Crowdean
„Crow” Alexander Macedoński Colonel
„-Czwórka
rodzeństwa to fajna sprawa… Pod warunkiem, że nie dzielisz z żadnym pokoju”
Crow jest środkowym dzieckiem państwa Colonel – czarodziei
czystej krwi o bardzo dobrej reputacji i oczywiście aktualnie (dokładniej
jeszcze przez rok, a raczej kilka miesięcy) jedyne ich dziecko w Hogwarcie.
Narodził się dnia siódmego lipca 1960 roku... Jak to mówi jego starszy brat
„Jest Pie******nym Dzieckiem Szczęścia” – i ma to odbicie w jego życiu, które
przy pewnych jego cechach cudem (a raczej szczęściem) zachował.
Już w dniu swych narodzin posiadał dwójkę rodzeństwa
Williama i Annabell, którzy są po szkole kolejno pięć i trzy lata. Po tych
wakacjach do szkoły trafi jego młodsze rodzeństwo: Clara i Timothy – rozbrykane
bliźniaki, które są jak papużki nierozłączki.
Oczywistym jest, że kiedy miał lat jedenaście, dokładnie w
dzień swych urodzin dostał list, na który oczekiwał, gdy tylko poznał słowo
„Hogwart”, powiadamiający iż za kilka miesięcy zostanie jej uczniem. Nie było
to w sumie dla nikogo zdziwieniem, patrząc na to, że jego „czarodziejskość”
ukazywała się non stop, szczególnie gdy coś mu się nie podobało.
Nigdy nie zapomni swego pierwszego dnia w tej wspaniałej
szkole, albowiem był to chyba najwspanialszy dzień jego życia: Nigdy nie
zapomni jakie wrażenie wywarł na nim zamek, kiedy płynęli przez ciemną i
mroczną taflę jeziora, opowiadając sobie różne historyjki o okropnych
monstrach, które zamieszkiwały jego głębiny, nigdy nie zapomni tego jak
wchodził ze swymi rówieśnikami do Wielkiej Sali i oczarowany tym, że oświetlały
to pomieszczenie tysiącami świec jak i zaczarowanym sufitem nie zwracał uwagi
na to iż wlepione było w nich setki par oczu…
Teraz? Teraz jest już na szóstym roku nauki, jako
wychowanek Gryffindoru
a mimo to do dziś pamięta jak nadeszła jego kolej na
przydział. Kiedy wreszcie Tiara ogłosiła swój wybór poczuł niewyobrażalną ulgę,
jakby z jego serca spadł jakiś ciężki kamień. Było po wszystkim. Kiedy komuś z
mugolskiej rodziny o tym opowiadał, nie wierzył w to. W końcu wiedział, gdzie
idzie, słyszał opowieści rodzeństwa!
„- Masz rację. Ale opowieści to nie to samo, co to przeżyć
samemu, prawa?”
Jeśli można o coś oskarżyć tego chłopaka to zdecydowanie
będzie to zbytnia pewność siebie i zbyt wielkie zaufanie do swoich
„dziedzicznych umiejętności i niebywałego talentu”: te cechy niejednokrotnie
doprowadzały go do złego, a połączone z jego chęcią nieskończonego popisywania
się niejednokrotnie doprowadzały naszego przyjaciela do Skrzydła Szpitalnego z
ciężkimi i bolesnymi urazami fizycznymi. Ale trzeba przyznać, ma się czym
popisywać albowiem przed każdym „publicznym występem” każdą ze swych sztuczek
wielokrotnie ćwiczył w samotności, aby nikt nie powiedział iż ktoś robi to
lepiej od niego. Szczególnie, gdy tym kimś miałby być jego własny brat… Colonel jest raczej lubianą personą, głównie z kilku
ważnych cech: Nigdy nie traci dobrego humoru, na jego twarzy zawsze widnieje
uśmiech, a nawet w najgorszej sytuacji potrafi znaleźć iskierkę czegoś
dobrego: No cóż, po prostu niepoprawny z niego optymista… Mówi się czasem, że
on niczego się nie boi, szczególnie gdy powie się do niego „Tchórzysz?” lub
„Założysz się?”. Jest to oczywiste kłamstwo, albowiem Crowdean jest tylko
człowiekiem i jak każdy z nas boi się wielu rzeczy, ale walczy ze swym
strachem, czasem mało skutecznie, zazwyczaj bardziej… To chyba nazywa się
odwaga, tak sądzę. Lojalny i przyjacielski człowiek jednak ma okropną wadę:
Jest momentami zbyt dumny i bardzo ciężko mu ją schować do kieszeni i przyznać
się do błędu. Jak już mówiłam nasz Gryfon jest raczej lubiany, jednak nie
oznacza to iż nie posiada wrogów, wręcz przeciwnie kilku ich ma i nienawidzi z
całego serca… no może przesadziłam, ale bardzo ich nie lubi. Czasem
nie potrafi się kontrolować gdy coś wprowadzi go w szał i jest w stanie powiedzieć
kilka słów za dużo, których potem będzie żałował, czy zaatakować: Nie ważne czy
zaklęciem, czy pięściami. Ani to, ani to nie przeszkadza mu. Jest
pracowity i obowiązkowy… niestety tylko w sprawach, które go „kręcą” dlatego
też zawsze miał problemy z Historią Magii czy Transmutacją… To sprawiło iż ich
nie kontynuuje, skupiając całą swą uwagę na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami…
Bo możecie wierzyć czy nie, ale w przyszłości ma zamiar zajmować się Smokami:
Te stworzenia pasjonują go od zawsze…
Pierwszy człon jego imienia nawiązanie do wyglądu właśnie
(trzeba przyznać, że przy wymyślaniu jego imienia byli oryginalni). Albowiem
gdy narodził się ma jego główce już było widać czarne jak krucze pióra włosy, a
jego oczy przybierały tak ciemny odcień brązu, że wydają się niemal czarne.
Włosy… dalej czarne jak pióra wyżej wymienionego ptaka są krótkie i roztrzepane
(Nie, nie wie co to jest grzebień ani żel do włosów). Ubrany, kiedy ma czas
wolny w zwykłe jeansy t-shirt i zazwyczaj koszulę, a do tego zwykłe trampki.
Dane Personalne:
Imię: Crowdean (preferuje
jednak nazywanie go po prostu Crow)
Drugie
imię:
Alexander
Nazwisko: Colonel
Dom: Gryffindor
Wiek: 16 lat
Rok: 6
Bogin: Członek rodziny z
mrocznym znakiem na ramieniu
Patronus: JESZCZE brak
Zajęcia dodatkowe: Quidditch na pozycji ścigającego
[Witam ponownie! Wizerunek pana Matthew Gray Gublera będzie użyczony przez Crowa, mam nadzieję że na jak najdłuższy okres ^^. Wizerunek podrzucony przez Effy, za co jej wszyscy dziękujmy ;) Zapraszam do wątków!]
[Omnomnom <3 Matthew aka Reid z Criminal Minds ^^ Postać sympatyczna bardzo, a jeśli jest chęć na wątek, to oczywiście zapraszam pod swoją kartę.]
OdpowiedzUsuńMillie
[Zapraszam serdecznie na pertraktacje i obrady wątkowe pod swoją kartę :D Coś się wymyśli.]
OdpowiedzUsuńEva/Bastek
[Bardzo przepiękne gify, szczególnie ostatni podbił moje serce <3 A sam Crow też przesympatyczny. ;]
OdpowiedzUsuńMontrose/Georgijew
[ Witam serdecznie z nową postacią :D Z szeroko otwartymi ramionami zapraszam przede wszystkim pod kartę Jamesa, bo nie dojść, że ten sam rocznik, to także ta sama drużyna quidditcha ;) ]
OdpowiedzUsuńRosier/Potter
[Witam nawet bardzo serdecznie nową postać i muszę przyznać - uwielbiam drugi gif! Jestem oficjalnie na urlopie, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, planuję szybko z niego wrócić. Wątek, jeżeli się zgadzasz, bardzo by mi odpowiadał. Zapraszam pod karty :)]
OdpowiedzUsuńElias / Kristel
[Witam nową postać i od razu mówię, że Elsa oferuje swą pomocną dłoń w historii magii :) A Yseult może z nim polatać na miotle...]
OdpowiedzUsuńElsa M./Yseult D.
[Dzień dobry! Witam gorąco wśród grona współautorów i zapraszam na wątek z pielęgniareczką, a wydaje mi się, że Crow może się z Penny dogadać. ;3]
OdpowiedzUsuńPénélope Seigner
[O, można ich tak poznać, ale wątek można zrobić już w Hogwarcie, kiedy Penny składa mu kości. ;3]
OdpowiedzUsuń[Jak chce, to niech się popisuje :D Skoro ma mu to sprawić radość... tylko niech nie liczy na zbytnie uznanie od Yss, nie wystarczy jej pokazać paru sztuczek, by ją zachwycić XD]
OdpowiedzUsuńYseult D.
[Myślę, że z Crewem byłoby coś łatwiej wymyślić, ale nie mam pojęcia, niestety, co. Jeśli Ty masz pomysł - pisz śmiało ;)]
OdpowiedzUsuńAicha Bell | Lily Evans
[Już jedno dziecko szczęścia istnieje w Hogwarcie, więc w razie czego zapraszam na wątek ;)]
OdpowiedzUsuńNoelle Westley
To był jeden z tych dni. Tych, podczas których Yseult miała ochotę złapać w dłoń miotłę i najzwyvzajniej w świecie odlecieć. Miała dość - dość wkuwania do sumów, dość mięsnego puddingu, dość profesora Slughorna i jego pomysłów na pracę w parach, dość Jace'a Malfoya i przede wszystkim dość słuchania narzekań siostry Laoise, że wygląda na zmartwioną, że jest smutna i że powinna odpocząć... Jak tu, cholera, nie miałaby być smutna, skoro jej własny ojciec doprowadził do śmierci najdroższej jej sercu osobie! Nie no, same powody do radości i śmiechu, nic tylko śmiać się i śmiać!
OdpowiedzUsuńZerwała się z kanapy w pokoju wspólnym, odrzuciła na bom podręcznik od transmutacji. Jeszcze jedn strona i chyba by zwariowała od nadmiaru informacji wpływających do jej mózgu, by zaraz z niego wypłynąć.
Wyszła na koryarz, nagl zamek wydał jej się ciasny i duszny, co, mówiąc o siedmiopiętrowym zajmującym spory kawał ziemi gmachu, jest, delikatnie mówiąc, bez sensu.
Nogi niosły ją same, ciało spragnione było tego pędu, wiatru szarpiącego ubranie i włosy...
Wbiegła do szatni i nawet się nie przebierając, złapała za miotłę. Musiała polecieć, unieść się w pzestworza, musiała, musiała, musiała...
Yseult D.
Eliksiry. Eliksiry były czymś, co Evans naprawdę kochała. Pamiętała swoje pierwsze, chwiejne kroki stawiane w ich kierunku, ale profesor Slughorn okazał się być wyrozumiały i tolerujący nagłe wybuchy kociołków. No i Lily wtedy miała jeszcze prawdziwy skarb – Severusa, który był niepodważalnym mistrzem w tej dziedzinie. Miał do niej dużo cierpliwości i to on naprowadził ją na właściwą drogę. Potem, gdy załapała o co chodzi (a chłonęła wiedzę jak gąbka), wszystko jej wychodziło. No, może oprócz Płynnej Śmierci. Ta wyszła tylko Severusowi. Ale na to już nie zwracała uwagi. To było nie tak dawno temu, a ona przecież… w zasadzie to nieważne, co jest teraz z nimi. Każde poszło w swoją stronę. I tyle. Koniec tematu.
OdpowiedzUsuńLily poszła do biblioteki sama. Jej rówieśniczki stwierdziły, że jest jeszcze tydzień na oddanie wypracowania z eliksirów, więc zrobią to później, a teraz szkoda marnować czasu na takie bzdury. Nie mogła ich zmusić, ale już widziała ten „jeszcze tydzień”. Ostatniego dnia wieczorem wpadną jak zwykle w panikę i będą siedziały po nocy, pisząc pracę domową. Normalne u Gryfonek. Można się szybko przyzwyczaić.
Rzuciła torbę na któryś z wolnych stolików i weszła w odpowiedni dział. Nie było dla niej problemem wybrać, co jest jej potrzebne do pracy domowej. Znała ułożenie działów i książek niemal na pamięć. W końcu bywa tutaj bardzo, bardzo często. Zdążyła nawet zaprzyjaźnić się z bibliotekarką i czasem jej pomaga, gdy ma wolny czas. Wzięła kilka „drobnych” książek i położyła je na stoliku. Usiadła przy nim, a ze swojej torby wyjęła zwoje pergaminu i pióra wraz z atramentem. Zastanowiła się moment i zaczęła pisać wstęp wypracowania. Potem otworzyła pierwszą potrzebną jej książkę.
Aicha Bell | Lily Evans
[Ja na wątek zawsze chętna, nawet jeżeli to wykracza poza moje możliwości czasowe; piękna pogoda za oknem i możliwość biegania nastraja mnie tak optymistycznie ^^ Odpisałaś pod kartą Karola, ale myślę że w tym wypadku wątek z Benem stwarzałby więcej możliwości, z racji wyraźnych różnic w charakterach obu panów. W każdym razie wybór pozostawiam Tobie :>]
OdpowiedzUsuńGeorgijew/Montrose
- Macedoński! - krzyknęła Noelle przez korytarz zwracając uwagę większej ilości uczniów w tym pomieszczeniu. Oczywiście wszystkich tych, którzy nie powinni się interesować. Za to pan Colonel dalej szedł sobie w najlepsze.
OdpowiedzUsuń- Crow do cholery! - zawołała raz jeszcze, kiedy była już bliżej. Biegła w jego stronę, co trochę ją zmęczyło mimo tego, że kondycje miała świetną. Jednak przebiegła prawie pół Hogwartu, by podzielić się z nim jakże ciekawą wiadomością. Dziewczyna gdy już stanęła obok niego złapała go za ramię i podparła się ciężko dysząc.
- Trzeba uciąć ci te długie nóżki - machnęła ręką w dół przekręcając oczami. Czasami trudno było jej dogonić ludzi ze względu na swój mały wzrost.
Skąd znała Crow'a? A z pogłosek, że oboje są dziećmi szczęścia. Ciekawa równemu sobie (tylko duchowo) postanowiła go znaleźć i ta ich znajomość jakoś się tak potoczyła.
- Słyszałeś, kto gra pierwszy mecz w tym roku? - zapytała kołysząc się na swoich nóżkach, a na twarzy gościł piękny, szeroki uśmiech - Hufflepuff z Gryffinorem, i co, gotowy na porażkę?
Lubiła się z nim droczyć, ale w duchu dziękowała, że oboje są ścigającymi. Źle czułaby się z faktem, gdyby jedno z nich grała na pozycji pałkarza. Przynajmniej ona uważała to z niezręczną sytuację.
[Ok, myślałam długo nad propozycją wątku czy jakimś powiązaniem i nie sądziłam, że Crow sprawi mi tyle trudności w tej materii! Wyciągając co nie co
OdpowiedzUsuńz ich kart, to punktem wspólnym jest Quidditch, który Eva komentuje. Moim zdaniem będzie fajnie, jak Reeve i Colonel będą znać się od bardzo dawna, a ich relacja będzie polegała mniej więcej na "lubię widzieć cię wściekłą/wściekłego". Oczywiście będą tam między nimi jakieś sympatyczne uczucia do których żadne się nie przyzna. Poza tym, po tylu latach mogą znać taki ogrom swoich tajemnic, że zabawnie będzie patrzeć jak je nawzajem wykorzystują. No i może staniemy w tym momencie, że Colonel zrobił jej jakiś wyjątkowo paskudny kawał, a Reeve będzie chciała się odwdzięczyć. Z tym, że jej cios będzie mocniejszy, bo nie będzie szczędzić sobie docinków przy komentowaniu meczu, czego świadkami nie będzie cały dom, ale cała szkoła, więc Colonel się śmiertelnie obrazi - to będzie coś niebywałego i całkowicie nie w jego stylu, co będzie dla Evy sygnałem, że "coś się dzieje" i w swoim mniemaniu upadnie tak nisko, że będzie zmuszona jakoś chłopaka udobruchać. Ale to taki luźny pomysł i czekam na Twoją opinię na jego temat. ]
[A to się cieszę, że pomysł się podoba. Kwestia dogrania szczegółów i ustalenia na kim ciążyć będzie zaczęcie owego wątku. I teraz tak: posiadasz może gg? To odezwij się, jak będziesz miała czas i sposobność: 8806340.]
OdpowiedzUsuń[ Wyczuwam mojego ukochanego aktora.. *.* Nie ma przeproś. Wątek musi być. Zauważyłam że oboje grają w gryfońsiej drużynie Quiddicha. Może jakoś by do tego nawiązać. Jak myślisz?]
OdpowiedzUsuńEmily Braithwaite
Eva nigdy nie miała "Listy rzeczy, której nie wolno względem niej robić", ale gdyby jednak pewnego dnia przyszło jej do głowy aby taką opracować, kradzież wszystkich jej osobistych rzeczy bezapelacyjnie wylądowałaby na samej górze zestawienia. Jak inaczej można określić zbiorową zbrodnię, której ofiarą się stała, a w której wyniku była zmuszona do morderczego biegu korytarzami zamku, w celu odzyskania zawartości splądrowanego kufra?
OdpowiedzUsuńOkej, to byłoby nawet zabawne, gdyby dotyczyło kogoś innego. Ale wyciąganie swojej bielizny spomiędzy łusek zbroi płytowej stojącej dumnie na czwartym piętrze nie należało do czynności, które chciałaby kiedyś powtórzyć. Tak samo jak ściąganie butów z żyrandola, albo szukanie winyli ukrytych między książkami w bilbiotece.
W tę zabawę w kotka i myszkę zdołała zaangażować swoich znajomych, ale i tak nieznośnie wiele jej rzeczy nigdy nie wróciło do właścicielki, pomimo licznych zagadek opracowanych przez Colonela, które miały ją do nich naprowadzić; prawdopodobnie zostały skradzione.
No właśnie. Crowdean Pieprznięta Łajza Colonel.
W normalnych warunkach, odwdzięczyłaby mu się pięknym za nadobne, czerpiąc niezmierzoną przyjemność z obserwowania, jak wije się i kaja, błagając o wybaczenie.
Ale to nie były normalne warunki, bo Crowdean Pieprznięta Łajza Colonel wybrał sobie najgorszy możliwy moment do zadzierania z nią i nie w smak były jej jakiekolwiek zemsty. Effy była niezaprzeczalnie wściekła, bo ten jeden jedyny raz Crow przekroczył granicę i stał się osobą, na której widok uruchamiały się w niej mechanizmy produkujące hormony nakłaniające do morderstwa.
Jeszcze raz wróciła myślami do meczu, który rozgrywał się świeżo po tej katastrofie, kiedy nie mogła powstrzymać docinków, wciąż będąc pochłoniętą żądzą sprawiania cierpienia. Książka, którą czytała rozłożona na kanapie w Pokoju Wspólnym, już od dawna nie absorbowała jej myśli w wystarczającym stopniu, a kiedy powietrze wokół niej poruszyło się, strącając jej grzywkę na oczy, uniosła znad niej wzrok i dostrzegła Crow'a, który układał się wygodnie na wysłużonym fotelu, który zdawał się już całkowicie dopasować do kształtu jego pleców przez wielogodzinne w nim przesiadywanie.
Poczuła nieodpartą pokusę, aby się odezwać, ale zdusiła ją w zarodku, zanim uformowała się w jej krtani w odpowiednie słowa. Zdawało się, że żadne nie było odpowiednie w tej chwili.
[A, takie coś.]
Eva.
Mimo obecności kominka w pomieszczeniu, który emanował ciepłem na dobre kilka metrów, w chwili, gdy Crowdean posłał Evie spojrzenie, dziewczyna odniosła wrażenie, że ktoś wsadził ich do kriokomory, ochładzając pomieszczenie o całe kilkanaście stopni celcjusza, co o mało nie wywołało u niej dreszczy. Auć.
OdpowiedzUsuńNie przywykła do tak sympatycznych reakcji, nie ze strony chłopaka. Dotychczas to słowem zwykli się ranić, a podczas ich werbalnych potyczek oczy były tym oknem, przez które widzieli sympatię i rozbawienie płynące z różnych sytuacji, w jakich się znajdowali.
Ale to było zanim oboje postanowili przekroczyć niepisaną granicę pomiędzy tym, co w ich relacji jest dopuszczalne, a co zakrawa o bycie nożem wbitym głęboko w trzewia.
Chyba znali się zbyt dobrze, bo mieli świadomość swoich najsłabszych punktów, a jednocześnie po tych wszystkich 'wrednych razach' gdzieś zatarła się dla nich linia oddzielająca czyny zakazane, od tych określanych mianem żartu. Tak jak Reeve ceniła sobie prywatność, tak Crowdean życzył sobie braku porównań do rodzeństwa. I oboje to zdeptali.
Z uporem maniaka wpratrywała się w stronę książki, śledząc wzrokiem kolejne wersy tekstu, przypominającego jej w tej chwili kompletny bełkot. Chociaż tego nie chciała, za bardzo skupiała się na dźwiękach otoczenia: stukocie obijającego się o siebie szkła, odgłosie otwieranej butelki. A w tym wszystkim najbardziej irytująca była cisza, tak niepodobna do tego, co działo się każdego wieczoru o tej porze w tym właśnie miejscu w pokoju wspólnym między nimi. Cisza ta doprowadzała ją do szału. Gdyby przeciągałą ją chwilę dłużej, zwariowałaby.
- A co się stało, że obyło się bez standardowego zestawu przytyków, hę? - spytała, niby od niechcenia, unosząc wzrok znad książki.
- Przynajmniej moja głowa jest bezpieczniejsza w porównaniu do twojej - wystawiła język w jego stronę. To nie ona zawadzała czołem o zwisające rzeczy. - Bo w twoją już coś musiało mocno uderzyć - przystawiła mu palec do skroni i postukała delikatnie.
OdpowiedzUsuńI ona wyminęła ucznia robiąc nagły obrót. Często tak się zachowywała. W Hogwarcie brakowało jej możliwości do tańczenia. Nawet Bal Walentynkowy nie zaspakajał jej potrzeb.
- Mam ci przypomnieć wasz ostatni trening? - przekrzywiła głowę z szerokim uśmiechem. Chłopak najzwyczajniej w świecie dostał tłuczkiem, a jak to wszędobylska, rudowłosa, mała wścibska Puchonka roześmiała się w głos, następnie uciekała gdzie pieprze rośnie, ponieważ nie powinna przyglądać się treningom obcej drużyny. Przynajmniej o to prosił ich Elias.
Dziewczyna skrzywiła się i uderzyła ręką Crow'a, kiedy zaczął sobie strzykać palcami. Nienawidziła gdy ktoś tak robił. Po jej plecach przechodził nieprzyjemny dreszcz, a dźwięk odbijał jej się z ucha do ucha.
- Ale już tak serio, zaczęliście częstsze treningi?
Weszła powoli na boisko, trzymając miotłę jak broń przeciwko Śmierciożercom i zamarła. Nie. Ona. Stanęła. Jak. Wryta.
OdpowiedzUsuńJakiś chłopak dopiero co stał na lecącej miotle i teraz leżał już na ziemi. Co nie było dla Yseult niczym dziwnym, bo tego właśnie powinno się oczekiwać po kimś, kto zachowuje się jak... jak...
- Gratuluję mądrego pomysłu - powiedziała głośno, w jej głosie dało się wyczuć coś na kształt... pogardy? - Na twoim miejscu stanęłabym na tej miotle na rękach.
Uśmiechnęła się sztucznie. Nie była w nastroju do... do niczego właściwie, potrzebowała spokoju i sama nie wiedziała, po co zaczęła tę bezsensowną rozmowę. Może po prostu musiała dać choć trochę upust swoim emocjom, a chłopak aż się prosił do wykorzystania go w tym niecnym celu.
Spojrzała krytycznym okiem na jego szaty, które wskazywać mogły na tylko jeden dom - Gryffindor.
Przewróciła oczami. Kolejny Gryfon, którego odwaga wynika z głupoty. No świetnie.
Yseult
[Jej, Ben i Crow połączeni w jednym wątku, tyle sprzeczności w jednym miejscu <3
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem powinni się spotkać na boisku quidditcha, Ben tam przylezie coby popatrzeć na treningi, bo zatęskni za lataniem, a tam proszę, cała drużyna Gryfonów rzuci się na biednego chłopaczynę, bo wezmą go za szpiega Ślizgonów. I tak mu się oberwie, że ktoś (czytaj. Crow) będzie musiał zabrać go do Skrzydła, coby się nie wykrwawił chłopaczek na śmierć. A podczas drogi do Szpitala proponuję zrobić coś takiego, że nie dotrą tam zbyt szybko, czytaj - ucieczka przed Filchem, myślącym że krew Georgijewa to posoka ofiary śmierciożercy czy kogoś takiego. Jak to już się okaże nieprawdą, zacznie ich gonić za brudzenie JEGO posadzi, więc Ben i Crow będą się musieli gdzieś przed nim schować... Coś w ten deseń :x ]
Georgijew
[Witam serdecznie:-) Crow się taki fajny wydaje, aże w tym samym domu co moja Marlenka i jeszcze na tym samym roku, to by można było jakiś fajny wątek zrobić. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńMarlenka McKinnon
[Fynn bardzo by go polubił. :) I w ogóle zrobiłabym ich kumplami, a wątek może na treningu Quidditcha - gdy Crow zrobi jakiś minimalny błąd, a Fynn od razu rzuci się na niego, tocząc pianę, że jest niekompetentnym złamasem i co on w ogóle robi w drużynie. No wiesz, trochę się poszarpią, potem pogodzą itp, bo w sumie naprawdę się przyjaźnią. I jak myślisz? :)]
OdpowiedzUsuńFynn
Co rusz zerkała na strony książki, pisząc coś niemalże namiętnie. Pisanie wypracowań zawsze szło jej łatwo – o ile dzień był słoneczny i dla niej dobry. Czasem zdarzały jej się zaćmienia, szczególnie zimą, kiedy nie potrafiła wykrzesać z siebie nic. Nawet czytanie książek nie sprawiało jej takiej przyjemności jak zazwyczaj. Na szczęście była już to końcówka marca, a słońce zaczęło wychodzić zza chmur i ciepło przygrzewać, dlatego też i ona miała więcej energii i zapału. Chyba że ktoś akurat zawalił ją pracami domowymi.
OdpowiedzUsuńPodskoczyła na krześle, gdy usłyszała swoje imię. Podniosła gwałtownie głowę, a jej wzrok padł na chłopaka, który uśmiechał się do niej przyjaźnie – i jakby trochę nie bezinteresownie. Uniosła brew wraz z kącikiem ust, spoglądając na Crowdeana Colonela zadziornie i skrzyżowała ramiona pod biustem. Chłopak był z jej rocznika, ale za dużo ze sobą nie rozmawiali. Nie znaczyło to, że miała powód, aby go jakoś nie trawić.
- Och, no nie wiem, Cowdean – odparła z cichym westchnięciem. – Będę musiała się nad tym poważnie zastanowić – dodała tonem, jakby była to najpoważniejsza rzecz w życiu, nad jaką przyszło jej rozmyślać, ale jednak wciąż uniesiony kącik ust świadczył o tym, że dziewczyna jedynie się droczy.
Lily Evans
* Crowdean xD Przepraszam za tą literówkę xD
UsuńKolejna sobota, kolejny trening quidditcha. Pomyślałby kto, że Gryfoni nic innego nie mają do roboty, jak tylko ćwiczyć i ćwiczyć latanie na miotle. Fynnowi to oczywiście nie przeszkadzało, uwielbiał sport, a i tak nie spożytkowałby wolnego czasu na nic pożytecznego - jego wolna dusza raczej wyklucza się z systematyczną nauką. Tak przynajmniej brzmiało oficjalne wytłumaczenie.
OdpowiedzUsuńPo krótkiej, acz treściwej rozgrzewce drużyna wzniosła się w powietrze i zaraz piłki poszły w ruch. Oczywiście gdzieś tam z boku ścigający z obrońcami ćwiczyli podania również na kaflach, jednak to zupełnie Bernstorffa nie interesowało. Jego centrum wszechświata skupiało się obecnie w samodzielnie atakujących tłuczkach, których przebijanie z jednego końca boiska na drugie opanował już prawie do perfekcji. Raz tylko podanie do drugiego pałkarza wyszło nie tak jak trzeba, piłka poleciała w zupełnie innym kierunku, niż był zamierzony i Fynn zawzięty w postanowieniu przywrócenia jej na właściwy tor przyspieszył niebezpiecznie, chcąc za wszelką cenę ją odbić. Nagle z prawej strony wleciał na niego Crowdean, przez co wściekły Niemiec mógł podążać już tylko wzrokiem za tłuczkiem, obijającym kolejnych zawodników. Co prawda znajdował się teraz na obszarze ćwiczebnym ścigających, jednak w złości całą winę zrzucił na nieszczęsnego Colonela. Złapawszy na powrót równowagę na miotle, Fynn obrócił się ku Crowdeanowi, by wrzasnąć mu prosto w twarz:
- Verdammtes Arschloch! Co robisz, prawie przez ciebie spadłem! Nie masz lepszych rzeczy do roboty niż przeszkadzanie mi?
[Przepraszam, że tak krótko, wulgarnie i w ogóle, i w ogóle, ale niespecjalnie mam czas na tkanie pięknych zaczęć. :c]
Fynn
[Przepraszam, że dopiero teraz :(
OdpowiedzUsuńJeżeli mogłabyś zacząć, byłabym baaaardzo wdzięczna. Jeżeli nie, postaram się coś naskrobać c; ]
Georgijew
Nie minął nawet ułamek sekundy, jak Crowdean przeniósł na nią spojrzenie, które odczuła na sobie niczym smagnięcie biczem - tak dosadne, że gdyby miało namacalną zdolność, zobaczyłaby na sobie krew na długo przed tym, jak zalałaby ją fala bólu. Tak spoglądać mógł człowiek, któremu zabito matkę, albo zepchnięto z klifu. Ale Eva nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.
OdpowiedzUsuńUtrzymała kontakt wzrokowy chyba tylko dlatego, że jej myśli były zbyt zaabsorbowane rozkładaniem strzępków wspomnień na czynniki pierwsze; w innych okolicznościach nie miałaby pewności, czy udałoby jej się nie odwrócić spojrzenia i pochylić głowy, próbując ukryć konsternację. Nic takiego się jednak nie stało, bo Colonel powoli, jakby ważył na języku każde pojedyncze słowo, wysnuł posępnym głosem pełną wyrzutu tyradę, dobitnie informującą o tym, dlaczego nie chce mieć z Evą nic wspólnego, co - stanowiąc najmniej odpowienią reakcję na podobne wyznania - wydało jej się absurdalnie zabawnym powodem do prychnięcia.
- Więc tu cię boli - stwierdziła głośno beznamiętnym tonem, mimo iż doskonale wiedziała z jakiego powodu Crow był wściekły. - Może powinnam napsac do Willa też w sprawie moich rzeczy? Być może on będzie w stanie pozbawić Wierzbę Bijącą mojej bielizny. - Ostatnie słowa wypowiedziała o ton ciszej, nie szczędząc jednak pretensji, która zabarwiła jej wypowiedź jak inkaust uczniowski pergamin. Reeve przed oczami miała całe mnóstwo rzeczy, które straciła w wyniku "niewinnej zabawy" Gryfona i te całe mnóstwo rzeczy miała zamiast sobie odbić.
[Aww, chcę wątek, albo powiązanie, albo oba. <3
OdpowiedzUsuńOczywiście pomysłów brak, więc jeśli na co wpadniesz to zapraszam do mnie!]
Cynthia
Zmierzyła chłopaka wzrokiem od stóp do głów. Gryfon jak gdyby nigdy nic uśmiechał sie do niej i żartował. Czy nie walnąłeś się zbyt mocno w głowę?, miała ochotę zapytać i z wielkim trudem się powstrzymała. Westchnęła.
OdpowiedzUsuń- Cała szkoła wie, że mi tajemnic się nie powierza. Za szybko dowiauje się o nich każdy uczeń Hogwartu - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się wrednie. - Niczego nie obiecuję.
Yseult nigdy nie zdradzała specjalnie czyiś tajemnic, ale miała zbyt długi język i nieraz przez przypadek powiedziała o kilka słów zbyt wiele. Dlatego ludzie przestali jej się zwierzać. Nikt nie lubi gdy o twoich najgłębiej skrywanych tajemnicach dowiaduje się cała szkoła.
Sama nie wiedziała, czemu to robi - podeszła do Gryfona i uścisnęła mu dłoń.
- Yseult - przedstawiła się, licząc, że na dźwięk jej imienia Crow nie wybuchnie śmiechem. Niejedna osoba tak właśnie reagowała, a twarz Yss robiła się wtedy równie czerwona co jej włosy.
- Crow to zdrobnienie? - spytała. - Czy po prostu masz tak sako genialnych rodziców jak ja?
Yseult
- Nie musisz. Jak każdy Colonel sam naprawiam to, co zepsułem.
OdpowiedzUsuń- Jak miło. - Eva skomentowała te słowa i uniosła kąciki warg do góry w kpiącym uśmiechu. Ułożyła się lepiej w fotelu, podciągając nogi do góry, by łatwiej jej było obserwować poczynania Crow'a, teraz znacznie ciekawsze, zważywszy na sens jego wcześniejszych słów. Jednak kiedy Colonel wyjął z torby sakiewkę, po czym rzucił nią w jej stronę, Eva odczuła to jak uderzenie na odlew w twarz. Zacisnęła zęby, odkładając książkę na stolik i sięgnęła po średnio ciężki woreczek, zaciskając palce na trochę już wytartej skórze.
Kompletnie nieprzemyślany gest ze strony Gryfona sprawił, że Effy poczuła się głupio. Jakby nie mieli za sobą ładnych paru lat znajomości, jakby jej nie znał i naprawdę myślał, że mogłaby je przyjąć, niezależnie od szkód wynikających z żartu. Nawet nie chodziło o to, że sama była by w stanie pokryć ewentualne wydatki, ale o fakt, że Crow naprawdę pomyślał, że zależy jej na takiej formie rekompensaty, że jego definicja wyrażenia "to, co zepsułem" tak bardzo rozmijała się z wersją Evy.
- Chyba sobie żartujesz - prychnęła, odrzucając sakiewkę w stronę chłopaka i patrząc, jak woreczek odbijając się od podłokietnika upada mu na kolana. - Nie wpadłeś na to, że są inne sposoby na naprawienie tego, co zepsułeś? - rzuciła, zakładając ręce na klatkę piersiową.
[krótko, marnie, ale jest XD]
[Administracja zaprasza serdecznie pod wątek grupowy, od kilku dni widniejący na stronie głównej. Razem twórzmy historię Hogsmeade :)]
OdpowiedzUsuńTak to miało wyglądać? Będą odbijać sobie tę przeklętą sakiewkę jak jakąś piłeczkę, czyniąc z finansów i domniemanych długów kolejną kłodę rzuconą prosto w ogień, w celu zarzewnienia sporu?
OdpowiedzUsuń- W moim mniemaniu po tym co mi zrobiłaś nie zasługujesz na inny sposób rekompensaty jak tylko w kwestii materialnej. Z resztą, zawsze byłem beznadziejny w przeprosinach. Chcesz, napiszę do Willa, może on zrobi to za mnie, w końcu jest taki doskonały!
W jego mniemaniu! Eva prychnęła oburzona, kurczowo zaciskając palce na skórze, z której wykonany był pękaty mieszek. Reeve nie zastanawiając się długo, odrzuciła go z powrotem w stronę Colonela, tym razem celując w jego głowę. Nie było to mocne uderzenie, ale przynajmniej zwróciło jego uwagę, kiedy odwrócił się do niej plecami jak obrażona księżniczka.
- Ja nie ruszam czyjejś własności prywatnej - powiedziała z przekąsem i odniosła się do jego, kolejnej już tego wieczoru, wzmianki o bracie: - Czemu sam ich nie wrzucisz? Chyba że w ten naglącej sprawie też chcesz napisać do Willa. Ciągle o nim wspominasz, chyba masz jakiś kompleks niższości.
Zapraszamy Cię do wzięcia udziału w ankiecie, która pomoże nam ocenić dotychczasową działalność bloga.
OdpowiedzUsuńLink do ankiety
Administracja