3 maja 2014

Leonardo Bastian Smith
15 lipca 1960 roku | Nowy York, USA
czysta krew | Slytherin
czarna pantera | śmierć matki | włos akromantuli, 10 cali, czerwony dąb
miejsce zamieszkania - Londyn 

Urodzony w Nowy Yorku dnia 15 (wyjątkowo) upalnego lipca 1960 roku, przy akompaniamencie koncertu jednego z mugolskich zespołów rockowych. Dzień ten zyskał miano "ulubionego" szanownej Alison Smith, która od pierwszego wejrzenia pokochała synka najmocniej ze wszystkich domowników z całkowitą wzajemnością. Ojciec Leo - Alexander Smith, zagorzały śmierciożerca, rzadko bywał w domu i niejednokrotnie zdradzał swoją żonę, za co Leo po pewnym czasie szczerze go znienawidził. Pomimo nieciekawych relacji z ojcem miał wyjątkowo udane dzieciństwo. Było to dziecko, które wszędzie zdołało wejść, wszystko zniszczyć i wszystkim dokuczyć następnie zrzucając całą winę na młodsza siostrę – Julie. Ponad wszystko niezwykle ciekawe otaczającego świata i ludzi. Wychowywany w rodzinie, dla której służba Czarnemu Panu była priorytetem, a on sam najwyższą stancją, z łatwością wpojone mu zostało, że mugole to brudne istoty, zagrażające światu czarodziejów i magii, którą szczerze kochał. Należał do niezwykle zamożnej rodziny z racji czego nigdy niczego mu nie brakowało, a jako że po za bogactwem Bóg (jeśli takowy istnieje) obdarzył go niezwykłą inteligencją i urodą rodem z reklam i bilbordów od zawsze otaczało go obszerne grono wielbicielek. Nie przeszkadzało mu to. Był nawet tak łaskawy, że od czasu do czasu z jedną z nich się zabawiał. Kiedy po raz pierwszy przekroczył progi zamku zrozumiał, że to jego miejsce i wtedy to zaczął się buntować przeciwko całej nieopisanej pogardzie, z jaką jego rodzice traktowali każdego kto nie był w ich przekonaniu czysto-krwisty. Od zawsze miał liczne grono przyjaciół z roku na rok powiększające się z powodu faktu, że działał jak magnes na kobiety, jak i tego, że od zawsze wpadał na te najbardziej szalone pomysły. Łajdak. Nie ma co obijać w bawełnę zdobywca niejednego damskiego serca, które po kolei, bez większych skrupułów łamał. Nie zaprzecza jednak, że pewnego dnia się zakocha. Nie czeka na to uczucie i nie jest tym faktem zbyt zachwycony. Jest mu dobrze jak jest. Pomimo wszystko jest cholernie odważny i honorowy. Nie pozwoli skrzywdzić żadnego z najbliższych przyjaciół i będzie walczył o swoje przekonania do końca. Nie zatrzymasz go, nie stłumisz, nie przejdziesz obok niego obojętnie. Gotowi?




30 komentarzy:

  1. [Witam pięknie na blogu i życzę udanej zabawy. ;) Chciałam zaproponować wątek, ale jak mam szczątek pomysłu zawsze okazuje się on być... zły. A więc wymyśliłam takie relacje, są do skreślenia, poprawienia, wymyślenia całkiem innych, jak tylko chcesz ;)
    - dawna para (ale nie zgadza mi się ich wiek), ale Belli nie podobało się grono wielbicielek i między innymi dlatego nie chciała skończyć jak z pewnością kilkoro z nich (czyli krótko mówiąc do łóżka nie poszli)
    - przyjaciele, którzy poznali się podczas jakiejś niemiłej sytuacji, nie wiem, Leo dostał przez Bellę szlaban albo ona miała udzielić mu korków z przedmiotu, którego Leo naprawdę nienawidzi
    - ludzie, którzy chcieli być przyjaciółmi, ale odrzuciło ich od siebie swoje przekonanie o świecie magii
    Wrogowie na pewno odpadają, bo Bella to pokojowa istotka i zresztą zawsze lepiej dogadywała się z panami. No i zresztą jest twarzą wydań specjalnych tygodnika "Czarownica". Nie wiem, naprawdę. Ale zapraszam i tak. ;3]

    Isabella Meliflua

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Dzień dobry ! Wątek wąteczek wątunio, bo Led Zeppelin ! ]

    Melancolie

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam serdecznie nową postać! Imię Leonardo - pierwszy wielki plus. Robert Pattinson - drugi. Led Zeppelin - trzeci. Cud miód i orzeszki. Ale wciąż sie dziwie dacie urodzenia, bo wychodzi na to, że jest na V roku i ma 15 lat.
    W każdym razie wątek musi być, w końcu Kristen Stewart na wizerunku Kathleen do czegoś zobowiązuje ;)]

    Kathleen Kelmeckis / Kristen Scriven

    OdpowiedzUsuń
  4. [Leo ma piękne imię, ale to drugie mnie doprawdy urzekło! :D

    Znajdzie się może chęć na wątek? Jeśli tak, to zapraszam pod karty, a potem na gg w celu obgadania tego i owego. 8806340 :)]

    Bastian, Eva

    OdpowiedzUsuń
  5. [Tak, o takiego typu powiązanie mi chodziło. Mam nawet pomysł na wątek, by jakoś to zainteresowanie rozwinąć. Może napisz na gg 47691444 to wszystko wytłumaczę.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [witam, witam^^ bardzo ładne imię postaci :D w razie jakiś chęci i pomysłów: zapraszam]

    Ian Blake / Toby Foster

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam kolejną postać na blogu! Życząc dużo wątków i pomysłów, zapraszam do siebie :)! ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Łączy ich Slytherin. Melancolie ma zły stosunek do matki, Leo przeciwnie. Leo łamie serca, Melancolie wykorzystuje swoj urok na facetach. ]

    Melancolie

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oh, ten ostatni gif. Francisco ma dokładnie taki sam, jakby nie patrzeć, gdzieś go nawet w odmętach dysku mam zapisanego.
    Z racji tego zaprzyjaźnijmy ich! Leo z Benkiem, oczywiście ;) ]

    Georgijew/Montrose

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dzień dobry! Co prawda nie przepadam za Roberto (zwłaszcza jako Eduardo), ale obydwa gify mnie zauroczyły, zwłaszcza ten drugi! Myślę, że Yseult by się z nim dogadała... ona też się zbuntowała przeciw tak bardzo czystokrwistym rodzicom.]

    Yseult Ducie i Elsa Menzel

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dzień dobry, dzień dobry :) Coś nam się powiększą męska populacja w Hogwarcie, z czego bardzo się cieszę :D Leo prezentuje się bardzo specyficznie i jeszcze ten Roberto, hahah :D Gdybyś coś oczywiście zapraszam pod którąś z kart :)]

    James/Jean

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Drugi gif miazga <3 Tak ogólnie Twój Pan jest podobny do mojego, więc wątek i powiązanie muszą być ;> Stawiałabym na przyjaźń xd ]

    Malfoy/Petrova

    OdpowiedzUsuń
  13. [ pomysły ... ten sam dom, ten sam rok, więc znać się muszą. W jakimś stopniu są nawet do siebie podobni, ale nie szłabym tu w stronę przyjaźni, raczej wzajemne konkurowanie, udowadnianie kto jest lepszy, może nawet jakiś zakład o poderwanie uczennicy, no nie wiem :< ]

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  14. [ jakbyś mogła zacząć w wolnej chwili to byłabym wdzięczna :3 ]

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  15. [Okej, pomsł mi się podoba ;) Zacznę jak tylko będę mogła. ]

    OdpowiedzUsuń
  16. [mogło być lepiej, ale przynajmniej jako pierwsza odpisuję ;)]

    Kathleen Kelmeckis od najmłodszych lat odznaczała się, przede wszystkim, czterema definiującymi ją cechami: pewnością siebie, ciekawością oraz bezkompromisowością i nieustraszonością. Wrzucając do jednego kotła te cztery radioaktywne składniki, na wygrzanym do czerwoności palenisku, będącym temperamentem, można było spowodować albo wybuch bomby atomowej, albo powstanie specyficznej osobowości, jaką była Gryfonka. W końcu, gdy tej rodzice mówili „nie”, ona sama buntowniczo odbierała to, jako definitywne „tak” – jakby w słowniku dziewczyny jeden zwrot wypożyczył temu drugiemu swoją definicje. Sam Hogwart był dla niej zagadką, której dziarsko się nie obawiała, lecz wyczekiwała jej zwiastuna w postaci białej koperty, klasycznie zapieczętowanej, w dziobie pewnego natrętnego Puchacza. Magia była dla niej kolejną frajdą życia, którą z początku chciała wykorzystywać do utrącania nosa wścibskim i złośliwym rówieśnikom. Jako jedenastolatka nie myślała o obowiązkach – do dnia dzisiejszego nie zaprząta sobie nimi głowy – nie myślała o żadnych negatywnych konsekwencjach bycia czarownicą w tenże szkole. Starsza siostra rzadko napominała o podziale na czystokrwistych czarodziei z szanowanych rodów i mugolaków, czyli osób magicznych, których matka i ojciec pozostają bez odpowiednich zdolności. Mówiła o tym w dodatku wyjątkowo łagodnie i bezproblemowo, co nie dawało młodej Kathleen podstaw do zamartwiania się oraz odstawiania na bok snutych przez nią, sielskich planów o niej, jako czarownicy z prawdziwą różdżką w ręku, miotającej zaklęciami na prawo i lewo. Poza tym, jeszcze wtedy nie rozumiała, co dokładnie może oznaczać czystokrwistość i czym odznacza się wyostrzony zarys pomiędzy przedstawicielami ów grupy oraz mugolakami, do których, jak wszystko na to wskazywało, dziewczyna się zaliczała. Ale jak mówią, to nie słowa uczą, lecz nabyte doświadczenie. A Kath nabyła je już w Ekspresie Hogwart, w jednym z pierwszych wagonów, do którego bez namysłu wsiadła, nie spodziewając się późniejszego obrotu wydarzeń. Leonardo Smith. Tak brzmiało imię i nazwisko ów pana, którego tam zastała, wraz z bodajże dwójką dziwnie wyglądających koleżków. Wszyscy niezmiernie taktownie przyglądali się jej z kpiną odmalowaną na twarzy, gdy taka mała, krótko obcięta i ogólnie wyglądająca jak chłopak, rzucała im krótkie i chaotyczne „cześć, jestem Kathleen Kelmeckis, a wy?” W trakcie szaleńczo miłej konwersacji dowiedziała się, że w jej żyłach płynie brudna krew, co ją odrobinę zaskoczyło, ponieważ do tej pory myślała, że krew to krew i chyba musi być czysta, skoro jeszcze się od niej nie rozchorowała. Czyli Leonardo nazwał ją brudną? Potem dosłyszała takiego zwrotu, z którym również wcześniej się nie spotkała, a brzmiał on „szlama”. To określenie również nie należało do gatunku pięknych. Czy zakpił z jej włosów, a tamci zawtórowali mu śmiechem? Koniec.
    Swoją karierę bycia czarownicą Kathleen rozpoczęła, używając starych, sprawdzonych metod.
    -Teraz sam sprawdź, czy twoja krew też jest brudna, ofermo. - powiedziała i wyszła z przytupem zaraz po bliskim i zupełnie przypadkowym zderzeniu jej pięści z nosem Leonardo.
    Ze Ślizgonem miała w przyszłości wiele razy do czynienia. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, dlatego Kathleen zawsze darzyła chłopaka obopólną niechęcią, mimo że z wiekiem zaczęli ograniczać się jedynie do docinek i złośliwości. Gdy jeden miał zły humor – obrywało się drugiemu. Gdy jednemu się nudziło – szukał zwady u drugiego. Z czasem weszło jej w nawyk przewracanie oczami na widok arcyksięcia, łamacza serc głupiutkich, zdesperowanych duszyczek, Leonardo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy ją naszedł, wyczekiwała profesor McGonagall, która po zakończonej lekcji transmutacji kazała jej wstawić się o wyznaczonej porze na końcu tego korytarza, w którym obecnie się znajdywała, w czasie, który Minerwa wyznaczyła; i była odrobinę zniecierpliwiona i zezłoszczona spóźnieniem tej, wydawać by się mogło, wiecznie punktualnej nauczycielki. Powodem spotkania Gryfonki z ów panią był fakt, że ta postanowiła obrać sobie za życiowy cel odnalezienie łobuzów, którzy zdewastowali bibliotekę, przekładając jakimś wyszukanym zaklęciem wszystkie pozycje na nieodpowiednie regały, dorzucając na nie bonus w postaci książek-psikusów, czyli takich, z których po otwarciu, przykładowo, leciał prosto na twarz strumień lodowatej wody. Kathleen gratulowała pomysłu panom rozrabiakom, którym żart się niewątpliwie udał, lecz insynuacje McGonagall, jako że i Kath w całym przedsięwzięciu uczestniczyła, były najzwyczajniej w świecie błędne.
      Wydobyła z siebie przeciągłe „tiaa” na uwagę chłopaka z uwidocznionym grymasem na twarzy, po czym mocno zacisnęła wargi i rzuciła, niby od niechcenia:
      - W moim dormitorium jest lusterko. Jeżeli kiedykolwiek zgodzę się na twoją propozycje, proszę, rozbij je i dźgnij mnie jakimś ostrym kawałkiem w gardło – przewróciła oczami. Nie miała dziś cierpliwości na Leo i musiała zebrać się w sobie, by powstrzymać dłoń przed wyjęciem różdżki i zagrożeniem chłopakowi, że jeszcze jedno wypowiedziane przez niego słowo może skutkować bardzo długim pobytem w Skrzydle Szpitalnym jego dumnego tyłka.
      Tak, na Merlina, po prostu chłopaka nie znosiła.



      Kelmeckis.

      Usuń
  17. Z całego zestawu przyjemnych, skradzionych losowi chwil w nadziei na całkowite odcięcie się od paraliżującego zmysły zgiełku, ta była jedną z najmilszych. Gdyby mogła, gdyby nie istniało tysiąc i jeden spraw, którym musiała stawić czoła w niedalekiej (bardzo odkładanej) przyszłosći, zostałaby tu na zawsze, oddzielona od świata jedeitową ścianą magii, podatną jak plastelina na kształtowanie zgodne z jej wolą. Mogłaby już zawsze popijać Whiskey z pękatej butelki, zaśmiewając się w głos z własnych, żałosnych żartów, opowiadajac największe bzdury, albo po prostu będąc, tu, ze swoim przyjacielem.
    Leonardo, Leo, Leoś, chłopak, którego nigdy nie podejrzewałaby o to, że dosłownie wbiegnie w jej życie i przywłaszczy sobie tak wiele jego elementów, począwszy od zagarnięcia jej ścieżki do biegania, mimo że nie miał w tym wcale doświadczenia, mimo że była długa, wyboista i pełna wzniesień, a on o mało nie wypluwał płuc za każdym razem, kiedy chciał dorównać jej kroku. Nie sądziła, że wytrzyma, a jednak wytrzymał. Ona sama nie spodziewała się, że zaakceptuje całkiem inne priorytety i świat, z któreg pochodzi Leo, a jednak stało się do bez udziału jej świadomości, jakby to, że pochodzą z dwóch odmiennych rzeczywistości przyciągało ich do siebie, jak dwa różnoimienne bieguny. I tak było dobrze.
    Bo dobrze było posiedzieć sobie w Pokoju Przychodź-Wychodź, ponarzekać trochę na realia poza nim, porozmawiać o nic nie znaczących pierdołach, albo po prostu patrzyć na siebie, grając w "Kto pierwszy odwróci wzrok" i Eva nienawidziła w Leo tego, że zawsze przegrywała, a jednocześnie była wdzięczna, że wniósł w jej życie pewną stałość, oferując swoje ramię i towarzystwo, nie oczekując tak naprawdę niczego w zamian. Cudownie było po prostu móc powiedzieć "Tak, mam takiego kogoś! Nareszcie mam przyjaciela", kiedy wszyscy inne, wieloletnie elementy układanki, jaką była się ot tak rozpadły się w wyniku wielu nieprzemyślanych decyzji.
    I najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że mu o tym opowiadała. Całe życie spędziła pod wodą, nie mogąc wydobyć z siebie choćby najcichszego głosu wyrażającego pragnienia i obawy, a teraz siedziała w Pokoju Życzeń, znajdując się pod uważnym spojrzeniem Leo i mówiła mu więcej, niż kiedykolwiek o sobie powiedziała, o dziwo nie czując żadnej guli w związku ze streszczanymi najnowszymi wydarzeniami z jej życia: zerwaniem z Potterem, strachem w związku z utratą przyjaciela, tym całym chaosem zapoczątkowanym przez felerny szkolny bal.
    - Wiesz? Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła o tym mówić tak otwarcie i czuć się dzięki temu lepiej - zauważyła, wodząc palcem po brzegach butelki, po czym uniosła wzrok, napotykając utkwione w niej, zaciekawione spojrzenie blondyna. - Dziękuję ci, że jesteś. Zostj ty... chociaż może aż ty. - Uniosła kąciki warg w uśmiechu, czekając na jakiekolwiek słowa reakcji na jej opowieść.

    [Krócej, bo w autobusie nie jestem w stanie napisać nic więcej xD]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dzień dobry! Wróciłam na bloga i się witam :) w razie czego zapraszam pod moje dwie postacie (btw. bardzo ładne imię dla postaci)]

    Chantelle Hogarth / Noelle Westley

    OdpowiedzUsuń
  19. [Cześć, cześć :3 Cudowne imię postaci! ;>
    Jeśli masz jakiś pomysł na wątek to zapraszam do siebie]
    Violet Thompson

    OdpowiedzUsuń
  20. Z chwilą, kiedy wypowiedziała te słowa, wstąpiła w nią absolutna pewność, że są prawdziwe, że naprawdę wypłynęły z tej popękanej skorupy, która kiedyś nosiła miano jej serca, która obecnie była w stanie rekonwalescencji, zapewne mającej zająć długie, bolesne miesiące. Taka była niezaprzeczalna prawda, że pośród tych wszystkich osób, które były jej bliskie, przy niej została tylko ta, która nigdy nie miała się tutaj znaleźć, przez swoje paradoksalne wręcz podobieństwo do Ignotusa, będące niegdyś ucieleśnieniem wszystkiego tego, na co nie potrafiła patrzeć, nie czując zbierających się pod powiekami łez. A jednak teraz patrzyła i czuła, że Leo daje jej od siebie to, czego nie dostała nigdy wcześniej, a czego tak bardzo potrzebowała. Spokój.
    Mogła tak siedzieć do śmierci, objęta przez silne, ciepłe ramiona i czuć się dla kogoś najważniejszą, bez żadnego kruczka, czy haczyka, który mógłby potem wbić się w jej serce i rozorać je do krwi. Mieć świadomość, że po raz pierwszy od tak dawna ktoś rozumie i upajać się nią ile wlezie, by nigdy już nie wyrzucić z pamięci tego obrazu.
    Aż w końcu Leo dotknął jej warg swoimi, tak delikatnie i niepewnie, że przypominało to muśnięcie skrzydeł motyla, zanim chłopak odważył się pogłębić pocałunek, wodząc koniuszkiem języka po jej wargach, w desperacjim błaganiu o ich uchylenie. Eva czuła dłoń delikatnie przesuwającą się wzdłuż jej pleców, gorąco, które zaczęło uderzać w jej policzki i przemożną chęć, aby odwzajemnić pocałunek chłopaka. Ale nie mogła, bo wraz z tym gestem nadeszło zrozumienie, co tak naprawdę się wokół niej dzieje i świadomość, jak ślepa była.
    - Dlaczego? - zapytała bez cienia emocji w głosie, kiedy Leo się od niej odsunął, lustrując uważnie jej twarz w poszukiwaniu odpowiedzi. W oczach miała łzy bezsilności, bo czuła się naga jak dziecko, obnażona z wszelkich tajemnic. - Czy ty słyszałeś cokolwiek z tego, co do ciebie mówiłam przez ostatnie dziesięć minut?!

    [tak bardzo skopałam ;_;]

    Effy

    OdpowiedzUsuń
  21. [ przeglądarka zjadła mi komentarz :(
    powiem tylko pięć rzeczy:
    1. Led Zeppelin
    2. Robert Pattison
    3. Leonadro
    4. NY
    5. Wątek! Już!
    Mam nawet pomysł. Denny, ale jest! Może.... LeobędzienarzeczonymIvonne? (tradycja, czysta krew, bogactwo, prestiż i te inne sprawy na którym zleży większości czystokrwistych, a w szczególności ich rodzicom) Zaaranżowane małżeństwo, te sprawy? Do bani, c'nie?
    W każdym razie bardzo podoba mi się ta karta i Leo i Smith i wszystko.
    Pozdrawiam i dużo weny życzę,
    mimoza. ]

    Ivonne Isabelle Queensberry

    OdpowiedzUsuń
  22. [Administracja zaprasza serdecznie pod wątek grupowy, od kilku dni widniejący na stronie głównej. Razem twórzmy historię Hogsmeade :)]

    OdpowiedzUsuń
  23. Uniosła jedną brew, zażenowana i parsknęła sardonicznie. Gdyby rzeczywiście dały się pokroić, wyszedłby z nich tylko różowy puch i pustka pod czaszką, pomyślała, lecz zanim zdążyła ułożyć odpowiednio język i poruszyć wargami, w celu wypowiedzenia swoich przemyśleń, Leonardo uprzedził ją i wyjątkowo subtelnie poruszył swoimi ustami, w przeciwnym i wyjątkowo infantylnym celu. Pocałunek jakby machinalnie podniósł jej ręce, siłą swych dłoni odepchnęła go od siebie w rozgorączkowaniu, by następnie móc podsumować kwintesencję swej złości poprzez konkretne uderzenie w policzek. Miała nadzieję, że zaboli, bo, oj cholera, nic innego jak ból fizyczny chłopaka tak dosadnie nie krążyło jej w tej chwili po myśli. Upokorzył ją, złączając swoje zarozumiałe, ślizgońskie wargi z jej ustami, ustami Kathleen Kelmeckis, która już od lat miała go szczerze powyżej uszu. Widziała, jak Leonardo czerwieni się policzek, lecz on zamiast próby rewanżu, objawiającej się w wycelowanej w stronę dziewczyny różdżce, podniósł donośny śmiech wyrażający pewną satysfakcję, co było z jego strony, jak rzucenie się na tykającą bombę. Nie zamierzała się powstrzymywać, nie zamierzała puścić mu tego płazem, nie zamierzała machnąć na to ręką, zamierzała zaś wyciągnąć swoją różdżkę i przystawić ją Leonardo pod czubek jego zadufałego nosa, by mógł w końcu poczuć zagrożenie i niebezpieczeństwo sytuacji, w której się znalazł. Lecz on wciąż się śmiał, i śmiał, i w swoim śmiałym geście, bezczelnie nie potrafił zachować powagi.
    -Kath, słońce, co ty wyprawiasz? – poprawił włosy, gdy ona zapominała, że ma odpowiadać przed nauczycielką, dla której przybyła na ten koniec korytarza, by ostatecznie odnaleźć tu nie pokojowe rozwiązanie, na której liczyła, a szukającego zwady wroga w postaci Smith’a. Gorączka, która nią miotała potrafiłaby rozpalić całe miasto i pozostawić za sobą jedynie popiół i cisze. Nie zważała na konsekwencje, zważała jedynie na ten perfidny uśmiech. Zwęziła oczy i zmierzyła go morderczym, żądnym krwi wzrokiem.
    - Funduję ci miesięczny pobyt w skrzydle szpitalnym – wycedziła przez zęby, a z końca jej różdżki wystrzeliły iskry. Złość i frustracja działały na niekorzyść Gryfonki, dlatego gdy już wycelowała niechlubnie w popiersie chłopaka, to w sposób, który dawał mu okazje do odskoku. Niefortunnie, zamiast Leonardo, ucierpiał posąg bliżej nieokreślonego, zasłużonego czarodzieja, liczący sobie z pewnością setki godnie przeżytych, na swój sposób, lat. Spojrzała przerażona na marmur, który jakby z dezaprobatą, spoglądał na nią połową swej twarzy, a następnie usłyszała huk wydobywający się zza pleców szatynki. Serce Kathleen zabiło mocniej, wargi rozchyliły się w oszołomieniu, gdy Minerwa McGonagall całą siłą płuc zawyła nazwisko tych dwojga. Pospiesznie odwróciła się, by móc spojrzeć w twarz nauczycielki, gdy nagle ten kretyn złapał dziewczynę pod ramię i ciągnął ją rozbawiony w stronę Minerwy. Wyrwała mu się, popatrując na Ślizgona wilkiem, i podbiegła do zniecierpliwionej pani profesor, w celu wyjaśnienia sytuacji.
    - Pani profesor – uśmiechnęła się szeroko, kontrolując głos i wydobywając z siebie same wesołe nuty.
    - Niech pani sobie daruje, panno Kelmeckis – rozpoczęła swą tyradę McGonagall. – Widziałam, co tu się wydarzyło. Zniszczyła pani jeden z najwybitniej wykonanych pomników tej szkoły, gdy atakowała pani tegoż że ucznia! – wskazała na Leonardo. – Wątpię, by i pan był bez winy, jednak nie zauważyłam, byś cokolwiek zdemolował, panie Smith, dlatego nie odbiorę Slytherinowi punktów. Niestety Gryffindor za pani ekscesy musi stracić pięćdziesiąt punktów.
    - Co? – Kathleen jęknęła. – On, ale on – wysławiała się chaotycznie, próbując zebrać myśli. – Nie może pani!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Pewnie, że mogę, chyba nie chce pani tego podważać? To skutkowałoby w utracenie dziesięciu punktów – Kathleen zacisnęła mocno oczy i westchnęła bezradnie. – A teraz za mną – Minerwa obróciła się na pięcie, poganiając ich ruchem dłoni.
      - O co chodzi? – Gryfonka była zdezorientowana. Przecież odebrała już swoją karę, przyczyniając się do gwałtownego spadku Gryfonów w wyścigu po puchar.
      - Bez żadnych pytań. Po prostu za mną. Oboje.

      Usuń
  24. Wszystko bolało ją od samego patrzenia w ogromne, szkliste oczy chłopaka, których spojrzenie przewiercało ją na wylot, emitując całą gamę skrajnych uczuć. Gdyby tylko mogła zdystansować się do wydarzeń sprzed chwili i odgrywać rolę obserwatora, u siebie zobaczyłaby dokładnie to samo. Zaskoczenie i niezrozumienie. Była zamknięta w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu z betonu - swoim własnym ciele - przez które nie mógł się przebić jej rozpaczliwy krzyk. Czuła się, jak gdyby spędziła w nim całe życie - niesłyszana i ślepa na wszystkie tak jasne sygnały - jak gdyby dopiero teraz ktoś zapalił światło w pokoju i uświadomił ją, że przez cały ten czas żyła w ciemności i niewiedzy. I co było w tym wszystkim najgorsze, wolałaby w niej pozostać, bo nic nie okazało się tym, czego oczekiwała.
    Minęła wieczność, a może to było tylko kilka sekund, zanim Leonardo zabrał głos, usuwając spod stóp Effy jeszcze więcej cennego gruntu, czyniąc jego pozostałości niestabilną platformą, pochyłą równią, po której staczała się w dół.
    Że cię, kurwa, kocham.
    Jesteś całym moim pierdolonym światem.
    Pierdolony, kurwa, Leo.
    Naprawdę staczała się w dół, w miejsce, do którego nikt tak naprawdę nie chciał trafić, w senny koszmar. Dziurę pozbawioną tego, co czyni człowieka człowiekiem - przyjaciół. Odkąd straciła Ignotusa, a potem Jamesa, utrata kolejnego przyjaciela stała się dla niej wyznacznikiem horroru, jedynym istotnym powodem do strachu, a teraz zwyczajnie bała się cokolwiek powiedzieć, w obawie, że definitywnie odrzucając uczucia Leo, straci go, jednocześnie zdając sobie sprawę z faktu, że jeśli nic nie powie, może stać się dokładnie to samo. Ale nawet gdyby chciała cokolwiek z siebie wydusić, nie była w stanie ułożyć w głowie chociaż jednej myśli.
    Zanim zorientowała się, że się poruszyła, już obejmowała Leo, wtulając głowę w jego klatkę piersiową dotąd, aż nie usłyszała miarowego rytmu jego serca. Wtedy dopiero odsunęła się i otarła łzę z policzka, która spłynęła po nim nie wiadomo kiedy.
    - Wiesz, że też cię kocham? I też znaczysz dla mnie cholernie dużo, tak wiele, że nie przeżyłabym, gdybym cię straciła. Wiesz o tym, prawda? - zapytała, unosząc jego podbródek, by na nią spojrzał. - Ale to chyba inny rodzaj miłości, którego sama nie jestem pewna... Boże, jak to banalnie brzmi - parsknęła. - Przepraszam cię, Leo.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć. Obie twoje postacie są ciekawe, ale Leo urzekł mnie bardziej, poza tym mam już pewien pomysł, jak ich połączyć. Wywodzą się z podobnych rodzin, ale mogli za sobą nie przepadać w dzieciństwie – on zarozumiały, pełen idei wpojonych przez rodziców, ona nieśmiała i niepotrafiąca nikogo skrzywdzić. Przypuśćmy, że Leo koleguje się z jednym z braci Nastii, sama możesz wybrać czy tym gorszym czy lepszym i słysząc od niego opinie na temat dziewczyny, postanowił z czystej ciekawości ją poznać albo druga opcja: mógł się założyć z jakimś Ślizgonem, że Nastia jeszcze do końca szóstego roku wyląduje z nim w łóżku. Tutaj pokierowałabym sprawą tak, że mimo najszczerszych chęci wykorzystania jej i złamania serca, poczułby do dawnej nielubianej koleżanki coś więcej albo zaczął współczuć całej sytuacji z braćmi i rodziną.]

    Nastia R.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wyznanie Leo sprawiło, że głowę Evy nawiedziło tysiąc pytań i całkiem sprzecznych ze sobą myśli. Dopiero teraz poczuła ból, jaki wywołało uderzenie wspomnień tych wszystkich zawoalowanych wyznań, które teraz wydawały się tak oczywiste. Merlinie... Setki głębszych spojrzeń w oczy, przypadkowych muśnięć dłoni...
    Sekundy, podczas których oczekiwała na jakąkolwiek reakcję ze strony Leo dłużyły się w godziny, a te w całą wieczność. W końcu jednak ponownie ją objął.
    – Choćbyś łamała mi to moje biedne serduszko dzień w dzień i tak do końca świata, wiesz, że Cię nie zostawię? Jesteś skazana na mnie, wybacz. – parsknął śmiechem i przegarnął swoją gęstą grzywę.
    Słysząc, że Leonardo nie zamierza jej opuszczać, poczuła, ogrom ulgi zalewającej jej wnętrze od palców u stóp po czubek głowy. Wciąż jednak niczym katowski topór nad odsłoniętym karkiem, wisiała nad nią świadomość, że nawet nie potrafiła wyobrazić, jak czuć się będzie chłopak, jakie to dla niego bedzie poświęcenie - ignorować swoje uczucia, tylko dlatego, by móc być w pobliżu. Nie mogła być mu bardziej wdzięczna, a jednocześnie tak pełna współczucia, że wybrał akurat ją na obiekt swoich uczuć.
    – Jak długo to trwa? – zapytała, wyłamując sobie kostki u dłoni. – Od jak dawna mnie... kochasz?
    Jak mogła niczego nie zauważyć? Jak teraz będzie w stanie znieść ten ciężar, czując i mając świadomość jego miłości, teraz widocznej w jego gestach. Czy żywił jakąkolwiek nadzieję, na to, że coś się zmieni? Że będzie mogła pokochać go tak? Czy chciał na nią czekać? Natłok pytań bez jednoznacznej odpowiedzi sprawił, że jej głowa zapulsowała tępym bólem.

    [Odpisuję tak na szybko, nie wiem jaką to ma długosć, bo wychodzę z domu zaraz :)]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Już kocham tę postać, bo Rob z Remember me na pierwszym gifie <33333
    Ale tak ogarnąwszy już lekko siebie, stwierdzam, że osobowość również ma ciekawą i godną bliższego poznania, w dodatku podziwiam za tę odwagę do "zdradzenia" krwi, mając taką rodzinę (tak, przed chwilą czytałam kartę Julie).
    Więc jeśli coś gdzieś kiedyś, zapraszam do siebie ;)]

    Jo Hawkins/Lucek Roy

    OdpowiedzUsuń
  28. Wszyscy Ślizgoni działali na dziewczynę specyficznie, w zależności od dnia, w którym zapętali się pod jej nogi oraz poziomu głębokości wcześniejszego zalezienia Kathleen za skórę. Bywały dni, w których wymiana zdań ze Ślizgonem była dla Kelmeckis, jak zjedzenie słodkiej babeczki z lukrem, a ich rozjuszenie przeradzające się powoli, po dodawaniu kolejnych pikantnych zjadliwości, w szewską pasje, było jak ukoronowanie wierzchu czerwoną wisienką. Dokuczliwości rzucane w stronę Leonardo również sprawiały jej radochę w określone dni, gdy humor i antyślizgońskie oblicze osiągały pułap, a wtedy nawet jego śmieszki nie rzucały iskier na kocioł, który znajdował się gdzieś w tej trzewiach, i który często gotował się na żywym ogniu, gdy dochodziło do starcia ze znienawidzonym Ślizgonem. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a gdy te niesie za sobą rozczarowanie, uraza zostaje na długie lata. Dzisiejszy dzień z kolei kładł dziewczynie kłody pod nogi. Leonardo swoją postawą reprezentował imbecyla, któremu równie dobrze mogła zacisnąć dłonie na szyi, co tłumaczyło ten piękny sposób, w który straciła różdżkę. Rzucane przez niego pseudo pieszczotliwe słowa, takie jak słoneczko, były prowokacją, do pogryzienia sobie przez dziewczynę warg.
    Kobieta przemawiała tonem nie znoszącym sprzeciwu, mówiła stanowczo, mimo że Kathleen spoglądała na nią z zaciśniętą szczęką i wybałuszonymi oczami, a więc mimika jej twarzy przybrała żądze mordu. Co chwila biegała wzrokiem od sylwetki McGonagall do sylwetki młodzieńca, który nie wydawał się być zasmucony faktem, utraty całej reszty dnia na żmudną pracę przy segregacji książek. Chwila, on nawet o tym nie wiedział.
    Gdy skupiła wzrok na Leonardo dłuższą chwilę, niż powinna, nauczycielką obróciła się na pięcie i wyszła pospiesznym, żywym krokiem. Kathleen machinalnie uniosła rękę i rozchyliła wargi, jakby chcąc wykrzyczeć jakąś sentencję, która mogłaby ją zatrzymać, lecz ta opuściła już pomieszczenie, dlatego zaniechała jakichkolwiek działań opozycyjnych. Zrezygnowana dziewczyna opuściła dłoń i na głos Leonardo zacisnęła mocno oczy, wzdychając żałośnie. Obróciła swój tułów, by móc ze zwężonymi oczami spojrzeć na pyszałkowatą kreacje Ślizgona, wylegującego się na pobliskim fotelu, niczym królewicz, bez żadnej skazy na sumieniu. Założyła ręce i podeszła do niego wolnym krokiem; wydęła usta z niesmakiem, w milczeniu się mu przyglądając.
    -Normalnie palnę cię w łeb – zwróciła się do niego spokojnie, rozplatając założone na ramionach ręce. –Weź te nogi ze stołu. Świetnie, po prostu świetnie! Będę musiała spędzić tu z tobą dzień układając jakieś głupie książki, mimo że tego nie zrobiłam. To nie był mój dowcip! – mówiła podniesionym tonem głosu, na granicy krzyku, nadmiernie gestykulując. – Nawet nie wiesz, co masz robić. A wiesz, że będziesz coś robił, bo to przez ciebie rozbiłam ten posąg i to przez ciebie tu jestem. Nie myśl sobie, że będziesz tu sobie tak siedział, więc już teraz możesz podnieść ten cholerny tyłek i zabierać się za segregację książek. Słońce – parsknęła pogardliwie, przewracając oczami. – Idiota – wymamrotała pod nosem, podchodząc do wielkich, licznych regałów i opierając się o jednego z nich. Książki owszem znajdowały się na nich, lecz jak było wiadomo, funkcjonowały nie na swoim miejscu, nie w swoim dziale. Wiele z nich leżało na podłodze, niektóre nawet przemieszczały się po bibliotece. Wykrzywiła usta. Nie czuła odpowiedzialności posprzątania tego bałaganu, a gdy ktoś ją do czegoś zmuszał, niechęć do pracy potęgowała się, osiągając apogeum. Odwlekała więc wykonanie pierwszego ruchu, wręcz chciała sprawić, by ten nie został wykonany przez nią.
    - No dalej. Ruchy – odwróciła głowę w jego stronę i skinęła nią, by podszedł w kierunku chaosu ogarniającego półki.


    [WRESZCIE ODPISAŁAM <3]

    OdpowiedzUsuń