22 stycznia 2014

I don't really want to learn to behave, amen.


Millicent Millie Walker
Ravenclaw, VI rok




Wprowadzenie.

Historia szatynki zaczyna się trzynastego sierpnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku w Brighton. Dokładnie o godzinie piątej nad ranem, w prywatnej klinice, na świat przyszła mała dziewczynka o oliwkowej cerze i dużych, piwnych oczkach, na której czubku głowy widniał jeden, brązowy loczek. Tak o to została najmłodszym dzieckiem państwa Walker, a zarazem jedyną dziewczynką z całej gromadki. Ktoś kiedyś powiedział, że najmłodsze dzieci mają najgorzej, patrząc na ten przypadek, z czystym sumieniem można powiedzieć: pieprzyć jego teorię! Millie stała się oczkiem w głowie wszystkich naokoło, a trzej starsi bracia pozwalali małemu terroryście (taki przydomek uzyskała w gronie rodziny mając zaledwie trzy lata) rozstawiać się po kątach.

O rodzinie słów kilka.

Millicent urodziła się w dobrze sytuowanej rodzinie z długą linią czysto-krwistych przodków. Ojciec zajmuje wysokie stanowisko w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, oraz jest członkiem Wizengamotu, matka natomiast teoretycznie zajmuje się domem, a praktycznie chodzi na towarzyskie spotkania, a całą domową robotę zostawia skrzatom. Jeśli chodzi o jej braci, to najstarszy z nich, Godric (26 lat), mieszka razem z żoną w Australii i pracuje w tamtejszym Ministerstwie Magii, Damien (24 lata) załapał się do pracy w 'Proroku Codziennym', a ten najbardziej bliski sercu szatynki, Dorian (19 lat), zaginął przed pięcioma miesiącami. Oficjalnie nikt nie wie co się z nim stało, jednak po cichu wszyscy wymieniają hipotezę, która wydaje się być wielce prawdopodobna: Dołączył do Sami-Wiecie-Kogo.

 Charakterne stworzenie.

Millie nigdy nie szczędziła sobie szczerości, od zawsze mówiła to co myślała, nie zdając sobie sprawy z tego, że rani tym ludzi ze swojego otoczenia. Nigdy nie rozumiała, po co ma owijać w bawełnę. Nie potrzebowała fałszywych przyjaciół, ani wymuszonych uprzejmości, których było (i jest) aż zanadto w środowisku, w którym się wychowywała, dlatego też starała się od tego wszystkiego odciąć najbardziej jak mogła. Przyglądając się szatynce na co dzień, ciężko doszukać się chociażby niewielkiej cząstki damy, na którą miała zostać wychowana. Wyszczekana, nosząca dżinsy i skórzaną kurtkę, paląca przemycane mugolskie papierosy i mówiąca wszystko co jej ślina na język przyniesie, łącznie z siarczystymi przekleństwami. Wielka fanka Quidditcha (chociaż nie gra w reprezentacji swojego domu) oraz wszelkiego rodzaju rywalizacji, czy to sportowych czy umysłowych. Żywiołowa i pełna energii, nocny marek, który najchętniej imprezowałby do białego rana, żeby tylko zobaczyć wschód słońca.





bogin: jej babcia
patronus: kruk
różdżka: 10 i 3/4 cala, olcha, włókno ze smoczego serca


_____________________
Moja druga próba z panią, zobaczymy co z tego wyjdzie! Wizerunek - Mila Kunis. Cytat tytułowy z TEJ piosenki.
GG: 13429912 

78 komentarzy:

  1. [Witam. Żądam wątku. Zapraszam pod moje karty. Żegnam.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Bardzo ładnie napisana karta. :)
    w zasadzie tyle chciałam powiedzieć, bo pomysłu na wątek zdecydowanie mi brakuje.]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Siemanko :)
    Karta napisana całkiem całkiem :D Nie wiem czy uda nam się znaleźć jakiś wspólny wątek alej jak coś wymyślisz (a widać, że jesteś kreatywna) to zapraszam pod moją kartę. ]

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  4. Bycie kapitanem miało mnóstwo plusów. Bastek mógł ustalać daty treningów według swojego widzimisię, mógł wyżywać się na drużynie i wyładowywać złość, mógł (pod warunkiem wymyślenia W MIARĘ przyzwoitego powodu) zafundować komuś pięćdziesiąt pompek i mieć stały dostęp do magazynów ze sprzętem. Ale były też minusy: był odpowiedzialny za drużynę i niestety na treningach też wypadało mu się pojawić punktualnie. Ba, dziesięć minut przed czasem to było za mało, gdyż musiał przygotować sprzęt.
    Więc za dwadzieścia szesnasta ruszył tyłek z wygodnego wyrka w Dormitorium, odział stosowanie w ciepłe ubrania i wyszedł z wieży Ravenclaw. Ruszył w dół szerokiego na kilka metrów korytarza, który miał go doprowadzić do schodów. Zakręt był coraz bliżej, a tymczasem dziwne, przytłumione głosy stawały się coraz wyraźniejsze i zaczynały przebijać się ponad rumorem wytworzonym przez wiatr obijający się o okna.
    - Suka - usłyszał aż nadto znajomy głos Mulcibera, a jego ręce zacisnęły się na różdżce, prawdopodobnie znów urządził sobie z kolegami nagabywanko na dziewczyny z jego domu, jak tłumaczył sobie obecność chłopaka tutaj. Wyjrzał zza zakrętu i twarz mu stężała, a kłykcie pobielały od zaciskania różdżki. Dlaczego to Mille zawsze musi ładować się w kłopoty? Dlaczego on zawsze musi ją ratować?
    Może to nie była do końca prawda, ale jeśli miał ocalić ją od kłopotów, w które wpakowałaby się swoją butnością a tym samym ocalić świat przed gniewem pana Walkera, to sprawa była prosta.
    Dobiegł do dziewczyny i złapał ją w pasie, z pewnym żalem odciągając od Mulcibera, zanim rozkwasiła mu nos. To byłoby piękne, ale zbyt ryzykowne.
    Panna Walker spojrzała na niego z wyrzutem, zanim zaklęła.
    Bastian zignorował ją i zwrócił się do jednego ze Ślizgonów.
    - Avery, bierz kolegę i wypierdalać stąd - warknął, mierząc w niego różdżką. Puścił Millie, ale wciąż lewą rękę trzymał na jej ramieniu, żeby być gotowym w każdej chwili ją powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Tak apropos pierwszej części - ja myślałam, że Basti to kapitan-ideał, czysty jak łza, a tu o jakimś wyżywaniu i wyładowywaniu złości się dowiaduję? Skandal! ;D]

      Druś

      Usuń
  5. Merlinie najmagiczniejszy. Uratuj dziewczę z opresji i zostań zbesztany. Czy na tym świecie już nie szanuje się dobrej woli i chęci niesienia pomocy?
    - Ponieważ mimo szczerych chęci, nie dałabyś radę przemeblować im facjat. Jednemu owszem, ale nie obojgu - westchnął, puszczając jej ramię. Prawdopodobnie jakąś tam częścią świadomości Bastian wiedział, że dałaby radę z zamkniętymi oczami skopać im tyłki, ale nie przyznałby się przecież do tego. - Nie to, żebym w ciebie wątpił, Walker, ale Tata Walker zrobiłby mi krzywdę, gdyby się dowiedział, że byłem na miejscu i mogłem zapobiec bójce, a tego nie zrobiłem. - Wzruszył ramionami i schował różdżkę. Prawdopodobieństwo, że by do tego doszło było bardzo duże. Ich ojcowie jako pracownicy Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów mieli fioła na punkcie zasad, regulaminów i ich skrupulatnego przestrzegania. Ojciec Bastiana już pogodził się z charakterem syna, ale bójki niekoniecznie przystawały dziewczynie, nawet takiej jak Millie.
    Chłopak zerknął na nią, sądząc po mimice twarzy, wciąż chowała do niego urazę i wyglądała jakby przy najbliższej okazji miała mu się wymknąć i dogonić Ślizgonów w jakimś zaułku, aby spektakularnie skopać im dupy. Wierzył, że była do tego zdolna.
    - Robisz teraz coś ważnego? Nie? To fajnie, pójdziesz ze mną na trening - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu, naśladując trochę jej tatę, co z pewnością musiała zauważyć. - Potrzebuję emocjonalnego wsparcia, bo właśnie zakazałem Drew występu w najbliższym meczu i obawiam się, że może to jakoś obrócić przeciw mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Wyszczekana, taka jak lubię!
    Muszą się znać, bo mieszkają w tym samym domu, więc powiedzmy, że zaczniemy wątek od rozmowy w pokoju wspólnym. Może Michaił, schodząc w nocy do kuchni po szklankę gorącego mleka zauważy, że Millie zasnęła na kanapie i postanowi ją najpierw obudzić?
    Masz jakiś pomysł na to w którym kierunku rozwiniemy relacje? ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [a mi się jak najbardziej podoba! To co, masz ochotę zacząć, czy na mnie zwalasz tą przyjemność? :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Zacznę od tego, że mi również bardzo szkoda wątku z Tamsin, a że to - jak sama zauważyłaś - Twoja wina, to teraz będę grymasić xD Tak serio, to wątek, oczywiście, ale jakoś tym razem wyjątkowo nie mam pomysłu, będę myśleć intensywnie, ale jak na razie oddaję się w Twoje ręce. I z góry przepraszam za tempo odpisywania, bo z każdym zaczętym wątkiem u mnie ono spada. Muszę nabrać trochę wprawy chyba ;p]

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaraz po kolacji Cassandra szła z koleżankami do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Była w bardzo złym nastroju i jedyne o czym marzyła to wejść do łóżka i poczytać jakąś dobrą książkę. Nic jej dzisiaj nie wychodziło. Więc cały dzień wydawał się koszmarny. Gdy dziewczyny zaproponowały wyjście na spacer, a wieczór był przepiękny, Cassie od razu odmówiła. Ona miała już swój plan na resztę dnia.
    Idąc korytarzem zastanawiała się co przyniesie jutrzejszy dzień i modliła się w duchu by ten już się skończył albo przynajmniej by nic już się dzisiaj nie wydarzyło.
    Mijając jedną z sal, niespodziewanie jej drzwi się otworzyły i nagle ktoś pociągną ją za rękę. Znalazła się w ciemnym, pustym pomieszczeniu. Światła były zgaszone. Minęła chwila nim Cassie przyzwyczaiła wzrok do ciemności i zaczęła rozpoznawać kształty. W sali znajdowały się ławki, na których leżało mnóstwo książek. Sądząc po ich grubości zawierały historię magii i Hogwartu.
    Cassandra zaczęła się zastanawiać co tak właściwie tam robi. Po chwili dopiero zobaczyła stojącą w pobliżu osobę. Millie Walker!
    Czego ona może chcieć? Przecież one wcale się nie znały. Kojarzyły się z widzenia ale nigdy z sobą nie rozmawiały. Jedna rzecz przychodziła jej tylko do głowy.
    W ciemnościach ciężko było odczytać wyraz twarzy Millie. Dziewczyna stała niedaleko drzwi wpatrując się w Cassie.
    Jeszcze tego było mi trzeba - pomyślała Blackwell i postanowiła dowiedzieć się o co tak właściwie chodzi.
    - Cześć. Możesz mi powiedzieć po co mnie tu zaciągnęłaś? I mam nadzieję, że jest to coś ważnego bo pierdołami nie mam zamiaru się zajmować.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ witam, jestem! jak moze wiesz Chan jest sowa i przemyca papierosy - jakis punkt zaczepienia jest i tylko to mi na ten czas swita]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hej. Dziękuję. Bardzo chętnie popisałabym z Millie albo Jamesem, ale brakuje mi pomysłów. Od wczoraj ja wymyślam wszystkie wątki, więc proszę, zlituj się i zaproponuj coś :) ]

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy Walker go zostawiła, Bastian podjął próby zabicia czasu, w postaci jakże interesujących pieszych wędrówek w tę i w drugą stronę korytarza, przy okazji poddając się solilokwium na tematy jakże dla niego istotne, mianowicie: zalety i wady wykopania Drew z kadry na kolejny mecz, podjęcie ponownej próby skonstruowania bomby dla Ślizgonów, do której sakiewki przyłożyło pół Raveclaw'u i nauczenie się partytury na najbliższy koncert chóru na zlecenie jakiejś Gryfonki. Kozacko. Teraz jednak najważniejszy był trening, a Bastian miał wrażenie, że im więcej ma zajęć, tym więcej nowych osób coś od niego chce. Zwariować idzie.
    Zgodnie z danym słowem, Millie ponownie pojawiła się na korytarzu po niecałych pięciu minutach, co Bastek przyjął z uniesionymi do góry kciukami, będąc w połowie dwunastego okrażenia. Zaproponował dziewczynie swoje ramię, niczym prawdziwy dżentelmen (widzisz, tato?) i ruszyli w dół schodów, prowadzących na oblodzony dziedziniec. Temperatura na zewnątrz dała się odczuć natychmiast po wyjściu z zamku, zimny wiatr przenikał sylwetkę Bastiana na wskroś i nie mógł się doczekać, aż wejdzie do szatni, założy ocieplany kostium i naszprycuje się odpowiednią dawką zaklęć rozgrzewających. Bez tego, nie byłoby co wsiadać na miotłę, ponieważ nie dało się porównać temperatury na spacerze z tą wytwarzającą się wokół ciała pędzącego z zawrotną prędkością, przecinając arktyczne powietrze.
    - Tak właściwie, to czego chcieli Mulciber i Avery? - zapytał od niechcenia i wyjął dłoń z kieszeni, aby poprawić włosy lecące mu do oczu. Natychmiast tego pożałował, bo wystarczyły te dwie chwile na wykonanie tego nieskomplikowanego ruchu, żeby dłoń poczerwieniała i skostniała nieco.
    Prawdę mówiąc, Millie nigdy nie była osobą, którą łatwo było wyprowadzić z równowagi, chyba, że sama wcześniej już bez niczyjej pomocy balansowała na granicy irytacji i złości, wtedy wystarczyła mała iskierka, żeby ogień się zajął.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Pomysł z koncertem wcale nie jest taki zły, wręcz przeciwnie, według mnie może być bardzo interesująco. Wszystko, co nielegalne, jest interesujące xDTylko kto miałby być "prowodytorem" tego pomysłu? Osobiście w tej roli jakoś bardziej widzę Millie ;) I jeszcze prośba na koniec... Zaczniesz? :p]

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  14. [Dla mnie spoko. W końcu trzeba jakos doprowadzić do momentu, w którym Lenka dowiaduje się prawdy o sobie ;)
    Masz chęć zacząć, czy czekasz aż odzyskam komputer, czyli jakąś godzinę?
    A nad Jamesem jeszcze pomyślimy :) ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  15. [Pytałaś o chęci na wątek, także i jestem, urzeczona twoją postacią :D Nie mogłam się zdecydować, więc liścik o podobnej treści wysłałam też Rogasiowi ^^
    Jeśli masz jakiekolwiek pomysły pisz :D Mój mózg przypomina dziś słomę :3]

    Alex.

    OdpowiedzUsuń
  16. Imprezy w Hogwarcie nie były tak rzadkim zjawiskiem, jak mogłoby się wydawać. Trzeba było tylko wiedzieć od kogo uzyskać o nich informacje, a to nie było specjalnie trudne. Na pewno nie dla Leny. Może nie była osobą, która co noc gdzieś chodziła, ale lubiła tego typu sposób na spędzenie wolnego czasu. Dawał jej możliwość oderwania się od codzienności, od problemów, od samej siebie.
    Na imprezie, wiadomo – alkohol, muzyka i głupie pomysły. Tym razem głupim, bo banalnym pomysłem była gra w butelkę. Czy istniała na świecie osoba, która tego nie znała? Proste, w sumie trochę nudne, a mimo to zawsze znalazł się ktoś chętny do gry. Wśród tych chętnych była też Lena, bo w sumie co jej szkodzi? Obserwowała jak ludzie się całują, do chwili, aż jakiś chłopak nie trafił na nią. Zgodnie z zasadami gry nie protestowała, ale w przeciwieństwie do tego typka widocznie zadowolonego ze swojego szczęścia, nie zamierzała przedłużać tej chwili. Szybko odsunęła się i zakręciła butelką. Błagała w myślach, by nie trafić na pryszczatego kolesia siedzącego naprzeciwko. Miała szczęście. Nie trafiła na niego, ale na jakąś dziewczynę. Ładną. Naprawdę ładną. Gdyby była trzeźwa, może zwróciłaby uwagę na swoje zachowanie i fakt, że wychwyciła już w wyglądzie swojej „ofiary” milion szczegółów, zaś nie miała pojęcia, że sekundę wcześniej całowała naprawdę przystojnego kolesia. Najprzystojniejszego z całego koła.
    Niepewnie przysunęła się do niej, co wywołało u facetów różne… ciekawe reakcje. Starała się nie zwracać na to uwagi. Ani na to, że sam ten ruch wywołał u niej więcej emocji, niż pieszczoty byłego chłopaka. Dziewczyna uśmiechała się do niej zawadiacko, a po chwili z tym uśmiechem złączyły się usta Leny.
    Poczuła się, jakby to był jej pierwszy pocałunek w życiu. Ani jednej myśli typu „no i co z tego? Po cholerę ludzie w ogóle to robią”. Nie, nic z tych rzeczy. Może nie słyszała też dzwonów w głowie, ale po raz pierwszy było jej naprawdę dobrze.

    [ Takie coś, bo to fajniejsze uległo zniszczeniu :( ]

    OdpowiedzUsuń
  17. Historia była na tyle zwyczajna, że Bastian musiał dokonać dwóch założeń; po pierwsze: jak znał Millie, mogła przemilczeć albo nie oddać dosłownego sensu słów ślizgońskich skurwieli, po drugie: rzeczywiście mogło wydarzyć się coś, co tak zaniżyło próg jej reakcji na jakiekolwiek zaczepki. Już miał o to pytać, ale znaleźli się na stadionie więc Bastek poprowadził dziewczynę w stronę szatni, gdzie temperatura przypominała tą w zamku. Otworzył różdzką niebieskie drzwi z herbem domu - brązowym orłem i wszedł do środka, czując przyjemnie ciepłe powietrze na skórze twarzy.
    - Rozgość się - mruknął i poczłapał do swojej szafki, w celu wyciągnięcia granatowego stroju z naszytą plakietką kapitana i nazwiskiem. Zdjął swoje dotychczasowe ubranie, na które składały się luźne dzinsy, niebieska koszulka i nałożona na to czarna, zimowa kurtka i pomału zaczął ubierać się w domowy strój zawodnika Quidditch'a. Nie, żeby odczuwał jakiekolwiek skrępowanie w towarzystwie Walker. Dla Bastiana nie istniało pojęcie wstydu, tym bardziej, że jedyną w pomieszczeniu osobą była dziewczyna, która znała go od małego i widziała w różnych miejscach o różnych porach: na basenie, w kinie, w mugolskim Lublinie, zabawnego, załamanego, półnagiego, zalanego w trupa. Do wyboru, do koloru.
    Bastuś rzucił Millie szybkie spojrzenie. Dziewczyna w milczeniu przyglądała się jego poczynaniom, skubiąc rękaw kurtki. Kiedy zasznurował buty, sięgnął po różdżkę i wycelował w siebie, inkantując odpowiednie zaklęcia, mające utrzymywać stałą ciepłotę ciała, niezależnie od mrozu.
    Podczas ich rzucania, pomyślał o dziewczynie, którą zaprosił tutaj na pewną śmierć z wyziębienia i do głowy przyszła mu pewna myśl.
    - Miiiiillie! - zaczął, przeciągając samogłoski. - Może skusiłabyś się na mały meczyk? Wiem, że to lubisz!

    OdpowiedzUsuń
  18. O kurcze! Widząc zdjęcie z zeszłorocznych wakacji, Cassandra doznała szoku. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Patrzyła to na trzymaną w rękach fotografię to na Millie, która niecierpliwie czekała na jakieś wyjaśnienia. Panna Walker była zdenerwowana, trochę zaskoczona. Więc pewnie dopiero przed chwilą odczytała wiadomość, którą rano dostałą z domu.
    Na zdjęciu Cassie trzymana na rękach była przez chłopaka. W tle było widać morze i piękny zachód słońca. Młodzi ludzie śmiali się i wyglądali na bardzo szczęśliwych. Ona ubrana w mundurek szkolny, on w dżinsach i koszulce. Cassie dobrze pamiętała tamte wakacje i dzień w którym zostało wykonane to zdjęcie. Zaraz po zakończeniu roku pojechali we dwójkę na trzy tygodnie na wybrzeże. Nikt im nie przeszkadzał, byli sami, zakochani w sobie, nie myśleli o problemach. To był najpiękniejszy czas w jej życiu.
    Wiedziała, że Millie nie chodziło o to jak spędziła wolny czas lecz przede wszystkim z kim. Ten młody czarodziej był tym na kim dziewczynie zależało najbardziej. Mężczyzna ze zdjęcia- chłopak Cassandry, Dorian Walker, brat Millie, zaginiony kilka miesięcy temu. Nikt nie wiedział o tym, że od ponad roku byli parą.
    - Nie wiem skąd masz to zdjęcie! -Kłamała. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy szukają Doriana. Więc nie było zaskoczeniem, że ktoś z rodziny przeszukał pewnie jego rzeczy.- Byliśmy razem w zeszłym roku na wakacjach i tyle. -Kolejne kłamstwo.- Nie mam z nim kontaktu od jakiegoś czasu.- To też było nieprawdą. Choć może nie do końca. Niespełna trzy dni temu rozmawiała z Dorianem, ale o tym Millie nie mogła się dowiedzieć. Cassandra wiedziała, że z młodszą siostrą Walker miał najlepszy kontakt i wiedziała też, że bardzo żałował, iż nie mógł jej powiedzieć prawdy. Ona obiecała również nic nie mówić.
    Z twarzy Millie można było wnioskować że tak łatwo nie da za wygraną.

    OdpowiedzUsuń
  19. Siedział w pokoju wspólnym i czytał Zbrodnię i Karę, którą znał już niemal na pamięć, a jednak wciąż potrafiła zabrać go w podróż w świat fikcji, odciąć od rzeczywistości i sprawić, że nie zauważał niczego, co wokół niego się dzieje, dlatego też minęło kilka chwil nim zorientował się, że ktoś dosiadł się do jego stolika i wpatrywał się w niego intensywnie swoimi piwnymi oczętami.
    Wzniósł wzrok i przesunął go po przeuroczej twarzy jednej z niewielu istotek na tym świecie, którym ufał. Millie Walker, bo to o niej tutaj mowa, była jego dobrą znajomą z domu Roveny Ravenclaw, jedną z niewielu osób, a czasami nawet jedyną, która potrafiła go namówić na rzeczy, których sam i z własnej wolnej woli nigdy by nie zrobił.
    -Czemu nie powiedziałaś, że tu jesteś tylko gapisz się na mnie od godziny, brzdącu? – zapytał ze śmiechem, zaginając stronę zniszczonego wydania książki i odkładając ją delikatnie na stolik. Znów przeniósł wzrok na Krukonkę i uśmiechnął się przyjaźnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Lena też wzięła to za okazję do zdobycia nowego doświadczenia. Dlatego chętnie przyjęła wyzwanie. Nie spodziewała się jednak, że to „doświadczenie” okazało się tak przyjemne. To co na początku miało być jedynie kilkusekundową wymianą śliny przerodziło się w namiętny pocałunek. Zapewne ciekawie musiało to wyglądać z perspektywy, obserwujących je uczniów, ale Lena nawet o tym nie myślała. Skupiła się na swoim zadaniu. Na miękkości jej ust, na delikatnym zapachu jej perfum (co prawda trochę wymieszanym z alkoholem, ale nadal wyczuwalnym), na cieple jej ciała. Po raz pierwszy w życiu nie chciała się odsuwać chwilę po tym jak poczuła czyjeś wargi na swoich. Nawet jeśli ta dziewczyna była dla niej kimś zupełnie obcym. I była dziewczyną.
    Ku jej rozczarowaniu, brunetka jednak odsunęła się. Mogła się tego spodziewać, bo w końcu ile można? Trochę oszołomiona, nie bardzo wiedząc co się stało, usiadła na swoje miejsce. Obserwowała grę, nie do końca przytomna. Od czasu do czasu tylko zerkała na tamtą dziewczynę. Szybko jednak gra zaczęła ją nudzić. Gdyby była trzeźwa, pewnie jakoś przeanalizowała by swoje reakcje, a tak po prostu wstała i poszła po więcej alkoholu.
    Gdy ponownie przeszła obok kółeczka z ludzi, składało się ono już tylko z tych najmniej ciekawych typów. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Tamta dziewczyna siedziała na parapecie, popijając whisky. Uznając, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, podeszła do niej.
    - Hej – przywitała się. – Widzę, że w grze zostali najbardziej zdesperowani – rzuciła, zerkając znacząco na grupkę, w której przed chwilą siedziały. Pokręciła rozbawiona głową. Zabawa miała się rozpaść w ciągu kilku minut, bo chyba nikt nie zamierzał tam wrócić. – Podzielisz się? – spytała, wskazując na butelkę alkoholu. Sama swój kubeczek już opróżniła. Nie była na tyle sprytna, by zabrać całą butelkę.

    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  21. Co miała zamiar zrobić? Sama chciałaby wiedzieć. Tylko porozmawiać? Poruszyć temat pocałunku, czy nie? Najchętniej by go powtórzyła, ale tak przecież nie można. Poza tym ona była dziewczyną. DZIEWCZYNĄ, rozumiesz Lenko? Takie rzeczy są akceptowane tylko w ramach zabawy, takiej jak ta przed chwilą lub eksperymentu. Zaplanowanego eksperymentu. Albo spontanicznego eksperymentu? Całkowicie spontanicznego eksperymentu, nigdy nie planowanego z obcą osobą? Nie, nie, nie. Stop. Wystarczy. Normalna rozmowa. Tylko tyle. Bez głupich pomysłów.
    Zaśmiała się, usłyszawszy jej komentarz. Faktycznie, grupka nie wydawała się najtrzeźwiejsza. Lena była ciekawa, kiedy komuś odbije, albo po prostu padnie pod wpływem promili we krwi.
    - Lena. Miło mi cię poznać – powiedziała, ściskając jej dłoń, po czym usiadła obok. Zerknęła na nią przelotnie, ale by oderwać myśli od wiadomego tematu, chwyciła butelkę i pociągnęła sporego łyka. A by zająć czymś oczy, wlepiła spojrzenie w dwójkę chłopaków, którzy z nimi grali. Dwójkę tych najbrzydszych.
    - Cieszę się, że trafiłam na ciebie, a nie na któregoś z nich. Chyba sama siebie bym spetryfikowała, gdybym musiała ich pocałować – mruknęła. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, jak by to wyglądało… Fuj. I tyle.

    [ U mnie też kiepsko, więc się nie martw ;) ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  22. - Baaaastuś. - Odpowiedziała, naśladując jego wczęsniejszy ton. - Aż tak kiepska jest tegoroczna drużyna, że stęskniłeś się za podwórkowymi meczami ze mną?
    Nie mógł się powstrzymać od wywrócenia oczami.
    - A nawet jeśli to co? Spójrz, ratuję swój wizerunek, proponując ci najlepszą alternatywę od marznięcia, podczas podziwiania mnie na boisku. Teraz, dzięki mojej propozycji, będziesz podziwiała mnie na boisku i jednocześnie dotrzymywała towarzystwa w grze. Powinnaś to docenić, przejąłem się twoim losem! - żachnął się, sprzątając swoje "cywilne ubrania" do pomalowanej na niebiesko szafki. - Poza tym, drużyna jest lepsza niż kiedykolwiek!
    Nie skłamał, mówiąc to, bo rzeczywiście w tym roku Ravenclaw był wyjątkowo mocny. We wrześniu odświeżyli nieco skład i od razu wzięli się za ciężkie treningi. Bastian został mianowany kapitanem pod koniec zeszłego roku, więc ten sezon miał kluczowe znaczenie, ponieważ był cały jego i od niego tak naprawdę zależało wszystko. Dlatego tak bardzo był przepełniony dumą, mówiąc o postępach swoich zawodników.
    Millie zrzuciła opinające ciasno uda dżinsy i założyła na nie trochę luźniejsze dresowe spodnie, a Bastek bez skrępowania się jej przyglądał. Kiedy jej pozostałe ubrania znalazły się w jego szafce, a ona sama była już zabezpieczona przed chłodem, wyszli z szatni, jednocześnie mijając się z zawodnikami.
    - Cześć, Bastek. - Postawnej postury chłopak, Carter, wymienił tak zwaną piąteczkę z kapitanem, obrzucając nieco zdziwionym spojrzeniem jego towarzyszkę, odzianą w taki sam strój. Jednak White wiedział, że nie zaoponuje przed obecnością nowej osoby na treningu, bo zawsze przyjemniej było skrzyżować miotłę z kimś nowym.
    Kiedy reszta się przewitała i przemknęła do szatni, a chłopak znów został z Millie, obierając trajektorię na murawę stadionu, przemknęło mu przez myśl, że jeszcze nie wie jaką pozycję preferuje dziewczyna. [Bez skojrzeń, proszę XD]
    - Tak właściwie, to na jakiej pozycji najlepiej ci się gra? - zapytał. Tyle meczy podwórkowych za nimi, a on nie mógł uwierzyć, że nie potrafił skojarzyć takiej rzeczy. Jednocześnie przez myśl mu przemknęła pewna obiecująca myśl, gdyby Walker okazała się dość dobra.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dziękuję bardzo! Też ją lubię, zawsze pasowała mi do Neb <3 Piszę pod Millie, bo sądzę, że o wątek między dziewczynami będzie o wiele prościej. Ten sam dom, ten sam rok, te same imprezy - sądzę że w stereotypowo kujońskim Ravenclawie czuły się nieco wyalienowane, wobec tego ja bym obstawiała przy wspólnych nocnych eskapadach, paleniu i innych uciechach, do których, wbrew pozorom, nie tak łatwo znaleźć wiernego kompana. Mogła by to być jednak jednostronna relacja, w sensie że bez prawdziwej przyjaźni, wspólnego rozwiązywania problemów, ryczenia do ramienia tej drugiej i innych tego typu. Taka z typu opartych na czystych przyjemnościach. No i podczas jednej z wyjątkowo zakrapianych imprez mogłoby do czegoś między nimi dojść. Wiesz, budzimy się na jednym łóżku, półnago, z największym kacem świata i mindfuckiem co do wydarzeń ostatniej nocy. Nie wiem jak Millie, ale ja zawsze myślałam o Neb jako biseksualistce, więc jak doszłyby do tego jakieś jej zryte w bani, nieokreślone uczucia, mogłoby być ciekawie. Co o tym myślisz? Jak nie pasuje, zaraz wymyślimy coś innego. Co do Jamesa, jeśli chcesz, też mogę pokminić, może tym razem przyjdzie mi do głowy jakiś sensowny wątek między Rogaczem a moja postacią. ;)]

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  24. Najpierw był ból.
    Tępy, niemo pulsujący w czaszce, rozchodzący się promieniście przez nerwy do mięśni i wybuchający w kontakcie ze skórą, drażniący podeszwy stóp i bliznę za uchem. Ból był oddechem i każdym, najdrobniejszym ruchem, począwszy od zmrużenia oczu w defensywie przed agresywnym światłem, skończywszy na oblizaniu warg, suchych i spragnionych. Ból wzrastał nieokiełznaną falą by ustać równie nagle, co immanentnie, nie osiągając nawet szczytów swoich możliwości. Gdy opadł, pozostawił po sobie ślad na dnie głowy, mącąc w świadomości.
    Gdy budziła się do życia, przypominała urządzenie wyższej technologii. Trybiki w mózgu rozgrzewane z wolna przez rosnącą myśl zaczynały szaleńczy bieg ku pełnej świadomości, otwarte oczy z opóźnieniem ustawiały odpowiednią ostrość obrazu, zaburzając barwy, gubiąc ciemność i światło. Nieużywane mięśnie pozostawione w niewygodnej pozycji odzywały się bólem i niemocą, by w końcu zacząć działać. Uczucia miały to do siebie, że potrzebowały bodźca, więc wciąż słodko spały.
    Najpierw zarejestrowała sprężystość materaca trzeszczącego pod ciężarem ciała, potem ból w podbrzuszu, a na końcu gęsią skórę na odkrytych udach. Podniosła tułów na wyprostowanych rękach, tłumiąc jęk w zarodku i odkryła, że jest kompletnie naga, nabiła sobie siniaka w okolicach kolana, a powietrze pachnie ciężką, hipnotyzującą słodyczą, z rodzaju tych wyczuwalnych u matki, gdy wracała z pokoju uciech, mnąc w dłoniach zielone banknoty. Nie minęły jednak więcej niż trzy chwile, a wzrok sam powędrował w kierunku tej, która leżała obok. Błyszcząca, oliwkowa skóra, fale w nieładzie, nagie piersi, ślad jej szminki na brzuchu. Millie.
    To nie przypominało eksplozji neonowych myśli, nie wyrywało oddechu z piersi, nie dusiło myśli. Wręcz przeciwnie, każde wspomnienie, każdy jęk rozkoszy i każde wrażenie rozpływania się w sobie przychodziło stopniowo, dając czas na myślenie i analizowanie, bodziec dla uczuć, które słodko spały. W końcu przyszedł moment, gdy nie mogła oderwać wzroku od jej ponętnego ciała stanowiącego żywą wędrówkę po ostatniej nocy, wytyczaną przez malinki oraz zadrapania. Trwała tak dziesięć minut albo dziesięć godzin, każdy moment rozciągnięty w nieskończoność, sama nie wiedziała.
    Myślała, że dziewczyna zaraz się obudzi, uśmiechnie przekornie i rzeknie, że to tylko sen, ale nic takiego się nie stało. Koniec końców z zamyślenia wyrwały ją dźwięki krzątania się za drzwiami dormitorium, które zmusiły Nebraskę do powstania. Zbierała poszczególne części garderoby z podłogi – koronkowy biustonosz i stringi, czarne dżinsy, koszulę w kratę i znoszone trampki, by za chwilę wciągnąć je po kolei na zmęczone ciało. Potem zebrała też ubrania Millie i położyła tuż przy nagiej, śpiącej postaci. Gdy znowu zatrzymała na niej wzrok, zdała sobie sprawę, że starała się przeciągnąć w czasie chwilę, kiedy będzie musiała ją obudzić, oby jak najdalej. Jak się okazało, nie musiała. Już po chwili ich oczy się spotkały.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie potrafiła spuścić wzroku z Millie ani na chwilę, chociaż doskonale wiedziała, jak mogło to zostać przez nią odebrane. Na przywitanie się dziewczyny odpowiedziała jedynie bladym uśmiechem, jakby zaniemówiła, a gdy tylko dostrzegła ruch języka po jej wargach, żołądek podszedł Neb do gardła, choć równie dobrze mogła być to reakcja na hektolitry alkoholu, jaki skonsumowała w jej towarzystwie wczorajszego wieczoru. Miała ochotę zerwać się z miejsca i ją pocałować, tak po prostu, a samo to pragnienie wywołało w jej głowie kolejną burzę przewodzoną przez czcze przerażenie. Nie chciała się zbłaźnić - przy niej nigdy tego nie chciała, i nie chodziło tu o głupie, nieodpowiedzialne zachowanie, bo na takowym ich znajomość, tak właściwie, polegała. Nie chciała wydać się w oczach Millie słaba, tchórzliwa przed nowymi doświadczeniami i nieopanowana, jeśli chodzi o własne życie, szczególnie to wewnętrzne. Tymczasem w rzeczywistości wszystkie trzy powyższe punkty się zgadzały. A ostatni - nieokiełznana sfera uczuciowa - miał się spełnić w ich przypadku ze zwielokrotnioną mocą.
    - Podejrzewam, że to była impreza roku. - usłyszała, próbując jednocześnie wyczytać coś niespodziewanego z jej uśmiechu, jednak tego również nie potrafiła, a przecież... nie było takiej rzeczy, której nie rozumiałaby z zachowaniu Millie. Nigdy. Pod tym i wieloma innymi względami była idealną towarzyszką pijackich eskapad i nielegalnych przygód. Jej niespotykana u nikogo innego szczerość nie dawała pola do popisu wyobraźni Nebraski, ale dawała klarowny obraz sytuacji. Brak niedopowiedzeń i drugiego dna wydawał się być idealnym wyjściem dla ich niezobowiązującej zażyłości.
    - Z pewnością jedyna w swoim rodzaju. - odpowiedziała po chwili namysłu, zmuszając się do z założenia tajemniczego uśmiechu, który chyba jej nie wyszedł. Przy każdym mrugnięciu pod przymkniętymi powiekami odbywał się mały seans filmowy - ich seans, klatka po klatce każdy pojedynczy obraz, który Nebrasce udało się wyłapać z jakże dziurawej pamięci. Język Millie znaczący drogę między jej żebrami, dwuznaczny uśmiech i drobna dłoń zanurzona w czarnych dżinsach. Kompletna rozkosz. Przyśpieszony, gorący oddech padający na skórę za uchem. Nietłumiony krzyk, gdy Neb znajdowała się między jej nogami i ręka ciągnąca za blond włosy. Wystarczająco wiele, by nigdy tego nie zapomnieć.
    Podeszła do dziewczyny i usiadła na łóżku obok, przybierając nieco rozbawioną, nieco zaciekawioną maskę, tym razem skutecznie.
    - Pamiętasz tak właściwie cokolwiek z zeszłej nocy? – spytała, zanim zdążyła pomyśleć, jak powinna to wszystko rozegrać. Zbeształa się w duchu, starając się utrzymać względny spokój ducha, świadoma, że jeden niewłaściwy ruch może rzucić na nią złe światło, a na to nie mogła sobie pozwolić. Nie z nią i nie teraz. Nie w tej sytuacji. Można rzec, że cała ta konsternacja wokół ich wspólnej nocy skutecznie zagłuszyła kaca i wszelkie inne odruchy, jakie powinny się pojawić u panny Jones po suto zakrapianej imprezie. Był to chyba jedyny widoczny plus tego, co między nimi zaszło.
    Tego, co między nimi zaszło.
    Co się z nimi stało, do cholery? Gdzie śmiech, gdzie zlekceważenie całego zdarzenia? Gdzie szybkie przejście od tego, co między nimi zaszło do tego, co będzie w następny piątek, a najpewniej będzie balet u Ślizgonów? Dlaczego aż tak się przejmowała, co to tak właściwie wnosiło do ich mało przyjacielskiej, a zdecydowanie bardziej kumpelskiej znajomości? Musiała to odkryć i, chociaż Millie jeszcze o tym nie wiedziała, pierwsze i ostatnie słowo należało do niej. Nebraska zawsze starała się dostosować. Zwykle nie miała zbyt wybujałych oczekiwań wobec swoich kontaktów międzyludzkich. W tym przypadku pragnęłaby jednak pozostać w dawnym stanie rzeczy, za wszelką cenę. Dlaczego? Nikt nie jest niezastąpiony, ale na miejsce Millie zdecydowanie trudno byłoby kogokolwiek znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Znowu komentarz nie pod tą kartą, co trzeba xD Ale w sumie przestaję swoim roztrzepaniem się samą zaskakiwać, dzisiaj na przykład umyłam żeby kremem do rąk, bo ma podobne opakowanie do pasty .-.
      Śliczna pani użyczyła wizerunku! Aż chce się wątkować! Dobrze, że Millie jest czystej krwi, bo mam dość obchodzenia problemu "jak gardzący szlamami czarodziej zaczyna z nimi rozmawiać" xD
      W każdym razie, możemy zrobić tak, że Millie z Abigail byłyby dobrymi znajomymi, więc przeżyłaby jej śmierć. Samego Benia znałaby z różnych imprez, Hogwart to wbrew pozorom bardzo mała społeczność. Zauważyłaby momentalnie zmianę w jego zachowaniu i próbowała dociec, czemu tak nagle spotulniał.
      Jeżeli masz lepszy pomysł, to wal, moja wena całkowicie się wykorzystała przy pisaniu karty postaci .-.]

      Benjamin

      Usuń
  27. - Obrońca, panie kapitanie. Co nie znaczy, że jako ścigająca nie potrafiłabym skopać ci tyłka.
    Prychnął i zaśmiał się głośno. No fakt, Millie zawsze była linią obrony prowizorycznych drużyn utworzonych przez niego, jego siostry, jej braci i okolicznych dzieciaków, które w każde wakacje dawały sobie porządnego łupnia w akompaniamencie pisków, wrzasków i śmiechu. Nawet kiedy dojrzali, niewiele się zmieniło w ich zachowaniu.
    Wyjęli sprzęt, mało nie nie zabijając się w przejściu podczas małej kłótni o miotły i na murawę wyszli już w towarzystwie całej drużyny. Trening zaczął się tak jak zawsze, rozgrzewką jeszcze na powierzchni ziemi, a po kilkunastu minutach wszyscy już unosili się w powietrzu na swoich miotłach. Bastian wpadł w swój żywioł, w całości oddając się roli kapitana i co jakiś czas musiał strofować się w myślach, kiedy polecenia kierował również do Millie, co było zabawne, ponieważ ona występowała tylko w charakterze gościa. Na szczęście, w reakcji na jego krzyki parskała śmiechem i salutowała ze słowami "Tak jest, panie Kapitanie!". Burrymore jak zwykle nie stawił się na wyraźne polecenie określane jako "trening ostatniej szansy", ale Millie dobrze sobie radziła w jego zastępstwie i można by rzec, że szybko dopasowała się do tempa drużyny i jej ofensywnego stylu.
    Po półtora godziny grania, wszyscy byli już na tyle zmęczeni, że zarządzono koniec treningów na najbliższe parę dni, co grupa przyjęła z nieskrywaną ulgą. Odprawa była szybka, kilka słów podziękowania za pracę, omówienie słabych punktów i, co wywołało największą kontrowersję, ogłoszenie składu na następny mecz, który nie uwzględniał dotychczasowego obrońcy. Krukoński team przyjął tę wiadomość tak, jak Bastian się spodziewał: nie zakwestionowali jego decyzji, mimo iż dał im do tego prawo. Wszyscy doskonale znali sytuację w drużynie, więc po obwieszczeniu tej informacji trening został oficjalnie uznany za zakończony. Po dwudziestu minutach szarpanin w szatni o lepszy dostęp do szafek, Krukoni zmyli się, pozostawiając tym samym Millie i Bastiana samych.
    - Podobało ci się? - zagaił, spoglądając na nią zza otwartych na oścież drzwiczek swojej szafki. Prawdopodobnie będzie musiał się nieźle nagimnastykować, jeśli chciał wpłynąć na antydrużynowe poglądy Walker i niewykluczone, że będzie musiał zaproponować coś w zamian. Takie było życie. - Cieszę się, że się podobało - kontynuował bez czekania na odpowiedź. - Ponieważ mam dla ciebie propozycję bardzo-nie-do-odrzucenia. - Zamknął szafkę i stanął naprzeciw dziewczyny, poruszając brwiami zabawnie w trakcie wymawiania ostatnich słów. - Otóż, jak dobrze słyszałaś, Drew wyleciał z następnego meczu, jeśli się nie poprawi, w co wątpię, to do składu prędko nie wróci, co oznacza, że potrzebujemy kogoś pięknego, uroczego, cudownego, inteligentnego, dobrego w Quidditch'a jak mało kto, kochanego, walecznego - wyliczał na palcach kolejne cechy, mające uatrakcyjnić jego propozycję. - A przez kogoś mam na myśli ciebie. Tak, Millie Walker, właśnie ciebie. Więc jak, uczynisz nam ten zaszczyt i uświetnisz naszą drużynę swoją obecnością? W zamian proś o wszystko. - Rozłożył ręce, jakby chciał objąć nimi cały świat na dowód swoich słów. - Oczywiście, w granicach rozsądku, bo wiesz, normalnie to wolałbym, żebyśmy zaczęli randkować, zanim poprosisz mnie o wskoczenie do twojego łóżka... - Dodał po chwili i urwał, uśmiechając się zawadiacko.

    OdpowiedzUsuń
  28. - No wiesz... z tymi wszystkimi twoimi fankami, które już się tam przepychają, żeby dostać odrobinę celebryty z pierwszych stron 'The Hogwart's Shore'.
    Bastian włożył palec do buzi, udając, że wymiotuje. Temat fanek był tematem rzeką, której nurt porywał każdego zainteresowanego, zalewał spokojne domostwa lwiej części facetów Hogwarcie, przez co złorzeczyli na Bastka, który przecież o nic się takiego nie prosił! Owszem, czasem miło było zobaczyć te wszystkie flagi, transparenty z jego imieniem... Ale na Merlina! Nie kiedy nad "i" było wielkie czerwone serduszko! Nie kiedy kłóciły po wygranym meczu w Wielkiej Sali wszyscy zajmowali mu miejsca. Nie kiedy na imprezie nie mógł drinka z oczu spuścić, żeby nie dolano mu amortencji.
    - No wiesz co? - żachnął się, wywracając oczami. - Po pierwsze: to nie moja wina, że jestem taki uroczy i najwidoczniej ociekam testosteronem. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, po czym kontynuował wyliczankę. - Po drugie: moje łóżko jest wielkie, a poza tym, dla ciebie Millie, to wykopałbym je wszystkie na księżyc! A po trzecie: najwidoczniej nie wywiązujesz się jak powinnaś ze swojego obowiązku bycia moim ochroniarzem, tudzież gorylem i nie bronisz mnie przed tłumami wielbicielek - powiedział i mało nie parsknął śmiechem na wizię Millie w garniturze i czarnych okularach, jak przystało na prawdziwego goryla, odpychającego fanki na bezpieczną dla psychiki Bastka odległość dwóch metrów. Piękna wizja.

    OdpowiedzUsuń
  29. Wywracanie oczami na każde słowo Bastiana weszło tak w krew Millie, że chłopak ledwo się powstrzymał, aby nie roześmiać. Prawdopodobnie tak działała na nią lekko wybujała samoocena Bastka, która była jednak spowodowana nie faktem posiadania fanek, nieprzeciętnego talentu, czy buźki. Nie, dobra, inaczej, zapędzasz się, White. Która była jednak spowodowana NIE jego aparycją, czy podejściem ludzi do tego, co robił, a chyba samym charakterem chłopaka, który tak naprawdę w większości przypadków podchodził do siebie z dystansem. A jeśli kogoś to irytowało, jak czasem Millie, to zabawnie było obserwować reakcje takich ludzi.
    Bastek prychnął, oczywiście, że cenił sobie Millie bardziej niż grono wielbicielek. Mógł nie mieć żadnej, byleby nie opuszczała go świadomość, że ma koło siebie właśnie pannę Walker, która tak naprawdę była uosobieniem większości jego pierwszych razów. Pierwszy raz na miotle, pierwsze zobaczenie morza, pierwszy quasi-pocałunek jako dzieci, a później wspólne mycie zębów przez dziesięć minut, bo takiego było obrzydliwe, pierwsza rozmowa jako ucznia Ravenclawu, gdy rzuciła mu się na szyję, kiedy za jej śladem Tiara krzyknęła Ravenclaw po założeniu jej przez blondyna, pierwsze butelki wypitej Ognistej... Prawie pierwsze wszystko.
    - Za mało mi płacisz White. - Pokręciła głową z rozbawieniem. - Wzrośnie wynagrodzenie to i ochrona się polepszy.
    Bastek lekko się zmieszał. - To ja ci w ogóle płacę? - Przekrzywił głowę w wyrazie udawanego zdziwienia, a chwilę później wrócił do tematu, gdyż w głowie zaświtała mu zaskakująco ciekawa myśl, taka, że ledwo powstrzymał cisnący się na usta szeroki uśmiech.
    - A gdyby tak... - próbował znaleźć słowa, aby ubrać w nie swój plan. - Sądzisz, że dałabyś radę? - Widząc niezrozumienie na twarzy Walker, kontynuował. - Gdybyś naprawdę zabawiła się w odstraszacz i mogła wskoczyć w to moje małe dwuosobowe łóżko? Podjęłabyś się wyzwania? - Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że Bastian mówił całkiem poważnie. Ta idea mogła prowadzić do wielu ciekawych rzeczy i aż skręcało go na myśl o tym, co będzie jak się zgodzi.

    OdpowiedzUsuń
  30. Lena nie była tak otwarta, jak Millie. Właściwie, w ogóle nie myślała o związkach homoseksualnych. Jej rodzina była konserwatywna. Nawet jeśli nie wpływała już tak silnie na Lenę, to wciąż w głębi dziewczyny pozostało kilka wpojonych prawd. Pozbyła się mitu o tym, że tylko czystokrwiści czarodzieje są czegoś warci. Ale o związkach jednopłciowych nie słyszała na tyle, by mieć o nich jakieś świadomie wyrobione zdanie. Jej podświadomość podpowiadała jej jedynie, że to coś złego, zakazanego.
    Blondynka nie była już nadętą krową, która myślała, że jest lepsza od innych, bo… w sumie bo tak. Ale mimo wszystko znała swoją wartość i umawianie się z kimś pokroju tamtych chłopaków było poniżej jej godności. Tak, mogłaby się z nimi przyjaźnić. Ale na pewno nic więcej. Nie była z ich ligi, jak to niektórzy mówią. Światem młodzieży rządziły okrutne zasady, ale przecież nie ona je ustalała.
    - Chyba nic ciekawego się już tutaj nie wydarzy – powiedziała, widząc, że wokół jest coraz mniej ludzi. – Ruszymy się gdzieś? Alkoholu nam nie zabraknie – zaproponowała z uśmiechem. Ruchem brody wskazała prowizoryczny bar, na którym stało jeszcze kilka butelek trunku, a które mogły spokojnie zabrać ze sobą.
    Nie miała ochoty dłużej siedzieć w tym miejscu. Głośna muzyka zaczynała ją drażnić, robiło się nudno… Musiała odetchnąć świeżym powietrzem.

    OdpowiedzUsuń
  31. Bastian wiedział, że Millie podejmie wyzwanie. Taka już była - zawsze gotowa udowodnić, że nie ma dla niej żadnych granic, których nie odważyłaby się przekroczyć, żadnych murów nie do przeskoczenia, że jest w stanie skopać tyłek każdemu w wielu dziedzinach i mimo często nikłych szans, nigdy nie poddałaby się bez walki. White był ciekawy, czy to pierwsza taka propozycja, z którą dziewczyna się zetknęła, bo była taka jak on - kochała się bawić, nie istniały dla niej żadne ograniczenia i aż zżerało go od środka na myśl, do czego oboje będą potrafili się posunąć, żeby udowodnić światu, że są szczęśliwą parką.
    Z pewnością zdawali sobie sprawę, że będą musieli być wiarygodni. I to bardzo. Świat znał ich jako najlepszych przyjaciół, bez tematów tabu, bez niezręczności i tej łatki nie zdejmą trzymając się za ręce i siedząc sobie na kolanach; wiary ludzi nie kupią sprzedając sobie nawzajem wiadra lukru. Uczniowie znali ich jako ludzi odpornych, nieczułych na takie rzeczy. Żeby to wszystko się udało, związek musieli poprzeć twardymi dowodami, a tak właściwie tylko jednym: ogniem.
    - Nie wątpię w to, że jesteś świetną aktorką - przyznał szczerze, a oczy roziskrzyły mu się od ekscytacji z powodu tego, co miało nadejść. Nie chodziło nawet o odstraszenie fanek. Gdyby tylko oboje wykazali się odpowiednim zaangażowaniem, mogli zrobić na szaro cały Hogwart, może nawet Effy dałaby się nabrać, co byłoby podstawą do używania sobie z niej do końca życia. W końcu taka z niej była obserwatorka. - Pomyśl o plotkach, insynuacjach, jutrzejszych nagłówkach, kiedy zaraz zadebiutujemy w Pokoju Wspólnym jako para. Oczywiście tym razem będziemy musieli obejść się bez szorowania buzi, a nawet konieczne będzie potrenowanie , Kochanie.

    [lols, lubię sobie wyśmiewać się ze swoich postaci w swoich wątkach tych drugich postaci XD]

    OdpowiedzUsuń
  32. Bastek słysząc tak oczywiste uwagi czynione przez Millie, posłał jej wymowne spojrzenie i prychnął cicho.
    - No co ty, Szerloku. To jasne jak słońce, że nie możemy zrobić tego trywialnie. Ta misja wymagać od nas będzie pełnego poświęcenia, niezachwianej wiary w jej powodzenie, entuzjazmu... - Jego oficjalny ton nadawał temu zadaniu światowych wymiarów. Znów zmieniali się w dzieci, które jeszcze nie tak dawno konspiracyjnym szeptem planowały operację kradzieży ciastek z kuchni - W każdym razie - jego głos wrócił do normalności - nie możemy załatwić tego za szybko. Wiesz, dziś możemy posiedzieć trochę w Pokoju Wspólnym i zachowywać się normalnie, nie licząc ukradkowych gestów. - To mówiąc, podszedł do niej i uniósł dłoń na wysokość jej twarzy, jakby chciał odgarnąć jej niesforny kosmy za ucho i cofnął ją szybko, ledwo musnąwszy policzek dziewczyny. - Tak jak to, jakbyś chciała mnie dotknąć, ale nie mogła się na to zdobyć przy ludziach.
    Jego dłoń znów powędrowała do góry, ale tym razem zmierzwiła blond czuprynę White'a. - Najciekawsze dla innych jest to, co próbuje się przed nimi ukryć. Zobaczysz, kupią to bez problemu i będą się aż modlić, abyśmy dali konkretny znak na to, że jesteśmy razem.
    Nawet przez chwilę nie wątpił, że tak będzie. Na uczniach Hogwartu zdążył poznać się już wielokrotnie w swym szesnastoletnim życiu i od pewnego czasu nie wydarzyło się nic, co szczególnie by go zaskoczyło. Włączając w to ich psychikę, umiejętności snucia domysłów i przekuwania ich w niekiedy genialne plotki.
    - A później podejmę niezdarne próby ukrycia tego, że trzymam cię za rękę pod stołem w Wielkiej Sali, w klasie... - Jego głos zniżył się do szeptu, kiedy złapał Millie za dłoń, rysując kciukiem owale na jej wierzchu. - Kiedy cię zobaczę, będę się uśmiechał, oczy mi się roziskrzą, jak gdybym patrzył na największy skarb. - Uniósł palcami jej podbródek, by mogła spojrzeć mu w oczy. Jej były ogromne i miały w sobie coś pięknego, przykuwającego uwagę. - A później, ukradkiem, kiedy pomyślę, że nikt nie patrzy, pocałuję cię. - Ostatnie słowa wypowiedział niemal bezgłośnie, a później odczekał sekundę, niczym wieczność i wpił się w wargi dziewczyny, kompletnie nie wiedząc, czego może się po tym pocałunku spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
  33. [W sumie fakt, nie pomyślałam. Oczywiście, zgadzam się :)
    Pozostaje tylko jakże niewinne, uwielbiane przez nas wszystkich pytanie, kto zaczyna? :D]

    Ben

    OdpowiedzUsuń
  34. Na sekundy przed pocałunkiem próbował snuć domysły na temat tego jak będzie wyglądać to doznanie. Całe życie nawet przez myśl mu nie przeszło, że w ogóle do niego dojdzie, a jeśli dojdzie, to czy będzie to kolejny pocałunek z cyklu tych, które chce się jak najszybciej zapomnieć i nigdy do nich nie wracać, nawet we wspomnieniach?
    Z chwilą, gdy ich wargi się zetknęły, Bastian zrozumiał, że będzie wręcz odwrotnie. Ponieważ nie poczuł niczego, z tego całej gamy kuriozalnych uczuć, które sobie wcześniej wyobrażał. Nie było nawet krzty zażenowania, niepewności, nie było nerwowych wzdrygnięć, nie było potrzeby odsunięcia się. Całowanie Millie było trochę jak całowanie się po raz pierwszy w życiu. To był taki ich drugi pierwszy raz, ale ten prawdopodobnie utkwi mu w pamięci w pozytywnym sensie. Bo mu się diabelnie podobało i był tym przerażony, ale czuł, że to uczucie nawet w połowie nie dorówna palącej potrzebie pogłębienia coraz pożądliwszego pocałunku, która przebijała przez każdy ruch jego warg, języka i dłoni scalających się na plecach dziewczyny.
    Tym razem całował kobietę z krwi i kości, o rumianych policzkach, miękkich wargach i zaokrąglonych biodrach, co działało na niego tak, jak na każdego faceta na jego miejscu. Na tyle, aby już po chwili przygwoździć Walker do ściany, całkowicie dając porwać się chwili, która przypominała teraz rwący nurt, robiący z jego umysłem i ciałem wszystko, co chciał. White nie miał nawet ochoty protestować, brunetka najwidoczniej również, ponieważ z cichym jęknięciem rozchyliła wargi, pozwalając tym samym Bastianowi na danie kroku na przód, co też uczynił. Dziewczyna smakowała truskawkami, być może za sprawą błyszczyku. Dłonie zarzucone przez nią na jego szyję błądziły we włosach albo drapały przyjemnie w kark.
    Bastian kompletnie odleciał i tylko jakąś małą częścią siebie wciąż chwytał się myśli, dlaczego tu jest, dlaczego oboje tu są. Zadziałało niczym kubeł zimnej wody wylany na i tak już rozgrzane ciało. Otrzeźwiająco. Blondyn poczuł się wyprowadzony z równowagi, a jego ciałem targnął żal, że będzie musiał przerwać pocałunek.
    Od dziewczyny odsunął się delikanie, wyswobadzając ją ze swojego uścisku.
    - Co do cholery między nami zaszło? - chciał spytać, ale z jego rozchylonych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nie czuł zażenowania, ani wstydu. Takie uczucia był już dawno za nim. Przede wszystkim był osłupiały i zdziwiony. Oczy Millie nigdy nie wydawały się większe, kiedy je w końcu otworzyła, spoglądając na niego pytająco, z mieszaniną podobnych uczuć do tych, które szalały obecnie w krwiobiegu chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  35. Chwile, które spędzili w milczeniu czekając nawzajem na swoją reakcję wydawały się być godzinami, zanim Millie parsknęła śmiechem, który podszyty był lekkim zdenerwowaniem. Bastek odwzajemnił ten gest za pomocą uśmiechu, dzięki któremu w policzkach pojawiły mu się delikatne dołeczki.
    Cóż, trochę się zagalopowali, ale czy mógł się winić o to, że zareagował na Millie jak każdy facet w szkole? Nie wiedział czy dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę, ale jej imię padało w co drugiej rozmowie między chłopakami z ich domu, jeśli chodziło o temat dziewczyn. To, że White przez całe życie myślał o niej w nieco innych kategoriach nie oznaczało, że nie stawiał jej w czołówce rankingu najlepszych lasek w szkole, który w tajemnicy przed płcią przeciwną od niepamiętnych czasów był prowadzony przez męską społeczność Hogwartu. Bastek był ciekawy reakcji Millie na wieść o tym, które miejsce przypadło jej w zeszłotygodniowej aktualizacji. W każdym razie, o ile fizycznie zawsze mu się podobała, tak po tym pocałunku prawdopodobnie przeniesie ją o kilka miejsc w górę.
    - No to próbę generalną mamy za sobą. Sądzę, że więcej treningu nie potrzebujemy - powiedziała lekko chropowatym głosem, zanim odchrząknęła. Noo, pierwsze koty za płoty.
    - Nie śmiem się nie zgodzić - przytaknął, obserwując uważnie twarz Millie i jej pomału zanikające rumieńce, a także rozczochrane włosy. Możliwe, że sam również wyglądał podobnie.
    Nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć więcej, co było niesamowicie dziwne zważywszy na fakt, że on zawsze miał coś do powiedzenia. Wybawiła go jednak myśl o godzinie, która musiała właśnie wybić. Prawdopodobnie niedługo miała zacząć się kolacja, a White czuł się tak zmęczony, jak gdyby przebiegł maraton. Zmęczony, ale o dziwo bardzo zadowolony z siebie.
    - Może pójdziemy na kolację? No wiesz, pokarmić się trochę nawzajem i takie tam - mruknął, przestępując z nogi na nogę. Musiał wrócić do siebie, a zaczęcie od swoich typowych komentarzy było najlepszym wyjściem. Dziwił się jednak, że jeden pocałunek potrafił go tak wyprowadzić z równowagi. Jak tak dalej pójdzie, ich układ mógł się okazać jednym z ciekawszych życiowych przygód.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Will jeszcze oficjalnie nie został Śmierciożercą (nie chciałam zbyt naciągać Administracji), ale pomysł z bratem jest bardzo, bardzo dobry. Will się dopiero "uczy", ale jest zaawansowany w swoim fachu. Możemy sklecić wątek, że M. wie o planach przejścia na ciemną stronę mocy Willa i teraz dziewczyna uważnie go obserwuje obawiając się o swojego brata czy coś. (wybacz, ale opracowuję notatki na egzamin i nie mam dziś pomysłów;)

    OdpowiedzUsuń
  37. - Miało być dyskretnie, White, a nie tandetnie. - Oberwał kuksańca i znów miał ochotę rzec: "No co ty!", ale powstrzymał się i idąc w ślad za dziewczyną, założył kurtkę, zapinając zamek błyskawiczny do samego końca.
    - Możesz być pewna, że ja dobrze odegram swoją rolę - żachnął się, kiedy wychodzili nazewnątrz. Znów padał śnieg.
    Nie pomylił się w ocenie czasu. Kiedy trafili do Sali Wejściowej, do kolacji zostało jeszcze kilkanaście minut, więc zdążyli zanieść kurtki i przebrać się w szaty, zanim na dobre się rozpoczęła. Mimo, że chłopaki z drużyny zajęli Bastianowi miejsce, chłopak zbył ich machnięciem dłoni i usiadł z Millie. Obyło się bez karmienia ani typowych dla par zachowań, wszak mieli stopniowo wprowadzać swój plan w życie. Znajome Krukonki, z którymi spożyli ten posiłek były trochę spetryfikowane obecnością Bastiana, który tak naprawdę ledwo kojarzył je z imienia, w każdym obserwowały go tak bacznie, że z pewnością nie umknął im po drodze fakt, że White kompletnie nie zwracał na nie uwagi, będąc zajęty swoim talerzem i Millie, co było oczywiste, zważywszy na fakt, że była ona jego dziewczyną. A przecież zajęci faceci nie zwracają uwagi na inne, prawda? Tak, to powinno dać im do myślenia, jako że Bastek jak to Bastek, zawsze był gotów zamienić z kimś słowo, puścić oczo, zagaić, a tymczasem nic, pustka, kompletne zero atencji. Ku jego uciesze, Walker weszła w rolę szybko. Raz nawet (i do teraz Bastek się zastanawia jak) zarumieniła się i spuściła wzrok pod wpływem zawoalowanego komplementu, a w normalnym położeniu zapewne trzepnęłaby go w ramię ze śmiechem. Porozumiewawcze spojrzenia wymienione przez jej współlokatorki pozwoliły mu sądzić, że najwidoczniej stwierdziły jakoby wiedzą już wszystko. Cóż, tak jakby miały rację.
    Następnego dnia ich UMOWA musiała zejść na dalszy plan, bo Walker nie zeszła na śniadanie, ani na pozostałe posiłki, ograniczając się jedynie do lekcji, poczas których milczała uparcie wpatrując się w swój podręcznik. Wobec tego Bastian czuł się zobowiązany do podjęcia prób dowiedzenia się, co też może gryźć jego życiową partnerkę, bo to, że mogło chodzić o ich UKŁAD nie wchodziło w grę i Bastek nie musiał nawet specjalnie o tym myśleć, by to wiedzieć.
    Tego wieczoru składał wizytę koledze z Dormitorium w Skrzydle Szpitalnym, który uległ niemałej kontuzji na zajęciach z Obrony przed Czarną Magią i do Pokoju Wspólnego dotarł grubo po wyznaczonej godzinie, czując na karku smród oddechu Filcha, który prawie go dorwał na czwartym piętrze.
    Jak zwykle o tej porze Pokój był pełen ludzi i już miał obierać trajektorię na jakąś znajomą twarz, kiedy dostrzegł Walker, siedzącą w fotelu najbliżej kominka, która jakby w marazmie wpatrywała się trzaskające płomienie.
    Podszedł do niej i usiadł na zaokrąglonym, miękkim podłokietniku, kładąc jej rękę na ramieniu. Drgnęła pod wpływem jego dotyku, zapewne z zaskoczenia.
    - Co jest? - spytał cicho, kierując wzrok na jej kolana, na których spoczywała koperta opatrzona jej nazwiskiem. To nie wróżyło nic dobrego, zważywszy na okoliczności w jakich znalazłą się rodzina Millie. - Dorian?

    OdpowiedzUsuń
  38. Benjamin jeszcze nie zauważył, że śmierć Abigail obeszła kogokolwiek, poza nim samym. Oczywiście, grono pedagogiczne urządziło ceremonię pogrzebową godną samej królowej Anglii, kilka jej przyjaciółek chodziło w depresji przez miesiąc, ale potem życie powoli wróciło do normy. Dla Georgijewa nic nie wróciło do pieprzonej normy.
    Dochodziła trzecia nad ranem, ale Benjamin nie mógł spać. Wmawiał sobie, że to z powodu pełni księżyca, choć doskonale wiedział, że próbuje oszukać sam siebie. Otworzył okno na oścież, wpuszczając do starej klasy transmutacji powiew chłodnego, nocnego powietrza. Miałby niezłe kłopoty, gdyby woźny teraz go tu przyłapał, ale nie dbał o to.
    W ten klasie uczył się na pierwszym roku, przypomniał sobie z konsternacją, jak siedział w ostatniej ławce z Abigail, mimo nieprzychylnych spojrzeń reszty ślizgońskiej „ekipy” i gryfońskich pupilków. Wtedy nie zawracali sobie tym głowy.
    Z zamyślenia wyrwał go odgłos zatrzaskiwania drzwi. Odwrócił się, zaskoczony, wymyślając na szybko wymówkę dla swojej absencji w dormitorium, ale na szczęście nie był to żaden nauczyciel. Ani nawet woźny, czy Hagrid. Przy nauczycielskiej ambonce stała czarnowłosa dziewczyna, którą z pewnością już wcześniej widział. Spróbował przypomnieć sobie jej imię – była chyba z Ravenclawu. Nie raz, nie dwa tańczył z nią na którejś z licznych hogwarckich imprez (oczywiście tych organizowanych całkowicie bez pozwolenia dyrektora). Przełknął głośno ślinę, gdy uświadomił sobie, że była kuzynką Abigail.
    - Millie?

    [Przepraszam za długość, ale muszę się rozkręcić :) ]
    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  39. Skinięcie głową i powolny ruch przekazujący mu kopertę utwierdziły tylko Bastiana w przekonaniu, że ten list bynajmniej nie zawiera jakichś szczególnie radujących serce wieści.
    Otworzył ją pomału i wyciągnął kartkę, taksując wzrokiem lekko pochyłe w lewą stronę pismo Damiena, w którym pisał o przeszukiwaniu pokoju zaginionego; kilkukrotnie przewinęło się słowo "zdjęcie" i dopiero chwilkę później Bastian wydedukował, że w kopercie znajduje się coś jeszcze.
    Fotografia była lekko pomięta, kiedy ją wyciągał i odwrócił w swoją stronę, chcąc przestudiować zawartość uwiecznionego na niej obrazka.
    Gdyby tylko była w stanie, szczęka zapewne opadłaby mu na podłogę, łamiąc się z głośnym trzaskiem w wyrazie ogromnego zdziwienia, które targnęło nim w chwili, gdy przypisał drobną sylwetkę i uśmiechniętą twarz dziewczyny na zdjęciu, zapewne dziewczyny Doriana, do znanej sobie doskonale Cassandry Blackwell.
    Pięć miesięcy bez żadnych wieści, pięć miesięcy bez ani jednej cholernej wzmianki i po pięciu miesiącach dostają zdjęcie prawdopodobnie jedynej nitki, po której mogli by stopniowo przejść do kłębka.
    To zawsze coś, prawda?
    Jeszcze zanim Millie podjęła temat jej prób skonfrontowania się z Cassandrą, Bastian wiedział, że ze wszystkich dziewczyn w Hogwarcie, to z tą osobą będzie najtrudniej. W końcu znał ją nie od dziś, znał ją bardzo dobrze, chociaż z perspektywy ostatnich chwil był coraz mniej o tym przekonany.
    Osobiście nie zdziwiło go, że Walker wróciła z pustymi rękami. Prawdopodobnie z jakiegoś powodu, o którym głośno się nie mówiło, Dorian mógł zakazać Cassie jakiegokolwiek kontaktu z Millie, nie chcąc, by czegokolwiek się o nim dowiedziała. White nie miał jednak serca powiedzieć tego na głos, bo bynajmniej nie było to to, co dziewczyna chciałaby usłyszeć w tej chwili.
    Walker wyglądała na kompletnie strutą, więc Bastek objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, żeby utonęła w braterskim uścisku. Układ tak naprawdę nie miał znaczenia.
    Prawdopodobnie nie chciała pisać bratu o niepowodzeniu swej misji, pewnie na nią liczył. Jednak w jedej rzeczy miała rację, był to zawsze jakiś trop i to porządny. Tak naprawdę jedyny jaki mieli.
    - Blackwell to nasza szansa - powiedział cicho, wciąż przyglądając się zdjęciu przedstawiającym brunetkę w ramionach młodego Walkera. - Nie wiem czy to coś da, ale porozmawiam z nią. Raczej nie darzy mnie miłością, ale może uda się cokolwiek zdziałać.

    OdpowiedzUsuń
  40. Cassie zdawał sobie sprawę, że Walker wie iż ona coś przed nią ukrywa. Z twarzy Blackwell można było czytać jak z otwartej księgi. Nigdy nie umiała kłamać, teraz jednak musiała. Zawsze wyznawała zasadę, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Ale to było oszustwo w dobrej sprawie. Przecież chodziło o to by chronić całą ich rodzinę, a po za tym obiecała to Dorianowi. Więc nie postępowała niewłaściwie,a to przynajmniej sobie wmawiała.
    - Uważasz mnie za idiotkę? - Usłyszała słowa Millie. Nie! Ona na pewno nie była idiotką.- Jak długo się znacie? -Kolejne pytanie. I co tu na nie odpowiedzieć. Kłamanie to nie jest dobry pomysł. Cassandra postanowiła dać jakąś wymijającą odpowiedź.
    - Nie, nie uważam Cię za idiotkę. Może za Tobą nie przepadam ale na pewno nie jesteś głupia.- Taka była prawda. Dziewczyny prawie wcale się nie znały.- A jeżeli chodzi o to drugie pytanie to poznałam Doriana tu w Hogwarcie. Kiedyś na siebie wpadliśmy i tak zaczęła się nasza znajomość.- Co więcej mogła powiedzieć. Cassie było żal młodszej siostry swojego chłopaka ale to co wyjawiła musiało jej wystarczyć. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że Millie może tak łatwo nie odpuścić i by zakończyć tą rozmowę będzie musiała się z nią pokłócić. - Nie mam czasu z Tobą rozmawiać bo trochę się śpieszę.- Blackwell wypowiadała te słowa nie licząc jednak by Millie pozwoliła jej tak łatwo odejść. A może jednak ?

    OdpowiedzUsuń
  41. [Z Millie Rigel jest na jednym roku, ale ona raczej stroni od towarzystwa ^^. Ale może po liście obecności zwolni się miejsce na metamorfomaga, to sobie zrobię moją ulubioną postać, i z nią prędzej by coś szło wymyślić ^^.
    Heh, też mam teraz sesję :(.

    Rigel]

    OdpowiedzUsuń
  42. [Will dałby jej kredyt zaufania, ponieważ nie podejrzewałby, że M. może działać na jego szkodę. Byłby jednak podejrzliwy i zwodził dziewczynę obietnicami, chcąc sprawdzić czy jest lojalna wobec "ciemnej strony". Przy okazji "na boku" udawałby, że kontaktuje się z Dorianem choć byłoby to zwykłe kłamstwo. Co Ty na to? Jeśli zatwierdzasz to zaczynam.]

    OdpowiedzUsuń
  43. Cóż, Bastian spodziewał się, że Millie podejdzie dość sceptycznie do jego propozycji i po wyrazie jej twarzy, kiedy na niego spojrzała, odsuwając się, stwierdził, że jego propozycja naprawdę ją zaskoczyła, jakby nie spodziewała się po chłopaku chęci wyruszenia na misję bez szans na powodzenie.
    Prawdopodobnie nakłonienie Cassandrę do puszczenia pary będzie jednym z największych wyznań w jego życiu, ale był gotowy spróbować, nawet jeśli oznaczało to nagabywanie Blackwell przy każdej możliwej okazji, a i on, i Millie, i pewnie też Cassie zdawali sobie sprawę z tego, że White był do tego zdolny.
    Nawet jeśli czekała go sromotna porażka, to przecież nie zaszkodzi spróbować, prawda?
    Tym bardziej, że pomijając już to jak Millie na nim zależało, Dorian był dla Bastiana jak brat, którego rodzice mu nie dali. Ze starszym rodzeństwem Millie nie miał już tak dobrego kontaktu, zapewne przez diametralną różnicę wieku. Natomiast najmłodsi Walkerowie byli tymi, z którymi White się włóczył i spędzał czas.
    Bastiana po całych dniach zajmowały myśli dotyczące Doriana i tak naprawdę Krukon podejrzewał najgorsze, ale musiał wiedzieć. Musiał pomóc Millie się dowiedzieć, nawet jeśli to miałoby złamać jej serce. Lepiej teraz, zanim to szaleństwo nie pochłonęło całego świata magii.
    Słysząc powątpiewanie w jej głosie, wzruszył ramionami. Co miał do stracenia?
    Po chwili temat się zmienił, na bardziej luźny i do chłopaka dotarło, że brunetka miała rację: troszkę zastopowali z UMOWĄ, więc należało wrócić na odpowiednie tory, zwłaszcza, że czuł na sobie spojrzenia połowy pokoju wspólnego, który widział chwilowe podłamanie Millie.
    Bastian podjął decyzję dość szybko i wsunął jedną rękę za plecy Millie, a drugą pod jej uda, aby zająć jej miejsce w fotelu i posadzić ją sobie na kolanach, dzięki czemu miał lepszy dostęp do jej nieco zbyt bladej twarzy.
    Objął ją jak wcześniej i pocałował delikatnie w usta, bliżej kącika.
    - Będzie dobrze - wyszeptał tuż do jej ucha, wracając ostatni raz do tematu jej brata, zanim ucałował ją ponownie, tym razem w sam środek miękkich, zadbanych warg.
    Mógłby przysiąc, że szmer zdziwienia przeszedł przez pokój, kiedy to zrobił, na co nie mógł się nie uśmiechnąć. Jednak te wszystkie głos i spojrzenia zdawały się go omijać, niknąć gdzieś w oddali, pozostawiając wszystkie jego zmysły wyczulone na tylko jeden bodziec. Millie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Każda rodzina miała swoje dziwactwa. Rodzina Heleny nie miała ich jednak zbyt oryginalnych. Najważniejsze jest zdanie innych, mają zazdrościć, szanować, podziwiać. A uczucia, dobro, miłość... To było bardzo w tle. Lena przechodziła przez różne okresy - od ślepego posłuszeństwa, przez bunt we wszystkim, aż do próby wypośrodkowania tego wszystkiego, czyli aktualnego stanu.
    Usłyszawszy pytanie dziewczyny, uśmiechnęła się łobuzersko, a w jej oczach pojawiły się "złowieszcze" błyski. Skinęła tylko głową i odeszła na moment, by zabrać butelkę Ognistej. Później zabrała jeszcze swoją torbę, by wrzucić do niej napój i wróciła do dziewczyny.
    - Co powiesz na Miodowe Królestwo? - rzuciła zagadkowo, a jej twarz przyozdobił szeroki uśmiech. Zanim Millie jej odpowiedziała chwyciła ją za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia z sali.
    - Musimy się dostać na trzecie piętro - powiedziała. To była najtrudniejsza część jej planu. Był środek nocy, a one miały promile we krwi. Filch ze swoją kotką kręcili się po korytarzach, tak samo duchy. Ale kto by się tym przejmował?

    OdpowiedzUsuń
  45. Millie zupełnie nie krępowała się przerwać chwili samotności Benjamina, wpadając do sali transmutacji niczym burza. Usiadła na ławce niedaleko niego, wyjmując mugolski tytoń.
    - Palisz?
    Ocknął się po tym pytaniu dziewczyny. Papierosy… Dawno nie miał ich w rękach, to był element jego poprzedniego życia. Wydawało się, że to było tak dawno temu… Uśmiechnął się do dziewczyny, kiwając lekko głową w geście potwierdzenia. Millie podała mu papierosa i pudełko zapałek. Potarł zapałkę, wywołując ogień i podpalił używkę.
    Zaciągnął się dymem, wpuszczając go do płuc. Zakaszlał, jego układ oddechowy zbuntował się przeciwko tytoniowi.
    Krukonka uśmiechnęła się gardząco, odwracając twarz do okna. Jej czarne włosy zafalowały pod wpływem wiatru.
    - Dawno cię nie widziałem, Millie.
    Miał wrażenie, że dziewczyna wycofała się z jego życia po śmierci Abigail. Wcześniej widywał ją bardzo często, nawet codziennie, a zawsze zamienili choćby słowo. Kiedy ostatni raz z nią rozmawiał? Nie był w stanie sobie przypomnieć.
    Westchnął cicho. Tak wiele zmieniło się w jego życiu przez ostatni rok. Oddałby wiele za powrót do tamtych czasów.
    - Co u ciebie? – Zadał chyba najbardziej prozaiczne pytanie świata.

    Benjamin

    OdpowiedzUsuń
  46. Sytuacja w jakiej znalazł się z Millie normalnie wywoływałaby tylko skrępowanie, natomiast ku swojemu zdziwieniu, Bastian zanotował, że czuł się tak naturalnie, jak gdyby przez całą swoją znajomość nie robili z Walker nic innego, prócz całowania się.
    Kiedy wpiła się w jego usta z typową dla siebie zachłannością, Bastian pozwolił, żeby zarzuciła mu ręce na szyję, dzięki czemu zyskał dostęp do jej pleców, po których jego ręce mogły błądzić bezkarnie, znacząc ścieżki wzdłuż kręgosłupa na oczach połowy domu...

    Tamten wieczór jednak przeminął, a tuż po nim w Ravenclawie zawrzało. Od pewnego czasu będący w stanie spoczynku wulkan plotek i niedomówień wybuchł, a erupcja wkrótce ogarnęła też cały Hogwart. Przez jakiś czas uczniami targały wątpliwości, czy aby nie był to żart w wykonaniu dwójki przyjaciół, ale mijały dni, a związek trwał w najlepsze, nie pozostawiając żadnych złudzeń, jakoby Bastek i Millie byli parą. Naprawdę parą. Aż parą.
    A więc udało się.
    Bastian zrozumiał to dopiero, kiedy pewnego wieczoru wyszedł z Effy na ich zwyczajowe "niezobowiązujące kremowe piwo", które zaskakująco często kończyło się czkaniem i lekkimi zawrotami głowy, spowodowanymi wypiciem czegoś mocniejszego.
    Spotkanie przebiegało tak jak zawsze: zamiast piwa zamówili butelkę Whisky i zaczęli spowiedź. Reeve nie była w najlepszym nastroju, a alkohol zdołał rozsupłać jej trochę język.
    - Wiesz co? - powiedziała nagle, tuż po tym jak wychyliła pół szklanki ognistego trunku. - Nie pakuj się nigdy w związki z przyjaciółmi. Są do dupy - czknęła lekko, skubiąc w dłoni papierową serwetkę, której krawędzie były już porządnie uszczerbione.
    Bastian milczał, patrząc na nią pytająco. Znała jego zdanie, na temat jej życia miłosnego. Na przestrzeni roku zmieniło się jedynie tyle, że przerzuciła się z jednego dupka na drugiego, dla Bastiana bez żadnej różnicy. Nie wątpił jednak, że nawiązywała też do jego aktualnej sytuacji.
    - Bo wiesz, całe życie myślisz, że się przyjaźnicie, a później coś przestawia ci się, o tutaj - dotknęła lekko jego czoła -i po prostu uświadamiasz sobie, co naprawdę czujesz.
    - Więc sugerujesz, że naprawdę coś czujesz do Pottera? - Chłopak nalał sobie pełną szklankę, pomijając jednak w tej kolejce pustą szklankę Effy. Nie chciał jej potem nieść aż do Pokoju Wspólnego, a na to się zanosiło, biorąc pod uwagę jej iście szampański nastrój.
    Dziewczyna wywróciła oczami, słysząc jego pytanie.
    - Zmierzam do tego, że to wszystko ssie. To całe pieprzenie, że jeśli się człowiek postara, to zapomni, zmieni kierunek, w którym płynie jego krew... Po prostu, Basti, prawdopodobnie nie wiesz o czym mówię, bo nie jesteś mną - parsknęła śmiechem, uświadomiwszy sobie co właśnie powiedziała i zreflektowała się, inaczej dobierając słowa: - Nie wmawiaj sobie nigdy, że jest tak, jak chcesz żeby było... Chociaż - przechyliła głowę i spojrzała na niego z ukosa, studiując wyraz twarzy chłopaka. White nigdy nie mógł pozbyć się wrażenia, że w jej towarzystwie jego wszystkie myśli były zapisane nad głową neonowym markerem. - Ty chyba coś już o tym wiesz, a jeśli nie, to nawet ci zazdroszczę, że będziesz miał okazję się o tym przekonać w taki sposób.
    Z tej dziwnej rozmowy dane mu było zrozumieć jedynie tyle, że Effy nie dała się nabrać i jak zwykle widziała i wiedziała więcej od niego samego. Ale była też porządnie wstawiona, więc odrzucił te wszystkie przemyślenia na inny raz, zajmując głowę czymś o wiele przyjemniejszym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Przez następne dni na widok Millie jego pierwsze myśli dotyczyły jej hipnotyzująco różnobarwnych oczu, delikatnej w dotyku skóry no i oczywiście tych ładnie zarysowanych, dużych, malinowych ust, których od pewnego czasu nie całował dla układu, dla odgrywania roli, całował bo chciał, całował póki mógł. I chyba to tak naprawdę ten irracjonalny strach przed tym, że niedługo to wszystko może dobiec końca był idealną przeciwwagą do strachu przed tym, że pragnął Millie. Takie położenie było czymś kompletnie nowym. Zawiązując układ spodziewali się, że będzie on wielkim wyzwaniem dla obojga - nieczęsto w życiu ma się okazję do udawania związku z najlepszą przyjaciółką, opierającego się na tych wszystkich gestach i zachowaniach, które grają kluczową rolę w przekonaniu do niego całego świata. A tymczasem całe to wielkie zadanie było niczym bułka z masłem i właśnie to najbardziej przerazało White'a. Bo tak nie powinno być, prawda?
      A jednak było. To wszystko mogło przypominać spektakl, Bastian mógł być aktorem i odnajdywać się w tej roli niczym ryba w wodzie, a jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że granica między aktorstwem a prawdą zatarła się gdzieś w niewiadomym punkcie, stawiając go przed faktem dokonanym.
      Prawie cały Hogwart został przekonany do związku, więc co sprawiło, że nie miał wcale ochoty kończyć tej zabawy? Że było mu po prostu cholernie dobrze móc przytulić się do Millie nie tak, jak obejmuje się siostrę, tylko tak jak przytula się ukochaną osobę.
      Tak naprawdę gdyby to od niego zależało, mógłby już na zawsze pozostać w takim położeniu, ale była też Millie. Millie, dla której to mogła być zabawa, układ, przygoda, która zgodnie z wcześniejszymi założeniami dobiegała końca.
      Po zajęciach podrzucił dziewczynie kartkę do Dormitorium, mając nadzieję, że zjawi się na stadionie. Szatnia była pierwszym miejscem, o którym pomyślał. Miejscem gdzie wszystko się zaczęło i, o czym Bastian myslał z żalem, powinno skończyć. Nikt nie mógł im przeszkodzić o tej porze i w takim miejscu, a nawet jeśli - była to zwyczajna rozmowa, rozmowa między najlepszymi przyjaciółmi. A mimo to Bastian nie potrafił powstrzymać drżenia rąk i rosnącego zdenerwowania, jakby od tego pogawędki zależało dużo więcej...
      Kiedy dziewczyna weszła do pomieszczenia, serce chłopaka zamarło na sekundę, zanim odczuł niepomierną chęć przejścia pokoju i pocałowania jej. Dopiero późnie uświadomił sobie, że przecież nikt ich nie widział i poczuł się z tym faktem źle, ale nie ruszył się z miejsca, czekając, aż Walker pierwsza zabierze głos.

      Usuń
  47. Czyli nie pójdzie tak szybko jakby chciała Cassandra. Millie zagrodziła drzwi by Blackwell nie mogła wyjść. Ten mały ruch który wykonała dziewczyna zaskoczył Casssie. Miała upartą minę. Zdawało się, że jest nawet gotowa użyć siły by powstrzymać Cass przed opuszczeniem sali.
    - Ja sądzę, że masz bardzo dużo czasu. Dokładnie tyle samo co ja.- Skąd Walker może wiedzieć ile ona ma czasu. Czyżby była jej sekretarką.
    Millie chciała by Cassandra usiadła w jednej z ławek. Lecz dziewczyna nie będzie wykonywać jej poleceń. Więc stała nadal patrząc na siostrę swojego chłopak która była nieustępliwa.
    - Jak długo byliście razem?- Kolejne pytanie do wywiadu czyli Millie drążyła temat dalej. Starała się wydobyć każdą, choćby najmniejszą informację jakby to było powietrze potrzebne jej do życia. Niestety będzie się musiała pogodzić z rozczarowaniem bo po za ogólnikowymi odpowiedziami nie dostanie nic więcej. Żadnych ważnych konkretów i szczegółów.
    Cass już zaczynało męczyć i przede wszystkim denerwować to przesłuchanie. Chciała być miła i kulturalna ale ilość cierpliwości i dobrego serca dla świata jaką miała na dzisiaj przeznaczone dobiegały końca.
    - Jesteśmy razem od dwóch lat. Od jakiegoś czasu nie mam z nim kontaktu. -Co mogło ją jeszcze interesować po za kontaktem z jej bratem.- Masz jeszcze jakieś pytania ?- Nie czekając na odpowiedź dziewczyny dodała- Nie. To ja wychodzę- Cass ruszyła w kierunku drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  48. Millie z pewnym wahaniem, jakby dotyczącym tych samych wewnętrznych rozterek, podeszła do Bastiana i pocałował go w policzek tak szybko, że nie zdążył nawet drgnąć, czy w reakcji, czy z zaskoczenia.
    - Hej, o czym chciałeś pogadać?
    To było takie w jej stylu, że Bastian stłumił parsknięcie śmiechem. Jednym pytaniem zgrabnie zrzuciła na niego odpowiedzialność za rozpoczęcie "rozmowy właściwej", która miała zadecydować o ich dalszej egzystencji, czy wspólnej, czy związkowej.
    Podłoga wydała mu się nagle interesująca, kiedy siadał na ławce, gestem zachęcając Walker do zrobienia tego samego. Nagle sam sobie wydał się całkiem mały i nieznaczący, przygnieciony niewąpliwym ciężarem własnych myśli i rozważań.
    Co z twoją odwagą, White? Co z polotem?
    Czy mógł pozwolić na to, aby trzęść się jak listek na wietrze tylko z powodu jakiejś rozmowy? Z pewnością, to nie było w jego stylu.
    - Wiesz, byłem z Effy i sam nie wiem czy nam uwierzyła - zaczął, wplątując palce w swoje włosy, w celu przeczesania ich dłonią. Gdyby mama go zobaczyła, wysłałaby go do fryzjera w trybie natychmiastowym, tudzież rozkazującym i nieznoszczącym sprzeciwu. Całe szczęście, że White'owi dane ją będzie oglądać dopiero za kilka miesięcy. Nie, żeby jej nie kochał czy szanował, bo robił i to, i to na swój pokręcony sposób, ale ta kobieta samą swoją postawą zdawała się wchodzić w życie Bastiana przez każde drzwi i okno, czasem stosując się do drogi przez komin. - W sumie to chyba się udało, prawda? - Oczywiście, że się udało, ale Bastian czuł, jakby jego zasób słownictwa skurczył się tylko do prostych zdań.
    - Nie chcę tego skończyć, bo mi zależy - chciał rzec, ale zdołał jedynie powiedzieć: - Wiesz, naprawdę miło się egzystuje z tobą jako dziewczyną.
    Miał nadzieję, strzępki nadziei, że wychwyci czas teraźniejszy, że może sama poruszy temat.
    Bastian ta naprawdę nie chciał się zgłębiać w skomplikowaną pajęczynę uczuć, jaką wspólnie z Millie utkali. Prawdopodobnie to by go przerosło. Tak naprawdę przez ostatnie dwa tygodnie żył jak nigdy dotąd, a jednocześnie czegoś mu brakowało. Wisiało nad nim poczucie, że to wszystko jest iluzją i niedługo zniknie niczym ulotna fatamorgana. Potrzebował zapewnienia, że tak nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  49. Spojrzałem na małego puchona z dezaprobatą ; chwilę temu pochyliłem się by nie oberwać śnieżną kulką która poszybowała w moją stronę, miał dużo szczęście że w porę to zrobiłem inaczej zasmakowałby gorzkiej zemsty z mojej strony - całkiem możliwe że skończyłby jak nowy bałwan zdobiący szkolne błonia. Tego sobotniego popołudnia, po obiedzie wybrałem się na spacer, sądziłem że leżący po kolana śnieg i niska temperatura skłoni wszystkich do ukrycia się w czterech, ciepłych ścianach swoich pokoi wspólnych, jednak tak się nie stało. Zabawa, śmiech i latające kulki śniegowe wypełniły błonia a ja sam musiałem zrezygnować z spacer, jednak nim zdążyłem się odwrócić by czmychnąć do zamku, oberwałem śniegiem w twarz, a dokładniej to w policzek. Zimnych puch z rozwalonej kulki dostał się za szalik drażniąc ciepłą skórę na szyi. Gdyby spojrzenie faktycznie mogło petryfikować, dziewczyna która się ośmieliła na zaatakowanie mnie zamieniłaby się w kamień.

    OdpowiedzUsuń
  50. [witam;) oboje są imprezowymi typami i niegrającymi fanami Qudditcha więc myślę że by się dogadali, pytanie czy wolisz żeby dopiero co się poznali czy ustalamy im już jakąś gotową relację i ciągniemy 'od środka' ?]

    OdpowiedzUsuń
  51. Czy Millie właśnie zaproponowała to, co mu zaproponowała?
    Wszystko się zgadzało. To, co dotarło do jego uszu, zostało przetrawione przez kosteczki słuchowe i impulsy w stanie niezmieniony, co oznaczało, że naprawdę zaproponowała mu przedłużenie układu. Coś, na co sam nie potrafił się z braku odwagi zdecydować. Stąpali po bardzo cienkiej warstwie lodu, a zdradzieckie nogi mogły zapaść się pod nimi w każdej chwili, wciągając pod lodowatą wodę.
    Ale zrobiła to. Ot tak przebiegła jezioro, bez robienia kroków w tył i zatrzymywania się, dając tym samym przykład. W końcu nie zrobiłaby tego, nie podjęłaby ryzyka, gdyby nie chciała, prawda?
    Pewność siebie wróciła w Bastiana. Jego odczucia znalazły swoje odzwierciedlenie w Millie, co oznaczało, że nie był osamotniony z tym wszystkim, że nawet jeśli to był pierwszy raz, kiedy czuł coś tak dziwnego, nie został z tym sam i nie musiał się tego obawiać.
    - Z chęcią, całujesz świetnie - powiedział, podnosząc na nią wzrok i uśmiechając się szeroko.
    Cóż, warunki były cakowicie inną kwestią. Znali się na wylot, dogadywali od zawsze, to samo poczucie humoru, preferencje, głowa do alkoholu już nie ta (w mniemaniu Bastiana miał lepszą), ale to akurat był szczegół. Skoro zrobili cały Hogwart na szaro, czerpiąc z tego przyjemność, czemu nie mieliby tego kontynuować? Tym bardziej, że oboje przez dłuższy czas byli sami, życie uczuciowe Bastiana to wbrew pozorom było jedno długie pasmo porażek, bo mimo iż jego dotychczasowe dziewczyny były w porządku, żadna nie była w stanie zaoferować mu partnerstwa nie tylko w fizycznym sensie. A skoro tego nie potrafiły i nie rozumiały postawy Bastiana wobec tego faktu, związki wydawały się nie mieć sensu. Tutaj jednak, w przypadku Millie, sprawa wyglądała zgoła inaczej. Bo przecież nie musieli nawet udawać, że są jedną z tych słodkich, kochających się parek, przecież skoro i tak do tej pory wszystko opierało się na przyjemności bez obowiązku, dlaczego miałoby tak nie pozostać?
    - Zero zobowiązań, zero uczuć, sama przyjemność? - spytał bezceremonialnie, spoglądając na nią wyczekująco.

    OdpowiedzUsuń
  52. Choć każdorazowe zmuszenie się do przyjścia na trening quidditcha poważnie nadszarpywało wewnętrzne pokłady silnej woli Drew, to jednak wraz z chwilą oderwania stóp od stałego gruntu czas zawsze zaczynał pędzić jak oszalały.
    Dzisiejszy trening nie stanowił wyjątku od tej reguły. Mimo dwudziestu pięciu minut  ponadporgramowych ćwiczeń szybkościowych zarządzonych przez wiecznie nieusatysfakcjonowanego kapitana, Drew, krocząc ze stadionu w stronę zamku, nie mógł pozbyć się wrażenia, że identyczną drogę - tylko w przeciwnym kierunku i nie tak zziajany - pokonywał dosłownie sekundę wcześniej. W głowie docierał właśnie do końca listy "rzeczy do zrobienia na jutro, które jednak najpewniej oleje", gdy gdzieś za plecami usłyszał wykrzykiwane swoje imię. Spojrzał przez ramię i delikatnie uśmiechnął się pod nosem na widok Millie przyśpieszającej kroku, aby go dogonić.

    ***

    Kto jeszcze tydzień temu pomyślałby, że Drew może ucieszyć perspektywa "konfrontacji" z czarnowłosą Krukonką? Na pewno nie on sam. I na pewno nie Bastian, który, werbując Millie do drużyny, bez wątpienia po cichu liczył na mały bonusik dołączony do umiejętności nowego obrońcy w postaci możliwości uprzykrzenia życia temu staremu. Faktycznie, początkowo relacje Drew i Millie nie dawały szczególnie optymistycznych rokowań na przyszłość. Nieprzeciętne zdolności dziewczyny oraz fakt, że - miejmy nadzieję na krótko - zajęła jego miejsce w drużynie, znacznie utrudniały Drew zakwalifikowanie jej do jakiejkolwiek innej kategorii niż „wróg”. Mimo wszechobecnego śniegu i nieustępliwego mrozu, ostra rywalizacja na boisku między aktualnymi, czołowymi obrońcami Krukonów zdawała się rozgrzewać atmosferę na ostatnich treningach do temperatury wrzenia wody. Oboje, choć żadne nie przyznałoby się do tego otwarcie, pragnęli udowodnić swoją wyższość nad kontrpartnerem, a że do osób szczególnie cichych i nieśmiałych nie należeli, to urozmaicenie quidditchowych popisów drobnymi przytykami i uszczypliwościami było tylko kwestią czasu. Wymiany złośliwości, pierwotnie mających na celu rozkojarzenie przeciwnika, stopniowo uświadamiały Drew, jak wiele ich ze sobą łączy.
    Podobno przeciwieństwa się przyciągają, jednak Burrymore nigdy nie wierzył temu bezzasadnemu stereotypowi. Wątpił, by nawiązał nić porozumienia z osobą nierozgarniętą, pozbawioną własnego zdania i zapominającą języka w gębie przy byle okazji, a taka przecież z definicji „przeciwieństwa” mu przypadała. Millie natomiast zdecydowanie znajdowała się po stronie „podobieństw” - tak samo wyszczekana, nieowijająca w bawełnę, pewna swego - toteż w niedługim czasie znaleźli wspólny język i zbudowali na tyle bliską, bezkonfliktową relację, na ile było to możliwe, nie zapominając, że na boisku nadal stali po przeciwnych stronach barykady i niespecjalnie rozpaczali, widząc wzajemnie swoje drobne potknięcia. Wyznawali zasadę, że w sportowej rywalizacji nie ma miejsca na sentymenty, jednak quidditchowe zatarczki zażegnywali teraz z chwilą opuszczenia stadionu. A przynajmniej ze wszystkich sił starali się, żeby tak było.

    ***

    Millie zrównała się krokiem z Drew, staczając jednocześnie bitwę z zawartością swojej torby. Wreszcie tryumfalnym gestem wydobyła z głębi dwa świstki papieru i z dumą malującą się na twarzy pomachała mu nimi przed nosem.
    Bilety?

    OdpowiedzUsuń
  53. Kiedy wyciągnęła do niego dłoń, wywrócił oczami i spojrzał na nią wyrażając swoje politowanie. Kto, na Merlina, tak przypieczętowuje takie umowy? Jednak uścisnął jej dłoń, ale w trochę innej intencji. Zacisnął dłoń na jej odsłoniętym nadgarstku i pociągnął ją mocno w swoją stronę tak, że tracąc równowagę musiała wylądować w jego rękach.
    - Na to wygląda - wyszeptał, zanim pocałował ją w usta, dość szybko, ponieważ jakaś jego niepewna cząstka chciała przekonać się, czy to wszystko jest słuszne. Nie odczuł żadnej zmiany, więc najwidoczniej było.
    Sam nie miał nawet ochoty ani rozpamiętywać tego, co za nimi, ani konteplować tego, co dopiero miało się zdarzyć. Tak naprawdę ten układ był utylitarny dla obojga i czy należało tutaj cokolwiek rozkładać na czynniki pierwsze? Dzień, w którym wszystko się zaczęło, moment, w którym powstrzymał Walker przed zmienieniem kolorytu twarzy Averego był zupełnie przypadkowym kazusem, który doprowadził ich na rozstaj dróg i White nie miał pojęcia, czy tamto wydarzenie zmieniło coś w ich relacji na lepsze, czy może, o czym jeszcze nie wiedzieli, całkiem na gorsze.
    - Ale wiesz, to że mamy układ, nie znaczy, że coś się zmienia w pozostałych sferach naszej jakże zawiłej relacji. Dlaczego mi, jak przystało na przyjaciółkę, nie opowiedziałaś jeszcze o przygodzie z Nebraską? - spytał z wyrzutem.

    OdpowiedzUsuń

  54. Scott tego dnia nie miał zdecydowanie szczęścia.
    Kolejna śnieżka również uderzyła go w twarz, przysypując okruchami śnieżynek rzęsy, brwi i dostając się do oka. Chłód poraził go natychmiastowo. Brunet od zawsze był ciepłolubny, nienawidził deszczu a tym bardziej mroźnej zimy, która spadła na Hogwart nagle na początku grudnia i jeszcze nie odpuszczała. Stojąc prawie po kolana w śniegu czuł jak szczypie go od ziąbu.
    Gotowała się w nim chęć wyciągnięcia różdżki i rzucenia zaklęcia, którego nauczył się specjalnie po to, by zniechęcać innych do robienia mu właśnie takich żartów. Zamienienie dziewczyny w bałwana było zapewne tą rzeczą, która poprawiłaby mu humor.
    Jednak zanim by ściągnął grube rękawiczki i wyciągnął zaczarowany kawałek drewna z pewnością by oberwał podwójnie. Racjonalne myślenie czasem zagłuszało naturalną chęć zemsty ... Choć odwetu sobie nie chciał darować.
    - Ty ... - Zahuczał głośno pozbywając się ciemnozielonej ochrony na palcach, po czym się schylił i ulepił na szybko dużą śnieżkę. Choćby miał biegać godzinę po zaśnieżonych błoniach, dopadnie ją i nasmaruje jej twarz!

    OdpowiedzUsuń
  55. [Cieszę się, że karta przypadła ci go gustu! :>
    Podajesz dwie swoje karty — ze wskazaniem na którąś z dwóch postaci czy to całkowicie obojętne? Bo tak sobie pomyślałam, że skoro Millie jest uzależniona od adrenaliny, a June także raczej jest osobą aktywną, można by coś tutaj wykombinować. Może coś z dzikimi, niebezpiecznymi magicznymi stworzeniami?]

    OdpowiedzUsuń
  56. [Hej! Fajna karta i jeśli byłabyś zainteresowana, to wariat Jack chętnie by z tobą powątkował :) Czekam na odpowiedź ;)
    Jack Bizarre ]

    OdpowiedzUsuń
  57. Bastian posłał jej oburzone spojrzenie. Żeby takich rzeczy musiał się dowiadywać z piątej ręki? Nie oczekiwał, że Walker od razu pobiegnie do niego z rewelacjami, no ale bez przesady! Prawdę mówiąc, Hogwart nauczył go (o ironio!) jednego: tutaj żadna tajemnica nigdy nie była bezpieczna i trzeba było naprawdę wiedzieć, kto jest godny przynajmniej minimum zaufania. Mimo faktu, że większość wydarzeń w szkole poddawana została procesowi tysiąckrotnego przetworzenia i finalnie plotka z niczym nie przypominała oryginalnej informacji. Każda jednak zawierała w sobie ziarenko prawdy i należało po prostu wychwycić odpowiednią fragment z układanki i zestawić go z innym pasującym.
    - Myślałem, że jesteśmy i jestem niepocieszony faktem, że pominęłaś taką rewelację. - Rozłożył ramiona w geście bezdradności. - Ale okej, okej, rozumiem, że Nebraska nie jest w kręgu twoich zainteresowań. W końcu jestem w nim ja! - Powiedział pewnie i złożył ręce na klatce piersiowej, uśmiechając się w swoim mniemaniu zawadiacko.
    Sam osobiście nie był tak postępowy, żeby wylądować w łóżku z przedstawicielem tej samej płci, ledwo opanował wzdrygnięcie, kiedy o tym pomyślał, bo była to myśl tak absurdalna, że powodowała w nim natychmiastowe skrzywienie. Najwidoczniej Bastian przejawiał stuprocentowe upodobanie do kobiet, nie żeby mu to przeszkadzało, bo było wręcz przeciwnie. Ale też nie przeszkadzała mu myśl o próbach Millie z dziewczynami, męski paradoks polegał na tym, że dwie dziewczyny razem uchodziły za seksowne, ale White powstrzymał się od wygłoszenia tego niewybrednego komentarza na głos, bo prawdopodobnie oberwałby za to po głowie. Znając Millie, dość porządnie.
    Przez myśl mu nawet przeszło, że być może to, co robili teraz - to, jak balansowali na skraju relacji - mogłoby uchodzić za kompletną przesadę w oczach innych, przekroczenie niedopuszczalnej granicy. Prawdopodobnie tak było.
    Ale przecież Bastian miał świadomość, że dla niego nie istnieje już żadna inna opcja. Po tamtej umowie nie potrafiłby już przyjaźnić się z Millie na wcześniejszych warunkach, opartych na "nietykalności". Nawet myśl o tym, że musiałby wyzbyć się wszystkich swoich przyzwyczajeń: odgarniania jej włosów z czoła, odruchowego łapania za rekę, napawała go przerażeniem. Zresztą, nie było chyba niczego, co by go nie przerażało w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  58. White zmierzwił włosy, posyłając Millie spojrzenie spode łba.
    - Wiesz, że nie chcę wnikać w te twoje szalone przygody, moje życie i tak jest już wystarczająco interesujące! - prychnął, składając ręce na klatce piersiowej.
    Ostatnio nawet za bardzo interesujące - pomyślał, wracając mimowolnie do nie tak dawno odbytej nocy, która jeszcze dwa tygodnie temu wydawała się zmieniać wszystko, dosłownie przewróciła do góry nogami jego wszystkie postanowienia, a dziś... O dziwo dziś Bastek po prostu miał to gdzieś. Dokładnie tak, jakby to się nie wydarzyło, jakby nie trafił z Kristel do pokoju życzeń. To zaskoczyło jego samego, ale bardzo szybko przeszedł z tym do porządku dziennego. Nie odczuwał wyrzutów sumienia, nie żałował, bo nie żałować niczego. Ot, nic nie znaczący epizod, o którym należało zapomnieć, więc teraz odegnał tę myśl daleko od siebie niczym natrętną muchę, skupiając się na dziewczynie przed nim.
    Po nocy z Kristel nie odczuwał żadnego pociągu do Krukonki, a nawet jeśli czuł cokolwiek, to nie mogło się to równać z niepomierną chęcią bycia blisko Millie, tak blisko jak się dało. Nawet samo stanie metr od niej wydawało się udręką, porównywalną do stania na wyciągnięcie ręki od miotły, które odgrodzona była taflą szkła.
    White'owi zaświtał w głowie pewnien pomysł, wszak skoro już i tak uchodzili za szczęśliwą parę, gotową swą radością obdarować cały zamek, czemu mieliby nie pojawić się razem na balu, aby podtrzymać panujące w Hogwarcie przekonanie o nich?
    - Kochanie, wiesz że na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność uświetnienia zbliżającego się balu swoją obecnością? - Uśmiechnął się znacząco.

    OdpowiedzUsuń
  59. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  60. [ czytając Twoją kartę szczerze mogę powiedzieć, że mój Jace będzie uwielbiał Millie. Mają ze sobą bardzo dużo wspólnego :D oprócz quidditcha oraz, obydwoje kochają adrenalinę, używki, imprezy itp. można to wykorzystać, np wspólny wypad do jakiegoś klubu, pubu, coś w tym stylu, co Ty na to? ;> ]
    Jace Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  61. Bale w Hogwarcie, tak chętnie obchodzone i gloryfikowane, były, można by rzec, najbardziej wyczekiwanymi wydarzeniami towarzyskimi w całym roku szkolnym. Uczniom od czwartego roku wzwyż nie tak dawno temu przestał wystarczać organizowany od wieków Bal Bożonarodzeniowy i niedługo potem w tradycję szkoły wpisały się częstsze "imprezy": letni bal organizowany w przesilenie, a także pomniejsze, organizowane z okazji mniej znacznych wydarzeń, jak właśnie Walentynki.
    White nie był nigdy zwolennikiem przesadnego przepychu i napompowania, a właśnie tak podchodzono do tego typu imprez również w jego domu z racji kultywowania tradycji zaszczepionych pokolenia temu w pierwszych White'ach, ale mimo to nie mógł powiedzieć, że tych nocy nie lubił, bo lubił. W domu dusił się pod krawatem, a ciągłe próby swatania go z córkami dobrze sytuowanych rodów doprowadzały go do szewskiej pasji. Bo ileż można słuchać "Bastianie, to jest Mary-Jane, córka Normana i Heleny, może zechcesz ją oprowadzić po ogrodzie i pokazać oranżerię?".
    Te szkolne bale były dla niego inne. Szedł z kim chciał, nie musiał nikogo poznawać, ani oprowadzać jeśli nie miał takiej ochoty, pił i jadł wedle własnego widzimisię i, co najważniejsze, nie wisiała nad nim konieczność "obtańczenia" wszystkich kobiet na sali według hierarchi ustalonej przez jego matkę. Najpierw te od czterdziestki wzwyż, począwszy od Blacków, przez Wesleyów, skończywszy na tych mniej znanych rodach, później... I pamiętaj koniecznie, aby je odpowiednio tytułować!
    Mógł robić co chciał i bardzo mu się to podobało.
    Poza tym, pierwszy raz szedł na bal z dziewczyną, z którą faktycznie miał ochotę przetańczyć całą noc. A to była Millie. Millie z którą narzekał na etykietę, wymykał się z przyjęć podkradając przy tym całe butelki wybornego i cholernie drogiego wina, Millie, która prawdopodobnie wolałaby wyrwać sobie wątrobę, niż wejść w sam środek krainy elegancki, blichtru i falujących sukien. A jednak, zgodziła się.
    White nie zdążył nawet odwzajemnić pocałunku, zanim dziewczyna odsunęła się pozostawiając na jego ustach uczucie niedosytu.
    - To nie było zaproszenie, tylko potwierdzenie twoich planów - powiedział, szczerząc się. W oczach zatańczyły mu iskierki rozbawienia. - Nie, żebym nie potrafił być romantyczny, ale kwiatki i klęczenie zostawię sobie w zanadrzu na inny raz.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Może stwierdziłyby, że hogwarckie jezioro jest niesamowicie kuszące, a niebezpiecznych istot jest tam wiele. ;>]

    OdpowiedzUsuń
  63. [Witam. Mam pomysł ;). Może Rick przyjaźnił się z Dorianem - np. rodziny Millie i Ricka mieszkały w tej samej miejscowości i kiedy najmłodszy brat Millie zaginął ona i Rick się do siebie zbliżyli pocieszjąc się wzajemnie po jego stracie?]

    Rick

    OdpowiedzUsuń
  64. [Bry. Owszem, Shura był na H97, miło mi, że ktoś go pamięta :3
    Pomysłów niestety chwilowo brak, a przynajmniej żaden nie jest na tyle klarowny, żeby się nim dzielić. Może mój mózg coś z tego co w nim siedzi urodzi, to wtedy się odezwę.;)]

    A,Woronin

    OdpowiedzUsuń
  65. Bastian przez całe życie uchodził za wolną duszę.
    Dusze, której nie można było spętać ani obietnicami, ani rozkazami, ani układami. Żadną wyższością rodzica nad dzieckiem, profesora nad uczniem. Klatką dla niego nigdy nie były własne uczucia ani mysli. Żaden zakaz nie stanowił dla niego Azkabanu.
    Jego problemem okazała się miłość.
    Sznureczek zawiązany wokół jego nadgarstka, przypominający zwyczajną nitkę, cienki i ledwie widoczny, a jednak tak silny, że nie był w stanie go zerwać ani przeciąć. Nie potrafił, a może nie chciał. O wiele bardziej jednak obawiał się osoby, która trzymała sznureczek.
    Bastian nigdy nie był spętany.
    A jednak coś sprawiało, że gardło miał ściśnięte w momencie, kiedy podchodził do odwróconej do niego plecami Millie. Kroki stawiane były przy użyciu całych pokładów silnej woli i White czuł się jak ostatni tchórz, nie potrafiący nawet zebrać myśli w jej towarzystwie, w obawie przed usłyszeniem jak bardzo jest przez nią znienawidzony. Na Merlina, obawiał się tego bardziej, niż wszystkiego innego na tym świecie. On, osoba, która nie bała się niczego, teraz została dosłownie przeżarta przez lęk.
    W końcu zrównał się z Walker, która uparcie wpatrywała się w jeden punkt przed sobą, osadzony gdzieś w ciemności. Kiedy wyjał dłonie z kieszeni, dotarło do niego, jak bardzo były spocone ze zdenerwowania.
    Żadne "Daj mi wyjaśnić..." nie miało prawa zadziałać. Musiał po prostu to powiedzieć, nie dając jej szans na zareagowanie.
    - Nie zaprzeczę temu, że spałem z Kristel, bo z nią spałem, ale powinnaś wiedzieć, że miało to miejsce przed naszym treningiem, układem, przed tym jak się w tobie zakochałem i wszystkim innym, co nastąpiło. Tuż po tamtej nocy doszliśmy z Kristel do wniosku, że nic z nas by nie było, więc po prostu rozstaliśmy się w zgodzie - urwał, czekając w napięciu na jakąkolwiek jej reakcję, która świadczyłaby o tym, że ma powód, aby tutaj być. Co jeszcze mógł powiedzieć? Z frustracją stwierdził, że Millie należało się tylko i wyłącznie sprostowanie faktów. Kristel była zamkniętym rozdziałem, który dotyczył tylko jego. Ani Syriusz, ani nikt inny nie miał prawa znów go otwierać i Bastian nie czuł się zobligowany do tłumaczenia, dlaczego się z nią przespał, ani też powiedzenia o tym komukolwiek. Czy to Millie przed układem, czy w trakcie, czy po.

    OdpowiedzUsuń
  66. Zanim zdążył chociażby pomyśleć o tym, jakie słowa tak naprawdę wychodzą z jego niewyparzonych ust, ot tak, chyba w najmniej odpowiednim ku temu momencie tak po prostu wyznał Millie miłość.
    Zacisnął wargi, zszokowany faktem, że zrobił to całkowicie bezwiednie, jakby w procesie wypowiadania tych słów nie brała udziału jego świadomość, jakby brały się one z całkowicie innego miejsca, organu bijącego mu szaleńczo w piersi. I stwierdził również, że tego nie żałował, ani w jego organizmie nie odbywały się żadne inne wariacje czy fajerwerki. Powiedział to tak swobodnie, jak gdyby mówił "Cześć, jestem Bastian" albo Hej, jestem przystojny". Jak najoczywistszą z oczywistości.
    Niebywałe.
    Pod wpływem uważnego spojrzenia Millie może powinien się zarumienić, albo speszony odwrócić wzrok, w szczególności po takim wyznaniu, ale mimo to taksował ją w typowy dla siebie sposób, po raz milionowy tego dnia uświadamiając sobie, jaka Millie jest piękna. Nie piękniejsza niż każdego innego dnia, bo już dawno wiedział, że osiągnęłą perfekcję, której nie da się już niczym przebić, a jednak wyglądała całkiem inaczej, jakby tego wieczoru jej idealność oddziaływała na całkiem inne rejony świadomości i organizmu Bastiana o ile to w ogóle było możliwe. No i przy tym wszystkim musiał wspomnieć, że była szczególnie pociągająca z tą przygryzioną wargą i papierosem trzymanym między smukłymi palcami.
    Słysząc jej wyrzut, o mało nie parsknął śmiechem, ale nie wiedział, czy było to na miejscu.
    - Nie sądziłem, że jesteśmy typem przyjaciół od wymieniania się doświadczeniami łóżkowymi. - sparafrazował, uśmiechając się przy tym dość bezczelnie. Był pewny, że Millie pamięta te słowa. Poza tym, czy powinien jej powiedzieć? Nie sądził. Sprawę z Kristel zamknął jeszcze w pokoju życzeń i nie chciał do niej wracać z żaden sposób. - Nie wiem czy był sens mówić o tym, że popełniłem błąd. Tym bardziej, że sprawa była bardziej złożona, ze względu na niezidentyfikowane uczucia Blacka, którymi darzy Kristel - powiedział cierpko. Całe szczęście, że bal dla niego dobiegł końca.

    OdpowiedzUsuń
  67. [ ^^ Ja na wątek chętna zawsze. Od razu mówię, że głupio byłoby gdyby się jakoś nie znali, albo chociaż nie kojarzyli (Bo Crowa na przykład ciężko jest nie kojarzyć z tą jego miłością do popisywania się no. Z resztą, czego jeszcze nie napisałam w KP, jego brat gra profesjonalnie w Quidditcha, a siostra ma własny zespół rockowy, więc... no chociażby po nazwisku XD), ale do powiązań wymyślania mistrzem nie jestem.]

    *Crowdean Colonel

    OdpowiedzUsuń
  68. [ *trauma* Rogaś to książkowa miłość mojego życia <3 Obiecuję, że dam z siebie wszystko :D Na wątki zawsze jest chęć, z pomysłami gorzej, ale wspólnymi siłami na pewno uda nam się coś wymyślić :D ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  69. [ Miałam wrócić z pomysłem. I właściwie…. uff… Skoro Mill nie ma ręki do roślin, a załóżmy optymistycznie, że Potter nie jest aż tak zielony z Zielarstwa, to może panna Walker po prostu zostanie zaatakowana przez jakąś dziwną roślinkę w szklarni, bo na przykład pani Sprout wyznaczyła im dyżury przy pielęgnacji jakiś śmiesznym zielsku, czy cokolwiek ;) O ile Millie chodzi jeszcze na Zielarstwo ;) *wielka improwizacja nr 1* xd ]

    Potter

    OdpowiedzUsuń
  70. Krótki śmiech wydobył się z gardła Bastiana na skwitowanie Millie dotyczące jego zgrabnego wybrnięcia z tematu. Posłużenie się czyjąś bronią jest niekiedy najlepszym rozwiązaniem.
    Sytuację sprzed godziny mógł zaliczyć do coraz liczniejszego grona kompletnych pomyłek, które nie powinny mieć miejsca, a na które mimo wszystko nie mógł mieć wpływu. Kto by przewidział, że Black się dowie i zapragnie przewrócić bal do góry nogami nie oszczędzając przy tym nikogo? Oczywiście, pewnych rzeczy White mógł uniknąć. Mógł darować sobie pofatygowanie się w stronę epicentrum konfliktu i oddalić się, póki nie wiedział co jest przedmiotem sporu. Ale człowiek najlepsze lekcje wyciąga z własnych błędów.
    Millie zareagowała bardzo impulsywnie i nie wiedział, czy sam nie zachowałby się podobnie, gdyby dowiedział się o domniemanej "zdradzie" Walker. Był zawiedziony, że pomyślała, że mógłby coś takiego zrobić niezależnie od tego na jakim etapie układowej relacji by się znajdowali. Mogliby udawać, albo i nie, ale z pewnością nie byłby zdolny do zdrady.
    Bastianowi wiele można było zarzucić. W wiekszości w osądach nad nim opierano się o przesłanki - mawiano, że był arogancki, dumny, irytująco złośliwy, ale miał swój honor i nie byłby zdolny do zdrady. Millie chyba miała tego świadomość.
    Dziewczyna postąpiła krok naprzód, osłabiając dystans między nimi również w sensie metaforycznym. A raczej Bastek pragnął, żeby tak było. Pragnął jakiejkolwiek odpowiedzi.
    Odetchnął z ulgą, kiedy takową otrzymał. Tak, jakby z jego trzewi zniknął nagle ogromny ciężar setek kamieni. Chwilę potem przyjemną pustkę wypełniła nieznośna obawa. Nie był idealnym kandydatem na chłopaka. Mimo powodzenia jego wszystkie związki nie były udane. Ciężko było mu się porozumieć z jego poprzednimi dziewczynami, bo ile na początku bywało świetnie, tak później okazywało się, że jego partnerki go najzwyczajniej w świecie nie rozumiały, a jak mogli wychodzić naprzeciw swoim potrzebom, skoro ich nie znali? Bastian, kompletne sercowe indywiduum, nigdy nie był sam, a mimo to nieobca mu była samotność.
    A przynajmniej do momentu, kiedy zaangażował się w pseudozwiązek z Millie, który rozwinął się niczym kwiat w relację, do której wymagane były cechy o jakie nigdy by się nie podejrzewał.
    Spojrzał na ich splecione dłonie, po czym przytulił ją do siebie mocno.
    - Ja również nie chcę tego spieprzyć - wyszemrał w jej włosy.

    OdpowiedzUsuń
  71. [Ojej, jaka fajna! c: A co Ty na to, żeby Fynn próbował ją poderwać na takie "końskie zaloty" (nie znoszę tego określenia noale...)? Wiesz, uparcie zwracałby się do niej per Millicent, kradł jej piwo na imprezach i beształ za każde przekleństwo i papieros w ustach. Słowem: drażniłby się z nią. Jeśli masz już gdzieś tam na górze takie powiązanie, skonstruujemy coś fajniejszego, ale brakuje mi takiej osóbki do dręczenia. Wątek zrobiłabym na zasadzie "zakazane wyjście do zakazanego lasu" albo "zakazana impreza w zakazanych komnatach zakazanych lochów" i problemy, gdy ktoś ich przyłapie. ;)]

    Fynn

    OdpowiedzUsuń
  72. [Póki ten chłopak nie spróbuje obić Fynnowi mordy, jestem jak najbardziej za. ;) To zaczniesz coś? Proszę? c:]

    OdpowiedzUsuń
  73. [Średnio-długawe, ale nie do końca długie, jeśli wiesz, o co chodzi. Jest szkoła, trzeba uczyć się do testów i w ogóle, więc nie będzie czasu na pisanie elaboratów. Rozruszamy się jakoś. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  74. Szalenie trudnym dla Bastiana było stać tam i próbować trzymać się w

    ryzach, aby nie rozpaść się na tysiące kawałeczków pod wpływem dotyku

    dziewczyny. White miał wrażenie, jakby składał się z setek tysięcy nie

    pasujących do siebie elementów, których spoiwo rozkładało się, z każdą chwilą coraz bardziej wystawiają go na ryzyko. On sam był ryzykiem - płynęło ono w jego żyłach wraz z krwią. Był wątpliwością, oddychał wahaniem, utrzymywał się na powierzchni, napięty niczym struna drgająca w rytm uderzeń dwóch serc, które niczego innego tak nie pragnęły, jak wyrwać się z kościanego więzienia. Bastian był frustracją, był pragnieniem, pożarem trawiącym wszelkie zdrowe myśli. Bastian był Millie, a Millie była Bastiana. Wśród setek tysięcy sprzeczności, jakie kumulowały się w jego umyśle, ta jedna prawda wydawała się zaskakująco uporządkowana, mimo że tak naprawdę chaos wywodził się od niej.
    Nigdy nie targały nim opory przed postawieniem na szali swych kiełkujących uczuć względem innych dziewczyn - kiedy przychodziła na to pora, przechylaly się one na rzecz innych priorytetów, doznań. Ale w tej chwili gotów byłby odjąć cały ciężar z przeciwwagi, aby Millie pozostała dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdowała - wtulona w jego ramię, z nosem w zgłębieniu szyi, z włosami łaskoczącymi go w policzek i palcami delikatnie drapiącymi odsłonięty kark.
    Jak mógłby kiedykolwiek ją zawieść i zranić, kiedy powierzała się mu, tak irracjonalnie bezbronna i krucha, jaka jeszcze nigdy przy nim nie była, jakiej jej nie znał, odrzucając całą swą waleczną naturę jakby znalazła kogoś, kto nie będzie już powstrzymywał jej przed podjęciem bójki ze Ślizgonami, tylko sam stanie przed nią i zdejmie z barków owy ciężar.
    I jeśli miałby kiedykolwiek myśleć o Kristel, tak niestałej, to tylko i wyłącznie w charakterze dawno zakończonego, zapomnianego rozdziału, zapisanego wyblakłym przez czas atramentem.
    Zamiast tego pogrążał się w marzeniach o tym, aby jakaś, choćby i najmniejsza, cząsteczka upajających perfum Walker, pomieszanych z zapachem jej szamponu do włosów wsiąkła w jego ubranie i została z nim. Żeby później, nocą, wciąż czuł jej pocałunek na swoich ustach, tak gorączkowo teraz pogłębiany przez pochłonięte tańcem języki, poruszające się w rytm narastającego pragnienia. Kiedy owy pocałunek się zakończył, Bastian ledwo postrzymał jęknięcie zawodu.
    Zazdrość Millie była mu pochlebstwem, ale nieuzasadnionym i nie chciał drążyć tego tematu, by nie psuć chwili. Zamiast tego, przesunął dłońmi po odkrytych ramionach dziewczyny i pod palcami wyczuł gęsią skórkę.
    - Zimno ci - stwierdził, po czym z żażenowaniem zauważył, że nie ma marynarki, którą mógłby ją okryć. Zapewne leżała w Wielkiej Sali, utopiona w misie z ponczem po bliskim spotkaniu z zaklęciem Drew Idioty Burrymore'a. Bastian nawet nie chciał wiedzieć, jak bardzo jest późno, ale to oznaczało, że pora już wracać. - Wróćmy do zamku, co? - zapytał, a nie widząc oporu, złapał Walker za rękę i poprowadził w stronę drzwi, całkowicie pewny, że nic i nikt nie będzie już w stanie zepsuć tego, co razem zbudowali.
    Ale przecież ludzie, nawet taki Bastian, nie są nieomylni...

    [BAM, BAM, BAM, BAM *mroczne zakończenie*]

    OdpowiedzUsuń