sierpień 1976 r.
Zapach niedawnego deszczu jeszcze nie zdążył
całkowicie się ulotnić, pozostając doskonale wyczuwalnym.
W powietrzu. Na liściach drzew.
Na kamieniach, leżących przy utwardzonej
drodze. W złotych włosach, zlepionych w strąki.
Benjamin
przystanął i spojrzał w rozpogodzone nagle niebo. To lato obfitowało w
różnorakie anomalie pogodowe, przyzwyczajając mieszkańców Aberfeldy do
zmiennych jak kameleon warunków klimatycznych. Dawno już przestał dziwić widok
kobiet, ubranych w letnie koszulki w parze z gumowcami oraz polarów, kolidujących
z osłaniającymi przed słońcem czapkami u mężczyzn. Chmury zniknęły z
firmamentu, zostawiając za sobą jedynie wspomnienia w postaci błota na polnej
dróżce, którą chłopak przemierzał wspólnie ze swoją towarzyszką.
Zapach deszczu mieszał się.
Z wonią kwiatów, które nawodnione – nagle
odżyły.
Z żywicą, bezczelnie oblepiającą swoją lepką
konsystencją drzewa. Z sosnowymi gałązkami. Z koszoną trawą. Z orientalnymi
perfumami osoby idącej obok niego.
- Wspaniale.
Abigail
odezwała się nagle, przerywając swoim głosem panującą ciszę. Słowo nie mogło
odbić się echem na płaskiej przestrzeni, jaką przemierzali, ale zabrzmiało
bardzo donośnie w uszach chłopaka.
- Co masz na
myśli? To, że przestało padać, zanim do końca nas zalało czy raczej to, że
jesteś tu ze mną, kiedy moja koszulka tak mocno przylega do ciała? – zapytał
Benjamin, puszczając do dziewczyny oko.
Jej śmiech
poniósł się po polach, zasiewając w chłopaku niespodziewane ziarno uniesienia.
- Ben. –
Zarumieniła się lekko, prawie niedostrzegalnie.
- Słucham. –
Jego odpowiedź była automatyczna. Kontemplowanie niezwykłości otaczającego ich
świata ponownie całkowicie pochłonęło chłopaka.
Zapach był tylko jednym z wielu aspektów, jakie działały na świadomość
oraz jej głębsze wymiary. Nie był jedyny, poza nim był jeszcze dźwięk.
Obraz. Smak. Dotyk.
Śmiech. Łany zbóż. Świeżo zerwane owoce. Splatające się dłonie.
Trwali w
milczeniu, ciesząc się swoją obecnością i słońcem, które ponownie zaczęło
chować się za chmurami. Nie zdążyli jeszcze wyschnąć po poprzednim
oberwaniu chmury, ale wizja kolejnej
ulewy nie była już tak przerażająca jak wcześniej. Nie jesteś z cukru, nie roztopisz się.
Cudownie.
- Ben.
Ton głosu
dziewczyny zmusił go do oderwania się od kontemplacji środowiska, nie tak znów
porywającego zajęcia. Abigail pobladła, piegi na policzkach oraz nosie wyraźnie
odcinały się od jej skóry. Wpatrywała się w jakiś punkt za chłopakiem, którego
on ze swojej perspektywy nie mógł dostrzec. Zanim zdążył się odwrócić, poczuł w
okolicach łopatek bolesne draśnięcie końcem jakiegoś metalowego przedmiotu.
Abigail krzyknęła.
- Dobrze cię
znowu widzieć, przyjacielu – usłyszał dobrze sobie znajomy głos Richarda
Leibovitz’a. – Co robisz tutaj w tak nietrafionym towarzystwie? – Nie ulegało
wątpliwości, że mówił o towarzyszącej Benjaminowi Abigail.
Odwrócił się
twarzą do mężczyzny, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem. Richard
właśnie chował coś do tylnej kieszeni spodni. Ben znał go, – a jakże – ale nigdy
nie darzył zbytnią sympatią, a jego pojawienie się nie mogło wróżyć niczego
dobrego. Leibovitz zajmował się rekrutacją potencjalnych kandydatów do szeregów
śmierciożerców - o co on zabiegał przez cały poprzedni rok w Hogwarcie - a przynajmniej tak się tytułował. Georgijew nie widział powodu, dla którego
mężczyzna miałby kłamać.
Richard
Leibovitz uśmiechał się, mierząc w Bena różdżką.
Przez chwilę
stali w milczeniu, które Ślizgon bał się przerwać. Richard zastygł w
jednej pozie, nie ruszając się z miejsca ani o milimetr, więc chłopak nie
zdążył odpowiednio zareagować, kiedy ten niemal zwierzęcym gestem, z przejawem
głęboko skrywanej zachłanności, zagarnął do siebie dziewczynę i wycelował trzymanym przedmiotem w jej gardło, mocno przy tym trzymając ją za ramię, by
nie uciekła.
- Ben, o co
tutaj chodzi? – zapytała cicho, blednąc jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle
możliwe.
- Puść ją. – Ślizon prawie zapłakał.
Jego głos brzmiał żałośnie. Nieco się opanował i wyciągnął różdżkę, celując w
oprawcę, na co Abigail wytrzeszczyła oczy.
Leibovitz był
młodym, wysokim mężczyzną, którego nogi stanowiły okrutny żart matki natury –
każdy powyginana pod innym kątem, o różnej długości. Mimo to sprawiał wrażenie,
jakby przebiegnięcie pięciu kilometrów bez przerwy nie stanowiło dla niego
problemu.
- Niestety,
Benjaminie Georgijew, nie da się połączyć roli obrońcy mugoli i śmierciożercy –
odezwał się Richard, nadal z wyrazem pełnego rozbawienia na twarzy. – Musisz
wybrać. Czarny Pan żąda dowodu.
Abigail wpatrywała się w Benjamina zdziwionym wzrokiem -
nie wystraszonym, nie pełnym wyrzutów. Jakby zupełnie nie przerażała jej
różdżka Leibovitza wycelowana w jej kierunku. Bo też czego miała się bać? Nie
wiedziała, jakimi umiejętnościami dysponuje mężczyzna. Dla niej był to tylko
wariat z kawałkiem drewna w dłoni. Nigdy nie dowiedziała się, że magia to nie
tylko stare podania, ale też… Prawda.
- Wybieraj,
mój przyjacielu – powtórzył Richard.
Różdżka w ręku
Benjamina jakby samowolnie przestała celować w śmierciożercę, a zaczęła w coraz
bardziej zdziwioną Abigail.
- Czarny Pan
nie toleruje wśród swoich popleczników jakichkolwiek koneksji z mugolami.
Zabijając ją, masz szansę zrehabilitować się w moich oczach. W jego oczach. –
Mówił o dziewczynie jak o niepotrzebnej rzeczy. Traktował ją jakby nie
posiadała imienia.
Różdżka
drgnęła w dłoni chłopaka, ale on sam nie wykonał żadnego ruchu.
A potem to się
stało, zanim Ben zdążył wyjawić Abigail prawdę o sobie, a Richard odwołał się
do bardziej radykalnych środków. Zaklęcia niewerbalne nie stanowiły dla
chłopaka trudności, więc zaskoczył swojego rozmówcę wybuchem zielonego światła. A Richard o mało nie stanął pomiędzy tym rozbłyskiem a jego adresatką – Abigail.
Zanim się
obejrzał, ciało które jeszcze przed chwilą było jego przyjaciółką, leżało
bezwładnie na ziemi. Richard puścił dziewczynę, z obrzydzeniem wycierając ręce
o spodnie. Jakby obawiał się zakażenia.
- No, no,
Benjaminie Georgjew… - zaczął cicho.
Ten nie
odezwał się ani słowem. Jeszcze przed chwilą…
To nie mogła być prawda.
Nie. Nie. Nie. NIE.
Nie zdawał
sobie sprawy, że mówi te słowa na głos, mamrocząc je jak zaklęcie, które
mogłoby przywrócić zmarłym życie. Z niedowierzaniem wpatrywał się w Abigail.
Nawet nie zauważył, kiedy upadł na kolana, podczołgując się do przyjaciółki.
Richard
obserwował. Jeszcze przed chwilą widział w młodym chłopaku dobry materiał na śmierciożercę, to
znaczy bezwzględnego mordercę – teraz dostrzegał w nim tylko mordercę. On
był jej prowodyrem, jednak ten fakt nie robił na mężczyźnie szczególnego
wrażenia.
Ben się nie
nadawał, ale Richard go polubił. Nie chciał jego zguby.
- Dobrze ci
radzę, przyjacielu, zastanów się dwa razy, zanim znów poprosisz Czarnego Pana o
miejsce u jego boku. – powiedział spokojnym tonem, który nijak pasował do
emocji, kumulujących się w chłopaku, a niemających ujścia. – Jesteś jeszcze
chyba… za młody.
Za młody.
Richard zniknął,
zostawiając Bena samego. Ten jeszcze długo klęczał na rozwodnionej ziemi,
wpatrując się w zwłoki dziewczyny, która nie wahała się nazywać go
przyjacielem.
Co on najlepszego zrobił?
I d ę, o d d a l a m s i ę o d d o m u.
A o n w o ł a i m i ę m e.
L e c z m o j e s k r z y d ł o j u ż m a r t w e.
I d ę, i d ę i n i e w i e m g d z i e.
L e c z n i e o d t r ą c a j m e j r ę k i.
N i e, n i e o d p y c h a j m n i e.
Z j e d n y m s k r z y d ł e m j a k k a m i e ń s p a d n ę b o…
B o j e d n o s k r z y d ł o n a z b y t s ł a b e ż e b y u n i e ś ć s i ę.
[Może powinnam dać jakieś ograniczenie wiekowe, ale pewnie wtedy sama bym była za młoda na własne opowiadanie, także jedyne ostrzeżenie to to, przed moją melodramatycznością. Tak, wszystkie wersy są zalinkowane osobno do tej samej piosenki.
Mai Kleszcz – za jej cudownie inspirujące piosenki i Karolinie – za to, że wytrwała ze mną i Beniem już tyle czasu, mimo tego, że woli Drusia. Gwoli ścisłości – Abigail zrobiłam mugolką (mea culpa), a reszta wyjaśnień (m.in. dlaczego go nie zamknęli za używanie zaklęć poza szkołą) w kolejnej notce. O ile kiedykolwiek powstanie.
Betowała moja Dżo (to znaczy, że jak gdzieś będą nieskasowane czerwone przecinki, to jej wina)!]
Mai Kleszcz – za jej cudownie inspirujące piosenki i Karolinie – za to, że wytrwała ze mną i Beniem już tyle czasu, mimo tego, że woli Drusia. Gwoli ścisłości – Abigail zrobiłam mugolką (mea culpa), a reszta wyjaśnień (m.in. dlaczego go nie zamknęli za używanie zaklęć poza szkołą) w kolejnej notce. O ile kiedykolwiek powstanie.
Betowała moja Dżo (to znaczy, że jak gdzieś będą nieskasowane czerwone przecinki, to jej wina)!]
[chyba PIERWSZAAAA! Ale się nie wypowiadam, bo tak, ja udawałam, że betuję, so, jeśli ktoś ma uwagi, to do mnie, nie do Zuzi. Enjoycie, bo dobra historia jej wyszła.
OdpowiedzUsuńNo i dedyk dla mnie, hu <3
Pozdrawiam, polecam.]
[Taaaaak! Nareszcie pojawiła się ta notka! I w końcu dowiedziałam się, jak zginęła Abigail (Ben, ty szujo, po co ją zabiłeś!? XD). I piosenka fajna, ale nie potrafię czytać, jak mi coś gra w tle, dlatego przesłuchałam sobie przed lekturą. Druga część musi powstać. I ograniczenie wiekowe jest zupełnie niepotrzebne, nie widzę wulgaryzmów, seksów, brutalność ogranicza się do morderstwa, ale nie ma krwawych opisów, więc jest ok :3 I zawsze mi się wydawało, że to było trochę wcześniej, a tu już sierpień 1976. No nic, notka naprawdę mi się podoba, nie zwróciłam uwagi na jakiekolwiek błędy w trakcie czytania, więc prawdopodobnie ich brak (albo ja byłam zaaferowana czytaniem dalej). I jako fanka dżodżamina muszę to napisać: TEAM JO XDD (tym samym zdradzam team Jamie hahah)]
OdpowiedzUsuń[A kto nie jest fanem dżodżamina? :D (Beniowa i JoJo)
UsuńJeżeli chodzi o błędy to lektura komentarza Volfiego jest ciągle przede mną, więc ciągle pławię się w poczuciu, że Jo dostatecznie mnie shejciła wytykając omyłki z wersji pierwotnej.
Z początku wszystko miało być wcześniej, ale potem to poprzesuwałam, przyznaję się.
Dziękuję za miły komentarz! :) ]
[ * jeszcze pławię się w poczuciu
UsuńMuszę zacząć zwracać uwagę na te nieszczęsne powtórzenia :x ]
[ Ja już czytałem to chyba ze trzy razy. Znaczy ten fragment, który ukryłaś głęboko w postach :D
OdpowiedzUsuńBen chyba naprawdę musi mieć... skopaną hierarchię. Siedemnaście lat, już kogoś zabił, a mi się nie wydaje, żeby to był afekt. Wcale. Świadomie wybrał tę ściężkę, narobił bałaganu, a teraz nie może się nadal pozbierać. Ciekaw jestem, co powie Abigail, jak już wspólnie z Mezą uda mu się zrobić eliksir. Będzie w drugiej części?
Swoją drogą, okrutny ten świat nastolatków, co chwile się zabijają - jedni łopatą, inni zaklęciem... ]
[Pierwsze zdanie made my day, bo ona tak bardzo chciała, żeby nikt tego nie zobaczył <3]
Usuń[ Teraz mnie pewnie zabije (tym razem już naprawdę) :D ]
Usuń[Nie zapominaj Carlito, że Ty kiedyś o mało co nie zabiłeś mnie! Także....
UsuńNikt nigdy nie powiedział, że Ben ma właściwą hierarchię. Zamysł był taki, że ma ją skopaną od początku swojej egzystencji. Abigail pojawi się, ale chyba w trzeciej części i za kolejny rok, jak się zmobilizuję do napisania kolejnych etapów tego tego...
W każdym razie dziękuję za opinię, i nie, nie mam zamiaru Cię zabijać. :D Jeszcze]
[Morderstwa ostatnio takie popularne w notkach :3 chociaż osobiście afektu tu nie dostrzegam, skoro celowo wykierował w nią różdżką to teoretycznie wiedział do robi ;< Ale ładnie, całość mi się podoba^^]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za opinię i za wytknięcie błędu, już poprawiony. No i za pochwałę! :D ]
Usuń[Jejku! Czy tylko ja czytając to wyobrażałam sobie tą scenę i co chwilę powtarzałam sobie w myślach: OMG, OMG? Dziś jestem wyjątkowo podatna na płacz po obejrzeniu filmu pt. ,,Gwiazd naszych wina", a twoja notka sprawiła, że gęsia skóra pojawiła się na mojej skórze. Bardzo mi się spodobał ten post, czekam na kontynuację!]
OdpowiedzUsuńAutorka Johnathana
[Gwiazd naszych wina! Jedyna książka, przy jakiej płakałam (wyłączywszy śmierć konia Pegaza, to był najsmutniejszy moment w moim życiu :( )
UsuńCieszę się wobec tego. To znaczy, że potrafię jeszcze jakoś tam wpływać emocje XXD Dziękuję za opinię! :) ]
[ Brakuje mi tu czegoś przed jej zamordowaniem.. Nie wiem jakichś jego wewnętrznych przemyśleń, uczuć ale oczywiście nie ma się do czego przyczepić, bo historia przegenialna (taaak, uwielbiam słowo <genialny) ]
OdpowiedzUsuńMalfoy'owa
[Mało ze mnie empatyczny człowiek (zupełnie nie umiem się wzruszyć :(((((( ), ale na przyszłość postaram się przyłożyć bardziej do opisu emocji. Dziękuję za radę, będę się do niej stosować.]
UsuńNie bardzo rozumiem, dlaczego fragmenty zaznaczone kursywą rozwalasz na kilka akapitów, skoro właściwie dotyczą jednej myśli. Dla mnie to wygląda nieco tak, jakbyś chciała wizualnie zwiększyć objętość tekstu, który do długich nie należy. Ale dobrze, taki zabieg, nie zagłębiam się.
OdpowiedzUsuńNa kamieniach, leżących przy utwardzonej drodze. W złotych włosach, zlepionych w strąki.
Dawno już przestał dziwić widok kobiet, ubranych w letnie koszulki w parze z gumowcami oraz polarów, kolidujących z osłaniającymi przed słońcem czapkami u mężczyzn. Stawiasz przecinki przed przymiotnikami. W dalszej części również występują podobnie skonstruowane zdania. O ile czasem można to jakoś obronić – na przykład uznać to jako wtrącenia, a te należy oddzielać przecinkami – to o drugim przytoczonym fragmencie nie można tego powiedzieć.
Abigail odezwała się nagle, przerywając swoim głosem panującą ciszę. Skoro odezwała się, to oczywiście, że użyła swojego głosu, nie ma potrzeby tego zaznaczać. Zaimek niepotrzebny. Gdzieś później też mi mignęło coś w tym stylu. Nadzaimkoza nie jest mile widziana. ;)
- Co masz na myśli? To, że przestało padać, zanim do końca nas zalało czy raczej to, że jesteś tu ze mną, kiedy moja koszulka tak mocno przylega do ciała? Naprawdę? To brzmi bardzo sztucznie, nie wyobrażam sobie, aby ktoś tak mógł powiedzieć w zwyczajnej rozmowie. Nie wiem, jaki jest Ben, może ma dziwny sposób wysławiania się, ale potem pojawia się Richard, który mówi w podobny sposób. Szukam odpowiedniego określenia, ale brakuje mi słowa. Wyrażają się w sposób zbyt… literacko? Pompatycznie? Egzaltowanie? Coś takiego. Poza tym ludzie nie mówią w identyczny sposób, a Richard i Ben (młody, ale dorosły już mężczyzna i nastolatek!) w tej kwestii są zbyt podobni.
Zapach był tylko jednym z wielu aspektów, jakie działały na świadomość oraz jej głębsze wymiary. Które. Tak mi się zdaje, bo mowa o określonym zakresie aspektów.
- Dobrze cię znowu widzieć, przyjacielu – usłyszał dobrze sobie znajomy głos Richarda Leibovitz’a. Leibovitza.
Nie ulegało wątpliwości, że [Richard] mówił o towarzyszącej Benjaminowi Abigail.
Odwrócił się twarzą do mężczyzny, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem. To brzmi tak, jakby to Richard zasłonił Abigail własnym ciałem.
- Puść ją. – Ślizon prawie zapłakał. Ślizgon.
Leibovitz był młodym, wysokim mężczyzną, którego nogi stanowiły okrutny żart matki natury – każdy powyginana pod innym kątem, o różnej długości. Każdy nóg powyginany pod innym kątem? ;D
- Czarny Pan nie toleruje wśród swoich popleczników jakichkolwiek koneksji z mugolami. Zabijając ją, masz szansę zrehabilitować się w moich oczach. W jego oczach. – Mówił o dziewczynie jak o niepotrzebnej rzeczy. „Mówił” małą literą.
A Richard o mało nie stanął pomiędzy tym rozbłyskiem a jego adresatką – Abigail.
Zanim się obejrzał, ciało które jeszcze przed chwilą było jego przyjaciółką, leżało bezwładnie na ziemi. Podobna sytuacja do wcześniejszej – znów wygląda to tak, jakby Richard obejrzał się.
Zbrodnia w afekcie.Co? W jakim afekcie? Ben zamordował ją z zimną krwią. Wyglądało to na chłodną kalkulację – jak najlepiej się zachować, aby uratować własny tyłek.
Ben się nie nadawał, ale Richard go polubił. Nie chciał jego zguby. Dlaczego go polubił? Są jakieś twoje wcześniejsze notki, gdzie napisałaś więcej o relacji Bena i Richarda? Jeśli nie, to dlaczego nie wyjaśnisz czytelnikom motywów Richarda? Przyjechał, trochę pogadał, pogroził, Ben zabił, ale po zabójstwie nie zaśmiał się psychodelicznie, tylko załamał, więc Richard go lubi? Dziwnie to wygląda.
- Dobrze ci radzę, przyjacielu, zastanów się dwa razy, zanim znów poprosisz Czarnego Pana o miejsce u jego boku. – powiedział spokojnym tonem, który nijak pasował do emocji, kumulujących się w chłopaku, a niemających ujścia. Kropka jest niepotrzebna.
W zapisie dialogów używasz dywizów, a powinnaś półpauz (w Wordzie ¬ctrl i - na klawiaturze numerycznej; jeśli korzystasz z Windowsa, możesz zrobić to również za pomocą kombinacji alt 0150, cyfry z klawiatury numerycznej) lub pauzy (ctrl alt - lub alt 151).
UsuńNie zachwyciło, nie przekonało mnie to. Dlaczego tak krótko? W. Churchill powiedział kiedyś: „Jeśli mam mówić pięć minut, to potrzebuję dwóch dni, by się przygotować, a jeśli mam przemawiać godzinę, to będę gotowy za pięć minut (…)” Przekładając to na pisanie – narzucając sobie ograniczenie długości, musisz w niewielkiej liczbie znaków przekazać to, na co normalnie można poświęcić akapit albo i kilka. Czyli w miniaturce prawie każde zdanie powinno być skonstruowane tak, aby mówiło wiele i najlepiej, żeby zapadało w pamięć. Tobie ta sztuka nie udała się.
Nie broni się to jako samodzielny tekst. Może dla tych, którzy wiedzą, jaką postacią jest Ben, to opowiadanie jest dobre, ale w takim razie trafia tylko do konkretnej grupy. Wrzucasz trzy postacie, o których nie wiadomo właściwie nic. Abigail to mugol, Ben jest Ślizgonem, a Richard Śmierciożercą. To bardzo tekturowe, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej. Mało mnie obeszła śmierć Abigail, bo nie zrobiłaś nic, abym mógł polubić tę postać. Albo znielubić. Jest mi obojętna. Tak samo Ben, nie czuję jego motywów, a potem rozpaczy. Nie zgłębiłaś tego, nie rozpisałaś się bardzo, a przecież to całkiem niezły materiał – co prawda już dość ograny – na opis przeżyć wewnętrznych. Opisów w ogóle praktycznie nie ma. Jacyś bohaterowie są w jakiejś przestrzeni i tyle. Opis działań mechaniczny…
W którymś fragmencie zapisanym kursywą wspominasz o zmysłach. To byłby ciekawy zabieg, gdybyś zechciała opisać tę scenkę, skupiając się nie tylko na obrazie. Przez chwilę nawet sądziłem, że to właśnie twój zamysł, bo przywiązywałaś wagę do tego, jakie uczucia kryją się w głosie, ale nie, reszta jest zwykła. Prosta. Trochę szkoda.
Pomysł na postać, która szuka Śmierciożerców jest dość… śmieszny. I naiwny. Pomyślałem od razu o skautach, którzy szukają nowych talentów sportowych i obserwują, jak już kogoś wyhaczą. Może od razu zróbmy casting w Hogwarcie na najbardziej obiecującego poplecznika Czarnego Pana? Skoro jednak już coś takiego wymyśliłaś, wypadałoby coś więcej o tym napisać. Myślę, że to jest spory problem tego tekstu. Wrzucasz temat, motyw, ale tylko o nim wspominasz, ale rozwinąć nie zamierzasz. Szkoda.
Szczególnie źle nie jest. Momentami zdawało mi się, że coś jest topornie wplecione (na przykład opis Leibovitza…), ale ogólnie nie czytało się źle. Szybko, gładko. Tyle że zaraz już o tym zapomnę. Tekst, który chyba miał wzbudzić emocje, nie robi tego. Nie jest dobrze, nie jest źle, jest bezbarwnie.
Ale bardzo mi się podoba, że na tym blogu piszecie notki! To takie pozytywne. ;D Życzę weny i powodzenia.
Nie jestem absolutem ani człowiekiem nieomylnym, radzę jeszcze posprawdzać we własnym zakresie (nie)poprawność tego, co wytykałem.
~ Wish Queshire
[A ludzie się dziwią, że Drew uważa Benia za absolutnie nieodpowiedni materiał na życiowego partnera Jo xD
OdpowiedzUsuńNotkę czyta się jednym tchem. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że ów dech trwa nawet odrobinę za krótko ;) Chcę więcej! Moja ciekawość nareszcie została w pewnym stopniu zaspokojona, chociaż nie do końca. Pozostawiłaś sprytną przestrzeń na czytelniczy niedosyt, więc z niecierpliwością czekam na następną część. No i zgodzę się z niektórymi przedmówcami; ja wiem, że Benio to gnida z pięścią zamiast serca, ale na potrzeby notek powinnaś wycisnąć z niego tyle uczuć i emocji, ile tylko z gnidy bez serca wycisnąć się da ;)
Moja skromna, beznotkowa osoba gratuluje Ci postu i po cichu zazdrości, że zmobilizowałaś się do jego stworzenia, bo dla mnie to chyba wyczyn niekwalifikujący się w ogóle do kategorii rzeczy "wykonalnych" :p]
Drew
[Tak genialnie ujrzeć siebie w dopisku odautorskim, czuję się prawie, jakbym dostała dedykację ;D]
Usuń[Zaczęłaś pisać notkę o morderstwie wraz ze mną, a było to bodajże w maju, bo swoją opublikowałam 1 czerwca (swoją drogą dzień dziecka, to cudowna data na opisywanie takich rzeczy xd). Trochę żeś myślała nad tą notką, hahah. Wracajmy jednak do tej smutnej historii, bo w odróżnieniu od Chan on stał między młotem, a kowadłem. Czyli zabić przyjaciółkę czy zostać zabitym przez Voldemorta i również patrzeć na zabitą przez Richarda Abigail (bo sądzę, że jeżeli Benio by tego nie zrobił, to ten by go wyręczył). Biedny Ben, biedne dziecko mordu.
OdpowiedzUsuńTak ogółem mam jedno zastrzeżenie, a mianowicie akapity, bo strasznie ich dużo i trochę utrudniają czytanie moim zdaniem. Ale to tylko moje zdanie, nie musisz się z nim liczyć :D]
Łącząca się w bólu i zawsze rozumiejąca Chan