Przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Na pierwszy rzut oka wyglądał na niewzruszonego jednak niewielka zmarszczka pomiędzy ściągniętymi brwiami dawała znać, że jest inaczej. Przygryzła lekko wargę i westchnęła, warto było chociażby spróbować, dla Millie każde niepowodzenie to o niebo lepsze rozwiązanie niż brak działania. Zrobiła krok do przodu, wspięła się na palce i zarzuciła bratu ręce na szyję, nos zanurzyła we wgłębieniu obok obojczyka i przez chwilę wdychała jego znajomy zapach pozostając w ciszy. Trwało to dosłownie kilka minut, a wydawało się jakby ta chwila ciągnęła się przez godziny. Gdy tylko poczuła dłoń gładzącą jej plecy, wiedziała że część sukcesu ma już za sobą.
- Dorian... - Odsunęła się na parę centymetrów, wystarczająco żeby móc widzieć jego twarz, dłonie wciąż trzymała jednak splecione na jego karku. Zmarszczka na czole bruneta pogłębiła się, zdawał się doskonale wiedzieć jaki będzie rozwój wydarzeń, lecz ciężko było stwierdzić, czy w ogóle jest szansa przemówić mu do rozumu. - Skończ z tym, proszę. - Pod powiekami Walker zaczęły się zbierać łzy, cholera, jak ona tego nienawidzi! Odpędziła je kilkoma mrugnięciami, jednak Dorian chyba zdążył je zauważyć. Zawsze tworzyli zgrane rodzeństwo, razem przeciwko światu i te sprawy, a przynajmniej do czasu, gdy prawie przed rokiem chłopak zniknął bez śladu. Teraz niewiele zostało z ich więzi.
Brunet odsunął ją od siebie delikatnym lecz stanowczym ruchem, przelotnie zerknął w stronę lasu, po czym wrócił wzrokiem do jej wyczekującej twarzy.
- Mała... - Pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Już wiedziała, że przegrała tę walkę. Straciła go, i choć przez ułamek sekundy był jej ukochanym starszym braciszkiem, teraz wrócił dystans. - Wiesz, że nie jestem w stanie cofnąć czasu. - Ostatnie słowa wycedził przez zęby. A więc jednak, wciąż miał w sobie wolę walki, wciąż się przejmował! - Zresztą nieźle radzisz sobie beze mnie. - Na jego ustach zaigrał uśmiech, jednak nie sięgał on oczu. Sam w to nie wierzy. Gdy wyciągnął rękę, żeby pogłaskać ją po policzku, zrobiła gwałtowny krok w tył.
- Jasne. - Warknęła, obróciła się na pięcie i chwyciła torbę sportową leżącą u jej stóp. - U mnie lepiej być nie może. Miło,że aż tyle wiesz o moim aktualnym stanie ducha! - Ruszyła pospiesznym krokiem wąską ścieżką, nie czekając na reakcję brata. Mogła jedynie podejrzewać, że zacisnął pięści hamując się przed powiedzeniem czegokolwiek. Kiedyś nie zachowywał się w ten sposób ale czasy się zmieniły, on się zmienił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz