Tracę wątek. Tak jakbym była rozszczepiona na dwie i sama ze sobą bawiła się w berka. Pośrodku jest wielki słup i gonimy się wokół niego. Tamta druga ja zawsze zna właściwe słowa, lecz ta ja nigdy nie może tej drugiej złapać. ~Haruki Murakami
A U R O R A B O Y L E
17.01.1960, C H E L M S F O R D | VII K L A S A, S L Y T H E R I N | C Z Y S T E J K R W I | P R E F E K T
R Ó Ż D Ż K A — H E B A N, 11 C A L I, W Ł O S Z O G O N A J E D N O R O Ż C A
B O G I N — O N A S A M A, J A K O Ż E B R A C Z K A I K O B I E T A P R Z E G R A N A | P A T R O N U S — N I E Z N A N Y
______________________________________
______________________________________
Od dziecka wychowywana na dumną przedstawicielkę rodu, a jako pierworodna oraz jedyna potomkini Victora i Sary obarczona dodatkowymi wymaganiami — koniecznością perfekcyjnej prezencji, zachowywania nienagannych manier i przymusowym dystansowaniem się od osób, z którymi znajomość nie przyniesie jej żadnych korzyści.
Od pewnego momentu przestrzeganie tej ostatniej zasady pozostawia wiele do życzenia, ponieważ Aurora zaczęła zadawać się nie tylko z tymi, których wskazał jej ojciec. Zmiany, jakie w niej zaszły trudno nazwać radykalnymi czy wyraźnie widocznymi, ale znacznie ułatwiły jej relacje międzyludzkie. Pozostała tą sztywną, traktującą regulamin jak świętość dziewczyną, ale w minimalnym stopniu zaczęła zdradzać emocje i częściej się uśmiechać. Przed tym ostatnim wciąż ma pewne opory, bo boi się wyjść na głupiutką chichotkę, a na niczym jej tak nie zależy, jak na reputacji.
Nadal cechuje ją niebywała ambicja i wręcz chora chęć sprawowania władzy, bycia przed oraz ponad innymi. Niezmiernie irytuje ją fakt, że to ktoś z Gryffindoru zabrał jej sprzed nosa odznakę Prefekta Naczelnego, ale stara się tego nie okazywać. Od zawsze rodzice wpajali jej, że bez względu na wszystko powinna zachowywać stoicki spokój, chyba że ma okazję pozbyć się problemu raz na zawsze, po cichu.
Jest skryta, nie zwraca na siebie uwagi głośnym zachowaniem, bywa nieco oschła, lecz tylko w stosunku do osób, które sobie na to zasłużyły. Ceni sobie lojalność, szczególnie wśród kolegów z domu — nie wyobraża sobie sytuacji, by miała któremuś podstawić nogę. Nie w szkole, bo kiedy już opuści mury Hogwartu... W wielkim świecie panują trochę inne zasady, prawda?
Po ukończeniu nauki zamierza wyjechać z Anglii i zamieszkać gdzieś, gdzie nie będzie musiała przejmować się wojną. Los mugolaków nie jest jej problemem, a takowe mogłaby mieć, gdyby nagle zdeklarowała się jako ich obrończyni. Wszak czystokrwisty czarodziej ma tylko jedno wyjście — wynosić Voldemorta i jego plany pod niebiosa. Ucieczka jest, zdaniem Boyle, najlepszą opcją na spokojne życie.
______________________________________
______________________________________
Głupia jestem. :D
Monty | Stara karta | gg: 51169145
Błagam was o cierpliwość, wątki nadrobię najszybciej jak się da.
piękne zdjęcie <3 witaj ponownie!
OdpowiedzUsuńIv/Leo
[Wreszcie! Cudne zdjęcie :) Kontynuujemy nasz wątek? :]
OdpowiedzUsuńJohnathan
[o, Auroreczka wróciła :D to jak, chcesz kontynuować jakoś nasze wątkowe morderstwo?]
OdpowiedzUsuńIan
[Wow, Auroreczka wróciła. :D]
OdpowiedzUsuńMikael
[Jest taka... ślizgońska. To pierwsze co mi przyszło do głowy. W każdym razie cześć i to chyba był komplement :D]
OdpowiedzUsuńBenedict
[Tracę wątek, ómarłam :DDD]
OdpowiedzUsuń[Piękna ta nowa Aurora ;D]
OdpowiedzUsuńDrew
[Gdybym była uprzejma, powiedziałabym, że nie będę Ci dokładać, ale nie jestem i powiem, że tak! Nie miałam śmiałości się narzucać, ale skoro już proponujesz, to pewnie. :D
OdpowiedzUsuńBenedict jest... specyficzny, hejci pozostałych dobrych uczniów, bo lubi być pierwszy, mam więc takie wrażenie, że mogliby raczej ze sobą na wielu szczeblach rywalizować. Prześcigać się w ocenach, ale nie byłoby to na zasadzie, że czeka na jej potknięcie. Ma jednak do niej jakiś szacunek, w końcu to prefekt, a on regulamin wykuł na pamięć. Tak bym widziała ich relacje, przynajmniej ze strony Bena, ale nie mam jakiegoś zarysu konkretnego wątku.]
Benedict
[Masz na myśli Aurorę strofującą jakiegoś ucznia, powołującą się na regulamin i nagle wchodzi taki poważny Benedict i mówi niczym Hermiona "nie, nie, mówisz to źle" i tu wymienia cały punkt? A jeszcze jakby dostał lepszą ocenę z eseju, do którego ona bardzo się przyłożyła, to myślisz, że zirytowałaby się bardziej? :D]
OdpowiedzUsuń[To zabrzmiało niebezpiecznie, czy ja mam zacząć? :D]
OdpowiedzUsuń[Fuck my life, działają na mnie smutne emotki. Naskrobię coś niedługo!]
OdpowiedzUsuń[To fajnie! ;D Z tego co pamiętam to ja ci ostatnio odpis wysłałam ;]
OdpowiedzUsuńJohnathan
[Gdybym miała porównać twoje a moje spóźnialstwo, wygrałabyś główną nagrodę w regularnym odpisywaniu :D
OdpowiedzUsuńChcę wątek z Auroreczkę, ale tobie pozostawiam decyzję, co z tym fantem zrobić XD]
Mikael
[Auroreczka powróciła!]
OdpowiedzUsuńChantelle // Lenard // Ellie
Gdyby Carlos nie wyjeżdżał nieco wcześniej z rodzinnego kraju razem z ojcem, miałby święty spokój. Niestety, pan Meza kontynuował tradycję rozpoczętą w pierwszym roku nauki syna w Hogwarcie - na tydzień przed początkiem roku szkolnego przybywali do Londynu, by zrobić zakupy, spędzić ostatnie chwile w swoim towarzystwie, a później w ostatniej chwili zdążyć na pociąg. O ile we wcześniejszych latach Gryfon nie wysłuchał żadnego wykładu na temat swojego zachowania, ostrożności czy choćby ubioru, tak teraz przeżył kilka dni istnej męki. Nagle bardzo troskliwy tatuś zaczął interesować się towarzystwem własnej latorośli, głównie po tym, jak przeczytał kilka niezbyt pocieszających artykułów w Proroku Codziennym. Nie prenumerował tej gazety, a Carlos był mu za to wdzięczny - w innym przypadku zwariowałby z nadopiekuńczymi rodzicami i w żadnym wypadku nie wyjechałby do Wielkiej Brytanii, żeby kontynuować edukację. Na szczęście skończyło się na poważnych rozmowach, niezbyt cichym komentowaniu kolegów witających się na peronie (wielkie TAK dla zarumienionej brunetki z Hufflepuffu, ogromne NIE dla podejrzanego Rosjanina ze Slytherinu) oraz niezliczonej ilości cennych wskazówek, jak przetrwać atak Śmierciożerców.
OdpowiedzUsuńOczywiście, Meza wszystko zapomniał, gdy tylko wpakował się w przedział wraz ze swoimi kolegami, głównie w Gryffindoru. Po chwili zjawiło się jeszcze kilka lepszych koleżanek, więc w efekcie siedzieli ściśnięci jak sardynki. Nikomu to jednak nie przeszkadzało - śmiali się, żartowali, opowiadali o swoich wakacyjnych przygodach i poniekąd rozważali plany na przyszłość. Dogryzali też nowym uczniom Hogwartu przewijającym się na korytarzu, bo nie zdążyli jeszcze zamknąć swojego osobistego pokoiku w pociągu. Zresztą, byłoby im dosyć... duszno.
Wygrzebał się jakoś spod opierających się na jego ciele głów, po czym podszedł trochę bliżej wyjścia z przedziału. Chciał znaleźć wcześniej panią ze słodyczami, gdyż ich wagon znajdował się prawie na końcu całego składu, dlatego zanim kobieta dopchałaby swój obładowany wózek do nich, już chyba nie mieliby czasu na jedzenie.
Carlos, jak to Carlos - prędko w wakacje zapomniał o Aurorze, jako że nie kontaktowali się w ogóle. Później widział ją na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, ale chyba była zbyt zajęta innym kolegą, dlatego prędko odpuścił sobie machanie i krzyczenie do niej podczas przepychania się przez tłum. Później, oczywiście, miał jej za złe kompletne zignorowanie jego osoby, ale podczas meczu przeszło mu i zupełnie wyrzucił z głowy panienkę Boyle. Teraz tylko uśmiechnął się do niej, normalnie, ale bez większego entuzjazmu, po czym usiadł na jakimś skrawku wolnego miejsca w przedziale i odczekał, aż dziewczyna znikła z pola widzenia. Wolał nie przypominać sobie przykrego smaku rozgoryczenia z meczu, przynajmniej nie w tej chwili.
Kilka chwil potem stanął w zasuwanych drzwiach.
- A sio! - krzyknął na chichoczących trzynastolatków, a zza jego pleców dobiegły jeszcze głośniejsze śmiechy. - Książę Meza nadchodzi, przejście, motłoch z drogi. - Chwycił pierwszego z brzegu, po czym wytarmosił mu i tak zwichrzoną czuprynę pięścią. Za moment wszyscy wycofali się do innego wagonu, a wtedy Carlos dopiero zorientował się, że świadkiem całego zdarzenia był nikt inny, jak Aurora. Czyli jednak nie poszła.
Łatwość, z jaką Aurora w jednej sekundzie przechodziła z zimnej bezwzględności do ujmującej kurtuazji nieustannie budziła w Drew niekłamane zadziwienie. Mimo iż plątanina korytarzy, jaką przebyli, jawiła mu się mniej więcej jako labirynt Minotaura, skorzystanie z propozycji Boyle wydawało mu się nie najlepszym pomysłem z dwóch powodów: wrażliwej, męskiej dumy - przez której pryzmat niektóre błahostki potrafiły urosnąć do rangi plamy na honorze - oraz niezręczności, z jaką musiałby się zmagać w towarzystwie Aurory, skoro za plecami dziewczyny zamierzał zniweczyć jej, układany zapewne w pocie czoła, plan.
OdpowiedzUsuń- Dzięki, chyba jakoś sobie poradzę - odparł, odpychając się od zimnej ściany, o którą dotychczas opierał plecy. - Ale jeśli jutro nie pojawię się na śniadaniu, wzywanie ekipy poszukiwawczej jest na twojej głowie - zażartował na odchodnym, po czym kiwnął Aurorze na pożegnanie i ruszył (szczęśliwie, na razie jedynym do wyboru) wąskim korytarzem.
Kilka kolejnych dni upłynęło mu na intensywnym rozkładaniu pomysłu Ślizgonki na czynniki pierwsze, czemu oddawał się z takim poświęceniem i nie zważając na okoliczności, że zdołał zarobić po drodze szlaban od profesor McGonagall za niedopuszczalny brak koncentracji na lekcji. Spotykając Aurorę w tłumie zmierzających do klas uczniów czy podczas posiłków w Wielkiej Sali, kręcił tylko znacząco głową, unikając właściwych konwersacji. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, iż sabotując plan Ślizgonki, przysłuży się nie tylko prefekt naczelnej i własnemu sumieniu, ale także samej spiskującej, chroniąc ją przed nieprzewidzianymi konsekwencjami. Bo koncepcja z Eliksirem Wielosokowym wydawała się bezbłędna jedynie na pierwszy, bardzo powierzchowny rzut oka. Jej mankamenty - choć dość oczywiste - zapewne trudno było dostrzec przez zaślepiająca zasłonę żądzy władzy i potencjalną szansę osiągnięcia upragnionego celu, jednak Drew, jako postronny obserwator, widział je bardzo wyraźnie.
Aurora, z racji pełnionego stanowiska oraz nieurzeczywistnionych dotychczas ambicji, w razie jakichkolwiek komplikacji stałaby się jedną z głównych podejrzanych. W jaki sposób zamierzała ubezwłasnowolnić prawdziwą prefekt naczelną na czas swojej przemiany? Jak planowała później zamknąć jej usta? Będąc posądzaną o coś, czego nie zrobiła, Lily z pewnością nie podda się bez walki, a wszyscy doskonale wiedzą, że cieszy się wśród nauczycieli zbyt dużym poważaniem, by jej wersja zdarzeń mogła zostać całkowicie zignorowaną. Zrodzą się wątpliwości. A wątpliwości prędzej czy później doprowadzą do Aurory.
Kiedy Drew zdołał przekonać samego siebie, że nawet Boyle podziękuje mu w przyszłości za heroiczne udaremnienie jej planu, żaden znak na ziemi ani na niebie nie powstrzymywał go już przed wmieszaniem się w porachunki pań prefekt. Zwyczajne niespełnienie prośby Aurory nie przyniosłoby pożądanego skutku - prędzej czy później dziewczyna na własną rękę zdobyłaby potrzebny włos i przekuła wyidealizowaną wizję w mniej idealną rzeczywistość. Poinformowanie nauczycieli również odpadało, sama idea kablowania zdawała się Drew nadzwyczaj obmierzła i odrzucająca. Potrzebował innego planu. Planu, który obróci misterne knowanie w absolutną klapę zaraz na samym początku, zanim ktokolwiek ucierpi lub zrobi coś, czego będzie żałował, jeśli nie do końca życia, to na pewno bardzo, bardzo długo. Do dyspozycji miał jeden składnik, który, paradoksalnie, zawierał w sobie wymarzony wręcz potencjał możliwości. Dopasowawszy w głowie wszystkie elementy układanki, nie zwlekając dłużej, przeszedł do działania.
Wypatrzył głowę Aurory następnego dnia, w głodnym tłumie zmierzającym stadnie do Wielkiej Sali na śniadanie. Torując sobie drogę łokciami, przybliżył się do dziewczyny, jak tylko było to możliwe i błyskawicznie obcenił spojrzeniem tył jej szaty. Usatysfakcjonowany, położył rękę na ramieniu Boyle, zatrzymując dłoń ciut dłużej niż to było konieczne do zwrócenia uwagi dziewczyny, lecz najkrócej, jak tylko się dało, by zdążyć zrobić coś jeszcze.
- Spotkajmy się po lekcjach - wyszeptał, starając się chronić poufność przekazywanych informacji, co, zważywszy na dziesiątki otaczających ich uczniów, nie było wcale łatwe. - Jeśli mój plan wypali, do tego czasu będę miał, co trzeba.
UsuńUśmiechając się nieznacznie pod nosem, dyskretnie wsunął rękę do kieszeni, owijając sobie wokół palców włos zgarnięty przed sekundą z szaty dziewczyny. Praktycznie rzecz biorąc, mógłby spotkać się z Aurorą zaraz po śniadaniu. Właśnie zdobył to, czego potrzebował.