✧ - Sol? Dlaczego oddaliłaś się od domu? Sol! Oh. Co się wydarzyło? - wysapała, wspierając dłonie o uda i nabierając oddechu. Czekała na słowo odpowiedzi, trwając w tej pozycji, po czym wyprostowała się do pionu i wierzchem dłoni starła kroplę wolno spływającego po jej bladym czole potu. Wnet wybałuszyła oczy. Zobaczyła to. - Dlaczego Lady Veronica jest... Jest martwa?! - pisnęła wzruszona, a na jej czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Intonacja głosu Daphne nie dawała Sloane powodów do niepokoju. Starsza siostra nigdy nie unosiła się gniewem. Dziewięcioletnia Sol poczęła nazywać to cichą histerią.
- Gdy nie ma rodziców, mogę się oddalać - odparła cicho, ze stoickim spokojem po chwili milczenia, utrzymując zafascynowane spojrzenie na postaci rozszarpanego ciała kota.
- Nie, eh. Sol - jęknęła i zrobiła parę kroków naprzód, zbliżając się do dziewczynki. - Muszę cie pilnować, siostrzyczko. Te opiekunki nie potrafią zająć się tobą dobrze - położyła dłoń na ramieniu klęczącej dziewczynki. A ta klęczała na swojej białej, wypełnionej pierzem, poduszce, umieszczonej na asfalcie pobocznej drogi. Daphne miała zamiar ją o to zagaić, lecz pokręciła tylko głową w zrezygnowaniu. Czuła jednak powinność dowiedzenia przyczyny śmierci małej burej kotki, którą dostała na swoje, odbyte miesiąc temu, piętnaste urodziny. - Proszę powiedz mi co...
- Przejeżdżały tutaj dwa mugolskie pojazdy. Pierwszy ją potrącił. Drugi był większy, rozjechał ją, rozpruwając jej ciało.
- Oh... Sol. Przykro mi - przejechała dłonią po twarzy, by następnie umieścić je obie na ramionach siostry. Otarła je w akcie wsparcia. - Naprawdę mi przykro, że musiałaś na to patrzeć, to musiała być dla ciebie tragedia.
- Tak - odparła po minucie niemej ciszy, po czym chwyciła jej ręce i odtrąciła od siebie, powoli wstając z klęczek i eleganckim gestem poprawiając nałożoną na siebie sukienkę. Odwróciła się twarzą do siostry. - Tragedia. Biedne kotki. Zawsze umierają tak młodo - odparła i na twarzy dziewięciolatki pojawił się cień uśmiechu, gdy ciemne oczy pozostawały zgaszone.
- Tak - odpowiedziała niepewnie Daphne i wnet odczuła wstrząsające przeświadczenie. - To prawda...
- Biedne. I tak cicho piszczą, gdy umierają. Lady Veronica długo piszczała. Całą godzinę nie mogła się podnieść.
- Mówiłaś... Mówiłaś że ten drugi mugol. Że on ją dobił - kręciła głową, nie dowierzając. - Dlaczego jej nie pomogłaś?
- Daphne - przekręciła głowę w bok, mrużąc oczy, by móc dokładnie skupić na niej swój wzrok. Na swojej starszej siostrze, Daphne. - Wiesz, że mi ją przypominałaś? Lady Veronice. Gdy tam leżała. Błagała o pomoc. I wiesz... Wyobrażałam sobie ciebie na jej miejscu. I patrzyłam. Obserwowałam po cichu, jak umiera. Agonia. Lubię to słowo, zauważyłaś, że tata często je używa? Tata nie lubi, gdy robisz coś, co mnie brzydzi. A brzydzi mnie twój dotyk, Daphne. Nie dotykaj mnie, bo. Bo Daph, wtedy już nie będę musiała wyobrażać sobie, że jesteś tym kotem - spuściła wzrok na swoje przedramię, podrapane, gdzie z jednej głębszej rany spływała strużka krwi. Oszołomiona Daphne, której czynność oddychania była teraz obca, podążając za wzrokiem siostry, również dostrzegła zranienie. Sol natomiast roześmiała się cicho i równie spokojnym, wyprutym z emocji głosem, odezwała się, nie spuszczając spojrzenia z rany: - Gdy ją niosłam, zaczęła mnie drapać, a gdy próbowałam rzucić pod koła, wbiła się we mnie pazurami. Bolało mnie, siostrzyczko.
To było piękne uczucie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz