9 stycznia 2014

The last keeper of the light

Effy

you are California proud
you are angel of the night
rock & roll guardian now
the last keeper of the light



Męstwo, wiara, odwaga, dobroć, empatia, hart ducha to cechy Gryfonów. Ile razy zastanawiałaś się, czy masz je w sobie? To ziarenko wątpliwości wykiełkowało w chwili, gdy po raz pierwszy na twojej głowie znalazła się stara Tiara Przydziału i będzie rosło jak chwast, póki go w sobie nie zdusisz. Ono wydaje owoc za każdym razem, gdy patrzysz w lustro. Chowasz te spojrzenia pod pozorami oceniania swojej powierzchowności, ale ja wiem, że patrzysz sobie w oczy, dwa błękitne jeziora, patrzysz przez nie i co widzisz? Kręcisz niepewnie głową. Popełniłaś wiele błędów i wiele z nich ciągle powtarzasz, ale nigdy nie kłamiesz. Nie to, że nie potrafisz, ale przecież sumienia nie oszukasz. Pokładasz nadzieję w tym, że nie ma ludzi czarnych i białych, bezwarunkowo odważnych, niezachwianych w postanowieniach i masz rację. Nie jesteś ideałem, jest ci cholernie daleko do czegoś, co nawet nie istnieje. Czasem wydaje mi się, że widzisz więcej. W sobie. Jakiś płomyk, który powinnaś rozdmuchać do rozmiaru pożaru, ale wciąż nie wiesz jak, więc marzysz. Tym jesteś - marzycielką, która nocami, w świetle księżyca jest sobą i dlatego może wszystko.

Relacja naocznego świadka


Eva Alice Reeve
urodzona 22 lutego 1960 roku

Patronus: kameleon | Bogin: okaleczona siostra
11 cali, cis, łuska norweskiego kolczastego
Prefekt | Komentator meczy quidditcha
Gryffindor | rok VI
Klub Pojedynków


Koligacje & Myślodsiewnia

202 komentarze:

  1. [Administracja wita serdeczenie!
    Liczę na wątek, postaram się przez noc coś wymyślić]

    Kristel

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mam pewien pomysł. Eva jest odważna i nie boi się wyzwań, więc może co jakiś czas Kristel prosiłaby ją np. o załatwienie ognistej whiskey albo paru paczek papierosów na jakieś sekretne przyjęcie za np. dodatkowe galeony albo zrobienie zadania z jakiegoś przedmiotu. Więc pewnego dnia przy takiej wymianie w ich stronę będzie zmierzał Filch, a one zostaną zmuszone się gdzieś ukryć. Wtedy odkryją pokój życzeń. Co ty na to?]

    Kristel

    OdpowiedzUsuń
  3. Też chciałam się zapisać i wziąć tą aktorkę. Boże znalazłam nawet dzisiaj gify XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zanim się zgłosiłam w rekrutacji, to już ją zaklepałam w "zajętych wizerunkach". Kiedyś też mi ją podebrali w ostatniej chwili, więc znam Twój ból XD]

      Usuń
  4. [Może ty zaczniesz? Ja wole bardziej wymyślać niż zaczynać. Jeśli nie chcesz dzisiaj, to poczekam :)]

    Kristel

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy kiedykolwiek Syriusz zacznie załatwiać te sprawy za siebie, przemknęło jej przez myśl, gdy zmierzała po odbiór towaru, zamówionego u Evy Reeve. Musiała dziewczynę o ten alkohol prosić, musiała od niej go odbierać, a potem będzie musiała jeszcze to spożywać. Co nie było w sumie aż takie złe. Smak był obrzydliwy, a jej gardło zdawało się błagać o litość przy każdym spożytym kieliszku więcej, ale po parunastu minutach czuła się rozluźniona i skłonna bawić się cały wieczór. Takiego rozluźnienia po ciężkich tygodniach nauki potrzebowała. Jednak nie bardzo uśmiechało jej się narażanie karku za swojego przyjaciela. I nie tylko tym razem, ale cały czas, gdy organizował takie przyjęcia. Zgadzała się chyba tylko z przyzwyczajenia i wiary w swoje własne szczęście. Do tej pory nikt ją z tym nie przyłapał.
    Czekała już na rogu na Eva. Była prefektem, gryfonką z roku Syriusza i jego zaufaną osobą, jeśli chodzi o przemyt. Z resztą nie tylko jego, ale i całej szkoły. Bycie prefektem jednak miało swoje plusy.
    Po dziesięciu minutach spędzonych na rogu, rozdrażniona trochę spóźnieniem dziewczyny, nagle zaczęła nasłuchiwać. Czy to butelki? Jak można być tak nieostrożnym. Czemu nie otuliła ich kocem taki jak zazwyczaj?
    Gdy Eva pojawiła się przed nią, z zamiarem rozliczenia, nagle z drugiego końca korytarza obie usłyszały kroki człowieka i jakiegoś małego zwierzęcia. Kristel pierwsza zobaczyła zgarbioną sylwetkę Filcha wyłaniającego się zza zasłaniającego go wcześniej wielkiego filaru, na końcu korytarza.
    - Ej wy, kim wy jesteście? Co wy tam macie? Co wy… - Nie dokończył, ponieważ obie dziewczyny rzuciły się do ucieczki. Niech to szlak, pomyślała Kristel. Zbieganie po tych schodach to jakaś katastrofa. W dodatku te postanowiły zrobić im kawał i poprowadziły w niechciany korytarz.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cóż, obie z Chantelle igraja sobie trochę z nauczycielami - to je łączy. Myślę też, że gdyby Ev przylapala Chan na paleniu, to jakoś specjalnie by sie tym nie przejęła ;) ]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  7. [Możemy iść na żywioł, możemy relację ustalić, ale z założenia nastawienie Debbie będzie negatywne :)
    Dziękuję za komplement. ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Myślę, że mogą znać swoje imiona, ale coś więcej o sobie raczej nie. Chantelle to raczej samotnik]

    Chantelle oderwała wzrok od widoku widzianego z mostu. Wiedziała wsześniej, kto zmierza w jej stronę, bo niby kto przeoczy piękną, błyszczącą plakietkę na piersi prefekta. Blondynka właśnie paliła papierosa, a patrząc prosto w oczy Effy wypuściła dym z ust. Nie przejęła się zbytnio towarzystwem samego prefekta. Doskonale wiedziała, że Ev sama do najgrzeczniejszych nie należy. Szczególnie, że nieraz pod postacią sowy widziała ją wracającą z czymś pod szatą. Temu wszystkiemu towarzyszył dźwięk szkła, kiedy butelki obijają się od siebie.
    - Jakoś tak wyszło - w końcu odpowiedziała, po czym ostatni raz wypuściła kółko z dymu. Nauczyła się tego od mugoli. Zdarzało jej się w wakacje zostawać w Londynie i żyć między nimi. Uważała to za całkiem ciekawe doświadczenie.
    Chantelle przygniotła końcówkę papierosa i rzuciła gdzieś pod most. Jedno z najlepszych miejsc, by nikt nie znalazł niedopałków. Blondynka zeskoczyła z wnęki, omijając jedną z najlepszych zabaw w jej życiu. Czasami po prostu rzucała się z mostu, a pod koniec zmieniała w sowę. Może ktoś inny mógłby uznać to za szaleństwo, dla Chantelle było to czystą przyjemnością. Z resztą, kto w ogóle chciałby ją zrozumieć?
    Chan zaczęła myśleć o tym, jak dziewczyna zapamiętała jej imię. W końcu z nikim nie utrzymywała bliskich kontaktów, ale blondynka postanowiła to zignorować. Ominęła Effy bez słowa, kierując się drogą powrotną do Hogwartu. Owinęła ściślej swój czerwono-żółty szalik, chroniąc się przed zimnem. Nie miała powodu, by tu zostać. Jeżeli dziewczyna przyszła właśnie tutaj oznaczało, że chce pobyć sama, a Chantelle doskonale rozumiała, iż chwila dla siebie zawsze dobrze człowiekowi robi. Szczególnie gdy ma się problemy.
    W tym momencie blondynkę ogarnęły lekkie wyrzuty sumienia, że może powinna pomóc, coś zrobić.
    Tylko co?
    Jednak skuliła się jeszcze bardziej starając się stłumić w sobie jakąkolwiek chęć nawiązania bliższych kontaktów. Z tym, że nie nikt nie wiedział, co ma w głowie. Dlatego czasami musiała komuś coś odpowiedzieć. Chantelle w tej chwili miała tylko nadzieję, że Effy zostanie w miejscu i nie zapragnie pobiec za nią.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kristel na własne oczy widziała jak ściana deformuje się w wielkie drzwi, o których nie miała pojęcia, że istnieją. Chodzi tu już sześć lat, ale najwidoczniej nie dane jej było odkryć wszystkich niespodzianek, jakie dla swych uczniów przyszykował Hogwart. Teraz szkoła najwidoczniej chciała włączyć się w całą sytuacje. Eva skinęła głową w jej stronę, na znak że wchodzi przez wykreowaną poświatę. Pewnie nawet tego dobrze nie przemyślała, szła na żywioł, jak to mają w zwyczaju gryfoni. Kristel czuła się bardzo niepewnie. Miała niewiele czasu, by pomyśleć, co ma w tej sytuacji zrobić. Za drzwiami mogło czekać coś niebezpiecznego. Skąd ta pewność, że Hogwart chciał im pomóc? Przecież to stara szkoła, która jeśli już żyje własnym życiem, to z pewnością nie pochlebia przemycania alkoholu przez niepełnoletnie dziewczęta. Ale korytarzem już pędził Filch i jego kotka, w dodatku wydawali się być całkiem blisko. Im bardziej nasilały się ich kroki, tym drzwi stawały się coraz mniej wyraźne. No dobrze, chyba nic innego mi nie pozostało, pomyślała Kristel. Szarpnęła za uchwyt i wbiegła do środka. Czy drzwi wciąż znajdowały się po drugiej stronie? Mogą mieć poważne kłopoty, cholera. Nie tyle co przeklęła w myślach, ale i parę razy cichym tonem, opierając się czołem o ścianę i nie zwracając uwagi na to, co otacza ją dookoła. Gdy uświadomiła sobie, że nie słyszy żadnego odzewu ze strony swojej przemytniczki, odwróciła się i zobaczyła to. To była wielka przestrzeń wypełniona najróżniejszymi rzeczami. Od ziemi aż po sufit rozciągał się wielki stos przedmiotów. To były księgi, kociołki, rzeczy których Kristel nawet nie potrafiła określić. Wielkie szafy, klatki na sowy, zbroje. Zaniemówiła, naprawdę zaparło jej dech w piersiach. Gdy już się otrząsnęła, spostrzegła, że w zasięgu jej wzroku znajduje się wszystko oprócz Evy.
    - Hej, jesteś tu? – Zawołała. Potem powtórzyła to samo pytanie trzy razy głośniej i ruszyła wąskim korytarzem w dżungle przedmiotów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy blondynka usłyszała krzyk za sobą przystanęła. Był na tyle głośny, by mógł się przedrzeć przez wiatr hulający na moście. Chantelle zacisnęła oczy i przeklęła w myślach. Może jednak lepiej było pójść dalej. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, dlatego stała w tym samym miejscu. W końcu odwróciła głowę spoglądając na Effy. Czekała na jej odpowiedź. Przez głowę przeszła jej myśl, by rzucić je te papierosy, ale to byłoby już zbyt bardzo niekulturalne, niż samo odejście w milczeniu. Chan zaczęła szukać paczki po kieszeniach peleryny, jednak tam jej nie znalazła. Spróbowała w tych od środka, aż nareszcie wyczuła twarde papierowe opakowanie. Wyjęła je spod ubrania i zaczęła kierować się w stronę prefekta.
    Chantelle w tej krótkiej drodze zaczęła się zastanawiać, dlaczego właśnie Ev pytała ją o papierosy. Przecież to ona załatwiała wszystkim używki. To właśnie spowodowało wątpliwości w głowie blondynki. Czego tak naprawdę chciała ta dziewczyna? Może po tych kilku latach postanowiła zadrwić sobie z tej, o której nic nie wiadomo. Z tą samą obojętnością jak zwykle, podała je brązowowłosej. Kiedy ta wyciągnęła swoją rękę, by złapać paczkę, Chantelle niespodziewanie cofnęła swoją.
    - Nie uwierzę, że nie masz swoich.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Tak, czytałam akurat ten wątek i przyznam, że wtrącenie o Syriuszu było bardzo trafne i przypadło mi do gustu :) Jestem jak najbardziej na tak, ale mam parę warunków. Ta znajomość/przyjaźń nie będzie sielanką. Syriusz ma dość podobny charakter, więc często między nimi będą zgrzyty. Potem kiedyś będzie można wpleść coś na temat tego, że się ostro pokłócą i przez to wpadną w kłopoty.
    Postaram się jak najszybciej napisać wątek (rozumiem, że ja mam zacząć?), ale dzisiaj miałam czas na wejście tutaj "na spokojnie" dopiero późnym wieczorem, a mam do napisania jeszcze parę zaległych wątków, więc nie wiem, jak szybko będę w stanie to zrobić. W każdym razie zrobię co w mojej mocy.
    Co o tym myslisz?]

    Syriusz Black

    OdpowiedzUsuń
  12. Czasami ludzie ją śmieszyli. Swoim zachowaniem, postępowaniem. Ale Chantelle dla nich była jak zupełny głupiec, a przynajmniej takie miała wrażenie. Wcale nie bezpodstawne.
    Po zdaniu Effy, prychnęła patrząc gdzieś w bok.
    - Nie mam zamiaru - powiedziała spokojnie Chan ponownie spoglądając w oczy dziewczynie. Nieraz zastanawiała się nad tym, czemu to właśnie ona jest prefektem. Co w Ev jest tak godnego uwagi, by przydzielić jej takie funkcje?
    Charyzma. To cecha tylko dla wybranych, a kto dostanie ją w prezencie przy narodzinach - całe życie będzie miał o wiele łatwiejsze.
    Chantelle podała jej wreszcie paczkę papierosów. Było blondynce już wszystko jedno, czy zauważy, że nie są to te przemycane przez nią. A była pewna, że Effy jest na tyle spostrzegawczą osobą, iż zwróci na to uwagę. Inną kwestią było wypowiedzenie tego na głos.
    - Jeżeli chcesz, możesz je zatrzymać - zaczęła przyglądając się widokowi widzianemu z mostu. - Mam tego więcej - westchnęła, marząc w tej chwili jedynie o przemianie. To jedna z tych kłopotliwych dla Chantel sytuacji. Nie umiała rozmawiać z ludźmi, bo nigdy tego na większą skalę nie czyniła. Dom był jej świątynią, a w Hogwarcie jej własne myśli. Więcej nie potrzebowała, chociaż są i momenty załamania. Wtedy najchętniej rozmawiałaby ze wszystkimi, ale bała się tego, że powie o kilka zdań za dużo.
    Teraz stała skulona przy prefekcie swojego domu. Naprawdę nie wiedziała, co tu robi i po co właściwie z nią rozmawia. Ostatnio ciągnęło ją coraz bardziej do ludzi. Jednak w ostatniej chwili rezygnowała, zupełnie jak w czasie jej skoków z mostu. Tuż przed ziemią uciekała przed kontaktem z twardym podłożem.
    Blondynka jeszcze raz spojrzała na Effy. Była jakoś nieznacznie niższa od Chan, zaledwie kilka centymetrów. Chantelle przeniosła wzrok ponownie gdzieś w bok, czekając na to, co w końcu wyniknie z tej niecodziennej dla niej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dziękuję i witam również.
    Zanim zabrałam się za czytanie, musiałam się napatrzeć na gify. Uwielbiam Kayę i tą jej nieoczywistą urodę <3 Właściwie tylko karta przyćmiła te gify, bo jest cudowna. Fenomenalna po prostu :)
    A na wątek, rzecz jasna, jestem chętna. Tylko z pomysłami raczej kiepsko na chwilę obecną....]

    Jane Leavitt

    OdpowiedzUsuń
  14. W chwili kiedy Chantelle przejęła paczkę i poczuła zapach dymu, ponownie miała chęć zapalenia papierosa. Gdzieś w środku stłumiła krzyk jej myśli o większą dawkę używki. Teraz jedynie myślała nad tym jak wywinąć się dziewczynie, by nie rozmawiać z nią dłużej. Sądziła, że sytuacja jest krępująca zarówno dla niej jak i Effy. Dalej stały w tym samym miejscu nie odzywając się nawet słowem, a wiatr z każdą chwilą stawał się coraz zimniejszy. Blondynka chciała jedynie wrócić do swojego dormitorium i rzucić się na łóżko. Tam na pewno jej współlokatorki nie pozwoliły na oziębienie pomieszczenia.
    - Wybacz, że chciałam tak odejść bez słowa - Chan przyłożyła swoją prawą rękę na wysokości serca. Ledwo zauważalnie pochyliła się do przodu w geście szacunku do prefekta. - Miałam jednak wrażenie, że chciałaś zostać sama - mówiła to spokojnie patrząc Ev prosto w oczy. Nie chciała, by myślała iż kłamie. Przecież w tym celu kilka minut temu kierowała się w kierunku Hogwartu. Zaraz potem złożyła swoje ręce przed sobą, a pod szatą poczuła, jak coś lekko stawia opór. Nie była to owa paczka papierosów, a list, który właśnie się zaginał. W głowie blondynki pojawił się nagle pomysł, który wręcz ucieszył jej serce. Dalej jednak jej twarz nie wyrażała żadnych z tych uczuć. Maska pokerzysty - jedna z umiejętności, z których Chantelle była dumna, że osiągnęła ją do takiego stopnia. Jedynym minusem było jej ciało. Nie zawsze słuchało się właścicielki, była to jednak rzadkość.
    - Teraz pozwól, że odejdę. Muszę wysłać list do swego domu - nie uśmiechnęła się. Nigdy się nie uśmiechała, ale to nie świadczyło o jej braku kultury. Przeprosiła Gryfonkę za to jak postąpiła, ale było to w dobrej wierze. Z resztą mało kto z nią rozmawiał, dlatego też nie spodziewała się, że własnie Effy zacznie konwersację. Niestety trochę ubogą, lecz taka była Chan. Wolała pozostać sama, nie umiałaby teraz postępować jak szatynka.

    OdpowiedzUsuń
  15. [matko robi się coraz trudniej, obie są tak bardzo uparte, hahah :D ]

    Chantel już się odkręciła. Już miała odejść, ale wcześniej zauważyła, jak Effy otwiera usta. Potwierdził to cichy głos dziewczyny z zapytaniem o towarzyszenie. Blondynka przystanęła i ponownie przekrzywiła głowę spoglądając na szatynkę. Było to dziwne, jak bardzo zależało Ev na rozmowie z nią. W głowie kołowało się mnóstwo myśli, a twarz Chan nadal pozostawała bez wyrazu, jakby było jej wszystko obojętne. Wyuczona zewnętrzna beznamiętność, by można było ukrywać wszystko to, co się chciało. I nie można było tego kwestionować, faktycznie działało. Jednak dziewczyna wiedziała, że nastanie taki okres, kiedy ta bierność uczuciowa się złamie, pęknie na dwie części, a świat ujrzy prawdziwą Chantelle. Nie chciała nawet o tym myśleć. Jeżeli matce udawało się to przez kilkadziesiąt lat, uda się i jej. Na razie na koncie miała pięć lat spędzonych w Hogwarcie, a szedł szósty.
    Pytanie niby zwykłe, dla Chan pierwszy raz słyszane w życiu. Rozmowa stawała się dla niej coraz trudniejsza, a dalsze jej przeciąganie tylko ją męczyło. Effy tak bardzo nie ułatwiała tego momentu. Obie jednak były uparte, a jak na razie jej towarzyszka wygrywała.
    - Jeżeli chcesz - pochyliła się lekko, jak miała w zwyczaju. Kolejna wyuczona wartość, z której była dumna, a mianowicie szacunek do ludzi. - Nie widzę problemu - dodała ciszej ruszając w stronę sowiarni. Nie wiedziała czy prefekt odezwie się do niej. Może tak jak ona będzie szła w ciszy, ale po co miałaby jej towarzyszyć? Chan potarła o siebie swoje kościste, przemarznięte dłonie, aby czymkolwiek zająć myśli na chwilę obecną.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Pomysłu mi aktualnie brak ;< Ale jeśli Ty jakiś masz to można by coś zdziałać. ]

    OdpowiedzUsuń
  17. Jane nigdy nie chciała być prefektem. Funkcja ta jednak nie rzadko wiązała się z wykłócaniem i nerwowymi dyskusjami, a ona do tego zupełnie się nie nadawała. W ogóle nie nadawała się na funkcję prefekta. Owszem, była osobą poukładaną, odpowiedzialną i żyjącą w zgodzie ze szkolnym regulaminem, ale nie umiała stawiać na swoim, być stanowcza i przekonywująca. Nie nadawała się na prefekta. Tak po prostu.
    Nie lubiła tych wieczornych dyżurów. Nie, wcale się nie bała. Właściwie to lubiła te nocne spacery, kiedy była sama z ciszą i śpiącymi postaciami na obrazach, ale nocą na wycieczki po zamku wybierały się te najbardziej uparte, cyniczne i drażniące osoby, z którymi Jane za żadne skarby rozmawiać nie umiała. I chyba nawet nie chciała.
    Słysząc czyjeś kroki na końcu korytarza, westchnęła smutno. Czyli jednak znów ktoś postanowił bawić się z nią w berka, licząc na to, że uda mu się ją zwieść na manowce i uciec przed odpowiedzialnością. Trzymała różdżkę przed sobą, idąc cicho korytarzem. Przystanęła, widząc sylwetkę dziewczyny, którą znała aż za dobrze. Głównie z zebrań prefektów.
    Tylko że... z tego, co wiedziała, to dzisiaj miała mieć dyżur sama. Spojrzała na jakieś paczuszki w rękach Effy i zmrużyła lekko oczy. Normalnie pewnie od razu pomyślałaby o przemycaniu czegoś na teren szkoły, ale przecież... przecież Reeve była prefektem! A ci raczej nie należeli do takich, co to łamią regulamin. A przynajmniej należeć nie powinni. W mniemaniu Jane prefekci mieli być odpowiedzialni i postępować zgodnie ze szkolnym regulaminem.
    - Cześć, Effy - powiedziała w końcu, nie bardzo wiedząc, jak powinna się zachować.

    Jane Leavitt

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Pomysł bardzo dobry zarówno na wątek jak i relacje. Podoba mi się, więc wchodzę w to! :D Tylko, ze ja nie mam pomysłu jak zacząć ( jednak długa przerwa w "grupowcach" robi swoje) ^^"

    OdpowiedzUsuń
  19. [Masakra jakaś, siedzę i próbuję coś wymyślić, ale zamiast tego wgapiam się w animacje z przepiękną Kayą. No a czas leci i leci... A jeszcze do tego wszystkiego Twoja świetnie napisana karta. Ja nigdy nie miałam daru do tworzenia tych długich, chyba z natury jestem minimalistką. No ale wracając do wątku... przyszło mi jedynie do głowy, że Tamsin może być troszkę cięta na Evę, ze względu na to, że ona chciała zostać prefektem a tu lipa. No i urażona duma i te sprawy. Ale jeśli chodzi o coś więcej to ciężko mi idzie... Może jednak wpadniesz na coś bardziej kreatywnego? Ja bym wtedy chętnie zaczęła xD]

    Tamsin

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie miała żadnego pomysłu, gdzie mogą się znajdować. Czy to jakieś sekretne archiwum szkolne, do którego dostęp mają jedynie nauczyciele, bądź sam Dumbledore? To raczej nie wchodzi w grę, przecież one tu są, a raczej żadnej z nich nie zdarzyło się nigdy zarządzać Hogwartem. Albo wejście było na hasło. Tak, z pewnością powiedziały coś istotnego, biegnąc korytarzem. Ale co to było za słowo? Albo konkretne zdanie… Nie, mimo skrupulatnego odtwarzania tego, co się już wydarzyło, żadne konkretne sformułowanie, które mogło je tu sprowadzić, nie przyszło jej na myśl. Co to za cholerny pokój?
    Zobaczyła, że Eva najwidoczniej nie ma nic przeciwko badaniu terenu. No i dobrze, może ona też powinna przeszukać pokój. Nigdy nie wiadomo na co się trafi, a nuż będzie to coś ciekawego. Wtedy koleżanka wyciągnęła numer proroka codziennego, cały w kurzu i z zżółkniętym papierem.
    -Trzydziesty drugi? – Powtórzyła z niedowierzaniem Kris. –Świetnie, to musi być archiwum szkolne. Może znajdziemy tu jakieś notesy poprzednich roczników, w których będą odpowiedzi na zadawane nam pytania – Powiedziała z rozbawieniem. Szczerze mówiąc to miejsce było interesujące. Zobaczyła, że Eva wczytuje się w różne wydania Proroka, lecz on sama nie była zainteresowana tym, co działo się w przeszłości. Może będą tu jakieś rzeczy, które przysłużą się jej teraz? A może po prostu przesiedzi tu i zaczeka, aż Filch da sobie spokój z szukaniem ich.
    - Co robimy? – Zapytała. Po chwili złapała się na tym, że przygląda się postawionym na ziemi butelkom whisky.

    OdpowiedzUsuń
  21. Dwie dziewczyny szły obok siebie w ciszy, którą nagle przerwała Effy. Chantelle nie odpowiedziała na to pytanie. Wcześniej podała powód w jakim zmierza do sowiarni. Nie był jedyny, ale więcej nie miała zamiaru powiedzieć. Szatynka zaczęła opowiadać o swojej poczcie. Mówiła coś o rodzinie, jednak kiedy Chan usłyszała z jaką lekkością wypowiadała się na temat swojej, przez chwilę się wyłączyła. Jej myśli trafiły na silnie zapisane wspomnienia w jej głowie. To, co działo się w jej domu nie było normalne, a wszystko przez jej siostrę bliźniaczkę – Griet. W młodym wieku, zaraz po dostaniu różdżki dziewczyna zaczęła bawić się czarną magią. W końcu uciekła z domu, kiedy rodzice zabronili jej zabrania się razem z Chantelle do Hogwartu. Cała rodzina uznała ją za chorą umysłowo, ale Chan wiedziała, że wróci. Tak też się stało. W ostatnie wakacje za całego miesiąca pamięta tylko niewyobrażalny ból, a na koniec zielone światło.
    Ten przebłysk w oczach blondynki wyrwał ją z zamyślenia. Spoglądając na Ev zrozumiała, że milczała przez dłuższy czas, ale towarzyszka nadal oczekuje jej reakcji.
    - Tak, tak – powiedziała pośpiesznie dziewczyna – Dobrze, że to nie wyjec – dodała zaraz, by Gryfonka nie uznała, że ta jej nie słucha. Stwierdziła też, że wypadałoby powiedzieć coś więcej, ale za bardzo nie wiedziała co. Przecież nie zacznie opowiadać o swojej rodzinie, bo jakby to brzmiało: „jesteśmy normalni, ale przez miesiąc nas torturowano, a moja siostra bliźniaczka chciała nas zabić, ale już nie żyje”. To brzmiało dla Chantelle jak kpina.
    - Nigdy nie dostałam wyjca – Blondynka podniosła w końcu głowę, bo już zbliżały się do sowiej wieży – chyba jakoś nie było potrzeby.

    [boże, nie wiem, co piszę :D proszę bardzo, Twoja kolej :3 ]

    OdpowiedzUsuń
  22. [okej, postaram się coś jeszcze dzisiaj coś zacząć, tylko miło by było gdybyś dała radę podrzucić jeszcze jakieś okoliczności spotkania :)]

    Tamsin

    OdpowiedzUsuń
  23. [Co powiesz na spotkanie nad jeziorem i przy okazji nie tylko zapoznanie postaci, ale i wciągnięcie ich w przygodę - spotkanie nieznanego z ksiąg stwora wyłaniającego się z mętnej toni. Do tego oboje nie są przykładnymi uczniami. Jakieś szalone spotkanie? Wzywanie się aż zabraknie słów i obelgi staną się śmieszne, a oni zaczną się wspólnie śmiać? Wiem trochę beznadziejne pomysły, więc czekam na twoje ^^ I kto zacznie jeśli tak? Czekam niecierpliwie na twoją odpowiedź ;) ]
    Jack Bizarre

    OdpowiedzUsuń
  24. [Dziękuję za miłe słowa. Twoja karta to jedna z tych, na którą zwraca się uwagę w pierwszej kolejności. Wymyśliłam dopiero co trzy wątki i chyba tutaj mam małą blokadę, coś niby świta, ale nie do końca. Mam nadzieję, że do jutra się wyklaruję, wtedy się zgłoszę. No i czekam tez na propozycje z Twojej strony.]

    OdpowiedzUsuń
  25. W dormitorium Ślizgonów trwała ożywiona rozmowa. Każdy próbował przekrzyczeć pozostałych. Istny chaos. Wreszcie wybił się jeden głos. Stanowczy głos Jack'a.
    - Co wy na mały zakład? Kto przejdzie się podczas ciszy nocnej dostanie od reszty po.... no powiedzmy pięć galeonów?
    - Pięć? - spytali z pogardą - Nie warto ryzykować.
    - Dziesięć - Jack podbił stawkę - W ten sposób wygranemu starczy na najnowszy model miotły.
    Rozmówcy chłopaka mieli krzywe miny. Nie chcieli tyle ryzykować.
    - Tchórzycie? - Jack nie dowierzał własnym oczom.
    - A ty? - wyrwał się młodszy chłopiec stojący z boku.
    - No właśnie - podchwyciła reszta - A ty? Skoroś taki odważny to idź.
    Jack pokręcił głową z dezaprobatą. Bez słowa ściągnął płaszcz z wieszaka i wyszedł na palcach. Podczas wykonywania przez niego tych czynności, w dormitorium zapadła cisza - wszyscy wstrzymali oddech. Chłopak przemierzał po cichu puste korytarze. Mimo iż mało skutecznego, użył zaklęcia kameleona. Z łatwością przemknął na główny hol. Tam zaklęcie straciło moc, jednak on się tym nie przejął. Wyślizgnął się z budynku. Wszystko to wychwyciły czujne oczy patrolującej Gryfonki. Niczego nie świadomy Jack zwolnił kroku i spacerem ruszył w stronę jeziora. Ręce w kieszeniach i umysł pełen obelg dla strachliwych kolegów. Podczas ignoranckiego spacerku Jack'a, wytrwała Gryfonka śledziła go sumiennie. Chłopak doszedł do celu. Mętna tafla jeziora nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jack podniósł kamień i puścił kaczkę. Wtem usłyszał ciche przekleństwo. Obejrzał sie w tył i ku jego zdumieniu ujrzał Gryfonkę. Dziewczyna zbliżyła sie do niego z groźną miną. Także jej palec wskazujący nie wyrażał zadowolenia. Posypał się bukiet pięknych przekleństw. Jack skinął głową słuchając ich.
    - Cużem takiego uczynił? - zaśmiał się.
    Wbrew pozorom nie był zadowolony. Dopadła go dziewczyna patrolująca korytarze. Wiedział co zrobił nie tak. Gryfonka nie odpowiedziała tylko obrzuciła go pokaźną sumką wyzwisk. On nie chcąc pozostać jej dłużny odparował tym samym. W środku się buzował. Na początku było pikantnie. Ostre jak żyletki obelgi spływały nieprzerwanym strumieniem z ust obojgu młodych ludzi. Szybko jednak wykorzystali cały zapas przekleństw i wyzwisk. Wszystkie "cholery" i "kurwy" szybko się zużyły. Chłopak nie wiedział co odpowie dziewczynie. Potem poleciały "głupki" i "osły". Wyzwiska traciły na sile. W końcu zabrakło i ich. Gryfonka i Ślizgon stali na przeciw siebie i usilnie wymyślali nowe przezwiska.
    - Ty - Jack wykonał dziwny ruch rękoma i zadziwiająca minę - Gryfonko, no! - wydarł się z wyrzutem.
    Dziewczyna odczekała chwilę i prychnęła rozbawiona. Jack też nie wytrzymał i zaśmiał się. Usłyszeli tajemniczy plusk.
    - Jeszcze z tobą nie skończyłem - dodał po chwili chłopak, wiedząc, że i tak nic nie będzie z dalszej kłótni.


    [mam nadzieję, że jest w miarę xd]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Hm hm hm... Miałam się do Ciebie zgłosić z moją przesłodką Puchoneczką ;D Tak myślę i myślę nad wątkiem i jakoś nie bardzo mi cokolwiek do głowy wpada :/ Może Ty masz jakieś pomysły? :3 ]
    Melissa Cupper

    OdpowiedzUsuń
  27. (Hej ;) Przepraszam że nie odpisywalam, ale chciałam cos napisać gdy wymyślę jakiś wątek. Niestety jeszcze tego nie zrobiłam. Może ty masz jakiś pomysł? Jeżeli nie- daj mi trkchet czasu :) Chociazy chciałabym zacząć jak najszybciej :D ]
    Lizz

    OdpowiedzUsuń
  28. [No to zaczynam ;3 ]

    Siedząc w bibliotece czekała na swoją "uczennicę". Wiedziała, że nie jest specjalistką od eliksirów, ale tym czego jej nie można było odmówić był dar tłumaczenia. W praktyce udzielane przez nią korepetycje zazwyczaj odbywały się jako zajęcia teoretyczne. Pomagała pobudzić wyobraźnię i zapamiętać którego składnika nie można łączyć z którym. Swoją pogodną aurą zachęcała do nauki.
    Eva była pojętną uczennicą, Melissa widziała to w jej oczach. Problemem wydawało się obrzydzenie. Cuppy stwierdziła, że to przez nie Gryfonka nie może przełamać się do eliksirów. Puchonka robiła co mogła, by jakoś to przełamać. Wciąż jednak nie mogła być zadowolona z efektów.
    Pochylona nad podręcznikiem próbowała wymyślić sposób na dotarcie do młodszej koleżanki. Nie zauważyła kiedy ta usiadła na krześle obok. Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę z jej obecności.
    - Eva... Nie zauważyłam kiedy przyszłaś - powiedziała cicho, z przepraszającym uśmiechem na ustach. - Możemy zaczynać?
    Jeżeli miała być szczera zawsze denerwowała się przed korkami z Effy. Bała się, że nie jest w stanie jej pomóc, co godziło w jej uczynność. Starała się jak mogła, wszelkimi znanymi sobie sposobami.

    [Takie cuś...]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Myślę, że Twój pomysł będzie bardzo wdzięczny do realizacji :) Mogę zacząć, jeśli chcesz.]
    Drew

    OdpowiedzUsuń
  30. [W takim razie przepraszam :c ja dopiero zaczynam i czasem popełnię takie błędy. Przepraszam i dziękuje za sprostowanie ;) oraz przepraszam, że nie dałam ci sie popisać w kłótni, ale wyszłaś z tego obronną ręką xd ]

    - Czy mam coś do powiedzenia przed karą? - Jack udał, że się przejął i poważnie się zastanawia.
    Gryfonka zastukała niespokojnie i wyczekująco nogą.
    - Powiem tyle, że nie będzie żadnej kary - powiedział pewnie.
    Zrobiła minę typu "ach tak?". Jack trwał niewzruszony i z pewna miną. Ponownie rozległ się tajemniczy plusk. Chłopak wywrócił oczami i sięgnął po kolejny kamyk. Puścił kolejną kaczkę. Dziewczyna prychnęła i pokiwała głową, jakby myślała "świetnie, idealnie!" i to w sarkastyczny sposób.
    - O ty durna - zaśmiał się - twój mózg jest jak pusta kartka papieru - w duchu Jack śmiał się z samego siebie.
    Dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona. Jednak nadal zgrywała niewzruszoną. On rzucił następny kamyk, a woda zabulgotała groźnie. Oboje zbliżyli się do wody.
    - Coś tu nie gra - wymamrotał Jack.
    W tejże chwili z mętnej toni wynurzyło się dwoje białych oczu. Cofnęli się odruchowo o krok. Stwór wynurzył się bardziej, cały czas przeszywając ich białkiem swych oczu. Cofali się powoli, a nieznane stworzenie podążało za nimi. Po chwili widzieli całą głowę. Bez ust. Wielkie nozdrza i szara skóra. Błona między palcami.
    - O czymś takim jeszcze nie słyszałem - wymamrotał chłopak.
    Cofnęli się jeszcze o krok. Stwór był już na brzegu. Wyłoniła się reszta jego ciała. Zielonkawo szare. Oblepione różnymi glonami. Prócz nosa miało także skrzela na szyi. Płetwy po bokach. Widzieli już go do połowy. Białe ślepia wpatrywały się w nich ślepo. W duchu Jack marzył, by tajemnicze stworzenie nie posiadało nóg zdolnych do chodzenia po ziemi. Serce chłopaka waliło nieprawdopodobnie szybko jak na niego.
    - Uciekaj - rzucił do Gryfonki.
    Ona wybałuszyła oczy.
    - No wiej. Ja go zatrzymam, a ty wiej. Nie mów nauczycielom, bo dopiero będzie draka.
    Ona tylko prychnęła i nie ruszyła się z miejsca. Jack wywrócił oczami, ale ona nie mogła tego zobaczyć. Tajemniczy stwór zaczął coś syczeć. Najpierw cicho, potem coraz głośniej. W końcu przemieniło sie to w potworny wrzask. Oboje zatkali uszy i zgięli sie w pół. Dźwięk był potworny.

    OdpowiedzUsuń
  31. Nieco niepewnie zerknęla na porysowany zeszyt, zaraz jednak skupiła się, na zaplanowanych na tę "lekcję" celach. Lubiła mieć wszystko dopracowane, dokładnie opisane. Twierdziła, że dzięki temu łatwiej jej wszystko zrozumieć i swoim "uczniom" zawsze doradzała to samo.
    Otworzyła podręcznik na zaznaczonej niebieską karteczką stronie i zaczęła mówić o znaczeniu użycia s z pijawek do eliksiru skurczającego. Robiła co mogła, starając się przedtsawić to najbardziej obrazowo jak to możliwe. Kiedy zauważyła błysk zrozumienia w oku Effy przeszła do kolejnego składnika.
    Miała nadzieję, że po zakończonych zajęciach Eva będzie pamiętała chociaż połowę z tego, co tłumaczyła. Liczyła na to, że dziewczyna będzie umiała wykorzytać to w praktyce.
    - Na dziś chyba koniec - stwierdziła, kończąc wywód o eliksirze skurczającym. - Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłam - usmiechnęła się charakterystycznie, zamykając książkę.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Pomysł z przyjaciółkami okej, bo Lizz akurat jeszcze nikogo takiego nie ma :) z tymi twoimi zdolnościami artystycznymi to chodziło ci o to żeby tak zacząć wątek, czy to tylko taki pomysł na kiedyś? ]
    Lizz

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ok, wypłodziłam. Mój pierwszy początek :p]
    Kiedy w starych murach Hogwartu rozległ się donośny dźwięk dzwonu obwieszczający przerwę na lunch, korytarze wypełniły tabuny uczniów zmierzających pośpiesznie do Sali Głównej. Drew wlókł się gdzieś na szarym końcu tego wygłodniałego stada, zastanawiając się, czy pierwszoroczniacy na pewno wiedzą, że jedzenia starczy dla wszystkich i wcale nie muszą rozpychyć się po drodze łokciami, by zdążyć na najlepsze kąski. Dziesięć kroków dzieliło go od upragnionego celu, gdy jego wzrok przykuła postać siedząca na parapecie ogromnego okna, na tyle spokojna i skupiona na swoim zużytym szkicowniku, że zdawała się nie odczuwać prymitywnej potrzeby zaspokojenia głodu i nie mieć w swoich najbliższych zamiarach udania się na posiłek. Zbliżywszy się, Drew rozpoznał w dziewczynie Evę - Gryfonkę, z którą łączyła go rysownicza pasja, lecz ze względu na różnicę charakterów ich rozmowy najczęściej kończyły się, w najlepszym
    wypadku, przyjacielskimi docinkami. Uświadomiwszy sobie, że tak naprawdę nigdy nie miał okazji zobaczyć żadnej pracy wykonanej ręką Evy, zapragnął natychmiast to zmienić i ignorując wyrażające dezaprobatę dla owego pomysłu burczenie w brzuchu, zakradł się bezszelestnie do parapetu. Dziewczyna spostrzegła go dopiero, gdy praktycznie zaglądał jej przez ramię, toteż próby zakrycia rysunku na niewiele się zdały.
    - Spokojnie, chciałem tylko zobaczyć - rzekł tonem niewiniątka, po czym zwinnym ruchem wyjął szkicownik z dłoni Evy. - No, fakt. Arcydziełem to to nie jest. Masz strasznie niepewną kreskę i to cieniowanie... Widać, że dopiero zaczynasz. Radziłbym postarać się, żeby oczy znajdowały się na tej samej wysokości. I będzie do przyjęcia. Chociaż na twoim miejscu chyba wydarłbym to cudo i zaczął od początku - zakończył wykład z przymilnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dobry pomysł - co do tych "niemów". I tak jestem debiutantką xd dzięki z amiłe słowa ^^]

    Nie strugaj bohatera - cały czas krążyło to po głowie Jack'a. A teraz co? - myślał gorączkowo - Uważam na OMNSie tyle ile trzeba.
    Jack był pozbawiony różdżki. Jedyne co przychodziło mu do głowy to odkrzyknąć bestii. To też zrobił. Może to i głupie, ale przybliżył sie o krok i wydarł na całe gardło. Stworzenie zdziwiło się takim obrotem sprawy. Jack podbiegł do Gryfonki chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą. Dyszeli ciężko. Dziewczyna rzuciła mu tylko potępieńcze spojrzenie. Chłopak jednak w głębi wiedział, że jest mu wdzięczna. Oddalili się kawałek od jeziora i obejrzeli. Na ich nieszczęście stwór umiał chodzić. Miał długie i cienkie nogi i taki też ogon . Przepasany był glonami. Postąpił do przodu, zasyczał i wyszczerzył kły. Były ostre i błyszczące. Po chwili ukazał także swój grzebień. Szedł on od ogona po czubek głowy.
    - A łudziłem się, że to Tryton - skrzywił się Jack.
    Dziewczyna jęknęła niezadowolona. Bo i jak być zadowolonym w takiej chwili? Wszystko przez głupi zakład, bo taka jest prawda.
    - To co teraz? Masz genialny plan? - spytał szeptem Jack nadal patrząc w białe ślepia.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Dzięki, Ty też wyglądasz dobrze. – Kąciki jej ust uniosły się w wersji mniej obolałego uśmiechu choć nie było to łatwe. Nie ma co ukrywać, ale ten pojedynek nie był łatwy dla Jean. Zresztą jak i zdecydowana większość, gdy za przeciwniczkę miała gryffonkę. O dziwo, gdy na myśl przychodziła jej mieszkanka Domu Lwa nie czuła wrogości mimo wiecznych potyczek, w których żadna z nich nie dawała za wygraną. Wręcz przeciwnie Hail darzyła ją swojego rodzaju uznaniem. Blondynka nie uważała Evy za przyjaciółkę czy coś na ten kształt, ale darzyła ją sporym szacunkiem, co raczej nie zdarzało się zbyt często jeśli ślizgonka nie była z kimś w bliższych relacjach. Na swój sposób były do siebie podobne mimo, że pochodziły z dwóch różnych domów i wyglądały w ogólnym porównaniu jak dzień i deszcz. – Komu w drogę, temu czas. – Zawachała się w tym momencie nieco i zamrugała nerwowo powiekami jak zdezorientowana ćma skrzydłami. Po chwili podniosła głowę wracając do roli. - Idziemy? – Kiwnęła głową zdecydowanym mocnym ruchem w kierunku wyjścia prowadzącego na korytarz. Nie było to zbyt rozważne zachowanie z jej strony, ponieważ poczuła promieniujący ból w kręgach szyjnych. Ból szybko objął również łopatki i przestrzeń między nimi. Jean jednak dalej utrzymywała odpowiedni wyraz twarzy i uśmiech, który zazwyczaj maskował doskonale wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Witaj ;). Dziękuję za przywitanie na blogu. Na wątek jestem oczywiście chętna tylko mam chwilowy totalny brak pomysłów. Też obstawałabym przy czymś nieszablonowym... Warto byłoby złamać jakieś schematy. Hm... A co byś powiedziała na to, że nasze postacie kiedyś się przyjaźniły, ale później z jakiegoś względu ich drogi się rozeszły?]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  37. Kristel przyglądała się koleżance zakładającej tiarę i pomyślała sobie tylko, że Eva nie jest typem dziewczyny nadającej się do użytkowania takich przedmiotów. Z pewnością nie była osobą, która mogłaby się znaleźć na okładce Modnej Czarownicy. Była ładna, ale nie pasowała do cukierkowego stylu tego magazynu. Po chwili zastanowiła się, czy sama mogłaby zapozować do zdjęcia, które później zostałoby opublikowane dla szerokiego grona czytelników. Chyba nie była aż na tyle odważna. Poza tym obojętne jej było, czy ktoś robi jej zdjęcia, a modelka z krwi i kości powinna to ubóstwiać. Ostatecznym argumentem na nie, była świadomość, że jej twarz mogłaby zostać udostępniona tysiącom czarodziejek. Merlinie! Nigdy. Mogę być ładna, ale po co obcy mi ludzie mają z różnym poziomem swojej zaciekłości wnikliwie mi się przyglądać?
    Co do tiary: sam przedmiot był bardzo ładny, ale niepraktyczny. Kto w dzisiejszych czasach nosi coś takiego? Było tu wiele przedpotopowych rupieci, widocznie też takich służących dekoracji głowy. Na myśl jej przyszło, że może znajdą tu zaginiony diadem Roweny Ravenclaw. Aż parsknęła śmiechem, stosunkowo cicho, gdyż Eva widocznie tego nie usłyszała. Była za bardzo zainteresowana wyglądem tego pomieszczenia. Rozglądała się wszędzie, co sprawiło, że Kristel również zaczęła przyglądać się szerzej całemu „krajobrazowi”. Nie miała pojęcia, jak się stąd wydostać, ale wiedziała, że lepiej się myśli po podaniu swojemu organizmowi trochę trunku i zabiciu paru szarych komórek.
    - Może się napijemy? – Zaproponowała tak nagle, że panna Reeve spojrzała na nią widocznie zaskoczona.

    OdpowiedzUsuń
  38. [To chyba jakoś niezbyt dobrze napisałam, bo chodziło mi oto, że doszły do wieży xd]

    Blondynce zrobiło się szkoda Ev. Nigdy nie chciała dostać wyjca, a co dopiero przy całym Hogwarcie. Sądziła, że dziewczyna nie jest na tyle zła, by otrzymywać takie listy. Jednak rodzice i tak zawsze wiedzą swoje.
    Chwilę później znalazły się przy sowiej wieży, na którą zaczęły się wspinać. Chan weszła pierwsza. Nie śpieszyła się jakoś. W jednej ręce ściskała list, który wyjęła. Dawno nie pisała do rodziców. Nie wiedziała, jak czuje się matka i czy już wyszła z depresji. Wchodząc do trochę wietrznego pomieszczenia sowy przyjaźnie zahukały. Blondynka pokręciła głową, zupełnie zapomniała, jak te zwierzęta na nią reagują. Rozpoznawały ją bardzo dobrze, co teraz było trochę krępujące. Podeszła do jednej z większych sów. Ciemna płomykówka była jedną z jej ulubionych. Doskonale wiedziała, że właśnie ta najlepiej zna drogę do posiadłości Hogarth'ów. Delikatnie przywiązała list do nóżki, a następnie wyciągnęła rękę, by zwierze weszła na nią. Płomykówka grzecznie przesiadła się i zamknęła oczy, kiedy Chan zaczęła ją głaskać.
    - Masz swoje zwierze? - zapytała nagle Effy. Sama nie posiadała żadnego, ale będąc animagiem uznała, że to marnowanie pieniędzy. Druga sowa była zbędna, a kot najprawdopodobniej czułby od niej charakterystyczny zapach, przez co mogła nie być traktowana przez niego dobrze. Podeszła do okna i wypuściła płomykówkę na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  39. Jack kiwnął głową na potwierdzenie i ściskając różdżkę przygotował się jak mógł najlepiej. Stwór wyszczerzył zębiska w niby uśmiechu. Zbliżył się o krok i już rozdziawił paszczę, by wydać kolejną serię potwornych dźwięków. Jednak Jack nie czekał.
    - Petrfictus totalus -z jego różdżki pomknęło ku wrogowi zielone światełko.
    Maszkara uniknęła zaklęcia, ale Gryfonka ochroniła ich zaklęciem "protego". Jack spróbował czegoś innego.
    - Drętwota! - tym razem zaklęcie dotarło do celu - Nie potrwa to długo.
    Rzucili się biegiem w stronę zamku. Chłopak miał nogi odrętwiałe i chwiejące się. Mimo to biegł ile sił i starał się ciągle kontrolować lokalizację towarzyszki. Biegli obok siebie. Widzieli juz wyraźnie wejście główne. Jack uśmiechnął się przepełniony nadzieją. Jego towarzyszka także musiała czuć coś podobnego, bo przyspieszyła tępa. Śnieg skrzypiał straszliwie, gdy po nim biegli. Niedługo potem usłyszeli jeszcze czyjeś kroki. Stwór z jeziora wyrwał się z zaklęcia. Nie oglądali się. Od drzwi dzieliło ich kilka kroków. Jeszcze jeden sus i byli w środku. Naprali na drzwi i już prawie je zamknęli, jednak bestia wystawiła przez szparę swoją błonkowatą łapę. Chwyciła Jack'a za kostkę. Chłopak opanował chęć krzyku i wyrywał nogę. Gryfonka naparła bardziej na drzwi, by miażdżeniem zniechęcić stwora. Udało jej się to. Bestia nie puściła co prawda, ale szarpnęła porządniej zrywając z nogi chłopaka but i ręka zniknęła w ciemności za drzwiami, które momentalnie zostały zamknięte. Jeszcze kilka skrobnięć o drewniane drzwi i cisza. Cisza na zewnątrz i w holu. Chłopak siedział na zimnej podłodze i głęboko oddychał. Dziewczyna stała podparta o drzwi.
    - Udało się - Jack się uśmiechnął - Brawo - spojrzał z uznaniem na towarzyszkę, która odpowiedziała tym samym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  40. [Mnie odpowiada zarówno pomysł na powód końca przyjaźni jak i pomysł na początek wątku. ZACZYNAM.]

    Ignotus nigdy nie miał problemu z Eliksirami. Zawsze radził sobie świetnie z tym przedmiotem i prawdopodobnie dlatego był jednym z ulubieńców profesora Slughorna. Nie uważał tego za jakieś wybitne osiągnięcie. W końcu do Klubu Ślimaka należeli również ten gbur Snape i ta szlama Evans. I cała reszta tych wszystkich dziwnych osobników. Bycie w kręgu pupilków SLughorna przynosiło mu jednak mnóstwo wymiernych korzyści, z których uwielbiał korzystać. Już sam fakt, że nauczyciel był w stanie wybaczyć mu więcej niż innym był dużym profitem.
    Tego dnia chłopak popełnił jednak niewybaczalny błąd i zakpił sobie z Lily Evans, zdecydowanego numeru jeden profesora, wrzucając do jej kociołka kilka pancerzyków chitynowych, które sprawiły, że warzony przez nią eliksir wybuchł jej w twarz w taki sposób, że natychmiast pokryła się ona fioletowymi plamami. Slughorn odesłał Evansównę do skrzydła szpitalnego, a Ignotusowi, z uwagi na fakt, że była to ostatnia jego lekcja tego dnia kazał, w ramach szlabanu, zostać i posprzątać zrobiony przezeń bałagan. Mugolskimi sposobami!
    Po piętnastu minutach profesor stwierdził jednakowoż, że warto sprawdzić co dzieje się z jego ulubienicą i stanął przed trudnym wyborem – iść i zostawić Ignotusa, który będzie mógł wówczas posłużyć się magią w celu ogarnięcia tego niewymownego bałaganu, czy żyć w nieświadomości co dzieje się z uczennicą, która ucierpiała na jego zajęciach. W końcu wymyślił, że przywoła do siebie prefekta, który akurat patrolował korytarze, by to on zajął się pilnowaniem niezdyscyplinowanego Ślizgona.
    Ignotus zeskrobywał właśnie przypalone figi z blatu biurka, gdy do pomieszczenia, przywołana głośno przez Horacego, weszła Eva Reeve. Serce Ignotusa wykonało fikołka w klatce piersiowej. Tęsknił trochę za czasem, który niegdyś dzielił z dziewczyną. Zanim ich relacje tak bardzo się zepsuły. Od tamtej pory starał się unikać jej jak ognia, co wcale nie było trudne w tym ogromnym zamku. Lecz teraz była niepokojąco blisko niego, a za chwilę mieli zostać w pomieszczeniu zupełnie sami.
    Nauczyciel pokrótce wyjaśnił dziewczynie co zaszło, a następnie szybko wymaszerował z pomieszczenia. Ignotus westchnął ciężko i spojrzał na Gryfonkę wyzywająco.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  41. Melissa uśmiechnęła się na widok swojego przysmaku.
    - Na nie zawsze - zaśmiała się, sięgając ręką po najbliższą z babeczek, z eleganckim kociołkiem na wierzchu.
    Lukier obkleił jej palce, ale nie przejmowały się tym. Kochała babeczki od najmłodszych lat. Od dzieciństwa uwielbiała podkradać masę mamie, zlizywać lukier z babeczek z wystawy czy po prostu je podkradać. Wiele razy za to obrywała, jednak i to nie zmieniło jejsympatii do małych ciast.
    Odgryzła kawałek babeczki, oczywiście brudząc się lukrem. Nie umiała inaczej. To była "część tradycyjnego jedzenia babeczek", jak często żartowała. Uśmiechnęła się do swojej "uczennicy" z wdzięcznością, po czym odgryzła kolejny kawałek. Teraz mogłaby zrobić wszystko. Effy zyskała jej stuprocentową sympatię tym drobnym podarkiem.
    - Kiedy umawiamy się na kolejne zajęcia? - zapytała po skończeniu babeczki, zlizując lukier z palców.
    Dopiero po chwili zauważyła wzrok bibliotekarki, zbliżającej się do nich nerwowym krokiem.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Ja niestety też nie dysponuję żadnym lepszym pomysłem. Jeszcze przyjechali goście, mam nawet mało czasu na myślenie, a to piszę na szybko. Wątek oklepany? Dla mnie nie, bo piszę taki pierwszy, ale nie wiem jak jest w twoim przypadku, w końcu twoja postać jest artystką i domyślam się, że możesz już pisać taki wątek. Mimo wszystko, jeśli Ci to nie przeszkadza- Możesz zacząć? W sumie to twoja wizja i myślę, że po prostu rozpoczęłabyś nasz wątek lepiej i cieawiej :)]

    Lizz Rogue

    OdpowiedzUsuń
  43. Weszłam w otwór ściany za posągiem, zamierzając dostać się do kuchni. Niestety spóźniłam się na wspólną kolację, więc teraz mój brzuch aż ''bulgotał'' z powodu jego pustki. Westchnęłam szczęsliwa czując wspaniałe zapachy. Wszystko zawdzięczałam Jamesowi Potterowi z Gryffindoru, który razem z przyjaciółmi odkrył ten mały tunel. Sam wprost mi powiedział, że jestem jedyną równą osobą ze Slytherinu. To było miłe. Polubiłam go.
    Gdy znalazłam się w kuchni i grzecznie przywitałam z małymi skrzatami, te od razu rzuciły się do mnie z talerzami zapełnionymi różnorodnymi smakołykami i sytymi daniami, które prawdopodobnie nie zostały zjedzone podczas uczty. Darzyłam ogromną sympatią te małe potworki. Jedną z rzeczy za którą nie lubiłam ślizgonów, było traktowanie ich jak nic niewarte szmaty.
    Usiadłam na blacie biorąc od jednego skrzata udko kurczaka, od drugiego szklankę soku z dyni, a jeszcze od innego kawałek czekoladowo-dyniowego ciasta. Podziękowałam wdzięcznie i zaczęłam jeść rozglądając się po kuchni. Skrzaty nie były raczej rozmowne.
    -Lizzy, co ty tutaj robisz?- usłyszałam nawet i wystraszona aż podskoczyłam schodząc z blatu jak opażona, bojąc się, że to któryś z nauczycieli mnie tu nakrył. Jednak widząc Ciebie, doznałam eszcze większego szoku.
    -Effie?!- pisnęłam, ale zaraz po tym odetchnęłam z ulgą- Ciebie mogę spytać o to samo- powiedziałąm i mimowolnie się uśmiechnęłam, odgryzając głodna, kolejny kęs mięsa. -Skąd wiesz, że tutaj...- nie dokończyłam pytania, bo musiałam przełknąć kurczaka. Nie dokończyłam pytania, bo i tak wiedziałaś o co mi chodzi.

    [Przepraszam za błędy jeśli jakieś są i za sam styl pisania. Wiem, że nie jestem jakaś wybitna xd to samo tyczy się wątku z bastianem! :D ]

    OdpowiedzUsuń
  44. Przyjaciel. Znajomy. Osoba obojętna lub znana tylko z widzenia. Wróg. Drew nie mógł dopasować do Evy żadnego z tych określeń. Łączyła ich niezwykle zawiła, wewnętrznie alogiczna relacja, na podstawie której obiektywny obserwator nie byłby w stanie stwierdzić, czy prędzej padną sobie w ramiona, czy skoczą do gardeł. Biorąc pod uwagę samotnicze upodobania Drew, z Evą "konwersował" nadzwyczaj często. Lubił ich uszczypliwe potyczki słowne, które traktował jako trening inteligencji, szansę na nieskrępowane wykorzystanie swojego ciętego języka oraz doskonałą zabawę w jednym.
    A tym razem dziewczyna odmówiła mu rozwijającej rozrywki, nie dając się sprowokować się i przyjmując podkoloryzowane uszczypliwości z udawanym, kulturalnym spokojem. "O nie, tak łatwo się nie wywiniesz, spryciulo".- Czy masz może w zanadrzu jakąś inną złotą myśl, którą się ze mną podzielisz, zanim opuścisz to miejsce i dasz artyście pracować? - usłyszał jej ociekający miodowosłodkim jadem głos.
    Ding, ding, ding - błąd! Zasada numer jeden słownych pojedynków: nigdy nie zadawaj pytań, które dają przeciwnikowi pole do popisu; zwłaszcza, gdy w parze z inteligencją idzie u niego bezczelność. Drew zwęszył swoją szansę.
    - Mam nawet coś lepszego niż złota myśl - odparł z łobuzerskim uśmiechem na ustach - Oferuję ci pomoc. Prywatne lekcje rysunku u samego mistrza tego fachu, który, szczęśliwie, stoi tuż przed tobą. Spokojnie, zero stresu. Dasz radę, bo zaczniemy od samych podstaw. Ostrzenie gryfli, trzymanie ołówka... Z poziomowania radziłbym podwójną ilość godzin. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.
    Nie wychodząc z roli zapalonego do potencjalnej współpracy, uczynnego kolegi, czekał na jej ruch.

    [Wybacz, że nie posunęłam akcji zbytnio naprzód, ale wymyślanie uszczypliwości dla Drew sprawia mi wielką frajdę xD]

    OdpowiedzUsuń
  45. "Mermeidą". Ostatnie słowa profesora rozbrzmiały w pustym holu. Jack wstał i otrzepał się pośpiesznie.
    - Czyżbyś uwolnił jakiegoś skrzata? - spytał profesor zerkając na stopę Jack'a, który nie miał buta - Uważam, że rękawiczka lub czapka byłyby lepszymi rzeczami na podarunek dla tych miłych stworzeń.
    - Nie profesorze. To ta cała Mermeida pozbawiła mnie obuwia. Widać ma inny gust niż profesor - uśmiechnął się Jack.
    Gryfonka zagryzła wargę. Widać było, że próbuje ukryć rozbawienie. Stała jednak cicho puki nie przyszła kolej na nią. Profesor Dumbledor był naprawdę miłym człowiekiem. Nawet nie podniósł głosu jak zrobiłaby większość nauczycieli. Przedyskutował ze Ślizgonem sprawę gustu co do fragmentów odzieży w przyjacielskim nastroju. Jednak temat powrócił znów do tajemniczej Mermeidy.
    - Więc profesor wiedział, że coś takiego tu żyje?
    - Nie. Jednak właśnie się dowiedziałem i nie omieszkam przekazać tej wiadomości odpowiednim osobom - uśmiechnął się, co widocznie go odmłodziło.
    - Można w takim razie rzecz, że przyczyniliśmy się do przydatnego odkrycia - oczy chłopca błysnęły figlarnie.
    Profesor zaśmiał sie cicho i zwrócił wzrok na Gryfonkę. Jej także posłał uśmiech. Ignorując Jack'a, który chętnie ciągnąłby dalej tę konwersacje, nie zważając na jej okoliczności, podszedł do dziewczyny.
    - Opowiesz mi może co dokładnie tu zaszło? - spytał miło, a z jego oczu biło ciepło i troska.
    Wydawał się człowiekiem nie do wzruszenia. Wątpliwym jest także to, że ktoś go kiedyś wyprowadził z równowagi.
    Jack nastawił uszu i w głębi błagał, by jego towarzyszka tej przygody dotrzymała słowa i nie wydała go. Mimo iż to profesor Dumbledor, to kara by go nie ominęła.

    OdpowiedzUsuń
  46. [Zapomniałam, że nasze postacie mają razem zajęcia -.- ;). Pięknie z tego wybrnęłaś!]

    Eva Reeve. Dwa krótkie, z pozoru proste, słowa, które dla wielu nie znaczyły zupełnie nic. Ot, przypadkowe rzeczowniki usłyszane gdzieś, kiedyś, prawdopodobnie przez przypadek.
    Dla wielu nie znaczyły nic, a dla Ignotusa bardzo wiele. Eva Reeve to pierwsza rozmowa w Ekspresie Hogwart, pierwsze błądzenie po szkole, pierwszy szlaban, pierwsze kremowe piwo w Hogsmeade, pierwsza prawdziwa przyjaźń i, niezwykle przewrotnie, prawdopodobnie pierwsza osoba, u której zasłużył sobie na, równie prawdziwą co ta niegdysiejsza przyjaźń, nienawiść.
    Eva Reeve to dla niego nie tylko rzeczowniki, lecz również przymiotniki; zaczynając na „cudowny”, „nietuzinkowy”, „wspaniały”, „zabawny”, „uroczy”, przez „kłótliwy”oraz „burzliwy” po „bolesny”, „trudny” , „dziwny” i „zakończony”. To także czasy. A właściwie tylko jeden - przeszły.
    Lubił wspominać ich wspólnie spędzone chwile. Czasami, choć sam się do tego nie przyznawał, chyba nawet żałował faktu, że ich przyjaźń umarła. I to w dodatku taką tragiczną śmiercią. Miło było mieć świadomość, iż posiada się kogoś, na kogo zawsze można liczyć.
    Z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny.
    - Będziesz tak stał, czy weźmiesz się w końcu do pracy? – zapytała nie patrząc na niego.
    W tonie jej głosu dało się wyczuć udawaną obojętność. Pewnie ktoś, kto znał ją słabiej nawet by się nabrał. Ale Ignotus spędził z nią zbyt wiele godzin, by dać wiarę jej słabej grze aktorskiej. Pod maską obojętności dostrzegał całą gamę emocji – niepewność, lęk, ból… A może po prostu chciał je dostrzec?
    - Zdecydowanie wolę tą pierwszą alternatywę, ale rozumiem, że to było pytanie retoryczne – odparł lekko i omiótł wzrokiem pomieszczenie, w którym wciąż panował ogromny rozgardiasz.
    Westchnął głośno i sięgnął w stronę miski z wodą, w której pływała żółta ściereczka. Chwycił ją w dłoń i zaczął ścierać z blatu coś przypominającego zaschnięty ślimaczy śluz. Cóż za wspaniały sposób na spędzenie wolnego wieczora!

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  47. Siedziała wygodnie w fotelu, z otwartą książką na kolanach. Wpatrywała się w wesoło trzaskający ogień w kominku, dzięki któremu robiło się choć trochę przyjemniej. Styczeń, właściwie cała zima, to nigdy nie była ulubiona pora Tamsin. Szatynka zdecydowanie należała do osób, które wolą wygrzewać się w słoncu, no a przynajmniej chciałaby nie musieć już zakładać na siebie wielu warstw odzieży. No i powrót do Quidditcha, o tym też niemal śniła po nocach.
    Był piątek wieczór i o dziwo w pokoju wspólnym była tylko ona. Ok, było dobrze po drugiej w nocy, ale Gryffoni mieli w zwyczaju urządzać jakieś imprezy, lub chociaż grać w Gargulki. A tym razem nic, kompletna cisza. Tyle, że panience Clayworth wcale to nie przeszkadzało, bo tego wieczoru miała ochotę posiedzieć w kompletnej ciszy i nawet czytanie jakiejś powieści, które sobie zaplanowała, kompletnie jej nie wyszło.
    Niemal podskoczyła w fotelu, gdy usłyszała dźwięk przesuwającego się obrazu zasłaniającego wejście. Automatycznie przeniosła tam wzrok i dostrzegła, najpierw zarys, a później całą sylwetkę szczupłej brunetki, którą bardzo dobrze kojarzyła. Tamsin swego czasu miała chrapkę na posadę Prefekta, jednak nie wyszło, tę rolę przydzielono właśnie dziewczynie, która pojawiła się w przejściu - Evie Reeve, swoją drogą według Tami trochę niesłusznie. Mimo, że bardzo chciała powstrzymać delikatne ukłucie zazdrości, które pojawiało się za każdym razem, gdy ją spotykała, jakoś niespecjalnie potrafiła temu zaradzić. Tym bardziej, że wywiązywanie się z obowiązków w wykonaniu rówieśniczki było bardzo mocno naciągnięte.
    - Patrol? - Spytała, gdy tylko Eva znalazła się wystarczająco blisko, by mogły swobodnie rozmawiać.

    [wybacz tę tragedię, jednak się wczoraj skończyło imprezą, a że obiecałam zacząć to robię to o najwcześniej porze o jakiej jestem w stanie ;)]
    Tamsin

    OdpowiedzUsuń
  48. [Na wstępie bardzo dziękuję za pozytywną ocenę mojej karty ^^ Ja od początku byłam zachwycona Evą i Bastianem (dooobra, w szczególności tym drugim), urzekłaś mnie swoim stylem pisania ;3
    Piszę tutaj, ale z Bastka - co do wątku - nie rezygnuję :D Trzeba by tylko znaleźć jakiś punkt zaczepienia.
    Masz może jakieś pomysły? :))]

    Alex.

    OdpowiedzUsuń
  49. -Byłam po prostu głodna- odpowiedziałam obojętnie wzruszając ramionami i biorąc do ręki szklankę soku dyniowego.
    -A tobie się nudziło, bo... dawno nie spędzałaś ze mną czasu- powiedziałam zabawnie ruszając brwiami, po czym wesoło parsknęłam śmiechem.
    -Przyszłaś, tu tylko dlatego, że ci się nudzi?- spytałam wybierając zwinnie z twojego talerza jedno winogrono.

    OdpowiedzUsuń
  50. [mam nadzieję, że będziesz wiedziała, co odpisać, w razie czegoś coś dopiszę ;) ]

    Kiedy dziewczyna opowiadała jej o swojej kotce, z ciekawością wsłuchiwała się w historię. W pewnym stopniu była to dla niej przyjemność. Posłuchać opowiadania jakieś innej osoby. Chan niezbyt często trafiała na takie sytuacje, więc doceniała każdą taką rozmowę. Możliwe, że gdyby była bardziej otwarta miałaby duże grono znajomych i przyjaciół. Coś na kształt relacji Effy.
    W końcu Gryfonka zapytała ją oto samo. Chan, która już wypuściła sowę przyglądała się, jak ciemna kropka znika wśród błękitu nieba.
    - Niestety nie - wzruszyła ramionami - w domu mam sowę i kota, ale to kupno rodziców, kiedy oni byli w Hogwarcie. Dlatego też uznali, że więcej nam nie potrzeba - prawda była taka, że sama była sową i chodź był to jej ulubiony rodzaj zwierząt, to zakup byłby bezsensowny.
    - A co do Twojej kotki - zaczęła zaraz po krótkiej ciszy - najprawdopodobniej mnie też by nie polubiła - kącik ust Chan lekko drgnął do góry, a oczy mrugnęły przyjaźnie. Na świecie istniało tylko jedno stworzenie z tego gatunku, które w spokoju przebywało obok niej. Był to właśnie kot jej mamy. Już dobrze oswoił się z sową, więc kolejna nie zrobiła mu żadnej różnicy.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Ale zacięcie przy tym wątku, przepraszam, że tak długo i teraz beznadziejnie]

    Potaknęła krótko, wrzucając swoje rzeczy do torby. Kątem oka obserwowała oddalającą się kobietę. Ogólnie nic do niej nie miała, jednak jej przesadna dbałość co do zasad, iście puchońska - jak z lekkim niezadowoleniem zauważała, bywała dość irytująca.
    Poprawiła torbę na ramieniu, uważając, by nie ubrudzić się lepkimi palcami. Zerknęła na swoją "uczennicę" z uśmiechem. Była dumna z jej postępów, a babeczki, które załatwiła sprawiły jej nie lada radochę.
    Dopiero po chwili zauważyła gruby zeszyt dziewczyny, jak po chwili zdała sobie sprawę - szkicownik. Leżał między krzesłami. Musiał spaść Effy, więc Melissa grzecznie schyliła się by go podnieść. Szkicownik upadł okładką do góry, lekko otwarty. Dziewczyna złapała go i wyciągnęła, z zaciekawieniem zerkając na rysunki Evy.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi – odparł uśmiechając się kpiąco. – To błogosławieństwo i przekleństwo – dodał dramatycznie.
    Machnął przy tym ścierką i rozchlapał dookoła sporo wody. Westchnął głośno i schylił się natychmiast by to zetrzeć. Nie rozumiał, dlaczego właściwie musi sprzątać ten bajzel mugolskimi sposobami. Przecież z jakiegoś powodu uczy się magii, a brak zgodny na jej używanie uważał za poniżający. Zupełnie jakby Slughorn zdegradował go do rangi jakiegoś śmierdzącego charłaka. A wystarczyłoby jedno machnięcie różdżką…
    W jego głowie zaczął dojrzewać pewien plan.
    - Nie masz czegoś ważnego do zrobienia? – zapytał niby obojętnie prostując plecy. – Wiesz… To całe bawienie się w mugola może potrwać jeszcze trochę – dodał niby mimochodem – a czas to galeony.
    Liczył na to, że wizja spędzenia z nim całego, długiego wieczora będzie świetnym argumentem przekonującym Evę do tego, by mógł skorzystać z różdżki i zrobić porządek z tym pobojowiskiem, tak jak na czarodzieja przystało.
    - Godziny spędzone na pilnowaniu jakiegoś idioty – ciągnął robiąc kilka kroków w jej kierunku – to godziny stracone bezpowrotnie. A godziny spędzone ze mną, nie dość, że stracone bezpowrotnie to dla ciebie na pewno spora niedogodność.
    Wiedział, że szansa na przekonanie Gryfonki do tego, by poszła mu na rękę była niewielka, ale kto nie ryzykuje ten nie pije stuletniej Ognistej Whisky. Zebrał, więc w sobie wszystkie swoje manipulacyjne siły i uważnie dobierał słowa. Jeśli się nie uda – trudno, jeśli się uda – to zawsze parę godzin, które może poświęcić na inne zajęcia.
    Zrobił kilka kolejnych kroków w jej stronę i zatrzymał się jakiś metr od niej. Tak blisko siebie nie byli od dawna.
    - Może więc zgodzisz się skrócić nasze wspólne cierpienie – postanowił postawić wszystko na jedną kartę – i użyć starego, dobrego „chłoczyść”?
    Ściągnął usta i spojrzał jej błagalnie w oczy.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  53. Czy mógł spodziewać się czegoś innego?
    Westchnął głośno i rozważając w głowie etymologię słowa „sczeznąć”, którego przed chwilą użyła Gryfonka, wrócił do przerwanego przed chwilą zajęcia.
    Nie odezwał się słowem, gdy dziewczyna pogoniła go krótkim pytaniem: „Na co czekasz?”. Postanowił, że podczas tego szlabanu nie podejmie już żadnej próby pertraktacji, nie wypowie ani wyrazu i za żadne skarby nie da się sprowokować. Ma przecież swoją godność.
    Zresztą skoro tak bardzo pragnęła tutaj siedzieć i męczyć się razem z nim bez problemu może zadbać by ta przyjemność trwała jak najdłużej. Mu w zasadzie i tak nigdzie się nie śpieszy. Co prawda mógł wymyślić, co najmniej tuzin zajęć bardziej rozwijających niż sprzątanie tej durnej klasy (na przykład patrzenie, jak śnieg się roztapia), ale możliwość wkurzenia panny Reeve była ciekawsza niż wszystkie one razem wzięte.
    Oczywiście nie może całkowicie zarzucić sprzątania. To byłaby przesada. Mógł jednak opóźnić je do granic możliwości. Mógł sprzątać opieszale i opornie.
    „Zobaczymy, kto pierwszy ustąpi” – pomyślał mściwie.
    W końcu niechętnie chwycił wiaderko i z dużymi wątpliwościami przyjrzał się sufitowi, który również ucierpiał podczas incydentu na lekcji. Jak do cholery ma go umyć?
    Chociaż nie spojrzał na Evę, więdział, że dziewczyna go obserwuje. Czuł na sobie jej wzrok. Był on niemal namacalny.
    Podrapał się po brodzie i nieśpiesznie złapał w dłonie stojące nieopodal krzesło, a następnie ustawił je na szkolnej ławce. Mimo, że z pewnością nie była to zbyt stabilna konstrukcja bez namysłu zaczął się na nią wdrapywać.
    „Merlinie, nie daj mi zginąć” zaklinał w myślach, gdy właził na chyboczące się, stare siedzisko.
    Po chwili zrozumiał, że żeby nie spaść, a tym samym boleśnie się nie poobijać, musi balansować ciałem w odpowiedni sposób, co sprawiało, że – po pierwsze musiał wyglądać przekomicznie, a po drugie nie był w stanie w żaden sposób zabrać się za mycie stropu. Nie minęła chwila, a zorientował się, że zejść też nie potrafi.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  54. [Wątek z Evą :D Na razie myślę, że będzie łatwiejszy, skoro nie lubisz męsko-męskich ;3
    Ale wybacz, mam taką pustkę w głowie jak nigdy. Może ciebie olśni? ;p]

    Alex.

    OdpowiedzUsuń
  55. Trybiki w głowie chłopaka jeszcze nigdy nie pracowały tak szybko. Mimo wszystko nie mógł wymyślić żadnego sensownego rozwiązania problemu, w którym się znalazł. Przez moment nawet przemknęło mu przez głowę by poprosić Evę o pomoc, ale równie szybko jak myśl ta zawitała w jego jaźni, tak prędko przegonił ją w cholerę. Poradzi sobie. Jest samcem alfa. Panem stada. I na pewno nie poniży się do tego, by poprosić o pomoc kobietę. ZWŁASZCZA, że tą kobietą była Reeve.
    Tymczasem poczuł, że mięśnie łydek, najwyraźniej zmęczone utrzymywaniem ciała w tej dziwacznej pozycji, powoli zaczynają odmawiać mu posłuszeństwa. Znów przez moment przemknął mu przez głowę koncept o schowaniu męskiej dumy do kieszeni, ale po raz kolejny odgonił go bez dłuższego namysłu, bo wpadł na nowy, może niespecjalnie genialny, ale za to niewymagający udziału osób trzecich, pomysł.
    Odetchnął głęboko, a następnie wypuścił z rąk wiadro z wodą, które uderzyło z hukiem o ziemię, roztrzaskując się w drobny mak i rozchlapując wodę dookoła. Część z niej poleciała w stronę Gryfonki, ale Ignotus zbyt był zajęty realizacją dalszej części swojego planu, by zwrócić uwagę na fakt, czy dziewczyna została ochlapana, a jeśli tak to, w jakim stopniu.
    Cały ciężar ciała przeniósł na lewą nogę, a wówczas chybocząca się konstrukcja, przechyliła się w tamtą stronę, by po chwili zacząć spadać. Wówczas Ignotus zeskoczył zgrabnie z krzesła i wylądował na podłodze, uderzając kolanami o twardą posadzkę.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  56. Upadłszy na kolana chyba trochę je sobie obił, ponieważ wstając poczuł w nich silny, promieniujący ból. Zapomniał o nim jednak niemal od razu, gdy odwrócił się i ujrzał Evę. Tak natychmiastowej poprawy humoru nie mógł mu zapewnić nawet Eliksir Euforii.
    Dziewczyna wyglądała na wściekłą. Nerwowo wciągała i wypuszczała powietrze, a z jej szaty, rytmicznie uderzając o podłogę, kapała woda. Jego plan udał się nawet lepiej niż to sobie obmyślił.
    Ślizgon uśmiechnął się kpiąco.
    Naprawdę z całego serca starał się wytrwać w postanowieniu nieodzywania się do końca tego piekielnego szlabanu, ale im dłużej przebywał w tej sali tym było to trudniejsze. Tyle komentarzy na temat zmokłej szyszymory i królowej trytonów cisnęło mu się na język… A im bardziej dziewczyna była zirytowana i im bardziej mogłaby zdenerwować ją jego wypowiedź tym trudniej było mu zachować milczenie.
    Powstrzymywał się jednak od mowy wytrwale do czasu, gdy Eva zdjęła z siebie szatę. Wówczas nie mógł nie powiedzieć choćby słowa.
    - Zadbałabyś chociaż o odpowiedni nastrój – wypalił, w chwili, w której dziewczyna odkładała książkę na półkę. – Jakieś świece, nastrojowa muzyka... A nie: od razu zrzucasz ciuchy… Nie jestem tak łatwy, na jakiego wyglądam. Mam swoje zasady.
    Ignotus w zasadzie zupełnie nie miał już ochoty sprzątać. Tym bardziej, że od czasu, gdy zaczął to robić bałagan powiększył się co najmniej dziesięciokrotnie. Postanowił chwytać się, więc wszelkich sposobów, które pozwolą mu odsunąć od siebie ten nieprzyjemny obowiązek.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  57. Chantelle chrząknęła nerwowo. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć dziewczynie to, co przed chwilą powiedziała.
    - Może wyglądam i pachnę inaczej niż ty - zaczęła powoli. - Ale jestem z tych osób, których psy i koty nie lubią - Chan wzruszyła ramionami i podeszła do pierwszego ptaka w rzędzie. - Może jedynie sowy mnie akceptują - zamyślona pogłaskała gładkie pióra, a po pomieszczeniu rozległo się huknięcie. Nie chciała jej tłumaczyć kim tak naprawdę jest. W dodatku musiałaby pewnie powiedzieć dlaczego została animagiem. Cóź... ucieczki z domu pod postacią sowy były o wiele łatwiejsze.
    - Ale to piękne, że uratowałaś kotkę - spojrzała tym razem na Effy, która siedziała na parapecie. - To oznacza że to coś, co masz tutaj - wskazała na lewą stronę swojej klatki piersiowej - nie jest z kamienia.
    Po tym zamilkła, ale chwilę później do głowy wpadło jej pewne wspomnienie. Bardzo kolorowe płótno. Właśnie to sprawiło, że zadała pytanie zupełnie z innej bajki.
    - Czy ty malujesz?

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnęłam się tryumfalnie gdy przyznałaś mi rację i znowu podkradłam ci jedno z winogron.
    -Też za tobą tęskniłam- odpowiedziałam, chociaż ty sama nie wypowiedziałaś tych słów. Wiedziałam, że kryją się one pod innymi. Przytuliłam Cię mocno, po czym odsunęłam się z uśmiechem.
    - A co, może chciałabyś mi zapozować?- spytałaś na co przez chwilę zaskoczona ściągnęłam brwi, ale zaraz potem zachichotałam.
    -Czemu nie?- uśmiechnęłam się- byle nie nago- zaśmiałam się, a moje oczy wypełniły roztańczone iskierki.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Kiedyś widziałam cię, jak szłaś przez nasz Pokój Wspólny z wymalowanym płótnem - Chan wsadziła ręce do kieszeni peleryny i lekko się skuliła, bo zrobiło jej się trochę chłodno. Przyglądała się dziewczynie, jak podchodziła do jednej z sów.
    Chantelle pamięta, jak bardzo ucieszył ją fakt, że ktoś inny w Gryffindorze również ma takie zainteresowania, jak ona. Nie widziała wcześniej nikogo, kto rysował bądź malował. Do tego jednak miała świetny dostęp, w końcu bycie animagiem bardzo przydawało jej się w życiu. Nie miała jednak wtedy odwagi by podejść. Taka niestety jest.
    - Też wolę rysowanie - rzekła spod szalika, co trochę ją stłumiło.

    [ mam pytanie, co z Bastianem? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  60. -Tutaj mam pozować?- zaśmiałam się tochę zdziwiona- no niech będzie.
    -No zdecydowanie mój lewy- zapewniłam z uśmiechem.
    -Powiedz tylko jak mam się ustawić- powiedziałam- rozpuścić włosy, uśmiechnąć się, czy być poważną?- dopytywałąm chętna do współpracy, również poruszając zabawnie brwiami.

    OdpowiedzUsuń
  61. [Aaron Johnson (a szczególnie w wersji z "Nowhere Boy") jest dla mnie idealnym ucieleśnieniem Rogacza. No i dziękuję za pochwałę karty, chociaż ja nie jestem z niej zadowolona, ale to jak zwykle... co do pomysłu, to myśl, bo u mnie krucho...]

    James

    OdpowiedzUsuń
  62. Chan wyjęła ręce z kieszeni, a na ustach znowu pojawił jej się lekki uśmiech.
    - Już wysłałam - pokazała swoje puste ręce, by pokazać że nie ma ze sobą listu. - A co do mich prac - zaczęła ruszając w stronę drzwi, które otworzyła, by puścić Effy pierwszą. - To nic ciekawego, ot co szkicuję - Chantelle wzruszyła ramionami.
    Sztuka była jej pasją zaraz po transmutacji, o ile obie nie były na tym samym miejscu. Od dziecka siedziała z ołówkiem w ręku, co chwilę przynosząc mamie różne obrazki. Z biegiem czasu jej ojciec zaprosił do ich domu pewnego mugola. Był to mąż czarownicy, więc nie bali się, że mała Chantelle powie coś o świecie magicznym. Wujek John, bo tak miał na imię, był profesorem na mugolskiej akademii sztuki pięknych. To z nim spędzała prawie całe wakacje ucząc się nowych sposobów rysunku. Uczyła się rysowania plamą, kreską. Z pewnym czasem wprowadził w jej życie kolory. Farby, pastele - to wszystko przynosił z sobą. W końcu jej pokój wyglądał jak wielka pracownia wybitnego artysty. Nawet o dziwo panował tam bałagan. Prawdziwy, artystyczny bałagan. Porozrzucane akryle, farby olejne, gwasz, pędzle wszelkiej wielkości. Kochała rzeczy plastyczne, czasami zostawała w Londynie by wraz z wyjem John'em wybrać się na wystawę. Jej szczytem marzeń była Galeria Sztuki. Tam zobaczyła prace wszystkich malarzy świata, każdą epokę w sztuce. Cudowny raj na ziemi, jak po wyjściu określiła. Niestety więcej nie miała przyjemności tam się wybrać.
    - Mogę jednak ci pokazać, ale tylko jeżeli ty zaprezentujesz mi swoje - mrugnęła przyjaźnie i ruszyła schodami w dół.

    [Przepraszam, za tak bardzo rozbudowaną część o plastyce. Dla mnie temat rzeka :D
    Co do Bastiana, to mógłby złapać ją gdzieś w sowiarni i np tym psikusem spłoszyć wszystkie ptaki :) ]

    OdpowiedzUsuń
  63. [No to czekam na wiadomość na gg: 13429912 ]

    OdpowiedzUsuń
  64. Parskęłam śmiechem na twój dowcip.
    -Może w końcu by mnie polubili- powiedziałam uspokajając śmiech. To czasami było przykre, że nie byłam akceptowana przez mój dom, chociaż sama uważałam, że do niego nie pasuję.
    -Jednak wolałabym wśród owoców, bez ogona- uśmiechnęłam się szeroko.
    -Tylko powiedz co mam zrobić z twarzą!- pogoniłam, gdy nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  65. Wpatrywała się w kartkę. Ciemne linie rysowane ołówkiem były pewne, autorka pracy wiedziała dokładnie, która miała iść w którą stronę. Przyglądała się szerokiemu uśmiechowi, lekkim falom na gęstych włosach i śmiejącym się oczom. Czuła się tak, jakby patrzyła w czarno-białe lustro. Zatkało ją.
    Dopiero po dłuższej chwili popatrzyła na Evę. Jej wzrok wyrażał podziw, uznanie i lekką zazdrość.
    - Lepszego portretu mojej osoby nie widziałam ... w sumie nie widziałam żadnego, jakoś nie jestem obiektem do malowania. Zazwyczaj - palnęła, nie wiedząc jak zareagować.
    Kiedy kątem oka dostrzegła wilczy wzrok bibliotekarki, mruknęła tylko do Evy, że chyba muszą iść, po czym odstawiła krzesełko. Wraz z brunetką wyszły z biblioteki.

    [Nje, nje, nje. Wyszło totalnie beznadziejnie, wybacz, że tak zawaliłam x.x]

    OdpowiedzUsuń
  66. - To naprawdę świetnie, zawsze miałam problem z prawidłowym trzymaniem ołówka, ostatnio nawet ktoś wytrącił mnie z równowagi, a ołówek przez niewłaściwy chwyt wypadł mi z ręki i wybił mu oko. Bardzo nie chciałabym, aby takie coś się powtórzyło, a ty?
    "Fiu, fiu, całkiem niezłe posunięcie". Drew musiał niemal powstrzymywać się, aby nie kiwnąć głową z aprobatą, co w samym epicentrum pojedynku na docinki byłoby oczywiście wielce niewskazane.
    - Bardzo dobrze, że mówisz o tym teraz. W takim razie podwoimy również liczbę zajęć z techniki trzymania ołówka. Zapowiada się ciężej niż przypuszczałem - westchnął teatralnie i zamilkł na chwilę, jakby już obmyślał w głowie harmonogram lekcji - Czeka nas dużo pracy i widzę, że będzie mnie to kosztowało sporo czasu, cierpliwości i poświęcenia. Ale myślę, że szansa, iż być może uratuję w ten sposób choć jednego nieszczęśnika przed utratą oka jest warta podjęcia wszelkiego trudu. Plus oczywiście twoja dozgonna wdzięczność. Spojrzał Evie prosto w oczy, uśmiechając się bezczelnie szczerze i próbując wyczytać coś z jej twarzy. Po latach praktyki oboje doszli jednak do perfekcji w kamuflowaniu swoich zamiarów dotyczących następnego ruchu. Postanowił zagrać vabank.
    - To co? Spotkajmy się jutro po kolacji w bibliotece. Zabierz szkicownik i ołówek, na którym chcesz ćwiczyć. Najlepiej taki bez ostrego gryfla. Rozumiesz, dla bezpieczeństwa. Będę czekał.
    Jeszcze tylko jedno spojrzenie (znów okraszone słodkim uśmiechem), zwinny obrót na pięcie i zaczął oddalać się nieśpiesznym krokiem, czując wewnętrzne podekscytowanie na samą myśl o potencjalnym, dalszym rozwoju wydarzeń.

    [Chciałam tylko powiedzieć na zakończenie, że naprawdę uwielbiam nasz wątek ;D]

    OdpowiedzUsuń
  67. Ileż można? Na prawdę, jak długo można znosić publiczne upokorzenia ze strony dziewczyny, którą traktuje się jak największy skarb pod słońcem? Potter, ty pieprzony masochisto! Wciąż dajesz się wodzić Evans za nos! Koniec z tym, zdecydowany koniec!
    James chwycił dwie butelki ognistej whiskey i zanim ktokolwiek zauważył wyszedł z Pokoju Wspólnego Gryffonów. Miał dość tej imprezy, zresztą po co miał psuć humor przyjaciołom? Syriusz pewnie znów próbuje rozluźnić Remusa, a Peter jak Peter, opróżnia miski z przekąskami sprowadzonymi wprost z Miodowego Królestwa. O tak, na pewno tak właśnie to wyglądało. Zresztą jakby zawracał im głowę tym, że Lily znów go olała, to pewnie jeszcze by usłyszał kazanie odnośnie tego, jakim jest idiotą, że wciąż robi sobie nadzieję. A w szczególności Łapa dałby mu do zrozumienia, że robi z siebie idiotę.
    Gdy tylko oddalił się od portretu Grubej Damy, kopnął ze złością w jedną ze zbroi, a dźwięk rozniósł się echem po pustym korytarzu. Nie powinien był tego robić, w końcu było mocno po ciszy nocnej! Ale brunet nie miał teraz głowy do tego, żeby się nad tym zastanawiać, myślał tylko o tym, że po raz kolejny zrobił z siebie kompletnego kretyna, a Evans na to pozwoliła! Ba, pewnie jeszcze czerpała satysfakcję z tego, że wkopała go w ziemię. Cholerny rudzielec, od którego nie mógł uwolnić swojego serca.
    Wzdrygnął się, gdy usłyszał dźwięk obcasów uderzających o posadzkę. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że nie ma ze sobą ani Mapy Huncwotów, ani peleryn niewidki i do tego jest grubo po ciszy nocnej. Filch byłby niezmiernie zadowolony, gdyby go teraz znalazł, pewnie wysiliłby swój przegrzany mózg, żeby wymyślić kreatywny szlaban.
    Tyle, że Jamesa kompletnie wcięło i dopiero po kilkudziesięciu sekundach zdał sobie sprawę, że na ucieczkę jest za późno. Wstrzymał więc oddech i postanowił wziąć na klatę wyrok. Będzie męski, chociaż Lily twierdzi, że jest inaczej!
    Wpatrywał się w ciemność, a gdy pojawiła się w niej szczupła dziewczęca sylwetka omal nie upuścił butelek ognistej.
    - Eva! Nie strasz tak ludzi. - Rzucił ni to z ulgą, ni z wyrzutem.

    James

    OdpowiedzUsuń
  68. Gdy Chantelle usłyszała, że Ev uważa się za amatorkę, chciała jej coś odpowiedzieć. Ale w tej chwili zaciskała zęby prawie biegnąc do murów Hogwartu.
    - W każdym razie, sądzę, że mogłybyśmy się czegoś od siebie nauczyć - dziewczyna uśmiechnęła się do Chan spod szalika.
    - Bardzo chętnie - zawołała ochoczo blondynka. Wiał dosyć spory wiatr, dlatego trzeba było głośniej mówić. Aby powiedzieć dalszą część poczekała, aż wejdą w zakryte, ciepłe miejsce. Inaczej mówiąc, aż wejdą do środka zamku. Ostatnie kilka metrów przebiegły i w końcu otworzyły wielkie drzwi do korytarzy Hogwartu.
    - Powiem ci wszystko, co mi przekazano - dokończyła ściągając z siebie szalik. Tutaj było zdecydowanie cieplej, a w pelerynie nawet za bardzo.
    Dziewczyny ruszyły długim pomieszczeniem w stronę wieży Gryffindoru.
    - Uczył cię ktoś może?

    OdpowiedzUsuń
  69. Jakoś umknęlo mu to, że Evy nie było na imprezie i to już pewnie dłuższą chwilę, sądząc po tym, z jakiej strony nadchodzi oraz intensywnym zapachu szamponu do włosów. Pewnie każdy normalny facet/przyjaciel zadałby sobie pytanie: "Jak kurwa mogłem nie zauważyć?", no ale to był Jim. Jak zwykle nie interesowało go nic poza czubkiem własnego nosa i rudą czupryną panny Evans, resztę świata po prostu miał w dupie. No co ta dziewczyna z nim robi? Zmienia go i to zdecydowanie nie na lepsze. Przez nią dostaje obsesji i zaczyna zachowywać się jak kompletny palant! A to zdecydowanie mu się nie podobało. Inna sprawa była taka, że nie potrafi nic z tym zrobić. Gdyby tylko było jakieś zaklęcie... Ale na co? Na głupotę i krótkowzroczność? Musiałby chyba wziąć potrójną dawkę, żeby w ogóle zadziałało.
    - Wiele mogę powiedzieć o tej imprezie, ale na pewno nie to, że się kończy. - Posłał jej zrezygnowany uśmiech. Potrzebował sam na sam z alkoholem, a zamiast tego trafił na panienke Reeve. Czyżby znak, że lepiej topić smutki we dwoje? Tym bardziej, że ona też nie wyglądała na szczególnie rozpromienioną czy beztroską. - A ja stwierdziłem, że nie ma co marnować alkoholu na nieumiejące docenić porządnego trunku dzieciaki. - Uniósł lekko butelki ognistej, które trzymał przy sobie. Każda wersja jest dobra, byle nie ta prawdziwa. A właściwie co za różnica, skoro i tak wszyscy wiedzą jak jego sytuacja wygląda? A już na pewno Eva, która siedzi w tym po uszy. Ma niefarta trafiać na Rogacza w najmniej odpowiednich momentach.
    - Właściwie to miałem zamiar zabrać to do Pokoju Życzeń. - Oznajmił, po czym przełożył butelki do jednej ręki, wymacał klamkę za sobą, nacisnął i pchnął drzwi. Wystarczyło szybkie spojrzenie, żeby dostrzec, że sala jest pusta. - Ale jak masz ochotę przeczekać imprezę, to proponuję swoje towarzystwo. - Dodał i nie czekając na odpowiedź brunetki wszedł do pomieszczenia.

    James

    OdpowiedzUsuń
  70. Chantelle pokiwała głową, gdy skończyła mówić. Chciała zapytać ją, co to były za "utalentowane osoby", ale Effy ją wyprzedziła.
    - Mnie uczono - zaczęła skręcając w następny korytarz, gdzie było pełno uczniów z młodszych klas. Coś najwyraźniej musiało się stać. Ale po usłyszanych głosach można było stwierdzić, że już po wszystkim.
    - Przyjaciel mojego taty uczył w mugolskiej akademii. Przyjeżdżał do nas w każde wakacje i zwykle z nim spędzałam cały wolny czas. Wychodziliśmy w plener i dużo szkicowaliśmy. Ta maniera została mi do teraz. Gdybyś zobaczyła moje zeszyty - parsknęła cicho.
    Na każdej lekcji znajdywała coś świetnego do narysowania. A przez tydzień mogła zużyć nawet cały szkicownik. Prócz papierosów była to jedna z przemycanych do Hogwartu przez nią rzeczy. Ewentualnie pisała do wujka John'a, ale to wyłącznie po ołówki.
    W końcu stanęły przed Grubą Damą. Wypowiedziały hasło, a portret wpuścił je do środka.
    - Nie wiem, w którym dormitorium mieszkasz - Chan przekrzywiła usta, gdy weszły na wąskie schody.

    OdpowiedzUsuń
  71. Niemal się roześmiał, gdy wspomniała o rozklejaniu się i Syriuszu, zamiast tego wyszło mu ciche parsknięcie i cień uśmiechu. Nie potrzebował większej zachęty, po prostu opadł na podłogę obok niej, wcześniej odstawiając butelki, ażeby nie stłuc ich przez przypadek. Zdecydowanie szkoda marnować alkohol w taki sposób!
    - Chyba nie jestem jedynym, który potrzebuje rozmowy, hmmm? - Uniósł zaczepnie brwi, jakoś nie miał ochoty być pierwszy w tej spowiedzi. Zamiast czekać na jej reakcję, podsunął sobie napoczętą butelkę ognistej, którą Eva miała koło siebie, odkręcił nakrętkę i pociągnął kilka sporych łyków. Alkohol przyjemnie palił jego gardło, tego właśnie mu było potrzeba, ciszy, spokoju i whiskey. Żadnego zrzędzenia Łapy, podśmiewania się koleżanek Lily i przewracanie oczami samej zainteresowanej. Ruda chyba opanowała to do perfekcji, zdecydowanie musiała ćwiczyć te swoje obrażone miny przed lustrem!
    Oparł się plecami o zimną ścianę, po czym sięgnął do kieszeni i wyjął zmiętą paczkę mugolskich papierosów. Po raz pierwszy spróbowali ich z Syriuszem w ostatnie wakacje, kiedy podrywali dwie mugolskie dziewczyny na karciane sztuczki. Teraz od czasu do czasu podpalają, bardziej z nudów niż z potrzeby. No i ponoć wyglądają wtedy bardziej pociągająco.
    - Definitywnie kończę z Evans. - Oznajmił w końcu obojętnym tonem, po czym pytająco wysunął fajki w stronę panienki Reeve. - Mam dość tego jak mnie traktuje. Jakbym był najgorszym śmieciem. A chociaż nie wygląda, ja wcale nie jestem masochistą. - Znów prawie się zaśmiał, boże, co za ironiczna sytuacja. Zmarnował rok, a teraz się poddaje. To takie kompletnie nie w stylu Jamesa Pottera!
    Wetknął jednego zmarnowanego peta do ust i odpalił, by już po chwili zaciągać się dymem. Powinien był od razu przepić alkoholem, ale chyba jednak nie spieszyło mu się tak strasznie, jak mu się wcześniej wydawało, do kompletnej znieczulicy.

    James

    OdpowiedzUsuń
  72. Gdy Eva zmieniła stojące na stolikach fiolki w świeczki Ignotus ze zdumieniem stwierdził, że gra, w którą, może nieco nieświadomie, zaczęli grać, zaczęła mu się podobać. Od dawna na żadnej lekcji nie zdobył się na tak wielki wysiłek intelektualny, jak teraz, gdy zastanawiał się nad kolejnym krokiem w tej rozgrywce.
    - Ciuchów nie zrzucę, muzyki nie włączę, ale może jest jeszcze coś, co mogę zrobić, żeby wywołać u ciebie odpowiedni nastrój do sprzątania? –zapytała Gryfonka, która najwyraźniej również nie zamierzała dać za wygraną.
    Chyba dotarło do niej, że tak czy siak spędzi wieczór w towarzystwie Ignotusa – Slughorn ulotnił się blisko półtorej godziny temu i chyba oczywistym było, że nie zamierza wracać. A skoro Reeve i tak zmuszona była towarzyszyć Ślizgonowi nie zamierzała mu niczego ułatwiać.
    Chyba dlatego swego czasu tak dobrze się dogadywali – dwa silne charaktery, dwie twarde osoby, które nienawidziły gdy ktoś narzucał im swoją wolę. Żadne z nich nie znosiło przy tym, kiedy ktoś na siłę próbował zaskarbić sobie ich przychylność, więc towarzystwo osoby o równie silnej osobowości było towarzystwem wymarzonym.
    Lecz teraz, właśnie ze względu swych czerstwych natur, znaleźli się w niemal patowej sytuacji i, z dużym prawdopodobieństwem, można było stwierdzić, iż nie opuszczą klasy eliksirów jeszcze przez bardzo długo. Skoro żadne z nich nie zamierzało ustąpić i twardo trwać przy swoim postanowieniu niemal pewnym stało się, że wieczór, a może i całą noc spędzą w tej sali.
    - Jeśli zależy ci na moim nastroju – odparł Ślizgon przesadnie radosnym tonem – zawsze możesz oddać mi moją różdżkę.
    Nie czekając na odpowiedź zaczął zbierać z podłogi szczątki krzesła.
    - Albo chociaż sama to naprawić – dodał wskazując głową na podniesione przed momentem drewniane elementy siedziska. – Moje zdolności stolarskie są dość ograniczone i prędzej zrobię sobie poważną krzywdę niż poskładam to mugolskimi sposobami. Sama pomyśl, jak głupia byłaby to śmierć. A jak wiele świat by na niej stracił!

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  73. Kiedy za dziewczyną zamknęły się drzwi Ignotus odetchnął ciężko. Nie miał pojęcia gdzie Eva poszła, ale jedno wiedział na pewno - wróci. Było to równie pewne jak to, że Hufflepuff zajmie ostatnie miejsce w tabeli domów, a on nie zaliczy OWUTEMa z transmutacji. Westchnął głośno. Bynajmniej nie zamierzał sprzątać. Fakt, że dziewczyna opuściła pomieszczenie w żadnym stopniu nie zmobilizował go do pracy. Właściwie – wręcz przeciwnie.
    Powoli obszedł klasę dookoła, na chwilę zatrzymał się przy półkach i przejrzał tytuły znajdujących się na nich podręczników. Następnie usiadł za biurkiem i bez większego zainteresowania zaczął przeglądać znajdujące się na nim rzeczy. Parę fałszoskopów, czyste zwoje pergaminów, kałamarze z atramentem. Brał po kolei każdy przedmiot w dłonie, oglądał go przez kilka sekund, a następnie odkładał na miejsce ze znudzoną miną.
    W końcu otworzył szufladę biurka i… W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Na samym wierzchu, na stercie gazet, leżała sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic, różdżka. Prawdopodobnie Slughorn wychodząc z pomieszczenia zapomniał o swojej własności.
    Ignotus uśmiechnął się tryumfalnie i chwycił w dłonie kawałek magicznego drewienka. Minutę później w sali nie było nawet śladu po bałaganie. Przez moment w jaźni Ślizgona zabłysnęła nawet myśl by ponaprawiać krzesło i ławki, ale stwierdził, że wówczas zbyt oczywistym stanie się fakt, że użył magii.
    Oczywiście nie sądził, że Eva uwierzy, iż posprzątał samodzielnie, mugolskimi sposobami. Zbyt mało czasu minęło, a ona znała go zbyt dobrze. To, że zacznie coś podejrzewać w chwili, gdy tylko przekroczy próg klasy był dla chłopaka najoczywistszą oczywistością, ale – czego nie może mu udowodnić tego nie może mu zarzucić.
    Z wyrazem niepohamowanego zwycięstwa na twarzy odłożył różdżkę do szuflady, dbając jednak o to, by tym razem była ona przykryta przez gazety. Następnie usiadł w pierwszej ławce, uśmiechnął się najbardziej szyderczo jak tylko potrafił i zagłębił się w oczekiwaniu na Gryfonkę.

    Ignotus
    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  74. James od zawsze był optymistą, a porażki wręcz nakręcał go do działania. Tyle, że wszystko ma swoje granice, każda cierpliwość się kończy. Tak więc i na Rogacza musiał przyjść czas. No ale jak było wspomniane już wcześniej, nie on jeden potrzebował dzisiaj rozmowy... Wróć, niekoniecznie rozmowy, właściwie to mocne trunku, chwili zapomnienia i może odrobinę paplaniny, której druga osoba niekoniecznie musi uważnie słuchać.
    Pociągnął z kolejnej butelki, dziś wchodziło jak woda. A kogo to teraz obchodziło, że rano obudzi się z kacem gigantem i pewnie nawet nie będzie pamiętał, dlaczego opuścił feralną imprezę?
    Jakby to w ogóle było możliwe... zapomnieć. Nie, nie zapomni. Obiecał sobie, że odpuszcza, więc tak robi. Ma zdecydowanie dość bycia pośmiewiskiem całej szkoły.
    - Ja pipą? Nigdy. - Rzucił z lekkim rozbawieniem. - Nie zapominaj, że jestem najbardziej męskim facetem w Hogwarcie!
    Oddał jej butelkę, która była opróżniana w bardzo szybkim tempie i machinalnie jego dłoń powędrowała ku przydługim włosom i zmierzwiła je jeszcze bardziej. Ot tak, jego charakterystyczny znak. Może i było to dla niektórych denerwujące, (a szczególnie dla jednej dziewczyny, której imienia i nazwisko postanowił już nie wymieniać) ale zdawał sobie sprawę z tego, że było też sporo dziewczyn, którym podobała się jego wiecznie zwichrzona czupryna. A on je tak chamsko olewał, nic więcej poza niewinnymi flirtami! Musi z tym skończyć, zająć się innymi. Znaleźć tę właściwą!

    [Boże, jaka masakra -.- Nie bij, bo ja w sumie jeszcze się nie obudziłam...]

    James

    OdpowiedzUsuń
  75. [Rzuciłam okiem na obie karty, a właściwie to przeczytałam je od deski do deski i nie wiedziałam, pod która mam napisać.. Mój wieczny dylemat. XD
    Tak myślę i myślę.. jeżeli chodzi o powiązanie z Evą, to jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że mogą się za bardzo nie lubić. Eva może jej nie ufać, bo jakby nie było cała rodzina Gwenny jest i była w Slyherinie.
    A co do Bastiana.. to również mogą byc w niezbyt dobrych kontaktach, bądź wręcz przeciwnie, on może być jedną z osób, która nigdy nie oceniała Gwenny, po jej korzeniach. No nie wiem. XD]

    Gwenny

    OdpowiedzUsuń
  76. - Jaką różdżkę? – zapytał niewinnie leniwie podnosząc się z miejsca. – Nie doceniasz mnie.
    Na jego twarzy zawitał wyraz bezdennego niezrozumienia. Przez chwilę poczuł się górą w tym starciu tytanów. Pomimo, że to ona była prefektem, że to ona została upoważniona do tego, by go pilnować, że to ona dotąd rozdawała karty, a w końcu mimo tego, że przez cały ten szlaban czuł się zupełnie jak idiota niezdolny do wykonania najprostszych czynności bez użycia różdżki.
    - Jestem po prostu niezwykle pracowity. – Podszedł do stolika, na który spoczywało przyniesione przez Gryfonkę jedzenie i zajrzał do opakowania.
    Uśmiechnął się na widok swoich ulubionych, pikantnych skrzydełek kurczaka. Chociaż od dawna nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów wciąż pamiętała co lubi. Z jakiegoś względu myśl ta spowodowała, iż poczuł się dobrze. Trochę tak, jakby minionego roku nie było. Jakby ktoś wymazał go magiczną gumką z kary ich życia. Jakby spotkali się, jak w każdy czwartek, by wspólnie bezpretensjonalnie spędzić czas, posprzeczać się o to, który dom wygra Puchar Quidditcha i które z nich lepiej opanowało jakieś skomplikowane zaklęcie. Potrząsnął nerwowo głową odganiając to wyobrażenie.
    Wyciągnął talerz i zasiadł naprzeciwko Evy.
    - Powiem ci – zaczął i nadgryzł kawałek kurczaka, przez co kontynuował z pełną buzią – ze, jak na nje-kolacje-pszy-sfiecach – przełknął – wygląda to cholernie, jak kolacja przy świecach. Może tylko otoczenie trochę mało romantyczne… - Urwał i rzucił okiem na słoje stojące na półce nieopodal, w których beztrosko pływały sobie mózgi.
    Przez chwilę udawał, że nie dosłyszał uwagi o tym, iż skoro tak świetnie poradził sobie ze sprzątaniem, bez problemu powinien również poskładać meble do kupy. Rozkoszował się posiłkiem starając poukładać swoje, biegnące z prędkością galopującego konia, myśli.
    - A co do tych ławeczek – podjął, gdy talerz został już skrzętnie opróżniony – umowa była taka, że zaopiekujesz się nimi, gdy posprzątam. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale posprzątałem. Czy to czasem nie jest tak, że Gryfoni zawsze dotrzymują danego słowa? Nie chcesz chyba zhańbić imienia sławetnego Godryka łamiąc obietnicę?

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  77. Pokręcił przecząco głową. - To nie z powodu dziewczyny! Po prostu doszedłem do momentu, w którym muszę zmienić ścieżkę, którą podążam w życiu. - Cholera, jak filozoficznie wyszło. Rogacz, Ty chyba faktycznie masz coś nie tak z głową! Jak tak dalej pójdzie to zostaniesz kolejnym Platonem lub Kartezjuszem! To by dopiero Łapa miał używanie! Ale za to Luniaczek byłby dumny z tego, jak Potter zaczął wykorzystywać swoją inteligencję w ważnych, dorosłych sprawach.
    Alkohol schodził im zdecydowanie zbyt szybko i jakoś średnio uderzał do głowy, a przynajmniej jeśli chodzi o Jima. Gdy trzeba, to upija się powoli, a jak nie trzeba to bum i już robi jeszcze głupsze rzeczy niż zwykle, a potem drugie bum i budzi się w łóżku (niekoniecznie swoim) z dziurami w pamięci.
    - To teraz gadaj, czemu nie masz ochoty na wielką imprezę? Ładnie tak szlajać się samotnie po korytarzach w środku nocy? - Dał jej kuksańca w bok, a jego głos był dość beztroski. Po chwili nie do końca świadomie, przysunął się do brunetki.

    James

    OdpowiedzUsuń
  78. - No patrzcie… - udał zaskoczonego i złapał różdżkę lewą dłonią. – Cały czas tam była! A ja się tak narobiłem.
    Jak mógł być na tyle głupi, by nie rzucić na to cholerne biurko czaru, który uniemożliwiłoby działanie zaklęcia przywołującego? Łohoho… Taki z niego czarodziej. Schował różdżkę pod gazety żeby Eva nie zauważyła jej, jeśli zapragnie zajrzeć do szuflady, a zapomniał o tym, że dziewczyna może użyć magii do tego, aby ją znaleźć. Poczuł się tak, jakby Troll Górski pokonał go w teście na inteligencje.
    Przez chwilę, która zdawała się być wiecznością, stał i z tępym wyrazem twarzy zastanawiał się co teraz powinien zrobić. Obracał przy tym różdżkę Slughorna między palcami i wpatrywał się w jakiś punkt nad głową Gryfonki.
    - Mniejsza – powiedział w końcu – skoro już pozwalasz mi naprawić te graty za pomocą czarów możesz dać mi moją różdżkę zamiast tej?
    Uniósł do góry dłoń, w której spoczywał magiczny atrybut nauczyciela eliksirów. Przez myśl przeszło mu, że w zasadzie Gryfonka mogłaby sprawdzić, do jakiego zaklęcia różdżka była ostatnio używana i wówczas jego, i tak grubymi nićmi szyte, kłamstwo całkowicie straciłoby rację bytu. Postanowił, więc że przestanie robić z siebie błazna i nie będzie dalej szedł w zaparte. W zasadzie wychodząc sama dała mu nieme przyzwolenie na to, by spróbował w jakiś sposób obejść zakaz używania czarów. Po raz kolejny spojrzał na dziewczynę wyzywająco.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  79. - Ja i fachowa opinia - prychnęła Chan. Nigdy nie była postawiona w takiej sytuacji. To zawsze ona przychodziła do wujka John'a z pytaniem "czy dobrze?". Wcześniej nikt jej nie pytał o opinię. Ewentualnie kiedy oboje byli w Galerii Narodowej.
    Chantelle otworzyła pierwszy z zeszytów i zaczęła oglądać. Może kreski były stawiane jeszcze niepewnie, brakowało im czasami płynności, ale zdecydowanie można było stwierdzić, że Effy ma talent. Chantelle dalej nie wiedziała, komu tak bardzo przyglądała się dziewczyna, kiedy była mała, ale cóż, podziałało. Blondynka zupełnie się wyłączyła, kiedy przeglądała zeszyty. W końcu gdy oglądała drugi zabrała głos.
    - Nie wiem, dzięki komu zaczęłaś rysować, ale naprawdę dobrze ci to wychodzi - uśmiechnęła się lekko spoglądając na Evę. Siedziała gdzieś na krańcu czyjegoś łóżka, mając zeszyty na kolanach. Zabrała się za ostatni i przejrzała dokładnie cały. - Może brakuje ci czasami samej teorii, ale to nie zawsze jest potrzebne. Ale muszę przyznać, że masz talent - dokończyła zamykając ostatni szkicownik. Zebrała trzy zeszyty i oddała je dziewczynie. Kiedy wstała, spojrzała na zegarek, w którym minutnik przekroczył czas rozpoczęcia kolacji. Chan przekrzywiła usta i spojrzała na brązowowłosą.
    - Idziemy jeść, czy chcesz jeszcze zajść do mnie?

    OdpowiedzUsuń
  80. Gryfonka powiedziała całą prawdę, a on tylko przygryzł wargę. Profesor Dumbledore tylko się śmiał, a jego oczy błyszczały wesoło.
    - No, no, no Jack. I jak ci wyszły te kaczki? - spytał profesor odwracając się w jego stronę.
    - Nie najgorzej - odpowiedział chłopak z nikłym uśmiechem.
    - Czyli sprawa wygląda tak - zaczął profesor z uśmiechem i spojrzał na zegarek - Spotkałem dwójkę uczniów, którzy pośpieszyli się na śniadanie. Prawdopodobnie zegarki im się popsuły - rozwichrzył Jack'owi włosy - I odesłałem ich z powrotem do swoich domów. Po drodze dowiedziałem się, że w naszym jeziorze zamieszkuje Mermeida, ale to już nie jest istotne. Tak więc dobranoc i do zobaczenia na śniadaniu. I żebyście mi nie byli niewyspani - mrugnął do nich.
    Stali jeszcze chwilę niepewnie z głupawymi uśmiechami, ale wzrok profesora ocucił ich i ruszyli do pokoi. Szli chwilę razem, ale bardzo krótką, gdyż pokoje Ślizgonów, a Gryfonów to dwie różne bajki.
    - No to do zobaczenia - uśmiechnął się chłopak - I do zobaczenia na śniadaniu - posłał jej jeszcze jeden ze swoich uśmiechów i odszedł w swoja stronę.
    W pokoju wspólnym czekali na niego koledzy, którzy byli przyczyną całej tej nocnej przygody.
    - I co? - spytali - Co tak długo?
    Jack o mało nie parsknął ze śmiechu.
    - Patrolującą dziś, bodajże perfektka Gryfonów potwierdzi mój nocny wypadzik - uśmiechnął się szeroko - A moja psychika długo będzie dochodzić do normy po spotkaniu maszkary z jeziora. Teraz panowie dobranoc - i jak gdyby nigdy nic poszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko.
    *********************
    Rano w podskokach, wesoły jak nigdy udał się na śniadanie. Ujrzawszy towarzyszkę wczorajszej nocnej eskapady, uświadomił sobie, że nie zna jej imienia. Podszedł więc do rozmawiającej i odchrząknął za jej plecami. Dziewczyna odwróciła się z uśmiechem.
    - Hej - przywitał się - Ty już poznałaś moje imię wczoraj, ale ja twojego jeszcze nie znam - A żeby uprzejmości stało się zadość: Jack Bizarre - wyciągnął do niej rękę.
    Towarzysze Gryfonki przyglądali się temu szepcząc coś między sobą.

    OdpowiedzUsuń
  81. - Może taka, że ta różdżka jest gówniana, a moja nie – rzucił bardziej do siebie niż do Eve, w chwili, gdy ta wyszła już z klasy.
    Czy zawsze musi być tak jak ona chce?
    Nagle przez jego ciało przetoczyła się niewypowiedziana fala złości. Sam nie wiedział, że znajdują się w nim takie pokłady tej emocji. Towarzyszyło jej pewne poczucie, którego nienawidził – poczucie braku kontroli. Ignotus zdecydowanie należał do osób, które lubią mieć pewność, że wszystko idzie po ich myśli. A uczucia, zarówno negatywne jak i pozytywne, sprawiały, że oddalał się od bezpiecznej przystani i wypływał na nieznane wody tracąc tym samym władzę nad własnym życiem. Jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, że czasami warto oddać stery komuś innemu i pozwolić, choć przez chwilę, być prowadzonym, a nie wiecznie prowadzić.
    Szybkim machnięciem różdżki naprawił meble w klasie, odłożył własność Slughorna na miejsce i opuścił pomieszczenie.
    - Zrobione – powiedział nie zaszczycając dziewczyny nawet przelotnym spojrzeniem. – Zadowolona? Możesz iść i zająć się ciekawszymi rzeczami.
    Zmrużył oczy. Czas by ich drogi znowu się rozeszły. Zmusił się by spojrzeć na Gryfonkę. Spoglądała na niego bez emocji spod lekko przymkniętych powiek.
    - Wygląda na to, że szlaban dobiegł końca. Teraz oddaj – wyciągnął dłoń w stronę trzymanej przez dziewczynę różdżki.

    [matko, ciężko było mi coś sklecić]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  82. Wiedział, że nie odpuści. Specjalnie oddalał się w nienaturalnie powolnym dla siebie tempie, aby dać jej chwilę do namysłu. Wyczekiwał kolejnego ataku, zdając sobie sprawę, iż brak odbicia piłeczki przez Evę oznaczałby jego prywatne zwycięstwo. A dostarczenie mu tego rodzaju satysfakcji z pewnością stanowiło teraz ostatnią rzecz, na jaką dziewczyna zamierzała pozwolić.
    - Masz zamiar zostawić mnie tutaj uzbrojoną, dając mi jeszcze całą dobę na powybijanie wszystkim dookoła oczu? Powinieneś pomyśleć o tych biednych niebieskich, zielonych, brązowych ślepkach spływających strużką po posadzce. Sumienie nie da ci potem żyć, że nie zapobiegłeś katastrofie...
    Uśmiechnął się pod nosem na dźwięk jej słów; była diabelnie sprytna i inteligentna (w przeciwnym wypadku nigdy nie uznałby jej przecież za godnego przeciwnika), ale czasem zbyt przewidywalna. Zaaprobowanie spotkania mającego odbyć się się na jego warunkach przekraczało najwyraźniej jej granice swobody i bezpieczeństwa.
    Drew wrócił do parapetu z mieszanką winy i przerażenia wymalowaną na twarzy, z radością wracając do roli.
    - Oczywiście masz rację. Jak mogłem dopuścić się takiego niedopatrzenia. Mimo szczerych chęci, przyśpieszenie lekcji jest niemożliwe, ponieważ na dziś mam umówione jeszcze dwie osoby - równie pilne przypadki, co Ty - złapał się za głowę, przejęty do głębi powstałym problemem - Jedyne, co mogę dla Ciebie na chwilę obecną zrobić, to zarekwirować to - szybkim gestem przechwycił ołówek, który Eva ściskała w dłoni i przełamał go na pół, starając się nie pokazać, jak wiele siły go to kosztowało. - Jeśli do jutra wszystkie gałki oczne w Hogwarcie pozostaną na swoich miejscach, będę twoim dłużnikiem. Kto wie, może nawet dostaniesz naklejkę z napisem "wzorowy uczeń". Pamiętaj: biblioteka, po kolacji. A, i jednak sam przyniosę ołówki! - rzucił na odchodnym, po czym zniknął w drzwiach Sali Głównej.

    [No, wybrnęłaś, wybrnęłaś, ale z każdym frgmentem robi się chyba coraz ciężej xD]

    OdpowiedzUsuń
  83. Zacisnął szczęki, żeby nie zakląć. To imię działało na niego jak płachta na byka jeszcze za czasów przyjaźni Ignotusa z Evą, a odkąd się pokłócili, te odczucia wzrosły kilkukrotnie. Bo James zawsze bronił przyjaciół, nie istniało dla niego nic gorszego niż krzywda wyrządzona komuś bliskiemu jego sercu, a Reeve należała do tego typu osobników.
    No a ta pieprzona łza przelała czarę goryczy. Pewnie jakby nie to, że wstanie w tym momencie najprawdopodobniej skończyłoby się spektakularnym upadkiem, to już byłby w dordze do lochów. Zdobycie hasła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów nie było niczym trudnym, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.
    Zamiast tego, objął brunetkę ramieniem i przyciągnął do siebie. - Pieprzony Ślimak. - Wysyczał zamiast imienia Ignotusa, z jednej strony dlatego, że nie chciało mu ono przejść przez gardło, a z drugiej żeby trochę rozbawić swoją towarzyszkę.
    - Pewnie poszedł do swojego gabinetu zjeść napoleonkę, a ty odwalałaś całą brudną robotę. - Potter nigdy nie był dobry w pocieszaniu, bo zazwyczaj to on go potrzebował, dlatego starał sie z tego wybrnąć żartem, przy okazji pocierając delikatnie jej ramię, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.
    - Nie. Nie jesteś pipą. - Pokręcił przecząco głową. - Chociaż może trochę... nie marnuj łez na tego frajera. - Chwycił palcami jej podbródek tak żeby patrzeć jej w oczy, kiedy wypowiada te słowa, przy okazji kciukiem ścierając odrobinę pozostałej na jej policzku wilgoci.

    OdpowiedzUsuń
  84. -Normalnego?- parsknęłam śmiechem.
    -Effy, w moim domu z perspektywy innych ślizgonów, to JA jestem nienormalna- powiedziałam uśmiechając ironicznie.-Oni są jak najbardziej normalni i pasują do miejsca gdzie przydzieliła ich Tiara. To ja jestem jakaś... dziwna- stwierdziłam.
    -Ale może miała racje?- zastanowiłam się- Przede mną jeszcze ostatni rok tutaj, może jeszcze pokażę na co mnie stać- zaśmiałam się cicho i wzięłam do ręki talerzyk z twoją sałątką.
    -Dobra! Rysuj, tylko popraw mnie gdzieniegdzie- znowu parsknęłam śmiechem. Wzięłam ro ręki widelec i jakby elegancko nabiłam na niego kosteczkę gruszki.

    OdpowiedzUsuń
  85. Lily już od rana żałowała, że dała się namówić na tę imprezę. Mogła przecież zostać w dormitorium i napisać ten cholerny esej na transmutację. Ale nie, ona wolała zaryzykować, i proszę! Nie dość, że miała okropny humor, to do tego zebrała niezłą burę od McGonagall. Zdarzyło jej się to po raz pierwszy, i miała nadzieję, że po raz ostatni. Przez cały dzień czuła się dziwnie także z powodu tego, że była główną bohaterką plotek w szkole. Na każdej lekcji czuła na sobie przenikliwe spojrzenia nie tylko Gryfonów. Doskonale wiedziała, że akcja, która odwaliła wczorajszego wieczoru rozniosła się szybko po całym zamku. Ba! Nawet nauczyciele patrzyli na nią jakoś tak.. inaczej? Zdecydowanie inaczej. Tyle, że ona przecież nic złego nie zrobiła! Prawda? Należało mu się, zwłaszcza, że uważa się za najlepszego chłopaka na świecie, który postradał wszelkie rozumy. A może to jednak ona się tak zachowuje? Te nic nie wnoszące przemyślenia dopadły ją właśnie podczas kolacji, gdy uciekała wzrokiem od dziewczyn, wielbicielek Jamesa, które wręcz zabijały ją wzrokiem.
    W pewnym momencie zdenerwowała się tak bardzo, że zwyczajnie nie patrząc na nikogo, podniosła się z miejsca zwracając uwagę wszystkich, odwróciła się na pięcie i wyszła z Wielkiej Sali. Odetchnęła parę razy głęboko i powiedziała sama do siebie, że nie zrobiła niczego złego. Że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Szybko pomaszerowała do Domu Lwa i wręcz wbiegła do dormitorium. Gdy tylko zatrzasnęły się z anią drzwi, rozejrzała się dokładnie po pokoju.
    - Eva, wszystko w porządku? Dlaczego nie było Cię na kolacji? Z resztą na obiedzie też Cię nie widziałam. – Podeszła do swojego łóżka i opadła na nie zmęczona.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  86. Z lekkim uśmiechem na ustach chwyciła kartkę, przyglądając się portretowi z niedowierzaniem.
    - Chciałabym tam rysować - westchnęła, nie mogąc oderwać wzroku od idealnie poprowadzonych kresek. - Moja mama malowała. Niestety mi nie przypadł w udziale ten talent - z podziwem wpatrywała się w swoje oko, namalowane przez Evę. Zdawało się błyszczeć, mimo że było tylko węglem na kartce.

    [Ty? Ja to nwm... chyba ostatnio coś z weną na bakier. Albo to przez brak wolnego czasu. Albo raczej marnowania go na gapienie się na ścianę. Albo marzenie o fikcyjnym bohaterze xD]

    OdpowiedzUsuń
  87. O tak, pod tymi wszystkimi względami, które wymieniła Eva byli do siebie cholernie podobni. Czemu życie nie jest na tyle proste, że ludzie, którzy świetnie się dogadują się w sobie nie zakochują? Czemu wiecznie dokonuje się niewłaściwych wyborów, takich, które sprawiają, że wszystko jest pod górkę? Może czas pieprzyć 'przeznaczenie' i wziąć los we własne ręce? Nakierować wszystko tak, by było prościej, to właśnie podpowiadał Jamesowi alkohol, który buzował w jego żyłach.
    - Definitywny koniec. - Dodał, wciąż uważnie wpatrując się w twarz brunetki, jak mógł wcześniej nie zauważyć, że jej oczy są tak bardzo niebieskie, a usta niesamowicie pociągające? Palcami przesunął po jej policzku, by następnie założyć zbłąkany kosmyk za ucho.
    Nim zdał sobie sprawę z tego, co robi, wpił się w wargi Effy. Całował ją najpierw delikatnie i trochę niepewnie, by gdy tylko dostał nieme przyzwolenie, przysunąć się jeszcze bliżej i pogłębić pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  88. [mała przerwa w urlopie, z anonima niestety]

    Historia magii! Zagadka naprawdę dotyczyła właśnie tego przedmiotu, jakby wcześniej odgadła z kim Kristel będzie mieć do czynienia , jeśli wcześniej nie zdąży pod swoje łóżko. Zazwyczaj te zagadki były idealne dla bystrego, logicznie myślącego czarodzieja. Kristel odgadywała je na logikę, nie musiała grzebać w pamięci, by odnaleźć jeden z dawno przerabianych rozdziałów historii magii – przedmiotu, którego nie tolerowała, nienawidziła, nie mogła wykrzesać z siebie chociaż odrobinę zainteresowania tą właśnie dziedziną. Ale próbowała. Usilnie próbowała przypomnieć sobie, który z dyrektorów Hogwartu miał charakterystyczny czerwony nos w kształcie pomidora. Nazwisk wszystkich osób zarządzających tą szkołą uczyła się już lata temu, tak samo jak ich atrybutów, czy też znaków charakterystycznych… "i tych wszystkich innych cholernych pierdół".
    Chodziła nerwowo z punktu a do punktu b. Słyszała kroki Bastiana, które z każdą minioną sekundą stawały się wyraźniejsze.
    - Co, Krukoneczko, kołatka nie wpuściła?
    I oczywiście, gdy już w końcu znalazł się przy niej musiał pokazać, jak to jest być najbardziej irytującym mężczyzną w świecie czarodziejów. I pewnie też z mugolskim światku. Ugh.. jak on beznadziejnie przeciągał te samogłoski. Wpatrując się w podłogę, próbowała się skupić, ale nie pozwalała jej na to obecność Bastiana. W końcu spojrzała na niego. Trzymał w ręce różdżkę, z której wydobywało się światło, ładnie podkreślające jego wyraziste rysy twarzy. Uśmiechał się na tyle szarmancko, że przynajmniej połowa złości ulotniła się z Kristel.
    - Wiesz może jaki dyrektor Hogwartu miał charakterystyczny czerwony nos?
    Niechętnie zadała to pytanie. Przecież on wiedział, jak mała jest jej wiedza na ten temat. Teraz będzie mieć okazje się wykazać, mogła się założyć, że nawet nie będzie ukrywał swojej satysfakcji.
    Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niż Kris przypuszczała. Bastian zmieszany nie mógł znaleźć odpowiedzi na zadane przez nią pytanie.
    Oboje utknęli przed pokojem wspólnym. Oboje… zdani na siebie.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [cholera, wkleiłam ci to pod Evą lol mój błąd]

      Usuń

  89. Zawsze w jakiś sposób się o siebie troszczyły, interesowały losem tej drugiej, ale nigdy do końca się nie zaprzyjaźniły. Były koleżankami z dormitorium. Dobrymi koleżankami, które prawie każdego dnia kłóciły się o łazienkę. Nic więcej. Dlaczego? Mimo, że żadna z nich nie powiedziała tego głośno, to obie doskonale wiedziały, że chodzi oczywiście o Pottera. Zawsze o niego chodziło, był zawsze i wszędzie. Był przyjacielem Evy, właśnie dlatego Lily powstrzymywała się przed większą zażyłością z nią. Dla kogoś postronnego mogłoby się to wydać dziwne, ale nie dla panny Evans.
    Eva nigdy nie opuszczała posiłków, dlatego zaciekawiło Lily dlaczego dzisiejszego dnia, akurat jej zabrakło. Był piątek, w porządku, przed nimi dwa dni wolnego, ale.. Coś było nie tak, zdecydowanie. A Ruda była za bardzo ciekawską osobą, żeby się nie dowiedzieć.. Gdy usłyszała pytanie o wczorajszy dzień, otworzyła szeroko oczu i zamrugała kilka razy, wpatrzyła się w sufit i westchnęła. To dziwne, że jeszcze nikt jej niczego nie powiedział, przedstawiając oczywiście Lily z jak najgorszej strony. Podniosła się do pozycji siedzącej i rzuciła dziewczynie szybkie spojrzenie. Wyczuła, że jest między nimi inaczej, nie dało się tego opisać, ale można to było wyczuć. Jak gdyby atmosfera pomiędzy nimi się powoli zaczęła zagęszczać.
    - A co miało się stać, Evo? Nic szczególnego. – Uniosła jedną brew do góry wpatrując się w okno. – Potter jak zwykle coś wywinął, nie moja wina. Nie poskarżył Ci się jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  90. Dziewczyny wyszły z dormitorium Effy. Dziewczyna zaczęła opowiadać o swoich współlokatorkach. Nic dziwnego, że Ev za bardzo ich nie lubiła.
    - Dlatego cieszę się, że nie jestem jakoś specjalnie rozmowna - prychnęła Chan wchodząc po schodach. Jej pokój znajdował się dokładnie nad poprzednim. Pchnęła drzwi i od razu ruszyła na swoje łóżko. Stało najbliżej wejścia. Musiała podnieść lekko kołdrę, żeby dostać się pod mebel. Zaczęła ciągnąć duży kufer, prawie takich samych rozmiarów jak ten, na jej ubrania. Kiedy wydostała to na zewnątrz otworzyła szeroko. W środku było pełno zaszkicowanych kołonotatników. To że wszędzie szkicowało stało się swego rodzaju manierą Chantelle. Jednak wujek John nazwał to dobrym nawykiem, dlatego też blondynka nigdy nie zaprzestała rysunku.
    - Bierz który chcesz - wyprostowała się i wskazała ręką na kufer - Do wyboru, do koloru.
    Chan miała pewne obawy. Nie chciała, by dziewczyna zawiodła się na jej rysunkach. Chociaż nauczyciel zawsze przekonywał ją, że gdyby startowała do Akademii Sztuk Pięknych dostałaby się bez problemu. Nie chciała, by Effy miała jakieś niewyobrażalne oczekiwania. Niby trening czyni mistrza.
    - Tylko szybko, jestem głodna - uśmiechnęła się lekko, kiedy poczuła, jak ssie ją w żołądku.

    OdpowiedzUsuń
  91. [Ha… Naprawdę fantastyczna noc za mną. Mam nadzieję, że mój dobry humor pozytywnie wpłynie na to co za moment powstanie.]

    Są takie chwile w życiu każdego człowieka, drobne sytuacje, niewielkie zbiegi okoliczności, przypadkowe ułamki sekundy, które potrafią zmienić wszystko. Przelewają czarę goryczy, przechylają szalę rozpaczy, sprawiają, iż kumulowana dotąd złość, związana ze sprawami większej wagi, wybucha równie zaskakująco, co wulkan, który teoretycznie miał być w stanie spoczynku.
    Ignotusa dotyczyło to podwójnie z tego względu, że z pewnością był osobą, która przesadnie ukrywała swoje odczucia i emocje. Chłopak strzegł ich zazdrośnie, niczym Gobliny złota w Banku Gringotta, poświęcając wiele energii na to, by to, co naprawdę czuje, nigdy nie wypłynęło na wierzch. Niestety, zdarzało się, rzadko bo rzadko, ale jednak, że wystarczał drobny impuls by cały ten, starannie budowany, mur obojętności, za którym chował swoje uczucia, runął jakby budowniczy zamiast cegieł użył do jego postawienia tektury.
    Tym razem asumptem do owej eksplozji był dotyk Gryfonki. W chwili, gdy jej dłoń spotkała się z dłonią Ślizgona niebiosa zadecydowały za chłopaka, iż nastała godzina szczerości.
    Zawsze, choć nie do końca otwarcie, obwiniał się o to, w jakim kierunku powędrowała ich znajomość. Cóż – dostrzegał, że nie jest ideałem. Miał świadomość swoich wad i wiedział, że z całą pewnością jedna noc nie wystarczyłaby na to, by wymienić je wszystkie, nawet wtedy, gdyby trajkotał, jak katarynka i pominął przerwy na oddech. Zdawał sobie sprawę, jak trudny we współżyciu bywa. A dodatkowo nie miał zamiaru się nigdy zmieniać, zakładając, iż sam lubi siebie takim, jakim jest, a sympatia ludzi, którzy takim go nie akceptują nie jest mu potrzebna do szczęścia, przez skazy na jego charakterze pogłębiały się wraz z upływem czasu.
    Teraz jednak dotarło do niego, że Gryfonka była winna równie mocno, co on. I choć dotąd starał się ją usprawiedliwiać przed samym sobą, gdy rozmyślał na temat ich znajomości, a raczej jej końca, tak teraz dotarło do niego, że to właśnie ona nad znajomość z nim ceniła znajomość z tym durnym pozerem Potterem. To jego wybrała tamtego dnia, gdy nie przyszła na umówione spotkanie. To z nim widział ją, gdy wracał, wystawiony i wkurzony na cały świat z jednej z opuszczonych sal, która zawsze służyła im za miejsce schadzek. Wychodzili z Pokoju Życzeń i trajkotali sobie radośnie, jak dwa gołąbki.
    Natychmiast, odsunął dłoń, zupełnie tak jakby dotyk Gryfonki go palił. Jego różdżka, którą zdążył wyszarpać z uścisku Evy, przez moment zawisła w powietrzu, a następnie upadła z cichym trzaskiem na ziemię i potoczyła się po podłodze.
    Nie zwrócił na to uwagi. Beznamiętnie wpatrywał się w dziewczynę, tak jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Na jego twarz wstąpił okropny grymas.
    - Zawsze byłem dla ciebie drugim wyborem – powiedział, a ostry ton jego głosu przeciął ciszę, zupełnie tak, jak ostrze gilotyny, lecące ściąć czyjąś głowę, przecina powietrze.
    Wypowiedziawszy to zdanie zrozumiał, że tak w istocie było. Zawsze był ktoś, kto był ważniejszy. Potter, White, Black… I on na samym końcu, gdy akurat Reeve była znudzona i szukała kogoś, kto mógł wypełnić jej czas. Przynajmniej tak Darkfitch tłumaczył to sobie w tamtej chwili.

    [Przepraszam za błędy, ale nie spałam od... no od dawna.]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  92. - Bez przesady - machnęła ręką Chan - może i warsztat sobie wyrobiłam, ale psychicznie do mojego mistrza jeszcze daleko - westchnęła żałując, że wakacje są zbyt krótkie, by nauczyć się tyle, co mugole w ich akademii. - Ale dziękuję, to bardzo miłe - ukłoniła się w stronę Effy i razem z jej pomocą wepchnęła kufer pod łóżko. Zgodne, iż razem są głodne ruszyły do krętych schodów. Od tamtej pory rozmawiały na tematy plastyczne. Była to rzecz, która obie je łączyła. Kiedy doszły do jednego z korytarzy, pewnie ruszyły przed siebie. Były już na samym środku tego długiego pomieszczenia, kiedy wszystkie pochodnie zgasły. Tak jakby ktoś zdmuchnął nagle każdą świeczkę. Dziewczyny zatrzymały się i rozejrzały. Niezbyt dużo było jednak widać, ponieważ panował już mrok. Jedyne światło padało od księżyca z najbliższych okien.
    - Lumos - zabrzmiał głos Chantelle. Obróciła się, jakby miała nadzieję, że oświetli sprawcę tej ciemności.
    - O co chodzi? - zapytała Ev, mając nadzieję, że ona zna na to pytanie odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  93. Próbowała odsunąć od siebie jak najdalej myśl, że mogła wczorajszego wieczora w jakiś sposób zranić Pottera. Ale kurczę, do jasnej cholery, zraniła go! Przeszła samą siebie, takie zachowanie nawet nie przypominało zachowania Petuni - jej ukochanej, wiecznie nadąsanej siostry. Możliwe, że właśnie na tamtej imprezie pojawiło się wielkie podobieństwo pomiędzy nią, a starsza siostrą. Nie! Lily taka nie była. Ona miała serce.. Tylko dlaczego coraz trudniej było to wymówić nawet we własnej głowie?
    Potter nie przypadł jej do gustu już na samym początku. Już jako jedenastolatek wydał się napuszony i arogancki. Do tego te jego wybryki i popisywanie się, istny debilizm! Kogoś tak łatwo było krytykować..
    - Rozkleił się? James Potter się rozkleił? No popatrz, a taki z niego macho! – Krzyknęła odrobinę zbyt głośno i od razu przycichła. Nie miała ochoty żeby ktoś jeszcze słyszał tę ich wymianę zdań, ale miała dziwne wrażenie, że ściany w tej szkole mają uszy. I zapewne tak było. – Skoro jesteście takimi przyjaciółmi, tak bardzo dobrze się ze sobą dogadujecie, to dlaczego sama go o to nie zapytasz? Zawsze musi być moja wina! Zawsze to ja wychodzę na tą złą Evans! – Podniosła się i przeszła po pokoju. Przeszła się tak kilka razy, az w końcu zatrzymała się i spojrzała na Evę spod przymrużonych powiek. – Zawsze ciekawiło mnie, dlaczego Ty się za niego nie zabierzesz, co Eva? To taka świetna partia!

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie protestował, gdy naparła swoim ciałem na jego. Ba, nie potrzebował jakieś większej zachęty, żeby położyć się na posadzce i pociągnąć ją za sobą, w między czasie wcale nie odłączając swoich warg od jej. Zmiana pozycji zdecydowanie utrudniała mu zadanie, ale nieszczególnie mu to przeszkadzało, brunet wciąż błądził dłońmi po jej ciele, zaczynając od pleców, a kończąc na udach, które tak jakoś sobie w tej chwili upodobał.
    W pomieszczeniu nie było słychać nic poza ich przyspieszonymi oddechami. Alkohol zdecydowanie za mocno uderzył Rogaczowi do głowy, popchnął do czegoś, czego nie zrobiłby normalnie. W końcu Effy była jego przyjaciółką i nigdy nie patrzył na nią w inny sposób, to by wszystko skomplikowało! A może nie? Bo w sumie byłoby łatwiej niż z Evans. Eva nigdy go nie upokorzyła, nie patrzyła na niego jak na napuszonego idiotę i dzieciucha, którym wcale juz nie był. Widziała jego dobre strony, zawsze.
    Już zahaczał palcami o jej bluzeczkę i miał podnosić ją do góry, jednak w porę się opamiętał i delikatnie ale stanowczo odsunął od siebie dziewczynę.
    Oparł głowę o zimną podłogą, próbując się uspokoić, a jego dłoń mimowolnie powędrowała do własnej czupryny, by jak zwykle ją zmierzwić. - To chyba nie jest dobry pomysł. - Wychrypiał, zanim zdążył się ugryźć w język. W końcu nie do końca to chciał powiedzieć. - Chodzi mi o to, że nie w tej chwili. - Sprostował dość pospiesznie. Liczył, ba on wiedział, że Eva zrozumie o co mu chodzi. Bo na prawdę mu się podobało, ale miał dość robienia głupot na jeden wieczór, a alkohol nigdy nie był i nie będzie dobrym doradcą. Muszą to wszystko ogarnąć na trzeźwo.

    OdpowiedzUsuń
  95. Zdecydowanie oboje tego wieczoru dali dupy więcej niż raz. Tyle, że czy tak do końca żałował tego drugiego razu? Okej, z jednej strony przyjaźń, ale z drugiej, ewidentnie coś zaiskrzyło. No i tak Rogaś gdzieś tam podświadomie zaczął sobie wmawiać, że to nie przez alkohol. Nadzieja matką głupich? Może akurat nie w tym przypadku.
    Na jego ustach zaigrał lekki uśmieszek, gdy usłyszał owe '- Ja pierdole'. To krótkie stwierdzenie zawierało więcej treści niż tysiąc słów, a on odczuwał to dokładnie tak samo. Czasem miał wrazenie, że on i Effy funkcjonują niemal jak jeden organizm. Myślą podobnie, żyją podobnymi priorytetami, a już na pewno identycznie pierdolą swoje życie.
    Nie namyślając się długo, ponownie przyciągnął ją do siebie, tak by tym razem po prostu położyła głowę na jego klatce piersiowej. Miał w dupie to, że powinien być skrępowany zaistniałą sytuacją, bo jak na razie nie był. Prawdopodobnie coś na kształt poczucia winy pojawi się o poranku, jednak jeszcze nie teraz, a noc jest długa. Zresztą nie miał ochoty jeszcze wracać do wieży Gryffindoru, gdzie pewnie wciąż trwała impreza, a on stanowił główny temat rozmów.
    Nie mogąc się powstrzymać, przejechał kciukiem po jej wargach. Tak, żeby po raz ostatni tego wieczoru móc je poczuć, w jakikolwiek sposób. W końcu mu się podobało, a nawet bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  96. Lily wiele razy pytana o to, dlaczego za każdym razem daje kosza Potterowi odpowiada„ A dlaczego nie? Z resztą.. nikogo nie powinno to obchodzić”. Mówiąc szczerze, całkowicie i zupełnie szczerze.. sama nie potrafiła odpowiedzieć na to, nadzwyczaj proste pytanie. Nie wiedziała już, czy chodziło o to, że wydawał się dla niej nadętym dupkiem, do tego przemądrzałym, czy z jakiegoś innego, nie bardzo sensownego powodu. Może to wszystko sprowadzało się do tego, że ona zwyczajnie miała wrażenie, że Potter się z niej wyśmiewa? Że nie traktuje tego wszystkiego na serio, że chce się nią zabawić, a potem zostawić. Bo wbrew pozorom to panna Evans miała niezwykle wrażliwe serce, a na romansach oglądanych z matką ryczała zawsze jak bóbr. W Hogwarcie nikt jej takiej nie znał. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż wszyscy uważali ją za bezuczuciową dziewuchę. Do tego była ruda, a rudzielce to podobno mocno wredne są.
    Nie mogła uwierzyć w słowa Evy. Wydawało jej się, że śni, że to nie dzieje się naprawdę. Bo to nie mogło dziać się naprawdę! Niemożliwe i koniec. Nie mogła tego słuchać, dlaczego? Powód był prosty, wiedziała, że słowa wypowiadane przez dziewczynę były najprawdziwsza prawdą. Potter nie zasługiwał na Evans. A głupia Evans okazała się zwyczajna pipą. To i tak było zdecydowanie za bardzo łagodne słowo. Chciała być inna niż Petunia, chciała kochać, mieć przyjaciół, być szczęśliwa, tym czasem wyrobiła sobie opinię panny niedostępnej i niezdobytej nawet przez samego Jamesa Pottera.
    Zabolało. Cholernie mocno zabolało. Wbrew pozorom największy ból zadały słowa, które odnosiły się do tego, że Rogacz zdecydował się definitywnie skończyć z nią. Cholera, Evans! Jesteś taka durna!

    - Ja.. ja przepraszam. - Mruknęła cicho wpatrując się w swoje buty. Doskonale wiedziała, że Effy nie jest osoba, która powinna przeprosić. Ale.. czy takie przeprosiny cokolwiek by dały? To w końcu tylko puste słowa! – Ale musisz mnie też zrozumieć! Ty nie wiesz co ja czułam! Ja zwyczajnie obawiałam się, że on się nabija! Że ma mnie za nic! Ja też mam uczucia, przestraszyłam się. Bo dlaczego niby taki ktoś jak James Potter miałby zainteresować się zwyczajną Lily Evans, co Evo?! – Powstrzymywała się jak mogła, ale już po chwili poczuła, że po jej bladym policzku spływa łza, szybko wytarła ja rękawem bluzki i podniosła wzrok, patrząc towarzyszce prosto w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  97. No jasne, że w tamtym momencie myślał. Rozmyslał o wszystkim, co się wydarzyło w zaledwie... właściwie nie był w pewny w ile. W kilka godzin? A może minęło dopiero marne 60 minut? Ile czasu potrzeba, żeby wywrócić całe swoje życie do góry nogami? Były dwie alternatywne rzeczy, na które miał w tym momencie ochotę, jedną było pozostanie w pozycji, w której się znajdował. Nie ruszanie się nigdzie, ciesząc się chwilą, a drugą wskoczenie na miotłę. Gdy tylko czuł wiatr we włosach i przyjemny przypływ adrenaliny, wszystko wydawało się o wiele prostsze i takie cholernie odległe.
    Gdy obrócił głowę w stronę Evy, okulary zjechały mu na czubek nosa, więc poprawił je dość niezgrabnym ruchem. Jedyna rzecz, której nie lubił w swoim wyglądzie, te cholerne binokle.
    Uniósł pytająco brwi, a słysząc zdania padające z ust brunetki, niemo jej przytaknął. - A co gdyby jutra nie było? Żałowałabyś, że swój ostatni wieczór spędziłaś tutaj, ze mną, w taki sposób? - Och, to mu się na domorosłe filozofie zbierało. Właściwie w momencie, w którym zadał to pytanie, zaczął się zastanawiać, jaka byłaby jego odpowiedź. Co go zdziwiło, nie musiał długo nad tym główkować, bo doszedł do wniosku, że definitywnie by zaprzeczył.
    - Mimo wszystko musisz przyznać, że całuję niesamowicie. - Posłał jej łobuzerski uśmiech, bardziej ku złamaniu podniosłej atmosfery, którą zaczynał tworzyć niż połechtaniu swojego ego.

    OdpowiedzUsuń
  98. Słowa wypowiedziane przez dziewczynę zmusiły go do refleksji na temat tego, czego właściwie oczekiwał od ich relacji. Co pragnął otrzymać od Reeve w zamian za to, że tytułował ją swoją przyjaciółką?
    Jako człowiek skrajnie interesowny we wszystkim zawsze doszukiwał się własnych korzyści, a teraz zrozumiał, ku swemu zaskoczeniu, że w ich znajomości nigdy nie dokonywał podobnych wartościowań. Oczywiście - dawał jej swój czas, a ona w zamian oferowała mu swój, co z perspektywy przypadkowego obserwatora było bardzo uczciwą transakcją. Ale Ignotus łączącej ich więzi przenigdy nie zdegradowałby do rangi transakcji. Było to przecież coś wyjątkowego. Coś co przydarzyło mu się tylko ten jeden jedyny raz w całym, już nie tak krótkim, życiu.
    Czego zatem oczekiwał od Gryfonki? Odpowiedź uderzyła jego świadomość zupełnie jak tłuczek nieuważnego gracza Quidditcha – niespodziewanie i boleśnie.
    Chciał po prostu żeby… była.
    Obok niego.
    Zawsze, gdy tego zapragnie.
    Bezwarunkowo.
    Bezwzględnie.
    Tak, by stać się nieodzowną częścią jego codzienności. Chciał, aby była dla niego bardziej niż dla wszystkich innych.
    I już miał jej to powiedzieć, gdy dotarło do niego, że dziewczyna stwierdziła, iż wymagał od niej więcej niż mogła mu dać. A on przecież wcale nie życzył sobie tak wiele.
    Nie mogła być w pełni dla mnie, bo zawsze był ktoś, kto był ważniejszy .
    Tak jak zauważył przed chwilą – stanowił drugi wybór. Jedynie opcję, która czasem zostawała wybierana z całego grona innych. Podczas, gdy ona dla niego stała się niemal wszystkim.
    Myśl ta niezwykle go zabolała. A skoro go boli ją również powinno. Wykrzywił wargi i wzruszył ramionami.
    - Chciałem od ciebie tylko jednego – powiedział zimno cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. – Tego samego, czego od wszystkich innych dziewczyn, z którymi miałem okazje obcować.
    Uśmiechnął się lubieżnie posyłając jej wyzywające spojrzenie.
    - Ale nie lubię przechodzonego towaru.

    [ jakoś tak... ^^ śpiąco mi to idzie. lecę na pocztę, później na uczelnie, ale zabieram laptopa na wykład więc będę odpisywała także na zajęciach]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  99. Usiadła dokładnie naprzeciw niego, szczerząc się bezwstydnie i machając pudełkiem ołówków, jakby to był co najmniej zwycięski los w loterii z wiadrem eliksiru szczęścia jako nagrodą główną. Bezczelna.
    Słyszeliście kiedyś o powiedzeniu: "przeciwieństwa się przyciągają?". Kompletna bzdura! To podobieństwa działają na siebie jak magnesy i właśnie dlatego Drew z nieopisaną satysfakcją celebrował każdą chwilę spędzaną na dokuczaniu Effy. Bo była bezczelna - dokładnie jak on.
    "Ale pudełko ołówków? Tylko tyle? Znów przewidywalnie. Chyba nie trafiłaś z formą na najważniejsze rozgrywki, koleżanko..." Wewnętrzny monolog przerwało mu pojawienie się przy stole rezolutnego, blondwłosego drugoroczniaka, którego imienia nie mógł sobie przypomnieć. Imię zeszło jednak na dalszy plan, gdyż sam widok chłopca stał się czynnikiem sprawczym wykiełkowania w głowie Drew genialnej myśli.
    - Hej, mały! Nie chciałbyś zarobić galeona? - oczy chłopca błysnęły pożądliwie, a jego głowa wykonała kilka zamaszystych ruchów na linii "góra - dół". - Super. Widzisz tę dziewczynę z pudełkiem ołówków? Jedyne, co musisz zrobić, to podejść do niej i... - resztę wytycznych Drew przekazał malcowi konspiracyjnym szeptem.
    Zapłacił galeona z góry, poklepał drugoroczniaka po plecach i obserwował dalszy bieg wydarzeń z coraz szerszym uśmiechem na ustach. Blondynek odegrał swoją rolę znakomicie. Zaszedł Evę od tyłu. Atakował stopniowo, przybliżając się centymetr po centymetrze, a w końcu niemal wsadzał twarz do jej talerza. Gdy poirytowana dziewczyna podniesionym głosem zażądała, by się od niej odsunął, odskoczył jak oparzony i zaczął krzyczeć, między słowami doznając spazmatycznych ataków szlochu.
    - Przepraszam, wybacz mi! Zrobię wszystko, tylko... Tylko nie dotykaj ołówków! Oszczędź moje biedne oczy! Nie wbijaj mi w nie tych złowieszczo zaostrzonych gryfli. - wymachiwał rękami w dramatycznym geście, jakby starając się osłonić twarz od potencjalnego ataku - Daj mi jedną, jedyną szansę, zanim sprawisz, że moje gałki spłyną po posadzce niczym wylana galaretka. Muszę widzieć! Mam czterdzieści stron o wilkołakach do przeczytania na jutro! - zgiął się w pół, zakrywając twarz dłońmi na chwilę, po czym zerwał się i wybiegł z Sali Głównej jak wystrzelony z procy, z miną dziecka, które właśnie spłatało udanego psikusa.
    Drew natimiast ukrył buzię w serwetce, z marnym skutkiem próbując zakamuflować niekontrolowany napad śmiechu.

    [Boże, co się dzieje XDD Chyba najdłuższy odpis w mojej krótkiej karierze :p]

    OdpowiedzUsuń
  100. – Cóż, szkoda, że musiałeś się z takim związać. Na pewno w kolejce do ciebie stało mnóstwo błękitno krwistych panienek, które były nieużywane i zawiedzione, że od kiedy byłeś ze mną, miałeś na nie trochę mniej czasu niż zwykle.
    Uwadze Ignotusa nie uszło słowo klucz, którego użyła Eva. „Trochę”. Nie był święty. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. Kiedy starali się z Reeve budować „coś więcej niż przyjaźń” zdarzyło mu się spotykać z innymi dziewczynami. Nigdy nie miał większych problemów z brakiem zainteresowania ze strony płci przeciwnej i nie mógł zaprzeczyć, iż miał kilka przygód. Jednak był przekonany, że Gryfonka nie miała świadomości tego, co robił, gdy nie było jej obok. Teraz, gdy zrozumiał, że było zupełnie inaczej, przez moment poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu potężny cios w brzuch. Wciągnął łapczywie potężny haust powietrza, jak gdyby obawiał się, że ktoś za chwilę odetnie mu jego dopływ. Nigdy nie chciał jej zranić. Niestety miał nieco wypaczone wyobrażenie relacji międzyludzkich, a przez to często robił coś innego niż zamierzał.
    Co mu po tych wszystkich błękitno krwistych panienkach skoro żadna z nich nie była Evą? I dlaczego to właśnie na niej zależało mu tak bardzo?
    - Też żałuję – odparł jednak zupełnie jakby chciał zaprzeczyć swoim własnym myślom. – Zmarnowałem na ciebie zbyt dużo czasu. Czasu, którego nie byłaś warta.
    Zrobił pauzę. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedzieć dalej. Może powinien już zamilknąć? Każde słowo, które wypowiadał raniło go mocniej niż osobę, którą zranić w rzeczywistości miało.
    - Ale masz świadomość tego, że Potter też cię zostawi? – zapytał w końcu złośliwie. – Jesteś dobra na raz. Ewentualnie na dwa.
    Odkąd zobaczył ją i Jamesa wychodzących z Pokoju Życzeń nabrał głębokiego przeświadczenia, że tą parę gryfonów łączy coś więcej niż przyjaźń. A w tym wszystkim nie był pewien, co bolało go bardziej – to, że stracił pannę Reeve, czy to, że stracił ją na rzecz tego kretyna.


    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  101. - Eva Reeve - uścisnęła jego dłoń.
    Wtem rozległ się dźwięk obwieszczający, że podano do stołu. Chłopak się uśmiechnął i usiadł na chwilę obok dziewczyny.
    - To co? - spytał.
    Ta chyba nie zrozumiała pytania bo spojrzała na niego zdziwiona.
    - Chodzi mi o naszą znajomość. Myślę, ze na tym nie zakończymy. Przyjdę po śniadaniu - podebrał winogrona z ich stołu i powędrował do swojego. Nie zjadł zbyt wiele. Z uśmiechem na twarzy przyglądał się próbom młodszych kolegów, którzy starali się przemienić w wodę w alkohol. Sam tak kiedyś próbował.
    - Sa łatwiejsze sposoby - wymamrotał.
    Jako pierwszy wstał od stołu Ślizgonów. O dziwo nikt go nie zatrzymywał. Stanął przy drzwiach wyjściowych i czekał, aż Eva będzie wychodzić. Miał ochotę poznać tą dziewczynę, a na pewno nie zamierzał tak kończyć ich znajomości.

    [wiem porażka, ale nie mam pomysłu chwilowo xD ]

    OdpowiedzUsuń
  102. Lily próbowała oddychać miarowo. Nie lubiła się denerwować. Nienawidziła się denerwować. Bo zawsze w takich chwilach jej głos zamieniał się w jeden wielki pisk, ręce zaczynały się pocić, a ramiona trząść. Chociaż ramiona to już od samego początku, od wczorajszego wieczora nie chciały jej się przestać trząść. To podobno nazywa się tik nerwowy, podobno. A może było jej po prostu zimno? Bzdura! Evans próbowała skierować swoje myśli na jakikolwiek temat, byleby tylko wyrzucić z głowy obraz Pottera. Obraz wczorajszego Jamesa, gdy został oblany przez nią piwem kremowym. W kącikach jej zielonych oczy znów zaczęły zbierać się łzy, więc zaczęła szybko mrugać, byleby tylko żadna nie spłynęła po policzku.
    - Wydał mi się arogancki już na samym początku. I nadęty. – Zaczęła od razu, gdy Eva ucichła. Była zła na siebie, na niego, na nią, na wszystkich. Rzuciła jedno szybkie spojrzenie na zdjęcie trzymane w dłoni dziewczyny. Widziała jej już milion razy. I zawsze patrząc na nią zastanawiała się jak to jest, że może dogadać się ze wszystkimi, z Syriuszem, z Remusem, z Peterem, nawet z Evą, tylko nie z Jamesem! Winę zganiała na niego, a co jeżeli to w niej tkwił problem? Wszyscy uważali go za fajnego, zabawnego czarodzieja, tylko nie Lily. Chociaż.. bardzo rzadko, ale zawsze, uśmiechała się do siebie gdy opowiadał ludziom, jaki ostatnio zrobił kawał Filchowi. Ale ona oczywiście się do tego nie przyzna, o nie! – Nie było Cię wtedy w przedziale, gdy się poznaliśmy. Wiesz jak niemiło potraktował pewną osobę?! Jak możesz się teraz dziwić, że nie potrafię się do niego przekonać? Tamta osoba niegdyś była moim przyjacielem!
    Wiadomo było, że mówi o Severusie. On jako jeden z nielicznych był najbardziej prześladowany przez Huncwotów. I chociaż Evans przestała z nim rozmawiać od czasu, gdy nazwał ją szlamą.. nadal doskonale pamiętała akcję w pociągu, i to jak Syriusz z Jamesem potraktowali Snape’a.

    [Hahaha, czytałam dzisiaj tę akcję w pociągu, w rozdziale "Opowieść Księcia". Tak mi się od razu nasunęło, że napiszę o tym w wątku. XD] Lily

    OdpowiedzUsuń
  103. [dzień dobry wieczór! muszę przyznać, że mimo wielkiej chęci wątku mam taką pustkę w głowie, że olaboga, aż się lepiej nie przyznawać. ;-; a z doświadczenia wiem, że wątki damsko-męskie wychodzą mi lepiej, także skłaniam się ku Bastianowi, lecz... no wiesz. daj mi czas do jutra, ferie mam, to i pomysł powinien przyjść szybko, a jeśli Tobie wpadnie coś konkretnego do głowy, nawet i krótkiego, pisz pod kartą, to rozwinę i zacznę! ostatecznie będziemy kminić razem, chociaż sądzę, że jak się prześpię, to rano coś mi się pod czupryną utworzy. :>]

    OdpowiedzUsuń
  104. Lily próbowała się wybronić najlepiej jak potrafiła, ale nie mogła. Wolała już zakończyć tę wymianę zdań, która bez problemu można nazwać kłótnią. I to wszystko tylko przez jedną imprezę! Gdy nie ona to wszystko byłoby po staremu. Następnym razem Evans zdecydowanie nie da się ponieść emocjom i zostanie w dormitorium. Ale to i tak niczego nie zmieni, bo co się stało się nie odstanie, a to co zrobiła, nagle nie pójdzie w zapomnienie. Niestety.
    - A on mnie nie nazywa po nazwisku, co?! Zawsze byłam Evans! Evans to, Evans tamto! – Zacisnęła dłonie i gniewnym wzrokiem spojrzała na dziewczynę. Wybuchła, nie wytrzymała, wystarczyło kilka słów. Miała wielką ochotę wyjść z tego pomieszczenia trzaskając drzwiami i już nigdy tu nie wracać. Teraz była już pewna, że wszyscy Gryfoni przysłuchiwali się tej rozmowie. Poza ich głosami już od jakiegoś czasu nie było słuchać nic. Zupełna cisza. Rozluźniła palce dopiero, gdy usłyszała dalszy ciąg słów Evy. Była zdziwiona? Zła? Smutna? Nie potrafiła się nawet określić, bo.. dziewczyna uderzyła w jakiś czuły punkt i spowodowała, że Evans znów poczuła się jak skończona idiotka. – Tyle, że ja nigdy się nad nikim nie znęcałam, w przeciwieństwie do niego! Daje sobie ze mną spokój? Świetnie. W końcu może będzie mógł stworzyć wspaniały związek ze swoją przyjaciółką!

    OdpowiedzUsuń
  105. [ W takim razie to ostatnie zdanie zamieniam na: * Bardzo się z tego powodu cieszę.
    Hahahah. XD Ale musisz mi wybaczyć, to przez tę jutrzejszą podróż. XD]

    OdpowiedzUsuń
  106. Chyba każdy ceni sobie w życiu pewne permanentne rzeczy. Chociażby właśnie jak przyjaźnie, na które James nie miał co narzekać. Od zawsze był osobą, która uwielbiała towarzystwo, dlatego nic dziwnego, że ciężko go spotkać bez większej grupy. Ale co on by zrobił bez Huncwotów (których swoją drogą niewtajemniczeni nazywają bandą Pottera) no i bez Evy oczywiście? Zginąłby w tym marnym świecie, pewnie nawet nie wiedziałby, gdzie są jego okulary! [xD]
    Och, Rogaś i alkohol w sytuacjach kryzysowych, to zdecydowanie kiepskie połączenie. Stąd te filozoficzne pytania, które krążyły mu po głowie. No kiedyś przecież jego nieprzeciętny intelekt musiał być aktywny, prawda?
    Effy zarobiła za to kolejnego kuksańca w bok. - Uwierz mi, praktyki to ja miałem dość sporo. - Poruszył zabawnie brwiami i posłał jej nieznaczny uśmiech. Cholera, chwila zapomnienia, jeden pocałunek z kimś bliskim jego sercu, chociaż nie w ten sposób co Evans (a może jednak?), i od razu poprawił mu się humor. Miał gdzieś pieprzoną rudą złośnicę, bo miał koło siebie chyba najlepszą dziewczynę, jaką spotkał w życiu. Z Evą było prościej, o wiele prościej. Byli dla siebie, kiedy się potrzebował, rozumieli się bez słów, śmiali się z tych samych dowcipów. Czemu miłość nie mogła być tak prosta jak przyjaźń?
    - Chyba trzeba wracać, nie sądzisz? - Te słowa mu ledwo przeszły przez gardło, w końcu było mu tu tak dobrze, poza czasem i przestrzenią, z dala od wszystkich problemów. Tyle, że James nie byłby sobą, gdyby pozostał w ukryciu.

    OdpowiedzUsuń
  107. [chyba nie musisz czekać do rana. coś tam mam, o dziwo.
    W nieokreślonej przeszłości Ślizgońska prefekt, typ wrednej okularnicy ślepo zapatrzonej w szkolny regulamin, przyłapuje Bastiana w dziale Ksiąg Zakazanych i zaciąga za ucho do opiekuna Ravenclawu, coby wymierzono mu zasłużoną karę i nawet sam Bastek nie ma jak się wyplątać z zaistniałej sytuacji. I tu wkracza Mary, której szatańskimi sposobami udaje się wyswobodzić chłopaka z rąk wrednej prefekt, a tym samym Bastian czy chce, czy nie, zaciąga u niej dług wdzięczności. Tak się składa, że Mary chowa w serduchu jakieś głębsze uczucia do Krukona, o czym nikt nie wie, w każdym razie wymyśla, żeby w ramach odwdzięczenia się Bastian dał jej parę lekcji latania na miotle, bo nigdy nie wyróżniała się specjalnie na tym polu. Na jednej z takich lekcji, nie wiadomo jak, gdzie i kiedy zapomina się i Go całuje, co uważa za największą głupotę i upokorzenie swojego życia, a tym samym koniec ich znajomości. Czas mija, Mary chowa się przed Bastkiem jak może, ale obydwoje są na szóstym roku, więc tak czy siak spotykają się na niektórych lekcjach no i mógł się im przydarzyć jakiś wspólny projekt, opiekowanie się zwierzakiem na ONMS dla przykładu. byłoby cholernie niezręcznie, szczególnie ze strony Mary, ale ja tak lubię. :>
    co o tym myślisz? da się coś z tego zrobić? co do stosunku Bastiana do Mary to oczywiście droga wolna, Ona sama ma swoje słabości i cóż, chłopak będzie jedną z nich, najpewniej. c:
    a co do Effy i Mary to z pewnością mieszkają razem w dormitorium, także łączyłyby je raczej jakieś szersze relacje, których jednak teraz nie wykminię, bo to u góry to moje maksimum na dzisiaj, wybacz. ;-;]

    OdpowiedzUsuń
  108. Miał wrażenie, że ktoś przetransmutował korytarz w kriokomorę – tak bardzo ochłodziło się powietrze wokół nich. Otworzył szerzej oczy i w milczeniu wysłuchał wszystkiego, co miała mu do powiedzenia.
    Pozostawał niemal całkowicie niewzruszony wciąż utrzymując pewną postawę ciała i przylepiony do twarzy, cyniczny uśmiech. To, że docierało do niego to, co próbowała mu przekazać Gryfonka poznać można było tylko po jego twarzy, z której z każdą sekundą coraz bardziej odpływały kolory, by w końcu pozostawić na niej barwę niezamalowanego płótna.
    Po co w ogóle zaczynał tą konwersacje? Mogli się rozejść – każde w swoją stronę i zostawić wszystko tak, jak ułożyli to niemalże rok temu. Wytknął sobie w myślach głupotę, zmarszczył czoło i zrobił jedyną rzecz, która wydawała mu się sensowna – schylił się i podniósł różdżkę, która już od dłuższego czasu leżała u jego stóp.
    - To po co tu jeszcze jesteś? – zapytał prostując plecy.
    Coś strzeliło mu w kręgosłupie i syknął z bólu. Chyba odezwała się stara kontuzja, której nabawił się obrywając tłuczkiem podczas jednego z meczów. Schował różdżkę do kieszeni, a rękę oparł na plecach, by w ten sposób podtrzymać ich prostą postawę.
    Starał się przybrać obojętny wyraz twarzy, ale nie był pewien czy ból – zarówno fizyczny, jak i psychiczny, mu na to pozwolił.
    - Idź do nich – zaczął zbolałym tonem mając na myśli ludzi nazywanych przez Evę „przyjaciółmi”. – Idź i powiedz, jaki ze mnie skurwiel, jak bardzo nie zasługuję na miano człowieka i jak bardzo masz mnie dość.
    Zamilkł bo zdał sobie sprawę z tego, że z każdym słowem jego głos staje się coraz wyższy. Nie będzie robił z siebie kastrata. Poza tym z całej siły nie chciał pokazać jej, jaki wpływ ma na niego ta rozmowa.
    - No idź! – rzucił po chwili, bo Reeve nie ruszyła się z miejsca.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  109. Był do tego stopnia pochłonięty własnymi myślami, że nawet nie zorientował się ile czasu minęło między tym, jak Reeve odeszła, a tym, gdy sam ruszył się z miejsca.
    Kochał ją. Ta myśl była czymś równie innowacyjnym, co przerażającym. Kochał ją tak bardzo, że niemal spalało go do od środka. Niszczyło go. Uczucia to słabość. Musi zdusić to w sobie, jak najszybciej. Musi o niej zapomnieć, bo ona nigdy nie będzie należała do niego. Sama powiedziała, że jest cała rzesza osób, które ceni bardziej.
    Powoli przeszedł kilka metrów. Ból w plecach z każdą sekundą stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Promieniował wzdłuż całego kręgosłupa i niemal paraliżował nogi. Dotarł do schodów prowadzących na wyższą kondygnację zamku i opadł na nie ciężko.
    W głowie błąkała mu się myśl o tym, że chętnie napiłby się Ognistej Whisky. Tak, solidna porcja alkoholu z pewnością ukoiłaby ból. Już miał podnieść się z miejsca i ruszyć po jedną z butelek, które miał skrzętnie ukryte w dormitorium, gdy rozległy się kroki i zza zakrętu wyłoniła się… Eva.
    Czy on dzisiaj się od niej uwolni? Spąsowiał na twarzy i wygodniej rozsiadł się na schodach uniemożliwiając jej tym samym przejście. Działał wbrew logice – chciał się uwolnić od jej towarzystwa, a jednocześnie robił wszystko by jak najdłużej zatrzymać ją obok siebie.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  110. Droga powrotna minęła mu niezwykle szybko, a z każdym krokiem czuł się coraz bardziej, jakby wracał do rzeczywistości po cholernie długich wakacjach. Tak, jakby nie miał ochoty zaczynać od nowa rutyny, bo był rozleniwiony zbyt długą przerwą. Ale nie mógł tchórzyć, ani w sprawie Lily i jego podjętej wcześniej decyzji, ani w sprawie Evy, która no cóż... nie była jeszcze określona w żaden konkretny sposób. Był jednak pewien, że wszystko nakreśli się mniej lub bardziej wyraźnie, gdy pojawi się poranny poalkoholowy ból głowy.
    Teraz jednak miał ochotę tylko rzucić się do swojego łóżka i spać, spać długo, najlepiej do wiosny, a później nie przejmować się niczym poza Pucharem Quidditcha.
    - Wiem. - Przytaknął, również ściskając jej dłoń, a Gruba Dama patrzyła na nich z wyczekiwaniem i niemą skargą we wzroku. James podejrzewał, że oszczędziła sobie kazania tylko dlatego, że byli którymiś z kolei uczniami, którzy po ciszy nocnej włóczyli się po Hogwarcie. Tak więc zaraz po podaniu hasła, wpuściła ich bez słowa do Pokoju Wspólnego. Impreza już się skończyła, to był pierwszy wniosek, do jakiego Rogacz doszedł przy swoim spowolnionym trybie myślenia. Wszystkie fotele i podłoga były pozajmowane przez upitych Gryfonów, którzy spali już od jakiegoś czasu. Pociągnął Evę za rękę, omijając slalomem porozwalane po podłożu bezwładne cielska, a gdy znaleźli się przy schodach prowadzących do dormitoriów, zatrzymał się na chwilę.
    - Będzie dobrze, musi być. - Wyszeptał, pochylając się nad nią. Miał ochotę po raz kolejny pocałować ją w usta, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i przycisnął swoje wargi do jej czoła. - Śpij dobrze. - Dodał jeszcze i ruszył w kierunku swojego dormitorium.

    OdpowiedzUsuń
  111. - Rusz się – powiedziała krótko najwyraźniej zrozumiawszy, że jednak nie uda jej się przejść obok Ignotusa bez jego dobrej woli.
    Uśmiechnął się. Rumieńce powoli zaczęły spływać z jego twarzy. Był pieprzonym masochistą – przebywanie w obecności dziewczyny sprawiało mu ból, ale przewrotnie robił wszystko by ich spotkanie nie dobiegło końca. Najpierw przeciągał sprzątanie, później zatrzymał ją pod klasą, a teraz wygodnie rozsiadł się na schodach i bynajmniej nie miał zamiaru przesunąć się, choć o centymetr.
    To nie doprowadzi do niczego dobrego. Podpowiedziała mu wewnętrzne superego, ale chłopak zepchnął tą racjonalniejszą część swojej osobowości, gdzieś w głąb świadomości.
    - A co jeśli tego nie zrobię? – zapytał.
    Znowu prowokował, ale czuł tak bezdenną pustkę w sercu, że niczego nie pragnął równie mocno, jak tego by ją zapełnić. Choćby złością. A może w końcu dziewczyna zrobi coś takiego, że sprawi, iż chłopak ją znienawidzi? Chyba łatwiej byłoby mu ją nienawidzić niż kochać. Miłość jest trudniejsza, bardziej skomplikowana, a świadomość, że Eva jest tak blisko niego i nigdy już nie będzie należała do niego rozrywała jego duszę na kawałeczki.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  112. „To sobie posiedzimy”? Serio? Tak po prostu?
    Myślał, ba!, był przekonany, że dziewczyna bardziej będzie walczyć o to, by wydostać się z lochów. Lekko zmieszany poprawił włosy i nie zastanawiając się zbyt długo zsunął z jednego schodka by usiąść obok niej.
    Zdawało mu się, że zadrżała, gdy znalazł się tak blisko, ale mógł sobie to tylko wyobrazić. Przekręcił głowę i spojrzał jej w oczy.
    - Wiesz… - zaczął i od razu zrobił krótką pauzę - … to co powiedziałem przed klasą Slughorna… Ja wcale tak nie myślę. Po prostu czasem mówię rzeczy, które nie są prawdą. Ślizgońska natura.
    Nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia skierował wzrok na podłogę.
    - Chciałem żebyś wiedziała, że każda sekunda z tobą przynosiła mi szczęście. – Z jakiegoś powodu postanowił zdobyć się na szczerość. – Każda minuta była wyjątkowa. Nie przerywaj mi. – Trzy ostatnie słowa wyrzucił z siebie szybko, gdy zorientował się, że Reeve pragnie coś odrzec. – Daj mi powiedzieć.
    Westchnął głośno i oparł twarz na dłoniach, a te z kolei podparł o kolana. Dziwaczna konstrukcja, w której ukrył twarz sprawiła, że wypowiadane prze niego słowa były nieco wytłumione, ale nie na tyle by nie dotrzeć do uszu dziewczyny.
    - Dawałaś mi tak wiele szczęścia, że po prostu… Ciężko było pogodzić mi się z myślą, że nie jestem dla ciebie równie ważny, jak ty dla mnie. A ty stałaś się dla mnie niemal wszystkim. Czasami miałem wrażenie, że jesteś w moim krwioobiegu, jakby ktoś wstrzyknął cię w moje żyły. Jakbyś stała się częścią mnie. Częścią mnie, bez której nie mogę żyć. – Zdania wyrzucał z siebie chaotycznie. Chciał powiedzieć jej tak wiele rzeczy, a nie wiedział, od której zacząć. - Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nic podobnego. Być może, dlatego nie wiedziałem, jak się zachować. Być może z tego powodu pozwoliłem na to, by ktokolwiek mógł stanąć między nami…
    Podniósł głowę.
    - Ale dla ciebie to wszystko… Mrzonka bez znaczenia. Chwilowa zabawa. Gierka. Pojawiał się on. – Nie potrafił wymówić nazwiska „Potter”. Nie podczas tej przemowy. – I biegłaś jak na skrzydłach. Zawsze byłem w rywalizacji z nim o twoje względy na przegranej pozycji. Zawsze wybierałaś jego. Ale już czas bym pogodził się z tą porażką. – Przełknął ślinę. - Wiesz Reeve, od dziś będzie tak jakby nic między nami nie zaszło. Odpuszczę sobie i tobie. Z szacunku do tego, co nas łączyło postaram się o tym zapomnieć.
    Podniósł się z miejsca i dotknął delikatnie dłonią twarzy Gryfonki, a następnie nachylił się i złożył na jej ustach krótki pocałunek.
    - I tobie radzę zrobić to samo.
    Okręcił się na pięcie i ruszył w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  113. [postanowiłam, że jednak nie skończy na schodach bo znowu trafi do skrzydła szpitalnego xd]

    Dziewczyny znalazły się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie zebrał się najprawdopodobniej cały dom. Uczniowie coraz bardziej popadali w panikę. W końcu Effy kazała Chan wyjść na zamek, a sama zaczęła uspokajać tłum ludzi. Blondynka kiwnęła głową, po chwili karcąc się w myślach, że i tak tego nikt nie zauważył. Dziewczyna ruszyła w stronę portretu, który puścił ją tak jak zwykle. Chan mając nadzieję, że w innych korytarzach będzie inaczej, zawiodła się. Dalej było tak samo ciemno, jak wcześniej. Blondynka zamieniła się w sowę i ruszyła na przeszukiwanie budynku. W tej postaci widziała normalnie, sowie oczy są o wiele lepiej przyzwyczajone do ciemności. Latała pod sufitami, przyglądając się pomieszczeniom z góry. Minęła pobudzonych nauczycieli, starających się dotrzeć do uczniów wieżach. Dziewczyna minęła też jakąś nieznaną jej postać. Zniżyła lot chcąc rozpoznać osobą, ale ktoś jakby spodziewał się jej ruchu i nagle mignęło czerwone światło. Sowa natychmiast skręciła tym samym ratując się przed przyjęciem uroku. Zawróciła, próbując uciec przed nieznajomym. Na szczęście nikt nie zaczął gonić Chantelle, ale dla swojego własnego bezpieczeństwa postanowiła wrócić do Pokoju Wspólnego. Chciała podzielić się wiadomościami z Evą. Chciała też się dowiedzieć, czy udało jej się opanować uczniów. Blondynka uznała ją za odpowiedzialną dziewczynę, przy okazji zyskując kolejną odpowiedź na to, dlaczego mianowali ją prefektem. Przy portrecie Grubej Damy zamieniła się w postać ludzką, a kiedy miała podać hasło usłyszała za sobą czyjś ostrożny chód. Chan odwróciła się natychmiast i wyjęła różdżkę. Wyczarowała z niej światło i kierowała przed siebie. Eva zapewniała, że jeżeli ogarnie panikę w ich wierzy znajdzie Chantelle.
    - Effy?

    OdpowiedzUsuń
  114. [Coś mi nie idzie odpisywanie na ten wątek, co, mam nadzieję, mi wybaczysz. Może damy radę wymyślić coś nowego?]

    Jane Leavitt

    OdpowiedzUsuń

  115. [Przepraszam za to poniżej. . . ]
    Gdy przemierzał kolejne korytarze czuł się zupełnie jakby był pijany/ To co zrobił przed chwilą było jedną z najprawdziwszych rzeczy, na jakie kiedykolwiek się zdobył. Na moment zerwał z siebie maskę obojętności, odrzucił konwenanse i był po prostu sobą.
    Ktoś powiedział kiedyś, że prawda wyzwala, ale on czuł się zupełnie tak jakby było całkiem inaczej. Jakby szczerość, na którą się zdobył go spętała, do cna obnażając to w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł.
    W głowie mu wirowało i cieszył się, że zna lochy niemal na pamięć, bo bez tego raczej nie udałoby mu się w tym stanie dotrzeć do Pokoju Wspólnego. Kiedy dotarł do magicznego przejścia spotkał tam Liv, swoją… dziewczynę.
    Prawdę mówiąc już od jakiegoś czasu planował zakończyć tą parodię związku, ale jakoś nie było okazji. Skoro jednak dziś zdobył się już na tak wiele i wyznał Evie, co naprawdę czuje, powinien chwycić byka za rogi i rozwiązać również tę sprawę. Złapał Liv za rękę i poprowadził w głąb korytarza, by porozmawiać na spokojnie. Jednak ona źle zinterpretowała jego zamiary. Niemal natychmiast oplotła go niczym Diabelskie Sidła przywierając doń całym ciałem. Przez chwilę chciał ją odepchnąć, ale… W zasadzie, dlaczego miał odmówić sobie odrobiny przyjemności? W imię czego? Przycisnął, więc dziewczynę mocniej do siebie i pozwolił ponieść się chwili.
    I pewnie by poniosła by go poza granice świadomości, choć na te kilka sekund, gdyby ktoś nie przeszkodził mu i Liv. Już miał kazać tej osobie spadać i ponownie oddać się cielesnym rozkoszom, gdy zobaczył, że jest nią nie kto inny jak Eva, która najwyraźniej po ich rozmowie ruszyła jego śladami. Nim zdążył się odezwać okręciła się na pięcie i pobiegła w przeciwnym kierunku. Przez moment chciał ruszyć za nią, ale niemalże natychmiast czrozumiał, że to bez sensu. Nic nie łączyło go już z Gryfonką i powinien przestać odczuwać moralny obowiązek tłumaczenia się jej z czegokolwiek.

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  116. [Wow! Ile tu u Ciebie komentarzy :o]

    Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swoich "dzieł".
    - Ze mnie raczej artystki nie zrobisz - zaśmiała się. - Moim najbardziej udanym rysunkiem jest "wielki bazgroł". Jedyne co umiem namalować... A co do eliksirów - to czysta przyjemność. I dodatkowo powtarzam sobie - wzruszyła ramionami. - Miałyśmy iść do Pokoju Wspólnego... Twojego czy mojego? - oczy nieco chciwie błyszczą jej na samą myśl o babeczkach

    OdpowiedzUsuń
  117. Jack powitał dziewczynę szerokim uśmiechem. Jeszcze na szybko przeanalizował swoje pomysły i oderwał plecy od framugi drzwi.
    - Śniadanie smakowało? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.
    - Mam nadzieję, że tak, bo chciałbym ci zaproponować spacer do wrzeszczącej chaty. Jakby co to mam parę asów w rękawie i nie będzie to "sztampowy" spacerek - posłała jej przyjazny uśmiech i zaczął miętolić w dłoni, która była schowana w kieszeni, kawałek jakiegoś papieru.
    - Oczywiście nie musisz się zgadzać, jednak myślę, że to byłaby najrozsądniejsza z moich propozycji, bo nie mówię, że nie mam więcej pomysłów. Możesz woleć piwo kremowe w Hogsmeade? Dobrze to mówię? Albo - uśmiechnął się zawadiacko - spacer nad jezioro - wyraźnie oddzielił każde słowo pochylając się ku dziewczynie.
    Ona z uśmiechem odepchnęła jego twarz. Zaśmiała się, a z mimiki można było zinterpretować jedno słowo - wariat.
    - Może to i nie byłoby zbytnio interesujące - nie pozwalał jej dojść do słowa - jednak myślę, że kaczki równie dobrze puszcza się w świetle słońca, co w poświacie księżyca - zaśmiał sie entuzjastycznie - To co? Gdzie idziemy?
    Nawet nie dał jej możliwości zupełnego odrzucenia jego propozycji. Myślał do tego, że ona doskonale rozumie, iż jej nie odpuści.

    OdpowiedzUsuń
  118. Mam pytanie: byłaś może na jakimś onetowskim Hogwarcie? Bo znajoma strasznie się wydajesz, jednak nie mam pojęcia skąd Cię znam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam z tą postacią na Hogwart2022 :)

      Usuń
    2. Ale praktycznie dwa lata temu :) I jeszcze wcześniej Sophie Lefevre aka niewypał i z taką inną jeszcze Elizabeth aka niewypał 2 :)

      Usuń
  119. Wdychał zapach starych książek i atramentu roznoszący się po całym pomieszczeniu już od dobrych dziesięciu minut. O tak późnej godzinie w bibliotece zaszywali się już tylko jednostkowi przedstawiciele zapamiętałych miłośników książek lub szkolnych kujonów, więc Drew bez trudu odnalazł wolny stolik, na którym rozłożył akcesoria potrzebne do „zajęć”: szkicownik oraz zestaw nowiutkich ołówków.
    A teraz czekał.
    Czas wlókł mu się niemiłosiernie. Jedyne jego urozmaicenie stanowiła wewnętrzna debata, którą toczył sam ze sobą, przedstawiając argumenty dotyczące na przemian potencjalnego przyjścia lub nieprzyjścia Evy.
    - Nie przyjdzie, nie ma bata - mówił zdecydowanie jeden głos - Na pewno nie wzięła tego na poważnie, a nawet gdyby, to nie starczy jej dystansu i odwagi, żeby wziąć udział w Twojej grze.
    - To, że połknęła haczyk i w grze jak najbardziej startuje, pokazała już wczoraj, odwalając scenę ze zmasakrowanymi owocami - przekonywał głos-oponent - Tak samo jak ty nie może żyć bez waszych prywatnych potyczek, chociaż nigdy się do tego nie przyzna. Nie przepuści okazji na kolejną porcję kreatywnych uszczypliwości. Zaraz tu będzie.
    Drew nie potrafił wyjaśnić, czemu - w końcu ludzie zazwyczaj unikają słownych konfrontacji, a nie do nich lgną - ale miał nieodparte przeczucie, że racja leży po stronie głosu numer dwa.
    A może odpowiedniejszym stwierdzeniem byłoby, że miał taką nadzieję?

    [Wyjątkowo nic się nie dzieje, no ale wiadomo, mały wstępik. Chwila oddechu ;D]

    OdpowiedzUsuń
  120. [ AAA! Przeczytałam i zapomniałam! Bardzo, bardzo przepraszam za nieświadome zignorowanie. Witam, witam :)
    Wątku chce jak najbardziej. Z pomysłami ciężko, bo masz chyba najdłuższe karty tutaj z tego co przejrzałam, a jestem strasznie rozkojarzona i nie przeczytałam ich dokładnie. Ale już myślę...
    Co do Evy:
    Trochę ciężko, bo nie ogarnęłam jej opisu (wina nieuważnego czytania + zakupowego szaleństwa, jutro przeczytam uważnie jeszcze raz). Pomysł przyszedł mi do głowy taki, że jej kotka mogłaby chcieć zjeść myszki Lenki. Wiem, nie jest to nic wielkiego, ale jakby co jutro mogę jeszcze pomyśleć.
    Co do Bastka, dobrze wyczytałam na Shoutboxie, że to "play-boy" i wszystkie do niego lgną? Co Ty na to żeby odwrócić role i na jakiejś imprezie, upity Bastek "lgnął" do Lenki, ale ona nie bardzo by miała na to ochotę. Chyba, że masz za dużo wątków na tego typu temat wtedy mogliby być sąsiadami od dzieciństwa, albo często trafiać do kozy za nieodpowiedni stosunek do nauki, czy nauczycieli. Albo mógłby na przerwie iść do klasy z transmutacji, gdzie latałyby wyczarowane osy, spanikowałby, a Lena by tam była.
    Nic więcej nie jestem w stanie wymyślić. Przynajmniej nie teraz ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  121. [ Ja tam do długich kart nic nie mam, tylko aktualnie jestem zbyt rozkojarzona :)

    Też jestem kiepska w damsko-damskich i dlatego zrobiłam z Lenki lesbijkę, żeby nad tym popracować. Trzeba tylko wymyślić tą skomplikowaną relację, żeby nam się nudno nie zrobiło.

    Co do Bastka: shoutbox nigdy nie kłamie! Ale rozumiem o co ci chodzi, stąd też moje inne propozycje. Podoba mi się opcja z nieznoszeniem się, dlatego, chyba nie zostało nic jak tylko zacząć wątek, prawda?

    Znikam na półtorej godziny. Wymyślisz w tym czasie relację pomiędzy dziewczynami, albo zaczniesz wątek z Bastkowo-Lenkowy? ]

    OdpowiedzUsuń
  122. [ Pff... Najłatwiej wszystko zrzucić na nową! :P Pomyślę, pomyślę. Wątek zacznę, ale nie obiecuję relacji, bo jeszcze nie rozgryzłam Evci i jej charakteru ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  123. Eva swoim myśleniem trafiła w sedno - Lily cholernie zależało, ale dopiero wczoraj wieczorem, po opuszczeniu imprezy to zrozumiała. Zawsze jej zależało, ale zachowywała się jakby nigdy nic ukrywając wszystko przed innymi, ale głównie przed samą sobą. Nie chciała żeby dziewczyna ją rozszyfrowała, ale wiedziała że nie udało jej się niczego ukryć. Nie dość, że głos niemiłosiernie jej drżał, to jeszcze dochodziły do tego inne tiki. Była bliska.. rozklejenia się na dobre. Rozklejenia się przed przyjaciółką Rogacza. Pięknie Evans, pięknie!
    Spróbowała unormować chociaż swój oddech, a także rozluźniła palce i nie stała już tak prosto jak struna. Było jej gorąco, czuła że jej policzki są czerwone, bo twarz płonęła żywym ogniem. I wcale w polepszeniu jej wyglądu nie pomogła ruda szopa.
    - Ale już jest za póxno. - Zniżyła swój głos aż do szeptu. Zwracała się do Effy, ale wydawało jej się że mówi do samej siebie. - Już nie będzie sytuacji, w których mogłabym popełnić takie błędy.
    Uwierzyła, całą sobą uwierzyła w słowa Jamesa Pottera i czuła się z tym faktem okropnie. Zdała sobie sprawę z tego że to wszystko, jego decyzję zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie. Nikomu innemu.
    - Przepraszam, nie powinnam tak wcześniej krzyczeć. Masz rację. - Odeszła parę kroków i usiadła miękko na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Haha, dziękuje!:) Muszę powiedzieć, że Eva mnie zaintrygowała i z przyjemnością czytało się twoją kartę. Tylko nie mam pojęcia jak mogliby się spotkać. Może uciekłby jej kot, a Dante by go znalazł i wszystko jakoś by się potoczyło. Hmm, skoro pisałaś, że Eva jest dosyć wścibska to może przyłapałaby go na...na czym właściwie? Haha. Przepraszam, może ty wymyślisz coś lepszego:(]

    OdpowiedzUsuń
  125. [Mogliby być dobrymi znajomymi. Nie gadaliby ze sobą tak często, ale w pewnym sensie Dante by ją lubił ponieważ on chyba nikogo nie darzy jakimś specjalnym uczuciem:D A wiesz już na czym mogłaby go przyłapać?]
    Dante

    OdpowiedzUsuń
  126. Kiedy Michaił wychodził ze szkoły, było jeszcze ciemno. Słońce do swojego wschodu miało jeszcze nieco ponad godzinę, a mimo, że była sobota, młody pan Iwaszkow był już na nogach i właśnie prowadził intensywną rozgrzewkę przed wrotami do zamku, rozciągając się we wszystkie strony i obserwując, wciąż jeszcze mętnym po śnie wzrokiem, obłoczki pary wydobywające się z jego ust. Było zimno, ale nie za zimno. Dla Miszy nigdy nie było za zimno, nawet kiedy spędzał święta Bożonarodzeniowe w swoim rodzinnym domu. Chłód i mróz nie był obcy zarówno jego ciału, jak i duszy.
    Rozejrzał się wokół i dostrzegł znajomą, chudą istotkę idącą w stronę jeziora. Najwyraźniej była tu przed nim kilka minut wcześniej, co zdziwiło go niesamowicie. Effy wstająca tak wcześnie w sobotę? Zjawisko wprost niespodziewane. Pobiegł truchtem w jej stronę i wkrótce ją dogonił. Mróz powoli otrzeźwiał go i kiedy zrównał się z panną Reeve był już całkowicie przytomny.
    -Cześć, Effy – powiedział, rzucając jej przelotny uśmiech i wzrokiem badając jej bladą cerę, która niemal zlewała się z leżącym wokół śniegiem. – Jakim cudem byłaś tutaj dzisiaj wcześniej ode mnie?

    OdpowiedzUsuń
  127. Wewnętrzną debatę Drew przybierającą coraz ostrzejszy przebieg przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał w tamtym kierunku, zmuszając do poruszenia się jedynie gałki oczne i powieki. Postanowił nie powstrzymywać uśmiechu, który mimowolnie wypłynął na jego usta, choć Eva lawirująca między stolikami najwyraźniej używała całej siły woli, by nie okazać żadnych oznak najmniejszej nawet radości. Przyszło mu na myśl, że mimo to, w środku musiała cała gotować się z podekscytowania na ich wspólną "lekcję". Inaczej wcale nie fatygowałaby się skorzystaniem z jego wczorajszej propozycji.
    Chciał dać popis swojej szarmanckości, oduwając dziewczynie krzesło, lecz ona ubiegła go, nim porządnie nawet zdążył podnieść się ze swojego.
    - Dzień dobry, profesorku - rzuciła pogodnie.Pojedynek bezczelny Burrymore vs. rozkosznie uszczypliwa Reeve, runda druga - czas rozpoczynać.
    - Witam moją "rozpaczliwie potrzebującą uzupełnienia kolosalnyc braków" uczennicę. - bez chwili zwłoki przeszedł do ofensywy - Przy takich zaległościach liczy się każda sekunda, także proponowałbym nie tracić czasu na pogaduszki i natychmiast brać się do pracy. Masz tutaj arkusz ćwiczeniowy. Proszę, wybierz sobie jeden z tych optymalnie zatemperowanych ołówków - nakreślił ręką półkole w powietrzu, prezentując szereg równiutko ułożonych przyrządów rysowniczych niczym przykładny sprzedawca reklamujący towar - i zaczynajmy.
    Nieprzeczuwająca podstępu Effy pewnym gestem sięgnęła po leżący z prawego brzegu ołówek. Lecz kiedy ten wyślizgnął się z jej dłoni i spadł z cichym stuknięciem z powrotem na blat stolika, malujący się dotychczas na twarzy dziewczyny wyraz wyższości natychmiast ustąpił chwilowemu zdezorientowaniu.A Drew natychmiast chwycił byka za rogi.
    - Auć, nie spodziewałem się, że jest aż tak źle, naprawdę. Chyba pokładałem w tobie zbyt wielkie nadzieje ze względu na naszą długoletnią znajomość. Ale spokojnie, zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś wyszła na ludzi. Na ludzi, którzy, trzymając ołówek, nie stanowią śmiertelnego zagrożenia dla reszty społeczeństwa. Słowo.
    O tak. Dzięki efektywnej pomocy odrobiny magicznego cuda, zwanego potocznie wazeliną, po pierwszym starciu Drew miał już niemal pewność zakończenia tego pojedynku poprzez nokaut.

    [Z Bastusiem szachy, z Evą - boks, bo dlaczego by nie? ;D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Sorry za wszystkie defekty tego tekstu pod względem formy, ale po aktualizacj androida nie potrafię zapanować nad moim telefonem i straciłam nerwy, zanim wszystko poprawiłam xd]

      Usuń
  128. Kolejny dzień po feralnej imprezie James spędził w łóżku, z jednej strony męczony przez okropny ból głowy, z drugiej natomiast przez natłok myśli, który potrajał to cierpienie. Miał ogromny problem z określeniem tego, co właściwie czuje odnośnie poprzedniego wieczoru. Z jednej strony wciąż miał przed oczami obraz Lily wylewającej na niego alkohol, a z drugiej, gdy tylko go odgonił, pojawiały się duże, przenikliwe oczy Evy. Cholera Potter, w co ty się znowu wplątałeś?
    Oczywiście reszta Huncwotów zwaliła jego humor, tego i następnego dnia, i jeszcze w kolejnych, na kłótnie z Evans, co zresztą było zrozumiałe. W końcu nie mieli zielonego pojęcia co się wydarzyło, gdy Rogaś wyszedł z Pokoju Wspólnego, a co za tym szło, nawet im się nie śniło, żeby wplątywać w to Effy. No a James nie miał zamiaru uświadamiać ich w ogromie jego problemu, bo wiedział, że wróży to nie tylko kazanie ale i dodatkową dawkę kłopotów.
    Po rozmowie z Lily poczuł się jakby trochę lepiej. Okej, może i dziewczyna coś w nim ruszyła, bo nie przegapił tego, ze zaczęła jakby inaczej na niego reagować i to zaledwie po niecałych dwóch dniach milczenia. Tyle, że ona na prawdę miał dość tych wszystkich upokorzeń, dlatego mimo że wciąż jego serce rosło na widok rudzielca, trwał uparcie w swojej decyzji.
    I tu wszystko wraca do panienki Reeve... Miał wrażenie, że porozmawianie z nią sam na sam stało się nagle celem wręcz nieosiągalnym. Po kilku dniach mijania się i posyłania sobie jedynie spojrzeń, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Musieli ustalić, na czym stoją, mimo że Potter wciąż nie był pewny, co o tym wszystkim sądzi. Wiedział jedynie, że cholernie podobało mu się to, co stało się w Pokoju Życzeń i że nie był to jedynie bezuczuciowy pocałunek wywołany alkoholem i uczuciem odrzucenia.
    Podrzucił jej liścik informujący o spotkaniu, a później cały dzień starał się ukryć to, że jest cholernie zestresowany.
    Piętnaście minut przed umówionym spotkaniem był już w sowiarni, wziął ze sobą Mapę Huncwotów, aby przez cały czas mieć na oku, kto się zbliża. Nie chciał, żeby ktokolwiek im przerywał, dopóki nie skończą.
    Eva nie zawiodła go i zjawiła się punktualnie. Szczerze powiedziawszy, gdy tylko stanęła w drzwiach, jego język jakby zawiązał się w supeł i udało mu się wyrzucić z siebie jedynie krótkie: - Cześć.
    Nie wiedział jak się zachować, bo nie miał pojęcia jaki brunetka ma stosunek do sytuacji. On już mniej więcej wiedział jak to widzi, a może tylko mu się wydawało? Musieli wszystko sobie wyjaśnić, nie było innego wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  129. [inaczej się do Ciebie nie dostanę :D MAM PYTANIE CO DO EVYYYYYYYYYY co dalej robimy? bo zaczęłyśmy rozmawiać o nowych wątkach, a tu potem dupa :C
    Także przypominam o sobie!]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  130. Osiągnęła swoje, parsknął śmiechem słysząc, jak Effy rozpoczyna rozmowę. Akcja ze ślubem już do końca życia miała pozostać w jego pamięci, tak jak wiele innych wspaniałych numerów, które udało im się wszystkim razem wywinąć. Byli wspaniałymi przyjaciółmi, ale czy to mu wciąż WYSTARCZAŁO? Tego właśnie nie był pewien. Szczerze powiedziawszy, na prawdę nie musiała kończyć tego zdania, bo on doskonale rozumiał, co brunetka miała na myśli.
    Niewiele myśląc, zrobił kilka kroków w jej stronę, by po chwili zmniejszyć odległość między nimi do zaledwie kilkunastu centymetrów. Rogacz równiez myślał, że chociaż trochę wszystko sobie w głowie poukładał, ale nie. Spotkanie sam na sam wszystko zmieniało. To, co w jego głowie wydawało się być proste, teraz było poplątane jak cholera.
    - Szczerze powiedziawszy, cholernie długo nad tym wszystkim myślałem... - Machinalnie zmierzwił dłonią swoje ciemne włosy, odruch, którego nie mógł się wyzbyć. - I... - Musiał się przełamać i powiedzieć to co myśli, bo jeśli któreś nie zacznie, nie zrobi tego żadne. Pal licho, że może odnieść gruntowną porażkę, skoro to dla niego żadna nowość. Bo czyż Potter nie jest weteranem w odnoszeniu porażek w sferze uczuciowej? - I doszedłem do wniosku, że chciałbym spróbować. Spróbować być z tobą... - Wbił swoje orzechowe tęczówki w jej błękitne, próbując z nich cokolwiek wyczytać. James na prawdę długo myślał nad tym, co dalej zrobić ze swoim życiem, jak je poukładać. Na początku był niemal pewien, że wróci do normalności z Evą, jednak za każdym razem, gdy na nią zerkał odczuwał jakiś dziwny niepokój na myśl, że będzie tak jak kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  131. [A może zrobimy trochę inaczej? Skoro Eva jest specem od przemytu... Hm... Może Syriusz za wszelką cenę będzie pragnął udowodnić, że jest lepszy w tej dziedzinie od jakiejś tam dziewczyny. I wytworzy się między tymi postaciami trochę niezdrowa rywalizacja...
    Oczywiście sympatia wobec Evy jest czymś zupełnie odrębnym od tej rywalizacji. Black ponadto jest fanem paringu Potter&Reeve] ;D

    Syriusz

    OdpowiedzUsuń
  132. [Ja chyba już dostałam rozdwojenia jaźni. A raczej inaczej - dziele swoją jaźń z dwoma samcami alfa - Ignotusem i Syriuszem i mam coraz większe problemy z rozróżnieniem czyja myśl należy do kogo.

    :) Okoliczności... Może najpierw ustalmy, w którym momencie czasowo jesteśmy - posługując się wielkimi wydarzeniami, które spotykają hogwarcką społeczność, ustalmy miejsce w ich chronologii dla tego nowego wątku.

    Napisałam to i uświadomiłam sobie, że teraz muszę jakoś poskładać do kupy to wszystko co tutaj się dzieje. Wiśnia, próbuje myśleć i stworzyć, chociaż pobieżny plan zdarzeń w Hogwarcie76.
    1. Kłótnia Ignotusa i Evy.
    2. Ignotus&Liv.
    3. Pocałunek Eva&James
    4. Eva&James postanawiają być razem (śledzę Wasz wątek)
    5. Gdzieś tutaj homoseksualna przygoda Igotusa&Drew
    6. Ignotus zaczyna spiskować z Evans...
    Tak pobieżnie, wg mnie to powinno wyglądać.
    I w zasadzie proponuję na rozpoczęcie wątku w chwili, gdy Eva i James zaczynają być razem. Oczywiście dociera to do Syriusza, a on postanawia pogratulować tej nowej, szczęśliwej parce. W międzyczasie w praniu wychodzi, że ktoś doniósł Filchowi o tym, że Black ukrywa na skraju zakazanego lasu swój magiczny motor i prosi on Reeve o pomoc w zmianie miejsca jego ukrycia czy coś... bo np. Filch nałoży na niego zakaz opuszczania murów zamku. Później będzie jej dłużnikiem . Co wcale nie będzie mu się podobać.
    Ale chaotycznie to napisałam. Mam nadzieję, że będziesz w stanie cokolwiek zrozumieć xd ]

    OdpowiedzUsuń
  133. [dziękuję bardzo, chyba trudno mi się rozstać ze swoimi pierwszymi blogowymi postaciami. *-* staram się wykminić jakikolwiek pomysł na wątek z Evą albo Bastkiem, ale mi nie wychodzi, dlatego jeśli masz chęć i pomysł, wbijaj do mnie. Ja tymczasem intensywnie myślę, a jak już wymyślę, sama się odezwę. :)]

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  134. Na słowa Evy i jej całkiem przyzwoicie zagrane oburzenie Drew roześmiał się pogodnie.
    - Cieszy mnie, że również jesteś za tym, żebyśmy nie wchodzili sobie z butami w życie osobiste. Tylko wiesz, tak między nami… - skinął palcem, by pochyliła się w jego stronę, po czym kontynuował konspiracyjnym szeptem - Jeśli na widok odrobiny, niewinnej wazeliny, umysł podsuwa ci od razu wizje twojego wspaniałomyślnego korepetytora w akcie seksualnego samozaspokojenia, to chyba nie jest dobrze. Rozumiem, że to taki wiek i hormony buzują, ale to naprawdę skrajny przypadek.
    W głowie błysnęła mu genialna myśl, jak to często zdarzało się podczas „rozmów" z Evą. Wówczas jego umysł pracował na podwójnych obrotach, zmuszony do trzymania się na baczność bez chwili wytchnienia i bezbłędnego wychwytywania okazji do wysunięcia kolejnego, celnego uderzenia.
    - Tak się szczęśliwie składa, że twój nauczyciel rysunku jest człowiekiem wielu talentów i zdolności. - brwi Evy powędrowały do góry, dając wyraz pokpiwającego wyczekiwania na ciąg dalszy monologu - A jeśli dołożyć do tego moją słabość do ciebie, to okaże się, że po raz kolejny będę musiał zaoferować swoją pomoc. W tym wypadku nic na siłę; ale jeśli odczujesz potrzebę rozmowy na temat „tego rodzaju" problemów, to specjalista psycholog/seksuolog, Burrymore, jest do twoich usług i służy dobrą radą.
    Wrócił do wcześniejszej pozycji, prostując się na krześle. Odchrząknął i kontynuował, teraz już normalnym głosem, dostosowanym oczywiście do warunków wynikających z miejsca, w którym się znajdowali, gdyż bibliotekarka - w przypadku nie najlepszego humoru - potrafiła wszcząć nie lada awanturę nawet o zbyt głośne szurnięcie krzesłem.
    - To tak nawiasem mówiąc. A teraz wracajmy do głównego tematu naszego spotkania, popatrz, przygotowałem tutaj dla ciebie kilka wzorów szlaczków, które powinny wyćwiczyć pewność chwytów ołówka.

    [50 twarzy Drusia normalnie, nigdy nie wiesz, na którą natrafisz ;DD]

    OdpowiedzUsuń
  135. Roześmiał się głośno, jednak nie dziwiło go to zbytnio. Rzeczywiście, kot Effy nie należał do najprzyjemniejszych przedstawicieli swojego gatunku, zwłaszcza gdy nagle ni z tego, ni z owego, coś mu odbijało.
    -Więc mówiąc wprost zostałabyś dzisiaj ofiarą kociego gwałtu, ale udało Ci się z tego jakoś wykaraskać? – zapytał, wciąż krztusząc się ze śmiechu. Nie pamiętał kiedy ostatnio, przy całej tej presji szóstego roku, tak się śmiał. Może rzeczywiście ostatnio spędzał zbyt dużo czasu w samotności, tylko pośród książek? Nagle uśmiech zniknął z jego twarzy, na którą niespodziewanie wstąpiło posępne zamyślenie. Brakowało mu kontaktów z ludźmi, jednak nie zawsze miał na nie czas. A przecież każdy potrzebuje czasem po prostu przebywania w towarzystwie prawdziwych przyjaciół, znajomych, dobrej zabawy i popuszczenia nieco pasa swoich postanowień.
    -Może dzisiaj odpuścimy sobie bieganie i po prostu się przejdziemy? – mruknął, patrząc na dziewczynę kątem oka z niemałą nadzieją wymalowaną na błękitnych tęczówkach. – Co Ty na to Eff? Będę musiał Cię namawiać i szantażować wrzuceniem w śnieg, czy zgodzisz się bez walki?
    Na znak gotowości do boju zastąpił jej ze śmiechem drogę i patrzył sugestywnie na najbliższą, ogromną zaspę, jakby stworzoną do wrzucania w nią niewinnych istotek postury Eve.

    OdpowiedzUsuń
  136. Te kilkadziesią sekund, przez które oczekiwał jej odpowiedzi, wydawały się być Jamesowi niczym godziny, może nawet dni. Stresował się bardziej, niż gdy podchodził do Evans za każdym kolejnym razem, ale to może właśnie dlatego, że tam z góry był skazany na niepowodzenie, więc kolejne miały coraz mniejsze znaczenie? Tu było inaczej, to niepowodzenie mogło zmienić wszystko w jego życiu. Jeśli by go wyśmiała, stwierdziła, że to nic nie znaczyło i, że w ogóle o tym nie myślała, nic już nie wyglądałoby tak samo. Zpewne straciliby przyjaźń, długoletnie przywiązanie, utworzyłby się pomiędzy nimi dystans i coś na zasadzie chłodnej grzeczności. Mógł być tego pewien.
    Miał wrażenie, że zaczął z powrotem oddychać, dopiero gdy Effy wtuliła się w niego, a on ją objął, głaszcząc miarowo po plecach.
    - Tylko, błagam, nie róbmy z tego medialnego wydarzenia na skalę wszystkich innych twoich dziewczyn. Ja nie chcę nikomu nic udowadniać. - Skinął na to lekko głową, jako na znak, że się zgadza, chociaż jakaś odległa część umysłu podpowiadała mu, żeby zaciągnął teraz Evę do Pokoju Wspólnego, pocałował ją ostentacyjnie na oczach wszystkich zainteresowanych i pewnego rudzielca, pokazując przy tym, jak bardzo sobie odpuścił, jak ruszył na przód z kimś o wiele bardziej odpowiednim dla siebie. Skarcił się w myślach za to, że w ogóle ma czelność o czymś takim myśeć (tym bardziej że to nie odniosłoby zamierzonego skutku), zamiast tego przywrócił swoje rozumowanie na tor, którym podążało wcześniej. James, musisz ruszyć na przód. Kto jest lepszą kandydatką do tego, żeby spróbować?
    - Jakich dziewczyn? - Spytał w końcu, z nutką rozbawienia w głosie. Potter nigdy nie zwracał uwagi na owy wianuszek dziewcząt, który ponoć się za nim uganiał. Owszem, czasami pogadał z jakimiś raczej średnio inteligentnymi panienkami, ale bardzo szybko je spławiał. No chyba, że Lily była w pobliżu, wtedy delektował się jej opryskliwym spojrzeniem. Właśnie, Evans. Pewnie Evie chodziło o nią, a nie o resztę 'towarzystwa'. - Podobno mam teraz jedną na wyłączność. - Niemal wyszeptał jej to do ucha i o dziwo wypowiedziane słowa nie wydawały mu się niewłaściwe, a przynajmniej nie kompletnie.

    OdpowiedzUsuń
  137. [No to tak.. myślałam, myślałam i myślałam (trudno było, bo w końcu ferie, ale i tak!) no i doszłam do wniosku, że mozemy zacząć kolejny wątek. Teraz Eva jest z Jamesem, a Lily z Ignotusem, więc.. może wyjść coś naprawdę ciekawego. XD ] Lily

    OdpowiedzUsuń
  138. Ruszyli razem na zewnątrz. Jack wiedział, że gdyby nie te "sprawy do załatwienia" dziewczyna by się z nim nie wybrała. Narzucili na siebie płaszcze i szaliki i po chwili byli już na ścieżce prowadzącej do Hogsmeade. Chłopak znudzony ciszą kopał bez namysłu stwardniałe grudki śniegu. Wiatr smagał ich delikatnie po twarzy, a drobinki latające dookoła, kuły w oczy. Po dłuższym czasie, drogę przebyli bez rozmów, bo wiatr zagłuszał każde ich słowo, dotarli do miasteczka. Na horyzoncie zamajaczyły kolorowe szyldy sklepów. Chłopak włożył ręce do kieszeni i ściągnął usta. Rzucił towarzyszce ukośne spojrzenie.
    - To gdzie idziemy? - Jack spróbował przekrzyczeć świszczący wiatr.
    Chyba mu się nie udało, bo Eva w ogóle nie zareagowała. Chłopak powtórzył pytanie, a ona spojrzała na niego pytająco. Po chwili zrezygnował z próby porozumienia się z dziewczyną. Ona skinęła na niego głową i weszli do pierwszego po drodze sklepu. Ona kupiła tam parę rzeczy i wróciła do niego z pytającym wyrazem twarzy.
    - Co? - zapytał Jack.
    Eva wzruszyła ramionami. "Myślałam, że to ty masz do mnie sprawę" wyrażała jej mina. Chłopak westchnął głośno.
    - To gdzie teraz? Powiedz zanim wyjdziemy, bo znów cię nie usłyszę - uśmiechnął się do niej.

    OdpowiedzUsuń
  139. [Dzięki wielkie za powitanie. Mam nadzieję, że Mary za dużo nie zdradziła, bo pomysł jest... cóż intrygujący. A na wątek - jak zawsze chętna.]

    OdpowiedzUsuń
  140. [Jedyne co mi w tym momencie przychodzi do głowy to.. Lily i Eva od jakiegoś czasu nie odzywają się do siebie. Unikają się jak ognia itp. Od tamtej rozmowy w dormitorium nie zamieniły ani jednego słowa. W Hogwarcie zaczęła się roznosić plotka o Reeve i Potterze, a tu nagle, pewnego dnia pojawia się nowa para - Lily i Ignotus. No i teraz można zrobić tak - w końcu dziewczyny zostają sam na sam w dormitorium, Eva nie wierzy w związek Lily i Ignotusa, no i nie wytrzymuje i może ją o coś tam zapytać.
    Nic lepszego nie wymyślę, ale już jutro wracam do domu.. wiec może być tylko gorzej. XD] Lily

    OdpowiedzUsuń
  141. Syriusz Black na pieńku z Argusem Filchem, szkolnym woźnym, miał już od pierwszego dnia swojego pobytu w Hogwarcie, gdy razem z Jamsem, zabłądzili w szkolnym labiryncie korytarzy i przez przypadek natrafili na Irytka. Złośliwy poltegreist zapytany o drogę wysłał ich przez pomieszczenie, w którym woźny dopiero umył podłogę. Delikatnie mówiąc nie był specjalnie zachwycony faktem, że dwóch pierwszorocznych w ubłoconych butach postanowiło sobie urządzić tamtędy przechadzkę. Ukarał ich przykładnie szlabanem, który w jaźni młodych Gryfonów do dnia dzisiejszego pozostawał szlabanem w pełni niezasłużony. Zresztą to potrzeba zemsty na Filchu, za tą karę, stała się elementem zapalnym pierwszego dowcipu, na jaki razem z Jamsem się zdecydowali. A kiedy wkroczyli już na ścieżkę żartów nie potrafili z niej zejść. Być może gdyby nie stary, poczciwy Argus „Huncwoci” nigdy nie zostaliby huncwotami? Może byliby zupełnie innymi ludźmi? Może regulamin traktowaliby nie jak spis rzeczy, które muszą zrobić nim opuszczą szkołę, ale jak życiowe kredo? Może nawet on albo James zostałby prefektem? Może powinni za to pięknie podziękować Filchowi i wysłać mu bukiet kwiatów? W końcu, co by o nim nie mówić, miał spory wkład w kształtowanie ich charakterów. Argus - ich wspaniały, życiowy mentor
    Myśl o posyłaniu kwiatów woźnemu Syriusz ugasił równie szybko, jak zapłonęła ona w jego świadomości, gdy przypomniał sobie o tym, iż Filch, zaczął stanowić poważne zagrożenie dla jego, ukrytego na skraju szkolnego terenu, magicznego motoru.
    Teraz to posłałbym, co najwyżej mu sadzonkę Diabelskich Sideł pomyślał mściwie Gryfon.
    A wszystko przez to, że wczoraj, podczas przejażdżki, na którą zabrał Kristel, zabrakło mu paliwa. No ale kto wpadłby na to, że motor do tego stopnia wypełniony zaklęciami, że magia niemal się z niego wylewała, może przestać działać z tak błahego powodu, jak mugolskie paliwo? Już pomijając fakt, że musiał zaciągnąć go z Zakazanego Lasu do szopy, w której zwykł go ukrywać, to, jak się okazuje, prawdopodobnie podejrzał to woźny, który dziś zaprosił go do swojego gabinetu, by wypytać o to, czy Gryfon, aby nie ma na terenie Hogwartu jakiś nielegalnych, dwukołowych pojazdów. Gdy zaskoczony Syriusz, dość niepewnie, zaprzeczył woźny powiedział, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, iż nie mówi mu prawdy i nakłada na niego zakaz opuszczania szkoły, a sam zamierza przeszukać błonia w celu dowiedzenia złamania przez Gryfona regulaminu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podkreślił również, że jego „niewyżyci kumple” również pozostaną pod obserwacją. Perspektywa szlabanu i utraty punktów nie przerażała Blacka, ale możliwość zarekwirowania przez woźnego wychuchanego motocykla, nad którym chłopak spędzał każdą wolną chwilę udoskonalając go i czyniąc coraz bardziej spersonalizowanym i „własnym” wyjątkowo podziałała mu na wyobraźnie. Zachował iście pokerową twarz, do chwili, gdy Filch pozwolił mu opuścić gabinet, a kiedy tylko zamknął za sobą drzwi ruszył biegiem przed siebie.
      W zasadzie nie miał pomysłu na to, co zrobić. Skoro Argus twierdził, że on i pozostali Huncowoci pozostają pod obserwacją miał bardzo ograniczone pole manewru. Mimo wszystko ruszył w stronę Pokoju Wspólnego, by docelowo dotrzeć do dormitorium. Razem z chłopakami na pewno coś wymyślą. W końcu co cztery głowy to nie jedna!
      Jeszcze nigdy nie udało mi się pokonać odległości między gabinetem woźnego a wieżą Gryffindoru tak szybko. Kto mógł przypuszczać, że Łapa potrafi biegać z taką prędkością? Może minął się z powołaniem i powinien zostać sprinterem?
      W końcu zdyszany wbiegł do pokoju, który zajmował razem z Jimem, Remusem i Peterem.
      - Chłopaki… - zaczął, a wówczas jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Evy Reeve.
      Eva nie była jego niewyżytym kumplem! Eva nie była nawet kumplem! Eva była dziewczyną! [cóż za głębokie spostrzeżenie xD] I Filch z całą pewnością nie podejmie się jej obserwacji, bo jest całkowicie poza zasięgiem podejrzeń o chęć pomocy Syriuszowi.
      Przez chwilę obawa przed stratą swojej ukochanej zabaweczki walczyła w nim z niechęcią do proszenia dziewczyny o pomoc. Zwłaszcza, gdy tą dziewczyną jest nie kto inny a Reeve. W końcu westchnął głośno, zamknął za sobą drzwi do dormitorium i z determinacją wypisaną na twarzy podszedł łóżka Lupina, na którym rozsiadła się Eva i starając się przekrzyczeć zawodzenie Jamesa dobiegające z łazienki wypalił:
      - Musisz mi pomóc.
      Remus posłał mu spojrzenie przepełnione ciekawością, a Peter wypuścił z dłoni czekoladową żabę, którą zdążył już się porządnie upyrkolić. No cóż… Black proszący o pomoc dziewczynę z pewnością był swojego rodzaju ewenementem.
      - Jesteś obleśny, Glizdek – rzucił Syriusz, gdy po upuszczeniu łakocia, Peetegrev na chwilę przyciągnął jego spojrzenie.
      Po chwili jednak na powrót skierował wzrok na jedyną dziewczynę w pomieszeniu.

      Usuń
  142. [Dziękuję za przywitanie :3 Co do karty, to praktycznie całą napisałam w htmlu, bo ja i blogspotowy system wklejania obrazków w tekst bardzo się nie lubimy i on zazwyczaj robi mi na złość, a ja na niego warczę w efekcie, więc wolałam sobie oszczędzić tych doznań :D

    Po przeczytaniu karty i zakładek mam nawet pewien pomysł na wątek i nie jest to wątek-makaron. Jest wieczór, dziewczyny szykują się już do spania, mogą nawet być już w piżamach. Effy jest pod prysznicem, a Ronnie kładzie się do łóżka... Kiedy nagle pani kot Evy uznaje, że fajnie będzie podrapać Ronnie lub zrobić jej jakikolwiek inny psikus. Ronnie wybucha, krzyczy na niego, kot stwierdza, że nie będzie tego tolerował, więc wychodzi. Ronnie czuje się winna, więc przyznaje się do wszystkiego Effy, która wyszła właśnie spod prysznica, a ponieważ ma wyrzuty sumienia, to wyruszają obie na misję ratunkową (bo to nic, że kot pewnie sam by wrócił, Ronnie czuje się w obowiązku go znaleźć, skoro to wszystko jej wina, a Effy może jej towarzyszyć, bo wie, że bez niej Veronica wpakuje się najprawdopodobniej w kłopoty i lepiej mieć ją na oku). A że jest noc, nie powinny się szwendać po zamku, więc będzie delikatny dreszczyk emocji i może nawet będą mieć po drodze jakieś przygodu ;)

    Ach, a ponieważ jestem leniwcem, to faktycznie poproszę Cię jeszcze ładnie tutaj o dopisanie Ronnie do kółka z transmutacji :) ]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  143. [Ups. Chodzi o przydział, tak? Jak czytałam regulamin, jeszcze tego nie było, więc przepraszam ;< Ale Jasmine na Krukonkę się raczej nadaje, prawda? Mówiąc szczerze, nie widzę jej w innym domu... No i również witam!

    Cóż, z Evą wątek by się przydał, nie sądzisz? :D Tylko mówiąc szczerze, nie wiem czy Eva już wie, że Jasmine jest zaręczona z Ignasiem, a już na pewno nie mam pojęcia jak to przyjęła i jak traktuje przez to Jas :)]

    Jasmine Alderman

    OdpowiedzUsuń
  144. [Bardzo dziękuję. Nie jestem pewien, czy będę w stanie wymyślić coś wystarczająco niezwykłego, zwłaszcza, że nie mam pojęcia, czym są te matriksy i masterwątki. :D Zapytam więc o jakiś Twój pomysł, tak będzie pewnie łatwiej. :)]

    OdpowiedzUsuń
  145. - Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli skoczymy jeszcze w dwa miejsca? - spytała uprzejmie.
    Chłopak skinął głową zgadzając się. Ruszyli ośnieżoną ulicą. Pięćdziesiąt metrów dalej dziewczyna zaczęła się rozglądać. Były tu mieszkania, więc prawdopodobnie szukała jakiegoś numeru. 42G widniał napis na drzwiach, w które zapukała. Otworzył im siwy czarodziej.
    - Zdołałeś już może zdobyć...? - Eva zamierzała coś powiedzieć, ale starszy mężczyzna przerwał jej i zniknął w środku pomieszczenia.
    Po chwili wrócił z szarą paczuszką.
    - Mam wszystko, angielskie, szkockie, francuskie, każda marka o jaką prosiłaś i zdołałem nawet ściągnąć dla ciebie cygara. Nie byle jakie, ktoś w tym twoim Hogwarcie ma najwidoczniej gust. Już zmniejszyłem, więc odczarujesz w szkole.
    Effy odebrała od starca paczkę i wręczyła mu jakąś sakiewkę. Jack przyglądał się temu wszystkiemu z wybałuszonymi oczyma.
    - Wyliczone według umowy, swoje już wzięłam.
    - Interesy z tobą to przyjemność, Effy. Przy okazji, jeśli będziesz jeszcze dziś u Rosemerty, to powiedz jej, żeby wzięła dziś też zmianę ciotki, nie za dobrze się czuje, w porządku?
    Chłopak widział jak kiwała w odpowiedzi głową. Następnie odwróciła się do niego i klepiąc go w ramię zaśmiała się.
    - Wszystko gra? - spytała - Nie patrz tak na mnie, jestem przemytnikiem. Jeśli zastanawiałeś się kiedyś, skąd na imprezach bierze się alkohol, a w kieszeniach szat papierosy to wiedz, że na pewno nie za sprawą sowiej poczty. Idziemy pod Trzy Miotły, tam możemy posiedzieć w spokoju, bo to mój ostatni przystanek.
    Zdezorientowany Jack ruszyła za zadowolona Evą. Sam nie wiedział co myśleć. Przemytniczka. Nieźle. Ruszyła za nią z już przytomniejszym wyrazem twarzy.
    - Niezła fucha - uśmiechnął się do niej.
    Szybko znaleźli się pod Trzema Miotłami. Panowała tam przyjemna atmosfera. Woń piwa kremowego i kawy. Zajęli pierwszy wolny stolik i rozebrali się z kurtek.
    - Musisz coś jeszcze załatwić, czy siedzimy? - zapytał Jack siadając przy stoliku.

    [sorka, że takie tylko, nie miałam nic lepszego w głowie ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  146. Chyba trochę ją poniosło. Ronnie stwierdzała ten fakt niestety zaskakująco często. To nie był pierwszy raz, kiedy zdarzyło jej się zrobić coś, o czym wcześniej nie pomyślała nawet pół razu i dopiero, kiedy doganiały ją nieszczególnie fortunne konsekwencje, patrzyła wstecz na swój geniusz i jedynym, co cisnęło jej się na usta było ciche „ups”, bo nagle pewne rzeczy zaczęły się niekontrolowanie sypać.
    Przecież nie chciała tak brutalnie przegonić kota Effy i sprowokować go do ucieczki ciemną nocą w te pełne niebezpieczne mroczne zamkowe korytarze, gdzie czyhać na niego mogło zupełnie wszystko! No dobra, musiała przyznać się do tego, że chciała, żeby w końcu przestał ostrzyć sobie pazury na jednej z kolumienek jej łóżka (bo ta powoli przestawała wyglądać jak elegancka kolumienka a zaczynała jak wykałaczka do zębów dla olbrzyma!) i żeby w końcu dał jej spokój ze wszystkim tym, co miał w zwyczaju robić, ale przecież nie chodziło jej o to, żeby od razu podwijał ogon do góry i z obrazą majestatu wyskakiwał przez szczelinę w niedomkniętych drzwiach do ich dormitorium! Zdążyła tylko spojrzeć, jak poduszeczki jego łapy nikną za progiem, a potem… A potem już go nie było, a ją nawiedziły nagle wszystkie czarne myśli świata.
    Co jeśli spotka Panią Norris, której nie spodoba się to, że jakiś kot przejmuje jej rolę korytarzowej włóczęgi? Albo co jeśli jakiś mały dowcipniś porwie nie swojego zwierzaka i będzie chciał robić na nim eksperymenty, bo właśnie nauczył się nowych zaklęć, o których skutkach Veronica wolała nawet nie myśleć! Albo co jeśli futrzana przyjaciółka Effy obraziła się na dobre i już nigdy do nich nie wróci?! Ronnie aż zadrżała, myśląc o tym wszystkim. Mimo wszystko miała w sobie na tyle empatii, żeby przejmować się losem bezbronnego (jak uważała) zwierzaka no i nie chciała, żeby przyjaciółka obraziła się na nią na zawsze, bo ta kocia ucieczka to była przecież niepodważalnie tylko i wyłącznie jej wina! W ułamkach sekund, zresztą jak zawsze, podjęła decyzję. Musiała znaleźć tego kota. To nic, że było późno i już dawno uczniowie nie powinni chodzić po zamkowych korytarzach. To nic, że mogli ją przyłapać, a potem wlepić szlaban i przymusić do strasznych robót i to nic, że…
    - Effy! – aż podskoczyła, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się, a jej współlokatorka stanęła w progu, jeszcze nieświadoma całego zajścia. Ronnie tylko na chwilę zagryzła wargę, szybko rozważając, czy jej o tym powiedzieć czy może szybko wybiec i niczym się nie tłumaczyć, a dopiero, kiedy sprawa zostanie rozwiązana, przyznać się do wszystkiego. W końcu zdecydowała jednak, że nie może tak ukrywać tego, co zrobiła i Effy należały się jakieś wyjaśnienia. – Bo… Widzisz… Twój kot uciekł… I… To właściwie była moja wina… Ale… Ale nie martw się o nic, ja już idę go poszukać! Nie musisz się o nic martwić, obiecuję, że go znajdę, a jeśli ja coś obiecuję, to na pewno właśnie tak będzie! – wyrzuciła z siebie szybko i z pełną determinacją i nie było na świecie takiej mocy ludzkiej czy magicznej, która od powziętego planu byłaby w stanie ją powstrzymać.

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  147. Z wieży astronomicznej zleciała sowa. Mały puszczy z dużą kopertą w dzióbku wyglądał wręcz groteskowo. Pomiędzy szelestem odlatującego ptaka można było usłyszeć przeciągłe, westchnienie. Tego dnia Scott był zmęczony. Dzień jak zwykle zaczął się ponuro, a deszcz nękający Hogwart od tygodnia nie ustawał. Chmury niczym szary całun okryły niebo nie pozwalając mały gwiazdką zabłysnąć. Lein wpatrywał się w dół, na czarne błonia, na zakazany las ciągnący się w dal. W pewnej chwili mógłby przysiąc, że widział blask między drzewami, ale ... kto u licha w taką pogodę wychodzi na zewnątrz? Ciepłoluby Scott oparty o zimny kamień starał się nie zgrzytać zębami. Nie minęło pół godziny jak usłyszał szelest na krętych schodach. Tupot małych, drobnych nóżek zdradził, że dzisiejszej nocy będzie mieć towarzystwo rodzaju żeńskiego. Spokojnie czekał aż drobna istotka pokona ostatnie stopnie, jednak nim ujrzał jej twarz, oślepiło go światło bijące z różdżki.
    - Zgaś. - mruknął a w oczach mieniło mu się od iskierek i drobnych, kolorowych światełek.

    OdpowiedzUsuń
  148. Mary MacDonald nigdy nie była wścibska. Można było ją nazwać ciekawską, panią Mary-wiem-wszystko-MacDonald bądź dociekliwą, ale nie wścibską. Nigdy nie wściubiała nosa w nie swoje sprawy, nie słuchała plotek, a przynajmniej z takiego wychodziła założenia, nie podkradała pamiętników koleżanek z dormitorium.
    Tyle że sprawy Evy Reeve były sprawami Mary MacDonald.
    Nic dziwnego więc, że kiedy wracając sobie spokojnie z błoni usłyszała znajome nazwisko, nadstawiła uszu. Przecież musiała kontrolować, co ludzie mówią o osobach, które dla niej coś znaczą! Mogła wtedy zapobiec niemiłym sytuacjom, takim jak pamiętny incydent na piątym roku, kiedy ktoś puścił plotkę o pierwszym razie pewnej Puchonki, a ta, załamana, rzuciła się z Wieży Astronomicznej. Nic jej się co prawda nie stało, profesor Dumbledore był w pobliżu i zapobiegł tragicznemu wypadkowi, ale dziewczyna chodziła z opuszczoną głową aż do ukończenia Hogwartu. Mary nie chciała, żeby coś takiego kiedykolwiek przytrafiło się jednemu z jej przyjaciół.
    Reeve umawia się z Potterem - usłyszała tamtego pamiętnego popołudnia.
    Była wstrząśnięta.
    Eva i James? Jak? Gdzie? Kiedy?
    Miała ochotę podbiec do grupy rozmawiających i spytać, czy nie dodał im ktoś przypadkiem eliksiru osłabiającego do soku dyniowego podczas śniadania, bo na pewno byli osłabieni psychicznie.
    Powstrzymała się jednak, postanowiwszy zaczerpnąć informacji u źródła, a mianowicie samej Evy. Wybrała się więc do dormitorium szóstorocznych, mając nadzieję zastać ją właśnie tam. Nie myliła się.
    - Reeve, musimy pogadać - powiedziała poważnie, patrząc na siedzącą na wielkim łóżku dziewczynę swoim słynnym spojrzeniem "wiem-że-ty-wiesz".

    [ Wybacz, kiepskie to-to...]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  149. Scott potrzebował chwili by znów przyzwyczaić wzrok do ciemności. Chłód nie tylko bił od kamiennej ściany o którą się opierał ale także od dziewczyny na której zapewne nie pozostała ani jedna sucha nitka. Gryfonka była odpowiedzią na ginące światło w mroku błoni. Ciekawość jak na chwilę obecną schował na bok, bo co do licha robila w taką pogodę i to w srodku nocy?
    - Z pewnością, jeśli chce sie śmierdzieć jak zmokły kundel. - odpowiedział nim ugryzł się w język. Do wypowiedzi dodal jeszcze złośliwy uśmieszek.
    - Nie boisz się, że ktoś może Cię przyłapać?

    OdpowiedzUsuń
  150. - Na kombinowaniu - odpowiedział lakonicznie zakładając ręce na piersi. Dopiero teraz mógł przypatrzeć się dziewczynie dokładnie. Z pewnością zziębniętej przydałaby się gorąca herbata albo coś mocniejszego.
    - I nie chodziło mi o nauczycieli. - powiedział po chwili namysłu. - Na przykład wścibskich uczniów,pomijając mnie oczywiście, którzy są upierdliwi na tyle, że nie dają spokoju więc .. - urwał. Czasem lepiej zachować dla siebie pewne rzeczy a Scott nie lubił udzielać dobrych rad.
    - Skoro i tak nie dowiem się co robiłaś, poniekąd mało mnie to interesuje, mogę zaproponować kradzioną herbatę z malinami. - zaproponował odrywając się od zimnego kamienia. Sam potrzebował czegoś na rozgrzanie.
    - Wiesz, że istnieje coś takiego jak parasol?

    OdpowiedzUsuń
  151. Właśnie mi powiedziałaś, że byłaś w lesie a zapytałem o parasol - powiedział i ruszył ciemnym korytarzem w stronę ciepłej kuchni. Czasami pytania o nic dostarczały więcej odpowiedzi niż rozmówca by chciał.
    - W ostatnim czasie co raz więcej widuje sie znikających świateł w lesie. -odrzekł powoli. Niepokoiło go to, tym bardziej że nauczyciele zaczęli bardziej być ostrożni i nadstawiali uszu.
    - Coś niepokojącego nie zauważyłas w lesie? Pytam z czystej ciekawosci

    OdpowiedzUsuń
  152. Przez chwilę szli w milczeniu a podczas wędrówki towarzyszyło im pochrapywanie śpiących obrazów. Echo stóp odbijało się a deszcze bębnił w szyby smukłych okiennic. Scott nawet raz w ciemności spostrzegł świecące oczy kot czającego się na nieproszonych gości. Gdy znaleźli się na ruchomych schodach odpowiedział :
    - Czegoś dziwnego - oparł się o poręcz czekając aż schody zatrzymają się na właściwym piętrze. Nigdy nie ufał tym schodom, nie raz wyprowadziły go w przysłowiowe pole, ich twórca musiał mieć sporo wyobraźni i niezbyt dużo rozumu.
    - Ostatnio 'niechcący" usłyszałem rozmowę nauczycieli. Byli zaniepokojeni jakimiś pogłoskami, że niby coś w lesie znaleziono – rzekł Scott wkładając zimne dłonie do kieszeni szaty z nadzieją, że nieco je rozgrzeje. Czuł niemiłe mrowienie w opuszkach. - Zafrapowało mnie to, więc zacząłem szukać więcej informacji. Doszedłem do dwóch różnych źródeł, każde z nich dawało inne wieści o znalezisku. Ktoś machinuję. - Ślizgon urwał na chwilę by móc pokonać stopień i znaleźć się z powrotem na stabilnej, kamiennej posadzce.
    - Zacząłem się gubić. - przyznał się lekko się grymasząc. - Po co ktoś by kantował? Żeby odstraszyć uczniów? Nie sądzę. Pomijając szczegóły mojego śledztwa, wiem, że pierwsze na pewno nie jest blagą.

    OdpowiedzUsuń
  153. Jack zamyślił się i spróbował wyłuskać najlepsze pytania ze swojej głowy.
    - Po pierwsze mogłabyś mi powiedzieć coś o tym jak to wkręciłaś się w tą "niezłą fuchę" - uśmiechnął się znacząco - Do tego może.... - po raz kolejny przefiltrowywał swój umysł zaśmiecony szalonymi pomysłami i jeszcze szaleńszymi wspomnieniami - Jak ktoś taki, w sensie z taką fuchą - powiedział z naciskiem - jest, według nauczycieli, na tyle godny zaufania, by patrolować korytarze zamku i mogłabyś też - podrapał się po głowie - opowiedzieć co nieco o sobie. Nie obraziłbym się.
    Eva pokiwała głową. Trzy Miotły nie były jakoś szczególnie zatłoczone, ale gwar tam panujący zmuszał do podnoszenia głosu.
    - Ach! - wykrzyknął Jack, uprzedzając tym samym Effy, która zabierała się do mówienia.
    Posłała mu pytające spojrzenie, gdy nie wytłumaczył od razu o co chodzi.
    - Wiem, że bardzo się czepiam tej twojej "fuchy", ale ma takie pytanko. Jeśli mi się dobrze zdaje mówiłaś coś o papierosach. Chciałbym wiedzieć, gdzie mogę je zdobyć - bezpośrednio u ciebie, czy jak - bo szczerze mówiąc jestem nałogowym palaczem, a w moje rodzinie nie da się, niestety, zdobyć nic potajemnie przed wyjazdem.
    Dziewczyna dała mu do zrozumienia, że rozumie i zabrała się do odpowiadania, na niezbyt dokładne pytania.

    OdpowiedzUsuń
  154. Piłeczka nadal w grze. Choć niemiłosiernie podkręcana i zmieniająca kierunki w najmniej oczekiwanych momentach nie wyszła poza obręb stołu. Gdyby słowna potyczka Evy i Drew naprawdę przybrała formę meczu tenisa stołowego, obserwująca go publiczność musiałaby pousypiać z nudów, bowiem zawodnicy zdobywali punkt tylko od wielkiego dzwonu i w dodatku decydowało o tym naprawdę minimalne niedopracowanie zagrania któregoś z nich. Najczęściej jednak, kiedy gracz numer jeden zamierzał święcić już tryumfy, gracz numer dwa podbijał piłeczkę w ostatniej chwili, trafiał w sam róg stołu, zmuszając tego pierwszego do niezłej gimnastyki.
    Ale Drew nie zamierzał łatwo odpuścić, a że najlepszą obroną jest atak... Złożył dłonie w piramidkę i rozpoczął iście doktorskim tonem:
    - Tak, tak, niestety, wszystko się zgadza: wyolbrzymianie tudzież wynajdywanie nieistniejących problemów u innych jest częstym sposobem na wyparcie się własnych dysfunkcji. To naturalny odruch u osób rozbitych emocjonalnie, dlatego nie mogę mieć ci tego za złe. Ale pamiętaj - zwrócił się do Effy niczym ojciec karcący nieposłuszną, kilkuletnią córeczkę - choćby najboleśniejsze uzmysłowienie sobie, że nie miałabyś u kogoś szans, nie daje ci prawa do obrażania go. Gdyby na moim miejscu siedział jakiś zakompleksiony romantyk, miałabyś biedaczka na sumieniu - nie dał rady powstrzymać bezczelnego uśmiechu - I jeszcze jedno, wiem, że może to być dla ciebie ogromnym zaskoczeniem, ale naprawdę nie wszyscy wywlekają swoje prywatne życie uczuciowe na zewnątrz, aby zapewnić całej szkole rozrywkę w postaci śledzenia z zapartym tchem dramatycznego love story, o którego wzlotach i upadkach na bieżąco donosi kochany, hogwarcki szmatławiec. Dobra, dosyć tych pogaduszek, nie taki był cel naszego spotkania. Wracajmy do wyciągania twojego artystycznego talentu z otchłani niechlujstwa i technicznych braków. Pokaż, co tam masz.
    Sięgnął po „arkusz ćwiczeniowy” i okiem fachowca ocenił powstałe na nim „arcydzieło” autorstwa Evy. Pomrukiwał pod nosem krótką chwilę, jakby wynotowywując w głowie wszystkie walory i mankamenty rysunku.
    - Hmm, widzę, że sztukę szkicowania dłoni opanowałaś do perfekcji. Cieszy mnie, że już po jednej lekcji widać tak duże postępy w sposobie prowadzenia linii, co jest oczywistym wynikiem pewniejszego chwytu ołówka. Nie ma za co. - obdarzył „uczennicę” najbardziej uroczym z szerokiej gamy swoich uśmiechów - Cóż… Sprytnie uniknęłaś rysowania oczu, które swoim asymetrycznym rozmieszczeniem z pewnością naruszyłyby kompozycję bardziej zaawansowanego szkicu, ale: to zostawiamy na kiedy indziej. Teraz muszę już uciekać. - Zerknąwszy na zegarek, odsunął krzesło i wstał od stolika. - Było miło.
    Dwa ostatnie słowa, chyba jako jedyne podczas całego spotkania, wypowiedział całkowicie szczerym i naturalnym tonem. Bo w najbardziej pokrętny, zrozumiały tylko dla ich dwójki sposób, naprawdę - było miło.

    [:DDD]

    OdpowiedzUsuń
  155. Gdyby Eva na głos wypowiedziała swoje zdanie na tematu Hogwartu, Scott bezapelacyjnie przyznałby Gryfonce rację.

    Hogwart z roku na rok stawał się bliższy sercu, aż żal ściskała myśl, że za kilka miesięcy zda owumenty i opuści zamek na zawsze. Wiele czasu poświęcił na rozmyślanie co dalej pocznie. Zamieszka w Hogsmeade i ... ? Plany na przyszłość były jak pusta stronica księgi. Może za kilka lat wróci i zajmie się uczeniem innych zaklęć albo obrony przed czarną magią? W ten sposób odkryłby utalentowanych czarodziejów, pełnej krwi którzy mogli stanąć po tej samej stronie sprawy co on i reszta popleczników Czarnego Pana? Kto wie.

    Kiedy tylko znaleźli się w kuchni, skrzaty szybko podstawiły im pod tyłki taboreciki i dorzuciły drewna do wielkiego kominko-piecyka, na którym coś aromatycznie się gotowało. Przez całą drogę milczał rozmyślając nad odpowiedzią. W pewnym momencie zaczął żałować, że coś pisnął z drugiej strony chciał się z kimś tą wiedzą podzielić, tajemncie starsznie go męczyły. Ciążyły na nim niczymy niebo na mitycznym Atlasie.
    - Mam bardzo dobrego znajomego w Hogsmeade. - rzekł ogrzewając sobie ręce na kubku ciepłej herbaty, pachniała ona owocami i przyprawami. Za gorąca, żeby się napić parowała na twarz Ślizgona. - Potwierdził to, co podsłuchałem. Nie dalej jak tydzień temu, znaleziono martwego centaura w głębi Zakazanego Lasu. Zginął z ręki czarodzieja.

    OdpowiedzUsuń
  156. Gdy przyszło co do czego, całe powietrze uszło z Mary jak z balona a ona sama została z pustką w głowie i głupią miną na twarzy pośrodku wejścia do dormitorium szóstorocznych.
    Westchnęła więc głęboko i wskoczyła na łóżko, gdzie Eva zrobiła jej miejsce.
    Kilka długich minut wpatrywała się w baldachim łóżka zanim w ogóle zdecydowała się odezwać.
    - Wiesz, wolałabym żebyś mówiła mi, co się dzieje. Wtedy nie czuję się taka bezużyteczna - powiedziała, jak zwykle szyfrując wszystko swoimi zagadkami. Nie wiedziała bardzo jak zgrabnie przejść z tematu na temat i nie urazić tym nikogo. Mary czuła się jak granica, barykada rozdzielająca dwie rozjuszone i rozemocjonowane grupy, sama nie będąc w o wiele lepszej sytuacji psychicznej. Ostatnimi czasy kolana miękły jej tak często, że to zakrawało o jakieś ciężkie schorzenie.
    - Słyszałam o tobie i Jamesie - wypaliła w końcu, przyglądając się Evie uważnie, nie chcąc ominąć jej reakcji.

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  157. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  158. [ tak bardzo kocham Effy, że po prostu musiałam napisać z błaganiem o wątek. nie mam pomysłu co do czegoś co mogłoby połączyć Evę z Zoe, może masz jakiś pomysł? wspólnymi siłami coś wymyślimy :D mogę zacząć, od razu zaznaczę :)

    Tessa Herondale ]

    OdpowiedzUsuń
  159. Nie sądzę, żeby to była samoobrona. - odpowiedział brunet i się zamyślił.
    Zaryzykował i upił mały łyk herbaty ; chciał sprawdzić,czy napój nadaje się już do picia. Bardzo gorąca rozpaliła mu gardło pozostawiając po sobie malinowy posmak. Spojrzał na dziewczynę a w jego spojrzeniu nie było nic ciepłego. Ot, chłodne niebieskie oczy.
    - Ministerstwo wysłało dwójkę urzędasów do lasu w celu wyjaśnienia całej sprawy. Jeden z nich o mało nie został stratowany ale po burzliwej rozmowie, centaury zgodził się porozmawiać i jako tako zobaczyć ciało. Trafiło go zaklęcie niewybaczalne. - Wyciągnął rękę po cynamonowe ciastko z kawałkami czekolady. Jedną z nieznanych ludziom faktu było to, że Lein był łasy na słodycze.

    "Eva gdybyś tylko wiedziała.... "

    Ślizgon lekko uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli.
    To co było najistotniejsze w całym zdarzeniu zostawił na sam koniec. Swoje zdanie na temat tego, czy to była prowokacja czy nie pozostawił jak na razie dla siebie. Ślizgon jednak wiedział o wiele więcej niż by mogło się wydawać. Jednak ludzie byliby zdziwieni sekretami jakie skrywa, a raczej nikt by mu nie uwierzył.

    To co było najistotniejsze w całym zdarzeniu zostawił na sam koniec. Swoje zdanie na temat tego, czy to była prowokacja czy nie pozostawił jak na razie dla siebie. Ślizgon jednak wiedział o wiele więcej niż by mogło się wydawać. Jednak ludzie byliby zdziwieni sekretami jakie skrywa, a raczej nikt by mu nie uwierzył.

    - W każdym razie najciekawsze w tej historii jest to, że z relacji centaurów kilku z nich napotkało w lesie błąkających się nieznajomych. Ci zaczęli rzucać zaklęciami, rozdzielili się. Jeden z nich ponoć uciekł aż tutaj, znikając w mroku niedaleko zamku. Oboje uciekli. - skończywszy opowiadać Scott zabrał się za picie herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  160. [ widzę, że ktoś oprócz mnie również czytał te książki, z tego właśnie wzięłam i imię i nazwisko :D
    Eva jest prefektem z tego co widzę, więc mogłaby przyłapać moją małą na nocnych spacerach i popalaniu sobie, tylko to na obecną chwilę przychodzi mi do głowy ]
    Tessa Zoe Herondale

    OdpowiedzUsuń
  161. [Przepraszam jeśli to taki kłopot. Oczywiście mogę zmienić odpis ;) Ten się usunie, a ja napisze coś innego ]
    Jack

    OdpowiedzUsuń
  162. [Żaden problem, tylko mam pytanie. Czy wystarczy skrócić je od momentu "dodał żartobliwie za co oberwał......" do końca, czy lepiej całe zmienić?]

    OdpowiedzUsuń
  163. - Racja, nie po to - Jack odwzajemnił uśmiech.
    Wziął do ręki dopiero co zmaterializowany kufel piwa kremowego i z rozkoszą wciągnął jego zapach. Dziewczyna jakby prychnęła rozbawiona jego miną. Jack zignorował to i uśmiechnął się mrużąc oczy. Zapach piwa kremowego był jednym z jego ulubionych. Upił łyka i wrócił do normalnej miny.
    - Bawi cię to? - spytał podśmierdując się w duchu z samego siebie - Nie dziwię się. Wybacz tak mam.
    Chwile zastanawiał się co powiedzieć i nieświadomie zaczął kiwać sie w przód i w tył, do tego przygryzł policzek, co sprawiło, że dziewczyna zakryła rozbawiona usta ręką.
    - No co? - spytał marszcząc brwi.
    Upiła łyk swojego napoju i pokiwała głową w geście "nic, nic". Tym razem to Jack prychnął rozbawiony, gdy odłożyła kufel na stół. Effy spojrzał na niego pytająco.
    - Nic, nic.
    - Kiedy ostatnio strzygłaś wąsy? - dodał po chwili nie wytrzymując.
    Dziewczyna najpierw nie zrozumiała, a potem otarła pianę z piwa pozostałą jej pod nosem. Ścięła usta i pukając palcami w stolik posłała Jack'owi "gniewne" spojrzenie.
    - Co? Do twarzy ci było z zarostem. Myślałaś kiedyś o zapuszczeniu brody? - dodał żartobliwie.

    [ Postaram się zapanować nad swoimi zaciągami i nie ingerować za bardzo w twoją postać, wybacz, ale po prostu to mi wrosło w krew :) ]

    OdpowiedzUsuń
  164. Eva miała wyjątkowe szczęście, że nie wypowiedziała jeszcze swoich myśli na głos.
    Scott doskonale wiedział co się działo, wiedział więcej niż się wydawało. Pozornie był niepozorny, otaczał się murem dobrych ocen i wyjątkowo podłym charakterem. I choć z początku mu to odpowiadało, teraz był przytłoczony ciężarem tajemnic i kłamstw ; potrzebował kogoś kto by go od tego uwolnił, choćby nawet w ułamkowej części.
    - Pomysłów mam wiele. Przyjaciel z Hogsmeade mówił, że mogli to być zwolennicy sama wiesz kogo. - mówiąc to uważnie obserwował twarz dziewczyny. Pozwolił kawałkom czekolady rozpuścić się na języku by móc dłużej rozkoszować się smakiem. - Jak sama wiesz, zrobią wszystko by podzielić społeczeństwo czarodziejów.
    Cicho westchnął i dopił herbatę do końca. Musiał powoli i delikatnie sprawdzić co o tym wszystkim myśli dziewczyna, powoli naprowadzając ją na ślady prawdziwej historii. W Hogwarcie oprócz Blaise'go, młodszego kuzyna i kuzynki nie miał nikogo ; kota nawet nie liczył.
    - Poszukuję kogoś kto by mi pomógł w śledztwie.

    OdpowiedzUsuń
  165. - Za mało śilizgoński - Jack rozważał chwilę te słowa.
    Chłopak nigdy nie chciał być typowym ślizgonem. Zależało mu właśnie na takim (a może jeszcze innym?) efekcie. Sam nie pojął czemu, jak to wyraziła Tiara Przydziału tego feralnego dnia, "cuchnie Slytherinem". Ciągnęło go do ludzi, którym pomagał jak umiał, których śmiechu uwielbiał słuchać zwłaszcza jeśli sam go powodował. Do mugoli też wielkich uprzedzeń nie miał, chodź stanowczo wolał zadawać się z innymi czarodziejami. W końcu doszedł do wniosku, że to jego drażniący sposób bycia i samo wariactwo zadecydowały o przydzieleniu go do Domu Węża.
    - Nigdy nie chciałem być ślizgonem. Ojciec stwierdził, że jestem porażką - powiedział po chwili wpatrując się z uniesionymi brwiami w dal - Nie miałem zamiaru dostosowywać się do reszty - wrócił spojrzeniem do Effy, która rozważała jego odpowiedź - Za mało ślizgoński powiadasz. Czasem jestem i typowo ślizgoński, zwłaszcza, gdy chodzi o robienie ,nie zawsze przyjemnych, żartów. Do tego bywam krnąbrny i przebiegły. Nie zastanawiałem się po prawdzie, dlaczego trafiłem do Domu Węża - potarł prawe oko, próbując tym samym ułożyć logicznie dalszą wypowiedź - Jeszcze nie rozwiązałem zagadki, którą dała mi Tiara pierwszego dnia szkoły.
    Eva spojrzała na niego pytająco. Sam nie wiedział czy dobrze to nazwał. Zagadka? Może to i przesada.
    - Stwierdziła, że cuchnę Slytherinem, cokolwiek to znaczy. Ciężko jest być ślizgonem. Zwłaszcza tym "innym" ślizgonem. Reszta ślizgonów mnie nie lubi, bo zachowuję się nie ślizgońsko, a wszyscy puchoni, ktukoni i gryfoni myślą, że jestem tym "typowym" ślizgonem. Los postawił przeszkodę przede mną, a ja muszę ją pokonać - wzruszył na koniec ramionami.
    "Gdybym tylko umiał" - dodał w myślach.

    OdpowiedzUsuń
  166. Są różne powodu które mną kierują, Eva - odrzekł Scott prosto i bez żadnych ogródek po czym lekko wzruszył ramionami. Dobrze wiedział, że taka odpowiedź nie zaspokoi ciekawości Gryfonki ale chciał mieć nieco czasu na znalezienie sensownego wytłumaczenie dlaczego oboje mają się pakować w taką kabałę. Nie mógł powiedzieć, że chce samej prawdy i sprawiedliwości, nikt by w to nie uwierzył, szczególnie jeśli te słowa by padły z ust Ślizgona.
    - Potrzebuję silnego dreszczyku emocji, w zamku nic się nie dzieje, a jedyną moją rozrywką są książki i nękanie puchonów. - zakończywszy odpowiedź sięgnął po jeszcze jedno ciasto uważnie cały czas przypatrując się dziewczynie. Wiedział, że będzie drążyć temat dalej.
    - To zgadzasz się czy mam szukać kogoś innego?

    OdpowiedzUsuń
  167. To zabrzmi dziwnie, ale czasem i ja potrzebuje towarzystwa. - Odpowiedział z bladym uśmiechem na twarzy obracając w dłoniach pusty już kubek. Na dnie osadziły się resztki fusów tworząc fantazyjny flores. I to była prawda, nawet najbardziej aspołeczni od czasu do czasu potrzebowali drugiego człowieka.
    - Po za tym, nie okłamujmy się, masz bystry i trzeźwy umysł. Razem pójdzie nam o wiele szybciej niż osobno.

    OdpowiedzUsuń
  168. Wiem co masz na myśli. - odpowiedział odkładając pusty kubek na stół po czym odmówił dolewki. Była już bardzo późna godzina i choć Scott męczył się od lat z bezsennością nadszedł jednak czas kiedy zmęczenie brało górę.
    - Jednak zanim go znajdziemy musimy nieco poszperać i nadstawiać ucha. Jutro kilka ważnych person zjawić ma się w Hogsmeade w celu porozmawiania i zobaczenia miejsca zdarzenia. Mamy resztę nocy na zastanowienie się jak wymknąć się do wioski i nie dać się złapać. Pomyślę jednak o tym w dormitorium. Nie wiem jak ty, Eva, ale ja padam ze zmęczenia i konspiracyjnych myśli.
    Skończywszy mówić wstał i zasunął po sobie taboret tłumiąc w ziewnięcie.

    OdpowiedzUsuń
  169. [ Eva i Ari są na tym samym roku, Gryffindor i Slytherin .. może jakaś kłótnia na wspólnej lekcji coś w tym stylu .. chyba że masz pomysł jak to rozwinąć? ]

    OdpowiedzUsuń
  170. Jack gorąco popierał słowa Effy. Nigdy nie uważał, że to źle, iż jest inny. Po prostu taki jest i koniec. On problemu z tym nie ma, problem mają ci, którym to przeszkadza.
    - Masz całkowitą rację - zaaprobował słowa dziewczyny - Z resztą. Ja nigdy nie starałem się podporządkować tym "zasadom". To oni mają kłopot, nie ja. Chodź to po prostu utrudnia życie.
    W głowie chłopak miał mętlik. Nigdy długo nad tym nie rozważał. Jest jak jest, on może tylko być sobą lub udawać kogoś innego.
    - Lubie udawać innych, ale nie przez całe życie. Szczerze mówiąc nie rozumiem tego podziału na domy. Mamy się jednoczyć, nie? Jakoś ten podział nie pomaga. Takie jest moje skromne zdanie. Ciągła rywalizacja, chęć.... Powiedzmy to wprost. Dokopania innym domom. Każdy z osobna próbuje dowieść, że to jego dom jest najlepszy i nie ma sobie równych. Pff... Po co to komu?
    Może i Jack pogardzał tym wszystkim, ale po prawdzie sam robił dokładnie to samo. Może inaczej niż wszyscy, ale dawało to przecież podobne skutki.
    - Ja nie muszę nikomu nic udowadniać. Wystarczy, że udowodnię sobie, że nie jestem "ślizgoński". Ba! Jak chcę mogę mówić na siebie puchon czy krukon. To przecież zależy od nas, nie? My kształtujemy swój charakter, a nie czapka, która mówi jacy jesteśmy. Chodź w sumie to ani ja puchonem, ani krukonem. Może rzeczywiście najbliżej mi do ślizgona? Ale to nie ważne. Według mnie nie liczy się dom.

    OdpowiedzUsuń
  171. Powiedziawszy dziewczynie dobranoc, Scott wymknął się z kuchni podążył szybkim rokiem w stronę lochów. W głowie plątały się i kłębiły myśli przeróżnej maści. Pytania na które nie znał odpowiedzi dręczyły go i ślizgon miał tylko nadzieję, że szybko uśnie. Tradycją rano było rzucanie zaklęcia rześkości inaczej chłopak by nie wstał lub zasypiał na nudniejszych lekcjach a z rana czekały go dwie godziny historii magii.

    Usnął szybciej niż się spodziewał.
    Poranek przywitał go deszczowymi chmurami i chłodnym wiatrem.
    Wstał o świcie by móc wysłać jeszcze list do dziadka. Należał on do bardzo nielicznego grona osób którym Scott bezgranicznie ufał. Drugą taką personą była Ellen Kendall ... poza nimi już nikomu. Nawet własnemu kotu, który nie raz udowodnił mu, że przygarnięcie go było największym błędem Leina. Kiedy rudzielec biegła swobodnie po Hogwarcie i terroryzował inne zwierzęta, szatyn wracał z sowiarni z zmartwioną miną. Przysięgał, że nikomu nie powie kim naprawdę jest, jednak czuł się wilkiem w owczej skórze jednakże nie obiecywał, że nie będzie incognito do końca. I takie kiedy pokonywał w samotności i w strapieniu drogę do zamku na pierwszą lekcję dostrzegł idącą w jego kierunku dziewczynę. Skrzyżował ręce na piersiach i zatrzymał się czekając aż będzie dostatecznie blisko. Zlustrował ją spojrzeniem niebieskich tęczówek.
    - Gdzie wybierasz się tak z rana? - zapytał a lekki kostyczny uśmiech wtargnął mu na twarz.

    OdpowiedzUsuń
  172. Kiwnęła głową, znów wpatrując się w sufit. Nie była zła na Evę. Czuła się tylko trochę rozczarowana, że nie dowiedziała się wcześniej. Chociaż właściwie to nie powinna. Nie powinna była osądzać nikogo, zważywszy na fakt, że sama miała tyle sekretów że trudno byłoby je upchać do Sali Pamięci.
    - Nie musisz przepraszać - odparła, posyłając przyjaciółce delikatny uśmiech.
    - Po prostu... Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie - powiedziała powoli, ważąc każde wypowiedziane słowo tak jak robiła to przy ważeniu eliksirów. Jeden niepewny ruch i cała zawartość kociołka wybuchała w powietrze. A ty stoisz i nie wiesz, co ratować najpierw.
    - Wiesz, cała ta sytuacja między tobą, Ignotusem, Jamesem i Lily jest... bardzo pogmatwana. To wszystko.
    Merlinie! MacDonald i jej wrodzone poczucie taktu.

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  173. [Przeglądając karty postaci, właśnie dostrzegłam, że nasze są podobne ! :)]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  174. [Dziękuje bardzo ;) Oczywiście na wątek jestem bardzo chętna ale dziś już mam pustke w głowie. Chyba, że ty masz jakiś pomysł :>]

    OdpowiedzUsuń
  175. Suprise przyjrzał się uważnie dziewczynie lustrując ją spojrzeniem bladoniebieskich tęczówek. Pomimo tego że miała na sobie jasny dres i granatowy bezrękawnik oraz spała również krótko co Scott, wyglądała bardzo dobrze. Jeśli była zmęczona nie dawała tego po sobie poznać. Chłopak ledwo rano wyczołgał się z łóżka i żeby doprowadzić się do stanu gotowości nie wystarczył zimny prysznic, musiał sam na siebie rzucić zaklęcie rześkości. Od lat już tak funkcjonował.
    - Zawsze rano biegasz? - zapytał lekko marszcząc brwi. Pytanie rzucił od tak, z czystej ciekawości. Nigdy nie zauważył biegającej dziewczyny, choć często kręcił się po obejściu.
    - Tak czy inaczej jak tylko się zacznie ściemniać musimy spróbować się wymknąć, jeszcze nie wiem jak ale kilka godzin nam zostało. - powiedział zakładając ręce na klatce piersiowej. - Nie sądzisz, że to dziwne, że chcę po ciemku prowadzić śledztwo? Rozumiem, że chcą to zrobić po ciuchu, ale bez przesady.

    OdpowiedzUsuń
  176. Dla chłopaka wspólne treningi ślizgonów były już wystarczającą formą ćwiczeń zapewniających mu ruchu na cały tydzień. Nie miał też potrzeby wstawania tak wcześnie by móc przebiec się dookoła błoni. Drugim wytłumaczeniem był brak czasu. Suprise każdą wolną chwilę poświęcał na dręczeniu puchonów, przesiadywaniu w bibliotece (od czasu do czasu nawet dostał zgodę od profesora Slughorna by móc zajrzeć do działu zakazanego) oraz na spacerach z Ellen Kendall. To była naprawdę bardzo dziwna znajomość, której on sam do końca nie rozumiał acz akceptował. Jednak dzisiaj będzie musiał zrezygnować ze wszystkich swoich planów. Miał pewien plan działania ułożony w głowie i wiedział gdzie mógłby udać się po informację dotyczące szybkiego wydostania się z zamku tym samym nie wzbudzając niczyjej uwagi. Postanowił, że złoży dzisiaj wizytę opiekunowi domu.
    - Jakiś wice-sekretarz i zastępca, jeden auror i jakiś tam pomocnik który ma coś tam orzec i sprawdzić. - odpowiedział wzruszając ramionami, dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie powinien tego mówić. Mógłby pokiwać przecząco głową lub skłamać, że nie wie. Obawiał się, że dziewczyna będzie podejrzliwa i spyta skąd to wie. W myślach szybko szukał odpowiedzi i każda którą wymyślił była bezsensowna lub bardziej go pogrążała.
    - Widzimy się później, zaraz mam lekcję. - odpowiedział cofając się do tyłu z bladym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  177. Mary dobrze znała te słowa, mimo iż nie używała ich często. W tamtych mrocznych, pełnych niepokoju czasach wszystko było popaprane, poronione, chore, cholernie dziwne i przerażające . Szerzące się wszędzie kłamstwo w parze z zaklęciami niewybaczalnymi, Lord Voldemort, śmierć... Miłość
    - Oceniasz to chyba trochę zbyt surowo, Effy - powiedziała, bezwiednie łapiąc dziewczynę za kolano, chcąc dodać jej otuchy w jakiś sposób. Możliwe że samej sobie chciała dodać otuchy, w końcu jej sytuacja nie była o wiele lepsza od sytuacji Reeve.
    - Jest pogmatwana, ale to nie znaczy, że nie może wyjść na prostą. Jeśli tego chcesz.
    Właśnie, to było zasadnicze pytanie.
    - Chcesz tego, Eva?
    Chcesz tego, Mary?

    [ Dziękuję, od zawsze miałam z tym problem ;]

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  178. [Zastanawiałam się nad rozpoczęciem jakiegoś wątku ale z racji tego, że ten sam dom i ten sam rok to muszę przecież się znać, trzeba tylko ustalić zażyłość owej znajomości. :D]
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  179. [Witam :). Dziękuje za powitanie. Chętnie podejmę się wątku, który potraktuję poniekąd jak wyzwanie z racji tego, że autorka "boi się zwyczajnych wątków". W związku z tym spoczywa na mnie obowiązek stworzenia tak nieszablonowego wątku, by autorki nie przestraszyć ;).

    Mamy ułatwione zadanie, bo nasze postaci są w jednym domu, na jednym roku, ale nie tworzyłbym z tego osi naszego wątku, coby nie był zbyt przewidywalny. Tylko w takim razie, co możemy nią uczynić?]

    Rick

    OdpowiedzUsuń
  180. [ może jakaś chęć i pomysł na wątek? :) ]

    Ariana Rosie / Ian Blake

    OdpowiedzUsuń
  181. [to wybacz, musiałam nie zauważyć komentarza.
    Jeśli masz ten pomysł na Arianę to chętnie posłucham, chyba że wolisz Iana.

    + jasne, zmienie wizerunek]

    OdpowiedzUsuń
  182. [Bastian jest świetny, więc mogłoby coś z tego wyjść :) a ten pomysł Ari i Eva na czy miałby polegać? Ja postaram się wymyślić coś do Blake'a]

    OdpowiedzUsuń
  183. [można by to jakoś właśnie zacząć, że dziewczyny się przyjaźnią aż do czasu gdy Eva odkryje że Ari jest tą znajomą od łóżka Ignotusa (: zaczną rywalizację itp

    a co do Ian : Bastian ich relacje miałyby być czysto koleżeńskie czy może coś w inny deseń?]

    OdpowiedzUsuń
  184. [Tak, Ari jest w klubie pojedynków.
    A może ty mogłabyś go zacząć? Bo boje się, że mogłam cie źle zrozumieć i zepsuć ci całą koncepcje :D]

    OdpowiedzUsuń
  185. Zerwałam się z łóżka i rzuciłam okiem na zegarek.
    Salazarze - krzyknęłam, gdyż dochodziła już godzina jedenasta.
    Miałam dokładnie kwadrans by zejść na dół, na kolejne z kolei spotkanie klubu pojedynków.
    Ubrałam pośpiesznie szatę i chwyciłam różdżkę, zbiegając po schodach.
    Przez sam środek Wielkiej Sali jak zwykle przebiegała podłużna scena, a członkowie klubu gromadzili się już po obu stronach.
    Dołączyłam do nich z uśmiechem na ustach - uwielbiałam te zajęcia. Była to idealna okazja do rzucenia na kogoś uroku.
    - Witajcie na kolejnym spotkaniu Klubu Pojedynków! - głos naszego prowadzącego odbił się echem po całej Sali.
    - Kto jako pierwszy zechce nam pokazać swoje umiejętności? - powiedział, rozglądając się po twarzach zebranych
    - Może ... Tak, Rosie na scenę!
    Podeszłam ochoczo na podium zajmując wyznaczone miejsce i czekając na wybór mojego przeciwnika.
    - Reeve, zmierzysz się z Arianą?
    Gryfonka z zadowoloną miną stanęła na przeciwko mnie.
    - Tylko pamiętajcie o zasadach! - upomniał nas instruktor i gestem dłoni kazał zaczynać.
    Obie równocześnie zrobiłyśmy krok do przodu, trzymając wyciągnięte różdżki.
    Ukłoniłyśmy się lekko, odliczając w myślach sekundy do startu.
    3...2...1
    Z moich ust wydobyła się gwałtownie formuła zaklęcia:
    - DRĘTWOTA!
    Stałam z buntowniczo splecionymi rękoma, czekając na reakcję przeciwniczki.

    ARIANA

    [dam znać jak wymyśle coś do Iana :) najwyżej po skończeniu tego wątku zajmiemy się kolejnymi postaciami :)]

    OdpowiedzUsuń
  186. [a więc powiązanie świetne, zaczynam trochę nieporadny wątek, mam nadzieje, że nie najgorszy. :D]
    Chloe mdlała. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyż zapewne zdarzyło się każdemu. Ale ta zielonooka dziewczyna traciła resztki kontroli nad swoim chudym ciałem z powodu rozsadzającego jej czaszkę bólu. To było coś nie dopisania. Pulsujący, rozrywający mózg, nie pozwalający myśleć i sprawiający, że jedynym jej pragnieniem była śmierć. "Avada kedavra!" - brzęczało w jej uszach, a ten piekielny znajomy głos brzmiał tak przerażająco tak inaczej niż zazwyczaj. Widziała to. Oczy tego mężczyzny, były takie same jak jej. Tak samo zielone, melancholijne i gdy na niego patrzyła tak samo przepełnione smutkiem i niezrozumieniem.
    -Tato...-szepnęła tracąc resztki świadomości. Osuwała się. Nie była już w stanie utrzymać ciężaru swojego ciała w pionie. Nie byłoby to tak przerażające ( o ile w ogóle takie było) gdyby nie fakt, że właśnie osuwała się w toń jeziora. Ciche pluśnięcie przerywające bezustanną cisze. Kilka zbyt głośnych i zbyt przerażonych oddechów i pustka. Opadała niczym kamień, na dno. Sparaliżowana piekielnymi wizjami i tym cholernym bólem, nie miała pojęcia co się dzieje. Nie próbowała się ratować, bo gdzieś w głębi duszy wiedziała, że jedyne na co zasługuje to śmierć.
    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  187. Zaklęcie wymierzone przez Eve było tak szybkie i precyzyjne,iż nie zdążyłam na czas go zablokować.
    W jednej sekundzie poczułam silne uderzenie, które wyrzuciło mnie w powietrze. Wylądowałam na samym końcu podestu, leżąc i starając się złapać oddech.
    Wstawaj Ari, pokonasz tą gryfonkę - powiedziałam w myślach i siłą woli podciągnęłam się na nogi.
    Nakierowałam różdżkę na przeciwnika i krzyknęłam pierwsze lepsze zaklęcie, które przeszło mi przez głowę:
    - EXPELLIARMUS!
    Tym razem to ja byłam szybsza. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, patrząc jak gryfonka ląduje z hukiem na podłogę.
    - Szkoda,że nie można użyć potężniejszych zaklęć .. dopiero wtedy rozpoczęłaby się zabawa - mruknęłam pod nosem, w czasie gdy Eva podnosiła się na chwiejnych nogach,odrzucona siłą mojego zaklęcia.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  188. [Publikuję Ci pod kartą, bo bal zniknął już ze strony głównej, a nasze postaci w zasadzie opuściły już Wielką Salę.]

    - Chcesz tego?
    Dwa krótkie słowa. Zlepek sylab. Ciąg liter. Przypadkowe dźwięki, którym ktoś kiedyś nadał sens, a które zdołały przyprawić go o taką ekscytację, jakiej nie przeżył jeszcze nigdy dotąd. Miał wrażenie, że te wyrazy wlały się w niego. Że nie tylko usłyszał je uszami, ale doświadczył również każdym innym zmysłem. Czuł je wszystkimi komórkami ciała. Widział. Smakował ich. Wdychał w nozdrza razem z powietrzem.
    Chcesz tego, Ignotusie? Zapytał jakiś cichy, kpiący głosik w jego głowie.
    Chcesz tego?
    Jak nigdy, niczego. Chce tego bardziej niż zaczerpnięcia kolejnej porcji powietrza. Bardziej niż wszelkich pieniędzy. Bardziej niż szacunku. Chce tego bardziej niż alkoholik na detoksie alkoholu. Ale jeśli ona tego nie chce… nie potrzebuje tego.
    Mogą spędzić tu noc rozmawiając. Albo patrząc na siebie. Albo ona może iść spać, a on będzie patrzył na nią, jak śpi i będzie czuwał nad spokojem tego snu. Chce spędzić z nią noc, ale nie potrzebuje cielesności.
    Ignotus Darkfitch nie potrzebuje cielesności.
    Powinni zapisać gdzieś tę datę, by upamiętnić ją dla potomnych.
    Patrzał na Evę, czuł jej dłonie zamknięte w swoich własnych, a szczęście niemal rozrywało go od środka. Chwycił ją silniej i przeprowadził w stronę łóżka, na którym ją posadził. Sam uklęknął przed nią, zacisnął jej dłonie w swoje własne i położył głowę na jej kolana.
    - Kocham cię – powiedział, a jego głos zadrżał, zdradzając jak dużo kosztuje go wypowiedzenie tych słów. – Kocham cię z każdym dniem coraz mocniej. – Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy. – Chociaż zupełnie nie wiem, jak to jest możliwe, bo każdego dnia budzę się tak wypełniony tym uczuciem, że zdaje mi się, iż nie jestem wstanie pomieścić już więcej, a jednak budzę się kolejnego poranka i jest we mnie jeszcze więcej miłości niż było wczoraj. Ostatnie tygodnie… - Przełknął ślinę. – Ostatnie tygodnie były koszmarem, z którego nie mogłem się obudzić. Widziałem cię z Potterem i… Nie wiem… Chciałem podejść, potrząsnąć tobą, wykrzyczeć ci, co czuje albo wykrzyczeć ci cokolwiek po to tylko, by przypomnieć ci o moim istnieniu.
    Wciągnął powietrze w płuca i o mało się nim nie zadławił. Zakaszlał głośno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jesteś każdą moją myślą. Każdym oddechem. Każdym biciem serca. Nie mogę zrozumieć, w jaki sposób żyje, gdy nie ma ciebie obok.
      Nie mógł wytrzymać. Podniósł się nieznacznie i pocałował ją tak, jakby chciał tym pocałunkiem powiedzieć wszystko to, czego nie mógł uzewnętrznić słowami. Jakby chciał wyrazić nim całą tęsknotę, którą odczuwał, a do której sam przed sobą nie był w stanie się przyznać. Dłonie chłopaka złapały ją mocno za ramiona i pozostały na nich, gdy oderwał się od niej i w dziwnej pozycji – pół stojąc, a pół klęcząc kontynuował swoją wypowiedź.
      - To wszystko jest tak totalnie pozbawione logiki. Moje serce kpi sobie z wszelkiego sensu i usypia zdrowy rozsądek. Wcale nie chciałem się w tobie zakochać. Nie chciałem się w nikim zakochać. Miłość wszystko utrudnia, komplikuje życie. Tak przynajmniej zawsze mawiał mój ojciec. – Jego dłonie obsunęły się po jej ramionach i przedramionach, by ich palce ponownie mogły się zapleść. – I, jestem pewien, że ty też nie chciałaś do mnie nic poczuć. O ile coś czujesz. – Ostatnie zdanie wypowiedział dużo szybciej niż pozostałą część swego monologu. Zupełnie tak jakby wtrącił je po refleksji, która ogarnęła go, gdy dotarł do niego sens własnych słów. – No bo nie ukrywajmy, jest cała rzesza lepszych kandydatów na obiekty westchnień.
      Było mu na przemian zimno i gorąco. Czuł się totalnie obnażony, chociaż wciąż miał na sobie wszystkie elementy swojego wyjściowego stroju. Emocjonalnie był nagi. Otworzył się przed nią, jak nigdy przed nikim. Zdradził swoje uczucia. I czuł się dzięki temu jednocześnie silniejszy i słabszy. Silniejszy, bo nagle, gdy przestał dusić w sobie ten cały ocean doznań poczuł się lżejszy. Słabszy, ponieważ ojciec od małego powtarzał mu, że uczucia to cecha zniewieściałych, życiowych oferm.
      - I jeśli oczekujesz odpowiedzi na swoje pytanie… To… O Boże! Pragnę cię, jak nigdy przedtem nikogo nie pragnąłem. Pragnę cię całym swoim człowieczeństwem. Całe moje jestestwo krzyczy o to byśmy… - Zrobił pauzę. – Ale nie chcę żebyś czuła się do czegokolwiek przymuszona. Równie dobrze możemy… No nie wiem… pograć w szachy.
      Jak na zawołanie na stoliku, obok świeczki pojawiła się szachownica.

      [Nie wiem jak wyszło. Ocenę pozostawiam Effy i wszystkim stalkerom xD. Mam jednak wrażenie, że sama puściłabym się z Ignotusem tego wieczora xD. ]

      Usuń
  189. Nie było czasu na tłumaczenia. Filch na pewno zaczął już konkretne działania zmierzające do udowodnienia winy Syriusza i skonfiskowania jego sprzętu. Rzucił, więc tylko krótkie, acz niezwykle wymowne spojrzenie w stronę Reeve i wypalił:
    - Chodźże, kobieto. Wyjaśnię ci wszystko po drodze.
    Zniecierpliwienie przebijało przez jego wypowiedź tak mocno, jak wodoodporny marker przebija się przez kilka kartek, jeśli ułożone są jedna na drugiej.
    W tym momencie z łazienki wyszedł James. Tak jak go matka natura stworzyła, zasłonięty jedynie w strategicznym miejscu ręcznikiem, którym przewiązał się w pasie. Woda kapała z jego włosów i z cichym uderzeniem rozbijała się o podłogę.
    - Tak myślałem, że do moich uszu dotarł twój rozkoszny głos – powiedział ospale patrząc na Blacka spod lekko przymkniętych powiek.
    Mrużył oczy zawsze, gdy na jego nosie nie spoczywały okulary.
    - Ja nie miałem wątpliwości, że to wycie dochodzące z łazienki wydobywa się z twojego gardła – odparł Syriusz ironicznym tonem.
    Lunatyk roześmiał się głośno.
    - No patrzcie… A myślałem, że to ja jestem w tym gronie specjalistą od wycia – zaczął i natychmiast umilkł przypomniawszy sobie najwyraźniej, iż w pokoju prócz Huncwotów znajduje się również Eva.
    Syriusz rzucił mu wymowne spojrzenie.
    - Tak, przy twoim śpiewie, zawodzenie Pottera można uznać za występ przedstawiciela chóru anielskiego – rzucił próbując ratować sytuacje. A następnie zrobił kilka szybkich kroków i zatrzymał się obok Evy. – Dawaj, Reeve. Nie ma czasu do stracenia.
    Złapał ją za przegub ręki i podciągnął do góry.
    - Zaraz, zaraz… Dokąd to? – Ton Rogacza zdradzał jego dezorientację.
    - Przykro mi, słoneczko. Twoja dziewczyna stwierdziła, że woli prawdziwych mężczyzn. – Odpowiedź Syriusza, wywołała u Pottera wybuch szczerego śmiechu.
    - Tak, oczywiście. To może teraz wyjaśnisz nam dlaczego wychodzi z tobą?
    Black przewrócił oczami, machnął zniecierpliwiony dłonią w kierunku przyjaciela i jeszcze raz pociągnął dziewczynę za rękę.

    [Odpis… Po długim czasie, taki-nijaki. xD Nie mogłam odpuścić sobie dialogów między Huncwotami i mam nadzieję, iż nikt nie będzie miał do mnie o to pretensji. Wybacz jakość. ]

    Syriusz

    OdpowiedzUsuń
  190. [Komentarz raczej +18 xD.
    Czytasz na własne ryzyko bla, bla, bla…]

    Nie potrzebował ani słowa więcej. Nie potrzebował żadnego dodatkowego impulsu. To, co powiedziała i pocałunek, którym obdarzyła go po swojej wypowiedzi rozpoczęły efekt domina. I nikt nie był już w stanie go zatrzymać.
    Pożądanie było wodą, w której się topił.
    Płomieniem, w którym się spalał.
    Tornadem, które mogło zetrzeć go z powierzchni ziemi.
    Było siłą przyrody, której musiał się poddać, bo był wobec niej tylko słabym człowiekiem niemogącym w żaden sposób się jej przeciwstawić. A co najzabawniejsze wcale mu to nie przeszkadzało.
    Chciał się utopić. Chciał spłonąć. Chciał, by jego stopy oderwały się od podłoża.
    Jej ręce oplotły jego szyje, a jego powędrowały w stronę jej talii, by za chwilę podnosząc się z kolan mógł pociągnąć ją za sobą. Ani na moment nie przestawali się w tym czasie całować. Wręcz przeciwnie. Ich pocałunek z każdą upływającą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny i pełen pasji. Opadli na łóżko, w taki sposób, że ona leżała na satynowej pościeli, a on przygniatał ją lekko ciężarem swojego ciała. Mebel zaskrzypiał głośno pod ciężarem ich ciał.
    Prawa dłoń Ignotusa powędrowała śmiało w stronę nogi Gryfonki i już po chwili muskała ją delikatnie powoli przesuwając się od łydki w górę podwijając tym samym jej sukienkę. W tym czasie usta chłopaka, jakby pragnąc spotkać się z jego dłonią w połowie drogi, zaczęły ześlizgiwać się w dół zostawiając za sobą ścieżkę z pocałunków. Wargi Darkficha lądowały kolejno na brodzie, szyi i dekolcie Evy racząc je delikatną pieszczotą. Kiedy znalazły się na wysokości klatki piersiowej Reeve jego druga ręka przesunęła się od strony talii ku górze i subtelnie musnęła jej pierś przez cienki materiał sukienki tylko po to, by za chwilę się wycofać. Gdy jednak Ignotus nie usłyszał żadnego protestu z ust brunetki ponownie pozwolił na to, by zawędrowała na tą partię ciała dziewczyny i zaczęła droczyć się z nią, co chwila dotykając jej tylko po to, by za moment na kilka sekund zaprzestać pieszczoty. W końcu wsunął dłoń pod sukienkę Gryfonki wykorzystując w tym celu głęboki dekolt i zaczął w skupieniu badać fakturę skóry dziewczyny w tym miejscu, co chwila, zahaczając o wyraźnie zarysowany sutek.
    W tym czasie druga ręka chłopaka zdążyła wspiąć się po udzie i teraz bawiła się gumką od koronkowych majtek dziewczyny.
    Nagle jednak zaprzestał wszelkich działań, spojrzał na Effy z łobuzerskim błyskiem w oku i z bardzo chłopięcym uśmiechem na twarzy rzucił:
    - Nie uważasz, że jest tu cholernie gorąco? Jeszcze mi się przegrzejesz! Myślę, że całkiem rozsądnie będzie, jeśli zrzucisz z siebie tą sukienkę. Mogę się nawet poświęcić i ci pomóc.
    Przekręcił się i opadł na plecy obok dziewczyny.
    [Nie jestem zadowolona z tego powyżej. Ciężko mi się to pisało. xD Łolaboga. I nie mam siły by czytać to po raz kolejny w celu wyłapania kolejnych z miliona niedociągnięć więc publikuje takim jakie jest..]

    Ignotus

    OdpowiedzUsuń
  191. - O nie .. tego jej nie daruję .. - warknęłam w myślach, postrząsając mokrą szatą.
    - Ta gryfonka jeszcze pożałuje tego co zrobiła.
    Z nienawiścią w oczach spojrzałam prosto na Evę. W tym momencie nie myślałam kategoriami przyjaźni i nie kierowały mną ludzie odruchy.
    Szczerze powiedziawszy nigdy nie przyjaźniłam się z Reeve, lecz można powiedzieć iż łączyły nas przyjazne stosunki. Potrafiłyśmy dogadać się, mimo iż ja pochodziłam z domu węża, a ona z domu lwa.
    Nie .. w tym momencie myślałam jedynie o pokonaniu jej. Ten odruch uaktywniał mi się za każdym razem gdy stawałam na tym podium i trzymałam różdżkę wykierowaną w twarz przeciwnika.
    Ariana Rosie musi być najlepsza - podsmowałam cicho i ponowienie uniosłam różdżkę.
    W stronę Evy poszybowało stado pocisków w postaci zaklęć oszałamiających.
    Wykorzystałam moją umiejętność posługiwania się magią niewerbalną, która w tym starciu przyniosła zamierzony efekt, dając mi sekundę przewagi.
    - Robi się coraz goręcej - wysapałam pod nosem, unikając gryfonki i co jakiś czas wyczarowując tarczę ochronną.
    - Dalej! Tylko na tyle cię stać? - krzyknęłam zachęcająco z kpiną w głosie.
    - Zakończmy ten pojedynek - dodałam, rzucając celnie zaklęcie immobilus, spowalniając moją przeciwniczkę, by z spokoju odetchnąć, patrząc na malującą się na jej twarzy złość.

    ARIANA

    OdpowiedzUsuń
  192. [Błagam na kolanach o wybaczenie! Ja po prostu nie wiem jak się do tego zabrać :c Więc za pół godziny góra zmuszę się i odpis się pojawi. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.... ]

    OdpowiedzUsuń