8 maja 2014

Who we are




James Potter
Gryffindor | VI rok | Ścigający
27 marca 1960
Dolina Godryka


Nowa firmowa miotła, poluzowany krawat, rozczochrane włosy w stylu "właśnie zsiadłem z nowej firmowej miotły", łobuzerski uśmieszek, garść arogancji i wielkie serce, mimo wszystko. 


- Bo widzisz, wszystko to, to tylko kwestia perspektywy. Zmieniam perspektywę, rozumiesz? Teraz jestem zupełnie nowym Jamesem Potterem, zyskałem większy potencjał. 
- Merlinie, jakiś ty mądry.
- Zamknij się, Łapo.
- I do tego taki seksowny. 

Jim nie jest molem książkowym ani przykładnym uczniem, co nie oznacza jednak, że brak mu inteligencji, ma jej pod dostatkiem. Jak inaczej udałyby mu się te wszystkie perfekcyjne i jakże śmiesznie żarty? No właśnie, widzę, że sam znalazłeś odpowiedź na to pytanie. Jim jest odważny i honorowy, Jim ceni sobie przyjaciół i pomaga ciemiężonym, chyba że to Severus Snape. Severus Snape posiada własną instrukcję obsługi, na której słowo pomoc pojawia się tylko w zdaniu: pomóc władować jego wielki tłusty łeb do wiadra  z odchodami hipogryfa. I tak, Jim jest arogancki, chociaż sam chyba nigdy nie zastanawiał się nad tym, co to słowo do końca znaczy, bo jest także leniwy. Czasem aż nazbyt. 


- James , czy to na pewno dobry pomysł? Przecież bez okularów jesteś praktycznie ślepy.
- Nie martw się, Luniaczku, dam sobie radę. Poza tym, teraz gdy patrzę na Petera, nie widzę już przestraszonej Puchoneczki. A nie, czekaj, wciąż tam jest. 


Nie wie, czego chce, na pewno nie na tyle, by zaciekle o to walczyć. Ma kodeks, którego zazwyczaj się trzyma, ale zdarza mu się zbłądzić. Jedynym, co się naprawdę liczy, są quidditch i przyjaciele, niekoniecznie w tej kolejności. Liczy się jeszcze Lily, ale ona go nie chce. James po raz pierwszy w życiu został odrzucony. W sumie to razy tych było więcej niż jeden, coś w okolicach dziesięciu, ale nie w tym rzecz. Boli, gdy nie dostajesz tego, czego pragniesz. To jedna z niewielu prawd, które do niego docierają. Boli cholernie. 

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. 
- Zgadzam się z wilkołakiem. Zabijesz się. 
- James, to jest bardzo, bardzo niebezpieczne. 
- Tak samo jak życie, przyjaciele. Nie zapomnijcie o tym napisać na moim nagrobku. Dodajcie też coś o świetnych włosach. 



Animag | Twórca Mapy Huncwotów | Rogacz
mahoń | 11 cali
patronus to jeleń | nadal utrzymuje, że niczego się nie boi

POWIĄZANIA


[Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam, wykorzystując jego postać, ale wychodzę z założenia, że składamy się z ludzi, którzy nas otaczają, a James składa się z Huncwotów, Lily i nawet Severusa. W każdym razie, jakby komuś to nie pasowało, dajcie znać, wszystko pozmieniam. 
Pan na zdjęciach to Aaron Taylor-Johnson, znalazłam je na we<3it.
Głęboko wierzę w to, że nie zepsułam Rogasia do cna i nadaje się jeszcze do wątków. ] 

62 komentarze:

  1. [Witam ładnie na blogu. ;) W razie chęci i jakichś pomysłów zapraszam pod moją kartę. ;)]

    Isabella Meliflua

    OdpowiedzUsuń
  2. [Uff, cieszę się, że ktoś tak szybko przejął Jamesa. I powiem ci, że bardzo fajnie wyszła ci KP:D W razie chęci albo pomysłów zapraszam pod moją kartę ;)]

    Jean

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam :D Miałam wątki z poprzednimi Jamesami, a z nowym mogłabym rozpocząć coś nowego, jak nagle zaświta mi jakiś pomysł w głowie. Chyba że ty na coś wpadniesz, jak zapoznam Cię z obiema relacjami moich postaci z Jimem (jak chcesz, to pisz na gg). W skrócie Kath jest w drużynie Quidditcha i jest nieznośna, a Kristel to przyjaciółka.]

    Kathleen / Kristel

    OdpowiedzUsuń
  4. [witam serdecznie kolejnego James'a :D jak znajdzie się jakaś chęć i przede wszystkim pomysł to zapraszam^^]

    Ian Blake | Toby Foster

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ok, więc jeśli chodzi o Fostera to tutaj bym widziała jakiś motyw z Quidditchem, a z Ianem wątek chyba bardziej pasowałby z Mary, chociaż na tę chwile nie mam pojęcia na jakich relacjach miałby się on opierać, żadnych konkretów :c Może jak uda Ci się na coś wpaść to odezwij się na gg, tam się prędzej cokolwiek ustala]

      Usuń
  5. [Ano, też go bardzo lubię, i tak bardzo pasuje do Jeana :) Niestety moja kreatywność umiera:(]

    Jean

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cudowna, cudowna, cudowna karta!
    Ciut inne spojrzenie na Jamesa. Tego potrzebowałam :)
    Na wątek zawsze chętna, chociaż nie wiem czy coś łączy nasze postaci
    Pozdrawiam i dużo weny,
    mimoza. ]

    Ivonne Isabelle Queensberry
    Melody Rain

    OdpowiedzUsuń
  7. [wowowow, bardzo podoba mi się James w takim wydaniu i nie mogę odmówić sobie wątku z nim, dlatego mam ważne pytanie: czy może lepiej będzie kontynuować to, co konsekwentnie kontynuowałam z dwoma poprzednimi Jamesami, czy może robimy coś nowego? bo jeśli wolisz tą pierwszą opcję, to z chęcią wtajemniczę w to, na czym stanęło nam z Kan.]

    Eva

    OdpowiedzUsuń
  8. Toby Foster - puchon znany ze swojego wybuchowego i dość infantylnego temperamentu i zamiłowania do siania - oczywiście nieumyślnego - zniszczenia, kroczył właśnie jednym z korytarzy w towarzystwie nieodłączonego uśmiechu wymalowanego na twarzy. W dłoni ściskał malutką złotą piłeczkę, której zapomniał oddać po ostatnim przebytym meczu Qudditcha. Wciąż miał przed oczami tamtą spektakularną wygraną: On, dumnie okrążający wielki stadion. Złoty znicz, który kurczowo trzymał w wyciągniętej wysoko dłoni, za wszelką cenę próbujący wyrwać się z jego uścisku za pomocą pary trzepoczących małych skrzydełek. Tłum widzów ryczących na trybunach z zachwytu.... Z tego całego zamieszania kompletnie zapomniał o odniesieniu na miejsce piłki, dzięki której Hufflepuff zdobył aż 210 punktów, co należy dodać zdarzało się wyjątkowo rzadko.
    - Nie wyrywaj się tak! - westchnął pod nosem, kierując się prosto do wyjścia z Zamku. Chciał jak najszybciej znaleźć się na boisku, by tam odszukać któregoś z zawodników i oddać mu tą uporczywie wyrywającą się piłkę. Ewentualnie nauczyciel latania także byłby wybawieniem z tej nużącej sytuacji. Wkroczył na zalane majowym słońcem szkolne błonia i rozejrzał się po okolicy spod wpół przymkniętych powiek. Rażące promienie nie dawały mu możliwości szerszego otworzenia oczu, dzięki czemu jego pole widzenia było lekko ograniczone. Dopiero huk, sygnalizujący zderzenie uzmysłowił mu, iż powinien bardziej skupić się na drodze. Podniósł się z ziemi, otrzepując się z kawałków zalegających na jego szacie źdźbeł trawy i rzucił okiem na osobę, która ucierpiała pod wpływem jego gapiostwa.
    - Wybacz! - krzyknął z entuzjazmem w kierunku jakiegoś gryfona, którego w pierwszym odruchu nie mógł rozpoznać. - O nieee... - jęknął. Znicz korzystając z okazji opuścił jego otwartą rękę, wzbijając się o kilka cali w powietrze. Tobias z precyzyjną szybkością skoczył jak najwyżej tylko potrafił i jednym płynnym ruchem pochwycił w garść kłopotliwą piłeczkę.
    - I kto jest najlepszym szukającym jakiego znał świat?! Hufflepuff po raz kolejny dobył znicza! Puchar Quidditcha jest naaasz! - dodał z radością, nie zważając na to czy ktokolwiek go słucha.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  9. [ojej, cześć! nawet nie zauważyłam, że karta przybyła, przez ten wątek grupowy.
    szybko mi się wymienił ten James. wątek chyba musi być obowiązkowo, prawda? :)]

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Przybyłam, aby wyrazić swój podziw:
    Ło boru, co za gify <3 ]

    Montrose/Georgijew

    OdpowiedzUsuń
  11. Tobias był z siebie tak zadowolony, że na całe szczęście nie usłyszał pierwszego zdania, które wypłynęło z ust chłopaka. Dopiero kolejne słowa sprawiły, iż na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
    Ja sam zrobiłbym to z zawiązanymi oczami i tylko jedną ręką - Żartujesz sobie? - zapytał ze zdziwieniem. - Przecież jesteś ścigającym! Słynnym Jamesem Potter'em, mam rację? - dodał z przejęciem, przypominając sobie skąd go zna. Nie raz obserwował jego poczynania na meczach: musiał przyznać, że gryfon dość skutecznie przerzucał kafle przez bramki przeciwników, przechylając tym szalę wygranej na rzecz Domu Lwa. Sam nie miał jeszcze okazji zmierzyć się z nim na jednym boisko. W tym sezonie - ze względu na dość kiepską pozycję Hufflepuffu w ogólnej tabeli klasyfikacyjnej - jego drużyna nie miała okazji zagrać przeciwko dobrze prosperującym gryfonom, potencjalnym kandydatom do zdobycia Pucharu. Poza tym James miał na koncie równie wielką ilość szlabanów co on sam: Foster przywołał w pamięci słowa woźnego - Argusa Filcha - który co rusz skarżył się na osobę Potter'a, w czasie gdy pastwił się nad Toby'm, zachodząc na głowę jaką karę wymyślić mu tym razem.
    - Co nie znaczy, że on jest lepszym szukającym - pomyślał, rzucając okiem na małą złotą piłeczkę.
    - Wiesz co, to brzmi trochę jak wyzwanie.
    Oczy puchona momentalnie zabłysły: chłopak kochał zakłady, w których mógł popisać się swoimi umiejętnościami i rzecz jasna dobrze się bawić.
    - Czyżbyś myślał o tym samym co ja? - zapytał, mrugając do niego porozumiewawczo.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  12. [stwierdzam, iż odpisuję tutaj, bo James, z tego co pamiętam, to dość fajna postać. chęci zawszę się znajdą. mogę zacząć, jeśli rzucisz pomysłem :)]

    Lilianne

    OdpowiedzUsuń
  13. [ witam się serdecznie i zostałam uwiedziona przez gify i w ogóle przez jego wizerunek <3 ]

    Malfoy/Petrova

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Bardzo chętnie coś stworzę tym bardziej, że miałam styczność już z wcześniejszą postacią Potter'a, niestety wątek nie utrzymał się zbyt długo. Wymyślamy coś nowego, czy będziemy trzymać się mojej starej wersji powiązania? ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdy jego wzrok padł na tablicę z napisem i tak przegrasz, Puchasiu resztkami cierpliwości powstrzymał się od podobnego komentarza i z jego ust nie padła riposta w stylu: Żebyś się przypadkiem nie zdziwił, przemądrzały gryfonie.
    Toby zazwyczaj stronił od kłótni, ale w tym momencie jego duma była ciut urażona. W końcu to on był szukającym, który od dobrych dwóch lat specjalizuje się w szukaniu znicza i jakiś nadęty i pewny siebie ścigający nie miał prawa kwestionować jego umiejętności.
    - Czemu miałbym się wycofać? Ale proszę bardzo, jeśli tchórzysz to nie krępuj się i śmiało mi o tym powiedz.
    Posłał mu swój zwykły, serdeczny uśmiech i pomachał mu przed nosem złotą piłeczką. Znicz wyrywał się do lotu, ale tym razem nie miał żadnych szans w starciu z zaciśniętą pięścią Puchona.
    - To co, zawody w łapaniu znicza? - powiedział z błyskiem w oczach. - A jeśli już zwyciężę a ty skończysz jako wielki przegrany to co będę z tego miał? - rzucił w eter i ruszył przed siebie, zmierzając do miejsca w którym zapewne rozpoczną swoją rywalizacje - Stadion Quidditcha.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ "Bardzo dziwną znajomością okazało się połączenie Jace'a i James'a Potter'a, którzy praktycznie są do siebie bardzo podobni. Obydwoje nie dają za wygraną, lubią łamać zasady, są kombinatorami i są zakochani w sobie - podobno. Większość populacji szkolnej uważa, że gdyby ta dwójka zaprzyjaźniła się ze sobą szkoła poszłaby z dymem."
    To jest część o poprzednim Potterze z powiązań Jace'a. Ogólnie z tamtą autorką nieco nagięłyśmy zasady co do nienawiści Malfoy'owej&Potter'owej. Nasz wątek stanowił kłótnię, jednakże nie nienawidzili się, że tak to ujmę xd ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  17. Sen nie utula do snu wodzony za nos pod niszczycielską dyktaturą koszmaru, wlewającego najwnikliwszymi komorami swą toksynę, nie śpiewa ci do ucha cichej, melodyjnej kołysanki, przy której wysłuchiwaniu czujesz, jak ktoś obejmuje cię bezpiecznym ramieniem i oddala twoje troski. Gdy koszmar staje się systematyczny, bezsilnie wyrywasz z głowy spłowiałe włosy, modląc się do wszystkich wartości, w których odkupienia doszukują się masy, bylebyś tylko mógł zmrużyć powiekę pod osłoną nocy i otworzyć dnia kolejnego, gdy pokój wypełnia łagodne światło dnia. Dla Kristel Scriven spokojna noc, już od niechlubnych miesięcy, należała do rarytasów, których łaknęła, jak wędrowiec na pustej, suchej pustyni łaknie kropli wody. I choć trudno było jej w obecnym czasie zdobyć się na uciechę, to w niepojęty, lecz starannie ukryty sposób, radowała się, że już od trzech nocy sypiała spokojnie, nie zrywając się w godzinach, w których marzenia senne powinny stawać się najbardziej przejaskrawionymi i uwyraźnionymi. Spała słodko, okrutnie zmęczona. A męczył ją nawet zwykły trucht, na który musiała się zdobyć, chcąc zdążyć do jednej z klas lekcyjnych, a czasem i nawet uważne podążanie za tekstem, bez poczucia dezorientacji, sprawiało dziewczynie morderczy wysiłek.
    Nie czuła więc, jak męskie dłonie podnoszą jej zmizerniałe ciało. Umysł Kristel wypowiedziane słowa odebrał, jako część sennej imaginacji, lecz resztki świadomości same w odpowiedni sposób ukształtowały język i poruszyły wargi w cichym mamrocie:
    - Nie mnie – powtórzyła dwa razy, nie otwierając oczu i miarowo oddychając.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jej, te gify tak bardzo mnie rozpraszają, mogłabym wpatrywać się w nie całą noc. *-*
    Ja tam bym ich chętnie wpakowała w jakąś niezręczną sytuację, która rozpoczęłaby się od zajęć prowadzonych przez prof. Rogasia - być jak James Potter, czyli dziewczyny, imprezy i łamanie szkolnego regulaminu. Co Ty na to?]

    R. Lupin

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Ogólnie poprzedni wątek zakończył mi się na tym, że Jace znalazł mapę Huncwotów, która wyparła Rogasiowi w sowiarni. Długo kłócili się o to, żeby Malfoy mu ją oddał, ale James nie mógł kompletnie nic wskórać.
    Pomyślałam, że może mógłby go wtajemniczyć w ową mapę a dalej by się coś rozwinęło XD Daj znać co o tym myślisz :) ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Przychodzę tutaj bo chcę wątek z Potterem. Masz jakiś pomysł, czy myślimy? ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  21. [2219544 - napisz to się dogadamy ;) ]

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  22. - Łapanie na ślepo? - mruknął pod nosem, obracając głową i patrząc na wyczarowaną niewidzialną kopułę. Zastanawiał się, czy ta konkurencja będzie wymagała od nich zasłonięcia oczu jakąś przepaską czy czymś co sprawi, że ich pole widzenia będzie ograniczone.
    - Chcesz zacząć? - zapytał z uśmiechem, przyrzekając sobie w duchu, że na pewno nie da Potter'owi dziesięciu punktów. Może maksymalnie siedem... albo pięć. Tak czy siak o najwyższej ocenie może sobie jedynie pomarzyć, choć zapewne jego umiejętności w łapaniu znicza i tak są znikome.
    - Zaraz zaraz! - dodał po chwili, zaciskając uścisk na złotym zniczu.
    - A miotła? Chyba, że pan James doskonały postanowił łapać znicza bez jej użycia.

    Toby.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Zaklęcie brzmi… - tutaj profesor McGonagall wymówiła odpowiednią formułkę, Lily jednak na chwilę się wyłączyła. Nic straconego, pewnie i tak zaraz powtórzy, a potem zademonstruje. I owszem, tak właśnie się stało. Profesorka z tego swojego misternie i ciasno zaczesanego do tyłu koka wyjęła jakimś cudem jeden włos, ledwie widoczny, następnie położyła go na swoim biurku, wypowiedziała zaklęcia i oto na biurku leżała już igła.- A teraz dobierzcie się w pary i najpierw przećwiczcie to na swoim, a później pożyczcie włos od pary.
    Coś tam jeszcze tłumaczyła o tym, że swoje o wiele łatwiej jest zamienić, z racji tego, że w jakiś sposób wyczuwają właściciela, w końcu mają w sobie DNA, ale Lily teraz już kompletnie nie słuchała. Była przejęta tym, że wyjątkowo usiadła tego dnia sama w ławce, przez co nie miała pary. Bo jakoś tak samoistnie przyjmowało się sąsiada za parę. A tutaj pojawił się problem, Emily leżała w Skrzydle Szpitalnym i pary brakowało. Spłoszona, rozejrzała się po sali. Nadzieją był jeszcze Remus, ale przecież ledwie chwilę wcześniej profesor Flitwick go poprosił, tym samym wyciągając z lekcji transmutacji. No to zostawał Peter. Tak jej się zdawało, bo zdążyła tylko zauważyć, jak Pettigrew leci do Blacka, tym samym zostawiając na lodzie nikogo innego jak Pottera, który przecież z Syriuszem robił wszystko.
    - No, już, wszyscy się dobrali – głos McGonagall był odrobinę zniecierpliwiony. Nic dziwnego, odrobinę długo to wszystko trwało, a w tym czasie Lily nawet nie ruszyła się z ławki, aby kogoś sobie znaleźć.- A wy co jeszcze…? – i nagle została przygnieciona stalowym spojrzeniem profesorki, którego mocą chwilę później został też przygwożdżony nikt inny jak James.- Potter, siadaj mi tu do Evans, natychmiast i nie róbcie już zamieszania!
    Po tych słowach Lily gwałtownie wciągnęła powietrze. A potem powoli je wypuściła, próbując się uspokoić. To chyba będzie najgorsza lekcja transmutacji wszechczasów. Na pewno nie uda jej się niczego nauczyć ani niczego przećwiczyć. Bo przecież będzie musiała tysiąc razy odpowiadać „nie, Potter, nie umówię się z tobą, spadaj”.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  24. Tylko spokojnie, Lily, tylko spokojnie. Przecież nic się nie dzieje. Oczywiście, że nic się nie dzieje. Nie musi przecież, póki co, zwracać na niego uwagi. Najpierw może się zając swoim własnym, rudym włosem, a potem się zobaczy.
    Ktoś ją jednak wychował i nie wypadało ignorować drugiej osoby, jeśli się przywitała. Nie trzeba było też od razu na wszystkich naskakiwać i burczeć. Evans miała całkiem dobre serduszko. Póki jej ktoś nie zdenerwował (co Jamesowi zdarzało się często), to nie podnosiła głosu i nie była złośliwa.
    - Cześć – odpowiedziała. Tak zwyczajnie, bez złośliwości i niechęci w głosie. Bez zbytniej oschłości. Ale też zdecydowanie bez entuzjazmu i radości. Po prostu zwyczajnie, naturalnie i neutralnie.
    Przerzuciła włosy przez ramię, do przodu. Przyuważyła jakiś jeden odstający, złapała go i szybko wyrwała. Nie było nic czuć, nie ma tragedii, nikt nie cierpi. Położyła go na ławce i już mentalnie przygotowywała się do rzucenia zaklęcia, już wyciągnęła różdżkę, już się zamachnęła i… Uświadomiła sobie, że przecież nie słuchała, myśląc o czymś kompletnie innym, a przez to nie wie, jak w ogóle brzmi zaklęcie.
    Ale przecież się nie przyzna, McGonagall chyba by jej łeb ukręciła, gdyby teraz o to spytała. No, może nie łeb od razu, ale na pewno odjęłaby jakieś punkty. Poza tym, co to by za wstyd był! Lily Evans pilna uczennica, nie słuchała, co mówi profesorka! Na transmutacji!
    Musiała więc schować teraz dumę do kieszeni i…
    - Słuchaj… - odezwała się, odrobinę niepewnie zresztą, do Pottera.- Jak w ogóle brzmi zaklęcie?
    No to teraz będzie miał okazję do nabijania się z niej! Albo wykorzysta sytuację i Lily zaraz usłyszy coś w rodzaju „powiem ci, jeśli…”. Najprawdopodobniejsze „jeśli”, to zapewne „jeśli się ze mną umówisz”. Na Merlina, że też musiała mieć takiego pecha dzisiaj…

    OdpowiedzUsuń
  25. - Foramen acus transire – powtórzyła cicho, pilnując akcentu.
    Zdawała sobie sprawę, że to naprawdę dziwne i zaskakujące, aby nie słuchała, a potem dopytywała o coś dotyczącego lekcji, no ale… Zdarza się przecież nawet najlepszym.
    - Dzięki – wymruczała, w końcu kultura tego wymagała.
    W duchu szczerze się ucieszyła, ze nie nastąpił teraz handel „coś za coś”, tylko po prostu grzecznie odpowiedział. Że nie musieli się teraz targować, sprzeczać i drażnić wzajemnie. Może przez chwilę nawet była tym zaskoczona, ale koniec końców stwierdziła, ze tak jest lepiej. O wiele lepiej. Święty spokój, żadnych niechcianych emocji, wszystko krótko i sensownie. Jest pytanie, jest odpowiedź, nie ma natręctwa i niechcianej rozmowy.
    Powtórzyła sobie zaklęcie jeszcze raz w głowie, potem uniosła rękę z różdżką, chcąc już je rzucić, ale tym razem przypomniało jej się, że przecież nie może sobie tak po prostu od niechcenia machnąć ręką. Doprawdy, Evans, co się z tobą dzisiaj dzieje… Kompletnie nie myślała, błądziła myślami nie wiadomo gdzie. Ktoś co bardziej złośliwy stwierdziłby, że o, pewnie się zakochała i teraz sobie marzy, ale nie, nic z tych rzeczy. Co jak co, ale nie Lily. Jej serduszko pozostawało nadal zimne, można by rzec. Niezdobyte przez nikogo, jak do tej pory.
    - Słuchaj… - zaczęła tak samo, jak chwilę wcześniej.- A trzeba jakiś specjalny ruch wykonać?
    Zarumieniła się, nie ukrywajmy. Odrobinę ze wstydu. Ale skoro przed chwilą się udało, otrzymała odpowiedź bez konsekwencji, to może drugi raz też się uda. Zresztą, en Potter to jakiś dziwny dzisiaj był, kompletnie jak nie on. Kobieca intuicja i wrażliwość potrafiły dostrzec takie rzeczy.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  26. Również odrobinę zmarszczyła brwi, przez co zrobiła jej się pomiędzy nimi taka mała kreseczka, kiedy tłumaczył, niby jasno, ale pokrętnie, jak ma machnąć ręką. Głupio jej było, ze nie uważała, chyba nawet nie głupio przed nim, tylko przed samą sobą. No bo jak w ogóle mogła? Na szczęście McGonagall nie słyszała tych ich szeptów, inaczej pewnie już dawno odjęłaby im punkty. A Lily przede wszystkim.
    Kiedy usłyszała „pokażę ci” jakoś podświadomie zrozumiała te dwa słowa odrobinę opacznie. Bo w tamtym momencie od razu odruchowo wyciągnęła rękę w stronę Jamesa, jakby właśnie w ten sposób miał jej pokazać, jak ma nią ruszać, właśnie nią ruszając. Idiotyzm tego ruchu dotarł do niej dopiero po chwili, kiedy skupił się na blacie, a to, że jakaś tam Evans właśnie mu wyciągnęła rękę, żeby nią zamachnął, miał w głębokim poważaniu. A poza tym, co ona sobie w ogóle myślała? Co jej do głowy przyszło? Wystarczyło spojrzeć i w ten sposób powinna załapać. No właśnie. Przyjrzeć się i po sprawie. A nie od razu pchać się z łapami.
    Głupia.
    I już miała ją zabrać, besztając się w głowie, że tak bardzo się wygłupiła, kiedy jednak udało mu się zamienić ten włos w igłę. I nawet McGonagall to zauważyła! Lily odruchowo się uśmiechnęła, w końcu to była jej połówka pary, trzeba się cieszyć i być dumnym, ktokolwiek to był. I tak kompletnie bezwiednie trzymała tę rękę w powietrzu przez dłuższą chwilę, nie zastanawiając się nad tym, bo skupiona już była na czymś innym. Aż w końcu oparła ją o ławkę, chyba odrobinę za blisko dłoni Jamesa.

    OdpowiedzUsuń
  27. Rękę cofnęła od razu, kiedy tylko poczuła dotyk. Nic nadzwyczajnego, zrobiłaby to niezależnie od tego, kto siedziałby obok niej. Efekt jakiegoś tam zaskoczenia i spłoszenia.
    Odpowiedź, czy to twierdzącą, czy przeczącą, uznała w tamtym momencie za zbędną. Samo pytanie brzmiało idiotycznie, zapewne dlatego, ze sam obiekt, na którym się uczyli, a mianowicie włos, był idiotyczny i stosunkowo głupiego wyrazu nadawał całej sytuacji. Nie odpowiedziała więc, tylko znów przerzuciła włosy przez ramię, przeczesała je palcami, a chwilę później już jeden rudy włosek położyła przed Jamesem. Nie mówić ani słowa ani w żaden inny sposób nie reagując. Czuła, że cokolwiek by teraz powiedziała, brzmiałoby to komicznie. Nawet kuriozalnie w jakimś stopniu. Taka dziwna sytuacja. Że też McGonagall nie mogła czegoś innego wymyślić. Włosy w igły, też coś!
    Lily skupiła się w końcu na swoim zadaniu, bo jednak w końcu trzeba było się tym zająć. Spróbowała raz, odtwarzając wszystko to, co zobaczyła chwilę wcześniej obok siebie. Nie wyszło za pierwszym razem. No cóż. Pewnie coś źle zaakcentowała. Spróbowała drugi raz.
    - Ha! – wyrwało jej się; od razu też odwróciła się do Pottera z uśmiechem zadowolenia wymalowanym na twarzy.- No teraz możesz mi dać swój też. O ile ci to twojej fryzury nie zepsuje.
    Czasem miała wrażenie, że on dba bardziej o te swoje włosy, żeby robić wrażenie na dziewczętach, niż o okulary, a te przecież były ważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Syriusz czyta Czarownicę – wymruczała, przesuwając jeszcze ciemny, krótszy od jej własnego włos, aby leżał na pewno równo, na pewno równolegle do jednej krawędzi ławki, a prostopadle do drugiej, i w ogóle tak idealnie, jak to Lily lubiła.- Zdradziłeś teraz jego tajemnicę, a pewnie chciał się z tym ukryć, bo kto jak kto, ale tak męski Black czytający Czarownicę… - paplała sobie tak, niby pod nosem, niby do Jamesa, kompletnie nie zdając sobie sprawy, jak swobodnie mówi. Jakby sobie zwyczajnie rozmawiała z jakąś koleżanką na przykład, a nie z Potterem, który ją tak niemiłosiernie przecież zazwyczaj irytował. Zazwyczaj, nie zawsze, bo dzisiaj jakoś nie, jak widać.
    Skupiła się na włosie na chwilę, powiedziała zaklęcia, machnęła odpowiednio i…No cóż, za pierwszym razem nie wyszło. Zdziwiłaby się zresztą, gdyby wyszło, skoro z jej własnym nie udało się za pierwszym razem.
    - Czekaj, a skąd ty wiesz, że tam jest o włosach? –spytała po nieudanej próbie i to tonem, jakby ją nagle olśniło.- Też czytałeś! No ja cieeee, Potter, czytasz babskie gazety? – nie mogła się powstrzymać, no po prostu nie mogła. Nie zrobiła tego tak specjalnie specjalnie, naprawdę specjalnie, tylko samo wyszło. Właśnie pojawił się temat, okazja, to dlaczego miałaby trochę nie zażartować i odrobinę mu dogryźć?
    Wyszczerzyła się jeszcze głupio do niego w dodatku.
    A potem, zupełnie się nie skupiając, w przeciwieństwie do wcześniejszych prób, na odczepnego wypowiedziała zaklęcia, machnęła różdżką i… Zamiast włosa na ławce leżała już srebrna igła. No coś takiego… Uśmiech z twarzy zszedł i patrzyła zdecydowanie zdziwiona na mały przedmiot. Udało jej się poskromić włos Pottera, sukces. Sukces jakich mało.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  29. Trochę była zawiedziona, że się nie wdał w dyskusję. I nawet tym zaskoczona, bo to przecież takie to niepodobne do Pottera. Do Pottera, którego znała, bo równie dobrze mógł mieć inne oblicze, które cały czas pozostawało dla niej nieznane. Pobawiłaby się trochę, drocząc się z nim i zapewne odrobinę mu też dogryzając, no ale się nie skusił, więc już milczała, wewnętrznie zadowolona, że tak szybko udało jej się wykonać zadanie powierzona przez McGonagall.

    ***

    Ociągała się odrobinę z wyjściem sali po zakończeniu lekcji. Powoli pakowała książki do torby, a efektem tego było jedynie to, ze wyszła jako ostatnia, odprowadzona trochę ponaglającym spojrzeniem profesorki. Korytarzem też jakoś szła wyjątkowo powoli, dziwnie nad czymś zamyślona. Z tego zamyślenia wyrwał ją dopiero szmer głosów i mały tłumek pod portretem Grubej Damy.
    Poczucie obowiązku kazało jej przepchnąć się do przodu, aby, w razie czego, rozwiązać jakąś sprawę albo zwyczajnie przypomnieć tym wszystkim pierwszoroczniakom hasło, którego jakoś nie mogli zapamiętać. Tym razem jednak nikt nie zapomniał hasła. Za to Lily naprawdę się zdziwiła, widząc Ślizgonów przy obrazie. No co jak co, ale ich tutaj być nie powinno. A w środku tego oczywiście Potter! Zawsze się musiał w jakieś kłopoty pakować.
    Dotarła jednak na sam koniec wymiany zdań, nie dane jej było obejrzeć całego zajścia. Usłyszała jedynie kilka gróźb z ust Jamesa, potem jakieś pomrukiwania Ślizgonów, koniec końców jednak odeszli, zostawiając pierwszorocznych w spokoju.
    - Jak zwykle w centrum wydarzeń – rzuciła komentarz, nie mogąc powstrzymać tej nagłej złośliwości. Coś dziwnego w nią wstąpiło.
    Głośno powiedziała hasło, aby dosłyszały je również te dzieciaki, które nie mogły go zapamiętać. A kiedy obraz się uchylił, cierpliwie czekała, aż wejdą, nie pchając się jako pierwsza.
    - Nie przepuścisz okazji, żeby zrobić z siebie gwiazdę, co? – spytała, znowu złośliwie, kiedy praktycznie zostali pod obrazem sami.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kurczę, gdzie ta waleczność i odwaga Gryfonów? Przecież nie przepuszczali żadnej zaczepki i bez chwili namysłu wdawali się w przepychanki. A ten dzisiaj jakby kompletnie nie zauważał tych zaczepek. Nie, żeby robiła to specjalnie, samo z siebie jakoś tak wychodziło. Ale i tak szedł w zaparte i każdą ignorował, nie wdają cię w dyskusję.
    Dziwne, naprawdę dziwne.
    Nie zamierzała tak stać sama na korytarzu pod portretem, więc weszła za Potterem, od razu kierując się do dormitorium. Nie miała ochoty jakoś na rozmowy. Z kimkolwiek.

    ***

    I z tego powodu również nie poszła na kolację. Była pewna, ze niemiłosiernie irytowałyby ją szczebioczące głosy i jakieś tam plotki, rozmowy o bzdurach. Nie trawiła rozmów bez sensu, tak po prostu. Odrobinkę w tym hipokryzji chyba było, bo przecież te wszystkie słowne utarczki również były bez sensu i do niczego tak naprawdę nie prowadziły. Ale je akurat lubiła.
    Tak czy siak, na kolację nie poszła. Zasnąć nie mogła wcale nie z tego powodu, ze jej w brzuchu burczało, o akurat nie miało wielkiego znaczenia. Koło łóżka miała zachomikowanych troszkę fasolek i ciasteczek dyniowych, to jej pomagało pozbyć się głodu. Zasnąć nie mogła najprawdopodobniej dlatego, że kiedy tylko zamykała oczy, we śnie pojawiał się jakiś dziwny koszmar. A do tego jakoś tak zmarzła, choć przecież zawinęła się w kołdrę bardzo dobrze. Zachciało jej się jednak gorącego mleka. Albo może kakao. Niezależnie, czy to pierwsze, czy drugie, była pewna, że to ją odpowiednio rozgrzeje.
    Ubrała się, żeby nie paradować w nocy po szkole w piżamie i szlafroku, bo to zresztą byłoby też niewygodne. Popędziła do kuchni, do której drogę kiedyś ktoś jej zdradził. Wiedziała, że o tej porze raczej żadnych skrzatów tam nie będzie, więc nikt też nie będzie jej patrzył na ręce.
    Miała taką nadzieję, ale nadzieja upadła, gdy tylko weszła do kuchni, w której zobaczyła nikogo innego jak Pottera.
    No że też musiał to być akurat on…

    OdpowiedzUsuń
  31. [jako że wątek z nieistniejącym już Toby'm się zakończył, to wręcz trzeba wymyślić coś ciekawego z Łapą :D Znalazłby się może jakiś pomysł?]

    Syriusz Black

    OdpowiedzUsuń
  32. [Nanan Huncwociii <3 Jamie ;3 Chcę wąteczku. W razie pomysłów zapraszam do mnie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Jeju, Rogaś taki uroczy, pomimo tego, że normalnie nie przepadam za Jamesem.
    Ja wpadłam się przywitać, choć w sumie się już znamy i zaproponować wątek z Luckiem :> No chyba, że wolisz z Jo, to nie ma najmniejszego problemu :>]

    Hawkins/Roy

    OdpowiedzUsuń
  34. [Witam, mam pomysł na wątek, bo już takowy był, ale się przerwał :c
    Chan świetnie lata na miotle i jest całkiem sprytna, więc na szukającego by się nadawała, ale nie jest zbytnio chętna i uparta, a James wraz z McGonagall starali się ją przekonać :)
    podejmujesz się przejęcia? :D]

    Chantelle Hogarth

    OdpowiedzUsuń
  35. [Ja proponuję wątek, który mnie korci od dłuższego czasu, bo osobiści Pottera nie do końca trawię i któraś z moich postaci musi odczuwać to samo :>
    W takim razie, możemy ustalić, że Lucek Jamesa nie toleruje, bo Potter go po prostu wkurza. Tak zwyczajnie, po ludzku (po Lucku huhu). No i nie wiem, Roy może mu rzucać pogardliwe spojrzenia za każdym razem, gdy Rogacz będzie uprzykrzał życie Snapeowi albo ogólnie jakoś go pouczać. Wybór należy do Ciebie, ja się dostosuję, tylko czy taka baza może być? :>]

    Roy

    OdpowiedzUsuń
  36. Jak kiedyś stwierdziła sama sobie, standardową reakcją na Pottera było uniesienie brwi. Ta mimika, wraz z pełnym politowania spojrzeniem nadzwyczaj często gościły na jej twarzy, gdy tylko go widziała i gdy raczył się w takich sytuacjach odezwać. Nie inaczej było i tym razem.
    Brwi powędrowały do góry, zważywszy na to, że przecież mogłaby zadać to samo pytanie. A poza tym, co to, nie mogła sobie przyjść do kuchni? Takie samo prawo miała jak i on. Odpowiadać nie miała zamiaru, więc pytanie idealnie zignorowała. Niedostrzegalnie właściwie pokręciła głową, widząc co robi i, zanim zdążył dokończyć to jedno słowo, już sobie usiadła. Żeby czasem nie było, że jej dyktuje, co ma robić. Sama chciała usiąść. Potem przywołać różdżką to, co trzeba, po chwili głębszego zastanowienia nad tym, na co właściwie ma ochotę. Miała też zamiar udawać, że go nie zauważa, wręcz wmówić to sobie, swobodniej by się czuła. O wiele łatwiej pewnie byłoby wziąć, już nawet cokolwiek, ze sobą i wrócić do dormitorium, ale obawiała się, że gdyby zdecydowała się na transportowanie jakiejkolwiek potrawy z kolacji, zostawiłaby za sobą ślady na korytarzu, a potem niewiele by zajęło dojście do tego, który z uczniów wałęsa się po nocy.
    Nie zdążyła jednak wyjąć różdżka z kieszeni, a wszystko stało już przed nią. I nie wiadomo dlaczego, miała ochotę w tym momencie Jamesa udusić. Jakby nie mogła sama się tym zająć. Pilnowałby lepiej własnego nosa, a ją zostawił w spokoju, sam na sam z naleśnikami. A chwilę później przemknęło jej przez głowę, że mogłaby mu wytknąć pełnym oburzenia tonem „zapomniałeś o soku dyniowym!”. Nie powiedziała tego jednak, uznając, że lepsze będzie milczenie.
    Nie mogła jednak milczeć i udawać, że go nie widzi, kiedy kolejną chwilę później praktycznie się rozebrał.
    - Potter! – wyrwało jej się z wyraźną dezaprobatą w głosie.
    I oczywiście, że od razu odwróciła głowę. Żeby jej czasem nie posądził o to, że mu się przygląda, korzystając z okazji.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Jasne, że widziałam, przecież codziennie nam jakiś spaceruje po dormitorium! – ironia była wyraźna, nie dało się jej nie usłyszeć.
    Bo to przecież oczywiste, tak, tysiące roznegliżowanych facetów w swoim życiu oglądała. A guzik. Ciekawe jakich. Nawet własnego, prywatnego chłopaka nie miała tak całkowicie poważnie nigdy wcześniej, zawsze się tylko przyplątywał ktoś na chwilę, przez co nic nie miało szansy na rozwinięcie się i… hm, wskoczenie na wyższy etap? Cokolwiek miałoby to znaczyć.
    Westchnęła sobie głęboko, trochę tak z bezsilności, nawet nie wiedząc, co po prostu ma robić, bo jej tak jakoś ręce opadały przy nim. Trochę coś w rodzaju „na Merlina, z kim ja się zadaję? Do grobu mnie wpędzi w końcu”.
    - Chciałam sobie w spokoju coś zjeść, niepotrzebny mi jesteś do tego, żeby mi tu siedzieć nad głową i jeszcze rozpraszać sobą! – nie mogła się powstrzymać, musiała wszystko wyrzucić.- Czy ja naprawdę muszę się wiecznie na ciebie natykać? Nie mogę mieć chwili spokoju? – złości w jej głosie nie było, tylko jakaś taka dziwna frustracja.- I jeszcze mi się tu rozbierasz! Szczyt kultury po prostu! – siłą wyższa kazała jej jednak podświadomie obciąć go wzrokiem, a gdy sobie to uświadomiła, zamaszyście machnęła różdżką, z jakąś dziwną złością (na siebie samą zresztą) w tym jednym ruchu, przywołując w ten sposób sok dyniowy.
    Duszkiem wypiła całość. Żeby na chwilę się czymś zająć. I chyba z tego wszystkiego zwyczajnie odezwało się pragnienie, a przecież uwielbiała sok dyniowy.
    - No i dlaczego jeszcze musisz tak dobrze wyglądać bez tej głupiej koszulki, co!?
    A ostatnie zdanie zabrzmiało jeszcze jak wyrzut. Jakby to było niewłaściwie i powinien się wstydzić, że za dobrze wygląda. Bo to aż nieprzyzwoite.

    OdpowiedzUsuń
  38. [zależy co masz na myśli, mówiąc główny masterwątek :D chociaż w sumie to Łapa i Rogacz - mieli wspólnie tyle przeżyć, że zawsze można coś fajnego wymyślić na nowo]

    Syriusz.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę, żeby w ciebie teraz czymś rzucić! – może to faktycznie zabawnie wyglądało, jak się tak złościła, całkiem bez powodu. I teraz też, jeszcze sobie sapnęła, kiedy już skończyła mówić. No właśnie, mówić mogła, zrobić tego, co powiedziała, nie miała jednak zamiaru. Serduszko jej nie pozwalało kogokolwiek krzywdzić, nawet Pottera. Jeszcze by ją potem o napaść oskarżył albo o coś tam, gdyby w niego teraz talerzem rzuciła.
    Poza tym, przecież nie było powodu. Evans, no przecież, nie ma powodu, to tylko Potter, nie trzeba się przez niego tak bardzo denerwować.
    Ale i tak bezwiednie powędrowała spojrzeniem za jego dłonią, którą dla potwierdzenia tego, co mówił, położył na sercu. A potem spuściła wzrok, wpatrując się chwilę w swoje dłonie. Nawet już jej się jeść odechciało. I znów podniosłą głowę, z nadzieją, że nie zauważy, że w ogóle na niego patrzy.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  40. W sumie miała nadzieję, że w końcu zje, co chciał i sobie pójdzie, zostawiając ją samą, żeby mogła sobie dokończyć, co tam chciała, choć przecież już nie chciała. Równie dobrze mogłaby się też poderwać od razu i sama pójść, nie czekając na Jamesa, mając nadzieję, że jeszcze się zajmie jedzeniem i będzie siedział w kuchni. Ale nie, przecież nie mógł jej zostawić w spokoju. No a do tego nie mogła siedzieć w tej kuchni bez końca.
    Kiedy zadał pytanie, pojawiła się standardowa reakcja. Uniesione brwi, jakby nie do końca dowierzała w to, co usłyszała. A potem to pobłażliwe spojrzenie, kiedy dodał resztę.
    - To raczej nie jest odprowadzanie, i tak idziesz w tym samym kierunku, musisz iść, więc po prostu każde idzie do siebie, osobno. Tylko, że osobno razem. Jasne?
    Nie chciała go znowu jakoś gasić i przeganiać, zważywszy na to, że faktycznie mogłoby być odrobinę bezpieczniej w sensie takim, że łatwiej będzie zwiać przed na przykład Filchem, jeśli się będzie z kimś. Może znał jakieś skróty, których sama Lily jeszcze nie odkryła. Bo raczej ich też nie szukała.
    I dlatego właśnie, powoli, bo powoli, ale za to bez jakiejś niechęci, podniosła się i skierowała w tę samą stronę.
    - A jeśli ktoś tu ma kogoś gryźć, to już prędzej ja ciebie, nie sądzisz?
    Zatrzymała się ledwie krok od Jamesa, lustrując go wzrokiem z góry na dół i z powrotem, jak tak sobie stał. I już ją nawet nie obchodziło, czy to dostrzeże, czy nie. Chciała, to patrzyła, skoro było na co.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  41. Jeśli chodziło o Jamesa Pottera, to w głowie Lily zawsze roiło się od niedzieli, zwykle niespełnionych. Miała nadzieję, że będzie coś robił tak albo tak, że w jakiś określony sposób się zachowa, tak, aby jej wszystko pasowało. Problem w tym, ze zawsze robił odwrotnie. Tym razem miała nadzieję, ze spokojnie, w milczeniu, dotrą do wieży, potem każde do swojego dormitorium i wszystko będzie w porządku. Że nie będzie się narzucał i zagadywał jej na siłę, ale przecież wystarczyła chwila, aby ta jej nadzieja okazała się płonna, bo przecież musiał się odezwać.
    Nie zdążyła jednak odpowiedzieć ani nawet pomyśleć, co w ogóle mogłaby powiedzieć w danym momencie, bo tak samo usłyszała huk. I sekundy później ryk. Pewności co do źródła nie miała, mogła się jedynie domyślać, ale pierwsza myśl uświadamiająca co się właśnie dzieje nie była zbyt optymistyczna, docierało to do niej w odrobinę zwolnionym tempie i być może dlatego w pierwszym momencie nie była zdolna do odpowiedniej reakcji. Więc tak, z powodu zaskoczenia wyrwał jej się z ust krótki okrzyk, bo przecież niecodziennie ktoś nią szarpał, dosłownie wpychając na ścianę. Ale w zaistniałych okolicznościach nie miała tego za złe, właściwie całkiem dobrym posunięciem było zasłonięcie jej ust, bo nad odruchami się nie panuje. Nie oznaczało to jednak, że nie będzie próbowała odsunąć ręki Jamesa, bo owszem, spróbowała, tylko zwyczajnie nie zdążyła, bo już, już ją gdzieś ciągnął. I normalnie by zaprotestowała, teraz trochę nie do końca wiedziała, co się dzieje, co zamierza, w głowie jednak prześwitywała myśl, że co jak co, ale „prosto w paszczę lwa” to jej raczej James nie wepchnie, chcąc tym samym ją rzucić na pożarcie i samemu uciec. I może właśnie dlatego nie protestowała, w jakiś sposób okazując przez to odrobinę zaufania. Dużą odrobinę w aktualnej sytuacji raczej. Taką, o jaką nigdy wcześniej by samej siebie nie posądziła, w końcu co jak co, ale Potter zawsze sprowadza na głowę kłopoty, prawda?
    Wrodzona niezgrabność uaktywniała się rzadko, ale zazwyczaj w najmniej odpowiednich momentach. Może dlatego, ledwo wepchnięta do składziku namiotły, na jakąś nadepnęła, tracąc przez to równowagę. Trochę dziwnych rzeczy poleciało z góry, a żeby już całkowicie nie polecieć do tyłu, próbowała się złapać czegokolwiek. Padło na ramię Jamesa.
    A w ogóle, czemu tam było tak ciemno? Skandal.

    OdpowiedzUsuń
  42. Mało ją obchodziły okoliczności w aktualnym momencie, nawet jeśli coś spadło jej na głowę i zabolało. To nieważne, w myślach obijało jej się tylko jedno pytanie „czy to naprawdę był troll?” Jeśli tak, to rzeczywiście nieważne, gdzie się schowali, byle jak najdalej i najlepiej, żeby ich nikt jeszcze nie znalazł, zważywszy na porę. I nawet chciała to pytanie zadać na głos, żeby uzyskać potwierdzenie, kiedy już jej się udało ogarnąć samą siebie, w miarę prosto i stabilnie stanąć, odsunąć się od Pottera na tyle, na ile było to możliwe, i kiedy w ogóle mogła już mówić.
    Tylko, że jakoś nie zdążyła o nic spytać.
    Zaskoczenie nie pozwoliło na żadną inną reakcję, jak tylko się poddać. Oddała pocałunek całkowicie odruchowo, raczej zupełnie nie myśląc. I może gdyby faktycznie coś było nie tak, gdyby nie czuła się dobrze w tej chwili, gdyby po prostu tak podświadomie coś jej przeszkadzało i nie odpowiadało, to na pewno by to przerwała, raczej bezceremonialnie odpychając Jamesa. Tylko dlaczego miałaby to robić, skoro jednak było dobrze? Uświadomiła sobie, z pewną dozą smutku niestety, że nikt wcześniej nie całował jej w ten sposób. Że to wszystko, co było wcześniej, w jakiś sposób było zwyczajnie puste. A teraz, może na razie odrobinę jednostronnie, czuć było emocje i to z rodzaju tych pozytywnych, jakichś iskierek sympatii, nie potrafiła tego inaczej określić. Może dlatego rozchyliła usta a ręce powędrowały gdzieś w kierunku szyi Jamesa, bardziej po omacku niż w zdecydowany sposób. I może też trwałoby to jeszcze i trwało, w końcu z reguły nie przerywa się tego, co jest przyjemne, ale zdrowy rozsądek Lily jednak dał o sobie znać po kilku minutach. I dlatego właśnie powoli to przerwała i odrobinę odsunęła głowę.
    - Zwariowałeś? – w głosie nie było złości, dezaprobaty, nic z tych rzeczy; zwyczajnie spytała odrobinę słabym i cichym głosem.
    Spojrzała do góry, żeby dojrzeć jego twarz, choć raczej niewiele widziała. I może dlatego spróbowała, znów po omacku, odszukać gdzieś swoją różdżkę w kieszeni i szepnąć cicho „Lumos”, aby móc cokolwiek zobaczyć, zasięg ruchów był jednak dosyć ograniczony, wiec względna ciemność nadal panowała. A przecież trudno było się kręcić, kiedy ewidentnie czyjaś ręka znajdowała się w miejscu, w którym normalnie raczej nie powinna się znajdować.

    OdpowiedzUsuń
  43. [okej, ale teraz James już raczej kręci się wokół Lily i Łapa o tym doskonale wie :D i wątpię, żeby Rogacz jeszcze pamiętał o swojej byłej ... Chyba, że wykorzystamy do tego wątku właśnie motyw z Evans, coś w tym stylu]

    Syriusz.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Jasne, jasne, może tak być, opcja dobra :D
    A teraz, dobra kobieto - zaczniesz czy mam myśleć? :P]

    Roy

    OdpowiedzUsuń
  45. [ Jasne, chyba że ty już nie masz ochoty ;p Ja mogę pisać z wielką chęcią ten wątek, ale prosiłabym Ciebie o zaczęcie, bo aktualnie męczę XX lecie międzywojenne na sprawdzian :) ]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  46. Kawałek pergaminu… Zwykły, pieprzony kawałek pergaminu, który nie chciał dać spokoju Jace’owi. On jako wielbiciel czarnej magii potrafił wyczuć nietypowy przedmiot na kilometr. Siedział na schodach prowadzących Merlin wie gdzie i obracał go w różne strony szukając jakichkolwiek znaków, które nieco przybliżyłyby mu jego użyteczność. Przeklął cicho pod nosem chowając pergamin do kieszeni. Oparł się łokciami o wyższy schodek i czekał na przybycie byłego posiadacza magicznego przedmiotu.
    Kilka dni wcześniej Malfoy miał przyjemność rozmowy; właściwie kłótni w cztery oczy z jednym ze znanych w całej szkole Huncwotów. Nie uważał ich za interesujące osoby do czasu, kiedy stał się przypakowym posiadaczem tego cholernego pergaminu, który najwyraźniej znaczył dla nich więcej niż ich własne życie. Musiało to być bez dwóch zdań coś wartościowego a Jace, jako osoba ciekawska musiał poznać prawdę.
    Ponownie wyciągnął pergamin próbując nadaremnie kilku zaklęć, które przychodziły mu do głowy. Nie potrafił już zliczyć ile razy wypowiadał te same formułki machając różdżką nad papierem. Naiwnie wierzył, że może za n-tym razem któreś z nich zadziała. Znów zaklął, tym razem głośniej i podniósł wzrok widząc nadchodzącego Potter’a. Schował różdżkę i uśmiechnął się cynicznie nie chcąc po sobie poznać jak bardzo intryguje go to coś.

    [Wróciłam z urlopu, więc zaczynam. Mam nadzieję, że coś ciekawego z tej znajomości się wykluje ;> ]
    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  47. Zapraszamy Cię do wzięcia udziału w ankiecie, która pomoże nam ocenić dotychczasową działalność bloga.

    Link do ankiety

    Administracja

    OdpowiedzUsuń
  48. Blanche Foucault5 czerwca 2014 00:26

    Blanche Foucault. Jej przybycie do Hogwartu nie zostało okraszone fanfarami czy bijącymi w bębny skrzatami. Zasiliła szeregi Slytherinu jako jedna z wielu pierwszorocznych i przez pierwsze kilka lat nikt nie zwracał uwagi na tę dziewczynę z charakterystycznymi jasnymi włosami. Ginęła w tłumie, aż do czasu, gdy ktoś puścił plotkę. Najpierw niewinną informację, że interesuje się czarnoksięstwem i nielegalnymi zaklęciami. Potem było tylko gorzej, bo zwłaszcza najmłodsi, podpuszczani przez starszaków dopisywali Foucault wszystkie złe rzeczy jakie tylko wydarzyły się w szkole i poza nią. Gdyby nagle, z niewyjaśnionych przyczyn zmarł Minister Magii prawdopodobnie też przypisano by to jej zasłudze. A, niestety, aż tak dobra nie była.
    Pasjonowała się zielarstwem. Każdy o tym wiedział, a nauczyciel wychwalał zdolności dziewczyny i krytykował lenistwo oraz niechęć do zajęć, które – jak sama przyznała – stopują jej rozwój i cofają do poziomu przedszkola.
    Pasjonowała się zielarstwem i była w tym niezła dzięki ćwiczeniom, wielu godzinom poświęconym na poznawaniu nowych roślin i ważeniu kolejnych eliksirów na jej autorskich przepisach.
    Pasjonowała się zielarstwem i potrzebowała kogoś kto będzie dostarczał rośliny, składniki i nie zawsze łatwo dostępne specyfiki. James Potter idealnie się nadawał do tej roli. Ba, jeśli kogoś podejrzewać o zdolności przemytnicze to właśnie jego, ale Blanche uznała, że najciemniej pod latarnią. Nikt przecież nie uwierzy, że taka Ślizgonka jak Foucault mogłaby współpracować z takim Gryfonem jak Potter.

    Ostatnie dni czerwca opiewały w wysoką temperaturę, prażące słońce i duchotę, a mimo to Blanche pojawiła się w wyznaczonym miejscu spotkania punktualnie, odziana w nic innego jak spódnicę w zielono-czarną kratę, białą koszulę z emblematem węża, której rękawy podwinęła aż po łokcie i czarnych lakierkach, do których dobrała białe podkolanówki. Szkoła się skończyła, spotykali się w centrum paryskiego rynku, a ona wyglądała jakby właśnie wyszła na zajęcia. Włosy musiała spiąć w ciasnego koka, bo włosy lepiły się jej do twarzy, a pot ściekał po karku.
    Rozejrzała się wokół szukając wzrokiem Jamesa, a gdy go dostrzegła natychmiast ruszyła w jego kierunku. Jeśli udało mu się zdobyć dla niej westfalskie podkomurniki, które należało przechowywać tylko w temperaturze do pięciu stopni to musiała jak najszybciej przetransportować je do domu. Inaczej całe spotkanie i wyprawa okaże się nadaremna, a ona miała już w głowie dziesięć różnych sposobów wykorzystania ich do nowej trucizny.
    – Bonjour – przywitała się odgarniając kosmyk włosów za ucho i przyszpilając go spinką. – Jak ci się podoba Paryż? – zapytała ze szczerym zaciekawieniem wyczekując jego opinii na temat miasta. Plus nie chciała wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania ich osobami i transakcją.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Przepraszam? – powtórzyła, odrobinę pytającym głosem, bardziej jednak przebijało przez niego coś w rodzaju oburzenia.
    Oburzenia nie tym, co zrobił, tylko tym, jak teraz odpowiedział. Przepraszam, tylko przepraszam? Nic więcej? Już lepiej by brzmiało „nie mogłem się powstrzymać”! A przynajmniej łechtałoby ego Evans. No do dobra, może z reguły ją całe to jego zachowanie denerwowało, drażniło, coś w tym rodzaju, ale to tak bardziej dla zasady. Ale nie ukrywajmy, że właśnie w jakiś sposób również cieszyło. Na takiej zasadzie, że wziąć go nie chciała, odganiała wiecznie, ale za nic w świecie nie pozwoliłaby, żeby jakakolwiek inna dziewczyna „zajęła się” Potterem, właściwie w duchu się ciesząc, że tak za nią gania. Pokręcona babska logika. Nie dało się tego w żaden sposób wyjaśnić. Po prostu wziąć go nie chciała, ale oddać nikomu też nie. I już.
    - Tylko przepraszam? – to powiedziała już odrobinę głośniej, łagodząc jednak ton, bo w tym właśnie momencie udało jej się sięgnąć po różdżkę. Powoli wyjęła ją z kieszeni, szepnęła „lumos” i tada, rozbłysło niebieskie światełko, teraz przynajmniej mogła już cokolwiek widzieć.
    - Przepraszać to ty możesz za to, że przerwałeś i nie kontynuujesz.
    Podniosła wolną rękę i przy każdym kolejnym słowie w wypowiadanym zdaniu dźgała Jamesa palcem wskazującym w klatkę piersiową. Patrząc mu przy tym prosto w oczy.

    OdpowiedzUsuń

  50. Szepnęła ciche „nox”, kiedy tylko usłyszała głosy, myśląc o tym, ze przez szparę pod drzwiami może przebijać światło z różdżki. Zdecydowanie nie chciała, żeby ich nakryto. Nie z powodu tego, co robili, tylko dlatego, że tak jakby nie przebywali w swoich łóżkach podczas ciszy nocnej, a tego konsekwencje na pewno nie byłyby przyjemne. Odezwała się w niej wtedy ta porządna, poukładana Lily, która zawsze ma wszystko rozplanowane i nigdy nie łamie zasad. Jak widać, czasem było warto, właśnie się o tym przekonała. Poza tym, naprawdę nie była tak całkowicie sztywna i porządna.
    - Ale co? – zdążyła jedynie spytać, ale odpowiedzi nie dostała. Sama się zorientowała, co miało zostać tajemnicą. I właśnie wtedy uświadomiła sobie, jakim cudem tak często się wymykał, a jednak tak rzadko komuś udawało się go złapać. Wszyscy wiedzieli o tym, że zawsze coś kombinuje, ale nikt nie miał dowodów. Teraz dowiedziała się, dlaczego niektóre rzeczy mu się udawały. To jednak zajmowało jej myśli ledwie przez chwilę, bo potem skupiła się na czymś innym.
    I faktycznie coś w tym było, bo nikt wcześniej jej tak nie całował. Nie żeby robił to przed Potterem jakiś tłum innych chłopaków, te kilka wcześniejszych razów po prostu kompletnie się nie umywały do obecnego momentu.
    I pomyśleć, że najpierw chciała go zbesztać, że w ogóle odważył się coś takiego zrobić. Zresztą, i tak będzie musiała. Ale za to, że robił to tak dobrze.
    Wspięła się na palce, znów oplatając rękoma szyję Pottera. Tym razem po to, żeby przylgnąć do niego praktycznie całym ciałem i być tak blisko, jak tylko się da.
    Na głowę upadła jak nic.

    //Lily Evans.

    OdpowiedzUsuń
  51. Chantelle wręcz prawie wybiegła z klasy, gdzie odbywają się lekcje transmutacji. Przynajmniej tym razem profesor nie zdąży jej zatrzymać. Nie miała zamiaru ponownie tłumaczyć się, że nie ma ochoty wstąpić do drużyny Gryffindoru. Nie żeby nie kibicowała swoim, po prostu twierdziła, że są lepsi od niej. Jednak dwie osoby nie potrafiły ustąpić. James Potter i Minerwa McGonagall. Nauczycielka obrzucała ją argumentami, które opowiadały się za umiejętnościami Chan. W końcu uczył ją Przewodniczący Komisji Kwalifikacyjnej Teleportacji. Zanim jednak objął to stanowisko pracował przy transporcie miotłą. Dlatego latania wyuczył się perfekcyjnie i widzę przekazał swojej córce. Mark Hogarth swoją żmudną pracą wyszkolił Chan tak dobrze, że spokojnie mogła trafić do reprezentacji krajowej. Do tego jednak trzeba mieć pasję, a tego brak dziewczynie. Nigdy jakoś specjalnie nie ekscytowała się Quidditchem. Owszem, oglądała, ale to tylko z ciekawości, co się dzieje na boisku. Zasady znała - tego też wyuczył ją ojciec. Widział w niej swoją następczynie w szkolnej drużynie. Byłby dumny, gdyby Chantelle wysłała mu list z wiadomością, że jest szukającą. Ta jednak wymigiwała się. Z profesor było jeszcze łatwiej. Gorzej z Potterem.
    Ten potrafił chodzić za nią dzień w dzień i opowiadać o swojej drużynie. O tych pięknych wzniosłych chwilach, kiedy to wygrywali ze Ślizgonami, czy resztą. Z tym, że Chan nie lubiła rywalizować. Ona była tą pomocną, która wręcz czasami była zbyt nachalna, bo chciała kogoś wysłużyć. Tu jednak jej zdanie się zmieniało - James, poradzisz sobie beze mnie.
    Po lawirowaniu między uczniami dotarła do jednego z wolnych parapetów i przysiadła na nim chwilkę. Upewniona, że zgubiła gdzieś Pottera wyjęła szkicownik i zaczęła rysować. Szkicując tak kolejnych uczniów dostrzegła te jakże charakterystyczne zwichrzone włosy. Westhnęła z irytacją i natychmiast zebrała się do dalszej drogi. Dlaczego dla niektórych ludzi nie oznaczało mogę jeszcze zmienić zdanie? Blondynka poprawiła ramiączko od torby i pewnie szła przed siebie, ni spodziewała się jednak, kto czekał tuż za rogiem.

    [zaczęłam, wreszcie]

    OdpowiedzUsuń
  52. [zawsze można by ich wplątać w jakąś dziwną przygodę: późno w nocy chowają się pod pelerynką i po przejrzeniu mapy huncwotów wychodzą z Zamku do wioski. Tam coś przykuwa ich uwagę, rozdzielają się i komunikują za pomocą dwukierunkowego lusterka :D]

    Syriusz.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Chlanie w doborowym towarzystwie zawsze mile widziane ;d ]

    OdpowiedzUsuń
  54. [Masz Pottera! *,* Do tego z jaką cudną kartą! Pełen podziw, strasznie mi się podoba twoja interpretacja Rogasia.
    Są w przeciwnych drużynach, raczej się kojarzą, nie sądzisz? :) I Ruda raczej polubiłaby Pottera, bo dobry James nie jest zły.]

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ano quidditch, w końcu to najbardziej oczywisty punkt zaczepienia, gdy mowa o tej dwójce. :D Mam pewniem trochę chyba nawet huncwocki pomysł - Jim mógł się podczas któregoś spotkania założyć z Yss, że Ruda nigdy nie podleci bliżej do bijącej wierzby niż on. Taki głupi zakład, ale duma Yseult nie pozwoli zrezygnować. I tym oto sposobem dwójka uczniów bawiłaby się z drzewem w kotka i myszkę. :) Oczywiście wcześniej mogło dojść do jakiejś sprzeczki pod tytułem "Kto lepiej lata". Co ty na to?]

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  56. [No ja myślę! W końcu Rogaś się na miotle urodził, ale podroczyć się można. :) Zawsze Yseult mogła to nietypowe wyciszenie Rogasia dostrzec i go sprowokować, by się bardziej Rogasiowo zachowywał. :3]

    Yseult

    OdpowiedzUsuń
  57. Zauważył, że James Potter na siłę próbował zachować powagę, która prawdopodobnie miała stworzyć wokół niego aurę grozy. Niestety Jace mało kogo i czego się bał, tym bardziej nie trząsł portkami na widok Gryfona, zważywszy na to jakich ludzi znał poza Hogwartem.
    - Chciałbym otrzymać to, co moje – usłyszał z ust Potter’a. Malfoy postanowił wstać nie chcąc, by ktokolwiek patrzył na niego z góry. Dzięki swojemu wzrostowi i dodatkowemu schodkowi, na którym stał górował nad Gryfonem i kilka stóp. Uśmiechnął się nieco cynicznie jak przystało na Malfoy’a wkładając lekceważąco ręce do kieszeni mimowolnie chwytając w dwa palce róg pergaminu, który stanowił tutaj główną rolę.
    - Powinieneś się chociażby przywitać Potter. – zaakcentował mocno jego nazwisko i oparł się lewym ramieniem o ścianę. – Gryfoni nie są dobrze wychowani? – spytał sarkastycznie wyglądając za okno, które znajdowało się za James’em. Westchnął teatralnie podnosząc pytająco o góry jedną brew. Udał, że nagle przypomniało mu się z jakiego powodu doszło do tego spotkanie i ponownie przeniósł wzrok na Gryfona.
    - Do czego służy ta twoja domniemana rzecz - spytał ukrywając zaciekawienie sarkazmem.

    Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Ech ... No zacznę, zacznę. Ale potrzebuję "chwili" na wymyślenie czegoś. ]

    OdpowiedzUsuń
  59. [też pasuje, ale skoro ma być dłuuugi czerwiec to do końca roku szkolnego jeszcze trochę :D ale dobra. Chcesz zacząć? :3]

    Syriusz

    OdpowiedzUsuń
  60. Eva była naprawdę zmęczona.
    Od dłuższego czasu tkwiła w stanie zawieszenia, chwytając się każdej prozaicznej myśli jak brzytwy, mogącej uchronić ją przez utonięciem. W zdrętwiałych dłoniach trzymała podręcznik, ale litery uparcie mieszały się ze sobą przed jej oczami, utrudniając podjęcie się jakiegokolwiek sensownego zajęcia, nie będącego zadręczaniem sie. To nie było celowe, działo się samoistnie, jakby była do tego stworzona. Na swój sposób przychodziło jej to tak łatwo, jak oddychanie, a jednocześnie czuła, jakby wraz z tlenem wdychała w płuca ołów, osiadający warstwami na dnie jej klatki piersiowej, czyniąc ją ciężką i cięższą.
    Pomimo że zdawała sobie sprawę z faktu, iż niczego teraz nie zmieni, a nawet nie była pewna, czy cokolwiek chciałaby zmienić, nie potrafiła nad sobą zapanować. Dusiła się i potrafiła myśleć tylko o tym, jak nieznośne jest to uczucie.
    Przez moment nie była nawet pewna, czy dźwięk, który rozległ się w pomieszczeniu był odgłosem pukania, czy może tylko jej imaginacją. Odczekała chwilę, zanim postanowiła odłożyć książkę i wyprostować nogi, wstając z łóżka. Ociężale pokonała drogę w stronę drzwi i nacisnęła klamkę.
    - Cz-cześć, James - wyjąkała, widząc po drugiej stronie twarz, która, gdyby tylko ktoś postawił przed nią bogina, mogła stanowić dla niego inspirację. I Eva była tego całkowicie pewna.

    OdpowiedzUsuń
  61. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń