Suzanne Campbell15.07.1961, Londyn - VI klasa - Hufflepuff - PółkrwiKlub szachowy - Klub Gargulkowy - Eliksiry - ZielarstwoGrusza - 11 cali - Włos jednorożcaPatronusem motyle - Boginem burzaSuz - Suzi - SuzieZaskoczeniem dla całej rodziny była wieść, że Suzanne ma zasilić szeregi Puchonów. Wszyscy myśleli, że dziewczyna, podobnie jak jej ojciec, dołączy do domu Godryka Gryffindora i będzie dumnie go reprezentować. Nie byli oni jednak tym zawiedzeni, przeciwnie, bardzo szczęśliwi. Jej mama, mugolka, która jeszcze nie do końca rozumie świat magi, z wszystkiego co robi jej najukochańsza córka jest dumna i zachwycona. Podobnie ojciec, który aktualnie jest właścicielem największej sieci sowiarni w całej Europie Zachodniej, dobrze przyjął tę wiadomość. Sama Suzanne cieszyła się z tego powodu. Nie chciała trafić nigdzie indziej, bo od dawna czuła, że to właśnie tam odeśle ją Tiara. Wśród Puchonów czuje się, jak w domu - otoczona dobrocią i radością oraz swojskim ciepłem, którego raczej nie zaznałaby w innych Domach. Jej charakter idealnie wpasowuje się w charakter Hufflepuffu. Chętnie pomaga innym i zawsze użycza swojego rękawa, by ktoś mógł się wypłakać. Potrafi rozchmurzyć i odesłać z dobrą radą jakąś smętną duszyczkę, zagubioną we własnych myślach. Nie zraża, wręcz przeciwnie, zachęca do siebie ludzi, a to dlatego, że promieniuje naturalnym, niewymuszonym entuzjazmem. Jest dobrą wróżką w szkole. To wcale nie oznacza, że nie potrafiłaby uderzyć, gdyby ktoś zalazł jej za skórę. Wbrew pozorom potrafi zasadzić porządnego kuksańca. Dziewczyna często, ale nie zawsze, spełnia rolę kręgosłupa moralnego - wytyka błędy i zwraca uwagę na nieetyczne zachowanie. Uczy się dobrze, ale kiepsko idzie jej u Slughorna, a co się z tym wiąże nie należy do wymarzonego Klubu Ślimaka. Uczestniczy, za to w cotygodniowych spotkaniach Miłośników Szachów i Klubu Gargulkowego - w tych grach zdobyła niejedno wyróżnienie. Nie interesuje jej quidditch, dlatego na mecze chodzi raczej dla wsparcia Puchonów. Kibicuje swoim znajomym jak tylko może, a oni odwdzięczają jej się swoją pomocą.______________________________________________________________Witam | Postać przejęta | Na zdjęciu Crystal Reed | GG: 33950518 | Gabriel
Teraz dajemy Ci szanse byś mógł stworzyć swoją własną historię na tle tej, opowiedzianej po krótce przez J.K Rowling. Możliwości jest wiele, a ogranicza Cię jedynie Twoja wyobraźnia. Możesz poprowadzić losy postaci kanonicznych, lub stworzyć swojego własnego czarodzieja. Wszystko może się wydarzyć. Zapraszamy do Hogwartu w roku 1976
2 września 2014
Najbardziej straconym dniem jest ten, w którym się nie śmiałeś
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
[Witam ładnie uroczą Susie. ;3 I życzę dużo weny, bo niestety nie widzę, jak można połączyć nasze dwie postaci.]
OdpowiedzUsuńCarmen
[Witam nową Puchonkę! :D]
OdpowiedzUsuńMikael/Alastair
[Cześć. :) Podobna do Charliego ta Suzie (przynajmniej pod tymi normalnymi względami). :D]
OdpowiedzUsuń[cześć Puchoneczko! :D fajne nazwisko, chyba skądś je kojarzę :D]
OdpowiedzUsuń[ W sumie miałam już nie brać więcej wątków, ale panienka taka urocza, a mi współautorzy chyba zrezygnowali z wątków (nie odpisują od połowy wakacji, ale nie będę tu sie skarżyć), bo to oznacza, że mogę przyjąć Twoją propozycję.
OdpowiedzUsuńMoże zrobimy z nich dobrych przyjaciół? Johnowi tak bardzo kogoś takiego brakuje. Chyba, że masz już co innego w planach. ]
John
[Jasne. Możemy pokombinować coś z szachami, zajęciami z zielarstwa czy jakąś inną burzą na błoniach. :D]
OdpowiedzUsuń[ Wpadł mi szalony pomysł do głowy xD
OdpowiedzUsuńJohn mógłby namówić Suzi jako swoją przyjaciółkę na niebezpieczne przedsięwzięcie - jazdę na testralu ( nie wiem czy ona je widzxi, czy nie, ale to nie ma znaczenia, jak coś to mój blondyn zabierze ja na przejażdżkę na niewidzialnym koniu xD ). Ale nie było by tak sielankowo i zwierzak wywiózłby ich na nieznane tereny, daleko od jakichkolwiek domów i uciekłby. Oni musieliby jakoś wrócić do Zamku, co nie byłoby najprostsze. Taki to mój zamysł.
Albo będąc we dwójkę w Hogsmeade mogliby zobaczyć, coś czego nie powinni byli widzieć i ktoś zamknąłby ich w jakiejś piwnicy
(wybacz mam dziś dziwaczne pomysły)
Lub też mogliby wybrać się nad jezioro przy Zamku i nabrać chęci na pływanie, wtedy to trytony utrudniłyby im życie ciągnąc jedno pod wodę.
Może ty masz jakiś pomysł? Wybacz, że nie potrafię zaproponować czegoś normalniejszego]
John
Noce były identyczne. Jedna w jedną, gwieździsta czy też nie. Każdego wieczoru, gdy starał się zasnąć, nawiedzał go ten sam koszmar, który czynił noce bezsennymi. Mogło mu się zdawać, że przywykł i że to już go nie zaskoczy, nie przestraszy, ale w gruncie rzeczy było dokładnie na odwrót. Tym razem nie było inaczej. Obudził się nagle, szybko oddychając, przynajmniej nie krzyknął i jego znajomi z dormitorium mogli spokojnie spać dalej. Do ranka miał jeszcze wiele czasu, ale nie miał zamiaru kłaść się z powrotem. Wyciągnął spod poduszki książkę i pogładził jej grzbiet. Tytuł głosił ”Opowieści z Narnii”. Blondyn westchnął ciężko i dotarł do odpowiedniej strony. Była to już czwarta część z serii, a chłopak już nie mógł doczekać się aż przeczyta kolejną. Książki były jego przyjaciółmi od zawsze, wierne i wyrozumiałe. Wśród ludzi nie tak łatwo było znaleźć pomocną duszę. Ale mu się udało, sam nie wierzył w swoje szczęście i w to, że ktoś taki jak Suzi może go tak po prostu lubić. Był jej za to niezmiernie wdzięczny, tym bardziej, że dziewczyna znosiła cierpliwie wszystkie jego dziwactwa i przymykała oko na zachowanie. Niebieskooki był pewien, że popełniał więcej błędów w relacjach międzyludzkich, niż brunetka chciała przyznać.
OdpowiedzUsuńTym sposobem dotrwał świtu i spokojnie mógł opuścić dormitorium. Rzecz jasna najpierw ubrał się i poświęcił pięć minut na poranna toaletę, więcej nie było mu trzeba. Szczerze powiedziawszy mógł to zrobić o wiele wcześniej i mając regulamin szkoły w głęboki powarzaniu wybrać się na spacer po Zamku. Robił tak całkiem często, mając świadomość, że jeśli zbyt często będzie oddawał się papierowym przyjacielom, to niebawem zabraknie mu woluminów do czytania. Tej nocy nie postąpił podobnie tylko dlatego, że miał zaplanowany cały dzień i nie chciał go spaprać już w pierwszych minutach do niego się zaliczających poprzez przyłapanie przez Perfekta, czy nauczyciela.
Pod drzewo koło jeziora dotarł o wiele wcześniej, niż to planował. Nawet nie udał się na śniadanie, tylko z pomocą swojego skrzaciego przyjaciela zwinął z kuchni kromkę chleba i surowe mięso dla testrali. To mu wystarczyło, więc nie widział powodów, by nie zaczekać na przyjaciółką na miejscu. Może i stracił przez to wiele czasu, który mógł spożytkować rozwiązując jakąś zawieszoną chwilowo sprawę typu „zaginął mi kot”, ale zbyt go rozpraszała myśl o tym, co niebawem miał przeżyć. Wtem, po dłużących się niesłychanie minutach, dojrzał na horyzoncie sylwetkę Suzanny. Na jego usta wpłynął mimowolny uśmiech, który choć idealnie pasował do jego twarzy, to nie gościł na niej zbyt często. Odwzajemnił uścisk dziewczyny, choć nie do końca jeszcze przywykł do takiego kontaktu, nie mniej uwielbiał być tulonym.
- Witaj Suzi! I nie przepraszaj, nie masz za co. To ledwie chwila – nie miał zamiaru wyznawać jej, że przybył na miejsce z wyprzedzeniem, bo niepotrzebnie by się zamartwiała.
W tamtej chwili mógł stwierdzić, że jest naprawdę szczęśliwy. On, jego przyjaciółka i cudowne koniowate przez caluśki dzień.
- Mam nadzieję, że na wszystko, bo zaplanowałem dla nas spotkanie z testralami. Co potem, to zobaczysz – jego oczy świeciły, a wcześniejszy uśmiech, ku jego zdumieniu, jeszcze nie spełzł z twarzy – Tylko nie wiem czy je widzisz, choć oczywiście to nic nie zmieni. I tak cię do nich zabiorę – powiedział twardo i radośnie.
[śliczne ;) Mam nadzieję, że i ja nie zawiodłam. I ironię z książką wprowadziłam jak najbardziej celowo :3 ]
John
[ I mogłabyś mi podrzucić jakiegoś gifa z panią z wizerunku? Nie mogę znaleźć nic prócz Lily Evens i Jamesa Pottera na jednym obrazku, to potrafi denerwować xP ]
UsuńJohn
[Wybacz. A Tedduś chce, chce ^ ^]
OdpowiedzUsuńTeddy
[Pewnie. :D A byłaby możliwość, żebyś zaczęła?]
OdpowiedzUsuń[ Oczywiście, ze się nie gniewam! Spokojnie ;) Czekam cierpliwie i nie poganiam :) ]
OdpowiedzUsuńJohn
[No cóż, jako takiej na razie nie ma, więc wszelkie romanse, czy cuś wchodzą w grę :3]
OdpowiedzUsuńTeddy
[49108148, pisz śmiało (:]
OdpowiedzUsuńTeddy
Nie zdziwił się, gdy sielankowa opowieść Suzi o jej śnie, została przerwana szelestem i odgłosem kopyt stukających o miękką ziemię. Odgłos ten miłował ponad wszystko i słysząc go czuł się prawdziwie szczęśliwy, tym bardziej, że wiedział z czym to się wiąże. Wtem ich oczom ukazało się czterokopytne stworzenie ledwie obciągnięte ciemną skórą z poprzerywanymi skrzydłami. Brak źrenic wcale go nie przerażał, tym bardziej, że nozdrza i uszy stworzenia miały przyjacielskie ułożenie. Znał się na koniach i wszystkich im podobnych jak mało kto. Mógł spokojnie nazwać siebie specem i orzec, że z niejednym rozjuszonym koniowatym by sobie poradził.
OdpowiedzUsuńWyznanie przyjaciółki, coby było to jej pierwsze spotkanie z testralem uświadomiło mu więcej, niż ten jeden fakt. Oznaczało to bowiem, że musiała widzieć czyjąś śmierć, a sam dobrze wiedział jak te szare pegazy, bo do tego rodzaju właśnie należą, przywołują wspomnienia. Oznaczało to też, że widziała tą śmierć w tym roku, bo wszyscy piątoroczni do Zamku transportowani są powozami ciągniętymi właśnie przez testrale. Na raz zrobiło mu się żal dziewczyny, ale tylko na chwilę, bo zwierzak zbliżający się ku niej, wbrew jej niemym protestom odciągnął jego uwagę od ponurych myśli. Blondyn nie zamierzał interweniować, skoro mają razem polecieć na testralach, to Suzanne nie może obawiać się samej ich obecności.
Po plecach przebiegły mu ciarki, gdy brunetka położyła dłoń na chrapach koniowatego, a do ciała powróciło wspomnienie ciepłego oddechu tych stworzeń. Przyjrzał się uważnie osobnikowi, który stanął naprzeciw jego przyjaciółki i uśmiechnął się delikatnie, nawet kuksaniec nie starł mu z twarzy tego wyrazu.
- Bo Haze nie jest niebezpieczna – odparł i rozmasował ramię.
Zrobił to bardziej z przyzwyczajenia, niż z bólu. Potem wiedziony pragnieniem bliskości zwierzaka wyciągnął z torby kawał mięsa i rzucił je do klaczy, która złapała je w zęby, przy okazji stając dęba.
- Moim ulubieńcem jest Arod, jeszcze ci go przedstawię – powiedział, odwracając głowę do Suz i głaszcząc gładką skórę Haze – A zanim spytasz, Hagrid mi je przedstawiał, ale Aroda i Hazę nazwałem ja. Byłem przy ich narodzinach. To młodziki. Mają ledwie po trzy lata, ale są za to najbardziej towarzyskie.
[ Gif wybrałam, przepraszać nie musisz xD Tobie również miłego dizonka :3 ]
John
Kiwnął głową na potwierdzenie swoich poprzednich słów odnośnie wieku zwierząt. Pamiętał ich narodziny, jakby to było ledwie wczoraj, a minęły przecież trzy lata. Po testralach zaś nie znać było ich wieku, wyglądały na starsze i ktoś nieznający się na nich, pewnie dałby im co najmniej siedem lat. Wszystkie koniowate rosły jednakże szybko i jeszcze w pierwszym roku swego życia dorównywały prawie swoim rodzicielkom.
OdpowiedzUsuń- Z bezpieczeństwem rożnie bywa, Suz. Ale Arold i Haze są potulne jak baranki i nic nam z ich strony nie grozi. Przeciwnie, na tyle związały się z ludźmi, znaczy ze mną i Hagridem, ale i ciebie szybko polubią, że nie pozwolą nam spaść – zapewnił z dziarską miną.
Prośba dziewczyny, aby przybliżył jej zwyczaje i zachowania zwierząt bardzo go ucieszyła. Jeszcze nigdy nie miał okazji porozmawiać z kimś o tych fascynujących stworzeniach. Poklepał klacz jedzącą surowe mięso z jego torby po grzbiecie i przytulił się do jej kościstego ciała. Czuł przez skórę każde uderzenie jej serca i nim jeszcze dosiadł jej, czuł się z nią jednością.
- Wracając jeszcze do tematu bezpieczeństwa – zaczął – Jeśli ich nie obrazisz, to nic ci się nie stanie. Są niesłychanie mądre i pożyteczne. Ogółem testrale to fantastyczne stworzenia, bardzo rzadko spotykane nawet w świecie czarodziejów. Należą do rodziny pegazów. Zobaczyć może je tylko ktoś kto był świadkiem cudzej śmierci - spojrzał z czułością na przyjaciółkę i kontynuował - Stworzenia te lubią ciche i zacienione miejsca z daleka od ludzkich osiedli. U nas w Wielkiej Brytanii największe stado zamieszkuje ten las. Nie są jednak pierwotnymi mieszkańcami Zakazanego Lasu, zostały do niego sprowadzone. Pierwszym z testrali narodzonych w tutaj był ulubieniec Hagrida, ogier Tenebrus. Nasz gajowy wabi stado wydając z siebie ostry krzyk, podobny do wołania olbrzymiego ptaka. Testrale są drapieżcami żywiącymi się mięsem. Tu polują na ptaki, lecz nauczono je, aby nie atakowały sów. Można je łatwo zwabić, ponieważ zawsze wyczują świeżą krew. Nigdy się nie gubią, mają zadziwiający zmysł orientacji. Wystarczy, że powiesz, gdzie maja cię zanieść, a one to zrobią. Z ich pomocy korzystał nawet sam Dumbledore. No i rzecz jasna ciągną one szkolne powozy - zakończył z uśmiechem.
[ Rozumiem Cię, też jestem człowiekiem i znam brak czasu ;) ]
John
[ <3 Wracam. Twój Evan . ]
OdpowiedzUsuńTylko przez ułamek sekundy był świadom tego, że nadal trzymał jej ciepłą dłoń kiedy uciekali – a może to ona jego trzymała? Przy delikatnym, dziewczęcym dotyku jego dłoń wydawała się chłodna i szorstka. Długo jednak nie deliberował nad owym kontrastem, jego umysł szybko zastąpiły inne myśli, kotłujące się z powodu narastającej adrenaliny. Racjonalne myślenie nagle mu się wyłączyło, gdyby nie pomysł nieznajomej by ukryć się w Wrzeszczącej Chacie z pewnością biegali by bez ładu i składu jak przestraszone króliki. Obrali sobie kierunek dość daleki, ale wydawało by się, że bezpieczny. Evan starał się trzymać ją zdecydowanie mocno, by przez przypadek się nie poślizgnęła na błotnistej ścieżce, sam oczywiście pod nogi nie patrzył co zaowocowało dwoma potknięciami. Zmełł przekleństwo kiedy po raz kolejny zaklęcie świsnęło mu koło ucha powodując nieprzyjemne uczucie rozpraszające się po jego ciele. Z dobiegających do jego uszu krzyków i łomotu, Rosier wywnioskował że "zabawa" dopiero się rozkręca. Może aurorzy się już zjawili? . Nie miał dużo czasu na przemyślenia, w końcu dotarli do zardzewiałego i śmiechu wartego ogrodzenia, które miało uniemożliwić wejście do chaty, jednak przeszkoda nie miała więcej niż trzy stopy i nie wyglądała na solidną. Z łatwością przeskoczył nad nią po czym pomógł dziewczynie przedostać się na drugą stronę i dopiero wtedy zauważył, że pół twarzy ma od krwi, nie wspominając o szaliku.
OdpowiedzUsuńZawsze marzył by zakraść się do Wrzeszczącej Chaty i przekonać się, czy miejsce faktycznie jest nawiedzone, a raczej zamieszkałe przez złośliwe duchy. Nigdy jednak nie przypuszczał, że będzie szukać tam schronienia z nieznaną sobie osobą, prędzej wypad podpitych przyjaciół w celu rozerwania się, ot dla głupoty i udowodnienia czegoś tam sobie.
Alohomorą otworzył spróchniałe drzwi i kiedy trzasnęły w framudze Evan odetchną z ulgą. Nie wiedział na ile są bezpieczni ale nawet tutaj słychać było przytłumione hałasy dobiegające z zewnątrz. W przedpokoju w którym się znajdowali panował mrok a w powietrzu unosiła się woń bliżej mu nieokreślona, całkiem możliwe że składały się na nią kilka czynników jak kurz, brud, pleśń zalegająca na ścianach i drewniana podłoga. Zorientował się, że stali dłuższą chwilę bez ruchu wsłuchując się we własne świszczące oddechy, a on ciągle trzymał ją za rękę ... puścił ją szybko i nie wiedząc co z nią zrobić wykonał dziwny gest, prawie niewidoczny w ciemnością za co dziękował w duchu po czym ruszył w stronę pierwszego łukowatego przejścia. Nie odważył się użyć lumosa z obawy, że ktoś niepożądany mógłby dostrzec światło przez okno, równie dobrze mogli wtedy nie uciekać i pozostać w wiosce, na to samo by wyszło.
Poruszał się prawie po omacku, słońce już zsuwało się poza horyzont ale ostatnie promienie nie mogły przedostać się poprzez brudne szyby i jeszcze brudniejsze zasłony. Ufał swoim zmysłom, a raczej nie miał wyboru i musiał się na nie zdać. Słyszał jak nieznajoma porusza się za nim, nie był już pewny komu bije tak głośno serce i które z nich tak głośno oddycha. Po czarnych kształtach poznał, że znaleźli się w ubogo umeblowanym salonie.
- Bezpieczniej chyba będzie jak pójdziemy na piętro. - powiedział cicho. Głos zadrżał mu nienaturalnie, odchrząknął i się cofnął, po raz kolejny tego dnia wpadając na dziewczynę, tym razem jednak nie zwalając ją z nóg. Odruchowo złapał ją za ramiona i równie szybko je opuścił.
- Gdzieś muszą być schody, znajdźmy je.
[Boże.Dopiero teraz do mnie doszło! Nie jesteś tą Suzanne z którą miałam wątek, prawda ?:< ]
Usuń[ Rozpaczam :< A masz może kontakt do poprzedniej autorki? ]
OdpowiedzUsuń[Szkoda. W takim razie nie pozostało mi nic innego jak zaproponować wątek :) ]
OdpowiedzUsuń[ Czuję się jak stocker,, bo ja Ciebie znam ;p Ale to ze strony Administracyjnej. Co do wątków, jestem jak najbardziej za. Wybierz tylko ostatecznie którąś postać i daj znać, czy masz już jakieś pomysły, ja w tym czasie też coś pokombinuję :)]
OdpowiedzUsuńLiam
[ Cześć imienniczko! :D ]
OdpowiedzUsuńSuzanne Cleiren
John przyglądał się Suz z rozbawieniem, gdy ta stojąc tuż przy zwierzaku, rozmyślała jak na niego wsiąść. Uśmiechnął się szeroko, gdy poprosiła go o pomoc i zbliżył się do niej. Złożył ręce w koszyczek i kazał jej postawić nogę na jego dłoniach, a ręką podeprzeć się jego ramienia. Tymczasem klacz stojąca tuż obok nich zniecierpliwiona i jakby rozbawiona grzebała kopytem w ziemi. Wreszcie udało się „wrzucić” Suzi na grzbiet Haze. Blondyn szczerze się roześmiał i przysiadł zmęczony na ziemi. Nieczęsto zdarzały mu się podobne wybuchy radości, ale kiedy już miały miejsce, chłopak czuł się bardzo szczęśliwy. Klacz zatrzepotała skrzydłami, prawie uderzając jego przyjaciółkę w twarz i nachyliła się ze swoim smoczym pyskiem w jego stronę. Puchon jak na zawołanie wyciągnął z torby kawał mięsa i rzucił jej go za cierpliwość.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że utrzymasz się sama, bo oto nadchodzi mój drugi przyjaciel – powiedział, wskazując dłonią zbliżającego się testrala.
Ten był wyższy od klaczy, na której siedziała Suz i bardziej narowisty. Choć zwierzaki były rodzeństwem, ba!, bliźniakami, to niesłychanie się od siebie różniły. Ogier mógł całymi dniami przebywać w towarzystwie Johna i stale mieć siłę na nowe zabawy, przejażdżki czy inne atrakcje, kiedy to Haze nudziła się po godzinie, góra dwóch. Ale niebieskooki kochał oba pegazy jednakowo, co jednak nie znaczyło że spędzał z nimi tyle samo czasu. Poklepał Arolda po grzbiecie i ucałował w czubek nosa, na co zwierzak zareagował radosnym parsknięciem. Blondyn wyciągnął jeszcze jeden kawał mięsa i dał go swojemu pupilowi, który nie omieszkał użyć swych ostrych zębów do rozszarpania posiłku. Tymczasem mieszkaniec Domu Helgi wdrapał się sprawnie na grzbiet ogiera, bo ten celowo przyklęknął przy jedzeniu. Gdy się wyprostował, John siedział już pewnie na jego grzbiecie i masował potężne, poszarpane skrzydła.
- Gotowa? - rzucił do Suz.
[Wybacz, że dopiero teraz, ale miałam urwanie głowy]
John