12 lutego 2014

"Być może Bóg chciał, abyś poz­nał wielu złych ludzi, za­nim poz­nasz te­go 
dob­re­go, żebyś mógł go roz­poznać, kiedy on się w końcu pojawi."
~Gabriel García Márquez


Jace Malfoy

kto powiedział, że w życiu trzeba być dobrym?

WOLAŁBYM NIGDY SIĘ NIE URODZIĆ.
Kiedy Jace Malfoy przyszedł na świat za oknem panowała sroga zima. Ludzie mawiali, że tak długo, jak żyją nie widzieli okropniejszej pogody. Denisse, kiedy po raz pierwszy zobaczyła swoje dziecko wstrzymała oddech, kiedy on patrzył się na nią dużymi, zielony oczyma. Nie płakał. Miała wrażenie, że malec rozumie co się dookoła niego dzieje. Rozglądał się po raz pierwszy po świecie, na który przyszedł. Każdy obecny, przy jego porodzie bał się. Bał się kim ten malec stanie się za kilkanaście lat. Jak bardzo będzie podobny do ojca, który nawet nie chciał być obecny przy narodzinach pierworodnego syna. Denisse uśmiechnęła się do blondwłosego malucha ze łzami szczęścia na policzkach. Jace patrzył się na nią pustym spojrzeniem. Głośno wciągnął powietrze i zamknął oczy nie chcąc dłużej oglądać świata.

WSPOMNIENIE. REJESTR CHWILI. NIC WIĘCEJ.
Już w wieku 5 lat pokazał kim naprawdę jest. Znęcał się nad skrzatami, które usługiwały Malfoy'om od wieki wieków. Nienawidził ich. Wspinał się na wysokie drzewa oglądając z góry ogromne ogrody w ich posiadłości. Nie miał przyjaciół. Znał jedynie dzieci innych szanowanych arystokratów, rodzin, które były na każde wezwanie Czarnego Pana. Nie przyzwyczajał się do żadnego z nich. Ojciec uczył go, że przyjaźń a przede wszystkim miłość są uczuciami zbędnymi, które tylko go spowalniają i sprawiają, że staje się słaby. Jedynie matka znaczyła dla niego tyle co nikt inny. Była jedyną osobą, którą darzył uczuciem. Został wychowany w domu pozbawionym miłości. Trudno było mu zrozumieć zakochanych ludzi. Dla Jace'a byli oni głupcami. Resumując dzieciństwo to tylko przeszłość. Wspomnienie. Złe wspomnienie.

NIE MA DZIECI ZŁYCH. SĄ TYLKO NIESZCZĘŚLIWE.
Pierwszy wyjazd do Hogwartu był tylko formalnością. Kiedy rozglądał się po peronie z wyższością, trzymając w ręku wózek z rasowym psem, wężem, stertą drogich książek oraz innych bezużytecznych rzeczach, za które ojciec wydał majątek z wykonaną na zamówienie różdżką w kieszeni, która była zdecydowanie przeznaczona do mrocznych celów zauważył jedynie szczęśliwe rodziny żegnające się z rodzicami. Niektórzy płakali. Kręcił głową z zażenowaniem, ale mimo to czuł małe ukłucie zazdrości. Nigdy nie był tak traktowany. Czy to sprawiało, że był nieszczęśliwy?

TEN ŚWIAT JEST CHORY. CHOLERNIE PSYCHICZNY.
Szkoła poznała Jace Malfoy'a już pierwszego dnia, kiedy wyśmiał przed całą szkołą mugolaka, który płakał bez ustanku słuchając obelg wypływających z ust Ślizgona. Nikogo nie zdziwiło, że Malfoy dostał się do domu węża. Był przecież chamem, egoistą, dupkiem... Mimo to potrafił szanować ludzi, którzy byli mniej więcej tacy jak on. Jeśli komuś udało się zdobyć jego szacunek (a ogromnie trudno było tego dokonać) stawał się jego sprzymierzeńcem, a co za tym idzie osobą, która w szkole mogła sobie pozwolić na dosłownie wszystko. 

JEŚLI SOBIE POZWOLĘ ŻEBY MI ZALEŻAŁO, JEDYNE CO POCZUJĘ TO BÓL.
Z tą dewizą przemierzał świat z papierosem w ustach i butelką whisky w dłoni. Nie przejmował się niczym. Nie zależało mu na nikim więcej niż jedną noc. Chociaż nie można było tego tak nazwać. Po prostu bawił się kobietami, które mimo wszystko ciągnęło do niego jak do magnesu. Nie rozpowiadał na prawo i lewo kto i kiedy zwiedzał jego dormitorium. Miał swój honor i szanował kobiety, do granic możliwości oczywiście. Chyba, że były mugolaczkami. Tych nawet nie tknąłby kijem.

ZNISZCZENI LUDZIE SĄ NIEBEZPIECZNI. WIEDZĄ, ŻE I TAK PRZETRWAJĄ.
Ostatnimi czasy nie można było spotkać Malfoy'a trzeźwego. Dlaczego? Tego nie wie nikt oprócz jego samego. Zniszczony przez życie Czarodziej wciągnięty w czarną magię. Popiera ideologię Czarnego Pana i jest jednym z jego ulubieńców. Boi się jakichkolwiek uczuć.
    
  
POWIĄZANIA | LUSTRO 

Od autorki:
Stworzyłam kuzyna Lucjusza Malfoy'a tak dla uściślenia. W każdej historii Hogwartu 
potrzebny jest jakiś Malfoy.
Będę zmieniała tą kartę aż wyjdzie mi w końcu coś z czego będę zadowolona. Nienawidzę... 
Twarzy użyczył Alex Pettyfer ♥

201 komentarzy:

  1. [Witam serdecznie :D
    Usilnie poszukiwałam powiązania do wątku i okazuje się, że mamy tu nie tylko quidditcha, ale i największe marzenie mojej Melissy - motor ;p
    Zapraszam pod moją kartę - może jakoś dałoby się to wykorzystać? ;> ]

    Melissa Cupper

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pettyfer + Jace <3 on zawsze był dla mnie Jace'm z Mortal Instrumets
    Postać fajna, więc myślę, że mogłybyśmy coś ciekawego wymyślić, zapraszam więc pod moje karty]

    Millie/James

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Witam w Slytherin'ie :)
    Postać bardzo ciekawa i idealnie pasująca do tego domu :) Myślę, że udałoby nam się wymyślić coś ciekawego tak więc zapraszam pod moje karty :)

    Cassandra / Severus ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witam i mówię, że to smutne, że jest aż tak negatywnie nastawiony do świata :C ale co do wątków:
    Jeżeli chodzi o Noelle to mogą być wspaniałymi wrogami! Hufflepuff - Slytherin, pozytywna osoba - negatywna nastawiona do życia, wieczne szczęście - żadnych słów typu "proszę" "dziękuję", ale łączy ich i tak jedno: KARA OD FILCH'A! Ale serio, w tej chwili jestem po prostu szczęśliwa z tych różnic, jak nigdy :D
    Co do Chantelle, to oboje mają nałóg (papierosy). Też są nawet tacy negatywni nastawieni do życia, z tym, że Chan pomaga, gdy się ją poprosi.
    Ogółem na wątek z Noelle mam pomysł, na Chantelle niekoniecznie, ale coś tam ich łączy.
    Jeżeli Cię zainteresowałam, to zapraszam pod swoje karty!]

    Noelle Westley \ Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  5. [ To możemy zacząć od tego że razem pójdą na bal walentynkowy :) ]

    Cass

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Ech, Pan w którym byłam zakochana jako młoda-zbuntowana poetka :D Plus, kolejne imiona z powieści Cassie w Twoim wykonaniu - pochwalam :)]

    Mary M.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Och matko Malfoy, ja zawsze chętna na wszystko :3
    (pisanie z dwóch postaci jest niewątpliwe niewygodne...)
    Noelle: moja Ellie to często nudzące się dziecko szczęścia, więc zawsze znajdzie jakiś sposób żeby się zabawić z Filchem w dodatku jej kot niezbyt się lubi z Panią Norris... Niezbyt to nawet mało powiedziane, hahah.
    Chantelle: Jasne spoko, to mam zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nazwisko Malfoy to wszystko czego mi potrzeba. Mam jakąś dziwną słabość do tego rodu. Moja Kate również. Dlatego też wspólnemu wątkowi mówię głośnie 3x tak.
    Gorzej niestety z moją kreatywnością ostatnio. Chyba się na mnie obraziła i czeka na moje przeprosiny. Więc jeśli nie masz żadnych pomysłów trzeba będzie poczekać aż wrócę do jej łask :) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ja również się przywitam! :3 Zerknęłam przypadkiem na kartę w szkicach i nie ukrywam, że czekałam niecierpliwie, aż się ukaże. Myślę, że nasze dwie postaci są podobne - obie bardzo dbają o wygląd. Oboje mają wianuszek wielbicieli, nie wspominając już, że Luc jest modelką na okładce czasopisma matki. Co więc powiesz na mały skandal pomiędzy naszą dwójką Ślizgonów? Może dłuższy, może krótszy - zobaczymy.]

    Lucrezia Shafiq

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Chyba pierwszy pomysł najbardziej mi się podoba. Zwłaszcza, że Jace nie przywykł do pisania zadań z eliksirów, a Kate z kolei jest bardzo dobra z tego przedmiotu
    Trzeci pomysł znając Kate skończyłby się w najlepszym wypadku zamienieniem psa Malfoy’a w ropuchę, a w najgorszym zapewne obdarciem go ze skóry a ja jednak wolałabym, żeby psiak przeżył.
    Można by też powiązać jakoś z papierosami ponieważ oboje palą czy tatuażami (Jace mógłby zauważyć nowy tatuaż Kate lub odwrotnie).
    Niezłym punktem zahaczenia może być ich zbliżone podejście do ludzi i niechęć do mugoli.
    No i oczywiście można iść jeszcze w kierunku samej fizyczności jako, że oboje nie przepadają za tworem jakim są uczucia.
    Co o tym myślisz?
    Ostrzegam tylko, że Avery nie należy do najmilszych osób ;) ]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  11. Mimo późnej pory siedziałam wygodnie w pokoju wspólnym ani myśląc o pójściu spać. Spoglądałam w strone kominka, w którym iskrzyły delikatnie płomyki ognia.
    Szczerze powiedziawszy tęskniłam za odrobiną rozrywki. Monotonne i nudne życie nie było dla mnie .. Jedyne czego było mi w tym momencie trzeba to wyrwanie się z tego zamku i odwiedzenie baru w Hogsmeade.
    W chwili gdy skończyłam snuć plany, usłyszałam kroki schodzącej po schodach osoby.
    Obejrzałam się przez ramie i odetchnęłam z ulgą.
    - Cześć Jace! - krzyknęłam na widok ślizgona.
    Uśmiechnęłam się szeroko, gdy spostrzegłam co niesie w ręce.
    - Malfoy, czyżbyś czytał mi w myślach? - rzuciłam w stronę chłopaka, który patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
    Jace usiadł na przeciw mnie i położył butelkę Ognistej Whiskey na stole.
    Był jednym z moich ulubionych towarzyszy podczas nielegalnych spotkań przy butelce.
    - Hmm, przydałby się jakieś szklanki - powiedziałam cicho i sięgnęłam po leżącą nieopodal różdżkę.
    Manchęłam nią niecierpliwie w powietrzu i w mgnieniu oka naszym oczom ukazały się dwie szklanki. Podsunęłam je Jace'owi, który odkorkował butlę i napałnił szklanki.
    Wypiłam szybko łyk trunku i zwróciłam oczy w kierunku ślizgona:
    - Co cię sprowadza do mnie o tak późnej porze? - spytałam.
    - Domyślam się,że chęć napicia się w moim towarzystwie była tylko pretekstem do czegoś innego, zgadłam?
    Jakby w odpowiedzi na moje pytanie, Malfoy spuścił wzrok i patrzył się tępo w stół.
    - No, słucham? - Zachęciłam go do dalszej konwersacji.
    Jace wypił spory łyk Ognistej i rozpoczął rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Mormo zaczął polować na mojego szczura więc musiałam na jakiś czas ulotnić się z dormitorium.
    - Mormo to kot .. - dodałam w odpowiedzi na pytające spojrzenie Malfoya.
    Rzuciłam okiem na chłopaka i jedną ręką chwyciłam paczkę papierosów leżącą obok niego. Odpaliłam jednego przez chwilę siedzieliśmy tak w ciszy.
    - Chyba będę już wracać do siebie - powiedziałam.
    - Jeśli ten kot znowu będzie chciał urządzić sobie łowy będę zmuszona troche go postraszyć - powiedziałam wskazując na swoją różdzkę.
    Powoli wstałam, kierując się na górę.
    - Nie wypij całej butelki! - Rzuciłam jeszcze do Malfoya.
    - Zobaczymy się jutro.
    Pożegnałam się ostatecznie i wyszłam, zostawiając go samego, w towarzystwie na wpół wypitej butelki Ognistej Whiskey.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Wszyscy kochają Jennifer, a ja nie rozumiem co w niej takiego powalającego.
    Twierdzisz, że nie ma ludzi dobrych? Złotko, nie poznałeś Ellen Kendall.
    Myślę, że wątek można utrzymać w tym tonie - nie ważne jak bardzo Jace będzie próbował wyprowadzić ją z równowagi, zirytować ją czy wystraszyć ona uparcie będzie dla niego uprzejma, z tym irytująco miłym uśmiechem na twarzy. ]

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  14. [Witam się dopiero teraz, aczkolwiek lepiej późno niż wcale. Czy to z Kristel, czy też z Eliasem - wątek musi być. Nie odpuszczę tak interesującej postaci. Może przestudiujesz obie karty i wtedy mi napiszesz, czy widzisz w tym jakieś światełko nadziei? :)]

    Kris / Elias

    OdpowiedzUsuń
  15. [Definitywnie Ty. Ja wypruwam sobie flaki nad matematyką. Zwalę więc na Ciebie, a co, bo mogę.]

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  16. Dla Ellen nie było rzeczy niemożliwych – twierdziła, że ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. Nic zatem dziwnego, że jej własne słowa obróciły się przeciwko niej i zmaterializowały w postaci Jace'a Malfoya, który skutecznie próbował ją wytrącić z równowagi i doprowadzić do stanu, w którym wulgarnie go przeklnie, a dla lepszego efektu rzuci w niego klątwą średniej mocy. Chcąc jednak grać na jej poletku trzeba było pamiętać, że jak dotąd mistrzem i jedynym zwycięzcą była ona sama. I nie zamierzała zbyt łatwo oddać swojej korony.
    Stała metr od brzegu jeziora, wpatrując się w jego taflę jakby próbowała za wszelką cenę ujrzeć tam krakena lub inną morską zjawę. Odgłosy krzyczących z radości Gryfonów już dawno zignorowała, ale gdy w jej stronę poleciała śnieżna kula nie mogła nie odwrócić się do nich i pogrozić palcem. Nie była zła, ale ostrzegała, że kolejny taki eksces skończy się dla nich ciężką godziną w bibliotece. Co jak co, ale zimy nie lubiła, a śnieg ze strachu topniał gdy na niego patrzyła. Grożąc młodszym od siebie Gryfonom palcem w zasięgu jej wzroku pojawił się znajomy Ślizgon i Ellen cicho westchnęła do samej siebie. Proszę o uwagę, drodzy państwo, zaraz zacznie się przedstawienie.

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  17. Poczucie humoru? Czy to właśnie nie ono w pewien sposób klasyfikowało ludzi jako Gryfonów? Ellen nie zareagowała w myślach licząc do trzech, nim spojrzała w jego stronę z uprzejmym uśmiechem, jakim wypadało obdarzyć każdego natręta.
    – Opracowuję plan działania – odparła z pełną powagą i tylko iskierka w jej oku mogła zdradzić, że opanowanie nie pasuje do jej aktualnego stanu. W duchu śmiała się z prób Ślizgona i snuła miliony domysłów, jaką frustrację musi odczuwać, nie mogąc wyprowadzić jej z równowagi. A odpowiedni balans to spokój ducha i zdrowie. – To ściśle tajna operacja unicestwienia węży na dwóch nogach, zwana również Operacją Kobra. – Och, ileż żartu i podtekstów znajdowało się w tym jednym zdaniu. Ellen żałowała, że podjęta gra nie zezwala jej na uśmiech i rozbawienie. Podjęło się wyzwanie to trzeba wyjść z niego cało.

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiedziałam że Jace nie odpuści. Zbyt dobrze go znałam, więc żadna próba wybicia mu z głowy tego pomysłu nie wchodziła w grę.
    Stanęliśmy razem przy drzwiach prowadzących do mojego dormitorium. Po chwili zachawania odezwałam się do chłopaka:
    - Nie obraź sie,jeśli dziewczyny źle zareagują na twój widok. Sam rozumiesz, jest piątkowa noc - zaczęłam się wykręcać, mając nikłą nadzieje, że Jace porzuci swoje plany i wróci na dół.
    Ten jednak z tym samym szerokim uśmiechem na twarzy, wkroczył za mną do sypialni.
    Na moje nieszczęście była ona pusta.
    Merlinie .. Kate i reszta pewnie wymknęły się do pubu w Hogsmeade - pomyślałam.
    - I jak, widzisz gdzieś tego okropnego kota? - zapytałam chcąc rozładować tą dziwną sytuację.
    Rozejrzałam się po sypialni, doszukując się w niej śladów Mormo.
    Jace ruszył moim tropem, nie spuszczając mnie ani na chwile z oczu.
    - Chyba coś widze, spójrz! - zawołałam z drugiego końca sypialni.
    Ślizgon natychmiast zjawił sie przy mnie i zaczął wpatrywać się we wskazanym przeze mnie miejscu.
    - Chyba jednak mi się przywidziało .. Wydawało mi się że widziałam tam kocie kłaki - powiedziałam,lecz Jace zdawał się mnie nie słuchać. Jego twarz znajdowała się w zbyt bliskiej odległości od mojej.
    - Malfoy - zdążyłam wymówić zaledwie jego nazwisko, gdy ślizgon zrobił coś czego od początku naszej znajomości się obawiałam.

    OdpowiedzUsuń
  20. – Jesteś nieźle zorientowany w mugolskich sprawach jak na Ślizgona – zauważyła i podążyła za jego spojrzeniem, znów po prostu wpatrując się w taflę jeziora. Przez moment wydawało jej się, że ujrzała coś w jego głębinach, jakby ruch, ale koniec końców uznała, że to tylko wytwór jej wyobraźni lub odpowiednio odbijające się promienie słońca. – Nie, Jasie Malfoy, nikt taki nie jest mi potrzebny. Będąc z tobą całkowicie szczera moje zdrowie psychiczne jest w dobrej formie. – tym razem wypowiadając te słowa była poważna nie dlatego, że udawała, ale prawdziwie przybrała taki ton. – Widzę, że dopisuje ci dobry humor już na początku weekendu. To wina zrujnowania psychiki kilkorgu pierwszorocznym czy powoli nadchodzącej wiosny i zwiastującym ją roztopom śniegu? – spytała i gdyby ktoś w tej chwili ich usłyszał mógłby pomyśleć, że na co dzień prowadzą tak przyjacielską rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziewczyna podniosła wzrok znad książki i zaciekawiona utkwiła go w chłopaku, który zajął miejsce naprzeciwko niej.
    - Czy ja się właśnie przesłyszałam, czy Panicz Malfoy rzeczywiście ma do mnie jakiś interes? - podniosła jedną brew i uśmiechnęła się kpiąco.
    Chłopak kiwnął głową wypuszczając dym z ust i podał jej pergamin z zadaniem. Kate przeleciała wzrokiem jego zawartość po czym wybuchnęła głośnym śmiechem.
    - Ty chyba nie mówisz poważnie - stwierdziła rozbawiona.
    Blondyn jedynie wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie.Brunetka poszła w jego ślady rozstrzygając w głowie wszystkie za i przeciw. Była świetna z eliksirów i napisanie tego zajęłoby jej pewnie nie więcej niż 30 min, a dług wdzięczności takiej osoby jak Malfoy może okazać się bardzo przydatny.
    - Wiesz..W życiu nie ma nic za darmo mój drogi... - zamilkła na chwilę i uśmiechnęła się cwanie - a moja pomoc może cię sporo kosztować. - Dodała nachylając się w jego stronę.
    Przez moment w ciszy mierzyli się nawzajem spojrzeniem kiedy nagle Kate wyjęła papierosa z ust chłopaka i z powrotem zagłębiła się w fotelu.
    - A więc powiedz mi Jace, ile warte jest dla Ciebie to zadanie z eliksirów? - odezwała się prowokującym tonem po czym zaciągnęła się głęboko dymem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Cień zaniepokojenia przemknął przez jej twarz, ale równie szybko co się pojawił tak zniknął, ustępując miejsca fałszywemu opanowaniu i przesadnej uprzejmości.
    – Słyszałam, że masz już plany na ten weekend – odparła w tym samym tonie co Ślizgon, starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo nie lubiła gróźb w stosunku do swojego młodszego brata. – Ponoć zgłosiłeś się na ochotnika pomóc Filchowi w szorowaniu podłóg w toaletach bez użycia różdżki, jako karę za palenie na terenie szkoły. To naprawdę dobroczynne z twojej strony i dość zaskakujące. W końcu papierosy, jak i mycie podłóg mopem to mugolski wynalazek. – odważna jak zawsze, gdy ktoś w prywatne sprawy wciągał Eddiego i bezczelna jak nigdy, jeśli trzeba było zetrzeć uśmiech z twarzy jakiegoś Ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  23. To nie była groźba i mógł być pewien, że Kendall dopilnuje, aby stawił się w gabinecie Filcha z same południe. Na jego kolejne słowa zareagowała dość spokojnie, mogąc się tylko uśmiechnąć, słysząc taki stek bzdur. Wyciągnęła różdżkę, sięgając po jeden z nabrzeżnych kamyków i wypowiedziała w myślach zaklęcie prezentując Ślizgonowi jeden z aparatów słuchowych.
    – To mugole nazywają aparatem słuchowym, które zakładasz na ucho kiedy słabo słyszysz. – pozwoliła, aby przyrząd wrócił do swojej pierwotnej postaci i wrzuciła kamień do wody – Jeśli natomiast jesteś pewien, że się nie przesłyszałeś to zaczynam się o ciebie martwić, Jasie Malfoy, bo żaden szanujący się Ślizgon nie pozwoliłby sobie na wypowiedzenie na głos lewych informacji. Poznałam kilku i każdy z nich miał w sobie tyle honoru, żeby tego nie robić – powiedziała przekonana swego. Bo przecież wiedziałaby, gdyby Eddie planował coś równie głupiego lub co gorsza chwalił się tym. Jeśli jednak się myliła to Tiara dobrze ich przydzieliła, bo choć młody Kendall miał w sobie wiele odwagi, to irracjonalnymi pomysłami świata raczej nie zwojuje.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Przepraszam, że tak późno i tak krótko ale miałam problemy techniczne w dniu wczorajszym :/ ]

    W dniu Balu Walentynkowego wszyscy byli zajęci sobą. Dziewczyny biegały do pokoju do pokoju pytając koleżanek czy sukienka dobrze leży? Czy buty pasują? I czy fryzura dobrze wygląda?
    Cassandra od wielu lat uczęszczała na różne bale i oficjalne kolacje dlatego do całego przygotowania podeszła ze stoickim spokojem. Oczywiście miała już wszystko przygotowane ale nie miała zamiaru zaczynać się szykować nie wcześniej niż kilka godzin przed rozpoczęciem imprezy.
    Przed południem, gdy w całej szkole panowały już przygotowania, Cass siedziała w fotelu w Pokoju Wspólnym Ślizgonów czytając książkę. Chciała w ten sposób choć na chwilę zapomnieć o tym, że na bal idzie sama bo jej chłopak nie może zjawić się na szkolnej imprezie ponieważ pracuje dla Sami Wiecie Kogo. Tak więc Blackwell pochłonięta lekturą tylko co jakiś czas wystawiała głowę znad książki by zobaczyć kto wchodzi do dormitorim lub co też się stało, że jakaś Ślizgonka krzyknęła. Gdy Cassie odłożyła na chwilę książkę by napić się herbaty do Lochów wszedł nie kto inny tylko sam Jace Malfoy. Dziewczyna znała jeszcze jego starszego kuzyna Lucjusza bo gdy dołączyła do Slytherinu chłopak był prefektem.
    - Cześć Jace – powiedziała Cass z uśmiechem na twarzy. Z Malfojem zawsze dobrze jej się rozmawiało dlatego jego widok bardzo ją ucieszył tym bardziej teraz gdy w całej szkole pamował jeden wielki chaos. - Co słychać ? Wybierasz się na bal? A racej powinnam zapytać z którą ze swoich fanek idziesz? - Jace był bardzo, bardzo przystojny dlatego wiele dziewczyn wzdychało lub chichotało na jego widok.

    OdpowiedzUsuń
  25. Co ten Malfoy w ogóle sobie myśli?!
    Najpierw uparcie idzie za mną wprost do mojej sypialni i wysyła dość wymowne sygnały .. a teraz?
    Miałam ochotę wyrzucić go z pomieszczenia albo odrazu potraktować jednym z moich popisowych zaklęć.
    Chłopak definitywnie zrobił ze mnie idiotkę.
    Starając się ukryć złość, zrobiłam obojętną miną
    i odezwałam się do Jace'a:
    - Najwidoczniej kota naprawde tu nie ma.
    A teraz wybacz, jestem zmęczona. - Po tych słowach wskazałam mu gestem drzwi.
    Nie mogłam dłużej patrzeć na jego twarz,która wyjątkowo działała mi dzisiaj na nerwy.
    Malfoy z obrażoną minę opuścił sypialnie.

    OdpowiedzUsuń
  26. [ jak będziesz miał jakiś ciekawy pomysł który będzie można dłużej rozwinąć to daj znać. Jak na tą chwile to nie mam żadnego ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Jest ochota na wątek z Scottem?]

    OdpowiedzUsuń
  28. Ellen zawahała się i widać było to w jej ruchach.
    – Masz rację – powiedziała i była w tych słowach bardzo szczera. Schowała dłonie do kieszeni płaszcza, czując, że powoli zamarzają jej palce. – Mogę wzmocnić jego ochronę i sprawiać, że będzie się wściekał jeszcze bardziej, ale mogę też dać mu wolną rękę i pokazać, że poza rzucaniem słów na wiatr muszą iść za tym czyny, których konsekwencje odniesie bardzo boleśnie. – Spojrzała w stronę Zamku, mrużąc oczy, bo słońce odbijając się od śniegu raziło nieco w oczy. – Możesz się domyślać, którą opcję wybiorę. Nie jestem głupia, Malfoy. Wolę żeby nauczył się raz a porządnie, niż trzymać go te wszystkie lata pod kloszem. I obydwoje wiemy, że choć nie wszystkie walki są wygrane, przeciwnik potrafi zadać zwycięzcy dostatecznie silne rany, by ten poczuł się w duchu przegrany.

    OdpowiedzUsuń
  29. Kate zaśmiała się głośno słysząc jego wyznanie.
    - Kierowanie takich słów w moją stronę jest bardzo ryzykowne, skarbie - uśmiechnęła się prowokacyjnie. - Jesteś pewien że tego chcesz?
    Chłopak wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu co odebrała jako potwierdzenie.
    - W takim razie przejdźmy do rzeczy - po raz ostatni zaciągnęła się dymem po czym zgasiła papierosa o stojący obok stoliczek i wrzuciła filtr w ogień kominka całą uwagę skupiając na blondynie.
    - Aktualnie nie jesteś w stanie zaoferować mi nic sensownego więc umówmy się, że w zamian za moją pomoc będziesz musiał spełnić jedno moje dowolne życzenie. Nie wiem kiedy ani co to będzie ale jeśli kiedykolwiek cię o coś poproszę używając tego argumentu, będziesz musiał spełnić moją prośbę... No chyba, że masz jakąś lepszą propozycję.
    Zamilkła na chwilę by chłopak mógł poukładać sobie w głowie wszystko co mu przed chwilą powiedziała.
    - I jak? - uniosła jedną brew - zgadzasz się?

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Postaram się coś wymyślić jutro. ]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Coś można byłoby wykombinować :D Skoro papierosy to może popalają od czasu do czasu razem np. w wieży astronomicznej lub gdzieś indziej :)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  32. [No to zaczynamy ! :D]
    Chloe opuściła swoje ciepłe łóżko kwadrans po 12 w nocy. Przetarła zaspane oczy i wciągnęła na chudy tyłek ukochaną parę levisów. Szukając po omacku granatowego za dużego golfu natrafiła wzorkiem na lustro wiszące nad drewnianą komodą. Wyglądała dość normalnie. Wiecznie roztrzepane włosy spływały na ramiona i zakrywały pół twarzy. Ładnie wykrojone usta nabrały sinego koloru. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Lubiła je. Za każdym razem, gdy zerkała w lustro odnajdywała w nim coś czego wczesniej nie dostrzegała. Już kompletnie ubrana wyszła z dormitorium, by znaleźć się na ciemnym, zupełnie pustym korytarzu. Wyciągnęła swój 8 calowy magiczny patyk i szepnęła "lumos". Na koniuszku różdżki pojawiło sie niewielkie światełko. Z gracją modelki podążyła w kierunku wieży astronomicznej. Uwielbiała to miejsce. Tu mogła spokojnie odetchnąć, pomyśleć. Wyjęła z kieszeni papierosa i zręcznym ruchem go zapaliła. Powietrze wypełniło sie zapachem nikotyny. Zaciągnęła się porządnie dymem i spuściła wzrok opierając się o parapet.

    OdpowiedzUsuń
  33. Westchnęła ciężko. Jeśli próbował jej zasugerować, że zamierza zająć się Eddiem to popełniał ogromny błąd. Nawet piekło nie zna gniewu zranionej kobiety, a uderzanie w jej rodzinę budziło w niej instynkt lwa.
    - Chcesz mi coś na ten temat powiedzieć, Malfoy? - spytała bezceremonialnie, wbijając w niego swoje spojrzenie po raz kolejny tego dnia. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na wyprowadzeniu mnie z równowagi? - zmieniła zręcznie temat. - Co będziesz z tego miał jak pokażę, że jestem wściekła? Masz w tym w ogóle jakiś cel czy uwziąłeś się tak dla zasady, bo jestem mugolakiem?

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  34. - No tak, ty i te twoje zasady - zaśmiała się głośno i również nachyliła się w stronę chłopaka zmniejszając dystans między nimi.
    - Nie martw się Jace, nie zażądam nic co zagroziłoby twojej reputacji czy honorowi.. - posłała mu kpiący uśmiech. - Raczej nie - dodała trochę ciszej, mrugając.
    Przyglądała się przez moment blondynowi w zamyśleniu. Nigdy nie rozumiała tych jego 'dziwnych' zasad. Z charakteru był typowym ślizgonem i tylko one nie pasowały do mieszkańców domu węża.
    - To jak? - wyciągnęła dłoń w jego stronę. - Umowa stoi?

    OdpowiedzUsuń
  35. Momentalnie odwróciła głowę. Stała teraz oko w oko z Malfoyem, patrzącym na nią swoimi fantastycznymi, zielonymi oczyma. Uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do poprzedniej pozycji, wciąż opierając się o parapet.
    -Witaj- szepnęła melodyjnym głosem, wyciągając kolejnego papierosa. -Chcesz ? -zapytała patrząc na niego miną małego, niewinnego dziecka.
    -Rozumiem, że w dalszym ciągu praktykujesz zasadę "Sen noca jest dla słabych" - zachichotała i zaciągnęła się kolejną dawką nikotyny.

    OdpowiedzUsuń
  36. Mógł być pewien, że Ellen tak tego nie zostawi. Nie odezwała się, zbywając go milczeniem. Zmieniła kierunek tak, żeby nie musieć patrzeć na chłopaka dalej obserwowała jezioro, którego oblodzoną taflę pokrywała cienka warstwa śniegu. Nie zamierzała ulec, wiedziała, że to nic nie da. Musiała znaleźć takie rozwiązanie, które nie uderzy w Eddiego, a przy okazji nie wywołując tym zbyt dużego zamieszania. Kendall nie mogła sobie pozwolić na zwrócenie na siebie uwagi, a jej relacja ze Scottem Leinem zbyt wielu osobom rzuciła się w oczy. Stała między młotem a kowadłem i narażała ich obu na nieprzyjemności. Dla niej było to ogromnie przytłaczające, choć nic co się działo, nie było z jej winy.
    - Jutro o ósmej w biurze Filcha – przypomniała mu, chowając dłonie do kieszeni płaszcza – I nie próbuj się wywinąć, osobiście porozmawiam ze Slughornem i McGonagall. - Wiedziała, że jeśli pozostawiłaby sprawę tylko Slughornowi to chłopakowi łatwo byłoby się z tego wywinąć. Profesor Eliksirów swoim mocno popuszczał. Wciągnięcie w to opiekunki Gryffindoru dawało dużą przewagę i pewność, że kara się znajdzie i będzie musiała zostać wykonana.

    OdpowiedzUsuń
  37. [ wypad do Hogsmeade? to też pewnie byłby wątek, który szybko by się skończył. Trzeba pomyśleć o czymś innym .. ]

    OdpowiedzUsuń
  38. Zaśmiała się krótko w reakcji na jego gest.
    - Chciałeś powiedzieć chyba 'showmanem' - uniosła jedną brew w rozbawieniu.
    Również rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Pokój Wspólny świecił pustkami. Większość ślizgonów albo była na treningu lub jakichś kołach przedmiotowych albo pałętała się gdzieś po błoniach.
    - Tak, szklanka whisky to zdecydowanie coś czego mi teraz potrzeba - mrugnęła do chłopaka. - Ty skoczysz czy ja mam przynieść?

    OdpowiedzUsuń
  39. [Są totalnymi przeciwnościami, więc na pewno wątek mógłby wyjść ciekawy :D Może coś w stylu, że lubisz jej dokuczać, a ona ma pomimo całej tej słodyczy ma też całkiem silny charakterek, więc nie przepadacie za sobą (ona za tobą bardziej) :D Może być ciekawie gdyby zostali zamknieci w jakimś pomieszczeniu tylko we 2]
    greta

    OdpowiedzUsuń
  40. -Trafiłeś w sedno..-zarumienią się i uśmiechnęła. Sama też wspominał dużo lepiej wszystkie nocne przeżycia, niż te przy świetle dnia. Znów zaciągnęła się nikotyną. Przymknęła oczy i spojrzała na chłopaka. Był niesamowicie spokojny, odprężony i właściwie coś jej mówiło, że całkiem szczęśliwy. Założyła włosy za ucho i wlepiła swoje śpiące oczy w przestrzeń przed nią.
    -O tej porze do głowy zawsze wpadają te okropne przemyślenia na temat swojego żałosnego żywota..-skwitowała i zaśmiała się ironicznie. - Noc zawsze udaje najmądrzejszą.
    Chloe/Greta

    OdpowiedzUsuń
  41. -No właśnie w żałobie..-westchnęła. - Powinniśmy zrobić coś czego rano będziemy cholernie żałować, ale co da nam choćby kilka minut szczęścia. - prawie krzyknęła. Miał racje ciągle ten smutek, kontrolowanie każdego swojego ruchu i przejmowanie się każdym wydarzeniem.
    -Błagam wymyśl coś..-szepnęła robiąc nieszczęsną minę.

    OdpowiedzUsuń
  42. -Zgodzę się na wszystko- syknęłą..wiedziała jak bardzo desperacko to zabrzmiało ale w sumie nie przejmował się tym zbytnio. Wszystko było tylko grą. Bardzo dobrze przemyślaną. idealnie dopracowaną. -Co tylko chcesz...-przechyliła głowę na bok i spojrzała pytająco. Przegarnęła włosy na prawą stronę i na moment odwróciła głowę.

    OdpowiedzUsuń
  43. Nagle całe onieśmielenie opadło. Uśmiechnęła się trochę jak małe dziecko i wzięła pierwszą z brzega butelkę ognistej whisky. Odkręciła korek i zaczęła pić, tak jakby było to zwykły sok. Usiadła obok niego, zatapiając się w cudownym smaku zapomnienia. Odłożyła butelkę zawierającą jeszcze 3/4 normalnej objętości. Z gracją, która towarzysyzła jej od zawsze wzięła ze stolika papierosa i zapaliła tworząc w powietrzu obłoczki szarego dymu. Pociągnęła kolejne głębokie łyki trunku. Była odważna, była cholernie odważna, a alkohol jeszcze bardziej to nasilał. Zbliżyła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu wciąż delektując się smakiem.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Ach dziękuję! - rzuciła z udawanym zachwytem brunetka i wzięła od niego szklankę.
    Odpaliła papierosa i rozsiadła się wygodnie w fotelu zakładając nogę na nogę.
    - Skoro już mamy okazję porozmawiać.. - zaczęła rozmowę wypuszczając dym z ust. - powiedz co tam u ciebie Malfoy? Jakieś nowe ofiary eghm.. to znaczy dziewczynę na oku? - uśmiechnęła się cwanie.
    - Na przykład ta Gryfonka, z którą się kręcisz ostatnio? - poruszyła brwiami nie spuszczając z blondyna wzroku. - Jak jej tam było? Helen? Ellen? Czyżby jakiś nowy romans? - zakpiła.

    OdpowiedzUsuń
  45. - A ja nie wiem co ci tam w głowie siedzi! Podobno człowieka zdesperowanego stać na wszystko - rzuciła z kpiącym uśmiechem na ustach.
    Wypiła do końca zawartość szklanki, zgasiła papierosa i podobnie jak chłopak oparła łokcie o stolik stojący między nimi.
    - Mmmm, nawet nie wiesz jak bardzo - wyszeptała z ukrytą ironią w głosie i spojrzała mu głęboko w oczy.
    Wpatrywali się w siebie nawzajem w całkowitej ciszy czekając na to kto pierwszy odpuści i przerwie ten kontakt wzrokowy.

    OdpowiedzUsuń
  46. [Może na razie odpuścimy wątek z Chloe i zaczniemy z Gretą, bo jakoś przychodzą mi do głowy ciekawsze pomysły :D]

    OdpowiedzUsuń
  47. Jak to zwykle rezolutna panna Noelle przechadzała się po korytarzach Hogwartu. Trudno było ją wtedy odszukać, lepiej było po prostu poczekać w miejscu. Potrafiła kilka razy przejść tą samą drogę, albo mijać ten sam punkt. Gdy tak urządziła sobie kolejną schadzkę, po czasie doszedł do niej krzyk. Odbijał się po ścianach i niósł ze sobą jej imię. Zdezorientowana odwróciła się i ujrzała przygarbionego woźnego biegnącego w jej stronę. O ile można było nazwać to biegiem. Jednakże wściekły charłak dodreptał do niej i złapał za szatę.
    - Wiem smarkulo, że to ty - warknął, a dziewczyna zmarszczyła brwi. Zazwyczaj udawała, że nic nie zrobiła, ale tym razem, cokolwiek się stało, nie było z jej winy.
    - Ale co zrobiłam? -zapytała opamiętując się przy okazji. Wyrwała ramię z jego uścisku. Jakoś nie miała ochoty stać tak blisko niego.
    - Nie udawaj! - wykrzyczał, a następnie wyrzucił jej wszystko. Jednak tym razem różowy niezmywalny atrament na ścianie nie był jej sprawką. Ale nikt jej nie słuchał, przez co musiała ponieść niesprawiedliwą karę. Dlatego była niezwykle zdenerwowana. Prowadzona przez Filch,a do Zakazanego Lasu kopała co rusz jakiś kamyk. Swoją drogą nie rozumiała celu owej kary. Na początku wywierała jakieś wrażenie, ale dla recydywistów było to zwykłym spacerem. Kiedy doszli na miejsce i zobaczyła z kim będzie musiała tu przebywać zdenerwowała się jeszcze bardziej. Już co jak co, ale Ślizgon był ostatnią osobą jaką mogła w tej chwili tolerować.
    - Co się gapisz? Dziewczyny nie widziałeś? - warknęła na niego, kiedy woźny się oddalił. Usiadła na jakimś kamieniu i podparła głowę rękami. Teraz tylko chciała świętego spokoju, ale jak na złość jej "kolega" nie miał zamiaru jej tego zaoferować.

    OdpowiedzUsuń
  48. Potraktowała go machnięciem ręki. Skoro palił w towarzystwie Prefekta mógł się spodziewać, że dostanie jakąś karę. Ellen Kendall była nadwyraz obowiązkowa i nie zdarzało się, żeby komuś odpuściła. Nawet swoim.
    - Miłego dnia, Malfoy - odparła w końcu i bez patrzenia nawet w jego stronę zawróciła, żeby udać się do Zamku. Ciągnięcie tej rozmowy było bezcelowe, a nie zamierzała sobie niszczyć nerwów kimś pokroju Ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  49. [ ALEX kdowejdwedkwpofncweifcnhed *.*
    (bierze głęboki wdech, i wydech, i wdech, i wydech...) Za Alexa na wizerunku i za nazwisko Malfoy zmuszę swojego Karola, żeby zrobił wszystko, co Jace każe. Kocham! ]

    Caroline

    OdpowiedzUsuń
  50. - Ujmę to delikatnie - uśmiechnęła się rozbawiona reakcją chłopaka. - Powiedzmy, że po prostu dawno nie widziałam żadnej naiwnej panienki przewijającej się przez twoje łóżko - mrugnęła.
    Uwielbiała droczyć się z blondynem. Wiedziała, że może pozwolić sobie na dużo bez ryzyka, że potraktuje to zbyt poważnie. Ot zwykłe, 'niewinne' żarty.
    - Czyżbyś nie był w formie Malfoy? A może powstrzymujesz się ze względu na tę... Chloe? - zawahała się nie będąc pewna jej imienia. - Chyba się nie zakochałeś co?
    Zlustrowała go dokładnie spojrzeniem zatrzymując się dłużej na wysokości jego oczu.
    - Mam być zazdrosna? - zażartowała.
    Ponownie sięgnęła po szklankę i zwilżyła usta w bursztynowym płynie.
    - Chłoptasiów? Nie. Przynajmniej nic na stałe - skrzywiła się wypowiadając ostatnie słowo. - Ale na brak atrakcji nie narzekam - dodała uśmiechając się z udawaną niewinnością.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Uroczo wyglądasz kiedy się wkurzasz - zachichotała.
    Jego oburzenie strasznie ją bawiło. Był w tej kwestii równie przewrażliwiony jak większość mężczyzn.
    - Malfoy kochanie, nie obruszaj się tak - powiedziała słodkim głosem. - Jesteś jednym z głównych obiektów westchnień tej szkoły. Wieści o twoim życiu prywatnym rozchodzą się błyskawicznie.
    Jej uwagę na chwilę odwrócił biegający po pokoju Mormo, który najwyraźniej próbował dorwać szczura Ariany. Dziewczyna pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w to, że te dwa zwierzaki się jeszcze nie pozabijały.
    - Ależ skarbie, przecież mnie zawsze ogromnie interesowała twoja osoba - rzuciła ironicznie, a uśmiech nie schodził jej z ust.

    OdpowiedzUsuń
  52. Zauważyła jego uśmiech i błysk w oku gdy wspomniała, że cieszy się zainteresowaniem płci pięknej. Zawsze tak reagował.
    - Ach no tak! -rzuciła udając rozgoryczenie. - Ale ty zawsze byłeś obojętny na moje starania! Nigdy nie zwracałeś uwagi na to co czuję! Wolisz jakieś Gryfonki! A ja cały czas czekam na to aż mnie przelecisz! - dodała mocno przesadzonym, teatralnym głosem.
    Zaśmiała się dolewając zarówno sobie jak i towarzyszowi trunku do szklanek po czym sięgnęła po kolejnego papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Dziwnie usłyszeć coś takiego z twoich ust, Malfoy - rzuciła zaczepnie.
    Robiło się co raz później. Ogień w kominku zaczął przygasać, a cały Pokój Wspólny już od godziny świecił pustkami.
    - No tak! Ten słynny ognisty żar, o którym ślizgonki mogą tylko marzyć! - powiedziała z udawaną rozpaczą w głosie. - Dlatego my, musimy nadrabiać to Ognistą Whisky - dodała mrugając.
    Zegar właśnie wybił pierwszą w nocy.
    - Jeżeli tak bardzo pragniesz mogę ci pokazać - zamilkła na chwilę patrząc na niego wymownie po czym odwróciła się tyłem i zgarnęła włosy z karku. Miała na nim wytatuowane ptaki w locie, które wyraźnie były zakończeniem tatuażu schowanego pod koszulką.
    - Szczęśliwy? - zapytała z uśmiechem unosząc jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  54. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Widziałem. I to nie jedną - Powiedział Jace po tym jak odpalił papierosa. Sama nie paliła, dlatego ludzie z tym nałogiem najzwyczajniej ją drażnili. A już szczególnie ten Ślizgon.
    - No oczywiście - rzekła udając, że coś sobie przypomina - pewnie każda pada paniczowi do stóp - uśmiechnęła się złośliwie i spojrzała w bok. Najchętniej odeszłaby w tej chwili gdzieś daleko. Daleko od niego.
    - Masz zamiar przesiedzieć całą noc na tym kamieniu, czy ruszymy w końcu? - zapytał i poszedł. W sumie więc po co to pytanie? Jednak dziewczyna wstała za miejsca i poszła za nim. Przez ilość spędzonych tu godzin doskonale wiedziała, że odłączenie się od partnera było najgorszym pomysłem. Chociaż jej marzeniem było pójście w dokładnie przeciwną stronę niż blondyn. W tej chwili jej nie wiedział, dlatego wyciągnęła dłonie przed siebie i udawała, że właśnie wbija swoje paznokcie w jego szyję. [znalazłam nawet zobrazowanie :D : klik w Noelle ] O, jak bardzo sprawiłoby jej to przyjemność.
    - I co, twój wąż znowu pełzał po całym Hogwarcie? - zapytała - że też twoje zwierze musi robić dramy za ciebie - pokręciła głową idąc nadal za nim. Nie raz widziała tego węża, o dziwo jej kot bardzo go lubił. Pudding był zupełnym indywiduum, w końcu zwierze kotowate.
    Idąc patrzyła pod nogi, starając się omijać wszelkie rośliny, których szkoda było jej deptać. Nie przyszło jej przez myśl, by użyć różdżki, aby rozświetlić sobie drogę. Była zbyt zła na to. Nagle wpadła na plecy Ślizgona, więc syknęła cicho. Najprawdopodobniej wychodziła w tej chwili na małą wredną dziewczynkę. Niestety jej wzrost nie pomagał, by ludzie brali ją na poważnie, chociaż ona najczęściej w takich chwila wszystko brała na serio. Uderzyła go lekko dłonią i stanęła tuż obok, ażeby zobaczyć, czemu się zatrzymał.

    OdpowiedzUsuń
  56. Chan siedziała na ściętym pniu drzewa. Na kolanach spoczywał jej lekko zmaltretowany szkicownik, który w tym dniu prawie się kończył. Potrafiła w ciągu kilku godzin zarysować cały notatnik. A rysowała wszystko: od roślin, przez budynki na ludziach kończąc. Z błoni widziała całkiem sporo, aczkolwiek sylwetki były zupełnie małe. Dlatego gdy ktoś podchodził bliżej korzystała z tej chwili i na szybko szkicowała całego człowieka. Tym razem ktoś taki się trafił. Był to Ślizgon, co Chantelle stwierdziła po kolorze na jego szacie. Kilka razy na niego spojrzała, a na kartce już miała jego dokładny obrys. Kilka kresek tu, kilka tam, a rysunek nabierał trójwymiarowości. Zadowolona oddaliła szkicownik od siebie, by ocenić pracę. Następnie przekręciła kartkę i zaczęła kolejny szkic. Nie myślała nad tym, co dalej robi owy Ślizgon. Uczniowie najczęściej orientowali się, że blondynka zwracała na nich większą uwagę, ale najzwyczajniej bali się podejść. Tym razem było inaczej. Słyszała coraz głośniejsze kroki stawiane w jej stronę, ale niezbyt się tym przejęła. Ignorancja i opanowanie, to pierwsze cechy, jakie było widać po Gryfonce. Swoją urodą zupełnie przypominała uczennicę Domu Węża, toteż nieraz za taką ją uważano. Nawet gdy chłopak w końcu znalazł się przy niej nie podniosła głowy. Była w swoim świecie, w świecie sztuki, a stamtąd trudno było ją wyrwać.

    Chantelle Hogarth, wcześniejszy komentarz należy do Noelle Westley

    OdpowiedzUsuń
  57. Źle się działo w świecie czarodziejów.
    W Hogwarcie najlepszym sposobem by mieć rozeznanie w tym co się dzieje było nadstawianie uszu oraz listy od rodziny. Gazety kłamały, a jeśli już mówiły prawdę to tylko w ułamkowej części. Scott należał do osób które za wszelką cenę musiały wiedzieć. I to dużo, więcej niż przeciętny uczeń, który zainteresowany był tylko tym, kto z kim i jak to się stało.
    Jedna pewnego wieczoru, zupełnie nie chcący, przechodząc przez korytarz usłyszał znajome imię a po chwili drugie i stanął w osłupieniu nasłuchując. Stanął nie za daleko i udawał, że szuka czegoś w torbie, zupełnie przez przypadek stając właśnie w tym miejscu. Zżymał się gniewnie starając się powstrzymać gniew jakim sięw nim zebrał po tym co usłyszał. Cały dzień musiał znosić gotujące się w nim myśli, niezdolny w ogóle skupić się na lekcjach. A przecież powinien. Był bardzo dobrym uczniem, przykładał do nauki bardzo dużo uwagi. Udało mu się jedynie zachować pozory, że wszystko jest w porządku, jak zawsze z zblazowaną miną poruszał się po Hogwarcie czekając aż nadejdzie odpowiednia godziny by móc sprawdzić wiedzę u źródła.

    Wieczorem Lein znalazł się w dormitorium.
    Stanął naprzeciwko łóżka na którym leżał blondyn, opierając się o ścianę. Miał lekko przymrużone oczy a twarz nie odzwierciedlała żadnych emocji. Jace Malfoy znany był w gronie ślizgonów jak wieczny podrywacz i dręczyciel i podobnie jak Suprise, należał do tych prastarych rodów czytsokrwistych szczycących się i szanowanych. Zaskakujący to był widok, Jace miał w ręce książkę i najwidoczniej czytał.
    - Od rana słyszę tylko twoje imię. - zaczął a zmęczony uśmiech wpłynął na twarz Scotta.
    - Jace chyba mnie lubi, Jace znowu mnie szturchnął, Malfoy jest dupkiem i inne. Robisz sporo zamieszania wokół własnej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Przykro mi - westchnęła udając współczucie. - Tak łatwo mnie nie rozbierzesz - dodała żartobliwym tonem.
    Spojrzała w stronę kominka, w którym teraz ogień ledwo się tlił przez co w pomieszczeniu panował półmrok.
    - Poza tym ten widok nie jest przeznaczony dla każdego - uśmiechnęła się prowokacyjnie.
    Podobnie jak Malfoy zgasiła papierosa w jego popielniczce po czym podniosła się z fotela i stanęła naprzeciwko blondyna.
    - Późno już, alkohol się skończył.. Chyba najwyższy czas iść spać. Nie uważasz? - zwróciła się do chłopaka przeciągając się przy tym.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Hobby, które może być pretekstem do rozebrania kogoś. Hmm.. Sprytne. - kiwnęła głową z uznaniem i zaśmiała się krótko.
    Musiała się powstrzymać, żeby nie zachichotać widząc jak odwraca się do niej plecami. Obeszła go tak by znów stanąć z nim twarzą w twarz ściągając na siebie jego wzrok.
    - No chyba się na mnie nie obraziłeś - spojrzała na niego zaczepnie.
    Chłopak nie odpowiedział tylko opróżnił butelkę do końca i schował papierosy do kieszeni. Wyraźnie zaczynał się zbierać.
    - Jak wolisz. - stwierdził przeczesując palcami wolnej ręki włosy.
    Zaśmiała się pod nosem w reakcji na jego nieco oziębły ton. Zrobiła krok do przodu zmniejszając nieco dzielącą ich odległość.
    - Chodziło mi o to, że zazwyczaj pokazuję je w konkretnej sytuacji - spojrzała na niego znacząco. - I bynajmniej nie mówię tu o pływaniu - dodała z zadziornym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  60. [Powiązanie może jak najbardziej być, ojcowie znać się muszą. Nawet mogłabym zaszaleć i wychowywaliby się razem, bo rodziny ustaliły sobie, że kiedyś będą mieli ślub, ale oboje się na to nie zgodzili i zaręczyny zerwano (albo i nie). I to było jeszcze większym powodem do nienawiści.
    A co do samego wątku to:
    a) skoro wężyk Jace'a tak często wychodzi na spacerki, to chłopak miałby szlaban - tradycyjnie - wyczyścić puchary w izbie pamięci. Złożyłoby się, że Yss spowodowała wybuch w jakiejś sali czy rozbiła inne cholerstwo i miałaby pracować z nim. Spotkanie wrogów.
    b) oboje są w drużynach quidditcha, to można wykorzystać. Np. obie drużyny przyszły na boisko (inspiracja komnatą tajemnic :D) i Yss i Jace zaczęli się zaciekle kłócić, kto powinien teraz mieć trening.
    c) ten sam rok, to lekcja eliksirów i Slughorn dobiera uczniów w pary. Oni są razem, jedno stara się uprzykrzyć życie drugiemu (raczej Jace chciałby wkurzyć Yss) i coś by się wymyśliło.
    A prawda jest taka, że szukam kogoś, kto byłby skłonny zostać narzeczonym Yss, a Molfoyowie to taki arystokratyczny ród :3]

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  61. [Dobra, powiązanie jest, obydwoje byli przeciwko, a ja zaczynam :)]

    Yseult nienawidziła poniedziałków. Weekend się skończył, do kolejnego zostawało pięć dłuuuugich dni, które potrafiły ciągnąć się jak smoła albo bardzo kleista krówka toffi. Do tego jeszcze dochodziły lekcje eliksirów ze Ślizgonami - czyli porażka na całej linii. Taaak, Yss zdecydowanie nie była fanką poniedziałków.
    Stała przed salą od eliksirów, sama, jakoś nie miała siły na nic, a i głowa ją bolała, bo za dużo Ognistej wypiła ostatniego wieczora.
    - Wchodźcie, wchodźcie! - jak zwykle uśmiechnięty profesor Slughorn zaprosił ich do sali. - Dzisiaj będziemy pracować w parach! Ja was podzielę.
    Te słowa wystarczyły, żeby Yss znienawidziła poniedziałkowe eliksiry na całe życie. Nie dość, że będzie musiała pracować i rozmawiać z kimś, to jeszcze może trafić na największą żmiję ze wszystkich ślizgonów.
    Slughorn przechadzał się po sali i dobierał parami uczniów, a Yseult błagała w myślach, by dostała jakiegoś Krukona.
    - Panno Ducie - zwrócił się do niej nauczyciel - będzie pani pracować z Jacem Malfoyem.
    Twarz dziewczyny zbladła gwałtownie. Nie. Nie, nie, nie, nie, nie! Tylko nie on! Ale decyzja zapadła. Yseult niechętnie zaczęła rozglądać się po sali, wzrokiem szukając blondwłosego ślizgona.

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  62. - Tak Malfoy! Pod prysznicem - przewróciła oczami. - Pokazuję je samej sobie - dodała z podobną ironią co on w poprzednim pytaniu.
    Był złośliwy ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Lubiła go za to i uważała, że ten kpiący uśmieszek strasznie do niego pasuje.
    - Nie pogrywaj ze mną kochanie - pogroziła mu palcem.
    Wtedy dotarły do niej jego wcześniejsze słowa. Uśmiechnęła się cwanie i spojrzała mu głęboko w oczy.
    - A więc Panicz Jace Malfoy chce mnie rozebrać. Hmmm.. - udała głęboko zamyśloną.

    OdpowiedzUsuń
  63. Piątkowe wieczory miały to do siebie, że do pubu napływały strumieniami hordy odwiedzających. Odwiedzających, jakby ”Czary Mary” było zoo, a jego pracownice wystawionymi na pokaz głupiutkimi zwierzątkami. Czasem się tak czuła, odprowadzana wzrokiem do lady przez co najmniej tuzin mężczyzn, dosłownie śliniących się na jej widok.
    Caroline nienawidziła spędzać piątków w pubie, ale Annabeth obiecała jej, że jeżeli dzisiaj ją zastąpi, odda jej swoje wynagrodzenie za ten tydzień. Musiała mieć bardzo ważny powód, Montrose znała sytuację majątkową dziewczyny, wiedziała że nie przepuściłaby okazji do zarobienia nawet kilku kuntów.
    Odgarnęła niesforny kosmyk blond włosów z twarzy. Dwóch czarodziei, którym właśnie podawała trunek, zaszczyciło dziewczynę przelotnym spojrzeniem, zatrzymując nieco dłużej wzrok na jej dekolcie, po czym wrócili do przerwanej rozmowy. Zabrała zapłatę ze stolika, uśmiechając się sztywno do klientów.
    Niespodziewanie usłyszała za sobą odgłos, jakby duszenia. Odwróciła się w tamtą stronę, a kiedy ujrzała sprawcę całego „zamieszania”, serce niemal stanęło jej w piersi.
    Jace.
    Jace, zgiń, przepadnij, usmaż się w piekle, Malfoy.
    Blondyn, któremu pomagała jedna z jej koleżanek, nie zwróciła uwagi, jej… Och, były? Nie wiedziała, czy ich relację można było nazwać romantyczną. W każdym razie nie rozmawiali ze sobą od paru dobrych miesięcy, a on nadal wywoływał w niej takie reakcje. Cholera. Warknął coś do stojącej obok niego, zaniepokojonej kelnerki, a ta niemal natychmiast się od niego oddaliła.
    Plamy z alkoholu na jego ubraniu były całkiem słodkie. Nie spodziewał się zobaczyć jej tutaj? Nic dziwnego.
    Mimowolnie zagapiła się na niego. Jej mina musiała być całkiem zabawna, bo Jace obdarzył ją tym swoim ironicznym uśmiechem, który tak dobrze znała. Jego zielone oczy lustrowały ją ciekawym, zdziwionym spojrzeniem, musiała odwrócić wzrok.
    - Lidia, zaraz wracam – rzuciła do przechodzącej niedaleko koleżanki, która pokiwała znudzona głową. Też wolałabym spędzać piątek w zupełnie innym miejscu.
    Ruszyła w jego stronę, starając się uspokoić.
    - Malfoy – syknęła, niby przypadkiem zatrzymując się przy jego stoliku. – Do ciężkiej choler, po co tu przylazłeś?
    No cóż, chyba będzie musiała obejść się ze smakiem do wypłaty Annabeth.

    Caroline

    OdpowiedzUsuń
  64. Kiedy Noelle zobaczyła powód zatrzymania Ślizgona cała złość ulotniła się z niej. Oczy stały jej się okrągłe i zaświeciły w wyrazie radości. Ręce sama zawędrowały do ust, kryjąc cudowny uśmiech.
    Naprawdę nie rozumiała tej złowrogiej miny Jace'a. Przecież jednorożce to najwspanialsze zwierzęta w świecie magicznym. Ellie nigdy nie miała możliwości ujrzenia ich własnymi oczyma. Te majestatyczne konie, z których biła ta majestatyczna i czysta poświata. Zupełnie jak księżyc, którego przez gęsty las zupełnie nie było widać.
    Noelle wpatrzona w jak najpiękniejszy obraz stała zupełnie będąc w amoku. Przez głowę przeszedł jej pomysł nawet by podejść do tych pięknych zwierząt, ale bała się że uciekną w popłochu pozostawiając w tym miejscu ciemność.
    Nie zważała na to, co robił Jace. Mógłby zrobić z nią w tej chwili wszystko. Może jedynie gdyby ją pocałował, to ocknęłaby się i uderzyła. Nieważne było dla niej nic wokół, prócz tych dwóch przepięknych jednorożców.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Igranie ze mną może mieć czasem nieoczekiwane konsekwencje - wyznała tajemniczo brunetka.
    Przeczesała palcami włosy i ponownie utkwiła wzrok w chłopaku. Lubiła go. Był jednym z nielicznych osób, które potrafiły zrozumieć jej podejście i styl życia. On też nie lubił bawić się w związki twierdząc, że to strata czasu. I choć wiedziała, że kryje się za tym coś więcej to nie było najmniejszych szans, żeby chłopak się przed nią otworzył i powiedział co. Nie naciskała.
    - Znasz takie mugolskie powiedzenie 'dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane'? - zapytała ze złośliwym uśmieszkiem. - Teraz pytanie brzmi, czy zamierzasz coś z tym zrobić. - dodała unosząc jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  66. Słyszała gdzieś w oddali cichy śmiech, ale zupełnie nie interesowało ją to, skąd dochodzi. Dalej patrzyła na jednorożce, które w spokoju przechadzały się po ściółce.
    - Ta bajka dobiega końca skarbie. - usłyszała mruczenia przy swoim uchu. Nawet mogłaby stwierdzić, że było to przyjemne mruczenie, ale dalej zapatrzona była w białe zwierzęta. - Idziemy dalej?
    - Tak, tak - zbyła go nie za bardzo myśląc nad tym, co mówi. Jednak popchnęła go lekko dłonią w bok nie spuszczając przy tym wzroku. Szła za nim tyłem, by jak najdłużej móc patrzeć na jednorożce. Lecz w pewnym momencie jej noga trafiła na coś, co spowodowało jej upadek. Spadając pisnęła cicho, płosząc tym owe zwierzęta. Wylądowała na ziemi siedząc. Westchnęła i położyła się na plecach. Nie chciało jej się w ogóle iść dalej, bo w końcu jaki cel to miało?
    - Jace, gdzie my idziemy? - stęknęła patrząc na niego z dołu. Nie zważała no to, że może wydawać się dla niego śmieszna. Jest drobna, przyzwyczaiła się do tego. Na jej twarzy wytworzył się grymas, w oczekiwaniu na odpowiedź Ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Kochanie, pierwszy raz odkąd się znamy użyłaś mojego imienia.
    - Po pierwsze, jeżeli chcesz mogę nazywać cię inaczej. Po drugie nie nazywaj mnie tak - warknęła siadając na ziemi. Przetarła sobie twarz dłońmi. Nie dość, że była zmęczona, to jeszcze musiała przebywać właśnie z nim. Cała ta kara (tym razem) była niesprawiedliwa.
    Przeczesała sobie ręką włosy, które zawsze były ułożone jak trzeba. Chyba że jej najlepszy przyjaciel się do nich dobrał. Wstała na obie nogi i rozejrzała się. Nie widziała jednak nic ciekawego wokół, a zresztą i tak wszędzie było ciemno.
    - Ale serio się pytam, dokąd nas prowadzisz? - spojrzała na Jace rozkładając ręce. - Bo nie chce skończyć jako przekąska.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Powoli zaczynam mieć dość tych gierek Malfoy - zaczęła lekko zniecierpliwiona.
    Spojrzała na niego nieco sceptycznie. Nie była pewna czy pakowanie go w ten popaprany układ to dobry pomysł. Nie każdy się do tego nadawał. Ona nigdy nie miała problemów z wyzbyciem się jakichkolwiek uczuć. Ale czy blondyn też to potrafił?
    - Jesteś pewien, że tego chcesz? - upewniła się. - Nie będzie to sprzeczne z twoimi zasadami? Nie chcę żebyś sobie to potem wypominał. To tylko zabawa.
    Uśmiechnęła się delikatnie obserwując reakcje chłopaka na jej słowa.
    - No i co z tą małą gryfonką? Nie chcę żebyś miał potem wyrzuty sumienia - zapytała z ironią chcąc ukryć oznaki troski.

    [Tworzę kartę z koligacjami Kate, masz coś przeciwko, żeby Malfoy tam trafił?]

    OdpowiedzUsuń
  69. - A co określasz mianem ciekawego? Akromantule czy Centaury? Chyba, że znasz coś jeszcze innego - machnęła rękami i przekręciła oczami idąc za chłopakiem. Trudno jej było dorównywać tempa. Szczególnie przez to, że była tak niską osóbką. Dlatego co jakoś czas podbiegała do Jace'a. Miała nieziemską ochotę uderzyć czymkolwiek. Nawet jakiś kawałek korzenia by się przydał. Kiedy tak rozmyślała o podstępnym planie chłopak odwróciła się i puścił do niej oczko.
    - Nie martw się, w razie co cię obronię. - i znowu przekręcił się idąc dalej ku ciemności.
    - Och dziękuję wielmożny paniczu - w jej głosie zabrzmiało udawane zachwycenie - Nawet nie wiesz jaką ulgę poczułam w tym momencie - z każdym jednak wyrazem zachwyt ustępował miejsca sarkazmowi.
    Czy jest tu jednak jakaś kłoda?

    OdpowiedzUsuń
  70. Pytanie było może i trochę naiwne. W końcu starsi uczniowie Hogwartu nieraz wpadali z wizytą do "Czary Mary". Nigdy jednak nie pomyślała, że może spotkać kogoś tak dobrze sobie znajomego.
    Jace tłumaczył jej to, jakby miała pięć lat. Poczuła się nieco urażona. Zrobił przerwę, żeby zaciągnąć się dymem papierosowym. Miała ochotę poprosić go o jednego, ale była w pracy. Nie wypadało jej.
    - Pytanie powinno brzmieć co Ty tutaj robisz. Nigdy nie mówiłaś, że pracujesz w barze.
    Wyprostowała się nieco, napinając wszystkie mięśnie.
    - A po co miałbyś wiedzieć? Wydaje mi się, że nie byłam kimś szczególnie ważnym dla ciebie, Malfoy.
    Prychnął. Jeżeli trafiła tym w jego czuły punkt, to bardzo dobrze.
    Przez pewien czas, owszem, cierpiała po rozstaniu z Jace'm. Ale nie była osobą, która naiwnie wierzyła, że związek z kimś takim skończy się na ślubnym kobiercu i piątce uroczych dzieci. Szybko się pozbierała. Ale mimo tej całej wiedzy...
    Wyczuła zniecierpliwione spojrzenie Lidii. Musiała wracać do pracy.
    Ale chciała, bardzo chciała z nim porozmawiać.
    Przekrzywiła głowę, posyłając mu znaczące spojrzenie.
    - Jeżeli chcesz kontynuować tę urodzą pogawędkę, choć ze mną.
    Wyciągnęła do niego rękę. Czekała na jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Tak - uśmiechnęła się słodko, przecież nazwał ją cukiereczkiem - Ukrytą fanką przywaleni ci w twarz - cmoknęła w powietrze w jego kierunku, a następnie podbiegła wymijając go. Tak właśnie znalazła się przed Jace'em. Nie chciało podbiegać się jej cały czas, dlatego to ona postanowiła kierować ich rytmem. Ewentualnie będzie ją nosił na rękach.
    - Nawet zaczynam wątpić, że znasz moje imię - odkręciła głowę spoglądając na chwilę na Ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  72. [ co powiesz na przygotowanie imprezy w lochach,która będzie miała niespodziewany przebieg? Jak chcesz coś takiego pisać to możesz zacząć ]

    ARI

    OdpowiedzUsuń
  73. Kiedy odsunął się od niej na jej usta wkradł się trochę złośliwy uśmieszek.
    - Nareszcie gadasz do rzeczy Malfoy - chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła go do siebie całując krótko lecz intensywnie.
    Na reakcję chłopaka nie musiała długo czekać. Przygwoździł ją do pobliskiej ściany i wpił się w jej usta z dużo większą siłą niż poprzednio. Uśmiechnęła się i jedną dłoń zarzuciła mu na kark, a drugą wplątała w jego jasne włosy.
    - Lubie cię takiego. Zadziornego - odezwała się gdy blondyn oderwał się od niej by zaczerpnąć trochę powietrza. - U mnie, czy u ciebie?

    [ To super, dziękuję :) Jace już dodany ]

    OdpowiedzUsuń
  74. Jace chwycił ją za wyciągniętą rękę, uprzednio gasząc papierosa, a Caroline opanowała chęć uśmiechnięcia się. Nie, żeby się tego spodziewała...
    Lidia rzuciła jej nieco zdegustowane spojrzenie, ale nie przejmowała się opinią koleżanki z pracy. Niech sobie myśli, co chce.
    Zaprowadziła go na zaplecze, w którym walały się między innymi jej rzeczy. Widziała, jak Malfoy'owi brwi unoszą się w wyrazie zdziwienia. Montrose miała ochotę parsknąć śmiechem na widok jego miny, ale tego nie zrobiła.
    Przeszli przez pomieszczenie, wchodząc do jeszcze ciaśniejszego, można by powiedzieć klitki.
    Za zapleczem znajdował się dawno nieużywany składzik. Zakaszlała, wdychając do płuc kurz. Nocna, księżycowa poświata wpadająca do pomieszczenia przez okno, była jednym źródłem oświetlenia.
    Nie było krzeseł, mogli wybierać pomiędzy siedzeniem na gołej ziemi, a na starym kocu. Wybrała koc.
    Jace przysiadł się obok niej. Z trudem powstrzymała się od położenia głowy na jego ramieniu. Caroline skrzyżowała ręce na piersiach. Już dość się napatrzył.

    [Przepraszam cię za ostatnie zdanie - musiałam :DD ]
    Caroline

    OdpowiedzUsuń
  75. [ albo wątek związany z klubem pojedynków, gdyż oboje tam uczęszczają (: ]

    Ari

    OdpowiedzUsuń
  76. Greta obudziła się w wyjątkowo podłym humorze. Na zewnątrz szalał mroźny wiatr ,a niebo było wyjątkowo pochmurne. Uosobienie szczęścia nie jest w stanie normalnie funkcjonować, kiedy wszystko wokół jest szare i ponure. Uchyliła stare, gotyckie okno i zaczerpnęła kilka ożywczych wdechów chłodnego powietrza. "Od razu lepiej" - pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie. Jako, że grafik jej dzisiejszego dnia był niezwykle napięty pośpiesznie włożyła na siebie dopasowaną czarną sukienkę rozkloszowaną od wcięcia w talii. Spojrzała w lustro. Wyglądała całkiem ładnie. Pofalowane włosy jak zwykle układały się bez zarzutu, usta mieniły się od różowego błyszczyka, a brązowe botki idealnie współgrały zresztą stroju. Pełna energii na cały dzisiejszy dzień wyszła z gracją z dormitorium. Szła przez korytarz obdarowując każdego z osobna swoim czarującym uśmiechem. Uwielbiała to, uwielbiała przekazywać ludziom pozytywne wibracje. Wielka sala była już zapełniona po brzegi uczniami delektującymi się pysznym, ciepłym posiłkiem. Usiadła przy stole Huffelpuffu. Rozejrzała się po sali. Nigdzie nie ujrzała swojej „paczki”, więc postanowiła zjeść sama.

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie przerywając pocałunków obydwoje zaczęli w pośpiechu zdejmować z siebie ubrania.
    Po chwili leżeli na jego łóżku, a chłopak przeniósł pocałunki na szyję i kość obojczyka brunetki. Po jej kręgosłupie przeszły ciarki, a niecierpliwość zawładnęła ciałem. Na jego lekko rozchylonych ustach nie było już śladu po kpiącym uśmiechu, a w oczach majaczyło pożądanie. Wodziła opuszkami palców po jego ramionach i plecach czując jak jego mięśnie napinają się pod jej dotykiem.
    - Tylko mnie nie zawiedź Malfoy - szepnęła prowokacyjnie, przegryzając płatek jego ucha.

    OdpowiedzUsuń
  78. Noelle przekręciła oczami, gdy usłyszała o jego pięknej twarzy. Może i był przystojny, jednak co z tego, jak był tak zupełnie niewartościowym człowiekiem. W sumie dziewczyna już nie pamiętała, jak zaczęła się ich znajomość. Pamięta jedynie to, że zawsze sobie dogryzali, jednak z jakiego powodu - tu brak odpowiedzi.
    - Za kogo Ty mnie masz KOCHANIE. Na pewno lubisz takie miłe określenia.
    - Och, oczywiście. Wręcz uwielbiam - westchnęła marzycielsko. Następnie wskoczyła na przewrócona na ich drodze drzewo i przekręciła się w jego stronę. - Tylko nie od ciebie - wskazała palcem, a jej uśmiech zszedł z ust. Chociaż przez chwilę była od niego wyższa, co nawet jej się podobało.
    - Swoją drogą, jeżeli tak nazywasz własnego wroga, to jakie określenia znajdziesz dla ukochanej? - Przechyliła głową łapiąc się pod boki. Potem przeniosła wzrok na niebo udając, że mocno się zastanawia. Prychnęła i spojrzała w oczy Jace'owi - Mój uroczy pufku pigmejski?

    OdpowiedzUsuń
  79. Dostrzegła jego pogardliwe spojrzenie, uniosła wyżej głowę. Miała swoja dumę, a ten cholerny Ślizgon nie zdoła jej tej dumy odebrać. Jakby nie było wychowywał ją czystej krwi czarodziej, arystokrata do szpiku kości, od którego nauczyła się, że ma być dumna z tego, kim jest i taka właśnie była. Dumna, że nie upodobniła się do ojca, dumna, że nie słuchała tych wszystkich bzdur o mugolach.
    Niechętnie ruszyła za Jacem do jeden z ławek na tyłach. Przez chwilę miała ochotę stanąć na środku klasy i zacząć głośno protestować przeciwko takiemu doborowi par, ale wiedziała, że tej walki z profesorem Slughornem by nie wygrała. Jak ten nauczyciel się na coś uparł, to ciężko było go odwieść od takiego pomysłu.
    Ze wściekłością widoczną w oczach rzuciła ciężki podręcznik na blat stołu; huk poniósł się echem po klasie. Cholerny Malfoy, przeklęła chłopaka w myślach. Zastanawiało ją, jak to możliwe, że taki... (tu przez jej głowę przepłynęło tysiące określeń dla młodego arystokraty, niekoniecznie nadających się do publikacji) wystarczy, żeby na nią spojrzał, a ona już zaciskała dłonie i była gotowa rozwalić każdy przedmiot znajdujący się w pokoju? Jeszcze te spojrzenia, które rzucały mu jej koleżanki z roku! Pełne pożądania i fascynacji - jakby kompletnie nie zdawały sobie sprawy, że ten na pozór uroczy blondyn to sukinsyn jakich mało.
    Opadła ciężko na ławkę, nawet się z nim nie przywitała. Nie miała na to siły, chęci też nie; musiała znosić jego towarzystwo przez wystarczająco długi okres czasu - ich ojcowie znali się, rodziny często się spotykały i mała Yss była poniekąd skazana na towarzystwo Jace'a. Jace'a, któremu była wdzięczna, że głośno protestował przeciwko ich zaręczynom zaplanowanym przez sprytnych ojców, które bardzo szybko zostały zerwane - sprzeciw młodych był tak głośny, że nie dało się go zignorować.
    Yseult otworzyła podręcznik na setnej stronie i zaczęła wyjmować składniki potrzebne do uwarzenia eliksiru postarzającego. Miała nadzieję, że nie będzie musiała go próbować.

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  80. Uśmiechnęła się krzywo na jego uwagę. Gdyby był kimś innym, oberwałby w twarz. Ale był Jace'm, któremu Caroline potrafiła wybaczyć prawie wszystko. No właśnie. Prawie.
    Nie wiedziała, co nią kierowało kiedy zaprowadziła Malfoy'a w miejsce, gdzie nikt ich nie widział.
    Żeby porozmawiać? Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Między nimi od dawna nic już nie było, nic o co warto by zawalczyć. Nie umiała znaleźć żadnej logicznej racji, którą się kierowała.
    Montrose przysunęła się znacznie bliżej chłopaka. Uśmiechała się przy tym zalotnie. Wiedziała, że zaskoczyła tym chłopaka, na pewno nie spodziewał się czegoś takiego z jej strony. Z jakiegoś powodu ta myśl się jej spodobała.
    Położyła me rękę na udzie Malfoy'a, przesuwając ją w znacznie śmielszym kierunku. Po plecach przeszedł jej dreszcz. W końcu, nie wiedziała ile to trwało, niespodziewanie przerwała "zabawę", wyciągając z jego kieszeni paczę papierosów. Wyciągnęła jednego, podpalając jednego końcem różdżki i puszczając dym prosto w twarz blondyna. Zmierzwiła mu nieco przydługie włosy. Zaśmiała się na widok jego miny. Masz za swoje, kochanie.
    - Jace Malfoy. Kto by przypuszczał, że los pozwoli nam spotkać się w takich okolicznościach?

    Caroline

    OdpowiedzUsuń
  81. Greta skrzywiła się na sam dźwięk jego głosu. Oto Jace Malfoy, którego nawet tak pogodne stworzenie jak ona nie potrafiło znieść, postanowił zająć miejsce obok niej, a w dodatku prawić JEJ takie oto niezbyt oryginalne komplementy, których na pewno nie pragnęła usłyszeć z jego ust. Uśmiechał się do niej zaczepnie, jednak ona należała do wąskiego grona dziewczyn nie mdlejących na jego widok. Owszem był przystojny. Tego nikt nie mógł mu odmówić, ale Greta była niezwykle moralną (jeśli można to tak nazwać) i wciąż wierzącą w Księcia na białym koniu osóbką i doskonale wiedziała jak ten oto osobnik traktuje większość dziewczyn. Przysunął w jej kierunku twarz.
    -Fuuj, cuchniesz fajkami - syknęła i z dumną miną przerzuciła włosy na plecy.-Czyżbyś czegoś oczekiwał, przychodząc tu i prawiąc mi te niebanalne komplementy? - zapytała ironicznie spoglądając na niego kątem oka niczym wyniosła 5-latka.

    Greta

    OdpowiedzUsuń
  82. - Kochanie, ja i ukochana?
    - No wiesz, każdy zasługuje na miłość - machnęła ręką w stronę Jace'a, który właśnie do niej podchodził - nawet ktoś taki jak ty.
    I wtedy ujrzała błysk w oku Ślizgona. Dobrze znała to światło w oczach niosące niecodzienne pomysły. Jej najlepszy przyjaciel też takie miał. Ale fakt, że zrobił to Jace ją zadziwił. Nagle więc znalazła się do góry nogami, zwisając przez ramię chłopakowi. Pisnęła i zaczęła krzyczeć, by ją odstawił, jednak to nigdy nie działało.
    - I kto powiedział, że uważam Ciebie za swojego wroga? - zapytał rozbawiony, a dziewczyna opuściła ręce i nogi swobodnie. Westchnęła przekręcając oczami, po czym podniosła się do góry i szybko objęła jego szyję. Tak nie mógł sprowadzić Noelle z powrotem do zwisania głową w dół.
    - Ja tak mówię - burknęła machając nogami, jednak w dalszym ciągu nie miała możliwości kopnięcia go. - Dobra wiem, pewnie traktujesz mnie jako maskotkę do droczenia się. Super - powiedziała zupełnie bez życia, dalej wiercąc się w jego rękach. Niestety była zbyt mała i zbyt słaba, by dać radę Ślizgonowi. Dopóki on jej nie puści ona się nie uwolni. - Mógłbyś mnie wreszcie postawić? - warknęła i zaczęła bałaganić chłopakowi we włosach.

    OdpowiedzUsuń
  83. Dziewczyna niecierpliwiła się co raz bardziej. Rozrywające pożądanie rosło w niej z minuty na minutę, a ciało przechodziły dreszcze. Postanowiła przejąć inicjatywę. Gra wstępna Malfoya trwała już zdecydowanie zbyt długo.
    Chłopak nie przestawał całować Kate po całym ciele, nie śpiesząc się by przejść do konkretów.
    Ślizgonka podciągnęła się na łokciach, wyrywając z miażdżącego uścisku Jace'a.
    - Nie drażnij się ze mną Malfoy. Nie tu, nie teraz - warknęła przyciągając go do siebie i pozbawiając go pozostałości garderoby czekając aż chłopak uczynił to samo z jej bielizną. Malfoy dobre kilka sekund pochłaniał ją wzrokiem. Ona również musiała przyznać, że ciężko jej było nie zerkać na jego wyrzeźbione ciało.

    OdpowiedzUsuń
  84. Nie przeprosiłem Cię jeszcze za to, że tak nagle zakończyłem naszą znajomość.
    Przeprosić? W pierwszej chwili ją zamurowało. Zupełnie nie wiedziała co ma powiedzieć na takie wyznanie, a i Malfoy wyglądał, jakby żałował że w ogóle zaczął ten temat. Przeprosić? Przecież wiedziała, zdawała sobie sprawę, że nie zdoła usidlić na dłużej kogoś takiego jak Jace. To było niewykonalne dla osoby je pokroju, biednej, pozbawionej kontaktu ze światkiem śmierciożerców, co do której czystości krwi można by mieć wątpliwości.
    A mimo to... Serce zabiło Caroline szybciej na te słowa. Czyli żałował? Czyli cierpiał choć trochę w takim samym stopniu jak ona? Och, to... dobrze. Uśmiechnęła się odrobinkę szerzej.
    Malfoy odwrócił wzrok od dziewczyny, a ona nadal siedziała w ciszy, zaciągając się papierosem. Montrose zdawała sobie sprawę, że teraz czas na jej ruch i wystarczająco dużo czasu pozostają w milczeniu, a ona powinna coś powiedzieć.
    Ale też cisza była taka rozkoszna, a jego poprzednie słowa słodkie dla jej uszu jak najpiękniejsza muzyka.
    - Hej... - W końcu zdecydowała się odezwać. - Nie masz mnie za co przepraszać. Było, minęło, nie zmienimy już tamtych wydarzeń.
    Nie chciała ich zmieniać. To co kiedyś łączyło ją z Jace'm należało do najlepszych wspomnieć Caroline.

    Caroline M.

    OdpowiedzUsuń
  85. Jace złapał ją za nadgarstek ręki, którą akurat mierzwiła mu włosy, ale chwilę później uśmiech zszedł mu z ust. Zdziwiła się tym i zmarszczyła brwi. Przestała się kręcić i podążyła za utkwionym w coś wzrokiem chłopaka. Jej oczy rozszerzyły się, a zaraz potem poczuła grunt pod nogami. W niedalekiej odległości stał wilkołak. Dosyć sporych rozmiarów. I niby Noelle dwa razy znalazła się w takiej sytuacji, jednak jej reakcja zawsze była taka sama. Sparaliżowanie. Dopiero po minucie opamiętywała się i wykonywała ten sam plan, co zawsze. Tym razem miała jednak inny problem. Do tego planu potrzebne były dwie osoby, a nie była pewna czy Jace jej w tym pomoże.
    Odeszła do tyłu chowając się za chłopakiem. Mogło to przez chwilę wyglądać zupełnie tak, jakby chciała się osłonić jego ciałem. I chociaż serce biło jej jak oszalałe, to wiedziała co robiła. Złapała mocno materiał na plecach Ślizgona i pociągnęła.
    - Powoli - syknęła zza niego, mając nadzieję, że usłyszy to wyłącznie on. Ciągnęła go do tej pory, aż natrafiła na gałąź, która trzasnęła niemiłosiernie głośno.

    OdpowiedzUsuń
  86. I zaczęli biec. Uciekali przed wielkim wilkołakiem w szale. Zostały im jedynie różdżki, które co rusz wypuszczały z siebie kolorowe światła.
    - A teraz zapamiętaj - podeszła do niego, kiedy wilkołak zatrzymał się na chwilę pod wpływem zaklęcia spowalniającego. Miała jedynie kilka chwil, by wyjaśniła mu o co chodzi. - Zaklęcie Conjunctivitis - patrzyła na niego zupełnie tak, jakby miała wątpliwości, że ją rozumie. Ale sama bała się bardziej niż on - I błagam, nie zostawiaj mnie - powiedziała, po czym pchnęła tak, że upadł na ziemię. Wpadł w krzaki, które w pewnym stopniu go zasłaniały, a kiedy wilkołak zaczął ponownie wyć pobiegła dokładnie w drugą stronę niż leżący Ślizgon. Wiedziała dokąd zmierza i że to ona będzie musiała być tą potencjalną ofiarą wilkołaka. W pewnym momencie na swojej drodze miała spotkać szczelinę, w którą mieściła się wyłącznie mała i drobna osoba. Taką własnie była Noelle, jednak bez pomocy Jace'a mogła zostać tam przez całą noc.

    OdpowiedzUsuń
  87. W pewnym momencie Kate obróciła się tak, że teraz to ona górowała nad Ślizgonem. Jęknęła gardłowo, czując go głęboko w sobie. Odchyliła głowę do tyłu, a ciemne włosy opadły na jej łopatki. Rozchyliła wargi czując budującą się w niej przyjemność. Z pod przymrożonych powiek widziała twarz blondyna, który też był coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka precyzyjnych pchnięć. Kilka ruchów biodrami...
    Doszli niemal w tym samym momencie. Brunetka padła zmęczona obok blondyna oddychając głęboko i czując jak ekstaza powoli odpływa z jej ciała. Sięgnęła po paczkę papierosów i zapaliła jednego. Taki rytuał po udanym seksie.

    OdpowiedzUsuń
  88. Nie zdążyła schować się cała, a po jej ręku przejechało coś ostrego, przecinając jej ubranie, a następnie skórę. Syknęła z bólu kuląc się w najdalszej części szczeliny, by nie dosięgnęły ją łapy wilkołaka. Potem rozległy się dwa wycia, jedno złości, a następnie bólu. Jednak bestia zaczęła jeszcze bardziej się kręcić. Dziewczyna uderzyła się z otwartej dłoni w czoło. Podała nie to zaklęcie, które planowała. Tak bardzo przejęła się tą sytuacją, że przestała myśleć poprawnie. Mimo jej pomyłki zaklęcie rzucone przez Jace'a przydało się. Zaciskając usta w wąską kreskę zaczęła wspinać się po kolejnych kamieniach. W końcu zobaczyła nasłuchującego wilkołaka, a sama wyciągnęła różdżkę w jego kierunku.
    - Incarcerous - wydobyło jej się z ust, a nagle wyczarowane pęta zaczęły krępować zwierze. Odetchnęła z ulgą, choć ryk wilkołaka dalej roznosił echo na cały las. Dziewczyna powoli wstała na nogi i ścisnęła sobie rękę, z której leciała stróżka krwi. Przeklęła pod nosem. Nienawidziła widoku krwi, teraz jednak była w zbyt dużym szoku, by reagować tak jak zwykle. Przyłożyła rękę do klatki piersiowej i zaczęła okrążać wilkołaka, który próbował uwolnić się z lin przez rzucanie się na każdą możliwą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  89. Pokręciła przecząco głową z uśmiechem.
    - Nie lubię tego mieszać z seksem - mrugnęła do niego i wstała z łóżka.
    Chodziła po pokoju w samych figach, szukając porozrzucanej garderoby, kompletnie nie przejmując się obecnością blondyna.
    - Masz teraz okazję zobaczyć je wszystkie - rzuciła zaczepnie w jego stronę nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  90. [ Zgadzam sie w zupełności. W Hogwarcie zawsze powinien być jakiś Malfoy, a ten tutaj na górze, z tą śliczną buźką, no cóż aż się prosi o propozycję wątku! Jeśli oczywiście autorka sie zgodzi...Ale tak sobie pomyślałam, że w sumie chyba młodemu Malfoyowi nie przeszkadzałby kolejny zakład z kolegami z domu, polegający na przeleceniu jakiejś cnotki z Hogwartu, gdzie akurat padło by na moją Carrie, która mogli by kojarzyć z Ian'em, który sie ostatnio koło niej kręcił. Wiec a to aby pokazać swoją dominację w domu, a ro by uprzykrzyć życie kolejnym osobom młody arystokrata zacząłby wykonywać swoją pracę, co jednak okazałałoby się nie małym wyzwaniem, bo słodka krukonka na początku totalnie ignorowała jego występki ]

    Carrie Hoffman

    OdpowiedzUsuń
  91. -Bo może jestem jak każda ? - syknęła słysząc jego rozdrażnienie. - I skoro jak sam twierdzisz "każda tak mówi" widać wina leży po Twojej stronie. - to było pytanie retoryczne, na które nie oczekiwała od chłopaka jakiejkolwiek odpowiedzi, jednak wiedziała, że ją usłyszy. Podniosła kubek pełen zielonej herbaty i zaspokoiła swoje pragnienie.
    -Znam swoją wartość..-zastanawiała się przez chwilkę czy zwrócić się do niego po nazwisku -..Jace-mruknęła. - Komplementowanie mnie, czy tez nie tego nie zmieni.. - na jej twarzy zagościł łagodny uśmiech.
    -A skoro powiedziałeś, że chciałeś po prostu porozmawiać..to..hmm -przymrużyła oczy. - O czym ?

    Greta

    OdpowiedzUsuń
  92. [Oh, przepraszam że tak późno odpisuje ale ostatnimi czasy nawet nie sprawdzałam swoich kart, tylko post z balem. No właśnie myślę, czy mogę w chwili obecnej zadziałać coś na polu flirtu, bo Kris ma teraz pare skomplikowanych relacji, które jej na to nie pozwalają. Chyba, że to chłopak starałby się ją poderwać, nakręcałoby go to, że jest niedostępna. Co o tym sądzisz?]

    Kristel

    OdpowiedzUsuń
  93. Spojrzała na niego jak na wariata i wybuchnęła głośnym śmiechem.
    - Zwariowałeś? Ja i Blake? - rzuciła wciąż nie mogąc uwierzyć w przypuszczenia blondyna. - Niee. To tylko seks. Jakoś nie spieszy mi się do ustatkowania.
    Właśnie udało jej się znaleźć ostatnią część garderoby. Czas wracać. Jej współlokatorki raczej nie będą zachwycone powrotem brunetki.
    - Za dwie godziny świta. Na mnie chyba już czas - odezwała się zbierając ostatnie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  94. [O! To by było ciekawe! Chym...jak szaleństwo to może już na maksa? Można by im zrobić takie powiązane, jeszcze z piaskownicy, kirdy to gdy wśród dzieci arystokratów mały Malfoy stwierdziłby otwarcie, że mała wted jeszcze Carrie jest jego własnością, i tak dalej. No potem wiadomo że nie spotykali się ze sobą, ze względu na przynależność do domów, no a teraz ta scena w pokoju życzeń, gdzie Carrie będzie pocieszać młodego arystokratę, a potem w sumie można zrobić tamtem wątek z zakładem, tyle że oni będą się znać :)]

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  95. Każdy miał swoje lepsze i gorsze dni. Carrie znała duża ilość osób, które raz tętniły zżyciem, a już za godzinę roztaczały wokół siebie aurę smutny i goryczy, chodząc chmurą burzową nad głowa. Taka natura ludzka, raz jest lepiej raz jest gorzej i nawet najlepsi z czarodziei nie mogli się pozbyć wahań nastrojów, czy gwałtownej zmiany uczuć wpływających na ich samopoczucie. Niektórzy potrafili sobie z tym radzić- brali jakieś leki, szukali pocieszenia w ramionach ukochanej osoby- z każdym człowiekiem wychodził zupełnie nowy pomysł. Dziewczyna doskonale pamiętała, jak w dzieciństwie kiedy dokuczała jej chandra, a poziom smutku sięgał niemal maksimum, biegała do swoich sąsiadów, mieszkających tuz za wielkim płotem, a raczej murem i jeszcze sto metrów prosta ścieżką, aby wygadać się jednemu z nich a potem znowu zacząć się bawić, i tak w kółko. Teraz było inaczej. Istniały tylko dwa miejsca w których mogła wyzbyć się negatywnych uczuć- wieża astronomiczna i komnata życzeń.
    Carrie skręciła w kolejny korytarz, starając się w końcu zgubić natrętnego krukona, kręcącego się za nią już od dobrych kilku dni. Miała dość jego towarzystwa i dziwnych anegdotek. Zmęczył ją swoim gadaniem. Przyspieszyła kroku, po chwili znikając w pokoju życzeń. Dopiero tu odetchnęła z ulga, jednak to było tylko chwilowe. Dlaczego? Bo wbrew wszystkim swoim modłom znowu nie była sama. Ktoś ją obserwował.
    Rozejrzała się uważnie po pokoju, a dostrzegłszy blond czuprynę ora hipnotyzujące tęczówki przekręciła głowę, uważniej przyglądając się postaci, siedzącej w koncie.
    - Malfoy? Co ty tu robisz?- spytała się unosząc do góry brew, jednocześnie zbliżając się do niego powoli.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  96. - Nie patrz tak na mnie Malfoy - rzuciła widząc jego ironiczny uśmiech. - Mówię poważnie. To. Tylko. Seks.
    Uśmiechnęła się z politowaniem i skierowała się do drzwi.
    - Wpadnij do mnie później po tę pracę z eliksirów - odwróciła się jeszcze w stronę blondyna. - Dzięki za zabawę skarbie, zdecydowanie powinniśmy to kiedyś powtórzyć. Na razie. - mrugnęła i zniknęła za drzwiami.

    OdpowiedzUsuń
  97. [haha tym lepiej, lubię mieć zgodność w wątkach xD]

    Spojrzała na niego pobłażliwie i przewróciła oczami.
    - Uspokój się Malfoy bo wyglądasz jakbyś zaraz miał zacząć ziać ogniem - odezwała się z ironicznym uśmiechem na ustach i sięgnęła po pracę dla blondyna. - Nie denerwuj się tak. Nie mam wpływu na to co robi Blake.
    Chłopak niemal wyrwał jej z ręki pergamin, cały czas piorunując ją wzrokiem. Był wściekły.
    - Matko Jace - brunetka ponownie przewróciła oczami. - Chyba się na mnie nie obraziłeś? Ian i ja nie jesteśmy razem. To znaczy, nie naprawdę. To tylko gra by pozbyć się tej całej Cover - wyjaśniła.
    Stanęła przed nim z założonymi rękami na piersi i uniesioną jedną brwią.
    - O co się tak wściekasz?

    OdpowiedzUsuń
  98. Przyjrzała mu się dokładnie, analizując każdy szczegół jego sylwetki, aby móc trafnie zdiagnozować jego zachowanie. Trzy niedopałki, kolejny w dłoni, lekko podkrążone oczy, a przynajmniej tak wygrały w tym świetle. Lekko zgarbiona postawa- matko Malfoy miał jakiś problem!
    Nigdy go takiego nie widziała. Jace należał go grona osób które nie pokazywały uczuć nigdy. Nawet w dzieciństwie, a teraz to już w ogóle. Zawsze ten sam uśmieszek, błysk w oku i nic więcej. Ale teraz…teraz miał przed sobą Malfoya w zupełnie innej odsłonie, jakby zmienił maskę lub całkiem się jej pozbył.
    Ukucnęła tuż przed ni wyjmując mu z dłoni papierosa, albo raczej coś co jej go przypominało.
    - Nie o to pytam- powiedziała jakby prowadziła z nim takie rozmowy na co dzień- Co się stało że sławny Jace Malfoy siedzi sam zamiast zabawiać się z jakąś pusta lalunia, lub grać z kolegami w coś?- usiadła obok niego, wyciągając nogi- No?
    Był wstawiony, może to i dobrze. Tacy łatwiej się otwierali.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  99. Dziewczyna jęknęła w geście rezygnacji. Nie rozumiała o co mu chodzi.
    - Przecież cie nie okłamałam Malfoy. Nie przespałabym się z tobą gdyby mnie i Blake'a łączyło coś na poważne - spojrzała mu prosto w oczy.
    Chłopak ścisnął usta w wąską linię obrzucając ją wściekłym spojrzeniem.
    - O co ci chodzi Jace? - zapytała marszcząc brwi. - O co się tak wściekasz?

    OdpowiedzUsuń
  100. [ 'Jego małym ukochanym wężykiem.' hahahahahahahaha xD]

    - Ani mi się waż Malfoy - syknęła brunetka w jego stronę celując w niego różdżką.
    Chłopak obrzucił ją wściekłym spojrzeniem w stylu 'trzymaj tę kulę futra z dala od mojego węża' ale opuścił różdżkę. Kate wzięła kota na ręce, przerywając tym samym jego szaleńczą pogoń za pupilem ślizgona i zaniosła do do sypialni. Gdy wróciła blondyn siedział w fotelu paląc papierosa, wyraźnie nie niezadowolony z jej obecności. Kompletnie się tym nie przejmując usiadła naprzeciwko niego.
    -Dobra Malfoy, dość tego - zaczęła ostro. - Znamy się kilka, jebanie długich lat, odrobiłam za ciebie te cholerne eliksiry, dziś w nocy uprawialiśmy zajebiście dobry seks, więc przestań się kurwa teraz zachowywać jak pięcioletnie dziecko tylko dlatego, że Blake cię uraził bo ja nie mam wpływu na to co on robi i jak się zachowuje! - wybuchnęła.

    OdpowiedzUsuń
  101. [ A no Skins :) Mam słabość do tego pana i tego jak się rusza... Sasha miał nawet tańczyć, ale jakoś mi to nie pasowało...
    Co do wątku.. Hmmm... Jace nie lubi szlam, a Sasha może być szlamowaty. Na pewno w połowie. No i jest Puchonem. Jakiś konflikt murowany, a że może z niego wyewoluować coś normalniejszego to już inna historia. Jakieś pomysły?]
    Sasha

    OdpowiedzUsuń
  102. [ Na wątek jestem chętna i mogę zacząć jeżeli tylko masz jakiś pomysł :). Lubię zagmatwane, długie historie - jako, że chłopak jest ślizgonem, a moja bohaterka gryfonką można wymyśleć naprawdę niezłą historię :). ]

    OdpowiedzUsuń
  103. Skrzywiła sie czując swąd dymu, drażniącego jej delikatne narządy, w tym oczy które nagle zaczęły łzawić. Nigdy nie potrafiła zrozumieć pociągu swoich rówieśników do tego typu używek, wynalezionych prze znudzonych życiem mugoli. Przecież to było obrzydliwe. Sam zapach już mocno ją odpychał, nie wspominając i wciąganiu tego paskuctwa. Zawsze karciła osoby palące trawkę i Malfoy nie był żadnym wyjątkiem, nawet jeżeli pewnie będzie miał gdzieś jej rady.
    Machnięciem różdżki, jak poprzednio zgasiła papierosa.
    - Dla ciebie juz koniec- mruknęła, tym razem delikatniej zabierając mu używkę- Bo nie dojdziesz o własnych siłach do dormitorium- dodała, sprzątając wszystkie znaki po paleniu.
    Spojrzała mu w twarz, dopiero teraz uśmiechając sie lekko.
    - Łał, do czego to doszło aby sławetny Jace Malfoy filozofował przy krukonce. A teraz tak na poważnie, co ci jest? Zazwyczaj tętnisz życiem a teraz siedzisz tutaj sam. Zaczynam sie zastanawiać czy przypadkiem nie jesteś chory. Może masz gorączkę- powiedziala przechylając głowę lekko w bok.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  104. [Hmm...
    1. Moja bohaterka wpada w kłopoty, ślizgon jej pomaga.
    2. Romans.
    3. Starcie. Nasi bohaterwie się nie lubią.
    Właściwie też nie mam więcej pomysłów, ale wydaje mi się, że żeby rozwinąć sensowny wątek zaczynając od byle szturchnięca, kłótni czy czegos podobnego :). ]

    OdpowiedzUsuń
  105. [Jako, że chwilowo odpuściłam Gretę, co powiesz na powrót do wątku z Chloe ? Oczywiście jeśli tylko ma ochotę. ;)]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  106. - No tak. Masz rację. Co mi przyszło do głowy - prychnął Jace ponownie zaciągając się dymem tytoniowym.
    Ktoś, kto nie znałby chłopaka, mógłby stwierdzić, że nonszalancki ton jego wypowiedzi jest odzwierciedleniem malfoyowego charakteru. Ale Caroline znała blondyna na tyle dobrze, żeby zobaczyć nieco opuszczone kąciki ust, nagłe zniknięcie wesołych iskierek z tych pięknych oczu. Jakby cała energia do życia została z niego spuszczona niczym powietrze z balonu.
    Zależało mu, zależało. Schrzaniłaś to. Schrzaniliście to!
    Odgarnęła włosy z ramion, opierając się o chłodną ścianę. Miała wrażenie, że temperatura panująca w pomieszczeniu podniosła się nagle o pięć stopni.
    Podwinęła nogi i oparła się brodą o kolana. Zapach dymu nieco drażnił dziewczynę.
    - Jace... Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.
    Ale też nie mogła wszystkiego rzucić, żeby do Malfoy'a wrócić. Były osoby, o które dbała, a którym na Montrose zależało, tu i teraz. No może niekoniecznie tu. Tutaj był Malfoy z tym jego uśmiechem, pięknymi oczami i jak zwykle idealnie rozczochranymi oczami.
    - Po prostu...
    Zawiesiła się. Bała się cokolwiek powiedzieć. Miała wrażenie że zaraz wybuchnie płaczem.

    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  107. [Oesu, nie ma to jak spędzić czas u babci na wsi, gdzie mój super telefon nie łapie zasięgu internetu :/]

    Yseult mimowonie zerknęła w stronę koleżanek z dormitorium i zaraz przewróciła oczami, widząc ich uśmiechy, spojrzenia rzucane na Jace'a. Prawie słyszała ich chichoty.
    - Nie sądzę, by poinformowanie ich o tak nieistotnym fakcie z twojego życiorysu było dobrym pomysłem - powiedziała wolno, stawiając ostatni słoiczek na blacie. - Jeszcze, by mnie na powitanie zabiły z zazdrości. - prychnęła.
    Spojrzała na wciąż pusty kociołek i rozejrzała się po klasie; wszystkie pary zaczynały pracować, uczniowie co chwila szeptali coś do siebie. Że też ona musiała trafić na Malfoya! Jakby nagle cały świat postanowił sprzymierzyć się przeciwko niej.
    Spojrzała do podręcznika, sięgnęła po buteleczkę z nalewką z piołunu i wlała odpowiednią ilość do kociołka. Czuła na sobie spojrzenie blondyna, które, musiała przyznać, lekko ją dekoncentrowało.
    - Może ruszysz swój arystokratyczny zadek i zaczniesz coś robić, Malfoy? - spytała niezbyt grzecznie - nie miała siły na uprzejmości i nie zamierzała odwalić całej roboty za Ślizgona.

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  108. [co powiesz na wątek z Ianem? ślizgońska rywalizacja o Avery]

    OdpowiedzUsuń
  109. Brunetka pociągnęła go za koszulkę tak, że dzieliło ich raptem kilka nic niewartych centymetrów. Nie chciała by ktoś niepotrzebnie słyszał te rozmowę.
    - Zamknij się Malfoy - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Nie wiem o co ci chodzi ale przestań mieszać mnie w twój chory spór między tobą a Ianem.
    Czuła na plecach spojrzenia wszystkich obecnych w Pokoju Wspólnym ślizgonów na co przeklęła w myślach.
    - Nie chcę się z tobą kłócić - kontynuowała. - Zwłaszcza z takiego powodu jak pomoc przyjacielowi. Dla ciebie zrobiłabym to samo.

    OdpowiedzUsuń
  110. [haha ok XD można zacząć właśnie od tej sytuacji w wielkiej sali i dalej ciągnąć ich konflikty]

    IAN

    OdpowiedzUsuń
  111. Brunetka również sięgnęła po papierosa w nadziei, że trochę uspokoi to jej nerwy. Zaciągnęła się głęboko dymem by po chwili wypuścić całą zawartość płuc uśmiechając się z lubością.
    - Ja go nie bronię Jace - przewróciła oczami.- Nie odpowiadam za to co ten idiota mówi czy robi.
    Westchnęła głęboko i w myślach policzyła do dziesięciu,
    - Ja po prostu nie mam zamiaru mieszać się w waszą chorą i bezsensowną rywalizację - dodała już nieco spokojniej. - Nie mam z tym nic wspólnego więc nie mieszajcie mnie w to.

    OdpowiedzUsuń
  112. [ Mam nadzieję, że jest ok :)]

    To nie tak, że Sasha podczas tych wszystkich lat nauki nigdy nie miał szlabanu. Nie. Zdarzało się. Jak na przykład na trzecim roku, gdy przegrał zakład z kolegami z roku i musiał miałczeć na Transmutacji. McGonagall dała mu w kość. Albo na trzecim, gdy polerował wszystkie puchary… Merlinie! Ile tego było!

    Tym razem było jednak inaczej. Aleksander (czemu go pokarali takim imieniem? Nie mogło być po prostu Sasha?) nie miał nic przeciw odrabianiu szlabanów, całej tej pracy fizycznej, czy nawet czyszczeniu kociołków. Naprawdę, nie miał. Wtedy, gdy zawinił. A teraz było zupełnie inaczej.
    Owszem, stał w tamtym miejscu i tak, jego dłonie były brudne czymś niebieskim, ale mógł to wyjaśnić. To w końcu był zwykły tusz do rysunku. Mugolskiego rysunku. Piórkiem. Ale cóż… Uznali, że jest inaczej. Że to niby on odpalił bombę z farbą tuż przed wejściem do Wielkiej Sali. Oczywiście!

    No i najlepsze – zrobił to w komitywie ze Ślizgonem. Z Malfoy’em w dodatku. Przecież to jasne, że Puchoni i Ślizgoni tak naprawdę kochają się niesamowicie, a te wieczne utarczki to tylko taka gra. Końskie zaloty – jakby to powiedziała jego mama.

    Ale cóż… Winny, czy też nie, musiał odrobić tydzień czyszczenia wszystkich możliwych powierzchni gospodarczych w całym Hogwarcie. I zmyć tę wielką niebieską plamę sprzed Wielkiej Sali.

    I nie sam. Tylko z Malfoy’em. Pięknie.


    Sasha

    OdpowiedzUsuń
  113. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  114. Ian siedział już w swoim fotelu przy kominku, paląc papierosa, gdy do salonu wkroczył wściekły Malfoy,obrzucając go nienawistnym spojrzeniem.
    A jemu o co znowu chodzi - warknął w myślach, odwracając głowę i ignorując ślizgona.
    Natychmiast przypomniał sobie poranną sytuację i zaśmiał się cicho pod nosem.
    - No taaak .. w końcu zrobiłem z niego pośmiewisko przed całą Wielką Salą.
    Biedny Jace: awansowanie na szkolnego kretyna i kolejna nieudana próba podrywu Avery musiały zaowocować takim złym humorem.
    Blake i Malfoy rywalizowali ze sobą na każdym kroku.
    Ian uwielbiał kompromitować starszego o rok ślizgona nie tylko w oczach innych uczniów, ale przede wszystkim przed żeńską częścią Hogwartu.
    To on od zawsze miał u nich największe powodzenie, którego Jace tak bardzo mu zazdrościł.
    Denerwował go także fakt, iż blondyn za wszelką cenę, nieudolnie starał się go naśladować,odwzorowując jego zachowanie, sposób bycia i niezawodne teksty, które świetnie działały na każdą dziewczynę w zamku.
    Ma szczęście, że w kwestii wyglądu nie próbował jak dotąd mnie kopiować
    - pomyślał, spoglądając na ślizgona i wybuchając cichym śmiechem.
    - Chociaż .. drobna pomoc w poprawie jego wizerunku byłaby mu pilnie potrzebna.
    Jace poszedł do bruneta, patrząc na niego i nie wydobywając z siebie ani jednego słowa.
    - Co za irytujący kretyn - szepnął Black, wstając i spoglądając na niego z góry.
    - Masz jakiś problem, Malfoy? Nie wstydź się, już bardziej nie możesz się pogrążyć - dodał, na co cały pokój wspólny wybuchnął śmiechem.
    Ian z nieskrywaną satysfakcją spoglądał jak twarz Malfoya przybiera wściekle czerwoną barwę.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  115. Blake stał nieruchomo zaciskając dłoń na różdżce.
    "to Ty masz DZIEWCZYNĘ, która kiedy nie jest z Tobą spędza noce w MOIM dormitorium"
    Po tym zdaniu wypowiedzianym przez Malfoya, brunet poczuł jak cały jego dobry humor odpływa, zastępując miejsce złości.
    - Jednak udało ci się mnie wyprowadzić z równowagi .. - pomyślał i zrobił krok w jego kierunku.
    W pomieszczeniu przebywało zdecydowanie za dużo osób,a słowa Jace'a mogły do reszty zburzyć jego doskonały plan,jakim był związek z Kate.
    Gdyby tylko jego tajemnica wyszła na jaw .. o nie, nie mógł do tego dopuścić.
    - Dalej Ian! zrób coś, bo zaraz wszyscy zwątpią i przestaną ci wierzyć
    - ponaglał się w myślach, zmuszając tym samym do podjęcia działania.
    Chwycił Malfoya za ramię, tak iż blondyn uniósł się centymetr w powietrzu.
    - Jeszcze raz usłyszę takie bzdury na temat mnie i mojej dziewczyny - warknął mu prosto w twarz.
    - Co ty sobie wyobrażasz?! Że Kate spędza noce z tobą, będąc w związku ZE MNĄ? - dodał z nutą sarkazmu w głosie.
    Brunet obrócił głowę, patrząc na uczniów zebranych w salonie, którzy momentalnie spuścili wzrok, nie chcąc mieszać się w całe to zajście.
    - Salazarze .. - Oni chyba łyknęli tą historyjkę opowiedzianą przez kretyna Jace'a ..
    Ian ponownie spojrzał prosto w oczy Malfoya i warknął, przytrzymując go mocniej niż poprzednio:
    - Usłyszę jeszcze jedno takie słowo na mnie lub na Kate, a pożałujesz że się urodziłeś ...
    Dla większego efektu, Blake zacisnął pięść wymierzając cios prosto w nos Malfoya, z którego momentalnie popłynął potok krwi.
    Blondyn skrzywił się, ocierając krew wierzchem szaty.
    - To jeszcze nie koniec, Jace. - dodał Ian,siadając ponownie w fotelu.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  116. - Nie obchodzi mnie jak to nazywacie - warknęła coraz bardziej wytrącona z równowagi. - Po prostu mnie w to nie mieszajcie.
    Zmarszczyła brwi gdy dotarły do niej jego słowa i spojrzała na niego jak na idiotę. Cały ten pomysł wydał jej się niedorzeczny i absurdalny.
    - Czyś ty do reszty oszalał Malfoy? - zapytała wyraźnie zszokowana. - Relację między mną a Ianem zawsze opierały się na takich samych zasadach. I nie widzę najmniejszego powodu, dla którego to miałoby się zmienić w ciągu dwóch ostatnich dni - zakończyła dobitnie.

    OdpowiedzUsuń
  117. Otworzyła szeroko usta, nie kryjąc wstrząsu jakiego doznała. Przez kilka sekund myślała, że się przesłyszała. Ot, mózg płatał jej figle, a Malfoy zaraz nazwie ją idiotką i zacznie się z niej śmiać. Nic takiego się nie stało. Chłopak milczał, tak samo jak ona. Wyglądał na śmiertelnie poważnego, zwarzywszy na to że przed chwilą wydoił trochę ognistej i naćpał się równo.
    - Mam nadzieję, że mówisz o dziewczynie a nie o swoim odbiciu w lustrz- zaśmiała się nadal próbując znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie jego wyznania.
    Podkurczyła kolona pod brodę, odwracając się tak, aby mieć jego profil w kadrze.
    - Kim jest ta dziewczyna, najprawdopodobniej przyszła pani Malfoy?- spytała się przekrzywiając lekko głowę w bok?
    Była ciekawa, bo w sumie chłopak nigdy nie dawał doprowadzić się do takiego stanu. Poza tym jego otwartość była dość niepokojąca.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  118. [ Ok,w takim razie zaczynam :).]

    Zrobiła wszystko by tego dnia wyglądać przepięknie. Założyła na swoje ciało najlepszą bieliznę, pomalowała oczy na różowo, podkreśliła rzęsy, nałożyła blyszczyk na usta i podkreśliła bladość swoich policzków. Nie była przeciez brzydka - miała w sobie wiele wdzięku, żaden mężczyzna nie przechodził obok niej obojętnie.
    Trochę inaczej bylo, gdy przychodził czas na rozmowę. Dziewczyna nie byla specjalistką, nie dlatego że była głupia lub nieciekawa. Jasnowłosa po prostu nie była na tyle śmiała, by dodać ze swojej strony jakąkolwiek uwagę, dlatego też żaden mężczyzna nie trzymał się jej zbyt długo - nawet ten niesamowicie zauroczony jej wyglądem.
    Jasnowłosa miała wiele żalu do samej siebie, gdyż nawet wkładając na siebie najpiękniejszą suknie nie była w stanie zatrzymać podczas balu przy sobie chłopaka, który przez sześć lat marzył, by to właśnie ona poszła z nim na ten bal.
    Siedziała więc samotnie w kącie patrząc jak inne dziewczyny bawią się w ramionach innych chłopaków. Zobaczyła nawet osobę, która teraz powinna być obok niej.
    Kogo próbowała oszukać? Samotność była jej po prostu przeznaczona.
    Zasmucona wstała, odwrócila się i... wpadła na kogos. Tajemniczym mężczyzną był ślizgon, którego doskonale znała, ale nie lubiła. Mało kto go lubił.
    - Piękność to nie wszystko. - Rzuciła zdenerwowanym głosem mijając go. Szła przed korytarz zupełnie sama, czujać łzy pod oczami. Przystanęła w miejscu i oparła się o ścianę. Naprawdę nie tak wyobrażała sobie dzisiejszy dzień. Tak bardzo pragnęła, by jej partner poswięcił jej cały wieczór chociaż ten jeden jedyny raz.
    - Napijemy się czegoś? - Usłyszała męski głos dobiegający z prawej strony. Wiedziała do kogo należy ten głos. - Nie wyglądasz na szczęśliwą.
    A co go to właściwie obchodziło? Westchnęła cicho i kiwnęła głową.
    Nie miała nic do stracenia, dzis i tak już nic nie mialo pojść zgodnie z jej planem. Zobaczyła jak chłopak kroczy w blizej nieznanym jej kierunku, więc po prostu poszła za nim. Zaprowadził ją do miejsca, którego nie znała, poczęstował alkoholem.
    Rozmawiali dość długo, jednak jej otwartość wynikała z alkoholu w jej krwi.
    Reszta wieczoru była na dniej rozmazana, nie wiele z niego pamiętała.
    Dobrze zapisał się w jej pamięci moment, gdy zaczał ją całować, gdy położył ją na kocu. Pamiętała doskonale jak ja dotykał. A potem po prostu zasnęła na kocu wtulona w jego tors.
    Nie czuła się wykorzystana, sama na to wszystko pozwoliła. Była jednak naiwna, bo doskonale wiedziała, że chłopak rozpowie to na prawo i lewo. Idiotka.

    Następnego dnia wstała z koca, spojrzała przelotnie na chłopaka i wyszła.
    Była tak bardzo zawiedziona własnym zachowaniem, że nawet nie chciala rozmawiać z chłopakiem, który był sprawcą tego całego zamieszania.
    Ruszyła w stronę swojego pokoju - wykąpała się, zjadła coś i zgarnęła wszystkie książki, by na poprawę humoru się... pouczyć. Dla większości osób mogło być to żałosne, ona jednak potrzebowała skupienia na czymś innym, by zapomnieć o całym zajściu.
    Ruszyła w stronę błoni, by usiąść pod swoim ulubionym drzewem, niestety pierwsze co zobaczyła wychodząc z zamku to właśnie on. Zarumieniła się mocno widząc jego spojrzenie i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzewa. Usiadła wypuszczając z siebie całe powietrze, mając nadzieję, że nikt o niczym nie wie. Mimowolnie spojrzała w jego stronę i napotkała jego usmiech. Patrzal na nią.
    Odwrócila spedzona wzrok i otworzyła książke.
    Nie patrz na niego... Nie patrz!

    [ Takie to... słabe. Może potem będzie lepiej :) Za błędy przepraszam, ale mój komputer nie działa, piszę na laptopie, który nie madwóch klawiszy i ledwo działa xd]

    OdpowiedzUsuń
  119. Ian resztę wieczoru spędził zamknięty w swojej sypialni, wypalając papierosa za papierosem.
    Przez jego głowę przelatywało stado myśli, a wszystkie kręciły się wokół Malfoya i Kate.
    Tyle wysiłku włożył w ułożenie tego planu, wyrzekając się przyjemności związanych z wolnością i życiem bez ograniczeń, a ten blondyn jednym ruchem mógł mu to wszystko zepsuć..
    - Nigdy ci się to nie uda! - powiedział w myślach, kładąc się na łóżku i patrząc bezcelowo w sufit.
    "O północy w Pokoju Życzeń" - to jedno zdanie wypowiedziane tego dnia,stanowiło zagadkę, którą próbował rozwikłać przez kolejne godziny wyczekiwania.
    - Czego on może ode mnie chcieć? Jeśli zamierzałby wygadać mój sekret, nie zaproponowałby spotkania sam na sam .. i to jeszcze w takim miejscu.
    Blake nie czuł się jednak w żaden sposób zagrożony.
    Jeśli Jace chciał walki, to tylko on jeden wyjdzie z niej przegrany.
    Ian potrafił się pojedynkować - z różdżką w ręku wymierzoną w przeciwnika czuł się jak druzgotek w wodzie.
    - Tak mnie nie pokonasz - dodał pod nosem i wstał, chcąc opuścić dormitorium.
    Dochodziła godzina 23:30 i na korytarzach panowała kompletna cisza. Ian poruszał się ze zgaszoną różdżką, nie chcąc przypadkiem wpaść w ręce któregoś z nauczycieli patrolujących korytarze.
    Pięć minut przed północą, czekał już oparty o długą ścianę korytarza na siódmym piętrze.
    Nie miał pojęcia czy Malfoy już tam na niego czeka. Poza tym i tak nie wiedział, czym pokój miałby się stać, co oznacza iż nie posiadał najmniejszej szansy dostania się do środka.
    Ledwo o tym pomyślał, gdy jego oczom ukazał się blondyn, idący pewnym siebie krokiem.
    - Malfoy .. - warknął cicho, ściskając różdżkę w prawej dłoni.
    - Chcesz to ostatecznie załatwić tak? To czekam, wyjaw mi po co mnie tutaj sprowadziłeś - syknął, patrząc na niego wyczekującym wzrokiem.

    IAN BLAKE

    [ nie wyobrażam sobie, żeby Ian pokochał Malfoya XD ]

    OdpowiedzUsuń
  120. Gdyby miała coś w ustach natychmiast by to wypluła jednak nie miała i pozostało jej tylko unieść wyżej brwi, które i tak były juz dość wysoko. Spojrzała na butelkę która znowu wziął chłopak, nagle czując przemiana chęć wydojenia jej do końca. Może wtedy będzie w stanie przetrawić natłok informacji.
    Kiedy chłopak odłożył butelkę, wbrew swoim zasadom chwyciła ją, duszkiem opróżniając całą jej zawartość. Skrzwiła sie lekko czując ogień w krtani.
    - Może sie zdziwisz- powiedziała spokojnie, ocierając usta wierzchem dłoni- Może ja znam, ale ty nie chcesz mi powiedzieć. Poza tym, skoro cię do niej czujesz dlaczego jej o tym nie powiesz? Która by nie poleciała na ciebie, hę?- gadała jak potłuczona. Widocznie alkohol już zaczął robić swoje.
    - Oj, Jace, Jace- mruknęła, nazywając go po raz pierwszy po imieniu- Biedny Jace Malfoy nie potrafi poradzić sobie z uczuciami, którymi gardził- uśmiechnęła sie pod nosem- Kiedyś musiało do tego dojść, prędzej czy później. Ajajaj- jej głos wcześniej niezwykle poważny teraz brzmiał raczej jak radosny bełkot- Misi ci być z tym ciężko. Założę się, ze teraz nie możesz nawet spojrzeć na inne panienki ze swojego Haremu i cały czas myślisz tylko o niej. Jakie to smutne- uniosła palec do góry jak jakiś mędrzec, wygładzający nową tezę.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  121. Ian wszedł do środka,trzymając różdżkę w pogotowiu.
    Nie ufał Malfoyowi,więc zignorował jego polecenie by ją odłożyć.
    Gdy obaj znaleźli się w głębi pokoju, jego oczom ukazał się niespodziewany widok.
    Wzdłuż ściany znajdowały się półki wypełnione butelkami Ognistej Whiskey, a obok rząd szklanek.
    Na podłodze leżało kilka poduszek, które Jace przywołał zaklęciem i rzucił w stronę Iana.
    - Powiem ci, że nie tak to sobie wyobrażałem .. - odezwał się do niego,siadając przy ścianie.
    Malfoy podszedł do szafy, biorąc do ręki jedną butelkę i napełniając szklanki.
    - Sądziłem,że chcesz się pojedynkować, może nawet i mnie zabić ale pić ze mną alkohol?
    Jace zrobił obojętną minę, siadając w bezpiecznej odległości i podając Ianowi szklankę.
    Ślizgoni upili spory łyk, co jakiś czas na siebie zerkając.
    Malfoy najwidoczniej nie wiedział jak zacząć rozmowę.
    Było pewne, że nie chce się na nim zemścić za zajście w pokoju wspólnym.
    - Więc czego ty ode mnie chcesz, Malfoy? - powiedział Blake, dopijając trunek i ponownie napełniając sobie szklankę.
    Pół godziny później opróżnili już całą butelkę Whiskey.
    Spowodowało to, iż omal zapomnieli po co tutaj przyszli.
    W końcu Ian tracąc resztki cierpliwości, warknął prosto w twarz blondyna:
    - Malfoy, powiesz mi wreszcie po co kazałeś mi tu przyjść?!
    Jace z zniechęconą miną ruszył chwiejnym krokiem po kolejną butelkę i rozpoczął dość długą opowieść ..

    IAN BLAKE

    [Ianek śmierciożercą? :c ale jest okej!]

    OdpowiedzUsuń
  122. Spojrzała na papierosa, wzruszając ramionami. W sumie i tak daleko się posunęła. Co mogło sie jej teras stać? Raczej jej nikt nie zgwałci bo w takim stanie pewnie ochoczo wyskoczyłaby z portem, a i pewnie przed tym zasnęła by.
    - Z chęcią - powiedziała przymykać blanta, którym tak gardziła niecałe dziesięć minut temu. Zaciągnęła sie raz, drugi, trzeci i poczuła się szczęśliwsza. Tak cholernie szczęśliwsza.
    Uśmiechnęła sie nieco, gdy z jej ust wyleciały trzy kułeczka.
    - Ale ty jesteś uparty- mruknęła, gdy nie podjął szczerego wcześniej tematu- i głupi- dodała spoglądając na niego.
    Po chwili jednak odwróciła wzrok, w tym samym momencie wyciągaj z włosów trzymającą je wysoko upięte, spinkę, przez co wszystkie opadły jej swobodnie na ramiona. Odgarnęła kilka kosmyków z czoła. Tak bylo zdecydowanie lepiej.
    - I kto by pomyślał, ze będę palić z Malfoyem- mruknęła- co jeszcze może sie dzisiaj stać?
    Alkohol zrobił swoje. Jeszcze nigdy nie byla w takim żałosnym stanie.

    OdpowiedzUsuń
  123. [Może tak Chloe nie śpi po nocach tak samo jak Jace, więc ona właśnie wraca ze spaceru po zakazanym lesie kiedy atakuje ją wilkołak (albo jakieś inne stworzenie), jako że nie zależy jej na własnym życiu nie stara się nawet bronić. A Malfoy ją ratuje. Wiem, mało oryginalne ale nic innego nie przychodzi mi do głowy :c)
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  124. Ian zaśmiał mu się prosto w twarz.
    - Ten kretyn już do reszty oszalał .. - pomyślał, patrząc na blondyna.
    - Malfoy, odłóż już lepiej tę szklankę .. Whiskey ci szkodzi i zaczynasz bredzić.
    Blake wstał, spacerując wzdłuż pokoju.
    Nie miał pojęcia, czy Jace mówi serio czy oszukuje, lecz jedno było jasne - nigdy nie wstąpi w szeregi śmierciożerców.
    Miał ku temu kilka powodów:
    Po pierwsze aspekty czarnej magii nie pociągały go na tyle,by ryzykować życie służąc jednemu czarodziejowi.
    Po drugie miał o wiele ciekawsze zajęcia niż zabijanie szlam w imię Czarnego Pana.
    O wiele bardziej wolał wieść wygodne życie, otaczając się dziewczynami niż zamaskowanymi więźniami Azkabanu.
    Chociaż .. posiadanie Mrocznego Znaku było kuszącą wizją.
    Ian potrząsnął głową, podchodząc z powrotem do Malfoya.
    - Odbiło ci?! Sam-Wiesz-Kto chce mnie mieć u siebie? Niby po co?! I skąd on o mnie wie?!
    Spojrzał oskarżycielskim tonem na Jace'a, dodając:
    - Założę się, że opowiedziałeś mu o mnie w samych superlatywach,tak?! Już widzę jak przekonywałeś go,że doskonale się tam spisze, bo w końcu kto jest lepszy od Iana Blake'a?!
    Ślizgon ruszył do przodu, chcąc opuścić pokój.
    Krzyknął raz jeszcze przez ramię:
    - Nie wiem co ty planujesz, ale mnie w to nie mieszaj! Rób sobie co chcesz, leć do niego i poskarż się, że nie udało ci się mnie przekonać. Będzie z ciebie dumny - warknął i z hukiem zatrzasnął drzwi.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  125. - Niby dlaczego? To są wasze sprawy nie moje - oburzyła się. - Nie rozumiem co ja miałabym mieć z tym wspólnego.
    Sięgnęła po jego paczkę i wyciągnęła jednego papierosa wiedząc, że chłopak i tak się tym nie przejmie. Podpaliła go i wciągnęła do płuc dużą dawkę nikotyny.
    - Ja naprawdę nie mam zamiaru brać udziału w tej dziecinadzie - kontynuowała. - Załatwiajcie to między sobą.

    OdpowiedzUsuń
  126. [Mogę zacząć, choć jeśli ty jesteś w stanie zrobić to jeszcze dziś to byłabym wdzięczna, bo ja raczej jutro coś napisze :D]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  127. [To zacznę jutro, bo dziś też już tylko myśle o łóżku.]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  128. - Chuj mnie obchodzi co myślą wszyscy - warknęła. - To nie jest powód żebyś wyżywał swoją złość na mnie!
    Z każdą chwilą ta sytuacja irytowała ją coraz bardziej. Podobnie jak umowa łącząca ją z Ianem.
    - Mógłbyś też po prostu przelecieć kilka Krukonek. - stwierdziła. - Wyszłoby na jedno, a nikt by nie ucierpiał.
    Znała Malfoy'a naprawdę długo. Nie była pewna, czy to co ich łączy można nazwać przyjaźnią, ale zdecydowanie nie chciała mieć z nim złych relacji.

    OdpowiedzUsuń
  129. Parsknęła śmiechem.
    - Zabawny jesteś- powiedziała nagle jakims cudem poważniejąc- Ale nie skorzystam. To ciało jest przeznaczone tylko dla jednego, a nie dla całej szkoły, jak co po niektóre- dodała.
    Sama nie wiedziała, dlaczego wogóle to powiedziała. Może to i brzmiało jak zwykły bełkot pijanej nastolatki, jednak bylo w tym coś takiego, przez co nawet Carrie uwierzyła w te słowa, poniekąd całkowicie trafne oraz właściwe. Nie byla jak niektóre dziewczyny oddające sie gdzie popadnie. Daleko jej bylo do takiej. Była zupełnym przeciwieństwem tych rozpustnic.
    Chwyciła butelkę ognistej, pociągając kilka łyków. Skrzywiła sie nieco, jednak niw przestala pic, dopóki nie opróżniła dokładnie połowy butelki. Wtedy to oddala ją Malfoyowi, padając na poduszki.
    - Wygodne- mruknęła sama do siebie.
    Zamknęła na chwilę oczy, by zaraz znów spojrzeć na młodego arystokratę. Oparła sie na łokciu, nadal mierząc go bacznym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  130. [ Nie oceniaj siebie tak surowo, ok? :) Każdy ma lepsze i gorsze chwile, a Twoja odpowiedź jest naprawdę dobra :). Liczy się dobra zabawa, a nie jakość komentarza ;).]

    Z każdą chwilą robiło sie coraz cieplej, więc po chwili pozwoliła, by chłopak wypadł z jej głowy, w końcu ile można się zadręczać sprawą na którą i tak nie mamy już wpływu?
    Wpierw oparła się o drzewo i przymknęła oczy. Wyciszenie nie było jej jednak dane. Przeszkadzalo jej wszystko - słóńce, brak wygody, włosy które były rozwiewane przez wiatr.
    Później próbowała obserować grę młodszych gryfonów, ale z czasem jedna z dziewczyn zauważyła, że ktoś ją obserwuje i wśród młodej grupy gryfonka stała się tematem numer jeden.
    Na sam koniec próbowała utkwić swój wzrok w książce - nie można było nazwać tego czytaniem, gdyż nie do końca docierał do niej tekst.
    Była wyjątkowo zaskoczona swoim wczorajszym zachowaniem i własciwie nic poza tą wpadką nie było tematem jej myśli.
    Mimowolnie odwrócila wzrok w stronę chłopaka, tym razem jednak chłopak kroczył w jej stronę z lekkim uśmiechem.
    No tak - przeszło jej przez myśl - pewnie kroczy w moją stronę, by powiedzieć, że jej nagie zdjęcia będą w jutrzejszej gazetce szkolnej lub - co gorsza - że wczorajsza noc była w jej wykonaniu zupełnym niewypałem.
    Właściwie nie miała do końca pewności czy to się wydarzyło. Może większość wydarzeń była tylko snem, a rano obudziła się obok chłopaka, bo... wpadla na niego, oboje uderzyli się w głowę...
    Tak i po drodzę spadły z niej wszystkie ubrania.
    Mimowolnie złapała się za głowę pragnac by te wszystkie myśli odeszły z jej głowy.
    Gdy się do niej odezwał uniosła głowę w jego stronę. Zasłaniał jej słońce, twarz jego nie była pokryta większą ilością emocji - a może ta mina miała coś wyrazać, ale ona znała go za słabo, by móc to odczytać?
    - Jestem Lioness. - Naprawdę wczoraj się sobie nie przedstawili? Żałosne. W takim razie czyje imię szeptała w chwilach... - Możesz mówić mi Li lub Lio. - Nie chciała dokańczać tej myśli, zdecydowanie za wiele na temat te sytuacji myślała. - Mam nadzieję, że przyszedłeś mnie tylko poderwać, a wczorajszy wieczór pozostaje tylko moja wyobraźnią, tak ? - Wiedziała, że to nie prawda, ale jak bardzo chciała by przyznał jej racje.
    Już widziala nagłówki gazet: Lioness, dziewczyna która oddaje się za butelkę wina.
    Cóż w tym złego, że tak uważała? On był ślizgonem, a ona zupełnie go nie znała. Jeżeli był inny to miał szansę to udowodnić. Wiadomo, że nie każdy ślizgon jest zły, ale Li była zbyt zamknięta w sobie, by poznać jakiegokolwiek ślizgona bliżej.
    - Chcesz usiąść? - Spytała siląc się na lekki uśmiech. Wzięła książki z miejsca obok siebie i lekko je poklepała. - Ładna pogoda, prawda? - Bredziła, nie miała pojęcia o czym z nim rozmawiać. Nie była w tym dobra, wolałaby żeby kontakty ludzkie opierały się tylko na mimice.

    OdpowiedzUsuń
  131. Zdenerwowany Ian ruszył do Zakazanego Lasu.
    Wiedział jedno: Jeśli znajdzie osobę, która wpakowała go w ten szlaban nie ręczy za siebie.
    Przeczuwał, że stoi za tym coś podejrzanego, ale nie miał wyjścia - musiał się tam udać.
    Doszedł już na sam skraj, gdzie zatrzymał się i wyjął różdżkę.
    - lumos! - szepnął, oświetlając sobie drogę i idąc coraz głębiej wśród ciemnych drzew.
    Nagle wśród mroku ujrzał parę oczu, śledzących każdy jego ruch.
    Czemu od razu na to nie wpadłem .. - warknął.
    - Wyłaź kretynie! Wiem, że to ty!
    Po chwili stanął przy nim Jace, uśmiechając się kpiąco.
    - Widzę, że polubiłeś spotkania ze mną - powiedział Ian, oświetlając mu twarz światłem z różdżki.
    - Najpierw spotkanie w cztery oczy w pokoju życzeń, teraz podstępem sprowadziłeś mnie do zakazanego lasu .. Malfoy, bo pomyślę,że masz wobec mnie jakieś dziwne zamiary ..
    Blake wciąż trzymał nakierowaną różdżkę, rozglądając się wokoło.
    Nie dostrzegł jednak nikogo poza blondynem.
    - Dobra Malfoy, nie mam zamiast bawić się w te twoje chore gierki, spadam stąd - powiedział i odwrócił się plecami do ślizgona.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  132. Montrose nie patrzyła w stronę Malfoy'a, jednak momentalnie wyczuła, że chłopak się poruszył. Siedzieli zdecydowanie zbyt blisko siebie.
    Caroline dała sobie chwilę na ochłonięcie. Nie chciała, by jej kolejne słowa zabrzmiały płaczliwie. To by było bardzo nie w jej stylu. Prawie nikt tak na nią nie działał. Wbrew pozorom, wolała kiedy wszystko było proste i nieskomplikowane. Relacja blondynki ze Ślizgonem zdecydowanie nigdy taka nie była.
    Caroline było zdecydowanie zbyt ciepło, zważywszy na jej skąpy strój i porę roku.
    W końcu odważyła się spojrzeć na chłopaka. Wyglądał tak... Bezbronnie. Ujawnij przed nią wszystkie swoje słabości i żale, a świadomość tego ponownie przytłoczyła dziewczynę. Warga jej zadrżała, ale szybko skarciła się w duchu za ten wybryk.
    Zaprzeczasz swoim własnym słowom. Ranią, ale wiem że czujesz inaczej.
    Wiedziała, że nawet jeżeli postanowił pokazać jej, że kompletnie nic do niej nie czuł, to nie była prawda. Nienawiść to w końcu też uczucie?
    - Pełnia księżyca oglądana z dachu wygląda bardzo ładnie, a dzisiaj niebo jest chyba bez jednej chmurki.
    To co powiedziała zaskoczyło ją samą. Po raz drugi tego wieczoru dawała jakąś propozycję, propozycję od której zależały całe stosunki ze Ślizgonem. Ale bardzo chciała wyjść z tej ciemnej klitki, Było jej za gorąco, a atmosfera w niej panująca była jak trujące powietrze, przez które coś powoli w niej umierało.

    [Bardzo mi się przyjemnie z Tobą pisze, no! Mam nadzieję, że jest wystarczająco dużo patosu xD]
    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  133. Doszła w końcu do Jace'a, a kiedy ten zauważył krew złapał delikatnie za jej rękę. Noelle spojrzała lekko przestraszona tym faktem, ale chwilę później chłopak ją za to skarcił. Była jednak trochę zdziwiona, że choć trochę przejął się tym, co się jej stało. Blondyn wypowiedział zaklęcie, a dziewczyna zacisnęła zęby. Leczenie w ten sposób zawsze w jakiś sposób ją bolały. Nie mogło się to jednak porównywać do bólu wywołanego przez pazury tego wilkołaka.
    - Lepiej stąd chodźmy. - powiedział odwracając się. Ruszył tym razem wolniej jakby starał się trzymać tempo odpowiedniejsze dla Puchonki. Noelle idąc za nim, odwróciła się w stronę zwierzaka i cicho westchnęła. Szkoda było zostawiać wilkołaka w owych pętach, chociaż i tak nie ścisnęła ich tak mocno. Przeniosła swój wzrok na wyleczoną rękę i przejechała palcami po miejscu gdzie jeszcze przed chwilą widniała otwarta rana. Szli przez jakiś czas w ciszy, dopóki Noelle nie odezwała się zza pleców Jace'a.
    - Nie myślałam, że kiedykolwiek ci to powiem - zaczęła przeskakując jakąś dużą gałąź. - Ale dziękuję - Miała nadzieję, że ją usłyszy. Bo miała jakieś nieodparte wrażenie, że jest zły lub zadumany.

    OdpowiedzUsuń
  134. Noc. Każde tchnienie wiatru jest zimniejsze, bardziej osobliwe i smutne niż to za dnia. Chloe była tego świadoma. Kolejne podmuchy chłostały jej twarz i rozwiewały włosy. Pulsujący ból w czaszce dawał o sobie wciąż na nowo znać. W każdej sekundzie przez jej mózg przepływał jeden cholerny obraz. Jego oczy. Zielone, melancholijne...martwe! Jego ostatnie słowo brzęczało ciągle w jej uszach - "Nie...". Dotyk jego zakrwawionej koszuli i martwego ciała. To wszystko tworzyło jedną przerażająco myśl dręczącą jej głowę od zachodu do świtu - "zabiłam". Brnęła dalej przez zakazany las, a zbitka żalu i wściekłości tworząca zator w jej przełyku, nie pozwalała normalnie oddychać, a co za tym idzie myśleć. Zatrzymała się, oszołomiona swoją bezsilnością. Prze kilka sekund po prostu stała. Trwało to całą wieczność, kiedy w końcu w akcie załamania, wrzasnęła ściskając głowę i rzucając czym popadnie w co popadnie. W końcu wyciągnęła różdżkę. Na jednym z pobliskich drzew siedziała czarna wrona wlepiająca w nią swoje czarne oczy. Jednym sprawnym ruchem wycelowała w nią atrybut swojej przynależności do magicznego świata i syknęła przez zęby. "Avada..."-nie dokończyła. W jednej chwili poczuła mocne szarpnięcie za ramiona, a w następnej już leżała na ziemi. Nie była oszołomiona, ani zdziwiona. Nie miała zamiaru uciekać nawet w chwili gdy ujrzała swojego napastnika. Wilkołaka. Pogodziła się ze śmiercią.

    [Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej:D]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  135. Malfoy kiwnął przyzwalająco głową, co dziewczyna przyjęła z ulgą. Krukonka poprawiła co rusz wpadający do oka kosmyk włosów. Była niezwykle wyczulona na tego rodzaju szczegóły, a dzisiaj organizm blondynki nie funkcjonował normalnie. Podświadomie rejestrowała każdy, nawet najmniejszy ruch przedmiotów w pomieszczeniu, ale cała jej uwaga skupiała się na będącym tuż obok niej chłopaku. Jakby cała jego postać emanowała niewidzialnymi falami magnetycznymi, przyciągając ją do Jace’a.
    Podał jej rękę, a Caroline zadrżała, kiedy ujął jej drobne ręce w swoje, ciepłe i nieco stwardniałe. Ruszyła przed siebie, wychodząc za Ślizgonem na zewnątrz, a Malfoy bez słowa zaczął szukać drabiny. Nic nie mówił, a ona sama też nic nie powiedziała. Nie czuła potrzeby przerywania ciszy. Kiedy ją w końcu znalazł, z dziecinną łatwością postawił ją przy dachu. Z okien pubu dochodziło słabe światło. Muzyka, nieco przytłumiona, była słyszalna nawet z tyłów budynku.
    Wskazał jej ręką, że może wejść pierwsza. „Objaw” wychowania w arystokratycznej rodzinie. Caroline zaczęła powoli się wspinać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa gdzieś w połowie drogi na dach. Nadal czuła jakby było zrobione z waty, więc nic dziwnego, że nie udało jej się zachować równowagi.
    Montrose nawet nie zdążyła się zorientować, ile spadała i jakie konsekwencje tego upadku jej groziły, ponieważ Jace złapał ją w ostatniej chwili. Jej ciężar sprawił, że chłopak lekko się zachwiał, przygniatając ją swoim ciałem.
    Ich twarze znalazły się od siebie w tak małej odległości, że należałoby podawać ją w nanometrach. Carolie czuła, jak rumieniec podniecenia wstępuje na jej policzki. Wzrok nagle tysiąc razy jej się wyostrzył, tak że była w stanie precyzyjnie określić każdy szczegół na twarzy swojego wybawiciela, a także rzeczy znajdujące się na nim, chociaż były tak słabo oświetlone. Oddech Caroline momentalnie przyspieszył.
    Był tylko on. Nie było nikogo, kto by zastopował dziewczynę. Nikogo, kto sprawiłby, że jej serce zaczęło bić wolniej. A biło tysiąc razy za szybko.
    A mimo wszystko nie zrobiła tego kroku. Nie miała zamiaru, nie chciała jeszcze bardziej komplikować swojej sytuacji uczuciowej, na temat której można by napisać parę opasłych ksiąg i jeszcze więcej, całą bibliotekę.
    Ale też nie odsunęła się. Przekrzywiła lekko głowę, ale nie odsunęła jej. Nie miała bladego pojęcia, co nią kieruje, wiedziała jednak, że jeżeli Malfoy zdecyduje się, ona nie oparłaby mu się. Nienawidziła go za wszystko i jednocześnie chciała, by ta lodowata obojętność w ich relacjach w końcu stopniała.

    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  136. Przez twarz Iana przeszedł cień strachu.
    Był sam w ciemnym lesie a naprzeciwko niego z kpiącym uśmiech stał Malfoy w towarzystwie Lorda Voldemorta we własnej osobie.
    Nie wspominając już o tuzinie śmierciożerców,którzy z całą pewnością chowali się gdzieś wśród drzew.
    - Malfoy .. - warknął cicho, kierując różdżką w jego twarz.
    Wiedział, że w starciu z Czarnym Panem nie ma najmniejszych szans.
    Gdyby tylko mógł coś wymyślić .. ale nie .. było już zdecydowanie za późno na działanie,a przyjęcie ich propozycji i dołączenie do szeregów popleczników Voldemorta było zdecydowanie złym pomysłem.
    Ian nie zamierzał robić niczego wbrew sobie,nie chciał tak łatwo się im poddać.
    - O co tu chodzi? Wyjaśnij mi Jace, po co nastawiłeś na mnie tę pułapkę .. czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz?!
    Blake pierwszy raz w życiu był przerażony i sparaliżowany strachem.
    Malfoy wyczuł to już w pierwszej sekundzie.
    Na jego twarzy gościł wyraz tryumfu i zwycięstwa.
    - Nie wygrasz, kretynie - pomyślał Ian, robiąc krok do tyłu.
    Jace wraz ze swoim Panem zbliżyli się do niego powoli, trzymając zapalone różdżki.
    Jako pierwszy przemówił blondyn, zachęcony gestem przez Voldemorta ..

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  137. - Nie prawda- powiedziala starając sie ustać na nogach, co jednak skończyło sie tylko bolesnym upadkiem.
    Jęknęła żałośnie, pocierając obolałe kończyny.
    - To bolało- mruknęła niezadowolona- Ale sama dojdę- poza tym mam do ciebie interes- powiedziala bardzo poważnie jak na pijaną kobietę- Chodzi o pewnego gościa z twojego domu., Iana- rzekła spoglądając na niego katem oka.
    Chwyciła butelkę znowu upijając kilka sporych pyłów. Nagle całkowicie otrzeźwiała, pozbywając sie mroczków oraz zawrotów głowy. Sama wzmianka o tym ślizgonie przywoływała ją do porządku w trybie natychmiastowym.
    - Znasz może osobę która chciałaby go zabić?

    OdpowiedzUsuń
  138. 'Boisz się?' - Ian analizował przez chwilę słowa, które Voldemort wypowiedział do niego lodowatym tonem głosu.
    - Nie mam już nic do stracenia .. - pomyślał.
    - A nie chcę dać Malfoyowi satysfakcji .. nie będę tu stał, udając przerażonego. Nie sprawię temu kretynowi takiej przyjemności.
    Ian wziął dwa głębokie wdechy, wypuszczając powietrze z płuc.
    Zebrał w sobie dość siły, by odezwać się mocnym, lecz nieco drżącym głosem:
    - Nie boję się. Czego miałbym się bać? Jestem czarodziejem czystej krwi, pochodzę z dość znanego rodu, posiadam duże umiejętności ..
    Nie zabijesz mnie. - dodał z pewnością siebie, posyłając Jace'owi wyzywające spojrzenie.
    Voldemort wydawał się być pod wrażeniem. Jeszcze nikt tak mu się nie postawił.
    Zdecydowanie w Ianie było coś niezwykłego, coś co chciał posiąść.
    - Nie mam pojęcia o co tu chodzi .. dlaczego właśnie mnie chcesz zwerbować? - dodał,cofając się do tyłu.
    Voldemort zdjął kaptur, odsłaniając głowę.
    Rozpoczął dłuższy monolog, mający odpowiedzieć na wszystkie pytanie nurtujące zarówno Blake'a jak i Malfoy'a.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  139. Poczuła ulgę gdy chłopak postanowił zmienić temat. Rozsiadła się wygodnie i zaczęła zastanawiać nad kimś, kto mógłby zainteresować chłopaka.
    - Może ta Puchonka z VII klasy? - zapytała w zamyśleniu. - Jak jej tam było.. Julia?
    Widząc minę chłopaka mówiącą, że nie bardzo wie o kim mowa, kontynuowała.
    - Blondynka, zgrabna, wysoka - próbowała przybliżyć postać dziewczyny Malfoy'owi. - Myślę, że jest w twoim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  140. - A żebyś wiedział- powiedziałam, wypijając cala butelkę duszkiem- I wierz mi. Gdyby nie to ze mam jeszcze jakieś sumienie juz dawno by dyndał na drzewie za jaja- warknęła wyobrażając sobie ta scenę z niemałym rozbawieniem.
    Uśmiechnęła się wrednie, jak typowa ślizgonka, która miała zostać, a jednak nie była. Już kilka razy o mały włos nie strzeliła w tego impertynenta Avadą. Nie zrobiła tego jednak, wiedząc, ze nie zasłużył na taką śmierć. Powinno go spotkać coś znacznie gorszego. Matusz, nieprzerwane męczarnie - tak powinien umierać.
    - Powiedzmy ze mnie zgwałcił, podał amortencję i zrobił ze mnie kretynkę. Za to pierwsze chce go zabić, za dwa pozostałe upokorzyć. Ojciec mi nie pomoże. Nawet jego kontakty ze śmierciożercami nie pomogą, nie wiem dlaczego. Dlatego szukam czegoś innego. Chce aby umierał, ale najpierw musi cierpieć. Długo- dodała sięgając po kolejną butelkę- Z tego się orientuję, ty tez go nie lubisz? Jak tobie zalazł za skórę? Przelecial ci panienkę, czy może zabrał coś cenniejszego.
    Mówiła jak zabójca, cholernie dobry i doświadczony, bez cienia emocji, strachu czy wyrzutów sumienia. Ian zabrał jej wszystko co dobre, zniszczył dobra Carrie . Czasem naeetvmaska nie byla e stanie ukryć tego, co przeszła.

    OdpowiedzUsuń
  141. [Jejku. Muszę prosić, żeby dokładny czas rozegrania naszego wątku przesunąć w okolice grudnia '76, ażeby nie kolidował z aktualnym życiem Karola, które jest teraz takie zagmatwane, że dnwekiniojew :(
    Ale z drugiej strony, jak sobie wyobrażam mojego Karola i Malfoy'a (Alexa!), to aż mi się cieplej robi xD Kocham ten wątek, no.]

    W pierwszej chwili nie była zdolna wykonać żadnego ruchu. Pocałunek Malfoy'a sprawił, że stała się sparaliżowana. Wahała się. Przez głowę przeleciało Caroline przynajmniej milion powodów, dlaczego definitywnie nie powinna pozwolić, by doszło do czegoś takiego, ale zignorowała je.
    Było tylko tu i teraz, Jace i ona złączeni w pocałunku.
    Mimo swojego wysokiego wzrostu przy Malfoy'u Montrose mogłaby uchodzić za karła. Chłopak złapał ją w tali i nieco podniósł, tak że opierała się o zdecydowanie wyższy stopień drabiny niż powinna. Blondyn nadal napierał na nią swoim ciałem, jakby obawiał się, że Krukonka zaraz mu ucieknie, a cała ta magiczna chwila okaże się kolejnym chorym, urojonym snem.
    Z początku Jace całował ją delikatne, chcąc się upewnić, że powala mu na taki gest i nie jest przeciwna takiemu zachowaniu z jego strony. Po krótkiej chwili, która zdawała się być wiecznością, Caroline postanowiła nie przejmować się konsekwencjami i dać się ponieść uczuciom.
    Odwzajemniła pocałunek. Wplotła drobne palce w nieco przydługie, acz urocze włosy [urocze włosy, kill me xD] Ślizgona. Czuła ciepło jego warg, tak różne od powoli spadającej temperatury jej własnego ciała i tak przyjemne jednocześnie. Po chwili ich języki złączyły się w namiętnym tańcu, a pocałunek stał się o wiele mniej delikatny, bardziej natarczywy, to złe słowo by opisać to, co Caroline czuła, ale chciała więcej, więcej... Chciała czuć, że Jace w tej chwili jest tylko i wyłącznie jej.
    Drżała, ale nie z zimna, choć ono powoli zaczynało dawać jej się we znaki, ale przede wszystkim z nadmiaru emocji.
    Całowała go i zapomniała, że powinna oddychać.
    Przerwała na chwilę, by zaczerpnąć chłodnego, nocnego powietrza do pękających z bólu płuc. Westchnęła cicho, czując wargi Jace'a na swojej nagiej szyi, a każde przypadkowe nawet muśnięcie powodowało zalewającą blondynkę falę emocji.
    - Nienawidzę cię, wiesz? Nienawidzę... - wyszeptała.

    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  142. Dziewczyna skinęła głową. Nie musiał nic mówić i tak wiedziała, że był wyprowadzony z równowagi. Znała go, pomimo tego ze dawno niw rozmawiali, ale śmiało mogła powiedzieć, że jako jedna z niewoli nadal potrafiła odczytać ukryte w jego twarzy emocje. Teraz był wściekły, i szczerze powiedziawszy to jej odpowiadało. Wolała mieć w nim sojusznika.
    - Dokładnie- powiedziała wzdychając ciężko- Jesteś drugą osobą, która o tym wie. Trzecią jeżeli brać pod uwagę tego gnojka- rzekła znowu upijając spory łyk ognistej- Teraz już wiesz dlaczego mam ochotę zrobić mu krzywdę- spojrzała na niego smutnymi oczami- Zniszczył mi życie. Byłam sama, rozumiesz to? Jedyna osoba która nadal byla przy mnie, był Syriusz. Wiem że go nie lubisz. Nigdy sie nie dogadywaliście, ale obydwoje zawsze w jakiś sposób mnie wspieraliście- znowu spojrzała- On też to przeżył, bardziej niż ktokolwiek inny...dlatego nie chce aby sie dowiedział. Już dosyć zrobił, dzięki niemu jeszcze stoję na nogach. Nie chcę go w to wplątywać. Jedyną osobą która powinna ponieść za to winę, jestem ja- zrobiła pauzę, wpatrując sie pustymi oczami w pustkę przed nią- Cieszę sie ze cię spotkałam tutaj. Przynajmniej nie będę musiała wchodzić do waszego pokoju wspólnego i patrzeć na tego, tego...- nie potrafiła znaleźć słów.
    Po raz pierwszy od dłuższego czasu z jej oczu poleciała duza łza. Wspomnienie tego co przeszła nadal bolało. Nikomu nie życzyła tego, no może poza Ianem, jednak jemu życzyła jeszcze gorszych rzeczy.
    Otarła twarz rękawem swojego swetra.
    - Ponowię pytanie, Jace. Czy znasz kogoś, kto pomoże mi zemścić sie na Ianie, pomoże mi go upokorzyć i zniszczyć mu życie tak jak on zniszczył mi? Czy znasz osobę która nie bacząc na konsekwencje stanie u mojego boku i to zrobi?- zwróciła sie do niego twarzą, czekając.
    - Chce mu zrobić to co on mi- to mówiąc podwinela rękawy swetra, ukazując wielki sińce, ciągnące sie aż do ramion.

    OdpowiedzUsuń
  143. Brunet stał, patrząc na odchodzącego Malfoya.
    Zadawał sobie setki pytań, na żadne nie otrzymując odpowiedzi.
    - Gdzie i dlaczego odszedł Jace?
    - Czyżby nie chciał patrzeć jak Czarny Pan skatuje jego największego wroga?
    Ian nie miał zamiaru przystać na propozycję Voldemorta.
    Miałby z własnej woli skazać ojca i matkę na takie niebezpieczeństwo? Narażać ich na kontakty ze śmiercioźercami, wyduszającymi z nich niezbędne informacje i czychającymi na ich życie?
    - Nie ... Nie będę tchórzem, nie zgodzę się na to. Ian Blake mimo wszystko ma swój honor.
    Spojrzał na twarz Lorda Voldemorta, odzywając się cicho, lecz wyraźnie:
    - Nie zrobię tego. Nie przyłącze się do ciebie, zasilając szeregi twych wiernych towarzyszy w maskach.
    Czarny Pan stał z założonymi rękoma.
    Powoli podniósł długą różdżkę, a Ian usłyszał tylko kilka słów, wypowiedzanych ostrym, syczącym jak wąż głosem:
    może to cię przekona
    ...
    Las wypełnił się przeraźliwym krzykiem.
    Malfoy, wróć tu ...

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  144. Ian leżał nieruchomo na brudnej ziemi.
    Nie miał siły się podnieść ..
    Ruszył jedynie głową, wytężając słuch, gdyż usłyszał ciężkie kroki, zmierzające w tym kierunku.
    Od czasu upadku, Voldemort jeszcze dwukrotnie rzucił na niego zaklęcie cruciatus - brunet chciał tylko jednego - zniknąć.
    Chwilę później usłyszał, że wrócił Malfoy, który stanął przy boku Czarnego Pana.
    - Jace, mój drogi - odezwała się zakapturzona postać. - Zostawiam go tobie, zajmij się nim i przekonaj aby zmienił zdanie.
    Voldemort umknął szybko i niezauważalnie, zostawiając ich samych.
    Ian podciągnął się na łokciach, a blondyn stanął naprzeciwk, patrząc na niego z góry i oświetlając mu twarz różdżką.
    - Czego ty ode mnie chcesz? - wysapał Ian, patrząc na niego wyczekująco.
    Zamiast odpowiedzi, usłyszał najpierw formułę zaklęcia, a jego ciało ponownie zalała fala bólu.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  145. 'Masz cierpieć jak Carrie. - warknął. - Chociaż to co czujesz w tym momencie jest niczym w porównaniu z tym co ZROBIŁEŚ'
    Ian gwałtownie otworzył oczy, patrząc przez mgłe na blondyna.
    Na dźwięk imienia krukonki, wróciły mu części siły: Podniósł się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszył ku Malfoyowi.
    - Co ty masz z nią wspólnego?! Nie twój interes co wydarzyło się między mną a Carrie. Czy ty zawsze musisz się wtrącać w moje życie?!
    Najpierw Kate, teraz Carrie.
    Jace spojrzał na niego z nienawiścią.
    Brunet chwycił za różdżkę trzymając ją na wysokości twarzy Malfoy'a.
    - Masz nie wpierdalać się w moje sprawy, zrozumiałeś?! Nic nie zrobiłem Carrie! To ona do mnie przyszła, sama tego chciała!
    Malfoy nie wytrzymał ..
    Ian ujrzał z bliska jego twarz - jego różdżka wylądowała kilka metrów dalej .. nie mógł jej chwycić.
    Usłyszał tylko kilka zdań wypowiedzianych przez Jace'a.
    Blondyn wymierzył mu kilka ciosów, kopiąc go z dziką furią i zostawiając kompletnie samego.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  146. Po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnęła sie tak szczerze, bez żadnego wymuszenia. Wierzyła mu, bo jak inaczej mogła postąpić? Był dla niej jak drugi brat, jak prawdziwa rodzina, z nim sie wychowała, z nim stawiała pierwsze krokom był jedna z dwóch osób którym mogła ufać. Z trzech, jeśli doliczyć Blaina, jej brata bliźniaka.
    Widząc, ze nie wie co robić, o na Merlina chyba pierwszy raz w życiu, chwyciła go bardzo delikatnie za ręka, pi części dlatego, ze ją nadal bolało, po części aby dodać mu trochę odwagi, po czym ścisnęła ją, jak kiedyś dawno kiedy spadla z drzewa a on ją pocieszał.
    - Dziękuję- powiedziała cichutko, nie powstrzymując juz potoku łez spływających jej nieprzerwanym wodospadem po policzkach- Wiesz, nawet mi trochę ulżyło- rzekła znów ocierając twarz z nadmiaru łez- Chyba musimy juz iść. Strasznie zrobiło sie późno- dodała.

    OdpowiedzUsuń
  147. - Nie rozumiem dlaczego ludzie postrzegają mnie za potwora. - głos Jace wręcz przepchany był sarkazmem. Noelle przekręciła oczami i dalej za nim szła. Jednak nie musiała za nim aż biec. Chłopak tym razem uważał na tempo.
    - Może nie za potwora - skrzywiła się dziewczyna - a raczej za Ślizgona, który tępi wszystko i wszystkich dookoła. Z tamtym wilkołakiem nie masz zupełnie nic wspólnego - machnęła ręką. Podniosła za to głowę i przyjrzała się mu. Był blondynem, w dodatku wysokim. Był umięśniony, a to tym bardziej straszyło młodszych uczniów, a fakt że był Ślizgonem przerażał jeszcze bardziej. - Powiedz mi, tylko tak szczerze, czemu taki jesteś? - zapytała z czystej ciekawości. Nie żeby robiła mu wyrzuty, czy cokolwiek w ten sposób. Po prostu chciała dowiedzieć się dlaczego.

    [Nie szkodzi, ja też czasami mam gorszy dzień na pisanie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  148. Kiedy nagle jej napastnik runął na nią z wielkim łoskotem, uświadomiła sobie, że żyje, czuje i że znowu umknęła śmierci. Wielkie cielsko poszybowało w górę obciążając jej drobne ciało, wtedy usłyszała zdenerwowany głos Malfoya.
    -A Ty co tutaj robisz? - zaśmiała się grając swoją perfekcyjnie wyćwiczona role.
    -Wydaje mi się, że leże..-skrzywiła się z przekąsem. -Ale właściwie mogę się mylić...-szepnęła i z gracją modelki powróciła do pionowej pozycji.
    -Właściwie, wszystko zepsułeś..-wydukała zaciskając zęby i patrząc wyzywająco na Jace'a.

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  149. Z wdzięcznością przyjęła koc. W końcu był środek zimy, a jak przystało na typowo angielską pogodę, w okolicach Hogwartu panował wieczny mróz, tym bardziej w nocy.
    Usadowiła się wygodniej na kanapie. Pierwszą myślą Caroline po zobaczeniu jej było: Serio?. Jakim cudem Malfoy'owi udało się przemieścić ją na dach "Czary Mary"? Transmutował coś, użył zaklęcia przywołującego? Postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy.
    Z ust chłopaka w końcu zniknął ironiczny uśmieszek. Wyglądał w tamtej chwili tak niesamowicie naturalnie, że aż Caroline dziwiła się, że nie dostrzegła tej strony natury Jace'a wcześniej.
    Oparła głowę na jego ramieniu. Na dachu wiatr był wyjątkowo porywisty, zdecydowanie bardziej niż na ziemi. Montrose przez chwilę zastanawiała się, co się stanie jeżeli ktoś ich zauważy. Jedno Obliviate! było warte zachowania tej chwili tylko i wyłącznie w pamięci jej i Jace'a.
    Gdzieś na skrajach świadomości wiedziała, że nie będzie to trwało wiecznie. Nie dopuszczała tej myśli do siebie. Nie chciała.
    - Wiesz, że mój znak zodiaku to ryby? Zgodnie z tym, co ta pokręcona baba z wróżbiarstwa mówiła, powinnam być delikatna i wrażliwa.
    Zamilkła na chwilę, pozwalając chłopakowi na złożenie delikatnego pocałunku na swoich, sinych z zimna, wargach. Dziewczyna nie czuła zimna. Czuła tylko Jace’a przy swoim boku, ciepło jego ciała przenikające do jej wyziębionych kończyn. Krukonka widziała las, znajdujący się za „Czary Mary”.
    - Nigdy nie uważałam się za wrażliwą - konturowała, a ostatnie słowo prawie wypluła. – Ale teraz czuję się zupełnie inaczej niż zazwyczaj.
    Inaczej, dobre słowo. Mówiła najszczerszą prawdę, to co myślała. Czuła się niewiarygodnie bezpieczna w ramionach Jace’a.
    Pocałowała go. W głowie miała kompletny mętlik, ale nie żałowała. Niczego.

    [Dziękuję ślicznie za uwzględnienie Karola w powiązaniach, a tym bardziej tak ślicznie *.* (tak, przyznam się, że podglądałam w szkicach)!]
    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  150. Na dworze robiło się coraz ciemniej - Ian wciąż leżał na ziemi, straciwszy poczucie czasu.
    Mogła dochodzić druga w nocy .. może trzecia.
    Blake nie mógł się ruszyć,pomimo nędznych prób.
    Cały czas zwijał się z bólu, spowodowanego serią wymierzonej w niego klątwy cruciatus oraz po kilkunastu ciosach Malfoya.
    Blondyn najprawdopodobniej złamał mu kilka żeber i dość poważnie uszkodził przynajmniej część wewnętrznych organów, kopiąc go bez opamiętania.
    - Nie mogę tu zostać .. - wysapał, plując krwią.
    Z jednej strony nie chciał wracać do Zamku.
    W lochach i w pokoju wspólnym był zdany na obecność Jace'a.
    Nie zniósł by po tym wszystkim jego spojrzenia. Nie po tym co dla niego zgotował.
    Lecz tutaj też nie mógł pozostać. Nie miał się jak bronić - jego różdżka została zniszczona, a on sam był zbyt słaby by ruszyć choćby ręką.
    ...
    Brunet był na skraju wyczerpania. Nie wiedząc kiedy, stracił przytomność,budząc się dopiero rano, gdy światło słoneczne raziło go w oczy.
    Otworzył je powoli, a na jego twarzy pojawił się wyraz strachu, na widok osoby, która stała kilka kroków od niego.
    - Malfoy .. przyszedłeś zobaczyć czy jeszcze żyje? - wyszeptał ostatkiem sił, patrząc na niego spod na wpół zamkniętych powiek.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  151. Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się do niego lekko, co wcale nie było takie proste, jak sę jej zdawało. To wszystko ją przytłaczało, jeszcze ten list od ojca…nie powiedziała o nim nawet Syriuszowi. Zataiła to przed nim, jednak miał swoje powody, niezwykle ważne powody wymagające dogłębnego przemyślenia i rozważenia większości scenariuszy, zależących od jej decyzji w najbliższych dniach.
    - Cześć- powiedziała podchodząc do niego, jednak zatrzymując siew pewnej odległości. Nadal miała problem z bliskością, chociaż udawało jej sę robić postępy, może nie duże, ale jednak jakieś.
    - Co tu robisz?- spytała się wkładając dłonie do kieszeni- Z tego co wiem masz teraz transmutację- dodała, przekrzywiając głowę- Mimo tego dobrze cię znowu widzieć.

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  152. To wszystko było tak nierealne, że dziewczyna nie mogła uwierzyć, że dzieję się naprawdę. Caroline czuła się po prostu dobrze. Za mało. Czuła podniosłość tej chwil, jej magię, która zadawała się oddziaływać na ich oboje.
    Ale wiedziała, że nie będzie trwać ona wiecznie. Nie miała pojęcia, co się stanie, gdy dobiegnie końca, definitywnego końca. Co się z nimi stanie? Jak to wpłynie na wzajemną relację Montrose i Malfoy’a? Już teraz nie mogła nazwać jej choćby prostą. Obawiała się.
    Blondynka drżała coraz bardziej. Teraz, gdy emocje nieco opadły, z całą pewnością mogła stwierdzić, że to efekt panującego przenikliwego zimna. Otuliła się szczelniej kocem, wyjątkowo gruby, ale mimo to miała wrażenie, że w ogóle nie separuje jej ciała od chłodu. Nie chciała się skarżyć. To zaburzyłoby chwilę. Chwile bywają ulotne, a tą Krukonka chciała na zawsze zachować w swoim sercu. Jak przez mgłę zdawała sobie sprawę z faktu, że na dole jej współpracownice pewnie zaczynają się o nią niepokoić, a ona sama będzie musiała wrócić. Może…
    Malfoy milczał, ale była to przyjemna cisza. Caroline nie czuła potrzeby jej przerywania. Rozkoszowali się swoją obecnością, tak przyjemnie kojącą. To co odczuwała, było zupełnie inne, nowe, nieznane. Caroline należała do osób wierzących w miłość, czystą i bezwarunkową, prawdziwą i szczerą, dodającą sił i ochoty do życia. Czy to była miłość? Nie wiedziała, w tamtej chwili uczucia Krukonki były jak zamotana włóczka, której rozplątać nie umiała nawet ona sama. Zachowywała się inaczej i wiedziała, że Jace’a to dziwi i cieszy jednocześnie. Sam był inny.
    Mimo całej wiedzy, była po prostu szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa.
    Pociemniało jej w oczach, nie była w stanie ukryć już dłużej spazmatycznego drżenia, ale jej mięśnie powoli zaczynały sztywnieć. Czuła się jakby zbyt wiele wypiła. W głowie jej się kręciło, nie była w stanie złożyć porządnie zdania.
    - Jace – wyszeptała cicho, zbyt cicho, kurczowo chwytając się skrawka jego koszuli, wystającego spod okrycia. Chciała mu powiedzieć, że nie czuje się dobrze. Zdecydowanie powinni wejść do środka. – Jace – powtórzyła nieco głośniej.
    Nie umiała dokończyć. Patrzyła prosto w jego śliczne oczy, w których momentalnie pojawiło się zaniepokojenie. Powiadają, że oczy są zwierciadłem duszy, ale nie potrafiła odszyfrować niczego więcej z odczuć chłopaka. Wpiła kurczowo palce w trzymany materiał.
    - Chodźmy stąd. Tylko… Nie „Czary Mary”. Chodźmy – zakończyła swój wręcz pijacki bełkot błagalnie.

    [Objawy opisane na podstawie wikipedii „Hipotermia: ostre objawy”. Nie wiem co Jace zrobi z takim fantem, ale nie potrafiłam się powstrzymać xD]
    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  153. [Tak, ja jestem jak najbardziej za :)]

    Carrie

    OdpowiedzUsuń
  154. Dziewczyna jak przez mgłę zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Obraz, który przyswajał (nie przyswajał?) jej mózg był niewyraźny i zamglony. Czuła, jak chłopak delikatnie bierze ją w swoje ciepłe i bezpieczne ramiona, więc nie próbowała stawiać mu oporu. Ufała mu. Caroline czuła się jak zupełnie pijana, ale mimo wszystko była w stanie rejestrować co dzieje się wokół niej.
    Jace nie uprzedził ją, że zamierza ich teleportować. Wstyd było się przyznawać, ale Caroline bała się tego i zupełnie traciła panowanie nad sobą, kiedy doznawała nieprzyjemnego uczucia towarzyszącego teleportacji. Nic więc dziwnego, że zaczęła wierzgać i wyrywać się z żelaznego uścisku Ślizgona. Wpadła w skrajną panikę.
    Ale ciepło, kojące i dobre ciepło, które nagle owładnęło ciałem Krukonki działało uspakajająco. Nie dostrzegała znajomych szkolnych murów. Liczyła się tylko przyjemnie dodatnia temperatura panująca we wnętrzu zamku. Ślizgon pocałował ją w lodowate czoło, co nieco ją uspokoiło.
    Słyszała, jak Jace mówi dosyć głośno jakieś krótkie hasło, w stylu ”Śmierć szlamom!” A może to było śmierć żabom? Zachichotała jak wariatka na myśl o absurdalności tego hasła.
    Malfoy gdzieś blondynkę niósł. W tamtej chwili była zupełnie bezbronna i chłopak mógł zrobić z nią dosłownie wszystko. Ale ufała mu. Jej biedny, chory umysł postanowił obdarzyć Jace’a zaufaniem. Ponownie zachichotała.
    Dotarli do pomieszczenia, zdecydowanie bardziej przytulnego niż dach „Czary Mary”. Było puste, mimo późnej pory i ponad sześciu łóżek tam stojących.
    Położył ją na jednym z łóżek. Zwinęła się w kłębek, obserwując jak Ślizgon rozpala w kominku. Po jej ciele rozlała się przyjemna fala ciepła. U jej boku położył się uroczy piesek, przypominający beagle’a. Rozczuliła się jego widokiem, położyła zgrubiałą z zimna dłoń na jego grzbiecie i zaczęła drapać zwierzaka, który obserwował swoją nową adoratorkę mądrymi oczyma.
    Jak poważne jest stan, do jakiego się doprowadziła? Czy nagle stanie się odrzucającą, sczerniałą brzydulą, której powypadają wszystkie włosy? Oczywiście znała sentencję, że liczy się wnętrze. Jako że należała do Ravenclawu powinna się z nią zgodzić, ale.. Praca nauczyła Montrose, że ładnym ludziom jest zdecydowanie łatwiej w życiu. Ta wizja sprawiła, że pijacki uśmiech zniknął z jej zsiniałych ust.
    Jace położył się obok niej, próbując choć trochę rozgrzać dziewczynę. Caroline była mu wdzięczna. Spróbowała przypomnieć sobie, jak należy postępować w wypadku odmrożeń, co przychodziło jej z niemałym trudem.
    - Jace – Jej głos był cichy i zachrypnięty. Bolało ją całe ciało. – obawiam się że musisz zdjąć ze mnie te przemoczone ciuchy… Bo jeszcze od nich umrę – spróbowała zażartować, ale chyba nie udało jej się to za bardzo. Mokre rajstopy przylepiły jej się do nóg.
    Piesek, który ułożył się po lewej stronie Krukonki zaskomlał cicho.

    OdpowiedzUsuń
  155. [to zgodnie z Twoim założeniem kontynuuje tak, iż Ian przebywa już w tej chacie, porwany przez Carrie]

    Blake wstał i chwiejnym krokiem ruszył do zamku. Z całych sił nienawidził Malfoy'a, chciał by zapłacił mu za to co przeszedł.
    Jednak dalej odczuwał pewnien niepokój, związany z ostatnimi słowami Jace'a.
    Domyślił się, iż czeka go coś o wiele gorszego niż wydarzenia z dzisiejszej nocy.
    W lochach unikał blondyna jak tylko mógł. Zresztą żadko go widywał, tak samo jak Carrie ...
    - Co oni kombinują .. - pomyślał, leżąc w swoim dormitorium.

    ...
    kilka dni później
    Ian wciąż leżał na drewnianej podłodze, pozbawiony ubrań.
    Jego organizm był na skraju wyczerpania po liczych torturach zgotowanych mu przez śmierciożerców.
    Wciąż miał przed oczami przerażającą sylwetkę Lorda Voldemorta, grożącego, iż zabije jego ojca, gdy ten mu odmówi.
    Drzwi otworzyły się z hukiem i ktoś wszedł do środka - ślizgon podniósł głowę, patrząc ledwo widzącym wzrokiem -
    - Jace? Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - wyjąkał.
    - Kiedy wreszcie dacie mi spokój? ...

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  156. - Urodziłem się bez serca. Wychowano mnie tak.
    Dziewczyna przekręciła oczami.
    - Gdybyś był bez serca, to zostawiłbyś mnie tam w środku lasu z wilkołakiem, który grzebał łapą w szczelinie, w której przebywałam. Z krwawiącą ręką w dodatku - mówiąc to wskazywała na stronę, z której aktualnie szli. Często mocno gestykulowała, by podkreślić wartość swoich słów. Nie mogła wzrostem, to chociaż emocjami. Wiedziała, że jej teraz nie widzi, ale co ją to obchodziło? Zawsze tak robiła.
    - Zresztą nie jesteś taki zły - powiedziała omijając kolejną ładną jej zdaniem roślinę. Szkoda było jej deptać florę, która człowieka miała nawet nie poznać. - Tylko nie bierz tego do siebie - wyciągnęła w jego kierunku palec, którym pokręciła - I tak cię nie lubię - pokazała mu język, dalej w spokoju podążając za nim.

    OdpowiedzUsuń
  157. Ból powoli ustępował, ale Caroline nadal nie potrafiła wykonać prawie żadnego ruchu, nie odczuwając przy tym przenikliwego kłucia na całym ciele. Jace delikatnie zdjął z niej przemoczone rajstopy i spódniczkę, co wywołało definitywny sprzeciw organizmu dziewczyny. Ponownie zaczęła się trząść.
    Ściągnięcie bluzki okazało się być nie lada problemem. Krukonka nie miała siły na absolutnie nic, także blondyn w końcu musiał uciec się do dość drastycznych środków.
    - Obiecuję, że zabiorę Cię na zakupy – mruknął, kiedy przecinał materiał. Przez chwilę zmartwiła się, było to jej służbowe ubranie, więc będzie musiała zmyślić powód, dlaczego je zniszczyła. Nie była w stanie dłużej skupić się na jednej myśli.
    - Bieliznę też? – spytał Ślizgon szelmowsko. Starał się być pewnym siebie, a to z kolei miało się dziewczynie udzielić , ale zdradzały go pełne niepokoju oczy.
    Podszedł do szafy, co dało Caroline parę cennych sekund. Szybko ściągnęła z siebie bieliznę, szczelniej zakrywając się kołdrą. Nie była wstydliwa i doskonale rozumiała, że to działania konieczne aby ogrzać wychłodzony organizm, ale nie chciała okazywać swoich słabości tak… dobitnie. Niemożliwe, prawda? Jej życie praktycznie spoczywało teraz w rękach Jace’a. Musiała mu ufać.
    Kręciło jej się w głowie. Gdyby nie podeszła do chłopaka w barze, nie leżałaby teraz w jego dormitorium, naga, chora i całkowicie bezbronna. I nie zdarzyło by się miedzy nimi to, co się zdarzyło… Czy żałowała? Żałujesz, Caroline?
    Jace usiadł na skraju łóżka, podając jej ciemną bluzę i szare dresowe spodnie. Były to z pewnością zimowe ubrania, co wywołało skrajną radość u dziewczyny. Wciągnęła bluzę przez głowę, powstrzymując przy tym łzy bólu. Nie udało jej się jednak ukryć grymasu, który momentalnie pojawił się na jej bladej twarzy. Nie chcesz okazać bólu i własnych słabości, tak? Przecież wiesz, że ci się to nie uda…
    Wtuliła się w Malfoy’a, obejmującego ją ramieniem.
    - Nie muszę tu być… Weź mnie do skrzydła szpitalnego. Powiesz że znalazłeś mnie pijaną na korytarzu – wyszeptała.
    To był inny Jace niż ten, którego znała wcześniej. Tamten Jace w życiu nie zajął się nią w taki sposób… Zważywszy na relacje, jakie panowały między nimi jeszcze wczoraj.
    - Nie chcę ci robić kłopotu – powiedziała cicho.
    Kłamała. Gdyby nie ból i skrajne wychłodzenie, Montrose mogłaby uznać się za największą szczęściarę na świecie. W dormitorium blondyna czuła się naprawdę dobrze. Trzaskający wesoło w kominku ogień, piesek chłopaka, który ciągle lustrował swojego pana i jego towarzyszkę mądrym, nieco zdziwionym spojrzeniem, jakby sam był zaskoczony takim zachowaniem Jace’a, napawały ją uczuciem bezpieczeństwa… Schowała twarz w jego koszuli. Czuła przez nią ciepło bijące od Ślizgona. Ciągle jej ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze.

    OdpowiedzUsuń
  158. [nie ma za co XD]

    Ian spojrzał ze wstrętem na Malfoya.
    - Nie wezmę od ciebie niczego, nawet gdybym miał tu umrzeć z pragnienia - syknął pod nosem.
    W głębi duszy cieszył się z wizyty blondyna.
    Musiał zadać mu kilka pytań, które od kilku dni tłukły mu się w głowie.
    Po tych licznych torturach Ian zrozumiał parę spraw.
    Wiedział, że nie wyjdzie z tego cało, chciał by jego życie skończyło się w miare szybko. Katowanie przez śmierciożerców będących na usługach krukonki było nie do zniesienia. Nawet śmierć byłaby lepszą opcją ..
    Ale w tej chwili musiał zadbać o bezpieczeństwo ojca.
    Nie mogli zabić go dla samej zemsty.
    - Malfoy - odezwał się do niego słabym głosem.
    Musisz załatwić mi spotkanie z Czarnym Panem .. i z ojcem.
    Nie macie prawa go więzić .. to nie jego wina.
    Spojrzał na niego wyczekującym wzrokiem z lekką iskierką nadziei.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  159. Ian powoli złapał oddech i spojrzał na blondyna.
    Nie mógł przyjąć do wiadomości słów, które dopiero co usłyszał:
    Dużo niewinnych osób ginie
    Przemyślał całą sytuację raz jeszcze.
    Wiedział, iż Lord Voldemort nie potrzebuje kogoś takiego jak on .. to wszystko było częścią zemsty. Planu Carrie i Jace'a wobec niego samego.
    - A jeśli się zgodzę - zaczął i wbił wzrok w podłogę.
    Jeśli przystanę na te wasze warunki i dołączę do grona śmierciożerców ...
    będę miał tylko jeden warunek - wypuścicie mojego ojca i zostawicie całą moją rodzinę w spokoju. Wtedy się zgodze.
    Spojrzał raz jeszcze na Malfoya, który rozsiadł się na fotelu, wypalając do reszty papierosa.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  160. Zrezygnowany spuścił głowę. Jego ostatnia deska ratunku legła w gruzach.
    Sam do końca nie wiedział, dlaczego mówi to wszystko akurat Malfoyowi.
    Nienawidził go z całych sił, lecz czuł iż tylko on może w jakiś sposób przyczynić się do realizacji jego planu.
    Tylko Jace mógł dowiedzieć się czego oczekuje Voldemort, a Ian był gotowy na wszystko.
    - Ale możesz się tego dowiedzieć, prawda? On ci wszystko powie ..
    Na pewno możesz od niego wydobyć chociaż tę jedną informację.
    Chce wiedzieć tylko czy ojcu nic nie grozi .. czy jeszcze żyje i czy oni go wypuszczą jeśli się zgodzę.
    Ian nie mógł pozwolić, by przez jego błąd zginął ktoś z jego rodziny.
    Musiał go uratować z rąk całej tej bandy śmierciożerców.
    Może oczekiwał od Malfoya zbyt wiele .. liczył się z odmową - nawet z tym, iż blondyn zaśmieje mu się w twarz i rzuci na niego zaklecie torturujące, ot tak, dla samej przyjemności - ale musiał spróbować.
    - Malfoy?

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  161. - Gdybyś robiła mi kłopot nie leżałabyś w moim dormitorium, w moich dresach... - Jace przerwał na chwilę, więc Caroline tak przekrzywiła głowę, by mieć na niego dobry widok. Była ciekawa jego dalszych słów. - W moich ramionach...
    W jej głowie rozgorzała cała kanonada sprzecznych myśli i emocji. Twarz blondyna raz była maską, nie do przejrzenia, ale o wiele częściej można było z niej czytać jak z otwartej księgi. Wiedziała, że Ślizgon czuje się podobnie. Była ciekawa jego dalszych słów - była pewna że chłopak jeszcze nie skończył - ale jednocześnie się ich obawiała. Bała się że są całkowicie różne od jej odczuć.
    Zadrżała, ale to nie był efekt skrajnego wychłodzenia.
    - Boże Caroline co Ty ze mną robisz. - wyjęczał jak małe dziecko, co było dość zabawne. Schował twarz w jej blond włosach, całkiem już rozczochranych. Nie ostały się nawet resztki misternej fryzury.
    - To wszystko jest takie szalone, prawda? - wyszeptała, przygryzając do krwi dolną wargę. Zabolało. - Gdyby mi ktoś wczoraj powiedział, że tak się stanie, wyśmiałabym go... Ale teraz Jace, zupełnie siebie nie rozumiem. Czuję się szczęśliwa i... Jace... - zatrzymała się na chwilę. Musiała, by zaczerpnąć tchu, a poza tym powoli zaczynało jej ponownie ciemnieć w oczach. Dotknęła dłonią skroni, próbując uspokoić pędzące jak oszalałe myśli.
    - Jace, dlaczego? Malfoy którego znałam, nawet opłacony nie zająłby się nikim w taki sposób. Nikim.
    Mówiła by dalej. Chciała podzielić się ze Ślizgonem wszystkimi swoimi wątpliwościami, pokazać że mu ufa, Jednak sam Malfoy jej na to nie pozwolić, zamykając jej usta pocałunkiem. Zasyczała z bólu wywołanego tak gwałtownym ruchem, ale nic więcej nie powiedziała.
    Zupełnie się pogubiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Przepraszam, że tak "użyłam" Twojej postaci, ale miałam taki piękny komentarz i mi się zgubił, i zapomniałam kompletnie końcówki, a była taka piękna ;_;]

      Usuń
  162. [ No właśnie od soboty się zastanawiam jak odpisać, żeby to jakoś dalej pociągnąć ale nie mam pomysłów :) ]

    OdpowiedzUsuń
  163. Dziewczyna przez chwile milczała pozostawiając ślizgana w niepewności, jednak juz po chwili jej twarz sie rozpromieniła i kilka dla energicznie głową. Nie miał wyjścia. Wszystko byli zbyt idealnie zaplanowane, i tylko to wiedzial Malfoy. Ni chciała go bardziej wtajemniczać, po części ze względu na drastyczne srodki jakie wykorzystała do zmuszenia go, po części z woli czarnego pana. To byla tajna misja.
    - Nie miał wyboru- powiedziała wzruszając lekko ramionami, chociaż w tej chwili miała ochotę skakać z radosci.
    Teraz obydwoje byli bezpieczni i ona i Jace. Już nic im nie groziło a przynajmniej na razie.
    - Użyłam zbyt przekonujących argumentów- dodała szybko- poza tym zmiękł juz pi dwóch dniach w zakazanym lesie, jednak pomimo tego On go chciał. Po ci mu tak słabeusz?- uniosła brew, zakładając ręce na piesi- Ma wielu innych, lepszych od niego, wiec dlaczego pomimo jego słabości i tchórzostwa go wziął? Zastanawiające..

    OdpowiedzUsuń
  164. [przekazuję info od Avery: ma awarię internetu więc jakiś czas jej tu nie będzie]

    OdpowiedzUsuń
  165. Oparła się o wezgłowie łóżka, okrywając się szczelniej kołdrą Ślizgona. Spojrzała na niego, a tym spojrzeniem chciała mu przekazać wszystkie swoje wątpliwości, troski, zmartwienia, radości
    - Bardzo chętnie – odpowiedziała, głaszcząc pieska po brzuszku. Jego oczy nadal wydawały się Caroline przepełnione taką wiedzą na ich temat, jej i Jace’a, jakiej oni w życiu nie będą w stanie osiągnąć.
    Rozejrzała się po pokoju, bądź co bądź całkiem ładnie urządzonym. Wiedziała, że dormitoria Ślzigonów znajdują się w lochach, pod jeziorem, ale nigdy by nie przypuszczała, że mogą się tak odcinać od stereotypu jaskini, jaki hogwardzcy uczniowie serwowali jej od praktycznie pierwszego dnia w szkole. Nie znaczyło to, że nie była wcześniej w Pokoju Wspólnym Slytherinu, po prostu jakoś tak… Nie zwróciła uwagi.
    Jej uwagę przyciągało wielkie terrarium wbudowane w ścianę, z ogromnym wężem w środku. Dziewczyna wątpiła, czy każdy Ślizgon posiada takowe, klatka sprawiała wrażenie zrobionej na specjalne życzenie. Domyślała się na czyje i była ciekawa, co na ten temat myślą inni jego współlokatorzy.
    - Nie mów, że masz tutaj całą kuchnię – prychnęła nico uszczypliwie, nawiązując do mieszkania węża, ale z radosną nutą w głosie.
    Caroline czuła się, jakby ignorowała jakiś bardzo istotny fakt, chorobę, śmierć kogoś z rodziny… Beztroska pogawędka z Jace’m była zmianą tematu i uciekaniem od istotnych problemów. Powinni zasiąść do poważnych pertraktacji, w której każda ze stron zainteresowanych wyraziłaby swoje zdanie.
    Ale było jej zadziwiająco dobrze, z tym innym, tym prawdziwym Jace'm. Sama obecność chłopaka napawała ją niezmierzonym oceanem spokoju, który koił jej zszargane nerwy i pozwalał ignorować przeszywający ból na całym ciele. Oparła głowę o podkulone nogi, kiedy Malfoy usiadł obok niej, z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Nie widziała, jakim cudem tak szybko udało mu się go zdobyć (wyczarować, transmutować?), po raz kolejny. Krukonka przyjęła go z wdzięcznością.
    Co dalej, co będzie dalej?
    Chciała, żeby ta chwila – mimo jej cierpienia – trwała wiecznie. Oparła głowę o ramię Ślizgona, pozwalając sobie na chwilę słabości. Westchnęła cicho.
    - Co będzie dalej? – zapytała, upijając łyk naparu. Przyjemne ciepło rozlało się po jej organizmie, ale nie bardziej rozgrzewające, niż pocałunki Malfoy’a, te w Hogsmeade, na dachu, w dormitorium, nie bardziej niż jego ręce obejmujące jej talię, niż jego oddech na jej szyi…

    [Wypadałoby coś wprowadzić, ażeby zburzyć ich nawet tylko pozorne szczęście, na przykład jakieś nagle, nadprogramowe i obowiązkowe spotkanie śmierciożerców, na którym Jace będzie musiał być czy coś. Już za długo im pozwalamy na szczęście. xd]
    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  166. Yseult zaśmiała się cicho.
    - Najważniejszy? - spytała, unosząc brwi. - Chciałbyś.
    Jace, ku jej zdziwieniu, odsunął ją od kociołka i zerknął do podręcznika. Yseult osłupiała, nie wierząc, że poszło jej tak łatwo. Przecież to Malfoy, ten Malfoy, ten napuszony dupek...
    Zaraz pojawił się powód nagłego "ożywienia" chłopaka. Bardzo duży powód, bo profesor Slughorn nigdy nie ukrywał swojej słabości do obfitych i tłustych posiłków. Przez co wyglądał równie obficie.
    Z trudem powstrzymała pełne irytacji parsknięcie. Zacisnęła lekko dłonie. Profesor Slughorn od zawsze miał tych swoich ulubieńców, których we wszystkim traktował ulgowo, kiedy ona musiała harować i wyciskać z siebie siódme poty. Weźmy na przykład takiego Malfoya - ledwo ruszył ręką, a nauczyciel już zaczął rozpływać się nad jego umiejętnościami, przy czym to ona robiła wszystko, odwalała robotę za chłopaka, który tak czy inaczej miał ocenę wybitną w kieszeni.
    Jakże żałowała, że od pierwszej klasy nie widziała potrzeby przypodobania się profesorowi - o ile łatwiejsze byłoby jej życie!
    Wyrwała chłopakowi podręcznik i sięgnęła po kolejne składniki, ignorując całkowicie słowa profesora. Była zła i to bardzo...

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  167. [No więc bardzo dziękuję za słowa powitania i za wytknięcie błędów. Przeoczyłam je i właśnie poprawiłam. Jednak co do wątku to może zacznę. :)]

    Emily kochała swoje życie. Szalone, pełne zawirowań, szybkie i intensywna. Zawsze była w biegu. Uwielbiała to, jednak czasem sprawiało to jej kłopot. Mało kto był w stanie za nią nadążyć. W pędzie pomiędzy indywidualnymi lekcjami Eliksirów, korkami z Zaklęć, treningiem Quiddicha i spotkaniami klubu ślimaka mało miała czasu na cokolwiek, a już na pewno na jakiś poważny związek. Więc kończyło się na tym że miała całą masę kumpli, ale nie miała chłopaka. Nie to żeby jej to przeszkadzało, bo wiedziała że mało który facet dał by radę z nią wytrzymać... Bardziej martwił ją fakt że nie miała czasu dla przyjaciół. Dlatego nie zgłaszała się do funkcji prefekta, choć zapewne udałoby jej się ją otrzymać.
    Teraz tez była znów w biegu. Mknęła przez szkolne korytarze niczym roześmiany bolid formuły jeden. Biegła na swoją cotygodniową dodatkową lekcję z profesorem Slughornem. Jak zwykle była spóźniona. Dlaczego się śmiała? W sumie sama nie wiedziała dlaczego po prostu śmiać jej się chciało że po raz setny się spóźni. Tak spóźnienia, tak jak wieczny uśmiech, były jej cechą charakterystyczną.
    Emily wreszcie dotarła zdyszana do lochów. Otworzyła drzwi.
    - Panie profesorze... Strasznie przepraszam za.... - wysapała, ale urwała w pół słowa, bo obok starego poczciwego ślimaka dostrzegła blond grzywę znanego jej Ślizgona.
    - Malfoy? - zdziwiła się. - Co ty tu do cholery robisz?
    - Panno Braithwaite - upomniał Rudą Slughorn. - Gorący temperament, gorącym temperamentem, ale przy mnie proszę chociaż sprawiać pozory... - dodał patrząc na mnie z pobłażaniem.
    Na moich policzkach pojawiły się rumieńcie i by to zamaskować uśmiechnęłam się.
    - Panu Malfoy'owi - ciągną dalej nauczyciel - zmienił się plan treningów Quiddicha i to jedyny termin w którym może mieć ze mną zajęcia. Czyż to nie cudowne? Dwoje moich najlepszych uczniów będzie miało razem zajęcia.
    Slughorn wyglądał na zachwyconego za to Emily i Jace nie szczególnie. Malfoy był jedną z niewielu osób z którymi Emma nie przepadała. Z resztą jak miała go lubić skoro cały czas dokuczał jej przyjacielowi, Will'owi, który był mugolakiem. Dziewczyna co prawda nie wiedziała dlaczego Malfoy jej nie lubi, ale nigdy nie zapytała. Owszem, ciekawiło ją to, ale wiedziała że taka rozmowa zakończyłaby się ostrą kłótnią.
    Czyż to nie ironia że dwoje ulubieńców Slughorna było tak od siebie innych? Ślilgon i Gryfonka, gbur i lekkoduch... Jedyne co według Emily ich łączyło to ręka do eliksirów i zamiłowanie do intensywnego życia. No i Quiddich oczywiście.

    ~ Emily

    OdpowiedzUsuń
  168. Gryfonka była tak pochłonięta rozmową z profesorem że prawie zapomniała o siedzącym nieopodal Malfoy'u. Kochała eliksiry to było coś co jej wychodziło. Gorzej było z artykułami. Matka cały czas namawiała ją żeby pisała do szkolnej gazetki, ale ona nie chciała. Nie miała zamiaru oczerniać innych przed ludźmi, nie miała zamiaru wymyślać chwytliwych historyjek. Nie chciała tego. To nie był jej sposób na życie tylko jej matki. To był jeden z wielu powodów dla których jej nienawidziła. Inny był taki że nigdy jej nie kochała. Emily nigdy nie czuła się kochana i dlatego teraz okazywała tą miłość wszystkim zapełniając lukę. Podobno było to uwarunkowane psychologicznie, ale dziewczyna uważała to za stek bzdur. Po prostu uśmiech innych powodował uśmiechu niej. Dzięki temu czuła się szczęśliwa. Dzięki temu nie płakała tak jak zawsze w dzieciństwie.
    Nie była zadowolona gdy Slughorn obwieścił im że musi na chwilę wyjść. Nie chciała zostawać z Malfoyem sam na sam. Dobrze wiedziała jaki jest. Nie jedna dziewczyna przychodziła do niej z płaczem i żaliła jej się że chodziło tylko o seks, że Malfoy jej nie kocha. Szkoda było ich Emmie. Były takie naiwne...
    Wcześniej tego nie zauważyła zajęta rozmową z nauczycielem, ale nagle zaczęło jej przeszkadzać to że Malfoy się tak na nią gapi.
    - No... - zaczął chłopak nie spuszczając wzroku z twarzy Emily. - Co dzisiaj się tak wystroiłaś? - spytał unosząc jedną brew do góry pytająco. - Uznam, że wiedziałaś, że tutaj będę.
    Emily roześmiała się szczerze.
    - Chciałbyś, Malfoy - prychnęła z rozbawieniem. - Wybacz, ale ja nie jestem taka naiwna jak te biedactwa. Nie mam zamiaru z rana uciekać do swojego dormitorium ubierając się popłochu na korytarzu - dodała kąśliwie.
    - Już wolę Willa - powiedziała Ruda jak gdyby nigdy nic. - Jest od ciebie wyższy.., znacznie przystojniejszy.., bardziej seksowny, no i... on mnie szanuje - dodałam udając że z uwagą przeglądam książkę.
    Wiedziałam że go to wkurzy. Dotknęłam jego najsłabszych punktów. Porównałam go do mugolaka i w dodatku uznałam że jest lepszy, a jakby tego było mało dotknęłam dwóch cech którymi Malfoy się szczycił. Mieszanka wybuchowa.

    OdpowiedzUsuń
  169. [ myślimy coś może nad kontynuacją wątku Jace&Ian? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  170. Kiedy Jace wyszedł z dormitorium, kompletnie ją zamurowało. Jak mógł ją zostawić? Nie to złe pytanie, zbyt pretensjonalne. Co było tak ważne, że postanowił ją opuścił?
    Mimo zapewnień chłopka, że powinna zostać w pokoju sama aż do bladego świtu, nie mogła tu zostać. Nie mogła. Doskonale znała taki typ zachowania – mięśnie twarz tężeją, serce zamiera na krótką chwilę, kiedy delikwent dowiaduję się, co powinien zrobić. Wiedziała, bo jej ojciec, kiedy jeszcze go odwiedzała, zachowywał się tak samo. Caroline spróbowała podnieść się z łóżka. Pierwsza próba zakończyła się jej sromotną klęską. Opadła na pościel, tłumiąc szloch. Nie mogła się poddać. Spróbowała ponownie, tym razem poszło dziewczynie nieco lepiej, ale musiała chwycić się oparcia łóżka, by ponownie nie upaść. Krukonce zakręciło się w głowie.
    Zależy mi na tobie. Bardziej niż na czymkolwiek innym.
    Tak powiedział. Sens tych słów początkowo do niej nie dotarł, ale teraz, z każdą chwilą zaczynała go rozumieć. Nadal słyszała w myślach odgłos drzwi zatrzaskujących się za Jace’m. Zależało mu. Byłaby okropną ignorantką, gdyby nie poszła teraz za nim, przy całej swojej wiedzy, bo…
    Ona wiedziała. Wiedziała, gdzie chłopak - jej chłopak? - się udał. A w każdym razie na czyje wezwanie. Nie mogła mu na to pozwolić. Po przykładzie własnego ojca miała pojęcie, jak służba u Czarnego Pana może się skończyć. Pijaństwem, depresją, skrajnym szaleństwem. I nie tylko. Chciało jej się wyć, że była tak głupia i mogła nie zauważyć uwiecznionego na zawsze znamienia na przedramieniu Jace’a. Ta myśl nie dawała Montrose spokoju, kiedy powoli szła przez pokój Ślizgona, a jego piesek plątał jej się pod nogami.
    Wyszła z dormitorium w idealnym momencie. Osunęła się na podłogę, powstrzymując mdłości i mając mroczki przed oczami. Jeden ze współlokatorów Malfoy’a postanowił wrócić, a u jego boku szła nieco podchmielona dziewczyna o płowych włosach. Zaśmiała się jak idiotka z żartu tamtego, a Caroline obserwowała ich zamglonym wzrokiem. Oboje byli w stanie upojenia alkoholowego, liczyła na to, że nie zauważą śladów po jej niedawnej obecności w tym miejscu.
    Zebrała się w sobie i z niemałym trudem udała się po schodach do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, który świecił pustkami. Nie wiedziała jakim cudem udało jej się dostać do holu, ale była skrajnie wyczerpana. Całe ciepło, jakie udało jej się zgromadzić w ciele w dormitorium Ślizgonów gdzieś się ulotniło, a ona trzęsła się jak osika.
    Nie możesz się poddać. Dla niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocno pchnęła drzwi, prowadzące na błonia. Miała w nosie zakazy, teraz liczył się tylko Jace i to, że musiała go znaleźć. Musiała. Lodowaty powiew wiatru prawie zmiótł ją z nóg, udało się jej jednak nie przewrócić. Piesek blondyna ni stąd, ni zowąd zmaterializował się przy jej boku. Szedł za nią?
      No pięknie, jeszcze jedna istotka, o którą musiała się zatroszczyć.
      - Chodź tutaj, przystojniaku – wyszeptała, biorąc go w ramiona. Ciepło bijące od zwierzaka dodawało dziewczynie otuchy… Jakby Jace wciąż przy niej był. Potrząsnęła lekko głową, chcąc wyzwolić się od tej myśli. Od jakichkolwiek myśli, których istna galopada w jej umyśle była jak tornado, nie pozwalające na choćby sekundę normalnego życia, bez wątpliwości i zmartwień. Szczęśliwego życia.
      W oddali majaczył jej Zakazany Las. Caroline podejrzewała, że blondyn udał się właśnie w tamtym kierunku. Gdzie indziej Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, kazał mu pójść? Hogwart, jak i Hogsmeade odpadało z racji zbyt dużej liczby ludzi. Chyba że Malfoy się teleportował, ale wykluczała taki wariant.
      Prawie na czworakach udała się na skraj Lasu. Krukonka wyczerpana opadła przy jakimś drzewie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazła. Ciałem dziewczyny wstrząsały niemożliwe dreszcze, nie czuła żadnej kończyny. Miała umrzeć? Proszę bardzo, przynajmniej ze świadomością, że próbowała cokolwiek zrobić dla Jace’a. Cokolwiek.

      [Wybacz zwłokę, ale chciałam to napisać porządnie… No, mniejsza z tym, czy mi się udało.
      Mała uwaga – dormitoria Ślizgonów znajdują się pod jeziorem, praktycznie w ziemi, więc nie może być tam okien, a przynajmniej nie takich prawdziwych.
      A poprzedni odpis był taki awwww, nawet nie zauważyłam błędów *.*]
      Montrose

      Usuń
  171. Każde jego kolejne słowo coraz bardzie oburzyło Gryfonkę.
    Jak można być takim nieludzkim? Jak można być takim zadufanym w sobie? jak można być takim nietolerancyjnym? jak można być taaaaakim dupkiem?!
    - Mam się go brzydzić bo.... Bo jest mugolakiem?! - spytała Ruda oburzona. - Jesteś naprawdę strasznym dupkiem, Malfoy... - westchnęła. - Jednak wracając do twoich wniosków to uważam że Will jest naprawdę miły nie rozumiem co ty do niego masz. Czemu miałabym zasługiwać na kogoś lepszego. Nie znam bardziej uczciwego i lepszego człowieka. Jest całkowitym przeciwieństwem ciebie. Jest miły, uprzejmy, szanuje mnie, zawsze jest gdy go potrzebuje i nigdy nie zdradził ŻADNEJ swojej dziewczyny. - powiedziała stanowczo Gryfonka.
    Nigdy nie podobał jej się William, ale cała reszta którą o nim mówiła była prawdą. Ten chłopak był naprawdę wspaniały i zdolny. Był wprost wybitny z Zaklęć, Zielarstwa i Historii Magii.
    - I jak mam nie sądzić że chodzi ci tylko o zaciągnięcie mnie do łóżka. A przepraszam... Albo na podłogę, albo do schowka na miotły, albo na stół, albo... - wyliczała.

    OdpowiedzUsuń
  172. Minął trzeci dzień odkąd Ian Blake wstąpił do grona śmierciożerców.
    Wciąż czekał na wiadomość od Malfoy'a, który miał przekazywać mu daty ich spotkań i wdrożyć go w nowe życie.
    W duchu liczył na to, iż ten moment nigdy nie nastąpi i nie będzie zmuszony stanąć twarzą w twarz z Czarnym Panem.
    Jak mógłby udawać, iż głoszone przez Niego ideologie całkowicie mu pasują, skoro było kompletnie inaczej oraz być na każde jego skinienie?
    Czekała go również inicjacja, której obawiał się najbardziej. Wciąż nie wiedział co stało się z jego ojcem oraz jaki los jest mu pisany.
    Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego i już z daleka ujrzał zbliżającą się ku niemu sylwetkę Jace'a.
    - Masz jakieś wiadomości? - odezwał się do niego ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę.
    Dalej nie mógł spojrzeć mu w oczy.
    - No? - zachęcił go, czekając na odpowiedź.
    - Wiesz już o dacie mojego pierwszego spotkania?

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  173. Ian natychmiast podniósł głowę i spojrzał z nienawiścią na Malfoy'a.
    Przez chwilę oboje lustrowali się wzrokiem, po czym brunet w skupieniu wysłuchiwał słów wypowiadanych przez Jace'a.
    - Więc dzisiaj pierwsze spotkanie? Już nie mogę się doczekać - syknął z nutą kpiny w głosie.
    - O której godzinie mamy tam iść? - zapytał, krzyżując buntowniczo ręce.
    Stanął obok niego, cierpliwie wyczekując na odpowiedź.
    Poczuł się ciut bardziej pewny siebie.
    Postanowił przynajmniej stwarzać pozory, iż nie boi się ani ślizgona ani śmierciożerców. O Voldemorcie nie wspominając ..
    Zanim zdąrzył ugryść się w język, warknął w stronę Malfoy'a:
    - Jeszcze raz usłysze, że odzywasz się do mnie w ten sposób .. nie masz prawa mi rozkazywać!
    Jace nie mógł mu nic zrobić - przynajmniej teraz gdy oboje przebywali w pomieszczeniu pełnym innych uczniów. Blake raz jeszcze spojrzał w jego twarz, która przybrała nieodgadniony wyraz.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  174. Nie udawaj, że jesteś taki cwany, bo trafisz znowu do Twojego ulubionego miejsca w Zakazanym Lesie
    Ian nie chciał nawet tego komentować. To jasne - bał się, ale nie mógł pozwolić sobie na takie traktowanie. Poniósł już swoją karę, o mały włos nie stracił życia, a Malfoy śmiał jeszcze mu grozić?
    Kiwnął jedynie twierdząco głową i natychmiast zniknął mu z oczu.
    Ian wrócił do swojego dormitorium rzucając się na łóżko.
    Czas pędził mu dzisiaj zdumiewająco szybko, jak na złość.
    Ani się obejrzał, a zbliżała się ustalona wcześniej godzina.
    Niechętym krokiem ruszył przed siebie, kierując się do Pokoju Życzeń.
    Brunet stanął przed długą ścianą, powtarzając w myślach kilka słów.
    Ostatnim razem w pomieszczeniu znajdował się jedynie alkohol, więc i tym razem zażyczył sobie by tak się stało.
    Gdy tylko ujrzał pojawiające się drzwi, chwycił za klamkę i wszedł do środka.
    Blondyn już tam był, najwyraźniej na niego czekając.
    Twarz Ian'a przybrała obojętny wyraz: spojrzał prosto w oczy Jace'a i odezwał się do niego zdecydowanym głosem:
    - Jestem już. Co takiego twoi śmierciożercy kazali mi przekazać przed spotkaniem?
    Zaakcentował jedno słowo, dając mu do zrozumienia że nie identefikuje się z przynależnością do zwolenników Czarnego Pana.
    Stanął pod jedną ze ścian, uważnie wsłuchując się w to co zaraz usłyszy z ust blondyna.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  175. Ślizgon spojrzał na niego ze zdziwienie. Nie spodziewał się takiego pytanie i to na samym wstępie ich rozmowy.
    Nie myślał ani chwili nad odpowiedzią, tylko natychmiast odezwał się do siedzącego w fotelu Malfoya:
    - Oczywiście, że chce przeżyć. Ale nie jestem aż tak głupi jak ci się wydaje - warknął cicho, wlepiając wzrok w przeciwległą ścianę.
    - Nie wmówisz mi, że jesteś tu po to by pomóc mi wyjść z tego z życiem. Oboje doskonale wiemy, że pragniesz mojej śmierci ..
    Na co on czeka - pomyślał Ian, spacerując bezcelowo po pokoju.
    Spotkanie z Voldemortem miało rozpocząć się za niecałą godzinę.
    Jedynie 60 minut dzieliło Iana od tego czego tak bardzo się obawiał ..
    - Dobra, Malfoy - kontynuował.
    - Wytłumaczysz mi w końcu o co ci chodzi? Jeśli chcesz żeby mnie zabito to po co te całe przygotowania? Wystarczy, że nie powiesz mi ani jednego słowa co mam robić albo jak się zachować i koniec gry.
    Posłał mu wyzywające spojrzenie: Musiał poznać motywy postępowania blondyna.

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  176. - Gdybyś miała tam być, dawno byś już była. - mruknął cynicznie blondyn.
    Dziewczyna ledwo się powstrzymała żeby nie wybuchnąć gromkim śmiechem.
    Malfoy w ten swój irytujący sposób bywał całkiem śmieszny. Szczególnie gdy myślał że panuje nad wszystkimi swoimi uczuciami i że kontroluje całą sytuację.
    Przecież to było niemożliwe. Owszem, umiał się kontrolować, ale nikt nie potrafi w pełni zapanować nad swoimi uczuciami, każdy ma jakiś słaby punkt. Malfoy też go musiał mieć. Emily pozostawało tylko próbować i próbować, aż wreszcie go odnajdzie.
    Gryfonka udając zamyślenie wciągnęła powietrze, ale na jej ustach wciąż igrał rozbawiony uśmieszek.
    - Ah... Rozumiem. Tak więc mam inne zastosowanie - powiedziała unosząc do góry wskazujący palec i udając że zastanawia się nad tym z całych sił przygryzając dolną wargę. - No nie wiem, Malfoy... Nie mam pojęcia. Błagam cię, zdradź mi ten sekret... - powiedziała składając ręce jak do modlitwy i ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  177. - Pytasz czy nie chce twojej pomocy? - Ian obrzucił go cierpkim spojrzeniem.
    - Chce tylko wiedzieć o co tu chodzi. Jeśli wiesz coś na temat planów Voldemorta to nadeszła odpowiednia pora byś mi o nich powiedział.
    Ian zrobił krok naprzód i stanął naprzeciwko blondyna, patrząc mu prosto w oczy.
    - Jeśli planujecie kolejną zemstę .. kolejne tortury, to może rzeczywiście nic mi nie mów i pozwól mi zginąć. Ja nie zamierzałem być jednym z was .. nie mieliście prawa mnie do tego zmuszać. I tak prędzej czy później odszedł bym od Niego .. nie będę posłusznie spełniał każdego jego polecania, nawet za cene życia.
    Blake nabrał odwagi: skrzyżował ręce i wyczekiwał na odpowiedź Jace'a.
    Północ zbliżała się wielkimi krokami, nadszedł czas by Malfoy wyjawił mu całą prawdę.
    - A teraz słucham, powiedz mi wszystko co wiesz.

    IAN BLAKE

    [spokojnie, krótkie odpisy też są ok :)]

    OdpowiedzUsuń
  178. [ Ślicznie dziękuję :D Też chcę wątek z Malfoy'em! XD Ta wybuchowa mieszanka nie wróży nic dobrego :D Robimy tradycyjne powiązanie? ^^ Gromy, iskry, nienawiść od pierwszego wejrzenia? ;) ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  179. Miała prawo być zła, najzwyczajniej w świecie miała do tego prawo. Nie dość, że trafiła na swojego eks narzeczonego, to jeszcz musiała znosić te uśmieszki Slughorna i pochwały rzucane w jego stronę za nic. Bo Jace jak na razie nic nie robił i nic nie wskqzywqło żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić.
    Zwracanie się do niej per "kochanie" nie było najlepszym rozwiązaniem.
    - Nie mów do mnie kochanie - powiedziała, łapiąc za nóż i trzymajac go jak broń.
    - I przyznam szczerze, że myślałam, że to Krukoni są tymi mądrymi.
    Miał rację, cholera. Nawet jeśli nic by nie oddali, Slughorn o tak wstawiłby im po "Wybitnym". A przynajmniej jemu, co do niej mógłby się zastanawiać.
    - Nie wiem jak ty, Malfoy, ale ja zamierzam zdać OWUTEMy i, o ile również masz takie plany, radziłabym ci zacząć coś robić, a nie sterczeć jak ostatni palant i...
    Zmarszcyła delikatnie brwi.
    - A tak właściwie to kogo ty tak wypatrujesz?

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  180. [ O Jezusie *-* Mój Bóg tutaj...ALEX...PE-PE-PETTYFER!!
    Jasne, że chcę wątku! ŻĄDAM GO! XD
    Patronus tygrysa? Fleur ma lwa XD Jace jest starszy, ale to chyba nie problem, by gdzieś na dziedzińcu zaczął się z Houx naśmiewać...Przez co by się pojedynkowali i na koniec dostali szlaban XD
    Co ty na to?]

    Fleur Houx

    OdpowiedzUsuń
  181. [ Jestem za :D Obalmy ten mit, w końcu Jim chyba tylko wobec Snape’a rezerwował nienawiść, dla Jace mogłoby nie starczy ^^ Szlabany to chyba dość przegadana kwestia xD Hm… Może Potter przez roztargnienie jak ten głupek zostawi mapę Huncwotów w sowiarni, wróci po nią, no ale pech chciał, że Malfoy też postanowił akurat w tym dniu napisać list i zaciekawi się tym nietypowym zwojem pergaminu, zwłaszcza że w magiczny sposób zapomniał zabrać ze sobą kartki, czy coś ;) Och, wybacz, moja kreatywności dziś cierpi ^^’ ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  182. Gdyby miała wypowiadać swoje myśli na głos, jej pierwsza brzmiałaby: Jace Malfoy w końcu oszalał! Druga myśl byłaby o wiele mniej optymistyczna, a brzmiałaby: Cholera, on ma trochę racji! Ani jedna, ani druge nie oddawałaby w pełni stanu, w jakim znalazła się Yseult. Dziewczyna była rozdarta - z jednej strony lubiła eliksiry, a profesor Slughorn bywał sympatyczny, ale z drugiej... Chwilami, słuchając tych wszystkich pochwał i wyrażania zachwytu nad niczym wykonanym przez pupilki profesora, rączki swierzbiły ją niemiłosiernie, by zniszczyć nauczycielowi coś drogocennego.
    Wzruszyła ramionami, przerwała na chwilę szatkowanie korzenia mandragory, by spojrzeć na chłopaka.
    - Czasami - powiedziała. Pomyślała o całym pocie, który wylała, męcząc się nad tymi wszystkimi pokręconymi miksturami, z wybrakowanym podręcznikiem u boku. Kazżda, nawet wykonana perfekcyjnie mikstura podsumowana była oschłym "nieźle" profesora Slughorna. Tak, w takich chwilach, kiedy uderzała ją ta jawna niesprawiedliwość całej sytuacji, miała ochotę uważyć najbardziej wybuchowy eliksir na świecie i zdeonować bądź, co byłoby wynikiem pożądanym, zrównać z ziemią salę od eliksirów.
    Nigdy tego nie zrobiła. Na jej drodze zawsze stawał rozsądek.
    - Tak bardzo nie lubisz naszego drogiego profesora Slughorna, że chcesz mu rozwalić salę? - spytała. Bo ja owszem, dodała w myślach.
    Nie oczekiwała, że usłyszy odpowiedź.

    Yseult D.

    OdpowiedzUsuń
  183. [ Przepraszam z góry za to coś o.o ]

    James wstał tuż przed świtem, aby wysłać list do rodziców. Wpadł do sowiarni jak burza, wybrał pierwszą lepszą szkolną sowę z brzegu i przywiązał jej liścik do nóżki, częstując ptaka uprzejmym uśmiechem. Sowa zaskrzeczała w odpowiedzi, nastroszyła pióra, wzniosła się w powietrze i odleciała hen daleko. Potter przestudiował jej zgrabny lot aż do momentu, kiedy nie zniknęła z horyzontem i tyle było ją widać. W swoim porannym roztargnieniu i typowym roztrzepaniu nawet nie zauważył, że mapa Huncwotów wyswobodziła się z jego kieszeni i zaliczyła spotkanie ze sowimi piórami i odchodami.
    Szybko wybiegł ze sowiarni, nie rozglądając się za siebie, bo niespodziewanie w głowie układał mu się kolejny cudowny plan zagłady nad szkołą. Nie mógł się doczekać momentu, gdy podzieli się swoim geniuszem ze swoją wesołą gromadką przyjaciół. Był pewien jednego — ten plan był o stokroć lepszy od tego, którego opracował wczoraj do późna w nocy. Zdecydowanie lepszy!
    Zatrzymał się raptownie tuż przed portretem Grubej Damy, która wlepiła w niego natarczywe spojrzenie, prosząc o hasło. Potter zaczął gorączkowo przeszukiwać stan swoich szat i doszedł do przykrego wniosku, że JEJ nie ma. NIGDZIE JEJ NIE MA! Ich mapa, arcygenialna kalka Hogwartu przepadła, zagubiona gdzieś w odmętach zamku. Przełknął głośno ślinę, przeczesując gorączkowo czuprynę.
    A szlag by to! Zrobił w tył zwrot, sprawdzając każdy korytarz, przez który przechodził. Jeśli ta mapa wpadnie w niepowołane ręce, ba, jeśli ta mapa wpadnie w jakiegokolwiek ręce, Łapa na pewno da mu popalić, a może nawet nie odezwie się do niego do końca życia. Bo jak można zgubić coś tak cennego?! Jak można przepuści dzieło ich życia, nad którym harowali dniami i nocami, badając kawałek po kawałku zakamarki szkoły?
    Jim, myśli, rozruszaj szare komórki, włącz trybiki! Rogacz miał wrażenie, że jego głowa pracuje na najwyższych obrotach. Myśli były tak intensywne, że aż głowa go rozbolała. Wbiegł po schodach do sowiarni, o mało nie tracąc równowagi na oblodzonym stopniu. Gdyby nie jego wrodzony refleks, jak nic wybiłby jedynki.
    A w wylęgani słów rozgrywała się najprawdziwsza tragedia, która przekroczyła jego najśmielsze oczekiwania. Nie ma szans, aby nazwał ten dzień udanym.
    — Och, Malfoy — przywitał się bardzo ciepło na widok Ślizgona, który — o zgrozo! — trzymał ICH gryfońską mapę w swoich ślizgońskich dłoniach. — Z łaski swojej oddaj mi tę… eee… pracę domową z transmutacji.
    Właśnie ziścił się najgorszy scenariusz. Ale na bogów wszelakich, kto o tej porze odwiedza sowiarnię? O tej porze śpi się w swoim ciepłym łóżku i nie myśli się o tym, aby wystawać z niego nos, do cholery!

    OdpowiedzUsuń
  184. Nie wiem co Czarnemu Panu siedzi w głowie .. Ian prychnął pod nosem.
    Nie wiedział ile razy słyszał już to samo zdanie z ust Malfoy'a.
    - Czy ten kretyn naprawdę nic nie rozumie?! - pomyślał i obrzucił blondyna spojrzeniem pełnym nienawiści.
    Wszystko wskazywało na to, iż Ian musi liczyć sam na siebie. Malfoy nie miał najmniejszej ochoty dać mu żadnych wskazówek, a on sam nie chciał się o nie dopominać.
    nie to nie .. dam sobie rade
    - Jesteś żałosny - warknął w stronę siędzącego w fotelu chłopaka.
    - Już nie obchodzi mnie co miałeś mi do powiedzenia. Poradze sobie bez twojej pieprzonej pomocy.
    Blake zrobił kilka kroków w stronę drzwi i położył dłoń na klamce: za trzydzieści minut nastanie godzina grozy .. musiał iść by stawić czoło swojemu przeznaczeniu.
    - I wiesz co? - rzucił i otworzył drzwi.
    - W życiu ze mną nie wygracie. Ide tam tylko po to by upewnić się, że mojej rodzinie nic nie grozi.
    Uśmiechnął się kpiąco i dodał:
    - A później odejde. Nie będę udawał zamaskowanego, zaślepionego kretyna, który spełnia każdą zachciankę Voldemorta. I nic mi nie zrobicie.
    Trzasnął z hukiem drzwiami i puścił się biegiem po schodach.
    Chwilę potem znalazł się już przed wyjściem z zamku.
    - Okej Ian ... pora iść.
    Zastanawiał się co zrobi Malfoy - czy chłopak stawi się w lesie i jak go potraktuje. Nie zdążył zrobić dwóch kroków gdy usłyszał głośne dyszenie i urywany męski oddech ..

    IAN BLAKE

    OdpowiedzUsuń
  185. James nie miał żadnych wątpliwości, że wpakował mapę i przy okazji siebie w niezłe tarapaty. Był w kropce. Malfoy prezentował taki typ Ślizgona, który czasem potrafił popisać się intelektem godnym niektórych Krukonów. A Ślizgon plus umiejętność myślenia to niezbyt dobre połączenie dla Gryfona, który stara się mieć z zieloną plagą jak najmniej do czynienia, nie wliczając w to skromnej persony Snape'a, oczywiście.
    Jim, wysil mózgownice, myślał gorączkowo, starając się wyprodukować argument, który przekona Jace do zmiany decyzji. Ale czy tego węża w ludzkiej skórze da się przekonać do czegokolwiek?
    — Ach, no tak — powiedział po chwili, wykrzywiając usta w pogodnym grymasie. Poczochrał się po czarnej czuprynie, mając nadzieje, że w jego oczach nie błąkają się oznaki bezgranicznego niepokoju.
    Potter nie mógł narzekać na swoje umiejętności aktorskie, ale jeśli w grę wchodziło „wyższe dobre” ich skuteczność była obłożona wielkim ryzykiem niepowodzenia. A Jace Malfoy był sprytny i błyskotliwy, przez to tworzył mieszankę iście wybuchową.
    — Masz mnie — przyznał siląc się na beztroskę.
    Myśli, myśli, myśli, myśli. Rogacz nie był dobry w improwizacji. Takim umiejętnościami szczycił się Syriusz, a w tragicznych sytuacjach również Remus, który zawsze potrafił wybawiać ich swoją mądrą gadką z nie lada kłopotów. A teraz był sam z tym podstępnym blondasem, który na pewno tak łatwo nie odpuści.
    Niech to szlag! Dlaczego musiał zabrać ze sobą mapę? Co go w ogóle podkusiło? A tak bezpiecznie leżała sobie na jego półce nocnej, nietknięta, czekając na odpowiedni moment, z daleka od wścibski śligońskich łap.
    — To nowy produkt ze sklepu Zonka, gorąco polecam — zdecydował o wiele pewniej niż wcześniej. To jedyny w miarę logiczny argument, który przychodził mu do głowy. Ale po co on go zabrał ze sobą? Aby wyprowadzić na spacer? — No, Malfoy, po prostu mi go oddaj — odparł, wyciągając w jego stronę rękę.
    Mapy Huncwotów nie tak łatwo było złamać i szczerze wątpił w to, aby Malfoy był zdolny do ominięcia wszystkie zabezpieczeń i wykombinowania „hasła”. Ale z drugiej zaś strony miała jeszcze parę niedociągnięć, które starali się za wszelką cenę skorygować, dlatego stanowiła łatwy cel do kogoś, kto dręczył czarną magię.
    Tak źle i tak niedobrze! Jesu, dlaczego Ślizgoni musieli być tacy zawzięci?

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  186. [ Grzeczna to Fleur jest, kiedy się jej nie denerwuje :) Ok. Może być twój pomysł, tylko czy mogłabyś zacząć? Naprawdę byłabym zobowiązana. <3 ]

    Fleur Houx

    OdpowiedzUsuń
  187. [Ja wątek bardzo chętnie, pytanie tylko - czy jest jakiś pomysł ;)]

    Lily Evans | Aicha Bell

    OdpowiedzUsuń
  188. Potter nie potrafił dać za wygraną, jeśli w grę wchodziła cenna dla niego rzecz. Był uparty jak osioł. Nie miał zamiaru odpuścić, zwłaszcza komuś tak zaciętemu jak Malfoy. Mapa nigdy nie powinna wpaść w takie niepowołane ręce. Była kluczem i przewodnikiem po zamku. Niejednokrotnie wybawiała Huncwotów z kłopotów i pomagała uniknąć kolejnych z kolej szlabanów. Była tematem tabu. Rozmawiali o niej tylko w dormitorium, ewentualnie poza nim, ale jak najdalej od przysłowiowych gumowych uszu, Obiecali, że nie puszczą o jej istnieniu pary z ust. Stanowiła największą tajemnicę, była kluczem do sukcesu w robieniu wszystkim dookoła żartów. Jace Malfoy nie powinien nigdy jej zobaczyć. James popełnił największy błąd swojego życia, zostawiając ją na pastwę każdego, kto się napatoczy.
    — Świetnie — stwierdził rozdrażniony. Był kłębkiem nerwów. Tylko cienka granica powstrzymywała go od wybuchu i wyciągnięcia różdżki. A pojedynek wolał sobie odpuścić. Wiedział, że takowy na pewno zostałby prędzej czy później nagłośniony, a w tym momencie nie miał ochoty na rozgłos i popisy. — Ale nie potrzebuję twoich pieniędzy, potrzebuję mojego pergaminy, Malfoy — odparł, walcząc o ostatnie pokłady cierpliwości. – Po prostu mi go oddaj... proszę — ostatnie słowa dodał po chwili namysłu.
    Przecież to była czysta i ewidentna kradzież, ot co! Malfoy przywłaszczył sobie czyjąś zgubę, a wytłumaczenie „znalezione, nie kradzione” było pozbawione żadnego sensu, bo zgłosił się po nią prawowity właściciel. I obaj wiedzieli, że był nim Potter we własnej osobie. Inaczej Malfoy nie prowadziłby tych swoich gierek i nie wdawałby się w dyskusje.

    [ Jim nie wspomniał, że to mapa ;P ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  189. Starała się oddychać równomiernie by przywrócić równowagę w swoim organizmie.
    Miewała problem z emocjami, szczególnie jeśli chodziło o złość. Przez wszystkie lata w Hogwarcie stroniła od życia towarzyskiego, skupiając swoją całą uwagę na nauce i samokontroli, aż doszła do etapu zblazowania i odznaki prefekta naczelnego. Jednak wciąż nie potrafiła zapanować na furią. Demoniczna natura dziewczyny była nieokiełznana.
    Siedziała na pniaku ściętego drzewa na skraju błoni wpatrując się w horyzont zatopiony w jeziorze. Był przyjemny, ciepły dzień, nic więc dziwnego, że wyszła z zamku za resztą uczniów. Dopiero co jeden z ślizgonów wyprowadził ją z równowagi a już z oddali, kątem oka dostrzegła kolejną zmorę. Jace Malfoy nonszalanckim krokiem zbliżał się w miejsce które zajęła dla siebie i tylko siebie. U jej nóg rozłożył się czarny jak smoła kocur.
    Adrasteja nigdy nie ukrywała swoje niechęci do niego. Im bardziej dawała mu do zrozumienia, że ma spadać, tym bardziej stawał upierdliwy i natarczywy. Miała już w głowie nowy plan jak obchodzić z napuszonym arystokratą. Kiedy dzieliło ich tylko kilka metrów, dziewczyna zamknęła oczy i podniosła wysoko głowę, jak to miała w zwyczaju. W głowie upominała się, żeby go ignorować i nie dać wciągnąć się w potyczkę słowną. Nawet nie drgnęła, blada i chłodna niczym marmurowy posąg czekała aż się zatrzyma.
    Unikanie go nie dawało skutku, krzyczenie i grożenie wywoływało w nim jedynie śmiech nieprzyjemny dla ucha drobnej ślizgonki. Ile to razy miała ochotę zdzielić go jakimś urokiem, ile razy zaciskała już pięść na różdżce.
    - Nie mam mnie dla Ciebie. - mruknęła pod nosem najciszej jak się dało, ledwie otwierając usta.

    OdpowiedzUsuń
  190. [Witam serdecznie, ochota na wątek jest, a pomysł jest genialny. Dixon musi mieć kogoś kto będzie nim pomiatał i go wykorzystywał, bo nie byłby wtedy Dixonem, więc się piszę:)]

    Dennis

    OdpowiedzUsuń

  191. [ Okey:) No to zaczynam. Mam nadzieję, że będzie okey. Tylko od razu ostrzegam, że wątki męsko- męskie dość kiepsko mi idą. ]

    Dla wszystkich, którzy znali albo choć raz widzieli na szkolnym korytarzu Dennisa Dixona, było wiadome, że chłopak był chodzącym ciamajdą. Potykał się o własne nogi i przewracał na każdym kroku. Na szczęście na miotle prezentował się o wiele lepiej, chociaż na samym początku bywało z nim naprawdę różnie.
    Kiedy tylko pojawiał się gdzieś, gdzie mógłby coś przewrócić, wylać lub zrobić z tym cokolwiek innego, każdy uciekał najszybciej jak się dało, by powszechnie znany szkolny fajtłapa nie uszkodził jeszcze kogoś poza samym sobą.
    Większość ludzi w szkole otwarcie się z niego nabijała i specjalnie podstawiała mu nogi byleby tylko mieć jakieś widowisko z jego efektownych upadków.
    Wszystko to nie zmieniało jednak faktu, że Dennis był chłopcem niezwykle mądrym i inteligentnym. Chętnie pomagał innym w lekcjach i tłumaczył im trudniejsze zagadnienia. Inaczej sprawa miała się ze Ślizgonami, którzy jawnie wykorzystywali go do pisania prac domowych. Dixon nie narzekał ani się nie stawiał, bo najzwyczajniej w świecie się z nich bał.
    Jedną z takich osób był Jace Malfoy, chyba najbardziej znienawidzony przez naszego Puchasia mieszkaniec domu węża. Blondyn był wyjątkowo natarczywy i wkurzał się za każdą pracę ocenioną niżej niż powyżej oczekiwań.
    We wtorkowe popołudnie, Dennis odszukał Malfoy'a wśród uczniów jedzących kolację w Wielkiej Sali.
    - Jace – odezwał się cicho do Ślizgona, starając się ignorować śmiechy i wyzwiska reszty uczniów. - Twoja praca z transmutacji .- Dodał jeszcze, podając mu dwie rolki pergaminu zapisane drobnym pismem.

    Dennis

    OdpowiedzUsuń
  192. Kolory mieszały jej się w jedną, niezidentyfikowaną plamę, głosy w nieodczytany ciąg dźwięków. Caroline przestała odczuwać własne ciało, nie była zdolna wykonać żadnego ruchu, jakby członki nie należały do niej. Spróbowała wytężyć wzrok, ale to nic nie dało. Nadal widziała tylko rozmazane kontury rzeczy leżących przed nią. Miała wrażenie, że nie jest sama. Jakaś kobieta… Kobieta w białym stroju. I chłopak. Była pewna ich obecności.
    Umarła? Całe to zajście nie mogło być realne.
    - Umarłam? – Wypowiedziała swoje myśli na głos, nie patrząc na tę kobietę. Ona z pewnością była aniołem, ale ten chłopak… Czy to sam bóg postanowił jej się objawić?
    Blondyn ocknął się na dźwięk zachrypniętego głosu Caroline, jakby wybudzony z drzemki. Obrzucił dziewczynę zaniepokojonym spojrzeniem, od którego zrobiło się jej cieplej na sercu.
    Eliksir, jaki podała wycieńczonej Krukonce pani Pomfrey, spowodował że poczuła obezwładniającą senność, ale nie dała się zmorzyć snowi, nie po raz drugi. Musiała się przekonać, że koszmar, jaki śnił się, był tylko senną marą. To nie mogła być prawda. Nie mogła, do cholery!
    Wyrwała różdżkę z dłoni pięknego chłopaka, kierując ją w stronę oddalającej się pielęgniarki. Muffliato, wyszeptała popularne w ostatnim czasie zaklęcie. Nadal nie była zbyt dobra w zaklęciach niewerbalnych, ale i tak jej głos nie był w tym momencie zbyt donośny, słyszeć blondynkę mogli tylko stojący najbliżej niej osobnicy.
    Zwróciła rozbiegany wzrok na Jace’a. Zmarszczyła brwi, bawiąc się jego różdżką.
    - Pokaż rękę. – Zażądała. Caroline miała nieprzemożoną ochotę, dla potwierdzenia powagi swoich słów, wycelować w Malfoy’a jego własną różdżkę, ale nie zrobiła tego. Nie chciała tego robić. – Lewą – dodała dla uściślenia polecenia.
    Nie miała pojęcia, czy chłopak spełni jej prośbę, ale łudziła się, że tak. Opadła na poduszki, zbyt wyczerpana by cokolwiek zrobić; czekała Ne reakcję chłopaka.
    Jeżeli on był śmierciożercą… Nie. To jej chory, poroniony umysł podsuwał dziewczynie takie wizje z tylko sobie wiadomych przyczyn. Nie wierzyła, żeby Jace był do tego zdolny, po prostu… To było takie nierealne. Z drugiej jednak strony, wszystkie wydarzenia dzisiejszej nocy również były tak nierealne, trudno było jej zdać sobie sprawę, że są prawdziwe, że się naprawdę zdarzyły, a ona w nich uczestniczyła. Zacisnęła drobne palce na kołdrze; za oknem widać było powoli szarzejące niebo, powoli nastawał nowy dzień. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, a po chwili poczuła metaliczny smak krwi. To wszystko było nieważne, liczył się tylko siedzący obok niej chłopak, który nagle zaczął tyle dla Krukonki znaczyć. Montrose nie odrywała wzroku od twarzy Jace’a, nie mogąc z niej nic wyczytać.

    [I znów, wybacz zwłokę! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!]

    OdpowiedzUsuń
  193. [Uh, ja mam pomysł pozahogwartowy, retrospekcyjny. No i dziękuję za pochwałę karty. Może Malfoyowie jakiś bal wydają, a że Marina jest z rodu czystej krwi spółkującego z Voldziem, to została zaproszona i tam się poznali?]

    Mairna B.

    OdpowiedzUsuń
  194. Marina jak zwykle widziała dumę w oczach swoich rodziców. Wyglądała doskonale. Jak codziennie. Perfekcja to było jej drugie imię i miała je wręcz wypisane na czole. Dziś wyjątkowo pozwoliła włosom swobodnie spływać po ramionach. Ciemne, prawie czarne pukle zwijały się w śliczne rurki, które zachwycały mężczyzn i wzbudzały zazdrość kobiet, podskakując przy każdym ruchu dziewczyny. Jak na kobietę z wyższych sfer przystało na szyi zawiesiła sznur pereł. Postawiła na prostotę ubioru i założyła czarną suknię, odciętą w pasie i kloszowana. Kończyła się w okolicach kolan.
    Z eleganckim dygnięciem powitała państwo Malfoyów. Do ich syna, którego kojarzyła z korytarzy tylko uśmiechnęła się dyskretnie, jakby była odrobinę zmieszana. Nie była. Matka jej kazała być trochę mniej pewną siebie na tym spotkaniu. Bez słowa podążyła za synem gospodarzy. Chwyciła lewą ręka kieliszek, nie pijąc jednak trunku.
    - Zależy co dla ciebie oznacza często. Marina Bulstrode. – Wyciągnęła w jego stronę dłoń w taki sposób, że mógł jedynie ukłonić się i pocałować ją w nią. W jej oczach pojawił się przebiegły błysk. Uwielbiała być panią sytuacji i postanowiła do tego dążyć, choć doskonale wiedziała kim jest Jace Malfoy. Jej fama krążyła raczej wśród dobrze uczących się uczniów, a jego… po całej szkole. Nie ufała nikomu poza samą sobą, wyznawała zasadę, że jeśli umiesz liczyć, licz na siebie, bo nikt ci nie pomoże. Jej ród może i był czysto krwisty, ale mało znaczący. Aby zdobyć cokolwiek, musiała dążyć po trupach do władzy, a spotkanie Malfoya mogła ją do tego doprowadzić. Podobno Czarny Pan go bardzo lubił.
    Dziewczyna dyskretnie lustrowała wchodzących czarodziejów i pomieszczenie. Bardzo eleganckie, choć odrobinę ponure. Nie lubiła poglądu, że parający się czarną magią muszą żyć w ponurych miejscach. Zło mogło być przecież piękne i słuszne.

    [O! Cieszę się. Po prostu jakoś mi tak pasowali Ci aktorzy :) ]

    Marina E. Bulstrode

    OdpowiedzUsuń