedy skupiała wzrok na boisku, nie zważając na żadne hałasy, nawet te dobiegające od komentatora. W gruncie rzeczy: nie wiedziała, kto nim jest. Davis był więc dla niej anonimowym Puchonem, bodajże z szóstego roku... Musiał być młodszy, w przeciwnym razie już dawno zauważyłaby go na którejś lekcji.
OdpowiedzUsuńSkinęła głową, słysząc, że po wywołaniu zdjęć, będzie mogła je obejrzeć. Wbrew swoim słowom, aż tak nie paliła się, by patrzeć na własną pogoń za kotem. Fotografie jednak stanowiłyby dowód, że potrafi okazywać jako-takie przejawy złości. Choćby raptem chwilowej.
— Nie jestem zbyt fotogeniczna. Przynajmniej na tych mugolskich zdjęciach nie wychodzę za dobrze — stwierdziła mimochodem, przelotnie kierując spojrzenie na chłopaka. Peszyło ją, iż będzie spoglądał na ruchome obrazki z jej podobizną... cóż, jej i rudym Juicem. Sytuacja dosyć niewinna, ale najwyraźniej — może słusznie — wywołująca w Casillas uczucie wstydu. Dlatego zamiast roztrząsania błahostki, jak to zwykle lubiła robić, zwróciła większą uwagę na następną wypowiedź Puchona.
Rzuciła okiem na gruby ogon zwierzaka, szczerze dziwiąc się jego spokojowi; na rękach Charliego mruczał cicho i w jakimś momencie, czego tak do końca nie była pewna, zamiauczał. Dziewczyna prychnęła pod nosem, odwracając głowę na korytarz, w który skręcili.
— To kot mojej współlokatorki. Zaginął... albo uciekł przed kilkoma dniami. Koleżanka go szukała, ale bezskutecznie. Nie spodziewałam się, że to ja dostąpię zaszczytu doprowadzenia uciekiniera do domu. Właściwie... ty — posłała Davisowi delikatny uśmiech, wyrażający ni mniej, ni więcej, wdzięczność za wyręczenie. — Gdyby nie ty, pewnie nadal biegałabym za nim jak szalona, dopóki znowu nie upadłabym na coś twardszego niż trawa.
Cathy mówiła całkiem sporo. Zwłaszcza, gdy czuła się zażenowana, bo nie ukrywając, speszenie nadal jej nie opuściło. Zazwyczaj plotła trzy po trzy, niemal co chwilę zawieszając głos, ale tym razem udało się zbudować sensowne zdania.
— Jesteś na szóstym roku? — zapytała, żeby zaspokoić wrodzoną ciekawość; od razu po skończeniu poprzedniego zdania i zejściu do piwnic Hogwartu. Wolała podtrzymywać rozmowę, niż pozwolić nieśmiałości do reszty nad sobą zapanować. Zresztą, to Charlie wydawał się w tej dwójce tą bardziej niepewną osobą, co Cathy nieświadomie pocieszyło.
Wyminęli kuchnię, o której istnieniu, w tym miejscu, wiedział prawdopodobnie każdy wychowanek Hufflepuffu. Cath przystanęła dopiero przed wejściem do pokoju wspólnego. Zastukała w środkową beczkę, znajdując się w drugim rzędzie od dołu, w rytm znanej Puchonom melodii.
— Powinni wprowadzić hasło — wyraziła na głos, ale nie za głośno, swoją myśl. Poczekała aż pokrywa się otworzy, a następnie poszła przodem. Nie znała rozkładu lekcji współlokatorki, więc była realna szansa na niezastanie Katie w dormitorium. A Cathy byłaby zmuszona przenieść się do salonu, byle nie czekać na jej powrót sam na sam z kotem. — Chodź za mną — poprosiła, kiedy dotarli do okrągłego salonu. Wskazała ręką na mały tunel prowadzący do damskiego dormitorium. Zignorowała zaciekawione spojrzenie siódmoklasisty siedzącego w fotelu. Miała nadzieję, że Davis pójdzie za nią, choć odwiedzanie pokoi dziewcząt może być stresujące...
[Decyduj: jest czy nie ma. Jeżeli Katie będzie, to na pewno z wielką radością rzuci się, by podziękować Charliemu. Biedaczek :<]
Cathy
Kot, który do tej pory mruczał uroczo w ramionach Charlesa, nagle dziwnie zamilkł, stawiając do góry uszka. Rozejrzał się z zainteresowaniem po pomieszczeniu, do którego został wniesiony. Najwidoczniej nie spodobała mu się sytuacja, w której się znalazł i nie chciał jeszcze wracać do właścicielki, bo prychnął krótko i wyskoczył, by wylądować miękko na posadzce i czmychnął w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.
Usuń[Mogłabym zacząć, ale dopiero w niedzielę. Ostatnio mam mało czasu, a mama ograniczyła mi dostęp do laptopa w tygodniu (-.-).]
OdpowiedzUsuńSuzi
[Kochanie moje, myślałam nad innym imieniem, ale Charliego stworzyłam bardzo dawno temu i inne mi już nie pasowało :c]
OdpowiedzUsuń