5 sierpnia 2014

Livin' in ruins of a palace within my dreams

ANDROMEDA DOWLING
PÓŁKRWI | VI ROK GRYFFINDOR 
JABŁOŃ I WŁÓKNO ZE SMOCZEGO SERCA 11 CALI | PATRONUS NIEZNANY | BOGIN PRZYBIERA POSTAĆ JEJ NIEŻYJĄCEGO OJCA
WŁAŚCICIELKA ARNOLDA | PODOBNO WYBITNIE UZDOLNIONA W TRANSMUTACJI | LĘK WYSOKOŚCI SPRAWIA, ŻE NIE JEST W STANIE ZBLIŻYĆ SIĘ DO MIOTŁY ALE WIERNIE ZDZIERA GARDŁO NA KAŻDYM MECZU


Wychowywał ją ojciec, który nic nie wiedział o świecie magii, zaklęciach, różdżkach czy skrzatach domowych. Był to prosty i poczciwy człowiek, który nigdy nie patrzył na świat przez różowe okulary, z dłońmi naznaczonymi ciężką pracą i brudem, który na dobre rozgościł się pod paznokciami. Wieczorami, gdy od zmęczenia uginał się pod ciężarem własnego ciała, lubił siadać w starym, wysłużonym fotelu i paląc fajkę wysłuchiwać dramatycznych opowieści z ust małej istotki, która ledwo odrosła od ziemi. Uśmiechał się pobłażliwie, cmokał z dezaprobatą, gdy pokazywała mu świeżo nabyte skaleczenia, zadrapania i rany. Z westchnieniem kręcił głową, gdy odbierał kolejne wezwanie do szkoły, bo jego dziewięcioletnia pociecha znowu kogoś uderzyła, choć spoglądał na nią z poczuciem dumy, bo to on nauczył ją jak trzymać gardę i odparowywać ataki. To dzięki niemu szesnastoletnia dziś Andromeda zwana Anną z takim uporem broni własnych racji, często za użyciem drobnych piąstek, całkowicie zapominając przy tym o różdżce. Na pierwszy rzut oka niewinna, mierząca ledwie metr sześćdziesiąt, ale często potrzeba dwóch osób żeby utrzymać ją w ryzach, by powstrzymać ją przed podbiciem oka komuś kto w jakiś sposób uraził ją czy jej przyjaciół. Wykrzykująca przy tym słowa, które z całą pewnością nie przystoją damie, a których sam Irytek by się nigdy nie powstydził. Nie licząc tych kilku momentów raczej nie szkodliwa, z ustami rozciągniętymi w pogodnym uśmiechu, ciałkiem wypełnionym zdecydowanie zbyt dużą dawką energii, rozbieganym spojrzeniem i książką pod pachą, którą czasami może komuś przyłożyć, ot tak dla zasady. Ciekawa świata, z gałązkami wiecznie wystającymi z lekko potarganych włosów, z rumieńcami na twarzy, połamanymi paznokciami i zadrapaniami na delikatnej skórze. Zawsze spóźniona i potykająca się o własne nogi, przez co najlepiej jej unikać, gdy w pośpiechu przemierza korytarze. Nieco roztargniona, śmiejąca się zbyt głośno i zbyt dosadnie wyrażająca własną, jej zdaniem bezbłędną opinię. Jedząca za trzech, wygadana za pięciu. Ot zwykła dziewczyna starająca się żyć w nieustannym biegu

Ahoj Mistrzu Gry
Na górze Lorde. Tumblr i dalej niestety już ja.
Mam nadzieje, że znajdzie się choć jedna dusza chętna na wątek/powiązanie

Ja naprawdę wolę zaczynać niż wymyślać :C

28 komentarzy:

  1. [Cześć! Pani jest naprawdę przyjemna, z tego co wyczytałam, więc chęć się znajdzie. Jednakże ostatnio jestem od zaczynania, zarzuć tylko pomysłem, a postaram się dać coś z siebie (cudów nie obiecuję, czeka mnie jeszcze trochę do nadrobienia...)]
    Roy/Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  2. [Czuję starcie tytanek z transmutacji ;) Także witam i życzę udanych wątków, możliwe, że z którąś z moich postaci, zapraszam.]

    Chantelle & Lenard

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Mam przed oczami wizję Anny, która rzuca się z pięściami na Jacka, więc jakiś wątek możemy naskrobać :D No i witam w naszych skromnych progach! ;) ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam nową Gryfonkę ;)]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Miałem już nie dokładać sobie wątków, ale tutaj koniecznie muszę coś napisać, bo bardzo lubię takie małe, agresywne i żarłoczne gnomy :D Gdybyś miała jakiś pomysł, to baaardzo chętnie przyjmę (nie ukrywam, że wolę zaczynać).
    P.S. To pewnie wina późnej pory, ale wkradł Ci się błąd: "Był to prosty i poczciwy człowiekiem (...)". ]
    C. Meza

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam serdecznie! :3 w razie chęci i pomysłów zaproszę pod którąś z kart, bo bardzo fajna ta Gryfoneczka]
    Ian/Ariana/Marcel

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam bardzo serdecznie, zdjęcie rewelacja *-* Gdy w głowie zaświta Ci dobry pomysł na wątek, proponuję zgłosić się do mnie, może wyjdzie z tego coś ciekawego ;)]

    Jamie

    OdpowiedzUsuń
  8. [pomysłów i w dodatku dobrych zazwyczaj nie mam, chwilowo też mi nic nie świata ;< może poczekam aż cokolwiek wpadnie Ci do głowy, dalej się zrobi burzę mózgów :D]
    Marcel/Ian/Ariana

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Witam uroczą Gryfonkę :> Mnie nazywają czasem kopalnią pomysłów, więc jeśli jest chęć to zapraszam do siebie, a coś się już wymyśli ;) Puchoński detektyw i milusi Ślizgon witają!]
    John Cox/Jack Bizaree

    OdpowiedzUsuń
  10. [ A gdyby Drowling przyszła z bardzo męczącego testu i nie miała ochoty nakładać sobie niczego na talerz, tylko porwała świeżo nałożoną porcję Mezy? Chyba, że wolisz wątek wakacyjny, to wtedy mogliby zobaczyć się w jakiejś jadłodajni w Hogsmeade - nie byłoby miejsca, to Carlos przysiadłby się do dziewczyny, chociaż pewnie ledwo ją kojarzy. Potem możemy na bieżąco coś wplątywać do wątku, żeby nie było nudno. Nie przepadam za ustalaniem całej akcji z góry, rób, co Ci przyjdzie do głowy. :D ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Whatever. To co, mam zaczynać czy jako główny pomysłodawca mogę odetchnąć? ]
    Meza

    OdpowiedzUsuń
  12. [ To już zasypuje Cie propozycjami (aczkolwiek raczej nie górnolotnymi):
    1. John jako jeden z tych nadgorliwych Puchonów, którzy nie pozwalają sobą pomiatać wplątałby się w jakąś bójkę. Andromeda przechodziłaby obok i dowiedziała się o co chodzi. Nie wiem czy z chęci pomocy, czy dlatego, że sama poczułaby się urażona dołączyłaby do bójki stając po stronie mojego Johna. Czy by wygrali, czy przegrali, to już nie wiem.
    2. Panią mogłoby dręczyć takie mało coś jak liściki (miłosne, czy raczej dotkliwe i przykre to już nie mi ustalać). Chcąc poznać autora udałaby się do mojego "detektywa" i razem szukali by odpowiedzialnego za to pana. Co by z tego wyszło, to nie wiem, ale zawsze jest jakiś pomysł.
    3. Nie wiem jak skora Gryfonka jest do niesienia pomocy, ale zaproponować coś zawsze można. Tak popatrzyłam i stwierdziłam, że oboje mają lęk wysokości ( u mojego pana przedstawiony jako niechęć do mioteł). Tak więc John mógłby paść ofiarą silniejszego Ślizgona, a może nawet całej zgrai i zawisłby gdzieś na dachu zamku. Pomocy od tak nie wezwie, bo nieśmiały i nie chce, żeby się z niego śmiali. Ale Andromeda mogłaby dostrzec to niepokojące zdarzenie i mimo swego lęku ruszyć na pomoc, tak dla przygody. Mogli by nawet, koniec końców, razem utknąć na tym dachu i siedząc z podwiniętymi nogami czekać na pomoc ze strony nauczycieli. Tak żeby lepiej się poznać xP
    4. Tutaj dopuszczam się wielkiego gdybania, ale co tam. Jeśli Andromeda widzi testrale to ( w zależności od tego czy je lubi, czy już widziała i takich tam) mogli by się poznać przy tych zwierzakach, bo John je ubóstwia.A może ich nawet panienka nie widzieć, to chłoptaś ustrzeże ja od przypadkowego zderzenia z jednym z nich ;)
    Oczywiście z czasem wplątywałoby się w te wątki coraz więcej i więcej, żeby nudno nie było, to tylko kilka opcji na początek ;) ]
    John

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Mi pasuje :D A zaczęłabyś? Proszę :3 ]
    John

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Ja bym chciała z nią nieco bardziej zawiłe powiązanie, jeśli nie masz nic przeciwko :D Widzę ją w pewnej roli, więc byłabym wdzięczna, gdybyś na gg do mnie napisała :D - 2219544, czekam :) ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie wiem czy to sympatia, czy już współczucie, ale dziękuję, wezmę to za komplement. A tak w ogóle to urocze zdjęcie. Spodobało mi się od razu, kiedy wstawiałaś kartę (tak, już wtedy buszowałam na blogu).]

    E. CLAYBOURNE

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze był niesamowicie ugodowy, chyba że chodziło o Ślizgonów. Nie często wdawał się w bójki, na prawdę. Jednakże jeśli już nie było wyjścia, to najczęściej okładał się na pięści z mieszkańcami Domu Węża. Nie używał wtedy różdżki, oni też nie. Załatwiali to po męsku. Niestety John był tylko małym Puchonem, który nie posiadał wspaniałego umięśnienia i nigdy nie miał sprzymierzeńców. Dlatego też często przegrywał starcia, w których odważył się wziąć udział. Tego dnia było identycznie. Grupka zarozumiałych Ślizgonów zaczepiła go na korytarzu z propozycją odrobienia za nich zadań domowych. Na to odpowiedź Johna była zawsze taka sama. Nie. Pewni siebie siedemnastoletni chłopacy nie spodziewali się odmowy i skończyło się bójką. Chłopak nie miał z nimi żadnych szans. Jeden niski blondyn przeciw czwórce potężnych uczniaków. Nie skończyło się to najprzyjemniej. Zwykle wieszali go na drzewie, zostawiali pobitego, czasem wylądował z twarzą w muszli klozetowej, a jeszcze kiedy indziej kończył z bąblami na twarzy. Nigdy jednak nie spodziewał się, że jego lęk wysokości będzie wykorzystany w takiej karze. Wychowańcy Salazara wykazali się prawdziwym sprytem, z którego w końcu słynęli, skoro poznali słabość Puchona. Musieli o tym wiedzieć, bo napawali sie każdym słowem zdradzając mu szczegóły swego przedsięwzięcia.
    Gdy tylko poznał ich zamiary, spróbował raz jeszcze się uwolnić. Ale jego oprawcy mieli potężne ręce i jeszcze potężniejsze różdżki, więc plan nie wypalił. Niebieskooki z widocznym żalem i wielką determinacją by się przeciwstawić został zawleczony do okna. Czwórka siedemnastolatków przez chwilę obgadywała plan działania, a blondyn zmuszony był wyglądać za parapet. Dla nich nie było różnicy jak wysoko się znajdują, ale pod Johnem nogi ugięły się, gdy tylko skierował spojrzenie w dół. Skurczył się w sobie i nabrał wielkiej ochoty by usiąść pod ściana i podwinąć nogi pod siebie. Było za późno. Ślizgoni ustalili już wszystko i nie zamierzali cofnąć sie w swym zamiarze, chłopak zmiękł, a jego duma poszła gdzieś na spacer.
    - Odrobię wam te prace - zadeklamował się i wypiął dumnie pierś, nie chciał by zrozumieli o co chodzi i tym samym potwierdzili swe domysły na temat jego słabości.
    - Trzeba było myśleć zanim nam się sprzeciwiłeś. posiedzisz trochę na dachu to na przyszłość będziesz mądrzejszy - zapewnił go najwyższy z przeciwników.
    - To wam nic nie da - sprzeciwił się - Wezwę jakiegoś nauczyciela, albo zejdę z dachu.
    - Zejdziesz? Wątpliwe - Ślizgon zarechotał złowrogo - Nauczycieli też nie wezwiesz. Nie masz tyle w tłokach. Będziesz tam siedział cicho jak trusia i czekał na wybawienie.
    Wiedział, że mają rację i to przerażało go najbardziej. Chwilę potem nie było już o czym gadać, bo oprawcy zniknęli, a on wylądował na dachu szkoły. Drżał z przerażenia i z lękiem spoglądał w dół. Jego wyobraźnia podsuwała mu obraz jego rozpłaszczonego ciała na ziemi. Nie było mowy, żeby się ruszył. Siedział więc z podkulonymi nogami i starał się myśleć o czymś innym, uciec od rzeczywistości. Nie wezwał nauczyciela, nie był gotów krzyczeć i uświadomić tym wszystkich uczniów gdzie wylądował i że nie jest w stanie nic zrobić.
    Wtem coś przerwało jego samotność i ciszę zarazem. Było to prychnięcie kota, który najwyraźniej zmierzał w jego kierunku. Zaraz za zwierzakiem pojawiła się też sylwetka człowieka. Dokładnie dziewczyny z odznaką Gryfonów. Z jej piersi wyrwało się ciche westchnienie, gdy dotarła do miejsca, w którym siedział Puchon. John prędko zauważył, że dziewczyna nie czuje się komfortowo na tej wysokości. Zupełnie tak jak on.
    - Witam w Piekle - podsumował - Jestem John - wyciągnął do niej rękę.
    John

    OdpowiedzUsuń
  17. [Usunęło mi komentarz zanim go wysłałam, co za wredny blogspot. W każdym razie miałam pomysł związany z ich statusem krwi. Mogli spotkać się w Londynie przypadkiem i umówić się tam wieczorem na drinka, a żeby zbiegom okoliczności nie było końca, można wykorzystać w scenariuszu popleczników Lorda Voldemorta. Jakiś szalony Czarodziej z ambicjami na wybicie nieczystokrwistych mógłby zaatakować ich w drodze do baru i zacząłby od Erica, bo to mugolak. Ostatecznie w dwójkę jakoś poradziliby sobie z facetem (przynajmniej do pojawienia się jakiegoś Aurora), z tymże oboje z poważniejszymi obrażeniami wylądowaliby w Św. Mungu. Tam możemy zacząć akcję. Co o tym myślisz? Pasuje?]

    Eric C.

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdyby nie to, że Carlos musiał wybrać się po ślubny prezent dla kuzynki, nigdy nie wybrałby się na Pokątną. Wolał spędzać maksymalnie dużo czasu w swoim rodzinnym domu, gdyż burzliwej, zimnej i ogólnie ponurej Anglii miał już zdecydowanie dosyć. Jedynym pozytywnym aspektem wybierania się na szkolne zakupy do Londynu był fakt, że w Wielkiej Brytanii było wtedy lato (podczas gdy półkula południowa, oczywiście, zimowała), więc Meza nie mógł narzekać na zbyt niską temperaturę, jak to zwykle czynił podczas roku szkolnego. Co prawda, nie przepadał za szlajaniem się za podręcznikami, nową szatą, bo ze starej już zdążył wyrosnąć (co z tego, że i tak wyjątkowo starał się jej nie nosić - nie dał rady przekonać do takiego nowatorstwa swoich rodziców), kolejnym kociołkiem mającym przecierpieć cały rok bez wypalonego dna oraz karmą dla kotów. Jego niechęć działała w zasadzie na niekorzyść, gdyż przez nią opóźniał zawsze wyjazd na Pokątną; musiał się wtedy przeciskać przez tłum uczniów podziwiających najnowsze miotły, piękne sowy czy chociażby unikalne różdżki.
    Najprzyjemniejszym przystankiem ze wszystkich jak zwykle okazał się Dziurawy Kocioł - mimo, że w środku nie było zbyt luźno, Carlosowi to naprawdę nie przeszkadzało. Po całym dniu biegania za odpowiednim zestawem prezentów dla panny młodej wręcz padał. Miał się wybrać tylko do jednego sklepu, jednak okazało się, że to, co upatrzyli tydzień temu jego rodzice, zostało sprzedane i na następną sztukę należało czekać kolejne siedem dni. Tyle czasu rodzina Mezów nie miała, dlatego ich starsza latorośl zaliczyła przebieżkę po wszystkich większych i mniejszych sklepikach, by znaleźć odpowiedni podarunek.
    Wszedł do baru z pokaźnych rozmiarów pudłem. Napis na nim głosił: "SAMOCZYSZCZĄCA ZASTAWA STOŁOWA PANI PUDDIFOOT - ELEGANCJA I WYGODA". Latynos niespecjalnie chciał przemieszczać się z tym ogromnym pakunkiem wśród i tak już zdenerwowanych czarodziejów, postanowił więc poszukać sobie miejsca gdzieś blisko lady, by móc postawić zakup na krześle, spokojnie zamówić to, co chciał, a następnie wsadzić gdzieś do kąta kłopotliwy bagaż i zjeść w spokoju. Niestety, ani blisko lady, ani dwa metry od niej nie widział żadnego wolnego krzesła - dopiero gdzieś w oddali dostrzegł majaczące miejsce. Wręcz się na nie rzucił, jednak trochę bał się zostawić cenny prezent samemu sobie.
    Na całe szczęście, przy stoliku dostrzegł dziewczynę, którą kojarzył z pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdyby to była Ślizgonka lub choćby Krukonka, nie mógłby zaufać jej tak łatwo, ale jako, że dzielili ze sobą dom...
    - Cześć - rzucił szybko, kładąc ciężar na drewnianym krześle, po czym szybko zaczął: - Słuchaj... mogłabyś mi tego popilnować przez pięć minut? Obiecuję, że tylko pięć, dłużej mnie nie zejdzie zamawianie czegoś do jedzenia. - Tu nastąpiło szybkie spojrzenie na ciągle wydłużającą się kolejkę do baru, a następnie rozszerzenie ust w szerokim, zachęcającym uśmiechu. - Tak pięknej dziewczynie na pewno nikt tego nie uszkodzi. Będzie z tobą bezpieczne, prawda?

    [ Jest dobrze, jakoś to pociągniemy! ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Już od dłuższego czasu obserwował tą uroczą Gryfonkę, która przy bliższym poznaniu okazała się niezłym ziółkiem. Jej odwaga i fakt, że nie pozwalała sobą pomiatać zainteresowały Jace’a do tego stopnia, że postanowił zwrócić na siebie jej uwagę. Oczywiście w mało inteligentny sposób, bo przecież był przedstawicielem płci brzydszej i nie potrafił racjonalnie myśleć. W każdym razie nie wiedział jakie oczekiwania ma w sprawie z Andromedą, której imię poznał całkiem przypadkiem słysząc, jak pewnego razu Flitwick krzyczał na nią, próbując zrozumieć fakt, że zawsze była spóźniona. I to naprawdę zawsze.
    Jace nie interesował się dziewczynami od czasu, kiedy jego była zostawiła go na pastwę losu wyjeżdżając Merlin wie gdzie i szczerze mówiąc wcale nie zamierzał znowu się tak angażować. Próbował nawet wrócić do starego stylu życia kobieciarza, ale nie sprawiało mu to już tej samej satysfakcji co kiedyś. Natomiast ta Gryfonka… Przyciągała go do niej jakaś dziwna siła, której nie potrafił zrozumieć.
    Pech lub szczęście sprawiło, że przechodził z grupką kolegów akurat obok miejsca wypadku Andromedy. Zapewne z jej torby wysypała się cała zawartość a ona sama nie potrafiła się należycie tym zająć. Uśmiechnął się pod nosem wiedząc, że może być to właśnie ten przełomowy moment, kiedy uda mu się zwrócić jej cenną uwagę na niego. Chociaż to nie powinno być przecież problemem. Dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, że jest atrakcyjny i dziewczyny często mu ulegały.
    Wykorzystał nieuwagę Gryfonki i podszedł szybkim krokiem do pergaminu, który jako pierwszy rzucił mu się w oczy. Jak przypuszczał okazał się on listem, do tego od ojca. Jace przeleciał po nim wzrokiem i dostrzegł wiele krępujących zdrobnień jej imienia i słodkich ksywek. Sam parsknął śmiechem po czym zaczął czytać na głos, chcąc przekonać się, co z tym wszystkim zrobi Andromeda. Jego koledzy zaczęli śmiać się w niebogłosy, niemalże tarzając się po ziemi. Przyjął to z satyfakcją. Wychował ich w ten sposób, że w każdej sytuacji wiedzieli jak mają się zachować.
    Nie wziął pod uwagę niestety tego, że Andromeda nie była uległa, jak większość jego ofiar. Zazwyczaj osoba, która mu potrafiła się postawić zyskuje jego największy szacunek i co więcej – sympatię. Brunetka rzuciła się na niego z pięściami, czego całkowicie się nie spodziewał. Zrzuciła ich oboje na ziemię. Poczuł jej małe piąstki wbijające się w jego tors. Musiał przyznać, że miała dużą siłę, ale nie wystarczającą, by go zranić. Inni Ślizgoni patrzyli się na nich osłupieni. Ten zwrot akcji sprawił, że nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Pomóc, czy uciekać? W tym momencie oni stanowili najmniejszy problem. Andromeda spojrzała mu w oczy i zatrzymała rękę w powietrzu niemalże uderzając go prosto w twarz. Nie zrozumiał dlaczego jedna, ledwie zauważalna, jednakże widoczna łza spłynęła po jej policzku i wylądowała na jego czole.
    Po chwili usłyszeli hałas, który sprawił, że koledzy Malfoy’a ruszyli pędem w stronę schodów. Mogli jeszcze uciec przed karą Filch’a, który kroczył właśnie w ich stronę mrucząc coś niezrozumiałego pod swoim koślawym, wielkim nosem. Jace zareagował natychmiastowo. Podniósł zdezorientowaną dziewczynę z siebie, co nie sprawiło mu najmniejszego problemu i pociągnął ją za rękę ku najbliższych drzwi. Trafili do jednej z wielu opuszczonych klas. Blondyn stanął przy drzwiach nasłuchując, czy wredny woźny nie zorientuje się, że schowali się właśnie tutaj. Kiedy jego zrzędzenie było ledwo dosłyszalne Jace spojrzał na Gryfonkę i podniósł do góry jedną brew jednocześnie masując się delikatnie po torsie.
    - Mam nadzieję, że nie narobiłaś za dużo szkód. – stwierdził uśmiechając się tym swoim firmowym uśmiechem. Na ten moment właśnie czekał. Na tą bezpośrednią konfrontację.
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  20. [Anna wygląda mi jak idealna kandydatka na przyjaciółkę dla Freddiego! Co o tym sądzisz? :)]

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Mam ogólnie jeszcze jeden, genialny pomysł, co do naszego wątku, możesz jeszcze raz do mnie napisać na gg? Gdzieś mi się zapodział Twój numer... ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  22. [To czemu by nie zrobić takiego wątku? :) Jeśli się zgodzisz to z wielką chęcią go zacznę, tylko musimy ustalić jeszcze kilka szczegółów :) jakieś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  23. Nastrój Gryfonki zmieniał się co pięć sekund a widać było, że walczy z czymś wewnętrznie próbując zrozumieć co tak naprawdę się z nią dzieje. Przekrzywił głowę marszcząc brwi, kiedy Andromeda podbiegła do niego ciągle przyciskając torbę do piersi, jak gdyby Jace miałją wyrwać siłą. Próbowała rzucać ku niemu najobrzydliwszymi wyzwiskami ale końcem końców nie potrafiła wyrazić złości, która nią targała. Szczerze mówiąc zastanawiał się, czy jej wściekłość rzeczywiście jest prawdziwa, skoro nie potrafiła wymierzyć mu ciosu w twarz, czy po prostu się zgrywa – tak dla zasady.
    Miał ochotę powiedzieć, żeby zachowywała się nieco ciszej, ponieważ Filch w każdej chwili może wrócić i znaleźć ich schowanych w tej opuszczonej Sali, gdzie zapewne nie powinni, wręcz nie mogli przebywać. Jednak za każdym razem, kiedy otwierał usta, by ją uciszyć ta wyrzucała mu jakim to jest podłym dupkiem. W końcu zrezygnował i kiwał głową przyjmując do siebie każde jej słowo. Nie dotykały go tego typu wyzwiska, ponieważ wiedział, że jest to najszczerszą prawdą. Nie miał zamiaru się zmieniać, bo ten właśnie charakter sprawiał, że uważał się za kogoś wyjątkowego.
    Rozkazała mu oddać list od ojca, który od kilku dobrych minut spoczywał w kieszeni jego szaty. Szczerze mówiąc nie bawiły go jej przydomki wymyślone przez rodziciela. Bardziej zazdrościł Gryfonce dobrego kontaktu z nim. Była to jedyna rzecz, której Malfoy nie posiadał w swoim arystokrackim życiu. Egzystował sobie jak pączek w maśle nie odczuwając miłości rodzicielskiej co było dla dziecka prawdziwą traumą. Dlatego to uczucie zastępował sobie chamskością i okrucieństwem.
    - Szkoda by było tak ślicznej buźki, nie sądzisz? – spytał pozwalając sobie chwycić jej podbródek w dwa palce i podnieść do góry tak, by dziewczyna na niego spojrzała. Fakt, że brunetka nie potrafiła spojrzeć mu w oczy sprawiał, że był zdecydowanie na wygranej pozycji. Znaczyło to, że Gryfonka boi się tej konfrontacji. Jej czekoladowe, ciepłe oczy złączyły się w linii prostej z jego zupełnie odmiennymi - rzucającymi lodem, w odcieni szarości. W tym momencie zdał sobie sprawę jak bardzo się od siebie różnią. Dlatego trafili do oddzielnych domów tym samym na zawsze stwarzając pomiędzy nimi niewidzialną, grubą ścianę. Gryffindor sprawiał, że Jace czuł wewnętrzne obrzydzenie. Wzdrygał się na samą myśl o ich poglądach czy samych wesołych twarzach. Wciągnął powietrze i na krótką chwilę cyniczny uśmieszek zniknął z jego twarzy, jednak w porę się opamiętał. Spuścił rękę patrząc się na nią wyzywająco.
    - No dalej, uderz mnie. Inaczej nie odzyskasz listu Misiaczku. – dodał słodką ksywkę zawartą w owym liście o który rozchodziła się cała sprawa. Musiał sprawdzić jak daleko może się posunąć.

    [Pozwoliłam sobie wymyślić tą ksywkę, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  24. Obserwował jej każdy nawet najmniejszy ruch chłonąc jej złą energię. Andromeda wbiła długie paznokcie we własną skórę próbując usunąć zbędne myśli. Miał przemożoną ochotę zaprotestować i zetrzeć krople krwi płynące po jej bladej ręce, jednak się powstrzymał wiedząc, że nie mógłby sobie na to pozwolić. Ona była inna. Całkiem odmienna od tych wszystkich pustych dziewczyn, które nie umiały się postawić i odszczekać. Wbijała w Jace’a swój wzrok mówiący jedynie tyle, że niedługo jej cierpliwość się skończy, ale mu to nie przeszkadzało. Nadal uśmiechał się cynicznie lustrując ją całą wzrokiem.
    Westchnął, kiedy cofnęła się o krok bojąc patrzeć się w jego oczy dłużej niż kilka sekund. Żałował, że to połączenie nie trwało dłużej. Poczuł jak ich dusze splątały się ze sobą, kiedy Gryfonka momentalnie to zerwała.
    Zbliżył się do niej o tyle, ile ona się odsunęła i patrzył na nią z góry. Była w końcu o głowę niższa. Kiedy Andromeda nie wytrzymała presji i bez żadnych skrupułów go spoliczkowała zamarł na kilka sekund odchylając głowę w prawą stronę pod wpływem nikłej siły. Uśmiechnął się czując przyjemne pulsowanie policzka. Czuł nadal jej małą dłoń odbitą na jego twarzy. Pewnie wyglądał w tym momencie bardzo komicznie z tym czerwonym śladem. Kątem oka udało mu się zauważyć jak dziewczyna wyciąga ku niemu rękę prosząc o list. Nie przejął się tym zbytnio po czym znów wbił w nią swoje zimne spojrzenie i pokonał ostatni metr, który dzielił ich ciała. Niemalże mógł stwierdzić, że czuł jej przyspieszony oddech na jego torsie. Serce biło mu w piersi niczym oszalałe a pulsujący policzek jeszcze bardziej przyspieszał krążącą w żyłach krew.
    - Co ci to dało? – spytał ignorując jej burzę włosów, które lekko muskały jego twarz. Stali zdecydowanie zbyt blisko siebie, co z drugiej strony nie było aż takie złe. Jace czuł jej słodkie perfumy, które drażniły jego nozdrza. Wciągnął powietrze delektując się tym zapachem, zdając sobie sprawę, że takich chwil może w przyszłości zabraknąć. Wyciągnął z kieszeni list po czym uniósł go na wysokość jej oczu.
    - Udowodniłaś jedynie, że nie umiesz panować nad swoimi emocjami. To okaże się kiedyś zgubne, uwierz mi. – stwierdził przywołując na myśl jego własny przykład. Przestał się uśmiechać i spoważniał po czym usiadł na ławce szukając w kieszeniach szaty papierosów. Zignorował fakt, że Andromeda wydawała się nieco zdziwiona jego zachowaniem. Odpalił różdżką fajkę i oparł się rękoma z tyłu rzucając jej ignoranckie spojrzenie. Był całkowicie pewien, że poczuła się przez nie zmieszana i zbita z tropu. Przyjął ten fakt z ukrywaną satysfakcją.
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Jasne, odpisuj! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  26. Komizm w jej postawie górował nad wszystkim innym i sprawiał, że mimo iż Jace chciał zachować kamienną twarz jego usta mimowolnie wykrzywiały się w uśmiechu. Andromeda była tak bardzo zdenerwowana i speszona zaistniałą sytuacją, że nie wiedziała co ma ze sobą zrobić nie wspominając już o tym w którą stronę powinna spoglądać. Ślizgon dostrzegł, że na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce, kiedy przyłapała siebie na przyglądaniu się jego ustom wypuszczającym strużkę dymu. Podniósł do góry jedną brew nie mogąc zrozumieć co kryje się w myślach Gryfonki.
    W pewnym momencie, którego Jace nie zdążył nawet zarejestrować brunetka ruszyła pędem ku drzwi próbując wydostać się z tej krępującej sytuacji. Na jej nieszczęście ciężkie, mosiężne drewno uderzyło prosto w jej nos. Malfoy parsknął śmiechem próbując za wszelką cenę się opanować, jednak bezskutecznie. Cieszył się, że w jego życiu pojawił się ktoś, kto wprowadził w nim swego rodzaju przełom. Serce mu się radowało a uśmiech nie schodził z twarzy. Jednym słowem Andromeda stała się osobą potrafiącą znacznie poprawić mu humor i sprawić, żeby wszystkie problemy odeszły w niepamięć. Przynajmniej na tą krótką chwilę.
    Zgasił papierosa na ławce nie przejmując się, że ktoś mógłby to zauważyć i ruszył zaraz za dziewczyną. Kamienna podłoga była pobrudzona kroplami krwi, które zapewne zaczęły się sączyć z jej kontuzjowanego nosa. Uśmiechnął się przywołując na myśl zdarzenie sprzed minuty po czym zaczął szukać w kieszeniach szaty jakiejś chusteczki, wiedział bowiem, że kiedy uda mu się ją znaleźć będzie jej potrzebowała.
    Jak później się okazało nie było to wcale trudne. Miała duże szczęście, że Jace pojawił się przy schodach w odpowiednim czasie. Ślizgon nie miał nawet zamiaru domyślać się jakim cudem udało się jej stracić równowagę na przecież tak banalnie prostej drodze. Zrozumiał, że Andromeda była osobą niezwykle pechową (nie chciał używać słowa niezdarną nawet we własnych myślach). Dwoma krokami pokonał dzielącą ich przestrzeń i w ostatniej chwili złapał przerażoną dziewczynę w pasie. [ Och jaki bohater XD ] Uśmiechnął się do niej szelmowsko nawet nie rozważając opcji, by ją puścić.
    - Znowu się spotykamy w niezręcznej sytuacji. – stwierdził szeptem nadal nie zapominając o tym, że w każdej chwili może się tutaj pojawić Filch i uziemić ich na dobre co w sumie teraz nie wydało mu się tak bardzo złym pomysłem. – Chyba musisz przestać ode mnie uciekać. – mruknął podając jej chusteczkę, którą nadal trzymał w lewej ręce. – Tobie przyda się bardziej niż mi. – podniósł jedną brew przenosząc wzrok z jej – musiał przyznać, że niezwykle hipnotyzujących – oczu na zakrwawiony nos, który wcale nie odbierał jej uroku. Wręcz przeciwnie podkreślał, że Andromeda była podatna na zranienia znacznie bardziej wraz z jej pechowością niż każdy inny. Fakt ten sprawiał, że Jace mimo wszystko się o nią martwił.
    - Może potrzebujesz jakiegoś stróża, który nieco przedłuży twoje życie, skoro tak bardzo los próbuje targnąć się na twoje życie? – dodał z nutką cynizmu, jednak miał szczerą nadzieję, że brunetka wyczuje w jego tonie propozycję nie do odrzucenia. Podniósł jedną brew do góry i zorientował się, że nadal trzyma rękę na jej talii.
    Jace Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  27. [Czuję, że Teddy nie raz i nie dwa dostanie od niej przez łepetynę, ale wydaje się być idealną przyjaciółką, dla kogoś takiego jak on ^ ^]

    Teddy Weasley

    OdpowiedzUsuń