1 września 2014

I doszedł mnie ​głos z bezdennej​ otchłani: Chodź​ do nas dziecino​ i śpij razem z ​nami.




Blanche Foucault
ur. 20 maja 1962
Paryż, Francja
Slytherin
Prefekt

Urodziła się i wychowała w paryskim domu nieopodal bazyliki Sacré-Coeur od samego początku otoczona czarodziejskimi przedmiotami i magicznymi zabawkami. Opieki nad dziewczynką podjęła się czarnoskóra Beatrice, która odchowała każde dziecko państwa Foucault i robiła to niesamowicie dobrze. Beatrice zajmowała się dziewczynką od narodzin aż do pierwszego dnia jej nauki w Hogwarcie. Zajęła się jej podstawowym wykształceniem, nauczyła czytać i pisać, zaszczepiła miłość do książek i wpoiła bezwzględne posłuszeństwo względem starszych. Niania rozwinęła w Blanche wszystkie jej pozytywne i negatywne cechy. Sprawiła, że stała się niezwykle inteligentną osobą o bezwzględnie bystrym umyśle i brakiem poszanowania wobec głupoty, z cynicznym nastawieniem i prawdopodobnie całkowitą nietolerancją do słowa „nie mogę, nie potrafię”. Zawsze z wysoko uniesioną głową niezależnie od sytuacji, niejednokrotnie unikająca czujnego oka rodziców i nauczycieli. Chorobliwie ambitna. Łatwo popada w zdenerwowanie, nie kontroluje swoich emocji, które potrafią zmienić się wielokrotnie w ciągu jednej rozmowy. Choruje na Zespół Aspergera, co w dużej mierze kwalifikuje jej charakter i niechęć do wszelkich zmian, zamiłowanie do rutyny, brak więzi z otoczeniem.
Pasjonuje się zielarstwem, wykazuje niezdrowe zainteresowanie wszelkimi rodzajami trucizn i posiada odpowiednie predyspozycje do zostania kryminalistą. Socjopata, czyli człowiek zupełnie nieprzystosowany do życia w społeczeństwie. Uwielbia Sherlocka Holmesa i wszystkie książki z działu kryminalnego. Ma przygotowany plan awaryjny na wypadek zagłady świata oraz kilka wersji morderstwa. Interesuje ją również anatomia ludzkiego ciała. Na siedemnaste urodziny zażyczyła sobie prawdziwego, świeżego trupa, na którym będzie mogła dokonać sekcji zwłok. Sprzeciwu nie zanotowano.
Bywam rzadko, na tyle ile mogę sobie pozwolić.
Mistrz Gry i Latający Potwór Spaghetti. Opowiadania: 1. 2.

muzyczka
karta opublikowana dnia: 6. czerwca 2014r.
ddd

51 komentarzy:

  1. [Co za podłe ludzie, nie witają się już z nowymi :< (może przez późną porę?) W każdym razie ja naprawiam błąd i witam się. W razie pomysłów czy chociaż chęci - zapraszam do siebie. ;)]

    Isabella Meliflua

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Jak już Blanche dostanie te zwłoki, to niech się zgłosi, razem przeprowadzimy sekcję, a co :D Fajnie, że wróciłaś. No i jak zwykle przyprowadziłaś świetną postać :)]

    Marysia/Rogaś

    OdpowiedzUsuń
  3. [dzień dobry, przyszłam się przywitać :) intrygująca ta Ślizgonka i ma plusa za SH :3]

    Ian Blake

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam się z socjopatką z zamiłowaniami do lektur iście bliźniaczymi jak Jo :>
    Jeśli masz ochotę na wątek - zapraszam.]

    Jo Hawkins/Lucek Roy

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nie, nie mówię, że na tym się ma wątek opierać ;) Można wymyślić coś innego, ja tylko podkreśliłam wspólne zainteresowanie.]

    Hawkins

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dzień dobry ;) Pasjonuje się zielarstwem, wykazuje niezdrowe zainteresowanie wszelkimi rodzajami trucizn i posiada odpowiednie predyspozycje do zostania kryminalistą., zdanie wyborne. Podoba mi się ta panna. ;) Dużo wątków i weny życzę ;)]
    Jean/Theo

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dzień dobry :) Jestem ogromnie chętna na wątek i skłaniam się ku pomysłowi, by znali się już od dłuższego czasu. W końcu matka Evana pochodzi z Francji, a nuż przyjaźniłaby się z matką Blanche?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Witam koleżankę z domu! :) W razie nadmiaru weny zapraszam do Malfoy'ka :) ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  9. Evan pomyślał, że niesienie trupa na prezent dla swojej koleżanki jest dosyć niepokojące. Ale w końcu nikt nie musi wiedzieć. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Wyrwał się z zamyślenia i wlepił wzrok w plecy Blanche, która krzątała się teraz przy stole stojącym w drugim końcu ciemnego pomieszczenia. Na owym meblu, odzianym w czarną narzutę, leżało tyle różnorodnych rodzajów noży, że nie zdawał sobie nawet sprawy, że tyle ich istnieje. Chirurgiczna lampa oświetlała jej blade ramiona, nadając im niezdrowy koloryt, który nadzwyczajnie mu się podobał.
    -Od czego chcesz zacząć? – spytał, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia. Kiedy odwróciła się w jego stronę, wprost nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy przepełnionej fascynacją. Cieszył się, że mógł ją uszczęśliwić tym nietypowym podarunkiem, a przy okazji w pewien sposób zaspokoić swoją ciekawość na temat anatomii ludzkiej. Przeniósł spojrzenie na leżącą na metalowym stole kobietę. Była opalona, ciemnowłosa z kilkoma piegami na czubku nosa. Mugolaczka.

    [Krótko i zwięźle, mam nadzieję, że wybaczysz.]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dzień dobry, chciałam się przywitać i pogratulować za piękne zdjęcie, bo jest cudowne! Miłego wątkowania! :) ]

    Chantelle | Noelle

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszamy Cię do wzięcia udziału w ankiecie, która pomoże nam ocenić dotychczasową działalność bloga. Nie zajmie ona wiele.

    Link do ankiety

    Administracja

    OdpowiedzUsuń
  12. [Kwestia Selwyna jako śmierciożercy zmieniona!
    A co do narzeczeństwa, ten "wakat" jest już zajęty, ale to chyba nie skreśla szansy na ciekawe powiązanie?]

    Selwyn

    OdpowiedzUsuń
  13. [uwielbiam krwiożercze wątki ze śmiercią w tle więc jasne :D tylko, że jeśli on miałby kogoś zabić na życzenie Voldemorta to pewnie ten kazałby mu użyć Avady, chyba że zgodzi się na inne środki jak trucizna. Ian nie jest mordercą, ale gdyby był postawiony w jakiejś sytuacji bez wyjścia to pewnie musiałby się zgodzić... i mogę Cię ładnie poprosić o zaczęcie?]

    Ian.

    OdpowiedzUsuń
  14. Śmierć była tematem, którego Ian unikał jak ognia, jednak przynależność do grupy popleczników Lorda Voldemorta skutecznie mu to utrudniała. Przed każdym kolejnym spotkaniem modlił się w duchu, by tylko nie ujrzeć na własne oczy tego oślepiającego zielonego światła i trupa, który padł jego ofiarą. Wiedział, że to nieuniknione, ale mimo wszystko nie potrafił wyobrazić sobie siebie samego jako mordercy. Nie umiał i nie chciał ujrzeć siebie, stojącego z wyciągniętą różdżką i skierowaną na niewinnego człowieka, którego życie miało lada chwila zakończyć się z jego winy. Oczywiście zabijanie było nieodzownym elementem przynależności do tego szerokiego grona zamaskowanych fanów Czarnego Pana, lecz nawet w takiej grupie trafia się jakiś odmieniec. Buntownik, który za wszelką cenę chce pokazać swoją niezależność i oddzielić się od reszty grubym murem. Tak było w przypadku Ślizgona, który siłą zmuszony został do noszenia Mrocznego Znaku. Nigdy nie chciał być jednym z nich i jawnie okazywał swoje wrogie nastawienia, a ciągła walka o przetrwania stała się wyznacznikiem jego i tak mało pewnego życia. Słowa, które usłyszał na poprzednim zebraniu wciąż uporczywie przelatywały przez jego myśli, nie dając o sobie zapomnieć choćby na jedną krótką chwilę. Musisz zabić. Zabijesz, albo my zabijemy ciebie. Tak więc jego najgorszy koszmar stał się rzeczywistością, obawy ujrzały wreszcie światło dziennie. Został postawiony w sytuacji bez wyjścia, a każda droga ucieczki kończyła się ślepa uliczką. Nie miał najmniejszego pojęcia jak powinien postąpić, ale dobrze wiedział, że bez czyjejś pomocy nie da sobie rady. A tak bardzo nie chciał zabijać... tak bardzo nie chciał stać się mordercą. Nagle w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka, a rozwiązanie przyszło tak szybko, że nawet się tego nie spodziewał. Natychmiast pobiegł do pokoju wspólnego Ślizgonów, w nadziei, iż ujrzy ją siedzącą na jednym z foteli. Odetchnął z ulgą, gdy w tłumie uczniów ujrzał jej sylwetkę. Bez zastanowienia podszedł do białogłowej dziewczyny i nie owijając w bawełnę przeszedł do sedna sprawy: - Blanche, potrzebuje twojej rady - odrzekł na jednym wydechu, po czym wlepił w nią niemalże błagalne spojrzenie.

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz, gdy jednak zdecydował się na rozmowę z Blanche, nie miał pojęcia jak ją przeprowadzić. Przecież nie mógł tak po prostu powiedzieć jej, że potrzebuje pomocy przy uwarzeniu jakiejś dobrze działającej trucizny. Jego doświadczenie na tej płaszczyźnie było zerowe, a poza tym jak miał ją wcisnąć w ręce przyprowadzonej przez Lorda Voldemorta ofiary? Odetchnął głęboko, a jego twarz przybrała swoją codzienną maskę: obojętność dość dobrze zakamuflowała przerażenie i kumulujące się w jego wnętrzu emocje. Ponownie spojrzał na zniecierpliwioną dziewczynę i otworzył usta, siląc się na równie obojętny ton głosu. - Słyszałem, że znasz się trochę na eliksirach - zaczął - potrzebuje pomocy w przyrządzeniu takiego jednego wywaru... - spuścił wzrok i wlepił go w podłogę, a następnie dodał tak cicho jak to tylko było możliwe - muszę uwarzyć jakąkolwiek truciznę - wypalił na jednym wydechu i powoli podniósł głowę, krzyżując swoje spojrzenie ze spojrzeniem Ślizgonki. Przyrzekł sam sobie, że uczyni wszystko co w jego mocy, aby tylko nie dopuścić się tej największej zbrodni. Dołoży największych starań by trucizna nie znalazła się w zasięgu wzroku Czarnego Pana. Nie zamorduje, choćby miał za to zapłacić najgorszymi z możliwych tortur.

    Ian.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Śliczne zdjęcie masz tam u góry :)
    Jako że pani jest fankę przygód SH, może zróbmy wątek właśnie w takich klimatach, inspirowany owym detektywem? Nie wiem, jak miałoby to wyglądać, to kwestia do ustalenia. Ja bym się na takie coś pisała :) ]

    Georgijew/Montrose

    OdpowiedzUsuń
  17. Źle słyszałeś.
    Chłopak uniósł brwi w geście zwątpienia, ale nie miał zamiaru dalej drążyć tego tematu. Nie to nie. Nie był typem człowieka, który płaszczyłby się przed kimkolwiek, byle tylko ubłagać go o spełnienie jego prośby. Jeśli dziewczyna liczyła na to, że ten padnie przed nią na kolana i zacznie błagać o pomoc - myliła się. Teraz żałował, że w ogóle postanowił do niej przyjść. Tylko pogorszył całą swoją i tak już złą sytuację, podsycając w Ślizgonce zaciekawienie i podejrzliwość, a także zapewne intrygując ją tym dziwnym i niespodziewanym tematem konwersacji. Nie wiedział dlaczego postanowiła zaatakować go ostrym odparciem jego pytania i kategorycznie zaprzeczyć, dając mu tym samym do zrozumienia, iż powinien zostawić ją w spokoju. Może bała się zdradzić mu swój sekret? Może nie ufała mu na tyle, by pochwalić się swoimi mrocznymi umiejętnościami? Sam nie mógł jej się dziwić. W końcu praktycznie się nie znali - a już na pewno nie na tyle, by wspólnie omawiać kwestię dotyczącą morderstwa. - Źle słyszałem, tak? - odrzekł, oddalając się na kilka kroków i tworząc tym odpowiedni dystans.
    - Wiesz co? Może masz rację. Chyba rzeczywiście pomieszałem parę faktów i źle poskładałem je w całość.
    Przyjął taktykę udawania niewiniątka, które całkiem przypadkowo napomknęło na temat związany z truciznami i sposób ich przygotowania. Ot tak, zwykła pomyłka, która mogła zdarzyć się każdemu. Odwrócił się plecami, chcąc zniknąć z zasięgu jej wzroku i wkroczyć do swojego dormitorium. Miejsca, gdzie czekać będzie na niego jedynie cisza, spokój i wymarzona samotność. - Zapomnij o tym, ta rozmowa się nie odbyła. - dodał i nie czekając na jej reakcję rzucił się do ucieczki, by moment później leżeć już na łóżku i bić się z myślami. Musiał zapomnieć o szkodliwych, zabójczych toksynach, Voldemorcie, zbrodniach, morderstwie... Na pomoc Blanche nie mógł liczyć, a sam nie był w stanie znaleźć innego rozwiązania. - Nie pozostaje mi nic innego jak stawić się na kolejnym zebraniu i odmówić... postawić się i raz na zawsze skończyć z tą chorą tyranią - warknął pod nosem, podwijając w tym samym czasie rękaw lewej ręki i spoglądając kątem ona na swój Mroczy Znak. Na znamię, które nienawidził z całego swojego serca...

    Ian

    [wybacz, że tak długo, ale niektóre wątki w ostatnich dniach zajmują mi trochę czasu :c ale pamiętam o odpisach, więc spokojnie :)]

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Widziałam wiadomość na czacie i chętnie bym się pobawiła w tego typu wątek ;> ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Może być o tym morderstwie w biały dzień :D Napisz do mnie na gg to ustalimy wszystko dokładnie - 2219544]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Niezbyt lubię kontaktować się przez maila, poza tym wyjdzie na to samo, jakbyśmy miały pisać tutaj pod kartami :) Także jak widzisz ogólny zarys tego wątku? ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  21. [Przyszłam odpokutować! Mikael bardzo chętnie sprawdzi się w roli żywego trupa. Mam nadzieję, że piękna Francuzka weźmie jego kandydaturę po uwagę! Polecamy się na przyszłość :D]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  22. [Mikael jest debilem. Spoufala się ze wszystkim dwadzieścia godzin na dobę siedem dni w tygodniu i nie dba o te wszystkie brudne i czyste pierdoły, więc wojna pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami go nie jara. Ich znajomość mogła się zacząć od błahostki. Ot, z nieprzymuszonej głupoty podszedł do Blanche i zaoferował jej kubek dobrego kakao za papierosa. Co z tego, że o mały włos nie zrzucił śpieszącej się dokądś Focault ze schodów, co z tego, że przerwał jej pasjonującą rozmowę z koleżanką z dormitorium. Po prostu sobie upatrzył gdzieś tam w tłumie Francuzkę i koniec! Od tego momentu pojawiał się w jej życiu w najróżniejszych porach – podczas śniadania, podczas posiedzenia w bibliotece, a tylko po to, aby zagadać o jakąś głupotę. Wprost idealny materiał na żywego trupa, nie uważasz? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Zdaje się, że tutaj wina leży po mojej stronie, bo przez cały czas byłam święcie przekonana, że Blanche zaczynać będzie teraz VII rok, a nie VI, a z prefektami naczelnymi sytuacja wygląda tak, że zostają nimi uczniowie roku siódmego. Więc za moje niedopatrzenie przepraszam. Toteż pytam, czy Blanche z prefekta naczelnego skreślać (zawsze zostaje prefekt Slytherinu na szóstym roku, o ile jest wolny), czy może przyśpieszysz upływ czasu i skoczysz o klasę wyżej - jak wolisz.]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mogłaś zapomnieć, ale jak się upominasz - to zaczynaj, skarbie <3
    You know, już dzisiaj tyyyyyyyyle napisałam ^^]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  25. Louise doskonale wiedziała, czego może się po Blanche spodziewać, dlatego też teoretycznie nie przejmowała się jej zachowaniem. Teoretycznie. W praktyce wyglądało to tak, że choć w istocie spodziewała się najgorszego, to jednak liczyła na lepsze, a gdy to nie nadchodziło – zasmucona podkulała ogon i zależnie od sytuacji albo kręciła głową, z przykrością patrząc na kolejną sprawę, którą B. spieprzyła, albo zwijała się na łóżku, płacząc nad własną głupotą. Bo kto kazał jej sią aż tak mocno angażować w życie, hm... Kogo właściwie? Przyjaciółki? Jak dotąd chyba właśnie tym dla siebie były. I choć Louise pragnęła, by tym właśnie pozostały, nie ukrywała, że trochę dodatków tej relacji by nie zaszkodziło.
    Musiała się jednak zadowolić tym, co miała. Przynajmniej na razie – zwłaszcza, że od kilku dni dziewczyny się nie widziały. Znaczy, Lou nie widziała Blanche, nawet z daleka. Całkiem możliwe, że ta jej zwyczajnie unikała. Nie była pewna, czy po ich osatniej ‘rozmowie’ był to taki efekt zamierzony, czy tylko przypadkowy. Trudno jednak mówić o przypadku, gdy mieszka się praktycznie okno w okno...
    Louise czuła, że niepewność zżera ją od środka, ale jak zwykle zostawiła tę informację dla siebie. Była pieprzoną królową emocjonalnego odrętwienia, na miłość boską. Nie mogła pozwolić, by coś podobnego zburzyło idealny obraz jej osoby, jaki przez lata z mozołem rysowała w głowach rodziny. Zwłaszcza, że rodzice już i tak rzucali jej dziwne spojrzenia, gdy tylko schodziło na temat B. Niestety, ukrywanie prawdziwych uczuć nie było takie łatwe, gdy ktoś znał cię dłużej, niż ty sam siebie.
    Aby uniknąć tego typu podejrzeń, tym razem Louise postanowiła nie tyle nie poruszać pewnych kwestii, co wręcz nie odzywać się w ogóle. Wróciła do dawnych zwyczajów i całe dnie i większość nocy spędzała z nosem w książkach, z których miała korzystać w następnym roku. A także zaopatrzyła się w kilka lektur dodatkowych, nie tyle nieobowiązkowych, co właściwie rzekomo zakazanych. Tego lata studiowała wszystkie aspekty biologiczne magicznych zwierząt, ich fizjonomię, zachowanie, właściwości skór, zębów i innych podobnych. Postanowiła też zrobić kilka małych, nieszkodliwych testów na swoich domownikach. Jak dawno zauważyła, do zwierząt brakowało im niewiele... Najpierw musiała wszystko rozplanować, by na pewno nikt na tym (poważnie) nie ucierpiał. Dlatego też trzecią noc z rzędu leżała na brzuchu na swoim łóżku, z nogami na poduszce i notesem przed nosem, starannie notując kolejne kroki do podjęcia. Było to jednak zajęcie nużące, jedna z mniej przez nią lubianych rzeczy w pracy naukowca, i czuła jak z każdą sekundą jej głowa znajduje się coraz niżej, i niżej, i niżej, aż w końcu całkowicie opadła na świeżo zapisany papier...
    Śniło jej się, że ktoś wkradł się do jej pokoju i usiadł przy niej na łóżku, czekając, aż się zbudzi. A gdy to nastąpiło, ujrzała przed sobą twarz Blanche, usłyszała jej cichy szept i zrozumiała, że składa się on w słowa najwyższego oddania. Chwilę później dziewczęta splotły się w uścisku i już żadna z nich nic nie mówiła, nie musiała mówić. A wtedy... Wtedy Lou poczuła czyjąś czułą dłoń, wybudzającą ją brutalnie – choć przecież tak delikatnie! – z tego pięknego snu, który do ostatniego momentu snem nie był, i miała ochotę się rozpłakać. Przynajmniej dopóty, dopóki nie zobaczyła przed sobą dokładnie tej samej twarzy, którą widziała we śnie. I nagle jedynym, co było jej w głowie, okazało się przywołanie na twarz uśmiechu i radosne:
    - A jednak przyszłaś...!

    [I tak, nie jest to najwyższych lotów, i jest tak bardzo długie i tak bardzo nie moje, ale niech mnie diabli, jest 3:37, gdy to piszę, jestem zmęczona, smutna, bo zrobiłam sobie cudny spoiler serialu, i całkiem możliwe, że burczenie w moim brzuchu przebija warkot niedźwiedzia grizzly. Wrr. Kocham.]

    Lou.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Mała psychopatka z Blanche. I pyzata. Mogę coś wymyślić jeśli poczekasz cierpliwie. ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Oh, staph it, You :3 Zaraz powinnam zabrać się za odpisy, ale wiesz, jak to ze mną bywa. ]

    Marysia/Rogaś

    OdpowiedzUsuń
  28. James Potter nie spodziewał się nigdy zostać okrzykniętym mistrzem przemytników, tak jak i wielu innych rzeczy w swoim życiu. Wyszło jednak jak wyszło, więc musiał zmierzyć się z tytułem i wiążącymi się z nim obowiązkami. Nawet jeśli oznaczało to stawienie się na paryskim rynku o nieludzkiej porze. W czasie wakacji każda godzina poprzedzająca południe była porą nieludzką dla Jamesa, noszącego także przydomek Śpioch stulecia .
    Interesy z Blanche Foucault nie należały do najłatwiejszych. Dziewczyna nie była z tych, co próbowali sobie u niego załatwiać paczki pogniecionych papierosów czy buteleczkę czegoś mocniejszego niż Kremowe Piwo. Produkty, które zamawiała Ślizgonka były wyszukane, najczęściej drogie, i wymagały od niego użycia wszystkich koneksji, jakie posiadał. Gwarantowały rozrywkę.
    Potter nie potrafił nawet poprawnie wymówić nazwy tego, co przechowywał w swojej torbie ze smoczej skóry, którą przerzucił niedbale przez ramię. A powinien, gdyż przez to świństwo stracił całe zapasy Ognistej Whiskey i sporo gotówki. Nic więc dziwnego, że miał wielką nadzieję na rewanż ze strony blondynki, która to była jego głównym dostawcą specyfików, które sprawiały, że był tak niewyobrażalnie znany. I choć ciężko było mu to przyznać, gdyby nie Blanche i jej zamiłowanie do dziwnych brei, Potterowi i pozostałym Huncwotom nie wyszłaby nawet połowa kawałów, które odwinęli w minionym roku.
    - Czy ty mnie obrażasz? - zażartował, w odpowiedzi na jej obcojęzyczne powitanie. Mimo iż nie był wielkim znawcą języka żabojadów, rozumiał podstawowe zwroty, takie jak dzień dobry , do widzenia, czy mam jedzenie . Nie był totalnym tłumokiem.
    - Paryż to po prostu miasto Blanche. Ładne miasto. Zaskoczy mnie dopiero gdy opuszczę je z pełnym żołądkiem i zadowoloną miną - odpowiedział na jej pytanie z szerokim, żartobliwym uśmiechem. - Zabierz mnie zatem na jakieś jadło, kobieto, potem porozmawiamy.
    Oprócz tego że był głodny, James musiał dbać także o dyskrecję. Nie mógł przecież wyciągnąć zawiniątka z torby i jakby nigdy nic wręczyć go jej z tekstem typu " tylko pamiętaj, żeby przez przypadek nie dolać tej swojej trucizny do mojego dyniowego soku." Musieli znaleźć bardziej ustronne miejsce do sfinalizowania transakcji.

    James

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy Blanche opuściła jej pokój, Louise głośno wypuściła z płuc wstrzymywane powietrze. Trochę jej ulżyło. Na bardzo krótką chwilę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co przyjaciółka robiła właśnie w jej łazience - nie była przecież ani głucha, ani ślepa, i choć do psa tropiącego wiele jej brakowało, na zmysł węchu również nie narzekała. Najwidoczniej jej umowa z Dorrowem objęła coś więcej, niż zlikwidowanie ciała...
    Louise przetarła oczy i przesunęła dłońmi po twarzy, zatrzymując je na brodzie. Rozejrzała się po pokoju, zastanawiając, co powinna teraz zrobić. Nie mogła przecież Blanche wygonić, nie była jednak pewna, czy ma siły z nią rozmawiać. Była rozespana, rozkojarzona i wciąż jeszcze zmęczona, a w takich chwilach jej decyzje mogły się okazać zwyczajnie złe. Z drugiej jednak strony, nie miała pewności, czy aby na pewno przyjaciółka nie przyszła tu po to, by poprosić o zwykłą radę - nieraz się im przecież zdarzało o barbarzyńskiej porze pakować sobie na wzajem do łóżka, by obgadać to czy tamto. Ale znowu...
    Zanim Louise zdąrzyła dokończyć myśl, drzwi od łazienki otworzyły się i stanęła w nich odziana w sam ręcznik Blanche. Dziewczyna na powrót wstrzymała powietrze, lustrując ją wzrokiem, z każdą sekundą unosząc brwi wyżej i wyżej. Nic jednak nie powiedziała - i to nie dlatego, że ją zamurowało. Po prostu uważała, że to nie jej kolej, by mówić. I miała rację.
    Wsłuchiwała się uważnie w to, co mówiła do niej Blanche, a wyraz jej twarzy zmieniał się powoli z bezbrzeżnego zdumienia do zwykłej, nieco znudzonej miny. Miała ochotę odwrócić wzrok, i gdyby nie fakt, że stała przed nią B., zapewne by to zrobiła. Ale ranienie bliskich nie było jej działką. Lou ze wszystkich sił starała się o tym nie zapomnieć.
    - Posłuchaj, Blanche... - zaczęła, ale ta skutecznie ją uciszyła, pozwalając swojemu okryciu opaść na ziemię. Widząc to, Louise nie mogła się zdecydować, czy ma wzdychać z zachwytem, czy też raczej jęknąć zrezygnowana - i zatrzymała się gdzieś pomiędzy, znów wstrzymując oddech. Jak tak dalej pójdzie, zemdleję z niedotlenienia mozgu, pomyślała. W sumie, to też byłoby jakieś wyjście...
    Było jednak dokładnie tak, jak powiedziała Blanche - choć Wagner nie lubiła być w centrum uwagi i raczej takich sytuacji unikała, nie należała do tchórzy i nie miała zamiaru odpychać od siebie dziewczyny tylko dlatego, że nie mogła się zdecydować, co ma teraz zrobić. Pozwoliła się pocałować, pozwoliła unieść swój podbródek i nawet nawiązała kontakt wzrokowy, choć tego ostatniego zawsze unikała jak ognia. Tym razem jednak uważnie przestudiowała oczy Blanche, patrząc nie na kształt, kolor czy długość rzęs, lecz na widoczną w nich determinację. Jakby to była końcowa runda, jakby cokolwiek, co się teraz wydarzy, miało przesądzić o ich dalszej znajomości...
    Lou uśmiechnęła się najdelikatniej, jak umiała, i podniosła prawą dłoń, by założyć przyjaciółce za ucho kosmyk białych włosów. Zakończyła ten gest głaszcząc ją po policzku. Cokolwiek się działo, Louise próbowała to załagodzić, spowolnić czułością. Zamiast jednak na tym zakończyć, dziewczyna przyciągnęła twarz przyjaciółki do swojej i pocałowała ją w usta, wkładając w to całe swoje zakochane serce.
    - Wezmę cię tylko taką, jaką jesteś - powiedziała, przymykając oczy i lekko przechylając głowę na bok. Z początku chciała dokończyć, że "taka, jaka jesteś" to nie to samo, co "taka, jaką się pokazujesz", że wcale się tej prawdziwej Blanche nie boi. Mogłoby się jednak okazać, że przeraża to samą białowłosą, a przecież nie miała na celu jej płoszyć. Zagryzła więc wargę i, nieco sytuacją zestresowana, uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. Limit kontaktu wzrokowego został chyba na dziś wyczerpany.
    Dłoń Lou wciąż okalała policzek nagiej dziewczyny.
    Ich usta dzieliły centymetry.

    Lou.

    OdpowiedzUsuń
  30. Podniosła rękę, by dotknąć Blanche, pogładzić ją po ramieniu - lecz tej już przy niej nie było. Louise, po raz już nie wiadomo, który, schowała smutek za maską zastanowienia. Ciekawił ją czynnik, który spowodował takie zachowanie przyjaciółki, ciekawił dobór słów i sposób, w jaki je wypowiedziała. Niczym prawdziwy naukowiec, Lou rozkładała sytuację na części składowe i analizowała je, jedną po drugiej, szukając odpowiedzi na pytania, których wolała nie zadawać na głos. I siedziała tak teraz, wyprostowana, dumna, zamyślona - milcząca. Z każdą mijającą sekundą jej brwi zbliżały się do siebie, tworząc między sobą pionową zmarszczkę, a oddech przyspieszał, jakby to, do czego w wyniku zamyślenia doszła, w jakiś sposób ją martwiło - a może podniecało? Czymkolwiek to było, zaburzyło jej misterną iluzję opanowania na chwilę dość długą, by Blanche mogła zauważyć, co się pod nią kryło. A był to ten sam strach i ta sama niepewność, których ofiarą padła ona sama.
    Louise bała się ludzi i faktu, że coś przypadkiem mogłoby ją z nimi połączyć - ale była na taką możliwość przygotowowana. Dlatego teraz, minutę czy dwie od ostatnich wypowiedzianych przez Blanche słów, blondynka rozluźniła wszystkie niepotrzebnie napięte mięśnie i skinęła głową. Przez zawieszony gdzieś w przestrzeni wzrok wyglądało to, jakby zgadzała sie w czymś sama ze sobą, ale była to prawda jedynie po części. Otóż Louise wyrażała zgodę na to, o czym mówiła Blanche. Na niepewny, obustronny układ - ważny tylko dla nich dwóch, między nimi dwiema zostający. Z pewnością od ideału daleki, lecz czy którakolwiek z nich potrzebowała teraz czegoś więcej?
    Nastolatka podniosła się z łóżka, zagarniając z niego szlafrok, i podeszłą do białowłosej, niby nieświadomie przełamując postawioną przez tamtą barierę. Zarzuciła okrycie na ramiona przyjaciółki i jak gdyby nigdy nic podeszła do okna, chcąc je zamknąć. Niebo rozświetliła błyskawica, a kilka sekund póxniej do uszu dziewcząt dotarł potężny grzmot. Louise wzdrygnęła się, przestraszona. Nie należała do miłośników burzy, a sytuacja wydawała się jej już dostatecznie stresująca, by chętnie z tego elementu zrezygnowała.
    - Dobrze - powiedziała w końcu, uspokajając skołotane serce, i odwróciła się, rozkładając ręce w typowym cóż-ja-ci-mogę-na-to-poradzić geście. - Zgadzam się. - I obym tego nie żałowała.
    Już mówiąc te słowa miała setki wątpliwości, które jednak szybko spróbowała zepchnąć w niepamięć. Jeśli coś spieprzymy, pomyślała, przynajmniej będziemy miały za sobą ciekawe doświadczenie.

    Lou.

    OdpowiedzUsuń
  31. Lubił Blanche Foucault z jednego, bardzo ważnego powodu. Stanowiła niesamowity obiekt obserwacji, a wszystkie ploteczki na jej temat były godne sprawdzenia! Osobiście za najbardziej atrakcyjną uważał jej eksperymenty na trupach, acz ta ze sprzedażą zabójczych trucizn też była niezaprzeczalnym smaczkiem, ale z pewnością nie dla jego podniebienia. Zwiastował jej pełną sukcesów karierę pełno etatowego mordercy-chilurga, ewentualnie dżenderową wersję Kuby Rozpruwacza, z czym jedno stanowczo nie wykluczało drugiego. W każdym bądź razie zdemaskowanie Blanche stanowiło dla niego priorytet podczas wyjątkowo nudnych dni. Chociaż, jak to Rasac miał w swym skromnym zwyczaju, zakodował sobie Blanche jako Biankę i tak zostało po dziś dzień, mimo że trylion razy ostrzegano go, że to nie dziewczyna a broń wysokiego rażenia i nie należało z nią zaczynać. Mniej jednak był śmiertelnie przekonany o swojej nieomylności i o tym, że z tym imieniem było jej po prostu do twarzy, ot co!
    W życie Mikaela, oprócz potyczki z groźnymi przestępcami, bardzo ważną rolę odgrywały również przypadki, traktował jej jako niezaprzeczalny fakt i bonus, a w ten wyjątkowo parny dzień kąpiel słoneczna była szczytem desperacji i nigdy nie posądziłby o to piękną Francuzkę. Na początku potraktował jej obecność jak wyjątkowo złośliwy oman wzrokowy. Przetarł oczy, raz, drugi i trzeci. Zamrugał, raz, drugi i trzeci, coby zachować równowagę i nawet poratował się papierosami. Ale Foucault nadal powoli smażyła się na słońcu, trzymając w dłoni kurczowo aktóweczkę i czekając na łaskawość zielonego światła. Kto by pomyślał, że panna o pikantnym temperamencie musi adoptować się ze zwykłym plebsem. Tuż to potwarz dla całego narodu ludz… czystokrwistego!
    W akcie aprobaty, wyszczerzył się, kontemplując jej kredową cerę. Zdecydowanie powinna skorzystać z usług promieni UV. Ani nie gryzły, ani nie połykały w całości. Były miłą odskocznią od chłodnych strużek deszczu, które systematycznie nawiedzały Anglię.
    — Dla odmiany postanowiłaś poudawać, że nie jesteś wampirem? — zaciekawił się na tyle głośno i przy okazji bezczelnie, aby owa panna zrozumiała, że jej ambitny spisek spalił na panewce i została zauważona. Zrobił parę kroczków w przód, coby się z nią odrobinkę wyrównać. — Och, Blanko, Blanko… Udawać, że nie istniejesz też nie musisz. Jeszcze nie opanowałaś umiejętności kameleona do perfekcji — zapewnił.

    [Uch, wybacz mój tragiczny zapłon!]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  32. Może i nie był znawcą kultury europejskiej, ale James wiedział, że Francuzi nie żywią się na zmianę ślimakami i żabami, które zagryzają bagietkami ze spleśniałym serem. Tak samo jak włosi nie jedli tylko pizzy i makaronu, a grecy greckiej sałatki. Chociaż to ostatnie mogło okazać się całkiem prawdziwe, bo Potter tak naprawdę nie wiedział, co to jest ta grecka sałatka, usłyszał gdzieś tylko jej nazwę.
    Gryfon miał taki jeden, niezbyt kulturalny zwyczaj, a mianowicie nie zawsze słuchał dokładnie co się do niego mówiło, zazwyczaj specjalnie ignorując rozmówcę. Nie chodziło o chęć bycia po prostu nieuprzejmym. James najzwyczajniej w świecie zajmował się w takich momentach myśleniem o czymś zupełnie innym. Gdy więc Blanche oznajmiła, że kierują się do jej domu, kiwnął tylko głową jakby to była najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem. A nie była. Tak jak nastolatki nie za wiele robiły sobie z podziałów czystości krwi, przynajmniej większość nastolatków, i mimo oficjalnej niechęci, zadawali się z każdym, kogo uznali za bardziej lub mniej dla siebie odpowiedniego. W dorosłym świecie Potter nigdy nie powinien był postawić stopy w domu kogoś z rodziny Foucault.
    Szedł, przyglądając się z bliska mniej popularnej części Paryża, wciągając w nozdrza mieszaninę zapachów i czując, że w brzuchu burczy mu coraz bardziej.
    - Blan, co ci się nie podoba w moim stroju? We Francji nie wiecie, co to są jeansy i biały t-shirt? - spytał, gdy rzuciła uwagę o mało francuskim wyglądzie . Kolejny dziwny zwyczaj Pottera - wymyślanie skrótów imion i ksywek dla każdego, z kim utrzymywał kontakt bliższy niż siedzenie w ławce po karnym rozsadzeniu przez nauczyciela.
    - Myślałem, że nie obowiązują tu stereotypy. Zostawiłem beret i czerwony szalik w domu - powiedział, szczerząc się w swoim własnym, jamesowym stylu.

    James

    OdpowiedzUsuń
  33. [Masz mojego mejla zła kobieto: hood@onet.eu]

    OdpowiedzUsuń
  34. [och, rzeczywiście ;< ale może wymyślimy wątek od początku? bo planuje zgotować dla Iana malutką tragedię i prawdopodobnie można by to było jakoś połączyć w dość ciekawy sposób, ale to oczywiście kwestia do obgadania :)]
    Ian

    OdpowiedzUsuń
  35. [jeszcze nie wiem, ale pomyślę :D więc może odezwij się po zakończeniu urlopu na gg, pewnie do tego czasu coś wykombinuje konkretniejszego^^]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Cześć. Owszem, zostały wprowadzone limity, ale Jasmin jest obywatelką Wielkiej Brytanii, także.. nie do końca można byłoby nazwać ją obcokrajowcem. Poza tym, ustaliłam to z adminkami i jest w porządku :D
    A tak w ogóle, następnym razem się podpisz, bo ledwo co cię znalazłam, ooo. Po urlopie, wpadniesz po wątek?:)]
    Jasmin

    OdpowiedzUsuń
  37. [pogubiłam się i nie wiem, gdzie toczy się akcja wątku, ale niech stracę – Paryż, terytoria naszej uroczej blondynki :D]

    — Twoja szczerość, wielkoduszność i łaskawość wobec mojej skromnej osoby jak zwykle powalająca — przyznał z pokorą, stwierdzając w myślach, że „Avada” to wcale nie taka zła opcja, gdy dopadnie go weltschmerz i osiągnie szczyt desperacji, sięgając po broń, jak to zrobił słynny na cały świat Welter, nieudany samobójca i paranoik. „Avada” i Blanche będą gwarancją, że śmierć będzie szybka i bezbolesna. W pakiecie może zasili jedną z cel w Azkabanie. Cóż za wspaniała perspektywa na przyszłość, nie mógł prosić o nic lepszego.
    — Chciałbym się dowiedzieć co trzymasz w tej śliczniutkiej aktóweczce — zagadnął, zaciągając się teatralnie swoją ulubioną formą ukojenia, papierosem.
    Przez chwilę trzymała ją jak skarb, najcenniejszą rzecz, którą kiedykolwiek miała w dłoni, a podejrzewał, że jej nadziana rodzinka mogła się popisać majątkiem godnym władców.
    — Ale mam inne zmartwienie — mruknął trochę niechętnie, ale przy pomocy swojej wrodzonej upierdliwości i nabytej bezczelności na pewno nie zdobędzie litości uroczego dziewczęcia ze Slyherinu, a na tym mu teraz zależało.
    Był głodny, wykończony, pot lał się z niego hektolitrami, a na domiar złego nie zabrał ze sobą swojego magicznego patyczka i czuł się jak ślimak bez skorupki, mimo że nigdy nie był ślimakiem ze skorupką, ale takie porównania pasowało do diabelnie pięknej i malowniczej Francji, do której już w życiu nie przyjedzie, nawet jeśli by go wołami ciągnęli. Sława nie była warta takiego poświęcenia.
    — Pomożesz w potrzebie… eeee…. nadętej i jakiś tam jeszcze karykaturze wypierdka lwa? — zaciekawił się, trzepocząc nieumiejętnie rzęsami. — Weź pod uwagę to, że chwalę twoją spostrzegawczość — dodał po chwili refleksji, bo słyszał, że komplementy dobrze działały na samopoczucie kobiety w każdym wieku.
    Koniec końców Rasac był dnem jeśli chodziło o jakiekolwiek „proszę”, ale może dzięki temu ujrzy na twarzy tej rezolutnej damy uśmieszek. Kto wie.
    Mikael
    [i za błędy przepraszam]

    OdpowiedzUsuń
  38. Pokój na piętrze był jego azylem. Czerń i szarość konkurowały z ciemną zielenią a srebrne elementy dodawały wystrojowi nieco wyrafinowania. Na ścianach oprócz magicznych fotografii i plakatów ulubionej drużyny Quidditcha znajdowały się wycinki z gazet a na półce ustawione były rodzinne pamiątki i inne bibeloty zbierające kurze. Książki traktujące o czarnej magii i transmutacji leżały w krzywych stosikach a na krześle leżała sterta prania, którego Stworek jeszcze nie zdążył zebrać. Wizyta dziewczyny okazała się zaskoczeniem dla najmłodszego z Blacków, a nawet gdyby przypuszczał, że ktoś podczas wakacji mógłby go odwiedzić, nigdy nie stawiał by na Blanche – ich znajomość ograniczała się jedynie do kilku zdań w rozmowach nie mających w zasadzie żadnego celu. Kiedy tylko domowy skrzat poinformował go o przybyciu nieproszonego gościa, opuścił salon Blacków gdzie wraz z ojcem dyskutował o mniej istotnych sprawach. Ruszył schodami na górę mijając galerię skrzacich głów, wiszących smętnie na ścianie, zwolnił dopiero kiedy zauważył w drzwiach Ślizgonkę. Odchrząknął i zbliżył się do niej w milczeniu.
    - Niespodziewana wizyta, mogłaś chociaż sowę wysłać. - odpowiedział mijającą w przejściu po czym gestem zaprosił ją do środka. Pchnął lekko drzwi, które trzasnęły jakby był przeciąg. Uniósł nieco brew czekając aż dziewczyna nieco wyjaśni powód swojej wizyty. Poczuł się nieco zaintrygowany, że przyjechała specjalnie na Grimmauld Place 12 bo miała do niego interes. Zebrał stertę listów z łóżka robiąc tym samym miejsce dla dziewczyny, ponieważ łatwiej mu było je zebrać niż ubrania z krzesła. Oparł się o brzeg biurka i założył ręce na wysokości swojej klatki piersiowej, w skupieniu obserwując jasnowłosą.
    - Więc jaki interes Cię do mnie sprow..
    Nie skończył mówić ponieważ przeszkodziło mu pukanie do drzwi, które po chwili skrzypnęły i się uchyliły na tyle by Stworek mógł przecisnąć się do pokoju z srebrną tacą na której by umieszczony dzbanek, filiżanki ze spodkami i jakieś rogaliki.

    [Przepraszam za wczoraj.]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Witam ładnie Ślizgonkę, która była już tutaj wcześniej. Jakby był pomysł, zapraszam do siebie.]

    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  40. [Nie witałam ostatnim razem (bo byłam złą pielęgniarką, a jak powszechnie wiadomo – rude jest wredne), ale witam teraz. Nasze postaci są w zasadzie słoikami w Londynie, więc mogą się dogadać – a jak tak bardzo pragnę toksycznej przyjaźni. Chociaż Blanche jest dwa lata młodsza od Raisy, to może jednak coś uda nam się wykombinować – w zasadzie mam jeden pomysł, ale boję się, że mogłabym się posunąć za daleko, nie polubisz mnie i zniszczyłabym Ci wizerunek panny Foucault. :< I drobna uwaga: w tytule nie stawia się kropek, ot taki błędzik. ;]

    zawsze pomocna, potrzebująca przyjaciela, ale bardzo ślizgońska, panna Aristowa

    OdpowiedzUsuń
  41. [Ok, widocznie kolejna wersja artystyczna, której mój cebulowaty łepek nie rozumie. :< Pomysł, ot taki zwykł: Blanche jest młodsza, więc kiedy pojawiła się w Hogwarcie, jako osoba z innego kraju, pewnie była nieco zagubiona (nie mówię o jakimś płaczu po kątach itp.), więc przypadkiem (bo Raisa za żadne skarby nie przyznałaby się, że mogłaby do kogoś zapałać sympatią) panna Aristowa, zaznajomiona z Zamkiem i całą resztą, mogła nowej uczennicy wszystko pokazać i to mogłoby być wyjście do ich toksycznej przyjaźni. Tu miałabym w planach uznanie panny Foucault za własność przez Raisę (jako, że jej pomogła i uważa, że B. do niej należy i już), chorą zazdrość z obu stron i Banche jako trujący bluszcz, który za żadne skarby nie pozwoli jej odejść i próbuje niszczyć każde jej relacje (szczególnie z Serge'm, gdy już wyjdą na jaw) – Asperger może to dyskwalifikować, ale z drugiej strony: czy chorzy nie przywiązują się za bardzo do innych (tak bardzo nie jestem pewna, tak bardzo nie wiem... przepraszam)? Generalnie wszystko kończyłoby się herbatką w pokoju wspólnym, drapaniem kotków i snuciem planów dominacji nad światem. Moje luźne, dziwne propozycje są mocno do weryfikacji, ale chciałabym, żeby R. miała przyjaciółkę i wiem, że brzmię jak skamlący szczeniak. :c]

    R.A.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Nie wiem czemu nie pojawiło się moje powitanie, blogspot chyba się na mnie focha :<
    Witam z powrotem uroczą Blanche! :D]
    Mikael/Alastair

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Czy zdajesz sobie sprawę, że zespół Aspergera można traktować jako odmianę autyzmu? Czy kiedykolwiek miałaś styczność z kimś chorym, czy przeczytałaś na Wikipedii niektóre objawy i wydały się na tyle fajne, żeby można je było wcisnąć postaci?
    Na drugi raz zastanów się nad tym, co wypisujesz. Jako osoba mająca dużą styczność z człowiekiem faktycznie posiadającym to schorzenie, nie wydaje mi się, by reakcje Blanche odpowiadały rzeczywistości. Polecam stronę www.ozespoleaspergera.pl ]

    OdpowiedzUsuń
  44. [ Czytaj dokładnie: reakcje nie odpowiadają rzeczywistości, a nie mojemu widzimisię.
    Skoro magiczne sposoby niwelują niektóre zachowania, warto byłoby o tym wspomnieć w karcie. Inaczej wprowadzanie podobnego elementu jest bezsensowne, skoro i tak nie ma odzwierciedlenia w tym, co piszesz.
    Btw. - widzę, że masz alergię na jakąkolwiek krytykę, więc się ewakuuję stąd. Wypomnę jeszcze jedno - w tytułach nie piszemy kropek. Cya! ]

    OdpowiedzUsuń
  45. Przewrócił oczami na jej komentarz. Tylko Blanche mogła posunąć się do takich wniosków. Nie pasował do Francji bo wyglądał nudno. Najbardziej oczywisty powód na świecie!
    Zbiegł truchtem po nieco wysłużonych schodach, powstrzymując się od wskoczenia na poręcz. Wynagrodził to sobie zeskokiem z trzeciego od dołu stopnia. I choć poczuł, jak coś gruchotnęło mu w kostce, nie pozwolił by usta wygięły mu się w czymś innym niż szelmowskim uśmiechu.
    - Chodź, Blan, nie mamy całego dnia! - zawołał do dziewczyny, która nadal znajdowała się na schodach. - Jeszcze ci kanapki spleśnieją - zaśmiał się.
    Nie wiedział, gdzie Ślizgonka chce ich zaprowadzić, więc z niechęcią oparł się o poręcz, a raczej na niej zawisł, z wielce cierpiętniczą miną. Potter przemieszczał się szybko i, jeśli nadarzała się taka możliwość, z hałasem. W bardzo mało nudny sposób.

    James

    OdpowiedzUsuń