Lily Evans
VII rok | 10 i ¼ cala, wierzba | łania
Kalendarz mieszczący się w głowie mówi, że dzisiaj trzeba napisać wypracowanie na transmutację na półtora rolki pergaminu, przeczytać rozdział na historię magii i poćwiczyć jedno z tych nowych zaklęć. A potem jest spotkanie Klubu Ślimaka u Profesora Slughorna. Wieczorem za to trzeba będzie napisać długi list do rodziców, bo już dawno tego nie robiła. Czas jest wypełniony po brzegi, nie ma miejsca na jakieś bzdury, zabawy czy też głupiutkie randki z równie głupimi chłopakami. Jeszcze tego by brakowało.
Skrajnie poukładana, w jej mniemaniu wszystko jest albo czarne, albo białe i ma swoje miejsce w porządku świata. W jej małej rzeczywistości nie ma miejsca na ekscesy. Sprawia wrażenie aż do przesady poważnej i dojrzałej, rzadko się uśmiecha. Stara się nie wyróżniać, błyszczy jednak na zajęciach dzięki wiedzy i inteligencji. Pewna swoich racji i zaciekle ich broniąca. W końcu ma te swoje zasady, których trzyma się zawsze i wszędzie. Pomoże dokładnie każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.
Może wydawać się odrobinę oschła i zamknięta w sobie. Wszystko to jednak jest formą obrony wynikającą z tego, że zwyczajnie boi się komukolwiek zaufać. Nic dziwnego, skoro jedyny przyjaciel okazał się być inny niż jej się wydawało.
...a tak naprawdę Lily jest po prostu okropnie samotna.
___
nigdy nie wiem, co pisać od siebie, wiec tylko: cześć.
na zdjęciu Holland Roden
w tytule Black Veil Brides.
[Pięknie witam :D Mam nadzieję, że tym razem pani Evans zostanie tutaj na dłużej ^_^ No i oczywiście wątek musi być, obowiązkowo! :D]
OdpowiedzUsuńPotter
[Jak już pisałam, karta krótka ale przyjemna i fajna, a Holland na zdjęciu jest tak śliczna, że nie dziwie się, dlaczego James tak za nią latał ;) Z wątkiem zawsze możemy zgadać się na gg ; ) I witam serdecznie, już oficjalnie!]
OdpowiedzUsuńElias / Kris
[ Witam witam trzecią (którą widzę) Lily ;) Mam nadzieję, że już ostatnią :D
OdpowiedzUsuńCóż... zapraszam więc pod obie karty, wybierz sobie kogoś i pomyślimy nad wątkiem/powiązaniem :) ]
Malfoy Jace / Petrova Nadia
[Witam kolejną odsłonę panny Evans! Miłej zabawy na blogu życzę :)]
OdpowiedzUsuńElsa M. i Yseult D.
[dzień dobry bardzo :) witam, życzę miłej zabawy i zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńFrank.
[ Szczerze mówiąc o wiele bardziej wolę pisać wątki jako Jace, więc to na nim może się skupmy ;) Bardzo spodobał mi się ten drugi pomysł, takiego jeszcze nie prowadziłam, więc się skuszę :D Tylko pytanie brzmi: Jeśli nabrał szacunku to jakie są ich relacje? ]
OdpowiedzUsuńMalfoy
[ kolejna Lily^ witam serdecznie :) ]
OdpowiedzUsuńIan Blake | Ariana Rosie
Jim w zasadzie lubił profesor McGongall, darzył ją szacunkiem, uważał, że była jednym z lepszych członków grona pedagogicznego w Hogwarcie, ale w chwili, gdy wlepiła mu szlaban akurat w TYM dniu i żaden logiczny argument typu „dziś mamy trening” albo „to BARDZO ważny trening” do niej nie przemawiał, aż nie mógł się obejść pokusie, aby wyszukiwać w głowie wybornych epitetów, które stawiłyby nauczycielkę w cokolwiek złym świetle i których z pewnością nawet przy swojej śmiałości nie wypowiedziałby na głos, coby nie narażać się na jeszcze większą karę za drobny grzech, który został okrzykniętym „zamachem na życie woźnego”.
OdpowiedzUsuńJaki tam znów zamach! Jim osobiście był zdania, że to kolejny przypływ jego niesamowicie błyskotliwego humoru i tylko niewinny dowcip, a jego subtelność została źle zinterpretowana przez nadgorliwą opiekunkę domu i samego Filcha, życzącego uczniom jak najgorzej.
„Nic w przyrodzie nie ginie”, pomyślał rezolutnie James pięćdziesiąty raz rzędu przepisując to samo durne zdanie, powodujące, że czuł piekący ból w nadgarstku. Robiąc błąd ortograficzny w banalnym słowie „pomyślę” został obrzucony piorunującym spojrzeniem i obdarzony głośnym komentarzem, że ma to zrobić porządnie inaczej zostanie obrzucony dodatkowym zadaniem. Potter nawet wolał nie pytać co kryło się za tym pomysłem.
Zanurzył pióro w atramencie i rzucił tęskne spojrzenie na okno, za którym roztaczał się niesamowicie piękny krajobraz. Błonia skąpane w słońcu. Bezchmurne niebo. Wiatr lekko kołyszący drzewami na skraju lasu. Och, no po prostu wymarzony dzień na qudditch. Poczuł ukłucie zazdrości na widok kilku niekształtnych sylwetek, unoszących się nad stadionem.
— Pani profesor… — zaczął, próbując kolejny raz namówić nauczycielkę, żeby odłożyła szlaban na inny dzień, ale tym razem wtargnięcie kogoś do gabinetu przeszkodziło mu w zalaniu ją szeregiem argumentów, które tym razem na pewno zmiękczyłoby jej wytopione w stali serce.
Właściwie nie kogoś, a JĄ! Lily Evans we własnej osobie, która kolejny dziś raz sprawiła, że Jim musiał szeptać do swojego serca, by się uspokoiło.
— Czołem, Ea…
— O, witam, panno Evans — powitała ją z nietypowym entuzjazmem McGongall, wpadając mu niekulturalnie w słowo. Ten entuzjazm dla rudej niekoniecznie oznaczał coś dobrego, a Pottera wypełniła najprawdziwsza nadzieja. Czyżby postanowiła uwolnić go z tego „piekła?”
— Bardzo dobrze się składa. Mam sprawę do załatwienia. Mogłabyś popilnować przez chwilę — tu Minerwa pozwoliła sobie na pauzę, aby zgromić Rogacza nieprzychylnym spojrzeniem — pana Pottera?
— Jestem za! — zgodził się James, entuzjastycznie potrząsając swoją zmierzwioną czupryną. Chociaż po wzorku McGongall wywnioskował, że nikt nie pyta go o zdanie. Ale za nim Lily zdążyła zaprotestować, nauczycielka zabrała zwój pergaminu i z komentarzem „niedługo wrócę”, wyszła zamykając gabinet.
[Aaaaaaa, Holand <3 Co prawda nie pasuje mi do wizerunku Lily, wszystko przez nadmierne oglądanie jej w roli Lydii z TW, ale i tak kocham każdą postać, której Roden użycza twarzyczki.
OdpowiedzUsuńKarta bardzo zwięzła i rzeczowa, szybko się ją czyta. Witamy kolejną Lily na blogu, mam nadzieję że zostanie na długi czas ;) ]
Montrose/Georgijew
[Umknęło mi jedno "l" w jej imieniu, Holland of kors xd ]
UsuńJames patrzył na Evans z wyraźnym rozbawieniem; powinna już dawno przyzwyczaić się do tego, że byli na siebie skazani, a nie udawać obrażonej i tak Jim wiedział lepiej i był świecie przekonany, że Lily tak naprawdę się z nim droczy, z uporem maniaka stawiając kropkę nad „i”, żeby nie wyszło, że jest jakąś pierwszą, lepszą dziewczyną.
OdpowiedzUsuńA przecież to oczywiste, że nią nie była! Nie była jakąś pierwszą lepszą, którą mógł mieć na wyłączność tylko dlatego, że poleciała na jego talent do qudditcha i ładny uśmiech.
Była jedyną dziewczyną, która skradła mu serce i sprawiła, że nie mógł odpędzić od siebie myśli o niej, miłością jego życia, ot co! Ale chyba jeszcze musiał poświęcić trochę czasu, aby to jej uświadomić…
— No naprawdę Lily, widziałem, że tak naprawdę na mnie lecisz, no ale żeby od razu sugerować randkę w gabinecie Minerwy McGongall? A to ci niespodzianka! — uśmiechnął się konspiracyjnie, odstawiając pióro i swój szlaban na bok. Był sam na sam. Z Lily Evans. W małym (dobrze, nie tak małym, ale to się wytnie) gabinecie. Jej intensywny zapach już dawno zdążył podrażnić jego wyczulone nozdrza i sprawić, że nie mógł się skupić na zdaniu złożonym zaleconym przez nauczycielkę. Ależ te kobiety potrafiły namieszać! James nadal nie mógł się nadziwić, że taka filigranowa, dobrana dziewczyna była w stanie przewrócić jego życie do granic możliwości. Jego dłoń machinalnie wręcz powędrowała do jego czarnej czupryny, zadręczając ją iść artystycznym nieładem.
— Na dobry początek możesz mnie pocałować — zasugerował, wskazując palcem na swoje usta. — O tutaj — dodał. — I nie opowiadaj mi, że prędzej pocałowałabyś pająka niż mnie, bo znów złamiesz mi serduszko i nie będziesz chciała go posklejać — kontynuował swoją radosną paplaninę, ogarnięty przez jeszcze większy słowotok niż zazwyczaj. — No już, Evans, przecież wiem, że cię to kręci. Nie daj się prosić, taka okazja może się już nigdy więcej nie powtórzyć.
Potter
[Dopiero teraz zauważyłam, że jest panna Evans. Kłaniam się nisko i zapraszam do wątków i powiązań. Jeśli znajdziesz jakiś pomysł to zapraszam pod którąś z kart]
OdpowiedzUsuńAnne Blanchett/ Logan Turley
[Dzień dobry! To już chyba trzecia, jak nie czwarta Lilka, odkąd tu jestem i mam nadzieję, że tym razem zagości tu na dłużej!
OdpowiedzUsuńNo cóż powiedzieć - karta krótka, ale treściwa.
Jeśli coś gdzieś kiedyś, to zapraszam :)]
Lucas Roy/Jo Hawkins
Ależ Jim miał ochotę uwięzić Lily w swoich ramionach i skraść jej pierwszego całusa! Na jej widok przestał kontrolować swoje odruchy. Była tak… idealna, no. Gdyby może mógł zachować się normalnie, gdyby może faktycznie nie manifestował tak tej swojej dumy, aroganci i wszystkiego, czym był aż po czubki pięt wypełniony byłby w stanie ją mieć tylko dla siebie, bez obawy, że ktoś inny ją mu zgarnie przed nosa? A taka obawa narastała w nim wciąż i wciąż, za każdym dniem, godziną, minutą, sekundą. Evans była jak łabędź. Z roku na roku coraz ładniejsza, coraz atrakcyjniejsza, coraz… coraz bardziej dla niego niedostępna, ale to ostanie się wytnie.
OdpowiedzUsuńAleż Jim miał ochotę zabić wzorkiem każdego osobnika płci męskiej, który błądził spojrzeniem za jego i TYLKO jego rudzielcem! Naprawdę. Gdyby dowiedział się, że ktoś położył na niej swoje łapska, wyszukałby w książce — nawet czarnomagicznej! — zaklęcia, które sprawiłoby, że już nigdy by się nie odważył tego zrobić. Aż się w nim gotowało od świadomość, że ktoś inny mógłby zdobyć Evans przed nim i chyba to sprawiało, że zachował się przy niej jak jakaś niedorozwinięta kaleka emocjonalna, ale cóż poradzić… Serce nie sługa… Lily. Lily. Lily. Evans. Evans. Osoba, za którą skończyłby nawet w ogień.
— Na Merlina, Evans, znów złamałeś mi serduszko! — odparł dramatycznie, przykładając rękę do czoło i odchylając się delikatnie do tyłu na krześle. Przez chwilę naprawdę myślał, że spełni jego zachciankę. — Mam nadzieję, że będziesz na tyle łaskawa, aby go poskładać do kupy, co? — wypalił. A gdyby tak się pochylić do przodu i jakby od niechcenia dotknąć swoim wargami jej małych, dobrze wykrojonych, czerwonych usteczek… Nie miał wątpliwości, że Lily z pewnością nagrodziłaby go ciosem prosto w policzek ewentualnie nos, ale przecież to była mała cena. Chciał na własnej skórze przekonać się jak smakują usta Lily Evans. — Nie mogłabyś chociaż raz wykazać się taktem i wygospodarować sobie trochę dobroci dla mojej skromnej osoby?
Wspaniałego mnie chciał powiedzieć, ale szybko ugryzł się w język, coby nie paść ofiarą kolejnego złowrogiego spojrzenia zielonych oczu w kształcie migdałów.
Kiedy ona zrozumie, że ich miłość była o stokroć większa od jej nienawiści?
— Naprawdę nie jesteś ciekawa? No wiesz, taka gryfońska, niewinna ciekawość. Ani trochę? Nawet odrobinkę?
James
[Co do Anne może nie ma pomysłów, a do Logana?? :D]
OdpowiedzUsuńAnne/Logan
— Jesteś uparta jak osiołek, Lily, uroczy, ale zawsze — odparł, widząc, że kolejne próby perswazji na nic się nie zdadzą; będzie musiał opracować coś naprawdę szalonego, aby nakłonić ją do jakiegokolwiek wybudzenia chociaż najdrobniejszej emocji. — Poza tym nie jestem jakimś tam pierwszym lepszym nekrofilem, aby zadawać się z twoimi zwłokami, a gdzie tam! W ogóle nim nie jestem! — Machnął niedbale ręką na potwierdzenie tych słów. — Fuu, ta opinia jest naprawdę… krzywdząca — stwierdził, omiatając ją na w poły poważnym, na w połowy rozbawionym spojrzeniem.
OdpowiedzUsuńAleż ta Evans była uparta! Jedno „tak” i rozwijałaby wszystkie i swoje, i przy okazji jego problemy emocjonalne, a tak nadal błądził w długaśnym labiryncie, w którym było więcej ślepych uliczek niż ścieżek do wyjścia.
Ach, ta miłość… Jim nie miał wątpliwości, że mimo iż była pierwsza, była także silna i pewna. Na żadną dziewczynę nie mógł patrzeć tak jak patrzył na SWOJĄ Lily, która w końcu będzie jego i TYLKO jego. I koniec kropka.
Podskoczył jak oparzony, gdy rudowłosa zapiszczał, brudząc obficie całe biurko i dłonie atramentem.
— Szalona — skomentował z rozbawieniem, chociaż widząc pergamin, który molestował swoimi niezbyt zgrabnym pismem od niespełna godziny, natychmiast go zabrał, starając się jakoś „strzepać” z niego niebieskie krople, które zdążyły już w niego wsiąknąć, zamazując wszystkie pięćdziesiąt jeden zdań. — Ale się porobiło — stwierdził pod nosem, bardziej do siebie niż do niej. Wyciągnął różdżkę, jednym machnięciem sprawiając, że do niebieskich rąk Evans wróciły dawne kolory. A swojego pergaminu — niestety — nie mógł już odzyskać. Peszek.
— Domagam się zadość uczynienia — stwierdził z całą tą swoją surrealistyczną powagą, czyszcząc biurko zaklęciem. Ok. Mógł go jeszcze raz przepisać, ale nadgarstek jak nic mu odpadnie i kto będzie łapał kafla dla drużyny?
James
[ No cześć! :3 Wybacz, miałam wczoraj się przywitać i w ramach zadośćuczynienia za dość szybkie przesłonienie Twojej karty zaoferować wątek, ale czas mi przeciekł przez palce i przybywam dopiero dzisiaj. Chodziło mi po głowie, żeby Alice i Lily się lubiły mimo wszystkich różnic w charakterze i usposobieniu. Obie mają dobre i wrażliwe serduszka, więc to mogłoby zadziałać, a Alice od czasu do czasu mogłaby być powiewem beztroski w jej poukładanym życiu i na przykład... Odciągnąć Lily od jej zajmujących zajęć na jakąś wycieczkę po zamku pod pozorem prowadzenia pani prefekt w miejsce, gdzie potrzebna jest jej interwencja? ]
OdpowiedzUsuńAlice
[Witamy pannę Evans :) W razie chęci moje dwa stworzonka zawsze chętne ;)]
OdpowiedzUsuńChantelle Hogarth / Noelle Westley
[ Ariana niestety została usunięta .. a skoro Ian nie pasuje bo jest 'zbyt niegrzeczny', a może mój nowy puchaś się nada :) ]
OdpowiedzUsuńToby Foster / Blake
[to miło, że się podoba :D on nie w sumie jest taki zły na jakiego wygląda, więc jak znajdziesz pomysł na wątek to czekamy^^]
OdpowiedzUsuńBlake / Foster
[ nie, Ian to wieczny samotnik^^ może jak masz gg to odezwij się tam, będzie wygodniej coś ustalić ;) ]
OdpowiedzUsuńBlake / Foster
[ Nie jest, aż takiiiii grzeczny :D A co, masz może jakiś pomysł? ;)]
OdpowiedzUsuń[A tak właściwie z tej strony Logan :D]
Usuń— Lepiej powiedzieć jedną bzdurę więcej, niż nie powiedzieć nic, Lily — stwierdził, wzruszając ramionami. — Poza tym — złapał za nowy pergamin — jak mamy się poznać bez rozmowy? — zapytał, unosząc sugestywnie brew. — To nielogiczne — skomentował krótko; stwierdzając, że nie ma innego wyjścia jak przepisać te głupie zdania jeszcze raz, bo i tak nie załapie się już na trening, trening, który — warto dodać — sam zorganizował i nawet przez myśl mu nie przeszło, że się na nim nie pojawi, zwłaszcza że osobiście dopilnował to, aby wszyscy się o nim dowiedzieli. A teraz… teraz mógł bez przeszkód poromansować ze swoimi rudzielcem, toteż nie czuł specjalny wyrzutów sumienia. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ot co.
OdpowiedzUsuń— Wiesz… — zagadnął po dłuższej chwili milczenia, bazgrając pierwsze słowo na kartce — …jeśli skończę ten szlaban, umówisz się ze mną, Evans? — zaciekawił się, uśmiechając się do niej szeroko.
Przecież korona z głowy jej nie spadnie, gdy w końcu powie to głupie, krótkie „tak”. Spojrzał na nią wyczekująco, nie przejmując się tym, że pióra potraktowało kartkę malowniczym kleksem.
James
[O, oczywiście, że tak. Odezwiesz się może w najbliższym czasie na gg? Tam lepiej się myśli :)]
OdpowiedzUsuńEva
[ok :D a co powiesz żebyśmy się dogadały co do wątku przez gg? To moje
OdpowiedzUsuń49375761
Wbijaj :D
James uniósł brwi w geście zdziwienia, zatrzymując dłuższe, skonsternowane spojrzenie na Evans; przypatrywał się jej tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, wylewając przez omyłkę kilka kropel atramentu na pergamin. A po co?, te słowa odbijały się od jednej ściany jego czaszki do drugiej, pozostawiając w niej istny bałagan. Bo cię kocham, Lily z pewnością nie przeszłoby mu przez gardło, ba, był pewny, że Evansówna zaśmiałaby się i uznała to za kolejny z jego nieocenionych dowcipów, dlatego obmyślił plan awaryjny jak wyjść z tej sytuacji obronną ręką, bez niepotrzebnych uszczerbków na zdrowiu. W końcu, pomijając fakt, że jego rudzielec był słodki i pocieszny, był też naprawdę wredny.
OdpowiedzUsuń— Łał — skomentował po chwili, gdy wróciło do niego trzeźwe milczenie. — Czyżby te pytania było równoznaczne ze zgodą? — zaciekawił się, łapiąc kontakt wzrokowy z zielonymi oczami o kształcie migdałów. — Lily, ty to być chciała tak wszystko wiedzieć — stwierdził, kręcąc z rozbawieniem głową. — A ja nie mam zamiaru ci mówić jak to będzie, jeśli nie powiesz „tak” — powiedział, stawiając kropkę nad „i” w zdaniu. — Wystarczy jedno „tak”, aby zaspokoić swoją ciekawość, tylko jedno, aby przeżyć nie zapomniane chwilę w swoim życiu — kusił, próbując się skoncentrować jakoś na tym szlabanie, ale nie za bardzo potrafił, zbyt skupiony na przełomowym pytaniu, które padło z pięknych ust Evans.
James
[Olaboga, jaka ona piękna jest. <3 Chcę wątek. Koniecznie.]
OdpowiedzUsuńViolet Thompson
[Tylko taka poważna, zupełnie różni się od mojej wesołej Violet. Może da się nią jakoś zakręcić? ;)]
OdpowiedzUsuńViolet
[ Jako nowy Potter czuję się wręcz zobowiązana, by się przywitać :) Więc cześć ^^]
OdpowiedzUsuńJames
[ Nie wiem, czy miałaś tam już jakieś ustalone relacje pomiędzy Lily i Jamesem, i czy wiesz, co to masterwątek, ale zapraszam na gg, żeby to wszystko ustalić. No i przy okazji możemy obgadać też jakiś wątek z Marysią moją, jeśli chcesz, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńgg: 18696006 ]
James
[Prześliczne zdjęcie i cieszę się, że Lily jest chętna na przyjaźń z taką osóbką jak Nastia, wbrew pozorom są do siebie bardzo podobne. Tylko moja postać ukrywa samotność pod warstwą uśmiechu, a twoja maskuje ją oschłością. Znajomość od pierwszego roku czy może coś świeżego? Jestem już wyprana z pomysłów, bo praktycznie ciągle wymyślam, pomóż. :<]
OdpowiedzUsuńNastia R.
James nie był typem odludka. Nie był też melancholijny, choć te dwa określenia najczęściej funkcjonują łącznie. Miał przyjaciół, chodził na imprezy, był rozpoznawanym graczem quidditcha. Nikt przy zdrowych zmysłach nigdy nie nazwałby go melancholijnym odludkiem, chyba że po kilku głębszych łykach Ognistej Whisky. Było to tym bardziej niemożliwe, jako że uczniowie mieli zakaz spożywania tak wysoko procentowych napojów i nawet sam Potter częstokroć miewał problemy z obejściem tego przepisu. Musiał się więc zadowolić kremowym piwem, a po tym świństwie nikt nie wygaduje takich bzdur.
OdpowiedzUsuńJak więc znalazł się w ostatniej ławce na wtorkowej transmutacji, i to zupełnie sam? Miało to związek z pewną Gryfonką i, choć może niektórym wydać się to dziwne, nie była to Lily Evans. Po raz pierwszy od dłuższego czasu w jego życiu nie chodziło o Lily Evans.
Siedział więc, samotnie, i przysłuchiwał się uważnie słowom nauczycielki. Zaklęcie, które mieli tamtego dnia opanować było trudne, wiązało się z magią krwi, a z tego, co wyczytał w tych nielicznych książkach, które w ogóle przeczytał, Potter wiedział, że jest to jedna z najbardziej wymagających dziedzin magii. Starał się więc zapamiętać jak najwięcej z tego, co mówiła McGonnagall.
Gdy jednak doszło do momentu, kiedy to musieli dobrać się w pary, Jim tylko patrzył, jak Peter biegnie na tych swoich króciutkich nóżkach, prawie nie gubiąc przy tym spodni, w stronę Syriusza. Pozwolił mu na to.
Bez słowa sprzeciwu usiadł koło Lily, nie chcąc narazić się na gniew nauczycielki. Wiedział, że z McGonnagall nie może pozwolić sobie na wiele, więc nawet nie próbował. Wyprostował się, położył dłonie na blacie i po prostu siedział, do momentu, aż nie przyszło mu do głowy, że powinien się przywitać.
- Cześć, Lily - powiedział spokojnie, zerkając w jej stronę. Robił to tak wiele razy, że stało się to nawykiem, starym i całkiem przyjemnym nawykiem, o czym przypomniał sobie w tamtej chwili.
James Potter
Przeczesał włosy palcami, tak jak miał to w zwyczaju, mając nadzieję, że nie będzie musiał sam rwać ich z głowy, bo wyjdą posłusznie. Nie mylił się. Cztery pojedyncze, czarne jak smoła włosy wypadły mu z głowy, pozostając między smukłymi palcami. James wybrał najdłuższy z nich i położył go przed sobą na blacie, resztę odłożył obok. W końcu musiał się czymś wymienić z Lily, która w tym czasie sama zajęta była zadaniem.
OdpowiedzUsuńJuż miał przystąpić do prób, gdy nagle spytała go, jak brzmi formuła zaklęcia. Potter musiał mocno postarać się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że doczeka chwili, w której Lily Evans spyta go o coś, zazwyczaj tak dla niej oczywistego, jak zaklęcie. Czyżby po raz pierwszy w historii wszechświata nie słuchała nauczyciela? To było do niej niepodobne.
Tak samo niepodobna do niego była najprostsza i najbardziej zwyczajna odpowiedź, jaka chwilę później padła z jego ust.
- Foramen acus transire - odparł, uśmiechając się lekko, gdy znów spojrzał jej w oczy. Nie zamierzał wyskakiwać ze swym słynnym, "umówisz się ze mną, Evans?", choć sama zainteresowana chyba właśnie tego się spodziewała. Nie miał się co dziwić, męczył ją tym pytaniem od co najmniej dwóch lat. Każdemu by się znudziło. A on, James Potter, wyraźnie nie był w nastrój na żarty.
James Potter
Przez pierwsze minuty po prostu wpatrywał się w blat ławki, na której leżał sobie włos, biedny, niczego nieświadomy włos, który zaraz miał zmienić się w igłę. Jamesowi było go szkoda, w końcu należał do niego, a zdecydowanie wolał nie mieć poduszeczki na szpilki zamiast głowy, dlatego wdzięczny był za taką a nie inną jego postać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zbyt długo zastanawiał się nad swoją głową, nabitą igłami i tym, jak wpłynęłoby to na jego grę podczas meczy quidditcha. Gdy Lily znów zadała mu pytanie, był odrobinę zbity z tropu.
- Specjalny ruch? - powtórzył za nią, marszcząc brwi, nim do niego dotarło, o co konkretnie pytała.
- Ach, tak. Musisz wykonać ruch z lewej do prawej, najpierw stopniowo obniżać dłoń, potem poderwać ją do góry - powiedział i dopiero wtedy usłyszał, jak bardzo idiotycznie to brzmi.
- Pokażę ci - dodał, wlepiając wzrok we włos, nadal leżący ba biurku przed nim.
- Foramen acus transire - wypowiedział inkantację dźwięcznie, wykonując dokładnie taki ruch, jak należało. Nieźle się zdziwił, gdy na miejscu czerni zaczęło pojawiać się srebro, a włos zmienił się w ładnie zaostrzoną igłę.
- Widzę, że pan Potter jednak potrafi wykrzesać z siebie odrobinę więcej entuzjazmu. Brawo, i oby tak dalej - skomentowała McGonnagall, spoglądając na nich znad swoich okularów w rogowych oprawkach. Wyglądała na całkiem zadowoloną, ale a niczym nie mogła konkurować z Jamesem, którego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
Cieszył się jak głupi, patrząc na drobną igłę, która chwilę wcześnie była jego włosem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę mu się udało. Wykonał trudne zadanie po tylko jednym podejściu! Brzmiało to tak niewiarygodnie, że co raz musiał na igiełkę spoglądać, by sobie uświadomić, że autentycznie tam leży.
OdpowiedzUsuń- Czy myślisz, że mógłbym spróbować z twoim włosem?- spytał, podnosząc wzrok i odruchowo przesuwając dłoń, leżącą bliżej Lily, w jej stronę. Napotkał palcami jej dłoń, drobną i delikatną. Zaskoczony, cofnął ją szybko, zanim zdążyła zareagować. Nie wiedział, czy powinien przepraszać, więc nie powiedział nic. Czekał na odpowiedź, w międzyczasie kładąc rękę nieopodal ręki Lily. Na tyle daleko, by jej nie dotykać, lecz wystarczająco blisko, by mógł to zrobić, gdyby chciał. Albo gdyby ona chciała. Nie myślał, działał instynktownie.
Miał nadzieję, że Evans nie zacznie na niego krzyczeć, twierdząc, że nie wiadomo co sobie wyobraża. Nie sądził nawet, że jej dłoń znajduje się tak blisko niego. Kiedy ostatnim razem spoglądał, była znacznie dalej, po drugiej stronie ławki. A może tylko mu się wydawało?
- Mogę dać ci już swój, jeśli chcesz. - Brzmiało to tak idiotycznie, że Potter nie śmiał nawet patrzeć dziewczynie wprost w oczy. Skupił spojrzenie gdzieś po boku jej twarzy, na rudych włosach, które widział zawsze, nawet na drugim końcu korytarza. Kiedyś to właśnie po nich poznawał, że jest w pobliżu. Później przestał rozglądać się tak uważnie.
Podziękował delikatnym skinieniem głowy, gdy Lily położyła przed nim swój rudy włos, po czym i w niego zaczął się wgapiać, jakby miało to przynieść jakiekolwiek odpowiedzi. Wiedział, że nie pójdzie mu tak dobrze jak z własnym, w końcu na tym miała polegać cała sztuczka. Nie należał do niego, więc nie mógł go zaczarować. Nie dość, że sztuczka, to jeszcze zawarta w tym wszystkim lekcja.
OdpowiedzUsuńOch, Minnie, rozkręcasz się - pomyślał, śmiejąc się w duchu. A może było tak zawsze, tylko on tego nie zauważał?
Uśmiechnął się do zadowolonej Evans po jej krótkim wybuchu radości i sięgnął po jeden z odłożonych na boku czarnych włosów. Tak jak to uczyniła poprzednio Gryfonka, położył go na blacie przed nią.
- Nie martw się, mojej fryzurze nic nie będzie. Najwyżej użyję jednego ze specyfików, opisanych w Czarownicy, którą Syriusz trzyma pod łóżkiem - zażartował swobodnie, powracając do swoich obserwacji.
Jak sprawić, żeby zaklęcie się udało? Żeby część Lily Evans stała się posłuszna jemu, Jamesowi Potterowi? Nigdy nie udało mu się nawet dojść do momentu, w którym wykonałaby którąkolwiek z jego próśb, nie brzmiących "Czy mogłabyś podać mi półmisek z ziemniakami?" lub "Przypomnisz, proszę, na kiedy był ten straszny referat o trollach?". Nie miał się co łudzić, nic, co kiedykolwiek należało do niej, nie będzie należeć do niego.
Zaśmiał się tylko, nie zbierając się nawet na komentarz o tym, jak to w ogóle nie wie, o co jej chodzi. Zamiast tego wgapiał się wciąż we włos Lily.
OdpowiedzUsuńGdy chciał pytać, jak jej poszło, na stole przed dziewczyną pojawiła się kolejna srebrna igła. Był zaskoczony, choć możliwe, że nie powinien. Kto jak kto, ale ona na pewno nie powinna mieć problemów z podporządkowaniem swojej woli czegoś, co do Jamesa należało. Przecież na tym polegała cała ta magia krwi.
***
Gdy lekcja dobiegła końca, Potter nie czekał, aż ktoś podejdzie do niego i razem wyruszą do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Po prostu zebrał się i wyszedł, szybkim krokiem zmierzając w stronę swojego dormitorium.
Pod portretem Grubej Damy zebrał się dziwnie duży tłum pierwszaków, zupełnie jakby nagle wszyscy zapomnieli hasła.
- Ruszcie się - mruknął, przepychając się na przód.
Okazało się, że to nie hasło, a grupa czwartorocznych Ślizgonów była problemem. Stali pośrodku korytarza, przepychając między sobą chłopaka przynajmniej o głowę niższego, z czerwonym krawatem misternie zawiązanym na szyi. Śmiali się przy tym prawie do rozpuku.
James nie miał zamiaru patrzeć na to, jak pastwią się nad młodym Gryfonem. Wepchnął się w sam środek całego cyrku i otoczył ramieniem pierwszaka z domu.
- Może ja ciebie trochę poszturcham, co? Zaraz przyjdą moi koledzy, będzie świetna zabawa - powiedział, patrząc na najwyższego z mieszkańców domu węża, nie ukrywając swojej niechęci. - Lepiej stąd spadajcie.
Patrzył, jak Ślizgoni odchodzą, a pierwszak, rzuciwszy cichutkie dziękuję , znika za portretem Grubej Damy i nawet nie spostrzegł, że został na korytarzu tylko z Lily. Kiedyś taka sytuacja nie umknęłaby jego uwadze, lecz tamtego popołudnia było zupełnie inaczej niż kiedyś.
OdpowiedzUsuń- To nie moja wina, że przyciągam kłopoty - zaśmiał się. Miała rację. Zawsze, gdy coś się działo, on był w pobliżu. W większości przypadków sam był źródłem kłopotów, ale zdarzały się też i sytuację, w których stanowił po prostu liczną, bądź też nie, grupę przypadkowych świadków.
Skinął do niej głową i sam również zniknął za portretem, po czym wspiął się po krętych schodach aż do swojego dormitorium. Jakoś nie miał ochoty na kolację.
***
Gdy w środku nocy kiszki zaczęły grać mu marsza, a żołądek wpadł w nieprzyjemne skurcze, James pożałował, że nie wybrał się na kolację ze wszystkimi. Nie musiałby wtedy przynajmniej wymykać się z ciepłego łóżka, byleby tylko załagodzić trochę to, co działo się u niego w brzuchu.
Zamek był pusty i skąpany w księżycowym blasku, więc prześlizgnięcie się do szkolnej kuchni nie sprawiło chłopakowi większych problemów i zajęło mniej czasu niż zazwyczaj. Musiał tylko uważać na skrzeczące stopnie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi nauczyciela, patrolującego korytarze, lub, co gorzej, Pani Norris i Filcha.
Gdy tylko znalazł się w wielkim, przytulnym pomieszczeniu, zorganizował sobie wielki kubek gorącej czekolady, dzbanek soku dyniowego i trochę naleśników z syropem klonowym, które zostały zapewne jeszcze z kolacji.
James lubił wymykać się do kuchni z kilku bardzo konkretnych powodów. Jednym, i prawdopodobnie najważniejszym z nich, było zamiłowanie Pottera do jedzenia... Niekoniecznie niczym na zebraniu Wizengamotu. Nie wyglądało to nadzwyczaj tragicznie, jednak nie nadawało się do prezentacji w Wielkiej Sali, gdyż obrzydziłoby wszystkie potencjalnie kandydatki na randki, a w domu przyprawiło o zawał biedną matkę Rogasia. Druella Potter miała słabe serce, szczególnie w przypadku jego wybryków wszelakiego rodzaju.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że spalił buraka, gdy Lily wtargnęła do szkolnej kuchni bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Zastała go w trakcie bardzo łapczywego spożywania przepysznych naleśników.
- Lyly? Szo ty tu łobisz? - spytał zaskoczony, z ustami pełnymi słodkiego ciasta. Palce lepiły mu się od klonowego syropu, który skapnął także na białą koszulkę od piżamy, plamiąc ją obficie.
Widział jej minę nazbyt wiele razy by nie wiedzieć, co oznaczała. Nie było to dla chłopaka zagadką. Ciekawiło go natomiast, jak mógł nie zareagować na nią przez te wszystkie lata. Nie chciał, żeby tak na niego patrzyła. Wolałby, żeby nie patrzyła wcale, choć to zakrawało o szaleństwo.
Przełknął pośpiesznie to, co miał w buzi, a palce wytarł starannie w koszulkę, przyprawiając ją o nowe plamy.
- Usiądź sobie - poprosił, choć może nazbyt natarczywie. Chciał zabłysnąć, odpokutować jakoś to, co wydarzyło się przed kilkoma sekundami, nadrobić jakoś w oczach rudowłosej.
Uważnie lustrował kuchnię, szukając najlepszych smakołyków, które zamierzał podstawić jej pod sam piegowaty nos. Naleśniki, półmisek owoców, gorąca czekolada, owsianka, którą podgrzał naprędce, przy użyciu różdżki. Wszystko to znalazło się przed panną Evans w niecałe kilka minut. Nie wiedział, czy przypadkiem nie urazi jej ilością bądź małą różnorodnością potraw, więc usiadł, naprzeciwko, na swoim starym miejscu, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Wtem przypomniało mu się o brudnej koszulce. Nie myśląc wiele, ściągnął ją przez głowę i cisnął na posadzkę nieopodal stóp, by nie zapomnieć o odniesieniu jej do pralni. Ciepło pieca nie pozwoliło mu odczuć chłodu na nagiej skórze torsu, więc nie zaprzątnął sobie nawet głowy tym, że siedzi przed Lily na wpół nagi. Chciał po prostu pozbyć się ufajdanej części garderoby.
[Witam, ja od Noelle i jestem chętna na Twoją propozycję ^^]
OdpowiedzUsuńNoelcia
Nie był pewien, czy powinien wrócić do jedzenia naleśników, nie chcąc znów się ubrudzić. Siedział więc spokojnie do momentu, kiedy Lily odwróciła wzrok, krzycząc na niego oskarżycielsko.
OdpowiedzUsuń- Co? - spytał zaskoczony, nie wierząc, że znów zrobił coś źle. Może chodziło o to, że nie przyniósł jej soku dyniowego? Wiele razy widział przy śniadaniu, jak pije go wielkimi łykami.
Spojrzał na splecione na kolanach dłonie, jak to zwykł robić, gdy się nad czymś zastanawiał, i wtedy zauważył, o co jej chodziło.
- Oh, nie przesadzaj, wiele razy widziałaś chłopaka bez koszulki! - rzucił, od niechcenia, ze zdziwieniem zauważając, że go to zabolało. Lily patrząca na nagie torsy innych chłopaków.
- Byłem brudny! - odparł jeszcze na swoją obronę, wskazując ręką zmiętą koszulkę, leżącą u jego stóp.
Może i to, co zrobił, nie było najrozważniejszym posunięciem, ale przecież nie wiedział, że tak zareaguje.
- Nie chciałem cię speszyć, przepraszam - dopowiedział, tym razem łagodniej.
Przyglądał się jej z rozbawieniem, całej poddenerwowanej i takiej... rozentuzjazmowanej. Rzadko kiedy zdarzało się mu oglądać pannę Evans wytrąconą z równowagi, a był to zaiste przezabawne i całkiem urocze widowisko.
OdpowiedzUsuńWzdychała, rumieniła się i piła z taką zawziętością, że uśmiech Jamesa z sekundy na sekundę stawał się coraz szerszy. Gdy oskarżyła go o zbyt dobry wygląd, nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Wybacz mi, nie chciałem sprawić ci przykrości. To tylko moje felerne geny - zaśmiał się, przykładając dłoń do piersi, w miejscu, gdzie w jego mniemaniu, pod skórą, mięśniami i całą kupą kości,powinno znajdować się serce, bijące w tamtej sekundzie zdecydowanie zbyt szybko jak na normalny rytm. Napiął przy tym kolejną partię mięśni, czego nie zrobił celowo, ale zdecydowanie polepszyło jego prezencję. Wiedział, że rozczochrane włosy i okulary, w tamtym momencie tkwiące na czubku nosa, dodają mu uroku. Bardzo się z tego cieszył, bo każda sekunda, podczas której czuł na sobie spojrzenie jej zielonych oczu, była na wagę złota.
Strzyknął palcami i przejechał wzrokiem leniwie po wypłowiałym blacie, by potem znów zerknąć na Lily spod rzęs. Lubił na nią spoglądać, choć wiedział, że ona za tym nie przepada. Ale w tamtym momencie, gdy wiedział, że i ona na niego patrzy, nie mógł się pohamować. Mógł nawet znosić konsekwencje swojego haniebnego uczynku.
OdpowiedzUsuń- Może odprowadzę cię do dormitorium? - spytał nieśmiało po dłuższej chwili, wypełnionej milczeniem. Znów na nią popatrzył i uśmiechnął się delikatnie.
- W nocy jest tu całkiem niebezpiecznie, a ja... mam już w tym wprawę - dopowiedział, nie chcąc, żeby zabrzmiało to tak, jakby uważał, że nie jest zdolna sama wrócić do własnej sypialni, choć wiedział, że zapewne takie wnioski wyciągnie.
Podniósł się i ruszył leniwym krokiem w stronę drzwi, prowadzących na szeroki, podziemny korytarz. Przystanął przy nich, oparł się o framugę i spojrzał na nią wyczekująco.
- Lily, przecież cię nie ugryzę.
Nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko i ruszył korytarzem, niezbyt szybko, by Lily nie miała problemów z dogonieniem go.
OdpowiedzUsuńJames przyzwyczaił się już do tego, że działał niczym magnes na wszystkie możliwe kłopoty w zasięgu setek mil, ale nie sądził, że takie napotkają go, gdy będzie wracał ze szkolnej kuchni, w pół nagi, w towarzystwie dziewczyny, która zazwyczaj nie mogła na niego nawet patrzeć.
Z początku nic nie zauważył. Szedł spokojnie podziemnym korytarzem, wsłuchując się w stukot ich kroków, zerkając na Lily i nie dając po sobie poznać, że brak koszulki jakoś na niego wpłynął, choć szpilki chłodu wbijały mu się w plecy i kark.
- To mówisz, że razem, ale osobno, tak? - uśmiechnął się zaczepnie. Czuł się bardziej rozluźniony niż na popołudniowej transmutacji, powoli powracał dawny James, który nie bał się zagadać do dziewczyny. Nawet takiej, która sprawiała, że miał problemy z oddychaniem.
Nie spodziewał się huku, który nastąpił sekundy później ani przeraźliwego ryku, który wstrząsnął nim aż do szpiku kości. Tak samo jak nie spodziewał się swojej reakcji.
Jednym susem przyparł Lily do ściany, zasłaniając własnym ciałem, przy okazji przykładając jej rękę do ust, by nie mogła krzyczeć. Była tak blisko, a on nie zwracał na to uwagi. Mógł myśleć tylko o tym, by ukryć ich jak najszybciej.
W końcu namierzył składzik na miotły w bezpiecznej odległości. Rzucił się ku niemu, ciągnąć Lily za sobą.
Pozwolił sobie na oddech dopiero gdy cisnęli się w klitce woźnego, wypełnionej po sufit miotłami i innymi pierdołami, potrzebnymi do sprzątania. Czuł ciepło jej skóry tuż przy swojej, a krótkie, chrapliwe oddechy mieszały się w jeden.
Trudno mu było utrzymać równowagę, zważywszy na pozę, w której obydwoje zastygli. James czuł też, że skurcz zaraz chwyci go za łydkę, co tak często przytrafiało mu się na meczach quidditcha. Ruszył się więc, minimalnie, chcąc zapobiec biegowi wydarzeń, lecz to spowodowało tylko kolejną lawinę środków czystości, a kilka z nich obiło się mu o czaszkę. Syknął z bólu i już miał podnosić dłoń, by przytknąć ją do pulsującego miejsca, gdy mu się przypomniało, że nie powinien w ogóle się poruszać, chyba że chciał jeszcze bardziej pogorszyć sytuację.
OdpowiedzUsuńInnych mógł dziwić jego tok myślenia, ale właśnie w tamtym momencie Jim zdał sobie sprawę, że siedzi wepchnięty do składzika na miotły z dziewczyną, w której kochał się od dawna, a ta znajduje się bliżej niego niż kiedykolwiek. Czuł jej słodki zapach i ciepło ciała, a gdy zerknął w dół, jej migdałowe oczy lśniły w słabym świetle, wpadających spod zatrzaśniętych drzwi. I poczuł się lepiej, zdecydowanie lepiej, choć ostatnimi dniami miał wrażenie, że już nigdy tak się nie stanie.
Gdyby przyglądał się sytuacji jako osoba trzecia, sam sobie strzeliłby w łeb za to, co zrobił sekundę później.
Nie myślał za wiele, po prostu pochylił się nad Lily i przylgnął wargami do jej ust. Pocałował ją najpierw lekko, a później zdecydowanie bardziej stanowczo, sprawiając, że fala ciepła ogarnęła go od czubka głowy po koniuszki palców u stóp. Jedną rękę przyłożył jej do policzka, tak, że końcówki palców wplątały się w jej rude włosy, a drugą ujął ją w tali i przyciągnął do siebie bliżej, jeżeli to w ogóle było możliwe.
Spodziewał się wielu rzeczy. Tego, że go uderzy, że troll, przed którym się tam schowali, wpadnie i połamie im kości, albo nawet tego, że stanie przed nimi cały Wizengamot. Na pewno nie przypuszał, że Lily odda pocałunek.
OdpowiedzUsuńPostąpił bezmyślnie i karygodnie, wiedział to, gdzieś w głowie kołotała mu ta myśl, lecz jak mógł żałować, kiedy ona była tak blisko? Jak mógł się odsunąć, skoro objęła go ramionami za szyję? Nie mógł, dlatego tego nie zrobił.
Gdy Evans odsunęła głowę, odrobinę oprzytomniał. Otworzył oczy, choć i tak nie widział zbyt wiele, i wlepił w nią spojrzenie, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło.
Czy zwariował? Być może. Nie, albo tak, chociaż w sumie... Tak, tak, na pewno zwariował. Kto normalny zachowuje się w taki sposób?
- Przepraszam - szepnął tylko, również się oduwając. Przez te kilka minut czuł się tak, jakby ktoś przeniósł go do sąsiedniego wymiaru, wymiaru w którym jeszcze nigdy nie był, ale wiedział, że gdyby tylko mógł, stał się w nim stałym gościem.
Nie mógł puścić Lily ostatecznie, nie dlatego, że nie chciał, ale zważywszy na fakt, że nie miał jak. Tworzyli konstrukcję, która mogła runąć w każdej chwili.
James bardzo żałował, że poza nimi nie było w szopie nikogo, kto mógłby go uszczypnąć. Tamta sytuacja ewidentnie musiała być snem. Leżał sobie pewnie w dormitorium i chrapał smacznie, z głową pełną imaginacji, wywołanych zbyt dużą ilością naleśników. Tak, to na pewno to. Jak inaczej wytłumaczyć spojrzenie Lily, jej słowa i to, że jej ręka raz po raz lądowała na klatce piersiowej Pottera, a dotyk w ogóle nie tracił na intensywności? Czy ona także poczuła ten magnetyzm? Chyba tak. W żadnym innym wypadku nie działoby się tak, jak się działo. Rogacz był w tamtej chwili bardziej pijany, niż po pamiętnej imprezie w chłopięcym dormitorium, zakraplanej Ognistą Whiskey, którą ledwo co udało mu się przemycić. Tamta sytuacja była tak samo wyjątkowa. Jedna na milion. On i Ognista Whiskey, on i Lily Evans.
OdpowiedzUsuńNa korytarzu rozbrzmiały kroki i krótkie okrzyki, po których rozpoznał nauczycieli. Musieli już dowiedzieć się o trollu, który, sądząc po odgłosach, siał spustoszenie niecałe sto stóp dalej. Ale... czy go to obchodziło? Nawet w najmniejszym stopniu.
Pochylił się tak, że jego usta znalazły się tuż przy uchu Evans, a on sam mógł swobodnie przeszukiwać kieszenie swoich spodni od piżamy.
- Będziesz mi musiała obiecać, że to pozostanie naszą słodką tajemnicą - szepnął i w tym samym momencie zamachnął się lekko, a na ich głowy opadła delikatna, jakby płynna tkanina. Rogacz nie wiedział, czy Lily słyszała coś o Pelerynach Niewidkach, ale w tamtym momencie nie miało to najmniejszego znaczenia.
Pocałował ją delikatnie tuż za uchem, a później, całus po całusie, przebył drogę przez żuchwę, aż odnalazł usta Gryfonki własnymi ustami. Objął ją tak, że praktycznie utonęła w jego ramionach i całował jak żadną inną dziewczynę wcześniej. Zgubił się w tych pocałunkach, ale póki Lily nie oponowała, nie miał zamiaru się odnajdywać.
[Fanka TW? (:]
OdpowiedzUsuńSharlotte
Tamte chwile spędzone w składziku na miotły byłyby przyjemniejsze, gdyby nie pocharkiwania trolla i dźwięki odbijanych od niego nauczycielskich zaklęć. I mimo iż James bardzo nie chciał, żeby te odgłosy przebiły się przez mydlaną bańkę, którą wokół siebie wytworzyli w tamtym cudownym momencie, i dotarły do jego uszu, to jednak to zrobiły. Przebiły się i napierały na niego z uporem, nie dając się ignorować. Dlatego oderwał się w końcu od Lily, z cichym jękiem, którego nie oddało mu się stłumić, i przytknął czoło do jej czoła.
OdpowiedzUsuń- Musisz się stąd wydostać - szepnął.
Zabrzmiało to tak, jakby miał zamiar sam stanąć do walki z trollem, chociaż nie zamierzał. Widział, że nie wynikłoby z tego nic dobrego, szczególnie, że wtedy nauczyciele dowiedzieliby się, że nie było go w dormitorium, kiedy jedna z najważniejszych reguł szkolnych nakazywała mu w nim być. Poradziłby sobie, radził sobie w groźniejszych sytuacjach, ale wtedy myślał tylko o sobie, nie musiał chronić nikogo innego. Nie musiał chronić Lily.
Przez chwilę układał w głowie misterny plan, który pozwoliłby im jak najszybciej dostać się do dormitorium Gryfonów, nie narażając przy okazji na kolejne pułapki. Że też nie wziął ze sobą cholernej mapy!
- Wskocz mi na plecy - zadecydował ostatecznie, obracając się tak, żeby mu to umożliwić.
[ Z chęcią podokuczam wybrance Jamesa - więc zapraszam do siebie po wątek i ustalenie tego i owego. ]
OdpowiedzUsuń[Wątuń?]
OdpowiedzUsuńBastek/Eva
[Wszyscy dorwali się do nowego Bastiana, więc chciałabym dopieścić też Evcię, ale to oczywiście Twoja decyzja! :D Co do pomysłu, to chyba więcej uda się wycisnąć z Evy, ale to może pogłówkujemy na gadu? 8806340]
OdpowiedzUsuńEva
James Potter nigdy nie przypuszczał, że będzie mu dane dziękować za swoją jakże dziwną umiejętność wyspania się bez spania, jak to lubił nazywać. Była to, co prawda, umiejętność nabyta i później musiał wszystko odespać, ale przynajmniej był w stanie normalnie funkcjonować po bezsennej nocy, a miniona noc była dla niego naprawdę bezsenna.
OdpowiedzUsuńGdy tylko zamykał oczy, pod powiekami pojawiał mu się obraz Lily, zupełnie jak gdyby ktoś go tam wypalił. Nie mógł zapomnieć jej zapachu, smaku ust, tego, że ją całował. On całował Lily Evans! O Merlinie najłaskawszy. Leżał więc po prostu na łóżku i godzinami przewracał sięz boku na bok, nie mogąc wyrzucić jej z głowy.
Gdy nastała odpowiednia godzina, ubrał się i zszedł do Pokoju Wspólnego, by razem z Peterem i Syriuszem poczekać na Remusa, który zgubił gdzieś swoją odznakę prefekta, a nie było mowy, żeby wyszedł gdzieś bez niej. Pozostali chłopcy zagłębili się w rozmowie a on znów odpłynął myślami do Evans. Chciał obrócić się tak, by stać twarzą do drzwi wyjścia z dziewczęcych dormitoriów, wierząc, że uda mu się ją jeszcze zobaczyć przed śniadaniem. Jakim zaskoczeniem było, gdy ktoś po prostu wlazł na niego bez ceregieli. James instynktownie złapał przybysza w pasie, modląc się w duchu, by nie był to żaden chłopak. Huncwoci nie daliby mu o tym zapomnieć.
Najpierw zobaczył jej rude włosy a później charakterystyczne, zielone oczy. Uśmiechnął się bezwiednie.
- Cześć - odparł, jakby w ogóle nie słysząc tego, co wymamrotała. - Nic się nie stało.
Ukochany
[Wiem, że miałam, ale mi powcinało te numery, nie potrafię się w tym wszystkim połapać, ale w porządku.
OdpowiedzUsuńI tak właśnie, miałam Ci pisać, żebyś wpisała w karcie Lily że jest już prefektem. W zakładkach wszystko już się tam zgadza.
A co do jakiegoś pomysłu:
Była taka tendencja, że moja Eva średnio się lubiła z każdą Lily, więc chciałabym ją zachować. Tylko teraz nie ma już raczej problemów w stylu: relacja James-Eva, albo zazdrość o to, że Eva jest prefektem, chociaż wcale na to nie zasługuje. Eva też zrobiła się bardziej wycofana niż zwykle, więc sądzę że brak głównych elementów generujących irytację musi stać się i dla Lily, i dla Evy zauważalny i prowadzić do jakiejś zmiany w relacji.
Co o tym myślisz, masz pomysł co zrobić z tym dalej?]
Eva
[ Oczywiście. Koniecznie jakiś niebezpieczny, żebyśmy mogli się wykazać jako gangsterzy. ]
OdpowiedzUsuńC. Meza
[ Najpierw na kuchnię. Jedzenie przecież jest najważniejsze. ]
OdpowiedzUsuńMeza
- Dobrze - powiedział tylko. Wiedział doskonale, że z Lily nie ma co się kłócić, bynajmniej on. Poza tym, chciał ją zobaczyć, nawet jeśli ceną tego było zrezygnowanie ze swych popołudniowych planów. Chciał ją zobaczyć pomimo, ponad, a nawet i podwszystko, chociaż nie miało to najmniejszego sensu.
OdpowiedzUsuńWięc gdy tylko popołudniowa lekcja Obrony Przed Czarną Magią dobiegła końca, James pognał szybko do swego dormitorium żeby choć odrobinę się oporządzić. Szkolną szatę zamienił na sztruksy i białą koszulkę, rozczesał włosy, by później znów nadać im trochę niechlujny wygląd i nawet użył wody kolońskiej, którą dostał od ojca na minione święta.
Na miejscu był jeszcze chwilę przed czasem, dlatego też rozsiadł się w cieniu rozłożystego drzewa, nie chcąc wyjść na zbyt podekscytowanego, co raczej się chłopakowi nie udało, zważywszy na fakt, że serce biło mu tak głośno, że pewnie słychać je było w samym Hogsmeade, a ręce pociły ze zdenerwowania, dlatego raz po raz wycierał je w spodnie nerwowym ruchem.
Pierwszy raz w życiu nie miał najmniejszego planu ucieczki, żartu czy asa w rękawie. Czuł się zagubiony i lekko skonfundowany.
[ A więc wątek bardzo chętnie, zwłaszcza, że to Lily Evans! Z wcześniejszymi jej wersjami próbowałam, ale się chyba nie dogadałam. Liczę, że tym razem będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńPropozycje mam dwie (mój mózg ma juz dziś dosyć wymyślania, więc tylko dwie)
1. Lily mogłaby mieć jakiś swój kłopot, problem czy coś, a John znany jest jako "hogwardzki detektyw" (od siedmiu boleści). Skierowałby ku niemu kroki i poprosiła o przysługę.
2. John miałby swój gorszy dzień i wplątałby się w jakąś bójkę, a Lili spotkałaby go po niej. Siedziałby gdzieś samotny i pobity, mrucząc coś o swoich pogromcach. Chłopak nie chciałby się zgodzić, by iść do Skrzydła Szpitalnego więc osobiście by mu pomogła.
To chyba tyle, jestem dziś całkowicie bez dobrych pomysłów, przepraszam :/ ]
John
[ Mogliby się znać. Chociażby odrobinkę. W końcu ona jest obiektem uwielbienia znanego w szkole Huncwota, a o śledztwach Johna, tez można od niektórych usłyszeć ;) ]
OdpowiedzUsuńJohn
[Zadaniem prefekta jest stalkowanie wątków, czy też naruszanie prywatności i w razie potrzeby (czyt. przypadek łamania regulaminu) reagowaniem. Coś w stylu mistrza gry, z tym, że pojawia się Twoja postać, przerywa schadzkę, odbiera punkty itp.
OdpowiedzUsuńA co do wątku, to postaram się coś na dniach wymyślić konkretnego i zacząć, albo chociaż podzielić się pomysłem. Jednak dopiero pod koniec tygodnia, jak skończą mi się wiśnie.]
Eva
[ Dokładnie :) A jak zaczniesz, to obdarzę Cię wielką wdzięczniścią :3 ]
OdpowiedzUsuńJohn
[No raczej nie inaczej ;) Glizdek do dyspozycji ^^
OdpowiedzUsuńMasz może jakiś pomysł...?]
Glizdek
[ Tak, już mi lepiej, Bonnie. Zresztą, teraz to i tak już sobie pojadę. ]
OdpowiedzUsuń[Dokładnie tak.]
OdpowiedzUsuń[ W naszym przypadku wątek jest wręcz konieczny :-) ]
OdpowiedzUsuńŁapa
OdpowiedzUsuńNie musiał czekać na nią długo, zjawiła się po zaledwie kilku minutach. Akurat miał zamknięte oczy i wystawił twarz w kierunku słońca. Myślał że pomoże mu to skupić myśli lecz zabiegi spełzły na niczym. Nadal nie potrafił się uspokoić i zapomnieć o ich wczorajszym pocałunku, a raczej pocałunkach. Nie było mu to bardzo na rękę, gdyż znany z tego, że to on zawraca dziewczynom w głowie, stałby się pośmiewiskiem pozostałych Huncwotów, którzy i tak już nie dawali mu spokoju z powodu wielu licznych koszy, które otrzymał od Evans w przeszłości. Gdyby teraz dowiedzieli się, że spędza mu ona sen z powiek i odbiera apetyt nie daliby mu spokoju do końca życia.
- Cześć - odpowiedział, otwierając oczy powoli, by znów przyzwyczaić je do światła. Spojrzał na Lily i uśmiechnął się w tym swoim jamesowym stylu, choć nie do końca. Brak mu było typowej dla Pottera bezgranicznej pewności siebie, która ostatnio gdzieś wyparowywała gdy panna Evans była w pobliżu.
Usiadł tak, że plecy trzymał prosto a nogi wyciągnął maksymalnie przed siebie, chcąc sprawiać pozory wyluzowanego, lecz raczej mu się to nie udało, zważywszy na napięcie w ramionach, które nie dawało mu spokoju.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, więc jestem.
James
[ Mi też coś nie poszło, ale nie ważne, jedziem dalej! ;]
Siedział tylko i słuchał, całą siłę woli skupiając na tym, by nie otworzyć ust ze zdziwienia. Domyślał się przecież, o czym chciała z nim porozmawiać. Tyle że... nie wiedział, co dokładnie miała zamiar mu przekazać.
OdpowiedzUsuńChciała, żeby to powtórzył! James aż skakał w sobie z radości, wykonując jakiś dziki taniec szczęścia. Gorsza była jedynie ta część, w której wyznawała, że jest wściekła. Na niego i na to, że wydarzyło się to, co się wydarzyło. Ale przecież żadne z nich nie mogło już nic zmienić. Zresztą, Potter nie chciał niczego zmieniać.
Obrócił się tak, że usiadł twarzą do Lily, przypatrując się jej uważnie, a gdy skończyła, pozwolił, by jej słowa zawisły na chwilę w powietrzu.
- Uważam, że za dużo myślisz - powiedział spokojnie i najzupełniej poważnie. W tym właśnie tkwił jej problem. Analizowała, rozkładała na czynniki pierwsze i oglądała wszystko pod lupą zamiast po prostu coś robić albo nie. Cieszyć się albo nie. Całować go albo nie.
- Lily Evans - zaczął powoli, a głos mu trochę ochrypł - zamierzam znów cię pocałować.
Chciał być uczciwy i zagrać czysto, dać jej czas do namysłu, cokolwiek. Tyle że dwie sekundy, które nastąpiły między jego słowami a zetknięciem się ich ust chyba nie były odpowiednio długie.
I tak po raz kolejny ją całował, tym razem w świetle dnia, na otwartej przestrzeni, nie w ciemnej klitce po nocach i znów modlił się w duchu by mu na to pozwoliła i oddała pocałunek.
James
[Będę więc czekać cierpliwie :) ]
OdpowiedzUsuńJohn
Chyba nigdy nie miało mu się znudzić to uczucie nagłej ulgi i wszechobezwładniającej radości gdy w końcu Lily oddawała pocałunek. Przysuwała się bliżej i wplątywała palce w jego włosy. W duchu wykonywał piruety szczęścia, które nie zdarzały mu się nawet po wygranej w meczu ze Ślizgonami.
OdpowiedzUsuńJednym szybkim ruchem uniósł ją i posadził sobie na kolanach po czym oplótł ramionami. Kilka sekund i znów była tak cudownie blisko. Czuł jej zapach, lśniące włosy pomiędzy palcami, delikatne usta pod własnymi. Dla Jamesa Pottera Lily Evans była ósmym, dziewiątym a nawet dziesiątym cudem świata i miał gdzieś, co myślą sobie o tym inni. A całowanie jej na błoniach w pełnym słońcu nie było powodem do przechwałek, nie chciał, by inni poklepywali go później po plecach z głupimi uśmieszkami na twarzach, bo zauważyli ich przez przypadek. Ta cała jawność sytuacji dawała Potterowi nadzieję, że Evans jednak nie wstydzi się go tak bardzo, jak zawsze myślał i może, gdy ją o to poprosi, wybierze się gdzieś z nim na randkę. W tamtym momencie marzył tylko o tym i by tamta chwila trwała wiecznie.
W końcu zebrał się na odwagę i odsunął się na chwilę, nie daleko, nadal stykali się czołami a koniuszki ich nosów dzielił może cal, by spytać zachrypniętym głosem i odrobinę nieskładnie.
- Zastanawiałem się czy może w weekend nie dałabyś się, znaczy, czy nie wybrałabyś się na herbatę do Madame Puddifoot ze mną?
Wlepił spojrzenie w jej piękne zielone oczy, przelewając w nie całą swoją niepewność, nadzieję i radość, które w tamtej sekundzie kotłowały się w nim jak nigdy w życiu.
James
[ Cały i zdrowy, można siedzieć!
OdpowiedzUsuńŻeby wszyscy wiedzieli? Dzięki :D ]
Każdy może mieć gorszy dzień. Nie istnieje prawo, które by tego zabraniało, ani żadna persona, która mogłaby za takie wykroczenie ukarać. John też miał prawo do gorszego dnia, takie samo jak wszyscy inni, ale je miał. Choć mieszkańcy Domu Węża w to nie wierzyli. W tym dniu potrącenie przez starszego Gryfona było idealną wymówką do wszczęcia kłótni. Może nie skończyłoby się to źle, gdyby w do ostrej wymiany zdań nie włączył się jeden z będących w pobliży Ślizgonów. Wystarczyła jedna uszczypliwa uwaga i użycie jakiegoś słowa na „h”, by Cox rzucił się na niego z pięściami. Nikt nie mógł mieć pewności jakie to było słowo, które tak rozjuszyło Puchona. Najpewniej zwykła obelga, lub sprośna nazwa, ale ”mugolak” usłyszał to co chciał. Nawet teraz nikt nie uprzytomniłby mu, że nie padło jego prawdziwe imię, tak bardzo chłopak wierzył, że nie zaatakował bez powodu.
OdpowiedzUsuńPotem poszło już z górki. Ślizgoni zwykle całą brygadą biorą udział w bójce. Nie na znak solidarności, a dla samej przyjemności sprania komuś tyłka. Do tego wszystkiego blondyn posiadał takie szczęście, że nigdy w pobliżu nie było żadnego nauczyciela. Nie było więc innego wyjścia jak usunąć się w cień jakiegoś drzewa i tam poużalać się nad swoim losem.
Obecność rudowłosej dziewczyny stała się dla niego rzeczywistością dopiero, gdy ta się odezwała.
Lily! - krzyknął jak oparzony i szybkim ruchem ręki otarł spływające po policzkach łzy.
Jednak w tamtym momencie, to nie łzy zwracały uwagę na jego twarzy. Wzrok przykuwały siniaki i podbite oczy, ale tego już nie dało się ukryć przed dziewczyną.
John
[Cześć. Tak sobie pomyślałam, że może udałoby się sklecić jakiś wątek, przez który Teddy mógłby mieć nieco na pieńku z Jamesem.]
OdpowiedzUsuńTeddy Weasley
[Coś w stylu "biedny Theodore zauroczy się w kimś, na kogo nie zasługuje, przez co potem będzie miał przesrane u kumpla z drużyny" ^ ^]
OdpowiedzUsuńTeddy
[No cóż, Lily należy poniekąd do Jamesa, prawda? Nawet, jeśli Teddy by się zakochał, nie ma żadnych szans.]
OdpowiedzUsuńTeddy
[Czy to oznacza, że ten piękny rudzielec, którego doskonale znam z Teen Wolfa jest wolny? :3 A autorka posiada gygy?]
OdpowiedzUsuńTeddy
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się tego, że tak bardzo zabolą go jej słowa. Że będzie chciał uciec, schować się w jakimś ciemnym miejscu i przecierpieć, pozwolić swojej urażonej dumie się zregenerować. Jamesa Pottera nie dało się zranić słowami, James Potter nie uciekał. A jednak chciał. I uciekł.
Nie miał siły patrzeć w jej piękne, zielone oczy, pełne tego dziwnego, sprzecznego uczucia, posyłających mu to samo spojrzenie od pierwszego dnia szkoły prawie siedem lat wcześniej. Zazwyczaj nic sobie z niego nie robił. Tyle że, mimo iż trudno mu było się do tego przyznać, przestał być już dzieciakiem, którego jedyną ambicją było wykręcanie numerów. Nawet nie zauważył, gdy przestał nim być i to przerażało go najbardziej.
- Masz rację, nie zastanawiałem się, nad niczym się nie zastanawiałem - powiedział, a głos załamał mu się nieco gdzieś w połowie zdania. Równie szybkim ruchem jak ją na nich posadził, chłopak ściągnął sobie dziewczynę z kolan i wstał na równe nogi.
Wiedział, że sprawy między nimi nie szły w takiej kolejności, jak powinny i chciał to naprawić, starał się. Sam z siebie przecież nigdy nie poszedłby do tej cholernej herbaciarni. Nie zabrałby tam też żadnej innej dziewczyny, bo na żadnej innej mu tak nie zależało. Ale Lily? Dla niej gotów był siedzieć w tym obrzydliwie romantycznym miejscu i wyczesywać później różowe konfetti z włosów, byleby poczuła się wyjątkowa. Chciał nadać wszystkiemu sens, obrać konkretny kierunek.
Rzucił jej ostatnie spojrzenie i ruszył w stronę zamku, nie odwracając się już ani razu. Modlił się, by nie spotkać nikogo i nie musieć się tłumaczyć z tej zbolałej miny, dziwnie szklistych oczu.
Jim
[Wybaczam, a więcej przepraszać nie musisz. Ja nie obrażę się za spóźnienie z odpisem, bo sama jestem człowiekiem i nie raz odpisałam po dłuższym czasie ;)]
OdpowiedzUsuńNie miał ochoty na użalanie się nad sobą w czyimś towarzystwie. Uchodzenie za delikatnego, emocjonalnego i słabego jakoś nie przypadało mu do gustu. Nigdy też, choć od dłuższego czasu o tym marzył, nie miał kogoś na tyle bliskiego, by wypłakać się mu w ramię. To on był podporą dla innych i to boleśnie odbijało się na jego psychice. Podświadomie na towarzyszy wybierał osoby twarde, nieugięte lub przynajmniej stwarzające wrażenie takich. Zawsze jednak się na nich zawodzić, bo to nie on przychodził do nich z problemem, a na odwrót. Widocznie zaznanie takiej dobroci nie było dla Johna.
- Kto tu mówi o łzach – powiedział i mimowolnie podciągnął nosem.
Podkulił pod siebie kolana i objął je rękoma. Zakołysał się w tył i przód, by wnet się zatrzymać i ukryć twarz w kolanach. Odetchnął głęboko, wciągając przy tym zapach własnego potu i łez.
- Przesłyszałem się, a Ślizgoni nie lubią być obrażani... Bywało i gorzej – wybąkał, nawet nie patrząc na dziewczynę.
Szczerze powiedziawszy był jej wdzięczny za samą obecność, bardzo rzadko zdarzało się, by ktokolwiek się nim przejął. Przyjął więc jej obecność z wdzięcznością, którą jednakże tylko on jeden potrafił dostrzec w swoim zachowaniu.
John
Po tylu długich latach wypatrywania jej na szkolnym korytarzu James musiał się niemało natrudzić, by nie spoglądać w stronę Lily. To leżało gdzieś głęboko w jego naturze, patrzenie na nią. Tyle że po wydarzeniach tamtego popołudnia nie potrafił pohamować tego dziwnego uczucia gdy ją widział. Coś pomiędzy wstydem a bólem, które rozchodziło się po całym jego ciele, chwytając za gardło i tamując oddech.
OdpowiedzUsuńW przeszłości dostawał od Evans kosza wiele razy a jednak jeszcze nigdy nie czuł się tak źle jak przez tamte dwa dni. Nie wiedział, co tak naprawdę się zmieniło. Może to nadzieja, którą dały mu pocałunki dziewczyny, odmieniła jego sytuację. Wcześniej nawet nie myślał, że coś się może między nimi wydarzyć. Nie wiedział tak naprawdę jak to było być blisko niej. Tak naprawdę blisko. Zaangażował się bardziej niż kiedykolwiek a ona odrzuciła go po raz kolejny.
Szedł właśnie na kolację, gdy usłyszał jak ktoś wykrzykuje jego nazwisko. Z początku nie zareagował, jednak po drugim razie zatrzymał się i obrócił powoli na pięcie.
To była Lily. Widział czubek jej głowy gdy przeciskała się między pozostałymi uczniami, kierując się w jego stronę.
Słyszał doskonale słowa, które wypływały z jej ust jednak nie potrafił ułożyć ich w sensowną całość. Oto stała przed nim i prosiła... żeby ją przytulił? Potter był święcie przekonany, że się przesłyszał. Jednak patrzyła na niego w taki sposób, że nie mógł oderwać od niej wzroku a na twarzy wyraźnie miała wymalowaną tę jedną prośbę.
Miał mętlik w głowie. Dwa dni wcześniej okrzyczała go za jakąkolwiek próbę inicjatywy, a teraz sama z nią wychodziła? Miał ją przytulać na oczach całej szkoły? A potem jeszcze dostanie za to, że jest publicznym zboczeńcem. Tyle że... Gdy tak na nią patrzył, nie mógł przestać myśleć o tym, że przytulenie jej w tamtej chwili to jedyne, czego tak naprawdę chciał.
Odrzucił wszelkie myśli i przyciągnął ją do siebie po czym zamknął w szczelnym uścisku. Dziewczyna była tak niska, że James brodą dotykał czubka jej głowy. Przymknął oczy i zanurzył nos w jej włosach, sycąc się ich słodkim zapachem.
- Wolałbym, żeby nikt nie patrzył - szepnął.
Czuł, jak się odsuwa i jej na to pozwolił. Nie mógł przecież zacisnąć ramion mocniej i powiedzieć, że jej już nie puści. To byłoby głupie. Zbyt ckliwe i nachalne, poza tym pewnie dostałby od Lily po głowie. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuń- Znowu wszystko analizujesz - zauważył trzeźwo, przypatrując się jej z uwagą. Coś zmieniło się w jej tonie, spojrzeniu zielonych oczu. Potter miał wrażenie, że dziewczyna go podpuszcza. Coś w końcu musiało się zmienić, w innym wypadku nie podeszłaby do niego, nie przytuliła się a po wszystkim, mimo iż się odsunęła, nie stałaby tak blisko. Nadal dotykał opuszkami palców jej dłoni. Musiał się powtrzymać przed zmierzwieniem włosów, nie chcąc zabierać ręki.
- Wolałbym, żeby nikt nie patrzał bo nie jestem takim emocjonalnym ekshibicjonistą za jakiego mnie uważasz, Lily - odpowiedział w końcu, chwytając jej nadgarstki palcami, tworząc wokół nich coś w rodzaju obręczy. Poczuł się... zachęcony do gry. Bo podjudzanie go było grą, o czym dziewczyna powinna wiedzieć.
Niespodziewanie przyciągnął ją bliżej siebie, tak, że między ich ustami pozostało mniej niż kilka cali odstępu.
- Ja się niczego nie wstydzę, a pani, panno Evans? - spytał, intensywnie się w nią wpatrując. Skoro ona mogła przeprowadzać na nim jakieś chore eksperymenty, on też poczuł się do tego uprawniony. Chciał wiedzieć, jak na nią działa. W nosie miał to, że inni mogli się im przypatrywać. Wiedział zresztą, że mieli ważniejsze rzeczy na głowie, przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Nie powinni byli stać pośród innych uczniów. Nie, kiedy mówiła takie rzeczy, kiedy była tak blisko a on nie mógł uporządkować myśli. Powinni byli stać gdzieś sami, ukryci przed wścibskim wzrokiem innych uczniów. Powinni byli, ale nie stali.
OdpowiedzUsuńGdy mówiła, zamknął oczy. Miała rację, był idiotą. Krzywdził ludzi bo miał na to ochotę. Może i nigdy nikogo nie zabił czy nie rzucił zaklęcia niewybaczalnego ale niewiele różnił się od Śmierciożerców. Podkładał łajnobomby i podwieszał uczniów pod sufitem. Nierzadko wywoływał łzy. I sprawiało mu to niesamowitą radochę. To chyba było najgorsze.
Nie dostrzegał tego, przynajmniej do niedawna, kiedy sam został skrzywdzony. Był ślepy i egoistyczny. Lupin zawsze miał rację - przesadzali, przeginali po całej linii.
W tamtej chwili postanowił, że już nigdy nie będzie idiotą. Nie dla Lily, lecz dla samego siebie. Postanowił, że już nigdy nie stanie się tak podobny do ziomków Voldemorta, że jego zadaniem jest walczyć z krzywdą innych, nie ją wywoływać.
To wszystko zrozumiał pośród tłumu, tłoczącego się przy Wielkiej Sali.
- Tak... chodźmy stąd - szepnął i uśmiechnął się blado.
Potter splótł palce z palcami Evans i pociągnął ją delikatnie w stronę zejścia do lochów.
- Na wszelki wypadek weźmiemy prowiant, co ty na to? - spytał, gdy był już na trzecim stopniu. - Powinniśmy ograniczyć nocne wypady do kuchni - dodał, nawiązując do pamiętnej nocy z trollem, i uśmiechnął się na tamto wspomnienie. Gdyby nie tamten wypad, nigdy nie znaleźliby się w tamtym punkcie swojej historii.
Jeśli miałby się szczerze zastanowić nad pytaniem dziewczyny, James nie umiałby na nie odpowiedzieć. Nie jadł zbyt wiele przez ostatnie dni, zajęty roztkliwianiem się nad samym sobą, a w tamtej chwili był zbyt podekscytowany, by cokolwiek próbować w siebie wcisnąć. Wiedział jednak, że tak jak po każdym meczu quidditcha, emocje kiedyś opadną, a on sam będzie się aż zwijał z głodu. Wolał się więc zabezpieczyć prowiantem ze szkolnej kuchni, tak na wszelki wypadek.
OdpowiedzUsuńBył zaskoczony gdy zarzuciła mu ręce na szyję i znów się przytuliła, a nawet zmartwiony. Mimo to on również ją objął a wolną dłonią zaczął gładzić po miękkich włosach.
- Coś się stało? - spytał cicho, spokojnie, nie bardzo umiejętnie maskując strach, którym podbite były słowa. Może Lily spotkało coś przykrego, dlatego do niego przyszła, przytulała się i była taka... nostalgiczna? Potter odruchowo przycisnął ją do siebie mocniej.
Był wdzięczny za to, że nikt nie przepychał się wokół nich na stosunkowo wąskich schodach. Wokół było cicho i spokojnie, tylko gwar z Wielkiej Sali raz po raz docierał do ich uszu w postaci odbitego już kilkukrotnie echa.
Ten moment w żaden sposób nie wpasowywał się do całego dotychczasowego życia Pottera, pełnego psot i beztroski. Stary James nie byłby w stanie zdobyć się na to, na co teraz Nowy James miał wystarczająco dużo siły. Nie byłby w stanie pohamować głupich odzywek.
Najwidoczniej nastała era Nowego Jamesa. I wcale mu to nie przeszkadzało.
Gdy się odsunęła, uważnie przyjrzał się jej twarzy, szukając jakichkolwiek oznak smutku. Przeszklonych lub zaczerwienionych oczu, zmartwionej miny. Nie dostrzegł nic prócz... zainteresowania. Lily błądziła wzrokiem po jego twarzy i nagle zatrzymała go na ustach, a w jej oczach rozbłysło coś, co odebrało Potterowi dech i możliwość trzeźwego myślenia.
OdpowiedzUsuńChłopak bezwiednie przygryzł dolną wargę. Czuł, jak po czubkach palców, spoczywających na plechach Evans, rozchodzi mu się delikatne mrowienie. Był skołowany i zafascynowany tym, co ta dziewczyna potrafiła zrobić z nim tylko za pomocą jednego spojrzenia. Może to wspomnienia, jeszcze całkiem świeże, tak działały na jego wyobraźnię. Jedno było pewne - jeszcze nigdy nie czuł się tak, jak w tamtej chwili.
Nowy James najwyraźniej był tak samo porywczy jak Stary, bo wystarczyło mu kilka sekund na sięgnięcie ustami ust Lily i zwarcie ich w namiętnym pocałunku.
Nie działał racjonalnie, lecz całkowicie impulsywnie, bez zastanowienia. Podniósł dziewczynę i posadził na poręczy, tak, że plecami dotykała muru, nie odrywając od niej ust nawet na chwilę.
Po raz kolejny dziękował Merlinowi w duchu za pusty korytarz.
Uśmiechnął się, choć ona nie mogła tego zobaczyć, bo przecież chował twarz w kolanach. Nie było to spowodowane chęcią ukrycia siniaków, to był akt bezradności i poczucia beznadziejności. Jednak Lily i tak udało się go rozbawić. Pani Prefekt poradziła mu właśnie, by używał różdżki miast rąk.
OdpowiedzUsuńNa jej prośbę, choć z oporem, uniósł głowę do góry. Spojrzał na nią swoimi niemożliwie błękitnymi oczyma i westchnął cicho.
- Zachowam sobie twoją radę głęboko w sercu, Pani Prefekt – powiedział z grobową miną, ale czuć było od tego ironią.
Miał tylko nadzieję, że Gryfonka nie zaciągnie go do skrzydła Szpitalnego, bo tego by jej nie wybaczył. Przecież nie chciał, by cała szkoął wiedziała, że co chwila potrzebna mu pomoc pielęgniarki. A tak by się stało, gdyby go ktoś zobaczył raz drugi i trzeci w Skrzydle.
- Wiem, że mnie nie walniesz. Jesteś dziewczyną i do tego Gryfonką – odparł na jej słowa i uniósł kącik ust ku górze – Takie jak ty nie są wredne i nie atakują za byle co – dodał, by nie pomyślała, że bierze ją za delikatną i bezbronną lalusie.
Zbyt dobrze znał sie na ludziach, by przypisać taki charakter rudowłosej Lily. Ona należała do tych twardszych dziewczyn, co nie pozwolą się obrażać, czy zaczepiać byle komu. Znać było, że Gryfonka wie na ile ją stać i na co może sobie pozwolić.
John
Spojrzał na nią już pogodniej i nawet wysilił się o uniesienie kącika ust. Szybko jednak jego twarz przybrała normalny wyraz, a John na powrót zmarkotniał. Osobiście uważał, że nie potrzeba mu iść do Skrzydła Szpitalnego, co skończyło by się nie najprzyjemniej. Mógł przecież poprosić swojego dobrego znajomego z Ravenclawu o odpowiednie zaklęcie, które chociaż ukryło by skutki całej bójki. Nie chodziło nawet o fizyczny ból, blondyn bardziej obawiał się tych wszystkich niezręcznych pytań i drążenia sprawy.
OdpowiedzUsuń- A jak ma nie boleć? - spróbował powiedzieć to pogodnie, ale wyszło mu tylko połowicznie – Cała twarz mam obitą i ma być zupełnie dobrze? - udało mu się uśmiechnąć – Ale już przywykłem, nie martw się. Normalka. Ból minie i zostanie tylko wspomnienie, to zawsze coś – westchnął.
Nie chciał by odebrała to wszystko na poważnie, on sam starał się odseparować od własnych uczuć. Nie czół nienawiści, czy choćby złości. Był podirytowany swoja postawą. Próbował zrozumieć, dlaczego rzuca się do bitki, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Uznał, że jest zbyt porywczy i że powinien nad tym popracować. Jednakże koniec końców stwierdził,że to mu się nigdy nie uda i w duchu zrezygnował z dalszych rozważań. Widocznie tak mu było pisane, że się stawia i obrywa. Nie miał zamiaru zmieniać swojego charakteru na potrzeby nie bycia bitym, bo to bardzo zniszczyło by jego życie. Bo dlaczego wizja dostania w nos ma go zachęcić do odrobienia czyichś lekcji? To idiotyczne i John nie potrafił zrozumieć innych Puchonów, którzy tak właśnie dawali się wykorzystywać.
John
Może to chłód, który bił od starego, wilgotnego muru, a może niosące się po korytarzu echo zwróciło uwagę Pottera i sprowadziło go na ziemię, wyciągając brutalnie z baśniowej krainy, w której się w tamtym momencie znajdował.
OdpowiedzUsuńPragnął całować Lily po policzkach, powiekach, szyi i znacznie niżej, gdzie nie sięgał jego chytry wzrok. Przesunąć palcami po nagiej skórze jej brzucha i pleców, przyciągnąć do siebie bliżej, przylgnąć w niekończącym się pocałunku. Chciał tego wszystkiego tak bardzo, że niemal czuł realny ból, gdy odrywał się od dziewczyny pod pretekstem zaczerpnięcia świeżego powietrza. Był na tyle przyzwoity, by przestać, i za to dziękował sobie w duchu.
James często widział zaciągnięte kotary przy łóżku najlepszego przyjaciela, zza których potem wyłaniały się roztrzepane, zażenowane dziewczęta z niezdrowymi rumieńcami. Chłopak też był wtedy zażenowany. Wbijał wzrok w rozbebeszony kufer albo sufit sypialni, udając, że go tam nie ma. Wolał, żeby go tam nie było.
Wtedy z Lily na korytarzy byli całkowicie odsłonięci. Gdyby ktokolwiek przeszedł choćby dziesięć metrów dalej od razu by ich zauważył, nie było innej możliwości. A tego Gryfon nie chciał. Nie chciał czuć się zażenowany, nie chciał, by Evans się tak czuła. Dla takich... spraw, potrzeba było prywatności. Prywatności, miejsca i czasu.
- To może jednak przejdziemy się po ten prowiant? - spytał w końcu ochrypłym i nadal nabrzmiałym od emocji głosem.
Musiał panować nad drżeniem rąk podczas ćwiczeń oddechowych, które miały mu pomóc się uspokoić, okiełznać myśli, ochłodzić gorąco, szalejące gdzieś wewnątrz niego. Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, że Lily cały czas szła tak blisko niego a on lekko ujmował ją za dłoń.
OdpowiedzUsuńGdy przysiedli na Błoniach, James poczuł, że zrobiło się chłodniej niż kilka dni wcześniej a słońce znajdowało się na horyzoncie znacznie niżej, praktycznie za nim znikając, pozostawiając na niebie tylko pomarańczową poświatę.
Sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął bandanę, wykorzystywaną wcześniej na kilku treningach do ćwiczeń, wymyślonych przez niego samego. Zgrabnym ruchem długiej różdżki przemienił ją w duży koc z pledu i zarzucił go dziewczynie, zajętej kontemplacją maślanej bułki, na ramiona.
- Musiałaś być bardzo głodna - zaczął, patrząc wymownie na to, jak skubie pieczywo, poświęcając temu całą swoją uwagę - jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś z takim zaangażowaniem jadł tak zwyczajną bułkę jak ta - zaśmiał się.
- Chciałbym kiedyś zostać obdarzony chociaż jedną dziesiątą tej uwagi - bąknął już ciszej, mając nadzieję, że Evans nie do końca go zrozumiała.
Miał wrażenie, że policzki zapłonęły mu żywym ogniem a serce popadło w szaleńczą gonitwę, ale się nie odezwał. Patrzył tylko na Lily, analizując w głowie to, co powiedziała. Potrzebę przytulania . Nie chciała przytulać jego, tylko kogokolwiek, a on się napatoczył? I mimo iż nie powinien był tak myśleć to jednak myślał, popadając w lekką paranoję. Nie potrafił przestać analizować jej słów i brać ich do siebie. Zamiast od razu wleźć pod koc i ją przytulić siedział jak kołek i na nią patrzył. Patrzył z czymś dziwnym wymalowanym w czekoladowych oczach.
OdpowiedzUsuńW końcu podniósł koc, zarzucił go sobie na ramiona, po czym usiadł za Lily i przyciągnął ją do siebie tak, że plecami oparła się o jego klatkę piersiową. Po raz kolejny wyszła różnica wzrostu między nimi gdy oparł się brodą o czubek jej rudej głowy. W przypływie niepohamowanych emocji zamknął dziewczynę w mocnym uścisku a sam schował twarz w jej włosach.
Nie chciał siadać obok niej i obejmować dziewczynę ramieniem. Wiedział, że będzie im tak niewygodnie, a poza tym, siadał już tak z kilkoma dziewczętami przed Lily. W czasach, gdy nie mógł się do niej nawet zbliżyć bez uruchomienia głosowego alarmu, który niósł się echem po zimnych korytarzach Hogwartu. W czasach przed Lily przez ramiona Jamesa przewinęło się kilka niewiast, jednak żadna z nich nie była dla niego tak znacząca jak Lily, żadna nie budziła w nim tylu tak sprzecznych i niezgodnych emocji. Nie mógł spać, jeść ani trzeźwo myśleć i nigdy nie był w stanie przewidzieć, co powie, czym znów go zaskoczy. Z jednej strony było to fascynujące a z drugiej całkowicie wyczerpujące.
- Chciałbym móc to robić już zawsze - powiedział bardziej do siebie niż do niej, nadal z twarzą w miękkich lokach.
James westchnął głęboko i podniósł głowę. Prędzej czy później spodziewał się takiego komentarza z jej strony. Byłby głupcem, gdyby się nie spodziewał. Wolał jednak trwać w błogim stanie, który dawała mu nadzieja, niż zmierzyć się z rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńCzuł, że Lily nie jest najwygodniej w pozycji, w jakiej się znalazła, lecz nie odsunęła się ani nie poruszyła, co stwierdził z zaskoczeniem. Po raz kolejny udziało się jej go zadziwić.
- Możliwe, że mógłbym, ale nie chcę. I nie sądzę, żeby działała na mnie ta odwrócona prsychologia - powiedział, mrużąc oczy od pomarańczowego światła zachodzącego słońca. -Skoro nadal tu siedzisz, a i ja nigdzie się nie wybieram, chyba nie jest trafna. Przynajmniej mnie się tak wydaje.
Męczyły go już wszystkie uniki z jej strony i to całe obracanie kota ogonem. Chciał wiedzieć czy to, co pojawiło się między nimi miało jakąkolwiek szansę na przetrwanie, czy może nadal mieli się bawić w "Spadaj, Potter", tak jak przez ostatnie lata. Musiał wiedzieć, jak pokierować dalej swoim życiem. dać sobie, a raczej im, ostatnią szansę, czy ruszyć naprzód i nie oglądać się za siebie. I choć pierwsza z opcji znacznie bardziej mu pasowała, wiedział, że będzie musiał wybierać i że nie do końca wszystko może pójść po jego myśli.
- Z żadną inną dziewczyną nie chcę siedzieć na błoniach, uciekać przed trollem czy chodzić do cholernej herbaciarni i myślę, że to coś znaczy. Wiem też, że jeśli nie będę robić z tego z tobą, nie będę robił tego wcale. I tyle.
Nie znał odpowiedzi na pytanie, które mu zadała. Nie zastanawiał się nigdy nad tym, dlaczego to właśnie ona jest tą, która może pozwolić sobie względem niego na bardzo wiele, prawie wszystko. Tak było i już.
OdpowiedzUsuń- Nie mam zielonego pojęcia - odparł, nie chcąc jej okłamywać i zamydlać oczy jakąś wymyśloną naprędce historyjką o tym, że od kiedy ją spotkał czuł, że są sobie przeznaczeni lub czymś równie mało wiarygodnym. Zależało mu na tym, by znała prawdę, mimo iż istaniała całkiem duża szansa na to, że się jej ona nie spodoba.
- Nie znudziło mi się i już. Nie muszę mieć przecież na to racjonalnego wytłumaczenia, prawda? A ty nie jesteś okropna - mówił dalej, nie dając jej odpowiedzieć na pytanie.
Tak naprawdę nigdy nie myślał o Lily pod takim kątem, jak o dziewczynie, która od długich lat zbywa go w najmniej wyrafinowane sposoby świata. Dla niego zawsze była tą Lily, za którą oglądał się, gdy minęła go na szkolnym korytarzu, i proponował wyjścia na nieliczne szkolne potańcówki, mimo iż wiedział, że mu odmówi. Nie bał się spróbować, bo wiedział, że nie ma wiele do stracenia za to bardzo dużo do zyskania.
- Ani ja ani ty nie dowiemy się, jak mogłoby być, więc po co te dywagacje? Jestem tu i jest mi dobrze. Nie chcę być gdzie indziej. Chcę, żebyś dała mi szansę mimo tego, jak okropna w rzeczywistości możesz się okazać. I, tak dla twojej wiadomości, uważam, że te przypuszczenia to kompletne bzdury. Nie jesteś okropna.
Uśmiechnął się na jej komentarz. Nie przypuszczał, że mimo tylu lat znają się w tak niewielkim stopniu i właśnie to go rozbawiło.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, nigdy nie mieliśmy tak naprawdę okazji do tego, żeby szczerze porozmawiać - powiedział, nadal się uśmiechając. - Zazwyczaj uciekałaś z głośnym krzykiem.
Wodził oczami po jej twarzy, jednocześnie zastanawiając się, czy to aby na pewno jest rzeczywistość. Nie miał na to zbyt wielu dowodów. Nic na tyle wiarygodnego by stwierdzić, że to na pewno nie sen. Niezwykle piękny i barwny sen.
- Czasami zdarza mi się powiedzieć coś z sensem - wzruszył ramionami, niby to z roztargnieniem. Niezmiernie podobało mu się uczucie, które rozlewało mu się po żołądku gdy i ona na niego patrzyła. Było wręcz nie do opisania.
- Może, jeśli dasz mi szansę, zdołam cię czymś jeszcze zaskoczyć.
- Zaskakiwać na różne sposoby mówisz? - spytał z tak silną nutą tajemniczości, że zabrzmiało to aż sztucznie, i szelmowskim uśmiechem rozciągającym blade usta. Podobało mu się to nowe oblicze Lily, śmiałe i trochę prowokatorskie. Szczerze mówiąc, nie podejrzewał jej o nie nawet w najśmielszych oczekiwaniach.
OdpowiedzUsuńWyćwiczony przez wiele lat treningów i psot James miał refleks, którego mogło mu pozazdrościć wielu zawodowców i silne ciało, powód szaleństwa niektórych trzeciorocznych, a może nawet i starszych, dziewcząt. Lily nie powinno więc zdziwić z jaką łatwością wstał i jednym silnym pociągnięciem przerzucił ją sobie przez plecy.
- Teraz też mi nie uciekniesz, prawda? - spytał, rozradowany. Cieszył się, że Evans nie widziała jego twarzy, płonącej czerwienią, gdy zdał sobie sprawę z tego, że wypukłość, na której trzymał prawą dłoń to nie ugnieciony koc.
- Zamierzam cię dzisiaj zaskakiwać na różne sposoby, Evans. Może wtedy się ze mną w końcu umówisz - zażartował i ruszył w górę błoni, do zamku.
Serce chłopaka kołotało jak szalone. Czuł ciało Gryfonki, przylegające do jego ciała, krągłości, których nie mógł pomylić z niczym innym. I tylko ciężar dziewczyny, który odczuwał na lewym ramieniu, uświadamiał Rogaczowi, że to nie kolejny z jego snów.
Był bliski opuszczenia jej na ziemię. Te wszystkie wrzaski i groźby nie brzmiały dobrze, szczególnie że Jamesowi zależało na tym, by dziewczyna odezwała się do niego jeszcze kiedyś, po tym, jak już znów stanie w pionie na posadzce.
OdpowiedzUsuńTyle że wtedy Lily wybuchnęła śmiechem, a wszelkie wątpliwości, nękające Rogacza, rozmyły się równie szybko jak się pojawiły.
Mimo dołożonych do tego wszelkich starań, Potterowi nie udało się nie spotkać nikogo na ich krótkiej trasie, gdyż właśnie gdy wyłaniali się zza zakrętu na ostatniej prostej, minęła ich grupa czwartorocznych, którzy na widok dwójki prefektów naczelnych w dość nietypowej i niekoniecznie regulaminowej sytuacji aż otworzyli usta ze zdziwienia.
- Pamiętajcie chłopaki, najważniejsze, to być stanowczym! - zawołał do nich na odchodne, znikając szybko za rogiem. Musiał się nieźle natrudzić, by zdusić w sobie parsknięcie głośnym, niepohamowanym śmiechem. Gdyby sam był świadkiem takiej sytuacji, pewnie padłby jak długi na miejscu a potem poleciał za chłopakiem poprosić go o autograf. Szczególnie jeśli wiedziałby, kto wisi przewieszony przez jego ramię.
Odstawił Lily dopiero gdy zamknęły się za nimi ciężkie, drewniane drzwi, odcinając od tego, co na korytarzu.
- Witam w moim prywatnym obserwatorium - odparł oficjalnym tonem, zataczając przy tym szeroki łuk ręką, zupełnie jakby pokazywał Evans swoje włości, a nie starą zakurzoną klasę z całą masą mebli skrytymi pod zszarzałymi prześcieradłami. W sali nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie okna, które ciągnęły się od sufitu aż po samą podłogę, dając im świetny widok na Zakazany Las i zachodzące słońce.
[Cześć :) Masz może jakiś pomysł na wątek, bo u mnie na razie brak :c]
OdpowiedzUsuńAngelique.
[Może zrobią razem jakiś projekt, na jakieś zajęcia? Mogą wpaść na siebie w bibliotece po prostu :) Zaczęłabyś?]
OdpowiedzUsuńAngelique.
[O, tak, zdecydowanie. Przecież James albo gania za nią, albo siedzi z Syriuszem, there's no inbetween ;) witam serdecznie.
OdpowiedzUsuń(i jeszcze tylko szybciutko - Rebel Love Song, świetny wybór do Lily, tak jakoś... pasuje :) )]
Black