24 lipca 2014

DIFERENTE

Ślizgon ━ Kapitan ━ Ścigający

╔═══════════════════════════════════════════════╗
11 stycznia 1960 // czysta krew // VII rok // Slytherin
Zielarstwo, Historia magii, Eliksiry, Transmutacja, Zaklęcia, OPCM
Klub pojedynków // brytyjski krótkowłosy Sleepyhead
kieł widłowęża, tarnina, 12 i ¾ cala, odpowiednio sztywna
bogin: martwa siostra // patronus: lis
╚═══════════════════════════════════════════════╝
Czy znasz to uczucie, kiedy stajesz się czarną owcą rodziny? Kiedy wszyscy uważają Cię za osobę, która najbliższych oddałaby za jakiekolwiek korzyści dla siebie? Ktoś widzi w Tobie wyłącznie śmierciożercę, tylko dlatego, że wylądowałeś w takim domu, a nie innym?

Nie?
Też chciałbym odpowiedzieć tym samym słowem.

INNY ━ INNI



Twarzą Lenarda - Jon Kortajarena
wolę zaczynać
kontakt - jak zawsze dostępne słoneczko: 28107610
Mistrzu Gry - działaj

51 komentarzy:

  1. Treningi Quidditcha z reguły nie należały do najprzyjemniejszej formy spędzania wolnego czasu, jednakże ciężki los każdego członka drużyny zmuszał go do systematycznego stawiania się na stadionie, gdzie w pocie czoła bronili okrągłych pętli, zawzięcie strzelali gole, gonili za złotym zniczem, czy też sprawnie odbijali tłuczki za pomocą drewnianej pałki. Ian jako Ślizgoński obrońca zajmował się właśnie owymi dwoma bramkami, starając się nie dopuścić ścigających drużyny przeciwnej do wbicia jakiegokolwiek gola. Na samym początku swojej sportowej kariery czuł niemalże stu procentowe zaangażowanie i determinację, która aktualnie pokryła się grubą warstwą lenistwa i braku chęci do gry. Na twarzy chłopaka notorycznie pojawiał się wyraz zniechęcenia i jawnej rezygnacji, gdy tylko jego uszy zarejestrowały te dwa krótkie i irytujące słowa: "Jutro trening!" Jak na wychowanka Domu Węża przystało, już nie raz nie dwa wyciągał z zanadrza swoją tajną broń - podstęp połączony z odrobiną sprytu - by całkowicie świadomie umknąć przed zbliżającym się kaflem i na własne życzenie doprowadzić swoją drużynę na samo dno w klasyfikacji tabeli i ogólnych nędznych punktowych wyników. Po żadnym z przegranych meczy nie odczuwał jednak choćby najmniejszych wyrzutów sumienia: koledzy z zespołu i tak nigdy nie traktowali go na równi z innymi zawodnikami, toteż ich komentarze typu: "Jeszcze raz spieprzysz taką zagrywkę Blake i wypadasz", nie robiły na nim wrażenia. Jedyną osobą z drużyny, do której czuł pewnego rodzaju respekt, był nie kto inny jak sam Kapitan, trzymający w ryzach siedmiu pozostałych zawodników. Lenard jak dotąd wykazywał się godnym podziwu spokojem i niekończącą się cierpliwością, ani razu nie pokuszając się o wyciągnięcie różdżki i nie udowadniając tym samym kto tu rządzi. Bo przecież z łatwością mógł ośmieszyć nieudolnego obrońce na oczach całej drużyny, wytykając mu każdy błąd i upokarzając kilkoma prostymi słowami, ale mimo wszystko tego nie zrobił. Nie mniej jednak po dzisiejszym ważnym treningu - ostatnim przed zbliżającym się meczem - Ian miał już całkowitą pewność, iż tym razem nie obejdzie się choćby bez rozmowy w cztery oczy, lub co gorsza wyrzucenia go ze składu. Katastrofa - to słowo mogło najlepiej zdefiniować to co kilkanaście minut wcześniej wydarzyło się na boisku. Po piątym puszczonym golu pewność siebie Ian'a całkowicie uleciała w powietrze, a jej miejsce zastąpiła lekka panika. Po końcowym gwizdku ociągał się jak tylko mógł, okrążając kilkukrotnie całą szerokość boiska i dopiero wtedy zmierzając do szatni w nadziei, że nie zastanie tam już nikogo z zawodników noszących szaty w barwach Slytherinu. Od niechcenia rzucił miotłą o podłogę, siadając na ławce i ocierając ze skroni kropelki potu, przy okazji rozglądając się na boki aby stwierdzić, że ku jego radości szatnia zyskała miano opustoszałej. Po zdjęciu z rąk długich skórzanych rękawic chłopak zabrał się za ściągnięcie sportowej szaty, która chwile później także wylądowała na podłodze. Nie zamierzał spędzić w brudnej szatni nie wiadomo ile czasu: wolał jak najprędzej stąd odejść i wziąć spokojny prysznic w Zamku, z dala od stadionu, trybun i innych kojarzonych ze sportem miejsc. Ślizgon schylił się by chwycić za swój codzienny, szkolny mundurek i w tym samym momencie podniósł głowę, napotykając wzrokiem osobę, której w ogóle się tu nie spodziewał. — Lenard? A ty co tutaj jeszcze robisz? — zapytał, unosząc brew w geście zdziwienia. Domyślał się po co tak właściwie Kapitan pofatygował się do opuszczonej szatni, jednak nie chciał przyjąć tego do świadomości i skłaniał się do udawania szczerego zdziwienia. Może i pragnął odejść z drużyny, jednak wyrzucenie zawsze równało się z porażką i brakiem podstawowych umiejętności, a perspektywa ogromu plotek o jego spektakularnym fiasku nie była tym wymarzoną rozgłosem i wyśnioną renomą, na którą wyczekiwałby w zniecierpliwieniu. — Wiem, że dzisiejszy trening był katastrofą. Pracuje nad tym — zapewnił, w pośpiechu byle jak zarzucając na siebie czarną szatę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale niech zgadnę — kontynuował, przybierając pokerową minę i jeszcze bardziej niewzruszony ton głosu — Nie chcesz, żebym zagrał w najbliższym meczu, mam rację? — rzucił, posyłając mu spojrzenie mówiące samo za siebie: Zrób to jeśli musisz. Nie krępuj się, możesz mnie wywalić. Mnie i tak jest wszystko jedno.

      [to się nazywa tempo, karta od kilku minut, a Lenard już ma zaczęty wątek :D Kartę już chwaliłam, ale i tak pan Ślizgon jest cudowny :3]

      Usuń
  2. Irytek przez ostatnie dni zaszył się w czeluściach zamku i opracowywał nowe metody dręczenia mieszkańców zamku. Znudziło go stare żarty polegające strzelaniu balonami z gumochłonim śluzem czy maczanie ogonów kocich w atramencie, tym razem postanowił przetestować dopiero co skradziony z składziku Slughorna słoik z smarkami Trolla Górskiego. Obiekt testowy właśnie wracał z treningu Quidditcha. Najpierw złośliwy duch rzucił pierwszym glutem pod stopy pana pięknego po czy zachichotał, widząc swoje niewielkie efekty zaczął rozrzucać wydzielinę jak oszalały trafiając ślizgona w kolano, nieco poniżej pępka w zakazane, męskie miejsce a później we włosy i na samą twarz.
    - Buhaha, posmarkałeś się Leniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Dobry :) Może teraz uda nam się jakiś wątek poprowadzić, bo na tym drugim Hogwarcie usunęłam postać z którą był wątek :) Ładne zdjęcie, no i karta też zachęcająca. ]
    Audrey/Melissa

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nie spodziewałam się, że zrobisz chłopaczka XD Świetny wizerunek. Karta też niczego sobie. Witam :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [A cześć, cześć xD Fajny Ci ten Lenard wyszedł <3]

    Millie

    OdpowiedzUsuń
  6. [Taki piękny pan ohhh ahhh <3 (nie będę wypominać Ci śmierci Noelle, bo wciąż czuję się winna za tego Eliasa :c Ale myślę, że są oni razem w postaciowym niebie xD)]

    Jamie

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam, witam *.* Przystojny i fajny on!]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Niech znają się jeszcze z Hiszpanii. To możliwe, prawda? ;>]

    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hm, jak teraz myślę, to Cathy mogła go poznać, gdy byli małymi dzieciakami, ale oczywiście trzeba przyjąć, że żyła wśród mugoli i świata czarodziejów nie znała. Cortez mógł jej coś pokazywać, coś mówić, lecz ona wzięłaby go za wariata i czym prędzej zwiała. W szkole jednak już inaczej powinna się wobec niego zachowywać, choć teoretycznie jest oślizgłym Ślizgonem ;>]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ASDFGHJKL! *.* bo nie miałam Ci kiedy tego powiedzieć, jak sprawdzałam kartę :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zróbmy z nich eksów, którzy mieli dość specyficzny związek, w którym głównie się kłócili, chociaż dla Jamie mógł być to jeden z najdłuższych związków, które posiadała. Na wakacjach jakieś dramatyczne wydarzenie mogło ich od siebie oddalić, szkoda że Lenard nie jest śmierciożercą, ale może Jams zobaczyła coś związanego z czarną magią?]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Jaki fajny Pan! *.* ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  13. [Heeeeeej Chan, jak dobrze, że jesteś! :> Jak coś, to wiesz, gdzie wpaść c;]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja sobie właśnie od czasu do czasu zapuszczam i fantastycznie mi kontrastuje z postacią Arabelli, kto wie, może kiedyś z pomocą kolegów/koleżanek zmieni się coś w tej duszyczce. Poczytałam sobie i chyba mam pomysł na wątek z Lenardem. Skoro jego dziadek pochodzi z szanowanej rodziny i ceni ślizgońskie wartości, to na pewno Müllerowie chcieli z nim utrzymać kontakt, by nie popaść w niełaskę czarodziejskich rodów. Co Ty na to, by kilka wakacyjnych dni spędzali razem jako dzieciaki i odkryliby w sobie przyjaciół? Lenard widzę, że poniekąd pogodził się z byciem Ślizgonem, ale Arabella nadal nie może tego przeżyć. Myślisz, że chłopak może być jedyną osobą, która wie o tych jej rozterkach, czy za bardzo wyskoczyłam do przodu? :)]

    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  15. taki ogień mi wyszedł z mojej Ivci, a Leo to Leo i z Chantelle jeszcze nie mieli okazji się poznać, ale i jedno i drugie sądzę że bardziej pasowałoby do Lenarda na wąteczek :D

    Iv/Leo

    OdpowiedzUsuń
  16. [O, może zróbmy tak, że Cathy przypadkiem natrafi na grupkę Ślizgonów, która bez wyraźnego powodu kogoś zaczepiła (albo może ją zaczepili? nie wiem, co będzie śmieszniejsze :D). W pierwszej możliwości Lenard mógłby tam stać tylko na przyczepkę, może też zupełnie przypadkiem, Cath jednak, widząc go tam, upewniłaby się w swojej teorii na jego temat. To dopiero smutek! Ewentualnie, jeśli chcemy wątek wakacyjny, Lenard odwiedziłby rodzinę w Hiszpanii jeszcze w lipcu i tam spotkał Cath.]

    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  17. [A dobry wieczór i panu.]

    Kyllen

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć! I dziękuję za powitanie <3]

    Charlie Hatcher

    OdpowiedzUsuń
  19. [Nie wiem co się ze mną dzieje dziś, ale nie mam żadnego pomysłu na wątek ani z Lenardem, ani z Chan. Wybacz, chyba ta wysoka temperatura przegrzewa mi mózg. A może Ty coś masz?
    I chyba jednak wolałabym najpierw wątek tylko z jedną postacią. Obojętnie którą.]

    Gabryś

    OdpowiedzUsuń
  20. Będąc małą dziewczynką, która prócz wychodzenia ze specyficznego mieszkania na obrzeżach Hastings i przynoszenia do niego licznych zadrapań na kolanie, szmat czasu spędzała na zabawę paroma pięknym lalkami, w swoich własnych czterech ścianach oblepionych odciskami kolorowych rączek. Wspominając te czasy, oczami wyobraźni dostrzegała klarownie zarysowaną sylwetkę młodziutkiej jeszcze ciotki Florence, która w charakterystyczny sposób przegryzała dolną wargę, trudząc się nad maszyną, służącą jako przedmiot jej pracy. Zza lekko uchylonych drzwi wyglądała mała blondyneczka o anielskim spojrzeniu, którą troskliwa Flo przywoływała machnięciem dłoni wraz z serdecznym uśmiechem na ustach, a gdy ta usytuowała się na kolanach kobiety, w ten Flo obejmowała ją i opowiadała Jamie magiczną historię, która zaskakująco dodawała jej weny do późniejszego pisania. Właśnie te czasy, wspomnienia, które za sobą niosły, były dla Jamie zaporą, która skutecznie utrzymywała w ryzach natężającą się w trzewiach dziewczyny rządze mordu, by ta nie miała odzwierciedlenia w czynach. Powód takich zamierzeń stał hardo przed balustradą łóżka dziewczyny, ze wspartymi po bokach ramionami i o wczesnym poranku ćwiczył wydawanie poleceń, a brak reakcji ze strony adresata wcale go nie zniechęcał, wręcz nakręcał do dalszej paplaniny.
    -Wstawaj sprzątać ten bałagan, nie wyjedziesz na żadne wakacje, póki nie ogarniesz swojego pokoju. Nie jesteś nawet spakowana! Kiedy ten twój kochaś po ciebie przyjdzie? Bo kiedy zadzwoni dzwonek, a ty będziesz w takim stanie, odeślę go z kwitkiem i…- przerwała, widząc jak Jamie podnosi poduszkę, którą chroniła ucho, a następnie kładzie gołe stopy na przyjemnie zimnej podłodze i przeciągając się ospale, mruczy nie wyraźnie: tak, tak, już wstaję. Czasy, gdy była jedynie siostrzenicą, minęły. Teraz Jamie zamieniła się w córkę, z powodu czego ubolewała, bo matkowanie było ostatnią czynnością, którą chciała doświadczyć na sobie.
    Jednak mimo feralnego startu dzisiejszego dnia, cała reszta zapowiadała się obiecująco. Po szybkim, powierzchownym spakowaniu najpotrzebniejszych przedmiotów do torby, z szerokim uśmiechem na twarzy brała zimny prysznic, rozmyślając o swojej miłości, z którą przyjdzie jej spędzić zdecydowanie jedne z najpiękniejszych dni tych wakacji i to w jednym z najpiękniejszych krajów Europy. Lenard był jak magnez, który ją przyciągał, charyzmatyczny i przystojny, a sposób, w który na nią patrzył i czułość, z jaką przychodziło mu spleść z nią palce, ujmowała ją na tyle, by się w nim zatracić.
    Była jeszcze w ręczniku, rozczesując szczotką mokre włosy, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk dzwonka oraz kroki stawiane tuż za progiem drzwi łazienki. Kroki Florence, która rześkim krokiem przemierzała długi, wąski korytarz w zamierzeniu powitania Lenarda. Jamie przeklęła cicho i dosłyszała dźwięk przechylającej się klamki.
    - Oh, witaj! – kobieta przeciągnęła samogłoski, zadzierając głowę wysoko, jako że mierzyła sobie niewiele ponad metr sześćdziesiąt. – Wejdź, proszę. Lenard, tak? - lecz zanim zdążył odpowiedzieć, Flo dodała szybko: - Jasne, że tak. Mimo że Jamie mi o tobie nie opowiada, często słyszę jak przez noc mamrocze twoje imię.
    Z impetem wypadła przez próg łazienki, dostrojona jedynie w zawiązany na piersiach ręcznik, wołając imię ciotki, gdy kroczyła szybkim krokiem wzdłuż korytarza, prosto do drzwi wejściowych, gdzie odnalazła ich dwoje.
    - Tobie już podziękujemy – uśmiechnęła się znacząco do broniącej się gestem „składam broń” ciotki, która na pożegnanie, rozbawiona, puściła Lenardowi oko. Jamie westchnęła z irytacją i przewróciła oczami, po czym spuściła głowę i spojrzała na swoje „ubranie”. – To może ja się szybko… no wiesz, ubiorę?

    [takie rzeczy wychodzą tylko o 1 XD]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Hej! Jak zobaczyłam Jona, nie mogłam się powstrzymać :D Masz może czas na wątek? Jeśli tak, to coś wymyślę]
    Lux

    OdpowiedzUsuń
  22. [Przyszłam do Lenarda, bo, płytkość sadzawki lvl max, ale jego twarz wygrała. :D
    Ale nie wiem co z tym zrobić, bo Anka z zasady się Ślizgonów boi. :<]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  23. [Witam również! Sama teraz trochę żałuję, że nie Slytherin ;< Chęci na wątek?]

    JAC

    OdpowiedzUsuń
  24. [Kurde, nie wiem, bo ona nie okazuje, że się boi, tylko ich unika. Więc trzeba ich drogi skrzyżować, ale jestem w tym beznadziejna. :D Chyba, że skazałybyśmy ich na walkę z dzikimi roślinami na zielarstwie, nic tak nie łączy ludzi jak mandragory albo co. Jeszcze jakby uratował jej kudły przed jakimiś dzikimi pnączami to ło, może by go nawet polubiła! Bo dobre serce Anka ma. :D]

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Jeśli chce dostać w pysk :D A czemuż to chłopie w depresji jest? ]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  26. [Och, dla takiej postaci uzbroję się w cierpliwość. Jest dla niej bardzo atrakcyjny, bo Lux ma fioła na punkcie Quidditcha, a on jest przecież kapitanem. Poza tym, jak już pisałam, ma ciekawy charakter, taki tajemniczy i ciężki do rozgryzienia, trochę jak moja postać. Skoro jest w klubie pojedynków, to mam pewien pomysł. Lux mogłaby udawać, że jest tam zapisana, pójść na zajęcia i zacząć z nim rozmawiać, przynajmniej próbować, aby zblizyć się do niego, no bo w końcu jako kapitan jest dla niej jakimś tam autorytetem. Dalej coś pewnie by się rozwinęło. Może być, czy jednak przekombinowałam? xd]

    Lux

    OdpowiedzUsuń
  27. [Teraz wybieraj wątek z Ivette czy Leo ? :D]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Dziękuję bardzo za pochwałę, a na wątek chętnie by Eric przystał, ale... problem w tym, że po przeliczeniu ich okazuje się, że mam ich już w nadmiarze i boję się, że mogę opóźniać już teraz. Jeżeli jednak wykruszą mi się wątki lub je zakończę, możliwe, że sobie o Tobie przypomnę i wtedy się zgłoszę po coś wspólnego. Swoją drogą przydałby mi się Ślizgon, który na I roku nauki Erica wsadził go do kufra z kolegami. Może to Lenard chciał wbić się w Śligońskie normy? Mogliby się przez to nie lubić. A raczej Claybourne by nie lubił Twojego, a Lenardowi może byłoby głupio za tamtą sytuację, a może nadal by go męczył. Jak myślisz?]

    Eric C.

    OdpowiedzUsuń
  29. [ jestem pewna, że jakoś by sobie poradziła, choć zazwyczaj ignoruje to co mówią inni, ale Panda brzmi zbyt słodko. Mogę się założyć, że miłoby się patrzyło na to jak się biedna denerwuje. Och, mecz, czyli coś czym ona w ogóle się nie interesuje, zbyt przyziemne to jak dla niej. Pocieszenia więc pewnie by u niej nie znalazł, ale za Pandę mogłaby się odpłacić hiperbolizując jego porażkę]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  30. [Ślizgon Ślizgonkę zrozumie, a Ślizgonka Ślizgona. Czy znasz to uczucie, kiedy (...) ktoś widzi w Tobie wyłącznie śmierciożercę, tylko dlatego, że wylądowałeś w takim domu, a nie innym? O, właśnie o to mi chodzi. Ins bardzo chciała być Krukonką, ale wyszło jak wyszło. Mogli zawiązać jakiś elegancki sojusz niedługo po rozpoczęciu przez Inso nauki w Hogwarcie, może Lenard subtelnie się nią opiekował i pokazywał co i jak? Albo w ogóle mogli poznać się jeszcze przed pójściem do Hogwartu, przez rodziców albo coś w tym stylu.]
    Inso

    OdpowiedzUsuń
  31. [No słucham, Chan, co chcesz? :D]

    <3

    OdpowiedzUsuń
  32. [Przestań się podlizywać i zacznij nam wątek <3]

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Myślę, że takie relacje będą okej, wzajemne dogryzanie idealnie pasuje do Pandor, a już szczególnie wtedy gdy ktoś nazywa ją misiem. Jednocześnie jeśli on jest w dobrych stosunkach z Ramirezem, to pewnie zmuszeni są do częstych kontaktów ze sobą, ale to luźna myśl. ]
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  34. Ian z pełną świadomością założyłby się o kilka złotych galeonów twierdząc, iż Kapitan przybył do szatni tylko i wyłącznie po to, aby oko w oko skonfrontować się z nim odnośnie przegranego meczu i w konsekwencji wydalić go z drużyny. Miał co do tego znakomitą okazję: puste pomieszczenie, ani jednego świadka, stojący na przeciwko nieudolny obrońca... Jednak mimo wszystko scenariusz Ślizgona nie ujrzał światła dziennego, a sam Lenard wysunął ku niemu propozycję, której nigdy nie spodziewał się usłyszeć. Ian oczywiście pamiętał ich niedawną libację po meczu z Puchonami, po którym ku jego uldze wszyscy zawodnicy zsolidaryzowali się ze sobą z niewiadomych przyczyn, wspólnymi siłami knując spisek mający na celu pozbycie się kapitana przeciwników. Był to jednak jednorazowy epizod, który nie miał prawa się wydarzyć. W tamtym czasie przemawiała przez nich tylko i wyłącznie czysta nienawiść, zraniona sportowa duma i rzecz jasna alkohol, co aktualnie nie miało miejsca. Ślizgon ewidentnie poległ na pełnej linii, dzięki czemu zasłużył przede wszystkim na karę, a nie na podtrzymujące na duchu słowa kierowane przez Corteza, oraz propozycję wypadu do Hogsmeade.
    Przy Ognistej lepiej się myśli, nie sądzisz?
    Uśmiechnął się lekko pod nosem, na wszelki wypadek przemilczając odpowiedź na ostatnie pytanie. W jego opinii, po niejakiej Ognistej Whiskey nie było mowy o myśleniu, a już w szczególności tym zdroworozsądkowym. W początkowych stanach upojenia można było jeszcze w miarę utrzymać kontakt z rzeczywistością, aczkolwiek jeśli Lenard rzeczywiście chciał omówić z nim przedmeczową taktykę, a nie obmyślać kolejne chwytliwe muzyczne hity, oboje musieli wybić sobie z głowy wizję wypicia więcej niż dwóch kolejek. — Zaczekaj — mruknął od niechcenia, przez moment pozostając jeszcze w szatni i odwracając się plecami do czekającego na zewnątrz Lenarda. Wsunął przez głowę czystą szatę z proporczykiem węża i po jak najprędszym doprowadzeniu się do ładu, wyszedł na owiane wiatrem błonia. Posłusznie ruszył w kierunku Zakazanego Lasu, zagłębiając się w alejkę stanowiącą skrót prowadzący do wioski. Kroczyli w może nieco zbyt kłopotliwym milczeniu, nie odzywając się ani słowem. Na pierwszy rzut oka nie wyglądali jak dwójka kolegów, idących na po treningowego drinka. Kilkukrotnie sam Ian chciał w jakiś sposób przełamać tę ciszę, jednak jak zawsze wycofywał się w ostatniej chwili. Zresztą tak czy siak nie wiedział, co powinien był w takich okolicznościach powiedzieć. Bąknąć kolejną już obietnicę poprawy swojej gry? Przeprosić za zrujnowanie Ślizgonom szans na wygraną? Wolał jednak cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń w nadziei, iż nieoceniona Ognista rozwiąże im języki, wywlekając na wierzch wszystkie te tajemnicze aspekty ich niecodziennej wędrówki.
    Ianek

    OdpowiedzUsuń
  35. [ No moja Rachael to istota lubująca się w Quidditchu, ale niestety w szkole nie gra z przyczyn wiadomych, ale zawsze chciała być ścigającą. Pewnie jak to ona siedziałaby sobie na trybunach przyglądając się treningowi. Zawsze siada w najmniej widocznym miejscu, wiesz in cognito. No i by ją nasz pan kapitan zauważył, chociaż jakby do niej zagadał to pewnie tylko by prychnęła pod nosem z pogardą. ]

    Rachael

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Miałam, miałam. Długo opłakiwałam usunięcie H23, tyle miałam fajnych wątków. Jeśli możesz to zacznij, dziękuję z góry. :* ]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Pasuje! I chyba uznam jednak, że jest zapisana, bo nie wiem jak wykombinować rozwinięcie fałszywego uczestnictwa. Jako że to Lux ma zagadać, pozwolę sobie zacząć :)]

    Praktycznie przez całe wakacje Lux nie wyściubiała nosa poza zachodnią wieżę. Dni spędzała w swoim dormitorium, czasem tylko wybierając się na samotne spacery. Początkowo jej to służyło, musiała bowiem przemyśleć kilka ważnych spraw. Jednak po kilku tygodniach jedzenia w samotności, samotnych, nieprzespanych nocy, spędzonych na czytaniu kilka razy tych samych książek można było zwariować. Pewnego dnia do Lux doszło, że w ciągu całych wakacji odezwała się może do pięciu osób? Na pewno było ich mało, jednak były to konwersacje zawierające jedno, najwyżej trzy słowa. Nie miała jednak zbyt wielu znajomych w Hogwarcie. Większość osób w jej wieku uważało ją za dziwaczkę, a starsi po prostu nie mieli ochoty jej poznawać. Stwierdziła, że w końcu musi wziąć sprawy w swoje ręce. Pierwsze wyjście od kilku tygodni na mecz Quidditcha było dla niej jak oddech po długim nurkowaniu. Mimo tego, że czasem źle się czuła wśród ludzi, to jednak dobrze czasem z kimś porozmawiać. Podczas meczu wpadł jej w oko jeden Ślizgon, o ile dobrze pamiętała był on ścigającym. Wprawdzie był dla niej zbyt przystojny no i starszy, ale kto jej zabroni marzyć? Po małym wywiadzie środowiskowym dowiedziała się jak ma na imię oraz że uczęszcza do klubu pojedynków. Postanowiła wykorzystać tą szansę. Zapisała się do klubu, stwierdzając, że jeśli znajomość nie wypali, to przynajmniej czegoś się nauczy. Na wejściu skłamała, mówiąc, że jest on jej znajomym i dlatego chce, aby wziął ją pod opiekę, jeśli byłaby taka możliwość. Wszystko poszło po jej myśli i o to szła właśnie na zajęcia. Nie stroiła się zbytnio, jednak tego dnia wyglądała całkiem ładnie. Witając się ze nim próbowała jakoś ukryć zdenerwowanie, bowiem nogi i ręce trzęsły się jej jak małej dziewczynce. Wyciągnęła do niego rękę, starając się zachowywać sympatycznie, jednak z gracją i klasą. Wiedziała co nieco o Ślizgonach, w końcu jej ojciec pobił ją za to, że nie trafiła do tamtego domu.
    - Hej, jestem Lux i chyba zostałam Tobie przydzielona.


    Lux

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Franeczce Lenard na pewno by imponował, bo taki wysoki, taki niedobry, taki ślizgoński i tak bardzo ma brodę. A skoro on ma uraz do Gryfonów, to Franka mogłaby udawać jakąś Krukonkę, byle tylko jej nie zdyskwalifikował ze względu na dom. >: ]

    OdpowiedzUsuń
  39. Ziewnęła przekręcając stronę podręcznika i opierając głowę na dłoni. Znudzonym wzrokiem wodziła po czarnych ślaczkach układających się w litery, a te następnie w słowa i od czasu do czasu warczała na jakiegoś pierwszaka, który zmierzał w jej stronę z zamiarem ulokowania się obok niej. Nie miała ochoty na towarzystwo żadnych gówniarzy, a tym najwidoczniej nie przeszkadzała chłodna powłoka, którą się otaczała, bo nagminnie pchali się w jej stronę. Ostatecznie wyciągnęła nogi przed siebie zajmując niemal całą kanapę i uniosła książkę na poziom swoich oczu niechętnie powracając do czytania nudnej lektury. Na stoliku przed nią leżał gotowy do zapisania pergamin, a ona sama przygryzała końcówkę pióra, w nadziei, że wreszcie trafi w książce na jakiś fragment godny uwagi i zaznaczenia koślawymi, niedbałymi liniami. Podrapała się właśnie piórem po nosie, gdy Lenard opadł na fotel obok. Obrzuciła go dość niechętnym spojrzeniem, nie tylko dlatego, że nie lubiła gdy ktoś jej przeszkadzał, ale również dlatego, że zirytował ją sposób w jaki się do niej zwracał. Nienawidziła tych pseudo zdrobnień swojego imienia, które wszyscy uważali za niezwykle zabawne i do porzygu urocze. Nie była uroczym, grubym misiem, wpieprzającym jakieś roślinki.
    - Po pierwsze mam na imię Pandora, nie Panda. Po drugie udław się tym co ciągle wpieprzasz. Och no i po trzecie jeśli cię to zainteresuje to zapytaj Ramiereza. O ile w ogóle z tobą rozmawia po tej druzgocącej porażce, panie kapitanie - posłała mu zgryźliwy uśmiech powracając do czytania. Pandora nigdy nie należała do ludzi subtelnych, mówiła co myślała nie zastanawiając się nawet czy przypadkiem nikogo nie urazi, a już z całą pewnością w relacjach ze Ślizgonem wygodnie rozłożonym na fotelu. Jednocześnie doskonale wiedziała, że temat ten jest dla niego wyjątkowo drażliwy, podobnie jak dla niej rozmowa na temat relacji między nią, a jego najlepszym przyjacielem. Uważała to za coś prywatnego, osobistego i nie miała zamiaru pozwolić na to by stało się to obiektem kpin. - Nie masz ciekawszych zajęć do roboty? Może pójdziesz sprawdzić w dormitorium czy przypadkiem cię tam nie ma, a ja w tym czasie dokończę pisanie pracy i wszyscy będą szczęśliwi - posłała mu szeroki, wręcz nienaturalny uśmiech, mocząc pióro w atramencie i zaznaczając niewielki fragment w podręczniku.
    Pandora Crowley

    OdpowiedzUsuń
  40. [Dziękuję za powitanie! ;) Podoba mi się Lenard, więc może i by z Carmen się dogadał. No i są w tej samej klasie. Więc co powiesz na wątek? ;)]

    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  41. [Jestem straszna. Nawet nie wiem jak przepraszać za to, że musiałaś tak długo czekać;c]

    Czasami myślała, że sposób, w jaki się do niego uśmiechała musiał zdradzać jej uczucia lepiej, niż jakkolwiek ubrane w słowa wyznania miłości. Przypuszczała, że czerń jej źrenic musi zajmująco przysłaniać zieleń jej tęczówek, gdy tak wpatrywali się w siebie, a każdym wykonywanym gestem, który splatał ich w dotyku, przyspieszali akcje łomoczącego w piersi serca. Przynajmniej Jamie wpadła w to po uszy, lecz z wrodzoną pewnością siebie wiedziała, że również jej chłopak musi czuć się podobnie odurzony. Nie potrzebowali żadnej amortecji, choć ich związek osoba trzecia mogłaby zaliczyć do rangi cudu. Gdy przełożył pasmo jej włosów i ucałował w czoło, wspomniała pamiętny bal, gdzie w ostateczności doszło do przyciągnięcia się dwóch przeciwnych magnesów (Gryfonki i Ślizgona) i sama Crosby, może pod wpływem klimatu jaki miała za zadanie wywołać dekoracja, nie potrafiła dłużej opierać się narastającemu w niej zauroczeniu, które z czasem przerodziło się w coś więcej. ”Dla mnie możesz zostać tak, jak jesteś”. Na jego uwagę założyła ręce na piersiach i uniosła do góry jedną brew, starając się utrzymać w ryzach swoje rozbawienie wyrażające się w szerokim uśmiechu. Ale jeżeli pani tak chce…”
    Ujęła jego twarz w obie dłonie i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
    - A teraz wybacz mi, proszę – odparła, niechętnie odwracając się na pięcie, by po chwili stracić z nim kontakt wzrokowy. Zrobiła parę szybkich kroków w stronę stopni, po czym zorientowała się, że Lenard stąpa tuż za nią i spojrzała na niego przez ramię. – No dobrze, pomóż mi z walizkami – uśmiechnęła się, by następnie przemierzyć całą długość schodów i przejść przez próg własnego, niewielkiego pokoju, gdzie ku jej uldze, panował nienajgorszy porządek, a na podłodze walała się jedna, granatowa walizka. – Tadam, oto mój metr kwadratowy – machnęła od niechcenia ręką, wskazując na przestrzeń, w której się znajdowali, gdzie tuż za nią uplasowało się jednoosobowe łóżko, a na liliowych ścianach wisiało wiele obramowanych zdjęć i równie ładnie oprawionych plakatów z nazwami zespołów i postaciami ich członków. Na półkach tu i ówdzie pojawiały się książki, lecz częściej można było dostrzec na nich dowody sentymentalności dziewczyny, czyli tak zwane pamiątki. W jednym z licznych pudeł znajdowała się pokaźna talia kart czarodziejów z jej ulubionych przysmaków, czekoladowych żab, a w kącie stała zakurzona gitara, nieudany prezent na trzynaste urodziny, gdyż ucho dziewczyny pozostawiało wiele do życzenia. Odwróciła się w tył, by zgarnąć z łóżka przygotowane ubrania. – Zostawiłam różdżkę w łazience. Ubiorę się i podsuszę włosy, możesz znieść walizkę – odparła, mijając chłopaka. Energicznie ruszyła w dół schodami, energicznie zakładała na siebie słonecznie żółtą, zwiewną sukienkę i na wysuszonych włosach, ogarniętych za pomocą zaklęcia, energicznie założyła materiałową opaskę pod kolor ubrania. Widać było, że się spieszyła, lecz zanim wyszła z łazienki, pragnąc wyglądać jak najlepiej, musnęła swoje policzki różem i nałożyła na rzęsy odrobinę tuszu ciotki. Voilà. Niby lepiej czuła się w spodniach i zwykłej koszuli, lecz lubiła od czasu do czasu poczuć się kobieco. Wyszła w przedpokój, gdzie napotkała już swojego ukochanego.
    -I jak? - okręciła się na palcach wokół własnej talii. – Mogę tak się pokazać?

    OdpowiedzUsuń
  42. Ramirez wykręcił się od obowiązku jakim była obecność na meczu, nie pałając cieplejszym uczuciem do towarzyskich spotkań. Uważał je za zbędną fatygę i nadgorliwość, stworzoną jedynie po to, aby zszargać jego niedościgniony potencjał, a wygląd Lenarda utwierdzał go jeszcze bardziej w tych przekonań, zmuszając do bezwstydnego, głębokiego westchnięcia, który w innych okolicznościach nie miał racji bytu.
    Cortez wyglądał jak gnijąca kupka śmieci, krzycząca: „nadaję się tylko na złom” i to jednocześnie bawiło, i irytowało Alastaira, który nie był w stanie wykrzesać z siebie ani grama współczucia w kierunku człowieka, który sam wykopał sobie grób, dwukrotnie! Za pierwszym razem dając się ograć słodkim, pokrytym lukrem i cukrem Puchonom, a za drugimi zatapiając smutki w Ognistej, która zawsze lubowała się w ludzkich nieszczęściach.
    — Oh — westchnął teatralnie, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu, gdy Lenard bez zaproszenia rozgościł się na jego posłaniu, kusząc go wonią browarni. W uszach nadal brzęczała mu pieśń żałobna o przegranej, która dostarczyła mu niezapomnianej rozrywki po kolejnej burzliwej sprzeczce z upartą jak osioł Pandorą. Słuchał wnikliwie ich rozmowy, zajadając się do smaku kanarkowymi kremówkami domowej roboty, nadesłanymi z domu przez poranną pocztę. Powstrzymanie śmiechu okazało się nie lada wyzwaniem. Był pewny, że jego niekontrolowany chichot zostanie zdemaskowany, ale nic z tych rzeczy, Ślizgoński Kwas, zbyt pochłonięty żądzą zemsty, nie popisał się spostrzegawczością.
    — Bycie lowelasem przemawia do mnie tysiąc rasy bardziej niż twoja przegrana twarzyczka, panie kapitanie — odparł, stosując do ostatnich słów specyficzną pogardę.
    Ramirez nigdy nie wsłuchiwał się namiętnie w słowa swojego uciemiężonego przez życie kapitana, koncentrując uwagę na innych, przyziemnych sprawach, które go otaczały, dlatego parsknął na dramatyczny monolog, dla zabawy sprawdzając mu prowizorycznie gorączkę. Przyłożył mu rękę do czoła, przyglądając się Ślizgonowi jak największej atrakcji turystycznej. Pochylił się nad nim, aby zlustrować zaczerwienione od alkoholu policzki.
    — To milutkie, że moja obecność na boisku jest równoznaczna z wygraną meczu, ale, kotku, to przede wszystkim ścigający dali dupy, a ja, jak słusznie zauważyłeś, nie uganiam się za kaflem.
    Uśmiechnął się z nieprzyzwoitą uprzejmością, łapiąc w palce poduszkę, która ugodziła go wprost w linie prostego jak struna kręgosłupa. Podrzucił ją parę razy do góry, nie mając zamiaru zwierzać się Lenadrowi. Półprzytomna przyjaciółeczka, której w głowie był tylko lament z powodu utraconej dumy, nie pełniła roli przekonującego powiernika.
    — Przegapiłeś rozdział, Lenardzie, Izolda już dawno zdobyta — mruknął i z wrodzoną sympatią do tego jakże uroczego Ślizgona władował mu poduszkę prosto w zęby. — Od razu lepiej — skomentował krótko swoje dzieło, nie mogąc powstrzymać się od złośliwego chichotu. — A teraz, z łaski swojej, wynocha z mojego łóżka, nie użyczam go największym przegranym. — Pomachał teatralnie dłonią, aby podkreślić wagę swoich słów i pogonić zmordowanego przez wódkę Hiszpana.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Chcę wiedzieć więcej! Koniecznie, bardzo, borzethorze, Lenard <3
    smerfowa.krolowa@gmail.com albo 7765869 - call me maybe.]

    Raisa Aristowa

    OdpowiedzUsuń
  44. [Ukryłam go w czeluściach bloggera i bezpiecznym folderze na moim laptopie - wybacz, że zniknęliśmy w trakcie wątku, ale prowadziłam jeden tylko z Tobą i to trochę mijało się z celem. I jej, o co wszystkim chodzi z Evanem, moim zdaniem świetnie pasuje, bo potrafi być tak pozytywnie zakręconym człowiekiem (zalinkowane zdjęcie) i umie mieć też chwile zadumy (główne) - Serge jak się patrzy!
    Och, patronus u mnie ulegnie zmianie, jak się na coś zdecyduje, a co do niechęci Lenarda - cóż, rozumiem, że w takim razie mamy hejta? ;3 Wiesz, Serż jest dodatkowo szlamą, więc pewnie tym bardziej...]

    S. Chevalier, Hufflepuff

    OdpowiedzUsuń
  45. Rachael była osobą, która lubiła kłaść się po północy i wstawać bardzo późno, nawet jeśli w zamian codziennie opuszcza śniadania. Niestety w wolne dni, kiedy mogłaby spać do południa, nie przejmując się spóźnieniem na lekcje, ona wstaje najwcześniej ze wszystkich.
    Tak jak dzisiejszego ładnego i bardzo słonecznego, w porównaniu z ostatnimi pochmurnymi i deszczowymi dniami, poranka. Kiedy wybudzona ze snu, nie mogąc ponownie zasnąć, zwlekła się z łóżka, zauważyła, że tylko nieliczni już nie spali tak jak ona, a wśród nich byli, jak przewidywała, zawodnicy Ślizgońskiej drużyny Quidditcha, których rano zebrał ich kapitan i zaciągnął na trening.
    Rachael, ubrawszy się w najzwyklejsze dżinsy i jej ulubiony, trochę rozciągnięty, sweter z godłem domu Węża, nie mając nic innego do roboty, postanowiła udać się na trybuny, aby poprzyglądać się grze.
    Blondynka uwielbiała Quidditcha, sama kiedyś nawet dostała się do szkolnej drużyny, w której przez rok udzielała się na pozycji ścigającej, lecz kapitan, podirytowany dużą ilością indywidualnych zagrań blondynki i brakiem jakichkolwiek podań do partnerów, usunął ją z pierwszego składu, a po jej wybuchu złości, który spowodował drobny uszczerbek na zdrowiu ówczesnego kapitana, konsekwentnie wydalił ją też z drużyny.
    Od tamtej pory dziewczyna uparcie nie wsiadła już na miotłę, mimo zachęt jej brata. Ograniczyła się jedynie do kibicowania jego drużynie i w roku szkolnym Ślizgonom.
    Wszedłszy na boisku, siadła na najwyższych stopniach trybun i przyglądała się grze. Rachael robiła to często, ale pierwszy raz od dłuższego czasu zjawiła się na treningu drużyny z jej domu. Zawsze przesiadywała podczas ćwiczeń przeciwników, ale powód tego ona sama przed sobą głęboko skrywa.
    Wzdrygnęła sie lekko usłyszawszy za sobą czyjś męski głos, mimo że wyczuła obecność tego osobnika już wcześniej. Odwróciła głowę w strone nieznajomego, który okazał się kapitanem Ślizgonów. Przeczesała ręką włosy, które złośliwie opadły jej na oczy.
    — Ostatni raz kiedy wspierałam naszą drużynę, nie skończyło się to dobrze dla jej ówczesnego kapitana. - odparła, wcześniej odchrząknąwszy, a na jej ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. — No i wydaje mi się, że od dzisiaj będziesz musiał zacząc tolerować, bo ja nie mam zamiaru się stąd ruszać. — dodała, spoglądajac na stojącego obok niej chłopaka, aby po chwili poprawiwszy sweter opadający jej na ramię, odwrócić się do niego i oprzeć o bandy nadal przyglądając się treningowi.

    Rachael

    OdpowiedzUsuń
  46. Faktycznie, nie wiedziała nic o pojedynkach. I może nawet chciałaby się trochę o nich dowiedzieć, jednak co innego ją tu sprowadzało. Bądź co bądź, Lux była jeszcze podlotkiem. Może dwa lata to mała różnica wieku, ale Lux wyglądała na jeszcze młodszą, niż faktycznie była, a i psychicznie na pewno czuła się młodsza. Zależy też kiedy- czasami czuła się jak zmęczona życiem czterdziestolatka. Jej psychika była dość skomplikowana i sama Lux jej do końca nie ogarniała. Lenard był atrakcyjny i mogłoby się wydawać, że Lux jest nim zainteresowana. Oczywiście, że jej się podobał, ale nie w romantycznym sensie. Może i Lux chciała się zakochać, jak wszystkie dziewczyny w jej wieku, jednak miała ona jedną wielką pasję- Quidditch. Jej postura wykluczyła ją z możliwości dołączenia do drużyny, w końcu było wiele rosłych Krukonek i Krukonów, którzy lepiej się nadawali do gry niż ona. Nie mogąc jednak być w drużynie, chciała mieć kontakt z ludźmi związanymi z tym sportem, nieważne, w jakiej drużynie byli. Ot, takie dziwactwo. Gdy ją spytał, co tu robi, zająknęła się i szybko zamknęła buzię. Szybko pomyślała, co najlepiej odpowiedzieć. Nie chciała się zdradzić ze swoimi prawdziwymi intencjami, bo wziąłby ją za świruskę. Nie chciała też jednak aby pomyślał, że się w nim zadurzyła. Uśmiechnęła się więc do niego dość niewinnie i zaczęła improwizować.
    - Mam problemy z czarną magią i ogólnie z zaklęciami. Wszystkiego już próbowałam, ale za nic nie mogę się nauczyć. W końcu ktoś podsunął mi pomysł, żeby spróbować nie z nauczycielem, a z kimś znajomym. Poćwiczyłam trochę po zajęciach no i spodobało mi się na tyle, że stwierdziłam, że mogę się tu zapisać. Niestety, przydzielili Ci niezbyt utalentowaną osobę, ale obiecuję, że się postaram.
    Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, nie przesadzając jednak. Widziała, że był rozdrażniony i nie chciała go jeszcze bardziej zirytować. Zauważyła też, jak spogląda w stronę jakiejś ładnej blondynki. Westchnęła pod nosem. Przynajmniej nie był tak opryskliwy, jak większość Ślizgonów.


    Lux

    OdpowiedzUsuń
  47. [Staraj się nie zwracać uwagi na błędy!]

    Pandora i Alastair już dawno poznali swoją definicje szczęścia, która nie była naiwnymi uśmiechami, przyśpieszonymi oddechami i głośnym biciem serca, spowodowanym przez wymianę publicznych pocałunków. Ich uczucia wyższe, potrzeba bliskości, akceptacji i bezpieczeństwa uaktywniała się najczęściej, gdy mogli nacieszyć się sobą bez spojrzeń osób postronnych. Mimo że ich związek wyglądał przez postronnych obserwatorów jak zlepek ciągłych kłótni, nie opierał się tylko na atakach i nieporozumieniach, o czym mógł świadczyć ich trzyletni staż i nieprzymuszona potrzeba bycia razem. Ramirez nie był chętny na mieszanie w ich indywidualną kłótnie Pandory, która nie ingerowała nigdy w jego stosunek do qudditcha i nie była winna przegranej Slytherinu, dlatego postanowił nie komentować wyrafinowany komentarz przyjaciela, puszczając go w miarę możliwości w nie pamięć.
    — Kocham cię mym całym wybrakowanym sercem, Lenardzie, ale nie jestem tak zdesperowany, aby całować cię po tyłku — przyznał z jawnym rozbawieniem, odprowadzając niechętnym wzorkiem ledwo trzymającego się na nogach przyjaciela do łóżka. Pomimo iż z kapitanem Ramirez przyjaźnił się od uczty powitalnej, nie pojmował zawiłych, hiszpańskich słów, brzmiących z ust przyjaciela jak prawdziwa pogarda. Rozumiał tylko parę wyrażeń, stosowanych przez Latynosa w przypływie wyjątkowej niechęci do świata, która uaktywniała się przez jego narwany temperament dość często, a obraźliwie „besame el culo” było jednym z najczęszczych powiedzonek stosowanych przez zabarwione bluźnierstwem usta ścigającego.
    Obraził go z premedytacją, z jawną niechęcią do jego przemożnej miłości do upojenia alkoholowego w godzinach nadmiernej słabości. Alastair nie lubił oglądać Corteza w takim stanie, wyglądał jak kłębek nieszczęść i nerwów w jednym, wolałby, aby Ślizgon przejął inicjatywę i przeobraził swoje namiętne groźby w czyn. Zadręczanie się przed kominkiem, w gronie swoich współzawodników, w towarzystwie wysokoprocentowych trunków nie rokowało dobrze na przyszłość i nie stanowiło żadnego ultimatum dla jego podeptanej dumy.
    — Wybacz, że nie zjawiłem się na meczu — mruknął, przeganiając ciszę, która została zapełniona długim, pojedynczym westchnieniem. — Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie — odparł po chwili zawahania, nie mając siły udawać, że jego życie prywatne została spuchnięte na margines społeczny przez szlaban, które ograniczał do minimum, coby nie igrać z wichrowanym stanem emocjonalnym własnego ojca. Z drugiej zaś strony kłamstwa w obecności Lenarda nie potrafiły przejść mu przez gardła, wszak tylko jego mógł okrzyknąć mianem dobrego przyjaciela, bez cudzysłowu przed każdym słowem. — Dobranoc.
    Zanurkował w swoim łóżku, przymykając oczy, aby uporządkować zbiegłe myśli, które nagromadziły się przez ostatnie kilka tygodni pod rząd, nie pozostawiając na nim żadnego cienia nadzieja na spokojne, bezstresowe dni.

    OdpowiedzUsuń
  48. [Dzień dobry! :D Może wątek?]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń