27 stycznia 2014

Life is not about waiting for the storm to pass, it's about learning to dance in the rain.



 
        















ELIAS FREDERICK LANCASTER













Suche fakty:

 Dom: Hufflepuff
Status krwi: Czysta 
Data urodzenia: 23.08.1959 (VII rok)
Miejsce urodzenia: małe miasteczko Green Abbey
Quidditch: Ścigający, Kapitan 
Patronus / Bogin: Papuga / Dementor
Zajęcia dodatkowe:
Klub Pojedynków
Różdżka: 12 cali, włókno ze smoczego serca, wierzba, odpowiednio giętka.

Ciekawsza historia:



                Słońce znajduje się wysoko nad głową Eliasa Lancastera, gdy ten odchyla głowę by móc na nie spojrzeć. Promienie rażą go, więc przystawia dłoń do czoła, a następnie ściera nią kropelki potu, które spływają z jego ciemnych włosów. Zbliża się koniec upalnego sierpnia, miesiąca zwiastującego początek prawdziwego, chorobliwego końca. Ostatni rok szkolny, a następnie samodzielne, dorosłe życie. Siódmy rok w Hogwarcie. Chłopaka dopada chandra, tak rzadko u niego spotykana. Zazwyczaj kipiący entuzjazmem, machający ręką na wszystkie problemy, bo wierzący że każdą złą sytuacje można odwrócić w coś przyjemnego i wyciągnąć z niej korzyści; a teraz? Będzie to ostatni czas miotlarskich rozgrywek, szybowania w powietrzu i przerzucania kafla przez obręcz, wywołując tym samym fale radości wśród wiwatujących Puchonów. Koniec przewracania się o ludzi na korytarzach, gdy popadło się z kolegą we wciągającą dyskusje, lub wskutek odmawiania noszenia okularów, pomimo swojej wady wzroku. Czy to także koniec zaczepiania ładnych dziewcząt, które tylko przewracają oczami, po części do tego przyzwyczajone?  
Koniec, koniec, koniec.




               Jednak jeszcze tyle wspaniałych miesięcy przed nami, dopada go myśl i znów czuje, że powraca do niego dawna energia. Wchodzi do domu, podąża schodami na górę a następnie otwiera drzwi do swojego pokoju. Nigdy nie czuł, że należy do niego – i te cztery ściany, w których się teraz znajdował i dom, w którym były umieszczone. Czuł się tutaj bardzo obco i nieswojo. Ale wtedy wzrok Eliasa podąża ku miejscu, gdzie znajduje się jego największa, najwierniejsza przyjaciółka. Podchodzi ku przedmiotowi, po którego następnie sięga i chwyta silną dłonią. Wówczas gładzi swą miotłę, jakby znaczyła dla niego tyle samo, co dziecko dla kochającej matki. W oczach kształtują mu się iskierki ekscytacji i już czuje, jak wiruje w powietrzu a obok jego nosa przelatuje destrukcyjny tłuczek. Pałkarze nie pozostają dłużni czujności tej  czarnej, ciężkiej zmory wszystkich zawodników i odbijają ją jak najdalej od rozgrywającej pasjonującą grę drużyny Puchonów. Elias ściska mocniej swoją ukochaną miotłę, dzięki której zdobył dla drużyny ponadprzeciętną liczbę punktów. Właśnie dlatego wybrali go na kapitana, a także z powodu jego oddania się quidditchowi całym sercem.



                Z zamkniętymi oczami i cały pogrążony we wspomnieniach zapomina o rzeczywistości, do której przywołuje go dobiegający z jadalni głos matki. Najwyraźniej skrzaty przygotowały już jedzenie, myśli. Trudno było mu wyzbyć się wrażenia, że rodzice byli rozczarowani wyborem Tiary Przydziału, która przed laty umieściła go w domu Helgi Hufflepuff. Oni sami, choć minęło już od tego zdarzenia szmat czasu, uczęszczali do Ravenclawu i Slytherinu, jedynych domów, do których budzili respekt. Co prawda nigdy dosłownie nie wyrazili swojej pogardy do syna, jednakże łatwą czynnością było wyczytanie rozczarowania matki z jej dokładnie analizujących wszystkie popełnione błędy wychowawcze oczu. Jej twarz była jak książka, a gesty jak lupa, którą podawała Ci byś mógł dokładnie przyjrzeć się zarodkom jej wszystkich emocji. Jednak Elias starał się nie myśleć o uczuciach rodzicielki i surowego z natury ojca, który przy każdej okazji krytykował jego ekscentryczny styl bycia. Przyzwyczajony, przestał odczuwać do nich żal i smutek. Lubił siebie, lubił swoje życie. Zawsze niepoważny entuzjasta, który dla każdego mógł stać się kumplem. Oddany kwestiom, które sprawiały mu frajdę, ideom, dzięki którym czuł, że żyje. Zawsze próbujący wymigać się od niekorzystnych konsekwencji popełnionych uczynków, a także czarodziej o ogromnym poczuciu humoru i pokładzie energii. Elias zawsze żył w świecie możliwości, rozkoszując się przyjemnościami dnia codziennego. Zawsze był pierwszą osobą, która przyjdzie Cie pocieszyć.  Ambitny, stawiający sobie coraz to wyższe poprzeczki i poprzez ciężką pracę starający się je przeskakiwać. Infantylny, często krzywi buzie w głupie miny. Chłopak stara się ignorować konflikt, zamiast stawić mu czoło. Jest bardzo spostrzegwaczy i doskonale potrafi zinterpretować zachowanie człowieka.



       Jednak nie trzeba było posiadać spektakularnego talentu, by zinterpretować irytujące zachowanie siedmioletnich bliźniaczek, sióstr Eliasa. Dziewczynki krzyczały na skrzaty podające jedzenie i obrażały od śmierdzących łachmaniarzy. Po prostu były idealnym przykładem córeczek tatusia, który teraz zapewne żałował, że jego jedyny syn nie postępuje tak samo. W tym samym momencie Elias ubolewał, że na jego talerzu zamiast pizzy musi znajdować się spory kawał martwego zająca. Że zamiast coca-coli musi pić bezalkoholowego szampana w eleganckim kieliszku. Że nie siedzi teraz w Wielkiej Sali i nie rzuca jedzeniem w siedzącego naprzeciw niego kolegę z roku. Że nie podsłuchuje rozmów ślicznotek z Gryffindoru, siedzących niedaleko. Ale siedział i, mimo że niechętnie, jadł co miał nałożone na talerz, głównie po to, by sprawić przyjemność skrzatom domowym. Jak zwykle dzielił się z rodzicami i obiema siostrami serią żartów, które nigdy ich nie śmieszyły. Zdawał sobie z tego sprawę, ale przynajmniej stwarzał sobie okazje, by trochę pośmiać się z ich poważnych reakcji.


Pozostał mu tydzień.
Tydzień i ujrzy ponownie peron 9 i ¾. 
Wsiądzie do pociągu.
Ten podążał do jego prawdziwego domu.

"Hogwarts will always be there to welcome you home"




KOLIGACJE || LUSTRO


[Witam, to moja druga karta, pierwszą postacią jaką tu stworzyłam jest Kristel Scriven (Ravenclaw). Ponieważ mam na niej dużo wątków, to nie chce obciążać się za bardzo na Eliasie, dlatego akceptuję jedynie naprawdę świetne, czasem nawet "matriksowe" pomysły. Jak wątek nie wypali, bo będzie po prostu ziać nudą, to napiszę do Ciebię, że chce go przerwać. Mój nr gg:  47691444 jeśli chcesz omówić jakieś wątki (jestem również adminką, więc możesz pisać w sprawie bloga). 
Twarzy użyczył Dylan O'Brien.
Cytat w tytule - nie znam autora (znalezione na tumblr).
Cytat w karcie: J.K Rowling
Miejsce urodzenia postaci zmyślone.]







65 komentarzy:

  1. [Rany, rany, rany, jaka piękna karta! Taka emocjonalna. Nie wiem, czy tak powinno być, ale podczas jej czytanie chciało mi się płakać :') Wątku na razie nie proponuję, bo nie chcę wyskakiwać z czymś skleconym na poczekaniu. Ale jeśli mnie olśni, najlepiej w sprawie naszego quidditchowego matrixa (który uważam za przykład matrixa doskonałego XDDD), to dam znać!]

    Drew

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam. :D
    Karta b. mi się podoba, świetnie napisana. No i musze dodać, że uwielbiam, kocham, ubóstwiam Dylana! :D
    Sądzę, że wątek być musi. Myślimy nad jakimś powiązaniem, czy cuś? :) Może uda nam się coś ciekawego wymyślić? ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam.
    Karta mi się podoba, ot, taki tam zwyczajny Puchon z nadmierną miłością do Quidditcha.
    Wątek być musi, solidarność domu (szkoda, że jeszcze nie płci)]

    Rewiekka

    OdpowiedzUsuń
  4. [KUZYNEK! Dupko, wiesz, że w najbliższym czasie zaczynam ferie, więc do tego czasu damy radę obmyślić masterwątek, nie? :D]

    Bastuś/Effy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Kapitan drużyny quidditcha, nie wiem, czy coś Wam to przywodzi na myśl, ale... Z quidditchem zawsze można wykombinować coś ciekawego ;)]

      Drew

      Usuń
  5. [ To ten Pan, co mu Mary miała miotłę złamać? Dzień dobry wieczór :)]

    M. MacDonald

    OdpowiedzUsuń
  6. Po kilku nieudanych lekcjach latania na pierwszym roku, Mary MacDonald postanowiła, że jej noga nigdy nie dotknie już murawy szkolnego boiska do quidditcha, bo nigdy nie wróżyło to nic dobrego. Nie, żeby była przesądna, czy też wierzyła we wróżbiarstwo. Po prostu miała wtedy takie dziwne uczucie w środku, gdzieś w okolicach żołądka. Uczucie, mówiące: Nie powinno cię tu być, MacDonald. Lepiej zjeżdżaj, póki masz czas.
    Co ją podkusiło, żeby samej siebie nie posłuchać? Tego Mary nie wiedziała. A szkoda.
    Pamiętała, że stała sobie spokojnie, nieopodal drużyny Puchonów, rozmawiając z jednym z kolegów, koło którego siedziała od zawsze na zaklęciach. Miała chyba do niego jakąś sprawę... Coś, co związane było z pracą domową, okropnie długą pracą domową.
    Pamiętała, że była stabilna. Stabilna jak bijąca wieżba, a jednak coś zdołało nią zachwiać. Nie wiedziała, czy to był człowiek, a może po prostu walną w nią tłuczek, który zwiał gdzieś między nogami pani trener. To nie miało żadnego znaczenia. Ważne, że oberwała mocno. Tak mocno, że podczas upadku zarejestrowała tylko, że coś długiego i smukłego roztrzaskało jej się pod plecami.
    A później słyszała już tylko wrzask i czuła dziwne pulsowanie w miejscu, gdzie ją uderzono.

    M. MacDonald

    OdpowiedzUsuń
  7. [Chcę Go tylko dla siebie, snjfnsjdfnjs. I Lux też.]

    Luxuria

    OdpowiedzUsuń
  8. [Oj, oj, w przypadku Catherine to ciężko mówić o miłości. Zauroczona czy zafascynowana, owszem mogłaby być, ale takie prawdziwe zakochanie jakoś mi do Cat nie pasuje. Przynajmniej na razie, zobaczę jak dalej mi z nią pójdzie.
    Catherine mogłaby więc się z nim przyjaźnić, co już jest dziwne w jej wypadku, bo ona raczej trzyma ludzi na dystans. Z czasem mogłaby zacząć czuć coś więcej, co by ją zupełnie przerażało, i zaczęłaby go po prostu unikać, a on biedny będzie przekonany, że zrobił coś nie tak. Potem będzie mógł ją przekonywać, że przywiązywanie się do ludzi i zakochiwanie to nic złego :)]

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  9. Ogromne zaspy śniegu lśniły w promieniach popołudniowego słońca równie mocno, co mieniąca się milionami barw zamarznięta tafla hogwardzkiego jeziora, pod którą można było dostrzec cień przepływającej ogromnej kałamarnicy. Błonia do złudzenia przypominały obrazek z jednej z tych mugolskich, świątecznych kartek. Nawet Zakazany Las oprószony białym puchem wydawał się mniej straszny i niepokojący.
    Catherine siedziała na parapecie w pokoju wspólnym Krukonów z otwartym na instrukcji ważenia eliksiru na katar na kolanach i wpatrywała się w uroczy krajobraz za oknem, zupełnie nieumyślnie ignorując to, co mówił do niej Elias. Ocknęła się dopiero, kiedy jego głos ucichł. Spojrzała na niego, mrugając delikatnie oczami.
    - Przepraszam, mógłbyś powtórzyć...? - poprosiła, uśmiechając się przepraszająco.
    Elias był jedną z niewielu osób, z którą Catherine naprawdę lubiła spędzać czas i nigdy nie męczyła jej jego obecność. Greene na co dzień wolała poświęcać wolne chwile raczej samej sobie, książkom i ewentualnie Księżniczce, której imię idealnie oddawała charakter rozpieszczonej perskiej kotki.
    Poznali się już na pierwszym roku, jeszcze na peronie, kiedy Catherine wjechała w niego swoim wózkiem, starając się jednocześnie dojechać jakoś do przejścia na peron dziewięć i trzy czwarte oraz utrzymać kotkę, której nagle zebrało się na bycie wredną i nieznośną. W pewnym sensie była jej za to wdzięczna, bo w przeciwnym razie zapewne nigdy nie usiadłaby w przedziale pociągowym razem z Elisem, którego naprawdę polubiła i momentami wyjątkowo ją to denerwowało, bo to psuło jej egoistyczną postawę, każąc myśleć też o nim, a nie tylko o niej samej. Zazwyczaj. Momentami naprawdę zastanawiała się, jakim cudem Lancaster był w stanie wytrzymać z nią tyle czasu i nie zwariować.
    Zamknęła podręcznik i odłożyła go na stolik, patrząc uważnie na Elisa i oczekując aż powtórzy to, co mówił, gdy była tak pochłonięta oglądaniem krajobrazu za oknem.

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  10. Catherine nigdy nie postrzegała siebie samej jako osoby zazdrosnej, a już z pewnością nie umiała dostrzec w sobie ani odrobiny zaborczości. Ciężko było kogokolwiek tak obsesyjnie pilnować i traktować jak własność, jeśli wciąż powtarzało się w myślach, że przeciesz na nikim nigdy ci nie zależało. Nie umiała też przyznać nawet sama przed sobą, że w pewien sposób cały czas się okłamywała, bo wbrew pozorom istniało parę osób, które w pewien pokręcony sposób były dla Greene ważne i gdyby przyszło co do czego, umiałaby wiele poświęcić, aby zatrzymać ich przy sobie.
    Nieprzyjemne ukłucie w okolicach klatki piersiowej zmyło rozbawiony uśmiech z jej ust, który pojawił się, gdy tylko w jej głowie pojawił się obraz tańczącego dyrektora w odblaskowej, fioletowej szacie. Mrużyła gniewnie oczy, wpatrując się w przyjaciela z wyraźnym niezadowoleniem wypisanym na drobnej twarzy. Jej palce bębniły nerwowo o blat stolika. Catherine chyba pierwszy raz miała do czynienia z zazdrością, choć nie przyznałaby sama przed sobą, że to to jest przyczyną jej zdenerwowania. Ona tłumaczyła to tym, że pomimo zbliżającego się balu, w jej szafie nadal nie było odpowiedniej kreacji. No i nie miała partnera, co sprawiało, że bal widział się jej w szarych barwach i wcale nie wydawał tak cudownym wydarzeniem.
    - Ja chyba w ogóle nie pójdę na tem bal. Nie widzę w nim nic ekscytującego - skłamała bez najmniejszego zająknięcia chłodnym, rzeczowym tonem, którego zwykła używać, gdy coś szło nie po jej myśli.
    Och, to wcale nie było tak, że Catherine widziała Elisa w roli swojego partnera na bal, bo zapewne gdyby ją zaprosił, odmówiłaby. Czuła jednak niepohamowaną złość na samą myśl, że Puchon w pierwszej kolejności myślał o jakiejś David czy Ross, a nie o niej. Nie umiała tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób tak samo, jak nie umiała przyznać, że jest tak po prostu w świecie zazdrosna i nie ma ochoty dzielić się z jakąkolwiek dziewczyną Elisaem, choćby ta miała najsłodsze usta na świecie.

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  11. [Will jeszcze nie jest Śmierciożercą. Na poprzednim blogu był, ale tutaj... jakoś nie pasował ten wątek ;). Will jest więc "zainteresowany". Można na bym oprzeć wątek (np. zakład, w którym uczniowie próbują sprawdzić czy Will ma czyste przedramiona ;]

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystko wirowało wokół Mary niebezpiecznie szybko, a ona czuła, jak z sekundy na sekundę robi jej się coraz bardziej niedobrze. Krzyki nadal rozbrzmiewały jej w uszach, a szkarłat Gryfońskich szalików zgrywał się ze złotem na szatach Puchonów.
    Powoli, bardzo powoli obrazy zaczęły stawać się bardziej wyraźne, nie tworzyły już tylko kolorowej mozaiki . Z tego bezładu zaczęły wyłaniać się rozpoznawalne elementy.
    Jej nogi, ubroczone czymś ciemnym, zielona trawa, kilka par butów i twarz, wykrzywiona nad nią w nieprzyjemnym grymasie.
    Potrzebowała kilku sekund, by rozpoznać w niej Eliasa.
    Elias Lancaster nie potrzebuje dziewczyny, bo ma swoją miotłę - rozbrzmiał jej w głowie znajomy głos, choć nie potrafiła go wtedy przypasować konkretnej osobie.
    I nagle ją olśniło.
    - Elias, tak strasznie, strasznie mi przykro - wyszeptała chrapliwym głosem, prawdopodobnie zbyt cicho, zważywszy na otaczający ich harmider.
    - Odkupię ci miotłę, przyrzekam.
    Bała się, patrząc na jego sylwetkę, sposób, w jaki się nad nią pochylał i jego niezadowoloną minę. Miała wrażenie, że zaraz sięgnie po różdżkę i pośle w nią promień zielonego światła, albo wymierzy policzek.
    Poruszyła dłonią, chcąc wymacać za sobą, w jakim stanie znajduje się jego miotła. Miała nadzieję, że w nie tak strasznym, jak przypuszczała. Złamała ją, to na pewno, ale znacznie lepiej czułaby się ze świadomością, że nie zostały z niej tylko drobne drzazgi.


    Mary

    OdpowiedzUsuń
  13. [Świetna karta, a pan ze zdjęć taki pocieszny, idealny Puchon! Gdyby Cornelia właśnie nie umawiała się na randkę w ciemno (ach, te masterwątki XD), to pewnie by się zakochała. :D
    Wątek badzo chętnie. Cornelia to faktycznie biedniejsza, żeńska wersja Eliasa, więc "rozumieją się bez słów". Możemy zrobić też tak, że po Klubie Pojedynków Darcy i Elias wybraliby się uczcić ostatnią wygraną puchonów w quidditcha (albo cokolwiek uczcić). Elias traktował ją jak siostrę, taką inną, lepszą członkinię rodziny.
    Co Ty na to? ^^]

    Cornelia

    OdpowiedzUsuń
  14. Catherine wcale nie była typem osoby, który chętniej milczał niż mówił. Właściwie lubiła mówić i to najlepiej o sobie lub numerologii, która była jej największą miłością, ale dużo bardziej lubiła słuchać Eliasa. Chyba nikt tak jak on nie umiał jej rozbawić, choć nie zawsze dawała to po sobie poznać, aby przypadkiem Lancaster nie popadł w samouwielbienie co do swojego poczucia humoru.
    Uniosła na niego zaskoczone spojrzenie, słysząc to dziwne pytanie. Nigdy przenigdy nie rozmawiała z nikim na temat swojego życia uczuciowego i nie miała najmniejszej ochoty tego zmieniać, wtajemniczając kogokolwiek w każdy intymny szczegół. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby już zjawił się ktoś, komu udałoby się sprostać wymaganiom Greene i nie mieć jej dość już po jednym spotkaniu, Elias byłby pierwszym, który by się o dowiedział. Ale, cholera jasna, skąd w ogóle pomysł, że ona mogłaby się z kimś spotykać? W jej mniemaniu większość przedstawicieli płci przeciwnej uczących się w tym zamku była bandą idiotycznych gówniarzy, których inteligencją przerastały nawet sklątki tylnowybuchowe. Oczywiście, istniało parę wyjątków, ale Catherine nie miała najmniejszego zamiaru się w kimkolwiek zakochiwać i tracić dla niego głowy. Wolała, aby jej głowa pozostała na swoim miejscu i tyle.
    - Nie, nie spotyka się z nikim i nie, z nikim się nie spotykałam w ostatnim czasie – powiedziała z wyższością, ubiegając jego pytanie. – Nie mam złamanego serca i nie dostaję jego palpitacji na czyjkolwiek widok. Po prostu nie czuję potrzeby siedzenia całą noc w Wielkiej Sali w niewygodnej sukni i udawania, że świetnie się bawię.
    Wiedziała doskonale, że nie postępuje sprawiedliwie, bo Elias niczym nie zasłużył sobie na to, aby potraktowała go z taką wyższością i chłodem. Czuła jednak narastającą z każdą chwilę frustrację. Sięgnęła z powrotem po podręcznik od eliksirów i przerzuciła w roztargnieniu kilka kartek.
    - A ty, Elias? Spotykasz się z kimś? - zapytała, patrząc na niego uważnie jasnymi oczami, z których w tej chwili nie dało się odczytać żadnych emocji.
    Tylko ona jedna wiedziała, jak strasznie denerwuje ją to dziwne uczucie niepokoju, że może usłyszeć odpowiedzieć twierdzącą.

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  15. Czuła, jak czyjeś zimne dłonie dotykają jej twarzy, nadgarstków i nogi, która pulsowała dziwnym bólem. Czuła też kawałki miotły, wbijające się jej w plecy, co natomiast powodowało ból gdzieś w okolicach gardła i przełyku. Piekły ją oczy, miała mętlik w głowie.
    Krew znów zaczęła szumieć Mary w uszach, dźwięki zaczęły się zlewać w jeden, a to wszystko przez to cholerne udo. Czy nie dość bolało ją w tym miesiącu? Nie istnieje jakiś limit wypadków, przypadający na jedną osobę?
    I nagle inne ręce, znacznie większe i silniejsze, wsunęły się pod jej ciało, jedna pod plecy, droga nogi i uniosły ją w górę. Równocześnie z tym wydarzeniem poczuła, jakby ktoś wbijał jej nóż w ciało, rzucał zaklęcie cruciatus, upuszczał na miliony ostrych, szklanym odłamków.
    Krzyknęła z bólu.
    Czuła rytmiczne uderzenia, wstrząs, który biegł wzdłuż jej kręgosłupa, silne ręce pod sobą i klatkę piersiową, o którą obijała jej się głowa.
    Pamiętała, jak tą samą drogą niósł ją Will. Na samo jego wspomnienie poczuła się jakoś tak lepiej, lżej. Pamiętała, jak to on przyciskał ją do siebie, szeptał słowa otuchy, których nie rozumiała, otępiona bólem.
    Wszędzie tylko ból, ból, ból...
    Tyle że Will nie był na nią zły w przeciwieństwie do Eliasa. Rozpoznała go po specyficznym westchnięciu i zamglonym obrazie szczęki, który dostrzegła spod półprzymkniętych powiek. Chciała wyplątać się z ramion Puchona, stanąć na własnych nogach i znów zacząć swój przepraszający lament. Chciała biec do sowiarni, wysłać list do bogatej babki z prośbą, by jak najszybciej kupiła Eliasowi nową miotłę. Chciała nie być znów ranną, potrzebującą wiecznie pomocy Mary MacDonald, lalką z kruchej porcelany.
    Tyle że... głowa tak strasznie jej ciążyła, kości miała jakby nadmuchane powietrzem a powieki niczym z ołowiu.
    Ciemność.

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  16. [Oczywiście, pomysł jak najbardziej przypadł mi do gustu. Już zaczynam watek :)]

    Nerwy lekko ją zjadały. Na następnej lekcji miała mieć transmutację, jeden z przedmiotów, który często stanowił dla niej zagadkę, mimo że radziła sobie na nim całkiem przyzwoicie. Profesor McGonagall, jako że z powodu krótkiej, aczkolwiek ciężkiej choroby Rif ominęła parę lekcji, postanowiła sprawdzić umiejętności jednej ze swoich uczennic na indywidualnym sprawdzianie. Sama myśl o nim przyprawiała Rewiekkę o dreszcze.
    Kątem oka dostrzegła, że jeden ze Ślizgonów, Johnathan, przyglądał jej się z nienawiścią. Rewiekka skrzywiła się delikatnie. Na ostatniej lekcji z Opieki nad magicznymi stworzeniami, słuchając wypowiedzi chłopaka na temat jednorożców, nie wytrzymała i musiała się wtrącić, napominając przy okazji o "głupocie arystokratów". Oczywiście Johnathan jej tego nie wybaczył, upokorzenia na oczach innych dla tego Rif za wszelką cenę starała się go unikać.
    Odwróciła wzrok. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Ślizgona, pełne pogardy i czegoś jeszcze, czego nie potrafiła do końca określić. Sięgnęła po kielich z sokiem dyniowym i upiła mały łyczek. Skrzywiła się delikatnie, napój był cierpki, smakował całkowicie inaczej.
    Rewiekka już chciała zapytać siedzącej obok niej dziewczyny, czy też to czuje, ale się rozmyśliła. Gwałtownie wstała od stołu i ruszyła do wyjścia z Wielkiej Sali, odprowadzana uważnym spojrzeniem Johnathana.
    Wbiegła po schodach, serce biło jej nienaturalnie szybko. Ogarnęły ją nerwy. Usiadła przed salą od transmutacji, miała jeszcze kilka minut.
    Poczuła senność...

    Rewiekka

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciemność trwała i trwała, lecz w końcu zaczęła blaknąć. Pojawiały się jaśniejsze barwy, czerwień i pomarańcz, które wypełniły całą powierzchnię pod powiekami MacDonald. Zaczęły też wracać inne zmysły. Mary słyszała swój oddech, ciężki i głęboki, a także jeszcze jeden, znacznie cichszy, oddalony od niej o kilka stóp.
    Will?
    Otworzyła oczy, mimo iż powieki miała cięższe niż kiedykolwiek. Chciała go zobaczyć, dowiedzieć się, gdzie jest, co się stało.
    Tyle że to nie William siedział przy jej łóżku. Zamiast niego, krzesło nieopodal zajmował Elias Lancaster. I nagle wszystko wróciło.
    Już wiedziała, dlaczego leży w Skrzydle Szpitalnym, czemu jest przy niej Elias i patrzy w taki a nie inny sposób. Przypomniała sobie też o nodze i przestraszyła się. Pamiętała, jak bolała, gdy Puchon wynosił ją z boiska. Tyle że teraz... Teraz nie czuła nic. Nic, prócz poczucia winy.
    - Elias, ja... - wychrypiała, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak suche gardło miała.
    - Och, panno MacDonald, obudziła się pani. Proszę się przejść i sprawdzić, czy noga nie boli. Wszystko powinno być w porządku, ale wolę się upewnić. Proszę jej pomóc w razie potrzeby - Pielęgniarka posłała chłopakowi znaczące spojrzenie i zniknęła za swoimi drzwiami.
    Ostatnią rzeczą po tym, jak ją tu przyniósł i stracił przez nią miotłę, która przyszła Mary do głowy było proszenie bruneta o pomoc w czymkolwiek. Szczególnie wstawaniu ze szpitalnego łóżka.
    - Musisz wiedzieć, że naprawdę mi przykro i pokryję wszystkie koszty - powiedziała, stawiając stopy na ziemi. Chciała mieć już to za sobą.
    Krótkie odepchnięcie i już stała na nogach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że zachwiała się na koniec, psując cały efekt.

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  18. Naprawdę próbowała w sobie zawalczyć tą tendencję do zrażania ludzi do siebie samym spojrzeniem i narzucania im zachowania dystansu. Eliasa i tak dopuściła do siebie bliżej niż kogokolwiek innego, ale czasami jej natura była górę nad zdrowym rozsądkiem i po prostu działała szybciej niż myślała, a potem żałowała. Jeżeli już musiała się na kimś wyżywać, to na pewno nie chciała tego robić na biednym Lancastrze, który w żadnym stopniu na to nie zasłużył. Tylko że Catherine w życiu by mu nie powiedziała, ma wyrzuty sumienia, kiedy potraktuje go zbyt chłodno. W końcu... nawet przyjaciele nie mówią sobie o wszystkim, prawda?
    Popatrzyła na niego z rezerwą w oczach, która stopniała w parę sekund, kiedy puścił jej oczko. Po prostu nie umiała się na niego gniewać, co wyjątkowo ją drażniło. Gdyby umiała, byłoby zdecydowanie łatwiej, a tak...? Kąciki jej ust drgnęły ku górze i w końcu Catherine się uśmiechnęła, kręcąc lekko głową z wyraźnym rozbawieniem.
    - No jasne... tylko gdzie ty znajdziesz księżniczkę z bajki w ciągu dwóch tygodni, bohaterze? - zapytała z rozbawieniem, odkładając z powrotem podręcznik, który tylko jej przeszkadzał.
    Właściwie Catherine mimo wszystko naprawdę poważnie myślała o tym, aby zrezygnować z balu. Nie miała najmniejszej ochoty na niego iść, jednak coś jej mówiło, że jeśli tego nie zrobi, to potem będzie tego bardzo żałować. Wciąż więc była niezdecydowana, a czas cały czas uciekał i należało w końcu podjąć jakąś decyzję, żeby potem nie tracić głowy i szukać sukienki oraz partnera na ostatnią chwilę.
    - A teraz na poważnie... wybierasz się naprawdę na ten cały bal? - zapytała i spojrzała mu uważnie w oczy.
    Z jej twarzy, jak zwykle zresztą, nie dało się wyczytać żadnych emocji. Była mistrzynią ukrywania swoich uczuć i tego, co się z nią działo. Nikt, kto nie miał o nich wiedzieć, nie wiedział i wolała, aby tak pozostało. Nawet Elias nie wiedziała wszystkiego, ale, zdaniem Cat, to było tylko i wyłącznie dla jego dobra. Kiedy ludzi łączy zbyt wiele sekretów, zaczynają się kłopoty, a tego Greene wolała uniknąć.

    Catherine Greene

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ja to lubię jak się dużo dzieje, więc zaproponuję może to, co mam w głowie, z tym że każdy pomysł opatrzę gwiazdką, która będzie mówić "do rozwinięcia" :) A zatem, możemy posadzić Hankę na trybunach boiska w czasie treningu, bo choć sama boi się latać, to trzymanie kciuków za swoich opanowała do perfekcji. Może się tak zdarzyć, że ktoś dostanie tłuczkiem, albo zleci z miotły i trzeba będzie go/ją transportować do skrzydła szpitalnego. Wtedy Elias może poprosić o pomoc Hankę. Ewentualnie można wpakować Hannah na błonia przysypane śniegiem tak, że nie załapałaby, że nie idzie już po ziemi, tylko po lodzie na jeziorze. Trach bęc i do zimnej wody, no a kumpel z domu byłby w tym momencie superheros i musiałby ją wyciągać. Można jeszcze ewentualnie wpakować do wątku dwie młodsze siostry bliźniaczki Hani (o, tu podobieństwo!), które są na drugim roku i wzięły sobie za punkt honoru roznieść cały Hogwart. Mogłyby odkryć jakieś tajne przejście i uciec z zamku, a Hannah załamana poprosiłaby Eliasa o pomoc w szukaniu dziewczynek. Mam nadzieję, że do wyboru, do koloru ;)]

    Hannah

    OdpowiedzUsuń
  20. Powiedzmy sobie szczerze: siódma rano, do tego w sobotę, do tego przy dziesięciostopniowym mrozie to bynajmniej nie jest dobra pora na trening. Wiedział to Bastian, wiedziała to też cała reszta drużyny, która nie była w stanie puścić mu płazem tego, że nie wywalczył dla nich bardziej dogodnej pory, jednak inne godziny były zaklepane przez pozostałe drużyny, żaden opiekun nie chciał nagiąć nieco terminów, a Filius Flitwick, który powinien być ich sprzymierzeńcem, tak po prostu stwierdził, że nie zamierza przedkładać treningu nad jego zajęcia dodatkowe z zaklęć, na które uczęszczało kilku zawodników z jego drużyny. Tak więc padło na siódmą rano.
    Drużyna jeszcze bez śniadania, niewyspana i bardzo zmęczona po wczorajszym mocno zakrapianym wieczorze stawiła się w sali wyjściowej i w raz z kapitanem udała w kierunku stadionu majaczącego na kompletnie białym horyzoncie.
    Skoro już zwlekli się z łóżek o tak okrutnej porze, byłoby miło, gdyby ten nieludzki wysiłek nie poszedł sobie ot tak na marne i drużyna mogłaby przeprowadzić trening.
    No właśnie, byłoby bardzo miło.
    Widząc żółto-czarne kombinezony unoszące się w przestrzeni ponad nimi, Bastiana zalała krew tak wrząca, że mało nie poparzyła go od środka. "To jakaś kpina" - mruczał do siebie pod nosem, pokonując zgrabnie uformowane przez wiatr zaspy w stronę administracyjnych zabudowań, aby uchronić się nieco przed tym żywiołem.
    Kapitan drużyny, Elias Lancaster wylądował koło niego, a wyraz jego twarzy wskazywał na to, że spodziewał się nieuniknionego. I bardzo dobrze.
    Tym razem Bastian nie miał na to ani siły, ani cierpliwości, wciąż czując efekty wczorajszego dnia objawiające się tępym pulsowaniem w skroniach.
    - Po prostu weź drużynę i spadajcie - powiedział, siląc się na spokojny ton. Jeśli już mieli trenować w tak tragicznych okolicznościach, to dlaczego jeszcze miał się użerać z kuzynem? Spokojnie, Bastek, kuzynek zrozumie, że nie warto dziś drzeć kotów i grzecznie się ulotni, odwalisz swoje dwie godziny i pójdziesz spać - ta wizja w jego głowie była tak piękna, że mało się nie uśmiechnął. Coś jednak mu mówiło, że nie pójdzie tak gładko.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dziękuję bardzo i również witam!
    A ja się powtórzę: Dylan <3 Co do pomysłu, lubię Puchoniątka, są takie pocieszne! Może więc zrobimy z nich znajomych, którzy w dzieciństwie bawili się razem w piaskownicy? Później, wiadomo, drogi się rozeszły, bo inni znajomi, inne domy w szkole, ale od czasu do czasu się widują. Co do wątku, może jakiś wypad na błonia i bitwa na śnieżki albo lepienie bałwana? :D Ot, coś takiego zwykłego i zabawnego zarazem ;)]

    Jasmine Alderman

    OdpowiedzUsuń
  22. Można śmiało stwierdzić, że Noelle gdy poświęca się swojej pasji zapomina o całym świecie. Nieważne, czy była umówiona, czy po prostu zaczynały się lekcje. Dla niej istniały rzeczy ważne i ważniejsze. Czasami jednak całą winę ponosiło jej roztrzepanie. Pamięć miała dobrą, ale niestety krótką i najczęściej nie do tych spraw, do których powinna.
    Tak było i tym razem. Otoczona przez grono znajomych grała na kilku bębnach, które jakimś cudem przemyciła do Hogwartu. Muzyka to jedna z tych pasji, co pochłania wręcz na całe życie. Zadowolona ze swoich umiejętności prezentowała je przed innymi uczniami, dopóki nie przerwał to krzyk noszący jej imię. Natychmiast przestała grać i przekręciła głowę w źródło głosu. Stał tam Elias z wyciągniętymi rękoma przed siebie, zupełnie tak, jakby zaraz miał ją udusić.
    Elias Lancaster, najlepszy przyjaciel Noelle Westley, którego dziewczyna traktowała wręcz jak swojego brata. Nigdy rodzeństwa nie posiadała, więc chłopak był da niej jak skarb. W dodatku znają się od samego początku nauki, jeszcze z Peronu 9 i 3/4, a to mówiło samo za siebie.
    Noelle zmarszczyła brwi i przekręciła głowę. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego ciemnowłosy przyjął taką postawę. Chwilę później na bębny upadły dwie drewniane pałki oddając zupełnie przypadkowe odgłosy. Dziewczyna głośno nabrała powietrza i zakryła usta. Oczy wyrażały jedynie przerażenie tym, co zrobiła. A właściwie czego nie wykonała. Nie pierwszy raz zapomniała o treningach do meczu quidditcha. Rudowłosa natychmiast wstała z podłogi i wręcz dobiegła do chłopaka.
    - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - zaczęła powtarzać, gdy znalazła się tuż przed nim. Następnie wcisnęła swoje ręce wokół Eliasa i mocno się w niego wtuliła - Na Merlina, naprawdę zapomniałam - stęknęła zaciskając oczy.
    Może i Noelle często próbowała unikać konsekwencji jej działań. Szczególnie kiedy łapał ją Filch. Jednak ze swoim przyjacielem zawsze była szczera. Nie umiała kłamać mu w twarz, zbyt bardzo go ceniła. Ellie też zdarzało się wykorzystywać fakt, że ludzie postrzegali ją jako małą, uroczą i słodką Noelle. Z tymi ostatnimi określeniami nie zawsze miała wiele wspólnego, ale coś powodowało, że inni tak myśleli.
    Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nawet bez żadnego słowa Lancaster'a czuła się w zupełności winna. Nie lubiła też wszystkich tych rozmów, kiedy starał się jej wytłumaczyć, jak drużyna jest ważna. Doskonale o tym wiedziała, ale jej roztrzepanie robiło swoje.
    - Zrobię wszystko tylko proszę, nie wypominaj mi tego, że nie było mnie na treningu - jęknęła spoglądając w górę wprost w tęczówki chłopaka. Otworzyła szeroko oczy, w oczekiwaniu na jego reakcję, a usta zacisnęła w wąską linię. Czekała zupełnie jak na jakiś osąd, ale miała nadzieję, że Elias się jednak złamie, przekręci oczami i westchnie przytulając ją do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ostatnim tchnieniem mojej dzisiejszej weny - zaczynam! Tak, tak, takie neutralne są chyba najlepszą bazą do wątkowania :)]

    Mój Boże, mój Boże, mój Boże
    Czy zawsze, ale to zawsze wydarzeniem tygodnia miało być podniesienie ciśnienia Hanki? Tym razem nie były to humorki Christophera, a szaleństwa dwóch pannic. Nie dość, że niedawno osobiście przydzieliła im szlabany, to teraz jeszcze dziewczęta mają czelność tak po prostu znikać!
    Gdyby Andrew widział co się dzieje...
    Oj, wyrażałyby skruchę tak szybko, jak jeszcze nigdy. Najstarszy brat miał autorytet, którego jej brakowało. A z drugiej strony, jak trwoga to do Hannah, nie do Andrew. On był od udzielania reprymend, ona od wybaczania i buziaków. A jednak, do pewnych sytuacji nie dało się przyzwyczaić. Bywały momenty, w których serce po prostu przyśpieszało, nie bacząc na fakt, że podobne zdarzenie miało miejsce całkiem niedawno. To trochę tak, jakby mózg nie był w stanie skomunikować się z resztą ciała. Bo przecież mózg wiedział, że ostatnim razem nic złego się nie stało, mógł uspokoić serce, a to jednak uparcie biło jak szalone, zmuszając nogi do szybszego poruszania się po zamku.
    Nic się nie stało, uspokój się, Hannah
    W korytarzu, którym podążała przyśpieszonym krokiem, zobaczyła kolegę z domu. Podbiegła do niego, podświadomie przybierając jednocześnie zmartwiony i przepraszający wyraz twarzy.
    -Elias, widziałeś może Susan i Rebeccę? Nie było ich na obiedzie, trochę się martwię. Mam wrażenie, że szukałam wszędzie- westchnęła cicho, starając się uśmiechnąć do niego. Patrzyła na Puchona wyczekująco, z nadzieją błyszczącą w zielonych oczach.
    Na pewno są gdzieś w zamku, przecież nie wylazły na zewnątrz... chyba
    -Przepraszam- dodała jeszcze cichutko, opuszczając zawstydzone nieco spojrzenie, choć nadal serce waliło jej jak oszalałe z nerwów, nadziei i zakłopotania. Nie lubiła się komuś naprzykrzać, a jeszcze bardziej nie lubiła prosić o pomoc. Kojarzyło jej się to tylko i wyłącznie z osobistą klęską wychowawczą.

    Hannah

    OdpowiedzUsuń

  24. Czuła się niewyobrażalnie głupio wsparta na eliasowym ramieniu niczym ostatnia sierota. Nie chciała, żeby on czy ktokolwiek inny oglądał ją w takim stanie. W stanie, w którym ostatnimi czasy znajdywała się niemal bezustannie.
    - Nie, nie boli - odpowiedziała cicho, zgodnie z prawdą. Problem z nogą polegał na tym, że mało co ją czuła, dlatego kroki MacDonald były takie niepewne.
    Z ulgą znów usiadła na szpitalnym materacu, posyłając Eliasowi nieśmiały uśmiech w ramach podziękowania.
    - Musisz odpocząć, dziecko - Pielęgniarka wyszła ze swojego gabinetu, patrząc na nią wzrokiem pełnym troski. - Panie Lancaster, świetnie się pan spisał, ale proszę teraz dać dziewczynie odpocząć. No już, nie ma pana! - Kobieta praktycznie wypchnęła go za drzwi, nie dając żadnemu z nich dojść do słowa.
    Poppy Pomfrey, od zawsze wiedziałam, że jesteś aniołem - pomyślała Mary, opadając na miękkie poduszki. Rzeczywiście, potrzebowała odpoczynku. Była wykończona.

    ***

    Dwa dni po tym, jak opuściła Skrzydło Szpitalne, Mary nadal czuła się winna z powodu złamania miotły Puchona. Nawet jeśli on twierdził, że to nie ona zawiniła, MacDonald nie potrafiła wyzbyć się tego dziwnego uczucia gdzieś z okolic gardła.
    Siedziała właśnie w Pokoju Wspólnym, rozmawiając z koleżanką, która radziła jej, co mogłaby Eliasowi sprezentować w ramach zadośćuczynienia, kiedy podeszła do nich grupa Gryfonów z piątego roku. Mary wiedziała, że kilku z nich gra w quidditcha, łatwo to było wywynioskować po ich posturze, lecz nie rozpoznawała wszystkich.
    - Przez przypadek podłyszeliśmy twoją rozmowę, Mary - odezwał się Peter, najwyższy z chłopaków, nowy nabytek Jamesa. - Tak się składa, że matka Lucasa - wskazał na chłopaka o śniadej cerze, wiercącego w niej spojrzeniem ciemnych, prawie czarnych oczu - rozkręca nowy biznes. Coś podobnego do Miodowego Królestwa, ale znacznie lepsze. Podesłała nam kilka pudeł dziś rano. Możemy podrzucić Eliasowi coś od ciebie. I tak będziemy u Puchonów, a słyszałem, że z twoją nogą jeszcze nie najlepiej.
    Mary zarumieniła się. Oczywiście, cały dom już wiedział o jej małym wypadku.
    - To byłoby niezwykle miłe z twojej strony, Peter, dziękuję.
    Chłopak już stał przy drzwiach, uśmiechając się szeroko.
    - Nie ma sprawy, Mary! Rozliczymy się później - krzyknął tylko i cała banda zniknęła za portretem Grubej Damy.
    MacDonald zapadła się w wysłużonym fotelu.
    Słodycze to dobry pomysł. Kto nie lubi czekolady?

    Mary

    OdpowiedzUsuń
  25. Kiedy Elias westchnął i przewrócił oczami, na twarzy Noelle zawitał szeroki uśmiech. Ścisnęła go mocno, zupełnie jak mała dziewczynka swoją najlepszą przytulankę. Niewątpliwie z boku musiało to własnie tak wyglądać. Pomiędzy nimi była różnica wzrostu, ale rudowłosej nigdy nie przeszkadzała jej wysokość. Wręcz przeciwnie, nawet się tym szczyciła.
    - Jeszcze raz - zaczął chłopak, gdy się odsunęła. Wyciągnął palec przed siebie, co zaczęło ją trochę bawić. Dlatego też ściskała lekko usta, próbując powstrzymać się od uśmiechu. - Jeszcze raz, a nie będę taki miły - w tym momencie coś błysnęło w oczach Eliasa, a Noelle doskonale znała ten błysk.
    Zna go od samego początku przebywania z Hogwarcie.
    Zna go od kiedy ciemnowłosy pierwszy raz postanowił wykonać to na Ellie.
    Nawet nie zdążyła zrobić kroku w tył, ani obronić się swoimi rękami, a na swojej głowie czuła jak jej zawsze idealnie uczesane włosy, stają się kłębkiem chaosu. Chaosu, którego po walce z chłopakiem tak zawsze było trudno doprowadzić jej do ładu. Nic nie wiedziała zza kilku kosmyków, które opadły jej na oczy. Za to chwilę później poczuła jak się unosi.
    - Lancaster, zostaw mnie! - krzyknęła w tym samym momencie zaczynając się śmiać. Wylądowała na kanapie, a następnie dostała miękką poduszką w głowę. Skuliła się starając przy tym bronić swoją twarz.
    - Będziesz nie przychodzić na moje treningi?
    - Zastanowię się - złapała poduszkę, która leżała przy niej i rzuciła w chłopaka trafiając prosto w głowę. Zaśmiała się siadając na kanapie, po czym starała się doprowadzić swoje włosy do porządku.
    - Dobra, a teraz powiedz, co mam zrobić, bo doskonale wiem, że nie przepuścisz mi tego treningu - powiedziała przekręcając oczami. Nie miała u niego jakiejś specjalnej taryfy ulgowej, z czym nie zgadzało się większość jej znajomych. Czasami zdarzało się, że jakaś uczennica pytała ją "czy przypadkiem nie ukrywają tego, że są razem". Wtedy Noelle nawet tego nie komentowała, a jedynie wybuchała głośnym szczerym śmiechem.
    Teraz patrzyła na niego z wyczekiwaniem i powoli przygotowywała się na kolejny pomysł jej przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  26. A nie mówiłem? Przewidujący głosik w głowie Bastiana gratulował sobie, ale sam White wolałby, aby nie miał racji jak zwykle. Zapowiadało się na kolejną przeuroczą konfrontację z kuzynem, które z jakiegoś powodu zawsze psuły mu tyle nerwów, że wszystkie drażniące sprzeczki z Burrymore'em wydawawały się być ledwo walkami z natrętną muchą, którą można było zdjąć z pola bitwy niedbałym machnięciem dłoni. Ale to wszystko może dlatego, że Elias mimo wszystko był rodziną, dość bliską rodziną. Prawdopodobnie, gdyby ich matki dowiedziały się o relacji, jaką dzielili obaj kapitanowie, padłyby na zawał i nie pomogłaby nawet szybka ingerencja uzdrowicieli. Oczywiście podczas jakże częstych spotkań rodzinnych tę irracjonalną zażyłość między braćmi ciotecznyi udawało się jakoś tuszować. Inaczej działo się zaś na gruncie, który każdy z nich chciał zagarnąć pod swoją manierę.
    - Ojej - Bastian zacmokał, wywracając oczami. - Spodziewałem się, że przed meczem z nami będziecie musieli szczególnie często i intensywnie trenować, żeby zdobyć te dwadzieścia punktów i może chociaż złudzenie nadziei na zwycięstwo, ale żeby było aż tak źle? - Parsknął, kręcąc głową w wyrazie rozbawienia. Nagle coś mu się przypomniało, więc podniósł głos, żeby Elias mógł go usłyszeć.
    - W takim razie trenuj, braciszku, bo jest ci to najwidoczniej potrzebne, jednak nie zapomnij, abyś tym razem nie próbował się dowartościować i napisał mamusi w liście prawdę o porażce! Byłaby zawiedziona kolejnym kłamstewkiem.

    OdpowiedzUsuń
  27. [masz rację, fajny pomysł, spróbujemy;) z autorką Hanki miałam wątek jakiś zaczynać, najwyżej zmienimy trochę powiązanie i też będzie dobrze. ale dzisiaj nie dam rady już zacząć, jeśli lubisz to możesz pisać, jeśli nie - zklecę coś jutro;)]/Tony

    OdpowiedzUsuń
  28. [Cześć.
    Mam jeden pomysł na wątek. Elias jest żywo zainteresowany quidditchem, w karcie co prawda wspominasz jedynie o czynnym aspekcie jego pasji, ale myślę, że oprócz tego, że gra, jest również kibicem. Myślałam o tym, żeby jego ulubiona drużyna rozgrywała w niedalekiej przyszłości mecz, który Elias niesamowicie pragnąłby obejrzeć, ale problemem byłoby to, że nie miałby biletu, a wszystkie byłyby już wysprzedane. Wtedy jednak (tzn. gdyby jednak ten bilet zdobył) musiałby się wymknąć z Hogwartu, a to zapewne byłoby zbyt dużym nagięciem wobec kanonu. Może więc coś takiego — członkowie jego ulubionej drużyny organizują spotkanie z fanami w weekend w Hogsmeade, niestety wszyscy chętni w miejscu spotkania by się nie zmieścili, więc trzeba nabyć wejściówkę. Wejściówki są już wysprzedane, Elias nie ma ani jednej, ale dowiaduje się, że w posiadaniu takiej jest June Earnshaw i... mógłby spróbować ją jakoś przekonać, by ją odsprzedała albo oddała. ;>]

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie zauważyła nawet, gdy powieki zaczęły jej ciążyć a kończyny pozostały bez większej kontroli, gdy tak siedziała w wygodnym fotelu nieopodal kominka. Większość Gryfonów opuściła Pokój Wspólny i udała się na kolację więc zrobiło się tam całkowicie cicho i spokojnie. Idealne warunki na małą, słodką drzemkę.
    Sen nie zdążył się jeszcze dobrze rozpocząć, gdy Mary poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię, wprawiając w rytmiczne drgania, któremu towarzyszył roześmiany głos.
    - MacDonald, obudź się. Mary, musisz to zobaczyć, koniecznie. No, szybko, obudź się.
    Z niechęcią otworzyła błękitne oczy, najpierw jedno, a później bardzo, bardzoooo powoli drugie, przecierając je ze śladów rozespania.
    - Co? - wymamrotała z wyrzutem, patrząc spod przymrużonych powiek na dziewczynę, która pochylała się nad nią z rozbawioną miną. Wciąż musiała przyzwyczaić się do światła, rzucanego przez porozstawiane wszędzie lampy.
    - Ktoś bardzo chce się z tobą zobaczyć - zaśmiała się Marlene, koleżanka z dormitorium MacDonald.
    Mary uniosła brwi, zdziwiona, czekając na jakąkolwiek wskazówkę więcej.
    - Stoi pod portretem.
    W pierwszej sekundzie myślała, że to Will. Tyle że potem przypomniała sobie, że przecież jako Prefekt Naczelny nie miałby najmniejszego problemu z wyminięciem Grubej Damy - strażniczki tajnego przejścia do Wieży Gryffindoru.
    Gdy obraz odskoczył, Mary złapała się framugi i przełożyła jedną nogę przez przejście, po czym stanęła niczym zamurowana.
    Elias Lancaster wpatrywał się w nią w sposób, który na pewno nie wskazywał na to, że wszystko było z nim w porządku.
    - Elias? Czy coś się stało? - spytała niepewnie.


    Mary

    OdpowiedzUsuń
  30. - Wiedziałem, że myślimy o tym samym, jakaś kara musi być - chłopak puścił do Noelle oczko. "No słucham twych genialnych pomysłów" pomyślała, gdy na jej twarzy otworzyła się znudzona mina. - Chętnie wyznaczyłbym ci coś w rodzaju poflirtowania z Severusem Snapem, ale… - tu pojawiło się całe uzębienie Eliasa. Rudowłosa podniosła jedną brew, nawet nie tracąc swoich nerwów na jakiekolwiek komentowanie tego zdania. Dziewczyna kochała Lancastera jak brata, dlatego też czasami uważała go z idiotę. No, może nawet nie czasami...
    Jednak przed jej oczami pojawił się obraz niezbyt lubianego Ślizgona. Mimowolnie wzdrygnęła się. Nawet nie chciała myśleć o tym, jakby to wszystko wyglądało. Zażenowanie nic więcej.
    - Chyba po prostu poddam cię wymęczającym ćwiczeniom, żeby być fair w stosunku do reszty kolegów - jej przyjaciel rozłożył ręce w geście bezsilności, choć tak naprawdę na jego ustach tkwił ten denerwujący uśmieszek. Mimo tego i tak trochę odetchnęła. Wizja Severusa była złą wizją, a wręcz tragiczną.
    - Wiesz co ci powiem? - wstała z miejsca i stanęła tuż przed Eliasem. Zaraz trzepnęła ręką o jego głowę i lekko się uśmiechnęła - Żenujący jesteś.
    – Noelle! Dzisiaj jest karciana noc i gramy na zakłady, będziesz przy tym? - zapytał nagle, co niewątpliwe rozbawiło dziewczynę. Tak było za każdym razem, kiedy umawiał się z resztą uczniów na karty. Nawet i ona polubiła tą grę, chociaż nie tak jak sam Lancaster.
    - No jasne, jakbym mogła przegapić oglądania przegrywającego kapitana naszej drużyny? - uśmiechnęła się. Tym razem to ona pokazała cały rządek swoich zębów. - I pamiętaj, że jeżeli będę mogła wymyślać dla ciebie karę, to wiedz, że będziesz całował Snape'a - poklepała go po policzku, a następnie dobiegła do schodów prowadzących do dormitoriów dziewczyn. Tutaj była bezpieczna, ponieważ płeć przeciwna nie miała pozwolenie na wstęp.
    - Do zobaczenia wieczorem! - krzyknęła rozbawiona.
    Od tego momentu czas płynął szybko. Noelle nie odrobiła żadnej pracy domowej, jakoś niezbyt miała na to ochotę. Pobłądziła po pokoju, przyniosła swoje bębny, a po tym wszystkich nadszedł czas na karty. O dziwo zjawiła się na dole dosyć wcześniej. Przywitała się z osobami, które już tam przebywały, a siadając na kanapie nogami przewieszonymi przez nałokietnik czekała na swojego przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Chciałam zacząć wątek z Twoją kobietą, ale zdobyłaś moje serce Stilesem z Teen Wolf.
    Witam również i powiązanie lub wątek podeślę w chwili, gdy coś sensownego wymyślę. Byle czym wole nie raczyć. Ot, dla własnego samopoczucia.]

    Ellen Kendall

    OdpowiedzUsuń
  32. [Och, jakimś cudem cię przegapiłam. W takim razie cieszę się, że mój pomysł ci przypasował. Na pewno nie chcesz zacząć? To by mnie ucieszyło, ale jeśli nie — w porządku, zajmę się tym, tylko prosiłabym o napisanie, która drużyna jest faworytem Eliasa.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Od dłuższego czasu prześladuje mnie wizja dwóch osób, siedzących na dziedzińcu na krzesłach, trzymających się za rękę... I ma w tym nic romantycznego!
    Wyjaśniam o co mi chodzi: Elias/Kristel i Ben/Karol (w każdym razie jakaś dwójka z wyżej wymienionych) nie lubiliby się, np. w wypadku Karola i Eliasa mogło by to mieć podłoże w quidditchu, Pewnego dnia doszłoby między nimi do czołowej konfrontacji, w wyniku której obojgu wlepiono by szlaban - cały dzień siedzenia własnie na dziedzińcu i trzymania się za ręce na widoku całej szkoły. W celu pogodzenia obu stron konfliktu i zamanifestowania pokojowych idei itepe itede, ale profesor dający im ten szlaban nie przewidziałby, że im to się na bardzo będzie podobać....
    W każdym razie taki jest zamysł xD]

    Benjamin G./Caroline M.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Podzielmy się rolami dobrze? Powiedz mi tylko gdzie miałby się wątek rozpocząć, a ja... zacznę. To chyba sprawiedliwe prawda? :) Wątki pełne akcji tez mnie interesują :). ]

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Jako że ostatnio mam małą słabość do opowiadań ze Stilesem w roli głównej to chętnie bym się pokusiła o jakieś wącicho, aczkolwiek nie mam pomysłu. Jasne, są w jednym domu, ale co dalej?]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Wiesz że to chyba będzie nasze trzecie podejście do wspólnego wątku? Ale jak mawia przysłowie, do trzech razy sztuka! (; Miało być podłoże w quidditchu, więc jest, mimo że to bardzo prozaiczny temat, to wzbudzający tyle emocji, że musiałam go wykorzystać. Nie bij (;
    Zdecydowanie będę kochać ten wątek!]

    - Cholera jasna! – wyrwało się mimowolnie Caroline.
    Zmierzała na wróżbiarstwo. Wstała lewą nogą, czego najlepszym dowodem był „Troll” z eliksirów, wstawiony jej przez Slughorna na lekcji. Nie mógł skrytykować jej prawie idealnego eliksiru, ale zachowanie owszem i właśnie dlatego ta piękna ocena widniała teraz w dzienniku przy nazwisku dziewczyny. Idąca obok niej Annabeth zlustrowała Krukonkę pytającym spojrzeniem. W odpowiedzi Montrose wskazała koleżance przeciwną stronę korytarzu, gdzie przy oknie stał ciemnowłosy chłopak w puchońskiej szacie. Elias Lanacaster.
    Kapitan puchońskiej drużyny zachowywał się jakby nigdy nic, nieświadom gniewu blondynki. Powiadają, że quidditch od wieków jest przyczyną najzacieklejszych sporów pomiędzy nacjami czarodziejów, gotowych oddać życie w obronie swojej ukochanej drużyny. Teza ta zdawała się potwierdzać w tym wypadku. Podczas ostatniego meczu Elias brutalnie sfaulował dziewczynę, ciągnąc ją za miotłę i odbierając kafla, a w wyniku tego zdarzenia Puchonom udało się strzelić wyrównującą bramkę. Nie mogła mu tego puścić płazem, to było sprzeczne z jej charakterem.
    Przyspieszyła nieco kroku, nie zważając na zostającą w tyle Annabeth. Niby przypadkowo upuściła trzymane podręczniki tuż przed Eliasem i jego kolegami, otaczającymi Lanacastera niczym podwładni króla. Jeden z nich momentalnie rzucił się do zbierania książek. Montrose uśmiechnęła się do niego przesadnie słodko, odgarniając włosy do tyłu, gdyż wpadały jej do oczu. Zdecydowanie powinna pamiętać, żeby je spinać.
    Przekroczyła przez pomagającego jej chłopaka, stając dokładnie naprzeciw Lanacastera. Uśmiech nie znikał z jej ust, kiedy chwyciła go za skrawek koszuli i mocno potrząsnęła.
    - Mówiłam ci już, jak bardzo podobały mi się twoje akcje podczas ostatniego meczu, Eliasku? Szczególnie te nieczyste?
    Caroline specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo, wkładając w nie tyle jadu, na ile zdołała się zdobyć. Widziała zdziwienie malujące się na twarzy chłopaka, z pewnością nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji z jej strony. Poczuła się zdecydowanie lepiej na ten widok.
    Wolała nie reagować zbyt gwałtownie, znajdowali się w końcu na korytarzu pełnym profesorów gotowych wlepić im szlaban po usłyszeniu choćby jednego niecenzuralnego słowa albo niesmacznego dowcipu. Mimo wszystko po prostu nie mogła odpuścić Eliasowi, do którego aktualnie żywiła głęboką urazę.

    Caroline

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Witam jeszcze raz, tym razem bardziej oficjalnie :D Dziękuję za miłe powitania xd Wena się przyda i to bardzo ^^ ]

    Rosier

    OdpowiedzUsuń
  38. Kołysząc się tak na boki zamknęła oczy. Gdzieś do uszu dolatywały piosenki. Wolne, romantyczne. Jej ręce spoczywały lekko na torsie chłopaka tuż pod jej głową. Wtuliła się w niego, jak najbardziej mogła. Teraz doskonale czuła jego perfumy, które kiedyś ją drażniły. Tyle razy śmiała się i mówiła Eliasowi, że ma je zmienić, ale teraz nie zamieniłaby ich na żaden inny zapach. Chłopak schował twarz w jej włosy, dlatego też co jakiś czas, czuła że są cieplejsze pod wpływem wypuszczanego przez niego powietrza. Przy kolejnych melodiach Puchon kilka razy nią okręcał, uśmiechając się lekko. Potem znowu obejmował w pasie i przykładał głowę do jej włosów. Tylko wtedy otwierała oczy, by ponownie zamknąć je kiedy opierała się o Eliasa. Można powiedzieć, że była na swój sposób szczęśliwa. Bo przecież trzeba cieszyć się chwilą, prawda?
    Po kilku piosenkach, na jej twarzy pojawił się duży uśmiech, kiedy podeszli do czekoladowej fontanny. Wszędzie było pełno truskawek, które można było maczać w słodkiej cieczy. Noelle rozkoszowała się kolejną chwilą. Szczególnie, że czekolada to jej taki mały nałóg. Nie myślała teraz nad niczym, jakby wyczyściła swoją głowę ze wszystkich problemów, obaw i domyśleń.
    - Co powiesz na to, byśmy już zakończyli te tańce? Chciałbym posiedzieć chwilę przy kominku w pokoju wspólnym - zaczął nagle Lancaster, trochę jak gdyby bał się jej to zaproponować. Tyle że ona dalej była tą samą Noelle Westley, którą poznał kilka lat temu. Nic, a nic się nie zmieniła. Znała go najlepiej z całej Wielkiej Sali, więc doskonale wiedziała, że Elias nie przepada za takimi balami. – Ale oczywiście, mogę zostać, jeśli tylko chcesz. - dodał szybko zerkając gdzieś za nią. Głowa rudowłosej podążyła za jego wzrokiem, a jej spojrzenie natknęło się na przepychającego się profesora eliksirów. Gdzieś w oddali błyskały się kolorowe światła, najprawdopodobniej od rzucanych zaklęć. Dziewczyna westchnęła. Znowu ominęło ją coś ciekawego, a nawet nie wiedziała, co się tam działo.
    - Jeżeli chcesz wracać, to nie ma problemu - powiedziała znowu patrząc na Eliasa. Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale zanim jeszcze skierowała się ku wyjściu zdążyła zabrać kilka słodkości. To był jedyny czas, kiedy na stołach Hogwartu znajdowały się tak dobre rzeczy. W końcu pociągnięta za ramię grzecznie ruszyła za chłopakiem. Po drodze do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu zdążyła wszystko to zjeść, a tuż przed drzwiami zdjęła swoje wysokie buty mocno wypuszczając powietrze z ust. Kiedy Elias wpuścił ją do środka Ellie doszła szybko do najbliższego kominka i opadła na kanapę. Wcześniej rzuciła obcasami tuż przy meblu, kiedy nie zauważyła żadnej innej osoby w pomieszczeniu. Nic dziwnego, w końcu bal jeszcze się nie skończył, a ci co wrócili trafiali od razu do dormitoriów. Rudowłosa stęknęła wyciągając się do swoich nóg, a potem oparła czoło o kolana. Do jej uszu dotarł jednak cichy śmiech, dlatego Ellie poderwała głowę i zmrużyła oczy patrząc na siedzącego obok niej przyjaciela.
    - Nie śmiej się. Tak to jest jak dziewczyny chcą dobrze wyglądać - potem złapała poduszkę i uderzyła nią lekko w głowę chłopaka. - A wy powinniście to docenić - sama jednak śmiała się w tym momencie. Potem przytuliła poduszkę do siebie i oparła się o ramię Eliasa. Nogi podkuliła i nie dbała oto, że leżała w tej chwili w sukience. Zasługiwała na wygodę tak samo, jak i on. Wtuliła swoją twarz w niego. Tak cudownie było nie myśleć o problemach, a jedynie cieszyć się tym, co działo się w danym momencie. Może jednak nie będzie trzeba traktować się tak inaczej, niż wcześniej?

    [Nie mogłam nic napisać, a tyle razy się przymierzałam do tego. I nagle ot, tyle się zebrało :o]

    OdpowiedzUsuń
  39. Słowa Bastiana odniosły pożądany efekt i chłopak wiedział o tym już w momencie, kiedy Elias przystanął ma moment, a jego ramiona spięły się prawie niezauważalnie. Dłonie zacisnęły się w pięści, kiedy odwracał się, czując zapewne upokorzenie.
    Bastian o tym wiedział. Zdawał sobie sprawę z przekomarzań ich matek na punkcie quidditcha, gdzie każda chciała, aby to jej syn wiódł prym w szkolnej sekcji tego sportu. A Eliasowi jak mało komu zależało na poważaniu ze strony mamy, więc mało nie umarł ze śmiechu, kiedy mama opowiedziała mu w liście o dumnie, z jaką Rochelle Lancaster chwaliła się niekwestionowanym zwycięstwem Puchonów w meczu ze Ślizgonami i determinacją, z jaką Elias pcha drużynę ku wiecznej chwale. Cóż, niestety starsza siostra czuła się w obowiązku pozbawić młodszą niepotrzebnych złudzeń.
    Jego drużyna popadła w konsternację, tak samo jak drużyna Bastiana z chwilą, kiedy Elias sięgnął po inny argument, znajdujący się na tej samej półeczce upokarzających informacji. Argument, którego geneza sięgała zamierzchłych, dziecinnych czasów, argument, z którym, przez sympatię do swojej siostry Bastian dzielił kufer przez ostatnie kilka lat. Sięgnął po Prezesa Misia.
    Bastian przygryzł wewnętrzną stronę policzka nieznacznie, z trudem panując nad swoją twarzą. Od jego reakcji zależało to, jak bardzo ta informacja rozniesie się echem po szkole. Nie, żeby odczuwał jakiś szczególny wstyd przed posiadaniem pamiątki rodzinnej. Bastian zwykł nie czuć wstydu, ale większości miś kojarzyć się będzie z lękiem przed ciemnością i potworami spod łóżka, a nie z wyrazem sympatii i wsparcia, jakim darzy go Demetria Genevieve White. Poza tym... przecież nie tylko on otrzymał taki drobiazg. Kilka lat temu wszystkie dzieci siostrzyczek MacMillan łączyła szczególnie silna więź i Demi przed wyjazdem na pierwszy rok do Hogwartu każde z nich obdarowała.
    - Och, ależ oczywiście, Liaś. A skoro już jesteśmy w temacie, wciąż nosiż żałobę po Generale Pluszowym? - Postąpił kilka kroków naprzód w stronę kuzyna i wydął usta w podkówkę. - Pamiętam jak cała rodzina błagała cię, abyś przestał trzymać w pokoju jego zmaltretowane ciało. To musiał być dla ciebie wstrząs, jak się z tym uporałeś?

    OdpowiedzUsuń
  40. - Caroline, odetchnij, zrób trzy głębokie wdechy – powiedział Elias, ostentacyjnie demonstrując jej, jak powinna wykonać tę czynność. Po chwili przerwy kontynuował – Złość piękności szkodzi.
    Puchon zaśmiał się krótko, a jego koledzy zawtórowali mu nieśmiało. Nawet ten, który aktualnie trzymał książki dziewczyny, ale Montrose postanowiła zignorować ten fakt. I tak już świadomość, że siły rozłożyły się wyjątkowo niesprawiedliwie dla obu stron był dość przytłaczający, jednak zaślepiona chęcią zemsty, najlepiej bardzo krwawej, zdawała się tego nie zauważać.
    - W takim razie ty musisz złościć się nad wyraz często, Lanacaster, patrząc po twojej urodzie.
    Chętnie dodałaby, że wygląd chłopaka przypomina podstarzałego hipogryfa lub zawodnika quidditcha, który był wystawiany na uderzenia tłuczka zdecydowanie przez zbyt długi czas, ale ugryzła się w język na widok nadchodzącej z naprzeciwka profesor Sprout.
    Zamiast tego Krukonka uśmiechnęła się niewinnie do chłopaka. Już miała odejść, by zabrać swoją własność z rąk kolegi Eliasa, kiedy potknęła się wystawioną – dałaby głowę, że specjalnie – nogę Puchona. Wylądowała niezbyt zgrabnie na swoich czterech literach, obijając się boleśnie. Zła i upokorzona, Caroline podniosła się z ziemi, czując na sobie zaintrygowane spojrzenia wszystkich uczniów, którzy na jej nieszczęście postanowili zgromadzić się akurat teraz na korytarzu. Wizja publicznej kłótni zapowiadała się dla nich o wiele ciekawiej niż perspektywa kolejnej lekcji, dlatego tez nie spieszyli się zbytnio do klas, w najgorszym wypadku mogąc usprawiedliwić się bójką lub wymianą zaklęć, która była powodem ich spóźnienia. O ile do owej dojdzie. Niedoczekanie wasze, przemknęło przez myśl blondynce, która stała już naprzeciwko rozbawionego Eliasa.
    - Publiczne robienie z siebie głupka już ci nie wystarcza, co? Teraz postanowiłeś podzielić się tym hobby z innymi?
    Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest prowokatorką całego zajścia i gdyby trzymała się z daleka nigdy by do niego nie doszło. Jednak nie mogła darować chłopakowi, że wszystko uchodziło mu płazem. Za. Każdym. Razem. Duma dziewczyny nie pozwalała jej na to.
    A już szczególnie, jeżeli chodziło o sprawę tak bliską sercu Caroline jaką był quidditch. Byłą gotowa na każde poświęcenie w jego obronie.

    Montrose

    OdpowiedzUsuń
  41. - Ależ śmiech służy zdrowiu, panno Westley, czyż nie? - Elias wyszczerzył się do niej.
    - Oczywiście - zaczęła, ale nie dane było jej dokończyć swojej myśli, ponieważ po talii przeszły dłonie chłopaka, które wywołały kolejny atak śmiechu. Nie mogła wykonać żadnego większego ruchu, gdyż na Noelle siedział Krukon.
    - Zejdź ze mnie trollu - wypowiedziała, kiedy Lancaster chwilę zwolnił. Pożałowała swoich słów, które wymówiła z rządkiem białych zębów. Palce Eliasa przemieściły się na żebra rudowłosej. Przez śmiech Noel pisnęła, wiercąc się jeszcze bardziej. Nie była w stanie zepchnąć go z siebie, chłopak była dla niej za silny i za ciężki. W końcu zmobilizowała się i zacisnęła swoje dłonie na nadgarstkach Krukona. Siłowali się chwilę, próbując przepchać ręce w kierunku w którym chcieli. Ruda dalej jednak miała ogromny uśmiech na ustach. Mimo tego, że zwykle po takich zabawach kości bolały ją przez cały kolejny dzień, to uwielbiała wygłupiać się z Lancasterem. Był to nieodłączny punkt każdego dnia. Zwykle to ona jednak padała ofiarą, ewentualnie jej włosy. Noelle za to znała swoje sposoby, jak dokuczyć przyjacielowi.
    - Czyli mam rozumieć - zaczęła dalej próbując odciągnąć dłonie chłopaka od siebie - że swoim ciężarem chcesz zgnieść swoją jedyną i najukochańszą Ellie? - zapytała zupełnie nie myśląc nad słowami. Tych określeń używała często, dlatego wplatała je w zdania automatycznie. Od zakładu nabrały dla rudowłosej zupełnie innego znaczenia.
    Dziewczyna zacisnęła usta w wąską kreskę przyglądając się reakcji Eliasa. Słuchać było jej ciężki oddech spowodowany nagłym wysiłkiem. Klatka piersiowa unosiła jej się, by zaraz szybko opaść.
    - Panie Lancasterze, moja sukienka cierpi - podkreśliła ostatnie słowo przeciągając spółgłoskę. Potarmosiła przy tym jedną dłonią jego włosy. Chciała za wszelką cenę wyglądać tak, jakby zdanie które przed chwilą wypowiedziała nie wywołało u niej specjalnych uczuć. Takie określenia stały się dla niej niezręczne. Szczególnie że gdzieś w środku tlił się w Noelle smutek, że nie są one prawdziwe.

    [Oj, sukienka się pruje :D]

    OdpowiedzUsuń
  42. [A, mnie o chęci na wątek pytać nie trzeba, bom chętna jak nic^^ A o zgodę tym bardziej więc... Let's go crazy pepole!]

    Crowdean

    OdpowiedzUsuń
  43. [ *O*O*O*O*O*O* MUSZĘ Z NIM WĄCIĆ! O'Brien! <3<3<3<3
    Ok to taki pomysł, że Elias może być starszym "mentorem" Fleur w czasie ćwiczeń w klubie pojedynków. Miłym, albo nie miłym, w zależności od twojego upodobania :)
    Mogą sobie dokuczać, albo całkiem dobrze się dogadywać.
    Czerpię ostatek weny, która mi ucieka...NO!! COME BACK!!]

    Fleur Houx

    OdpowiedzUsuń
  44. [Dziękuję bardzo za miłe słowa ;) Na wątek jestem chętna, pytanie tylko - czy jest jakiś pomysł? Jestem otwarta na propozycję zarówno Eliasa, jak i Kristel ;)]

    Lily Evans | Aicha Bell

    OdpowiedzUsuń
  45. Bastianowi nie podobał się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa. O ile wywlekanie na wierzch czyichś sekretów odnosiło pożądany skutek zawstydzenia czy zirytowania drugiej osoby, tak White był przekonany, że z tego pojedynku ciężko będzie komuś wyjść obronną ręką. Prędzej jedno pociągnie za sobą na dno drugie, a przez pojęcie "dno" Bastian rozumiał wtajemniczenie całego świata (do czego niewątpliwie prędzej czy później dojdzie zważywszy na obecność drużyn quidditch'a, który pewnie nie mogli się doczekać gorętszych faktów z życia swoich kapitanów) w ich niekoniecznie przeznaczone dla uszu osób trzecich sekrety.
    Słysząc eliasowe próby wybielenia się w oczach zgromadzonych, Bastian wybuchnął głośnym śmiechem i pokręcił głową z zażenowaniem.
    - Serio? A kto nosił zdjęcie z nim zawsze przy sobie, hę? Pamiętasz może dedykację? Oczywiście, że pamiętasz: "Ja i Generał Pluszowy - przyjaciele na zawsze!" - zaintonował dziecięcym głosem. Nie wierzył jednak, że jedyna pamiątka po misiu ot tak gdzieś zaginęła. - Dalej je masz, prawda? - spojrzał na niego wyczekująco, a kiedy zauważył na policzkach Eliasa ślady rumieńców uśmiechnął się tryumfalnie.
    Nie musiał czekać długo na kontratak Lancastera. Chłopak ewidentnie poddawał machinacjom zdobyte przez siebie informacje, a Bastian nie chciał wiedzieć jak bardzo po nim widać, że jest wściekły. Jego dłonie błyskawicznie uformowały się w pięści i ledwo stłumił ich użycie na stłumiony chichot dobiegający gdzieś z oddali.
    - Dowartościowałeś się już? - syknął, zbliżając się jeszcze bardziej do Puchona - Dobra robota, własnie udało ci się jakoś wynagrodzić sobie fakt, że dla ciebie jedyną osobą do zwierzania jest twoja matka, a i tak jesteś zmuszony okłamywać ją, żeby nie czuła zawodu z powodu godnego pożałowania Eliaska. - Wyszczerzył żeby w szerokim uśmiechu.

    [no, to chyba już TEN moment.]

    OdpowiedzUsuń
  46. [Witam serdecznie i bardzo dziękuję za powitanie :) Na wątki byłabym chętna z obiema Twoimi postaciami, ale mam kompletną pustkę w głowie, a nie chcę jakimś badziewiem Ci zarzucić. Wymyśliłam jednak, że może Elias i Marlene byli by przyjaciółmi i pewnego dnia chłopak postawił sobie za ce nauczenie McKinnon latać na miotle, a wie, że ta ich się boi od czasu, kiedy w pierwszej klasie miała spotkanie pierwszego stopnia z hogwarckim murem. Co Ty na to?]

    Marlene

    OdpowiedzUsuń
  47. W końcu Noelle poczuła ulgę, kiedy chłopak z niej zszedł. Może była wytrzymała fizycznie, ale nie na długo. Jednak była drobna, a to powodowało, że o wiele trudniej było znosić ciężary. Elias wyciągnął ku niej dłonie i złapał jej własne, by pomóc dziewczynie wstać. Kiedy już siedziała tuż obok niego, chłopak położył swoją rękę na kolano Ellie. W tym momencie poczuła jak jej policzki nabierają ciepła, co najprawdopodobniej zakończyło się rumianymi krążkami. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, widząc spuszczoną głowę Puchona. Ewidentnie coś go dręczyło i niestety Noelle domyślała się, co to może być. Ona też miała ogromny mętlik w głowie, którego nie mogła opanować. Myślami cały czas wracała to pamiętnego wieczoru, kiedy to po raz pierwszy się pocałowali. Od tamtej pory oboje nie wiedzieli jak się przy sobie zachować. Raz byli zupełnie skrępowani, a zaraz śmiali się i dokuczali wzajemnie jak kiedyś.
    Rudowłosa przygładziła wierzchnią część dłoni chłopaka, chcąc go jakoś pocieszyć. On zaraz złapał ją w swoją, próbując coś powiedzieć. Niezbyt mu się to udało, jednak dzielnie spojrzał jej w oczy. Wtedy przybliżył się do niej i musnął jej usta. Miała wrażenie, że serce się jej zatrzymało, a następnie zaczynało wybijać szalony rytm. Sparaliżowana i zaskoczona tym, co się stało oddaliła głowę spoglądając na jego barwne tęczówki. Nie dowierzała temu, co własnie działo. Na jej ustach jednak zaczął pojawiać się uśmiech, a chcąc jak najszybciej poprawić swój błąd ujęła twarz Eliasa w dwie dłonie i ponownie złączyła ich usta. Poczuła obcy, lecz przyjemny smak, który doskonale pamiętała. Chciała przeżyć pocałunek z nim raz jeszcze, ale minutę temu uważała to za życzenie nie do spełnienia. Była w tej chwili tak szczęśliwa, że nawet przez pocałunek się uśmiechała. To było przyjemne dowiedzieć się, że jednak ktoś odwzajemnia uczucia. Przysunęła się do niego na tyle, ile to było możliwe, a jej dłoń powędrowała do włosów Eliasa, w które wplotła swoje palce. Były przyjemne w dotyku, ale o wiele przyjemniej było czuć jego usta na jej własnych. W końcu dziewczyna trochę zwolniła i przerwała pocałunek. Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a potem zabrzmiał krótki śmiech. Musnęła go delikatnie raz jeszcze, a następnie schowała głowę w jego torsie, chcąc zakryć zaczerwienione policzki.

    OdpowiedzUsuń
  48. Fleur? Jaka była? Czego szukała, zawsze parę razy przechadzając się tym samym korytarzem? Po co czytała księgi, których na lekcjach nie wymagano? Te i wiele innych pytań przychodziło do głowy, zawsze kiedy szła do swojego dormitorium obładowana stosem ksiąg z biblioteki. Zdawać się mogło, że dziewczyna po za literami, zgrabnie nakreślonymi na pożółkłych kartkach nie widzi niczego innego. Nie dostrzega uczniów, którzy raz z niej szydzą, raz podziwiają; nie interesuje się niczym po za magią i własnym samodoskonaleniem się. Może dlatego mało kto wie, jaka Houx jest naprawdę? Dlaczego tak niewielu czarodziejów i czarownic do siebie dopuszcza.
    W klubie pojedynków było kilka tylko osób - garstka dosłownie - która widziała coś więcej po za jej niesfornymi blond włosami, zielonymi oczami i zgrabnymi nogami. Tylko paru, których wzrok sięgał dalej, po za granicę tego za kogo Fleur uchodziła, a kim w rzeczywistości była.
    Zawsze uśmiechnięta, ostrożna, nieufna. Jak zaszczute dzikie zwierzę, które jest przyjazne dla przyjaznych ludzi, ale kąsać też potrafi.
    Tego dnia czekała na chłopaka, który od jakiegoś czasu pełnił rolę jej mentora w Klubie Pojedynków. Ile umiał tyle potrafił jej nauczyć, a Houx zawsze była mu wdzięczna za czas jaki jej poświęcał.
    Dziś, siedząc na ławce z lukrecjowym wężem w ustach i książką na kolanach, odczytywała instrukcje do zaklęcia jakie za wszelką cenę, dziś chciała przećwiczyć.
    Kiedy usłyszała głos chłopaka, który stanął obok niej, od razu postukała palcem w odpowiedni paragraf księgi.
    - Orbis...Pęta z świetlistego promienia. To chcę dziś ćwiczyć. - uśmiechnęła się do Eliasa i wstała odkładając księgę.
    Wydobyła różdżkę z kieszeni szaty, ale lukrecjowego węża dalej miała w ustach.

    [Przepraszam jeśli za słabo ;__; Poprawię się. ]

    Fleur Houx

    OdpowiedzUsuń
  49. [Dobra, to ja zaczynam :)]

    Nie miała zielonego pojęcia, co ona tam właściwie robi. Jakim cudem zdołała dopuścić do takiej sytuacji?
    A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Siedząc przy swoim stole w Wielkiej Sali, Marlenka zjadała właśnie śniadanie, czytając „Proroka Codzienego”, którego przyniosła jej sowa, kiedy obok niej usiadł Elias.
    Dziewczyna bardzo lubiła tego wesołego Puchona. Przyjaźnili się już od wielu lat i właśnie wtedy zachciało im się wspominać marlenkową przygodę z miotłą. Pierwszą i ostatnią – warto dodać.
    Sama nawet nie wiedziała kiedy, Elias zaproponował jej, że nauczy ją w końcu latać na miotle. Marlenka, była chyba tka zszokowana, że niewiele myśląc się zgodziła.
    I miała teraz przed sobą skutki braku rozwagi. Szła właśnie przez szkolne błonia w stronę boiska do Quidditcha, dzierżąc dumnie w dłoni starą miotłę, którą znalazła w schowku.
    Panika powoli brała nad nią górę, ale dziewczyna starała się tego po sobie nie pokazywać.
    Kiedy znalazła się na miejscu, rozejrzała się za przyjacielem.
    - Wiesz, chyba jednak zmieniłam zdanie. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem i lekko zielonkawą twarzą, kiedy tylko podeszła do chłopaka.

    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Bardzo się cieszę, że karta Ci się spodobała, chyba po raz pierwszy jestem zadowolona z mojej pracy ;O
    Lepiej wychodzą mi wątki kobieta-mężczyzna, dlatego zawitałam tutaj :) Pomyślałam, że moja Nadia mogłaby przez przypadek zawędrować na spotkanie Klubu Pojedynków i ze względu na swoją nieśmiałość nie miałaby odwagi przyznać się, że nie wie co tutaj robi, a walka na zaklęcia jest dla niej czarną magią (chociaż tutaj ten zwrot całkiem nie pasuje..) Zostanie przydzielona w parę z Eliasem i ten przez przypadek trafi moją Rosjaneczkę zaklęciem a Panna Petrova trafi do skrzydła szpitalnego itd..
    Nie wiem co z tego wyjdzie i czy pomysł przypada Ci do gustu, jeśli nie to daj znać wymyślimy coś innego ;) ]

    Petrova Nadia

    OdpowiedzUsuń
  51. Gdy Elias otoczył ją swoimi ramionami zdała sobie sprawę z tego, jak może się czuć przy nim bezpieczna. Zadowolona z tego, że schował swoją twarz w jej włosach sama zacisnęła ręce wokół niego.
    - Oj, Ellie - zaczął mówić, a ona słyszała w jego głosie nutkę uśmiechu, który najprawdopodobniej widniał na jego ustach - Nie wiem, co powiedzieć. Chyba pierwszy raz odebrało mi mowę – zaśmiał się cicho i przejechał delikatnie ręką po jej włosach. Lubiła kiedy ktoś bawił się jej kosmykami. Wtedy po plecach przechodził przyjemny dreszcz.
    - Elias Lancaster nie wie, co powiedzieć? - zapytała z udawanym zdziwieniem. Podniosła głowę i zmarszczyła brwi - ten Elias Lancaster, który sypie żartami na prawo i lewo? Hmm - mruknęła szeroko się uśmiechając - chyba powinnam dostać za ten wyczyn jakąś nagrodę. Bądź, co bądź miałam w tym czynny udział - zaśmiała się krótko.
    Które z nich, kiedy siedzieli razem w jednym przedziale, pomyślałoby, że za kilka lat po wspólnym Balu Walentynkowym będą siedzieli wzajemnie objęci? Które z nich pomyślałoby na pierwszym treningu, kiedy to przybili sobie piątkę w podziękowaniu za dobry początek, że kiedyś złączą swoje usta w długim pocałunku? Jeszcze na początku tego roku nie przeszłoby im przez myśl, jak ich znajomość może się potoczyć. I choć nie mogli nazwać się już tylko przyjaciółmi, to wiedziała, że ich zachowania pozostaną takie same. Dołączy do nich jedyne nowy wachlarzyk w postaci pocałunków.
    Ach, gdyby Elias dalej bawiłby się jej włosami, byłaby gotowa rozpłynąć się mu w ramionach. Tego nie miał w zwyczaju robić, ale spodobało się Noelle to z jaką delikatnością potrafił przygładzić je, sprawiając jej tym samym przyjemność.
    Raj, istny raj na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  52. Uśmiechnęła się do chłopaka słysząc jego zgodę. Może to i nie najlepsze zaklęcie dla kogoś, kto nigdy podobnego nie ćwiczył, jednak celem i marzeniem Fleur było przecieranie, niezbadanych dotąd szlaków magii.
    Wstała z ławki odkładając paczkę czerwonych lukrecji i książkę, z której wyłapała nazwę i instrukcję do owego zaklęcia "Orbis".
    Słuchała przez chwilę chłopaka, nie zwracając nawet uwagi na jego kilkusekundowe zacięcie się w słowach. Nagrodziła go za to lekkim uśmiechem cierpliwej uczennicy, która rozumie potrzebę nauczyciela na zastanowienie się i proste objaśnienie "magicznej strategii".
    Kiedy wreszcie podał instrukcję, Fleur od razu się do niej dostosowała rozluźniając napięte mięśnie ramion, strategicznie rozstawiając nogi i oczywiście wzmagając uścisk palców na tarninowej różdżce.
    - W porządku, teraz nawet huragan nie jest w stanie oderwać moich stóp od ziemi, Mistrzu. - zażartowała posyłając Eliasowi uroczy uśmiech, uwieńczony dołeczkami w obu policzkach.
    Kiedy zapytał o jej doświadczenie z tym zaklęciem, czarownica wzruszyła jedynie ramionami.
    - Nie. Ale większości tego, o co cię proszę, byś mnie nauczył, nie przerabiałam.

    F.H

    OdpowiedzUsuń
  53. Marlenka miała to szczęście, że w swoim, jeszcze stosunkowo krótkim, życiu doznała obu tych uczuć – i miłości i przyjaźni.
    Przyjaźniła się z wieloma osobami. Byli wśród nich nawet chłopcy. Blondynka zawsze myślała, że damsko – męska przyjaźń nie może istnieć, bo prędzej czy później przerodzi się w coś głębszego. Zazwyczaj kończyło się to wtedy rozstaniem i zerwaniem przyjaźni.
    McKinnon, nie miała jednak takiego problemu.
    Jamesa traktowała bardziej jak brata, a nie przyjaciela, a Elias, mimo że odgrywał w jej życiu ważną rolę, nigdy nie traktowała go jako swojego potencjalnego chłopaka. Ich relacja była dla niej zbyt ważna, by miała w nią jeszcze wplatać dodatkowe uczucia. Poza tym, Lancaster nigdy nie był dla niej atrakcyjny, przynajmniej nie w ten sposób. Nie żeby mu czegoś brakowało, ale Marlenka miała inne preferencje.
    Gryfonka była z natury bardzo kochliwą osóbką i wiedział to każdy, kto choć kojarzył ją z widzenia.
    Obiekty swoich uczuć zmieniała szybciej niż bieliznę, jednak w końcu nadszedł czas, by zadurzyła się w jednej osobie.
    Marlene nigdy by nie podejrzewała, że Ian odwzajemni jej uczucia, a tymczasem byli parą, co nie podobało się Huncwotom, a już szczególnie Jimowi. Jednak miłość nie wybiera i rządzi się swoimi własnymi prawami.
    McKinnon spojrzała na leżącą przed nią miotłę. Bała się jej tak, jak diabeł święcony boi się wody, jednak wiedziała, że Elias jej nie odpuści.
    Nie, kiedy niemal siłą ściągnął ją na boisko.
    - Wiesz, że praz kolejny wyląduję w Skrzydle Szpitalnym. - Powiedziała ze strachem wpatrując się w twarz przyjaciela.- Znów złamię sobie rękę, nogę albo co tam jeszcze. - Dodała z wyczuwalnym przerażeniem w głosie, ale kiedy zobaczyła minę przyjaciela od razu przestała.
    Blondynka spojrzała na miotłę i wyciągnęła prawą rękę. Wołała „ Do mnie” raz, potem drugi i trzeci.
    W końcu za jakimś dwudziestym podejściem miotła posłusznie znalazła się w dłoni dziewczyny, a przerażenie ścisnęło jej gardło tak, że nie mogła nic powiedzieć.
    Przed oczami stanęła jej pierwsza lekcja latania i jej finał, zakończony wspaniałym upadkiem z wysokości dwudziestu stóp. Marlene, miała nadzieję, że tym razem obejdzie się bez zbędnych kolizji i mury Hogwartu tym razem nie ucierpią po bliskim spotkaniu pierwszego stopnia z pewną niezdarną Gryfonką.


    Marlenka

    OdpowiedzUsuń
  54. Wtorek. Z reguły ten dzień zawsze był dla Nadii okropnie zwariowany z różnych powodów. Zazwyczaj działo się coś, czego Puchonka nie potrafiła przewidzieć. Zaczynając od nieuzasadnionych kar u Filcha, poprzez znalezienie szczura w swojej torbie, aż do przypadkowego znalezienia się w środku kłótni Gryfonów i Ślizgonów, które nigdy nie kończyły się symbolicznym podaniem dłoni na zgodę.
    Kolejny wtorek zwiastował nowe szalone doznania, których Panna Petrova bała się ponad miarę. Cały dzień unikała jakiegokolwiek kontaktu z rówieśnikami. Chowała się w tłumie uczniów a w klasie siadała możliwie jak najdalej nauczyciela.
    Kiedy lekcje dobiegły końca Nadia odetchnęła z ulgą mając nadzieję, że w końcu uda jej się przeżyć pechowy wtorek bez szaleństw i niespodzianek.
    Uradowana z szerokim uśmiechem na twarzy maszerowała w stronę opuszczonej klasy, w której miała spotkać się z Charlie'm w kwestii obgadania ich tajemnicy. Pech jednak chciał, że pomyliła pomieszczenia i weszła prosto do sali, w której odbywały się spotkania Klubu Pojedynków. Stanęła jak wryta, a wszyscy obecni zwrócili na nią swoją uwagę. Puchonka zarumieniła się słysząc krzyki nauczyciela, który nadzorował zajęcia i weszła głębiej do sali.
    Nie chciała tutaj być. Właściwie nie wiedziała na czym ten klub polega. Nie była dobra w rzucaniu zaklęć a już z pewnością nie umiała się pojedynkować.
    Stanęła jak najdalej wszystkich uczniów, który dziwnie lustrowali ją wzrokiem i spuściła wzrok. Nie miała na tyle odwagi, by przyznać się, że nie powinna tutaj być.

    Petrova Nadia

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ja bym się pokusiła o wątek z Eliasem. ;) Nie wiem tylko, czy uda mi się wymyślić coś świetnego, wręcz matriksowego. :(]

    Emma

    OdpowiedzUsuń
  56. [oranyjakifajny - zróbmy z nich quidditchowych wrogów, co? Fynn jest raczej agresywny na boisku, nie będzie im brakowało okazji do wyzywania się podczas meczów. ;) W wątku chętnie zmusiłabym ich do rywalizacji o jakąś dziewczynę, magiczny przedmiot czy np. wygraną w konkursie o najnowszą miotłę. Jak myślisz?]

    Fynn

    OdpowiedzUsuń
  57. [Czyli z góry zakładasz, że Fynn miałby przegrać rywalizację o Noelle. :< Nie wiesz, jaki on potrafi być czarujący! Nie no żartuję, będzie fajnie i chodźmy pytać autorkę Noelle. ;) Wiesz, to całe quidditchowe nielubienie się to w sumie dla Fynna norma i zasadniczo mam tego sporo, więc może lepiej wymyślić coś oryginalniejszego. Hm?]

    OdpowiedzUsuń
  58. Patrzył na nią zupełnie inaczej. Nie umiała opisać jego wzroku, ale był najpiękniejszym widokiem, jaki widziała. Nikt wcześniej nie patrzył na nią w ten sposób, ale też nie chciała, by ktokolwiek inny, niż właśnie Elias postrzegał ją w takim świetle. Uśmiech na twarzy chłopaka powodował, że i jej kąciki ust kierowały się ku górze. To działało bardzo prosto. Jego szczęście równało się jej szczęściu. Prosta, mugolska matematyka.
    Jego ton poważnego, starszego mężczyzny rozbawił ją. Zawsze śmiała się z jego żartów, nawet jeżeli bawiło to wyłącznie ją. Nie robiła tego z powodu ich relacji, jaki ich łączyły. Po prostu miała takie poczucie humoru, jakim emanował Lancaster. To było jedną z wielu cech, za które uwielbiała chłopaka. Że pomimo swoich specyficznych żartów, nigdy nie zaprzestał ich wygłaszać. Jej szczery śmiech rozniósł się cichym echem po pustym pomieszczeniu. Nie było w tym miejscu nikogo, prócz nich. Jeszcze chwilę temu stali w zatłoczonej Wielkiej Sali, gdzie byli dla siebie całkiem obcy. Wystarczyło jednak zostać sam na sam, by ich zachowanie zmieniło się diametralnie. Ich ruchy stały się bardziej swobodne, dokładnie takie, ja za dawnych czasów. I nagle puf! Przekroczyli tę magiczną barierę, która wytworzyła się między Noelle, a Eliasem tuż po pocałunku dla zakładu.
    Ellie zmrużyła oczy słysząc liczbę punktów, które przyznał jej Puchon. Ścisnęła usta chcąc się nie uśmiechnąć. Próbowała być w tej chwili tak samo poważna, co chłopak. Prychnęła cicho słysząc o nagrodzie. Postanowiła zmienić trochę swoje miejsce siedzenia i wgramoliła mu się na kolana. Przyjrzała się chwilę jego twarzy i skrzywiła się lekko.
    - Jest pan niesprawiedliwy panie Eliasie Fredericku Lancasterze. Ta nagroda ani trochę nie zadowala pańskiego słońca - nawiązała do określenia, którego użył chłopak tego dnia. Mogła być jego i tylko jego. Byłaby wtedy najszczęśliwsza, biorąc pod uwagę okres całego życia Noel.
    - A co jeżeli - zaczęła przekrzywiając głowę. Przeniosła jedną ze swoich rąk i delikatnie przejechała opuszkami palców po miejscu wskazanym przez Eliasa. - tak dla własnego widzimisię, zmienię wyznaczony obszar na gdzieś w okolicach tego? - jej palec przejechał po linii policzka i zatrzymał się na wargach chłopaka. Po tym złożyła swoje ręce i ułożyła na swoich nogach, którymi zaczęła machać. - Poważne będą tego konsekwencje?

    OdpowiedzUsuń
  59. Nienawidzę takich sytuacji… Nienawidzę
    Nadia jako osoba, która na co dzień unikała tak mocnych zwrotów jak nienawidzę i kocham tym razem nie mogła się powstrzymać przed powtarzaniem w myślach na okrągło jak bardzo nie jest zadowolona z owej sytuacji. Nieśmiałość dziewczyny sprawiała jej niemałe kłopoty, które zazwyczaj kończyły się katastrofą. Tym razem mogło ucierpieć na tym jej życie. Kiedy wszyscy obecni na Sali zwrócili uwagę na Puchonkę ta mimowolnie poczuła jak jej policzki czerwienią się z nadmiaru emocji i zbyt wielu par oczu skupionych na jej małej postaci. Spojrzała błagająco na Profesora Flitwick’a, który wbił w nią wyczekujące spojrzenie. Miała wrażenie, że ten wcale nie dostrzega jej zakłopotania sytuacją i na dodatek zachęcał ją machnięciem ręki do wyjścia na środek. Nadia panicznie zaczęła rozglądać się po klasie szukając jakiejkolwiek deski ratunku. Jej wzrok dłużej zatrzymał się na starszym koledze z Hufflepuffu, którego bardzo dobrze znała. Eliasie Lancasterze. Niestety ich znajomość była jednostronna. Chłopak wyróżniał się pod każdym względem. Był ścigającym, na dodatek kapitanem ich drużyny Quidditcha. Ten sam fakt już stanowił mocny fundament dla popularności. Był również uczniem ostatniej klasy, co za tym idzie młodsi Puchoni musieli go znać, jak również podziwiać za dobrą grę. Quidditch był w szkole niezwykle istotny. Jeśli komukolwiek udałoby się dostać do drużyny stawał się kimś ważnym. Tak przynajmniej postrzegała to wszystko Panna Petrova.
    Elias jako jedyny rozumiał chyba w jakiej sytuacji znalazła się piątoklasistka. Zwlekała bardzo długo z podjęciem nieodwracalnej decyzji, jednak ostatecznie postanowiła wyjść na środek. Spuściła głowę w dół, próbując za wszelką cenę zakryć się kaskadą spływających jej na twarz włosów. Miała nadzieję, że może akurat nikt jej nie pozna. Jak to mówią: Nadzieja matką głupich… Zacisnęła zęby ostatkiem sił powstrzymując cisnące się na zewnątrz łzy. Nie chciała tutaj być. Nie powinna się tutaj w ogóle znaleźć. Wszyscy obecni uczniowie szeptali między sobą, śmiejąc się z nieśmiałej Puchonki. Osoby jej pokroju były zazwyczaj obiektem drwin w szkole, co sprawiało, że Nadia jeszcze bardziej zamykała się w sobie, próbując odizolować się od społeczeństwa.
    Westchnęła głęboko. Czuła się niemalże jakby czekała na swój własny wyrok śmierci. Kiedy usłyszała jednak nazwisko Lancastera, który miał być jej przeciwnikiem serce Puchonki zwolniło do normalnego tempa. Nie wiedząc czemu Nadia poczuła ulgę, że jakimś cudem trafiła na jedyną osobę, która jej współczuła. Nie zmieniało to jednak faktu, że musi się z nim zmierzyć. W głowie wyobraziła sobie jak rzucają w siebie z nienawiścią śmiercionośne zaklęcia.
    Czy można tutaj umrzeć?
    Zadawała sobie wciąż w głowie pytanie i układała najczarniejsze scenariusze. Nie rozumiała idei Klubu Pojedynków. Nie wiedziała, czy można odnieść tutaj poważne szkody. Drżała na samą myśl co ją czeka. Z nadmiaru emocji zapomniała nawet wyciągnąć różdżkę, co zapoczątkowało kolejną falę szmerów i śmiechu na Sali. Nadia ponownie zalała się rumieńcem i zaczęła gorączkowo szukać różdżki w kieszeniach szaty.

    Petrova Nadia

    OdpowiedzUsuń
  60. - Tak, takie tam darmowe korki z tego, jak być ofiarą narwania pewnej postrzelonej blondi, której hormony trochę za mocno buzują. Mocniej niż jej starania, by ruszyć trochę ten zgrabny tyłek i chociażby udawać, że jest się jakąś konkurencją w powietrzu.
    Wyszczerzony w szczerym, niewymuszonym uśmiechu Elias był nie miej irytujący niż jego odpowiedzi, które zdaniem Caroline zakrawały o pomstę do nieba poziomem swojej elokwencji. Blondi? Kto w ogóle używa takich słów? Odgarnęła zamaszystym ruchem nieco splątane włosy, które nieco przysłoniły twarz dziewczyny, tworząc niechcianą maskę. Dało to efekt przeczący słowom tego zadufanego w sobie Puchona, choć niezamierzony.
    – Ale, słońce, ważne że jesteś ładna.
    To stwierdzenie, w połączeniu z gestem jaki chłopak wykonał – czyli puszczeniem do Krukonki wesoło oczka, może i uszłoby mu na sucho, gdyby nie ten cały chory entuzjazm, jaki wręcz promieniował od Eliasa. Dla innych osób może i był on zaraźliwy, ale Montorse wprawiał w iście szewską pasję. Nie znała podłoża takich uczuć względem Puchona. Prawdopodobnie sam fakt występowania przez niego w innej drużynie zatruwał ich wzajemne relacje. Mówią, że quidditch ma być zabawą, jednak w praktyce okazywał się być kością niezgody pomiędzy członkami odmiennych drużyn. Może i nie była to nadrzędna idea tego sportu, ale cała historia sprzeczek pomiędzy poszczególnymi klubami czy pojedynczymi zawodnikami pokazywała, że jest nieodzowna i raczej niezmienna. Przynajmniej Caroline nie potrafiła sobie wyobrazić bratania się z drużyną wroga. Tak, dokładnie tak traktowała Puchonów, Gryfonów i Ślizgonów, jeżeli chodził o rozgrywki quidditcha.
    - W przeciwieństwie do ciebie, kotku – rzuciła z przekąsem.
    Nie uszło jej uwadze nagłe przejście na ty ze strony Eliasa. Zamierzała zagrać jego własną kartą.
    Nagle na korytarzu nastąpiło poruszenie. Wszyscy uczniowie rzucili się do ucieczki, chociaż jeszcze przed paroma sekundami z zapartym tchem śledzili sprzeczkę Carol i Eliasa. Spojrzała w przeciwnym kierunku do odchodzących uczniów. Na horyzoncie majaczyła wysoka sylwetka, ale obraz był zamazany, także nie był w stanie określić do kogo ona należy.
    Jedno było pewne – na pewno był ktoś z personelu. Dwójka skaczących sobie do gardeł uczniów z pewnością nie mogła umknąć jego uwadze. Takie zachowanie zasługiwało na największe potępienie. Jednak nie zamierzała odpuszczać Eliasowi. Nie mogła pozwolić, aby uszło mu jego przewinienie na sucho. Nie kolejny raz.

    [Panie i panowie: zwlekałam prawie miesiąc. Możesz zacząć bić :>>>>>>>>>> ]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Nie martw się, jestem dzieckiem cierpliwości i zrozumienia ;)]

    Serce Ellie wybijało jakiś szalony rytm, zupełnie niepodobny do tego normalnego. Jednak choć uśmiechała się na co dzień, to w tej chwili była w zupełnie innym stanie. Jej szczęście nie posiadało żadnej granicy. Było bezkresne, jak ten ocean, gdzie nie widać drugiego lądu, a nawet jakiegokolwiek. Noel znajdowała się na samym jego środku. Gdy Elias się przybliżył uśmiechnęła się lekko pod nosem, jednak zdarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Zamiast pocałunku otrzymała kolejną porcję łaskotek, które wywołały u dziewczyny nagły wybuch śmiechu. Jak zwykle nie udawało jej się obronić swoich żeber, chłopak zdecydowanie posiadał większy zakres siły niż ona. Mała, drobna Puchonka.
    I ta mała, drobna Puchonka chwilę później uniosła się w powietrze zwisając przez ramię Eliasa. Pisnęła przy tym, na chwilę przerywając chichot. Zakryła sobie oczy dłońmi, kiedy się obracał. To jednak nie uchroniło ją przed zawrotami głowy.
    - Po Eliasie Lancasterze można spodziewać się wszystkiego, gdyby pan o tym nie wiedział - mimo uśmiechu na twarzy mówiła pouczającym tonem. Zupełnie jak kobieta na wysokim stanowisku, która wie lepiej wszystko i od wszystkich. Przyglądała się w tej chwili Pokojowi Wspólnemu, który powoli oddalał się od niej. Zmarszczyła brwi analizując drogę jaką właśnie zmierzali. W końcu chłopak pchnął drzwi od części męskich dormitoriów, a Ellie z żalem patrzyła na miejsce, w które rzuciła swoje buty. Szybko ich raczej nie znajdzie, jeżeli do pokoju wrócą Puchoni. Dziewczyna westchnęła splatając ręce przed sobą.
    - I coś mi się wydaje, że gdybym pana nie słuchała, to o wiele lepiej bym na tym wyszła - po tym zdaniu podniosła się górując chwilę później nad Eliasem. - Nie traciłabym tyle ile właśnie tracę - objęła jego głowę swoimi ramionami i potarmosiła po włosach. Bo mogła przecież go zignorować i po prostu pocałować. Ale nie! Noelle Westley musiała grzecznie zapytać o pozwolenie.
    - Jest pan dla mnie okropny - westchnęła opierając swoją głowę o jego. Mówiła jak mała dziewczyna, która po raz pierwszy spotkała się z niesprawiedliwym człowiekiem. - Dlatego postanawiam nie skorzystać z pańskiej nagrody, ot co! - ożywiła się zaczynając machać nogami. Chciała spowodować, by postawił ją na podłogę, ale ani nie miała do tego siły, ani sposobu. Wiercąc się mu w rękach próbowała zmusić go do swojego pomysłu. Nie lubiła gdy się ją tak nosiło, ale co miała poradzić, że była na tyle lekka, że łatwo ją było podnieść i przerzucić przez ramię.
    - Lancaster! Puść mnie! - stęknęła bezradnie ponownie zwisając Puchonowi przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Jeju, ale piękna karta. :c Chcę wątek, oczywiście! Jakieś pomysły? Czy ja mam coś wymyślić?]

    OdpowiedzUsuń