Dante Scriven
Czarodziej czystej krwi.
11 cali, włos z ogona jednorożca, leszczyna.
Ravenclaw, V rok.
Zajęcia dodatkowe z opieki nad magicznymi stworzeniami
*
(karta od 16+)
Wszystko
jest idealnie uporządkowane, tak bardzo, iż Dante ma ochotę pociągnąć za biały,
z kwiecistymi akcentami obrus i patrzeć jak wino niszczy dotąd doskonały
materiał, a jedzenie ląduje na czarnym garniturze ojca, który odskakuje w szoku
i może nawet upada do tyłu na nieskazitelnie wypolerowaną podłogę wraz z
krzesłem. Zamiast tego siedzi tam z pozornie spokojną miną i znosi to. Skrzaty
postarały się, by sztućce lśniły pod wpływem lampy halogenowej, a na szklankach
nie znajdował się ani jeden oznak zaniedbania. Jego ręka wręcz świerzbi, by
zrobić do cholery cokolwiek. Zepsuć obraz perfekcyjnej rodzinki, ale wie, że
ojciec z matką nie daliby mu spokoju po tym incydencie, a siostra patrzyłaby na
niego z dezaprobatą i prawdopodobnie ośmieszałaby go przy znajomych. Ponieważ…
to nie może być prawda! Taki spokojny chłopczyk, grzeczny, ułożony, niewinny,
nieśmiały, nie, ktoś taki jak on nigdy nie mógłby zrobić czegoś takiego. Więc
sięga dłonią po kieliszek i przez moment bawi się nim oglądając sposób w jaki
czerwona ciecz obija się o szklane naczynie, nim upija z niego potężny łyk.
Zapach jedzenia unosi się po całym pomieszczeniu, ale on jest już najedzony i
nie może zmusić się do kolejnych kęsów chociaż musi przyznać, że skrzaty jak
zawsze wykonały dobrą robotę. Unosi wzrok do góry i patrzy jak jego matka
odchyla głowę do tyłu i śmieję się długo i głośno. Dante zaciska palce tak
mocno na szklance, póki jego knykcie nie robią się białe. Puszcza je luzem
niedługo po tym jak irytujący dźwięk ginie w wesołej rozmowie pomiędzy jego
ojcem, a siostrą. Czy
oni w ogóle go zauważają? Nieważne.
Chociażby chciał
nie może zmusić się do odwrócenia wzroku, nawet jeżeli każdy ich gest gra mu na
nerwach. Patrzy na siostrę odgarniającą sobie włosy za ucho, na jej wielkie
szkliste oczy i to w jaki sposób ich matka puszcza jej spojrzenia pełne
miłości, Dante zastanawia się w tej chwili czy gdyby wyszedł zauważyli by jego
nieobecność. Odsuwa nieznacznie krzesło, które piszczy pod podłogą i może to
był błąd ponieważ nagle wszyscy zwracają na niego uwagę, a on czuję się jak
mały gówniarz pod ich ciężkimi spojrzeniami. Matka odchrząkuje unosząc do góry
brew i odkłada widelec na talerz, a ojciec tuż koło niej nie spuszcza z niego
wzroku. Na szczęście jego siostra ma na tyle przyzwoitości by wpatrywać się w
jakiś punkt przed sobą. To absurdalne, iż myśli, by przeprosić ich za to,
ale co on zrobił? Dał znać, że jest żywy? W razie gdyby zapomnieli.
- Wszystko w
porządku, synu? – To pytanie jest tak niewinne, ale sprowadza łzy do jego oczu.
Ponieważ kurwa nie, nic nie jest w porządku ojcze. Nigdy nie było. Ma ochotę mu
to powiedzieć, czuję ciężkie słowa na języku, ale nie może nic z siebie
wykrztusić jakby ktoś ściskał mu gardło, a może to po prostu spojrzenie jakie
posyła mu ojciec z końca stołu. Myśli o tym jak w IV roku przebierał się w
szatni z kolegami z klasy, a widok spoconych, jeszcze chłopięcych ciał sprawił,
iż trzydzieści minut później robił sobie dobrze w opuszczonej sali i nie myślał
o piersiach. Zawsze wiedział, że nie pociągają go dziewczyny choć nadal miał
nadzieję, że z czasem mu to przejdzie, ale było wręcz przeciwnie, było coraz
gorzej i Dante nigdy nienawidził siebie tak bardzo jak w momencie gdy ścierał
lepką spermę ze swojego brzucha. Wbił paznokcie w uda pod stołem i starał się
oddychać normalnie, aby nie spostrzegli jego zdenerwowania. Jest w porządku.
Potem pomyślał o tym jak matka zmusiła go, by umówił się z piękną Krukonką, a
gdy wrócił ze spotkania i nie miał zbyt dobrych wieści, posłała mu pocieszający
uśmiech, a Dante starał się ignorować jej osądzające spojrzenie. Nadal stara
się ignorować tego typu spojrzenia i wmawia sobie, że kochają go chociaż
niewielką cząstką siebie. Ma wrażenie, że jego skóra pali pod ostrymi
pociągnięciami paznokci, ale w jakiś chory sposób to dosyć uspokajające
uczucie. Pozwala mu na moment pozbyć się ciężkości na sercu i skupić się na
fizycznym bólu. Wszystko jest w porządku. Rzuca szybkie spojrzenie na siostrę i
znów myśli o tym, że jest idealna. Wie to każdy. On, przyjaciele, rodzice,
nauczyciele. Wie o tym za każdym razem gdy ludzie pozwalają wypuścić z siebie
dramatyczne westchnie, a później ich słowa wyrywają się w jego głowie na wiele,
wiele dni.
„Powinieneś
brać przykład ze swojej siostry…”. Wie, że czerwone linie na skórze nie znikną tak szybko jakby
chciał, ale to nie powstrzymuje go od dalszego kopania palcami w uda.
„Czekaj,
on jest bratem Kristel? Niemożliwe!”. Jego oddech przyśpiesza coraz bardziej, ma wrażenie, że
zaraz pęknie mu głowa ponieważ to za dużo. Niech przestaną na niego
patrzeć.
„Kochanie,
martwimy się o Ciebie, Twoja siostra zrobiła taką dobrą robotę, a ty…”. Powolnie wygładza materiał
spodni i opiera łokcie o stół wreszcie mając odwagę by w pełni spojrzeć na
swojego ojca. Przybiera na twarz wymuszony uśmiech i unosi w powietrze do
połowy napełniony kieliszek, mając nadzieję, iż nikt nie zanotował jego drżącej dłoni. Po raz kolejny ucisza natrętne myśli i ignoruje szybko bijące serce.
-
Nigdy nie było lepiej, ojcze – mówi, zaraz po tym jak przeczyszcza swoje
ściśnięte gardło, chcąc wydobyć z siebie chociaż trochę wesołego tonu i chyba
mu się udaję, ponieważ znowu sięgają po sztućce i kontynuują przerwaną rozmowę.
I dopiero gdy nikt nie patrzy, a fizyczny ból blaknie, jego uśmiech załamuję
się, a pustka pochłania go całego.
Wszystko
jest w porządku.
*
[Hihi, witam wszystkich!:) W końcu zdobyłam się na napisanie tej nieszczęsnej karty. Moje przygody z blogami grupowymi są dosyć krótkie, ale oby tym razem było inaczej. Od razu mówię, Dante potrafi wykrzesać z siebie choć trochę poczucia humoru i nie zawsze jest tak krytycznie nastawiony. Okej, zawsze, no ale cóż poradzić. Nie przeciągając, zapraszam na wątki.]
[Administracja wita cie głupia piczo na blogu :D]
OdpowiedzUsuń[Już ci pisałam, że nie chce być wredną siostrą. To ty mnie nienawidzisz, a ja staram się pokazać ci świat pełen radości! haha :D Ugadamy coś na gg, ale ty zacznij.]
OdpowiedzUsuń[Ożesz kurczę, Leo! *.*
OdpowiedzUsuńJedna z lepiej napisanych kart na blogu, gratuluję! W razie jakichś interesujących propozycji, to zapraszam do siebie pod karty, dla takiego Dante wysupłam jeszcze weny na mój milionowy wątek :)]
Bastian White/Eva Reeve
[Jaaaa cięęęę kręęęcęęę *O*
OdpowiedzUsuńZ tak doskonale dopracowaną postacią to zaszczyt powątkować ^^ Jeśli masz ochotę pisz - postaram się dziś znaleźć czas i pomyśleć nad czymś oryginalnym, ale w gruncie rzeczy jestem bardziej otwarta na twoje propozycje (mam zawał nieodpisanych wiadomości xD) Pozdrawiam ;3]
Alex.
[ Witam. Ja chcę wątek, bo V klasa i ten sam "problem" i już! :) Zaraz jeszcze raz przyjrzę się karcie i pomyślę, chyba że mnie wyprzedzisz, za co się nie obrażę :D ]
OdpowiedzUsuńHelena
[BLOGSPOT DZIAŁA! Yey :d
OdpowiedzUsuńNie widzę powodów, by rezygnować ;) Robert <333 *.*
No dobra, wracając - twój pomysł daje naprawdę szeroką skalę możliwości, żeby to potem rozwinąć ^^ Ale jako, że mam wodę z mózgu - mogłabyś zacząć? :)]
Alex.
[No właśnie... Nie mam pojęcia. Może rzeczywiście Lenka go w coś wplącze? Wagary, jakaś akcja na lekcji, włóczenie się nocami po korytarzu, albo coś gorszego, tak żeby ich siostry były wezwane do gabinetu nauczyciela, który ich przyłapie (jako, że są starsze i powinny nad nimi zapanować, a mimo wszystko rodziców nie chciano powiadamiać, bo aż tak zły ich wybryk nie był). Oczywiście siostra Lenki, by się nie przejęła, ale Kristel byłaby wściekła na Lenkę, o wszystko by ją obwiniała i zakazałaby się im spotykać, co by ich tylko do siebie zbliżyło.
OdpowiedzUsuńRozumiesz coś z tego? :D
I przeczytałam dokładnie twoją kartę - genialna! ]
Lenka
[Rany, jak ja kocham Leo! <3 I Twoją kartę również! Już sam dopisek "16+" mnie zaintrygował, a opis postaci wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Miałam nie brać na razie więcej wątków, bo średnio się już wyrabiam, no ale coś w środku mi mówi, że w tym wypadku byłoby to zbrodnią. Także zapraszam do siebie, postać męska, więc chyba duże pole do popisu, pokombinujemy :)]
OdpowiedzUsuńDrew
[ Mi pasuje :) A jakiś nauczyciel się o tym dowie, czy raczej nie?
OdpowiedzUsuńJeśli mam zacząć to raczej jutro, bo widziałam Twój komentarz pod kartą Alexa i chyba potrzebuję swojej klawiatury, by stworzyć coś przynajmniej w połowie tak długiego jak Ty. A jeśli mi się to nie uda, to będzie mi wstyd :D ]
[ I jeszcze jedno pytanie: wycieczkę do Lasu też opisujemy, czy może zaczniemy, gdy już tam się znajdą? ]
Usuń[ OK <- jeśli przekręcisz głowę w bok, zobaczysz ludzika :D
OdpowiedzUsuńKarę wymyślimy na bieżąco, wszystko wyjdzie w praniu.
Co do długości, jeszcze się zastanowię. Tak długie jak tamto Twoje na pewno nie będzie. Ale i tak powstanie dopiero jutro, bo jednak dzisiaj już mi się nie chce ;) ]
[O! Z tym przyłapaniem, to byłoby z pewnością przezabawnie i od razu mówię, że podoba mi się ten pomysł. Co do relacji, to co proponujesz?]
OdpowiedzUsuń[Mam taki pikantny pomysł (chyba jestem już z tego znana XD). Najpierw muszę Cię wtejemniczyć, że moja postać i Ignotus przeżyją pocałunek, który stanie się jednym z głównych tematów w szkole w niedługim czasie ;D Zapraszam do zapoznania się z naszym wątkiem, dopiero powstaje, ale rozwija się, rozwija. Obaj - Ignotus i Drew - nie przejawiali do tej pory skłonności homoseksualnych, ale Dante mógłby zinterpretować ten pocałunek jako zmianę w tej kwestii i odważyć się dać Drew do zrozumienia, że interesuje się nim od jakiegoś czasu. Co będzie dalej, nie mam pojęcia, bo nie wiem jeszcze, czy Drew zacznie mieć jakieś wątpliwości co do swojej orientacji, czy też nie, ale w obu przypadkach powinno nie być nudo :) Co sądzisz?]
OdpowiedzUsuńDrew
[Tylko ten wątek wprowadziłybyśmy dopiero po tym, jak do pocałunku Ignotusa i Drew już dojdzie, żeby nie mieszać za bardzo i zachować jako-taki ciąg przyczynowo-skutkowy :)]
UsuńDrew
Nauczyciele kochają uprzykrzać życie. Nauczyciele często nie znoszą swej pracy. Nauczyciele bywają tak bardzo irytujący, że czasem trzeba się powstrzymywać by nie rzucić w nich jakimś zaklęciem. Nauczyciele to leniwce wysługujące się uczniami przy pierwszej lepszej okazji. Nauczyciele to „skarb”, który trzeba gdzieś zakopać, by nie wyszedł. Nauczyciele. I tyle im zawdzięczamy.
OdpowiedzUsuńPrzez tyle lat robią wszystko, byśmy znienawidzili ich dogłębnie. Albo nadmierną sympatią, albo nadmierną nienawiścią. Nie ma nikogo idealnego na tym świecie. A jednak… Są i tacy, których podziwiamy. Są tacy, którzy przekazują nam wiedzę, która zostaje w umysłach na zawsze.
I tacy są zdawałoby się nauczyciele Hogwartu.
Jednak wbrew pozorom czarodzieje mają coś wspólnego z mugolami. Trudno, wysługiwanie się innymi to widocznie cecha dziedziczna w obu tych światach. Podobnie jak lenistwo.
Alex nie raz przekonał się o tym na własnej skórze. Jednak pech to pech i bycie ulubieńcem nawiedzonej Trelawney ma swoje konsekwencje. Na przykład takie jak dzielenie się niezbyt pozytywnymi nowinami z uczniami Hogwartu.
Przywołał na twarz swój zwykły promienny uśmiech i ruszył w kierunku Aidena i jego świty. Trącił chłopaka w ramię, by zwrócić na siebie uwagę, na co ten tylko wyszczerzył złowieszczo zęby i gwizdnął przeciągle jakby chciał zasygnalizować swój podziw dla Willisowej odwagi stawienia się przed nim. Puchon przewrócił tylko oczami i westchnął.
- Aiden, jak znowu nie przyjdziesz na wróżbiarstwo możesz spodziewać się…
I stanął tuż przed nim. Ach, okropna złośliwość losu – chęć utrzymania ze wszystkimi kontaktu wzrokowego. W jednej chwili stał na ziemi, w drugiej całował się ze ścianą, a w następnej leżał plackiem na ziemi kilka metrów dalej.
Obraz rozmył mu się przed oczami. Nie czuł bólu. Zaskoczenie paraliżowało wszystkie jego zmysły. Głowa odbiła się ponownie od kamiennej posadzki, a on powoli tracił przytomność. Ostatnie co mignęło mu przed oczami to jakaś młoda twarz z blond kosmykami, opadającymi na czoło. A potem ogarnęła go ciemność.
* * *
Urwany film to bardzo ciekawe doświadczenie.
Nie pamiętasz absolutnie nic od momentu, w którym rąbnąłeś się w głowę, do momentu, w którym budzisz się cudownym sposobem w zupełnie innym miejscu o zupełnie innej porze. To jest jak teleportacja lub podróż w czasie, ale chyba bardziej to drugie.
Samo to mogłoby być nawet „fajne”, lecz niestety po chwili wracają do ciebie zmysły. A w przypadku Alexa było to porównywalne do tortury.
Powoli rozchylił powieki, kiedy uderzyła w niego pierwsza fala nieopisanego bólu. Kolejna zalała go ze zdwojoną siłą, więc jęknął przeciągle i znowu zamknął oczy. Czuł się jakby najpierw przejechał go walec, a potem został pożarty i wypluty przez trójgłowego psa. Czuł się naprawdę idealnie.
Gdy w końcu odzyskał ostrość widzenia, a szok po przebudzeniu tymczasowo minął. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu pielęgniarki, ale Skrzydło Szpitalne było prawie puste. Przez okna wpadały jasne promienie porannego słońca, co mogło znaczyć tyle, że spędził tu co najmniej noc. A potem jego wzrok padł na krzesełko koło niego. Chłopięca twarz, która wcześniej wydawała się niejasna należała do drzemiącego w pozycji siedzącej piętnastolatka z Ravenclawu. Dante Scriven. Alex miał pewność.
Nie chciał go budzić, ale zważywszy, że nikogo innego prócz śpiących pacjentów nie dojrzał, postanowił uznać go za najlepsze na ten moment źródło informacji. Trącił chłopaka w ramię, a ten ruch spowodował, że zagryzł wargę z bólu. Kiedy Krukon w końcu się ocknął, Alex uśmiechnął się krzywo i westchnął.
- Okej. Ktoś zaatakował mnie na korytarzu czy znowu spadłem z miotły i mam jakieś halucynacje?
Alex.
[Najdłuższa wypowiedź w moim życiu na tym blogu.]
Od czasu do czasu Lena czuła ogromną potrzebę by coś zrobić. Coś innego. Coś szalonego. Coś niebezpiecznego. Coś wbrew zasadom. Po prostu musiała się oderwać od codzienności, by nie zwariować. Czasem kończyło się na zwykłej imprezie, czasem samotnymi wędrówkami, a czasem…
OdpowiedzUsuńNo proszę… Błagam… Musisz się zgodzić! Bo pójdę sama… Nie zrobisz mi tego… Też chcesz się stąd wyrwać… Proszę…
…robieniem maślanych oczu do niewinnych znajomych i namawianiem ich do różnych głupot. Tym razem padło na biednego Dante’go. Biedak zawinił tylko tym, że w tym samym momencie co ona jadł kolację. Dobra w tym samym momencie kolację jadło milion innych osób, ale jej wzrok padł akurat na samotnego chłopaka. A jako, że go lubiła… Musiała go wykorzystać.
Po naprzemiennych błaganiach i groźbach chłopak w końcu się ugiął. Ach, ten urok Lenki. Dzięki niemu, pół godziny po kolacji Dante i Lenka spotkali się przed wyjściem z zamku w grubych płaszczach. Dziewczyna miała na dodatek torbę z kanapkami i Ognistą Whisky na rozgrzanie. Ten ekwipunek miał być im potrzebny w drodze do… Zakazanego Lasu. Niby Zakazany Las, a ciągle ktoś tam chodził. Lenka nie chciała być gorsza. Słyszała o tylu wspaniałych zwierzętach, które tam żyły. Chciała je zobaczyć. Tyle, że nie była aż tak odważna, by iść tam samotnie. Bez przesady.
Szybko przebiegli przez błonia, by ukryć się między drzewami. Z początku nie było w tym nic strasznego. W końcu te tereny odwiedzali na lekcjach Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Jednak gdy błonia i zamek zniknęły za drzewami zrobiło się dosyć upiornie. Ale co z tego. Przecież mieli aż piętnaście lat. Żadne podłe magiczne kreatury nie były im straszne. Więc brnęli dalej w ciemną, drzewiastą masę, co jakiś czas podskakując ze strachu, gdy któreś zaczepiło się o jakiś krzew. Mijały chwile, a krzewy okazywały się najbardziej niebezpiecznymi „stworzeniami” w tym miejscu.
- Wiedziałam, że nas tylko straszą tym Zakazanym Lasem. Nic tutaj nie ma – mruknęła trochę zawiedziona dziewczyna. Jednak różdżkę wciąż trzymała wysoko. I rozglądała się uważnie. A nuż, coś ciekawego się przytrafi. Tak na wszelki wypadek. – Chcesz kanapkę? – spytała swojego towarzysza, grzebiąc w torbie. I właśnie w tym momencie, jakby czekając na utratę czujności ze strony Leny, coś zaszeleściło nieopodal nich…
Lenka
Alex chyba nigdy w życiu nie sądził, że ktoś, ktokolwiek będzie w stanie go przegadać.
OdpowiedzUsuńIlość jego argumentów zwykle powalała wszystkie inne, kierowane przeciw niemu. W tłumaczeniu się nie miał sobie równych, podobnie jak w kamuflowaniu wielu, niezliczonych niedociągnięć. (Może dlatego Filch twierdził, że Puchon opanował tę sztukę do perfekcji?) Ponadto zwykle jego głos, dzięki licznym próbom chóru szkolnego, wybrzmiewał z taką mocą i skrywał w sobie taką potęgę, że nikt nie był wstanie go złamać czy przekrzyczeć. Mógł brać udział w debatach w Pokoju Wspólnym, chociażby dotyczyły one ciasteczek i i tak wygrywał. Nigdy nie bał się wyrazić swojego zdania na jakiś temat, mimo że wielu nie zgadzało się z jego poglądami. Natomiast tutaj… Cóż, Dante powinien otrzymać Nobla. Alexa było stać jedynie na zagryzienie dolnej wargi, by powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem i unieść jedną brew, w celu podkreślenia stopnia swojego rozbawienia. Postanowił sobie, że zanim odezwie się jeszcze w jakikolwiek sposób, posegreguje najpierw w głowie wszelkie informacje, które dotarły do niego kiedykolwiek o Dante.
Dzieciak pochodził z dobrej rodziny. Pierwsze skojarzenie jakie nasuwało się Willisowi w głowie szło w kierunku jego krewnych. Kristel. Tak, z nią zdecydowanie trudno było go powiązać. Jeśli nie liczyć nazwiska nie łączyło ich praktycznie nic. Alex przekrzywił głowę tak, że część loczków opadła mu na oczy, jednak prędko odgarnął je ruchem dłoni. Oboje byli do siebie podobni z wyglądu. Rysy twarzy, kształt oczu czy choćby struktura włosów. Cień uśmiechu błąkający się w kącikach ust. Sposób wymowy. Przypomniał sobie jak pierwszy raz zobaczył ich na Kings Cross razem. Nawet na siebie nie patrzyli. Traktowali się jak powietrze. Zakurzone powietrze. Alex miał wrażenie, że Dante tak naprawdę bardzo cierpi z powodu popularności siostry i całego chodzącego za nią pojęcia „ideału”.
Co jeszcze? Oprócz tego, że wpisywał się na karty uczniów Ravenclawu, chyba niczego z pamięci nie wyciągnął. Trudno było znać człowieka, z którym wymieniło się na korytarzu ledwie parę słów. Nigdy jakoś specjalnie nie interesował się tą częścią rodziny Scriven, a jednak… Teraz zaczynał dostrzegać w tym pewną nieprawidłowość.
- A więc chcesz mi wmówić, że próbowałeś rozprawić się z Aidenem?
Uśmiechnął się szeroko, po czym pokręcił głową i zaczął się śmiać. Na twarz piętnastolatka wkradły się lekkie rumieńce, które najwidoczniej chciał natychmiast zasłonić, bo jego dłonie bardzo szybko odnalazły rozognione policzki i podparły na palcach głowę. Alex wiedział, że chłopak nie spodziewał się takiej reakcji z jego strony. Ktoś, kto lepiej osądził Willisa wcisnąłby mu pewnie tanią bajeczkę o rąbnięciu w drzewo, w co Puchon oczywiście rzekomo by uwierzył. I po krzyku. Skrzydło Szpitalne było tak często odwiedzanym przez niego miejscem, że niedługo planował przenieść sobie tam część rzeczy z dormitorium. Jednakże Dante zaimponował mu swoją szczerością. To była naprawdę rzadko spotykana cecha wśród uczniów innych domów, więc Alex postanowił mu odpuścić.
- Szkoda, że ci się nie udało. Sam chętnie poharatałbym mu tę buziuchnę – westchnął. – Nie mam ci za złe, że mnie tu wpakowałeś. Widocznie należało mi się, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Podrapał się po karku i wyjrzał za okno. Dzień zapowiadał się mroźnie. Alex dałby wiele, by tak jak inni uczniowie móc wybiec właśnie w ten dzień na błonia i… Polatać na miotle. Szczenięce marzenia. Ale Krukon siedzący koło niego miał właśnie taką możliwość. Mógł zostawić go już wczoraj, zignorować i opuścić, a jednak… Siedział. Na samą myśl o tym Willis wyzbył się wszelkich wątpliwości co do poczucia winy chłopaka. Nie miał zamiaru go karać, ale… Postanowił skorzystać.
- Skoro i tak już tutaj leżę… Z twojej winy – uśmiechnął się lekko – Może jednak mógłbym liczyć na jakąś przysługę z twojej strony?
Dante wyraźnie się ożywił. Chęć zadośćuczynienia była dla niego możliwością wyzbycia się wszelkich wyrzutów, szansą na pozbycie się wątpliwości. Tylko czego mógł od niego chcieć tak niepozorny Puchonik jak Alexander?
Odpowiedź kryła się zwykle za słowem ’Quidditch’, bo wszyscy, którzy byli mu coś dłużni, należeli właśnie do ludzi wpływowych pod tym względem. Tym razem nie mógł liczyć na dosłowne „cuda na kiju”. Starał się przewertować w myślach wszelkie dogodne rozwiązania. Kristel również przeszła mu przez myśl, ale niby co mógłby od niej uzyskać? Co takiego łączyło go z młodym Scrivenem, potomkiem szlachetnego rodu, dziecięciem zdawać by się mogło idealnym lecz niknącym w blasku sławy siostry i… nienawiści. Ostatnie słowo rozbrzmiewało w jego myślach jak gong. Powtarzane nieustannie jak mantra kierowało go w stronę jeszcze jednej osoby, która mogła mieć coś wspólnego z nimi oboje. Imię składające się z pięciu liter. Aiden.
Usuń- Pozwól mi razem z tobą odegrać się na tym idiocie. Tylko tym razem potrzebny nam będzie nieco skuteczniejszy plan.
[nananan, może będę zadowolona z długości xD I niczego nie ograniczaj :3 Lubię długie wypowiedzi ;))]
Alex.
[ Witam i przechodzę do tego, co mówiłam wcześniej! Chcę powiedzieć, że przeczytała kartę, ale pomysłu niestety nie mam. Moja główka pracuje (na razie zajęta jest trochę hiszpańskim ale myślę), lecz jeżeli Ty masz pomysł, to zapraszam pod swoją kartę.]
OdpowiedzUsuńChantelle Hogarth
[Domyślam się na czym; pozostaje tylko kwestia, czy ona już zdaje sobie sprawę z preferencji Dante'go, czy dopiero ma się dowiedzieć, czy to pozostać ma w tajemnicy. Obawiam się, że z tym kotkiem to wątek jest na dwa odpisy, więc możemy założyć, że wybrała się na poszukiwania tego kota i w ten o to sposób zawędruje gdzie nie powinna, a później już po przyłapaniu i przeminięciu chwili niezręczności, na poszukiwanie kotka mogliby się wybrać razem.
OdpowiedzUsuńA, no i miło mi Cię powitać jako trzecią LS w naszym poszerzającym się gronie! ;)]
Eva
https://drive.google.com/?urp=http://www.google.pl/accounts/Logout2?hl%3Dpl%26servic&authuser=0#folders/0B7W0nuvpkk_vRFhkSDY3NlJTdUE
OdpowiedzUsuń[ Od wczoraj odpisuję tak, bo za bardzo się irytuję pisząc nie na mojej klawiaturze. Jeśli są błędy, to miej na uwadze, że pisałam to o 7 rano w pociągu. Mam nadzieję, że się rozczytasz.
I uwielbiam Twój styl pisania, tak w ogóle <3 ]
Lenka
https://drive.google.com/folderview?id=0B7W0nuvpkk_vRFhkSDY3NlJTdUE&usp=drive_web
Usuń[ Zły link wyżej ;) ]
- Nie wycofasz się, prawda?
OdpowiedzUsuńAlex pokręcił przecząco głową.
Wzrok Dante go sparaliżował. Było w nim tyle niewypowiedzianego wahania, tyle żalu do osób, które kiedykolwiek go zawiodły. Jego głos brzmiał pewnie, jednak każdy jego ruch, każdy najdrobniejszy gest wręcz błagał o potwierdzenie, że w końcu posiada sojusznika. A siedemnastolatek był pewien, że i tym razem jego Puchoński instynkt go nie zawiedzie. Mógł zrobić wszystko, ale wiedział, że spojrzenie Krukona na zawsze utknie mu w pamięci i w razie wahań będzie mu wiecznie przypominał o złożonej obietnicy. I czuł się z tym naprawdę bardzo dobrze.
Nie pamiętał już kiedy ostatnio miał okazję odegrać się na kimś szczerze. Na kimś, komu z całego serca nie zależało na innych. I mimo, że Aiden nie zrobił mu nic konkretnego. Był niemalże pewien, że to właśnie on stoi za większością plotek, które krążą na temat Alexa. Poza tym wiedział, że to opłaci się nie tylko jemu. Dochodziło jeszcze to, że widząc zawziętość wymalowaną na twarzy Scrivena, wiarę we własne słowa, które tyczyły się zemsty i tą stłamszoną odwagę, którą przygniatały niezliczone stosy obaw, nie mógł zostawić go samego. Dante był nastolatkiem z wielkim potencjałem. Był dynamitem, który potrzebował tylko iskry, by zabłysnąć. I z niewiadomych przyczyn Willis czuł, że może stać się dla chłopaka dokładnie taką iskrą.
Ale… Czy on wcześniej nie mówił nic o siniakach? Czy możliwe, by Aiden posunął się tak daleko? Był mocny w słowach. Wiedział to każdy, nawet jeśli osobiście nie miał z nim styczności. Alexander jednak nie był o końca przekonany o jego potencjale do walki. Na samą myśl dreszcz emocji przebiegł mu po kręgosłupie. Jeżeli znęcał się nad słabszymi, którzy potem nie mieli odwagi tego nagłaśniać…
Chłopak zacisnął pięści.
- Nie mógłbym się wycofać.
Uśmiechnął się pokrzepiająco do niego i usiadł z trudem, tłumiąc w sobie jęknięcie. Krzywił się z bólu. Wiedział o tym, ale był to odruch bezwarunkowy. Kiedy w końcu usadowił się w miarę wygodnie, ponownie uniósł kąciki ust w górę. Zamyślił się. Jak odegrać się na tym kretynie, tak, żeby zapamiętał ich nazwiska na zawsze? Co może sprawić, że groźny dzieciak zaprzestanie swojego terroryzmu? No i cóż… Wymyślił.
- Eliksir. Potrzebny nam eliksir. Jakiś naprawdę porządny eliksir. Najlepiej taki, który pozbawi go trzeźwości myślenia na jakiś czas… Może sprawić, by, gdy tylko zamknie oczy powracały do niego najgorsze koszmary.
Jego dłoń pofrunęła do podbródka, który zaczął stopniowo pocierać w zamyśleniu. Nie miał niestety bladego pojęcia czy taki eliksir w ogóle istnieje. Nie znał też stopnia umiejętności Dante w wywarotwórstwie. Sam nigdy nie błyszczał w tej dziedzinie. Oczy ropuch myliły mu się z odwłokami. Potrafił źle przeczytać napis na fiolce i z wywaru żywej śmierci zrobić potężny eliksir miłosny. Jednym słowem miał dwie lewe ręce. Z miny chłopaka jednak nie potrafił niczego odczytać. Wiedział, że znowu gapi się na niego bezczelnie, ale naturalny zmysł obserwacji nie pozwolił mu spuścić z niego oka. Scrivenowie mieli to do siebie, że zwykle przykuwali uwagę.
Alex westchnął i ponownie przeczesał dłonią loczki, uśmiechając się do piętnastolatka pociesznie.
- Jakkolwiek nam to nie wyjdzie, wiedz, że możesz na mnie liczyć.
Wyszczerzył się i kiwnął głową jakby dla potwierdzenia swoich słów. No proszę, jak niewiele potrzeba, by na twarzy ponurego blondyna zagościł uśmiech.
Alex.
[Dum dum dum...Nie wiem jak mi to wyszło. Wybacz, ale nawet nie dałam rady przeczytać xD Pewnie wszystkie błędy wychwycę po fakcie ;_;]
[JEZUS MARIA, MATKO BOSKA, LEOŚ! MATKO MATKO MAAAAATKO. I GEJUCH DO TEGO! JEZU, SHIPPUJĘ GO Z SEVERUSEM, KONIEC KROPKA!]
OdpowiedzUsuńSeverus
[Uciekłam z Severuska, niestety, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by Dante i Lux zostali przyjaciółmi :)]
OdpowiedzUsuńLuxuria
- Cholera, świetnie – daje się słyszeć bardzo niewyraźny, stłumiony grupowym chichotem męski głos. Chłopak bierze się za głowę, jego twarz wykrzywiona jest w szerokim uśmiechu, ukazującym białe zęby. Co chwila przegryza wargę, potem wybucha nagłym śmiechem i znów szczerzy się, od czasu do czasu kryjąc twarz w dłoniach, którymi przejeżdża po niej w geście rozpaczy i utrapienia, okazanych na sposób ludzi przyćmionych zbyt dużą ilością alkoholu. Kristel stała obok niego i uważnie przyglądała się jego gestom, wyczekiwała na jakieś słowa, które mogłyby nakierować całą sytuacje na bezpieczny tor. Szumiało jej w głowie, niepotrzebnie wypiła tyle Ognistej Whisky, do której z resztą sama sięgnęła. Nie można jej było zarzucić braku asertywności, bo jeżeli nie czuła potrzeby napicia się czegoś mocniejszego, trzymała się z dala od pełnego kieliszka. Jednak dzisiaj był ten dzień, w którym czuła, że musi się zatracić. Jeżeli wstajesz z łóżka lewą nogą, to jedyne, co może poprawić ci humor, to odsunięcie od siebie wszystkich nieprzyjemności, sprawiających że nie masz ochoty cieszyć się życiem. Była to swego rodzaju płynna magia, za którą już na miejscu należało płacić palącym gardłem i odruchem wymiotnym, a dodatkowym bonusem był ból głowy i suchość w ustach, odczuwalne dnia następnego. Nie trzeba również było starać się o problemy, bo te jak na złość przychodziły niezapowiedziane. Teraz odzwierciedlały się w postaci leżącego na grubej warstwie śniegu, starszego o rok Krukona, któremu przepustkę do stania się głównym powodem zmartwień otaczających go kolegów, dały jego własne wymiociny, znajdujące się zarówno obok niego, jak i na nim samym. Musiała przyznać, że wyglądał dosyć żałośnie, leżąc tak w tej wytworzonej przez siebie brei, w dodatku mamrocząc coś niezrozumiałego. Co chwila wydawał z siebie jakiś zupełnie wyrwany z kontekstu, niekontrolowany krzyk, a także zdarzało mu się równie gwałtownie machać rękoma, niczym dziecku z zespołem Tourette’a. Wtedy trójka jego kolegów uciszała go, nakazując palcem i jednocześnie głupio chichocząc. Kristel powoli zaczęło to denerwować, a gdy złapała się na swojej złości, ta jeszcze bardziej się wzmocniła. Była zła na siebie za to, że jest zła, bo w końcu miała się dobrze bawić. Myśląc więc w kategoriach człowieka pijanego (zły humor – wypij więcej), który nie przejmował się konsekwencjami własnych czynów, chwyciła za butelkę Ognistej trzymanej w zmarzniętych dłoniach Oliviera, a następnie mu ją wyrwała. Ten odwrócił się gwałtownie w jej stronę, równie jak reszta Krukonów, lekko ścięty, a gdy już wmuszała w siebie resztki obrzydliwego w smaku alkoholu, ten objął ją ramieniem i zwrócił się w stronę jej ucha:
OdpowiedzUsuń-Kris, no nie mów że z ciebie taka niegrzeczna dziewczynka, tyle alkoholu, no nie ładnie, mała buntowniczko – wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu, z ust bił od niego doskonale wyczuwalny, nieprzyjemny zapach Ognistej Whisky. Zdjęła mu rękę z ramienia i rzuciła spojrzenie pełne niechęci.
- Upiliście go, to sobie z nim radźcie zanim przyjdzie tutaj ktoś z tych… Panów i pań – zwróciła swoje słowa do wszystkich, zacinając się w pół zdania.
Przed oczami zlewały się jej się sylwetki znajdujących się na błoniach mężczyzn. Przetarła twarz jedną ręką, a drugą rozluźniła, by swobodnie mogła z niej wypaść pusta, szklana butelka. Odwróciła się od nich i chwiejnym krokiem próbowała podążyć do budynku szkoły. Wołali za nią na tyle głośno, na ile mogli. Olivier wkrótce podbiegł do dziewczyny, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął na tyle gwałtownie, że zdążyła potknąć się o wystający z ziemi konar, jednakże ten złapał ją, co było pewnego rodzaju szczęściem w nieszczęściu. Sama nie wiedziała kiedy to się stało, gdy jego język próbował przebić się jej przez usta, a ona szarpała się jak mogła, by go od siebie odepchnąć. Biła jak szalona w jego klatkę piersiową, ale gdy ten nie ustępował, chwyciła do tylnej kieszeni spodni po różdżkę i przycisnęła mu ją do szyi. Podziałało. Chłopak nagle zabrał swoje, jeszcze przed chwilą błądzące gdzieś pod bluzką Kristel, rączki i uniósł je w geście postawienia na froncie białej flagi. Ale ona nie chciała jej przyjąć. Chciała za to wymierzyć w niego zaklęciem oszałamiającym, ale do oczu napłynęły jej łzy, więc obraz, który miała przed sobą, stał się jeszcze bardziej niewyraźny. Konsekwencją tego mogło być spudłowanie i kontratak chłopaka, polegający na wytrąceniu jej różdżki z ręki. Nie ryzykowała. Zrobiła parę kroków do tyłu, z wciąż skierowaną na Oliviera różdżką. Następnie gwałtownie obróciła się na pięcie i pobiegła w stronę szkoły. Jak najszybciej chciała znaleźć się w pokoju wspólnym, przemierzając korytarz niezauważona. Ponieważ los okazał się łaskawy i ostatecznie nie chciał jej dopiec, nikt niepowołany nie zauważył stanu, w którym znajdowała się Kristel. Kołatka również oszczędziła sobie zadawania trudnych pytań, więc nawet pijana mogła bez problemu odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie. W Pokoju Wspólnym oczywiście trwało przyjęcie. Kristel oparła się o ścianę, napływ gorąca bijącego z pomieszczenia pełnego ludzi, był niezwykle odczuwalny na jej zziębniętym ciele. Zaczęła chłodzić swoją twarz rękoma, ale fala ciepła już zdążyła uderzyć jej do głowy i poczuła się bardziej pijana, niż była wcześniej. Próbowała odszukać w tłumie znajome twarze, ale obraz zlewał się jej w niewyraźną plamę. „No świetnie”, wymruczała pod nosem i odbiła się od ściany. Chwiejnym krokiem przemierzyła pokój wspólny, co chwila się o kogoś obijając. Na jednym z foteli dostrzegła brata. Czy on czasem nie pił jakiegoś mocnego alkoholu? Co ten gówniarz sobie myśli? Zbliżyła się do niego, chwyciła za łokieć chłopca i mocno nim potrząsnęła.
Usuń- Co ty tu robisz, co? – Uśmiechnęła się kącikiem ust i spojrzała na niego imitacją spojrzenia pełnego pogardy. Oczy miała zmrużone, raziło ją i tak nikłe światło. Wywijała w powietrzu palcem wskazującym. – Co my tu mamy? – Zaakcentowała każde słowo, a następnie wzięła z jego ręki szklankę z trunkiem, którego trochę upiła. Nie wiedziała do czego zmierza, nie wiedziała co robi. Nie myślała. To co mówiła, to jakie ruchy wykonywała były jakby niezależne od niej. Alkohol przejął nad nią kontrolę. Czuła jedynie że musi napić się go więcej, by zapomnieć o błądzących po jej brzuchu, udających się coraz to bardziej w górę, zimnych rękach siódmoklasisty. Nagle usiadła Dantemu na kolanach, pogładziła go po włosach i zwróciła się do brata, niczym kochająca siostra:
- Mój malutki braciszek, powiedz siostrze, co trapi tą mądre główkę – wzięła jego twarz w dłoń i palcami przyciskała mu policzki. Śmiała się przy tym w głos.
Drew czuł, jakby od nocnej rzeczywistości uśpionego Hogwartu oddzielał go szczelny, szklany klosz. Bez udziału świadomości mijał kolejne zakręty, schody i korytarze prowadzące do Wieży Krukonów, bezskutecznie usiłując zwalczyć chwiejność kroku oraz nie przekraczać cienkiej linii oddzielającej realność od niebezpiecznej sfery pozaracjonalnych myśli i urojeń. Bodźce zewnętrzne docierały do niego w przyćmionej, przytłumionej postaci, przedzierając się wcześniej przez narastające szumienie w głowie, które sam nie wiedział, czym bardziej było spowodowane: znaczną ilością Ognistej Whisky czy też adrenaliną buzującą we krwi w wyniku niespodziewanego, jak grom z jasnego nieba, pocałunku z Ignotusem.
OdpowiedzUsuńDlaczego?! Dlaczego, do cholery, Darkfitch to zrobił?! Co strzeliło mu do tego betreściowego, ślizgońskiego łba, że wpadł na pseudogenialną myśl, według której „poleceniem w ślinę” z Krukonem udowodni swoją, tak zwaną, męskość?!
I o wiele bardziej kłopotliwe pytanie: dlaczego Drew sam w porę nie przerwał tej całej szopki? Świadomość, że nie był na tyle pijany, by móc zrzucić wszystko na karb zgubnego alkoholu, bezlitośnie pobrzękiwała mu gdzieś z tyłu głowy, choć za wszelką cenę starał się nie dopuścić jej do głosu. Nie potrafił być teraz ze sobą zupełnie szczerym, ponieważ to oznaczałoby konieczność poszukiwania innej odpowiedzi rozwikłującej powyższą kwestię. Odpowiedzi, której brzmienia za bardzo się obawiał.
Żywił gorącą nadzieję, że o tej porze, gdy do życia budzą się jedynie nietoperze i sowy, nie zastanie nikogo w Pokoju Wspólnym. Wścibscy gapie, których Beathan ze swoją niewyparzoną gębą niewątpliwie nie omieszkałby już poinformować o dokonanym „oszałamiającym” odkryciu, nie znajdowali się na liście rzeczy potrzebnych aktualnie Drew do szczęścia - toteż w pierwszej chwili, kiedy dostrzegł postać kulącą się na fotelu przy kominku, jego usta opuścił jęk zmieszanego z irytacją zawodu. Jednak w miarę zmniejszania dzielącego ich dystansu, z ciemności - rozświetlanej jedynie przez tańczące w kominku płomienie - poczęły wyłaniać się przyjemnie znajome rysy twarzy, w czego konsekwencji rozdrażnienie Drew ustąpiło miejsca uczuciu błogiej ulgi.
- Dante? Całe szczęście, że to ty. - przysunął sobie pierwsze z brzegu krzesło i opadł na nie ciężko, wypompowany ze wszelkich sił do życia, niczym marionetka pozbawiona swojego lalkarza - Nie wybierasz się dzisiaj spać? Może to i lepiej. Przynajmniej mam szansę wydeklamować komuś zaufanemu mój najnowszy poemat zatytułowany „Dlaczego nienawidzę Ignotusa Darkfitcha, durnych Huncwotów, sali od eliksirów i Ognistej Whisky”. - pobieżnie streścił przyjacielowi przebieg wydarzeń sprzed kilkunastu minut, nie szczędząc sobie dosadnych środków wyrazu ekspresji, czyt. wulgaryzmów - Dasz wiarę?! Darkfitch, ten dziwkarz, ten szumowinowaty laluś, postanowił zabawić się w jamochłona i akurat wtedy do klasy wparował nasz „dyskretny inaczej” Beathan. Kurwa, w co ja się wpakowałem? - wymamrotał przez zaciśnięte, zaciskając bezsilnie dłonie w pięści - Jeszcze tego, do cholery, mi brakowało, żeby na oczach całej szkoły zrobili ze mnie pedała.
[Boże, Dante, przepraszam, moje serce krwawi, że muszę Ci to robić ;__:]
[TYLE MAM DO POWIEDZENIA. KLIK.]
Usuń[Oh nie :<<<<]
Usuń[ GE NIA LNA postać, karta, zdjęcia, wszystko! proszę i błagam o wątek, co do powiązania chyba nie jestem godna ;< :D
OdpowiedzUsuńTessa Herondale ]
Było już grubo po 22, kiedy Tessie zachciało się wyjść pospacerować. W sumie nie było to nic nowego. Naprawdę nie wiedziała dlaczego jeszcze nigdy nie została złapana. Ciągłe ucieczki do Hogsmeade, nocne schadzki po korytarzach Hogwartu z papierosem w ręku, ironiczne rozmowy z obrazami, które jako jedyne ją śmieszyły... Dzisiejszego wieczoru niebo było czyściutkie, bez żadnej chmurki. Gwiazdy były idealnie widoczne, co jeszcze bardziej skłoniło ją do wyjścia przed mury szkoły. Na pierwszym roku znalazła starą, drewnianą ławkę, która na tyle jej się spodobała, że stała się jej stałym miejscem, w którym przebywała. Wyryła nawet na niej swoje inicjały, by każdy wiedział, że należy do niej. Ciszę zakłócał jedynie szum drzew zakazanego lasu i wycie wilków lub wilkołaków... W każdym razie jakichś stworzeń, które zamieszkiwały las. Zawsze była ciekawa tego, co dzieje się w tym miejscu. Nie na tyle jednak, by tam się zapuścić. Niektóre rzeczy mimo wszystko nadal ją przerażały. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem tytoniowym przymykając oczy, kiedy lekki wiaterek uderzył ją w twarz. Kiedy usłyszała kroki otworzyła czujnie oczy i spojrzała w stronę wydawanego dźwięku. Z papierosem w ustach wychyliła się, by dojrzeć kto jeszcze o tej godzinie nie śpi.
OdpowiedzUsuń[ nie podoba mi się to co napisałam ;/ wybacz naprawdę wybacz...
Tessa ]
[Z racji tego, że Dantemu i mojemu Karolowi podoba się ta sama osoba (czytaj Druś) proponuję wątek pełen zazdrości, zawiści i te sprawy.
OdpowiedzUsuńKarta przegenialna, a Leo jest idealny dla Dantego ^^]
Benjamin G./Caroline M.
Płomienie w kominku powoli wygasły, leniwie, jakby niechętnie zmieniały kształt, wątlały i z cichym sykiem wydawały ostatnie tchnienia, pozostawiając po sobie ślad jedynie w postaci kupki żarzącego się jeszcze popiołu. Drew - wraz ze wzburzoną relacją wyrzuciwszy z siebie resztki energii - obserwował dobiegający końca ognisty spektakl, czując, że opieranie się działaniu siły grawitacji zaczyna sprawiać jego własnym powiekom coraz większe trudności.
OdpowiedzUsuńDante milczał dłuższą chwilę. Chwilę, która jednak mogła po prostu rozciągnąć się do tych rozmiarów w nieznajdującym się w szczytowej formie, przyćmionym mgłą ambiwalentnych emocji umyśle Drew. Z zaskoczeniem uświadomił sobie, że, gdy do jego uszu dotarła wreszcie spokojna, w najmniejszym stopniu niezabarwiona negatywnie reakcja przyjaciela, w duchu odetchnął z ulgą. Ciasny supeł pętający jego trzewia, o którego istnieniu do tej pory nie miał nawet pojęcia, rozluźnił swój żelazny uścisk, czyniąc proces wdychania powietrza niezwykle przyjemnym i oczyszczającym. Zupełnie jakby dotychczas, w najgłębszej, najniedostępniejszej sferze podświadomości, wbrew sobie, obawiał się narażenia na śmieszność i niezrozumienie w oczach przyjaciela.
- Drew, dobrze wiesz, że ludzie pogadają przez chwilę, a potem znajdą sobie kolejną sensację i zapomną o całym zdarzeniu. Po prostu będziesz musiał pokazywać, że nic cię to nie obchodzi, a dadzą ci spokój. - Dante jak zwykle podszedł do sprawy, zachowując dystans i racjonalność myślenia, za co Drew był mu ogromnie wdzięczny. Radę, która opuściła jego usta cechowała w równym stopniu trafność, co trudność wcielenia w życie, jednak lepsze rozwiązanie chyba naprawdę nie istniało. -Tak między nami…nie podobało ci się chociaż trochę? - dodał zaczepnie, rezygnując z pokrzepiającego tonu na rzecz podśmiewania się pod nosem.
- No wiesz! Myślałem, że chociaż ty, jako wieloletni przyjaciel, powstrzymasz się od zatruwania mi życia chamskimi zagrywkami. - Drew żachnął się z udawanym oburzeniem, odbierając pytanie jako formę typowo przyjacielskiej złośliwości, na którą odpowiedzieć należy pół-żartem, pół-serio - Na wspomnienie o tym, że Darkfitch dotknął ustami mojej twarzy, mam odruch wymiotny, więc bądź świadom, że jeśli zwrócę kolację na dywan, to tobie przypadnie zaszczyt jej posprzątania. - odparł ironicznie przymilnym tonem.
Zaraz jednak w klatce piersiowej uczuł nieprzyjemne ukłucie wyrzutów sumienia, którego przyczynę właściwie zinterpretował dopiero po dłuższej chwili.
Szczerość.
A właściwie jej brak.
Jeśli miał obnażyć przed kimś swój niepokój i nie pozwolić, by płomień niepewności doszczętnie wypalił go od wewnątrz, nie znajdzie przecież nikogo, kto nadawałby się do roli powiernika lepiej niż Dante. Zaufanie, które wypracowali poprzez szereg przetrwanych razem krępujacych sytuacji i irytujących niesprawiedliwości losu, czyniło go kandydatem nie do odrzucenia. Drew mógł próbować oszukiwać samego siebie, lecz Scriven zwyczajnie na takie traktowanie nie zasługiwał. W końcu - nie mieli przed sobą tajemnic i mimo pragnienia o zatrzaśnięciu pocałunku z Ignotusem w ciemnej szufladce niepamięci, Drew nie chciał zostawiać na swojej relacji z Dantem rażącej skazy w postaci zamiecionego pod dywan sekretu.
Wziął więc głębszy oddech, przygotowując się na przypuszczenie przez usta słów niewygodnej prawdy, której istnieniu starał się zaprzeczyć jeszcze pięć sekund temu.
- Dante, mówiłem ci już kiedyś, że masz cholerny dar do zadawania trudnych pytań? To pewnie głupio zabrzmi, bo... Bo nie mam pojęcia, czy mi się podobało. Obecność Ignotusa w wizji tego pijackiego incydentu naprawdę przyprawia mnie o mdłości. Wnerwiająca szuja. Ale to... To trochę jak ze źle wyprofilowaną kolejką górską. Robi ci się niedobrze, żołądek zwija się w supeł, klniesz i plujesz sobie w brodę, że w ogóle do niej wsiadłeś, obiecując, że nigdy w życiu nie powtórzysz takiego błędu. Chociaż, mimo wszystko, w niewielkim, bardzo niewielkim stopniu podnosząca adrenalinę jazda sprawia ci frajdę i nie jesteś w stanie przewidzieć, czy przy kolejnej okazji, znowu nie władujesz się do wagonika, łudząc się, że tym razem obędzie się bez rewolucji w żołądku. - Drew miał nadzieję, że oblewająca go fala gorąca nie uwidoczniła się, znacząc policzki czerwonymi wypiekami. Artykułowane słowa odbijały się w jego głowie palącym echem, jakby dopiero usłyszenie prawdy wypowiedzianej własnym, choć obco brzmiącym głosem, umożliwiło jej wyzwolenie z pęt zafałszowanego wyparcia i zepchnięcia w przepastną otchłań nieosiągalnej części umysłu. - Rany, chyba powoli zaczynam bredzić. Nie chce ci się spać, Dante? Bo ja padam z nóg - gwałtownie podniósł się z krzesła z zamiarem udania się do dormitorium motywowanym w połowie chęcią odpłynięcia do krainy Morfeusza, a w połowie obawą przed dalszym zgłębianiem tematu niejednoznacznego pocałunku; jednak nagły zawrót głowy skutecznie pokrzyżował mu plany, znów przywracając go do pozycji siedzącej. - No, jak widać, dosłownie padam z nóg. - zaśmiał się wymuszenie - Poratujesz, Dante?
OdpowiedzUsuńGabriel naprawdę wolał chłopców. Mimo iż niewiele osób o tym wiedziało był to fakt, którego nie można było zmienić.
OdpowiedzUsuńDante... widział go codziennie. W Wielkiej Sali, na zajęciach, w pokoju wspólnym, w dormitorium. W końcu byli w tym samym wieku, w tym samym domu... Praktycznie w ciągu tych pięciu lat z nim w ogóle nie rozmawiał, jakieś tam przelotne rozmowy, krótkie i szybkie. Kiedy Gabi odkrył swoją seksualność zdał sobie sprawę iż chłopak mu się podobał... jednak wiedział, że nie ma u niego żadnych szans. W końcu był pewien, że był hetero.
Tego dnia panicz Farewell chyba pierwszy raz od naprawdę długiego czasu nie mógł się w ogóle skupić się na zajęciach Obrony Przed Czarną Magią. Jego myśli znów przyciągnął młody Scriven... Patrzył na niego niemal rozmarzony, zauroczony... Zupełnie teraz nie zwracał uwagi na nauczyciela, zupełnie nie skupiał się na jego słowach... Westchnął cicho, gdy blond kosmyki opadly mu na twarz. Spokojnym ruchem odgarnął go z twarzy zatykając go za uchem... I wtedy nagle ich spojrzenia się spotkały. Twarz Gabierla zaczerwieniła się mocno i sam chłopak wbił spojrzenie w swój podręcznik zażenowany całym swoim zachowaniem i sytuacją do jakiej doprowadziło jego rozkojarzenie. Można by rzec że był na siebie okropnie zły
Kiedy lekcja zakończyła się szybko wrzucił swoje rzeczy do torby i ruszył szybko ku wyjściu z klasy.
Wiedział, że chłopak go dogonił i to sprawiło, że czuł się niezręcznie. Był niemal pewny, że ten teraz zapyta dlaczego mu się tak przypatrywał podczas lekcji... To było brutalnie krępujące dla młodego Krukona, a przeciągajaca się krępujaca cisza sprawiała iż zaczynał się denerwować, że zaczynał lekko przygryzać dolną i cieszył się, że Dante tego nie widział dzięki długim włosom Farewella. Zadawał się przyspieszać kroku aby tylko wyrwać się z tej niezręcznej sytuacji.
OdpowiedzUsuńI wtedy usłyszał jego propozycję.
- Pójdziesz że mną do Hogsmeade na tym weekendzie?- tę słowa sprawiły, że nagle się zatrzymał i wpatrywał się w niego dużymi błękitnym oczami wyraźnie zaskoczony. Kolejny rumieniec zalał jego drobną i łagodną twarz. Mimo to uśmiechnął się gdy usłyszał jego tłumaczenia.
- Ty... chcesz iść ze mną?- zapytał niewiarygodnie niepewnym głosem. W jego głowie pojawiło się teraz milard myśli, w tym taka, że to jakiś okrutny żart. - Ja... Ja z chęcią z tobą pójdę do Hogsmeade. To... to będzie... super.- wymamrotał, lekko wczepiając palce w końcówki rękawów swej szaty.- Szczególnie, że sam nie mam co robić...- dodał i spuścił wzrok przyglądając się swoim znoszonym tenisówkom.
To spojrzenie… Lekkie muśnięcie jego policzka przed palce Dantego gdy ten odgarniał jego włosy… To sprawiło iż jego serce zaczęło bić mocniej. Niemal czuł jak to wyrywało się z jego drobnej klatki piersiowej, zostawiając konające płuca, które nie mogłyby zrozumieć dlaczego krew do nich nie dopływa.
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz teraz tak naprawdę miał okazję przyjrzeć mu się tak… no tak dokładnie. I zdał sobie sprawę, że młody Scriven cholernie mu się podobał a ten… ten dotknął go w taki… intymny wręcz sposób… Ręce trzęsły się mu z emocji. I wtedy usłyszał ten chamski gwizd.
- Wyglądasz tak zdecydowanie lepiej, no wiesz, gdy można zobaczyć twoją twarz… Naprawdę nie musisz się kryć za włosami – usłyszał i nawet nie zdążył mu odpowiedzieć gdy ten zniknął tak nagle i niespodziewanie. Stanowczo za szybko. Z westchnieniem ruszył w przeciwną stronę stwierdzając, że musi ochłonąć w bibliotece.
***
Cały tydzień czekał niecierpliwie na ten weekend, jednak oczekiwanie to było słodkie, wręcz podniecające, niczym czekanie na pierwszą gwiazdkę żeby odpakować długo wyczekiwane prezenty: Te chwile Farewell pamiętał doskonale, choć jego ostatni gwiazdkowy prezent był gdy miał jeszcze siedem lat… Szczerze powiedziawszy to najbliższy mu, pluszowy misiek którego nazwał Tony do dzisiaj mu towarzyszy, choć jest już stary, zamiast oczu ma dwa różnokolorowe guziki o różnej wielkości. Jego prawa ręka była już setki razy przyszywana, a na brzuchu posiadał wielki zielony szew, który doskonale był widoczny na jego białym brzuchu.
Ale nie o jego pluszowym pupilu miałam tutaj opowiadać…
Tak więc, kiedy nadszedł ten dzień nadszedł i kiedy powoli przemierzali główną uliczkę Hogsmeade czuł się trochę niezręcznie wśród tej niezręcznej ciszy która znowu panowała. Dzisiaj włosy miał na wysokości karku związane w koński ogon. Nieco stara kurtka z drugiej ręki wisiała na nim niemrawo, a on wciskał dłonie w jej kieszenie.
- Ja… dzięki, że chciałeś dzisiaj ze mną pójść.- mruknął cicho.- Tak to pewnie nadal bym siedział w bibliotece wśród książek.- dodał.
Było zimno, nawet bardzo jednak Gabi nie odczuwał tego kłującego, bolesnego chłodu. Tak samo jak bolesnego gorąca w lato nigdy nie czuł. Dlatego musiał uważać…
oojeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeju *.*
UsuńKojące ciepło i spokój promieniujący z klatki piersiowej zalewały jego ciało łagodną falą aż po same czubki palców. Balansując na granicy jawy i snu, błogiej nieświadomości i uprzytomnienia umysłu, pomimo, zaczynającego już powoli przybierać realną formę, pulsującego bólu w czaszce, Drew, z niewiadomych sobie przyczyn, czuł się zadziwiająco bezpieczny, wyciszony, tymczasowo odgrodzony niewidzialną, żelazną kurtyną od wszelkich niegodziwości świata czyhających z pewnością podstępnie na jego całkowite przebudzenie.
OdpowiedzUsuńZ desperackim zacięciem chwytał resztki ulatniającego się, niczym bańki mydlane, snu, pragnąc na powrót zatracić swoje jestestwo w krainie słodkiej ciemności i niewiedzy. Bezwładnie przewrócił się na drugi bok, nieoczekiwanie, zamiast chłodnego materiału pościeli, napotykając epicentrum jasnego ciepła kuszącego swą miękkością oraz ledwie słyszalną, nieśpieszną melodią bicia serca brzmiącą łagodniej niż najłagodniejsza z kołysanek. Wtulił twarz w niezidentyfikowane źródło powyższych, mamiących ospałe zmysły, stymulantów. Gdyby jednak w tym momencie choćby najmniejszy pierwiastek trzeźwości myślenia cudownie powrócił u Drew do swej naturalnej aktywności, umożliwiając mu ustalenie tożsamości właściciela klatki piersiowej, do której przycisnął policzek, niewątpliwie zrobiłby wszystko, aby utrzymać swoje zamroczone nocną mgłą odruchy na wodzy, nie pozwalając im przełożyć się na rzeczywistość.
Gdyby…
Trzask odsuwanej gwałtownie kotary oraz natychmiastowy blask promieni słonecznych bestialsko wdzierający się pod powieki, z okrutną brutalnością wyszarpnęły Drew z objęć sennej błogości, w której tak usilnie próbował się zatracić. Jego uszy podrażnił chóralny śmiech. Śmiech nie z rodzaju tych po genialnie opowiedzianym dowcipie czy nawet głupocie zrobionej przez jednego ze znajomych; śmiech skierowany nie "do", lecz "przeciw" swojemu adresatowi. Upokarzający, odbijający się natrętnym echem w głowie i zadający niewidzialne rany, niczym deszcz malutkich igieł, rechot, którego natężenie zdołało skłonić Drew do wykonania nadludzkiego wysiłku, jakiego wymagało od niego w obecnym stanie podniesienie powiek.
Dopasowany do niezrozumiałych dźwięków, zarejestrowany obraz sprawił, że jakiekolwiek wspomnienia pozostałe po wcześniejszym uczuciu spokoju i bezpieczeństwa rozpadły się na kawałki szybciej niż porcelanowa filiżanka strącona przypadkiem ze stołu. Przy akompaciamencie przeciągłych gwizdów, Drew oniemiały obserwował, jak wianuszek rozochoconych, wznoszących sarkastyczne wiwaty i nieszczędzących sobie wytykania palacami wspólokatorów gromadzi się wokół jego łóżka.
Wokół łóżka, w którym nie leżał sam.
- Chłopaki, patrzcie, co my tu mamy! Jak to możliwe, że koledzy z dormitorium bzykali nam się pod nosem, a my nic wcześniej nie zauważyliśmy? - Pomieszczenie wypełniła kolejna salwa ordynarnego śmiechu.
- Następnym razem uprzedźcie, że nie potraficie dłużej opierać się swoim żądzom, gołąbeczki! Skombinujemy wam Pokój Życzeń, żebyście mogli jęczeć i sapać sobie do woli bez obaw, że wszystkich pobudzicie.
- Drew, ja cię chyba, chłopie, nie doceniałem! Darkfitch i Scriven w ciągu jednej nocy?!
- Aż strach pomyśleć, kogo jeszcze uda ci się spedalić!
Z potoku mniej lub bardziej wyszukanych złośliwości, które rozszarpały przyjazną ciszę niczym wygłodniały lew dapadający swej ofiary, Drew zdołał wychwycić tylko nieliczne, wykrzykiwane co donośniejszym głosem. Z ulgą odebrał fakt, iż większość komentarzy zlała się jednak w chaotyczny, niezrozumiały bełko, gdyż nie był pewien, jaka liczba odebranych ciosów dzieli go jeszcze od kresu wytrzymałości.
Wygłosiwszy swe wartościowe spostrzeżenia i uzasadnione obawy, homofobiczne, zdziczałe stado gromadnie rzuciło się w kierunku drzwi, pragnąc jak najszybciej dopełnić swej obywatelskiej powinności dotyczącej puszczenia pikantnej plotki w świat i natychmiastowego oświecenia nieświadomych rozgrywającej się pod ich nosem sensacji nieszczęśników przesiadujących w Pokoju Wspólnym.
Drew, wyskoczył z pościeli, jak gdyby ta zaczęła palić nagle jego skórę żywym ogniem. Miotany podmuchami zażenowania, świadomości absurdu swojego położenia, wściekłości i rozpaczy, emocjonalnie stąpał po niebezpiecznie cienkiej granicy oddzielającej całkowite oniemienie od desperackiej furii, chwiejąc się niczym chorągiewka na wietrze. Mimo usilnych prób odtworzenia w pamięci przebiegu wydarzeń z wczorajszego wieczoru, nie potrafił, do cholery, uprztomnić sobie, jaki splot pieprzonych okoliczności doprowadził do tego, że przespał noc praktycznie w objęciach - siedzącego obecnie na łóżku bez słowa wyjaśnienia - Dantego, czym ugruntował beznadziejność swej sytuacji i tak już wybitnie beznadziejnej za sprawą nieopanowanych, miłosnych zapędów pijanego Darkfitcha.
UsuńPamiętał, że, gdy pod natłokiem emocji i szlejących we krwi procentów, zakręciło mu się w głowie, zapytał Dantego, czy nie pomógłby mu pokonać bezpiecznie drogi z Pokoju Wspólnego do Dormitorium. Czego Dante, do cholery, w tej prośbie nie zrozumiał?! Miał go odprowadzić, a nie pakować się razem z nim do łóżka! Gdyby Drew potrafił przewidzieć skutki, wydawałoby sie, niewinnego zapytania, gdyby wiedział, że przyjaciel dokona tak podłej nadinterpretacji jego słów, sam dowlókłby się do tego cholernego Dormitorium. Choćby na klęczkach, choćby na czworaka, choćby czołgając się i wycierając podłogę na błysk własnymi ubraniami. W życiu nie poprosiłby Dantego o pomoc.
Czuł jak jego rozchwiane emocjonalnie jestestwo teraz ostatecznie przechyla się na jedną stronę i pogrąża w otchłani niekontrolowanej wściekłości. Wściekłości wymierzonej przeciwko jedynej pozostałej w pomieszczeniu osobie, którą podświadomie uważał za winowajcę całego feralnego zajścia.
- I co? Nie zamierzasz uraczyć mnie nawet słowem wyjaśnienia?! - krzyknął oskrżycielsko, opierając dłonie na zagłówku łóżka i mrożąc Dantego lodowatym, nienawistnym spojrzeniem. - Czy ciebie do reszty popierdoliło, czy uznałeś po prostu, że skoro poleciałem w ślinę z Ignotusem, to grzechem byłoby teraz nie pobawić się moim kosztem?! Głupi, naiwny Drew zapewni nam trochę rozrywki, tak? Najwyraźniej nie powinienem być z tobą szczery. Szczerość to suka, która wbije ci nóż w plecy, kiedy tylko się obrócisz; to chciałeś mi przekazać?! Udało się. - Drew stopniowo tracił kontrolę nad wypowiadanymi słowami. Rozgoryczenie i pretensja spływały z jego ust śmiercionośnym jadem. - Gratuluję, w konkursie na uprzykrzanie mi życia zdeklasowałeś nawet niepokonanego Darkfitcha. Genialnie to wszystko rozegrałeś, naprawdę! Wskakujesz mi pod kołdrę, odstawiasz fenomenalne przedstawienie, a potem wychodzisz z tego bez szwanku, bo przecież kogo obchodzi mały, niepozorny Scriven! Nikogo! To mnie nie dadzą żyć! To mnie będą wytykać palcami i wyzywać od najgorszych ciot! Nie masz pojęcia, przez jakie gówno będę musiał dzięki tobie przejść! Nie masz bladego pojęcia!
[Przepraszam, że Drew jest taką podłą, egoistyczną świnią. </3]
- Drew...
OdpowiedzUsuńSłaby głos Dantego z drżeniem zaciskający się wokół każdej z głosek jego imienia przeszył mu trzewia zimnym ostrzem, ostudzając o kilka stopni rozgrzaną do czerwoności wściekłość. Łzy formujące się w kącikach oczu, a potem przejrzystą strużką spływające po policzkach, nadawały Scrivenowi wygląd bezbronnego, zagubionego dziecka; skrzywdzonego i rozbrajającego swą szczerością, choć przecież nie zdążył jeszcze wyjąkać ani słowa na swoją obronę. W mgnieniu oka nieśmiałe pochlipywanie przerodziło się w rozpaczliwy, spazmatyczny szloch, który w głowie Drew odbijał się okrutnym echem, czyniąc prawidłowe rejestrowanie bodźców słuchowych niemożliwą do zniesienia torturą. Nie rozumiał, dlaczego - mimo że w przeszłość niejednokrotnie był świadkiem momentów załamania Dantego - ten płacz wydawał mu się rozdzierający jak nigdy przedtem.
Nie rozumiał lub, co bardziej prawdopodobne, nie chciał zrozumieć.
Nie potrafił otwarcie przyznać, że nieznośność słyszanego szlochu tysiąckrotnie potęgowała świadomość, iż po raz pierwszy, zamiast pełnić rolę pocieszyciela, sam był tych łez prowodytorem. Każda wylana przez przyjaciela drobinka słonej wody wsiąkała głęboko w jego wnętrze, niczym kropla deszczu w wypaloną słońcem pustynię. Każda łza, każdy szloch odparowywały odrobinę furiatycznego nastroju Drew, jednak doprowadzenie do całkowitego ulotnienia się jego złości i powrotu zdolności racjonalnego postępowania nadal graniczyło w tym momencie z cudem.
Cuda zdarzają się bezlitośnie rzadko.
- Drew, p-proszę, musisz mi uwierzyć. Nie miałem żadnych złych zamiarów, po prostu… – Próbę wytłumaczenia się zdecydowanie utrudniały Dantemu niekontrolowane spazmy szlochu. - Po prostu zaniosłem cię do ł-łóżka i położyłem się koło ciebie, byłem tak zmęczony, że nawet sam nie wiem kiedy zasnąłem. – Ukryta głęboko pod warstwą siejącej spustoszenie wściekłości, empatyczna cząstka jaźni Drew skuliła się pod błgalnym spojrzeniem zapłakanych oczu . – Przecież nigdy… ja… nigdy...
Nigdy byś mnie nie skrzywdził?
Nie potrafiłbyś czerpać rozrywki z mojego nieszczęścia?
Nie naraziłbyś mnie celowo na ośmieszenie?
Nigdy nie dopuściłbyś, aby spotkało mnie z twojej strony cokolwiek złego?
W głębi duszy Drew doskonale wiedział, że Dante mógłby dokończyć chaotyczne wyjaśnienia niezliczoną ilością rozczulających, odwołujących się do siły łączącej ich relacji, kwestii i żadna z nich nie ustępowałaby swym autentyzmem wyznaniom wymuszonym odpowiednią dawką Veritaserum. Czuł, jak rozpaczliwa szczerość usłyszanych słów osacza go bezszelestnie, próbując wykorzystać element zaskoczenia i przebić się ze sfery pozamyślowej do tej świadomej, odpowiadającej bezpośrednio za dobór reakcji i działań. Niezaślepiona, logicznie oceniająca sytuację część jaźni Krukona nie została jednak dopuszczona do głosu, stłamszona pod kloszem gwałtownego porywu złości, którego ścian nie udało się sforsować żadnym racjonalnym argumentom przemawiającym w obronie Dantego.
- Wiesz co? Ja też "nigdy" . - Drew usłyszał głos, który, sądząc po drżeniu strun głosowych oraz kompatybilnym ruchu warg, niezaprzeczalnie wydobywał się z jego własnych ust, choć brzmienie formułowanych zdań, tak obce i odległe, zdawało się docierać co najmniej z sąsiedniego pomieszczenia. - Nigdy nie przypuszczałbym, że jesteś zdolny do takiego świństwa - wysyczał oskarżycielskim tonem.
Nie dając Dantemu czasu na ponowną obronę, wiedziony nieposkromionym, wewnętrznym imperatywem złości, skierował się gwałtownie w stronę wyjścia, jak gdyby opuszczenie dormitorium, miało pomóc mu odciąć się od zaistniałych wydarzeń, a nie wepchnąć w paszczę żądnego sensacji lwa. W progu przystanął jeszcze na sekundę, jaką zajęło wyartykułowanie ostatniego, wycelowanego w najczulszy punkt przyjaciela, słownego pocisku.
Usuń- Zawiodłeś mnie, Dante. Jak cholera - rzekł bezlitośnie spokojnie, uwydatniając, zamaskowaną dotychczas pod powłoką wściekłości, gorycz rozczarowania. Nie oglądając się więcej za siebie, wyszedł, trzaskając drzwiami.
Głuchy łomot uderzającego o framugę drewna przyćmił oburzony głos sumienia, bezskutecznie usiłujący przekazać mu, że zachował się właśnie jak ostatni kretyn.
[Odpisz Drew, ziom]
OdpowiedzUsuń