1960.06.13 przedmieścia Londynu
Różdżka z osiki, 11 cali, giętka, włos jednorożca
Spokrewniony z Blackami, Czysta Krew
Pragnie służyć Czarnemu Panu
Zaklęcia, obrona przed czarną magią, transmutacja oraz eliksiry
Zapalony kibic Quidditcha z trybuny
Książki o Czarnej Magii pod łóżkiem
GO ŚLIZGONI! oraz DALEJ CHLUBA
Do bogina nigdy się nie przyzna
Patronusuje za pomocą wilka.
Evan od dziecka wykazywał ponadprzeciętne zdolności magiczne. Wspaniała pamięć w połączeniu z ciekawością popycha go do głębszego myślenia oraz zdecydowanych poglądów na każdy prawie temat. Gdyby nie jego paskudna natura i złowieszczy charakter, bez wątpienia trafiłby do domu Roweny Ravenclaw. Ślizgońska enigma, nie do rozszyfrowania - sam już się pogubił w maskach jakie przybiera. Jego wygląd zewnętrzny kłóci się z wewnętrzną, zgniłą naturą. Wystarczy spojrzeć na jego twarz - anielska wręcz bije od niego niewinność. Potrafi to wykorzystać, by zamydlić oczy nauczycielom, którzy często błędnie zachodzą w głowę, czy aby na pewno Tiara Przydziału słusznie skierowała go do odpowiedniego domu, ale przecież ona nigdy się nie myli i wie co tak naprawdę siedzi w człowieku. Dla swoich znajomych bardzo ciężki w pożyciu, kapryśny jak małe rozpieszczone dziecko. Potrafi być pewnym siebie silnym mężczyzną o wygórowanych manierach i zarazem nieśmiałym chłopcem, wszystko zależy od sytuacji w której się znajduje i tego, jakie wrażenie chce pozostawić po sobie. Nie za wysoki, nie za bardzo umięśniony, jednak w tym przeciętym ciele drzemie nadpobudliwa siła, którą za wszelką cenę stara się ukryć i stłamsić. Unika sytuacji w których mógłby zostać sprowokowany, jego silna nadpobudliwość mogłaby się szybko ujawnić, a przecież tego nie chce. Ciągle musi grać, nawet kiedy kurtyna opadnie i nie ma nikogo na scenie. Od początku do samego końca, zawsze wydaje mu się, że wie lepiej i zna najlepszy sposób postępowania, zero kompromisu i ugody. Trudno go przekonać, zwłaszcza że przekonał się, że zazwyczaj to on ma racje. Masa argumentów, skruszone spojrzenie, subtelny uśmiech i morderczy wzrok - to wszystko się ze sobą kłóci, nie da się w tym pozbierać. Co jest prawdą a co nie, sam jej do siebie nie dopuszcza. Odrzuca miłość, nie okazuje uczuć, choć w stosunku do kobiet jest szarmancki. Po prostu zbyt inteligentny i ślizgoński by być ludzki.
[Witam! Lubię rzucać pomysłami, lubię rzucać się na głęboką wodę. Nie zrażać się, czeka nas mnóstwo przygód. Mistrzu Gry, dalej! ]
[Jakiż uroczy Evan!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na cokolwiek, jeśli masz ochotę (pomysły najlepiej też) i witam Cię przepięknie na blogu.]
Kyllen
[Witamy na blogu! To już trzeci Rosier, jak dobrze pamiętam i z każdym moja Chan miała wątek, ale nie wiem, czy aż tak poplątane relacje Cię interesują. W każdym bądź razie na pewno dogada się z Lenardem w kwestii Quidditcha i czarnej magii. Także zapraszam do siebie! :)]
OdpowiedzUsuńChantelle & Lenard
[Uh, kolejny Rosier! Witam pięknie na blogu, mam nadzieję, że ten pobędzie z nami dłuższej niż jego poprzednicy. W razie chęci na wątek zapraszam pod którąś z moich kart. ;)]
OdpowiedzUsuńMikael/Alastair
[Faktycznie, z wyglądu cud miód, a ślizgońskie charaktery zazwyczaj są ciekawe. Lubię takie wredoty :) Jeśli lubisz rzucać pomysłami, to zapraszam na wątek!]
OdpowiedzUsuńLux
[witam trzeciego już Rosiera :D z poprzednimi mój Ślizgon także miał dosyć dziwne powiązania, więc jak lubisz rzucać pomysłami to zapraszam :D]
OdpowiedzUsuńIan/Ariana/Marcel
[Witam. :D Sama nigdy nie wybrałabym E. Redmayne'a na wizerunek Rosiera, ale w sumie ma to swój urok! Miłych wątków życzę!]
OdpowiedzUsuńC. Walpole
[ Witam się ślicznie. Kartę przeczytam jak wreszcie będę miała okazje usiąść, co mam nadzieje zdarzy się szybko (modlę się o to). Tymczasem życzę owocnego pobytu na blogu i w razie chęci zapraszam do siebie :) Powinni się jakoś dogadać.]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[Pasuje mi. Postaram się zacząć ♥]
OdpowiedzUsuńKyllen
[Poważnie? Był blondynem? Nie przyswoiłam tego w książce. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, też mi się podoba. :D]
[ To chyba odpada, bo ona nie jest typem dziewczyny, która komuś dogryza, zresztą ona w ogóle niewiele mówi. Ewentualnie mogłaby potraktować go jakimś zaklęciem gdyby za bardzo ją denerwował]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[Jestem za takim konceptem, bo zwyczajnie jestem do takich przyzwyczajona jeszcze ze starych blogów :D Też myślę, że mogliby się dogadać, bo niby Lux jest Krukonką, ale ma też ciemną stronę charakteru, typowo ślizgońską. Pasuje mi właśnie takie spotkanie w bibliotece, sięgnęliby po jedną i tą samą książkę i w końcu mogliby pójść na jakiś kompromis. Chcesz, żebym zaczęła czy wolisz zacząć?:)]
OdpowiedzUsuńLux
[korki z uroków odpadają, ona nie lubi Ślizgonów ;< początkowo myślałam nad wątkiem z Ianem (ze względu na te stare historie), ale oczywiście wszystko zależy od Ciebie. I widzę, że Evan dołączył do naszego wątku grupowego :3]
OdpowiedzUsuńAriana/Ian
[najprościej mówiąc, to ta dwójka się nienawidziła, a źródłem konfliktu była eks dziewczyna Rosiera, aktualna Iana. Jednak chyba nie ma sensu kontynuować tamtego wątku, gdyż Twój Evan diametralnie różni się od poprzedniego i najlepiej byłoby zacząć od początku i traktować Twoją postać jako kompletnie nową osobę, z którą Ian ma nawet dobre kontakty]
OdpowiedzUsuń[mam na chwilę obecną małą koncepcję, którą trzeba jeszcze dopracować, ale możesz nad czymś pomyśleć, pewnie będzie ciekawiej :D]
OdpowiedzUsuń[Myślę, że Evan i Alastair mogą się znać jeszcze za młodu z tych wszystkich arystokrackich uroczystości. Podoba mi się pierwszy pomysł, choć i drugi jest niczego sobie.]
OdpowiedzUsuńAlastair
[Cóż, w skrócie:
OdpowiedzUsuńChan i Evan mają dosyć ciekawą historię, poznali się w bibliotece i jakoś z tego wyszedł związek. Jednak Rosier zaczął interesować się płcią sobie podobną i zdradził Chantelle.
Twoja postać bardzo różni się od tego pierwotnego Evana, że traktuje je tak prawdę mówiąc, jako dwie osoby. Dlatego też jestem raczej za rozpoczęciem nowego wątku z Chan, czy z Lenardem, obojętnie. Zależy którą sobie bardzie upodobasz. Wolałam powiedzieć o tym, co się działo, bo to trochę dziwne uczucie, pisać z osobą, któar nie wie nic o swoich poprzednikach ;)]
Chantelle & Lenard
[Witam serdecznie, jak masz pomysł na wątek, powiązanie to możesz sie nim podzielić pod moją kartą; )]
OdpowiedzUsuńJamie
[ "Chcesz służyć Czarnemu Panu? Jace Malfoy służy usługami zbliżania do niego." - dewiza mojego blondynka :D Tak właściwie to już widzieliśmy się pod tzw wątkiem grupowym, który sami sobie stworzyliśmy, ale i tak się witam :D ]
OdpowiedzUsuńMalfoy
[genialne :D zacznę oczywiście, ale troszkę później]
OdpowiedzUsuńIan
[ Eddie <3 Zakochałam się w jego roli w "Nędznikach". Witam, przepraszam że dopiero teraz, i życzę dobrej zabawy. Zaproszę również do siebie, jeśli masz chęć i czas :) ]
OdpowiedzUsuńAudrey/Melissa
Tego dnia Lux wyglądała wyjątkowo nieładnie. Zarwała poprzednią noc, co można było zauważyć po ogromnych workach pod jej oczyma. Można by pomyśleć, że całą noc imprezowała gdzieś w Hogsmeade. Nie było to jednak w jej stylu, po prostu całą poprzednią noc spędziła na czytaniu. Wstyd przyznać, ale wciągnęło ją mugolskie romansidło. Worki pod oczyma mogłaby jeszcze przeżyć, ale rano nie zdążyła nawet wejść do łazienki, a już musiała pędzić na zajęcia, toteż jej włosy były w opłakanym stanie. Nieumyte włosy zebrała jednak w kok i tak wyszła z dormitorium. W końcu dla kogo miała się stroić? Chłopcy raczej jej nie interesowali, a ona swoim wyglądem się nie przejmowała. Wyszło jednak tak, że po skończonych zajęciach musiała iść do biblioteki. Wtedy zaczęła żałować, że nie zrobiła czegoś ze swoim wyglądem, bo tego dnia biblioteka była pełna, a zwłaszcza Ślizgonów. Widocznie dostali jakąś pracę domową. Niby nie przejmowała się zdaniem innych, ale chciała uniknąć niezbyt wyrafinowanych komentarzy. Przemknęła więc szybko do wybranego działu. Już, już chciała sięgnąć po książkę, gdy jakiś hałas ją rozproszył. Obejrzała się. Nic jednak się nie stało, widocznie coś komuś spadło. Obok niej pojawił się jednak chłopak, całkiem niebrzydki Ślizgon. Nie znała go, ale wyglądał na starszego od niej. W chwili, gdy już chciała sięgać po książkę, zauważyła, że on szuka tej samej. Chwyciła ją jednak szybciej i spojrzała na niego buntowniczo, dając mu wzrokiem znać, że o tą książkę może się nawet bić.
OdpowiedzUsuńLux
[Wszyscy są teraz tacy poważni, to jedna niepoważna Starla nikomu nie zaszkodzi. :)
OdpowiedzUsuńBTW, pierwszy raz widzę Redmayne'a w roli Rosiera, ciekawy wybór!]
Starla
Służba w imię Czarnego Pana, dla jednych była zapewne szczytem marzeń i największym z możliwych prestiżów, aczkolwiek dla Iana stanowiła niekończącą się katorgę i źródło wszelkich tragedii. Mimo prób wszczynania coraz to większego buntu i jawnego propagowania własnej niechęci, nie mógł ot tak odejść i raz na zawsze odciąć się od świata zamaskowanych Śmierciożerców. Chłopak na każdym kroku starał się ukryć — jego zdaniem szpecący — Mroczny Znak: jedyną rzecz, jaka tak naprawdę łączyła go z wiernym gronem poddanych Lorda Voldemorta. Zdążył się już przyzwyczaić do tego, że na każdym zebraniu traktowany jest jak przysłowiowe piąte koło u wozu, robiąc tym samym za worek treningowy dla rządnych zemsty Śmierciożerców. Z ich rąk stracił już jednak zdecydowanie zbyt wiele, by pozwolić sobie na kolejny sprzeciw i podźwignięcie następnego problemu, które nieskończonym ciągiem wydarzeń wlekły się za nim od długich miesięcy. Aktualnie siedział w pokoju wspólnym Ślizgonów, ściskając w ręku wygniecioną rolkę pergaminu i po raz kolejny wodząc wzrokiem od linijki do linijki. Chociaż już po drugim przyswojeniu sobie treści, znał ją na pamięć, tak czy siak zawzięcie spoglądał w wykreślone czarnym atramentem pismo, jakby w nadziei, iż w końcu komunikat zmieni swoje przesłanie. Bo przecież on nie mógł tego zrobić. Nie mógł tak po prostu pójść do Zakazanego Lasu, by tam odszukać będącego już na skraju wykończenia jeńca i bez słowa pozbawić go resztek życia. Oczywiście sam Lord Voldemort dobrze wiedział, że Ślizgon za żadne skarby świata nie ucieknie się do morderstwa, a będąca w jego ręku władza pozwalała mu na zrzucenie na niego tego przykrego obowiązku. Tym razem nie mógł zawieść. Stawka była zbyt wysoka, aby na własne życzenie doprowadzić samego siebie na samo dno, sukcesywnie skazywać się na powolną autodestrukcję. Nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu, chcąc nabrać pewności, że nikt go nie obserwuje, by chwilę później wrzucić pomiętą rolkę pergaminu w buchające w kominku płomienie i patrzeć jak ogień pochłania anonim ze zbliżającą się datą wykonania zadania.
OdpowiedzUsuńIan
[ Poza faktem, że on jest czystokrwistym Ślizgonem, a ona zwyczajną mugolaczką, to kilka rzeczy ich łączy, chociażby to, że oboje grają. Pierwszy raz spotkałam się z delikatnym Redmaynem w roli Rosiera, dlatego jestem zaintrygowana :D ]
OdpowiedzUsuńSuzanne C.
[ W jak najgorszych okolicznościach! Co powiesz na wypad do Hogsmeade, który przerodzi się w całkowite piekło? Coś na zasadzie rozruchów, może jakiś pożar, nie dający się opanować, kilku Śmierciożerców i garstka aurorów. I w tym wszystkim nasze postacie, które przez przypadek trafią do tej samej piwnicy, droga zaś zostanie im odcięta... Trochę wymyślam, noale! :D ]
OdpowiedzUsuńSuzanne C.
[Jaka długość wątków najbardziej ci odpowiada? :)]
OdpowiedzUsuńAlastair
Ze stanu głębokiej kontemplacji zupełnie niespodziewanie wyrwał go głos dochodzący gdzieś z zza jego pleców. Głos, który bez problemu potrafił przyporządkować do konkretnej osoby, a mianowicie do jednego z prefektów: Evana Rosiera. Ta dwójka Ślizgonów, mimo że znała się już od ponad sześciu lat, wciąż nie pałała do siebie wielką, odwzajemnioną męską przyjaźnią. Ich relacje były jednak na tyle pozytywne, by od czasu do czasu usiąść razem przy butelce Ognistej Whiskey — tak jak w niedalekim czasie po widowiskowej przegranej ich drużyny, gdy to w akompaniamencie czwórki innych towarzyszy broni, obmyślali szczegółowy plan zemsty na znienawidzonym Puchonie — jednak ograniczali się tylko i wyłącznie do takiego typu czynności. Być może dlatego na twarzy Iana pojawił się wyraz zaskoczenia, gdy usłyszał wysuwaną przez Rosiera propozycję pomocy. Zastanawiał się, czy chłopak przypadkiem nie obserwował go już od dłuższego czasu, znienacka spoglądając jak wrzuca tajemniczy list w buchające żarem płomienie. Wątpił jednak, aby domyślał się o co tak naprawdę chodzi: Ślizgon w wyjątkowo skrupulatny ukrywał swój Mroczny Znak, chociaż momentami było to dość ciężkim zadaniem, jednak mało komu przyszłoby do głowy, aby połączyć go z osobą Lorda Voldemorta. W końcu po co najpotężniejszy czarnoksiężnik zaangażowałby w swoją misję kogoś takiego jak Blake? W jakim celu potrzebowałby Ślizgona, który tak diametralnie różnił się od innych reprezentantów swojego Domu, wykazując nikłe zainteresowanie czarną magią i aspektami związanymi z pochodzeniem i przejęciem władzy? Mimo wszystko musiał jednak jak najszybciej pozbyć się oferującego mu pomoc kolegi i spróbować spławić go pośpiesznie wymyślonym wytłumaczeniem. — Wszystko w porządku, ale dzięki za troskę — odpowiedział, może trochę zbyt ostrym tonem głosu, ukazującym ukryty w zdaniu podtekst: Nie twój interes, ale jeśli chcesz pomóc to natychmiast stąd odejdź. — A jeśli chodzi o list to tylko jakaś oferta kontynuowania prenumeraty Proroka Codziennego. Nie dają ludziom spokoju... — dopowiedział, wskazując na kominek. Miał naiwną nadzieję, że tymi słowami zaspokoi ciekawość Evana, dzięki czemu w spokoju będzie mógł zaplanować jak zaradzić temu kolejnemu już problemowi. Zadaniu, którego głównym celem miało stać się morderstwo: druga zbrodnia wykonane różdżką Iana. — Naprawdę nie potrzebuje twojej pomocy — zapewnił, kontynuując w myślach ostatnie słowa zdania, które nigdy nie wyszłyby na światło dzienne: Muszę zabić go sam. Sam.
OdpowiedzUsuń[ Nie ma sprawy, poczekam :D ]
OdpowiedzUsuńSuzanne C.
W pierwszej chwili myślała, że go pobije. Autentycznie, chciała się zamachnąć i go uderzyć. Chociaż dobrze wiedziała, że charakterem pasuje do Slytherinu, to jednak wszyscy przedstawiciele tego domu ją drażnili(pomijając już to, że ogólnie to drażnili ją wszyscy.) A jeszcze on się uśmiechał! Wprawdzie uśmiechnięty wyglądał uroczo, ale jej buntownicza natura nie pozwoliła jej na ulegnięcie tylko dlatego, że jakiś piegus ładnie się do niej uśmiecha. Bicie się nie wchodziło w tym przypadku w grę- nie dość, że wyglądał na starszego, to jeszcze był od niej sporo wyższy. Posłała mu jednak buntownicze spojrzenie, podniosła dumnie głowę i lekko szarpnęła książkę. Postanowiła improwizować.
OdpowiedzUsuń- Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz...
Lux
[Wiesz, tak pomyślałam, że mógłby słyszeć coś o jej siostrze bliźniaczce i ją z Chan pomylić. Griet była śmierciożerczynią, bardzo brytalną jak na swój wiek, a że Rosier chce służyć Voldemortowi, to coś powinien o niej usłyszeć. W taki sposób mógłby zacząć chcieć ją przeciągnąć (oczywiście nie mógłby znać imienia Griet, a jedynie wygląd, który jest identyczny do Chan) Pasuje? :)]
OdpowiedzUsuńChantelle
[ Ojej, Eddie <3 ]
OdpowiedzUsuńRachael
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Witam względnie nowego autora. Też kiedyś miałam Rosiera na potterowskim blogu, lubię tę postać. Czeeść!]
UsuńKris
[ O, masz ochotę na wątek z panienką Rowle? Korci mnie na jakiś zawiły nieszablonowy. Rzucisz jakimś pomysłem? ]
OdpowiedzUsuń[ Czekałam cierpliwie, a kto czeka, ten się doczeka :D
OdpowiedzUsuńMnie pomysł jak najbardziej odpowiada, jestem zawsze otwarta na propozycje! ]
Suzanne Cleiren
W pierwszej chwili chciała uciec. Rzucić tą książkę i po prostu uciec. Ten Ślizgon był w jakiś sposób przerażający. Nie znała go, co prawda, ale czuła, że w przyszłości raczej nie wyrośnie z niego nic dobrego. Wprawdzie ona miała w sobie też trochę ślizgońskich cech i nie zawsze robiła dobre rzeczy, to on wyglądał na zepsutego do szpiku kości. Ton jego głosu i to, że był chamski podniosły jej jednak ciśnienie do tego stopnia, że przestała myśleć o konsekwencjach. Nie chciała rozpoczynać kłótni, jednak nie pozwalała sobie na takie traktowanie.
OdpowiedzUsuń- Bo co mi zrobisz? Uderzysz mnie?
Spojrzała mu w oczy wyzywająco i mocno zacisnęła ręce na książce, jeden z jej paznokci chyba nawet wbił mu się w palec.
- Proszę bardzo. Uderz mnie. Rób co chcesz. Złam mi nos, podbij oczy, wybieraj. Trochę to jednak śmieszne, że szarpiesz się z kimś młodszym i słabszym o książkę.
Uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała mu prosto w oczy. Powoli zaczynało do niej dochodzić, że tym może go do siebie nieźle zrazić i wpaść w ogromne kłopoty, ale w końcu jej ojciec był Ślizgonem i nigdy, przenigdy nie pozwoliłby sobie, żeby ktoś go szantażował. A i ona też wolała oberwać, niż oddać coś, co jej się należy.
Lux
OdpowiedzUsuńTu nie chodziło o to, że była szlamą, jak to lubili nazywać zwolennicy Czarnego Pana, bo śmierciożerców bałaby się nawet wtedy, gdyby jej krew była czysta jak łza, a jej rodzina nie miałaby na sumieniu nic, co mogłoby sprowadzić na nią gniew Lorda. Tu chodziło o to, że cala ta sytuacja, wojna która się toczyła, była niezgodna z zasadami moralnymi, które wpajano jej latami, a które stały się częścią jej, czy tego chciała czy nie. Tu chodziło o to, że brzydziła się przemocą, a serce miała tchórzliwe niczym u królika, nie było w niej bowiem nic z bohatera, którego można byłoby opiewać w pieśniach.
Dlatego więc, kiedy w końcu dotarło do niej, co się dzieje w miasteczku, żołądek niemalże podszedł jej do gardła. Poszła za instynktem stadnym i ruszyła za grupką uczniów, którzy zaczęli uciekać w jednym z kierunków, z każdą minutą owy zlepek ludzi zaczynał maleć, poszczególni członkowie zaczęli się wykruszać, aż w końcu przez uliczki Hogsmeade przemykała jedynie w towarzystwie chłopca, na oko mogącego uczęszczać na czwarty rok. Obok krzyków strachu, zaczęły pojawiać się również okrzyki nadziei, wskazujące na to, że na miejscu pojawili się także aurorzy, nie poprawiło to jednak sytuacji Suzanne, która zmuszona była unikać dwukrotnie większej ilości zaklęć. Kiedy zaś zaklęcie odrętwiające trafiło towarzyszącego jej chłopca, a dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że nie ma wystarczającej siły, aby unieść ciało chłopca i uciec wraz z nim, przez głowę przemknęła jej myśl, że zaraz zatrzyma się i z nerwów zwymiotuje całą zawartość podwieczorku. Jakimś cudem jednak wzięła się w garść i pobiegła przed siebie, przeklinając w myślach swoją bezradność i tchórzliwość, nie miała wątpliwości, że ktoś inny na jej miejscu, wolałby stanąć oko w oko ze śmierciożercą, byle tylko nie zostawić tego biednego chłopca na pastwę losu. Ona jednak zostawiła...
I los ją pokarał. Najpierw zaczął rzęzić deszcz, utrudniając jej ucieczkę, jak gdyby już sytuacja nie była skomplikowana, następnie zaś ktoś wpadł na nią z impetem. Zdążyła jedynie wydać z siebie zaskoczony okrzyk, kiedy padła jak długa, cudem unikając złamania nosa, przecinając sobie jednak kamieniem policzek.
Nie było czasu na to, aby myśleć, trzeba było działać instynktownie, przeczuwając zaś, że niebezpieczeństwo wcale nie ustało, złapała wyciągniętą do niej rękę i podniosła się na nogi. Zignorowała nawet fakt, że gdzieś mignęły jej kolory domowe Slytherinu, to w tym momencie nie było wcale ważne.
— Wrzeszcząca Chata — wymamrotała pod nosem, dziwiąc się sobie samej, że tak szybko skojarzyła fakty i znalazła najbliższe schronienie. Nie puszczając dłoni nieznajomego, skierowała swoje kroki w stronę wspomnianej chaty, najpierw poruszając się nieco mozolnie, ze względu na zdezorientowanie, z każdym krokiem jednak przyspieszając. Drugą dłonią złapała skrawek szalika i przycisnęła go do policzka, aby nieco zatamować krwotok. Rana nie była jakoś wybitnie poważna, krwawiła jednak przerażająco, szybko barwiąc szalik, spływając po policzku i kapiąc na niegdyś kremowy płaszcz.
Mimo iż oddalali się od epicentrum walk, które narastały na sile, kilka zbłąkanych zaklęć świsnęło im do koło ucha, jeden zaś, rykoszetem odbijając się od drzewa, trafiło w przemykającego, bezdomnego psa, który padł trupem na miejscu.
Suzanne Cleiren
[Byłabym wdzięczna za zaczęcie :)]
OdpowiedzUsuńChantelle
[Ty, wracaj do mnie!]
OdpowiedzUsuńSuzanne Cleiren
[Niestety to nie ja :<]
OdpowiedzUsuńSuzanne/Gabriel
[Nie mam z nią kontaktu. Nie prowadziliśmy wątku, więc nasz kontakt był zerowy ;c]
OdpowiedzUsuń[ A nam to się chyba urwał wątek :<]
OdpowiedzUsuńLux
[Czekam!]
OdpowiedzUsuńLux
Właściwie w tym momencie bardzo blisko było jej do wystraszonego królika. Na co dzień bywała raczej opanowaną i racjonalną istotą, nigdy jednak nie była zmuszona radzić sobie w tak kryzysowej sytuacji. W takich momentach wychodziło na jaw z jakiej gliny był człowiek ulepiony. Teoretyczne opanowanie i racjonalizm ustąpiły kołatającemu serce, mocno zaciśniętych palcach na dłoni znajomego i spierzchniętych z nerwów wargach. Gdyby dodać do tego wszystkiego mętlik w głowie, okazałoby się, że sytuacje kryzysowe zmieniają człowieka niemalże o sto osiemdziesiąt stopni.
OdpowiedzUsuńGdyby nie to, że była prowadzona przez Ślizgona niczym owieczka, pięć razy już wylądowałaby na podłodze i błąkała się bez celu. Sącząca się z policzka krew zdecydowanie nie ułatwiała zadania, Suzanne bowiem zamiast skupić się na ucieczce, większość swojej uwagi przeznaczała na tamowanie krwotoku i niedopuszczenie do tego, aby krew jeszcze bardziej zniszczyła jej płaszcz. Pewnie w tym momencie wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy, dlatego w duchu przyjęła z ulgą dotarcie do Wrzeszczącej Chaty, gdzie panowały niemalże egipskie ciemności.
— Musimy znaleźć też jakieś okno i spróbować je uchylić... Inaczej nigdy nie dowiemy się, kiedy teren będzie na tyle bezpieczny, aby móc opuścić... to miejsce... — wyszeptała pod nosem, nie wiedząc czy mówi bardziej do siebie, czy towarzysza. Dostosowała się jednak do tego miejsca niemalże od razu, zdając sobie sprawę, że każdy głośniejszy odgłos mógłby zwrócić na nich uwagę niepożądanych osób. Co prawda, kiedy poruszała się za nim, bardziej sunąć po podłodze i szurając, niż odrywając stopy od podłoża, z trudem unikała wpadnięcia na meble, jakimś cudem jednak dotychczas nie narobiła rumoru, który mógłby przypieczętować ich pozorne bezpieczeństwo. — Myślisz, że tu straszy?
Teoretycznie w Hogwarcie też straszyło, jednak rodzaj ducha miał znaczenie. Zdecydowanie bardziej wolała wchodzić w jakiekolwiek interakcje z opiekunem swojego domu niż z Krwawym Baronem. W tym momencie przyszło jej do głowy, aby spytać się swojego towarzysza, jak to jest musieć siedzieć z tym duchem przy jednym stole, uznała jednak, że to nie jest odpowiedni czas i miejsce na podobne pytania.
— Dobrze, poszukajmy — oznajmiła w końcu, stwierdzając że czas wziąć się w garść i nie trząść się jak przysłowiowy tchórzliwy zająć. Przełknęła więc ślinę, wyciągnęła wolną dłoń przed siebie, aby móc wyczuć przedmioty zanim wpadnie na nie i po omacku wyminęła Ślizgona, ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie wiedziała gdzie owe schody mogłyby się znajdować, więc uznała, że poszukiwania może zacząć praktycznie z każdej strony.
To, że dotyk Ślizgona w obecnej sytuacji sprawiał jej mały dyskomfort, zignorowała. W pierwszej chwili nawet, pod wpływem wszystkich emocji, nie zauważyła tego, dopiero teraz, kiedy napięcie trochę opadło, dotarło do niej, że tak długo kurczowo trzymała go za dłoń. Właściwie cieszyła się, że jest tutaj z nim. W takich sytuacjach towarzysz wydawał się nieoceniony, zwłaszcza racjonalnie myślący towarzysz. A Ślizgon na razie chyba racjonalnie myślał, tak jej się przynajmniej wydawało. A to, że był Ślizgonem... starała się nie wartościować ludzi ze względu na ich przynależność do domu, chociaż była świadoma tego, że przebywanie w pustym domu mugolaczki z Ślizgonem nie jest rzeczą dość powszechną.
Suzanne Cleiren
[Dalej jestem jak coś, ale mam dostęp jedynie do tableta, a to nie sprzyja odpisywaniu, dlatego cokolwiek pojawi się pewnie dopiero w weekend. Dlatego czekaj cierpliwie, na pewno się opłaci.]
OdpowiedzUsuńSuzanne Cleiren
[Ja na wątek bardzo chętnie:) pierwsze moje pytanie: lubią się czy raczej pałają nienawiścią?]
OdpowiedzUsuńSłowa Ślizgona wcale jej nie uspokoiły. Nie brzmiały bowiem one zbyt pewnie, cała sytuacja zaś nie sprzyjała odprężeniu się i wyrzucenia z głowy obaw o tym, że we Wrzeszczącej Chacie może być obecny ktoś więcej niż ich dwoje. Ostatnie czego chciała w tym momencie to natknąć się na osobę trzecią. O ile duchy i magiczne stworzenia, które tutaj mogły grasować można było spokojnie przypisać do kategorii „osoby trzecie”. Cokolwiek mogłoby być obecne tutaj: wolała, aby trzymało się o niej z daleka. Na odległość wielu, wielu metrów, najlepiej na drugim końcu Wrzeszczącej Chaty, w jakimś ciemnym kącie, zamkniętym schowku.
OdpowiedzUsuńKiedy Ślizgon zniknął jej z oczu i oddalił się od niej, szukając schodów, poczuła się jeszcze bardziej niepewnie, chociaż zaledwie kilka sekund temu myślała, że to jest wręcz niemożliwe. W tym momencie jednak, kiedy na kilka zaledwie chwil, znalazła się sama w pomieszczeniu, a kroki mężczyzny coraz bardziej się oddalały i cichły, miała wrażenie, że tylko cudem samodzielnie stoi na nogach. W głowie, mimo tego że zazwyczaj zachowywała się dość racjonalnie, zaczęła tworzyć najczarniejsze scenariusze, w których zazwyczaj Ślizgon ginie, a ona zostaje rzucona na pastwę tajemniczej, mrocznej siły. Kiedy więc usłyszała wiadomość o znalezieniu schodów, nagle znalazła w sobie niezwykła zwinność i szybkość i, nie potrącając żadnego przedmiotu, zachowując względną ciszę, w trymiga znalazła się u boku swojego towarzysza.
W porównaniu z niebezpieczeństwem, które czyhało na parterze, piętro wydawałoby się nikłym światełkiem w tunelu, gdyby kilka miesięcy temu nie naoglądała się Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną. Pokonując każdy kolejny stopień czuła się jak główna bohaterka filmu, która z nadzieją próbuje skryć się na piętrze domu, aby odkryć tam przerażające ciała ofiar rodziny kanibalów. Wszystko jednak wydawało się w tym momencie lepsze niż zostanie na dole samej. Nie ma szans, aby dobrowolnie rozstała się ze swoim towarzyszem.
To zabawne, że jej wyobraźnia i straszliwa reputacja Wrzeszczącej Chaty bardziej ją przerażała niż rzeczywiste niebezpieczeństwo, które czyhało na nich na zewnątrz.
— Co zrobimy, będziemy tutaj czekać na jakiś ratunek z nieba? Co jeśli całe zamieszanie na zewnątrz nie skończy się zbyt szybko? Musimy brać taką możliwość pod uwagę... — Zignorowała jego pytanie dotyczące jej rany, opadając na stary, zakurzony fotel. W tym momencie wcale nie przejmowała się, że obcuje z tak zniszczonym przedmiotem, że kiedy przysiadła w powietrze wzbiły się tumany kurzu.
Z wszystkich tych emocji praktycznie zapomniała o swojej ranie, mimo iż nadal przykładała materiał do twarzy. Szalik stał się zakrwawioną szmatką, niezdolną do użycia i sprawiającą wrażenie, że nie wchłonie już więcej krwi. Na szczęście krwawienie ustawało, a krew zaczynała powoli krzepnąć.
Obraz nędzy i rozpaczy, naprawdę.
[Przepraszam za zwłokę!]
Suzanne Cleiren
[Jestem, czekałam na Ciebie :D]
OdpowiedzUsuńSuzanne Cleiren