31 maja 2014

Grandma, I’m a Wizard!


Do you ever wonder whether people would like you
more or less if they could see inside you?
But I always wonder about that.
If people could see me the way I see myself -
if they could live in my memories -
would anyone, anyone, love me?


Sebastian Banewood
¾ Brytyjczyk, ¼ Japończyk
Reading, Anglia
Gryffindor
15.07.1960/VII klasa
Bogin: Śmierć babci
Patronus: Pożyjemy, zobaczymy
11 cali, Cyprys, Włos Jednorożca


~*~

Kiedy się urodził był płacz, ale nie jego.
Kiedy obchodził pierwsze urodziny, rodzice trzymali się za ręce i uśmiechali razem z ciemnowłosym chłopczykiem obok.
Kiedy obchodził drugie urodziny, mama znów była w ciąży.
Kiedy obchodził trzecie urodziny, mała blondynka gaworzyła w tle.
Kiedy obchodził czwarte urodziny, tata dał mu samochodzik.
Kiedy obchodził piąte urodziny, był szczęśliwy.
Kiedy obchodził szóste urodziny, po raz pierwszy przyjechała babcia.
Kiedy obchodził siódme urodziny, babcia dała mu książkę. Czytali w trójkę - on, babcia i brat.
Kiedy obchodził ósme urodziny, babcia zabrała go do siebie.
Dziewiąte urodziny spędził sam, zamknięty w pokoju.
Dziesiąte urodziny spędził na pogotowiu. Potem zamieszkał u babci, w pokoju jej zmarłego syna.
Kiedy obchodził jedenaste urodziny znów był szczęśliwy.

~*~

Heterochromia - jedno oko zielone, drugie niebieskie. Załatw mu ciastka, lody lub żelki – zrobi dla Ciebie wszystko. Ciekawski. W posiadaniu grubego dziennika. Ludzki paradoks. Moje książki są więcej warte niż moje życie. Za dobrze ubrany by być hetero. Czasem wredny, czasem miły; zależy. Przez pewien czas mieszkał w Japonii.  Wieczne zimne dłonie i czubek nosa. Obeznany w kuchni; przy nim głodny nie będziesz. Odrobinę przesądny. Jeden miesiąc wakacji spędza w Japonii, a drugi w Anglii. Spokojnie może nie jeść cały dzień. Mało sypia. Herbata jest najlepsza.  Kanapowiec. Dużo czyta. Marvel. Gra na pianinie, choć nie przyzna się nikomu. Nieśmiały. Dużo pisze.  Ma zdanie na każdy temat. Shinigami. Nerwowy. Czasem pięciolatek, czasem czterdziestolatek, czasem po prostu nie żyje. Pluszaka ma, nikomu nie odda. Aww, zwierzaki, chodźcie tu do mnie! 

Magiczna babcia, magiczna mama.
Niemagiczny tata, niemagiczna siostrzyczka.
Brat w Hogwarcie. 


Mistrzu Gry, co powiesz na herbatkę?
____________________________
Cześć :)
U góry John Green.
Wątki preferuję krótsze,
konkretnie i na temat.
Zapraszam do wątków i powiązań,
zawsze jestem chętna :)
Zachęcam do stworzenia braciszka!
Nie gryziemy.
Chyba, że chcecie ;)

78 komentarzy:

  1. [dzień dobry i witam serdecznie nowego Gryfona :D]

    Ian Blake | Syriusz Black

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Przybyłam się przywitać, więc Witam na blogu! Muszę się przyznać, że już wcześniej czytałam tą kartę w szkicach i bardzo mnie zaintrygowała. Lubię, kiedy nowa postać jest nieco inna, wyróżniająca się z tłumu, jak Twój Sebastian :)
    Aktualnie jestem na urlopie, ale jeśli masz jakiś pomysł odnośnie wątku/powiązania to napisz pod kartą, a kiedy wrócę coś stworzymy ;) ]

    Malfoy Jace

    OdpowiedzUsuń
  3. [ To i ja przywitam i zaproszę do wątku. :)]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam, witam :D Muszę to powiedzieć, ale szkoda, że kolejna karta nie wędruje do Hufflepuffu, bo mamy niedobór ;< Muszę jednak przyznać, że Sebastian jest bardzo ciekawą postacią i mimo wszystko chcę wąteczek ;3
    Moja Geena jest dość nudną postacią, niezbyt się wyróżnia, ale mam nadzieję, że razem coś wymyślimy - zapraszam pod kartę!]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam serdecznie, ciekawy ten Twój Sebastian :) Ja zrobiłam sobie urlop, ale jeśli masz ciekawy pomysł na wątek, to pisz.]

    Kristel / Kathleen

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam :D
    Sebastian to bardzo ciekawa postać, sprzedałaś mi go - nie dość, że trochę Japończyk, to nie hetero, me gusta ;) Życzę dużo wątków, powiązań i weny! :D]

    Jean

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witamy! Jak już mam coś wymyślać to preferuję Noelle - Puchonka z dostępem do kuchni (czytaj: słodyczy)
    Układ prosty, więc zapraszam pod kartę, jak się zainteresujesz to pisz :D]

    Noelle Westley / Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Mogą się włóczyć po nocach razem, ale co powiesz na to żeby się nie lubili. Bo moja Audrey nie jest zbyt miła, ale teraz przechodzi ciężki okres i gdy będzie sobie spacerować sama to wpadnie na Sebastiana i wtedy pogadają. ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  9. [O rany, aż się głupio człowiekowi robi, gdy słyszy takie słowa ;) Ja bym bardzo chciała z tobą wątek, więc odpowiedź jest tylko jedna: zdecydowanie możesz na niego liczyć :D]
    Jean

    OdpowiedzUsuń
  10. [Też od razu wyczułam, że są pokrewnymi duszami ;)
    No to relację mamy, co z samym wąteczkiem?]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Czy ja tu widzę kogoś podobnego do Lucka? No halo, wątek musi być! Heterochromia to takie piękne zjawisko <3 Zapraszam do siebie, zwłaszcza do Puchasia!]

    Jo Hawkins/Lucek Roy

    OdpowiedzUsuń
  12. [To ja proponuję, ale musisz zacząć :d
    Obydwaj grają na pianinie, choć Seb (sorka, tak już będę do niego mówić) nikomu by się nie przyznał. Luke w sumie też się z tą umiejętnością nie afiszuje, ale nie ma nic przeciw temu, żeby postulatów wiedziało. Możemy sprawić, że kiedyś Lucek będzie chciał pograć dla ukojenia nerwów w sali z pianinem (i zwierciadłem Ain Eingarp, ale to już mój wymysł) i spotka tam właśnie Seba. Potem zauważy jego dwubarwność tęczówek, bla, bla i jakoś to rozwinięty. No chyba, że wolisz to rorozplanować wtedy zacznę :)
    W razie czego pisz na gadu, wieczny niewidok ;d]

    Roy

    OdpowiedzUsuń
  13. [Wiesz tak myślałam, bo moje dziewczę to bardzo głodne dziecko, szczególnie na czekoladę, to tak myślałam, że w sumie Ellie by mogła mu załatwiać jedzenie ze szkolnej kuchni, w dodatku byłby taką natarczywą dziewczynką - denerwuje wszystkich, więc w sumie coś mam, w sumie nie.
    dobra nie wiem xd]

    Noelcia

    OdpowiedzUsuń
  14. [Byłoby świetnie, ale jest jedno "ale" - Gen praktycznie nie ma przyjaciół. A np. z Ethel raczej by się nie założyła, jakoś tego nie widzę. Tak czy inaczej motyw z Zakazanym Lasem jest super. W sumie, czemu nie. Geena ma różne odpały czasami, więc czemu by nie mogła się z kimś założyć ;P Przepraszam, luźne rozkminy. Zaczynać, czy jeszcze coś kombinujemy? *tak bardzo wybredna ja*]

    OdpowiedzUsuń
  15. Zazwyczaj z dziećmi jest tak, że muszą się ruszać. Co do każdego ta reguła się stosuje i nie ma wyjątków jej potwierdzających. Jest prawdą i tyle. Zdarzają się też całkiem wyrośnięte dzieci, chociaż tutaj można spekulować, bo niektóre okazy są dosyć niskie. Wracając jednak do tematu wyrośniętych bachorków - Noelle Westley jest jedną z nich. Nie usiedzi to w miejscu, ruszać się musi. Przynajmniej tym razem bardziej pożytecznie, bo czas wykorzystała na ćwiczenia rozciągające. Nauczyli ją tego w szkole tanecznej i tak zostało. Gdy tak siedziała na podłodze na zmianę robiąc sznurek i szpagat coś nagle zaburczało. Ellie skrzywiła się lekko. Zdecydowanie nie była to pora na śniadanie, obiad czy kolację. Nie lubiła tych przerw pomiędzy posiłkami, była jakieś takie za długie. Jednak rudowłosa zawsze coś chowała w swojej szafce. Pomińmy kwestię, że były to słodycze z czekolady. Jedzenie, to jedzenie.
    Nocna szafka Ellie była jednak pusta. Niezależnie od tego ile razy dziewczyna ją otwierała i przeszukiwała, to znajdywały się tam jedynie papierki. Puchonka westchnęła siadając na łóżku. Nie chciało jej się zbytnio wychodzić z dormitorium, dlatego też zajęła się głaskaniem Puddinga, który rozwalił się (tak, inaczej tego nazwać nie można) na pościeli jak jakiś król i spał. Niestety brzuch Westley nie ustępował i postanowił zagrać kilka kolejnych melodyjek i tak właśnie zmuszona została do opuszczenia pokoju. Mimo tego, że kuchnię miała tuż obok wyjścia z Pokoju Wspólnego, to była na tyle leniwa, żeby się tam udać. Niechętnie podążała ku okrągłym drzwiom i minęła beczki skrywające wejście do Puchonów. Trochę znudzona, ale bardzo głodna wkroczyła do kuchni. Oczywiście jak zawsze weszła od złej strony, bo oczywiście jak to roztrzepane stworzenie może zapamiętać, do których drzwi skręcić. Postanowiła przejść jednak całe to ogromne pomieszczenie przypominające Wielką Salę. W końcu dotarła do ciepłej kuchni, gdzie zdziwiła ją pewna stojąca przy garnkach postać. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, co u niej wyglądało na zwykły uśmiech. Lubiła spotykać znajome osoby, nawet jeżeli znała większość uczniów.
    - Sebastian kuchareczko, co robisz? - zawołała, gdy jeszcze nie była wystarczająco blisko, by się przyjrzeć.

    [Przyznaję się, że przy Noelle mam raczej luźniejszy styl pisania ;)]

    Noelcia

    OdpowiedzUsuń
  16. [ No to super :) A mogłabyś zacząć, bo ja mam jeszcze parę wątków na głowie i w zaczynaniu nie jestem najlepsza :) ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  17. [W praktyce jestem, w teorii nadal mam urlop, podsumowując: jestem zwarta i gotowa :D]
    Jean

    OdpowiedzUsuń
  18. Od jakiegoś czasu Audrey w ogóle nie mogła zmrużyć oka. Nie widziała więc sensu w siedzeniu w swoim pokoju. Wyszła z lochów i zaczęła spacerować korytarzami. Po pewnym czasie zaczęła się jednak nudzić. W końcu ileż można chodzić bez celu. Chodzenie w kółko i nucenie pod nosem ulubionej piosenki nie może trwać w nieskończoność. Zabawa w kotka i myszkę z woźnym też już dawno jej się znudziła.
    Po iluś tam chwilach zaczęła czuć na sobie czyjś wzrok. Podobno ludzki mózg jest tak zaprogramowany, że nawet śpiąc jest w stanie wyczuć, że ktoś się komuś przygląda. Było to ciekawe i dziwne zarazem. Teraz jednak była prawie pewna, że ktoś się jej przygląda. Od czasu do czasu widywała za sobą cień, który jednak szybko znikał jej z pola widzenia, albo to ona znikała jemu. Niemniej jednak takie podchody spowodowały, że samotna wędrówka nie była już nudna.
    Po godzinie całkowicie straciła cień z pola widzenia. Była więc przekonana, że tajemnicza postać zwyczajnie w świecie odpuściła, albo zmęczyło ją chodzenie w kółko i postanowiła wrócić do pokoju. Miller również postanowiła powoli wracać i wtedy prawie na kogoś wpadła.
    – Uważałbyś – powiedziała oschle. Nie obchodziło jej to, że gdyby wpadli na siebie to i ona byłaby też winna całemu zajściu. – I czemu za mną chodzisz? Śledzisz mnie czy co? – spytała.
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapraszamy Cię do wzięcia udziału w ankiecie, która pomoże nam ocenić dotychczasową działalność bloga.

    Link do ankiety

    Administracja

    OdpowiedzUsuń
  20. [Oh, faktycznie, już kojarzę. Mam rozumieć, że coś z Bastianem? :D W takim razie pomyślę nad czymś przez noc i się odezwę.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jean nie pasuje mi "bohatera" ratującego kogoś z opresji, prędzej oskarżałabym go o brak mózgu. Jesu, jestem okropna. Dostałam pomysł i wybrzydzam @_@ Ech...
    Od niedawna prowadzę tu jeszcze jedną postać. Theo się nazywa. I są z jednego domu, a w twojej karcie znalazłam wzmiankę o tym, że Seba pisze. Nie wiem co, ale mogę chyba luźno założyć, że jakąś powieść, prawda? Właściwie byłoby mi to na rękę :D I może jakoś nie był z niej szczególnie usatysfakcjonowany, chciał ją spalić w kominku, ale mu się zasnęło i koniec końców zapomniał, gubiąc ją gdzieś w fotelu. I peszek chciał, że Flame się nią zainteresował. Sebie może być to strasznie na ręku, w akcie... nie wiem... desperacji (?) może mu to wyrwać z ręki czy coś, ale znów Theo będzie to nie po drodze, bo "byłem ciekawy zakończenia" i tak jakoś się to zacznie. Co ty na to powiesz?
    Ach, i jeszcze miałam coś dodać. Za dobrze ubrany by być hetero. Mam rozumieć, że interesują cię wątki męsko-męskie? *ogar kan* :D]
    Jean/Theo

    OdpowiedzUsuń
  22. [Osoby z heteochromią rządzą! Nie lubię imienia Sebastian, ale w tej wersji mnie przekonuje :) Poza tym, karta też mnie przekonuje. I zdjęcie. To zdjęcie! <3 Przyszłam pożebrać o wątek.]

    Georgijew/Montrose

    OdpowiedzUsuń
  23. [To nie było do ciebie tylko do sheili ;)
    Wiem, że tłumaczę bardzo chaotycznie, ale cieszę się, że zrozumiałaś co napisałam. Tak, zacznij, bardzo proszę ;)
    Bardzo ładnie to ujęłaś xD]
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  24. Po pokonaniu żmudnego szlabanu zarobionego u profesor McGonagall, wpadł do Pokoju Wspólnego, ignorując prychnięcie godne rozjuszonego kota, które właśnie wydobyło się z gardła mieszkańca obrazu zdobiącego czerwone ściany. Sędziwy staruszek, manifestując swoją złość adresowaną w stronę Gryfona, zniknął z zasięgu ludzkiego wzroku, najpewniej ewakuując się do ramy swojego sąsiada. Theo, nie przejmując się tragedią nieżyjącego wieki temu czarodzieja, poprawił torbę na ramieniu, rozglądając się z rozbawieniem po pustym pomieszczeniu, które zazwyczaj tętniło życiem. Irracjonalna cisza sprawiała, że nawet ogień płonący wesoło w kominku brzmiał nienaturalnie głośno. Wzruszył ramionami, konfrontując swój wzrok z rzeczonym źródłem dźwięku. Dostrzegając śpiącego na dywanie chłopaka, westchnął głęboko. Podszedł tam na paluszkach, dogłębnie poruszony faktem, że nie tylko on miał talent do zasypiania w tym miejscu. Przykucnął, przyglądając się pogrążonej w spokoju twarzy. Aby przekonując się, że żyje, musnął opuszkiem palca zastygły w bezruchu policzek i uśmiechnął się. Był ciepły, to dobrze rokowało na jego przyszłość.
    W pierwszej chwili miał nieposkromioną ochotę wrzasnąć mu do ucha „pobudka” i przyglądać się rozbawieniem jego rozespanemu, najprawdopodobniej zdezorientowanemu spojrzeniu, ale szybko zrezygnował z tej pokusy, wygrzebując z torby czarny flamaster.
    — Ta-dam! — zawyrokował klika minut później, lustrując z zadowoleniem swoje dzieło. — Do twarzy ci — zapewnił, podziwiając nieco krzywe wąsy na prawym policzku i finezyjnie zakręconą brew narysowaną tuż nad okiem. Klasyfikując swój zmysł artystyczny jako dzieło sztuki, zagarnął do ręki porzucony tuż obok zeszyt, wyglądający na taki co dużo przeszedł. — No no no — szepnął pod nosem wertując kartki. Dźwignął się na nogach i rozsiadł się wygodnie na sąsiadującym z kominkiem fotelu
    Zagłębił się w lekturze tracąc rachubę czasu. Gdyby nie przedzierające się przez zasłony promienia słońca, mógłby całe wieki starczyć nad — jak się domyślił — autorską powieścią okularnika.
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  25. [Wybaczam ;)]

    Ziewnął potężnie, nie przejmując się uwolnieniem potencjalnych zarazków i zasadami dobrego wychowania nakazującymi przytkać usta dłonią podczas tejże czynności. Przejechał placami po nieuczesanych włosach, starając się zignorować upierdliwie światło słońca i znów skoncentrować na perypetiach głównego bohatera. Dramaty zawsze działały na niego kojąco, dlatego z ochotą przewertował zeszyt, zdając sobie sprawę, że za kilka albo — jak dobrze pójdzie — za kilkanaście minut cichy Pokój Wspólny pogrąży się w istnym chaosie zgotowanym przez budzących się do życia pozostałych mieszkańców domu Godryka.
    Będąc gdzieś w połowie strony zdał sobie sprawę, że właściciel dość charakterystycznego pisma postanowił dla odmiany poudawać żywego i poprowadzić ze sobą dramatyczny monolog. Rzucił mu ukradkowe spojrzenie, unosząc sugestywnie brew do góry.
    — Dobrze się spało? — zapytał, wciskając mu do ręki okulary, które odnalazł porzucone w nieładzie na dywanie. Nie oczekiwał odpowiedzi, znając ją aż nazbyt dobrze. Zasypiając obok kominka trzeba było się uzbroić w dwie rzeczy — odporność na bolące plecy i kark oraz skuteczne środki przeciwbólowe.
    Przyjrzał mu się uważnie jak ciekawemu eksperymentowi naukowemu.
    — Kreujesz się na głównego bohatera? — zapytał, potrząsając zeszytem, który trzymał w ręku. — Czy głównego bohatera kreujesz na siebie? — dodał, przerzucając kartki na kolejną stronę. — Oczywiście nie musisz odpowiadać— zapewnił, wykazując kolejny raz tego dnia zainteresowanie powieścią. — Bo w sumie to nie ma żadnego znaczenia — wzruszył ramionami — jeśli swoboda interpretacji nadal obowiązuje.
    No cóż, Flame lubił interpretować wszystko po swojemu.
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  26. [Nie ma co zmuszać się do dłuższych, liczy się zabawa ;)]

    — Ej…! — oburzył się, rzucając się w płomienie za zeszytem, ale było trochę za późno, aby go ratować. Ogień skonsumował większość kartek, tworząc z nich w oka mgnieniu popiół. — No wiesz co! — zgromił Gryfona nieprzychylnym spojrzeniem, manifestując swoje oburzenie głośnym prychnięciem. Trochę speszył się na widok jego dwukolorowych tęczówek, ale nie miał zamiaru pokazywać tejże słabości. Nie teraz, kiedy chłopak brutalnie odebrał mu jego rozrywkę, zmuszając do najbardziej energicznej reakcja na jaką było go w tej chwili stać.
    — Napraw to — zażądał, wskazując palcem na szalejące w kominku płomienie, które bezlitośnie pożarły przyczynę jego kolejnej bezsenności. — Bo chcę znać zakończenie, do licha — oświadczył zapalczywie, zbliżając się do chłopaka na niebezpieczną odległości. Nie miał zamiaru dać za wygraną, albo napisze od nowa, albo opowie mu z NAJMNIEJSZYMI szczegółami ciąg dalszy, albo… albo… będzie musiał znosić jego marudzenie przez okrągły rok aż Flame łaskawie nie opuści grubych murów Hogwartu. Bo jeśli ciekawości naprawdę jest pierwszym krokiem do piekła, Theo miał zagwarantowane w nim miejsce.
    — No… słucham — powiedział skory do negocjacji. — Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  27. — Wygadujesz same głupoty — mruknął, przyglądając się z uwagę Gryfonowi. Wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu, ledwo powstrzymując się od napadu chichotu na widok odrobinę zdezorientowanej miny swojego rozmówcy. — I co najważniejsze — wystrzelił w niego oskarżycielsko palec, który w połączeniu z mimiką twarzy odegrał raczej komiczną rolę — mówiąc, że chcę poznać zakończenie, chyba wyraziłem się jasno, prawda? — zapytał, konfrontując swoje oczy z dwukolorowymi tęczówkami chłopaka; bynajmniej nie uważał, że zmarnował swój cenny czas. Właściwie to była bardzo miła odmiana od tego całego naukowego bełkotu, którego zazwyczaj pochłaniał w zastraszająco szybkim tempie. — Więc nie rań moich uczuć i migusiem opowiadaj co było dalej.
    Rozsiadł się w tym samym fotelu, który służył mu przez prawie pół nocy i lustrował „heterochromika” wyczekującym spojrzeniem.
    — Skończyłem, niech ja zaraz sobie przypomnę — podrapał się kolejny raz po czuprynie — na nieudanej próbie samobójstwa. Drugiej nieudanej próbie samobójstwa — uściślił, klepiąc miejsce obok siebie.
    Theo

    OdpowiedzUsuń
  28. Zakazany Las to niezbyt przyjemne miejsce. Pogłoski o centaurach i „koloniach” pająków skutecznie mogły odstraszyć przynajmniej część uczniów. Geena także nigdy nie planowała odwiedzić tego jakże uroczego miejsca. Wolała wygrzewać się w słońcu lub wytrwale uczyć się znienawidzonych inkantacji pośród zakurzonych ksiąg w szkolnej bibliotece. Nigdy nie wyobrażała sobie, że miałaby spędzić czas w Zakazanym Lesie, a co dopiero noc.
    Zakładając się z koleżanką z dormitorium była praktycznie pewna wygranej. Przecież to taka oczywistość! Nie mogło być inaczej, miała chociaż raz w życiu wygrać jakiś zakład, wysłać koleżankę do Zakazanego Lasu, by rano słuchać jej pełnych grozy opowieści, grzejąc się w promieniach wiosennego słońca na błoniach… Ale znów przegrała. To ona miała udać się do Lasu, spędzić w nim noc i rano wrócić, by ubarwić poranne śniadanie dreszczykiem strachu, emocji. Nie chciała. Bała się.
    Z małym plecaczkiem na ramieniu z samymi najpotrzebniejszymi rzeczami stanęła w końcu pod wejściem do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wsunęła się do środka zaraz za kilkoma rozgadanymi nastolatkami. Miała nadzieję, że jej przyjaciel będzie miał dla niej chwilę. Niezauważona przemknęła do gryfońskich dormitoriów, by zaraz zapukać do drzwi jednego z nich.
    - Sebastian…? Jesteś tu…? – zawołała, wytrwale stukając. – Proszę, otwórz, to ja!

    [Nie wyszło, jest ble i wgl, ale pora w końcu zacząć ;P]

    OdpowiedzUsuń
  29. Uśmiechnął się tryumfalnie, gdy Gryfon koniec końców przyjął jego zaproszenie i kontynuował swoją opowieść, barwiąc ją w różnorakie szczegóły. Spijał z jego usta każde zdanie, coby nie uronić żadnego słowa. Przypatrywał się uważnie jego mimice twarzy i gestykulacji, która towarzyszyła mu za każdym razem, gdy życie znów zadrwiło z głównego bohatera. I Theo był jednego pewny — chłopak musiał z trylion razy przemyśleć fabułę za nim sięgnął po pióra, i czytać to aż do znudzenia.
    — Był szczęśliwy powiadasz, tak? — powtórzył, wyrywając się z głębokiego zamyślenia. — A co jeśli się obudzi, a po drugiej stronie nic nie będzie? — zagadnął, nie udzielając odpowiedzi na pytanie zadane przez chłopaka. Nie wiedział czy był rozczarowany, czy może usatysfakcjonowany. Prędzej czy później każdy musiał się pogodzić z tym, że śmiertelności nie da się zyskać ani kupić, takim regułami rządził się świat, każdy musiał kiedyś umrzeć i nie było zmiłuj się, ale mając przed sobą fikcję literacką, gdzieś tam liczył, że główny bohater poratuje się jakąś znieczulicą, ukojeniem, która wyrwie go od szarej rzeczywistości i nie miał na myśli ani narkotyków, ani „kojącego” bólu. — Osobiście bym się wkurzył — zawyrokował, podnosząc swoje zasiedziałe cztery litery z wygodnego fotela.
    Theo

    {późno trochę, brednie wypisuję, wybacz]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Yay, dzięki :D Może masz ochotę na wątek? :)]
    Louis Delacour

    OdpowiedzUsuń
  31. [To tak, moje słowotwórstwo jak widać poraża nie tylko mnie ^^ A co powiem na wątek?: Sure, Hai, Oui, naturlich, jasne! (tak w wielu językach, do wyboru najbardziej odpowiadającego). i tak PS: Masz świetną postać.]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Hej!
    Chyba się w nim zakochałam.... i to jeszcze Marvel! Musi być wątek! I teraz pytanie.. czy nasuwa Ci się jakiś pomysł? Jeśli tak, to ja chętnie zacznę :) ]

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  33. [BORZEZIELONYKOCHAMGO *___________________* Znaczy ten... nie chcę Cię przerazić przesadnym entuzjazmem, ale bardzo przyjemna postać wyszła spod Twej ręki. Wątkiem nie pogardzę, wręcz będę wniebowzięta. :D]

    OdpowiedzUsuń
  34. ( Pisanie z pracy jest zle, ale cóż...
    koledzy? To jest Jason, raczej zły materiał na kolegę. ratować? same ofiary do niego przychodzą! <3 może być :)
    tylko ja odpiszę w sobotę dopiero. Chcesz zacząć?)

    Jason

    OdpowiedzUsuń
  35. [Hm, umiejscowię wątek w nowym roku szkolnym i wprowadzę trochę ponurego, jeśli nie masz nic przeciwko. ^^']

    Przemierzając zamkowe korytarze można było dojść do wniosku, że coś się przez wakacje zmieniło. Owszem, Hogwart nadal tętnił życiem, ale w wielu osobach to życie jakby trochę przygasło. Winą obarczyć można było Proroka Codziennego, który dość regularnie donosił o zaginięciach, odnalezionych ciałach i bezradności rządu.
    W tej sytuacji Dennis Lynch momentami czuł się jak anioł śmierci, gdyż sporą część z tych newsów redagowała jego matka, więc chłopak miał z tym mniejszy lub większy związek. Na szczęście Hogwartczycy mieli wystarczająco oleju w głowie, by nie zarzucać Puchona jakimiś absurdalnymi pretensjami. Chociaż... kto wie, co może przynieść przyszłość.
    Kontynuując swoją przechadzkę po drugim piętrze, Lynch wyłapał wzrokiem osobę, która nie była jakoś szczególnie smutna, a czy była naturalnie szczęśliwa, tego nie umiał stwierdzić. Niemniej jednak Dennis zapragnął odwrócić się na pięcie i zwiać, bo od jakiegoś czasu miał poczucie bycia prześladowanym przez Sebastiana, któremu przed wakacjami w jakiś sposób pomógł (już nawet nie pamiętał, co zrobił).
    Bądź ten jeden raz Gryfonem i chwyć byka za rogi, pokrzepił siebie w myślach i niemal z dumnie uniesioną głową przeszedł obok pogrążonego w lekturze Banewooda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [*ponurego klimatu, da fak uciekło mi gdzieś słowo XD]

      Usuń
  36. [Nieprawda. Francuski też nie jest fajny… Albo ja mam beznadziejną nauczycielkę po prostu ^^. Wątek jest fajny i niezwykle prawdopodobny patrząc na umiejętności robienia sobie krzywdy przez Crowdeana i jego durne zakłady. Pozwól w takim razie, że ja zacznę :).]

    Crow uznawany był w szkole za wariata i ryzykanta, na co przyczyniły się jego wariackie wyczyny: latanie wśród gałęzi bijącej wierzby, wypuszczanie tłuczków będąc samemu na boisku Quidditcha i uciekanie przed nimi dla rozrywki, czy pływanie w jeziorze w środku nocy, gdzie niewiadomo co tam może po prostu sobie żyć.
    Jakimś cudem nasz przyjaciel przeżył swoje sześć lat nauki. Zaraz zda OWTMy i pójdzie sobie gdzieś tam, a prym w tej szkole będą wiodły po nim jego młodsze bliźniaki.
    Ale nie o tym.
    Tym razem Crowdean nie trafił do skrzydła szpitalnego przez niebezpieczny zakład. Nie mówię tu oczywiście o popisywaniu się! Ten dzień naprawdę zaczynał się dla niego doskonale. Od słonecznie o dziwo, butelka kremowego piwa po południu i wylegiwanie się na błoniach. I oczywiście musiał mu wpaść do głowy durny pomysł popisywania się, szczególnie że na błoniach było mnóstwo ludzi.
    I Gryfon wtedy przywołał swoją miotłę, stanął na kiju na obu nogach (no bo po co na niej siedzieć!) i wzniósł się w górę balansując. I wleciał tak wysoko i latał jakby jeździł na deskorolce. Do czasu, aż jakiś inteligent nie rzucił obok niego jakiegoś zaklęcia, stracił równowagę i oczywiście spadł.
    Obudził się dopiero następnego ranka w Skrzydle Szpitalnym. Rozbita głowa, połamana ręka, noga oraz kilka mało znaczących rozcięć i siniaków… no dla Crowa nic nowego.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Helloł :D Miałam ci pisać pod kartą, ale w pewnym momencie pomyślałam, że możesz mnie mieć dość! :D Wątku ze Sebastiano nie pogardzę, acz nie mam żadnego pomysłu :<]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  38. [Postaram się :D
    Dobziu, a Mikuś, aby odwdzięczyć mu się za matkowanie, będzie próbować Sebka troszeczkę zdemoralizować/rozerwać, bo Banewood to taki grzeczny dzieciaczek, ciągle siedzący w książkach :D]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie zdziwił się specjalnie, słysząc tupot kroków za sobą, a potem zadane pytanie. Lekko zagryzł wargę. Wakacje minęły mu na zbieraniu się do kupy i jako takim nadganianiu zaległości, do czego zmusiły go żałosne wyniki egzaminów po szóstym roku. Siedział więc w domu i walczył z własnym lenistwem. Nic spektakularnego, nic wartego długich opowieści.
    - No... musiałem trochę posiedzieć w książkach. Jakiś wypad nad jezioro też się zdarzył, a tak ogólnie to raczej nie mam o czym opowiadać - rzekł bez przekonania. Zerknął na Sebastiana z ukosa i uśmiechnął się nieznacznie.
    - A Twoje się udały? - zapytał, nie wiedząc, czy robi to bardziej z grzeczności, czy rzeczywiście ten aspekt go interesuje. Z Banewoodem to było tak, że Dennis nie umiał jednoznacznie stwierdzić, jakich rozmiarów sympatią go darzy.

    OdpowiedzUsuń
  40. [No to powodzenia. Ja na francuski szłam by nie iść na niemiecki. I tak lepiej mi idzie z francuskiego: W ciągu dwóch lat nauki umiem się przedstawić, zadać jedno pytanie i policzyć do dwudziestu! Z niemieckiego takich sukcesów to ja nie miałam w niemieckim przez 6 lat nauki XD. A mogą być przyjaciółmi! Co mi tam ;)]

    Chłopak gdy poczuł to uderzenie zachichotał lekko. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej opierając się na jednej ręce i szeroko wyszczerzył swe białe zęby w stronę swego przyjaciela, zupełnie jakby go nic nie bolało.
    - Wiem, wiem. Głupotę nieuleczalną zdiagnozowali u mnie gdy miałem pięć lat.- powiedział żartobliwie.- Ale spokojnie, głupi zawsze ma szczęście… No i złego diabli nie biorą więc wiesz… Od takiego upadku raczej nie zabije się…- dodał podpierając się zdrową ręką za plecami.
    Uśmiechał się do niego cały czas tym swoim uspokajającym uśmiechem.
    - No weeź, nie będziesz chyba na mnie zły za to, że spadłem z miotły?- zapytał ze śmiechem.- Szczególnie, że nie spadłem specjalnie. I nie ze swojej winy, ktoś strzelił zaklęciem obok mnie to się zdekoncentrowałem i spadłem. No to nie moja wina!- tłumaczył się, co z boku musiało wyglądać dosyć zabawnie.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Dobrze XD A mogłabyś zacząć? Bo ja jak zwykle jestem na bakier z wątkami i przydałoby się zakasać rękawy i zabrać się za odpisywanie :D]
    Mikael

    OdpowiedzUsuń



  42. Parsknął śmiechem.
    - Mówię, że głupota jest nieuleczalna.- powiedział radośnie.- Oj, przestań mi prawić morały jak moja mama. Ja potrzebuję adrenaliny do życia, no to dla mnie normalne, powinieneś się już przez te wszystkie lata jakie się znamy!- dodał i oblizał lekko wargi.
    - Winny i Crowdean Colonel jeśli się mu zarzuca, że to tylko jego wina.- mruknął nieco naburmuszony, ale kiedy zauważył czekoladę wyszczerzył się szeroko.- No ty wieeeesz jak mi poprawić humor!- dodał chwytając ulubiony smakołyk.
    - Oj, coś sądzę, że ty mimo wszystko też mi tutaj za długo ze mną nie wytrzymasz. Tylko Proudmoore jest w stanie wytrzymać ze mną, ale to chyba dlatego, że oboje jesteśmy stuknięci.- powiedział wesoło wspominając o swym przyjacielu od kołyski.

    OdpowiedzUsuń
  43. [wykorzystywanie „biednych” ludzi to moja specjalność, moja droga, i przestań już udawać, że jesteś na urlopie :D]

    Mikael siedział z Sebastianem i kilkoma innymi Gryfonami w Pokoju Wspólnym, szczodrze wypełniając swoje uczniowskie rzemiosło — z pergaminem na kolanie zerkał przez ramię swojego nieocenionego przyjaciela, śledząc w najwyższym skupienie każdy, nawet najdrobniejszy ruch jego wprawianego w bojach nadgarstka.
    — Nie rozpraszaj mnie — mruknął w odpowiedzi, zerkając krytycznie na swoje powykreślane, niekształtne bazgroły.
    Teoretycznie Bonewood nie miał się o co martwić (nauczyciela zawsze w bólach i trudach odczytywali jego pismo), praktycznie Rasac stanowił zagrożenia dla jego intelektu i aury uroczego kojona, patrzącego na świat przez oprawki grubych szkieł.
    — Patrz… o tu.. — wskazał palcem na losowo wybrane zdanie — …kształtem i wyglądem się różnią. Nikt nie pozna. — Wyszczerzył się i zerknął na chłopaka, wyczekując aprobaty misternego gryfońskiego sprytu, którego nie powstydziłby się rasowy Ślizgon z prawdziwego powołania.

    [Co mi dasz za „Gryfona-kujona”? :D]

    OdpowiedzUsuń
  44. [No cześć. :)
    Chwilowo się nie nudzę, ale jakby coś kiedyś, to będę pamiętać o Twojej ofercie. :)]

    Ehart

    OdpowiedzUsuń
  45. - W pewnym ułamku było to przyjemne, ale ogólnie rzecz biorąc bardziej konieczne - opowiedział po chwili namysłu. - Zaległości mają to do siebie, że się szybko spiętrzają, a potem jak do nich usiądziesz, to tylko za głowę możesz się złapać...
    Lynch wzruszył lekko ramionami, bo nic innego nie przyszło mu do głowy. Cóż, sam sobie narobił kłopotów, to teraz to jego broszka, żeby je rozwiązać. Ledwo rozpoczęty rok szkolny zapowiadał się na baaaardzo pracowitym jeśli Dennis zamierzał przyzwoicie zdać OWTMy.
    - Brzmisz średnio przekonująco, wiesz...? - Puchon zaśmiał się cicho i lekko trącił Sebastiana łokciem w bok. Przez chwilę przyglądał się jeszcze swemu towarzyszowi, aż w końcu zaproponował:
    - Może masz ochotę na piwo kremowe? Zaopatrzyłem się w kilka butelek przed przyjazdem, ale w sumie samemu tak pić to chyba nie wypada... - Dennis uśmiechnął się zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Witaj, masz ochotę na jakiś szurnięty może wątek z moja pannicą?]
    Rachael

    OdpowiedzUsuń
  47. [ No ja mam pewien pomysł, dosyć złożony, ale niezbyt pomysłowy. Otóż moga mieć razem jakieś zajęcia i po nich chłopak by przez przypadek coś zostawił w sali, a kiedy już po to wrócił, zauważyłby jak Ślizgonka wychodzi z tą rzecza, nwm książką czy dziennik, no i od tej pory on nieustannie by ją obserwował i starał się do niej zagadac żeby odzyskac własność, ale przez swoją nieśmiałość i to, że zamienić słowo z blondynką jest na prawdę trudno, to jego poczynania spełzły by na niczym. No i pewnego dnia po lekcjach zauważyłby ją jak idzie przez pusty korytarz, niosąc za skórę jakiegoś kota co przybłąkał się do jej dormitorium i widząc to zebrał by się w końcu na odwagę.
    No tak to wygląda, nie wiem czy okej. ]

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Majonez jest zafascynowany oczami, nie tylko ludzi, więc może spotkałaby Bastiana w mugolskiej części świata i nachodziła go, próbując namówić do wyrażenia zgody na sfotografowanie oczu, bo w końcu oczy anglika z domieszką czegoś japońskiego wyglądają co najmniej egzotycznie i jeszcze te dwa kolory. Sebastian nie chciałby się zgodzić, ale Mayonnaise napastowałaby go, aż w końcu by odpuścił.
    Co ty na to? ]

    Majonez

    OdpowiedzUsuń
  49. [E tam, dziękuję, liczy się sam fakt. :D
    Taki bogin wydał mi się logiczny dla kogoś, kto darzy książki większym szacunkiem niż ludzi. W każdym razie wątek chętnie, ale aktualnie nie grzeszę pomysłami za bardzo.]

    Benedict

    OdpowiedzUsuń
  50. [Czasem pięciolatek, czasem czterdziestolatek, czasem po prostu nie żyje. - popieram taki układ ;3 Dzień dobry, dziękuję za powitanie!]

    Serge Chevalier, Hufflepuff

    OdpowiedzUsuń
  51. [Moim zdaniem Gryfon-kujon ładnie ze sobą współgra ;P]

    — Herbaty? — Zaśmiał się, jakby właśnie usłyszał dobry żart. — To nie czas na herbatki i kawki, chyba, że z prądem — mruknął po chwili, mając przed oczami tą piękną butelkę Ognistej ukrytą przed całym światem, w końcu sama się nie wypije! A, powiedzmy sobie szczerze, była dwa razy bardziej kusząca od eseju, który nie przyniesie im żadnych korzyści, przynajmniej nie Mikaelowi. — To czas na Ognistą! — podsunął z niezdrowym błyskiem w oku, nie ulegając kolorowym ślepkom Sebastiana, ani tym bardziej nachalnemu „prooooszęę”.

    Mikael

    OdpowiedzUsuń
  52. [ Cóż... wolałabym nie zaczynać, ale jeśli ty naprawdę, ale tak naprawdę NAPRAWDĘ, nie możesz, to ewentualnie mogę pisać jako pierwsza. Przeżyję jakoś. ]

    Mayonnaise Moore

    OdpowiedzUsuń
  53. [ No dobrze, nie patrz tak na mnie. Mogę zacząć. Tylko błagam nie to spojrzenie. (chyba, że już zaczęłaś pisać) ]

    Mayonnaise Moore

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Jak tylko mi coś wymyślisz, to zacznę! ]
    Timothy B.

    OdpowiedzUsuń
  55. Od kilku dni to pytanie nie dawało jej spokoju. Najpierw odbijało się od jej czaszki robiąc przy tym niesamowicie dużo hałasu, potem znikało na jakiś czas, by w końcu pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Westchnęła cicho, po czym zadarła wysoko głowę, jakby to słońce było autorem nurtującej ją kwestii. Uśmiechnęła się do niego promiennie i odgarnęła dredy na plecy. Zapowiadał się piękny dzień. C U D O W N Y.
    Szkoda, że inni tego nie zauważyli.
    Rozejrzała się po Ulicy i aż zatarła z radości ręce.
    Poprawiła zsuwający się z jej ramienia aparat fotograficzny, po czym ruszyła w kierunku pierwszej grupy ludzi.
    Czas zacząć misję.
    Przyjrzała się otaczającym ją ludziom, szukając kogoś, z kim będzie mogła normalnie porozmawiać. Sprzedawcy odpadali. Byli wyczerpani i nie wyglądali na zbyt szczęśliwych. Szkoda. Otaczający ją przechodnie również nie tryskali radością. Zmarszczyła brwi.
    Może to przez lokalizację?
    W sumie, przy zakładzie pogrzebowym ze świecą szukać kogoś uśmiechniętego. Szkoda, westchnęła cicho. Posłała stojącej obok kobiecie pokrzepiający uśmiech, mając nadzieję, że to choć trochę podniesie ją na duchu. Nie wiedzieć czemu, nieznajoma prychnęła pogardliwie i posłała jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Mayonnaise po raz kolejny westchnęła, po czym odwróciła się na pięcie i w podskokach skierowała się w kierunku radośniejszej części ulicy.
    Zmrużyła oczy, szukając kogoś kto nie zabiły jej wzrokiem za samo uśmiechnięcie się. Większość ludzi od razu zdyskwalifikowała. Grymas niezadowolenia widniejący na ich twarzach mówił sam za siebie. W końcu znalazła idealną osobę. Znała go ze szkolnych korytarzy i od jakiegoś czasu "polowała" na niego, chcąc zrobić mu zdjęcie. Nie wiedzieć czemu jej, nie obecna na co dzień, nieśmiałość właśnie wtedy dawała o sobie znać i nie pozwalała jej zbliżać się do chłopaka. Do diabła z nią. Może teraz będzie miała okazję i od razu upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
    Zmrużyła oczy, chcąc przypomnieć sobie jego imię. Nazywał się chyba...
    - Sebastian! - krzyknęła, by zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopak nie zareagował, najwidoczniej nie słysząc jej krzyku.
    Bez zastanowienia pobiegła w jego kierunku, z trudem przeciskając się przez tłum
    - Czym jest dla Ciebie szczęście? - spytała, kiedy go w końcu dogoniła i udało jej się zwrócić na siebie jego uwagę.

    [ Już! Mam nadzieję, że przez swoje niezdecydowanie nie zmarnowałam Twojego czasu.
    Trochę zmieniła mi się koncepcja, ale to pytanie o zdjęcie oczu zadam później, przy jakiejś okazji. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :)
    Pozdrawiamy i życzymy miłego pierwszego dnia szkoły (jeśli jeszcze do takiej uczęszczasz!) ]

    Mayonnaise Moore

    OdpowiedzUsuń
  56. [Nie jestem Mistrzem Gry, ale herbatkę chętnie bym wypiła ^ ^ Wydaje się być idealnym przyjacielem dla mojego Teddusia.]

    Teddy Weasley

    OdpowiedzUsuń
  57. Wywrócił oczami.
    - Ej, złego diabli nie biorą! Nic złego mi się nie stanie. A jak stanie , to Madame Pomfrey mnie poskłada, ma talent kobieta.- mówił cały czas się szczerząc te swoje zęby radośnie.- Moi rodzice nawet się nie dowiedzą, spokojnie.- dodał uspokajająco.
    - A niech sobie myślą. Naprawdę się przejmujesz tym co mówią o tobie ludzie?- podniósł sam żartobliwie brew.- Ej, no Sebaaaastian, nie gadaj głupot, siedź tutaj i się nie wygłupiaj.- mruknął z miną szczeniaka.

    Crowdean Colonel

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Pamiętasz o nas? ]

    Mayonnaise Moore

    OdpowiedzUsuń
  59. [ Kiedy tak czytam kartę Sebastiana mam wrażenie, że są z moją Fran bardzo do siebie podobni. Może jakoś by to wykorzystać?
    Pozdrawiam]

    Francesca Pasqua

    OdpowiedzUsuń
  60. [ Cóż... Sam pomysł bardzo mi się podoba :D Fran jeździ dla samego faktu robienia czegoś (na tamte czasy) ekstremalnego i jakoś nie zależy jej, by być w tym wybitnie dobra. Nie mniej jednak każda pomoc się przyda, bo choć jest trochę ślizgonowata, to jest też całkiem fajną kumpelką, o czym (mam nadzieję) Sebastian będzie mógł się przekonać.

    To co, mam zaczynać? Jaką długość wątku sobie życzysz? :) Mają się już znać/kojarzyć czy kompletnie obcy? ]


    Fran

    OdpowiedzUsuń
  61. [ Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że takie właśnie wolisz, bo sama je preferuję :D Więc odetchnęłam z ulgą.
    Jakoś to uwzględnię. Dobrze, daj mi chwilę i zaraz zacznę :) ]


    Fran

    OdpowiedzUsuń
  62. Francesca, jak co piątek, siedziała na Hogwarckim dziedzińcu. Nie przeszkadzał jej nawet październikowy chłód, który wdzierał się pod jej zimową szatę, wywołując niemiłe dreszcze. W duchu żałowała, że nie zabrała z dormitorium szalika, ale szybko pozbyła się tych denerwujących myśli i zabrała się za przykręcanie mocniej śrubek w jej ukochanej, czerwonej deskorolce. Jak na złość wszystko tego dnia szło jej nie tak. Na śniadaniu oblała się sokiem dyniowym, podczas lekcji eliksirów dodała do kociołka za dużo beozaru, co wywołało nieciekawy, wybuchowy skutek, a teraz jej ukochana deska zaczęła się rozpadać.
    - Co, do cholery, jest z tymi kółkami! - wrzasnęła, nawet nie oglądając się dookoła, by sprawdzić, czy w okolicy nie ma jakiegoś nauczyciela czy prefekta.
    W ostatnich tygodniach straciła już masę punktów za głośne, niecenzuralne wypowiedzi i choć nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia, gryfoni byli nieźle wściekli. Chciała mieć święty spokój, więc obiecała sobie, że na jakiś czas przystopuje.
    - Och, kretynko... zaczynasz gadać do siebie.
    Zaśmiała się pod nosem, co lekko rozładowało jej stres, tym samym jej włosy z krwistej czerwieni znów przybrały ciemny, kasztanowy kolor. Czasami jej metamorfomagia bardzo ją denerwowała, bo zdradzając jej emocje wskazywała, że jeszcze ma jakieś uczucia... cóż. Nikt nie jest z kamienia.
    Wsunęła różdżkę w kieszeń i chwytając Bena, jej deskę, przyjrzała się kółkom. Wyglądały teraz o wiele stabilniej, co przyjęła z satysfakcją. Jeśli chodzi o kombinacje z Benem, była mistrzynią. Wszystko potrafiła zrobić sama i nigdy nie poprosiła nikogo o żadną pomoc. Generalnie rzadko to robiła. Lubiła być samowystarczalna.
    Zadowolona z siebie ruszyła w stronę zamku, by jak najszybciej przetestować swoje dzięło. Wspięła się na pierwsze piętro i znalazła pusty korytarz.
    Jedno odepchnięcie i znów poczuła, że jest w swoim świecie. Ben znów był jak nowy i rozpędzona jak szalona pomknęła przez cały korytarz. Dopiero kiedy z głośnym piskiem upadła na pupę, a deskorolka uderzyła w ścianę na przeciwko, zorientowała się, że na kogoś wpadła.
    Podniosła wzrok. Przed sobą zauważyła dwie pary oczu: zielone i niebieskie... "Ej, chwila, chwila!". Sunęła wzrokiem po całej, leżącej obok postaci i zorientowała się, że ma przed sobą nie dwie osoby, a jedną. W dodatku całkiem przystojną.
    - Nooo... - zaczęła. - Ben, patrz, coś narobił!



    [ Wiem, może nie jest jakoś wybitnie, ale wyszłam trochę z wprawy. Obiecuję poprawę. :) ]

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  63. Oczywiście znała tego okularnika. Niewiele było w Hogwarcie osób, których twarzy nie kojarzyła z imprez, biblioteki czy wspólnych zajęć. Być może też z jej słynnych upadków na desce. Z resztą kto by nie upadał mając tak niesamowicie wyjątkowe hobby. Podniosła się z zimnej podłogi i podreptała w stronę Bena. Uniosła go, czule gładząc drewno.
    - Och, jeszcze doprowadzę cię do perfekcji, Ben! - szepnęła pod nosem.
    Odwróciła się w stronę skonsternowanego chłopaka, rzucając mu swoje najbardziej zabójcze spojrzenie.
    - Nikt nie nauczył cię, że należy przeprosić, kiedy się na kogoś wpada?
    Nie mówiła tego z jej naturalnym jadem. Było w tej sytuacji coś zabawnego.
    Spojrzała na jego szatę i kiedy zorientowała się, że na szacie ma lwa Gryffindoru, uśmiechnęła się szczerze.
    - McGonagall nie byłaby zadowolona z twojego zachowania.
    Podniosła z podłogi ołówek, który zapewne należał do chłopaka i bezczelnie złamała go w pół. Podała mu je z satysfakcją sięgajacą wygranej w Quidditcha i odrzuciła włosy na plecy.
    - To w zamian za stłuczenie mi tyłka, koleś.
    Mimo, że zazwyczaj w takiej sytuacji odeszłaby szybko, zapominając o sytuacji w pięć sekund, tym razem została, wpatrując się w jego niecodzienne oczy.

    OdpowiedzUsuń
  64. Roześmiała się, wiedząc, że jest to odrobinę dziwne. Tak, miała w zwyczaju śmiać się w najmniej odpowiednich momentach. I tak, była odrobinę zbzikowana. Ale z drugiej strony tak niewiele osób wciąż pozostawało radosnych.
    - Wiem to doskonale - rzuciła niedbale, machając dłonią, na której tkwił wielki sygnet z godłem jej rodu. - W ostatnim tygodniu usłyszałam to... - zastanowiła się chwilę. - Ja wiem, z cztery lub pięć razy?
    Spojrzała na niego, przekrzywiając odrobinę głowę.
    - Miał uczucia? Och, a więc Panie Ołówku najmocniej przepraszam, ale masz bardzo roztrzepanego właściciela. Przykro mi.
    Mówiła oczywiście całkowicie szczerze, jak to miała w zwyczaju. Rzadko można było usłyszeć z jej ust kłamstwo.
    - Urażony? Z nas dwojga to ja mogłabym się tak poczuć. Ja i mój Ben - powiedziała, przytulając mocniej deskorolkę. - Francesca - powiedziała, wyciągając w jego stronę dłoń.


    Fran

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Ojć, dwa razy "powiedziała" na końcu. Moje niedopatrzenie. ;) ]

      Fran

      Usuń
  65. Spodobało jej się, że podłapał jej ulubioną grę w udawanie, że wszystko dookoła żyje.
    - On nie musi i ty na razie też, ale jeśli jeszcze raz na mnie wpadniesz, to się zmieni - zagroziła wcale nie na serio, obserwując, jak chłopak czule gładzi ołówek.
    - Och, doprawdy? Jakoś nie wydaje mi się.
    Ewidentnie z niego drwiła, co po chwili się zmieniło. Czy on właśnie pocałował moją dłoń?, zapytała siebie w duchu. Przez chwile poczuła się, jakby znaleźli się w piętnastym wieku. W obecnych czasach nikt młody się już tak ze sobą nie wita, co odebrała jako wielki plus. No cóż, widocznie też jest nieźle rąbnięty, pomyślała radośnie.
    - Ja? No wiesz, na mnie się uważa. Każdy dobrze wie, że trzeba trzy razy sprawdzić, czy nie jadę. To czysty objaw ignorancji - powiedziała ruszając powoli w stronę wyższym piętrom, gdzie było znacznie cieplej. - Och, no to mnie naprawdę zabolało - powiedziała udając wielce oburzoną tym faktem.
    Westchnęła teatralnie.
    - Masz ochotę na gorącą czekoladę?


    Francesca

    OdpowiedzUsuń
  66. [ Zawsze się zastanawiam, czemu służą takie pochwały pod kartami. Nie jest to zaproszenie do wątku, przynajmniej nie wprost, więc nie wiem, jak mam to rozumieć:)]

    OdpowiedzUsuń
  67. [Cześć. Dzięki za powitanie.]

    ellen kendall

    OdpowiedzUsuń
  68. [ Czyli proponujesz mi wątek? Kiepsko ogarniam aluzję :D]

    OdpowiedzUsuń
  69. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  70. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  71. [W takim razie grzecznie podziękuję, bo mam wysokie wymagania i nie zadowalam się byle czym . Miłego wątkowania z tymi, dla których 4 linijki to wystarczająca ilość tekstu:)]

    Luke Way

    OdpowiedzUsuń
  72. Ząśmiała się pod nosem.
    - Nie zawalm jej na ciebie. Ja po prostu stwierdzam fakt, wiesz? - zagadnęła pogodnie, wierząc głęboko, że ma całkowitą rację.
    Taka już była... W niewielu przypadkach można było ją przekonać do swoich racji.
    - I nad wybaczeniem się zastanowię... Jeszcze nie wiem, jaka jest ta czekolada jest. Być może tym mnie przekupisz.
    Kiedy szli korytarzami, Bastian wydawał się być w swoim żywiole. Fran jeszcze nigdy nie była w tej części zamku, bo i nie było potrzeby. Zazwyczaj wszystko, czego potrzebowała, mogła dostać od ludzi, którzy ją otaczali. Nie myślała nawet o tym, gdzie znajduje się kuchnia.
    - Dokąd ty mnie prowadzisz, facet? - pisnęła, kiedy potknęła się po raz kolejny, bo chłopak nie chciał zwolnić kroku.


    [ Jakoś tak nie mogłam oprzeć się przed pokusą nazwania go "Bastian". Mam nadzieje, że się nie gniewasz. :D ]

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  73. [To również jedno z moich ulubionych zdjęć Harry'ego ;) Wyczytałam, że wolisz krótsze wątki, ale ja niestety lubię się rozpisywać.]

    Harry

    OdpowiedzUsuń